Jan Nowicki. Droga do domu - Rafał Wojasiński - ebook + audiobook

Jan Nowicki. Droga do domu ebook i audiobook

Wojasiński Rafał

4,6

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Zaskakujący literacki portret Jana Nowickiego, utalentowanego aktora, mężczyzny niepospolitego o charyzmatycznym magnetyzmie, nietuzinkowym poczuciu humoru oraz niesłabnącym powodzeniu u kobiet. Życie ikony polskiego kina pod piórem Rafała Wojasińskiego układa się subtelny zbiór impresji, przetykanych przemyśleniami i anegdotami.
Jan Nowicki snuje refleksje na marginesie codziennych spraw. Wyciszone życie z dala od wielkiego świata jest pasjonujące i bogate w ten najistotniejszy sposób. Jest tu miejsce na metafizykę codzienności, spacer z psem oraz tajemnicę wiśni, ale także na zabawne zdarzenia bieżące i te sprzed lat. Rafał Wojasiński z pozornych drobiazgów wydobywa czar i głębię. Z jego wyrafinowanej opowieści dowie się czytelnik między innymi o zgubnych skutkach awantury o szampon z Baltony, o tym jak Nowicki uczył śpiewać młodego Majakowskiego, a także przyjrzy się gościom, którzy przyszli na niecodzienny ślub artysty z Małgorzatą Potocką.
Jest to opowieść o powrocie na rodzinne Kujawy, między prostych ludzi, ale też opowieść o „wracaniu do zaświata”, gdzie dusza zamierza trwać o wiele dłużej, niż na ziemi. To właśnie tam jest jej prawdziwy dom.

Doskonały przykład na to, jak mniej może znaczyć więcej.
Opowieść złożona ze spotkań. Wielu spotkań z pięknem otaczającego świata, z naturą w jej najprostszych przejawach i spotkań z zupełnie zwyczajnymi ludźmi, by powstała rzecz prosta, a jednocześnie niebywale magnetyzująca. Rzecz nieomal poetycka. Zbiór niewielkich wycinków z przeszłości, opowiastek przeplatanych trafnymi dygresjami, słów życiowo mądrych, ale nie pozbawionych odrobiny przekory i szelmowskiego uśmiechu.
Znajdziemy tu słowa o domu, o rodzinie, o dzieciństwie, o dawnych codziennych sprawach, o obcowaniu z bliskimi. Co nieco o filmie i aktorstwie, trochę o pieniądzach. Dowiemy się co aktora śmieszy, co powoduje smutek, także co myśli o Bogu, co o grzechu, jak według niego wygląda niebo. Jakie ma marzenia, jakie przyjemności sprawiają mu radość. I wreszcie czym jest ta tytułowa droga do domu. Czy tylko drogą do domu nad jeziorem, ucieczką od hałasu codzienności w mieście? A może tą drogą, którą wszyscy kiedyś pójdziemy, drogą do innego świata? Tak, o śmierci też przeczytamy, o przygotowaniu do niej, o pogodzeniu się, o oczekiwaniu. Ale wcześniej... z Nowickim możemy pójść na spacer z psem, na wiśnie do ogrodu nieżyjącego już przyjaciela, możemy przygotować śniadanie albo zwyczajnie posiedzieć, pobyć, zapalić papierosa i się zamyślić.
To książka na jeden refleksyjny wieczór, ale w żadnym wypadku nie do szybkiego przewracania kolejnych stron. To jest rzecz, do której się wraca. By niespiesznie smakować. Wyciszyć się. Znaleźć czas na przemyślenia. Zastanowić się nad tym, co w życiu naprawdę ważne.
[neta, lubimyczytac.pl]

Zbiór tych impresji można traktować jak mapę w drodze do domu. Pierwszy przystanek, na którym wysiadamy, mieści się w rodzinnym domostwie, które zamieszkują „babka, matka, siostra Hania, umierający na gruźlicę ojciec”. A im dalej jedziemy, tym szybciej mrugają do nas widoki zza szyby. Przeszłość zlewa się z przyszłością, a za moment dogania nas teraźniejszość. Słucham z zaciekawieniem, kto siedział na pomoście podczas ślubu, jakie przezwiska nadawał dzieciakom na obozie wakacyjnym, aby „stali się od razu kimś ważnym” i jak zakończyła się awantura o szampon. Spostrzegłam, że podziwia ludzi prostych, o których świat nigdy nie słyszał, a tymczasem oni, w zupełnej ciszy, trzymają go na swoich ramionach.
Rafał Wojasiński potrafi pięknie słuchać. Nie każdy ma talent do słuchania, ale on jest mistrzem. Nie ciągnie aktora za język, aby wydusić z niego jak najwięcej. Ze słów wypowiedzianych przez Nowickiego uplótł cichą i spokojną książkę.
[Joanna d’Arc, biblionetka.pl]

Nota: przytoczone powyżej opinie są cytowane we fragmentach i zostały poddane redakcji.

Pierwsze, papierowe wydanie tej książki ukazało się w 2009 roku nakładem wydawnictwa Nowy Świat. Na okładce, która jest taka sama jak w wydaniu papierowym, widzimy Jana Nowickiego (w kapeluszu) i Rafała Wojasińskiego sfotografowanych przez Krzysztofa Opalińskiego.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 37

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 1 godz. 18 min

Lektor: Rafał Wojasiński
Oceny
4,6 (25 ocen)
17
7
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Rafał Wojasiński

JAN NOWICKI

DROGA DO DOMU

Wydawnictwo Estymator

www.estymator.net.pl

Warszawa 2023

ISBN: 978-83-67769-01-3

Copyright © Rafał Wojasiński

Pierwsze, papierowe wydanie tej książki ukazało się w 2009 roku nakładem wydawnictwa Nowy Świat. Na okładce, która jest taka sama jak w wydaniu papierowym, widzimy Jana Nowickiego (w kapeluszu) i Rafała Wojasińskiego sfotografowanych przez Krzysztofa Opalińskiego.

SPIS TREŚCI

DACHY

SUTERENA

NA POWIERZCHNI

CZERNIEWICE

WUJEK Z IZBICY

SIMONE WEIL

MATKA

CZŁOWIEK W DRZWIACH

SARNA

POMYSŁ

ŚLUB

DZIEWCZYNY

ZNAJDA

KOŃ I SAMOCHÓD

HASS

MERCEDES

STAJNIA

WIŚNIE

SIOSTRA

DROGA DO DOMU

FILM

BÓG

PIENIĄDZE

BÓL

PAPIEROSY

PRZYSZŁOŚĆ

PRZYJEMNOŚĆ

POWODZENIE

GRZECH

SŁONECZKO

BARAKOWÓZ

ROZMOWY

ODDECH

ZAPACH

MARZENIE

SMUTEK

LIST

UMNIK

MOŻE TAK WYGLĄDA NIEBO

ŁADNY DZIEŃ

OSTATNIE SŁOWA

DACHY

Ma pokój na poddaszu. Jego dom stoi w Warszawie. Siada przy małym stoliku pod oknem i patrzy na dachy willi żoliborskich. Ten widok przenosi go w inny świat, taki, który może go zachwyca. Tutaj nie czuje, że jest w Warszawie. Nie chce czuć, że jest w tym miejscu. Ma wrażenie, że jest wszędzie: w Krakowie, w Kowalu, w Chicago ohydnym i w Kazimierzu Dolnym. To wszystko przez te dachy i przez ciszę pomiędzy domami tutaj, przez ciszę na ulicach. Ciszę robią też ludzie. Staje się ona wtedy milczeniem, które trudno czasami w samotności wytrzymać, bo zaczyna cholernie męczyć. Milczenie, to początek dojrzałości.

Widzi, że rzeczy, które z każdym rokiem coraz bardziej go otaczają, zaczynają już żyć życiem oddzielonym od jego losu. Urągają mu. Mówią coś do niego, ale nie jak do człowieka, którego wielbią.

Bierze do ręki cudownie odnalezione karty, które towarzyszyły mu podczas gry w „Wielkim Szu”. Jak dawniej kleją mu się do dłoni, są jego częścią. Sztuczki zawsze wywołują podziw i zazdrość. Właśnie sztuczki.

Pijemy piwo i mówimy o tym, co nam przychodzi do głowy. Wiele z tych rzeczy daje prawdziwą radość, chociaż wydaje mi się, że jemu już się wielu rzeczy nie chce.

– Podobają mi się te dachy – mówi.

Wracam do widoku przez okno na poddaszu w domu Małgosi. Nie wiem, do czego wracam. Nie wiem, po co. Po co? – to pytanie często ostatnio zadaję. Zadaję je zwłaszcza wtedy, gdy trudno mi wytrzymać swoje milczenie. Milczenie to dziwna obecność. Jestem aktorem, starym aktorem, prostym aktorem, mówię sobie. Ale w takie mówienie nie da się do końca uwierzyć.

SUTERENA

W czasie wojny wszyscy mieszkali w suterenie. Nie wie, ilu ich było. Babka, matka, siostra Hania, umierający na gruźlicę ojciec. Ojciec stał się długi od tej choroby. Leżał w gałęziach sosny, przybitych do ściany. Przybili je jego koledzy. Gałęzie miały udawać las sosnowy, bo słyszeli, że takie rosną w sanatoriach dla gruźlików.

Ojciec leżał plecami do wszystkich, przodem do ściany. Tak umierał. Chciał może mieć trochę spokoju przy tej ścianie, żeby potem przejść, wrócić do domu. Każdy tam idzie. Czy chce, czy nie. Zygmunt Kubiak opisał śmierć Klemensa Janickiego, jednego z największych naszych. Umierał młodo, miał niewiele ponad dwadzieścia lat. Umierał na puchlinę wodną, odwrócony też plecami do ludzi, a przodem do ściany.

Ojciec Nowickiego, gdy umarł, miał trzydzieści osiem lat. Nie zdążył nawet synowi dać lania swym szewskim pasem. Leczyli go psim smalcem. Kiedy odchodził, w miasteczku nie szczekał już ani jeden pies.

Nie wiadomo, gdzie wszystko się zaczyna, a gdzie kończy.

Nie wiadomo, czym była dla niego wtedy wojna.

W tej suterenie mieli piec kuchenny z dużą płytą. Matka gotowała na niej kaszę. W nocy do kaszy przychodził szczur. Nigdy potem żaden szczur nie wydawał mu się taki wielki i ważny, a zarazem ohydny. Nie można było go zabić. Uciekał i przychodził w nocy. W końcu zdechł. Pewnie ze starości. Po śmierci wszystkim się pokazał. Przed zgonem wyszedł. Tak, jakby mieli go podziwiać.

Nie wiem, ile z tego usłyszał, a ile sam zobaczył.

NA POWIERZCHNI

Po wojnie. Pierwsze mrozy. Po wyzwoleniu. Pamięta wielu Rosjan. Dwóch podeszło do niego, gdy stał przed domem na ulicy. Szukali Niemców. Jeszcze widać nie zabili wszystkich. Dali mu cukierka. Zaprowadził ich do domu, w którym jeszcze byli. Rosjanie weszli do środka. Usłyszał strzały. Wyszli i jakby go nie zauważyli. Poszli sobie. Siedział na schodach przed domem, w którym były trupy. Patrzył przed siebie, ssał cukierka i pewnie myślał, co by tu jeszcze tego dnia zrobić.

Tej samej zimy widział jeszcze zamarznięte zwłoki Niemców poukładane na górce z piasku. Leżały byle jak i pamięta, że nie miało to dla niego wielkiego znaczenia, że są nieżywi. Biorąc pod uwagę jego skłonności do sensu, logicznego myślenia i porządku, nie wie, dlaczego nie zastanawiał się, co Rosjanie zrobią z tymi wszystkimi trupami. Może je zostawili Polakom w Kowalu.

Rosjanie zostawili wielu Niemców w mieście do roboty. Dawali im różne zajęcia, im bardziej bezsensowne, tym lepiej. Jednego, nagiego, postawili na skrzyżowaniu, na tym wielkim mrozie. Miał wyciągniętą prawą rękę i wskazywał drogę na Warszawę. Drogowskaz. Ludzki drogowskaz.

„Dobrze pamiętam tego Niemca”, powiedział.

CZERNIEWICE

Wysiadał na dworcu w Czerniewicach. Stoi tam dziewiętnastowieczny budynek dworcowy. Przed nim jest duży plac z klombami i w otoczeniu starodrzew. Na tym dworcu musiał pewnie przesiadać się czasami Stachura, gdy jeździł do Aleksandrowa Kujawskiego.

Z Czerniewic jest kilka kilometrów do Kowala. W czasie studiów dojeżdżał tam dopiero wieczorem. Szedł drogą, po której raz na godzinę przejeżdżał samochód. Patrzył wtedy często w niebo, nawet gdy była noc. Nigdy nie zapomni, jakie wtedy było to życie. Wszystko zdawało się dużo warte i mające sens. A potem, z perspektywy czasu, te pewne rzeczy musiały stracić na wartości. Stały się tańsze. Może zbyt łatwo mógł wiele rzeczy kupić. Teraz wie, że to wszystko i tak nie jest do kupienia. Trzeba to odzyskać innym sposobem. Tylko że teraz tak wiele rzeczy na tym świecie wydaje mu się bez wartości.

WUJEK Z IZBICY

– Mnie chodzi o śmierć – mówi. – Nie obchodzi mnie to, że powinienem się cieszyć z tego, że tak żyję. Trzeba jakoś dojść do domu. Chciałbym, żeby ta śmierć była jakąś ładną kobietą, żeby nie miała kosy. Nie pasuje mi do śmierci kosa. Innym pasuje, a mnie nie.

W Izbicy sprzedawał u wujka lody. Spadł wujek potem z drabiny i się zabił. Taką miał śmierć. Pouczał go, żeby porcji lodów nie wtykał mocno w rożek.

– Dlaczego? – pytał.

– Żeby on spadł i żeby klient wrócił po drugą – powiedział.

KONIEC BEZPŁATNEGO FRAGMENTU

ZAPRASZAMY DO ZAKUPU PEŁNEJ WERSJI