Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Komunizm pozostawił po sobie spustoszenie. Wiek degradacji duchowej i ekonomicznej połowy świata, ale i wpływ marksizmu na, zdawałoby się, antykomunistyczny Zachód odbijają swoje piętno na życiu jednostek i społeczeństw. Jedynym ratunkiem człowieka Zachodu to zanurzenie się w świecie wartości, na wędrówkę wśród których zapraszam. Jednakże nie jest to poradnik dla tych, którzy są w skrajnej sytuacji duchowej; książka ta nie może i nie ma w zamiarze autora zastąpić diagnoz jednostek, choć owszem, wraz z pracą pt.Anatomia totalitaryzmu, stanowi m.in. diagnozę zbiorowych problemów współczesności (jakim jest chociażby depersonalizujący i odindywidualizujący kolektywizm). Książka ta pisana w formie eseju pochyla się nad imponderabiliami i tematami uniwersalnymi oraz ponadczasowymi w kontekstach historycznych, ale i w odniesieniu do współczesności.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 131
Rafał Aleksander Witkowski
IMPONDERABILIA
Opus Magnum
Maisons–Laffitte.pl
redakcja@maisons–laffitte.pl
Warszawa 2023
ISBN: 978-83-957651-2-4
SPIS TREŚCI
I.
II.
III.
IV.
V.
VI.
VII.
VIII.
IX.
X.
XI.
XII.
XIII.
XIV.
XV.
XVI.
XVII.
XVIII.
Wstęp i o Autorze
Sens Bycia
Wolność
Wiara
Nadzieja
Miłość
Sprawiedliwość
Pokój
Bezpieczeństwo
Prawda
Dobro
Piękno
Sztuka
Rodzina
Kapitał społeczny
Praca
Duch Czasu
Męstwo
Relacje polsko – – ukraińskie
XIX.
XX.
XXI.
XXII.
XXIII.
XXIV.
XXV.
XXVI.
XXVII.
XXVIII.
XXIX.
XXX.
XXXI.
XXXII.
XXXIII.
XXXIV.
Autentyczność
Indywidualizm
Pamięć
Polityka jako etyka
życia zbiorowego
Odpowiedzialność
Honor
Myślenie
Poznanie
O Filozofii
Prywatność
Dialog
Komunikacja
O uczeniu się
Prawo naturalne
Głos w sporze o uniwersalia
Absolut
Bibliografia
Uwielbiam zapach książek po zmierzchu
R.A.W.
Kiedy się wstydzimy, zasłaniamy twarz. Natura, nad którą człowiek znęca się od dawna wymusiła na nim, by przyjął ten gest w czasie pandemii. Człowiek ma czego się wstydzić, bo jest niefrasobliwym eksperymentatorem na naturze bytu (istocie bytu). To nie rządy, lecz owa natura zamknęła nas w czterech ścianach, abyśmy przemyśleli swoje postępowanie i... myślenie. W tym miejscu miał się zakończyć niniejszy krótki wstęp, jednak ludzkością wstrząsnęła agresja Putina i jego wojsk na Ukrainę.
Rosyjskiego prezydenta bał się cały świat, tymczasem dyktator okazuje swoją słabość w walce i nie tylko – bo agresja wynika ze strachu i słabości. Tudzież byli tacy, którzy woleli robić z nim interesy, niż działać na rzecz pokoju, jakiemu zagrażał od lat. Dyplomacji natomiast Putin nie rozumie.
Rosyjski satrapa stał się wrogiem publicznym numer 1 na świecie, dopuszczającym się zbrodni. Czy świat ze swoimi trybunałami wymierzy mu sprawiedliwość? – takie pytanie zadałem w 2022 r. Dziś nie pytanie, lecz żądanie należy postawić, by świat wymierzył Putinowi karę.
Wyznawanie imponderabiliów prowadzi do pokoju i nadaje życiu sens. Mówienie o nich jest naglące w epoce kryzysu wartości, a wręcz nihilizmu, kiedy zasada użyteczności jest ponad etyką, a mieć (czyż to dziś nie jest zwykła epoka zbieracka?) jest nad być.
W niniejszej książce Czytelnik spotka się czasem z bardzo mocnymi tezami i sformułowaniami. Trudno, czasem trzeba tupnąć.
Całość nie tworzy systemu pojęć (o wadach systemowej filozofii piszę w rozdziale pt. „Absolut”); inspiracją były nie systemowe utwory Bacha, lecz symfonie Beethovena i etiudy Chopina. Tym niemniej całość jest powiązana, spójna i logiczna, a wraz z innymi moimi pismami wchodzi w skład filozofii egzystencjalnego autonomizmu, której zręby przedstawiają się następująco:
Etyka: indywidualizmAksjologia: absolutyzmEpistemologia: obiektywizmOntologia: realizm i pluralizmTeologia: chrystianistyczny panteizmEstetyka: esencjalizmEkonomia: kapitalizmPolityka: suwerenizm (bez skojarzeń z pewnymi prominentami) i merytokratyzm
Sprawy tu poruszane są uniwersalne i podejmowane w kontekstach nie "tylko" historycznych ale i współczesnych.
Na niniejszą pracę składają się eseje – rozdziały, pisane w latach 2020 – 2023. Kolejność ich zamieszczenia tutaj nie wskazuje na ich hierarchię; zresztą ułożona przez M. Schelera hierarchia wartości jest celna i nie ma potrzeby jej udoskonalać (na marginesie warto zauważyć, że jego hierarchia wartości pokrywa się w większości z hierarchią potrzeb, ułożoną przez A. Maslowa). Rozdziały nie są zamieszczone także w kolejności chronologicznej, ale ze względu na kompozycję, którą mam nadzieję Czytelnik wyczuje i zrozumie.
Książka jest nawiązaniem, czy raczej kontrapunktem do niektórych wątków mojej pracy pt. Anatomia totalitaryzmu, której drugie wydanie pojawi się jeszcze w 2023 r.
Ilustracje w tej książce są autorskie, poza tymi, które zostały zaznaczone jako innego autorstwa. Poszczególne rozdziały były już publikowane i uległy korektom oraz uzupełnieniom.
Na końcu zamieszczam bibliografię, która była inspiracją dla mnie, i która może być propozycją lektur dla tych, którzy potrzebują natchnienia.
Książkę dedykuję Moim Rodzicom.
Nota o Autorze:
Rafał Aleksander Witkowski (ur. 1980) – historyk sztuki, plastyk, krytyk kultury. W swojej eseistyce filozoficznej oraz historyczno – artystycznej i krytycznej wykorzystuje pojęcia nie tylko z zakresu filozofii i nauk historycznych, ale i nauk społecznych, psychologicznych, przyrodniczych i dokonując analizy oraz syntezy, ujmując szerokie konteksty i odsłaniając przez to symbolikę dzieł sztuki (również dzieł jako znaków czasu, w którym powstały) umiejscawia się wśród kontynuatorów metody ikonologicznej. W badaniach nad historią sztuki i kultury ukazuje procesy historyczne i cywilizacyjne. W pracy Rafała Witkowskiego sztuka stała się punktem wyjścia do refleksji nad wartościami, które to z powrotem prowadzą do zagadnień artystycznych.
Jest absolwentem (magister) Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego, członkiem Towarzystwa Miłośników Historii – Warszawskiego Oddziału Polskiego Towarzystwa Historycznego oraz członkiem Polskiego Towarzystwa Filozoficznego. Jest autorem m.in. książek: Sztuka i jej konteksty, Anatomia totalitaryzmu oraz esejów filozoficznych i krytyczno–artystycznych w różnych czasopismach.
Ma w swoim dorobku także udział w wystawach artystycznych w dziedzinie malarstwa i fotografii.
Maisons–Laffitte.pl to wydawca, który stawia sobie wysoką poprzeczkę, nawiązując do paryskiej "Kultury" Jerzego Giedroycia. Niedościgniony Redaktor działał przez większość swojego życia w obliczu zimnej wojny, publikacje Maisons–Laffitte.pl pisane są podczas gorącego pokoju.
Zagadnienie sensu bycia jest bardziej złożone od tematu sensu życia. Życiu biologicznemu w ujęciu naukowym sens nadaje ewolucja: każdy pojawiający się osobnik ewoluuje z poprzednich i umierając pozostawia miejsce dla następnych. Gdyby nie śmierć, nie byłoby ewolucji, pomijając tak oczywisty fakt, że nie byłoby miejsca dla kolejnych żyć. Śmierć sprawia też, że twórczość artystyczna i inna jest tak ważna, bowiem twórczość to przekraczanie swojego życia. Może gdyby nie świadomość na temat śmierci, człowiek zamiast działać, odkładałby wszystko na nieskończone później.
Człowiek to prawdopodobnie jedyny byt zastanawiający się nad sensem swojego bycia, jest Heideggerowskim Dasein. Bycie to życie rozumne transcendujące byt materialny (jeśli ktoś nie wierzy w duszę, może równie dobrze uznać człowieka za związki białek, czy papkę kwantową; nawet genetyka nie wyjaśnia i nie wyjaśni nigdy, wbrew urojeniom R. Dawkinsa, pochodzenia życia). Sensem bycia jest bardziej być. Ale po co bardziej być? Odpowiedź: po to, by aktualizować swoje potencjalności. Sensem bycia jest bycie. A jaki jest tego metasens (sens sensu bycia)? Odpowiedź, która będzie rozwijana dalej: bycie w prawdzie, bycie świadome, samoświadome, twórcze, samorealizujące się – dążące do poznania samego siebie, do bycia sobą, do Jungowskiej indywiduacji. Być sobą można tylko wówczas, gdy wie się kim się jest. Do tego potrzebne są nauki humanistyczne i filozofia. Jest to jedyny przypadek, kiedy służyć nam może drugi człowiek (w pozostałych kwestiach człowiek jest celem, czego nauczyło nas chrześcijaństwo, I. Kant i filozofia personalistyczna), bowiem od m.in. filozofów spotkania (M. Buber, E. Levinas, F. Rosenzweig) i od K. Jaspersa oraz G. Marcela, no i z życia codziennego wiemy, że człowiek w dialogu realizuje się, jego potencjał aktualizuje się. Sens bycia to odnoszenie się do Transcendencji, Absolutu; bycie to bycie–ku–Transcendencji (pod czym podpisałby się zapewne K. Jaspers) jakże różne od Heideggerowskiego bycia–ku–śmierci. Kopernik, Newton, Leibniz, Kartezjusz działali w nauce, by dotrzeć do Boga, do Jego myślenia (Logosu znanego z Biblii i z filozofii – od Heraklita począwszy) – ilustracją do tego może być obraz J. Matejki Mikołaja Kopernika rozmowa z Bogiem. Dzisiaj M. Heller mówi i pisze otwarcie, że nauka i wiara to dwie drogi do jednego celu (w duchu encykliki Fides et ratio).
Wiara jest dobrem dla psychiki i rozwoju człowieka, jednak branie pod uwagę tylko tego jej aspektu byłoby instrumentalizacją wiary. O sensie bycia powinien wiedzieć też teolog z prawdziwego zdarzenia.
XIX – wieczny pozytywizm i scjentyzm zinstrumentalizowały obiekty swoich dociekań, a zatem i człowieka, ponieważ zastąpiły pytanie „dlaczego” (Arystotelesowskie przyczyny: sprawcza i celowa) pytaniem „jak” (to know how). Stąd pojawiać się zaczęło już wówczas tak wiele poradników dotyczących sukcesu materialnego, o czym jeszcze wspomnę. Podobnie współczesny pozytywistom Marks i jego zdanie „byt określa świadomość” (byt ekonomiczny) mimo wielu swoich poprawności pod względem ekonomii, sprawili, że liczy się od tamtego momentu nie to kim człowiek jest, a jedynie to czym (jakie stanowisko w pracy reprezentuje). Marks aspirował do humanistyki, ale wyszło nie za dobrze. Pisałem o tym w swojej pracy pt. Anatomia totalitaryzmu.
W XIX wieku człowiek stał się trybikiem w machinie społecznej, przemysłowej; stał się nakręcaną zabawką mechaniczną (określenie użyte przez Schopenhauera), mającą spełniać zachcianki możnych. Człowiek znowu zaczął zbierać, liczyć zbierane przedmioty, gadżety, zamiast być (w naszym tu pojęciu). Nawet wiedzę traktuje się instrumentalnie: nie jest ważne co i jak głęboko się wie, ale ile (por. E. Fromm, Mieć czy być?), co też nie jest już takie pewne, skoro wiedzę zastępuje dostęp do baz danych w smartfonach i sztuczna inteligencja. Wiedzą rządzi również zasada użyteczności. W odpowiedzi na instrumentalizację człowieka pojawiła się filozofia Kierkegaarda, Shopenhauera i Nietzschego oraz filozofia egzystencji K. Jaspersa i M. Heideggera (którzy zresztą odnosili się do Kierkegaarda i Nietzschego).
Sukces materialny, a nawet sukces – zadowolenie jako sens bycia człowieka to pomieszanie pojęć, które pojawiło się w konsekwencji wywierania na jednostkę presji wydajności i użyteczności, do których takie pomieszanie pojęć jest jednocześnie narzędziem.
Istnieć (a na nieoczywistość faktu istnienia bytów zwrócił uwagę już św. Tomasz z Akwinu i rozróżnił on egzystencjęoraz esencję), być to doświadczać (jakkolwiek słowo „doświadczanie” zostało za bardzo sfetyszyzowane), czerpać z życia, poznając spontanicznie, ale i sięgając głębiej do istoty bytów, także tych z pozoru zwyczajnych (o tym więcej w rozdziale „Poznanie”). Tu z wielką pomocą przychodzi wrażliwość. Bardziej być to też, słusznym zdaniem M. Gabriela, kochać.
Praca to owszem wartość ważna, ale nie najważniejsza. Ktoś może być szefem wszystkich szefów lub szefinią wszystkich szefiń (piszę to z przekąsem w nawiązaniu do współczesnego kaleczenia języka polskiego), a poza pracą mogą nie czuć sensu bycia.
Wiemy, że istnieją kryzysy, a także sytuacje graniczne, które potrafią całkowicie przeobrazić myślenie jednostek i całych społeczeństw. Kryzys to nie tragedia. To czas przejścia na inną stronę, wszak greckie krinein to m.in. „rozstrzygać”, krisis to „rozstrzygnięcie”, „zamknięcie” pewnego etapu (także gorszego przed nastaniem lepszego), skłaniające do refleksji nad podjęciem następnych zadań, podsumowań minionych etapów. Jest to bardzo Jaspersowskie, ale i Nietzscheańskie: bowiem Nietzsche pisał o tym, jak człowiek powinien przekraczać swoje ograniczenia, by zmierzać do swojej pełni. Najlepiej jednak ilustruje to zdanie Goethego: „Tylko przemianie pozostaję wierny. Powinniśmy nie być, ale wszystkim stawać się, – … i dopóki nie ma w tobie tego umieraj i stawaj się, jesteś tylko smutnym przechodniem na mrocznej ziemi” (cyt. za Czapski J., Józef Pankiewicz. Życie i dzieło, Lublin 1992). Te słowa niemieckiego poety stały się mottem J. Pankiewicza – malarza, który zarówno on, jak i jego sztuka istoczyli się do esencji, tak jak bycie każdego z nas istoczy nas. Podobnie uczy Nowy Testament.
Pierwszą sytuacją graniczną jest bycie–w–świecie (Heideggerowska zbitka pojęć składająca się na jeden z wyróżnionych przez niego egzystencjałów – sposobów bycia) – uwikłanie, usytuowanie, z którego nie ma co robić tragedii, lecz trzeba wyciągać lekcje.
A szczęście? Ono przecież jest celem bycia. Co to w ogóle jest szczęście? Otóż szczęście to problemy coraz wyższego rzędu i rozwiązywanie ich (może z racji mojego drugiego imienia tak uważam, wszak Aleksander Macedoński przeciął węzeł gordyjski).
Bardziej być to być człowiekiem bezustannie, mimo naporu próbujących nas wykrzywiać ideologii, walczącym miłująco (jak u Jaspersa) o swoją tożsamość i wolność (pamiętamy, że wolność jest nam nie tylko dana, ale i zadana). Trzeba być, jak u Seneki: artifex vitae, łączyć życie aktywne z kontemplacyjnym (jakże rozwinięta i szczęśliwa była epoka Renesansu, która takie połączenia kultywowała).
Poza tym są cele indywidualne i cele ogólnoludzkie, uniwersalne, powszechne. Nie może ich nikt narzucać, a już na pewno nie państwo. Narzucane były w totalitaryzmach. Przeświadczenie o określonym celu i konieczności dziejów powodowały prześladowania w imię przyspieszenia historii i owego celu.
Brak poczucia sensu życia, czy też bycia i niskie poczucie własnej wartości (tudzież uzależnienie siebie i swojej samooceny od opinii np. mediów społecznościowych) w społeczeństwach ułatwia dojść do władzy tyranom, którzy mamią pseudorozwiązaniami wszystkich problemów. Tego uczył C. G. Jung.
W toku swoich rozważań doszedłem do wniosku, że pytanie Leibniza: „dlaczego istnieje raczej coś, niż nic?” jest pytaniem z zakresu nie tylko ontologii czy metafizyki, ale i logiki oraz teologii (piszę o tym także w rozdziale pt. „Głos w sporze o uniwersalia”); jest pytaniem o relację Boga i świata. Analogiczne, choć bardziej wewnątrzświatowe byłoby pytanie: dlaczego dany obraz artysty raczej istnieje, niż nie istnieje? Dla obu pytań jest jedna odpowiedź: istnienie bytu wynika z woli tworzenia (Boga i artysty). Bycie jest po to by tworzyć, tworzenie jest po to, by być. A skoro tak, to nasze bycie ma swój cel zadany w planie Absolutu, jest zadaniem, które rozszyfrować (patrz Jaspersowskie „szyfry świata”) ma nasza wolna wola i rozum.
Jeszcze jedna kwestia. W kryzysach psychicznych można szukać pomocy m.in. w książkach Junga. Jednak ostrożnie podchodzić albo i nie podchodzić wcale należy do wielu jungistów. Mają się oni często tak do Junga, jak kanciarze do Kanta.
Warszawa, 2023
Są ludziki, którzy mimo, że jednocześnie pokrętnie, jak i w oparciu o swoją łopatologię aspirują do humanistyki pytają: „Co z tego, że ktoś ma światopogląd?”.
Ano to, że dzięki niemu ten ktoś jest człowiekiem wolnym, który może żyć zgodnie ze swoimi zasadami i autonomicznie względem całej miernoty w przeciwieństwie do tych, którzy pytanie to zadają, którzy są zewnątrzsterownymi konformistami, jakich rzeczywistość – ta prawdziwa, i ta przez nich urojona – ugniata w foremce podobnej do celi z kratami.
Znajomość rzeczywistości pozwala ustosunkować się do niej, wszak to hegliści i marksiści powtarzają bez zrozumienia, że wolność to uświadomiona konieczność. Rzeczywiście znajomość prawideł rządzących światem pozwala nie tylko ustosunkować się do nich, ale i je wykorzystać dla siebie, a nawet je ujarzmić. Czyli wiedza daje wolność, wbrew I. Berlinowi; zatem również w tym sensie prawda nas wyzwala.
Zacznijmy, podobnie jak I. Berlin od determinizmu, chociaż w innym ujęciu, niż on to zrobił.
Determinizm, czyli wiara, że wszystko jest takie, jak musi być, że wszystko wynika z ciągu następujących po sobie wydarzeń nie pozostawia miejsca na wolność wyboru i ocenę czyjegoś postępowania (skoro wszystko jest konieczne, wówczas i czyjeś postępowanie jest konieczne, niewolne). Winę za takie myślenie od XIX wieku począwszy ponosi fizykalizm, socjologizm, psychologizm, ekonomizm, scjentyzm, które są nielogicznymi ekstrapolacjami swoich przedmiotów dociekań na całą rzeczywistość, co zniewala myślenie i prowadzi do niewoli jednostki. Nie można ducha sprowadzić do fizyki, materii do psyche (idealizm, psychologizm), jednostki do emanacji społeczeństwa. Takie redukcje czy ekstrapolacje, podkreślam jeszcze raz, zniewalają i alienują (przede wszystkim tych, którzy je stosują).
Aby zapobiec tak częstemu pomieszaniu pojęć w debacie, podkreślam – być zdeterminowanym znaczy: być nastawionym na cel, autodeterminowanym do działania, wyboru i decyzji życiowych. Najwyższym działaniem jest twórczość, a ona jest najwyższą wolnością, co niektórzy wiemy dzięki Schellingowi.
Psychiatrzy podważając istnienie wolnej woli pogrążają siebie i swoich pacjentów oraz pozostałych ludzi bezkrytycznie czytających ich bzdury w niewoli materializmu i materialistycznego determinizmu (pokłosie marksizmu, przez który psychiatrzy musieli przejść podczas swoich studiów).
Z kolei indeterminizm po pojawieniu się zasady nieoznaczoności Heisenberga absolutyzuje przypadek, w którym także nie ma miejsca na wolność.
Mniej przypadku, a więcej bycia kowalem własnego losu, a zatem i więcej wolności było tylko w merytokracji.
Jungowska synchroniczność, czyli przeświadczenie niektórych ludzi o wszechzwiązku wszystkich rzeczy implikuje u osoby nieleczonej na schizofrenię zniewolenie przez odczuwanie spętania okolicznościami.
Natomiast Jungowska nadświadomość, czyli uświadomienie sobie determinującej podświadomości (nieświadomości osobniczej, zbiorowej, archetypów Cienia, Mędrca, Animy, Animusa itd.) daje wolność i jej poczucie.
Wróćmy do tematu światopoglądu. Jak można kpić z tego pojęcia, skoro wolność myśli to największe z osiągnięć ludzkości podkreślone zresztą w Deklaracji Praw Człowieka z 1948 r. ?
Przeciwni wolnej myśli bywają często sami liberałowie, którzy postulują jednomyślność, a zatem brak pluralizmu, o który liberalizm się ponoć opiera. Liberum veto ustanowione w imię jednomyślności spowodowało upadek Pierwszej RP, podkopuje ONZ, NATO i UE.
Współczesny świat amputował prywatność – wszyscy obnażają (i oczekują takiego ekshibicjonizmu od innych) swoją banalną codzienność w mediach społecznościowych, dążą do popularności, a kiedy ją zdobywają, to nie radząc z nią sobie, popełniają samobójstwa. Oto liberalizm, który zawłaszczył pojęcie wolności (poza liberalizmem jest jednak wolność). Tymczasem liberalizm to wolność polityczna i ekstrapolowanie tego pojęcia na pozostałe dziedziny upolitycznia te obszary życia, które powinny być od polityki – nomen omen – wolne, wszak wolność to nie tylko wolność polityczna (chociażby angielskie rozróżnienie freedom i liberty)
Trzeba dodać, że wolność i odpowiedzialność to wartości komplementarne. Wskazywał na to Victor Frankl, który postulował zresztą postawienie na zachodnim wybrzeżu USA Statuy Odpowiedzialności.
Wolność jest warunkiem do czynienia dobra, odkrywania prawdy i tworzenia piękna; i odwrotnie te trzy wartości to największa wolność.
Warszawa, 2022
Dramatem współczesnego człowieka wierzącego jest jego mimowolne uwikłanie w sprawy świata (nie należy mylić z zaangażowaniem, które jest dobrowolne). Człowiek wierzący ma wpojone najważniejsze przykazanie pochodzące od Chrystusa, aby kochał bliźniego, podczas gdy bliźni z przyczyn merkantylnych tudzież politycznych lub ze zwykłej zawiści podkłada mu nogę. Ten, któremu jest podstawiana noga nie może nadstawiać policzka, bo musi walczyć o swoje.
Trudno też przecież kochać niereformowalnych prymitywów umysłowych, trzeba jednak nad nimi się litować.
Dramatem jest też instrumentalizacja wiary przez tzw. prawicę i populistów, wykorzystywanie wiary ludzi do ich indoktrynacji ideologicznej (właściwie to nie dziwne, że taki S. Žižek czy taki L. Althusser słabo rozumiejąc chrześcijaństwo, widzą w nim ideologię).
W związku z powyższym słuszne jest Tischnerowska redukcja słowa „bliźni” do człowieka cierpiącego – takiej osobie należy się dawanie wiary, nadziei i miłości. Bliźni to też najbliższa rodzina.
Wiara, dobro i w ogóle większość wartości, o których tu piszę postrzegane są często jako słabość. Winowajcą tego jest Nietzsche, który zbrutalizował filozofię, a wtórują mu dzisiejsi „intelektualiści”, którzy mówią o „koniecznej podłości i brutalności” jako wartości.
Nietzsche zresztą nie był takim wolnomyślicielem, jak się wielu wydaje. Przyswoił, jak widać, współczesny mu darwinizm społeczny, będący ideologią XIX–wiecznego kapitalizmu, w którym panowała brutalna rywalizacja.
Mimo to wszystko, wiara jest wielką siłą. Jakąż trzeba było mieć moc, by nie przestać wierzyć mimo przeżycia obozów (niemieckich i rosyjskich). Współczesna teodycea ma kłopot z faktem obozów i totalitaryzmów w ogóle; ale czy nie wystarczy powiedzieć, że Bóg zadał człowiekowi wolność, a po prostu człowiek często nie umie z tym nic twórczego zrobić?
Wiara to poważna, ale i fajna sprawa – dzięki niej przeżywa się głębiej piękno, dobro, prawdę. Człowieka wierzącego piękny widok może przyprawić o uczucie boskiej wzniosłości, kiedy widzi w przyrodzie dzieło Boga. Dlatego przeżycie estetyczne dzieła sztuki i przyrody są zupełnie inne – wbrew mędrkom.
Wiara, nadzieja, miłość to cnoty teologiczne komplementarne, a wszystkie razem dają oczyszczenie umysłów, które jest naglące w czasach tragedii ludzkich i szumu informacyjnego i wynikającego z niego stresu.
„Gdyby nie było Boga, trzeba by było Go wymyślić” – znana i słuszna maksyma, podobnie jak „Bez Boga wszystko byłoby wolno”. I rzeczywiście, bardzo często ateiści (zdeklarowani w celu uchodzenia za osoby „racjonalne”) absolutyzują na przykład różne ekonomizmy, weganizmy, ideologie; popełniają samobójstwa absolutyzując i idealizując swoją sympatię. Muszą coś absolutyzować, bo człowiek potrzebuje absolutu jako punktu podparcia świata (w tym jest sedno „religii jako postulatu rozumu” Kanta). Ale to temat do rozwinięcia w rozdziale pt. „Absolut”.
Warszawa, 2022
Na ilustracji: A. Rodin, Katedra