Jak wyswatać księcia - Ann Lethbridge - ebook + książka

Jak wyswatać księcia ebook

Ann Lethbridge

3,7

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Amelia pogodziła się z tym, że nie wyjdzie ponownie za mąż. Nie zazdrości innym udanych związków, jest swatką i lubi to zajęcie. Jeśli uda jej się skojarzyć kolejną parę, może pozyska więcej możnych klientów. Powinna być zachwycona, gdy jedną z jej protegowanych, panną bez tytułu, zaczyna interesować się książę Stone, tymczasem odczuwa niepokój. Przed laty książę boleśnie ją zranił, zarzucił niskie pochodzenie i zadrwił z jej uczuć. Czyżby tak bardzo się zmienił? Amelia mu nie ufa, nie wierzy w jego uczciwe zamiary. W dodatku irytuje ją, że książę poświęca jej o wiele więcej uwagi niż debiutantce, z którą podobno chce się ożenić. Zgadza się spędzać z nim więcej czasu, by poznać jego plany…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 260

Oceny
3,7 (26 ocen)
7
8
6
5
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Mgm25

Z braku laku…

Bardzo przeciętna,ale sympatyczna bohaterka i całkiem milutki książe.
00
M_rezo

Dobrze spędzony czas

Romans napisany w obecnym czasie w stylu Jane Austen , bez fajerwerków, ale bobrze się czyta.
00
2323aga

Z braku laku…

książka jest po prostu nudna
00

Popularność




Ann Lethbridge

Jak wyswatać księcia

Tłumaczenie: Alina Patkowska

HarperCollins Polska sp. z o.o. Warszawa 2022

Tytuł oryginału: The Matchmaker and The Duke

Pierwsze wydanie: Mills & Boon Ltd., an imprint of HarperCollinsPublishers, 2020

Redaktor serii: Grażyna Ordęga

Opracowanie redakcyjne: Grażyna Ordęga

© 2020 by Michéle Ann Young

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2022

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Harlequin i Harlequin Romans Historyczny są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A. Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-672 Warszawa, ul. Domaniewska 34A

www.harpercollins.pl

ISBN 978-83-276-8872-9

Konwersja do formatu EPUB, MOBI: Katarzyna Rek / Woblink

Rozdział pierwszy

1817 rok

– Jasper, najwyższa już pora, żebyś się ożenił.

Jasper Simon Warren, książę Stone, markiz Felmont i hrabia Blackmore nie lubił rozmawiać przy śniadaniu, toteż nawet nie podniósł wzroku znad gazety.

– Rozumiem.

– Jasper, słyszałeś, co powiedziałam? Masz obowiązki wobec swojego rodu.

Ostry ton w głosie ciotki Mary wskazywał, że nie da się łatwo zbyć. Jasper opuścił gazetę odrobinę niżej.

– Oskarżasz mnie o zaniedbywanie obowiązków, ciociu? – spytał lodowatym tonem.

Wiosenne słońce, wpadające przez okna książęcego miejskiego domu, nie schlebiało starszej damie. W ciemnozielonej sukni i koronkowym czepku według najświeższej mody, ze zmarszczkami na policzkach i wokół ust i starannie ułożonymi rzadkimi włosami wyglądała na kobietę dobrze po sześćdziesiątce.

– Ależ skąd. Po prostu chciałabym, żebyś był szczęśliwy.

Popatrzył na nią ze zdumieniem.

– Zapewniam cię, że jestem zupełnie zadowolony z życia.

– Zadowolenie to nie to samo co szczęście – odrzekła i zmarszczki na jej czole pogłębiły się.

– A kto decyduje, czym jest szczęście? I kiedy właściwie społeczeństwo wpadło na pomysł, że szczęście jest niezbędne człowiekowi do egzystencji?

Przez wiele lat obserwował z boku małżeństwa rówieśników i nie miał złudzeń. A jednak…

– Moi rodzice byli szczęśliwi, prawda?

– Nigdy nie słyszałam, by było inaczej.

Nie było w jej głosie wielkiego przekonania. Czyżby tylko wyobrażał sobie ich jako szczęśliwych, stworzył sobie fantazję, która miała złagodzić ból po stracie? Czy mylił się, pragnąc odzyskać radość, jaką czuł w ich obecności? I czy mógł się mylić co do prawdy?

Ciotka Mary parsknęła ze zniecierpliwieniem.

– Tak czy owak, potrzebujesz dziedzica tytułu.

I to był prawdziwy powód jej troski.

– Wszystko w swoim czasie.

Znów podniósł do oczu gazetę, koncentrując się na artykule przedstawiającym argumenty za reformą parlamentarną.

– Nie stajesz się młodszy – mruknęła.

– Doprawdy! – Zwinął gazetę i położył ją obok talerza, na którym pozostało tylko kilka okruszków tostów i ślad marmolady. – Mam trzydzieści pięć lat. To jeszcze nie jest sędziwy wiek.

– W przyszłym miesiącu skończysz trzydzieści sześć. Chciałabym wszystko uporządkować, zanim odejdę z tego świata.

Jasper zdenerwował się.

– Jesteś chora? Mam posłać po lekarza?

Na policzki ciotki wypełzł rumieniec.

– W żadnym razie. Ale czas nie stoi w miejscu. Sezon już się rozpoczął i ci, którzy szukają żon, w mgnieniu oka rozchwytają wszystkie najbardziej odpowiednie panny.

Jasper uniósł brwi.

– Sugerujesz, że gdybym zainteresował się jakąś kobietą, ona mogłaby odrzucić moje awanse ze względu na kogoś, kogo poznała wcześniej?

– Naturalnie, że nie. Żadna kobieta przy zdrowych zmysłach nie odrzuciłaby awansów księcia Stone’a.

Nawet gdyby chciała. Przekonał się o tym w młodości, odsunął jednak na bok nieprzyjemne wspomnienia. Rozpamiętywanie przeszłości do niczego nie prowadziło.

– No cóż, droga ciociu, skoro i tak nie oświadczyłbym się kobiecie, która nie jest przy zdrowych zmysłach, to nie widzę powodu do pośpiechu. – Znów spojrzał na gazetę i postanowił ją zabrać do gabinetu. Tam nikt nie ośmieli się mu przeszkadzać.

– Odmówiłaby ci, gdyby była już po słowie z kimś innym. Skąd wiesz, że wśród ostatnich debiutantek nie ma kobiety, która spodobałaby cię się bardziej niż wszystkie pozostałe?

– Jestem pewien, że są tam same godne szacunku młode kobiety, a ich rodzice daliby się pokroić na kawałki nawet za koronę z liści truskawek. Nie spodziewam się napotkać żadnych trudności.

– Skąd możesz wiedzieć, Stone, jeśli sam się nie przekonasz? – W głosie ciotki Mary wzbierała irytacja. Potrząsnęła głową. – Widzę, że nie ma sensu cię przekonywać. Ale posłuchaj mojej rady i ożeń się, dopóki jesteś w kwiecie wieku. Nikt nie wie, co może przynieść przyszłość.

Jasper zmarszczył brwi. Ciotka Mary nie robiła takiego zamieszania od… już nie pamiętał, od kiedy. Owszem, wiedział, że kiedyś w końcu będzie musiał się ożenić, znaleźć odpowiednią kobietę i uczynić ją księżną. Po prostu nie uważał, by to było pilne. Jednak ciotka wydawała się naprawdę zdesperowana.

– Dobrze. Aby cię zadowolić, rzucę okiem na tegoroczny plon.

Ciotka z wystudiowaną nonszalancją sięgnęła po kupkę zaproszeń leżących obok talerza i przejrzała je, nie zdołała jednak oszukać Jaspera.

– Czy chciałaś mi coś jeszcze powiedzieć?

Odłożyła zaproszenia ze złością.

– Są dwie młode dziewczyny, które być może zechcesz poznać. Siostry Mitchell. Obydwie piękne, dość dobrze wychowane i z wielkim posagiem. Widziałam je wczoraj na wieczorku muzycznym u lady Dobson.

– Lady Dobson? – powtórzył Japer chłodno. – To nie jest śmietanka towarzyska, droga ciociu. Nie przepadam za takim towarzystwem. I zakładam, że mówiąc „dość dobrze wychowane” masz na myśli to, że nie pochodzą z arystokracji?

Ciotka skrzywiła się.

– Sally Jersey zasugerowała, żebym się im przyjrzała. Słyszała o ich urodzie i talentach i poprosiła mnie o opinię. Obie zaprezentowały się wyjątkowo dobrze. Moim zdaniem to zupełnie co innego niż siostry Gunning.

W salonach wciąż plotkowano o siostrach Gunning, które wzięły Londyn szturmem i zawarły doskonałe małżeństwa.

– Nie takiej żony szukam.

– A więc jednak. – W jej głosie zabrzmiała taka ulga, że Jasper nie miał serca wyprowadzać jej z błędu. Ciotka Mary była jedną z nielicznych osób, na których mu zależało. Zwykle nie popadała w nadmierną ekscytację z żadnego powodu, a skoro nagle tak jej zaczęło zależeć na jego ożenku, widocznie poczuła swój wiek i stąd się wzięła jej panika. Zresztą miała trochę racji. Czas już był o tym pomyśleć.

Jasper westchnął.

– Nie spodziewaj się, że będę brał udział w wieczorkach organizowanych przez lady Dobson.

Mąż lady Dobson był bankierem, który otrzymał od króla szlachectwo za liczne zasługi – zapewne była to osobista pożyczka lub cenna wskazówka dotycząca opłacalnej inwestycji.

– Naturalnie, że nie. Są pod opieką pani Durant. Można ją spotkać na wszystkich najlepszych zgromadzeniach.

– Pani Durant?

– Jej mąż przed trzema laty temu skręcił sobie kark, kiedy brał udział w biegu z przeszkodami.

– Ach tak, pamiętam go. Lekkomyślny dureń. Ale nie przypominam sobie jego żony.

– Z domu Linden. Jej kuzyn jest teraz wicehrabią. Wyrobiła sobie renomę jako swatka.

– Naprawdę myślisz, że powinienem przyjrzeć się tym dziewczynom? – Było to tak niepodobne do jego ciotki, że nie potrafił powstrzymać zaciekawienia.

– Od dziesięciu lat podstawiam ci pod nos wszystkie najlepsze partie z towarzystwa, ale ty ani razu nie okazałeś zainteresowania. Uznałam, że może jesteś już tak znużony dziewczętami z dobrych rodzin, że zechciałbyś spróbować czegoś innego.

Znużony? Nie, nie był znużony. Cyniczny – owszem, to słowo pasowało bardziej. Odkąd odziedziczył tytuł, roiło się wokół niego od pochlebców, którzy próbowali zyskać jego przychylność. Ale nie był znużony. Był wygodny. Miał niewielką grupę przyjaciół, głównie mężczyzn, na tyle bogatych, że mógł im zaufać, że nie będą się starali wykorzystać go dla osiągnięcia własnych celów. Od wielu lat miał też kochankę, Jane Garnet. Zawarł z nią umowę na wyłączność, a ona chętnie darzyła go względami, gdy tylko miał na to ochotę.

– Pewnie zaraz mi powiesz, że powinienem odprawić panią Garnet.

– Mógłbyś to zrobić – odrzekła ciotka, omijając go wzrokiem.

Niech to diabli. Zanosiło się na koniec wygodnego życia.

– Pomyślałam, że ta starsza mogłaby być w sam raz dla ciebie. A młodsza dla Alberta.

Te ostatnie słowa powiedziała tak cicho, że ledwie je usłyszał. Ciotka Mary wciąż usiłowała popychać Alberta Carlinga, jej jedynego żyjącego krewnego ze strony matki, w górę drabiny społecznej. Małżeństwo z bogatą dziewczyną z pewnością ułatwiłoby mu tę drogę.

Jasper utrzymywał kiedyś bliskie stosunki z Albertem. Niestety kuzyn okazał się fałszywy i teraz ich relacje, choć były życzliwe, to nader rzadkie.

Trzy damy próbowały nie zwracać uwagi na pana Mitchella krążącego po salonie wynajętej kamienicy w pobliżu Bedford Square. Dwie z nich to były jego córki – Charity i Patience, ładne blondynki debiutujące podczas londyńskiego sezonu towarzyskiego. Trzecia, Amelia Durant, dama o ciemnych włosach i oczach, dobiegała trzydziestego roku życia. Chociaż nigdy nie uważano jej za wielką piękność, urodziła się w wyższych sferach i męczyły ją tyrady pana Mitchella. Tego ranka jego córki po raz pierwszy pojawiły się w towarzystwie.

– Pani Durant, powiedziano mi, że zna pani wszystkich dobrze urodzonych i potrafi znaleźć odpowiednich mężów dla moich córek. – Zatrzymał się i spojrzał na Amelię znad binokli. – A teraz mówi mi pani, że na tym przyjęciu nie było ani jednego hrabiego ani księcia.

– Och, tato – westchnęła Charity Mitchell. Uniosła błękitne oczy znad robótki i w odpowiedzi na surowe spojrzenie ojca posłała mu słodki uśmiech. – Był tam lord Philpot i sir Robert… coś tam. Zapomniałam jego nazwiska. – Spojrzała na Amelię.

– Lord Robert Partere – podsunęła Amelia. – Bardzo stara rodzina z doskonałymi koneksjami.

Amelia kilkakrotnie wyjaśniała panu Mitchellowi szczegóły swego planu, ale on wydawał się nie rozumieć, że w takich sprawach potrzebna jest subtelność. Wydanie dziewcząt za odpowiednich, wysoko urodzonych dżentelmenów było delikatnym przedsięwzięciem. Panienki były ładne i urocze, niestety pochodziły z klasy średniej.

Powstrzymała rozdrażnione westchnienie.

– Ostatniego wieczoru nie chodziło o szukanie zalotników…

– A zatem o co? – obruszył się pan Mitchell

– O to, by dobre towarzystwo mogło się przekonać, że pańskie urocze córki potrafią się zachowywać, jak przystało na przyzwoite młode damy, i można je bezpiecznie zapraszać nawet na najbardziej ekskluzywne przyjęcia. – Uśmiechnęła się do dziewcząt. – I mogę pana zapewnić, że obydwie przeszły tę próbę. Lady Mary Warren bardzo chwaliła ich wygląd i zachowanie.

Amelia potrzebowała prawie trzech miesięcy, by nauczyć panny Mitchell, jak należy się zachowywać w dobrym towarzystwie, i wyplenić z ich mowy ślady akcentu z Yorkshire, który zabarwiał mowę ich ojca. Ojciec kupiec nie był przeszkodą, o ile wypłaci odpowiedni posag swoim pięknym córkom i będzie się trzymał z dala od ich nowych rodzin. Z drugiej strony jeśli córki miały przyciągnąć uwagę najlepszych partii, ich skromne pochodzenie nie mogło być w żaden sposób widoczne.

Amelia doskonale wiedziała, jak doprowadzić do tego, by młode damy poznały odpowiednich, godnych szacunku dżentelmenów. Zajmowała się tym od lat. Towarzystwo ufało jej, że wprowadzi w kręgi arystokracji tylko urocze i rygorystycznie wyszkolone młode kobiety. Rodzice tych pełnych nadziei młodych istot szybko się przekonali, że jeśli chcą skorzystać z jej usług, które hojnie opłacali, to muszą wykonywać jej polecenia co do joty. Wysokość jej honorarium była zależna od porozumienia wynegocjowanego między stronami aranżowanych małżeństw.

Siostry Mitchell stanowiły dla niej największe dotychczas wyzwanie. Niezaprzeczalna uroda sprawiła, że miały realne perspektywy, a do tego były miłe i Amelia polubiła je od pierwszego spotkania – tak bardzo, że chętnie się zgodziła wziąć je pod swoje skrzydła. Niestety ich owdowiały ojciec, człowiek, który własną przedsiębiorczością dorobił się majątku, o czym sam z dumą wszystkim opowiadał, miał wybuchowy i niecierpliwy charakter. Nie doceniał jej rad, a do tego nie miał już żony, która potrafiłaby mu przemówić do rozsądku. Córki z pewnością nie były w stanie sprostałć temu zadaniu. Amelia zaczynała już myśleć, że nie podjęła mądrej decyzji, proponując im pomoc w poszukiwaniu dobrze urodzonych mężów.

– Kim jest lady Mary Warren? – zapytał pan Mitchell, krzyżując ręce na piersi. Był korpulentnym mężczyzną o okrągłej rumianej twarzy; włosy, niegdyś jasne, miał teraz w większości siwe i przerzedzone na czubku głowy. – Nigdy o niej nie słyszałem.

– Tato. – Patience Mitchell złożyła dłonie przed sobą. – Powinieneś był uważniej słuchać lekcji pani Durant z tytularza Debretta. To ciotka najbogatszego księcia w całej Wielkiej Brytanii.

– Jest nie tylko najbogatszy, ale też najmłodszy – dodała Charity, marszcząc brwi. – Chociaż ma trzydzieści pięć lat.

– A więc to mężczyzna w sile wieku – stwierdził ich ojciec.

Dziewczęta popatrzyły na siebie niepewnie.

– Trzydzieści pięć lat to okropnie dużo – zauważyła Charity i spojrzała na Amelię, szukając potwierdzenia.

– Trzydzieści pięć lat to jeszcze nie starość – uśmiechnęła się Amelia, która była zaledwie o pięć lat młodsza. – Ale książę Stone od lat pojawia się w towarzystwie i nigdy nie wydawał się zainteresowany ożenkiem. Szczerze mówiąc, nie należy do mężczyzn, których mogłabym wam rekomendować. jest bardzo wyniosły i raczej nie zechce się ożenić z nikim. Jeśli się kiedyś ożeni, to zapewne tylko z córką co najmniej earla.

– Brzmi to tak, jakby go pani nie lubiła – zauważyła Patience. Była młodszą z sióstr i zdaniem Amelii, bardziej inteligentną. Ich papa wydawał się faworyzować starszą, Charity. Tak naprawdę jednak nie różniły się od siebie zanadto. Jak większość dziewcząt w swoim pierwszym sezonie, głowy miały nabite romantycznymi wyobrażeniami. Amelia kiedyś również taka była, dlatego porucznik Durant bez trudu zwalił ją z nóg. Wydawał się ucieleśnieniem rycerza w lśniącej zbroi, o jakim marzy każda młoda dziewczyna. Teraz już Amelia nie wierzyła w istnienie rycerzy. A jeśli nawet istnieli, to z pewnością nie byli dobrymi mężami.

– Zostałam mu kiedyś przedstawiona – odrzekła. Pamiętała ten dzień, jakby to było wczoraj. – Ale właściwie zupełnie go nie znam, słyszałam tylko o jego reputacji.

I obserwowała go od lat. Był nieznośnie dumny, choć zawsze niezmiernie uprzejmy. Sprawiał na niej wrażenie człowieka pozbawionego wielkich uczuć i emocji. Podczas ich pierwszego spotkania poczuła iskrę zauroczenia, ale ta iskra szybko zgasła, gdy kilka dni później jego spojrzenie przesunęło się po niej zupełnie obojętnie, jakby nigdy wcześniej jej nie widział. Najwyraźniej nie zwracał uwagi na zwykłych śmiertelników, którzy krążyli po jego orbicie.

Niedługo później poznała i poślubiła Tarquina Duranta, a po dwóch latach owdowiała i wróciła do Londynu. Założyła własny skromny dom i przypadkiem pomogła kuzynce uniknąć katastrofalnego małżeństwa, gdy w porę odkryła mroczną przeszłość przyszłego pana młodego, a potem pomogła jej złapać na haczyk najlepszą partię sezonu – a właściwie drugą najlepszą partię, bo pierwsze miejsce nieodmiennie zajmował Stone. Od tamtej chwili powoli budowała sobie reputację swatki. Pieniądze, które zarobiła w ciągu ostatnich trzech lat, zapewniły jej przyzwoite życie i własny dom w wybranej dzielnicy. Pomagała młodym ludziom zawrzeć dobre, rozsądne małżeństwa – coś, co nie powiodło się jej samej.

– Chce pani powiedzieć, że moje córki nie są wystarczająco dobre dla niego? – oburzył się papa Mitchell, patrząc na nią gniewnie.

– Absolutnie nie. – Amelia uśmiechnęła się spokojnie. – Pańskie córki przyniosą zaszczyt każdemu dżentelmenowi. Książę jednak bardzo zważa na swój rodowód.

Wojowniczość pana Mitchella jeszcze wzrosła.

– W takim razie ja twierdzę, że nie jest wystarczająco dobry dla moich córek.

Amelia przymknęła oczy.

– Nie mówmy o Stonie. Skupmy się na kawalerach, których spotkamy w najbliższych kilku tygodniach i którzy mogą być dobrymi kandydatami na mężów dla pańskich córek.

– Utytułowani dżentelmeni – warknął pan Mitchell.

– Młodzi dżentelmeni z dobrymi perspektywami i z godnymi intencjami, którzy będą doskonałymi mężami. Nie obiecuję tytułu, ale żadnemu dżentelmenowi, jakiego polecę, nie będzie można niczego zarzucić.

– Jedna z sióstr Gunning wyszła za księcia, a druga za earla – wtrąciła Patience.

– Jedna poślubiła dwóch książąt – dodała Charity.

Dziewczyny wybuchnęły chichotem. Wyglądały tak ładnie i wesoło, że Amelia nie skomentowała ich rozbawienia. Ostrzegała je jednak, by nie wzorowały się na siostrach Gunning. Owszem, obydwie dobrze wyszły za mąż, ale były też uwikłane w skandal. Ludzie przymykali oczy na pewną lekkomyślność, gdy chodziło o osoby z ich sfery, ale nie byliby skłonni do wybaczania córkom Mitchella. Amelia obawiała się, że jeśli ich papa nadal będzie odrzucać jej rady, jej reputacja może na tym ucierpieć. Dobre towarzystwo ufało jej, że dziewczynom, dla których szuka mężów, nie można będzie niczego zarzucić. Gdyby miało być inaczej, byłaby zmuszona rozwiązać umowę.

Tak jak Jasper się spodziewał, na balu u lady Jersey panował ścisk. Hrabina Jersey była jedną z patronek Almacka i nie można było jej lekceważyć. Kiedy Jasper przybył na miejsce, goście zapełnili już całe schody prowadzące do salonu na pierwszym piętrze, czekając w kolejce, by ich zapowiedziano. Westchnął niecierpliwie i zrobił to, co zawsze przy podobnych okazjach – skierował się do pokrytych zielonym suknem drzwi, dyskretnie schowanych pod imponującymi schodami, wsunął monetę w oczekującą dłoń i wszedł na górę schodami dla służby.

Nie potrafił zrozumieć, dlaczego, u licha, ludzie czuli potrzebę, by ich imiona były wykrzykiwane na cały głos w pokoju pełnym rozgadanych gości. Nikt tego nie słuchał oprócz gospodarzy. Poza tym wszyscy i tak znali wszystkich, a jeśli kogoś nie znali, to zapewne nie była to osoba godna uwagi.

Rozejrzał się po zatłoczonej sali balowej, szukając jakiejś życzliwej twarzy. Gospodyni zauważyła go i natychmiast opuściła swoje miejsce przy drzwiach, aby go przywitać.

– Stosujesz swoje zwykłe sztuczki, książę? – powiedziała z uśmiechem.

Kiedyś przed laty przyłapała go korzystaniu ze schodów dla służby i od tamtej pory drażniła się z nim. To był obowiązkowy punkt wieczoru, Jasper jednak nie miał nic przeciwko temu; obecność gospodyni chroniła go przed koniecznością nudnych konwersacji z ludźmi, którzy próbowali zjednać sobie jego przychylność w takiej czy innej sprawie.

– A cóż mogę zrobić innego, Sally, skoro ty upierasz się zapraszać na swoje bale wszystkich co do jednego członków towarzystwa?

Skrzywiła się.

– Nie chcę, by ktokolwiek poczuł się rozczarowany.

Dlatego, ku rozpaczy innych patronek, tak hojną ręką rozdawała zaproszenia do Almacka.

– Masz zbyt miękkie serce.

– A ty jesteś zimny jak kamień.

Uśmiechnął się. Powiedziała to, co myślała, zamiast owijać w bawełnę jak wiele innych kobiet.

– Myślałem, że nikt tego nie zauważył.

Pokręciła głową.

– Któregoś dnia dostaniesz za swoje, książę. Zapamiętaj moje słowa.

Ukłonił jej się i poszedł dalej. Dołączył do grupy dżentelmenów w kącie najbardziej oddalonym od orkiestry. Znał ich wszystkich od lat – niektórych z czasów studenckich, innych ze swego pierwszego sezonu. Większość miała już żony i dzieci i przyjeżdżała do miasta na posiedzenia Izby Lordów. Dobrze urodzeni ściągali do Londynu na czas, gdy odbywały się sesje parlamentu. Ich żony, korzystając z okazji, zmieniły te miesiące w targ małżeński.

Jasper rozejrzał się dokoła. Bal niczym nie różnił się od dziesiątków zgromadzeń towarzyskich, w których uczestniczył wcześniej. Debiutantki zbiły się w grupki przy ścianach, starając się sprawiać wrażenie, że nie dbają o to, iż nikt ich nie prosi do tańca. Brylanty pierwszej wody uśmiechały się radośnie, udowadniając swoją wyższość na parkiecie, matrony zaś plotkowały, nie spuszczając oka ze swych córek. Tymczasem dziewczyny, które miały już za sobą dwa czy trzy sezony, czaiły się po kątach, jakby straciły wszelką nadzieję. Popatrzył na to wszystko i przypomniał sobie, dlaczego wolał swój klub.

Nie minęło dużo czasu, zanim Sally znów go odnalazła.

– Powinieneś poznać siostry Mitchell. Pozwól, że ci je przedstawię.

Jasper nie lubił być gdzieś ciągnięty wbrew własnej woli i miał ochotę odmówić, ale jego ciekawość została pobudzona. Sally poprowadziła go w stronę orkiestry. W centrum sporej grupy młodych ludzi stały dwie blondynki o błyszczących niebieskich oczach i krągłych figurach, ubrane w białe, gustownie skromne suknie.

Ku zaskoczeniu Jaspera, Sally nie podeszła od razu do tych dwóch ślicznotek, lecz do stojącej w pobliżu damy, która z pewnością miała już za sobą pierwszą młodość, mogła się jednak poszczycić egzotyczną urodą. Ciemne włosy, ciemne oczy i karnacja sugerowały cieplejszy klimat niż chłodna Anglia i serce Jaspera na moment przestało bić. Bardzo nieprzyjemne uczucie. I dlaczego, u licha, miał wrażenie, że spotkał ją już wcześniej?

– Pani Durant, czy mogę pani przedstawić księcia Stone’a? – powiedziała Sally.

Ach tak, pani Durant, ta swatka, o której wspominała ciotka Mary. Zważywszy na jej rolę, nie spodziewał się, że będzie taka piękna.

Napotkała jego spojrzenie i jej źrenice nieco się rozszerzyły. Tęczówki miała w kolorze toffi, ze złotymi iskierkami. To były piękne oczy, a ich spojrzenie okazało się nieoczekiwanie ciepłe. Znał te oczy.

– Wydaje mi się, że jesteśmy starymi znajomymi – powiedział, choć nie mógł sobie przypomnieć, przy jakiej okazji ją poznał.

Przez jej twarz przebiegł błysk zaskoczenia, szybko zastąpiony chłodnym uśmiechem.

– Jak miło, że to pamiętasz, Wasza Wysokość.

Niech to diabli, szczycił się tym, że nigdy nie zapominał twarzy. Doskonalenie tej umiejętności zajęło mu całe lata, ale było to przydatne, bowiem miał do czynienia z mnóstwem osób, za które był w jakiś sposób odpowiedzialny. Dlaczego zatem nie potrafił sobie przypomnieć, gdzie ją spotkał i kiedy? I dlaczego miał dziwne wrażenie, że ona czuje do niego niechęć? Czyżby ją w jakiś sposób obraził?

Ukłonił się.

– Cała przyjemność po mojej stronie.

– Proszę pozwolić, że przedstawię Waszej Wysokości moje podopieczne.

Te energiczne słowa zaskoczyły go. Zdecydowanie go nie lubiła.

– Widzę, Wasza Wysokość, że jesteś w dobrych rękach – stwierdziła Sally. – Zostawię cię na łasce pani Durant.

Odpłynęła równie szybko, jak nadeszła. Ta kobieta nawet przez chwilę nie potrafiła usiedzieć spokojnie.

Pani Durant zwróciła się w stronę jasnowłosych dziewcząt, prezentując mu swój uderzający profil. Nawet rzeźbiarzowi trudno byłoby w taki sposób połączyć siłę z czysto kobiecymi rysami. Ta twarz mogła fascynować i skłaniać mężczyznę do niekończącej się eksploracji. Jej skóra miała ciepły odcień i wydawała się tak delikatna i gładka, że miał ochotę pogładzić jej ostro zarysowaną szczękę i przekonać się, czy jest tak jedwabista, jak się wydaje.

Zmusił się, by zwrócić spojrzenie na dwie młode damy, które patrzyły na niego wyczekująco. Tak, były młode i bardzo ładne, ale przy swojej opiekunce wydawały się wtapiać w tło. Przynajmniej w jego opinii.

– Wasza Wysokość – powiedziała pani Durant z pewną dumą – chciałabym panu przedstawić pannę Charity Mitchell i jej siostrę, pannę Patience. Drogie panie, to jest książę Stone.

Obie dziewczyny dygnęły i w ich policzkach pojawiły się dołeczki.

Jasper znów się ukłonił.

– Jak się paniom podoba pierwszy sezon? – zapytał. To było banalne pytanie, ale przez lata dobrze mu służyło.

– Świetnie się bawimy – odpowiedziała młodsza, panna Patience.

– To dopiero nasz drugi bal – dodała druga panna Mitchell. – Chyba jeszcze nigdy nie widziałam tylu osób w sali balowej. Nie miałam pojęcia, że ludzie mają w domach sale tej wielkości.

Ich szczerość i prostota były odświeżające i przyjemnie go zaskoczyły. Mówiły jak normalni ludzie, zamiast głupio chichotać. Znów spojrzał na ich opiekunkę. Pani Durant przyglądała mu się ostrożnie, jakby chciała przejrzeć motywy jego rozmowy z podopiecznymi. Zastanawiał się, czy w przeszłości popełnił jakieś wykroczenie, które mogłoby tłumaczyć jej postawę. A może po prostu oceniała go jako potencjalnego kandydata do ręki którejś z dziewcząt? Myśl, że być może próbuje wybrać mu żonę, przeraziła go, ale w żadnym stopniu nie zdziwiła. Gdy tylko ludzie słyszeli jego tytuł, zaczęli szukać sposobów, by go wykorzystać do własnych celów. Dlaczego z panią Durant miałoby być inaczej? Dziewczyny były ładne jak z obrazka, ale nie wyglądały na dobrze urodzone, a Jasper zawsze sądził, że wybierze sobie żonę spośród arystokracji.

Pani Durant uniosła brodę w wyzwaniu, jakby czytała w jego myślach. Dlaczego, u licha, uznał ją za piękną? Owszem, jej rysy przykuwały uwagę, ale były po prostu wyraziste, a nie piękne.

Niestety, ponieważ pojawił się tu z zamiarem poznania panien Mitchell, to teraz jego obowiązkiem było poprosić jedną z nich do tańca. Gdyby tego nie zrobił, uznałyby to za afront. Uśmiechnął się przelotnie do starszej.

– Czy zechce pani uczynić mi ten zaszczyt, panno Mitchell, i dołączy do mnie w czwartym tańcu tego wieczoru?

Dziewczyna zarumieniła się i spojrzała na opiekunkę, która skinęła głową.

– Dziękuję, Wasza Wysokość – dygnęła.

Jasper ukłonił się.

– Przyjdę po panią.

Odchodząc, słyszał za plecami szepty i chichoty. Towarzystwo zauważyło, że książę Stone w istocie zszedł ze swego piedestału i poprosił do tańca najnowszy brylant pierwszej wody.

Czy pani Durant uzna to za swój sukces?

Rozdział drugi

Dalsza część dostępna w wersji pełnej

Spis treści:

Okładka
Karta tytułowa
Karta redakcyjna
Rozdział pierwszy
Rozdział drugi
Rozdział trzeci
Rozdział czwarty
Rozdział piąty
Rozdział szósty
Rozdział siódmy
Rozdział ósmy
Rozdział dziewiąty
Rozdział dziesiąty
Rozdział jedenasty