Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Kiedy nurkujesz w oceanie, zanurzasz się w początek każdego z nas. - P. Godfrey-Smith
Mimo że ssaki i ptaki są powszechnie uważane za najmądrzejsze stworzenia na Ziemi, najnowsze badania dowodzą, że wyższa inteligencja pojawiła się na bardzo odległej gałęzi drzewa życia. Mowa o głowonogach, a przede wszystkim ośmiornicach, jednych z najbardziej zadziwiających zwierząt zamieszkujących oceany. Są inteligentne, ciekawskie, mają zdolność uczenia się, odróżniania kształtów i rozpoznawania ludzi. Potrafią odkręcić słoik, pluć w żarówkę, by zgasić światło, znaleźć wyjście z labiryntu i brawurowo uciec z niewoli. W zdolności do kamuflażu nie mają sobie równych; w ciągu niespełna sekundy mogą upodobnić się do koralowca, kępki wodorostów czy piaszczystego morskiego dna. Jak to możliwe, że stworzenia obdarzone takimi zdolnościami wyewoluowały w linii tak radykalnie różnej od naszej?
Peter Godfrey-Smith zabiera nas w podróż przez oceany – zarówno te współczesne, jak i archaiczne – w poszukiwaniu prapoczątków świadomości. Opierając się na najnowszych badaniach naukowych oraz własnych podwodnych obserwacjach, odkrywa tajemniczy i fascynujący świat innych umysłów, pozwalając zrozumieć naturę naszych własnych.
Zwięzły i elegancki przewodnik po ewolucji, świadomości i biologii morskiej. - Psychology Today
Fascynujące i często zachwycające! – The Times
Książka znalazła się na liście 10 najlepszych tytułów popularnonaukowych tygodnika „Publishers Weekly” w 2016 roku
Finalistka The Royal Society Book Prize 2017
Peter Godfrey-Smith - profesor filozofii w Graduate Center na uniwersytecie w Nowym Jorku oraz historii i filozofii nauki na Uniwersytecie w Sydney. Jego podwodne nagrania ośmiornic pojawiały się w National Geographic i New Scientist.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 326
Tym wszystkim, którzy chronią oceany
Potrzeba ciągłości udowodniła w wielu momentach historii nauki, że ma prawdziwą moc prorocką. Powinniśmy zatem podjąć szczere starania w celu wytłumaczenia każdym możliwym sposobem świtu świadomości, tak by nie wydawał się podobnym do wtargnięcia na świat nowej, nieistniejącej dotąd natury.
– William James, The Principles of Psychology, 1890
Według przekazów hawajskich spektakl stworzenia dzieli się na ciąg etapów [...]. Na początku powstały maleńkie zwierzokrzewy i korale, a po nich robaki i skorupiaki, i każdy rodzaj był ogłaszany zdobywcą i niszczycielem poprzedniego w zmaganiach o byt, w których przeżywają najsilniejsi. Równolegle z tą ewolucją form zwierzęcych, życie roślin zaczyna się na lądzie i w morzu – najpierw glony, po nich wodorosty i sitowie. Kiedy jeden rodzaj zastępuje poprzedni, gromadzący się muł ich rozkładu wynosi ląd ponad wody, w których, jako widz tego wszystkiego, pływa ośmiornica, samotna ocalona z poprzedniego świata.
– Roland Dixon, Oceanic Mythology, 1916
PrzedmowaCzy tylko ludzie mają umysły?
Kartezjusz, jeden z fundatorów nowożytnej nauki i filozofii, wyznaczył na wiele wieków ścieżkę ludzkiego myślenia o myśleniu. Uważał on, że człowiek jest istotą złożoną z dwóch substancji: rozciągającego się w przestrzeni ciała (res extensa) oraz niematerialnego umysłu (res cogitans), które mogą na siebie oddziaływać dzięki szyszynce. Pomijając ten ostatni szczegół, echa Kartezjańskiego dualizmu – nieświadome ciało i świadomy umysł jako osobne sfery – pobrzmiewają tu i ówdzie czasem i dziś. Według francuskiego filozofa posiadanie świadomego umysłu to coś specyficznie ludzkiego, a zwierzęta inne niż człowiek są nieświadomymi, niemyślącymi i nieodczuwającymi maszynami. Oznacza to, że choć zwierzęta zachowują się tak jakby były sprawcami własnego działania, rozwiązywały problemy w racjonalny sposób, czy doświadczały emocji, to zachowania te wyjaśniać należy bez odwoływania się do terminów psychologicznych. Prócz człowieka, żadne zwierzę nie potrafi wszak wypowiedzieć słynnego „jestem więc myślę”.
Takie spojrzenie na zwierzęta okazało się najbardziej żywotnym elementem filozoficznych poglądów Kartezjusza. Przykładowo, chociaż behawioryści pierwszej połowy XX wieku programowo odcinali się od dyskusji na temat tego, czy zwierzęta, w tym także ludzie, mają umysły, są świadome itd., w swoich badaniach przeprowadzanych na szczurach czy gołębiach podążali śladami Kartezjusza. Co więcej, metodologicznym standardem etologii stał się tzw. kanon Morgana (1903), który – jak powiada jego autor – zakazuje ujmować zwierzęce zachowanie „w kategoriach wyższych procesów psychologicznych, jeśli tylko może ono zostać zinterpretowane w kategoriach procesów, znajdujących się niżej w skali ewolucji psychologicznej czy rozwojowej”.
Dlatego też i współcześnie część badaczy zwierząt, w szczególności naczelnych różnych od człowieka, twierdzi, że zachowują się one tak jakby miały umysły, ale w rzeczywistości działają w oparciu o niepoznawcze reguły behawioralne (Penn, Holyoak i Povinelli, 2008) bądź związki kojarzeniowe (Heyes, 1993). O ile, jak zauważa psycholog i prymatolog Michael Tomasello (2015), podejście takie wyjaśnia poprawnie zachowania powtarzalne (rutynowe), nie radzi sobie jednak z obserwowaną w różnych warunkach i u wielu gatunków zwierząt elastycznością w rozwiązywaniu problemów. Uczenie się przez kojarzenie próba-po-próbie jest procesem czasochłonnym, a zwierzęta uczą się wykonywać w laboratorium nowe zadania (niekiedy zupełnie różne od wyzwań jakie stawia przed nimi środowisko naturalne) czasem bardzo szybko. Do tego dochodzą jeszcze kontrargumenty, odnoszące się do ciągłości ewolucyjnej – jeśli ludzie posiadają umysły, które pozwalają im kierować w elastyczny sposób zachowaniem, to trudno wyobrazić sobie „ewolucyjny przeskok” między czysto mechanicznym zwierzęciem, a myślącym człowiekiem; ludzie i inne zwierzęta, przynajmniej ssaki, mają przecież mózgi skonstruowane na podobnym planie anatomicznym, wobec czego mało prawdopodobne jest, aby funkcjonowały one w oparciu o inne umysłowe „oprogramowanie”.
Z laboratoriów całego świata co roku napływają setki raportów o wzorcach zachowań zwierząt, których po prostu nie sposób satysfakcjonująco wyjaśnić, wykluczając istnienie procesów poznawczych i emocjonalnych, w jakimś stopniu podobnych do ludzkich (de Waal, 1999). Zauważmy, przy okazji, że kanon Morgana nie jest bezwzględnym zakazem antropomorfizacji, ale sformułowany jest w okresie warunkowym. Biorąc to pod uwagę, większość czołowych badaczy naczelnych różnych od człowieka, a należy do nich także wspomniany wyżej Michael Tomasello, przekonuje, że odmawianie tym zwierzętom miana istot obdarzonych złożonymi zdolnościami poznawczymi podobnymi do ludzkich, jest po prostu błędem. To samo tyczy się spokrewnionych z nami nieco dalej kręgowców, takich jak psy, ptaki czy delfiny (de Waal, 2017). Wobec tego już mało kogo dziwią tytuły ukazujących się jak grzyby po deszczu książek – czy to stricte naukowych, czy popularnonaukowych – typu: Na tropie zwierzęcego umysłu Macieja Trojana (2013), Dolphin communication and cognition pod redakcją Denisa Herzinga i Christine Johnson (2015), Umysł kruka (2018), The cat’s mind Bruce’a Fogle’a (1995), Domestic dog cognition and behavior Alexandry Horowitz (2014), czy też The mind of the chimpanzee pod redakcją Elizabeth Lonsdorf, Stephena Rossa i Tetsuro Matsuzawy (2010).
Czy oznacza to, że zwierzęta wyposażone są w res cognitans? Niezupełnie, bowiem Kartezjańskie postrzeganie umysłu, obojętne czy ludzkiego, czy jakiegokolwiek innego, jako bezcielesnej, choć wpływającej na mózg substancji nie przystaje zupełnie do obrazu świata, jaki wyłania się z odkryć dzisiejszej nauki. Dla psychologa poznawczego czy kognitywisty, „umysł” nie odnosi się do jednej rzeczy czy substancji, ale jest terminem zbiorczym, który charakteryzuje, ale i porządkuje zdolności, takie jak: postrzeganie, pamięć, uwaga, operowanie pojęciami, rozwiązywanie problemów, podejmowanie decyzji czy wreszcie świadomość. Ta ostatnia wymieniona została osobno nie przypadkiem: wiemy obecnie, że tylko mała część procesów poznawczych zostaje uświadomiona, zaś większość z nich rozgrywa się poniżej progu świadomości. (Nawiasem mówiąc, dla Kartezjusza coś takiego jak „nieuświadomiony proces umysłowy” było nie do pomyślenia). Zarówno w przypadku ludzi, jak i zwierząt wymienione wyżej komponenty poznania – łącznie ze świadomością, której pozaludzkie istnienie budzi chyba najwięcej kontrowersji – są badane eksperymentalnie (Wasserman i Zentall, 2006), a ich wyjaśnienie nie może obyć się bez odwołania do mózgowych (cielesnych) mechanizmów (Craver, 2009). Z punktu widzenia nauk o poznaniu problemem nie jest dziś to, czy zwierzęta mają umysły, którymi poznają świat, ale na ile umysły te są podobne, a na ile różne od naszych własnych.
O ile poznanie naczelnych różnych od człowieka, innych ssaków, czy nawet ogólniej: kręgowców, rozumiemy już całkiem dobrze, o tyle umysły bezkręgowców to wciąż terra incognita. Gdy zastanowimy się głębiej, pewnie niezbyt trudno będzie nam przyznać, że szympansy, słonie, papugi szare czy delfiny nie są bezdusznymi robotami. Przy odrobinie dobrej woli przyjmiemy nawet do wiadomości wyniki eksperymentów – a takie rzeczywiście przeprowadzono – które świadczą o tym, że przedstawiciele tych gatunków zdają się być świadomymi własnego istnienia (zob. Allen i Trestman, 2017; por. jednak Heyes, 1995). Co jednak z umysłami bezkręgowców? Trudno tu o łatwe wyroki, jednak zdrowy rozsądek, wspierany choćby szkolną wiedzą, że ich układy nerwowe diametralnie różnią się od naszych, zapewne nakaże nam zachować sceptycyzm. Pomimo tego, całkiem niedawno etolog poznawczy Andrew Barron wraz z filozofem Colinem Kleinem (2016) w artykule opublikowanym na łamach „Proceedings of the National Academy of Sciences of the United States of America”, śmiało stwierdzili, że nawet miniaturowe mózgi owadów mogą umożliwiać im świadome doświadczanie.
Choć pogląd Barrona i Kleina jest raczej odosobniony (por. (Key, Arlinghaus i Browman, 2016), trzeba zauważyć, że bezkręgowce to wyjątkowo liczna grupa organizmów. Tworzy ją łącznie ponad milion przeróżnych gatunków, które prócz owadów zaliczają się do skorupiaków, pajęczaków i mięczaków. Spośród tych ostatnich największą złożoność pod względem organizacji oraz zachowań przejawiają głowonogi, z ośmiornicami na czele. To właśnie one są głównymi bohaterami książki Petera Godfreya-Smitha. Chociaż nie od dziś wiadomo, że ośmiornice są wyjątkowo inteligentne, a ich układy nerwowe należą do najbardziej wyrafinowanych (i to nie tylko w środowisku wodnym), zdolności poznawcze ośmiornic i powiązane z nimi zagadnienia, takie jak komunikacja czy kształtowanie własnej niszy środowiskowej, są przedmiotem systematycznych badań naukowych dopiero od niedawna.
Badania te nie potwierdzają wprawdzie ani tego, że ośmiornice zdolne są do przewidywania przyszłości (wszyscy pamiętamy anegdoty na temat Paula – samca ośmiornicy, który „typował” wyniki reprezentacji Niemiec w piłce nożnej), ani tego, że przybyły one na Ziemię z jakiejś innej planety (co raz na jakiś czas postulują poszukiwacze pseudonaukowych sensacji). Badania pokazują natomiast, że te morskie stworzenia potrafią znacznie więcej niż otwierać od środka zamknięte słoje (co zobaczyć można na wielu filmikach w serwisie YouTube), czy spacerować po dnie. By nie uprzedzać treści powiem tylko, że badania nad poznaniem ośmiornic są unikalną okazją, by zadać fundamentalne pytania: kiedy i ile razy w historii życia na Ziemi zabłysła iskra świadomości? Co to w ogóle znaczy mieć umysł? Czy wewnętrzny świat ośmiornic przypomina nasz własny, czy raczej jest od niego zupełnie inny, tak samo jak inne są nasze ciała i środowiska, które zamieszkujemy? Czy człowiek jest jedynym zwierzęciem zdolnym do przekazu kulturowego?
Nim Czytelnik zagłębi się wreszcie w lekturze Innych umysłów niech pozwoli mi powiedzieć jeszcze kilka słów o autorze. Bez przesady powiedzieć można, że profesor Peter Godfrey-Smith zasługuje na miano jednego z najbardziej oryginalnych uczonych naszych czasów. Z wykształcenia jest on filozofem. Studiował na Uniwersytecie w Sydney, doktorat obronił na Uniwersytecie Kalifornijskim w San Diego, następnie wykładał na Uniwersytetach Stanforda i Harvarda, zaś obecnie jest profesorem w Graduate Center City University of New York oraz na Uniwersytecie w Sydney. Wśród filozofów swoją ważną pozycję zbudował on głównie dzięki książkom, takim jak Complexity and the function of mind in nature (1996), Theory and reality: An introduction to the philosophy of science (2003), Philosophy of biology (2013) oraz Darwinian populations and natural selection (2009), za którą otrzymał on prestiżową nagrodę Lakatosa przyznawaną za wyróżniający się wkład w rozwój filozofii nauki. Pasją Godfreya-Smitha, o czym czytelnik przekona się już po lekturze pierwszych stron, są podwodne eskapady, podczas których podgląda on i skrupulatnie dokumentuje zwyczaje morskich stworzeń. Wykonane przez niego zdjęcia i nagrania znane są zresztą szerokiej publiczności dzięki „National Geographic” czy „New Scientist”.
Szufladkowanie autora Innych umysłów jako „nurkującego filozofa” byłoby błędem, bowiem na kartach swoich prac zdradza on ogromną wiedzę za zakresu nauk o życiu i poznaniu, zaś wyniki swoich podwodnych badań publikował w prestiżowych czasopismach biologicznych, takich jak „Communicative & Integrative Biology”, „Interface Focus”, „Current Biology”, „American Naturalist” czy „Evolution”. Wobec tego, Godfreya-Smitha wypada nazwać po prostu wszechstronnym badaczem, dla którego nauka to przedsięwzięcie, które wymyka się sztywnemu podziałowi na teorię i doświadczenie. W pierwszym rozdziale Innych umysłów sam charakteryzuje on swą własną interdyscyplinarną metodę następująco: „mam nadzieję, że w miarę postępu książki będziemy wchodzić w filozofię i znów ją opuszczać przez szwy, których nawet nie zauważysz”. Wszystkim czytelnikom życzę, aby tropiąc wraz z profesorem Godfreyem-Smithem prapoczątki świadomości przekonali się o tym sami.
Mateusz Hohol
Centrum Kopernika Badań Interdyscyplinarnych,
Uniwersytet Jagielloński
ISpotkania na drzewie życia
Dwa spotkania i jedno rozstanie
W wiosenny poranek 2009 roku Matthew Lawrence zarzucił kotwicę swojej łódki w przypadkowym miejscu pośrodku błękitnej oceanicznej zatoki przy wschodnim wybrzeżu Australii i przeskoczył przez burtę. Spłynął z butlą w dół, tam gdzie leżała kotwica, podniósł ją i czekał. Bryza na powierzchni trąciła łódkę, która zaczęła dryfować, a Matt z kotwicą w ręku popłynął za nią.
Zatoka ta znana jest jako dobre miejsce do nurkowania, ale turyści zazwyczaj odwiedzają tylko kilka wyjątkowo widowiskowych punktów. Ponieważ zatoka jest duża i najczęściej dość spokojna, Matt, mieszkający w pobliżu amator nurkowania, zaczął program podwodnej eksploracji: zostawiał pustą łódkę, by niosła ją bryza, a sam płynął poniżej, aż do braku powietrza, i musiał się wówczas wynurzać po linie kotwicznej. Właśnie podczas takiego nurkowania, kiedy przemierzał płaskie, piaszczyste dno usłane małżami, napotkał niezwykły widok. Tysiące pustych muszli przegrzebków były zgromadzone w wielką stertę wokół czegoś, co wyglądało jak samotna skała. Na posłaniu ze skorup znajdowało się kilkanaście ośmiornic, wszystkie w płytko wykopanych dołkach. Matt podpłynął niżej i zawisł obok nich. Żadna z ośmiornic nie była większa od piłki do rugby. Siedziały z podwiniętymi pod siebie ramionami. Były w większości brązowoszare, ale kolory zmieniały się co chwila. Miały duże oczy, dość podobne do ludzkich, gdyby nie pozioma źrenica – jak przekrzywione oczy kotów.
Ośmiornice obserwowały Matta, a także siebie nawzajem. Niektóre zaczęły krążyć w pobliżu; wysuwały się ze swoich jam i przemierzały warstwę muszli posuwistym krokiem. Na ogół nie wywoływało to żadnej reakcji ze strony innych, czasem jednak para splatała się w wieloramienne zapasy. Wydawało się, że ośmiornice nie żyją ze sobą ani w przyjaźni, ani wrogości, ale raczej w stanie złożonej koegzystencji. A jakby scena nie była już wystarczająco dziwna, mnóstwo młodych rekinów, nie dłuższych niż piętnaście centymetrów, leżało spokojnie na skorupach, podczas gdy ośmiornice krążyły wokół.
Kilka lat wcześniej pływałem w innej zatoce, niedaleko Sydney, pełnej głazów i raf. Zobaczyłem, jak coś rusza się pod załomem skały – coś zaskakująco dużego – i podpłynąłem, by się temu przyjrzeć. To, co znalazłem, wyglądało jak ośmiornica przyklejona do żółwia: miało płaskie ciało, wyodrębnioną głowę i osiem wyrastających z niej ramion. Ramiona były giętkie, z przyssawkami – podobne do ramion ośmiornicy. Tył stworzenia obrębiony był czymś, co przypominało szeroką na kilka centymetrów i falującą łagodnie spódniczkę. Zdawało się, że zwierzę jest każdego koloru jednocześnie – czerwone, szare, niebieskozielone. Wzory pojawiały się i znikały w ułamku sekundy. Między barwnymi plamami błyszczały jak rozżarzone druty srebrne żyły. Zwierzę unosiło się kilkanaście centymetrów od dna, a potem zbliżyło się, żeby na mnie popatrzeć. Tak jak mi się wydało z poziomu powierzchni, było rzeczywiście duże – miało około metra długości. Ramiona wiły się i błądziły, kolory pojawiały się i znikały, a ono kołysało się w przód i w tył.
Była to mątwa australijska. Mątwy są spokrewnione z ośmiornicami, ale nie tak blisko jak z kałamarnicami. Ta trójka – ośmiornice, kałamarnice, mątwy – wchodzi w skład grupy zwanej głowonogami. Inne popularne głowonogi to łodziki, mięczaki żyjące w głębinach Pacyfiku, całkiem inne niż ośmiornice i ich kuzyni. Ośmiornice, mątwy i kałamarnice mają ze sobą jeszcze coś wspólnego: duży i skomplikowany układ nerwowy.
Wstrzymując oddech, nurkowałem wielokrotnie, żeby ją obserwować. Szybko się zmęczyłem, ale nie chciałem przestać, bo wydawało się, że ciekawiłem to stworzenie tak samo, jak ono (on? ona?) mnie. Wtedy pierwszy raz doświadczyłem cechy tych zwierząt, która nigdy nie przestała mnie intrygować: poczucia wzajemnego zaangażowania, które można z nimi nawiązać. Obserwują cię uważnie, zazwyczaj utrzymując dystans, ale często bardzo niewielki. Czasem, kiedy byłem bardzo blisko, ogromna mątwa wyciągała ramię, ledwie na kilka centymetrów, by dotknąć mojej ręki. Najczęściej jest to tylko jedno dotknięcie. Ośmiornice wykazują większe zainteresowanie kontaktem – jeśli usiądziesz naprzeciw ich jamy i podsuniesz rękę w ich stronę, często wyciągną mackę albo dwie, najpierw żeby cię zbadać, a potem w absurdalnej próbie wciągnięcia do swojego legowiska. Bez wątpienia nieraz jest to skazany na niepowodzenie zamiar wykorzystania cię jako obiadu. Jednak udowodniono, że ośmiornice interesują się także przedmiotami, o których z pewnością wiedzą, że nie mogą ich zjeść.
Żeby zrozumieć te spotkania między ludźmi i głowonogami, musimy cofnąć się do momentu, który jest ich przeciwieństwem: rozejścia się. To rozstanie nastąpiło długi czas przed spotkaniami – około 600 milionów lat wcześniej. Tak jak w spotkaniach, uczestniczyły w nim zwierzęta żyjące w oceanie. Nikt nie wie dokładnie, jak te zwierzęta wyglądały, ale mogły mieć postać małych, płaskich robaków. Być może miały ledwie kilka milimetrów, może były trochę większe. Mogły pływać, mogły pełzać po morskim dnie, a może jedno i drugie. Być może miały prymitywne oczy, albo przynajmniej światłoczułe plamki po obu stronach. Jeśli tak, to prawdopodobnie tylko to odróżniało „głowę” od „ogona”. Miały układ nerwowy. Mógł się on składać z siatki nerwów rozciągającej się po całym ciele, a może również z jakiegoś ich zagęszczenia tworzącego malutki mózg. Co te stworzenia jadły, jak żyły, jak się rozmnażały – tego nie wiadomo. Ale miały jedną cechę niezwykle interesującą z punktu widzenia ewolucji, widoczną jedynie z perspektywy czasu: były ostatnimi wspólnymi przodkami dla ciebie i ośmiornicy, dla ssaków i głowonogów. Ostatni wspólni przodkowie – to znaczy najmniej odlegli w czasie, ostatni w pewnym ciągu.
Historia zwierząt ma kształt drzewa[1]. Pojedynczy „korzeń” daje początek kolejnym rozgałęzieniom, które napotykamy, posuwając się naprzód w czasie. Jeden gatunek rozdziela się na dwa, a każdy z nich dzieli się ponownie (jeśli wcześniej nie wyginie). Jeśli gatunek się podzieli, a obie strony przetrwają i będą się wielokrotnie dzielić dalej, skutkiem może być powstanie dwóch albo więcej grup gatunków, z których każda będzie wystarczająco odmienna od pozostałych, żeby wyróżnić ją charakterystyczną nazwą – ssaki, ptaki. Duże różnice między zwierzętami żyjącymi współcześnie – między chrząszczem a słoniem, na przykład – mają źródło w takim maleńkim, nieznaczącym podziale setki milionów lat temu. Nastąpiło rozgałęzienie, po którym zostały dwie grupy organizmów – jedna po każdej stronie, początkowo podobnych, ale od tej pory ewoluujących niezależnie od siebie.
Wyobraź sobie drzewo, które z daleka ma kształt odwróconego trójkąta albo stożka, a wewnątrz jest bardzo nieregularne – coś takiego:
Teraz wyobraź sobie, że siedzisz na szczycie tego drzewa i patrzysz w dół. Siedzisz na szczycie, ponieważ żyjesz dziś (nie dlatego, że jesteś lepszy albo lepsza), a dokoła są inne współczesne organizmy. Niedaleko są żyjący kuzyni, jak szympansy i koty. Dalej, kiedy patrzysz poziomo w poprzek drzewa, zobaczysz zwierzęta nie tak blisko spokrewnione. Całe „drzewo życia” obejmuje również między innymi rośliny, bakterie i pierwotniaki, ale ograniczmy się do zwierząt. Jeśli spojrzysz teraz w dół, w kierunku korzeni, zobaczysz swoich przodków, zarówno niedawnych, jak i tych dalszych. Dla każdej pary współcześnie żyjących zwierząt (ty i ptak, ty i ryba, ptak i ryba) możemy nakreślić dwie linie pochodzenia schodzące w dół drzewa, dopóki nie spotkają się we wspólnym przodku – takim, od którego oboje pochodzą. Tego wspólnego przodka możemy znaleźć na drzewie niewiele niżej albo daleko na dole. W przypadku ludzi i szympansów spotykamy go bardzo szybko, około 6 milionów lat temu. Dla bardzo różnych par zwierząt – jak człowiek i chrząszcz – musimy pociągnąć linię dalej w dół.
Kiedy tak siedzisz na drzewie, patrząc na bliższych i dalszych krewnych, zwróć uwagę na szczególną grupę zwierząt, które zwykle nazywamy „inteligentnymi” – tych z dużymi mózgami, których zachowanie jest skomplikowane i dostosowywane do okoliczności. Taka grupa oprócz ludzi na pewno obejmie szympansy i delfiny, a także psy i koty. Znajdziesz te zwierzęta niedaleko od siebie na drzewie życia – są dla nas dość bliskimi kuzynami z punktu widzenia ewolucji. Jeśli chcemy wykonać to ćwiczenie porządnie, musimy też dodać ptaki. Jednym z najważniejszych osiągnięć psychologii zwierząt w ostatnich dekadach było pokazanie, jak mądre są krukowate i papugi. Nie są ssakami, ale zaliczają się do kręgowców, a zatem wciąż są nam dość bliskie, choć nieporównanie bardziej obce niż szympansy. Po zebraniu wszystkich tych zwierząt możemy zapytać: jak wyglądał ich ostatni wspólny przodek? Kiedy żył? Jeśli zejdziemy wzdłuż drzewa do miejsca, gdzie łączą się linie ich pochodzenia, to jakie stworzenie tam znajdziemy?
Odpowiedzią jest jaszczuropodobne zwierzę, które żyło około 320 milionów lat temu, niedługo przed erą dinozaurów. Miało kręgosłup, całkiem spore rozmiary i było przystosowane do życia na lądzie. Budową przypominało nas: cztery kończyny, głowa i szkielet. Chodziło, używało podobnych do naszych zmysłów i miało dobrze wykształcony układ nerwowy.
Teraz poszukajmy przodka, który łączy tę pierwszą grupę zwierząt, w tym nas, z ośmiornicą. W tym celu musimy zejść do dużo niżej rosnących gałęzi – około 600 milionów lat temu znajdziemy podobne do płaskiego robaka zwierzę, które opisałem wcześniej.
Ten drugi krok wstecz w czasie jest prawie dwa razy dłuższy niż pierwszy, który dzieli nas od wspólnego przodka ssaków i ptaków. Przodek człowieka i ośmiornicy żył w czasie, kiedy żadne organizmy nie wyszły jeszcze na ląd, a największymi zwierzętami były prawdopodobnie gąbki i meduzy (oraz pewne osobliwości, które omówię w kolejnym rozdziale).
Załóżmy, że znaleźliśmy to zwierzę i teraz oglądamy rozstanie, rozgałęzienie, które nastąpiło. Patrzymy, jak w ciemnym oceanie (na dnie albo wyżej, w kolejnych warstwach wody) ogromne liczby tych robaków żyją, umierają i rozmnażają się. Z nieznanych powodów niektóre oddzielają się od innych i przez akumulację przypadkowych zmian przyjmują odmienny sposób życia. Z czasem ich potomkowie wykształcają różne ciała. Dwie strony rozdzielają się wciąż na nowo i niedługo widzimy już nie dwie grupki robaków, ale dwie olbrzymie gałęzie drzewa ewolucji.
Jedna ścieżka wychodząca z tych podwodnych rozstajów prowadzi na naszą gałąź drzewa – do kręgowców, a spośród kręgowców – do ssaków i wreszcie ludzi. Inna ścieżka wiedzie do niezliczonych gatunków bezkręgowców, w tym krabów, pszczół i ich krewnych, licznych robaków, a także do mięczaków, grupy, w której znajdują się małże, ostrygi i ślimaki. Na tej gałęzi nie znajdą się wszystkie zwierzęta, które potocznie nazywamy bezkręgowcami[2], ale są tu te najbardziej znane: pająki, stonogi, małże, ćmy.
Większość zwierząt z tej gałęzi jest raczej niewielka, z nielicznymi wyjątkami; mają także słabo rozwinięte układy nerwowe. Niektóre owady i pająki wykazują bardzo złożone zachowania, zwłaszcza społeczne, ale mimo to ich układ nerwowy jest niewielki. Tak to już jest na tej gałęzi – z wyjątkiem głowonogów. Są one podgrupą mięczaków, a więc krewnymi małży i ślimaków, ale wytworzyły złożony układ nerwowy i zdolność do zachowań bardzo różnych od innych bezkręgowców. Osiągnęły to na ścieżce ewolucyjnej, która jest całkowicie odseparowana od naszej.
Głowonogi są wyspą umysłowej złożoności w morzu bezkręgowców. Ponieważ nasz wspólny przodek był tak prosty i tak odległy, głowonogi są zupełnie niezależnym od nas eksperymentem w ewolucji dużych mózgów i skomplikowanych zachowań. Jeśli potrafimy nawiązać z nimi kontakt i odnaleźć w nich świadome istoty, to nie ze względu na wspólną historię, nie ze względu na pokrewieństwo, ale dlatego, że ewolucja stworzyła umysł dwa razy. Prawdopodobnie nigdy nie będziemy bliżej spotkania z inteligentnym obcym.
Zarys
Jednym z klasycznych zagadnień w mojej dyscyplinie, filozofii, jest relacja między umysłem i materią. Jakie miejsce w świecie fizycznym zajmują czucie, inteligencja i świadomość? W tej książce chciałbym przybliżyć się do rozwiązania tego bardzo rozległego problemu. Podchodzę do niego od strony ewolucyjnej; chcę wiedzieć, jak świadomość wyłoniła się z surowej materii, z której zbudowane są istoty żywe. Miliardy lat temu zwierzęta były tylko jednym z wielu nieforemnych zlepków komórek, które zaczęły żyć w morzu wspólnie, jako jednostki. Później jednak niektóre z nich przyjęły osobliwy tryb życia – wybrały ruchliwość i aktywność; wytworzyły oczy, czułki i opracowały sposoby, by używać obiektów wokół siebie. Z tych pierwszych osiągnięć powstało w końcu pełzanie robaków, bzyczenie much, transoceaniczne wędrówki waleni. W którymś niewiadomym momencie, jako część tego wszystkiego, ewolucja stworzyła subiektywne doświadczenie. Dla niektórych gatunków istnieje odpowiedź na pytanie: jak to jest być tym czy innym zwierzęciem. Istnieje pewnego rodzaju jaźń, która doświadcza tego, co się dzieje.
Interesuje mnie ewolucja każdego rodzaju doświadczenia, ale głowonogi zajmują w mojej książce szczególne miejsce. Jest tak, po pierwsze, ze względu na to, jak niezwykłymi są stworzeniami – gdyby umiały mówić, mogłyby nam powiedzieć tak wiele! Nie jest to jednak jedyny powód, dla którego tyle ich pełza i pływa po stronicach tej książki. To one pokazały mi drogę przez filozoficzne problemy; morskie wędrówki ich śladem, próby zrozumienia ich zachowań odegrały ważną rolę w tym, jak podszedłem do zagadnienia. Kiedy zajmujemy się umysłami zwierząt, bardzo łatwo jest nam przywiązać zbyt dużą wagę do naszego przypadku – wyobrażając sobie życie i doświadczenia prostszych organizmów, często mamy przed oczami zminiaturyzowane wersje nas samych. Głowonogi pozwalają nam na kontakt z czymś całkiem innym. Jak świat wygląda dla nich? Oko ośmiornicy przypomina nasze – jest zbudowane jak aparat, ze zmieniającą kształt soczewką, która skupia obraz na siatkówce. Jednak choć oczy mamy podobne, skryte za nimi mózgi różnią się na każdym niemal poziomie. Jeśli chcemy zrozumieć inne umysły, to umysły głowonogów są ze wszystkich najbardziej odmienne.
Filozofia należy do najmniej cielesnych powołań – jest, a przynajmniej może być, zajęciem wyłącznie umysłowym. Nie wymaga ekwipunku, specjalnego miejsca ani stacji badawczych. Nie ma w tym nic złego – to samo można powiedzieć o matematyce czy poezji. Jednak cielesna strona tego projektu była bardzo ważna. Zetknąłem się z głowonogami przypadkiem, dzięki upodobaniu do spędzania czasu pod wodą. Zacząłem je śledzić, a wreszcie także zastanawiać się nad ich życiem. Ich fizyczna obecność i nieprzewidywalność bardzo mocno wpłynęły na to przedsięwzięcie; podobne znaczenie miały tysiące praktycznych szczegółów związanych z przebywaniem pod wodą – ograniczenia takie jak sprzęt, gazy, ciśnienie wody, osłabienie grawitacji w niebieskozielonym świetle. Wysiłki, jakie musi podjąć człowiek, by sobie z nimi poradzić, odzwierciedlają różnice między życiem na lądzie i w wodzie, a przecież morze jest pierwotnym domem umysłu – przynajmniej jego wczesnych, niewyraźnych form.
Na początku książki zamieściłem motto pochodzące od filozofa i psychologa Williama Jamesa, tworzącego pod koniec dziewiętnastego wieku[3]. James chciał zrozumieć, jak świadomość pojawiła się we wszechświecie. Podchodził do tematu ewolucyjnie – w szerokim znaczeniu, obejmującym nie tylko ewolucję biologiczną, ale rozwój kosmosu w ogóle. Sądził, że potrzebna jest teoria opierająca się na ciągłości i zrozumiałych przemianach, bez nagłych objawień i przeskoków.
Podobnie jak James, chcę zrozumieć relację między umysłem a materią i zakładam, że aby właściwie opowiedzieć tę historię, należy przyjąć koncepcję stopniowego rozwoju. Ktoś mógłby powiedzieć, że właściwie znamy już zarys tej historii: mózgi ewoluują, pojawia się więcej neuronów, niektóre zwierzęta stają się mądrzejsze od innych i tyle. Jednak poprzestanie na takim uproszczeniu oznacza, że nawet nie próbujemy zmierzyć się z najbardziej intrygującymi pytaniami. Jakie były najwcześniejsze i najprostsze zwierzęta, które miały jakiś rodzaj subiektywnego doświadczenia? Które z nich jako pierwsze czuły uszkodzenia – na przykład w formie bólu? Czy obdarzony dużym mózgiem głowonóg czuje coś szczególnego, czy jest tylko biochemiczną maszyną, dla której wszystko wewnątrz jest ciemnością[4]? Świat ma dwie strony, które muszą do siebie w jakiś sposób pasować, ale wydaje się, że ten sposób jest dla nas wciąż niezrozumiały. Jedna strona to istnienie czucia i innych procesów umysłowych odbieranych przez podmiot; druga to dziedzina biologii, chemii i fizyki.
Te problemy nie znajdą w książce pełnego rozwiązania, ale możemy się do niego przybliżyć dzięki prześledzeniu ewolucji zmysłów, ciał i zachowań. Gdzieś w tych procesach kryje się ewolucja umysłu. Jest to więc książka filozoficzna, a także książka o zwierzętach i ewolucji. Jednak choć jest to książka filozoficzna, nie znaczy to, że mówi o rzeczach tajemnych i niedostępnych. Uprawianie filozofii polega głównie na tym, by złożyć coś w całość – spróbować dopasować do siebie kawałki wielkiej układanki tak, żeby miały jakiś sens. Dobra filozofia jest oportunistyczna: używa każdej informacji i każdego narzędzia, które mogą być przydatne. Mam nadzieję, że w miarę postępu czytania książki będziemy wchodzić w filozofię i znów ją opuszczać przez szwy, których nawet nie zauważysz.
Niniejsza książka zamierza zatem zająć się umysłem i jego ewolucją, traktując ten temat szeroko i głęboko. Szerokość oznacza tu uwzględnienie różnych gatunków zwierząt. Głębokość – to głębokość w czasie, ponieważ zmierzymy się z bardzo długimi okresami i kolejnymi epokami w historii życia.
Antropolog Roland Dixon przypisał Hawajczykom opowieść o ewolucji, której użyłem jako drugie motto: „Na początku powstały maleńkie zwierzokrzewy i korale, a po nich robaki i skorupiaki, i każdy rodzaj był ogłaszany zdobywcą i niszczycielem poprzedniego [...]”[5]. Kolejne podboje, o których opowiada Dixon, to nie jest prawdziwa wersja historii, a ośmiornica nie jest „samotną ocaloną z poprzedniego świata”. Ale ośmiornica rzeczywiście ma szczególny związek z historią umysłu. Nie jest ocaloną – ale drugim przejawem czegoś, co istniało wcześniej. Nie jest Izmaelem z Moby Dicka, który jako jedyny przeżył, by móc opowiedzieć, co się stało; jest odległą krewną, która pochodzi z innej linii i dlatego ma do opowiedzenia inną historię.
Przypisy
I. Spotkania na drzewie życia
[1] Darwin często korzystał z koncepcji „drzewa życia” w O powstawaniu gatunków. Nie był pierwszym, co sam przyznaje, który myślał o związkach między gatunkami jako mających kształt drzewa. Jego wkładem było nadanie drzewu historycznej, genealogicznej interpretacji. W pewnym sensie Darwin ujął tę ideę wręcz bardziej dosłownie niż inni przed nim, co zgrabnie wyraził w słynnym fragmencie: „Stosunki pokrewieństwa wszystkich istot należących do tej samej gromady przedstawiano niekiedy pod postacią wielkiego drzewa. Sądzę, że w porównaniu tym jest wiele słuszności”. Karol Darwin, O powstawaniu gatunków drogą doboru naturalnego, czyli o utrzymywaniu się doskonalszych ras w walce o byt, tłum. S. Dickstein, J. Nusbaum-Hilarowicz (Warszawa 2010).
O historii myślenia „drzewnego” w biologii zob. Robert O’Hara, Representations of the Natural System in the Nineteenth Century, „Biology and Philosophy” 6 (1991), s. 255–274. Od kształtu drzewa istnieją wyjątki, zwłaszcza poza zwierzętami: zob. moją książkę Philosophy of Biology (Princeton 2014). The Ancestor’s Tale: A Pilgrimage to the Dawn of Evolution Richarda Dawkinsa (New York 2004) jest żywym i zrozumiałym opisem historii życia zwierząt, podkreślającym strukturę drzewa.
[2] Ten termin uważany jest przez niektórych biologów za problematyczny, ponieważ nie opisuje konkretnej gałęzi drzewa, ale organizmy znajdowane na wielu gałęziach. W tej książce używam różnych terminów, których niektórzy biolodzy nie lubią, bo nie opisują konkretnej gałęzi – wśród nich np. prokarionty i ryby. Myślę, że takie terminy często są użyteczne.
[3] Pierwsze motto pochodzi z książki Williama Jamesa Principles of Psychology, vol. I (New York 1890), s. 148. James, zwłaszcza pod koniec kariery, skłaniał się ku dość radykalnym sposobom osiągania tej „ciągłości” między światami umysłu i materii – bardziej radykalnym niż stosuję tutaj. Zob. A World of Pure Experience, „The Journal of Philosophy, Psychology and Scientific Methods” 1, nr 20–21 (1904), s. 533–543, 561–570.
[4] Fraza „wszystko wewnątrz jest ciemnością” została zaczerpnięta od Davida Chalmersa, Świadomy umysł: w poszukiwaniu teorii fundamentalnej, tłum. M. Miłkowski (Warszawa 2010), s. 96. Oczywiście wszystko naprawdę jest ciemne wewnątrz mózgu, chyba że w czasie operacji. Zwierzęciu, które ten mózg posiada, świat nie musi wydawać się ciemny, ale znajduje ono światło, patrząc na zewnątrz siebie. Pod wieloma względami metafora jest raczej zwodnicza, ale wydaje się, że coś jednak pokazuje.
[5] Cytat pochodzi z: Roland Dixon, Oceanic Mythology, t. 9, The Mythology of All Races, red. L.H. Gray (Boston 1916), s. 15. Jestem wdzięczny Chinie Miéville’owi, autorowi głowonożnej powieści Kraken (New York 2010), za zapoznanie mnie z Dixonem i tym akapitem.