Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Czy masz odwagę odkryć prawdę, która zmieni wszystko? Szalona podróż po świecie, w którym zło nie bierze urlopu. 365 dni w samym sercu niekontrolowanej intrygi. Bez litości, bezpiecznej przystani, pewnego alibi. Wybuchowa mieszanka napięcia, chaosu i adrenaliny, która nie wypuści cię z rąk aż do ostatniej strony. Ta książka to prawdziwy kryminał. Przed użyciem wstrząśnij. Po użyciu... nie zapomnij złapać oddechu.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 136
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Noc była ciemna jak mgła smoleńska, jak sumienie marksisty, jak strzały w piątej minucie...
No nie, jak można tak zaczynać powieść?
Więc może tak:
TAK WIĘC
(STUDIUM REZYGNACJI I PORZUCENIA)
Tak więc jako pierwsze zaczęły rezygnować ze mnie używki. Najpierw nikotyna, alkohol – wiadomo, nadciśnienie, potem kolumbijska kokaina (serial Narcos mnie znudził), potem kumpel przyszedł i powiedział, że obciął sobie kawałek kciuka, strugając pień choinki na święta, żeby się zmieścił do stojaka, bo nadchodziły święta (najpiękniejszy czas w roku).
– He, a czym se pan to zrobiłeś? – zapytał go lekarz na sorze. –
Zwykłym czy tapeciakiem?
– Tapeciakiem – odpowiedział kumpel.
– Tak myślałem – powiedział lekarz.
W ten sposób dowiedziałem się o istnieniu słowa „tapeciak”, oznaczającego nóż do tapet. Odtąd przestałem się uczyć nowych słów i stwierdziłem, że te, co znam, zupełnie mi wystarczą. Zresztą w kraju (w tym biednym kraju), wystarczy jedno słowo, żeby się porozumieć ze wszystkimi, w dodatku wyrażające wszystko, każdy niuans emocjonalny, zachwyt, jak również pospolity komunikat, więc po co się starać. W dodatku drugi kumpel, który też ma tapieciaka w domu (długość ostrza: 10 cm, szerokość ostrza: 18 mm, długość segmentu: 5 mm, długość całkowita: 16,5 cm, liczba wkładów: 6 sztuk, kolor obudowy: pomarańczowy, materiał: stal, tnie nim wszystko: taśmę klejącą, karton, papier, plastik, folię malarską, izolację, tkaniny oraz skóry), na przerwie w robocie nie mógł się zdecydować – ryba panierowana czy zupa fasolowa na obiad w bufecie, w towarzystwach ubezpieczeniowych dużo zarabiają i jedzą obiad o 12.00, więc dania są dość wyrafinowane (z tym, że nie w tym biednym kraju), w końcu poinformował mnie o zwycięstwie ryby (wygrała gruba, chrupiąca panierka, nie wiem, nie widziałem, trudno mi wyrokować) – toteż oprócz ryb porzucony zostałem natychmiast przez drób (faszerowany antybiotykami), modyfikowane genetycznie ptactwo (patrz: smażony afrykański bocian, danie à la Warsaw, danie pisane i wymawiane na modłę amerykańską, coś jak: „łorsoł”, kulinarnie gdzieś blisko frazy: „Nietoperze wkręcone we włosy nocy kwiliły, ale nikt ich nie słyszał, gdyż kwiliły w paśmie ultradźwięków”, ale to nie ze względu na wymowę czy też desperacki lament nietoperzy (który wkrótce miał się ludzkości odbić czkawką) do dań tych byłem nastawiony raczej sceptycznie.
Tymczasem zrezygnowała ze mnie także temperatura otoczenia. W naszej sypialni (szczególnie zimą) panuje temperatura minus 16 stopni Celsjusza, ponieważ na zewnątrz panuje wówczas temperatura minus 20 stopni Celsjusza. Partnerka ma życiowa twierdzi, iż tak jest zdrowo, to stara zasada arystokracji oraz lek na długowieczność, jeśli nie na wieczną młodość w ogóle, na przykład generałowa Kociestrzyńska-Dobrorzyszycka-Klicka herbu Błocie sypiała tak normalnie i dożyła późnej starości, wręcz legendarnej. Antybiotyk muszę brać co sześć godzin, ale nie jest źle, bo mam budzik elektroniczny i on mnie budzi co sześć godzin, a zresztą ciężko zasnąć przy szesnastostopniowym mrozie.
Używki są proste i nieskomplikowane (co innego w zwyczajnym życiu).
Tymczasem po przeczytaniu artykułu w prestiżowym czasopiśmie „Science” (sprawdzić numer pisma!) pod tytułem „Czy poeci stanowią śmiertelne zagrożenie” zrezygnowała ze mnie kofeina (a nawet kawa z żołędzi – kojarzyła mi się za bardzo z koncepcją wybicia wszystkich dzików, żeby z czystym sumieniem móc pić kawę z żołędzi; podejrzewam, że piłem wtedy za dużo kawy z żołędzi).
Sztuka, a konkretnie poezja też ze mnie zrezygnowała, odkąd trzeciemu mojemu znajomemu umarł przyjaciel i oznajmił mi elektronicznie:
„Odczytałem przesłany Ci wiersz na pogrzebie. Wzruszyłem wszystkich. I tak to poezja przekierowała uwagę żałobników z wdowy na moją skromną osobę. Nie wiem, czy to mi dobrze wróży. Ludzie podchodzili do mnie, mówiąc – cóż za wzruszający wiersz... I tak stałem się gwoździem całej ceremonii – to znaczy gwoździem do trumny”.
To przez niego poniekąd postanowiłem napisać powieść kryminalną, odkąd opowiedział mi o swojej wizycie na targach książki, a właściwie opowiedział mi o spotkaniu z pisarzem wybitnym na tychże targach, o tak, postanowił bowiem pójść do stoiska pisarza wybitnego i odbyć z nim rozmowę.
– Dzień dobry.
– Dzień dobry.
– Czy zna pan pisarkę ze stanowiska obok?
– Nie znam.
– To dlaczego – wydociekliwiał się mój precyzyjny kolega – do stanowiska pisarki obok ciągnie się pięćsetmetrowa kolejka, a do pana stanowiska stoję tylko ja?
– Szanowny panie – odpowiedział pisarz – czy ma pan świadomość, iż po moje pisarstwo sięga elita, a tej jest w tym biednym kraju może jakieś półtora procent (1,5%)? A tamto obok, to jakaś pseudoliteratura dla idiotów?
I tu wybitny pisarz dla elity półtora procent popatrzył smętnie na kolejkę 98,5 procent głupich czytelników, ciągnącą się do głupiej pisarki, która pisała dla 98,5% idiotów.
– To pewno jakieś kurwiszcze – skomentował wybitny pisarz dla elity i pozwolił sobie zrobić „double selfie”, czyli tak zwanego selfiacza (z moim kolegą. Tak więc odtąd w swych skromnych zbiorach fotografii cyfrowej posiadam: sfotografowane „rzeczone kurwiszcze” oraz wizerunek wybitnego pisarza dla elity 1,5%, który natychmiast usunąłem, po czym równie żwawo usunąłem go z usuniętych).
Wizyta na targach książki wybitnie źle wpłynęła na wrażliwą psychikę i kruchy stan emocjonalny mojego dociekliwego trzeciego kolegi. W jednej z ostatnich zachowanych wiadomości tekstowych, którą od niego otrzymałem, pisał mi: „Kultura zabiła literaturę... Ludzie dostali pierdolca na punkcie romansów... Do tego kryminały i fantasy... Bardzo to wszystko przygnębiające... Dotychczas szambo, a teraz powódź gnoju... Literaci poprzebierani za bohaterów swoich powieści... I nie chodzi tu wcale o literaturę dla dzieci... Mój czas minął... Minął bezpowrotnie...”.
Co innego niż mijający czas mojego czwartego kolegi, który zapytany: „Czego pan w ogóle szuka w literaturze?” odparł, iż w literaturze szuka miłośniczki, której mógłby, na modłę gwiazd muzyki rockowej, podpisać się na piersiach imieniem i nazwiskiem, przy czym powinno zmieścić się tam zarówno jego imię, jak i nazwisko. (Z tym, że to jest wariat).
Ażeby więc pocieszyć wszystkich, których czas minął bezpowrotnie, postanowiłem napisać powieść kryminalną (na romans i fantasy przyjdzie jeszcze czas). Ale! Nie jest łatwo napisać powieść kryminalną.
ROZDZIAŁ II
W KTÓRYM POJAWIA SIĘ BOHATER FIKCYJNY
Detektywa opiewaj, o Muzo, któren to wzgardzon przez ludzi,
komnaty kurzem zapomnian, do miejsca swego się udał,
na stolcu tkwiącym przy biurku zasiadł za srogim napisem.
Złożywszy nakrycie na blacie, głowy, co siwem już włosem
skroń mu zdobiła drapieżnie, a wargi niegdyś czerwone
z gorzkim poruszył uśmiechem, iżby to wszyscy bogowie
nie litowali się nad nim. W dnia chwili, kiedyż w południa
blasku słonecznej godziny smugę przecięła jak włócznia
dziewicy jakowejś dłoń bystra. Spojrzał. Bez ozdób pierścieni,
ni rękawicy, ni zbytku na przedramionach nie dostrzegł.
Jedynie płaszcz luźno rzucon na kształty ramion wybornych.
Przeto witając się głośno, w te słowa uderzył skrzydlate:
„Zaiste, bogini nieznana, cóż pragniesz ode mnie, straceńca?”
Z bliska tak do niej przemówił, by łacniej mogła usłyszeć.
Zaś mając swą krzywdę w pamięci, tak doń śmiertelna przemówi:
„Och, tak, niestety, jak łatwo jest ludziom bogów oskarżać,
tak teraz podłe to plemię więzi mnie słowem plugawym”.
Niebieskich ócz promień smutnych w ckliwej zawieszon
przestrzeni ciszę ciął chyżo jak mieczem. „Mimo iż wiem, co
za zguba od potworności mi grozi, zemstę mi bowiem wymierzy
ród ziemski podłością skalan, do ciebie szlachetny się zwracam,
o pomoc kornie cię proszę, by ujść od haniebnej zagłady
dzikich i strasznych ów bestii mianem ludzi nazwanych”.
Tak jemu znowu odrzekła niebieskooka dziewica.
„O boska, jakież to słowa wyszły z twych zębów zagrody?”
Tak na to jej odpowiedział ów śmiałek, zawsze uprzejmy. „Ranią
mnie one po trzykroć. Ból bowiem budzi szczególny,
co w piersi serce rozdziera i pozostawia zgryzotę. Pierwej zaś
ku niesławie chybaby rwały mnie harpie, niżbym zaiste nie przyjął
wyzwania o troski bolesne. I uwierz, nim po raz wtóry
wzejdzie na niebie jutrzenka, będziesz panować u siebie, gdyż
kres ich bucie położę”. Zaiste, jak zmyślnym to wkrótce
niewieściopodstępnym okaże się planem nimfy o pięknych
warkoczach, usłyszcie śmiertelni ku nauce: „
Nie, no to też już było...
ŻEBY NAPISAĆ powieść kryminalną, potrzebny jest mocny wątek obyczajowy. (W tym biednym kraju) sprawdzają się przede wszystkim klasyczne kryminały z mocnym wątkiem obyczajowym. Tylko tak można konkurować z mistrzyniami i mistrzami tego gatunku, których historie kryminalne, pełne emocjonującego napięcia i wartkich akcji, toczą się przeważnie w tym biednym kraju. Tylko tak mogłem liczyć na jakieś wynagrodzenie za ciężką pracę, które pozwoliłoby mi sprostać ekonomicznemu minimum. Na przykład nabyć bez morderczych wyrzeczeń bilet komunikacji miejskiej. Przeszło mi również przez myśl, że mógłbym ewentualnie zastosować (oprócz tak cenionego w tym biednym kraju mocnego wątku obyczajowego) równie mocny wątek psychologiczny. Powieści kryminalne o mocno zarysowanym wątku obyczajowym, wzmocnione i wspierane przez brawurowy wątek psychologiczny. To ma sens, w tym biednym kraju, pomyślałem.
W tym biednym kraju.
W tym biednym kraju, w którym więcej osób pisze, niż czyta (jak się okazało po serii badań przeprowadzonych spontanicznie na wybranej grupie mało czytających, lecz dużo piszących mieszkańców tego biednego kraju).
I przy odrobinie szczęścia da się z tego wyciągnąć trochę grosza.
– W tym biednym kraju da się zarobić trochę grosza.
Urodziłem się w tym biednym kraju, więc wiedziałem jedno – trochę grosza, to zawsze jest jakiś grosz. Ten biedny kraj był zawsze biednym krajem. Jego istnienie wyznaczały dwie epoki: epoka, w której nie było tego biednego kraju, oraz epoka, w której ten biedny kraj był zawsze biedny.
Zawsze parę groszy może wpaść za powieść kryminalną z mocnym wątkiem obyczajowym w epoce, w której więcej obywateli tego biednego kraju pisze, niż czyta. To ma sens. Przy odrobinie szczęścia. Z kryminału można jeszcze wycisnąć parę groszy. Albo to, albo ciężka praca nad powieścią obyczajową, mało płatną.
Z wielu zajęć też można wycisnąć parę groszy, zgadzam się. Jednak nie tyle, co z powieści kryminalnej.
Wiele bowiem powieści kryminalnych z mocnym wątkiem obyczajowym, wzbogaconym o wątki psychologiczne, staje się w tym kraju (umówmy się, że biednym) wyznacznikiem artystycznego geniuszu i niedoścignionej prozatorskiej finezji twórców pochodzących z tego biednego kraju, scena następuje za sceną, scena poprzedza scenę, scena goni scenę, sceny biegną równolegle, a w jednej z nich (której?) jeden z bohaterów mówi coś do drugiego z bohaterów, jednym słowem (po co więcej słów w tym biednym kraju?) bohaterowie mówią do siebie, dialog za dialogiem, reminiscencja za reminiscencją, przekomarzają się zabawnie, ale nie bezrefleksyjnie, refleksja psychologiczna za refleksją psychologiczną, prawda życiowa za prawdą życiową, a wokół tego kłębi się tło obyczajowe, wre jego wartki nurt (tego tła).
Toteż lektura powieści kryminalnej zazwyczaj umacnia każdego mieszkańca tego biednego kraju w przeświadczeniu, że nie ma powodu, by nie pielęgnować takich fundamentalnych wartości jak obyczaje i psychologia. Że nie warto darzyć sentymentem okresu tak zwanego duchowego dojrzewania (wódka Vistula, wódka Bałtyk) i buldoczyć się, wrzeszcząc w kierunku bogu ducha winnych pasażerów komunikacji miejskiej: – Najważniejsze problemy społeczne nie mają żadnego odzwierciedlenia w literaturze kryminalnej! Może mają, może nie mają. Tak, drogi czytelniku, który zapewne i tak tego nie przeczytasz, bo właśnie piszesz. (Nic tak nie śmierdzi jak linia nr 8 czasowo przeniesiona na przystanek koło bazarów, a gdy nastanie północ, upatruj widomych znaków istnienia reżimu, młody Banko).
– Przypuśćmy, że masz jakieś bardzo niepopularne poglądy – tłumaczy guru kursu pisania powieści kryminalnych.
– Jak bardzo niepopularne?
– Bardzo.
ROZDZIAŁ III
W KTÓRYM POZNAJEMY MORDERCĘ
– Kto wybrzydza, ten nie rucha – powiedział pan Władysław z lat dziewięćdziesiątych.
Pan Władysław z lat dziewięćdziesiątych już w latach dziewięćdziesiątych wyglądał na pana Władysława z lat siedemdziesiątych.
– Ależ panie Władysławie... – zaoponowałem – tyle razy pana prosiłem, żeby nie używał pan takiego słownictwa...
– A co ty? Kawę słodzisz? Pedał jesteś? – upewnił się pan Władysław, po czym błyskawicznie objawił dogłębną znajomość historii starożytnej, mówiąc:
– Hitler jaki był, taki był, ale...
– Panie Władysławie...
Pan Władysław z lat dziewięćdziesiątych nie miał kłopotów z wiedzą historyczną, miał natomiast kłopoty z otyłością, cholesterolem, chorobami sercowo-naczyniowymi, cukrzycą typu 2, aminokwasami, neuroprzekaźnikami, kwasami tłuszczowymi, antyoksydantami, procesami metabolicznymi oraz uzębieniem, więc był zmuszony całodobowo obniżać, podwyższać, regulować i wyrównywać, a mimo to ogólna pogoda ducha wcale go nie opuszczała. Zajmowała go także nowoczesna technologia. Zawsze ciekaw współczesnych nowinek pytał mnie często z wrodzoną sobie dociekliwością: – Który klawisz to control, a który to inny klawisz? Szczęśliwie w okolicach grudnia wróciła mu słomkowa barwa moczu.
– Dużo się tu różnych kręci... – zauważył pan Władysław, wskazując znacząco głową.
– Przecież to apteka...
– No właśnie!
PISARZ POWIEŚCI kryminalnych powinien być zwinny jak chart, wytrzymały jak skóra i twardy jak stal Kruppa. W przeciwnym razie można dorobić się opinii w rodzaju: „Napisał jedną niezłą książkę – kryminał, a potem wzorem wszystkich pisarzy powieści obyczajowych osuwał się coraz bardziej w miałkość, bełkotliwość i chaos. Owszem – jego książki są erudycyjne – ale ta erudycja niczemu nie służy, jest literacką grą z sobą samym – pisarską masturbacją”. A 53 złote później: „bo pisanie powinno nieść ludziom radość!”. Zaiste! Jedynie wybrańcy w swojej twórczości kryminalnej śmiało eksperymentują z językiem oraz urzekają oryginalnym, bezkompromisowym stylem. Ileż oni są w stanie poświęcić dla niekonwencjonalnej formy w chamskim, brutalnym, prymitywnym świecie!
Pisarz, to podstawa. I kiedy medytuje (na przykład na pustkowiach Mongolii), to tylko dlatego, że jest obdarzony ponadprzeciętną samoświadomością, pod pozorami błahych zdarzeń proponuje nam przeniknięcie pod podszewkę codzienności, a my, przejęci jego pisarstwem czytelnicy, podziwiamy to dobro literackie z najwyższej półki. Coś jak na przykład John Milton we wstępie do Raju utraconego, tłumaczący cierpliwie, że rym w poezji nie jest niczym więcej jak objawem zdziczenia, użytecznym jedynie dla prostackiego czytelnika.
(Jam jest Ozymandias. Król królów. Patrzcie i płaczcie nad tym wszyscy).
Albo trener fitness:
– Za tydzień jadę na all inclusive i muszę schudnąć 10 kilo.
– No to nogę.
– Co, nogę?
– Obciąć.
Żeby stworzyć doskonałą powieść kryminalną, potrzebne jest również miasto. Ale które wybrać miasto, skoro wszystkie są już zajęte? W chwili, kiedy zacząłem więcej czytać, a mniej pisać, okazało się, że nie tylko wszystkie miasta są już zajęte. Zajęte są także wszelkie możliwe inne miejsca (a tak liczyłem na Wzdół Rządowy, Wzdół-Kolonię i Wzdół-Parcele). Ba! wszystkie kierunki świata też są zajęte. Doskonałe powieści kryminalne działy się już na wschodzie, zachodzie, południu i północy. Zajęte są pory dnia, wszystko, co możliwe, rozegrało się już o wschodzie, zachodzie, w południe i o północy! Linie czasowe – przeszłość, zaprzeszłość, przyszłość i teraźniejszość. Czytelnikami powieści kryminalnych stały się nawet dzieci – nawet one muszą rozwiązywać sprawy morderstw, przy czym dla urozmaicenia młodemu czytelnikowi fabuły bohaterowie co i rusz wdeptują w psie gówna (autentyk!). Jak w takich warunkach napisać powieść kryminalną?
I kiedy tak rozmyślałem o powieści kryminalnej (której nie pisałem), spostrzegłem z niemałym zdumieniem, że zdecydowanej poprawie uległa jakość mojej internetowej korespondencji, zacząłem bowiem otrzymywać e-maile.
Pisała do mnie Agata z prośbą, by uprawiać z nią seks, pisała Ewa z klubu miłośników sodomii, Natasza z rozmiarem piersi C, Julita, śliczna brunetka poszukująca ciemnoskórego mężczyzny z dorodnym przyrodzeniem, i Sandra, która chciała zrealizować swe pragnienia kobiety wyuzdanej, Elżbieta, która pragnęła zapoznać mnie ze ślicznotkami, i Liliana dopytująca, czy chcę bzyknąć cudzą żonę, Apolonia przekonywała zaś, że może być niewolnicą głośno krzyczącą, gdy szczytuje, a na koniec napisał Mateusz Woźniak z informacją, że zarobił milion dolarów w miesiąc i oto jego historia, przy czym z tą historią akurat nie udało mi się zapoznać. Dużo tej korespondencji było. Czterdzieści pięć e-maili dziennie.
– Czy na świecie jest więcej kół czy drzwi? – zadał podchwytliwe pytanie guru kursu pisania powieści kryminalnych, lecz trudno stwierdzić, czyliż na jego mentorskim obliczu zaigrał wówczas cień szelmowskiego uśmiechu. Trudno, gdyż kurs odbywał się online.
ROZDZIAŁ IV
W KTÓRYM
I nagle:
WYBIERZ DZIEŃ
1 stycznia
Zamach samobójczy. Przy ul. Mirowskiej nr 12 usiłował odebrać sobie życie we własnym mieszkaniu Szaja Rajcner. Lekarz pogotowia stwierdził u R. rozstrój umysłowy i pozostawił desperata pod opieką krewnych.
„Kurier Warszawski” 1918, nr 1, s. 10.
2 stycznia
Zamachy samobójcze. W domu nr 34 przy ul. Kruczej usiłowała otruć się pastylkami sublimatowymi Elżbieta Majewska, którą, po udzieleniu pomocy, przewiozło pogotowie do szpitala Dz. Jezus.
– W domu nr 38 przy ul. Smolnej usiłowała otruć się jodyną 23-l. Stanisława Ressowa, którą pogotowie przewiozło do szpitala św. Rocha.
„Kurier Warszawski” 1919, nr 2, s. 5.
3 stycznia
Zamachy samobójcze. Z mostu Kierbedzia skoczył do Wisły 30-l. Jan Kadec, zamieszkały na Walicowie nr 17. Wyratowali desperata policjanci.
– Józef Ulanowski, l. 19, robotnik, zamieszkały przy ul. Czerniakowskiej 212, otruł się ługiem. Pogotowie odwiozło go w stanie ciężkim do szpitala św. Rocha.
– Na ul. Łuckiej przed domem nr 34 otruła się sublimatem Stefania Federowiczówna. Przewieziono ją do szpitala Dz. Jezus.
„Kurier Warszawski” 1920, nr 3, s. 2.
4 stycznia
Zamach samobójczy. 34-letnia Małgorzata Cholewina, robotnica, w zamiarze samobójczym napiła się na ulicy Śniadeckich spirytusu skażonego. Desperatkę w stanie ciężkim przewiozło pogotowie ratunkowe do szpitala Dz. Jezus.
„Kurier Warszawski” 1918, nr 4, s. 2.
5 stycznia
Zamach samobójczy. Wczoraj w gmachu sądu okręgowego postrzelił się w piersi urzędnik tegoż sądu Michał Puszyński, zamieszkały przy ulicy Siennej nr 38. Puszyńskiego w stanie ciężkim przewieziono do szpitala św. Rocha.