Jak usunąć wujka z podłogi - Małgorzata Węglarz, Mateusz Węgrowski,  - ebook

Jak usunąć wujka z podłogi ebook

Małgorzata Węglarz, Mateusz Węgrowski,

4,3

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.

20 osób interesuje się tą książką

Opis

Klienci często pytają, dlaczego opróżniamy całe mieszkanie, a nie tylko pokój po trupie?

Ludzie zapominają, że zabranie ciała z mieszkania nie zatrzymuje rozkładu. Wtedy dopiero pokój zaczyna „żyć”. I to jest największe zagrożenie dla zdrowia człowieka.

 

To, co dzieje się na miejscu zbrodni, samobójstwa czy po prostu śmierci, jest dla większości z nas zagadką. Opisy tych miejsc brzydzą, odrzucają… Ale większość z nas i tak nadstawia uszu.

Kiedy miejsce zgonu opuści już policja, straż pożarna czy prokuratura, kiedy ciało zostanie zabrane, wkraczają oni: ekipy sprzątające.

Mateusz Węgorowski jest założycielem jednej z pierwszych firm na polskim rynku, która zajmuje się sprzątaniem funeralnym. Ta książka to zbiór prawdziwych opowieści zza kulis zawodu, o którym wciąż niewiele wiemy. Są w niej opisy trudnych, niemal surrealistycznych sytuacji, takich jak sprzątanie zębów wbitych w ścianę po wybuchu granatu, ale też refleksje i spostrzeżenia dotyczące ostatnich chwil wielu Polaków.

Dlaczego do wyczyszczenia mieszkania po babci nie wystarczy „szmata i dobre chęci”? Czy na pewno „kiedyś nikt się tym nie przejmował i jakoś było dobrze”? I dlaczego często chętniej oglądamy zdjęcia zwłok w rozkładzie, niż pukamy do dawno niewidzianego sąsiada?

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 175

Oceny
4,3 (143 oceny)
75
42
19
5
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
fiktoria

Całkiem niezła

Temat bardzo ciekawy, ale dużym minusem tej książki jest fakt, iż rozmowy nie zostały przeredagowane. Pisane tak, jak człowiek mówi, a można było jednak poprawić kilka zdań na "formę pisaną" zamiast "mówionej".
20
Epikur46

Dobrze spędzony czas

Czyta się jednym tchem, z niesłabnącym zainteresowaniem.
10
dzust

Z braku laku…

Zbyt chaotyczne wypowiedzi rozmówców, do tego często powtarzające się. Szkoda zmarnowanego potencjału takiego tematu.
10
Angabanga

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam!
00
alexfr

Nie polecam

zawiodłam się. autor, który jest założycielem „jednej z pierwszych firm na polskim rynku, która zajmuje się sprzątaniem funeralnym”, używa języka, który wręcz razi… wszyscy wiemy, co mniej więcej dzieje się z ciałem po śmierci i nie są to przyjemne fakty ale nadużywanie słów trup, odór, smród itp. kłóci się z ciągłymi wzmiankami o znieczulicy, obojętności wobec bliskich i sąsiadów, którzy umierają w samotności. z jednej strony autor uświadamia jak jego branża jest potrzebna w dzisiejszych czasach, bo mnóstwo ludzi umiera w samotności a z drugiej strony sprzątając mieszkanie po zmarłej cierpiącej na zbieractwo, twierdzi że sprzątanie z córką denatki, która tylko według autora cierpiała na tą samą przypadłość było „upierdliwe i nie dało się tak pracować”
00

Popularność




Au­to­rzy: Ma­łgo­rza­ta Węglarz, Ma­te­usz Węgo­row­ski

Re­dak­cja: Ma­riusz Ku­lan

Ko­rek­ta: Ka­ta­rzy­na Zio­ła-Ze­mczak

Pro­jekt gra­ficz­ny okład­ki: Stu­dio KA­RAN­DASZ

Pro­jekt gra­ficz­ny ma­kie­ty i skład: Iza­be­la Kru­źlak

Ele­men­ty gra­ficz­ne: Shut­ter­stock

Zdjęcia: Ma­te­usz Węgo­row­ski, Grze­gorz Węgo­row­ski

Re­dak­tor pro­wa­dząca: Na­ta­lia Ostap­ko­wicz

Kie­row­nik re­dak­cji: Agniesz­ka Gó­rec­ka

© Co­py­ri­ght by Ma­łgo­rza­ta Węglarz & Ma­te­usz Węgo­row­ski

© Co­py­ri­ght for this edi­tion by Wy­daw­nic­two Pas­cal

Wszel­kie pra­wa za­strze­żo­ne. Żad­na część tej ksi­ążki nie może być

po­wie­la­na lub prze­ka­zy­wa­na w ja­kiej­kol­wiek for­mie bez pi­sem­nej zgo­dy wy­daw­cy, z wy­jąt­kiem re­cen­zen­tów, któ­rzy mogą przy­to­czyć krót­kie frag­men­ty tek­stu.

Biel­sko-Bia­ła 2024

Wy­daw­nic­two Pas­cal sp. z o.o.

ul. Za­po­ra 25

43-382 Biel­sko-Bia­ła

tel. 338282828, fax 338282829

pas­cal@pas­cal.pl, www.pas­cal.pl

ISBN 978-83-8317-399-3

Klau­dy­nie Wit­czak

sko­ro po­ko­cha­łaś li­te­ra­tu­rę fak­tu, li­czę na to, że ta ksi­ążka rów­nież przy­pad­nie Ci do gu­stu. Osta­tecz­nie, po­łączy­ły nas zwło­ki.

Kie­dy w 2020 roku szu­ka­łam roz­mów­ców do re­por­ta­żu do­ty­czące­go bra­nży po­grze­bo­wej, na ka­żdym kro­ku na­po­ty­ka­łam trud­no­ści. Stro­ny roz­dzia­łu, któ­re mia­ły być po­świ­ęco­ne fir­mom zaj­mu­jącym się sprząta­niem po zgo­nach, były, jak na iro­nię, czy­ste. Na roz­mo­wę ze mną nie zgo­dzi­ły się na­wet te fir­my, któ­re sze­ro­ko re­kla­mo­wa­ły się w In­ter­ne­cie.

Wte­dy po­ja­wi­li się oni: wy­baw­cy w bia­łych ro­bo­czych kom­bi­ne­zo­nach, z ma­ska­mi za­kry­wa­jący­mi oczy, któ­re wi­dzia­ły nie­jed­no. Ro­dzi­na Węgo­row­skich. Ich hi­sto­rie roz­bu­dzi­ły we mnie cie­ka­wo­ść, a roz­dział ma­jący się skła­dać z opi­sów do­świad­czeń wie­lu, stał się ro­dzin­ną opo­wie­ścią gro­zy.

Już pod­czas pro­mo­cji ksi­ążki sta­ło się dla mnie ja­sne, że część po­świ­ęco­na Węgo­row­skim będzie hi­tem. Prze­druk roz­dzia­łu Bra­nża, o któ­rej się nie mówi: sprząta­nie po zwło­kach uka­zał się w por­ta­lu In­te­ria.pl. Wy­wo­łał tak wiel­kie po­ru­sze­nie, że stro­na fir­my po raz pierw­szy w jej hi­sto­rii pa­dła z po­wo­du licz­by we­jść.

Trud­no się dzi­wić ta­kie­mu za­in­te­re­so­wa­niu: to, co dzie­je się na miej­scu zbrod­ni, sa­mo­bój­stwa czy po pro­stu śmier­ci, to dla wi­ęk­szo­ści z nas za­gad­ka. Opi­sy tych miejsc brzy­dzą, od­rzu­ca­ją… Ale wi­ęk­szo­ść z nas, sły­sząc o tym, nad­sta­wia uszu.

Li­czy­łam na to, że na­sza przy­go­da nie sko­ńczy się na tam­tych roz­mo­wach. Wci­ąż chcia­łam za­dać całą masę py­tań, a Ma­te­usz, Iwo­na i Grze­gorz mie­li jesz­cze wie­le do opo­wie­dze­nia. Na­sze dro­gi prze­ci­ęły się po­now­nie w maju 2021 roku. Do roz­mów za­pro­si­li­śmy rów­nież inne oso­by, któ­re zwy­kle w taki czy inny spo­sób są za­an­ga­żo­wa­ne w sprząta­nie po zgo­nach – po­li­cjan­tów, stra­ża­ków, praw­ni­ków oraz pra­cow­ni­ków za­kła­dów po­grze­bo­wych.

Mam przy­jem­no­ść przed­sta­wić zbiór praw­dzi­wych opo­wie­ści zza ku­lis za­wo­du, o któ­rym nie­wie­le wie­my i któ­re­go w za­sa­dzie nie ro­zu­mie­my. Trud­no się dzi­wić: kwe­stia po­sprząta­nia po zwło­kach jest w pol­skim pra­wie trak­to­wa­na po ma­co­sze­mu, a god­no­ść to, jak za­uwa­ży­cie, ostat­nie sło­wo, ja­kie mo­żna po­wi­ązać z ca­łym tym pro­ce­de­rem. Moi roz­mów­cy po­dzie­li­li się nie tyl­ko opi­sa­mi trud­nych, nie­mal sur­re­ali­stycz­nych sy­tu­acji, ta­kich jak sprząta­nie np. zębów wbi­tych w ścia­nę po wy­bu­chu gra­na­tu, ale ta­kże swo­imi spo­strze­że­nia­mi, i na­ma­lo­wa­li nie za­wsze ład­ny ob­raz ostat­nich dni Po­la­ków. Roz­ma­wia­li­śmy o zbie­ra­czach, ogól­nym na­sta­wie­niu i po­de­jściu lu­dzi do kwe­stii hi­gie­ny oraz za­sta­na­wia­li­śmy się, dla­cze­go chęt­niej ogląda­my zdjęcia zwłok w roz­kła­dzie, niż pu­ka­my do daw­no nie­wi­dzia­ne­go sąsia­da. Bar­dzo li­czę na to, że wszy­scy zro­zu­mie­my, iż ko­niecz­no­ść sprząta­nia po zgo­nach wy­ni­ka z za­ni­ku pod­sta­wo­wych wi­ęzi spo­łecz­nych, w czym ka­żdy z nas, ka­żde­go dnia, ma udział.

Mój dro­gi Czy­tel­ni­ku, mam na­dzie­ję, że do­sko­na­le zda­jesz so­bie spra­wę z tego, ja­kie te­ma­ty będą po­ru­sza­ne w ksi­ążce. Na wy­pa­dek gdy­byś jed­nak nie miał tej pew­no­ści, raz jesz­cze za­zna­czę: opo­wie­ści są szcze­re – moi roz­mów­cy mó­wią, jak jest, i po­dob­nie jak w przy­pad­ku tego, czym się zaj­mu­ją, ni­cze­go nie za­mia­ta­ją pod dy­wan. W ka­żdym roz­dzia­le ujaw­nia­my nie­pu­bli­ko­wa­ne wcze­śniej hi­sto­rie. Będzie krew, roz­kład, pły­ny ustro­jo­we. Może za­śmier­dzieć (me­ta­fo­rycz­nie: po­my­sł, aby spry­skać stro­ny ja­ki­mś pa­skudz­twem dla wzmoc­nie­nia efek­tu, zo­stał szyb­ko od­rzu­co­ny). Pa­mi­ętaj, czy­tasz na wła­sną od­po­wie­dzial­no­ść! Gwa­ran­tu­ję jed­nak, że war­to.

I mó­wię to śmier­tel­nie po­wa­żnie.

Ma­łgo­rza­ta Węglarz

Kra­ków, li­piec 2022

Rozkład

Z roz­kła­dem przede wszyst­kim wi­ąże się za­pach. To jego nie­odłącz­ny ele­ment. Sam za­pach nie­ko­niecz­nie stwa­rza za­gro­że­nie dla ży­cia, ale bio­rąc pod uwa­gę ka­żdą mo­żli­wo­ść, na­kła­da­my ma­ski z fil­tra­cją. Ni­g­dy nie wia­do­mo, czy coś się nie prze­nie­sie do na­szych płuc i nie wy­wo­ła dys­kom­for­tu w po­sta­ci cho­cia­żby wy­mio­tów.

Ka­żdy z nas skła­da się w 70% z wody. Kie­dy czło­wiek umie­ra, jego cia­ło pa­ru­je. Za­zwy­czaj pierw­sze roz­kła­da­ją się żo­łądek i mózg. Te pły­ny wy­pły­wa­ją z uszu, nosa, oczo­do­łów i pa­ru­ją; opar, któ­ry wy­cho­dzi z cia­ła, wędru­je po miesz­ka­niu, no i w ko­ńcu się osa­dza. Klien­ci często py­ta­ją, dla­cze­go opró­żnia­my całe miesz­ka­nie, a nie tyl­ko po­kój po tru­pie? No wła­śnie dla­te­go – żeby nikt nie mu­siał wdy­chać bab­ci.

Wszyst­ko za­le­ży od tego, ile cza­su upły­nęło od zgo­nu. Po dwóch dniach nie mu­si­my wszyst­kie­go wy­rzu­cić, ale po ty­go­dniu lub dwóch sta­je się to ko­niecz­no­ścią. Często to­wa­rzy­szą nam mu­chy pluj­ki. Po nie­ca­łych 11 dniach roz­wi­ja­ją się lar­wy.

Te lar­wy ży­wią się cia­łem, a po­tem wędru­ją po miesz­ka­niu ob­le­pio­ne dro­bin­ka­mi zwłok. Wej­dą w ka­żdą szcze­li­nę, po­tra­fi­my je zna­le­źć pod podło­gą, żywe. Roz­no­szą krew, sia­da­ją na su­fi­cie, na lam­pach, me­blach. Kie­dyś we­szli­śmy do miesz­ka­nia, któ­re całe było w czer­wo­nych krop­kach, jak po wy­bu­chu gra­na­tu. Mu­chy po­tra­fią prze­le­cieć kil­ka­na­ście ki­lo­me­trów, żeby do­trzeć do cia­ła. Wcho­dzą przez ka­na­ły wen­ty­la­cyj­ne, przez szpa­ry w oknie – za­wsze so­bie po­ra­dzą. Po­rządek w domu nie ma żad­ne­go zna­cze­nia. Jest roz­kład, mija okre­ślo­ny czas i ro­bac­two musi być. Ono nie bie­rze się spod podło­gi, tyl­ko z much, któ­re po kil­ku dniach doj­rze­wa­ją, wy­cho­dzą i zja­da­ją oby­wa­te­la.

Mie­li­śmy kil­ka ta­kich przy­pad­ków, że cia­ło spa­li­ło się w miesz­ka­niu, wte­dy trud­no mó­wić o ro­ba­kach. Wie­le osób pyta nas o roz­kład spa­lo­ne­go czło­wie­ka. Śmier­dzi? Bio­rąc pod uwa­gę, że pali się rów­nież tona pla­sti­ku, me­bli, tyn­ku i ten za­pach jest bar­dzo in­ten­syw­ny, to nie da się roz­ró­żnić, czy spa­li­ło się cia­ło ludz­kie, czy coś in­ne­go. Gdy­by­śmy mie­li do czy­nie­nia z sa­mym cia­łem, to pew­nie ina­czej by pach­nia­ło. Za­zwy­czaj je­że­li ktoś gi­nie w po­ża­rze, to miesz­ka­nie jest już do­szczęt­nie spa­lo­ne. Tu­taj to bar­dziej kwe­stia szcząt­ków: ja­kiś pa­lec wy­rzu­ci­li­śmy lub po­ło­wę ręki. Są to jed­nak szcząt­ki, któ­re trud­no zi­den­ty­fi­ko­wać, bo zwy­kle miesz­ka­nie jest w gru­zach.

Mie­li­śmy taki przy­pa­dek. Przy­je­cha­li­śmy po­sprzątać po po­ża­rze. Nie­wiel­ka su­te­re­na, na miej­scu usły­sze­li­śmy „Tyl­ko uwa­żaj­cie, bo mogą być szcząt­ki”. Wcze­śniej po­ja­wi­li się stra­ża­cy, wy­wa­ży­li drzwi, uga­si­li po­żar, zro­bi­li ja­kieś oględzi­ny i po­je­cha­li. Po ja­ki­mś cza­sie je­den z sąsia­dów za­dzwo­nił na po­li­cję, że śmier­dzi roz­kła­dem, ze­psu­tym mi­ęsem. Oka­za­ło się, że drzwi, któ­re wy­wa­la­li stra­ża­cy, przy­gnio­tły oso­bę, któ­ra spło­nęła – już nie żyła. Łącz­nie cia­ło prze­le­ża­ło tam ty­dzień. Tak się skur­czy­ło, że trud­no było je do­strzec, mia­ło za­le­d­wie metr, dla­te­go nikt go nie za­uwa­żył. Tak, wte­dy śmier­dzia­ło.

Zwy­kle nie mamy stycz­no­ści z cia­łem, ale do­sko­na­le wie­my, jak wy­gląda mar­twy czło­wiek. Oso­bi­ście na­pa­trzy­łem się na zwło­ki ludz­kie przy oględzi­nach po­li­cji. Za­gląda­łem przez drzwi z cie­ka­wo­ści, „cze­ka­jąc na swo­ją ko­lej”. Cia­ło może mieć ko­lor po­nu­rej tęczy – zie­lo­ny, gra­na­to­wy, bor­do­wy, czar­ny. Im wi­ęk­szy roz­kład, tym ciem­niej­szy od­cień.

Po roku lub dwóch z cia­ła zo­sta­je skó­ra na­ci­ągni­ęta na szkie­let, zwło­ki są czar­ne i wy­su­szo­ne. Często klien­ci po­ka­zu­ją nam zdjęcia ta­kich roz­kła­da­jących się ciał. To, o czym lu­dzie za­po­mi­na­ją, to fakt, że za­bra­nie cia­ła z miesz­ka­nia nie za­trzy­mu­je roz­kła­du. Wte­dy do­pie­ro po­kój za­czy­na „żyć”. I to jest naj­wi­ęk­sze za­gro­że­nie dla zdro­wia czło­wie­ka.

Ma­te­usz Węgo­row­ski

”Ktoś to musi robić” – początek sprzątania funeralnego w Polsce

„Kie­dyś nikt się tym nie przej­mo­wał i ja­koś było do­brze” – czy­tam nie­raz w wy­po­wie­dziach użyt­kow­ni­ków In­ter­ne­tu na te­mat firm sprząta­jących po zgo­nach. We­dług wie­lu lu­dzi nie ma ta­kie­go za­bru­dze­nia, z ja­kim nie po­ra­dzi­łby so­bie ich ulu­bio­ny spe­cy­fik. Pro­fe­sjo­nal­ne fir­my, ich sprzęt oraz ci­ężka che­mia są często na­zy­wa­ne „wy­my­śla­niem” lub wręcz „wy­rzu­ca­niem kasy w bło­to”.

Je­że­li jed­nak, o iro­nio, po­grze­bie się głębiej, doj­dzie się do wnio­sku, że to, iż „kie­dyś nikt się tym nie przej­mo­wał”, wy­ni­ka z cze­go in­ne­go, niż się wi­ęk­szo­ści wy­da­je. Nikt się nie przej­mo­wał, bo nie wie­dział, czym po­wi­nien się przej­mo­wać. Ale po ko­lei.

W XIX wie­ku po­pu­lar­no­ścią cie­szy­ła się teo­ria mia­zma­tów oraz mo­ro­we­go po­wie­trza. Za­nim w 1847 roku Ignaz Sem­mel­we­is, węgier­ski po­ło­żnik, od­krył za­le­żno­ść po­mi­ędzy brud­ny­mi ręka­mi a prze­no­sze­niem cho­rób1, tym, cze­go po­wszech­nie się oba­wia­no, był… brzyd­ki za­pach. War­to tu­taj wspo­mnieć, że cho­ciaż my­cie rąk po ka­żdym kon­tak­cie z cho­rym ura­to­wa­ło ty­si­ące ist­nień, na po­cząt­ku Sem­mel­we­is zde­rzył się ze scep­ty­cy­zmem ko­le­gów po fa­chu. Inni le­ka­rze uzna­li jego teo­rię za wy­my­sł i na­praw­dę spo­ro wody w rze­ce mu­sia­ło upły­nąć, za­nim uda­ło się prze­ko­nać nie­do­wiar­ków do tej pro­za­icz­nej czyn­no­ści, któ­ra dzi­siaj jest pod­sta­wą hi­gie­ny. Jak się jed­nak oka­zu­je, XIX wiek nie był je­dy­nym w dzie­jach hi­sto­rii ludz­ko­ści, w któ­rym te­mat mo­ro­we­go po­wie­trza się po­ja­wiał.

Od wie­ków łączy­li­śmy nie­przy­jem­ny za­pach z cho­ro­ba­mi. Jak pi­sze An­drzej Ta­de­usz Sta­ni­szew­ski w swo­jej pra­cy Strza­ły za­tru­te­go po­wie­trza „na lu­dzie i na ka­żdą rzecz”. Wczes­no­no­wo­żyt­ne kszta­łto­wa­nie do­świad­cze­nia za­ra­zy:

Skon­cen­tro­wa­nie na po­wie­trzu i jego zwi­ąz­kach z roz­prze­strze­nia­niem się cho­rób było re­zul­ta­tem ty­leż ob­ser­wa­cji, co przy­swo­jo­nej od stu­le­ci lek­tu­ry au­to­ry­te­tów. Po­ten­cjal­ny zwi­ązek mi­ędzy dzia­ła­niem czte­rech głów­nych ży­wio­łów a cho­ro­ba­mi czło­wie­ka wska­zy­wał już Hi­po­kra­tes, któ­re­go po­my­sły były prze­ka­zy­wa­ne i roz­wi­ja­ne w śre­dnio­wie­czu za­rów­no przez uczo­nych chrze­ści­ja­ńskich, jak i mu­zu­łma­ńskich. Jak za­uwa­ża John Aberth, au­to­rzy ci pod­kre­śla­li zwi­ązek mi­ędzy ulot­ną i w re­zul­ta­cie po­dat­ną na mo­dy­fi­ka­cję na­tu­rą po­wie­trza a sta­nem zdro­wia od­dy­cha­jących nim lu­dzi.

A jak rzecz się mia­ła w Pol­sce? We­dług pro­fe­so­ra Sta­szew­skie­go, kwe­stię ja­ko­ści po­wie­trza i zwi­ąza­ne­go z nim prze­no­sze­nia się cho­rób do­sko­na­le ujął miesz­ka­jący w Kra­ko­wie le­karz An­ton Schne­eberg. W 1569 roku na­pi­sał:

Ależ po­wie­trze jest naj­wi­ęk­szą przy­czy­ną moru i stąd się przy­da­wa często­kroć, iż tak dzie­ci, albo mło­dzi, jako i sta­rzy lu­dzie, tak mężczy­źni, jako i bia­ło­gło­wy, tak ci, co wodę pi­ja­ją, jako i ci, co piwo, wino i inne dro­gie pi­cie, tak ci, co pszen­ny, albo czyst­szy chleb, jako ci, co rża­ny albo grub­szy ja­da­ją, tak ci, co zwie­rzyn, pta­ków, ryb, mi­ęsa i roz­ma­itych kosz­tow­nie przy­pra­wio­nych po­traw po­ży­wa­ją, jako i ci, co mle­ka, sera, ja­rzyn i in­szych po­spo­li­tych po­kar­mów, tak ci, co w roz­ko­szach ży­cia, jako i ci, co usta­wicz­nie ro­bią, wszy­scy wo­bec jed­ne­go cza­su za­ra­że­ni by­wa­ją2.

Brzyd­ki za­pach, mia­zma­ty – to one po­wo­do­wa­ły wszel­kie­go ro­dza­ju do­le­gli­wo­ści: od bó­lów gło­wy i zębów po dużo gro­źniej­sze scho­rze­nia, jak cho­le­ra. Kie­dy w po­wie­trzu uno­si­ły się mia­zma­ty, a nie nie­zna­ne jesz­cze drob­no­ustro­je, nikt nie był bez­piecz­ny – mo­gły spro­wa­dzić na­wet śmie­rć. Do­słow­nie wie­dzie­li­śmy, że coś śmier­dzi, ale nie ro­zu­mie­li­śmy, co kon­kret­nie. Wie­rzo­no, że z mar­twych ciał uno­szą się opa­ry, stąd cmen­tarz był miej­scem nie­bez­piecz­nym. Ci­ężar­nym ko­bie­tom oraz dzie­ciom zde­cy­do­wa­nie od­ra­dza­no wi­zy­ty.

Co cie­ka­we, po­zo­sta­ło­ści teo­rii mia­zma­tycz­nej po­zo­sta­ły z nami do dzi­siaj. W tej czy in­nej for­mie prze­trwa­ły jako coś, co lu­bi­my na­zy­wać po­tocz­nie „tru­pim ja­dem”, i co ko­ja­rzy­my ge­ne­ral­nie z roz­kła­dem i śmier­cią. W tam­tym cza­sie, po­nie­waż nie wie­dzie­li­śmy, czym są bak­te­rie i ja­kie nio­są za sobą za­gro­że­nie, nie mo­gli­śmy przy­pusz­czać, jak gni­jące cia­ło ludz­kie może „prze­żyć” jesz­cze wie­le ty­go­dni w za­mkni­ętym po­miesz­cze­niu i ja­kie skut­ki wy­wo­łać w ży­wym or­ga­ni­zmie.

Dzi­siaj wie­my znacz­nie wi­ęcej. Po­zna­li­śmy świat mi­kro­bów i cho­ciaż ich nie wi­dzi­my, zda­je­my so­bie spra­wę z tego, że bak­te­rie oraz wi­ru­sy naj­częściej nie są na­szy­mi sprzy­mie­rze­ńca­mi. I to wła­śnie te nie­sfor­ne cząstecz­ki prze­ni­ka­ją przez ma­te­ria­ły, pa­ne­le, pa­pier i przy­ci­ąga­ją lu­bu­jące się w roz­kła­dzie ro­bac­two. I choć na­tu­ral­nym może się wy­da­wać roz­wój ga­łęzi sprząta­nia, jaką jest czysz­cze­nie po zgo­nach, wie­lu wci­ąż po­zo­sta­je przy teo­riach o ze­psu­tym po­wie­trzu, któ­re­go na­le­ży się po­zbyć przez wie­trze­nie, i ewen­tu­al­nie ze­trzeć za­cie­ki na po­wierzch­ni. Prze­cież „kie­dyś nikt się tym nie przej­mo­wał”.

Kie­dyś nie przej­mo­wa­no się rów­nież znie­czu­le­niem przy ope­ra­cjach, utrzy­my­wa­niem ście­ków z dala od źró­deł wody pit­nej (z tego po­wo­du po­ja­wi­ła się pan­de­mia cho­le­ry) lub cho­cia­żby zmia­ną ban­da­ży na bro­czącej ropą i krwią ra­nie. Dzi­siaj, kie­dy spo­łe­cze­ństwo się sta­rze­je, a za­nik sąsiedz­kich re­la­cji spra­wia, że wie­lu lu­dzi sa­mot­nie umie­ra we wła­snych łó­żkach czy na fo­te­lach, nad­sze­dł czas, aby­śmy za­częli się przej­mo­wać.

1 En­cy­klo­pe­dia PWN, Sem­mel­we­is, Ignaz, https://en­cy­klo­pe­dia.pwn.pl/ha­slo/Sem­mel­we­is-Ignaz-Phi­lipp;3973892.html (do­stęp: 12.04.22).

2 Sta­ni­szew­ski A.T., Strza­ły za­tru­te­go po­wie­trza „na lu­dzie i na ka­żdą rzecz”. Wcze­sno­no­wo­żyt­ne kszta­łto­wa­nie do­świad­cze­nia za­ra­zy, Wy­dział Po­lo­ni­sty­ki Uni­wer­sy­te­tu Ja­giel­lo­ńskie­go, „KON­TEK­STY KUL­TU­RY” 2020/17, z. 3, s. 255–272.

KTOŚ TO MUSI ROBIĆ

Szu­ka­jąc in­for­ma­cji, kto jako pierw­szy za­czął re­kla­mo­wać usłu­gi sprząta­nia po oso­bach, któ­rych cia­ła spędzi­ły na tym łez pa­do­le wi­ęcej cza­su, niż po­win­ny, zna­la­złam fir­mę V-Twin. Jej wła­ści­ciel, Da­riusz Pa­li­wo­da, twier­dzi, że po­ja­wie­nie się za­po­trze­bo­wa­nia na tego typu dzia­łal­no­ść w Pol­sce to wy­nik za­ni­ku re­la­cji mi­ędzy­ludz­kich. Daw­niej nikt nie le­żał po śmier­ci nie­zau­wa­żo­ny od kil­ku ty­go­dni do kil­ku mie­si­ęcy. Nie mie­li­śmy dzi­siej­szej tech­no­lo­gii, a jed­nak wie­dzie­li­śmy, kto gdzie miesz­ka, co robi, a znik­ni­ęcie bu­dzi­ło po­dej­rze­nia i wy­wo­ły­wa­ło in­ter­wen­cję.

– Jak zro­dził się po­my­sł na taką dzia­łal­no­ść?

Da­riusz Pa­li­wo­da: My­śla­łem o tych wszyst­kich za­bój­stwach i o tym, kto się po­tem zaj­mu­je sprząta­niem. I tak do­ta­rło do mnie, że ktoś to musi ro­bić. A co z cia­ła­mi, któ­re dłu­go le­ża­ły po zgo­nie? To sta­ło się nową ko­niecz­no­ścią, bo za­po­mnie­li­śmy, jak po­win­ny wy­glądać re­ak­cje mi­ędzy­ludz­kie. Prze­sta­li­śmy się sobą na­wza­jem in­te­re­so­wać na ta­kim bar­dzo pod­sta­wo­wym po­zio­mie. I na­sza dzia­łal­no­ść wła­śnie z tego wy­ro­sła. Za­bój­stwa były i za­wsze będą, wa­ria­ci byli i na­dal będą. Ale zwy­kłe, na­tu­ral­ne zgo­ny i pó­źniej roz­kład ciał to już wy­nik bra­ku kon­tak­tu mi­ędzy lu­dźmi. Miesz­kam w blo­ku od 1976 roku, z prze­rwą kil­ku­let­nią. Po­wiem pani, że części lu­dzi nie znam. W blo­ku jest 46 miesz­kań, po­ło­wa z tych, któ­rzy zaj­mo­wa­li je od po­cząt­ku, wy­pro­wa­dzi­ła się. Z resz­tą – zero kon­tak­tu. Ja­cyś mło­dzi lu­dzie cho­dzą, cza­sem mó­wią dzień do­bry, ja nie wiem, gdzie oni miesz­ka­ją.

Na po­cząt­ku, kie­dy za­czy­na­li­śmy, ka­żdy bał się od­bie­rać te rze­czy [po­zo­sta­ło­ści po zgo­nach – przyp. au­tor­ki]. Bo to za­bój­stwo, to nie wia­do­mo, co z tym zro­bić. Naj­wi­ęk­szy pro­blem sta­no­wi­li więc nie klien­ci, lecz usta­le­nie, kto to będzie od­bie­rać, czy za­kład, czy nie. W bra­nży też nie wie­dzie­li, co to jest sprząta­nie fu­ne­ral­ne, po raz pierw­szy z tym się spo­ty­ka­li, ci­ągle py­ta­li, co wy ro­bi­cie, skąd wy to ma­cie. To były ta­kie cza­sy, że i spod po­ci­ągów szcząt­ki się wy­ci­ąga­ło. Ta­kże zna­le­źć fir­mę, któ­ra zro­zu­mie, po co to ro­bi­my i nie będzie się bała, to było wy­zwa­nie. Ale zna­le­źli­śmy taką fir­mę w Ra­ci­bo­rzu, któ­ra cały czas od­bie­ra­ła te rze­czy, aż do za­ko­ńcze­nia dzia­łal­no­ści.

– Jak re­ago­wa­li lu­dzie?

D.P.: To jest cie­ka­we. Na­sze auto było bar­dzo do­brze ozna­ko­wa­ne, wia­do­mo było, kto pod­je­żdża i czym się zaj­mu­je. I lu­dzie do­pie­ro jak nas wi­dzie­li, to wpa­da­li w pa­ni­kę. Zwło­ki le­ża­ły mie­si­ąc za ścia­ną, to nikt się nie przej­mo­wał, oni się nie bali, funk­cjo­no­wa­li. Jak nas zo­ba­czy­li, do­wie­dzie­li się, co się sta­ło w tym miesz­ka­niu albo za­alar­mo­wa­li spó­łdziel­nię i we­szła tam eki­pa, straż po­żar­na czy po­li­cja, to pa­ni­ka! Rób­cie coś, bo my tu po­umie­ra­my! Po­umie­ra­cie? – py­ta­łem – lu­dzie, te zwło­ki tu mie­si­ąc le­ża­ły. Nie in­te­re­su­je ich nic, tyl­ko że fa­cet uma­rł, ko­bie­ta uma­rła, mu­chy la­ta­ją. Ludz­ka na­tu­ra: naj­pierw ja, a po­tem ktoś inny.

To może brzmi dziw­nie, ale lu­bi­łem taką pra­cę, bo to jest kon­takt z lu­dźmi, by­li­śmy w ró­żnych sy­tu­acjach, przy gło­śnych za­bój­stwach. Po­zna­wa­li­śmy po­li­cjan­tów, eki­py do­cho­dze­nio­we, wi­dzie­li­śmy na wła­sne oczy, jak mło­da dziew­czy­na, pro­ku­ra­tor, od­wa­żnie we­szła w re­jon, gdzie czło­wie­ka roz­nio­sło po ca­łej sali. Tam jej prze­ło­żo­ny mó­wił, na co ma zwró­cić uwa­gę, co za­zna­czać. To wszyst­ko, nie tyl­ko roz­kład zwłok, jest bar­dzo cie­ka­we. Dziw­ne sa­mo­bój­stwa albo gość, któ­ry ucie­ka przez bal­kon przed po­li­cją i tra­ci ży­cie na za­da­sze­niu klat­ki scho­do­wej.

– Po­wie­dział pan, że zło­te cza­sy tej pra­cy mi­nęły.

D.P.: Przede wszyst­kim po­wiem tak: je­że­li chce się to zro­bić we­dług sztu­ki, jak ja to mó­wię, sztu­ki sprząta­nia fu­ne­ral­ne­go, to nie­ste­ty trze­ba kupę cza­su spędzić nad pa­pie­ra­mi. Dru­ga spra­wa to kosz­ty tego sprząta­nia, któ­re te­raz wy­no­szą od 6000 do na­wet 10 000 zło­tych za do­brze wy­ko­na­ną usłu­gę. I jak sły­szę, że ktoś robi to za 2000 zło­tych, to się za gło­wę ła­pię i za­sta­na­wiam, gdzie on to wy­rzu­ca? My pła­ci­li­śmy od ki­lo­gra­ma od­pa­dów. Je­że­li jest łó­żko całe za­la­ne, to niech so­bie pani wy­obra­zi, ile ta­kie łó­żko waży. Jak będzie be­ton prze­si­ąk­ni­ęty, trze­ba go skuć, tego jest mnó­stwo. I ta sy­tu­acja nas wy­ko­ńczy­ła fi­nan­so­wo, bo lu­dzie nie chcą pła­cić, a ja po­wie­dzia­łem, że nie będę ro­bił fu­szer­ki tyl­ko po to, żeby ist­nieć na ryn­ku. Pod­cho­dzę do lu­dzi kon­kret­nie i po­wa­żnie, klien­ta za­wsze sza­no­wa­łem, wie­dzia­łem, w ja­kiej był sy­tu­acji, wie­dzia­łem, co ci lu­dzie cza­sem prze­ży­wa­li. Po­wie­dzia­łem, że je­że­li mam brać udział w tym, co się dzie­je te­raz, czy­li ro­bić byle jak, byle ta­nio, to ja na to nie po­zwo­lę, bo zszar­ga­łbym swo­je na­zwi­sko i wy­rzu­cił w bło­to lata do­świad­cze­nia. I ra­zem z żoną stwier­dzi­li­śmy, że ko­ńczy­my, nie ma sen­su, bo i tak nie prze­bi­je­my się na ryn­ku, pa­nu­je zła kon­ku­ren­cja. Za­wsze by­li­śmy otwar­ci na do­brą, bo prze­cież by­wa­ło tak, że z in­ny­mi fir­ma­mi dzie­li­li­śmy się zle­ce­nia­mi – dało się wspó­łpra­co­wać. A w na­szym kra­ju je­den dru­gie­mu by po pro­stu wy­dłu­bał oko. Jest taka jed­na fir­ma w Pol­sce, któ­ra zro­bi­ła wie­le złe­go dla tej dzia­łal­no­ści. Po­za­bie­ra­ła klien­tów, po czym nie po­ja­wia­ła się na zle­ce­niach, zo­sta­wia­ła lu­dzi, któ­rzy nam pó­źniej pła­ka­li. Tro­chę ża­łu­ję, że za­ko­ńczy­li­śmy dzia­łal­no­ść, bo czu­łem, że ro­bi­my coś do­bre­go, ale uzna­li­śmy, że szko­da mo­je­go zdro­wia i mo­jej żony, któ­ra mu­sia­ła­by sie­dzieć cały dzień przed kom­pu­te­rem i kom­bi­no­wać.

– Jak się pan od­nie­sie do tego, że pa­ństwo nie ofe­ru­je usług sprząta­nia z urzędu? Lu­dzie mu­szą wy­naj­mo­wać pry­wat­ne fir­my i pła­cić kro­cie, a in­sty­tu­cje umy­wa­ją ręce?

D.P.: Pani to ujęła bar­dzo ład­nie. Przy­wo­łam przy­kład Sta­nów Zjed­no­czo­nych. Pro­szę tego nie od­bie­rać, że ide­ali­zu­ję Sta­ny. Nie, po pro­stu tam jest to przy­dzie­la­ne z urzędu. Może się tego pod­jąć tyl­ko fir­ma, któ­ra się w tym spe­cja­li­zu­je, bo cho­dzi o od­pa­dy nie­bez­piecz­ne. I te­raz tak: na­sze pa­ństwo w ogó­le się tym nie in­te­re­su­je, na­wet sa­ne­pid. Mie­li­śmy taką sy­tu­ację, że sprząta­li­śmy i ktoś z sąsia­dów we­zwał sa­ne­pid. Pro­szę so­bie wy­obra­zić, że to oni nas py­ta­li, co się robi w ta­kiej sy­tu­acji, co po­win­no się wy­ko­ny­wać. Przy­szła pani w szpil­kach i była bar­dzo zdu­mio­na. Dru­gi pro­blem jest taki, w za­sa­dzie to jest plus i mi­nus, że sa­ne­pid nic nie może zro­bić z pry­wat­nym miesz­ka­niem. Je­że­li ktoś po­wie, że nie sprząta, bo nie ma pie­ni­ędzy, to miesz­ka­nie się za­my­ka – niech so­bie stoi na­wet 10 lat. Sa­ne­pid może je­dy­nie mo­ni­to­wać wła­ści­cie­la, spó­łdziel­nię, na­wet po­dać do sądu – wte­dy się sprząta pod nad­zo­rem po­li­cji. Ale ta­kie sy­tu­acje są bar­dzo rzad­kie. Sa­ne­pid umy­wa ręce, jego pra­cow­ni­cy cho­dzą tyl­ko do czy­stych miejsc.

Po­win­no być tak: są zwło­ki, po­li­cja spraw­dza, czy śmie­rć była z przy­czyn na­tu­ral­nych, czy też jest to spra­wa kry­mi­nal­na, sa­ne­pid zle­ca sprząta­nie miesz­ka­nia, po­grze­bów­ka wy­wo­zi po­zo­sta­ło­ści i wte­dy na sam ko­niec wcho­dzi­my my. To po­win­no być z na­ka­zu. Wte­dy nie będzie fa­łszy­wych firm. Bo nie wy­star­czy szma­ta i do­bre chęci, trze­ba mieć urządze­nia, wie­dzę, środ­ki, my je z Ka­na­dy ści­ąga­li­śmy. A jak­by to było z urzędu, to by to mia­ło ręce i nogi. I wszy­scy by się utrzy­ma­li. A tak jest baj­zel, bo nie ma nad­zo­ru. Ja na­wet do firm ubez­pie­cze­nio­wych to zgła­sza­łem. Mó­wi­łem: po­pa­trz­cie, co się dzie­je. Wpro­wa­dźcie coś ta­kie­go, będzie­cie mie­li klien­tów. To mó­wi­li, że to pod za­la­nie miesz­ka­nia cza­sa­mi pod­pi­na­ją. W trak­cie na­szej 20-let­niej ka­rie­ry je­dy­nie dwóm oso­bom fir­ma ubez­pie­cze­nio­wa w ta­kim przy­pad­ku wy­pła­ci­ła na­le­żno­ść jak za za­la­nie miesz­ka­nia.

Niech so­bie pani wy­obra­zi te­raz blok 10-pi­ętro­wy. Ktoś umie­ra i roz­kła­da się na ostat­nim pi­ętrze. I te­raz to za­czy­na prze­cie­kać na dół. Przez podło­gę. Prze­cież to są po­tężne kosz­ty na­pra­wy. Nie tyl­ko tam, gdzie to się sta­ło, ale też u sąsia­da. Jesz­cze jak to po­le­ci po ścia­nach, to jest ła­twiej, ale jak po podło­gach i su­fi­tach – to nie jest ta­kie pro­ste. Prze­cież nie mo­żna ro­ze­brać su­fi­tu. Po­tężne kosz­ty. Nikt za to nie chce pła­cić. A sąsiad leje się z su­fi­tu.

…(frag­ment)…

Ca­ło­ść do­stęp­na w wer­sji pe­łnej

Spis treści

ROZ­KŁAD

„KTOŚ TO MUSI RO­BIĆ” – PO­CZĄTEK SPRZĄTA­NIA FU­NE­RAL­NE­GO W POL­SCE

KTOŚ TO MUSI RO­BIĆ

Ti­tle page

Text

Co­py­ri­ght page