Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Książka autorstwa M. Doucleff wywraca współczesne pojmowanie rodzicielstwa do góry nogami, dając rodzicowi nadzieję na wychowanie bez krzyków i agresji współpracującego dziecka, które nie boryka się z brakiem pewności siebie i niekontrolowaną frustracją. Ten poradnik „zrzuca” dziecko z rodzinnego piedestału, ale w duchu miłości i rozsądku.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 411
Tytuł oryginału: Hunt, Gather, Parent
Projekt okładki: Katarzyna Grabowska/and visual.pl
Przekład: Anna Czajkowska
Redaktor prowadzący: Bożena Zasieczna
Redakcja techniczna: Sylwia Rogowska-Kusz
Skład wersji elektronicznej: Robert Fritzkowski
Korekta: Lena Marciniak-Cąkała, Magdalena Osica
Ilustracje © Ella Trujillo
© 2021 by Michaeleen Doucleff
© for the Polish edition by MUZA SA, Warszawa 2022
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Żadna część niniejszej publikacji nie może być reprodukowana, przechowywana jako źródło danych i przekazywana w jakiejkolwiek formie zapisu bez pisemnej zgody posiadacza praw.
ISBN 978-83-287-2383-2
MUZA SA
Wydanie I
Warszawa 2022
–fragment–
Pamięci Mango, najlepszego psa-pasterza książek, jakiego mogła mieć pisarka
I dla Rosy
Pamiętam ten moment, kiedy jako matka sięgnęłam dna.
Była piąta rano w zimny grudniowy poranek. Leżałam w łóżku, mając na sobie ten sam sweter, który nosiłam poprzedniego dnia. Włosów nie myłam od wielu dni.
Na zewnątrz niebo nadal było ciemnobłękitne; uliczne lampy wciąż jaśniały żółto. Wewnątrz naszego domu panowała dziwna cisza. Jedynym dźwiękiem dochodzącym do moich uszu był oddech naszej suczki owczarka niemieckiego, Mango, na podłodze pod łóżkiem. Wszyscy spali, oprócz mnie. Ja rozbudziłam się zupełnie.
Przygotowywałam się do bitwy. Rozważałam w myślach, jak sobie poradzić w następnej potyczce z wrogiem. Co zrobię, kiedy ona znowu mnie uderzy? Walnie? Kopnie? Ugryzie?
To brzmi okropnie, że nazywam córkę wrogiem. Bóg jeden wie, jak bardzo ją kocham. I pod wieloma względami jest cudownym małym człowiekiem. Jest bardzo bystra, szaleńczo odważna i silna jak wół, zarówno fizycznie, jak i umysłowo. Kiedy Rosy upadnie na placu zabaw, od razu się podnosi. Żadnego mazania się.
A czy wspominałam o jej zapachu? Och, uwielbiam jej zapach, szczególnie na samym czubku głowy. Kiedy wyjeżdżam gdzieś jako reporterka radia NPR, tego właśnie najbardziej mi brakuje: jej woni – tego połączenia miodu, lilii i wilgotnej ziemi.
Słodycz tej woni jest urocza – i myląca. W trzewiach Rosy buzuje ogień. Rozpalony do czerwoności. Ten ogień ją napędza, sprawia, że idzie przez życie z zaciekłym uporem. Jak ujęła to pewna znajoma: to niszczycielka światów.
Kiedy Rosy była malutka, dużo płakała. Godzinami, każdego wieczora. „Jeśli nie je i nie śpi, to płacze”, powiedział mój spanikowany mąż lekarce pediatrze. Ta wzruszyła ramionami. Najwyraźniej nieraz już to słyszała. „No cóż, to niemowlę”, odparła.
Teraz Rosy miała trzy lata, a płacz zmienił się w napady złości i nieustanne znęcanie się nad rodzicami. Kiedy wpadała w szał, a ja brałam ją na ręce, nabrała zwyczaju bicia mnie po twarzy. Były takie poranki, gdy wychodziłam z domu z czerwonym śladem jej dłoni na policzku. Rany, jak to bolało.
Tego spokojnego grudniowego poranka, leżąc w łóżku, pozwoliłam sobie na to, aby przyznać się do bolesnej prawdy. Między mną a Rosy rósł mur. Zaczęłam się lękać spędzanego wspólnie czasu, z obawy o to, co się wydarzy – że stracę panowanie nad sobą (znowu); że doprowadzę córeczkę do płaczu (znowu); że tylko pogorszę jej zachowanie (znowu). A w rezultacie – czego się bałam – stawałyśmy się wrogami.
Sama dorastałam w domu pełnym gniewu. Krzyki, trzaskanie drzwiami, nawet rzucanie butami – to były podstawowe sposoby komunikowania się moich rodziców, trójki rodzeństwa i mnie samej. Zatem wobec napadów złości Rosy na początku zareagowałam tak, jak moi rodzice wobec mnie: kombinacją gniewu, surowości, a niekiedy głośnych, groźnych słów. Ta reakcja dawała efekt dokładnie odwrotny od zamierzonego: Rosy wyginała się w łuk, skrzeczała jak dziki ptak i rzucała się na ziemię. Poza tym chciałam być lepsza od swoich rodziców. Chciałam wychowywać córeczkę w spokojnym otoczeniu i nauczyć ją bardziej wydajnych sposobów komunikowania się niż ciskanie butem w czyjąś głowę.
Skonsultowałam się zatem z doktorem Google i zdecydowałam, że „optymalne podejście do wychowania”, które pomoże zapanować nad napadami złości Rosy polega na „autorytecie”. Na ile zdołałam ustalić, „autorytet” wymaga jednocześnie „stanowczości” i „życzliwości”. Zatem starałam się, jak mogłam, aby taką właśnie być. Ale nigdy mi się to nie udało, ponieważ raz po raz podejście oparte na autorytecie mnie zawodziło. Rosy widziała, że nadal jestem zła, więc kontynuowałyśmy ten sam cykl. Mój gniew pogarszał jej zachowanie. Ja złościłam się jeszcze bardziej – a jej wybuchy w końcu osiągały nuklearną siłę rażenia. Zaczynała gryźć, wymachiwać rękami i biegać po domu, przewracając meble.
Nawet najprostsze sprawy, takie jak przygotowanie się rano do przedszkola, zmieniały się w walne bitwy. „Czy możesz włożyć buty?”, prosiłam po raz piąty. „Nie!”, wrzeszczała córeczka, a potem zaczynała na dodatek ściągać sukienkę i bieliznę.
Pewnego ranka czułam się tak źle, że uklękłam przed zlewem w kuchni i wrzeszczałam w duchu do szafek: „Dlaczego to wszystko jest takie trudne? Dlaczego ona mnie nie słucha? Co robię nie tak?”.
Jeśli mam być szczera, nie miałam pojęcia, jak sobie z Rosy poradzić. Nie wiedziałam, jak powstrzymać jej napady złości, nie mówiąc już o rozpoczęciu procesu nauki, jak być dobrym człowiekiem: życzliwym, pomocnym i przejmującym się innymi ludźmi.
Prawdę mówiąc, nie wiedziałam, jak być dobrą matką. Nigdy wcześniej nie byłam tak słaba w czymś, w czym chciałam być dobra. Nigdy przedtem rozziew między moimi rzeczywistymi umiejętnościami a poziomem, jaki pragnęłam osiągnąć, nie był tak przytłaczająco wielki.
I tak doszłam do momentu, kiedy leżałam w łóżku, bardzo wcześnie rano, obawiając się chwili, gdy moja córeczka – to ukochane dziecko, o którym marzyłam przez tyle lat – w końcu się obudzi. Szukałam w myślach sposobu nawiązania kontaktu z tym małym człowiekiem, który tak często zachowywał się, jak rozszalały maniak. Szukałam wyjścia z pułapki, w którą się zapędziłam.
Czułam się zagubiona. Znużona. Pozbawiona nadziei. Patrząc w przyszłość, widziałam tylko kontynuację stanu obecnego: ja i Rosy w ciągłej walce, podczas gdy wraz z upływem czasu ona będzie coraz większa i silniejsza.
Ale nie tak się to potoczyło – a ta książka opowiada o tym, jak doszło do nieoczekiwanej zmiany w naszym życiu. Zaczęła się ona od wyprawy do Meksyku, która okazała się rewelacją, co doprowadziło do kolejnych wycieczek do innych miejsc na Ziemi – za każdym razem w towarzystwie Rosy. Po drodze poznałam grupę niezwykłych mam i ojców, którzy hojnie nauczyli mnie mnóstwo o rodzicielstwie. Ci ludzie pokazali mi nie tylko, jak powściągać napady złości córeczki, lecz także taki sposób komunikowania się z nią, który nie wymaga krzyku, zrzędzenia czy kar – sposób, który wzmacnia pewność siebie dziecka, zamiast wywoływać napięcia i konflikty. I – rzecz być może najważniejsza – dowiedziałam się też, jak nauczyć Rosy życzliwości i hojności wobec mnie, rodziny i przyjaciół. A to wszystko było możliwe po części dlatego, że te matki i ci ojcowie pokazali mi, jak okazywać życzliwość i miłość swojemu dziecku w zupełnie nowy sposób.
Jak powiedziała mi matka Inuitka Elizabeth Tegumiar naszego ostatniego dnia w Arktyce: „Myślę, że teraz już lepiej wiesz, jak sobie z nią radzić”. Tak, wiem.
Wychowanie to rzecz bardzo osobista. Szczegóły różnią się nie tylko między kulturami, lecz także między społecznościami, a nawet rodzinami. A jednak, jeśli współcześnie ruszysz w podróż po świecie, dostrzeżesz wspólny wątek, który łączy większość kultur. Od arktycznej tundry i lasów deszczowych Jukatanu po tanzańską sawannę i zbocza gór na Filipinach, wszędzie znajdziesz podobny sposób odnoszenia się do dzieci. Szczególnie dotyczy to tych kultur, które wychowują wyjątkowo życzliwe i pomocne pociechy – takie, które budzą się rano i od razu zmywają talerze. Takie, które chcą się podzielić słodyczami z rodzeństwem.
Na to uniwersalne podejście do wychowania składają się cztery podstawowe elementy. Można je zaobserwować współcześnie w niektórych zakątkach Europy, a nie tak dawno były też powszechne w USA. Pierwszymi celami tej książki są ich dogłębne zrozumienie i nauka, jak wprowadzić je do swojego domu, aby twoje życie stało się łatwiejsze.
Biorąc pod uwagę jego wszechobecność na świecie i w społecznościach myśliwych zbieraczy, ten uniwersalny styl wychowania liczy zapewne dziesiątki, jeśli nie setki tysięcy lat. Biolodzy przekonująco argumentują, że relacja między rodzicem a dzieckiem tak właśnie wyewoluowała. A kiedy widzisz ten styl wychowania w działaniu – czy to podczas robienia tortilli w wiosce Majów, czy w trakcie połowów pstrągów alpejskich w Oceanie Arktycznym – doświadczasz potężnego poczucia: „Aha – czyli o to właśnie chodzi z tym całym wychowaniem!”. Dziecko i rodzic pasują do siebie jak złącze ciesielskie na pióro i wpust – albo, jeszcze lepiej, jak japońskie Nejire kumi tsugi. Które jest piękne.
Nigdy nie zapomnę tej chwili, kiedy pierwszy raz miałam okazję oglądać ten styl wychowania. Poczułam się tak, jakbym zaczęła inaczej odbierać siłę ciążenia.
W owym czasie już od sześciu lat byłam reporterką NPR. Wcześniej, po uniwersytecie Berkeley, przez siedem lat pracowałam jako chemiczka. W swojej pracy reporterskiej skupiałam się zatem na wiadomościach z dziedziny medycyny: choroby zakaźne, szczepionki, zdrowiu dzieci. Zazwyczaj pisywałam artykuły przy swoim biurku w San Francisco. Ale od czasu do czasu stacja wysyłała mnie w odległe zakątki świata po informacje o egzotycznych chorobach. Byłam w Liberii w szczytowym okresie epidemii wirusa Ebola, przekopywałam arktyczną wieczną zmarzlinę w poszukiwaniu topniejących wirusów grypy i stałam w jaskini pełnej nietoperzy na Borneo, gdzie pewien poszukiwacz wirusów ostrzegał mnie przed nadchodzącą pandemią jakiegoś koronawirusa (była to jesień 2017 roku).
Kiedy w naszym życiu pojawiła się Rosy, te wyprawy nabrały nowego znaczenia. Zaczęłam obserwować matki i ojców na całym świecie, nie jako reporterka czy naukowczyni, ale raczej jako wyczerpany rodzic, desperacko poszukujący okruchów rodzicielskiej mądrości. „Musi istnieć jakiś sposób lepszy od tego, co ja robię”, myślałam. „Po prostu musi”.
Musi istnieć jakiś sposób lepszy od tego, co ja robię. Po prostu musi.
I wtedy, podczas wyprawy na Jukatan, wreszcie to zobaczyłam: uniwersalne podejście do wychowania, z bliska i osobiście. To doświadczenie wstrząsnęło mną do głębi. Wróciwszy z podróży do domu, zaczęłam zmieniać kierunek całej swojej ścieżki zawodowej. Zamiast zgłębiać wirusy i biochemię, chciałam się nauczyć możliwie jak najwięcej o tym sposobie nawiązywania relacji z małym człowiekiem – tym cudownie łagodnym i życzliwym sposobie wychowywania pomocnych i samodzielnych dzieci.
Jeśli trzymasz w rękach tę książkę, to po pierwsze, dziękuję. Dziękuję za twoją uwagę i czas. Wiem, jak są one cenne dla rodziców. Przy wsparciu fantastycznego zespołu ciężko pracowałam, aby ta książka była tego warta – dla ciebie i twojej rodziny.
Po drugie, bardzo prawdopodobne, że czułeś się trochę tak jak ja i mój mąż, desperacko szukając lepszych rad i narzędzi. Może przeczytałeś już parę pozycji i jak naukowiec eksperymentowałeś z kilkoma metodami na swoich dzieciach. Może poczułeś radosne podniecenie, bo jakiś eksperyment wydał się obiecujący, aby po kilku dniach doświadczyć jeszcze większej rozpaczy, ponieważ – niestety – nie powiódł się. Żyłam w tych frustrujących cyklach przez pierwsze dwa i pół roku życia Rosy, kiedy kolejne eksperymenty zawodziły.
Jeden z ważnych celów tej książki to pomóc ci w przerwaniu tego cyklu. Poznawszy uniwersalne podejście do wychowania, dowiesz się, jak wychowywano dzieci od dziesiątek tysięcy lat, jakie podejście do wychowania jest wdrukowane w ich mózgi. Zaczniesz rozumieć, dlaczego dochodzi do złych zachowań, i zyskasz moc, aby je zdusić w zarodku. Poznasz sposób nawiązywania relacji z dziećmi, który był testowany przez tysiąclecia przez matki i ojców na sześciu kontynentach – sposób, którego obecnie nie znajdziesz w książkach dla rodziców.
Oto podstawowy problem ze współczesnymi radami dla rodziców: przeważająca większość opiera się wyłącznie na perspektywie euro-amerykańskiej. Tak, Battle Hymn of the Tiger Mother Amy Chua zapewnił nam frapujący wgląd w chińskie podejście do wychowania dzieci, które mają odnosić życiowe sukcesy, ale w większości współczesne pojęcie o rodzicielstwie jest oparte niemal wyłącznie na zachodnim paradygmacie. Amerykańskie matki i ojcowie są zatem zmuszeni patrzeć na krajobraz rodzicielstwa przez dziurkę od klucza. To zawężenie nie tylko sprawia, że tracą z oczu większość owego frapującego (i przydatnego) krajobrazu, lecz ma także dalekosiężne implikacje; to jeden z powodów, dla których wychowywanie dzieci jest obecnie takie stresujące – i dlaczego w ciągu ostatnich kilku dekad dzieci i nastolatki w USA czują się coraz bardziej osamotnione, zalęknione i przygnębione.
Obecnie, jak wynika z raportu badaczy z Harvardu, mniej więcej jedna trzecia wszystkich nastolatków ma objawy spełniające kryteria zaburzeń lękowych. Ponad 60 procent studentów twierdzi, że czuje „przytłaczający” niepokój, a pokolenie Z, obejmujące dorosłych urodzonych od połowy lat 90. XX wieku do początku wieku XXI, to najbardziej osamotnione pokolenie od dziesięcioleci. A jednak dominujący styl rodzicielski w USA idzie w kierunku, który pogłębia te problemy, zamiast je łagodzić. „Rodzice przeszli w tryb kontroli”, zauważyła w 2019 roku psychoterapeutka B. Janet Hibbs. „Kiedyś promowali autonomię… Ale teraz coraz bardziej przejmują kontrolę, co sprawia, że dzieci są zalęknione i mniej przygotowane na to, co nieprzewidywalne”.
Jeśli „normalny” stan umysłu nastolatka w naszej kulturze to niepokój i osamotnienie, być może nadszedł czas, aby rodzice ponownie się zastanowili, na czym polega „normalne” wychowanie. Jeżeli naprawdę chcemy zrozumieć nasze dzieci – nawiązać z nimi rzeczywisty kontakt – może powinniśmy wyjść ze swojej kulturowej strefy komfortu i porozmawiać z rodzicami, których rzadko się słyszy.
Może nadszedł czas, aby rozszerzyć naszą zawężoną perspektywę i zobaczyć, jak piękne – i potężne – może być rodzicielstwo.
To kolejny cel tej książki – rozpocząć wypełnianie luk w naszej wiedzy o rodzicielstwie. Aby zaś tego dokonać, skupimy się na kulturach mających mnóstwo przydatnej wiedzy: myśliwych zbieraczach i innych rdzennych społecznościach wyznających podobne wartości. Te kultury dopracowywały swoje strategie rodzicielskie przez tysiące lat. Babcie i dziadkowie przekazywali wiedzę swojego pokolenia następnemu, zapewniając nowym mamom i tatom szeroki zestaw różnorodnych, potężnych narzędzi. Dlatego rodzice wiedzą, jak skłonić dzieci do wykonywania prac domowych bez proszenia, przekonać rodzeństwo do współpracy (zamiast walki) i jak dyscyplinować bez krzyku, besztania czy wysyłania do pokoju. Są mistrzami motywacji i ekspertami w dziedzinie wspierania funkcji wykonawczych u dzieci, w tym umiejętności takich jak odporność, cierpliwość i panowanie nad gniewem.
Najbardziej uderzające jest to, że w wielu kulturach myśliwych zbieraczy rodzice budują z małymi dziećmi relacje bardzo różne od tych, które promujemy w USA – takie, które są oparte na współpracy zamiast konfliktów, zaufaniu zamiast strachu i indywidualnych potrzebach zamiast standardowych kamieni milowych rozwoju.
Zatem gdy ja wychowywałam Rosy w zasadzie za pomocą jednego narzędzia – bardzo głośnego młotka – wielu rodziców na całym świecie używa kompletnego zestawu precyzyjnych instrumentów: śrubokrętów, bloków i poziomnic, z których korzystają w miarę potrzeby. W tej książce dowiemy się możliwie jak najwięcej o tych supernarzędziach, i tym, jak ich używać we własnym domu.
A żeby tego dokonać, udam się prosto do źródła tych informacji – owych matek i ojców we własnej osobie. Odwiedzimy trzy kultury: Majów, Hadzabe i Inuitów, które celują w tych aspektach wychowania, z jakimi kultura Zachodu sobie nie radzi. Matki Majów to mistrzynie w wychowywaniu pomocnych dzieci. Rozwinęły wyrafinowaną formę współpracy, dzięki której rodzeństwo uczy się nie tylko tego, jak ze sobą wytrzymać, lecz także jak razem pracować. Rodzice Hadzabe to mistrzowie wychowywania pewnych siebie, samodzielnych dzieci; lęki i depresja obserwowane wśród młodych Amerykanów są nieznane w ich społecznościach. Inuici zaś rozwinęli niezwykle skuteczne podejście do nauki inteligencji emocjonalnej, szczególnie gdy chodzi o panowanie nad gniewem i szacunek dla innych.
W tej książce każdej kulturze poświęcona jest jedna część. W każdej z nich spędzimy nieco czasu, poznając kilka rodzin i ich codzienną rutynę. Zobaczymy, jak rodzice rano przygotowują dzieci do szkoły, jak kładą je do łóżka wieczorem i jak je motywują, aby się dzieliły z innymi, traktowały rodzeństwo życzliwie i brały na siebie nowe obowiązki we własnym, indywidualnym tempie.
Oprócz tego rzucimy też tym supermamom i supertatom wyzwanie, damy im wychowawczą łamigłówkę do rozwiązania na moich oczach. Damy im Rosy.
Tak – dobrze zrozumieliście. Aby napisać tę książkę, udałam się we wspaniałą – i, jak ktoś mógłby powiedzieć, szaloną – podróż. Wraz z kilkulatką wybrałam się do trzech szanowanych społeczności na świecie, mieszkałam z tamtejszymi rodzinami i uczyłam się wszystkiego, co się dało, o sekretach ich wychowania. Rosy i ja spałyśmy w hamaku u Majów w świetle księżyca w pełni; pomagałyśmy dziadkowi Inuicie polować na narwale na Oceanie Arktycznym i nauczyłyśmy się, jak wykopywać jadalne bulwy od mam Hadzabe w Tanzanii.
Po drodze będę się też konsultować z antropologami i biologami ewolucyjnymi, aby zrozumieć, dlaczego te strategie wychowawcze nie przynależą tylko do tych rodzin i kultur, ale są powszechne na całym świecie – i w całej historii ludzkości. Będę rozmawiać z psychologami i neurobiologami, aby się dowiedzieć, jak te narzędzia i wskazówki mogą wpływać na zdrowie umysłowe dzieci i ich rozwój.
W każdej części znajdziecie praktyczne przewodniki, jak wypróbować te rady u swoich pociech. Przedstawimy propozycje „pierwszej przymiarki” do tego podejścia, by sprawdzić, czy znajdzie ono oddźwięk u waszych dzieci, a także szersze omówienie, abyście mogli rozpocząć wprowadzanie tych strategii w swoje codzienne życie. Te praktyczne części nawiązują do mojego własnego doświadczenia, a także do doświadczeń moich przyjaciół wychowujących małe dzieci w San Francisco.
Kiedy wyjdziemy poza USA, spojrzymy na zachodnie podejście do rodzicielstwa świeżym okiem. Zobaczymy, jak nasza kultura często opacznie podchodzi do dzieci. Za dużo ingerujemy. Nie mamy do nich dość zaufania. Nie wierzymy w ich wrodzone wyczucie tego, czego potrzebują, aby się rozwijać. I w wielu przypadkach po prostu nie mówimy ich językiem.
W szczególności nasza kultura skupia się niemal wyłącznie na jednym aspekcie relacji rodzic–dziecko. A jest to kontrola – ile kontroli rodzic ma nad dzieckiem. Najpowszechniejsze „style” wychowania obracają się wokół kontroli. Rodzice „helikopterowi” mają jej najwięcej. Ci, którzy stosują „wolny chów” – najmniej. W naszej kulturze uważa się, że ktoś zawsze ma kontrolę – albo rodzic, albo dziecko.
A oto główny problem z tym spojrzeniem na rodzicielstwo: nastawia nas ono na walkę o przewagę, z bitwami, wrzaskami i płaczem. Nikt nie lubi być kontrolowany. Zarówno dzieci, jak i rodzice buntują się przeciw temu. Kiedy zatem wchodzimy w interakcje z dziećmi w kontekście kontroli – niezależnie od tego, kto ją sprawuje – stajemy na pozycjach adwersarzy. Napięcie rośnie. Wybuchają kłótnie. Walka o przewagę staje się nieunikniona. U dwu- i trzylatków, maluchów niezdolnych do panowania nad emocjami, te napięcia ujawniają się w formie fizycznych wybuchów.
Ta książka przedstawi wam inny wymiar wychowania, który w USA został w dużej mierze porzucony w ciągu ostatniego stulecia. To taki sposób nawiązywania relacji z dziećmi, który nie ma nic wspólnego z kontrolą, jej zdobywaniem czy oddawaniem.
Być może nawet nie zdawaliście sobie sprawy, ile waszych problemów wychowawczych to w istocie kwestia kontroli. Ale kiedy usuniemy ją z tego równania (a przynajmniej ograniczymy), aż dziw, jak szybko opór mięknie, niby masło na rozgrzanej patelni. Nie poddawajcie się! Wypróbujcie to, co tu znajdziecie, a odkryjecie, że te niesamowicie frustrujące momenty w życiu rodzica – ciskanie butami, awantury w sklepie spożywczym, kłótnie przed pójściem spać – będą się zdarzać coraz rzadziej, a w końcu całkiem znikną.
I wreszcie kilka słów o moich intencjach w tej książce.
Ostatnia rzecz, na jakiej mi zależy to, by jakakolwiek jej część sprawiła, że zawstydzicie się tego, co robicie jako rodzice. My, rodzicie, i tak już mamy tyle wątpliwości i niepewności – nie chcę ich wam dokładać. Jeśli do tego dojdzie, natychmiast napiszcie e-maila i dajcie mi znać. Mój cel jest dokładnie odwrotny – dodać wam sił i inspiracji jako rodzicom, jednocześnie zapewniając cały zestaw nowych narzędzi i rad, których brakuje obecnie w dyskusjach o wychowaniu. Napisałam tę książkę, aby była tą, której nikt mi nie dał – a szkoda! – kiedy leżałam w ciemności owego zimnego grudniowego poranka, czując, że jako rodzic sięgnęłam dna.
Ponadto pragnę oddać sprawiedliwość przedstawionym w tej książce rodzicom, którzy otworzyli swoje domy przede mną i Rosy. Te rodziny pochodzą z kultur innych niż moja – i najprawdopodobniej wasze. Jest wiele sposobów podejścia do tych różnic. W USA często skupiamy się na zmaganiach i problemach tych społeczności. Ba, krytykujemy nawet pochodzących z nich rodziców, gdy nie stosują się do zasad naszej kultury. Kiedy indziej idziemy za daleko w przeciwnym kierunku i podchodzimy do nich zbyt romantycznie, wierząc, że posiadły jakąś „starożytną magię” albo bytują w „raju utraconym”. Oba sposoby myślenia są całkowicie błędne.
Nie ma wątpliwości, że życie w tych kulturach bywa ciężkie – podobnie jak w każdej innej. Społeczności i rodziny cierpiały i cierpią wskutek tragedii, chorób i ciężkich czasów (a niekiedy działań ludzi Zachodu). Podobnie jak ty i ja, ci rodzice niesamowicie ciężko pracują, często w kilku miejscach. Popełniają błędy wychowawcze i żałują niektórych decyzji. Tak jak ty i ja, nie są idealni.
Jednocześnie żadna z tych kultur nie jest reliktem starożytności, zatrzymanym w czasie. Nic bardziej mylnego! Rodziny przedstawione w tej książce są równie „współczesne” (z braku innego słowa) jak ty i ja. Mają smartfony, zaglądają na Facebooka (często), oglądają CSI, i uwielbiają Krainę lodu czy Coco. Dzieci jadają płatki śniadaniowe, a po kolacji oglądają filmy. Dorośli spieszą się rano, aby przygotować je do szkoły, a w leniwe sobotnie wieczory popijają piwo z przyjaciółmi.
Ale te kultury mają jednak coś, czego brakuje obecnie na Zachodzie: głęboko zakorzenione tradycje wychowawcze i co za tym idzie ogrom wiedzy. Nie ma wątpliwości, że rodzice z tej książki posiedli niesamowite umiejętności komunikowania się, motywowania i współpracowania z dziećmi. Wystarczy spędzić godzinę z tymi rodzinami, a stanie się to jasne jak słońce.
A zatem mój jasno sprecyzowany cel w tej książce to skupić się na doskonałych umiejętnościach tych rodziców. Podczas swoich podróży chciałam spotkać innych ludzi, nawiązać z nimi możliwie jak najbardziej autentyczny kontakt i uczyć się z ich szerokiego doświadczenia (a potem przekazać to tobie, czytelniku). Kiedy dzielę się tymi historiami, chcę uhonorować tych ludzi (i ich społeczności) i okazać im szacunek najlepiej, jak potrafię. Chcę się im również odwdzięczyć. Dlatego 35 procent zaliczki za tę książkę zostanie przekazane rodzinom i społecznościom, które wkrótce poznacie. Aby zaś jednakowo wartościować opinie wszystkich przedstawionych osób, nawiązując do nich po raz drugi, będę używać imion.
Dobrze. Zanim wskoczymy do samolotu, aby zanurzyć się w trzech najszlachetniejszych kulturach świata, trzeba zająć się jeszcze jedną sprawą. Musimy się przyjrzeć samym sobie – i zobaczyć, dlaczego wychowujemy dzieci właśnie tak, a nie inaczej. Przekonamy się, że wiele technik i narzędzi, które uważamy za coś oczywistego – i z których jesteśmy dumni – ma zaskakująco mizerny rodowód.
* * *
koniec darmowego fragmentuzapraszamy do zakupu pełnej wersji
MUZA SA
ul. Sienna 73
00-833 Warszawa
tel. +4822 6211775
e-mail: [email protected]
Dział zamówień: +4822 6286360
Księgarnia internetowa: www.muza.com.pl
Wersja elektroniczna: MAGRAF s.c., Bydgoszcz