Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Piąte wydanie kultowej książki.
Polacy założyli Moskwę? Najwięksi rosyjscy pisarze, artyści, politycy byli Polakami? Te nieznane fakty zebrał i opisał Mariusz Świder. Znawca Rosji i pasjonat historii.
Wyliczył w niej znanych Rosjan i pokazał ich polskie korzenie. Któż z nasz wie o tym, że wielki rosyjski pisarz Gogoł, to tak naprawdę polski szlachcic o nazwisku Chochoł? Jeszcze zabawniej robi się, gdy czytam, że faworyt carycy Katarzyny II Potiomkin (ten od potiomkinowskich wiosek) tak naprawdę nazywał się Potępski i nawet sam uważał się za Polaka.
Świder idzie dalej. Przypomina kroniki Nestora, które dla Rosjan są tym czy dla Polaków księga Gala Anonima. On wprost napisał, że plemię Wiatyczów, które założyło Moskwę było… z rodu Lachów. Czyli, że Moskwy, której tak się boimy i z którą walczymy, założyliśmy sami. To oczywiście prowokacyjne uproszczenie. Pokazuje jednak, że Polaków i Rosjan mimo, że dużo dzieli, to też bardzo dużo łączy.
Nowe wydanie liczy 234 stron.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 159
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Mariusz Świder
Jak podbijaliśmy
Rosję
Warszawa 2019
© Copyright Wydawnictwo Penelopa & Mariusz Świder
Skład: Robert Lijka
Projekt graficzny okładki: Dariusz Krupa
ISBN: 978-83-62908-79-0
Wydawca: Jerzy MoraśWydawnictwo „Penelopa” sp. z o.oul.Grażyny 13/lok.7
Wydanie V – poprawione i rozszerzoneWarszawa 2019
Pamięci Mojej Najukochańszej Mamy Leokadii z d.Prokopowicz z polskich Kresów, która lata 1940-1947 spędziła na zesłaniu syberyjskim.
OPINIAMariusz Świder podbił dla nas Rosję! Jak to możliwe? Po prostu zebrał informacje o rodakach, którzy tam działali, i przedstawił je w sposób krzepiący w sienkiewiczowskim stylu.
Powstała książka, której każda strona wprowadza nas w niesłychane zdumienie. Jej autor jest bardzo dociekliwy. Jeszcze jeden, i jeszcze jeden Polak pracował na terenie Rosji, wnosząc tam, pod własnym lub zmienionym nazwiskiem, wartości bardzo istotne, choć niekoniecznie propolskie i niestety nie zawsze prospołeczne. Liczba naszych rodaków w polityce, gospodarce i kulturze rosyjskiej jest ogromna.
Napisał ją historyk, naocznie sprawdzając realia. Zawarł w niej też swoją historię i bolesne doświadczenia rodziny. Pozazdrościć mu można spokoju, z jakim traktuje gorzkie losy, i kultury, każącej mu szanować naszego wschodniego sąsiada. Aż dziw, jak nabrzmiałe konflikty zaciemniły wzajemne zasługi.
Tę opowieść trzeba czytać odcinkami, z oddechem na przemyślenie. Gładkość stylu powoduje, że każdy znajdzie w niej coś ciekawego – od magnackich pałaców i Kremla do baraków i chat syberyjskich – na każdym szczeblu egzystencji Polacy zmagali się z losem, a wybrańcy ten los kształtowali, w większości przypadków uczciwie.
Ujmujący swą skromnością autor daje przykład miłośnikom historii. Dlaczego tak mało mamy wspomnień zabliźniających rany? Dlaczego przybyszom z Kresów tak trudno wziąć pióro do ręki? Marzę o tym, by niejeden czytelnik ruszył w ślady twórcy tego dzieła. Dla obojga narodów dobra.
Bolesław Niemierko
Profesor nauk humanistycznych
Uniwersytet Gdański/SWPS
PROLOG
Moskwa. Miasto stworzone przez dzielne plemię Wiatyczów, którzy na początku XII wieku przepędzili z tych okolic plemiona ugro-fińskie. Wykopaliska na Kremlu potwierdziły, że najstarsze fortyfikacje na Kremlu budowane były przez Wiatyczów właśnie – i oni uznawani są za twórców tego miasta.
Czym dla Polaków są księgi Galla Anonima czy kroniki Jana Długosza – tym dla Rosjan są Kroniki Nestora („Powieść lat minionych”, tzw. latopisy). Ów kronikarz, mnich klasztoru (ławry) pieczerskiego w Kijowie wydał je w 1113 rok –opisując szeroko dzieje Rusi. A więc tworzył je ponad sto lat przed powstaniem miasta Moskwa.
Wspomina między innymi o wyżej wymienionym dzielnym plemieniu Wiatyczów. Pozwolę sobie zacytować parę fragmentów: „Byli zaś Radymicze i Wiatycze z rodu Lachów. (…) Było bowiem dwóch braci Lachów: Radym, a drugi Wiatko. I przyszedłszy siedli: Radym nad rzeką Sożą i od niego przezwali się Radymicze, a Wiatko siadł z rodem swoim nad Oką i od niego przezwali się Wiatycze”. (Wiatko to zrusyfikowana forma staropolskiego imienia: Więcek, czasem przybierającego formę: „Wiącek”).
Niektórzy rosyjscy historycy starają się bagatelizować powyższe informacje pisząc, że Nestor pod słowem „Lachy” („Lechici”) rozumiał Słowian z zachodniej Rusi. Tymczasem sam Nestor w innym fragmencie swoich Kronik dokładnie mówi, kim są Lachowie: „Słowianie (…) siedli nad Wisłą i przezwali się Lachami, a od tych Lachów przezwali się jedni Polanami, drudzy Lachowie – Lutyczami, inni Mazowszanami, inni Pomorzanami”. (Lutycze – czyli „Lędzianie”. Stąd Ostrów „Lednicki”, Lednica… Polska po litewsku to „Lenkija”, po węgiersku to „Lengyelorszag”, czyt. „Lendzierosag” czyli kraj Lędzian, a po persku i w starotureckim to Lachistan – czyli kraj Lachów. Rusini też nazywali nas „Lachami”… i każdy z nas zna powiedzenie: „Strachy na Lachy”). Przymiotnik od słowa „Lach” to „lacki”, stąd np. nazwa miejscowości Kosów Lacki. Stąd i nazwa naszego narodu: Polacy, czyli Po-Lachy. Nazwa rejonu Podlasie też nie oznacza, że leży on „pod lasem” – tylko że jest „pod Lachami” – bo wcześniej wpływy w tym regionie miała Ruś – stąd tyle cerkwi na Podlasiu…
Pierwotne fortyfikacje budowane przez Wiatyczów na terenie obecnego Kremla mają charakter analogiczny do tych z Gniezna czy Poznania (tzw. „konstrukcje hakowe”), zupełnie nieznane na Rusi Kijowskiej. Pierwsze grodzisko zostało otoczone wałem z fosą, była też brama i most – zgodnie ze zwyczajem Lachów/Lechitów.
O tym, że Wiatycze pochodzą z terenów wschodniego Mazowsza i Podlasia pisze też słynny polski antropolog Jan Czekanowski. Porównał on klaster M458 z haplogrupy R1a1 świadczący o spokrewnieniu dawnych Moskwian z Mazowszanami.
Również Długosz o tym nadmienia, umiejscawiając pierwotne siedziby Wiatyczów na Mazowszu, a Radymiczów nad Sanem. Ich kolebką było Radymno pod Przemyślem.
*****
To my założyliśmy Moskwę… Czy zatem nie powinna być nam bliższa?
I czy tylko Moskwę?
Czterech rosyjskich wydań doczekała się „Historia Rosji od Ruryka do Putina”, napisana przez znanego petersburskiego profesora Jewgienija Anisimowa, autora kilkudziesięciu książek historycznych, prowadzącego programy w radiu i telewizji. I oto zobaczyłem tę znaną książkę w Polsce… po polsku.. wydaną w 2017 roku nakładem wydawnictwa „Inicjał” (tłum. Andrzej i Halina Palacz). Pozwolę sobie zacytować dwa ciekawe fragmenty ze str.10. polskiego wydania:
„Słowiańskie plemię Polan zajmowało ziemie nad Dnieprem w IX w. Ich stolicą było nieduże miasto Kijów, którego nazwa (…) pochodzi od imienia władcy (wodza) miejscowego plemienia, Kija”.
I drugi cytat, parę linijek dalej:”
„Najwidoczniej mieszkający tu Polanie byli dość słabym plemieniem, odpryskiem jednolitego kiedyś wielkiego ludu, które przyszło tu z ziem obecnej Polski, znanego z bizantyjskich źródeł jako „Lędzianie”, czyli „Lachy”.
A TERAZ PROSZĘ POWIĄZAĆ OBA POWYŻSZE CYTATY.
*****
Do napisania niniejszej książki skłoniła mnie reakcja rosyjskich czytelników na mój artykuł pt. „Mazurek Putina”, opublikowany w grudniu 2013 r. na łamach tygodnika „Uważam Rze”. Przetłumaczono go i umieszczono na głównym rosyjskim portalu informacyjnym RIA Novosti („INOSMI ”) pod tytułem „Putinskaya mazurka”. Widnieje tam do dzisiaj.
Oto wspomniany artykuł:
„Przez całe 10 lat rosyjskim hymnem państwowym była stara polska pieśń religijna. Ta szokująca informacja nie jest powszechnie znana, chociaż można o niej przeczytać na stronach internetowej Wikipedii: „W latach 1990/1991–2000 oficjalnym hymnem Rosji była tzw. „Pieśń patriotyczna”, za której autora uchodzi Michał Glinka. Wykonywano tylko pompatyczną melodię, urzędowego tekstu nie napisano. Jednakże według docenta Konstantina Nikitina z Konserwatorium Petersburskiego utwór bazuje ściśle na renesansowym polskim hymnie religijnym „Chryste, dniu naszej światłości”. Z kolei, zdaniem historyka Sergieja Makina, kompozytor mógł raczej rozważać użycie tej muzyki w operze „Iwan Susanin – Boże chroń cara” do instrumentalnej charakterystyki polskich interwentów. Stąd zapis znalazł się w rękopisach kompozytora.
Wkrótce po publikacji artykułów Nikitina i Makina w Rosji zastąpiono „Pieśń patriotyczną” przywróconym starym hymnem radzieckim Aleksandrowa z 1943 r., za to z całkiem odmiennym tekstem.
To tylko zarys pasjonującej historii, w jaki sposób stara polska pieśń religijna stała się pierwszym hymnem niepodległej Federacji Rosyjskiej. Gotowy materiał na scenariusz filmowy.
W październiku 1654 r. tchórzliwy i nieudolny wojewoda Filip Obuchowicz poddał Smoleńsk Moskalom. Smoleńszczyzna do Rzeczypospolitej nigdy już nie wróciła. Pozostało tam jednak wielu Polaków, którzy nie chcieli porzucać swojej ziemi i majątków. Aby zostać, musieli jednak przyrzec lojalność carowi. Z takiej rodziny wywodził się np. wielki podróżnik i odkrywca, carski generał Mikołaj hrabia Przewalski, który regularnie i bezpłatnie przesyłał Uniwersytetowi Warszawskiemu rzadkie eksponaty ze swoich wypraw. Katastrofa smoleńska miała miejsce w lesie należącym przed rewolucją do polskiej rodziny Lenickich.
Z polskiej rodziny pochodził znany w Rosji i na świecie kompozytor Michał Glinka. Prapradziadem Michała był polski szlachcic z rodu Glinków herbu Trzaska (Glinki w Ziemi Łomżyńskiej), Wiktoryn Władysław Glinka. Carskie władze zachowały mu przywileje szlacheckie, w tym herb Trzaska oraz nadania królewskie.
Glinka był i jest w Rosji bardzo popularny. Nie zapominał o polskich korzeniach, wielokrotnie odwiedzał Polskę, znał się z Adamem Mickiewiczem. Jako że tematyka polsko–rosyjska była mu szczególnie bliska – w latach 1834–1842 skomponował operę „Życie za cara (Iwan Susanin)”, toczącą się wokół wydarzeń wojny polsko–rosyjskiej na początku XVII wieku – zajęcia przez Polaków Kremla, a później przegnania ich z Moskwy.
Ponieważ w operze musiały, siłą rzeczy, zaistnieć muzyczne motywy polskie, to Glinka szukał ich w kraju przodków. Po jego śmierci w domowym archiwum znaleziono – przy rękopiśmiennych materiałach wspomnianej opery – kartkę z nutami. Ręcznie podpisaną: „motif de chant national”. Za oczywiste uznano, że jest to kompozycja Glinki. I nikogo wówczas nie zdziwiła obca, typowo polska rytmika akompaniamentu, z polskim akcentem (na przedostatniej sylabie) na końcu fraz melodycznych. Co prawda później to wygładzono (kompozytor Michaił Bagrinowski zmienił melodykę i rytm), ale zachował się oryginał owej kartki z rękopisem i znajduje się w Petersburgu, w oddziale Biblioteki Narodowej, w tzw. Archiwum Michała Glinki, gdzie można zobaczyć oryginalny zapis, przed zmianami.
Konstantin Nikitin, docent Petersburskiego Państwowego Konserwatorium, napisał we wspomnianym artykule pt. „Pieśń patriotyczna”, że jeszcze w 1974 r. jego ówczesny wykładowca profesor Dmitriew pokazał mu spis rękopisów muzycznych. W końcu lat 40. dostał je od przyjaciela, ukraińskiego muzykologa Filipa Kozickiego, badającego jeszcze przed wojną polską muzykę sakralną. Wspomniany rękopis został przez Kozickiego przepisany w Polsce z archiwaliów muzycznych. Jeden z gregoriańskich utworów „Kryste dniu naszei światłości” (pisownia oryginalna) z końca XVI w. jest praktycznie identyczny z utworem przypisywanym Glince! Kozicki dodał, że przepisał ten utwór w krakowskiej Bibliotece Narodowej. To znana kompozycja (łac. „Christe, qui lux es et dies”) autorstwa Wacława z Szamotuł (1526–1560), której możemy posłuchać choćby dzięki internetowi w pięknym wykonaniu poznańskiego chóru Stefana Stuligrosza. I porównać z identyczną „Pieśnią patriotyczną”, a drobne różnice wynikają z modyfikacji Bagrionowskiego.
Pewnie do dzisiaj kartka z kompozycją przypisaną Glince leżałaby sobie spokojnie w petersburskim archiwum, gdyby w 1944 r. nie natknął się na nią wspomniany wyżej kompozytor i wojskowy dyrygent Bagrinowski. Spodobała mu się podniosłość i pompatyczność melodii (religijnej w końcu!) w tak trudnym okresie wojny. Skopiował i stworzył aranżację na orkiestrę, zlikwidował polskie muzyczne akcenty i melodykę, których nie rozpoznawał i nie rozumiał. W 1947 r. nazwano ten utwór „Pieśnią patriotyczną”, zresztą pod takim tytułem funkcjonuje do dziś.
Tak więc przez 10 lat Rosjanie na uroczystościach wojskowych, na otwarciu posiedzenia Dumy czy gdy zdobywali złote medale olimpijskie, mieli łzy wzruszenia w oczach, kiedy stali na baczność i słuchali z nabożnością starej polskiej pieśni religijnej. Spisanej przez smoleńskiego Polaka, kompozytora Michała Glinkę, którego rodzina pochodziła spod Łomży.”
*****
Rosjanie zaimponowali mi faktem umieszczenia na tak potężnej platformie pełnej wersji tegoż artykułu. Przecież poruszany w nim główny wątek nie jest dla nich szczególnie chlubny. Jednak z ciekawości przejrzałem także umieszczone pod tekstem komentarze – i co się okazało? Że większość z nich miała taki wydźwięk, iż Polacy lecząc kompleksy z powodu tego, że nie mają swoich wielkich uczonych i artystów – chcą pretendować do bycia cudzymi autorytetami i mistrzami. Uświadomiłem sobie wówczas, jak mało obie nacje wiedzą o roli polskiego narodu w budowaniu współczesnej Rosji. Jestem gotów bronić tezy, że nie byłoby współczesnej Rosji, jej nauki czy kultury w obecnej formie – bez naszego udziału.
Oto przykłady:
Polką była caryca Katarzyna I, żona Piotra Wielkiego, która po jego śmierci samowładnie rządziła krajem. Założyła słynną Rosyjską Akademię Nauk. Marta Skowrońska – bo o niej mowa – urodziła się na tzw. Polskich Inflantach w niezamożnej, wielodzietnej rodzinie. Rodzice wcześnie zmarli, a Martę (wraz z rodzeństwem) pod opiekę wzięła ciotka Anna Wesołowska. Wychowywała, karmiła, ale też edukowała, nauczyła dzieci czytać i pisać.
W 1721 roku w Rydze Krystyna Skowrońska napisała list do swej rodzonej siostry Marty – carycy już wtedy, przebywającej tam z oficjalną wizytą – z prośbą o spotkanie. List był po polsku…
(Bo caryca Katarzyna I, czyli Marta Skowrońska, nie była analfabetką – jak się dość powszechnie w Rosji uważa, po prostu potrafiła czytać i pisać tylko w ojczystym polskim języku – a nie po rosyjsku).
Caryca spotkała się z siostrą i sowicie ją obdarowała.
Spośród licznego rodzeństwa Katarzyna I regularne kontakty utrzymywała tylko z ukochanym bratem Karolem. Ściągnęła go do Petersburga i szczerze wspierała. Jego syn Marcin zrobił tu karierę, dosłużył w armii do stopnia generała, został hrabią (ros. „graf”) i senatorem. Córka Karola Anna wyszła za mąż za hrabiego Michaiła Woroncowa – przyszłego Wielkiego Kanclerza państwa rosyjskiego.
Ciotka zmarła, gdy przyszła caryca miała 13 lat. Martę adoptował wtedy pastor, Niemiec z pochodzenia, który po kilku latach przeprowadził się wraz z rodziną do Rosji. Tam Marta Skowrońska rozpoczynała karierę od bycia praczką, by po kilkunastu latach zostać żoną cara Piotra Wielkiego. Ale to już scenariusz na inną opowieść…
Mała dygresja na temat kariery pani Skowrońskiej. Otóż z tych samych terenów – niegdysiejszych tzw. Polskich Inflantów – czyli dzisiejszej Łotwy – wywodzi się łotewski były premier (a obecnie komisarz UE) Valdis Dombrovskis czyli Waldemar Dąbrowski. Polak zarówno po ojcu, jak i matce. A 27 stycznia 2017 roku pani premier Beata Szydło spotkała się z Mariuszem Kuczyńskim (Maris Kucinskis), kolejnym premierem rządu łotewskiego. Na Łotwie mieszka kilkadziesiąt tysięcy Polaków. Szczególnie w okolicach Dźwińska, czyli niem. Dyneburga, obecnie Daugavspils, które to miasto należało do Polski przez prawie ćwierć tysiąca lat – od 1559 roku aż po trzeci rozbiór naszego kraju. Polacy pozostali tam do dziś:
19 czerwca 2010 roku papież Benedykt XVI powołał ks. doktora Zbigniewa Stankiewicza na zwierzchnika Kościoła Rzymsko-Katolickiego na Łotwie. Objął on stanowisko Arcybiskupa Metropolity Ryskiego. Rodzice: ojciec Stanisław Stankiewicz (1912–2002), pochodził z majątku Dobroczyń k. Bukmujży (obecnie Ezernieki), powiat rzeżycki, z rodu sygnowanego herbem ,,Mogiła”; matka – Janina (ur.1915 r.), też szlachcianka, z domu Juszkiewicz herbu ,,Ślepowron”, pochodzi z majątku Kropowce (parafia Pustynia, obecnie Robeżnieki) w powiecie krasławskim. Kilka kilometrów stąd znajduje się Kombul (łot. Kombuļi). To tutaj stał dwór Józefa Platera, w którym urodził się jego syn – Leon, bohaterski powstaniec styczniowy – stracony w twierdzy dyneburskiej dnia 9 czerwca 1863 roku.
Ksiądz arcybiskup Stankiewicz może się poszczycić znajomością języków (prócz ojczystego polskiego): łotewskiego, rosyjskiego, włoskiego, angielskiego, łaciny, francuskiego i niemieckiego).
Tyle dygresji. Wróćmy do wątków historycznych.
Przy Piotrze Wielkim i Katarzynie I karierę zrobił inny Polak – Paweł Jagużyński, który dosłużył się wysokiego tytułu generała-adiutanta, a za swoje oddanie otrzymał od cara we władanie wieczyste wyspę na rzece Jauza pod Moskwą. W bibliografii Estreichera możemy o nim przeczytać: „(Jagużyński Paweł). Genealogia zacnego Imieniem, dzielnego Męstwem godnego Honorem, Jaśnie Wielmożnego Jego Mości Pana Pawła na Jagodyniach Jagużyńskiego Generała Leytnanta Koniuszego, Państw Rossyiskich Ministra Pełnomocnego, kawalera Świętego Jędrzeiá Apostoła, Rodowitego z Amtenatów polaka dworskim stylem wywiedziona. Roku 1727.folio, kart nlb. 14.”. To on uratował swą rodaczkę Martę (carycę Katarzynę I) przed utratą carskiej korony po śmierci Piotra I Wielkiego w styczniu 1725 roku. Dowiedziawszy się o przygotowywanym zamachu stanu, szybko zawiadomił o tym hrabiego Bassewicza i swojego teścia – kanclerza Gołowkina. Zamachowcy czekali bowiem na śmierć schorowanego Piotra, by przejąć władzę i oddać ją w ręce zbyt młodego wtedy na jej sprawowanie syna cara – carewicza Piotra. Carycę zaś miano pozbawić władzy i odizolować od świata, posyłając przymusowo do klasztoru.
Ostatecznie wspólnie z carycą zebrano wierne jej gwardyjskie pułki i zaproszono najwyższych urzędników państwowych, przed którymi Katarzyna I mogła przemówić. Oznajmiła, że carewicz Piotr jest następcą tronu, ale jego młody wiek nie pozwala na to, by mógł rządzić państwem. Dopóki więc nie osiągnie pełnoletniości, będzie to czynić sama, wychowując syna na przyszłego władcę. I zapytała najwyższych urzędników państwowych, czy się na to zgadzają, dając im kilkanaście minut czasu i osobną salę do narady. A pułki gwardyjskie stały pod oknem… Odpowiedź mogła być tylko jedna – i dzięki polskiemu rodakowi – generałowi Pawłowi Jagużyńskiemu – Marta Skowrońska rządziła Rosją samowładnie aż do swej śmierci.
Większość z nas uważa, że Maryna Mniszech była pierwszą Polką – żoną władcy Rusi. Należy jednak pamiętać o Gertrudzie (1025–1108), córce króla polskiego Mieszka II. Ze względów politycznych wydano ją za wielkiego księcia kijowskiego Izjasława Jarosławowicza, syna Jarosława Mądrego, a wnuka Włodzimierza Wielkiego. Całe życie była lojalna Polsce, ale aż do jego końca pozostała na dworze kijowskim, co wpływało na utrzymywanie dobrosąsiedzkich stosunków Rusi z Polską. Ich późniejszym wyrazem było małżeństwo króla Bolesława Krzywoustego ze Zbysławą Świętopełk (wnuczką Gertrudy) w 1103 roku. Te koligacje Piastów z władcami ruskimi pozwoliły w połowie XIV wieku na odziedziczenie przez króla Kazimierza Wielkiego Rusi Halickiej wraz ze Lwowem, które to terytoria pozostały w Polsce przez 600 lat – aż do wybuchu II wojny światowej.
Wszystkie koligacje rodzinne pomiędzy Piastami a Rurykowiczami wychodziły obu stronom na dobre. Niektórzy historycy, których nazywam masochistami – widzą w naszej historii tylko klęski, upadki, rozbiory – budując w narodzie polskim poczucie małości i wiecznej ofiary, którą wszyscy wkoło tłukli, a najczęściej Niemcy i Rosjanie. Ja zaś postrzegam moich Rodaków jako wspaniały, rozrzucony po całym świecie 70-milionowy naród, niosący kulturowe dziedzictwo wielkiego mocarstwa – Rzeczypospolitej, niegdyś największego kraju w Europie, ojczyzny demokracji. Nawet nasz największy „wstyd” – czyli liberum veto – staram się przedstawiać jako opór przeciwko możliwej dyktaturze – bo czymże jest demokracja – jeśli nie dyktaturą większości nad mniejszością? Liberum veto to zasada jednomyślności – którą i obecnie staramy się stosować, np. w kierownictwie Unii Europejskiej. Liberum veto było złe w praktycznym zastosowaniu dla tamtego okresu, w tamtej epoce – lecz jego idea – potrzeby jednomyślności – sama w sobie była dobra.
I nie zawsze Niemcy czy Rosjanie nas tłukli – bo tak samo często my tłukliśmy ich. A był okres, kiedy wręcz uratowali nasz kraj, który bez ich pomocy u zarania swych dziejów zniknąłby z map Europy…
A było to tak:
Po utracie władzy przez króla Mieszka II w 1031 roku państwo polskie praktycznie się rozpadło, targane buntami i wojnami. Struktury władzy przestały istnieć, przedstawiciele dynastii rządzącej byli za granicą, coraz to kolejne ziemie były zajmowane przez wrogów lub ogłaszały „niepodległość”. Gehenny dopełnił łupieżczy najazd czeskiego władcy Brzetysława, który w 1039 roku zrównał z ziemią Wielkopolskę, nie oszczędzając nawet kościołów, wywożąc wszystko, co się dało, nawet ludzi. Najlepiej rozwiniętym gospodarczo polskim miastem był wówczas Giecz – więc Brzetysław „przeniósł” go wraz z mieszkańcami i ich rzemiosłami do Czech, gdzie nosi obecnie nazwę Hedčany.
WWydawało się, że państwo polskie już się nie odrodzi. Następca tronu, syn króla Mieszka II – Kazimierz – przebywał u swojej matki, księżnej Rychezy Lotaryńskiej, w Niemczech. I poprosił ją o wsparcie. Ta zaś zwróciła się do cesarza niemieckiego o pomoc dla syna. I król Henryk III pomocy Kazimierzowi udzielił: zarówno finansowej, jak i zbrojnej. W 1040 roku Kazimierz z rodu Piastów, następca polskiego tronu wkracza na czele pięciuset ciężkozbrojnych rycerzy niemieckich do Polski, stopniowo przywracając ład i porządek. Udaje mu się zjednoczyć znaczną część ziem polskich i odtworzyć strukturę państwową.
A w stolicy Rusi rządzi Jarosław Mądry. Ten sam, którego dziadek Kazimierza Bolesław Chrobry pokonał 20 lat wcześniej, zajmując i plądrując Kijów. Jarosław Mądry chce więc się zemścić wykorzystując słabość Polski, wywieźć łupy i niewolników (Chrobry przywiózł ich z Rusi ośmiuset), przyłączyć nowe terytoria. Planuje więc wojnę z osłabioną Polską.
I co czyni rozsądny Kazimierz, nazwany Odnowicielem w uznaniu za odbudowę kraju? Ano stosuje najmądrzejszą zasadę polityki międzynarodowej, jaka kiedykolwiek została wymyślona: „Jeśli wróg jest od ciebie silniejszy – to się z nim zaprzyjaźnij”. Ta zasada jest stosowana przez wszystkie mądre rządy świata – a nie jest stosowana przez głupców i wojennych podżegaczy. Kazimierz zamiast czekać na najazd Rusinów wysyła do Kijowa poselstwo prosząc Jarosława Mądrego o… rękę jego siostry, Marii Dobroniegi. Zgodę takową uzyskuje, a zamiast kolejnej wojny i zniszczeń – Kazimierz Odnowiciel zyskuje silnego sojusznika i jego wsparcie.
Maria Dobroniega okazała się wspaniałą małżonką – i przy bezspornym udziale swego męża Kazimierza uratowała dynastię Piastów przed wygaśnięciem. To ona namówiła go także, by przeniósł stolicę do Krakowa – skąd miała bliżej na Ruś. Poza tym Wielkopolska była wtedy zrujnowana po najeździe Czechów.
Tak więc Kraków ma Rusinom do zawdzięczenia nie tylko wyzwolenie i uratowanie przed zniszczeniem w 1945 roku…
A cała powyższa historia pokazuje, że najlepiej na tym wychodzimy, gdy współpracujemy z Niemcami i Rosjanami, a nie wojujemy z nimi.
*****
Wielką rolę w historii Rusi odegrała kolejna caryca pochodząca z naszego kraju. Helena Glińska – bo o niej teraz piszę – która została w 1526 roku żoną cara Wasyla III, i urodziła mu syna Iwana – znanego później jako Iwan IV Groźny. Ten słynący z okrucieństw car powoływał się na polskie pochodzenie – gdy kandydował w 1573 roku w elekcji na króla Polski.
Książęta Glińscy herbu własnego Gliński posiadali majątki w całym kraju, poczynając od Mazowsza, ale najwięcej na lewobrzeżnej Ukrainie. Siedzibą rodu był Glińsk (obecnie: Zołotonosza), a najważniejszą należącą do nich miejscowością była Połtawa. W 1506 roku marszałek dworu i marszałek wojsk litewskich Michał Gliński dowodził naszymi wojskami w wojnie z Tatarami – pokonując ich pod Kleckiem. Oczekiwał wdzięczności – lecz w wyniku knowań jego największego wroga wojewody trockiego Jana Zabrzezińskiego polski król Zygmunt I Stary pozbawił go w 1508 roku wszelkich tytułów i stanowisk. Rozczarowany i oburzony Gliński nie przyjął tego do wiadomości – i wraz z ok. pięćdziesięcioma członkami swojej rodziny i przyjaciółmi zorganizowali prywatne 3-tysięczne wojsko i podnieśli tzw. „bunt Glińskich”. Zemścił się na Janie Zabrzezińskim, zabijając go. Ale gdy wojska królewskie zaczęły zdobywać przewagę – Glińscy wraz ze swym wojskiem przeszli granicę i uciekli do Państwa Moskiewskiego, z którym prowadziliśmy wówczas wojnę. Jedną z tych uciekających osób była będąca wówczas dzieckiem bratanica Michała – Helena.
Po zamieszkaniu w Moskwie Michał Gliński przeszedł z katolicyzmu na prawosławie. Niezbyt wdzięczna bratanica po zostaniu carycą wtrąciła go do więzienia, gdzie zmarł.
Król Zygmunt Stary skonfiskował wszystkie nieruchomości tych członków rodu, którzy brali udział w buncie. Kto w nim z tej rodziny nie uczestniczył – nie zostawał objęty konfiskatą, mógł zachować tytuł książęcy – lecz musiał zmienić nazwisko na Lichodziejski – albo do wyboru – Lichodziejewski, by przypominało o niechlubnej historii i było napomnieniem dla potomnych.
Helena Glińska została żoną cara Wasyla III w roku 1526, a po jego śmierci w 1533 odsunęła regentów i sama przejęła pełnię władzy. Przeszła do historii nie tylko jako matka Iwana Groźnego – ale także jako pierwszy władca, który wprowadził w Państwie Moskiewskim jednolitą walutę.
W 1538 roku Helena Glińska została otruta przez książąt Szujskich i pochowana na Kremlu w żeńskim klasztorze Wniebowstąpienia. Sto lat później car Wasyl Szujski umrze w Gostyninie w polskiej niewoli…
Karma?
No ale nie tylko Polki rodziły carów – bo i Rusinki rodziły polskich królów. Czasem zaś nie rodziły. Pisałem wcześniej o Kazimierzu Odnowicielu z dynastii Piastów, ale żony z Rusi mieli i Jagiellonowie. Ciekawa sytuacja w relacjach pomiędzy Polską a Papiestwem nastąpiła, gdy Aleksander Jagiellończyk ożenił się z Heleną, córką Wielkiego Księcia Moskiewskiego Iwana III Srogiego. Otóż obiecał on jej ojcu, że nie będzie swej żony zmuszał do przejścia z prawosławia na katolicyzm. Papież Aleksander VI Borgia zaczął słać do Jagiellończyka listy, że niestosowną jest sytuacja, by żoną katolickiego króla katolickiego kraju była osoba innej wiary. Gdy polski król odpowiedział mu, że złożył carowi – ojcu Heleny – przyrzeczenie, papież ogłosił zwolnienie polskiego króla z danego słowa i nakazał mu wymuszenie konwersji małżonki na katolicyzm. Aleksander Jagiellończyk papieskiego polecenia nie wypełnił – i polska królowa, córka cara Iwana III Srogiego – pozostała przy swej wierze. Ale choć małżeństwo ich było bardzo zgodne – to wszystkie ciąże Heleny kończyły się poronieniami, co przyczyniło się do wygaśnięcia dynastii Jagiellonów w niedalekiej przyszłości…
*****
Pierwszą kobietą, która została na Rusi koronowana i oficjalnie nosiła tytuł carycy – była Maryna Mniszech (1588–1615), córka wojewody sandomierskiego Jerzego Mniszecha. Książę Konstanty Wiśniowiecki jadąc na początku 1604 roku na spotkanie z królem, zatrzymał się w Samborze u Mniszechów. W jego świcie był Dymitr, którego Wiśniowiecki chciał uczynić carem. Po paru miesiącach ogłoszono zaręczyny i spisano kontrakt zaręczynowy, w którym Dymitr zobowiązał się, że jeśli zostanie carem, to Jerzy Mniszech otrzyma księstwo siewierskie, a Maryna księstwa pskowskie oraz nowogrodzkie. Dzięki pomocy polskich wojsk, 30 czerwca 1605 roku Dymitr zasiadł na moskiewskim tronie. 27 listopada odbył się ślub, a 18 maja 1606 roku Maryna jako pierwsza w dziejach Rusi kobieta została koronowana na carycę. Ceremonii w soborze Uspienskim na Kremlu przewodniczył patriarcha moskiewski Ignacy. Wkrótce jednak z inspiracji bojara Wasyla Szujskiego nastąpił bunt. Dymitra zabito, a caryca wraz z ojcem zostali zesłani do Jarosławia jako zakładnicy. W wyniku interwencji króla, w 1608 roku zwolniono ich, a Maryna natychmiast przyłączyła się do oblegającej Moskwę Dymitriady. Tam w jednym z oficerów „rozpoznała” cudownie ocalonego Dymitra – i razem próbowali powrócić do władzy na moskiewskim tronie. Może by się udało, bo Kreml był zajęty przez polskie wojska, jednak w 1610 roku Dymitr zmarł w niewyjaśnionych okolicznościach. Maryna nie dała jednak za wygraną. Związała się z atamanem kozaków dońskich Iwanem Zaruckim, który zobowiązał się osadzić jej syna na moskiewskim tronie. Stworzyli państwo kozackie ze stolicą w Astrachaniu. Ale w 1614 roku nowy car Michał Romanow pojmał i zabił Iwana Zaruckiego oraz małego syna Dymitra i Maryny. Samą zaś byłą carycę uwięził w jednej z baszt w Kołomnie, gdzie w 1615 roku została otruta.
Równie smutno skończył Wasyl Szujski, bojar, który doprowadził do śmierci Dymitra. Objął po nim władzę, na cara koronowano go 1 czerwca 1606 roku. Zaczął niebawem zwalczać propolskie sympatie oraz stanowiska, i wszystko, co było związane z Dymitrem Samozwańcem. Wspierało go duchowieństwo prawosławne – ale nie lud. Bojarzy byli podzieleni. 4 lipca 1610 roku wojska polskie dowodzone przez hetmana Stanisława Żółkiewskiego pokonały pod Kłuszynem wojska carskie. Moskwa została zajęta przez Polaków, a Szujskiego zdetronizowano. W sierpniu 1611 roku przewieziono go do Polski, gdzie 29 października złożył na Zamku Królewskim hołd królowi Zygmuntowi III Wazie. Osadzony na zamku w Gostyninie był pod strażą, ale mógł się swobodnie poruszać, przyjmować gości, wychodzić. On i jego rodzina zmarli tam we wrześniu 1612 roku od morowego powietrza. Wszystkich pochowano w specjalnym mauzoleum w Warszawie, ale w 1635 rosyjskie poselstwo wykupiło od króla szczątki cara i jego bliskich, które zostały zawiezione do Moskwy i uroczyście umieszczone w Soborze Archangielskim.
Polką nie była urodzona w Szczecinie Katarzyna II. Miała niemieckie pochodzenie. Ale już drugą osobą w państwie rosyjskim po carycy okazał się Polak – książę Grzegorz Potępski, znany w Rosji jako „kniaź Grigorij Potiomkin” (tak, tak – to ten od „Pancernika Potiomkina” i „potiomkinowskich wiosek”). 19 kwietnia 1783 roku Katarzyna II wydała manifest włączający Krym do Rosji (było to oczywiste pogwałcenie traktatu pokojowego zawartego z Turcją w 1774 roku w Küczük Kajnardży). Głównym projektodawcą przyłączenia Krymu do Rosji był właśnie Potiomkin. Otrzymał za to od Katarzyny tytuł księcia Taurydzkiego (Krym bowiem nazywano w Rosji Taurydą, od plemienia Taurów, zamieszkującego w przeszłości ten półwysep). Zaszczyt ten był wynikiem jego ogromnego zaangażowania w wojnę z Turcją, a zwłaszcza w sprawę oderwania półwyspu krymskiego od Turcji. Marzyło mu się tam nawet zupełnie oddzielne księstwo. Po otrzymaniu władzy na Krymie rozpoczął intensywną akcję budowlaną i osadniczą. Założył Jekaterynosław i Odessę. Rozbudował w miasta istniejące twierdze: Bałakławę, Teodozję, Kercz, Jenikale. Był twórcą Floty Czarnomorskiej stacjonującej na Krymie po dziś dzień. W 1784 Potiomkin został feldmarszałkiem i prezydentem Kolegium Wojskowego.
Ten pochodzący ze smoleńskiej szlachty mąż stanu uważał się za lojalnego obywatela Rosji, ale przede wszystkim za Polaka. Chciał nawet wraz ze swoim szwagrem księciem Branickim utworzyć polskie wojsko, które stanęłoby obok rosyjskiego celem wspólnego uderzenia na Turcję. Planował stanąć na jego czele. Pisał do carycy, że Polacy mu zaufają, bo „jestem takim samym Polakiem, jak oni”. Potiomkin znał język polski, który został mu przekazany przez dziadka. Nazwisko tego rodu ewoluowało i posiada kilka form: Potępski, Potępowski, Potempski, Potemski, Potemkin, Potiomkin. O historii rodziny dużo opowiedział mi senior tego rodu herbu Odrowąż i sekretarz jego kapituły – pan Stanisław Antoni Jacek Potempski, zamieszkały w Warszawie.
Książę Potępski/Potiomkin miał w swoim sztabie innego Polaka, generała-lejtnanta Eufemiusza Czaplica, z którym często ćwiczył mowę ojców. Czaplic uczestniczył w wojnie z Turcją, brał udział w zdobywaniu Oczakowa, Benderów, Izmaiłu, Baku, Derbentu. Uczestniczył w wojnach 1805 i 1807 roku, był komendantem Królewca (Konigsberg). Walczył przeciwko Napoleonowi. To jeden z najwybitniejszych dowódców w historii Rosji.
Po utracie przez Rzeczpospolitą Smoleńska w 1654 roku wiele rodzin polskich, tak jak przodkowie Potiomkina – Potępscy zdecydowało się pozostać na tych ziemiach. Musieli jednak przysiąc lojalność carowi. Do Polaka Aleksandra Lenickiego należał las pod Smoleńskiem, gdzie wydarzyła się katastrofa prezydenckiego Tupolewa 10 kwietnia 2010 roku. Z polskiej szlachty wywodził się Michał Glinka herbu Trzaska, znany rosyjski kompozytor. To o nim pisałem w cytowanym wyżej artykule pt. „Mazurek Putina”.
Inne polskie rodziny zamieszkujące Smoleńszczyznę i ziemię orłowską to Muzalewscy, Podgóreccy, Trubeccy, Glińscy, Massalscy, Stankiewiczowie, Tarnowscy, Curikowie, Kamieńscy, Brusiłowscy (ros.Brusiłow) czy Tuchaczewscy. Protoplastą tego ostatniego rodu, z którego wywodził się marszałek Michał Tuchaczewski, był przybyły na te ziemie jeszcze w XVI wieku Zygmunt Tuchaczewski.
Z polskiej szlachty smoleńskiej wywodziła się caryca Agata z Gruszeckich herbu Lubicz. Nie tylko ojciec, bo i jej matka Maria Zaborowska – również była Polką. Caryca żyła króciutko od roku 1665 do 1681. Żoną cara Fiodora III została w 1680 roku, a w 1681 zmarła w wyniku bardzo ciężkiego porodu. Synek o imieniu Eliasz (ros. Ilja) przeżył tylko 10 dni. Sam car zmarł bezdzietnie rok później, w wieku zaledwie 21 lat. Ten młody, sympatyczny władca miał również polskie korzenie. A historia ta zaczęła się ponad trzysta lat wcześniej:
W Wielkopolsce, na południe od Wrześni leży miejscowość Miłosław. Od II połowy XIII wieku należała do rodu Miłosławskich herbu Korsak. Po Unii w Krewie w 1386 roku i uzależnieniu Wielkiego Księstwa Litewskiego od Krakowa zaczęto Polakom nadawać wolne ziemie na Litwie, by jak najbardziej związać nowe terytoria z Polską. Jednym z chętnych był urodzony w 1350 roku Zygmunt Korsak Miłosławski, który osiedlił się w Ziemi Połockiej (należącej wówczas do Litwy). Jego syn Wacław (ros. Wiaczesław) poślubił w 1405 roku córkę księżnej Anastazji Riazańskiej, potomkini Ruryka. Założyli razem wiele nowych miejscowości – między innymi osadę Miłosławskoje (pomiędzy Riazaniem a Woroneżem). Syn Wacława, Fiodor miał czterech synów, z których jeden pozostał przy nazwisku Miłosławski, trzech zaś za swe nazwisko przyjęli nazwę herbu rodowego Korsak i dali początek nowemu znamienitemu rodowi o nazwisku Korsakow.
Rodzina Rymskich-Korsakowów przez siedem pokoleń żyła na Litwie i nosiła nazwisko Korsak. Ich polskie pochodzenie nie budzi wątpliwości. Siedem pokoleń nosiło nazwisko Korsak, zanim część z nich zrusyfikowała się i zaczęła używać nazwiska Korsakow. Jeszcze w 1783 roku jeden z nich mieszkający w majątku Suszcze w powiecie orszańskim, wymieniany jest w dokumentach jako Jan Rymski-Korsak. Był generał-majorem, kawalerem Orderu Orła Białego, który otrzymał od… Katarzyny II!
W Rosji rodzina Rimskij-Korsakow to jeden z najznamienitszych rodów. Wydał on na świat wielu generałów i admirałów, polityków i uczonych, poetów i muzyków.
Najbardziej znanym jego przedstawicielem był Mikołaj Rimskij-Korsakow (1844–1908), słwny kompozytor, pedagog, dyrygent i krytyk muzyczny. Skomponował piętnaście oper, trzy symfonie, wiele koncertów i kantat.
Ale wróćmy do protoplastów tego rodu, czyli Miłosławskich. W XVII wieku kniaź Daniel Miłosławski był wojewodą Kurska, a kniaź Jan (Iwan) bronił Sybirska przed armią Razina. Eliasz (Ilja) Miłosławski tłumił powstanie moskiewskie 1648 roku (tzw. bunt solny i miedziany). Carem był wtedy od 1645 roku Aleksy Romanow, który w 1647 roku ożenił się z Marią Miłosławską, córką Eliasza. Była bogobojna, spokojna, mądra. Jej życiorys uznano za wzorzec do naśladowania dla wszystkich caryc.
Zamiejscową rezydencją cara był klasztor pod wezwaniem Sawy Cudotwórcy Storożewskiego w Zwienigorodzie pod Moskwą. Aleksy wybudował tam dwa pałace rezydencje: jeden dla siebie, drugi dla żony. Dziś jest to muzeum, które można zwiedzać. I zobaczyć, że nad drzwiami do pałacowych izb carycy na terenie klasztoru Sawy Storożewskiego znajdują się obok siebie wielkie herby: Polski i Rosji. Bo rodzina Miłosławskich o swych polskich korzeniach nie zapominała nigdy. Maria urodziła carowi trzynaścioro dzieci, zmarła w 1669 roku i została pochowana na Kremlu w Klasztorze Wniebowstąpienia (Wozniesienskim). Aleksy zmarł w 1676 roku, a na tron wstąpił wspominany wcześniej Fiodor III – syn Aleksego i Marii Miłosławskiej, wywodzącej się z polskiego rodu. Car Fiodor nazywany był polonofilem, wprowadzał bowiem polskie obyczaje, modę, a język polski był obowiązującym na dworze (car władał nim biegle). Zwieńczeniem był ślub ze smoleńską Polką – Agatą Gruszecką. Wielki żal, że tak przyjazny Polsce, starannie wychowany, grający na wielu instrumentach młodzieniec o szerokim umyśle i ambicjach naukowych (to on wyraził zgodę na utworzenie Akademii Słowiańsko-Grecko-Łacińskiej) odszedł tak szybko.
Znany rosyjski historyk Wasyl Kliuczewski pisze: „W Moskwie ludzie pochodzący z wyższych klas brali do domu na wychowawców dzieci przyjezdnych nauczycieli Polaków. Sam car Aleksy Michajłowicz dawał im w tym przykład. Nie poprzestając na nauce elementarnej, jaką synowie jego Aleksy i Fiodor otrzymali od nauczyciela moskiewskiego, kazał uczyć ich języków obcych – polskiego i łacińskiego. Podobnie i carówna Zofia uczyła się polskiego i czytała książki polskie.”
Moda polska pozostała na Kremlu także później – już za regencji wspomnianej wyżej carówny Zofii. Na wzór polski golono brody i głowy, noszono szable, chadzano w kontuszach, jak to czynił Wasyl Golicyn, który w imieniu Moskwy podpisał z Polską słynny traktat Grzymułtowskiego (1686). Inny dyplomata, Borys Szeremietiew, bawiąc w 1697 roku z misją dyplomatyczną w Wiedniu porozumiewał się z Niemcami (dziś powiedzielibyśmy: Austriakami) właśnie po polsku.
Ze szlachty smoleńskiej pochodził także wielki podróżnik Mikołaj Przewalski (ten od konia Przewalskiego). Jego prapradziad Kornel otrzymał szlachectwo od króla Batorego za bohaterską postawę w wojnie z Rosją. Uniwersytet Warszawski był jedyną instytucją naukową, do której Mikołaj Przewalski wysyłał bezpłatnie różne eksponaty flory i fauny ze swych podróży. Przez kilka lat zresztą mieszkał w Warszawie. Był w Polsce podczas Powstania Styczniowego. Będąc rosyjskim generałem poprosił jednak dowództwo, aby – jako Polak – nie musiał brać udziału w działaniach bojowych. I tak się stało. Niemniej jednak w swych wspomnieniach napisał, że został schwytany przez powstańców. Przedstawił im się po polsku mówiąc, że jest Polakiem i nie uczestniczy w działaniach bojowych. Został przez nich ugoszczony i wypuszczony na wolność.
W swych wyprawach przemierzył łącznie ponad 33 tys. km, publikując książkowe relacje ze swoich wypraw, gromadząc wraz ze współpracownikami wielką kolekcję fauny (7,5 tys. eksponatów) i flory (16 tys. eksponatów), w tym ponad 200 nowych gatunków. Jednym z ważniejszych zadań tych ekspedycji było sporządzanie map i były to pierwsze mapy tych obszarów dostępne Europie. Największe znaczenie w jego badaniach przyrodniczych miało odkrycie gatunku dzikiego konia stepowego, nazwanego koniem Przewalskiego. Na jego cześć przemianowano miejscowość Karakół, gdzie zmarł, na Przewalsk. Za swoje zasługi odznaczony jeszcze za życia honorowymi medalami naukowymi rosyjskimi i międzynarodowymi, przyjęty do Rosyjskiej Akademii Nauk (1878) oraz awansowany na generała (1886).
Z Przewalskim wiąże się też inna ciekawa historia. 18 października 1956 roku, gdy atmosfera w Polsce była gorąca, Chruszczow niespodziewanie przyleciał do Warszawy. Wraz z nim delegacja Prezydium KC KPZR, w której skład wchodzili też m.in. Wiaczesław Mołotow, Łazar Kaganowicz i Anastas Mikojan. Wspólny wyjazd za granicę aż czterech członków ścisłego kierownictwa to było wydarzenie wyjątkowe. Przybył także naczelny dowódca Zjednoczonych Sił Zbrojnych Państw Stron Układu Warszawskiego marszałek Iwan Koniew z grupą radzieckich wojskowych. W nocy z 18 na 19 października oddziały Północnej Grupy Wojsk Armii Radzieckiej które opuściły swoje garnizony na Dolnym Śląsku i Pomorzu, rozpoczęły marsz w kierunku polskiej stolicy. To wtedy miała miejsce słynna sytuacja pod Rawą Mazowiecką, gdy generał Komar polecił na szosie namalować grubą białą linię – i gdy kolumna sowieckich wojsk zbliżyła się – to polecił zawiadomić ich dowództwo, że w przypadku jej przekroczenia choćby o centymetr wojsko polskie otworzy ogień. Do Zatoki Gdańskiej skierowany został krążownik „Żdanow” w asyście trzech niszczycieli i flotylli mniejszych jednostek. W stan gotowości bojowej postawiono też jednostki radzieckie stacjonujące w NRD.
Hrabia Mikołaj Przewalski
Lot delegacji radzieckiej nie był jednak zgłoszony służbom lotniczym, Chruszczow nie był zaproszony, leciał z własnej inicjatywy i na własne ryzyko. Gomułka go oczywiście przyjął, ale gdy zaczął później wraz z innymi polskimi politykami i działaczami wypominać Związkowi Radzieckiemu Stalina – Chruszczow przy wielu świadkach odpowiedział Gomułce: „Przecież on był wasz”. Po jego wyjeździe dywagowano, co mógł mieć na myśli. Jedna z teorii mówi, że Stalin był biologicznym synem hrabiego Mikołaja Przewalskiego, który wraz z bratem bywał w Tyflisie i Gori, z Gruzji bowiem często wyruszał na swoje wyprawy. Można wyszukać w jakiejkolwiek wyszukiwarce zdjęcie Mikołaja Przewalskiego i Stalina, i porównać ich ze sobą. Często się też zastanawiano, skąd młody Dżugaszwili (późniejszy Stalin), pochodzący z niezwykle ubogiej rodziny, miał pieniądze na drogą edukację? Zastanawiano się też, czemu w czasie swego „panowania” na Kremlu unikał kontaktu ze swoją matką, spotykając się z nią w tym okresie tylko jeden raz.
Sam Chruszczow zresztą odnosił się z sympatią do Polaków. Często podkreślał, że jego żona Janina Kucharczuk, urodzona na Zamojszczyźnie, jest Polką. Wspominał nie raz, że wychował się w tej części Ukrainy, gdzie mieszkało wielu Polaków – i bawił się z nimi na „jednym podwórku”. Na rosyjskich stronach Internetu można znaleźć wiele artykułów o tym, że Chruszczow był biologicznym synem Polaka. W rodzinnej wsi Kalinówce nazywano go i jego siostrę „Polakami”. Ich niezamężna matka Ksenia służyła u polskiego szlachcica Aleksandra Gaswickiego herbu Odrowąż, który troskliwie opiekował się dwójką jej dzieci. Przodkowie Gaswickiego pozostali na Ukrainie po zmianie granic (po buncie pułkownika Chmielnickiego, pokój Grzymułtowskiego w połowie XVII wieku, w wyniku którego wschodnia, lewobrzeżna Ukraina odeszła od Polski na rzecz Rosji). Gaswicki wykupił w 1914 roku dwudziestoletniego Nikitę ze służby wojskowej, dzięki czemu młody Chruszczow nie brał udziału w wojnie, pomimo powołania do wojska. W przeciągu całej wojny Gaswicki utrzymywał Nikitę Chruszczowa, który potem twierdził, że zarabiał w tym czasie na życie będąc górnikiem. Nikt nigdy nie znalazł jednak potwierdzenia tego faktu, nie znaleziono też żadnej kopalni, gdzie tenże miałby wówczas pracować. W 1938 roku Beria badał pochodzenie (społeczne i narodowościowe) czołowych działaczy komunistycznych. O swym „odkryciu” poinformował Malenkowa, a ten Stalina. Rosyjski historyk Nikołaj Zienkowicz opisuje w swej książce „СССP. Самые знамените побеги” („ZSRR. Najbardziej znane ucieczki”) sytuację, gdy Stalin popycha palcem Chruszczowa i mówi: „A ty przecież jesteś Polakiem”. Autor powołuje się na istniejącą taśmę magnetofonową, którą odsłuchał w rosyjskich archiwach państwowych.
*****
Wszyscy uczyliśmy się o podpisanym w lipcu 1941 roku układzie Majski–Sikorski między Polską a ZSRR o wznowieniu stosunków dyplomatycznych. Jak sama nazwa mówi, ze strony polskiej podpisał go generał Władysław Sikorski, a z radzieckiej… no właśnie, kto? Otóż osobą tą był ówczesny ambasador radziecki w Wielkiej Brytanii Jan Lachowiecki, Polak urodzony w 1903 roku w Rosji w polskiej rodzinie lekarzy. Jako polityk używał pseudonimu Iwan Majski. Od 1943 roku do 1946 sprawował funkcje wiceministra spraw zagranicznych ZSRR. Od 1946 roku członek Akademii Nauk. Aresztowany w 1953 i skazany na sześć lat więzienia za szpiegostwo. W 1956 zwolniony, a w 1960 zrehabilitowany. Zmarł w 1975 roku w Moskwie.
Nie wszyscy Polacy byli dumni ze swego pochodzenia. Z Ukrainy wywodził się znany pisarz Mikołaj Hohoł-Janowski (w języku rosyjskim nie ma „ch”, a „h” wymawiane jest jako „g”, stąd Rosjanie na Hitlera mówią Gitler, a na Heinego – Giejne). Tak, tak – to znany Nikołaj Gogol. W domu jego rodziców w przedsionku wisiał polski herb Janowskich – „Jastrzębiec”. Także jego matka, Maria Janowska przed zamążpójściem nosiła czysto polskie nazwisko: Kosiarowska. Protoplastą rodu był Eustacjusz Chochoł-Janowski, który za wierną służbę Ojczyźnie otrzymał od króla Sobieskiego osadę Olchowiec. Jednak po wojnach napoleońskich bycie Polakiem nie było w Rosji modne. Gdy Mikołaj wyjechał do Petersburga na studia, zabronił rodzinie i znajomym adresować do siebie listów na nazwisko „Janowski”. Pozostał tylko Gogol, bo w języku rosyjskim słowo to się nie kojarzy z polskością. W ogóle z niczym się nie kojarzy.
W pierwszej połowie XIX wieku Polacy mieli często dylematy, jak wyrażać swój patriotyzm, wierność, Polskość. Car przecież oficjalnie mianował się polskim królem, mieliśmy polskie wojsko w polskich mundurach, własną walutę – złoty polski z napisami w naszym języku. Car lubił się fotografować w polskim mundurze wojskowym czy wręczać Order Orła Białego. Wielu polskich żołnierzy, oficerów, generałów przysięgało wierność carowi – jako polskiemu królowi. W czasie Powstania Listopadowego wielu kochających szczerze Polskę żołnierzy uważało powstańców za zdrajców i buntowników, którzy podnieśli rękę na prawowitego polskiego króla, któremu wierność przysięgali. W 1841 roku w Warszawie uroczyście odsłonięto pomnik na cześć polskich oficerów, zabitych w walkach z powstańcami: Stanisława Potockiego, generałów: Józefa Nowickiego, Maurycego Hauke, Stanisława Trębackiego, Ignacego Blumera, Tomasza Siemiątkowskiego oraz pułkownika Filipa Meciszewskiego. Napis głosił: „Polakom, którzy zginęli w 1830 roku dochowując wierności swojemu monarsze”.
Pomnik na cześć polskich oficerów wiernych carowi, którzy zginęli w walkach z powstańcami listopadowymi. Pomnik został przez Polaków zburzony w 1917 roku
Posąg w formie kolumny został zaprojektowany przez włoskiego architekta Antoniego Corazziego (artysta ma dzisiaj w Warszawie ulicę swego imienia, kilkaset metrów od wykonanego dzieła) i usytuowany został w centrum Placu Saskiego (obecnie Plac Piłsudskiego). Ten potężny, 30 metrowy obelisk został przez Polaków zburzony w 1917 roku.
*****
Wszyscy wiemy, że obok 500 tysięcznej armii francuskiej cesarza Napoleona, w polskich mundurach szła na Rosję 100 tysięczna armia polska, dowodzona przez księcia Józefa Poniatowskiego. Nie mówi się jednak o tym, że polscy generałowie walczyli także po stronie rosyjskiej, a nawet znajdowali się w sztabie generalnym, jak np. generał feldmarszałek Michał Kamieński, generał Michał Kachowski, generał-lejtnant Ignacy Przybyszewski, generałowie kawalerii Adam Ożarowski i Mikołaj Rajewski. Ten ostatni stał się zresztą legendą, ponieważ szedł na czele tyraliery do ataku na napoleońskie wojska prowadząc za ręce swoich kilkunastoletnich synów.
Porucznik armii rosyjskiej – Polak Ksawery Biskupski utworzył z ochotników ułanów polski pułk kawaleryjski, który nękał wojną podjazdową wojska napoleońskie.
Polskie pochodzenie miał Arsen Zakrzewski (ros. Zakriewskij) – hrabia, rosyjski generał i polityk, minister spraw wewnętrznych Imperium Rosyjskiego od 19 kwietnia 1828 do 19 listopada 1831. Uczestnik wojen napoleońskich. W latach 1823–1831 jako generał-gubernator zarządzał Wielkim Księstwem Finlandii.
Inny Polak spod Witebska – Antoni Mańkowski, urodzony jeszcze w wolnej Rzeczypospolitej i wychowany przez jezuitów, już w służbie rosyjskiej doszedł do stanowiska wicegubernatora Witebska. Gdy Napoleon wkroczył do Rosji, Antoni wziął swego 16-letniego syna Ignacego i zgłosili się na ochotnika do armii rosyjskiej. W Rosji stał się znany przede wszystkim z tego, że po powrocie z wojny w 1813 roku napisał wspomnienia opisujące brutalne zachowanie wojsk francuskich wobec ludności cywilnej. Opublikował je pt. „Listy z Witebska” w popularnym wówczas wydawnictwie „Syn Otieczestwa” („Syn ojczyzny”). Kilkanaście lat później wydawcą tego pisma został pan Bułharyn.
Niezwykle poplątany i ciekawy był los Jana Tadeusza Krzysztofa Bułharyna (ros. Faddiej Bułgarin), pieczętującego się herbem własnym „Bułharyn”. Był synem zesłańca syberyjskiego Benedykta. Urodził się i wyrósł w Rosji, wstąpił do wojska – i za udział w walkach z Francuzami w latach 1806–1807 został odznaczony orderem św. Anny. W 1808 roku brał udział w kampanii szwedzkiej. Ale gdy Napoleon uderzył na Rosję, Bułharyn… zgłosił się do armii polskiej walczącej u boku Napoleona, by walczyć o wolną ojczyznę. Za męstwo został odznaczony medalem Legii Honorowej i awansowany do stopnia kapitana. Po klęsce Napoleona i ogłoszeniu amnestii pojechał do Warszawy, potem przeprowadził się do Wilna. Zaczął publikować, początkowo anonimowo, w wileńskich pismach: Dziennik Wileński, Tygodnik Wileński, Wiadomości Brukowe. Pisał także wiersze, bajki, opowiadania, powieści. W 1819 roku przeprowadził się do Petersburga i wydawał także po rosyjsku. Powieść „Iwan Wyżygin” stała się pierwszym rosyjskim bestsellerem. Jego dzieła jeszcze za życia przetłumaczono na kilkanaście języków. Bułharynowi poświęcili krytyczne epigramy czołowi poeci Rosji – Aleksander Puszkin i Michaił Lermontow. Równolegle pracował w kancelarii imperatora, był cenzorem i agentem policji carskiej. Znajdował także czas na działalność wydawniczą. Założył pierwszy w Rosji almanach teatralny „Russkaja talija” (1825). W latach 1822–1829 publikował gazetę „Siewiernyj archiw”, w latach 1825–1829 współredagował i wydawał pismo „Syn otecziestwa”. Był także wydawcą pierwszej prywatnej rosyjskiej politycznej gazety „Siewiernaja pczieła”. Zmarł w swym majątku pod Dorpatem w Kurlandii.
Bułharyn przyjaźnił się z innym literatem – poetą i dramatopisarzem Aleksandrem Gribojedowem, który także miał polskie korzenie. Protoplastą rosyjskich losów tej rodziny był Jan Grzybowski, który na początku XVII wieku przybył z Polski. Gribojedow był wybitną, wszechstronnie wykształconą osobowością. Znał siedem języków, studiował wiele kierunków, był także pianistą, kompozytorem, działaczem politycznym, dyplomatą. Należał do wolnomularstwa. To na jego cześć nazwano „Pałac Gribojedowa” (tak często występujący w „Mistrzu i Małgorzacie”) znajdujący się również na ulicy jego imienia w Moskwie. Obecnie jest to Urząd Stanu Cywilnego nr 1, w którym 21 września 1989 roku brałem ślub.
Gribojedow napisał wiele sztuk, lecz najbardziej znaną jest „Mądremu biada” (ros. „Gorie ot uma”). Miał zaledwie 34 lata, gdy zginął tragicznie w Teheranie w 1829 roku w czasie napadu tłumu na przedstawicielstwo rosyjskie (wraz ze wszystkimi innymi dyplomatami tej placówki). Jako przeprosiny szach Iranu przesłał carowi diament o masie 88,7 karata, który nazwano „Szach”.
W tym okresie (początek XIX wieku) nie tylko Polacy –oficerowie zajmowali eksponowane stanowiska w Rosji. W latach 1804–1806 ministrem spraw zagranicznych tego państwa był książę Adam Jerzy Czartoryski. Razem z Janem Potockim (autorem znanego dzieła pt.„Rękopis znaleziony w Saragossie”, któż nie pamięta wspaniałych ról Zbyszka Cybulskiego i Gustawa Holoubka z tego filmu) utworzyli plan wzmocnienia wpływów Rosji w Azji – „od Gruzji po Chiny”. Największym jego dziełem był jednak inny plan, a mianowicie zamysł utworzenia tzw. „Trzeciej koalicji antyfrancuskiej” nazywanej także „Alliance de Meditation”, do której chciał wciągnąć Anglię, Austrię, Szwecję i Prusy. Jeszcze 2 grudnia 1805 roku w czasie bitwy pod Austerlitz książę Czartoryski stał obok cara. Któż mógł wtedy przewidzieć, że ćwierć wieku później polityk ten zostanie zaocznie skazany na karę śmierci za uczestnictwo w Powstaniu Listopadowym – po upadku którego wyemigruje do Paryża („Hotel Lambert”).
W Powstaniu owym nie uczestniczył aktywnie inny polski książę – Ksawery Drucki-Lubecki. Ten wybitny przemysłowiec i finansista został w lutym 1832 roku wyznaczony przez cara do Rady Państwa – najwyższego organu rządowego Imperium Rosyjskiego, gdzie aktywnie działał do swej śmierci w 1846 roku. Był jednym z głównych autorów reformy finansowej. Zmarł w Petersburgu, a choć w jego katolickim pogrzebie nie uczestniczył car – nieobecny wówczas w stolicy – uczestniczyli za to przyszły car Aleksander II oraz brat cara, wielki książę Michał Pawłowicz. Po uroczystościach pogrzebowych w Petersburgu ciało księcia Lubeckiego przewieziono do ojczyzny, złożono do grobu rodzinnego w Szczuczynie (obecnie Białoruś).
Kolejnym Polakiem – członkiem Rady Państwa był hrabia Stefan Grabowski. Początek jego kariery w Rosji był nietypowy, znalazł się tam bowiem jako wzięty do niewoli w Powstaniu Kościuszkowskim. Zwolniony po śmierci Katarzyny II powrócił na swą rodzinną Litwę. Po kilku latach zgłosił się do polskiej armii tworzonej przez Napoleona, był w niej generałem, uczestniczył w bitwie pod Lipskiem. Po upadku Napoleona, Grabowski nie tylko nie został ukarany, ale dzięki wstawiennictwu księcia Lubeckiego naznaczono go… generał-majorem armii Królestwa Polskiego! A w 1822 wezwano do Petersburga, by objął stanowisko sekretarza Rady Państwa ds. Królestwa Polskiego. W Rosji znany jest z sytuacji w grudniu 1825 roku, kiedy to dekabryści manifestowali przed pałacem, a doradcy radzili młodemu carowi Mikołajowi atak siłowy na zbuntowanych żołnierzy. Wtedy Grabowski poprosił cara, aby wyszedł do żołnierzy i zaproponował ułaskawienie tych, którzy zaprzestaną buntu. Car tak uczynił, dzięki czemu udało się uniknąć wielkiego rozlewu krwi. Za tę radę car był wdzięczny Grabowskiemu do końca życia. Umieścił go w swojej świcie, m.in. podczas wojny z Turcją w 1829 roku, odznaczył najwyższymi rosyjskimi orderami. Grabowski piastował także stanowisko rzeczywistego tajnego radcy dworu, a w 1839 roku awansował na generała-lejtnanta. Zmarł w roku 1847.
Wielką karierę zrobiła w Rosji rodzina książąt Światopełk-Mirskich. Założycielem tej gałęzi rodu był Tomasz Mirski, który urodził się w 1778 roku w Mogielnicy na Mazowszu, gdzie jego ojciec był burmistrzem. Tomasz miał wielkie ambicje i był zamożny – kupił u książąt Światopełk-Mirskich dokumenty mające świadczyć, że jest z ich rodu. Na tej podstawie w 1821 roku senat Królestwa Polskiego potwierdził jego książęcy tytuł. W 1825 roku został posłem na Sejm. W Powstaniu Listopadowym aktywnego udziału nie brał, ale zajmował się mobilizacją powstańców, więc po porażce zrywu musiał emigrować. Wyjechał do Paryża, gdzie nie mając formalnie do tego prawa, paradował w polskim generalskim mundurze, często przedstawiając się jako potomek Piastów i Rurykowiczów, zgłaszał nawet roszczenia do tronu polskiego. Organizował polskie osady w Algierii – będąc jednym z pionierów kolonizacji tego kraju. Jednak, gdy car ogłosił w 1831 roku amnestię, porzucił Afrykę i udał się do Petersburga, gdyż tam mógł łatwiej zrobić karierę. W 1861 roku car Aleksander II potwierdził jego rodzinie tytuł książęcy. Synowie Tomasza – Dymitr i Mikołaj – zrobili karierę w wojsku, obaj byli generałami. Pierwszy z nich został bohaterem wojny Krymskiej, a później członkiem Rady Państwa. Jego brat był atamanem kozackiego Wojska Dońskiego i także wszedł do Rady Państwa. Od Radziwiłłów odkupili w 1895 roku słynny zamek Mir, by podkreślić pochodzenie nazwiska „Mirski”. W kolejnym pokoleniu najbardziej znanym był Piotr, który w latach 1904–1905 piastował urząd ministra spraw zagranicznych Rosji. Jego syn Dymitr (prawnuk Tomasza) został znanym ekspertem literackim, autorem „Historii literatury rosyjskiej”. Na emigracji w Wielkiej Brytanii wstąpił do Komunistycznej Partii, działał jako marksista. Powrócił do ZSRR, gdzie zmarł w gułagu.
W powyższym akapicie – i wielu innych wspominam o wojnie krymskiej. Ta przegrana przez Rosję wojna (1853–1856) z Turcją, Anglią i Francją spowodowała wielki odpływ kapitałów europejskich z Rosji. Tak jak dzisiaj zresztą – gdy sytuacja związana z Krymem powoduje konflikt – w wyniku którego z Rosji ucieka kapitał zachodni.
W Warszawie istniała wówczas należąca do Anglików Fabryka Machin Braci Evans. Chcieli uczynić Polskę swym przyczółkiem do ekspansji eksportowej na Rosję. Jednak plan spalił na panewce po rozpoczęciu wojny krymskiej, gdzie Anglia wystąpiła po stronie Turcji, przeciwko Rosji. Angielscy właściciele na gwałt zaczęli więc szukać nabywców swoich akcji. Skorzystało z tego trzech przyjaciół: Polak, Niemiec i Żyd. Analogia do „Ziemi Obiecanej” nasuwa się sama. Olbrychski, Seweryn i Pszoniak zagrali ich w filmie Wajdy.
Utalentowany polski konstruktor maszyn rolniczych, Stanisław Lilpop, zaczął namawiać swego przyjaciela, jednego z dyrektorów angielskiej fabryki, spolszczonego Niemca Wilhelma Raua, do wykupienia udziałów. Ale brakowało im finansów, zaprosili więc do spółki Seweryna Jakuba Loewensteina, siostrzeńca Leopolda Kronenberga, najpotężniejszego bankiera w Królestwie Polskim. Gwarantowało to im dostęp do tanich kredytów. Zawarty z rozsądku związek Polaka z polskim Niemcem i polskim Żydem przyniósł znakomite efekty. Sytuację tę opisał Andrzej Krajewski w „Forbes”.
Wspólnicy kupili Fabrykę Machin i uruchomili wytwórnię wagonów i szyn. Nauczyli się też zdobywać zamówienia rządowe, dając łapówki odpowiednim urzędnikom. Stali się głównym dostawcą szyn i taboru dla powstającej wówczas Kolei Warszawsko-Wiedeńskiej. A w 1882 roku stalownia LRL (Lilpop, Rau i Loewenstein), korzystając ze zgromadzonego kapitału i wsparcia Kronenbergów, przejęła aż 14 największych rosyjskich stalowni i stworzyła koncern metalurgiczny, który mógł obsługiwać znaczną większość kontraktów kolejowych w Rosji.
Andrzej Chwalba w książce „Imperium korupcji” pisze, że wedle danych rządowych w 1883 roku aż 90 procent nowych szyn zamawianych przez spółki kolejowe w Rosji pochodziło ze stalowni LRL. W Petersburgu poważnie tym zaniepokojony minister komunikacji K.N. Pusset donosił carowi Aleksandrowi III w swym raporcie, że kartel warszawski „osiągnął możliwość wyznaczania cen na szyny niezależnie od ich rzeczywistej wartości, ale stosownie do osobistych korzyści fabrykantów” W wyniku tej interwencji podwyższono cła na wyroby stalowe (a w szczególności szyny) z Królestwa Polskiego. Wówczas LRL przeniósł ich produkcję do Zagłębia Donieckiego. I gdy kilka lat później zaczęto budować Kolej Transsyberyjską, to szyny pochodziły właśnie z polskiej firmy.
Innym wielkim przemysłowcem budującym rosyjskie koleje był pochodzący z Radomia Jan Gottlieb Bloch, polski Żyd. Założył w Petersburgu w 1860 roku firmę Enterprise Bloch, która dostarczała podkłady pod tory Kolei Warszawsko-Petersburskiej. Gdy zdobył pierwszy milion, poślubił bratanicę wspomnianego wcześniej bankiera Leopolda Kronenberga – Emilię. Żona była Polką, przeszedł na katolicyzm. Znajomości w stolicy imperium oraz zdobyte doświadczenie sprawiały, że znakomicie poruszał się w realiach systemu zamówień państwowych, zyskując wciąż nowe kontrakty na budowę dróg żelaznych – i w końcu tytuł „króla kolei”.
Pod jego kierownictwem opracowano w języku rosyjskim obszerne publikacje:
„Wpływ dróg żelaznych na stan ekonomiczny Rosji” (1878), przełożone następnie na język polski i francuski.
„Finanse Rosji” (1882), przełożone na język polski, francuski i niemiecki.
W 1901 roku Jan Bloch był zgłoszony do pokojowej Nagrody Nobla. Za – jak się okazało – proroczą książkę pt. „Przyszła wojna”. Książkę tę czytał też ostatni car Rosji Mikołaj II i wywarła na nim tak duże wrażenie, że przyczyniła się do zwołania w 1899 pierwszej Konferencji Haskiej, w której na zaproszenie cara Jan Bloch brał osobisty udział.
Pod koniec życia propagował hasła pacyfistyczne. W Lucernie ufundował Muzeum Wojny i Pokoju, otwarte w 1902, już po jego śmierci.
Zmarł w styczniu 1902 roku w Warszawie.
W 1858 roku swoją pierwszą firmę założył Konstanty Rudzki. Ten absolwent paryskiej École Centrale des Arts et Manufacture (Centralnej Szkoły Sztuki i Rzemiosła) uruchomił fabryczkę produkującą odlewy żelazne, a z czasem także narzędzia i maszyny rolnicze. W 1873 r., Fabryka Machin i Odlewów Żelaznych K. Rudzki i Spółka przekształciła się w przedsiębiorstwo akcyjne o kapitale 2 mln. rubli, zatrudniające ponad tysiąc robotników. Zdobyto kontrakty na budowę mostów kolejowych w głębi Rosji, m.in. na Wołdze, Newie, Dźwinie, Amu-darii i wielu innych. Po przyjęciu do współpracy kilku mniejszych rosyjskich firm przedsiębiorstwo nazywane w skrócie K. Rudzki i S-ka wykonywało prawie 20 proc. robót mostowych na terenie całego imperium. Ukoronowaniem jego działalności stało się zdobycie w 1904 roku kontraktu na budowę mostu w Warszawie, nazwanego później na cześć cara Mikołajowskim – (obecnie: Most Poniatowskiego).
*****
Wróćmy jednak do Polaków – rosyjskich oficerów i generałów. W latach 40. XIX wieku kozackimi oddziałami armii rosyjskiej tłumiącej powstania kaukaskie dowodził generał Feliks Krukowski, który zginął w walce z Czeczenami w 1848 roku. W sumie w latach 1834 – 1855 na Kaukazie służbę pełniło ok. 20 tys. Polaków. Wierni Rosji, wielu z nich dosłużyło się wysokich stopni, niektórzy zajmowali się działalnością badawczą dot. losów polskiego (ukraińskiego) kozactwa – przeniesionego częściowo przez carycę Katarzynę II na południe Rosji. Np. Konstanty Rakowski był „ojcem” historiografii Kubańskiego Wojska Kozackiego – wraz z innym Polakiem, Walentym Olszewskim. Z kolei Adam Pijanowski był pierwszym badaczem Stawropolskich Pułków Kozackich, a Rzewuski napisał pierwszą książkę o Kozakach Terskich. Oni to oraz inni autorzy byli znawcami Kozactwa i to do nich odwołuje się dzisiejsza literatura naukowa.
Wielkie zasługi w badaniu historii Polaków na Kaukazie ma polskie centrum polonijne „Jedność” w Krasnodarze, którego przewodniczący Aleksander Sielicki wydał już dwie monografie na ten temat.
W czasie wojen z Turcją w latach 1877–1878 wybitne role odegrali generałowie: szef sztabu Artur Niepokójczycki, Kazimierz Lewicki i Aleksander Kazimierski.
W rosyjsko–japońskiej wojnie 1904–1905 jednym z dowódców był Polak – admirał Henryk Cywiński. W wojnie tej – w bitwie pod Cuszimą – zginął jego syn. Drugi syn poległ w czasie I wojny światowej, walcząc w rosyjskim wojsku.
Bohaterem tej wojny był także generał Michał Giedroyć. Urodzony w 1856 roku, w latach 1877–78 brał czynny udział w wojnie rosyjsko–tureckiej. Odznaczony dwukrotnie orderem św. Anny – i dwukrotnie orderem św.Stanisława. Za postawę w wojnie rosyjsko–japońskiej został odznaczony orderem św. Jerzego. W czasie wojny domowej służył w armii barona Wrangla.
Innym bohaterem wojny rosyjsko–japońskiej był miczman Jerzy Wołkowicki. Podczas narady u admirała Niebogatowa sprzeciwił się kapitulacji niedobitków Floty Rosyjskiej. Wypowiedział słowa: „Walczyć do końca, a potem wysadzić okręt w powietrze i się ratować”. Za swoją postawę został odznaczony orderem św. Jerzego i stał się bohaterem narodowym Rosji. Gdy kilkadziesiąt lat później, już jako polski generał, był więziony w Starobielsku, to z samego Kremla przyszedł rozkaz uwolnienia go – jako człowieka- legendy. Uchroniło to generała przed niechybną śmiercią w Katyniu. Zmarł w Walii w polskim domu starców w 1983 r. w wieku 100 lat. Pozostawił wspomnienia.
Krym nigdy nie był zależny od Polski, nawet gdy nasze granice pół tysiąca lat temu leżały zaledwie kilkadziesiąt kilometrów od niego. Ale niewiele brakowało, by tak się stało i to nie setki lat temu w czasie wojen polsko–tureckich prowadzonych często gdzieś na północnych obrzeżach Krymu lecz… w XX wieku! A to dzięki pomysłowi pewnego polskiego szlachcica Macieja Sulkiewicza, urodzonego w 1865 roku w majątku Kiemiejsze pod Lidą. Jego ojciec miał bowiem pochodzenie tatarskie, gdyż w XVI–XVIII wiekach polscy królowie zasłużonym polskim Tatarom nadawali szlachectwo i/lub ziemię. Matką była Rozalia z Sobolewskich. Urodził się pod zaborem rosyjskim w rok po upadku Powstania Styczniowego. A marzyła mu się kariera wojskowa, więc realizował ją – jak wielu Polaków – w armii rosyjskiej. Uczestniczył w wojnie rosyjsko–japońskiej 1904–1905. Za odwagę odznaczony orderami Świętego Włodzimierza i Świętego Stanisława. Od 1910 roku w sztabie generalnym armii rosyjskiej, potem generał-kwatermistrz w Irkuckim Okręgu Wojskowym. Od 1912 roku jest szefem korpusu jako generał-major. W 1915 roku w czasie I wojny awansował do stopnia generała-lejtnanta i dowodził 33 dywizją piechoty, a od 1917 roku 37 korpusem armijnym.
Potem wybuchła Rewolucja Październikowa, która doprowadziła do rosyjskiej wojny domowej. Biali wycofują się na południe, w końcu ich główną ostoją staje się Krym. A polscy Tatarzy w większości pochodzili z Krymu. O pochodzeniu swoich dalekich przodków przypomniał sobie pan Maciej! Postanowił zaktywizować miejscowych tatarów do walki z bolszewikami. Podjął działalność w kierunku budowy niezależnego państwa tatarów krymskich. W czerwcu 1918 roku stanął na czele rządu niepodległej Krymskiej Republiki Ludowej. Lawirował pomiędzy interesami Niemców, bolszewików, białych. Niestety wojska krymskie były zbyt słabe, bolszewicy niczym lawina zalewali półwysep. Wówczas w głowie Macieja Sulkiewicza zrodził się pomysł, by oddać Krym pod protektorat odrodzonej jego ojczyzny – Polski. Nie mógł jednak zgłosić tego sam – by nie być oskarżonym o stronniczość, więc formalnie w listopadzie 1918 roku oddał władzę swemu przyjacielowi Solomonowi. W tym czasie półwysep Krym został zajęty przez urodzonego w Łowiczu z matki Wrzesińskiej generała Denikina. Po ojcach Tatar i Rosjanin, po matkach Polacy szybko się po polsku dogadali, a mający ich poparcie marionetkowy nowy premier Solomon za pośrednictwem ministra spraw zagranicznych Dżafara Sejdameta przebywającego wówczas w szwajcarskiej Lozannie zażądał od Ligi Narodów udzielenia Polsce mandatu nad Krymem. Niestety rząd Solomona działał tylko do kwietnia 1919 roku, kiedy to Krym zajęła Armia Czerwona proklamując Socjalistyczną Radziecką Republikę Krymską, której komisarzem został Dymitr Uljanow – brat Lenina. Był to koniec Krymskiej Ludowej Republiki.
Pan Sulkiewicz wyjechał wówczas do Azerbejdżanu, gdzie został szefem sztabu tworzącej się armii azerbejdżańskiej. W maju 1920 roku po zajęciu Baku przez wojska bolszewickie został aresztowany i rozstrzelany jako kontrrewolucjonista.
Krym stał się więc na powrót częścią Rosji – teraz już bolszewickiej – i będzie w niej aż do sprezentowania go Ukrainie przez Chruszczowa kilkadziesiąt lat później. Nam kojarzy się jeszcze ze słynną, smutną dla Polski konferencją w Jałcie. Muzeum Konferencji Jałtańskiej znajduje się obecnie w Pałacu w Liwadii. Wiele rozmów pomiędzy Stalinem, Rooseveltem i Churchillem toczyło się wtedy właśnie w tym pałacu, gdyż był on wtedy oficjalną rezydencją prezydenta USA. Lecz sto lat wcześniej w tym miejscu rozlegały się tylko polskie głosy… Ziemia ta należała wówczas (od 1834 roku) do księcia Leona Potockiego, syna Seweryna – który wybudował tu pałac, kaplicę katolicką i stworzył przepiękny park. Po śmierci Potockiego w 1860 roku rezydencję kupił i rozbudował car Aleksander II Romanow. W tymże pałacu liwadyjskim zmarł w 1894 roku Aleksander III Romanow. Ostatni car Rosji Mikołaj II przebywał tu z rodziną wielokrotnie.
Podobnie jak wspominany parę akapitów wyżej Maciej Sulkiewicz, na polskich Kresach będących dziś częścią Białorusi urodził się nieco wcześniej – w 1826 roku, Konstanty Rakusa-Suszczewski – syn Waleriana i Florentyny z domu Sianożęckiej. Ukończył Michałowską artyleryjską uczelnię w Sankt Petersburgu i został oficerem. W 1866 roku wraz z innym Polakiem Pacewiczem skonstruowali pierwszy w Rosji metalowy nabój do karabinu z centralnym, tylnym zapłonem, na co dostali patent. W latach 1868–1873 sprawował – już jako pułkownik – funkcję naczelnika „Ochtinskiej fabryki prochu” pod Petersburgiem. Tworzył również artyleryjskie umocnienia w Rewlu (Tallin). Za swoją działalność był odznaczony orderami św. Stanisława, św. Anny i św. Włodzimierza oraz Wielkim Krzyżem Franciszka Józefa. Odszedł ze służby wojskowej w 1892 roku w stopniu generała-majora, był członkiem wielu rad nadzorczych i akcjonariuszem, piastował także funkcję dyrektora petersburskiego Międzynarodowego Banku Handlowego. Mieszkał w Petersburgu, miał trójkę dzieci. Zmarł w 1898 roku. Jego syn urodzony w 1863 roku – również Konstanty – był urzędnikiem do specjalnych zadań w rosyjskim ministerstwie finansów. Sponsorował ekspedycje geograficzne i został członkiem Carskiego Geograficznego Towarzystwa w Petersburgu. W latach 1914–1917 pełnił funkcję dyrektora rosyjskiego przedsiębiorstwa zaopatrzenia wojskowego i fabryki gilz i rur im. Włodzimierza Baranowskiego oraz dyrektora rosyjsko-bałtyckiego akcjonariatu stoczni newskiej. Założył w Petersburgu towarzystwo akcyjne produkcji optyczno-mechanicznej i fabrykę, na która wyłożył 1,2 miliona rubli. Istnieje ona po dziś dzień, jest bardzo znana i nosi nazwę „ŁOMO”. Fabryka ta produkuje aparaty fotograficzne (ich produktem były tak popularne w Polsce „Smieny”), lasery, urządzenia satelitarne, teleskopy i wiele innych urządzeń. Przedsiębiorstwo to zatrudnia aktualnie 30 tysięcy pracowników.
Jak napisałem parę zdań wyżej – Suszczewski był dyrektorem fabryki im. Włodzimierza Baranowskiego w Petersburgu. Kim był ów Baranowski? Ano Polakiem oczywiście. Urodził się w Helsinkach w 1846 roku jako syn Stefana Baranowskiego – polskiego językoznawcy, pisarza, wynalazcy i geografa. Otrzymał wykształcenie domowe, nie podjął jednak studiów, poza uczestnictwem jako wolny słuchacz w niektórych wykładach uczelni Petersburga i Paryża. W latach 1867–75 opracował nowy model kartaczownicy Gatlinga, ze zwiększoną szybkostrzelnością (z 300 do 600 strzałów na minutę). Broń ta została wprowadzona do uzbrojenia armii rosyjskiej pod nazwą kartaczownicy Gatlinga-Baranowskiego.
W 1872 roku skonstruował 38 mm lekką armatę polową (armata Baranowskiego) z oporopowrotnikiem i odrzutem lufy wzdłuż kołyski, o szybkostrzelności 10 strzałów na minutę, przy zastosowaniu naboju zespolonego. Armata została wprowadzona na uzbrojenie armii rosyjskiej podczas wojny rosyjsko–tureckiej 1877–1878. Zginął podczas eksperymentów z amunicją.
Jak wspomniałem, jego ojciec Stefan Baranowski to urodzony w 1817 roku polski językoznawca, pisarz, wynalazca, geograf. Ukończył Uniwersytet Petersburski, na którym studiował języki. Oprócz trzech języków wschodnich władał kilkoma językami europejskimi, w tym skandynawskimi (przełożył m.in. poemat staroskandynawski „Edda”). W latach 1842–1863 był profesorem języka rosyjskiego na Uniwersytecie w Helsinkach. W roku 1867 wyjechał na Syberię, mianowany kuratorem i inspektorem szkół w zachodniej Syberii. Przez szereg lat był wysokim urzędnikiem w centralnych urzędach Rosji.
Położył duże zasługi dla rozwoju sieci kolejowej w azjatyckiej części Rosji, składając projekty i uzasadniając konieczność budowy kolei, między innymi z Orenburga przez Taszkent i Samarkandę do górnego biegu Amu-darii oraz kolei transsyberyjskiej z Orenburga do Władywostoku. Jego praca „O ekonomicznym znaczeniu kolei żelaznych przez Azję Środkową” wydana w języku rosyjskim, miała według historyków Sapargalijewa i Djakowa decydujące znaczenie dla zbudowania linii kolejowej, która i dziś jeszcze odgrywa wielką rolę w rozwoju gospodarczym Kazachstanu.
Oprócz licznych dzieł z zakresu geografii Baranowski wydawał również mapy, m.in. „Istoriczeskij atłas driewniego mira” (Petersburg 1843), „Kratkij gieograficzeskij atłas” (Petersburg 1846) i „Klimatologische karte der Erde (Helsingfors 1849). Przypisuje mu się też wynalezienie planimetru (urządzenia do pomiaru pól płaskich). Baranowski przedstawił także, jeszcze przed innym naszym rodakiem Ludwikiem Zamenhofem, twórcą esperanto, projekt języka międzynarodowego w pracy pt. „L idéographie d”une langue pour toutes les nations (Charków 1884).
Ze szlachty guberni mińskiej pochodził znany podróżnik Andrzej Wilkicki syn Hipolita. Urodzony w 1858 roku, ukończył Mikołajewską Akademię Morską w St. Petersburgu ze specjalnością hydrografa geodety. W latach 1882–85 Andrzej Wilkicki prowadził prace hydrograficzne na Bałtyku, Morzu Białym i jeziorze Onega. Dwa lata później kierował pierwszą rosyjską ekspedycją hydrograficzną do Arktyki i na Nową Ziemię. Imperatorskie Rosyjskie Geograficzne Towarzystwo wysoko oceniło wyniki jego prac, nagradzając dwoma złotymi medalami.
W latach 1894–96 Andrzej Wilkicki ponownie prowadził ekspedycję w Arktyce, badając rejon wybrzeży od Peczory do ujścia Jeniseju. Wytyczył nowe szlaki nawigacyjne i poprawił stare. Dwa lata później pracował na Morzu Karskim, wykonując mapy batymetryczne, prowadząc obserwacje oceanologiczne i meteorologiczne. Od roku 1907 był kierownikiem hydrografii w Ministerstwie Morskim. Występował również z inicjatywą budowy przez rosyjsko–bałtycki akcjonariat i newską stocznię w St. Petersburgu dwóch statków lodołamaczy. Wiosną 1909 roku „Taimyr” i Wajgacz” zostały zwodowane. Zasługi Andrzeja Wilkickiego upamiętniają nazwy geograficzne jego imienia na morzach Barentsa, Białym i na Nowej Ziemi. Zmarł w 1913 roku.
Borys, syn Andrzeja, urodził się 22 marca 1885 roku. Był wychowankiem Mikołajewskiej Akademii Morskiej w Petersburgu, gdzie, idąc w ślady ojca, studiował hydrografię. W 1905 roku walczył w obronie Port-Artur, był ciężko ranny. W latach 1910 do 1914 Borys Wilkicki prowadził badania na lodołamaczach rosyjskich „Tajmyr” i „Wajgacz” u północnych wybrzeży Syberii i Jakucji – i pierwszy przepłynął z Morza Beringa, docierając do Archangielska.
W swojej podróży odkrył wyspę na Morzu Arktycznym dwukrotnie większą niż Ziemia Franciszka Józefa i nadał jej nazwę Ziemia Mikołaja II, przemianowaną za władzy sowieckiej na Północną Ziemię („Siewiernaja Ziemla”). Rosja włączyła ją w skład terytorium swojego imperium. Plon wyprawy był imponujący, a materiały i zbiory z dziedziny hydrologii, klimatologii, astronomii, geodezji, geologii i zoologii ogromne. Wiele z tego dorobku przekazano do Cesarskiej Akademii Nauk w Sankt Petersburgu. Borys Wilkicki otrzymał złoty medal Imperatorskiego Rosyjskiego Geograficznego Towarzystwa. Jego działalność przerwała wojna, rewolucja i zmiana władzy. Żona z dziećmi wyjechała na Ukrainę, a potem do Niemiec. Małżeństwo rozpadło się. Kontradmirał Borys Wilkicki był „białym oficerem” w armii Kołczaka. Kiedy jej klęska stała się oczywista, emigrował na Zachód, do Wielkiej Brytanii. W latach 1924–25 przebywał we Francji, później zaś pracował jako hydrograf w Kongu Belgijskim. Umarł zapomniany około 1962 roku w Brukseli, gdzie pochowano go na cmentarzu katolickim. Kiedy grobowiec w 1996 roku likwidowano, prochy Borysa Wilkickiego zostały przeniesione do Petersburga i spoczęły obok prochów ojca i młodszego brata.
Wilkiccy wywodzili się spod Mińska Litewskiego (obecnie stolica Białorusi). Pod tym miastem, w rodzinnym dworze w Stańkowie urodził się w 1828 roku hrabia Emeryk Hutten-Czapski, syn Karola Józefa Czapskiego – ostatniego szambelana króla Poniatowskiego. Uczęszczał do gimnazjum w Wilnie, studiował potem w Moskwie, Petersburgu i Berlinie. Emeryk jest kolejnym przykładem splątania i poplątania losów polsko–rosyjskich, kolejnym znakiem zapytania – czym jest Polskość, gdzie jest granica pomiędzy patriotyzmem a kolaboracją – i jakie zachowania są w końcowym efekcie dla Polski lepsze. Otóż hrabia Emeryk – syn szambelana dworu króla Poniatowskiego – został wysokim urzędnikiem carskim – szambelanem dworu cara Rosji! Uczestniczył w Wojnie Krymskiej w 1854 roku. A w czasie, gdy krwawiło Powstanie Styczniowe – pełnił funkcję gubernatora Nowogrodu (1863–1865) – po czym został vice gubernatorem Petersburga. W żadnych spiskowych patriotycznych działaniach nie uczestniczył, ale… był kolekcjonerem. Przez lata gromadził swą kolekcję monet ruskich i polskich, medali i orderów, banknotów, wszelakich grafik polskich i rosyjskich, militariów, szkła, tkanin, obrazów i starodruków. W roku 1894 przeniósł się wraz z kolekcjami do Krakowa. Po jego śmierci rodzina stworzyła dla tej kolekcji Muzeum im. Emeryka Hutten-Czapskiego, a w r. 1903 przekazała zbiory miastu (obecnie: część Muzeum Narodowego w Krakowie). Jego pięciotomowa praca o polskich monetach ma do dziś podstawową wartość źródłową: „Catalogue de la collection des médailles et monnaies polonaises”, tom 1 – 5, Kraków 1871–1916. Możemy się teraz zastanawiać, czy lepiej dla Polski by było, gdyby trzydziestoparoletni Czapski porzucił posadę gubernatora Nowogrodu, zgłosił do Powstania Styczniowego – i tam zginął? Czy jego śmierć by cokolwiek zmieniła, czy wniósłby coś do nauki czy polskiego dziedzictwa narodowego? Czy nie więcej wniósł dla Ojczyzny poprzez stworzenie wspaniałej kolekcji – która została podarowana Narodowi Polskiemu? Jego wielki 5-tomowy katalog jest jednym z najobszerniejszych dzieł w historii numizmatyki, jest dziełem wybitnym – i nadal użytecznym.
Dlatego nie martwię się, że Mickiewicz nie wziął udziału w Powstaniu Listopadowym – ginąc w nim, bo swą Twórczością zrobił dla Polski znacznie więcej – niż by zwojował szablą. I smucę się, że Kamil Baczyński zginął w tak młodym wieku w Powstaniu Warszawskim w Pałacu Blanka (Śródmieście) uważając, że bardziej w ten sposób przysłuży się Polsce – niż mógłby pisząc wspaniałe wiersze przez następnych kilkadziesiąt lat.
Znanym geografem i podróżnikiem był Leon Hryniewiecki s.Franciszka ur. w 1839 roku w Kijowie. A nie zamierzał nim być… Jako zwykły polski kijowski lekarz podjął ze względów finansowych w 1881 roku pracę medyczną na odkrytej przez Polaka Wilkickiego Nowej Ziemi w dopiero co otwartej międzynarodowej stacji meteorologicznej. Tak jednak zafascynowała go miejscowa przyroda oraz chęć przygód i sukcesu, że już rok później dokonał pierwszego pieszego przejścia przez Wyspę Nowej Ziemi, co wcześniej było uważane za niemożliwe. W 1886 roku udał się na Wyspy Komandorskie, a w maju 1889 roku wyznaczono go naczelnikiem okręgu Anadyrskiego nad Morzem Beringa, na terytoriach zamieszkanych przez Czukczów. W tym czasie prowadził badania geologiczne, zoologiczne i etnograficzne wśród tamtejszej ludności. Początkowo mieszkał w rejonie mierzei Limanu Anadyrskiego, tuż przy ujściu rzeki, która później została nazwana jego imieniem. Na Półwyspie Czukockim założył najbardziej na północ wysuniętą miejscowość Nowo-Marińsk (Nowomaryjsk), gdzie zamieszkał. Zmarł z wycieńczenia z powodu wyjątkowo ciężkich warunków bytowo-klimatycznych 26 czerwca 1891, pozostawiając wiele niezwykle cennych materiałów. Był członkiem Rosyjskiego Towarzystwa Geograficznego.
Wielu z pochodzenia Polaków, rosyjskich żołnierzy również niższych stopniem, miało w carskiej Rosji duże zasługi i osiągnięcia w pracach i odkryciach na rozległych terenach Syberii i Azji. Kolejnym był porucznik Ryszard Zakrzewski, topograf prowadzący prace na Ałtaju i w Kazachstanie, członek zachodniosyberyjskiego oddziału Imperatorskiego Rosyjskiego Geograficznego Towarzystwa, czy inny nasz rodak Piotr Zaleski, również geodeta, który za swoje prace w 1894 roku otrzymał złoty medal tegoż Towarzystwa.
Wielu Polaków generałów było w armii rosyjskiej także podczas I wojny światowej. Najbardziej znani to: Władysław Kłębowski, Anatol Kiełczewski, Mikołaj Kasztaliński, Michał Kwieciński, Kazimierz Kietliński i Piotr Kądzierowski. Cóż za dziwny zbieg okoliczności… Nazwiska wszystkich wyżej wymienionych zaczynają się na „K” – a kończą na –ski. No ale to w końcu nie rzadkość w naszym języku (Kaczyński, Komorowski)….
Wymieniony wyżej generał Kłębowski był jednym z kilku najwybitniejszych rosyjskich generałów w historii. Generałem był także jego brat Artur Oskar, a drugi brat o imieniu Napoleon – pułkownikiem.
Władysław Kłębowski sięgnął najwyższych zaszczytów wojskowych w czasie I wojny światowej. Dowodził armiami: w 1915 roku 5-tą armią, a w 1916 roku 11-tą armią. W 1917 roku pełnił funkcję szefa sztabu Głównodowodzącego Wojsk Rosyjskich. Następnie powierzono mu dowództwo nad całym Frontem Północnym, w skład którego wchodziły trzy armie rosyjskie: 1-wsza, 5-ta i 12-ta. A 9-go września 1917 roku premier Kiereński wysłał do sztabu telegram z zawiadomieniem, że dymisjonuje generała Korniłowa ze stanowiska Głównodowodzącego Wojsk Rosyjskich i wyznacza generała Kłębowskiego na jego miejsce! Wcześniej zdarzało się, że Polacy piastowali stanowiska szefów sztabów czy nawet armii, ale oto po raz pierwszy Polak został wyznaczony na stanowisko „Naczelnego Wodza” wojsk rosyjskich! Kłębowski jednak nie wierzył już w powodzenie wojny, odmówił objęcia tego stanowiska, przekazał obowiązki innemu Polakowi – generałowi Bończa-Brujewiczowi i opuścił Armię. Schwytany przez bolszewików początkowo współpracował z nimi, ale nie na froncie , tylko w pracy dydaktycznej, w