Jak przeżyć koniec świata. Plan na niepewne czasy - James Wesley Rawles - ebook + audiobook

Jak przeżyć koniec świata. Plan na niepewne czasy ebook i audiobook

James Wesley Rawles

3,8

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Pandemia. Atak terrorystyczny. Katastrofa naturalna. Globalne załamanie finansowe. Czasem wystarczy jedno wydarzenie, aby odwrócić nasz świat do góry nogami. Czy jesteśmy na to przygotowani? Czy damy radę stawić czoła niespodziewanym problemom: od ogromnego bezrobocia, drastycznego spadku wartości pieniądza, niedoboru żywności po odcięcie dostaw energii lub wody? Na ile pomoże nam w tym rząd, a na ile będziemy musieli liczyć tylko na siebie? Ta książka przygotuje Cię na największe katastrofy. Przybliży też sposoby na to, jak zabezpieczyć się przed ich skutkami.

James Rawles, były oficer wywiadu armii Stanów Zjednoczonych i założyciel SurvivalBlog.com, w “Jak przeżyć koniec świata”, wyjaśnia wszystko, co musisz wiedzieć, aby chronić siebie i swoją rodzinę w najtrudniejszych sytuacjach. Rawles dzieli się taktykami i technikami przetrwania na własną rękę. Bardzo konkretnie podpowiada ile jedzenia powinniśmy zabezpieczyć w domu, jak filtrować wodę deszczową oraz jak chronić własne pieniądze. Przeczytaj i przygotuj się na Koniec Świata jaki znamy.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 360

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 6 godz. 14 min

Lektor: James Wesley Rawles
Oceny
3,8 (50 ocen)
20
10
12
5
3
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
dzinks71

Nie oderwiesz się od lektury

ciekawa, pomocna
00

Popularność




Tytuł oryginału: HOW TO SURVIVE THE END OF THE WORLD AS WE KNOW IT
Wydawca: Kompania Mediowa sp. z o.o. ul. Macedońska 74 02–761 Warszawawww.kmbooks.pl
Copyright © James Wesley, Rawles, 2009
All rights reserved including the right of reproduction in whole or in part in any form. This edition published by arrangement with Plume, an imprint of Penguin Publishing Group, a division of Penguin Random House LLC.
Copyright © Polish edition Kompania Mediowa, 2020 Copyright © Polish translation Rafał „Rufus” Wierzbicki i Tomasz Jurewicz, 2020
ISBN 978-83-955769-4-2
Projekt okładki: Andrzej Wąsik www.andu.pl
Redakcja: Krzysztof Lis www.domowy-survival.pl
Korekta: Mirosława Kostrzyńska
Projekt layoutu i skład: TYPO 2 Jolanta Ugorowska
Produkcja: Leszek Marcinkowski
Od wydawcy polskiego: Autor odnosi się głównie do realiów amerykańskich, jednak sytuacje opisane w książce mogą zdarzyć się wszędzie.
Wszystkie prawa zastrzeżone
Konwersja: eLitera s.c.

James Wesley Rawles jest światowej sławy ekspertem i założycielem SurvivalBlog.com, najpopularniejszego bloga na temat preppingu[1], gdzie dzieli się wszechstronną wiedzą na temat gromadzenia zapasów żywności i paliwa, samoobrony, środków łączności, budowy schronień i zapewniania ich bezpieczeństwa, plecaków ucieczkowych, pojazdów survivalowych, uprawy roślin i hodowli zwierząt, a także szerokiej gamy tradycyjnych, pionierskich metod i umiejętności przetrwania.

Autor jest byłym oficerem amerykańskiego wywiadu wojskowego. Udziela porad i konsultacji o preppingu, a wśród jego klientów znajdują się prezesi największych amerykańskich przedsiębiorstw, duchowni, przedsiębiorcy i zarządcy funduszy inwestycyjnych. Jako wpływowa postać współczesnego preppingu, Rawles nie ogranicza się do teorii – wraz z rodziną mieszka w górskiej enklawie, w pełni zaprowiantowanej, wyposażonej i dającej całkowitą samowystarczalność, skrytej „gdzieś na zachód od Gór Skalistych”.

Rawles jest także autorem bestsellerowych pięciu tomów Patriots – zgrabnie fabularyzowanych podręczników sztuki przetrwania.

Z całego serca dziękuję ponad stu trzydziestu pięciu tysiącom czytelników SurvivalBlog. Wielkie dzięki za waszą ogromną wiedzę i przenikliwość!

Specjalne podziękowania dla żony, za ogromne wsparcie.

Dziękuję także Michaelowi Z. Williamsonowi i Becky Cole, redaktorce z wydawnictwa Penguin Books, za cierpliwość i sokole oko.

KOLOS NA GLINIANYCH NOGACH

Żyjemy w czasach względnego dobrobytu. Mamy wspaniałą opiekę zdrowotną, półki sklepowe uginają się od świeżej żywności, a środki komunikacji działają bez zarzutu. Transport jest tani, miasta łączy misterna i dobrze utrzymana sieć dróg, autostrad, linii kolejowych, kanałów, portów morskich i lotniczych. Po raz pierwszy w historii, ponad połowa światowej populacji żyje w miastach.

Cały ten przybytek rodzi jednak ból głowy: złożoność świata, zbyt wąskie specjalizacje i za długie łańcuchy dostaw. Ledwie dwa procent obywateli krajów Pierwszego Świata zajmuje się rolnictwem lub rybołówstwem. Pomyślcie o tym przez chwilę: zaledwie dwa procent z nas żywi pozostałe dziewięćdziesiąt osiem. By trafić na nasze stoły, żywność musi przebyć setki, jeśli nie tysiące kilometrów. Ogrzewanie i elektryczność w naszych domach pochodzą z elektrociepłowni oddalonych o setki kilometrów, nawet woda w kranie u niektórych z nas musiała przebyć takie odległości. Fabryki wypuszczają niezmiernie skomplikowane samochody i elektronikę, których podzespoły produkuje się na trzech różnych kontynentach. Przeciętny Amerykanin wracając z pracy, zastaje w domu lodówkę pełną żywności, prąd w gniazdkach i działający telefon. W kranie i spłuczce buzuje woda, pensja automatycznie spływa na konto bankowe, śmieci są regularnie odbierane, klimatyzacja zapewnia przyjemne plus dwadzieścia stopni, telewizor daje rozrywkę dwadzieścia cztery godziny na dobę, a internet działa bez zarzutu. Zbudowaliśmy Ogromny Mechanizm, który jak dotąd, oprócz kilku drobnych wpadek, działa nad wyraz dobrze. To jednak nie musi trwać wiecznie. Jak przekonał się niegdyś Bonaparte, zbyt rozciągnięte łańcuchy dostaw i środki łączności z natury są awaryjne. Któregoś pięknego dnia Ogromny Mechanizm może ze strasznym hukiem stanąć.

Pozwólcie, że nakreślę jeden z możliwych scenariuszy.

Wyobraźcie sobie straszliwą pandemię grypy tak śmiertelnej, że zabija co drugiego zarażonego, a przenosi się przez zwykłe kontakty międzyludzkie. Wyobraźcie sobie, że choroba rozprzestrzenia się tak szybko, że w ciągu tygodnia jest już obecna na całym globie (czyż współczesne podróże lotnicze nie są wspaniałe?). Wyobraźcie sobie, jak żądne sensacji media transmitują obrazy ludzi w maskach, gumowych rękawiczkach, goglach i białych kombinezonach ochronnych transportujących na noszach zwłoki w plastikowych workach. Bombardowani bez wytchnienia takimi obrazami w pewnym momencie stwierdzimy, że „Może lepiej nie iść dziś do pracy. Jutro raczej też nie, właściwie najlepiej to zaczekać, aż się sytuacja uspokoi”. Gdy zrobi tak większość społeczeństwa, w Ogromnym Mechanizmie zabraknie nagle niektórych kluczowych trybów.

Co się wtedy stanie? Rozdzielnie hipermarketów przestaną realizować zamówienia. Ciężarówki nie dostarczą do sklepów żywności. Na stacjach benzynowych zabraknie paliwa. Część policjantów i strażaków, stawiając bezpieczeństwo własnych rodzin nad publiczne, nie stawi się w pracy. Nie będzie komu naprawić zerwanych przez wichurę linii energetycznych. Na polach i w sadach zgniją plony, bo nie będzie kto miał ich zebrać ani zawieźć do skupu, ani w magiczny sposób upiec z nich chleba i rozłożyć na sklepowych półkach. Ogromny Mechanizm stanie.

Brzmi przerażająco? No pewnie, i powinno. Konsekwencje będą ogromne. A zrobi się tylko gorzej: przeciętna rodzina z przedmieścia ma w domu zaledwie tygodniowe zapasy żywności. Załóżmy, że pandemia potrwa kilka tygodni albo miesięcy. Co ci ludzie zrobią, gdy skończy im się żywność, a możliwości zaopatrzenia zabraknie? Gdy półki w supermarketach będą świecić pustkami, w obliczu śmierci głodowej miliony przeciętnych Amerykanów ruszą z domów, by żywność „pozyskiwać”. Za cel obiorą restauracje, sklepy i hurtownie żywności. W miarę pogłębiania się kryzysu, wielu „zbieraczy” szybko przebranżowi się w zawodowych szabrowników, odzierających własnych sąsiadów z resztek zapasów. Następnie ruszą na podmiejskie farmy. Część sformuje mobilne, uzbrojone po zęby bandy, zapuszczając się coraz dalej i dalej, a pojazdy zasilając po kryjomu wyprowadzonym z innych aut paliwem. Ich szczęście też w końcu się wyczerpie i pomrą albo od zarazy, albo od kul. Zanim jednak to się stanie i zemrze ostatni szabrownik, dojdzie do ogromnych zniszczeń. Musicie być na to przygotowani. Od tego zależy życie wasze i waszych bliskich.

ŻYCIE NA ZGLISZCZACH

A gdy nastanie pandemia – albo zdarzy się atak terrorystyczny, galopująca inflacja czy inny trudny do przewidzenia kryzys – na całym świecie zrobi się naprawdę nieprzyjemnie. Pomyślcie o wszystkich konsekwencjach płynących z zakłóceń w funkcjonowaniu podstawowych technologicznych filarów naszej współczesnej cywilizacji. Swojej rodzinie będziecie musieli zapewnić wodę, żywność, światło i ogrzewanie. Na pomoc służb próżno liczyć – wielce prawdopodobne, że w czasie pandemii będziecie zdani wyłącznie na siebie.

Będzie trzeba niezwłocznie zgromadzić konserwy, amunicję i lekarstwa. Co najważniejsze, będziecie musieli być gotowi przeczekać zawieruchę przez trzy albo cztery miesiące, minimalizując kontakt ze światem zewnętrznym. Wymaga to od was rozbudowanej logistyki i przy wyschniętym źródle dochodów mnóstwa gotówki na opłacenie rachunków.

WIELKI UPADEK

Jesteśmy świadkami globalnego kryzysu ekonomicznego[2]. Sztucznie zaniżone stopy procentowe i niezwykle zawyżone ceny nieruchomości w wielu krajach Pierwszego Świata doprowadziły do pęknięcia ogromnej bańki spekulacyjnej. Bańka pękła w 2007 roku, a pełne tego skutki zaczynamy właśnie odczuwać. Z grożącej nam recesji możemy nie wygrzebać się przez dziesięć kolejnych lat.

Załamanie na rynku swapów ryzyka kredytowego[3] wskazuje na znacznie większe zagrożenie. Te egzotyczne instrumenty finansowe są tylko malutkim trybikiem globalnego rynku instrumentów pochodnych o wartości przekraczającej sześćset bilionów dolarów, w którym równie niebezpiecznych mechanizmów jest znacznie więcej. Inwestor weteran Warren Buffet nazwał instrumenty pochodne „tykającą bombą”. Zgadzam się z nim w zupełności.

Wraz pojawieniem się ptasiej grypy wszystkie złe wieści z rynków finansowych każą nam poważnie zastanowić się nad podstawowymi aspektami życia we współczesnym zindustrializowanym świecie. Musimy zadać sobie pytania: Jak wiele jest w stanie znieść społeczeństwo, zanim wszystko zacznie się walić? Na ile bezpieczne będą nasze miasta za rok, a na ile za pięć lat? Czy supermarkety dalej będą równie dobrze zaopatrzone, oferując niesamowite bogactwo i różnorodność towarów?

Dzięki poradom zawartym w tej książce możecie przygotować się do życia bez zewnętrznej pomocy przez długie miesiące albo lata. Wszystko sprowadza się do samowystarczalności.

Dla zwięzłości stosuję bardzo dużo skrótów, które wyjaśniam przy pierwszym użyciu i których objaśnienia znajdziecie w spisie na końcu książki[4].

Książka ta z jednej strony stawia przed czytelnikiem problemy, a z drugiej podaje ich rozwiązania. Czy jesteście w pełni przygotowani na koniec świata? Jeśli nie, to znajdziecie tu wszystko, co pozwoli wam się przygotować.

Przeczytajcie tę książkę. Przemyślcie sprawę. I do roboty!

Dołożyliśmy wszelkich starań, aby informacje zawarte w tej książce były dokładne i pozbawione błędów. Należy jednak pamiętać, że ani autor, ani wydawca nie zajmują się udzielaniem profesjonalnych porad ani nie świadczą tego typu usług. Pomysłów, procedur ani sugestii zawartych w niniejszej książce nie należy stosować w zastępstwie porady lekarskiej, a wszelkie sprawy natury zdrowotnej należy powierzać profesjonalistom. Ani autor, ani wydawca nie ponoszą prawnej odpowiedzialności za jakiekolwiek straty wynikłe w wyniku stosowania porad zawartych w tej książce.

Porady finansowe przedstawione w książce mają za zadanie dostarczyć czytelnikom dokładnych i jasnych wytycznych pomocnych przy rozwiązywaniu omawianych problemów. Należy jednak wyraźnie zaznaczyć, że wydawca nie świadczy usług doradczych w sprawach prawnych, księgowych ani jakichkolwiek innych. W celu otrzymania porady prawnej albo konsultacji ze specjalistą, należy zwrócić się do profesjonalistów z danej dziedziny.

Ponadto należy zaznaczyć, że wszelka aktywność na świeżym powietrzu wiąże się nieodłącznie z potencjalnymi zagrożeniami. Każdy podejmujący tego rodzaju aktywność powinien brać pełną odpowiedzialność za swoje postępowanie i zapewnienie sobie bezpieczeństwa. Jeżeli macie jakiekolwiek problemy albo dolegliwości zdrowotne, skonsultujcie się z lekarzem przed podjęciem aktywności na świeżym powietrzu. Informacje zawarte w tej książce nie zastąpią zdrowego rozsądku ani właściwej oceny sytuacji, które są kluczowe przy podejmowaniu decyzji i minimalizowaniu ryzyka. Nie da się też opisać wszelkich możliwych okoliczności i zagrożeń związanych z taką aktywnością.

Dowiedzcie się jak najwięcej na temat sportów czy aktywności terenowych, które zamierzacie uprawiać, bądźcie gotowi na niespodziewane okoliczności i zachowajcie ostrożność. Nagrodą będzie poczucie bezpieczeństwa.

Na koniec pragniemy zaznaczyć, że niniejsza książka nie daje wyraźnej ani dorozumianej gwarancji przydatności jakiegokolwiek produktu, usługi czy rozwiązania technicznego. Czytelnik, który pragnie skorzystać z danej usługi, produktu czy rozwiązania technicznego, powinien zawczasu skonsultować się z ekspertem albo doradcą, który zadba o właściwe, spersonalizowane rozwiązania.

NAPRAWDĘ TRUDNY DZIEŃ...

Brak prądu początkowo jest tylko irytujący. Pewnego zimowego poranka budzik nie zadzwonił i zaspałeś do pracy. W domu panuje chłód, bo choć masz piec na gaz ziemny, to nie działa elektroniczny termostat ani dmuchawa rozprowadzająca ciepło po wszystkich pomieszczeniach. Dociera do ciebie, że za dnia trzyma kilkustopniowy mróz, a nocą temperatura spada do minus kilkunastu, więc gdy wrócisz z pracy, w domu będzie już przeraźliwie zimno. Podejrzewasz, że marznąca mżawka musiała doprowadzić do zerwania linii energetycznej.

Na śniadanie zamiast jajecznicy i gorącej kawy raczysz się płatkami na zimno i sokiem. Kiedy przywrócą prąd? Zastanawiasz się, jak długo wytrzyma żywność w zamrażalniku. Spiesząc się do pracy, rezygnujesz z porannego golenia, elektryczna maszynka i tak zresztą nie działa. Wskakujesz do samochodu, ale silnik nie odpala. Radio samochodowe nie działa. Sąsiad grzebie pod maską swojego auta. Jemu mróz też musiał załatwić akumulator. W oddali słyszysz strzały z gaźnika pick-upa. Komuś przynajmniej odpalił.

Wracasz do domu i włączasz radio tranzystorowe. Nie działa. Dziwne, bo jest i na prąd i na baterie. Dzieciak musiał przełożyć baterie z aparatu, myślisz sobie. Wygrzebujesz zapasowe radio z poobijanej puszki po amunicji. Tej, w której trzymasz sprzęt wędkarski i którą zabierasz na eskapady z muchówką. Próbujesz coś złapać na falach średnich i ultrakrótkich, ale słyszysz głównie szum. Udaje ci się dostroić tylko jedną stację. Spanikowanym głosem spiker mówi coś o impulsie elektromagnetycznym (EMP) na dużej wysokości nad Środkowym Zachodem i awarii sieci energetycznych w całych Stanach, Meksyku i Kanadzie.

Głośna seria wystrzałów z broni palnej sprawia, że zrywasz się na równe nogi. Walą bardzo blisko, gdzieś w sąsiedztwie. Zapowiada się naprawdę trudny dzień...

Sytuacja, którą właśnie nakreśliłem, jest tylko jedną z wachlarza przyczyn końca świata, jaki znamy[5], możliwych w niedalekiej przyszłości.

Jakie są inne zagrożenia, na które powinniśmy być gotowi? Pozwolę sobie dorzucić (w przypadkowej kolejności) kilka innych, równie przerażających scenariuszy:

• kryzys hiperinflacyjny,

• kryzys deflacyjny,

• atak terrorystyczny z użyciem broni masowego rażenia: nuklearnej, biologicznej albo chemicznej,

• wojna nuklearna, biologiczna albo chemiczna,

• trzecia wojna światowa,

• embargo na ropę naftową nałożone na kraje Pierwszego Świata,

• stan wojenny,

• inwazja zbrojna,

• katastrofa klimatyczna,

• ogromna erupcja wulkanu lub seria trzęsień ziemi,

• uderzenie dużej asteroidy albo komety.

Żyjemy w niebezpiecznych czasach, w świecie o delikatnej i silnie wewnętrznie powiązanej infrastrukturze. W ostatnich latach byliśmy świadkami rosnących zagrożeń ze strony terroryzmu i niestabilności rynków finansowych. Przezorność każe się przygotować. W tej książce wyjaśniam, jak wybrać dobre miejsce do życia, a gdy już to się uda – a także jeśli zdecydujecie się pozostać w obecnym miejscu zamieszkania – jak się zaopatrzyć i przygotować do samowystarczalności. Robiąc to właściwie, będziecie w stanie ochronić swoją rodzinę przed wieloma zagrożeniami, by nie tylko przetrwać, ale i dobrze żyć.

Wierzę mocno, że największe szanse przeżycia daje azyl zapewniający warunki do życia przez cały rok, dlatego też większość informacji zawartych w tej książce skrojona jest na taki scenariusz. Może to wyglądać na grubą przesadę, ale gdy rozpęta się piekło[6], będziecie mi wdzięczni. Nie istnieje ideał takiego azylu, każdy bowiem ma specyficzne potrzeby. Jedni potrzebują bliskości dużego lotniska albo uniwersytetu – taka praca; inni mogą cierpieć na poważne schorzenia wymagające dostępu do specjalistycznej kliniki – należy więc brać dostosowane do osobistych wymagań poprawki[7] na wszystko, co tu przedstawiam.

ZŁOTA HORDA

Amerykańska populacja jest w tak wielkim stopniu zurbanizowana[8], że w przypadku trwającej dłużej niż tydzień awarii wschodniej albo zachodniej sieci energetycznej[9] wszystkie miasta w bardzo krótkim czasie przestaną nadawać się do życia. Przewiduję w takim przypadku niemal niemożliwą do powstrzymania lawinę zdarzeń:

• awaria sieci energetycznej, a po niej

• awaria sieci wodociągowej, a po niej

• zakłócenia w dostawach żywności, a po nich

• upadek ładu i porządku publicznego, a po nich

• pożary i powszechne grabieże, a po nich

• ogromne „złote hordy” migrujące z największych miast.

Gdy jakość życia w miastach raptownie spadnie do zera, dzikie tłumy wyleją się z metropolii i otaczających ich przedmieść ku głębokiej prowincji. Mój drogi, nieżyjący już ojciec, Donald Rawles, administrator badań naukowych w Lawrence Livermore National Laboratory w Kalifornii, zwykł pół żartem, pół serio nazywać je „złotą hordą”. Miał oczywiście na myśli analogię do trzynastowiecznych mongolskich hord, użytą we współczesnym kontekście. Złotą Ordą[10] była dynastia chanów mongolskich z tamtego okresu. Stąd złote hordy.

CIENKA ZASŁONA

Na wykładach dotyczących zagadnień survivalowych często mówię, że cywilizacja jest tylko cienką zasłoną okrywającą nasze społeczeństwo. To, co jest pod spodem, nie jest zbyt piękne i niewiele potrzeba, by to obnażyć. Weźcie na przykład przeciętnego mieszczucha i dajcie mu zmarznąć, zmoknąć, zmęczyć się, niech dopadnie go głód lub pragnienie; odbierzcie mu do tego telewizję, piwo, używki i inne uspokajacze, a rychło pokaże dzikie oblicze. Jest jak cebula: zedrzyjcie z niego kilka warstw, a zaraz poczujecie smród.

Proponuję eksperyment myślowy: spójrzcie na świat oczami statystycznego – hipotetycznego, ale zupełnie typowego – mieszkańca przedmieść. Oto Joe. Na kryzys jest zupełnie nieprzygotowany. Zapasów w spiżarni nie wystarczy mu nawet na tydzień. Ma pompkę dwunastkę[11], której nie używał od lat, pół baku paliwa w minivanie i może jeszcze galon albo dwa w kanistrze, do kosiarki. I wtedy nastaje koniec świata, który znał. Prądu brak, zatrudnienie jest już tylko wspomnieniem, spłuczka nie działa, a woda przestała w magiczny sposób wylewać się na żądanie z kranu. Żona i dzieci w panice. Półki w supermarkecie ogołocone do zera. Na ulicach zaczynają się zamieszki. Na stacjach benzynowych zabrakło paliwa. Banki zamknięto. Czysta desperacja: Gdzie iść? Co począć?

Jest wielce prawdopodobne, że Joe pomyśli: „Znajdę gdzieś na odludziu daczę jakiego bogatego dupka, który zagląda do niej najwyżej dwa razy do roku”. W rezultacie wszystkie turystyczne miejscówki nad Wielkimi Jeziorami, na wybrzeżach i w górach rychło zaleją hordy uciekających z miasta panów Joe[12].

Może zamiast tego postanowi: „Idźmy tam, gdzie produkują żywność”. W rezultacie miejsca takie jak Imperial Valley, Willamette Valley i Red River Valley także szybko zapełnią tłumy. Zdesperowanych panów Joe przybędzie tam tak wielu, że rychło rozgorzeją walki i strzelaniny. Zrobi się naprawdę paskudnie i niebezpiecznie.

FUNDAMENT: SIEĆ ENERGETYCZNA

Gdyby przerwa w dostawach prądu potrwała dłużej niż tydzień, sytuacja stałaby się krytyczna. Pomyślcie nad tym. W przypadku długotrwałego braku prądu czeka nas taki scenariusz:

• W większości miast i miasteczek przestaną działać wodociągi i ustaną dostawy wody pitnej.

• Najprawdopodobniej tłum uchodźców opuści miasto.

• Możliwe są masowe ucieczki z więzień.

• Niemal wszelka łączność zostanie zerwana. Centrale telefoniczne mają co prawda zabezpieczenie w postaci dwuwoltowych akumulatorów głębokiego rozładowania, ale wystarczy im energii najwyżej na tydzień. Nie zainstalowano w nich awaryjnych generatorów, bo przerwy w dostawie prądu przekraczające siedemdziesiąt dwie godziny uznano za nieprawdopodobne (nieroztropnie, panie Bell!). W związku z tym, gdy sieć energetyczna ulegnie awarii, w telefonach stacjonarnych, komórkach i łączach internetowych zabraknie sygnału. Bez prądu i środków łączności zapanuje anarchia. Wyłączone będą alarmy przeciwwłamaniowe, oświetlenia posesji i systemy monitoringu, nie będzie jak wezwać policji czy straży pożarnej.

• Zabraknie zasilania w stacjach dializ, w szpitalach przestaną działać respiratory, ustaną dostawy butli z tlenem dla osób z przewlekłymi chorobami płuc, insuliny dla diabetyków itp. Życie każdego cierpiącego na przewlekłą chorobę będzie zagrożone.

• Większość grzejników z dmuchawą odmówi posłuszeństwa, nawet jeśli odłączycie termostat. Kotły z podajnikiem w ogóle przestaną działać[13].

• W większości miejsc, oprócz znajdujących się w bezpośredniej bliskości źródeł, ustaną dostawy gazu ziemnego.

• Nie zadziała numer alarmowy 112[14], w godzinie próby zabraknie „kawalerii w odwodzie”. Gdy nastanie bezprawie, ty, twoja rodzina i twoi sąsiedzi będziecie zdani na własne siły.

• Warunki sanitarne w dużych miastach staną się trudne. Niemal każdy będzie zmuszony czerpać wodę z odkrytych zbiorników, jednocześnie zanieczyszczając te źródła.Gdy zabraknie prądu i wody, a spłuczki przestaną spłukiwać, większość mieszczuchów nie zajmie się kopaniem wychodków ani dołów na odpadki. W ciągu tygodnia od ustania dostaw prądu warunki sanitarne w metropoliach ulegną dramatycznemu pogorszeniu.

ŁAŃCUCHY DOSTAW– DŁUGIE I PODATNE NA AWARIE

Kiedy prowadzę wykłady albo udzielam wywiadów radiowych, jestem często proszony o podanie przykładów kruchości naszego świata. Proszę bardzo, odpowiadam, oto jeden z najlepszych przykładów: kanban czy just-in-time to wymyślone przez Japończyków metody sterowania produkcją, które Amerykanie zaczęli wdrażać w latach 70. dwudziestego wieku. Dziś są powszechnie stosowane w niemal każdej gałęzi przemysłu. Koncepcja jest prosta: dzięki ścisłej koordynacji działań podwykonawców i dostawców części, producent nie musi magazynować dużych ilości podzespołów. Kanban jest podstawą tzw. „odchudzonej” produkcji: producenci zamawiają części na bieżąco, czasem nawet dwa razy tygodniowo. Zakłady zatrudniają specjalistów od Sześć Sigma[15] i guru od kaizen[16], inwestują w skomplikowane systemy analityczne, angażują dodatkowych administratorów do spraw zakupów i wszystkie te zabiegi w rezultacie dają im oszczędności. Systemy just-in-time oferują szereg zalet: przestrzeń magazynowa jest mniejsza, mniej kapitału inwestuje się w podzespoły, spada też ryzyko wyjścia z użycia magazynowanych podzespołów.

Wadą takiego rozwiązania jest wysoka wrażliwość produkcji na wszelkiego rodzaju zakłócenia w systemie dostaw. Gdy dostawy z jakiegokolwiek powodu ustaną albo komunikacja zostanie przerwana, kiedy u dostawcy podzespołów wybuchnie strajk albo napotka on inne problemy, wtedy linie produkcyjne będą musiały stanąć. Brak tylko jednego podzespołu oznacza całkowite wstrzymanie produkcji.

Koncepcję kanban wdrożyły także amerykańskie sklepy, w szczególności spożywcze. W czasach minionych – powiedzmy do początku lat dziewięćdziesiątych – sklepy spożywcze wyposażone były w dobrze zaopatrzone zaplecze, z dużym zapasem suchej żywności. Dziś magazyny te zostały zastąpione stanowiskami do rozładowywania palet. Przywieziony od hurtownika towar w  całości trafia od razu na sklepowe półki. Widzicie wszystko, co jest w sklepie. Czytniki kodów kreskowych przy kasie zintegrowane są ze skomplikowanym systemem zamówień – kupno trzech słoików dżemu skutkować może natychmiastowym złożeniem zamówienia w hurtowni na trzy kolejne słoiki. Dopóki komunikacja i transport działają bez zarzutu, dopóty wszystko chodzi jak szwajcarski zegarek. Co się jednak stanie, gdy infrastruktura dostaw ulegnie awarii?

Panika potrafi ogołocić półki w kilka godzin. Nauka, jaka z tego płynie, to: trzeba być przygotowanym zawczasu. NIE LICZCIE na to, że będziecie w stanie odpowiednio się zaopatrzyć, gdy wybuchnie kryzys. Zgromadźcie zapasy żywności wcześniej.

Należy zwrócić uwagę, że w całych Stanach Zjednoczonych działa zaledwie piętnaście zakładów konfekcjonowania żywności o długiej przydatności do spożycia, a jeszcze mniej firm zajmuje się sprzedażą nasion ogrodniczych niebędących mieszańcami[17]. Na jak długo wystarczy im zapasów, gdy świat ogarnie pandemia bardzo zaraźliwego, przenoszonego z człowieka na człowieka szczepu grypy o wysokiej śmiertelności? Obecnie ceny są niskie, a zapasów w bród. Lepiej się zaopatrzyć o rok za wcześnie, niż próbować o dzień za późno.

Niniejsza książka pomoże wam ruszyć z przygotowaniami na koniec świata.

MOJA FILOZOFIA

Zanim zaczniemy, pozwólcie, że opowiem co nieco o sobie. Urodziłem się i wychowałem w Livermore w Kalifornii, tuż obok Lawrence Livermore National Laboratory. Dorastanie w latach 60., w czasach budowania schronów atomowych, w miejscu, w którym odsetek miejsc w schronach atomowych na mieszkańca był jednym z wyższych w kraju, sprawiło, że do dziś bardzo poważnie traktuję globalne zagrożenia i ich wpływ na życie jednostek. Uzyskałem licencjat z dziennikarstwa, a także dyplomy z historii, nauk wojskowych i historii wojskowości. Jestem byłym oficerem amerykańskiego wywiadu wojskowego, w którym pracowałem na różnych szczeblach – taktycznych i strategicznych. Jako oficer wywiadu musiałem być na bieżąco z sytuacją geopolityczną, co uświadomiło mi, jak kruchy jest nasz współczesny świat. Zdałem sobie sprawę, że gospodarcze i polityczne punkty zwrotne nie zdarzają się w historii często, ale gdy już to następuje, to zazwyczaj niezwykle gwałtownie. Zdałem sobie też sprawę, że najczęściej ofiarami takich wydarzeń padają uchodźcy i obiecałem sobie, że za żadne skarby nigdy nie zostanę uchodźcą.

Już jako nastolatek postanowiłem znacząco zwiększyć swoje szanse przeżycia w ciężkich czasach dzięki treningom i przygotowaniu. Później, już jako dziennikarz i bloger, zyskałem głos i możliwość dotarcia do setek tysięcy ludzi, których zachęcam do preppingu. Żywię nadzieję, że moje porady w znaczącym stopniu zwiększą waszą odporność na najgorsze. Wy także macie możliwość wyrwania się ze szponów statystyki i zwiększenia swoich szans na przeżycie.

Czytelnicy mojego bloga – www.survivalblog.com – mówią na siebie „Rawlezjanie”. Aby w pełni zrozumieć szkołę myśli Rawlesa, należy ją wyraźnie oddzielić od wielu pseudosurvivalowych filozofii. Wielu ich zwolenników kładzie przesadny nacisk na techniki prymitywne i tak zwany survival zielony (leśny), inni znowu skupiają się zbytnio na gadżetach technologicznych. Jeszcze inni odrzucają myśl o przygotowaniach do samoobrony. Wielu z nich nie zaprząta sobie głowy kwestiami pomocy innym i wspierania sąsiadów po katastrofie. Poniższe punkty, a także to, co już wcześniej wyłuszczyłem, podają ogólny zarys mojej filozofii przetrwania:

TERENY O MAŁEJ GĘSTOŚCI ZALUDNIENIA SĄ BEZPIECZNIEJSZE

Z kilkoma wyjątkami, mniejsze zaludnienie oznacza zwykle mniej kłopotów. W czasie kryzysu nastąpi masowa migracja z miast. Należy o tym myśleć jak o armii na polu bitwy: im rzadszy tłum, tym mniejsze zagrożenie. Prawo odwrotnych kwadratów ma tu jak najbardziej zastosowanie[18].

OKAZUJCIE UMIAR, ALE ZAWSZE BĄDŹCIE GOTOWI NA WSZYSTKO

Ojciec często mi powtarzał: „Lepiej nosić zbędną broń, niż nie mieć jej w potrzebie”. Namawiam czytelników, by zawsze, gdy to tylko możliwe, broniąc się, stosowali umiar. Są jednak takie chwile, gdy nic prócz precyzyjnie wystrzelonego w cel ołowiu nie rozwiąże problemu.

W GROMADZIE SIŁA

Samotny twardziel to godna pochwały postawa, ale nikt w pojedynkę nie obroni domu przed napastnikami. Skuteczna całodobowa obrona posiadłości wymaga pełnego zaangażowania co najmniej dwóch rodzin. Każda dodatkowa para rąk oznacza jednak dodatkową gębę do wykarmienia. Jeśli nie macie nieograniczonych środków i nieskończonych zapasów żywności, przy kompletowaniu załogi musicie znaleźć kompromis.

ABSOLUT MORALNY

Podstawy etyczne cywilizowanego świata słusznie określa Dekalog. Moralny relatywizm i świecki humanizm to równia pochyła, na której dnie leżą tyrania i gwałt albo anarchia i zezwierzęcenie. Wierzę, że aby przetrwać najgorsze, konieczna jest wiara i przyjaźń.

RASIZM JEST NIERACJONALNY

Ludzi należy sądzić podług ich zasług. Każdy, kto uogólnia i sądzi ludzi podług rasy, jest ślepy na prosty fakt, że w każdej grupie na Ziemi znaleźć można ludzi prawych, jak i niegodnych.

UMIEJĘTNOŚCI ZAMIAST GADŻETÓW I PRAGMATYZM NAD STYLEM

Współczesny świat jest pełen mądrali, pozerów i domorosłych komandosów. Prepping nie ogranicza się do uzbierania góry sprzętu. Potrzebujecie jeszcze praktycznych umiejętności, a te przyswoić można tylko przez naukę, trening i praktykę. Każdy kanapowy mistrz survivalu z kartą kredytową w garści może ubrać się od stóp do głów w gustowne wojskowe ciuchy w sklepie militarnym, a do nich dokupić karabin szturmowy obwieszony jak choinka akcesoriami. Pozory nie mogą nigdy przesłaniać rzeczywistych umiejętności praktycznych.

DOBRE ŹRÓDŁO WODY I ŻYZNA GLEBA TO PODSTAWA

Cuda zmechanizowanego rolnictwa, elektrycznie zasilane pompy nawadniające, nawozy sztuczne i pestycydy mogą sprawić, że nawet pustynia wyda plony. Ale gdy padnie zasilanie, wszystkie zagospodarowane nieurodzajne gleby szybko powrócą do stanu pierwotnego. Wtedy najwięcej szans na przeżycie długotrwałego kryzysu dadzą tereny o regularnych letnich opadach i żyznej glebie.

PRAWDZIWE OSZCZĘDNOŚCI

Współczesny pieniądz fiducjarny[19] jest w powszechnym obiegu, ale nie ma realnego pokrycia, wobec czego wszystkie waluty skazane są na inflację, a ta na dłuższą metę oznacza nieuchronny kryzys walutowy. Większość zasobów powinniście zainwestować w płodną ziemię i inne praktyczne, namacalne dobra, takie jak narzędzia ręczne. Pozostałe fundusze należy zainwestować w srebro i złoto.

NIENASYCONY RZĄD

Na moim blogu często ostrzegam przed podstępną tyranią państwa opiekuńczego. Mania organizowania każdego najdrobniejszego aspektu ludzkiego życia jest cechą znamienną krajów Pierwszego Świata. Regulacje te stały się tak wszechobecne i irytujące, że ukuto termin „państwo opiekuńcze”. Jeżeli miejscowe przepisy zaczynają wam nadmiernie doskwierać – nie czekajcie z przeprowadzką do innego stanu. Głosujcie nogami!

OD PRZYBYTKU GŁOWA NIE BOLI

Moi czytelnicy powtarzają: „Dwa to jedno, a jedno to nic”. Musicie być w stanie zapewnić byt rodzinie przez długie okresy niepokojów społecznych. Oznacza to magazynowanie niezbędnych „konserw, amunicji i bandaży”[20] w dużych ilościach. Jeśli kataklizm spowoduje załamanie handlu, przynajmniej przez jakiś czas będziecie w stanie polegać na własnych zapasach. Im więcej ich zgromadzicie, tym więcej wam zostanie na wymianę albo pomoc innym. Równie ważne są też wszechstronność i elastyczność. Dobrze uposażony wyznawca mojej filozofii będzie miał najpewniej cztery auta: jedno z napędem benzynowym, jedno z silnikiem Diesla, jedno na gaz i jedno z napędem elektrycznym. Prawdopodobnie będzie też dysponował awaryjnym generatorem, który można zasilać benzyną, propanem i gazem ziemnym. Nawet osoby dysponujące mniejszym budżetem mogą się zabezpieczyć, inwestując w jeden pojazd z silnikiem Diesla (więcej na ten temat w rozdziale 12).

PRZEPASTNA SPIŻARNIA TO PODSTAWA

Zapasy żywności są kluczowe. Nawet jeśli dysponujecie fantastycznym ogrodem i pastwiskiem, zawsze musicie mieć w odwodzie dobrze zaopatrzoną spiżarnię – na wypadek suszy, zarazy czy plagi.

SAME NARZĘDZIA TO ZA MAŁO

Tak jak posiadanie nart nie zrobiło jeszcze z nikogo narciarza, tak kupno karabinu nie uczyniło z nikogo dobrego strzelca. Właściwy trening i praktyka dadzą wam ogromną przewagę nad zwykłym obywatelem. Zapiszcie się na najlepszy trening strzelecki, na jaki was stać. Zróbcie kurs zaawansowanej pomocy medycznej. Zainteresujcie się miejscowym stowarzyszeniem krótkofalowców. Uprawiajcie ogródek warzywny. Nauczcie się spawać, kupcie palnik acetylenowy. Nabranie wprawy w niektórych z tych umiejętności wymaga lat pracy.

DAWNA TECHNIKA

W przypadku cywilizacyjnego krachu dziewiętnastowieczne (albo nawet starsze) narzędzia – takie jak młot i kowadło, maszyna do szycia z nożnym napędem czy ciągnięty przez konia pług – będzie o wiele łatwiej odtworzyć niż współczesne wynalazki.

POMOC BLIŹNIM

Jako chrześcijanin jestem moralnie zobligowany do niesienia pomocy bliźnim w potrzebie. Zgodnie ze starotestamentową cedaką[21] (dobroczynność i dziesięcina), wierzę, że mam obowiązek chronić najpierw najbliższą rodzinę, a następnie coraz dalsze kręgi: najbliższe sąsiedztwo, parafię i rozszerzać pomoc dalej, jeśli tylko środki na to pozwolą. Moja filozofia sprowadza się do prostej maksymy: w ciężkich czasach, póki starcza, dziel się.

BEZPIECZEŃSTWO ZAMIAST UBEZPIECZENIA

Samowystarczalność i samodzielność mają wiele twarzy. Musicie nieustannie walczyć o wodę pitną, żywność, schronienie, paliwo, środki pierwszej pomocy, komunikację i gdy zajdzie taka potrzeba – wdrażać „zasadę 308”, czyli strzelać, żeby zabić[22].

PRZEWAGA TECHNOLOGICZNA

Noktowizja, czujniki ruchu i środki łączności radiowej to kluczowe technologie dające znaczną przewagę nad przeciwnikiem. Wykorzystują najnowsze zdobycze techniki, nie można więc na nich polegać na dłuższą metę, ale w pierwszych chwilach kryzysu mogą być nieocenione. Inne, prymitywne rozwiązania, takie jak drut kolczasty czy kolczatka drogowa, także dają przewagę, a wystarczą na długie lata.

KROPLE POTU NA WAGĘ ZŁOTA

Nawet jeśli macie miliony na koncie, musicie nauczyć się robić wszystko samemu i nie bać się urobić po łokcie. Po upadku cywilizacji podział ról społecznych ulegnie dramatycznej zmianie. Jest wielce prawdopodobne, że jedynymi dostępnymi „prawdziwymi fachowcami” – którzy postawią szopę, naprawią bramę, zbiorą kukurydzę, naprawią silnik i rozrzucą po polu gnojówkę – okażesz się ty i twoja rodzina. Skutkiem ubocznym wysiłku będzie smukła sylwetka, sprawne mięśnie i prawidłowa masa ciała.

PRZYJACIÓŁ DOBIERAJCIE Z ROZWAGĄ

Zaprzyjaźnijcie się z ludźmi czynu mającymi fach w rękach, a nie z gadułami mocnymi tylko w gębie. Szukajcie takich, którzy podzielają wasz światopogląd i postawę moralną. Życie pod jednym dachem z innymi rodzinami nieuchronnie stanie się źródłem napięć, które zminimalizujecie, wyznając wspólną religię i normy zachowań. Nie sposób nauczyć się wszystkiego. Stwórzcie grupę, w której jeden będzie znał się na pomocy medycznej, drugi na walce zbrojnej, ktoś będzie miał doświadczenie z elektroniką, a ktoś inny opanuje dawne techniki.

W MASIE SIŁA

Masa powstrzyma karabinowe kule. Masa zatrzyma promieniowanie jonizujące. Masa zatrzyma (albo przynajmniej spowolni) wrogów przed wdarciem na teren posesji, by jej mieszkańców pozbawić dóbr i życia. Worki na piasek są tanie, kupcie ich mnóstwo. Planując budowę azylu, myślcie w kategoriach średniowiecznej twierdzy.

OBOWIĄZKOWY PLAN AWARYJNY

Bez względu na to, jak wspaniały jest wasz wielki plan przetrwania wszystkich kataklizmów, musicie zachować elastyczność i zdolność adaptacji. Sytuacja i okoliczności potrafią się zmieniać. Zawsze miejcie pod ręką zestaw ucieczkowy, nawet jeśli azylem przez okrągły rok jest wasz własny dom.

BĄDŹCIE OSZCZĘDNI

Wychowałem się w rodzinie, której kultywowana jest pamięć pionierskich czasów, a także bliższych nam trudów Wielkiego Kryzysu. Jedną z naszych rodzinnych mądrości jest motto: „Użyj, zużyj, napraw albo zrezygnuj z używania”.

O NIEKTÓRE RZECZY WARTO SIĘ BIĆ

Zachęcam czytelników, by unikali kłopotów, najlepiej przeprowadzając się do bezpieczniejszej okolicy. Czasem jednak może nastać ten dzień, gdy nie będzie wyboru i przyjdzie wam bronić rodziny lub sąsiadów. Jeśli do tego kochacie wolność, bądźcie gotowi o nią walczyć – dla własnego dobra i dobra waszych dzieci.

NAJLEPSZY AZYL TO TAKI,W KTÓRYM MIESZKACIE NA CO DZIEŃ

Czekać z ucieczką do ostatniej chwili to bardzo zły pomysł. Nawet jeżeli w azylu zgromadziliście dziewięćdziesiąt procent zapasów i sprzętu, to nie ma gwarancji, że uda się wam tam dotrzeć. A gdy poruszając się pieszo, znajdziecie się tam z kilkudniowym czy kilkutygodniowym opóźnieniem, może się okazać, że waszą kryjówkę zajmuje już banda dzikich lokatorów, z zapałem obżerająca starannie zaprowiantowaną spiżarnię. Konieczność porzucenia auta i podjęcia wędrówki wiąże się z bardzo dużym ryzykiem. Usilnie namawiam więc czytelników, aby azyl był ich miejscem stałego pobytu, przez cały rok. Nawet jeżeli oznacza to rezygnację z dobrze płatnej pracy w mieście.

Najlepszym posunięciem jest jak najszybsze opuszczenie terenów silnie zurbanizowanych i podróż bocznymi drogami. Tym z was, którzy z powodów rodzinnych lub innych zmuszeni są mieszkać z dala od przygotowanego azylu, zalecam staranne przestudiowanie map i wykonanie kilku jazd próbnych z odbiornikiem nawigacji satelitarnej, aby opracować co najmniej pięć alternatywnych dróg ucieczki – niektórych z dużymi objazdami – aby ominąć duże skupiska ludzkie, z których należy spodziewać się masowych migracji. Nie muszę dodawać, byście zawsze, ale to zawsze mieli przygotowany zapas paliwa, który pozwoli dojechać do azylu bez konieczności tankowania po drodze.

W zależności od przepisów przeciwpożarowych obowiązujących w waszej okolicy, konieczne może okazać się przechowywanie zapasów paliwa na zaplanowanej trasie (najlepiej u rodziny albo przyjaciół). Wiąże się z tym kolejna trudność – paliwa nie można trzymać w nieskończoność, należy je regularnie wymieniać. Z tego powodu olej napędowy jest lepszy, bo można go magazynować o wiele dłużej niż etylinę i jest bezpieczniejszy.

Gdy nadejdzie godzina próby, nie zwlekajcie ani chwili. Musicie wydostać się z miasta przed Złotą Hordą, póki jeszcze drogi są przejezdne. Lepiej zachować nadmierną czujność i stracić kilka wypracowanych w pocie czoła dni urlopu, przy każdym fałszywym alarmie uciekając do azylu, niż pokpić sprawę i utknąć w ogromnym korku, patrząc bezradnie na tylne reflektory aut tych, którzy opuścili miasto przed nami. Spytajcie ludzi, którzy próbowali uciec z wybrzeży Zatoki Meksykańskiej tuż przed nadejściem huraganu Katrina. Korek był gigantyczny.

Przygotowanie azylu w miejscu oddalonym co najmniej trzysta mil[23] od większych ośrodków miejskich, leżącym z dala od dużych arterii komunikacyjnych, którymi poruszać się będą hordy uciekinierów, w znaczącym stopniu zminimalizuje ryzyko niepożądanych odwiedzin.

NIE MA PRZYPADKU

Trzymacie tę książkę w dłoniach nieprzypadkowo, nic nie dzieje się bez przyczyny. Wierzę, że już niebawem wielu z was rozpocznie wielką przygodę z preppingiem, która nie tylko pozwoli przygotować się na gorsze czasy, ale także nauczy przydatnych umiejętności, dzięki którym zyskacie większą pewność siebie. W połączeniu z właściwie dobranym zestawem narzędzi, da to podwaliny pod prawdziwą samowystarczalność, przydatną we wszystkim, z czym przyjdzie wam się w życiu mierzyć. Mając dobre przygotowanie i trening, będziecie w stanie dzielić się z innymi, mniej przewidującymi sąsiadami czy przyjaciółmi – zarówno posiadanymi umiejętnościami, jak i nadwyżką zapasów.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

PRZYPISY

[1] Angielskie słowa prepping czy preparedness oznaczają dosłownie przygotowania, gotowość. W kontekście niniejszej książki jest to filozofia bycia przygotowanym na trudne czasy, w takiej formule zrodzona w USA w pierwszych latach zimnej wojny, gdy Amerykanie gromadzili zapasy żywności i budowali schronienia na bardzo realną wtedy możliwość wybuchu konfliktu nuklearnego. Ruch rozwija się do dziś, znalazł także zwolenników w innych krajach. W polskich słownikach nie istnieje jeszcze termin zjawisko to nazywający, dlatego zdecydowaliśmy się używać zapożyczenia prepping. W języku polskim funkcjonuje także synonimiczne „prepperstwo” (przyp. tłum.).
[2] Książka powstawała po kryzysie 2008 roku; obecna sytuacja związana z pandemią sprawia, że nie straciła aktualności (przyp. red.).
[3] Jak podaje Wikipedia, swap ryzyka kredytowego „jest umową, w ramach której jedna ze stron transakcji w zamian za uzgodnione wynagrodzenie zgadza się na spłatę długu należnego drugiej stronie transakcji od innego podmiotu – podstawowego dłużnika” (https://pl.wikipedia.org/wiki/Credit_default_swap). Te instrumenty finansowe były szeroko krytykowane w czasie kryzysu finansowego 2008 roku, jako jedna z przyczyn jego powstania (przyp. red.).
[4] Mania używania rozbudowanych skrótów jest specyfiką bardzo amerykańską, w gwarze preppingu jeszcze bardziej nasiloną. W niniejszym przekładzie wspominamy i wyjaśniamy znaczenia używanych skrótów, ale w większości tekstu staramy się używać polskich, opisowych określeń (przyp. tłum.).
[5] Jest to bardzo często używany w środowisku anglojęzycznych pasjonatów preppingu zwrot: ang. The End of the World As We Know It (TEOTWAWKI), stosowany dla odróżnienia od „końca świata”, który może być rozumiany szerzej, jako zupełna zagłada ludzkości albo nawet koniec otaczającego nas świata materialnego – planety, Układu Słonecznego itd. (przyp. tłum.).
[6] W literaturze i tekstach dotyczących preppingu stosowany jest często amerykański skrót SHTF (ang. when the Shit Hits The Fan – „kiedy gówno wpadnie w wentylator”) bardzo obrazowo oddający dramatyczną i nagłą sytuację, która nie szczędzi nikogo (przyp. tłum.).
[7] Jest to oczywiście jeszcze bardziej istotne dla polskich czytelników, którzy zmuszeni są dostosować podane porady do krajowych warunków. Tam, gdzie tylko wydaje się to konieczne, na przykład ze względu na odmienne przepisy prawa, tłumacze oraz redaktor opatrują tekst stosownymi przypisami (przyp. tłum.).
[8] W Stanach Zjednoczonych 80 procent populacji mieszka w miastach. W Polsce odsetek ten wynosi 60 procent (przyp. tłum.).
[9] Infrastruktura sieci energetycznych w Ameryce Północnej dzieli się na Wschodnią, Zachodnią, Teksańską, Alaskańską i Quebeku. Każda z nich obejmuje zasięgiem po kilkadziesiąt, a nawet kilkaset milionów mieszkańców (przyp. tłum.).
[10] W bardziej ścisłym znaczeniu było to określenie głównej rezydencji chana, ale także państwa mongolskiego. Orda i horda to synonimy w znaczeniach określających namiot, państwo czy dynastię, ale nie w znaczeniu dzikich tłumów, co nazywa się hordą (przyp. tłum.).
[11] Strzelba gładkolufowa kalibru 12 ga (przyp. tłum.).
[12] W Polsce byłyby to zapewne Mazury, wybrzeże Bałtyku czy góry (przyp. tłum.).
[13] Tak naprawdę nie będą działać w takiej sytuacji niemal żadne źródła ciepła oprócz kominków oraz kotłów na paliwa stałe bez elektroniki, podajnika i pompy obiegowej (przyp. red.).
[14] W USA używa się głównie numeru alarmowego 911, ale 112 także funkcjonuje (przyp. tłum.).
[15] Sześć Sigma – metoda zarządzania jakością produkcji (przyp. tłum.).
[16] Japońska filozofia ustawicznego polepszania procesów zarządzania i produkcji (przyp. tłum.).
[17] Nasiona odmian hybrydowych (mieszanych, oznaczanych kodem F1) dają lepsze plony, ale tylko w pierwszym pokoleniu, w następnych następuje degeneracja ich właściwości (przyp. tłum.).
[18] To prawo odnosi się np. do natężenia promieniowania, które maleje odwrotnie proporcjonalnie do kwadratu odległości od źródła promieniowania (przyp. red.).
[19] Innymi słowy waluta, której wartość nie jest oparta na dobrach materialnych, np. złocie lub srebrze, lecz na wierze i zaufaniu do podmiotu (państwa) ją emitującego (przyp. red.).
[20] To popularne wśród amerykańskich preppersów określenie produktów, których trzeba mieć duży zapas: beans, bullets and band-aids (przyp. red.).
[21] W judaizmie to obowiązek m.in. opieki nad ubogimi, udzielania gościny przybyszom, zapewniania opieki lekarskiej chorym (przyp. red.).
[22] Nie jest to formalna reguła, a jedynie zgrabne sformułowanie przyjętej przez autora książki zasady: https://survivalblog.com/section-133-rule-1830-rule-308/ (przyp. red.).
[23] Trzysta mil to około pięciuset kilometrów. W warunkach amerykańskich ma to sens, ale też nie wszędzie. Tylko zachodnia połowa kontynentu daje możliwość tak dużego odosobnienia. W warunkach polskich oznacza to mniejsze odległości i szukanie oddalenia od miast wojewódzkich i autostrad (przyp. tłum.).