Jak oczarować księcia - Julia London - ebook + książka

Jak oczarować księcia ebook

Julia London

3,7

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Śmietanka towarzyska Londynu będzie długo wspominać bal wydany na cześć księcia Sebastiana. Wytworne stroje, wyśmienity szampan i tańce do utraty tchu. Zabawa trwała w najlepsze, ale nagle została przerwana przez tragiczne wydarzenie. Wszyscy się zastanawiają, w jaki sposób zmarł sekretarz księcia i są zaszokowani, gdy dwa dni później plotkarskie pisemko sugeruje, że to było morderstwo. Zbulwersowany książę Sebastian osobiście odwiedza autorkę artykułu, pannę Elizę Tricklebank, i żąda, by ujawniła źródło informacji. Eliza przyznaje, że dostała anonim, ale proponuje księciu pomoc w odkryciu prawdy. Kieruje nią dziennikarska ciekawość, chce przeprowadzić rzetelne śledztwo, niestety przy przystojnym księciu nie zawsze potrafi skupić się wyłącznie na sprawie. A książę Sebastian coraz częściej zachodzi w głowę, dlaczego tak lubi spędzać czas z kobietą, która nie słucha jego poleceń i nieustannie go irytuje.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 310

Oceny
3,7 (48 ocen)
16
10
16
5
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Erristen

Nie oderwiesz się od lektury

Super
00

Popularność




Julia London

Jak oczarować księcia

Tłumaczenie: Maria Brzezicka

HarperCollins Polska sp. z o.o. Warszawa 2021

Tytuł oryginału: The Princess Plan

Pierwsze wydanie: Harlequin Books 2019

Redaktor serii: Grażyna Ordęga

Opracowanie redakcyjne: Grażyna Ordęga

© 2019 by Dinah Dinwiddie

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2021

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Harlequin i Harlequin Powieść Historyczna są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A. Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-672 Warszawa

ul. Domaniewska 34A

www.harpercollins.pl

ISBN 978-83-276-6685-7

Konwersja do formatu EPUB, MOBI: Katarzyna Rek / Woblink

Rozdział pierwszy

Londyn, 1845 r.

Podniecenie w stolicy sięgało zenitu. Każdy pragnął choćby rzucić okiem na księcia Sebastiana, następcę tronu Alucji, podczas jego tak niecierpliwie wyczekiwanej wizyty w Londynie. Przyjęcie powitalne, wydane przez Jej Wysokość, odbyło się na zamku Windsor. Zaproszono niemal dwustu gości, użyto dwóch tysięcy sztuk srebrnych sztućców i niemal tysiąca kryształowych szklanek i kieliszków. Wyśmienitą pieczeń jagnięcą z ziemniakami podano na srebrnych półmiskach, desery na talerzykach z pięknie zdobionej francuskiej porcelany.

Książę Sebastian sprezentował królowej Wiktorii cudowną wazę ze słynnego alucjańskiego malachitu. Wazę dodatkowo zdobiły złote szlaczki.

Kobiety z orszaku księcia wystąpiły w bardzo dopasowanych, długich jedwabnych sukniach. Włosy miały upięte w luźne koki lub misternie splecione w węzły opadające na szyję. Natomiast mężczyźni ubrani byli w tradycyjne czarne fraki uszyte z cieniutkiej, przedniej jakości wełny. Sprawdzone źródła donoszą, że książę Sebastian jest dość wysoki i barczysty. Twarz o ostrych rysach zdobi wypielęgnowana broda w kolorze brązowym, a oczy księcia są zielone niczym mech. Prezentuje się godnie, z dostojeństwem charakterystycznym dla osób świadomych swej roli. Jego pierś zdobią liczne odznaczenia.

Korespondentka „Honeycutt’s Gazette”

Wielmożny sędzia William Tricklebank, wdowiec, członek Wydziału Ławy Królewskiej Wysokiego Trybunału, tracił wzrok. Niegdyś ostre obrazy powoli, lecz systematycznie zmieniały się w rozmazane szare plamy o zmieniających się konturach. Prawdę mówiąc, dość wyraźnie widział nie dalej niż do końca wyciągniętego ramienia, toteż gazetę czytała mu teraz najstarsza córka, Eliza. W opiece nad ojcem pomagała jej Poppy, gospodyni, która była traktowana bardziej jak członek rodziny niż jak służąca. Poppy, sierota z przytułku, pojawiła się w ich domu dwadzieścia lat temu. Wraz z Elizą poprzyczepiały do ścian londyńskiego domu sznurki i wstążki, bo tylko dzięki temu sędzia zawsze docierał tam, dokąd zmierzał. Często przeszkadzały mu w tym dwa nazbyt przyjazne psy, które bardzo chciały być pomocne. Co innego kot, który najwyraźniej próbował go uśmiercić. Plątał się pod nogami, najczęściej zasypiał na kolanach sędziego wówczas, gdy sędzia chciał wstać, a jego ulubioną zabawką był kłębek wełny, który sędzia zawsze kładł w zasięgu ręki. Zwłaszcza ta ostatnia zabawa doprowadzała sędziego, który lubił dziergać, do szału.

Jednak córki czuwały nad jego bezpieczeństwem, zarówna starsza Eliza, jak i młodsza Hollis, zwykle nazywana wdową Honeycutt. Często razem bawiły w domu ojca, żartując z jego wieku i małych dziwactw. Owszem, wzrok mu szwankował, ale słuch miał jeszcze doskonały.

Dwudziestoośmioletnia Eliza była panną, co przysparzało sędziemu dodatkowych trosk. Owszem, dziesięć lat temu miała adoratora, ale ten łajdak tylko złamał jej serce i naraził ją na skandal. Co ciekawe, nie wydawała się tym zbyt przejęta i nie straciła pogody ducha. Według sędziego dzięki miłemu usposobieniu Eliza powinna z łatwością znaleźć męża, jednak stało się inaczej. Owszem, przez jakiś czas okazywał jej przychylność pan Norris, dżentelmen starszy od Elizy o piętnaście lat, ale nadal w dobrej kondycji. Często składał im wizyty, przysyłał bileciki, aż pewnego dnia zniknął, rozpłynął się jak mgła. Indagowana w tej sprawie przez ojca, Eliza skwitowała to krótko:

– Papo, jego zainteresowanie moją osobą nie miało nic wspólnego z miłością. Wolę mieszkać z tobą, bo mam więcej wolnego czasu, niż miałabym jako żona pana Norrisa.

Młodsza córka, Hollis, owdowiała po zaledwie dwóch latach małżeństwa. Za życia męża wpadała do ojca co dwa, trzy dni, teraz odwiedzała go jeszcze częściej. Chciałby, żeby ponownie wyszła za mąż, jednak z uporem powtarzała, że jej do tego niespieszno. Według sędziego była bardzo przywiązana do siostry i w jej towarzystwie czuła się najlepiej.

Obie córki były bardzo bystre, a od jakiegoś czasu zajmowały się działalnością, której nie pochwalał. Niestety był stary i niedowidział, dlatego ograniczał się do pouczających przemówień, które oczywiście puszczały mimo uszu. Były uparte, żadne logiczne argumenty do nich nie przemawiały.

Wielokrotnie próbował im wyperswadować wydawanie gazety dla pań, bo jakiż jest pożytek z czytania plotek, opisów modnych kapeluszy czy porad w kwestii urody. To frywolne tematy, którymi prawdziwa dama w ogóle nie powinna się interesować. Cóż, mógł sobie gadać do woli, córeczki i tak robiły swoje. Oddawały się nowemu zajęciu z niezwykłym entuzjazmem i jeśli im wierzyć, zyskiwały coraz to nowych czytelników.

Gazeta była początkowo wydawana przez męża Hollis, sir Percivala Honeycutta. Jednak wówczas skupiała się wyłącznie na tematach politycznych i ekonomicznych. I tylko takimi sprawami warto się zajmować na łamach prasy, powtarzał często sędzia, poirytowany działalnością córek.

Śmierć sir Percivala do dzisiaj napawała sędziego smutkiem. To był straszny wypadek. Podczas rzęsistej ulewy pojazd Honeycutta ześliznął się z drogi i runął do rzeki. Nie udało się uratować ani ludzi, ani koni. Rodzina długo była w szoku, sędzia martwił się o Hollis, czasami wątpił, czy po takiej stracie córka kiedykolwiek odzyska równowagę ducha. Na szczęście okazała się silną kobietą i zamiast zasklepiać się w żałobie, postanowiła dołożyć starań, by pamięć o jej mężu przetrwała jak najdłużej.

Jako kobieta otrzymała inne wykształcenie niż mężczyźni, nie znała się na polityce ani na finansach, dlatego przekształciła gazetę w magazyn dla pań. Publikowała ploteczki z życia wyższych sfer oraz omawiała najświeższe trendy w modzie. Taki obrót spraw utwierdził sędziego w przekonaniu, że kobiece umysły w istocie nie są stworzone do wielkich, ważnych dla świata spraw.

Jednak z drugiej strony musiał przyznać, że od kiedy gazeta zmieniła profil, sprzedaż poszybowała w górę. Gdy Hollis poprosiła siostrę o pomoc w wydawaniu gazety, Eliza z radością włączyła się do pracy. Swoją drogą to zadziwiające, ilu członków socjety zabiegało o to, by znaleźć się w rubryce towarzyskiej. Może i świat już taki jest, ale sędziego nie przestało to zadziwiać.

Dzisiaj obie córki były nadzwyczaj podekscytowane. Dostały zaproszenie na bal maskowy organizowany przez księcia Marlborough, na którym gościem honorowym miał być następca tronu Alucji. Można by pomyśleć, że od kiedy Jego Wysokość zawitał do Londynu, ziemia zadrżała w posadach i rozstąpiły się niebiosa.

Sędzia prychnął cicho poirytowany i po raz kolejny doszedł do wniosku, że świat zmierza ku przepaści. Czym tu się podniecać, przecież powszechnie wiadomo, że książę miał w imieniu ojca, króla Karla, zawrzeć ważną umowę handlową z brytyjskim rządem. Alucja była malutkim europejskim państwem, jednak niezmiernie bogatym. Jeżeli już o niej w ogóle wspominano, to przede wszystkim z powodu nieustannych konfliktów z sąsiednią Weslorią. Te dwa państwa wielokrotnie toczyły ze sobą wojny, a ich stosunki porównywano do tych, które łączyły Anglię i Francję. Sędziemu obiło się o uszy, że to właśnie następca tronu nalegał na zawarcie tej umowy. Podobno był wielkim zwolennikiem reform, dążył do tego, by Alucja przestała eksportować wyłącznie surowce, przede wszystkim bawełnę i rudę żelaza, i stała się eksporterem produktów wysokiej jakości. Córki sędziego były natomiast przekonane, że książę Sebastian przybył do Anglii w jeszcze jednym celu – by znaleźć odpowiednią żonę.

– Wszyscy o tym wiedzą – przekonywała Hollis ojca, gdy odpoczywali po kolacji.

– A można wiedzieć, skąd czerpią tę wiedzę? – spytał zgryźliwie sędzia, spychając kota Prisa z kolan. Gdy jeszcze uważali, że to kocica, zwierzak dostał dumne imię Princess. Gdy okazało się, że to kocur, Eliza uznała, że za późno na zmianę imienia, wystarczy je skrócić. I tak Princess została ostatecznie Prisem. – Czy książę przysłał wam list z taką informacją? A może zamieścił ogłoszenie w „Timesie”?

– Wiem to od Caro – oznajmiła niecierpliwie Hollis. Chyba była zirytowana, że w ogóle musi wyjaśniać tak oczywiste sprawy, które przecież powinny być jasne dla każdego z choćby jedną komórką w mózgu. – Papo, ona wie wszystko o wszystkich.

– Ach, czyli słowa Caro to wyrocznia.

– Przyznaj, że rzadko się myli. – Hollis aż sapnęła ze złości.

Caro, czyli lady Caroline Hawke, była długoletnią przyjaciółką jego córek. Odwiedzała ich bardzo często, toteż sędzia czasami odnosił wrażenie, że ma trzy córki. Caroline była siostrą i przez lata podopieczną lorda Becketta Hawke’a. Jej matka, podobnie jak żona sędziego, Amelia, zmarła przed laty podczas epidemii cholery. Gdy sytuacja w Londynie stała się bardzo niebezpieczna, dzieci obu pań zostały wysłane do letniej rezydencji Hawke’ów, a lady Hawke z oddaniem pielęgnowała Amelię, swoją najdroższą przyjaciółkę. Niestety obie przegrały bitwę o życie.

Brat Caro był znany z popierania postępowych idei. Aktywnie uczestniczył w pracach Izby Lordów, nie ograniczał się do spania w parlamentarnych ławach. Był dość przystojny, i jak twierdziła Hollis, niezwykle popularny w towarzystwie. To odnosiło się w takim samym stopniu do Caro, która podobnie jak brat miała pogodne usposobienie.

Caroline chyba rzeczywiście znała wszystkich i nieustannie dostarczała córkom sędziego nowych smakowitych ploteczek. Regularnie bywała w licznych domach w Mayfair i podczas każdej wizyty pilnie nadstawiała ucha. Poza tym wraz z bratem niemal co wieczór gościła znajomych na kolacji. Sędzia zastanawiał się, czy nie przejedzą całego majątku. Dziwiło go też, że Caro nadal jest szczupła, a przecież zasiadając tak często do obfitych posiłków, powinna być okrąglutka.

Może i była, tylko on już nie mógł tego zobaczyć.

– No i była w zamku Windsor na kolacji u samej królowe. – Hollis spojrzała z wyższością na ojca, jakby ten ostatni fakt przesądzał sprawę.

– To znaczy wraz z setką innych osób przebywała w tym samym pokoju co królowa – skwitował sędzia, który dobrze wiedział, jak wyglądają takie spędy.

– Oj, papo, nie czepiaj się drobiazgów. W każdym razie była tam, poznała sporo osób z Alucji i udało jej się dowiedzieć kilku interesujących faktów. Teraz tylko muszę ustalić, komu książę Sebastian zamierza się oświadczyć. Chcę poinformować o tym czytelników, zanim ukaże się oficjalny komunikat. Wyobrażasz sobie? Będę na ustach całego Londynu.

Właśnie tego sędzia Tricklebank obawiał się najbardziej.

Jednak dzisiaj dyskusja na ten temat nie miałaby najmniejszego sensu. Córki były wyjątkowo podekscytowane i biegały po domu, jakby się paliło, a to nie pozwalało mu się skupić, albowiem nie przywykł do takiego rozgardiaszu. Obie wybierały się na królewski bal maskowy i były zaaferowane przygotowaniami. Do sędziego nieustannie docierał stukot obcasów i szelest jedwabiu, a w nozdrza co i rusz uderzał zapach perfum. Teraz obie czekały na lorda Hawke’a, z którym miały się udać do jego domu, bo tam czekały na nich maski. Eliza, której niemal brakło tchu z podekscytowania, raczyła mu obwieścić, że ich maski wykonała sama pani Cubison.

Kim, do licha, jest pani Cubison? – pomyślał smętnie.

Wyczuwał, jak bardzo są zaaferowane, zauważył, że coraz częściej chichotały, a ich głos przybierał coraz wyższe tony. Nawet Poppy, zazwyczaj spokojnej, udzieliło się to zdenerwowanie. W sumie nic dziwnego, ten bal był ważnym wydarzeniem, które z pewnością przejdzie do historii. Chwała Bogu, że był już zbyt zniedołężniały, by uczestniczyć w tym cyrku.

Kiedy rozległo się pukanie do drzwi wejściowych, stukot obcasów wokół fotela sędziego stał się jeszcze szybszy. Niechybny znak, że lord Hawke przybył wreszcie po Hollis i Elizę.

Rozdział drugi

W ubiegły czwartek, dokładnie o godzinie siódmej wieczorem, w pałacu Kensington rozpoczął się bal maskowy wydany przez księcia Marlborough na cześć delegacji królestwa Alucji. Wszyscy goście z Alucji, łącznie z księciem Sebastianem, wystąpili w niemal identycznych czarnych maskach. Wiele młodych dam, które pragnęły zostać przedstawione Jego Wysokości, odczuło rozczarowanie.

Pewna angielska ślicznotka tak bardzo rozsmakowała się w szampanie, że zdobyła się na tyleż odważny, co niestosowny krok. W nagłym przypływie fantazji zakradła się w towarzystwie pewnego dżentelmena do prywatnych pokoi gospodarzy, ale gdy zorientowała się, jakie są prawdziwe zamiary owego dżentelmena, wszczęła alarm. Następnie została odprowadzona przez trzech kamerdynerów do czekającego powozu. Wszyscy na długo zapamiętają ten incydent.

Korespondentka „Honeycutt’s Gazette”

Caroline roześmiała się kpiąco. Uwielbiała prowokować Hollis, na co Eliza wielokrotnie zwracała siostrze uwagę, jednak ta zawsze zbywała to lekceważącym machnięciem ręki.

– No dobrze, wiesz, co mnie rozśmieszyło? – spytała Caroline. – Trafiłaś w sedno z tymi identycznymi maskami.

– Ale o co właściwie chodzi? – spytała lekko zdezorientowana Eliza.

– O to, by nie rozpoznać księcia Sebastiana! – wykrzyknęła triumfująco Caroline.

Eliza w duchu przyznała jej rację. Rzeczywiście, zapamiętała gości z Alucji jako grupę wysokich, ubranych na czarno mężczyzn w czarnych maskach. Przypomniała sobie, jak wpadła na jednego z nich w wąskim korytarzu przed salą balową.

To było dziwne zdarzenie, bo na ogół udawało jej się unikać tak bliskiego kontaktu z mężczyznami. Wiadomo, to inny gatunek, dziwaczny, ale jednocześnie boleśnie przewidywalny. Jednak nawet gdyby chciała ponownie spotkać tego mężczyznę z Alucji – a wcale o tym nie marzyła – i tak nie odróżniłaby go od pozostałych. Dobrze przynajmniej, że towarzyszące im kobiety były ubrane w różne suknie.

Na szczęście mogła dokładnie im się przyjrzeć. Przy ich perfekcyjnie skrojonych i wykończonych kreacjach jej suknia wydawała się bardzo skromna, szczerze mówiąc, jedna z najskromniejszych na balu. Uszyły ją wraz z Poppy, która miała smykałkę do ręcznych robótek, z dwóch starych sukienek.

Eliza może nie miała talentów w tej dziedzinie, natomiast przejawiała inny, dość niezwykły – potrafiła naprawić każdy zegar.

Tak czy inaczej, wraz z Poppy wyczarowały różową jedwabną kreację ze spódnicą usztywnioną trzema wstawkami w kolorze kości słoniowej. Rękawy obszyły koronką kupioną za nazbyt wygórowaną cenę w sklepiku pana Keya. Dekolt był skandalicznie śmiały, jednak Hollis twierdziła, że właśnie tak nakazuje najnowsza moda.

– Do twarzy ci w tym kolorze i fasonie – stwierdziła Poppy, skręcając złote włosy Elizy w misterne loki.

– Nie wyglądam zbyt wyzywająco? – Eliza podjęła nieudaną próbę podciągnięcia stanika sukni, by choć trochę zasłonić biust.

– Niespecjalnie – odparła Poppy po chwili wahania, na co Eliza zareagowała kpiącym spojrzeniem, dając do zrozumienia, że ani trochę jej nie wierzy.

Natomiast Hollis, zapewne by poprawić siostrze humor, ogłosiła maskę Elizy za najpiękniejszą z trzech, które Caroline kupiła dla nich u pani Cubison, podobno najsłynniejszej modystki w Londynie. Tonem znawczyni oświadczyła, że to wzór rodem z Wenecji, co Eliza skwitowała obojętnym wzruszeniem ramion. Była wdzięczna Caroline za zaproszenie i maskę, jednak w głębi duszy uważała ten zakup za zbędną i zbyt kosztowną ekstrawagancję. Jako osoba praktyczna i z konieczności oszczędna nie znosiła wydawać pieniędzy na głupstwa. Rzadko też bywała w towarzystwie, nie dostawała zbyt wielu zaproszeń, czasami ojciec zabierał ją na jakieś przyjęcie, ale ostatnio ze zrozumiałych względów coraz rzadziej. Gdyby nie siostra i popularna w towarzystwie przyjaciółka, w ogóle nie wychodziłaby z domu. Może trudno w to uwierzyć, ale to miał być pierwszy bal maskowy w jej życiu.

Jednak dzisiaj wieczorem patrzyła na nią z lustra zupełnie inna kobieta. Otaczał ją zapach kosztownych perfum, chociaż na ogół wdychała zapach kurzu i starych książek. Włosy, zazwyczaj związane niedbale na karku, zostały starannie ufryzowane, a pożyczone buty w niczym nie przypominały jej znoszonych trzewików. Była świadoma, że zawdzięcza tę niezwykła przemianę Caroline. Stwierdzenie, że bal maskowy w pałacu Kensington będzie dla niej bajeczną przygodą, należałoby uznać za zbyt enigmatyczne. Zamierzała chłonąć atmosferę i cieszyć się każdą chwilą, by zachować te wspomnienia do końca życia. Gdyby miała bardziej romantyczne usposobienie, być może czułaby się w roli Kopciuszka jeszcze lepiej.

Jednak gdy stanęła w progu pałacu, praktyczna strona jej natury nagle umilkła.

Olśniona przepychem, chciała podzielić się wrażeniami z siostrą i przyjaciółką, ale zniknęły jej z oczu. Próbowała trzymać się blisko nich, niestety trzy damy z Alucji, w olśniewająco pięknych kreacjach z trenami, skutecznie zagrodziły jej drogę.

– Jak myślicie, ile kosztowały te suknie? – spytała, ale gdy podniosła wzrok, Hollis i Caroline już wmieszały się w elegancki tłum, i Eliza nie mogła ich dostrzec.

Początkowo poczuła się nieswojo i próbowała je odnaleźć. Bała się, że pozostawiona sama sobie popełni jakąś gafę i wywoła skandal, ale jej obawy okazały się płonne. Zbity tłum poniósł ją po szerokich schodach wprost do sali balowej. Ledwie miała czas podziwiać wielkie lustra w złoconych ramach, pięknie zdobiony sufit i drogocenną porcelanę eksponowaną w oszklonych gablotach. Otoczona przez ciżbę ludzi, zastanawiała się, czy w Londynie rzeczywiście jest aż tyle szacownych dam i dżentelmenów zasługujących na udział w wydarzeniu nazwanym atrakcją sezonu.

Gdy dotarła do sali balowej, ponownie zaparło jej dech z wrażenia. Patrzyła oszołomiona na olbrzymie kryształowe żyrandole, okna sięgające od podłogi do sufitu i udekorowane portretami ściany. Część gości siedziała na ustawionych po bokach wyściełanych krzesłach, inni tańczyli kadryla. W niszy usytuowanej na lekkim podwyższeniu zauważyła muzyków, chociaż wirujący różnokolorowy tłum co rusz przesłaniał jej widok na orkiestrę.

Poczuła się jak w bajce, nawet uszczypnęła się mocno, by zyskać dowód, że wszystko wokół nie jest jedynie cudownym snem.

Przy wejściu do sali wręczono jej karnecik, który zapewne powinna zawiesić na nadgarstku. Jednak nadal mocno oszołomiona, zupełnie o tym zapomniała. Wspięła się na palce i wyciągnęła szyję, wypatrując Hollis i Caroline.

Podeszła do niej niska, mocno zaokrąglona kobieta w szarej masce.

– Hej, panienko ! – krzyknęła, wskazując na Elizę, potem gestem zdradzającym zniecierpliwienie przyciągnęła ją, zerknęła na jej karnecik i cmoknęła z niezadowoleniem. – Karnecik jest pusty. Co porabiałaś do tej pory?

Eliza domyśliła się, że to jedna z kobiet czuwających nad przebiegiem balu, przed którymi ostrzegała ją Caroline. Do obowiązku tych kobiet należało pilnowanie, by każda z uczestniczek balu znalazła partnerów do tańca, obojętnie, starych czy młodych.

Kobieta patrzyła na Elizę z wyraźnym niezadowoleniem, przywiązała karnecik do jej nadgarstka, a następnie wskazała grupkę młodych dam.

– Proszę tam poczekać – nakazała i zaczęła się gorączkowo rozglądać, zapewne w poszukiwaniu partnera dla niej.

Eliza spojrzała w tamtą stronę i skrzywiła się lekko. Cóż, to przykre, że została zaliczona do niegustownie ubranych i w oczywisty sposób zdesperowanych panien, ale tak to już jest z odludkami. Postanowiła trzymać się od nich jak najdalej.

Zerknęła kpiąco na siwowłosą kobietę, która dopadła kolejną ofiarę z pustym karnecikiem. Swoją drogą to dziwne, jak strój i maska mogą odmienić człowieka, pomyślała filozoficznie, bo rzeczywiście dzisiaj miała wrażenie, jakby przeobraziła się w inną kobietę. Jeszcze kilka lat temu zachowywała się tak, jak oczekiwano – zawsze grzeczna, posłuszna i miło uśmiechnięta. Naiwnie wierzyła, że to wystarczy, by znaleźć męża. Ustawiła poprzeczkę zbyt nisko i drogo za to zapłaciła. Kiedy zainteresował się nią Asher Daughton-Cress, bezkrytycznie uwierzyła w jego zapewnienia. Czekała na jego oświadczyny, bo przecież nieustannie deklarował, że bezgranicznie ją kocha. Potem odkryła, niestety zbyt późno, zapewne jako ostatnia, że od dawna nadskakiwał innej kobiecie.

Jego nowa wybranka mogła się pochwalić dochodem w wysokości dwudziestu tysięcy funtów rocznie. Cóż, z takim argumentem trudno dyskutować.

Rzecz jasna ożenił się z nią i dochowali się trójki uroczych pociech.

Natomiast Eliza została bohaterką skandalu, na szczęście po tygodniu na horyzoncie pojawiła się kolejna ofiara, a ona mogła spokojnie leczyć złamane serce. Dostała bolesną nauczkę i przestała wierzyć w miłość do grobowej deski. Ale teraz zamierzała po prostu cieszyć się chwilą, bo to zapewne pierwszy i ostatni taki bal w jej życiu. Nie będzie sterczała jak kołek z grupką nieudacznic, czekając na jakiegoś stetryczałego lorda, który łaskawie z nią zatańczy.

Dyskretnie rozejrzała się wokół, po czym ruszyła za lokajem, który właśnie znikał za drzwiami sprytnie ukrytymi w ścianie.

Znalazła się w wąskim, nieco mrocznym korytarzyku o ścianach pokrytych boazerią.

No tak, zaledwie kilka minut po wkroczeniu do pałacu zawędrowała do przejścia przeznaczonego dla służby. Nic dziwnego, że Caroline obiecała jej przypilnować. Obawy, że puszczona samopas Eliza popełni jakąś gafę, okazały się uzasadnione.

Oczywiście nie zamierzała sterczeć tu zbyt długo, chciała jedynie przeczekać ewentualny kolejny atak siwowłosej damy, licząc, że ta znajdzie kolejną ofiarę z pustym karnecikiem. Zastanawiała się właśnie, czy już pora, by wrócić na salę balową, gdy nagle drzwi na końcu korytarzyka otwarły się gwałtownie. Pojawił się w nich służący z tacą pełną drinków, spojrzał na nią zdziwiony i oznajmił:

– Proszę o wybaczenie, madame, ale goście nie mają tu wstępu.

– Och, przepraszam. W sali balowej jest tak tłoczno, że musiałam chwilę odpocząć.

– W takim razie proszę się poczęstować. – Służący wzruszył ramionami i podał jej szklaneczkę z tacy.

– Co to jest?

– Poncz. Mogę też przynieść szampana.

Gdy otworzył drzwi do sali balowej, fala głosów niemal ogłuszyła Elizę, na szczęście trwało to zaledwie sekundę.

Najpierw powąchała poncz, potem upiła mały łyk. Trunek okazał się przepyszny, dlatego szybko opróżniła zawartość szklaneczki.

Gdy służący ponownie pojawił się w korytarzyku, odstawiła pustą szklaneczkę na tacę i wzięła kolejną.

– Pyszne – oznajmiła, uśmiechając się nieśmiało.

– Tak, proszę pani. I wyjątkowo mocne, bo dodano dużo rumu – wyjaśnił i zniknął za drzwiami w korytarzyku, zza których dobiegał gwar męskich głosów.

Kto by pomyślał, że rum jest taki dobry? Eliza uśmiechnęła się szeroko, czując, jak przyjemne ciepło rozlewa się po całym ciele. Zupełnie jakby weszła do wanny z gorącą wodą.

Kiedy w korytarzyku znów pojawił się służący z tacą pełną trunków, bez wahania sięgnęła po kolejną szklaneczkę i przewróciła oczami, gdy skomentował jej gest pełnym nagany spojrzeniem.

Wypiła szybko, zachwycona, że ciepło dociera również do dłoni i stóp.

– To jest naprawdę pyszne – oznajmiła głośno coraz bardziej rozluźniona.

Zapewne tylko dzięki wypitemu ponczowi wcale się nie przestraszyła, gdy drzwi na końcu korytarzyka uchyliły się lekko. Ktoś zamierzał wyjść, ale przystanął jeszcze w progu. Powiedział kilka słów po alucjańsku i wyszedł z pomieszczenia, a drzwi zatrząsnęły się za nim z hukiem.

Po chwili Eliza stanęła twarzą w twarz z mężczyzną w czarnej masce.

Spojrzał na nią zdziwiony, a ona odwzajemniła spojrzenie. Przycisnęła się plecami do ściany, by umożliwić mu swobodne przejście. Powinna być zakłopotana lub przestraszona, ale wypity poncz zrobił swoje. Udało jej się dygnąć, choć nieco chwiejnie, a następnie zaszczebiotała:

– Jak pan się miewa?

Gdy nie doczekała się odpowiedzi, uznała, że Alucjanin albo nie zna angielskiego, albo jest wyjątkowo nieśmiały. Uznała, że jeżeli rzeczywiście poczuł się zawstydzony, powinna mu pomóc. Wiedziała, jak to jest, miała kiedyś przyjaciółkę, która przed każdym towarzyskim wydarzeniem cierpiała z powodu silnego bólu żołądka.

Eliza, nadal w świetnym humorze, zakołysała szklaneczką i spytała:

– Czy próbował pan już ponczu? – Znów zakołysała szklaneczką i upiła kolejny łyk. Może trochę więcej niż jeden łyk, raczej połowę zawartości. – Pewnie chodzi o barierę językową – mruknęła, gdy nieznajomy nadal milczał i stał jak zamurowany. – Czy mówi pan po angielsku?

– Oczywiście.

– Och… – A w duchu dodała: W takim razie dlaczego milczy jak zaklęty? – Chce pan wejść do sali balowej?

– Może trochę później.

Elizie spodobał się jego akcent, trochę podobny do francuskiego, a trochę do hiszpańskiego. Nie, to nie hiszpański, uznała po chwili.

– Jak się panu podoba Londyn? – spytała, choć niezbyt ją to obchodziło. Uznała jednak, że skoro już znaleźli się tylko we dwoje w wąskim korytarzyku, to należało wszcząć niezobowiązującą konwersację.

– To bardzo ładne miasto.

Drzwi na końcu korytarza znów się otworzyły i pojawił służący z tacą. Skłonił się towarzyszowi Elizy, ale ku jej zdziwieniu nie zaproponował mu drinka. Podszedł do Elizy, wziął od niej pustą szklaneczkę i podał pełną.

– Och, chyba już nie powinnam – powiedziała, ale od razu zaczęła pić.

Gdy służący pospieszył do sali balowej, Eliza zauważyła, że Alucjanin przygląda jej się z coraz większym zainteresowaniem, zupełnie jakby natrafił na wyjątkowo rzadki egzemplarz egzotycznego zwierzęcia.

Doszła do wniosku, że jest ciekawy, co znajduje się w szklaneczce.

– Może chce pan spróbować? – spytała.

Spojrzał na jej szklaneczkę i podszedł tak blisko, że otarł się nogami o spódnice jej sukni. Nachylił się lekko, jakby rzeczywiście chciał zbadać zawartość szklaneczki.

– To rumowy poncz – wyjaśniła. – Nigdy wcześniej nie piłam ponczu, ale zamierzam nadrobić to karygodne zaniechanie.

Kiedy mężczyzna na nią spojrzał, dostrzegła, że jego oczy mają niezwykły kolor. Tak zielone są późnym latem liście dębu. Miał też bardzo ciemne i gęste rzęsy. Eliza uniosła szklaneczkę, drocząc się z nim. Wiedziała, że żaden dobrze wychowany mężczyzna nie skorzystałby z jej skandalicznej oferty.

Jednak nieznajomy ją zaskoczył. Wziął szklaneczkę, przy okazji muskając lekko palce Elizy. Patrzyła jak zahipnotyzowana, co będzie dalej. Upił łyk, potem wyjętą z kieszeni chusteczką wytarł miejsce, w którym jego usta dotykały szkła, oddał poncz Elizie i powiedział:

– Rzeczywiście bardzo dobre.

– Może pan się skusi ma więcej? Poproszę służącego, żeby przyniósł też dla pana. Zdaje się, że cieszę się jego względami.

Ku jej zdziwieniu nieznajomy nie odwzajemnił jej szerokiego uśmiechu, tylko leciutko pokręcił głową.

– Dlaczego nie jest pan na sali balowej? – Z każdym kolejnym łykiem ponczu ten mężczyzna zyskiwał w jej oczach. Tak, niezaprzeczalnie był czarujący.

– Mógłbym zapytać panią o to samo.

– Cóż, ja mam dobry powód. Pewna stanowcza dama nie da mi spokoju, dopóki mój karnecik się nie zapełni. – Poczuła, że się rumieni, gdy jego wzrok zatrzymał się na jej dekolcie. – Nie tańczę zbyt dobrze – przyznała i roześmiała się. Jakie to dziwne, że zwierzam się obcemu mężczyźnie, pomyślała. W towarzystwie nie wypadało przyznawać się do takich rzeczy.

– Zapewne ma pani inne talenty. Chętnie je poznam – oświadczył.

Elizie zrobiło się bardzo gorąco. Może za sprawą wypitego ponczu, a może dlatego, że nieznajomy wpatrywał się w nią uporczywie. Zachodziła w głowę, co odpowiedzieć? Że jest świetną opiekunką zniedołężniałego ojca? Że nie tylko umie, ale i uwielbia naprawiać zegary? Siostra i Caroline chyba umarłyby ze wstydu, gdyby się dowiedziały, że opowiedziała o tym obcemu mężczyźnie. Poza tym jego wzrok wywoływał niepokój, nagle brakło jej słów, a w głowie szumiało.

To dlatego, że za dużo wypiłam, uznała.

– Nie opowie mi pani o swoich talentach? – szepnął i zatrzymał spojrzenie na jej ustach.

– Nie opowiem – odparła z trudem, bo zabrakło jej tchu.

– Szkoda. Naprawdę chętnie bym posłuchał. – Musnął koronkę przy dekolcie jej sukni.

Boże, flirtował z nią, próbował ją uwieść. To było niebywale ekscytujące, ale zarazem głupie i oburzające.

– Doceniam pańskie wysiłki, ale na mnie to nie działa – oświadczyła dumnie. – Nie tak łatwo mnie uwieść.

Skłamała, ale tylko troszeczkę. Jego zaloty przypadły jej do gustu, bo już od dawna nikt jej w ten sposób nie traktował. To oczywiście było miłe, ale chyba jednak nie powinna flirtować z zupełnie obcym mężczyzną.

Przysunął się jeszcze bliżej i objął ją. A potem zupełnie bezwstydnie zaczął delikatnie gładzić jej obojczyk.

– Czy właśnie nie o to pani chodziło? – spytał. – Stała pani w tym ciemnym korytarzyku, licząc na łut szczęścia?

Roześmiała się. Mężczyźni są jednak beznadziejni. Wszystkim się wydaje, że skoro kobieta zaczyna z nimi rozmawiać, to tylko po to, by ich sobą zainteresować Ach, tak bardzo wierzą w swój urok osobisty.

– Przyszłam tu, żeby uniknąć tłumu w sali balowej, no i napić się ponczu. – Złapała go mocno za nadgarstek i odepchnęła jego dłoń. – Ma pan o sobie niezwykle dobre mniemanie. Nie każda kobieta, która popija poncz w ciemnym korytarzyku, marzy o tym, by ktoś ją uwiódł.

– Doprawdy? – Wyczuła w jego głosie kpinę, a więc jej nie uwierzył.

– Doprawdy – odparła ze złością. – Nie musi pan mi wierzyć, to nie mój problem. A teraz proszę się łaskawie odsunąć.

Spojrzał jej prosto w oczy i cofnął się nieco.

Popijała poncz, udając spokój, chociaż skóra zdawała się ją parzyć, a puls zupełnie oszalał. Szkoda, że nigdy nie zapominam o zdrowym rozsądku, pomyślała nagle. Miło byłoby poczuć na ustach pocałunek tego przystojnego mężczyzny, i to na balu, który przejdzie do historii. Bała się jednak, że ktoś ich nakryje, wybuchnie skandal i będzie musiała wrócić do domu, zanim pozna księcia Sebastiana.

Te rozmyślania przerwał dźwięk otwieranych drzwi, w których pojawił się kolejny Alucjanin. Spojrzał na towarzysza Elizy i powiedział coś w ich języku. Uzyskał spokojną odpowiedź, po czym obaj ruszyli w kierunki sali balowej, zupełnie ignorując Elizę.

Drzwi zatrzasnęły się za nimi.

W korytarzyku ponownie pojawił się służący, oczywiście znów z tacą pełną drinków, choć tym razem były to kieliszki z szampanem.

– Ponownie proszę, by pani opuściła to miejsce – zwrócił się do Elizy.

– W porządku, już idę.

W sali balowej od razu zauważyła siwowłosą kobietę, której zadaniem było pilnowanie, by każda kobieta znalazła partnera do tańca. Korpulentna niewiasta lustrowała wszystko wokół wzrokiem jastrzębia. Eliza próbowała zniknąć w tłumie, toteż nagle znalazła się pośrodku grupki kobiet w różnym wieku. Starsze miały oko na młodsze i zachowywały się jak psy pasterskie strzegące stada owiec.

W taki oto sposób Eliza znalazła się w kolejce pań, które miały być przedstawione księciu Sebastianowi.

Nie od razu zdała sobie z tego sprawę. Widok tak wielu młodych i wyjątkowo urodziwych niewiast nieco ją oszołomił. Wszystkie emanowały pewnością siebie, były eleganckie i świadome swej urody. Jakże różne od stadka wystraszonych i zalęknionych panien z pustymi karnetami, do której usiłowała ją wtłoczyć kobieta jastrząb. Moje miejsce jest tutaj, uznała buńczucznie i hardo uniosła brodę.

Rozejrzała się w poszukiwaniu kamerdynera, bo chętnie dodałaby sobie odwagi kolejną porcją ponczu. Wzięła z tacy szklaneczkę, a potem jej wzrok przyciągnęła grupa mężczyzn z Alucji. Zaintrygowana, lekko poklepała stojącą przed nią kobietę po plecach.

Kobieta odwróciła się. Miała ciemne włosy i piękną maskę ozdobioną pawimi piórami.

– Przepraszam, kim są ci mężczyźni? – spytała szeptem Eliza.

– Należałoby raczej zadać pytanie, kim jest pani – padła ostra odpowiedź.

– Eliza Tricklebank. Miło mi panią…

– Znalazła się pani w niewłaściwym miejscu – przerwała jej kobieta. – To kolejka starannie wybranych gości, zaakceptowanych przez lady Marlborough.

Eliza z trudem powstrzymała wybuch śmiechu. Trzeba było mieć specjalne zaproszenie, żeby tłoczyć się w kolejce? Niebywałe.

– Oczywiście. – Prychnęła, udając oburzenie.

– Czyżby?

– W istocie. Księżna powiedziała, że mam stanąć tuż za panią.

Zdobna w pawie pióra dama nie wydawała się przekonana, ale zaniechała dalszych pytań. Odwróciła się od Elizy i zaczęła rozmawiać z towarzyszącą jej matroną.

Eliza po raz kolejny zaczęła się zastanawiać, co popycha ludzi do takich dziwnych zachowań. Czy naprawdę warto tłoczyć się w kolejce, by zostać komuś przedstawionym? Chyba że chodzi o kogoś bardzo ważnego i bogatego. Wówczas być może i ona uległaby tej presji. Na pewno by się skusiła, gdyby chodziło o królową albo kogoś z królewskiej rodziny…

No oczywiście, że też dopiero teraz ją olśniło. Spojrzała w stronę grupy Alucjan. Wszyscy ubrani na czarno, w niemal identycznych maskach, wszyscy podobnego wzrostu i bez zarostu. Zaraz, Caroline powiedziała, że książę Sebastian ma brodę.

A zatem damy w kolejce miały zostać przedstawione któremuś z alucjańskich arystokratów. Dobre i to. Na tę myśl odczuła przyjemne podekscytowanie. Zaczęła się rozglądać w poszukiwaniu siostry. Hollis nigdy by jej nie wybaczyła, gdyby taka okazja przeszła jej koło nosa.

Niestety nigdzie jej nie dostrzegła. Westchnęła z rezygnacją i ponownie dotknęła ramienia stojącej przed nią kobiety.

– Co znowu? – sarknęła dama w pawich piórach.

– Czy będziemy przedstawione jakiemuś księciu?

– Dobry Boże, panno Tricklebank. Pani szokująca niewiedza dowodzi, że nie powinna pani stać w tej kolejce. Proszę odejść, zanim zauważy panią lady Marlborough.

Eliza oczywiście nie zamierzała jej posłuchać, nie teraz, kiedy mogła przeżyć najwspanialszą przygodę w życiu. Nie miała gdzie odstawić szklaneczki z ponczem, dlatego popijała trunek małymi łyczkami i obserwowała grupkę alucjańskich mężczyzn.

Nagle zamarła i poczuła ucisk w żołądku. Nie! To przecież niemożliwe, prawda? A jednak… A zatem w ciemnym korytarzyku dla służby flirtował z nią któryś z alucjańskich książąt. Hollis chyba padnie z wrażenia, zresztą Eliza też była bliska omdlenia. To książę pił poncz z jej szklaneczki.

Nagle do niej dotarło, że gdyby chodziło o któregoś z alucjańskich arystokratów, kolejka czekających kobiet nie byłaby tak długa. A zatem… one wszystkie zostaną przedstawione samemu następcy tronu.

Nagle zabrakło jej tchu. Pomyśleć, że spędziła sama na sam z następcą tronu! Mało tego, miała ochotę go pocałować.

Próbowała się uspokoić, ale z miernym skutkiem. Ciepło, które jeszcze do niedawna odczuwała, zostało zastąpione przez dziwny chłód. Zerknęła na księcia Sebastiana. Swoją drogą, jeżeli rzeczywiście szukał w Anglii żony, to powinien zachowywać się bardziej przyjaźnie, tymczasem stał sztywno, jakby połknął kij. Może bolały go plecy od częstej jazdy konnej lub odniósł ranę na polu bitwy? Papa wspominał, że Alucja często toczy wojny z sąsiednią Weslorią.

Trudno powiedzieć, jednak najwyraźniej nie był entuzjastycznie nastawiony do toczącej się ceremonii. Co innego dżentelmen, który prezentował damy. Miło uśmiechnięty, wydawał się uosobieniem życzliwości. Eliza zauważyła, że jego lewa dłoń, odziana w rękawiczkę, zwisa bezwładnie wzdłuż boku.

Prosił kolejne kobiety, by podeszły bliżej. Gdy dygały, książę Sebastian kwitował to aprobującym skinieniem głowy. Potem zawsze zamieniał kilka słów z pozostałymi mężczyznami z grupy. Eliza uznała to zachowanie za wyjątkowo niegrzeczne. Czy książę nie powinien poświęcać więcej uwagi prezentowanym damom? Niby następca tronu, a jednak nie umie się zachować.

Ciekawe, jak zareaguje na jej widok. Będzie rozbawiony? Mogłaby ponownie zaproponować, by spróbował ponczu z jej szklaneczki. A może książę rzuci jakąś żartobliwą uwagę na temat jej upodobania do trunku i zaproponuje drinka? Roześmialiby się oboje, a ona mogłaby napomknąć, że nie miała pojęcia, z kim naprawdę flirtuje w ciemnym korytarzyku dla służby.

Dama w masce zdobnej w pawie pióra raczej nie zdołałaby ukryć oburzenia.

Rozmarzyła się, wyobrażając sobie, jak będzie wyglądać jej prezentacja. Zapewne zamienią kilka słów po francusku, bo w tym języku rozmawiano na większości europejskich dworów. Nie obawiała się tego, miała dobry akcent i bywała kiedyś chwalona za wymowę. Potem książę może zapytać, czy jej karnecik już się zapełnił. Odpowie zgodnie z prawdą, że nadal jest pusty, a wówczas następca tronu poprosi ją do tańca…

– Proszę się przesunąć – syknął niecierpliwie ktoś za jej plecami.

– Och, przepraszam – odparła i postąpiła o krok niezbyt elegancko i zbyt gwałtownie, zupełnie jakby użądliła ją pszczoła.

Prezentacja kolejnych dam przebiegała z nużącą monotonią. Alucjanin stojący przy księciu przedstawiał damę, zarumieniona z wrażenia niewiasta rzucała kilka słów, książę ograniczał się do skinienia głową i od razu odwracał się do towarzyszących mu dworzan, jakby był kompletnie niezainteresowany przebiegającą ceremonią. Niektóre kobiety, znużone oczekiwaniem, wychodziły z kolejki i wtapiały się w tłum gości. Inne strzegły swego miejsca i pilnowały, by nikt się przed nie nie wcisnął. Tak właśnie postępowała Eliza, bo czemu nie? Była przyjemnie podekscytowana, uśmiech nie schodził z jej twarzy, a w głowie lekko szumiało. Naprawdę tu jestem, to nie sen, powtarzała sobie. Bawię się na balu w pałacu Kensington, a następca tronu Alucji flirtował ze mną i pił poncz z mojej szklaneczki.

Jednak gdy od księcia dzieliła ją już tylko jędzowata dama w masce z pawimi piórami, następca tronu powiedział coś do mężczyzny czuwającego nad przebiegiem prezentacji i zaczął się oddalać. Dama przed Elizą na chwilę zamarła, a potem spojrzała zszokowana na towarzyszącą jej matronę.

– Proszę się przesunąć, może zdążymy – szepnęła Eliza.

– Jak pani śmie mnie popychać? – oburzyła się dama zdobna w pawie pióra. – Panno Tricklebank, czy nie wydaje się pani, że jest pani w zbyt podeszłym wieku, by stać w tej kolejce?

– Co takiego?

Co ta baba plecie? Czyżby rzeczywiście obowiązywał jakiś limit wieku? Chętnie wdałaby się w dyskusję, ale czas uciekał. Książę oddalał się i nawet nie patrzył w ich kierunku. Eliza nie chciała tracić takiej szansy. Z brawurą podsycaną mocnym ponczem przepchnęła się przed damę w pawich piórach i prawie krzyknęła:

– Witamy w Anglii!

Zaskoczony książę cofnął się gwałtownie i nastąpił na jej stopę.

Eliza krzyknęła cicho z bólu i zachwiała się…

– Bardzo przepraszam. Czy wszystko w porządku? – spytał książę i szybko się odsunął.

– Oczywiście – odparła bez tchu i wyciągnęła rękę do powitania. – Nazywam się Eliza Tricklebank.

Przez chwilę patrzył na jej wyciągnięta dłoń, jakby nie miał bladego pojęcia, co powinien zrobić. Gdy Eliza uśmiechnęła się, ujął jej palce i skłonił się lekko.

– Cieszę się z naszego ponownego spotkania, Wasza Wysokość – powiedziała.

W tej samej chwili zwrócił się do niego jeden z dworzan. Książę puścił dłoń Elizy i oddalił się szybko wraz z towarzyszącymi mu mężczyznami.

Do Elizy podszedł mężczyzna odpowiedzialny za prawidłowy przebieg prezentacji.

– Czy bardzo pani ucierpiała? – spytał. – Może lekarz powinien obejrzeć pani stopę?

– Ależ nie, nic się nie stało. – Zaśmiała się nieco histerycznie. – Poznałam następcę tronu.

– Tak – odparł z uśmiechem. – Na pewno panią zapamięta.

Eliza zaśmiała się, szczęśliwa, że dokonała tego, co zamierzała. Udało się, mogła być z siebie dumna.

– Poznałam księcia – powtórzyła i spojrzała na damę w masce z pawimi piórami, która wyglądała, jakby raził ją grom z jasnego nieba.

Uśmiechnęła się i skinęła głową mężczyźnie. Gdy odchodziła, niemal czuła, jak wzrok damy zdobnej w pawie pióra pali jej skórę.

I nagle uświadomiła sobie, że opinia innych nic dla niej znaczy. Jak widać, czasami łamanie zasad bardzo popłaca i czyni nasze życie ciekawszym.

Rozdział trzeci

Dalsza część dostępna w wersji pełnej

Spis treści:

Okładka
Karta tytułowa
Karta redakcyjna
Rozdział pierwszy
Rozdział drugi
Rozdział trzeci
Rozdział czwarty
Rozdział piąty
Rozdział szósty
Rozdział siódmy
Rozdział ósmy
Rozdział dziewiąty
Rozdział dziesiąty
Rozdział jedenasty
Rozdział dwunasty
Rozdział trzynasty
Rozdział czternasty
Rozdział piętnasty
Rozdział szesnasty
Rozdział siedemnasty
Rozdział osiemnasty
Rozdział dziewiętnasty
Rozdział dwudziesty
Rozdział dwudziesty pierwszy