Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
ANJULI PANDAVAR – urodzona w Republice Południowej Afryki, w muzułmańskiej rodzinie, dorastała w czasach apartheidu, buntując się przeciw zniewoleniu przez religię i przeciwko rasowej dyskryminacji. Pasja do książek, ucieczka przed religijną i szkolną indoktrynacją popychały ją od dziecka do stawiania pytań, na które dorośli nie mieli odpowiedzi. Porzuciła islam dla ateizmu i humanizmu. Odrzucenie religii oznaczało również zerwanie związków z najbliższymi.
Dziś jest brytyjską pisarką i obywatelką świata. Spędziła wiele lat w Chinach, uczy na uniwersytecie w Brnie i pokazuje, jak bardzo islam zawłaszcza człowieczeństwo. Anjuli Pandavar prowadzi również angielskojęzyczny blog „Murtadd to Human”. Murtadd znaczy apostata i jeśli jakiekolwiek pojedyncze słowo definiuje Anjuli Pandavar, to jest nim właśnie słowo Murtadd.
Opis
Dla Anjuli Pandavar najbardziej przerażające jest zniewolenie jednostki, tresura od kołyski zmierzająca do wyrobienia ślepego posłuszeństwa i zabicia zdolności samodzielnego myślenia. Anjuli Pandavar atakuje islam, atakuje muzułmanów, wzywa do obrony człowieczeństwa. Ostrzega również przed szukaniem niewinnego islamu. Pisze, że nie ma niegroźnego islamu, że tej religii nie da się zreformować, że trzeba z nią walczyć. Równocześnie podkreśla, że muzułmanie są ofiarami, że walka z islamem jest przede wszystkim walką o wyzwolenie muzułmanów z barbarzyńskiej kultury blokującej rozwój, dobrobyt i humanizm.
Czytając tę książkę, będziesz chwilami zaniepokojony, oburzony, zagubiony. Jak można tak atakować całą religię i tych, którzy pozostają jej wierni?
(ze Wstępu do wydania polskiego A. Koraszewskiego)
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 417
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Tytuł oryginału: Islam versus Muslims and The Apostate
Tłumaczenie z języka angielskiego: Małgorzata Koraszewska
Redakcja: Katarzyna Chełmińska
Korekta: zespół
Koncepcja okładki: Anjuli Pandavar
Skład i łamanie: MEGADESIGN Maciej Łukasik | www.megadesign.pl
ISBN epub: 978-83-7967-200-4
ISBN mobi: 978-83-7967-201-1
Copyright © Anjuli Pandavar
Copyright © for the Polish translation by Małgorzata Koraszewska
Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo Stapis, Katowice 2022
Książka, którą nabyłeś, jest dziełem twórcy i wydawcy. Prosimy, abyś przestrzegał praw, jakie im przysługują. Jej zawartość możesz udostępnić nieodpłatnie osobom bliskim lub osobiście znanym. Ale nie publikuj jej w internecie. Jeśli cytujesz jej fragmenty, nie zmieniaj ich treści i koniecznie zaznacz, czyje to dzieło. A kopiując jej część, rób to jedynie na użytek osobisty.
Szanujmy cudzą własność i prawo.
Więcej na www.legalnakultura.pl
Polska Izba Książki
Wydawnictwo STAPIS
ul. Floriana 2a
40-288 Katowice
tel. 32 206 86 41, 32 259 75 74
www.stapis.com.pl
– fragment –
„Umiarkowani / reformatorscy / liberalni / progresywni” muzułmanie są po prostu ludźmi, którym brak odwagi moralnej, by powiedzieć: „Nie jestem dłużej muzułmaninem”
Oburzyłeś się? To samo zdanie może brzmieć znacznie mniej oburzająco: „Umiarkowani / reformatorscy / liberalni / progresywni” katolicy są po prostu ludźmi, którym brak odwagi moralnej, by powiedzieć: „Nie jestem dłużej katolikiem”.
Anjuli Pandavar jest wściekła. Islam nie tylko ukradł jej pierwsze dwadzieścia dwa lata życia, nie tylko każdego dnia grozi jej śmiercią za apostazję. Islam dąży do zniszczenia cywilizacji opartej na wolności, na szacunku dla jednostki, dla rządów prawa i zastąpienia jej przez totalitarne barbarzyństwo, przez boskie prawa Allaha. Islam prowadzi nieustanną wojnę z niewiernymi i głosi wieczną pochwałę męczeństwa. Anjuli Pandavar idzie na wojnę z islamem i muzułmanami. Czytając tę książkę, będziesz chwilami zaniepokojony, oburzony, zagubiony. Jak można tak atakować całą religię i tych, którzy pozostają jej wierni?
Uciekający dziś z Kościoła katolickiego robią to z powodu jego zbrodni, pedofilskich skandali przez dziesięciolecia ukrywanych przez biskupów, walki z prawami kobiet, zawłaszczania państwa, chciwości i hipokryzji. Żadne zbrodnie dzisiejszego Kościoła katolickiego nie mogą się jednak równać z wezwaniami islamu do mordowania niewiernych, z milionami mordowanych muzułmanów, chrześcijan, żydów, hindusów i innych, z polowaniami na apostatów i heretyków, prześladowaniami kobiet, walką o podbicie całego świata. Dla Anjuli Pandavar najbardziej przerażające jest zniewolenie jednostki, tresura od kołyski zmierzająca do wyrobienia ślepego posłuszeństwa i zabicia zdolności samodzielnego myślenia. Anjuli Pandavar atakuje islam, atakuje muzułmanów, wzywa do obrony człowieczeństwa. Ostrzega również przed szukaniem niewinnego islamu. Pisze, że nie ma niewinnego islamu, że tej religii nie da się zreformować, że trzeba z nią walczyć. Równocześnie Pandavar podkreśla, że muzułmanie są ofiarami, że walka z islamem jest przede wszystkim walką o wyzwolenie muzułmanów z barbarzyńskiej kultury blokującej rozwój, dobrobyt i humanizm. Możemy się z tym zgadzać lub nie, ale warto się przyjrzeć jej argumentom, ponieważ Pandavar idzie dalej niż próbujący ocalić swoją wiarę Zakaria Fellah, urodzony w Algierii muzułmanin, który studiował w Szwajcarii, przez wiele lat był pracownikiem ONZ. Kilka lat temu zrezygnował ze stanowiska rzecznika misji ONZ na Wybrzeżu Kości Słoniowej ze względu na dramatyczne rozmiary korupcji w siłach pokojowych ONZ. W artykule, który zaczyna od przypomnienia popularnej na Zachodzie w latach dziewięćdziesiątych piosenki Tracąc moją religię (która oczywiście traktowała o chrześcijaństwie), autor pisze, że jego muzułmańska wiara jest coraz słabsza. Powody są oczywiste, każdego dnia najgorsze wiadomości przychodzą ze świata islamu.
Nowe ruchy, nowe organizacje, milicje sieci. Nowe potwory… te same metody: terror i brutalna przemoc przeciw każdemu, kto jest w najmniejszym stopniu inny – muzułmanie i niemuzułmanie są łatwym celem dla fanatyków, którzy bezczelnie twierdzą, że popełniają swoje zbrodnie w moim imieniu!
Islamscy Übermenschen, islamofaszyści – oto, czym oni są. Nowi barbarzyńcy w marszu przeciwko ludzkiej cywilizacji i postępowi w imieniu dżihadu, który podjęli… nie pytając mnie o zdanie.
Nowa forma totalitaryzmu czerpiącego swoje upoważnienie z początków nowej religii, „ostatecznego objawienia”.
Mają jeden cel. Mrożący krew w żyłach – planeta ma się poddać, bo jeśli nie… Ostatecznie samo słowo islam jest synonimem poddania się. Śmierć różnorodności, śmierć nauce i technologii, śmierć prawom człowieka, śmierć prawom kobiet, prawom psów. Precz ze sztuką! Precz z muzyką. Nie dla seksu! Nie dla piękna! Nie dla przyjemności!… Haram, haram, haram… Śmierć każdemu, kto nie jest z nami!
Anjuli Pandavar analizuje religię, w której się urodziła, i nie szczędzi nam swojego gniewu. Przekonuje, że ci „nowi” barbarzyńcy po prostu robią to, co nakazuje im Koran, śledzi konsekwencje wychowywania pokolenia za pokoleniem do ślepego posłuszeństwa, bezmyślności i nienawiści, śledzi źródła zacofania, nieustający konflikt religii z nauką i, co uważa za najważniejsze, nieustający konflikt człowieczeństwa z muzułmańską wiarą. Ludzkie odruchy muzułmanów są jej zdaniem nawet nie mimo, a wbrew islamowi.
W nowoczesnym świecie islam leczy kompleksy niższości kompleksem wyższości. Muzułmanie są najlepszymi z ludzi, odpowiedzią na zacofanie ma być podbój świata, nowy, ogólnoświatowy kalifat. Planeta ma się poddać.
Przy lekturze tej książki czytelnik nieraz będzie zagubiony. Autorka nie zastanawia się, ile już wiesz, czy kojarzysz przywoływane nazwiska, potrzebne informacje przenosi do przypisów, powtarza niektóre argumenty przy wyjaśnianiu różnych zjawisk. Czy ma we wszystkim rację? Nikt nie ma we wszystkim racji. Ci, którzy uważają, że mają we wszystkim rację, chcą innym przemocą narzucić swój obraz świata. Anjuli Pandavar pokazuje grozę religii, która odziera z człowieczeństwa i zmierza do podboju świata. Równocześnie jest niepoprawną optymistką. Jest głęboko przekonana, że w spotkaniu z demokracją, nauką, zachodnim humanitaryzmem muzułmanie tracą i będą coraz częściej tracić swoją wiarę.
Oczywiście Pandavar jest świadoma, że dziś islam ma potężnych sojuszników w społeczeństwach zachodnich, że jedni ze strachu przed islamskim terroryzmem, a inni szukając w islamie sojusznika w walce z demokracją, blokują jak potrafią krytykę tej religii i muzułmanów, szermując głównie wrzaskiem „islamofobia”. Odpowiada, że pora przestać udawać, iż walczymy tylko z jakimś tajemniczym terrorem, który nie ma nic wspólnego z religią lub (jak chcą reformatorzy islamu) że walczymy tylko z jakimś „islamizmem”, politycznym islamem. Ten terror jest ideologią zakorzenioną w samym Koranie i propagowaną przez naukę islamu. Islam nie jest rozwiązaniem, islam musi być rozwiązany i nadzieją jest masowe odrzucenie islamu przez muzułmanów.
Wybitny francuski filozof Abdennour Bidar, muzułmanin, w słynnym Liście otwartym do braci muzułmanów pisał:
Błagam cię więc, nie udawaj, że jesteś zdumiony, iż demony tak zwanego Państwa Islamskiego przyjęły twoją twarz. Potwory i demony kradną tylko te twarze, które już są zniekształcone. A jeśli chcesz wiedzieć, jak nie rodzić takich potworów, powiem ci. Jest to proste, ale trudne: Musisz zacząć od zreformowania całej edukacji, jaką dajesz swoim dzieciom, we wszystkich twoich szkołach, we wszystkich ośrodkach wiedzy i władzy. Musisz je zreformować zgodnie z następującymi zasadami uniwersalnymi – choć nie jesteś jedyny, który je narusza lub lekceważy: wolność sumienia, demokracja, tolerancja, prawa obywatelskie dla ludzi wszystkich światopoglądów i wyznań, równość płci, emancypacja kobiet spod władzy mężczyzn i kultura refleksji i krytycyzmu religii na uniwersytetach, w literaturze i w mediach. Nie możesz się cofnąć i nie możesz zrobić mniej niż to. Tylko bowiem robiąc to, nie będziesz już dłużej rodzić takich potworów. Jeśli tego nie zrobisz, wkrótce zmiecie cię niszcząca siła tych potworów.
Anjuli Pandavar idzie dalej, wzywa do otwartego porzucenia islamu przez muzułmanów. Czytając tę książkę, wracałem myślami do krótkiego tekstu amerykańskiego historyka Richarda Landesa, który z okazji pięćdziesiątej rocznicy ukończenia swoich studiów pisał o tym, że jego życie jest porażką. Jego specjalnością są apokaliptyczne ruchy milenijne. Wybuchy zbiorowego destrukcyjnego obłędu, który w przeszłości niejeden raz zmieniał życie w piekło i zatrzymywał postęp na stulecia.
Richard Landes od lat pokazywał, jak nowe apokaliptyczne ruchy na Zachodzie niszczą uniwersytety, jak wpływają na media, niszczą ruch wydawniczy, przenikają do politycznych elit.
W procesie rozhuśtania tej apokaliptycznej logiki „przebudzeni” mieszkańcy Zachodu dosłownie uniemożliwili dyskusję o prawdziwym wrogu, o zwolennikach kalifatu, których polityka zawłaszczenia władzy i ludobójcze pragnienia są w rzeczywistości bardzo bliskie Hitlerowi, którego otwarcie podziwiają i którego „święte” zadanie… chcą „dokończyć”. Ale spróbuj to powiedzieć, a usłyszysz miażdżące okrzyki o islamofobii. Z tego powodu przez lata i dekady nikt nie chciał nawet wspomnieć o tym przerażającym wymiarze arabsko-muzułmańskiej nienawiści do Izraela, a co więcej, postępowcy całym sercem poparli sprawę jednego z najgorszych (i najlepiej udokumentowanych) promotorów tego arabsko-muzułmańskiego neonazizmu, Palestyńczyków.
Amerykański historyk jest pełen niepokoju, ma poczucie porażki, jest Kasandrą, świat nie chce słyszeć żadnych ostrzeżeń.
Przypominają się przerażające słowa Międzynarodówki, że bój to będzie ostatni, że krwawy skończy się trud, a sędziami będziem wtedy my. Śpiewający z żarem takie brednie młodzi ludzie raczej nie są w stanie uświadomić sobie, że najmniej dolegliwą konsekwencją ich rewolucji będzie brak papieru toaletowego, o możliwości dosłownego pożerania przez rewolucję własnych dzieci rewolucyjny romantyzm nie przypomina, a podejrzliwe patrzenie na zwolenników światowego kalifatu jest ich zdaniem zbrodnią przeciw ludzkości.
Anjuli Pandavar, pokazując całe barbarzyństwo islamu, chce być optymistyczna, wierzy, że społeczeństwa zniewolone przez tę koszmarną religię dojrzały do ucieczki z niewoli i żądają dziś prawa do swojego człowieczeństwa.
Andrzej Koraszewski
30 kwietnia 2021
Kocham muzułmanów”. Słyszałam to wiele razy. Ci, którzy to mówią, robią to w naiwnej nadziei, że wzmocnią swoją pozycję przed oskarżeniami o „islamofobię”. Kiedyś słyszałam „Kocham czarnych”. Ci, którzy to mówili, mieli naiwną nadzieję, że chroni to przed oskarżeniami o rasizm. „Kocham muzułmanów” nawet jeśli ich nie znam? Kocham muzułmańskich masowych morderców? Odpowiedź: Ale przecież to nie są prawdziwi muzułmanie. To nie jest prawdziwy islam. Islam jest religią pokoju. Ach tak. A może: Kocham muzułmańskich gwałcicieli? Kocham muzułmańskich pedofilów? Kocham muzułmańskich morderców dzieci? Kocham muzułmańskie bicie żon? Kocham muzułmańskich oszustów? Kocham muzułmańskich grabieżców? Kocham wszystkich muzułmanów, którzy kiedykolwiek ranili lub krzywdzili kogoś stulecie po stuleciu? To śmieszne. DOŚĆ – nie kocham wszystkich muzułmanów.
Nie mogę kochać muzułmanów. Tak, to prawda. Nie mogę kochać muzułmanów. Jakim bowiem byłabym człowiekiem, gdybym kochała ludzi, którzy świadomie i z czystym sumieniem wysyłają własne dzieci do miejsc, w których okropni ludzie mają nad nimi całkowitą władzę i utrzymują je w stanie ciągłego strachu, ludzi, którzy deformują ich młode umysły, zmieniając te dzieci w osoby, które nie będą poruszone widokiem współwyznawców, kiedy ci mordują, gwałcą, napadają, są brutalni, okaleczają, grabią i kłamią, zmieniają je w ludzi niezdolnych do powiedzenia: „Nie mam z tym nic wspólnego, nie chcę w tym uczestniczyć”.
Takiego człowieka, nieważne, czy jest muzułmaninem, nazistą czy innym socjopatą, nie mogę kochać. I nie mów mi o muzułmanach, którzy nie robią tych potwornych rzeczy. Nie proś mnie, żebym to zaakceptowała. Nie popełniam takich potworności i to nie jest żaden powód do chwały. Jakim byłabym człowiekiem, oczekując pochwał za to, że nie morduję, nie gwałcę, nie biję, nie rabuję? Standard postępowania, według którego muzułmanie czują się uprawnieni do akceptacji, a nawet miłości, jest dużo niższy od tego, w którym wychowywałabym dziecko, według którego traktuję zupełnie obcego człowieka lub bezpańskiego psa.
Nie mogę nienawidzić muzułmanów. Oczywiście. Nie mogę nienawidzić muzułmanów. Jakim byłabym człowiekiem, gdybym nienawidziła ludzi, którzy nie są w stanie się wyzwolić i wysyłają swoje dzieci do miejsc, w których straszni ludzie mają nad nimi całkowitą władzę, utrzymując je w stanie ciągłego strachu i deformując ich młode umysły, by wyrosły na takich samych rodziców, którzy poślą swoje dzieci do takich samych mężczyzn? Jakim byłabym człowiekiem, gdybym nie mogła przyznać, że moi rodzice, moje rodzeństwo, moi wujowie i ciotki, moi kuzyni, cała kongregacja w naszym meczecie, goście na weselu, żałobnicy na pogrzebie, ludzie siedzący przy obiedzie po poście w iftar, oni wszyscy, wszyscy, mają zniewolone umysły. Ich umysły są uszkodzone. Ich dusze są uszkodzone. Uparcie walczą w obronie islamu i z jeszcze większym uporem odmawiają dostrzeżenia, czym naprawdę jest islam. Walczą, żeby pozostać muzułmanami i walczą, żeby nie dostrzec, kim jest muzułmanin, kim są, kim się stali, w co pozwolili się zmienić.
Niektóre zdania z tej książki z pewnością podchwycą wszelkiej maści bigoci, włącznie z nazistami. Przyzwoici ludzie będą oskarżać mnie o „atakowanie muzułmanów”. Nie jest to powód, by jej nie pisać. Żyjemy w epoce, w której ludzie nie mają zbyt wiele zaufania do samodzielnie wyrabianych opinii, więc opublikuję tę książkę i dam ludziom szansę na przeczytanie. Przecież gdyby czerwononosi klauni robili to, co robią muzułmanie, tak samo atakowałabym czerwononosych klaunów.
Prawda rzadko nie była nadużywana lub nie była wykorzystywana do szkodliwych celów. Wiedza, że człowiek może panować nad ogniem, doprowadziła do wszelkiego rodzaju koszmarów (natychmiast zaczęły się podpalenia), ale czy ktokolwiek na serio twierdziłby, że wiedza o ogniu powinna być zakazana, bo ktoś gdzieś podpali miasto? Mamy podpalenia, piromanów, pożogi i wojny, niemniej nadal tu jesteśmy, cywilizacja jest nie do pomyślenia bez wiedzy o ogniu; ta wiedza dotarła do wszystkich zakątków Ziemi. Całkiem rozsądna obawa przed prawdą, która może być nadużywana przez tych, którzy mają totalitarne ciągoty lub złe zamiary, nie może nas skłaniać do tworzenia zakazanej wiedzy. Do zwalczania takich nadużyć mamy mechanizmy, które nie doprowadzają nas do totalitaryzmu ani nie instytucjonalizują ignorancji jako społecznej wartości. Nadużywanie prawdy nie jest problemem prawdy, ale problemem nadużyć. Środków zaradczych trzeba zatem szukać wobec nadużyć, nie zaś wobec samej prawdy.
Prawdę o muzułmanach i islamie poznałam z doświadczenia życia i rozległych badań rozmaitych źródeł, akceptując to, co jest prawdą, jako prawdę bez względu na to, skąd pochodziła. Mogę jeszcze zapłacić za to ostateczną cenę, co bezpośrednio skłania mnie do dzielenia się tą prawdą tak szeroko, jak mogę. Tym, którzy nazwą mnie rasistką, bigotką, „islamofobką” lub „skrajną prawicą”, odpowiadam, że mnie to nie obchodzi. Nie ma etykietki, która przyklejona mi przez was zmusiłaby mnie do zaprzeczenia, że muzułmanie wycinają wargi sromowe i łechtaczki swoim małym córeczkom, biją swoje żony, kamienują kobiety, zabijają swoje krnąbrne córki, stręczą swoje rozwiedzione żony, zanim się z nimi pogodzą, mają niewolników, porywają i gwałcą niewolnice seksualne, gwałcą dzieci, zabijają apostatów itd. Jeśli perspektywa, że ktoś nazwie cię rasistą, bigotem, „islamofobem” lub „skrajnym prawicowcem” wystarcza, by zamknąć ci usta lub, co gorsza, powoduje, że zamazujesz i upiększasz potworne konto etyczne muzułmanów, nie dawałabym zbyt wielkiej wiarygodności temu, co mówisz, nie mówiąc już o pójściu za twoją poradą.
Będą tacy, którzy nie przeczytają tej książki, z góry odrzucając jej treści. To ich prawo. Takim samym prawem innych jest przeczytanie tego, co mam do powiedzenia. Nie jest moim zamiarem wprowadzanie kogokolwiek w błąd. Takie zachowanie zostawiam misjonarzom i propagandystom. Jeśli trudna prawda może cię urazić, to ta książka nie jest dla ciebie. Dla tych, którzy odważą się przeczytać te strony, nagrodą będzie dodatkowa wiedza.
Książka ta poświęcona jest wszystkim, którzy są nadal w taki lub inny sposób zniewoleni.
* * *
Wiele całkowicie poprawnych uwag o muzułmanach odrzuca się krótkim zdaniem „nie wszyscy muzułmanie…”, nawet wtedy, kiedy taka reakcja jest fundamentalnie wadliwa. Panuje dogmat, że nigdy nie wolno krytykować muzułmanów, bo jest to „islamofobiczne” lub, jeśli masz szczęście, tylko rasistowskie albo bigoteryjne.
Samo zastanawianie się, czy taka krytyka może być zasadna, jest już uznawane za „islamofobię”. No cóż, nie zgadzam się, choć z pewnością jest to puszka Pandory, gniazdo os lub siedlisko żmij. Wybierz sobie, co chcesz.
Aby krytykować muzułmanów i nauczyć się przy tym czegoś, konieczne jest rozróżnienie między muzułmaninem jako człowiekiem, posiadaczem podmiotowości i atrybutów istoty ludzkiej, a muzułmaninem jako wyznawcą islamu. Bycie muzułmaninem jest więc stanem, w jakim może znaleźć się człowiek. Życie muzułmanina jest torem z przeszkodami, niekończącym się manewrowaniem między czyhającymi na każdym kroku pułapkami szariatu. Muzułmanin, jakiego widzisz, jest gdzieś w środku tego chaosu. Spróbuj zrozumieć ten chaos z perspektywy nawigującego przez życie muzułmanina.
Kiedy dziś pojawia się możliwość wskrzeszenia islamu Mahometa i dosłownego odczytywania Koranu, człowiek w muzułmaninie zazwyczaj przeważa nad islamem w muzułmaninie. Tylko najbardziej barbarzyńskie elementy w ummie, włącznie z tymi, którzy umyślnie zdławili własne człowieczeństwo, odpowiedziały na wezwanie i przysięgły na wierność człowiekowi, który ogłosił się kalifem, wielu z nich jadąc do Syrii, by tam spalić swoje paszporty.
W Polityce Arystoteles analizuje konieczność istnienia poddanych chętnych do zaakceptowania wszystkich warunków autokracji, by można było skoncentrować całą wolność w rękach jednej osoby, czy to dobrotliwego monarchy, barbarzyńskiego wodza, wybranego dyktatora, watażki, kalifa, czy dawno zmarłego proroka. Chętne poddanie zakłada zniewolenie umysłu i usuwa potrzebę nagiego przymusu. Ochocze poddanie zakłada umysł zrekonstruowany tak, by postrzegał cnotę w poddaniu się, i przekazanie przymusu samym poddanym. Bycie muzułmaninem jest takim stanem. Popieranie Black Lives Matter i uważanie się za człowieka prawego z powodu tego poparcia także jest takim stanem.
„Nie ma pogorszenia prawdy ani dezaprobaty dla tego, który mówi prawdę lub ją przekazuje” – powiedział Al-Kindi dwanaście stuleci temu. Kieruję się tą zasadą. Nie ma znaczenia, kto mówi prawdę lub jaką ma reputację ani jak powszechnie może być pogardzany, ja „docenię i wezmę” ją od niego. Czy źródłem jest Karta Hamasu, Magna Carta, Karol Wielki, Karol Marks, Groucho Marx, Oskar Zrzęda, Oscar Schindler, Christopher Schindler, Christopher Hitchens, The Hitchhiker’s Guide to the Galaxy, Galaxy-Eyes czy moje oczy, nie będę lękliwa w docenianiu prawdy i braniu jej, skądkolwiek przychodzi.
Świadomie unikałam dodawania jeszcze jednego głosu do już solidnego zbioru biografii i autobiografii eksmuzułmanów. Wszyscy wiedzą, że istnieją na świecie eksmuzułmanie i nie wniosę niczego spisaniem dokładnej opowieści o własnym życiu jako muzułmanki. Zamiast tego chcę przez pryzmat moich doświadczeń naświetlić problem bycia muzułmaninem w dzisiejszym świecie, problem, jaki muzułmanie stanowią dla eksmuzułmanów i dla niewiernych, a po drodze rozgromić islam. W tej książce przedstawiam mój punkt widzenia oparty na dwudziestu dwóch latach życia jako muzułmanki, na wykształceniu, które miałam szczęście zdobyć, a które obejmowało ekonomię polityczną, na bardzo dalekich podróżach po świecie, na głębokich, wzbogacających życie doświadczeniach, jak też na doświadczeniu autorki zmagającej się ze słowem. Mogę pisać tak, jak mógłby każdy krytyk społeczny, a poboczną korzyścią jest to, że kiedyś byłam muzułmanką. Pisanie tylko kolejnej opowieści eksmuzułmanki byłoby marnowaniem czasu mojego i czytelników.
Islam nie jest jedynym totalitaryzmem, jaki znam. Dorastałam w apartheidzie, to jest w rasistowskim państwie policyjnym, i spędziłam siedem lat swojego dorosłego życia w Chinach. Jak mogę nie widzieć totalitaryzmu budowanego w przyspieszonym tempie na Zachodzie, z jego częściami składowymi „krytycznej teorii”, politycznej poprawności, multikulturalizmu i polityki tożsamości już tak głęboko okopanych, że całe pokolenie jest zamarynowane w słoju z tymi dogmatami jak najlepsi fundamentaliści i funkcjonariusze partyjni? Całe pokolenie młodych ludzi nie zdaje sobie sprawy, że już nie kontroluje własnych umysłów, a wręcz czuje się dumne z tego, że jest w tym stanie. Jeszcze gorzej jest z ich nauczycielami, którzy wiedzą dokładnie, co robią. Ignorancja istotnie stała się siłą.
Wielu będzie w stanie przekazać głębsze spostrzeżenia, niż ja mogę to zrobić dzisiaj. Czytelnik, który akceptuje, że piszę w dobrej wierze, prawdopodobnie odkryje, że rzeczowa dyskusja ze mną daje więcej niż ignorowanie lub odrzucanie a priori moich poglądów. Czasami wyrażam się bardzo mocno. Nie po to, by kogokolwiek obrażać. Po prostu uważam, że powaga problemu jest na ogół niedoceniana, pomijana lub wręcz umyślnie ukrywana.
Odrzucenie oczywistego humanizmu i analitycznej mocy oraz spostrzeżeń Marksa w dziedzinie ekonomii politycznej, szczególnie wyłożonych we Wprowadzeniu do krytyki ekonomii politycznej, byłoby wylewaniem dziecka z kąpielą. Nie zamierzam pozwalać sobie na anty-Marksowską bigoterię, co jest dzisiaj modne. Moje człowieczeństwo kieruje moją etyką i czerpię inspirację tak samo od Erazma z Rotterdamu, Oriany Fallaci, jak i Karola Marksa. Tak, wiem; oni wszyscy byli biali. Przepraszam z całego serca.
Krytykowanie Marksa i krytykowanie ludzi, którzy dążyli do stosowania marksizmu, to dwie różne rzeczy, tak samo jak krytykowanie islamu i krytykowanie ludzi, którzy wyznają islam. Potrzebna jest jedna i druga krytyka, bo dokonywanie jednej bez drugiej oznacza niezrozumienie stosunków między nimi, ich wzajemnego wpływu na siebie i natury każdej z nich pod wpływem tej drugiej. M.A. Khan stosuje to podejście w ważnym badaniu dżihadu w Indiach:
W świetle prezentowanych powyżej dowodów nie należy pytać o to, w jaki sposób około 80 procent Indusów pozostało niemuzułmanami po tak wielu stuleciach muzułmańskich rządów. Zamiast tego należy zapytać, dlaczego i w jaki sposób 20 procent Indusów zostało muzułmanami mimo ostrego oporu przeciwko islamowi. Jak mogła rosnąć muzułmańska populacja, skoro Indusi uważali islam za odrażający, o czym świadczą zapisy wielu muzułmańskich kronikarzy i władców?[1]
Moim celem jest być dla eksmuzułmanów tym, czym Bat Ye’or jest dla Żydów, Thomas Sowell dla Amerykanów i Thilo Sarrazin dla Niemców: pragnę wyrwać ich z samobójczego poczucia bezpieczeństwa, ich stadnego samozadowolenia[2]. Choć nie we wszystkim się zgadzam z tymi dwoma panami, ich gatunek szczerości jest w równej mierze obłożony tabu, jak i potrzebny. Większość eksmuzułmanów angażujących się w publiczne dyskusje na Zachodzie po prostu zamieniła jeden rodzaj poddaństwa na inny i bardzo często nie tylko „brzmią jak”, ale myślą jak muzułmanie. Wyjątki, takie jak Ibn Warraq i Salman Rushdie, są rzadkie i cenne.
Ta książka stawia wyzwania tabu. Większość treści jest nowa, część była publikowana wcześniej, często w innej formie i wersji. Teksty zostały połączone, zrewidowane i wzmocnione. Praca sytuuje się pomiędzy dyskursem akademickim a dziennikarskim. Piszę z pasją, by uniknąć sztywności i sterylności, które tak męczą w pracach naukowych, ale próbuję uniknąć „gładkości przy kieliszku”, jaka czasami wydaje się charakteryzować teksty dziennikarskie. Związki, implikacje, głębsze argumenty i dygresje znajdują się w przypisach. Kiedy wiarygodność nie była problemem, wybierałam łatwo dostępne źródła.
Mówiono, że Jewgienij Zamiatin i Friedrich Nietzsche „publikowali w badaniach moralności przesłania, które później opisywali dokładnie w pracach niebędących beletrystyką”[3]. Chciałabym wierzyć, że publikuję tutaj badania moralności przesłań, które później przedstawię wyraźnie w pracy beletrystycznej. Apostata pokazuje wyraźnie moralność przesłania w Duchowych zmaganiach muzułmanina. Ta literacka fikcja jest moim sposobem podziękowania czytelnikom za poświęcenie czasu na zapoznanie się z moimi myślami i uczuciami.
Pozostaje mi podziękować mojej żonie za cierpliwe słuchanie, czytanie i wnikliwe uwagi, za gotowanie, choć była to ewidentnie moja kolej w kuchni, i za cierpliwe znoszenie niedostatku, kiedy spędziłam dwa lata w centrum New York University w Paryżu. Dziękuję moim promotorom i kolegom studentom ze studiów magisterskich. Za możliwość publikowania moich idei dziękuję Robertowi Spencerowi z „Jihad Watch” i szczególnie redaktorom Małgorzacie Koraszewskiej i Andrzejowi Koraszewskiemu z „Listów z naszego sadu”, którzy poświęcili czas, by przekazać mi swoje uwagi, tłumaczyli moje artykuły na polski i przyjęli rolę moich polskich agentów, choć mają wiele innych zajęć. Dziękuję też bardzo wielkodusznemu Bruce’owi Bawerowi, który poświęcił czas na redakcję manuskryptu i też działał jako mój nieformalny agent. Na koniec jestem wdzięczna Agnieszce Rachwał-Chybowskiej, redaktorce prowadzącej w Wydawnictwie Stapis, która pchnęła łódź na zdradzieckie morza wielojęzycznej publikacji, gdzie tak wiele tak łatwo może się zgubić w tłumaczeniu, Stanisławowi Pisarkowi, redaktorowi naczelnemu, za podjęcie się tego projektu. Jakiekolwiek błędy pozostają w książce, są to moje błędy.
Anjuli Pandavar
* * *
koniec darmowego fragmentuzapraszamy do zakupu pełnej wersji
[1] M.A. Khan, Islamic Jihad: A Legacy of Forced Conversion, Imperialism and Slavery, Felibri.com, 2011, s. 73.
[2] Szczególnie: Bat Ye’or, Understanding Dhimmitude, RVP Press, 2013; Thomas Sowell, Dismantling America, and other controversial essays, Basic Books, 2010; Thilo Sarrazin, Deutschland schafft sich ab: Wie wir unser Land aufs Spiel setzen (Niemcy kładą kres samym sobie: Stawianie na kartę własnego kraju), Deutsche Verlags-Anstalt, 2012.
[3] Riley Moore, The Heretical Impulse: Zamyatin and Orwell, „Quilette” 1.12.2020, https://quillette.com/2020/12/01/the-heretical-impulse-zamyatin-and-orwell/.