9,99 zł
Angielka Clare Marchant ma dostarczyć okup za siostrę uprowadzoną przez brazylijskich przestępców. Musi dotrzeć na czas w wyznaczone miejsce w amazońskiej dżungli. Pomagają jej siostry zakonne, użyczając habitu jako przebrania i zapewniając przewodnika, Diega Cazorrę. Clare w życiu nie widziała równie przystojnego mężczyzny. Traci dla niego głowę, lecz dopóki nie uratuje siostry, nie może mu zdradzić, że nie jest zakonnicą…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 140
Tłumaczenie:
– Siostro Ann, czy naprawdę muszę założyć habit? – Clare Marchant spojrzała z powątpiewaniem na matkę przełożoną. – Nie podoba mi się, że mam udawać przynależność do Zgromadzenia Najświętszego Serca. Czuję się jak oszustka.
– Moje dziecko, nalegam, żebyś przywdziała szatę zakonną dla własnego bezpieczeństwa. Torrente to jedno z najniebezpieczniejszych miejsc w Brazylii. Ponieważ znajduje się niedaleko granicy z Kolumbią, wyznacza szlak karteli narkotykowych i handlarzy ludźmi. Słyszałam, że wiele tamtejszych młodych kobiet zostało zmuszonych do prostytucji. Panuje tam bezprawie i nawet policja boi się tam zaglądać. Członkowie karteli nie szanują życia, ale mają odrobinę szacunku do Kościoła.
Matka przełożona uśmiechnęła się łagodnie do Clare, na której twarzy malowały się napięcie i niepokój.
– Nie powinnaś się czuć jak oszustka. Przyjechałaś do Brazylii, by odnaleźć siostrę i zapłacić okup, którego zażądali jej porywacze. Kierują tobą szlachetne intencje. Narażasz się na niebezpieczeństwo, by pomóc ukochanej osobie. Kościół może zaoferować ci choć tę niewielką ochronę. – Siostra Ann spochmurniała. – Na pewno nie muszę ci przypominać, że ludzie, którzy uprowadzili Becky, działają bezwzględnie.
Clare spojrzała na pudełko stojące na biurku zakonnicy i na myśl o tym, co znajdowało się w środku, poczuła, jak wnętrzności podchodzą jej do gardła. Oczami wyobraźni ujrzała odcięty koniuszek płatka ucha owinięty w kilka warstw cienkiego papieru. Nie mogła znieść myśli, że jej piękna siostra mogła zostać okaleczona przez tego, kto porwał ją sprzed pięciogwiazdkowego hotelu w Rio de Janeiro, gdzie Becky brała udział w sesji fotograficznej.
Oderwała wzrok od pudełka i przyjrzała się swojemu odbiciu w lustrze wiszącym na ścianie gabinetu matki przełożonej. Szary habit, który pożyczyła jej siostra Ann, sięgał prawie do samych kostek. Stroju dopełniały czarne wiązane buty i welon, który zasłaniał kasztanowe włosy Clare.
– Żeby uspokoić twoje sumienie, dałam ci biały, a nie czarny welon, odpowiedni dla nowicjuszek, które nie złożyły jeszcze ostatnich ślubów – wyjaśniła siostra Ann. – Czyni z ciebie kobietę kontemplującą pobożne życie. I trochę jest w tym prawdy. W końcu po przybyciu do Rio de Janeiro postanowiłaś szukać pocieszenia w kaplicy Świętej Marii. Powołanie przychodzi w najróżniejszych momentach.
Clare nie zamierzała tłumaczyć życzliwej zakonnicy, że nigdy nie odda swojego życia w ręce Boga, nawet jeśli w wieku dwudziestu czterech lata nadal była dziewicą. Mark zarzucał jej pruderyjność, ale Clare nie mogła się z nim zgodzić. Po prostu chciała się oddać właściwemu mężczyźnie, a on zwyczajnie nim nie był.
Ale rozstanie z Markiem i wszystko inne, co wiązało się z Anglią, zdawało się oddalone o miliony lat świetlnych. Właściwie Clare miała wrażenie, że żyje w koszmarnym śnie, w którym ktoś porwał jej siostrę. Niestety to była prawda. W poniedziałek rano, kiedy jak zwykle przyszła do pracy w firmie swoich rodziców, A-Star PR, zadzwonił do niej roztrzęsiony ojciec i poinformował, że jej młodsza siostra Becky, znana na całym świece modelka, została uprowadzona.
– Porywacze przysłali nam list, w którym grożą, że zabiją Becky, jeśli nie będziemy się stosować do ich instrukcji. – Rory Marchant ledwie panował nad głosem. – Chcą, żebym poleciał do Brazylii i zapłacił okup, ale ja nie mogę zostawić twojej matki, która zresztą o niczym nie wie. Nie mam odwagi wyznać jej, że życie Becky znajduje się w niebezpieczeństwie. Lekarze nalegają, żeby nie przysparzać jej stresów, a ta wiadomość na pewno by nią wstrząsnęła. Cudem przeżyła ostatni udar; kolejny mógłby ją zabić. – Zapanowała chwila milczenia. – Clare, nie wiem, co robić. Chcę ratować moją najdroższą córkę, ale nie mogę stracić żony.
– Ja polecę do Brazylii i przekażę okup porywaczom – odparła Clare bez wahania. – Ty nie możesz zostawić mamy, zwłaszcza teraz, kiedy jej stan zaczyna się poprawiać.
Zignorowała cichy głos podszeptujący złośliwie, że o niej ojciec nigdy nie myślał jak o najdroższej córce. Oboje rodzice zawsze więcej uczuć okazywali Becky, co jednak nie powinno było dziwić Clare, skoro omal nie stracili Becky, gdy była jeszcze dzieckiem. Oczywiście Clare kochała siostrę i nie mogła znieść myśli, jak bardzo przerażona i samotna musi się teraz czuć.
Zamrugała, żeby powstrzymać łzy cisnące się do oczu, po czym spojrzała na matkę przełożoną.
– Dziękuję za pomoc. Wszystkie okazałyście mi tak wiele serca. Ogarniały mnie strach i poczucie bezradności, kiedy siostra Carmelita zwróciła na mnie uwagę w kaplicy w Rio.
Clare cofnęła się we wspomnieniach o dwie doby, do dnia, w którym przybyła do Rio de Janeiro i zameldowała się w motelu wskazanym przez porywaczy, gdzie miała czekać na dalsze instrukcje. Ale tym razem zamiast listu przysłali jej pudełko z potworną zawartością: kawałkiem ucha. Na jego widok Clare popędziła do łazienki, żeby zwymiotować.
W pudełku znajdowała się także krótka notatka, z której wynikało, że Clare ma się udać do miasta o nazwie Torrente, ponad trzy tysiące kilometrów na zachód od Rio, w głąb dżungli amazońskiej. Sytuacja, w której się znalazła, przytłoczyła ją tak bardzo, że poczuła potrzebę, by wejść do kaplicy znajdującej się w pobliżu motelu. Właśnie tam opowiedziała napotkanej zakonnicy o porwaniu Becky. W ciągu dwudziestu czterech godzin siostra Carmelita zorganizowała dla niej bilet na samolot do miasta o nazwie Manaus w północnych rejonach Brazylii, gdzie zaopiekowały się nią siostry ze Zgromadzenia Najświętszego Serca.
– Wolałabym, żebyś poprosiła o pomoc policję, zamiast w pojedynkę ratować siostrę.
– Nie mogę tego zrobić. Porywacze napisali, że zabiją Becky, jeśli komukolwiek powiem, że ją przetrzymują. Przeraża mnie myśl, że mogłam narazić jej życie, przyjmując pomoc sióstr… – Clare załamał się głos. – Ale nie wiedziałam, co robić.
– Obawiam się, że porwania bogatych turystów stają się coraz większym problemem w Brazylii. Niestety prawdą jest także to, że policja często nie potrafi namierzyć odpowiedzialnych za to gangów – wyznała matka przełożona ponurym głosem. Wyjrzała przez okno, kiedy na zewnątrz rozległ się ryk silnika. – Pan Cazorra już tu jest i z boską pomocą wkrótce spotkasz się z siostrą.
Clare chwyciła plecak, do którego spakowała swoje ubranie i kilka innych niezbędnych w czasie podróży rzeczy.
– Rozumiem, że poszukiwacz złota, którego poprosiła siostra o podwiezienie mnie do Torrente, nie zna prawdziwego celu mojej podróży?
– O nic się nie martw. Twój sekret pozostanie bezpieczny w murach naszego zakonu. Powiedziałam Diegowi, że będziesz uczyć w szkółce niedzielnej, więc musisz dotrzeć do miasta przed weekendem.
Strach ścisnął Clare za gardło. Porywacze uprzedzili, że w niedzielę skontaktują się z nią, by poinformować, gdzie ma zostawić okup. Podniosła z ziemi skórzaną teczkę z połową miliona funtów. Przerażała ją myśl, że życie Becky zależało od zawartości tej teczki.
– Powinnam ostrzec cię przed tym poszukiwaczem złota – dodała siostra Ann.
– Ostrzec? Przecież mówiła siostra, że mogę mu zaufać.
– Nie wątpię, że bezpiecznie dowiezie cię do Torrente. Zna dżunglę amazońską lepiej niż jakakolwiek znana mi osoba. Pan Cazorra to dobry człowiek, który w przeszłości wiele razy pomagał siostrom. Ma jednak reputację… – Siostra zrobiła pauzę, jakby nie mogła znaleźć trafnego określenia. – No cóż, powiedzmy, że lubi damskie towarzystwo. Nie stroni od kobiet. I jest bardzo czarujący.
– Chce siostra powiedzieć, że to flirciarz? – Clare sądziła, że wszyscy Brazylijczycy zasługują na miano lothario. Utwierdziła się w tym przekonaniu, kiedy kierowca taksówki, który wiózł ją z lotniska Manaus, z przetłuszczonymi włosami i poplamioną koszulką, zaproponował, że oprowadzi ją po mieście w zamian za seks. Oczywiście nie skorzystała z jego propozycji.
Tak czy inaczej, najważniejsze było dobro jej siostry, więc nie miało dla niej znaczenia, czy mężczyzna, który zawiezie ją do Torrente, jest kobieciarzem, czy też samym świętym.
– Jestem pewna, że poradzę sobie z panem Cazorrą – mruknęła ponuro, ruszając za matką przełożoną na dziedziniec.
Diego Cazorra spojrzał na brudne okna zakonu i zwrócił uwagę, jak promienie słoneczne odbijające się w kolorowym szkle tworzą tęczę na posadzce dziedzińca. Pomyślał sobie, że to dziwne, jak często dostrzegał piękno w najprostszych rzeczach. W kopalni diamentów, która należała do niego i jego drogiego przyjaciela oraz wspólnika biznesowego, Cruza Delgado, odkrył jedne z najcudowniejszych kamieni szlachetnych, jakie kiedykolwiek znaleziono w Brazylii. Ale nieskazitelność światła słonecznego poruszała jego duszę znacznie bardziej od lśniących diamentów.
Dwa lata, które spędził w najgorszym z brazylijskich więzień, nauczyły go doceniać proste przyjemności życia: ciepły dotyk słońca na twarzy albo widok błękitnego nieba, którego niedane mu było oglądać przez cały ten czas, który spędził w przeludnionej więziennej celi cuchnącej potem i strachem więźniów.
Wspomnienia z czasów, gdy był nastolatkiem, nigdy nie wyblakły, ale Diego nauczył się ignorować przeszłość, chociaż nigdy nie zdołał pozbyć się dręczących go nocą koszmarów. Odpędzając nieprzyjemne myśli, skupił się na czekającym go zadaniu, które nie było łatwe. Miał odeskortować zakonnicę do miasta nieopodal granicy z Kolumbią.
Torrente było przeklętym miejscem i Diego szczerze wątpił, czy nawet cały zastęp zakonnic byłby w stanie wpłynąć na życie jego mieszkańców, którzy żyli w skrajnej nędzy i w mniejszym lub większym stopniu dopuszczali się najróżniejszych przestępstw, żeby zdobyć pieniądze na jedzenie dla swoich dzieci. W niczym nie różniło się od podłej faweli, w której dorastał.
Tak naprawdę nie miał ochoty odwiedzać miasta, które mogłoby wywołać duchy przeszłości, nie mógł jednak odmówić siostrze przełożonej. Nigdy nie zapomniał, że jedyną osobą, która udzieliła mu pomocy, kiedy był zdesperowanym młodym człowiekiem, był ojciec Vicenzi. Mimo że Diego nigdy nie uważał się za religijnego człowieka, miał silne poczucie lojalności wobec Kościoła, który przywrócił go do życia.
W przyszłym tygodniu musiał pojawić się w Rio, żeby skontrolować swoje kasyno i klub nocny przed podróżą do Europy, gdzie czekało go spotkanie biznesowe z Cruzem. Musieli omówić sprawy związane z kopalnią i podzielić się zyskami. Tymczasem mógł poświęcić dwa dni na przetransportowanie jednej z sióstr Zgromadzenia Najświętszego Serca. Przy okazji mógł się przyjrzeć miejscu, które według raportów geologicznych obfitowało w bogate złoża złota. Mogło się więc okazać, że dobry uczynek ogromnie się mu opłaci.
Diego poprawił podniszczony skórzany kapelusz i wysiadł z jeepa w momencie, kiedy drzwi zakonu się otworzyły. Matka przełożona ruszyła w jego stronę. Jej czarny welon powiewał na wietrze.
– Jak miło cię widzieć, Diego – przywitała go po angielsku, czym go zaskoczyła, ponieważ zwykle rozmawiali po portugalsku. – Poznaj siostrę Clare, która niedawno przyjechała do nas z Anglii.
I wszystko stało się jasne – no może prawie wszystko. Diego nie potrafił bowiem wytłumaczyć, dlaczego przyspieszył mu puls na widok drobnej postaci w szarym habicie i białym welonie. Nigdy wcześniej nie widział tak niebieskich oczu jak u tej młodej kobiety. Przypominały najprawdziwsze szafiry.
Siostra Clare z pewnością nie skończyła jeszcze dwudziestu pięciu lat, więc była trochę starsza od niego, gdy trafił do zakładu karnego w Belo Horizonte. Oczywiście więzienie to nie to samo co zakon. Mimo to Diego nie potrafił zrozumieć, dlaczego piękna młoda kobieta postanowiła odciąć się od świata.
– Miło mi pana poznać, panie Cazorra – odezwała się słodkim, melodyjnym głosem, przywodzącym na myśl szum strumienia.
– Siostro – odparł, zdejmując kapelusz. Wyciągnął do niej rękę, a kiedy delikatnie ścisnęła jego dłoń, przeszył go dreszcz. Szybko przywołał się jednak do porządku. W końcu ta kobieta pozostawała poza jego zasięgiem.
– Wiem, co ci chodzi po głowie, Diego – zwróciła się do niego siostra Ann, wyrywając go z zamyślenia. – Chcesz czym prędzej ruszyć w drogę, żeby zdążyć przed prognozowanym załamaniem pogody. Kiedy twoim zdaniem dotrzecie do Torrente?
Nagle do Diega dotarło, że nie może rzucić tej młodej zakonnicy na pastwę pozbawionych skrupułów bandziorów. Podjął więc szybką decyzję.
– Obawiam się, że musimy zrezygnować z podróży. Właśnie zaczęła się pora deszczowa i za kilka dni można się spodziewać ulew, które zamienią drogi w rwące potoki.
– Ale musimy jechać. – Siostra Clare podeszła do niego. Z powodu niskiego wzrostu musiała zadrzeć głowę, żeby na niego spojrzeć, ale jej twarz znaczyła zaciętość. – Zgodził się pan dostarczyć mnie na miejsce, a ja muszę dotrzeć do Torrente przed niedzielą.
Ściągnął brwi.
– Z całym szacunkiem, siostro, ale ma tam siostra uczyć w szkółce niedzielnej. To nie jest sprawa życia i śmierci, a mnie się nie uśmiecha utknięcie w Torrente na wiele tygodni, a może nawet miesięcy. Musi siostra zmienić swoje plany. Za kilka miesięcy trasa znów będzie przejezdna.
Oparł nogę na progu jeepa, szykując się do zajęcia miejsca za kierownicą, kiedy poczuł na ramieniu mocny uścisk.
– Pan mnie nie słucha, panie Cazorra. Muszę dotrzeć do Torrente przed niedzielą, więc jeśli boi się pan deszczu, proszę pożyczyć mi swój samochód, a pojadę sama.
Diego poczuł się dotknięty.
– Czy przeżyła siostra ulewę w Amazonii? – rzucił cierpko. – Zapewniam, że w niczym nie przypomina angielskiej mżawki. Poza tym nikomu nie pozwalam prowadzić swojego samochodu.
Clare przygryzła wargę, próbując zapanować nad emocjami.
– Bardzo pana proszę, panie Cazorra. Ja muszę jechać do Torrente.
Diego przeklął pod nosem na widok łez lśniących w oczach zakonnicy. Nigdy nie potrafił się oprzeć ładnej buzi, chociaż zwykle pociągały go kobiety, które mógł zaciągnąć do łóżka.
– Czy nauczanie w szkółce niedzielnej jest dla siostry takie ważne?
Siostra Clare szeroko otworzyła szafirowe oczy.
– Ja… zostałam wezwana do Torrente – odparła głosem pełnym emocji.
Diego spróbował poszukać wsparcia u siostry Ann.
– Torrente to niebezpieczne miejsce, zwłaszcza dla młodej kobiety.
– Czasami musimy wykazać się odwagą, tak jak ksiądz, który kiedyś ci pomógł – przypomniała mu matka przełożona.
– Niech to szlag – jęknął Diego. To prawda, że gdyby ojciec Vincenzi nie był wystarczająco odważny, by zostać kapelanem w cieszącym się złą sławą więzieniu, być może Diego po dziś dzień gniłby w celi albo już by nie żył. – W porządku. Zawiozę siostrę. Przy odrobinie szczęścia powinniśmy zdążyć przed załamaniem pogody.
– Dziękuję. – Uśmiechnęła się jak sam anioł, a Diego poczuł ucisk w piersi. Był pewien, że zaraz po powrocie do Rio, będzie musiał złożyć wizytę jednej ze swych licznych kochanek, by uwolnić się od tego obrazu.
Życie, które wiódł jako biznesmen, pozwoliło mu zapomnieć o nędzy i ubóstwie, które tak bardzo doskwierały mu w dzieciństwie. Jego matka była narkomanką i przez większość czasu nie była w stanie zajmować się synem. Od najmłodszych lat Diego błąkał się samotnie po mrocznych uliczkach faweli. Widział rzeczy, których żadne dziecko nie powinno oglądać. Czasami, kiedy bardzo się bał, szukał schronienia u swojego przyjaciela, Cruza Delgada. Do czasu, gdy stał się nastolatkiem, uodpornił się na okropieństwa slumsów. Ale pewnej nocy, kiedy diler narkotyków pobił jego matkę za to, że nie zapłaciła mu za towar, Diego stracił panowanie nad sobą – z tragicznym skutkiem.
Nie zamierzał jednak tego rozpamiętywać. Ciężko pracował, by odciąć się od przeszłości, i tak miało zostać.
Clare z trudem panowała nad drżeniem rąk, a nogi miała jak z waty. Ciężko opadła na tylne siedzenie jeepa i pozwoliła sobie na ciche westchnienie ulgi. Zdołała przekonać poszukiwacza złota, żeby zabrał ją do Torrente. Znalazła się więc o krok bliżej od ocalenia siostry. Oczywiście nadal czekało ją spotkanie ze zbirami, które napawało ją strachem. Ale jej serce biło mocno nie tylko z tego powodu.
Kiedy matka przełożona wspomniała, że Diego Cazorra to kobieciarz, Clare nieco inaczej go sobie wyobraziła. Właściwie musiała przyznać sama przed sobą, że nigdy wcześniej nie widziała tak wspaniałego mężczyzny. Przez lata pracy u swoich rodziców, w ich agencji modeli, spotkała setki przystojnych facetów, ale żaden z nich, wliczając Marka, nie mógł się równać z seksownym Brazylijczykiem.
Przyglądała się mu przez okno jeepa. Był bardzo wysoki i szczupły. Miał długie nogi, szerokie ramiona i umięśniony tors. Najbardziej zaskoczyły ją jednak jego ciemne blond włosy sięgające ramion i szare oczy, które czasem wydawały się srebrne. Wyglądał jak upadły anioł i roztaczał męski seksapil. Mimo wszystko Clare zaskoczyła silna reakcja własnego ciała. Właściwie ją przeraziła. Kiedy ścisnęła jego dłoń, poczuła mrowienie na skórze. Właśnie wtedy sugestia siostry Ann, żeby podróżować do Torrente w przebraniu zakonnicy, wydała jej się trafiona. Musiała skupić się na czekającym ją zadaniu i nie powinna się rozpraszać.
Kiedy Diego zajął miejsce za kierownicą, Clare przypomniała sobie o walizce, od której zależało życie jej siostry. Postawiła ją na ziemi obok samochodu. Nie miała pojęcia, czy trafiła bezpiecznie do bagażnika.
– Gdzie moja walizka? – zapytała spanikowanym głosem.
– Leży na przednim siedzeniu. – Mężczyzna spojrzał na nią podejrzliwie. – Przewozi w niej siostra klejnoty koronne? – dodał drwiącym tonem.
Clare spróbowała się uspokoić.
– Mam tam książki dla szkółki niedzielnej. – Nie kłamała, skoro siostra Ann przekazała jej kilka modlitewników, które miała oddać ojcu Robertowi pełniącemu posługę w Torrente.
Ostatecznie uznała, że bezpieczniej będzie mieć walizkę pod ręką. Podniosła się więc, żeby przejść na przód. Obszerny habit nie ułatwiał jej zadania. Uniosła więc go na wysokość kolan i zrobiła duży krok naprzód. Wtedy poczuła dotyk silnej ręki poszukiwacza złota, który postanowił przyjść jej z pomocą. Natychmiast zrobiło jej się gorąco i zaczerwieniła się po same uszy.
– Dziękuję panu, panie Cazorra – wybełkotała nieporadnie, opadając na siedzenie obok miejsca kierowcy.
– Zawsze do usług – odparł lakonicznie. – Poza tym nazywam się Diego. Jeśli mamy spędzić w podróży najbliższe czterdzieści osiem godzin, lepiej dajemy sobie spokój z oficjalnym tonem.
– Czterdzieści osiem godzin! To znaczy, że nie dotrzemy do Torrente dzisiaj?! – Clare nie mogła oderwać oczu od jego seksownego uśmiechu. – Gdzie spędzimy noc?
– Zwykle sypiam na tylnej kanapie jeepa, chociaż przy słusznym wzroście nie jest mi tam szczególnie wygodnie. Ale na jedną noc tyle miejsca wystarczy dla nas dwojga.
Clare wyobraziła sobie tego potężnego mężczyznę ściśniętego w ciasnym wnętrzu auta i jej serce zabiło mocniej.
– Nie mogę spać w jeepie razem z tobą.
Diego w milczeniu przyznał jej rację.
– Po drodze do Torrente jest miejscowość, której mieszkańcy zapewniają nocleg turystom zwiedzającym lasy deszczowe.
Odpalił silnik i jeep wolno ruszył po nierównej drodze.
– Powodzenia, moja droga! – zawołała siostra Ann, kiedy jeszcze Clare mogła ją usłyszeć. – Będę się modlić za twoje bezpieczeństwo i twoją duszę!
– Powodzenia? – mruknął Diego. – Torrente to najgorsze miejsce, jakie przyszło mi odwiedzić. Jeśli matka przełożona chce zapewnić ci bezpieczeństwo, będzie się musiała modlić bez ustanku.
Zerknął kątem oka na zakonnicę i zauważył ze zdumieniem, że Clare się czerwieni. Coś w całej tej sytuacji nie dawało mu spokoju. Zwykle wyczuwał kłopoty na kilometr. Także i tym razem jego szósty zmysł podpowiadał, że nie zna całej prawdy o wyprawie tej ślicznej Angielki do Torrente.
– Jestem pewna, że siostra Ann modli się za zbawienie wszystkich dusz – odezwała się po chwili. – Nawet twojej.
Diego uśmiechnął się szeroko.
– Obawiam się, że dla mnie nie ma ratunku.
Tytuł oryginału: Master of Her Innocence
Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 2016
Redaktor serii: Marzena Cieśla
Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla
Korekta: Hanna Lachowska
© 2016 by Chantelle Shaw
© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2017
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wydanie niniejsze zostało opublikowane w porozumieniu z Harlequin Books S.A.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne.
Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.
Harlequin i Harlequin Światowe Życie są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.
HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.
Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone.
HarperCollins Polska sp. z o.o.
02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B, lokal 24-25
www.harlequin.pl
ISBN 978-83-276-3402-3
Konwersja do formatu EPUB: Legimi Sp. z o.o.