Jak poznać najlepszy rytm życia dla każdego z nas - Dr Antoine Piau - ebook

Jak poznać najlepszy rytm życia dla każdego z nas ebook

Dr Antoine Piau

2,5

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Dobowy przewodnik po anatomii i fizjologii, z którego wyłania się człowiek jako spójna całość, pełna współzależności. Pozwala poznać najlepszy rytm życia dla każdego z nas.

To ciekawy, okraszony dowcipem portret nas samych, poradnik, który przeplata banalne może, ale ważne i często zapominane prawdy. Pomaga spojrzeć na siebie z dystansem, nie ulegać modom, nie wierzyć w cudowne pigułki, proszki i kremy, ale raczej w siebie i własny organizm, o ile zechcemy dać mu szansę.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 183

Oceny
2,5 (18 ocen)
1
3
4
6
4
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
KLUSIPUSI

Nie polecam

fatalny język, nuda, o wszystkim i o niczym. Książka powstała na fali popularności poradników o ciele- zupełnie niepotrzebnie!
10
Malpkaa

Dobrze spędzony czas

Nie do końca tego oczekiwałam po tytule. Książka jest pełna ciekawostek medycznych napisanych bardzo przystępnym językiem. Był to całkiem dobrze spędzony czas.
00
kopytemwksiazkach

Z braku laku…

A gdyby tak mieć podgląd na funkcjonowanie dobowe swojego organizmu. Jaki obszar byście regularnie sprawdzali? 🤔 "Jak poznać najlepszy rytm życia dla każdego z nas" to dobowy przewodnik po naszym organizmie. Autor od samej pobudki, aż do snu przemierza struktury ludzkiego ciała. Wyjaśnia jak się zachowuje, czego potrzebuje i co mu szkodzi. Jeżeli już zabieram się za jakikolwiek poradnik oczekuję jednego, że znajdę tam podpowiedzi tego jak polepszyć komfort życia. Czy to dostałam? Nie do końca... Przewodnik ma dla mnie bardziej formę podręcznika od biologii niż poradnika. Każdy podrozdział to jeden narząd i jego opis funkcjonowania. Uczyłam się anatomii, więc potraktowałam to jako potórkę po latach. Fakt, że znalazłam parę ciekawostek na temat skóry czy tego dlaczego pojawiają się nudności podczas czytania w trakcie jazdy autem. Jednak każdą z tych informacji mamy na wyciągnięcie ręki w sieci, więc to nie było nic odkrywczego. Gdybym potrzebowała odpowiedzi, z pewnością znalazł...
00
Veluua

Nie polecam

Tragiczna książka. Nie tego się spodziewałam. Autor uważa że jest zabawny - dla mnie przejawia cechy narcystyczne. Pisane z punktu widzenia - wszyscy inni to idioci. Książka nie jest zabawna, raczej obraża. Pseudonaukowym bełkotem wywody o anatomii, odradzam
00

Popularność




Tytuł oryginału: 24 heures dans la vie du corps humain

Przekład: Krystyna Szeżyńska-Maćkowiak

Projekt okładki: Katarzyna Grabowska/andvisual.pl

Redaktor prowadzący: Bożena Zasieczna

Redakcja techniczna: Sylwia Rogowska-Kusz

Skład wersji elektronicznej: Robert Fritzkowski

Korekta: Ewa Bargiel, Marzena Kłos/Słowne Babki

© 2020, Groupe Elidia

Éditions du Rocher

28, rue Comte Félix Gastaldi – BP 521 – 98015 Monaco

www.editionsdurocher.fr

© for the Polish edition by MUZA SA, Warszawa 2022

Wszelkie prawa zastrzeżone.

Żadna część niniejszej publikacji nie może być reprodukowana, przechowywana jako źródło danych i przekazywana w jakiejkolwiek formie zapisu bez pisemnej zgody posiadacza praw.

ISBN 978-83-287-2063-3

MUZA SA

Wydanie I

Warszawa 2022

fragment

Przedmowa

Lekarz, który leczy oczy, to okulista. Lekarz, który zajmuje się sercem, to kardiolog. Ten, który skupia się na brzuchu, to gastroenterolog. A lekarz, którego interesuje ludzki organizm jako całość, od góry do dołu, wewnątrz i na zewnątrz? Jak nazywamy takiego specjalistę? Medykom często zarzuca się, że postrzegają pacjentów wyłącznie przez pryzmat konkretnego narządu. Medycynę oskarża się o to, że zajmuje się albo wątrobą, albo uchem, albo rzepką kolanową czy mózgiem, nie widząc wszystkiego tego, co jest wokół, nie zauważając właściciela narządu i nawet się do niego nie zwracając. Hiperspecjalizacje medycyny i lekarzy oraz ogromny postęp techniczny sprawiły, że niektórzy zapomnieli, że przychodzący do nich po poradę są „całością”, że ciało to skomplikowana maszyna, która harmonijnie funkcjonuje, i choć niektóre części organizmu mają prawo do „solówek”, to przez większość czasu wszystkie grają w orkiestrze.

Czasem coś się zacina. Żeby zrozumieć dlaczego, trzeba najpierw dociec, kto w orkiestrze zagrał fałszywą nutę. Zdrowie – czy doskonałe, czy nie tak dobre, to dzieło elementów organizmu, które pracują sprawnie albo są dysfunkcyjne. Zdrowie to wynik codziennego wysiłku wszystkich narządów, kończyn, układów, zmysłów, kości, ścięgien, płynów ustrojowych, bakterii bytujących w organizmie, a Bóg jeden wie, jak są liczne! To także efekt sposobu, w jaki każdy z nas obchodzi się z tym delikatnym mechanizmem, na jakie wystawia go męki lub jaką otacza troską.

Wbrew temu, w co chcielibyśmy wierzyć, kluczem do życia w świetnej formie i w pełni sił nie są ani pigułki, ani skalpel, lecz każde nasze codzienne zachowanie. Medycyna interwencyjna i lecznicza – ta, która opiera się na lekach i zabiegach chirurgicznych – potrafi czynić cuda. To niepodważalne i wspaniałe. Lecz każdy człowiek, nawet jeśli nie ma za sobą wielu lat studiów medycznych, może być swoim wybitnym lekarzem. Zdrowo się odżywiać, unikać substancji szkodliwych, jak tytoń czy alkohol, dbać o regularną aktywność fizyczną, ale i równie regularnie ćwiczyć umysł – oto najlepsza apteczka domowa, jaką możemy sobie sprawić. Podstawowe, naukowo potwierdzone leczenie lwiej części chorób przewlekłych opiera się przede wszystkim na higienie życia, zdrowym odżywianiu i aktywności fizycznej. Nie na lekarstwach.

Ktoś wytknie mi może, że wszystko, co dotąd powiedziałem, jest wiedzą obiegową, wręcz truizmem, i że nie napisałem niczego odkrywczego. To prawda. Ale od jak dawna nie wstajecie z fotela? Jak długo tkwiliście dziś, pochyleni nad telefonem komórkowym albo komputerem? Czy przez ostatnie dni zjedliście wystarczająco dużo owoców i warzyw, rozsądną porcję mięsa i tylko tyle tłuszczu, ile trzeba – nie więcej? Moim celem nie jest wzbudzanie w czytelniku poczucia winy. Współczesne życie, jego zawrotne tempo, to rzeczywistość, która nie każdemu pozwala prowadzić zdrowy tryb życia. Doba ma tylko 24 godziny, a to często za mało, żeby wywiązać się z obowiązków zawodowych, rodzinnych, prac domowych i znaleźć chwilę na sport, rozrywkę, odpoczynek i sen. Mam nadzieję, że kolejne rozdziały tej książki pozwolą czytelnikom spojrzeć na organizm ludzki pod nieco innym kątem i podsuną wskazówki, jak chronić zdrowie, nie zmieniając radykalnie swoich zwyczajów, lecz odrobinę je modyfikując. Chcę pokazać, jak funkcjonuje organizm, jak doskonale wszystko jest w nim zgrane, jak świetnie jest dla nas przygotowane – pod warunkiem, że wykażę się rozsądkiem. Wtedy wszystko będzie działało jeszcze lepiej.

Nie było moim zamiarem pisanie podręcznika anatomii i wyjaśnianie, jak funkcjonują poszczególne narządy – od góry do dołu albo od dołu do góry. Pragnę ukazać organizm jako całość i opowiedzieć, jak ona działa.

Aby opisać to fantastyczne funkcjonowanie, postanowiłem skupić się na najbanalniejszych czynnościach codziennego życia. Wprosiłem się w cykl 24 godzin życia ludzkiego ciała.

W tej podróży odegrałem rolę przewodnika. Być może drogi, które wybrałem, wydadzą się kręte – przeskakuję czasem od prawej nogi do lewej komory serca, nagle, bez uprzedzenia. Nie wynika to tylko z chaosu myśli autora, ale przede wszystkim z chęci przedstawienia nieco innego spojrzenia na człowieka. Mam nadzieję, że ten spacer spodoba się czytelnikom.

7.00Pobudka

Czy to żywe? Najwyraźniej tak: rusza się, pomrukuje, węszy. Czy to człowiek? Trudno powiedzieć. To coś trochę bezkształtnego kręci się na łóżku, przykryte miękkim, grubym kocem, zdaje się przynależeć do bezkręgowców. Może to larwa, duży robak, ewentualnie jakiś morski mięczak. No, w najlepszym razie – salamandra. Kiedy przyjrzymy się temu z bliska, zauważymy przyjemne zabarwienie. Zobaczymy też głowę, oczy, które z trudem się otwierają, drgający nos, rozchylone usta. Z wielkim trudem, bardzo powoli, stworzenie wysuwa się z miękkiej osłony, cały czas pomrukując. Najpierw jedna ręka, potem druga. Palec u nogi, stopa, łydka, lewe kolano. To samo po prawej stronie. I nagle, w heroicznym zrywie, stworzenie staje na dwóch nogach, odrzucając na bok jeszcze ciepły, pomięty pancerz, a potem wyciąga się jak długie, wydając gardłowe dźwięki. Stoi! A w każdym razie – stara się stać. I oto rusza w pozycji wertykalnej po kilku godzinach spędzonych w pozycji horyzontalnej, a właściwie – w pozycji płodowej.

Ciało

Ten wielki kawał ciała to człowiek. Dwie nogi, dwie ręce, głowa i tułów, jak u ludzika z rysunku dziecka. Kończyny są dłuższe albo krótsze, tułów bardziej albo mniej okrąg­ły – wariantów, nieco się od siebie różniących, jest kilka. Ale niektóre rzeczy, znaki fabryczne rodzaju ludzkiego, się nie zmieniają. Zdejmijmy z ciała człowieka warstwę po warstwie, drapmy z zewnątrz, by dotrzeć do wnętrza. Najpierw powłoki zewnętrzne – włosy, paznokcie i skóra. Pod nimi spora warstwa tłuszczu, bardzo przydatna, żeby unosić się na wodzie, nie marznąć, przetrwać okresy głodu. U niektórych ta warstwa jest grubsza niż u innych. Jeszcze głębiej trzecia warstwa – poziom powłok włóknistych – zbudowana częściowo z tej samej materii, co ścięgna i więzadła, no i kości (te ostatnie zawierają dodatkowo wapń), czyli z kolagenu. To białko, zwane strukturalnym, jest trochę jak matryca (podwozie samochodu) ciała. Gdyby ludzi produkowało się w drukarkach 3D, ich architektura opierałaby się na kolagenie. Takim samym jak ten, który znajdziemy w ciastach i przekąskach. Takim jak ten ze świńskich kości, który nadaje galaretowatą konsystencję cukierkom (przemysł spożywczy zaskakuje nas raz po raz). Te cienkie powłoki okrywają mięśnie aż do ścięgien i łączą je z innymi. To powięzie.

Kiedy już przejdziemy przez warstwę mięśni, zobaczymy kości połączone ze sobą więzadłami. Mięśnie łączą się za pomocą ścięgien po dwóch stronach stawów, aby wprawiać je w ruch dzięki umiejętnemu wykorzystaniu efektu dźwigni. Jeszcze głębiej znajdują się narządy.

Kości to doskonałe połączenie materii organicznych (przede wszystkim kolagenu, czyli galarety) z minerałem (wapniem), który wzmacnia całość. Można porównać je z muszlami, które po kilku latach leżenia na rogu biurka zaczynają matowieć z powodu degradacji substancji organicznej. Jednak samo zwapnienie nie zapewnia kościom solidnej budowy, bo ogromne znaczenie ma tu architektura podścieliska kolagenowego. Wapń czyni kości twardszymi, ale to nie oznacza, że są dzięki niemu mocne, lecz – potencjalnie – bardziej łamliwe. Gałąź drzewa, jeżeli jest zielona, zgina się, natomiast gałąź twarda, ale już sucha, łamie się (można by zrobić z tego przysłowie, jednak to fakt). Z tego powodu domy odporne na wstrząsy sejsmiczne budowane są tak, by ulegały odkształceniu, a nie pękały i się waliły. Zasadnicza przewaga: kość jest żywa, toteż może się stale regenerować. Tak jak Terminator powstaje, choć doznał wielu niewyobrażalnych uszkodzeń, nasze kości zrastają się po złamaniu przy upadku czy zderzeniu z przeszkodą. Niesamowite! Osteoklasty (komórki kościogubne) mają za zadanie niszczyć wszys­t­ko, co jest stare, a osteoblasty wytwarzają nowe komórki. Wszystko podlega potem mineralizacji dzięki wapniowi dostarczanemu z pożywieniem. Cała ta struktura opiera się na dwóch podstawach – stopach!

Stopy

To coś wciąż wlecze się po ziemi, często brzydko pachnie, kisi się, zawsze jest źle zbudowane. Nadaje się w sam raz do hodowli grzyba. Chropowata pięta, zakrzywione palce, wysokie podbicie… Są tacy, którzy to uwielbiają, otaczają fetyszystycznym kultem, czasem przekraczając granice zachowań społecznie akceptowalnych. Poza zwrotami, które można na stopach robić, ich główną rolą jest zapewnienie ciału równowagi, trzymanie go na twardym gruncie. I prawa, i lewa są niezwykle precyzyjnymi maszynami skonstruowanymi jak dzieło szwajcarskich zegarmistrzów. To głównie kości. Dużo, dużo kości: 26 na każdą, 52 razem, w obu stopach, czyli jedna czwarta 206 kości całego szkieletu. Ich połączeniu służy bardzo dużo, bo aż 107 więzadeł. Żeby zaś uruchomić wszystkie klawisze tego pianina, pracować musi mnóstwo ułożonych we wszys­tkie strony mięśni. W jednej stopie jest ich 20. Dwa razy tyle ścięgien łączy ich końce z kośćmi, po obu stronach każdego stawu. Oznacza to, że ścięgna mocują końce mięśni do kości i umożliwiają im wprawianie w ruch szkieletu. Więzadła natomiast łączą dwie kości po obu stronach stawu – są jak linki namiotu albo liny podwieszanego mostu – co kto woli. Wzmacniają stawy, nie unieruchamiając ich, a to dzięki swej elastyczności. Właśnie one ulegają uszkodzeniu, gdy zostają zbyt mocno naciągnięte przy skręceniu. Czasami włókna więzadeł pękają, w skrajnych przypadkach dochodzi do zerwania wię­zad­ła. Kiedy na przykład ktoś skręci nogę, biegnąc po kamieniach, i odczuwa ostry ból po zewnętrznej stronie stopy, najprawdopodobniej uszkodził sobie więzadło boczne kostki. Zanim minie godzina, dokładnie w tym samym miejscu pojawi się „jajo” (obrzęk, reakcja zapalna organizmu, który podejmuje próbę naprawy więzadła, kierując w to miejsce wyspecjalizowane komórki), a potem przez kilka tygodni pechowiec nieźle się namęczy. Przede wszystkim będzie odczuwał ból, a w dodatku będzie musiał uważać, żeby nie doszło do dalszych urazów, ponieważ staw nie ma podczas procesu gojenia tak dobrej ochrony jak zazwyczaj. Przez pewien czas trzeba kompensować tę niesprawność pracą mięśni i ścięgien, które także mają swój udział w podtrzymywaniu stawów (celem rehabilitacji jest zresztą właśnie ich wzmocnienie).

Stawy, jak na przykład skokowy, pozwalają kościom dobrze obracać się względem siebie, a to dzięki cienkiej warstwie chrząstki i kilku kroplom „smaru”, który nazywa się płynem maziowym. Jeżeli czasami stawy „strzelają”, to na ogół dlatego, że powstały w nich pęcherzyki powietrza, a nie z niedoboru chrząstki, z którym mamy do czynienia w przypadku artrozy (choroby zwyrodnieniowej stawów). Natura stworzyła mechanizm, który dał stopie wystarczającą gibkość i pozwolił dostosowywać się do podłoża. Ta gibkość umożliwia też ograniczenie uszkodzeń w razie upadku, nie oznacza to jednak, że stopa jest miękka: musi mieć pewną elastyczność, sprężystość i zdolność nabierania energii do każdego kolejnego kroku.

Jednak nawet najwspanialszy mechanizm sam niewiele mógłby zdziałać. Stopa bez wsparcia oczu i uszu wiodłaby nas na ścianę albo w przepaść. I to dosłownie. Obwodowy układ nerwowy – nerwy – przekazuje nogom informacje od narządów zmysłów. Same nie mogłyby ich zdobyć ani się bez nich obejść. Prosty przykład: człowiek spada ze schodka – to rzecz, która zdarza się często, także zupełnie trzeźwym i dobrze wychowanym. Oczy dokładnie widzą upadek, ucho wewnętrzne odbiera przyspieszenie ruchu ku ziemi i ewentualny towarzyszący temu obrót. Organizm ma własny szybkościomierz, a do tego żyroskop. To połączenie „drugiego zmysłu” ukrytego przed oczyma pozwala odróżnić: możliwość 1 – ciało jest nieruchome, a ziemia odlatuje; od możliwości 2 – ciało upada, a ziemia jest nieruchoma. Zaalarmowany przez tych strażników mózg reaguje i wydaje rozkazy – drogą nerwową – mięśniom, których zadaniem jest ustawić stopy tak, żeby zamortyzowały zderzenie: podeszwy stóp nie uderzają całkiem płasko, ale tak, żeby zminimalizować wstrząs, jednak nie samymi palcami, a dostosowanym ułożeniem pośrednim. Zresztą stopy nie znają całkiem płaskiego ułożenia. Stopa tworzy rodzaj sklepie­nia, dzięki grubemu więzadłu, które łączy piętę z przednią częścią stopy – rozcięgnu podeszwowemu. W zetknięciu z ziemią ten resor częściowo absorbuje skutki uderzenia. Równocześnie receptory czuciowe stóp zastępują oczy i ucho wewnętrzne w ostatniej, krytycznej fazie „przyziemienia”. To trochę tak jak pilot samolotu, który częściowo przejmuje kontrolę nad automatami podczas trudnego podejścia do lądowania. Receptory nerwowe wywołują odruchowy skurcz małych mięśni stopy, które także będą dążyły do uzyskania właściwego połączenia elastyczność–sztywność dzięki umiejętnemu operowaniu skurczami i rozkurczami. Celem takich manewrów jest niedopuszczenie, żeby cała stopa (i to, co jest nad nią) rozpadła się na kawałki.

Ten sam mechanizm działa, gdy biegniemy po kamieniach (po to, żeby obyło się bez kontuzji kostki). Nasze zmysły oraz propriocepcja (zmysł orientacji położenia ciała, a zwłaszcza każdej kończyny, bez patrzenia na nią; zawdzięczamy tę wiedzę nerwom obwodowym) ograniczają ryzyko złamań. Dlatego czasami lepiej unikać masywnych butów z silną amortyzacją, które oślepiają zmysł propriocepcji – stopa nie czuje już kształtu podłoża i jego oddziaływania, nie może więc wywoływać właściwych reakcji mięśniowych, a wtedy łatwo o kontuzję.

Natomiast kiedy wstajemy z łóżka, boso, mocno stawiając stopy, trzeba tylko wstać tak, żeby nie uderzyć nosem o budzik. Główne ryzyko to starcie z narożnikiem sadystycznego mebla, który lubi stawać na drodze paluchowi, albo z Batmanem z zestawu Lego porzuconym na podłodze i wystawiającym podstępnie sterczące uszy, które zauważymy dopiero, gdy przebijają nam podeszwę.

* * *

koniec darmowego fragmentuzapraszamy do zakupu pełnej wersji

MUZA SA

ul. Sienna 73

00-833 Warszawa

tel. +4822 6211775

e-mail: [email protected]

Księgarnia internetowa: www.muza.com.pl

Wersja elektroniczna: MAGRAF s.c., Bydgoszcz