9,99 zł
Rafael Mendoza Casillas dostaje od dziadka ultimatum: jeśli się nie ożeni w ciągu sześciu tygodni, nie zostanie dyrektorem generalnym rodzinnej firmy. Rafael wie, że to stanowisko mu się należy i nie zamierza z niego zrezygnować, ale nie zamierza też pozwolić, by ktokolwiek ingerował w jego prywatne życie. Żeby nieco zakpić z dziadka, na żonę wybiera przypadkową ubogą dziewczynę – Juliet Lacey, samotną matkę z dzieckiem, sprzedającą kanapki w jego firmie. Nie spodziewa się, jak bardzo to sprytne – jak mu się zdawało – rozwiązanie odmieni jego życie…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 142
Chantelle Shaw
Małżeństwo za pięć milionów
Tłumaczenie: Ewa Pawełek
HarperCollins Polska sp. z o.o. Warszawa 2021
Tytuł oryginału: Wed for the Spaniard’s Redemption
Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 2019
Redaktor serii: Marzena Cieśla
Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla
© 2019 by Chantelle Shaw
© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2021
Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.
Harlequin i Harlequin Światowe Życie są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.
HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.
Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A. Wszystkie prawa zastrzeżone.
HarperCollins Polska sp. z o.o.
02-672 Warszawa
ul. Domaniewska 34A
www.harpercollins.pl
ISBN 978-83-276-5583-7
Konwersja do formatu EPUB, MOBI: Katarzyna Rek / Woblink
„Tajemna schadzka z żoną ministra”.
Rafael Mendoza Casillas skrzywił się, przerzucając stos gazet na swoim biurku. Wszystkie czasopisma miały podobne nagłówki. Nawet poważne tygodniki uznały za stosowne poinformować opinię publiczną o jego romansie z Michelle Urquhart.
To wydarzenie było głośne nie tylko w Zjednoczonym Królestwie. W całej Europie ludzie, pijąc poranną kawę, mogli zobaczyć na pierwszej stronie zdjęcie, na którym spadkobierca największej hiszpańskiej firmy wchodzi do luksusowego hotelu w Londynie, w towarzystwie zmysłowej pani Urquhart. Drugie zdjęcie ukazywało, jak z samego rana, razem z Michelle, opuszczają hotel tylnym wejściem.
„Można się tylko domyślać, co robili w hotelu najbardziej znany playboy w Europie i żona ministra”.
To był tekst z najgorszego szmatławca i niestety było tego więcej.
– To o jeden skandal za dużo, Rafaelu. – Głos Hectora Casillasa był tak donośny i pełen wściekłości, że Rafael musiał na chwilę odstawić słuchawkę od ucha. – I to w dniu, gdy wchodzi na rynek nowa kolekcja sukien ślubnych! Zamiast pisać o sukcesie firmy, piszą o twoim romansie z zamężną kobietą. Gratuluję!
– Nie wiedziałem, że Michelle ma męża – wtrącił Rafael lakonicznie, gdy jego dziadek przerwał wywód, by złapać oddech.
Nie, żeby jej status cywilny miał dla niego jakieś znaczenie. Nie przejmował się moralnością innych ludzi w sytuacji, gdy jego własna moralność była dość dyskusyjna. Gdyby jednak wiedział, że mąż Michelle był osobą publiczną, nie przespałby się z nią. Mimo że, kiedy poznał ją w nocnym klubie, od razu dała do zrozumienia, że jest wolna i chętna. Nigdy nie miał problemu z tym, by znaleźć kobietę do łóżka i szczerze mówiąc, Michelle nie była warta tego całego zamieszania.
Rozparł się na krześle i patrzył smętnym wzrokiem, jak krople deszczu uderzają o szyby biurowca londyńskiego oddziału Casillas Group. Przedsiębiorstwo skupiało najlepsze marki odzieżowe i było jednym z największych dystrybutorów ubrań na świecie. Rafael potrafił sobie wyobrazić dziadka, siedzącego za biurkiem w rodzinnej posiadłości w Walencji. Bywał tam wielokrotnie i za każdym razem nestor rodu pouczał go, strofował i przypominał, jakby to było konieczne, że w połowie był gitano. Słowo to po angielsku oznaczało Cygana, co oczywiście zgadzało się z rzeczywistym rodowodem Rafaela, ale liczył się sens, a ten był jasny. Jest obcy, inny, nie z czystej, hiszpańskiej arystokratycznej krwi.
– Znów sprowadziłeś wstyd na rodzinę, a co gorsza także na przedsiębiorstwo – stwierdził z oburzeniem Hector.– Twoja matka ostrzegała mnie, że odziedziczyłeś po swoim ojcu wiele złych cech. Kiedy uratowałem cię przed nędzą i wprowadziłem do rodziny, liczyłem na to, że się odwdzięczysz. Zostałeś szefem Casillas Group i odpowiadasz za jej sukcesy i porażki. Jesteś moim wnukiem, ale z przykrością stwierdzam, że w twoich żyłach płynie zbyt wiele krwi twojego ojca i nic nie pomogło, że przejąłeś nazwisko matki.
Rafael zacisnął szczękę. Oczywiście, dziadek nigdy nie przegapił okazji, by mu przypomnieć o jego pochodzeniu. W połowie był potomkiem hiszpańskiej arystokracji. Tylko w połowie! Druga połowa, według Hectora, była hańbą sprowadzoną na zaszczytną rodzinę Casillasów. Ojciec Rafaela był handlarzem narkotyków, pospolitym przestępcą, o dość czarującej powierzchowności, która przyciągnęła do niego panienkę z bogatej rodziny. Córka Hectora w ten sposób zbuntowała się przeciwko własnej rodzinie i jej odwiecznym zasadom. Gdy przyszło otrzeźwienie, uciekła od Iwana Mendozy, a dziecko zostawiła w cieszących się niechlubną sławą slumsach, na obrzeżach Madrytu.
– Tak dalej być nie może. Koniec z wyskokami i skandalami. Zdecydowałem, że musisz się ożenić i to szybko.
– Ależ dziadku… – zaczął pojednawczym tonem.
– Nawet nie próbuj się sprzeciwiać. Zarząd chce, żebym mianował Francisca swoim następcą.
Rafael poczuł na żołądku ołowiany ciężar.
– Powierzyłbyś młodemu, niedoświadczonemu chłopakowi władzę? – spytał z niedowierzeniem. – Przedsiębiorstwo obraca miliardami. Frankie nie da sobie rady.
– Twój przyrodni brat ma dwadzieścia lat. Za rok kończy studia na uniwersytecie, jest mądry, ambitny, a co najważniejsze nie szlaja się, nie wiadomo gdzie i z kim.
Rafael poczuł w gardle smak gorzkiej żółci.
– Czy tego domaga się matka? Nigdy nie ukrywała, którego ze swoich synów uważa za prawdziwego Casillasa i komu należy się przedsiębiorstwo.
– Ona nie ma z tym nic wspólnego. To wyłącznie moja decyzja – podkreślił Hector. – Podzielam jednak obawy członków zarządu i akcjonariuszy, że rozgłos w brukowej prasie nie służy interesom. Prezes zarządu powinien być człowiekiem o nieposzlakowanej opinii i orędownikiem wartości rodzinnych. Daję ci ostatnią szansę, Rafaelu. Przyprowadź żonę na moje osiemdziesiąte urodziny pod koniec maja, a wycofam się ze stanowiska dyrektora generalnego i mianuję cię swoim zastępcą.
– Nie mam zamiaru się żenić – wycedził przez zaciśnięte zęby, z trudem panując nad złością.
– W takim razie twój brat zostanie szefem.
– Dios! Twoje urodziny są za sześć tygodni! Nie dam rady znaleźć narzeczonej w tak krótkim czasie.
– Nie ma rzeczy niemożliwych – odparł lekko Hektor. – W ciągu ostatniego roku zostało ci przedstawionych wiele wysoko urodzonych Hiszpanek. Każda z nich byłaby idealną żoną. Jeśli chcesz być moim następcą, przedstaw jedną z nich jako żonę, a będziemy w moje urodziny świętować podwójnie.
Hector zakończył rozmowę, a Rafael zaklął, odkładając słuchawkę. Ten stary tyran oszalał. Kusząca była myśl, że wreszcie stanie się niezależnym dyrektorem generalnym, ale żeby się od razu żenić? Z drugiej jednak strony to przedsiębiorstwo było jego obsesją, jedynym marzeniem, które pragnął zrealizować. Chciał tego, od kiedy jako dwunastolatek został zabrany z nędzy do niewyobrażalnego luksusowego życia swej arystokratycznej rodziny. Był gotów udowodnić krytykom i niedowiarkom, a przede wszystkim matce i jej drugiemu mężowi, że będzie godnym następcą. Znał się na branży jak nikt. Rozumiał lepiej niż członkowie zarządu, że Casillas Group musi zastosować nowe technologie, jeśli nadal chce być liderem na rynku. Jego dziadek był świetnym dyrektorem generalnym, ale przedsiębiorstwo potrzebowało świeżej krwi. Niekoniecznie krwi gitano, podpowiadał mu jakiś niechciany głos. Kiedyś żebrał o jedzenie jak zbłąkany pies na brudnych ulicach slumsów. I jak pies nauczył się szybko biegać, by uniknąć razów od ojca. To jednak była przeszłość. Straszna, ale odległa. Teraz musiał się zająć przyszłością i szybkim wyborem żony. Doskonale rozumiał, dlaczego matka nalegała, by uczestniczył w oficjalnych przyjęciach, na których bywały córki z arystokratycznych rodzin. Nie zamierzał chwytać przynęty. Chciał zachować niezależność pomimo ultimatum Hectora. Dobrze, niech będzie. Ożeni się, ale sam sobie wybierze żonę. I z całą pewnością nie będzie to związek z miłości, pomyślał cynicznie.
Psycholog zapewne by uznał, że niechęć Rafaela do bliskich związków wynikała z traumy, jakiej doświadczył, gdy w wieku siedmiu lat został porzucony przez matkę. Prawda była taka, że skłonny był jej wybaczyć, że go opuściła, ale nie mógł wybaczyć tego, że zostawiła jego małą siostrę Sofię, która nie miała nawet dwóch lat. Potem oboje starali się ze wszystkich sił, by zdobyć akceptację rodziny. I dlatego nie pozwoli, by ktoś pozbawił go jego dziedzictwa. Zostanie dyrektorem generalnym i znajdzie kobietę, która zgodzi się na tymczasowe małżeństwo. Kiedy już osiągnie cel, rozwiedzie się.
Sięgnął po aktówkę, kluczyki do samochodu i wyszedł z gabinetu. Jego asystentka popatrzyła na niego uważnie.
– Jadę na spotkanie – poinformował ją. – Gdyby dzwonił dziadek, powiedz, że będę niedostępny przez resztę dnia. – Jeszcze przy drzwiach rzucił w jej stronę ze złością: – Ach, i byłbym zapomniał. Pozbądź się tych wszystkich gazet z mojego biurka.
Zawsze mogło być gorzej, prawda? Juliet rzuciła telefon na siedzenie pasażera i przekręciła kluczyk w stacyjce furgonetki. Nie będę płakała, przyrzekła sobie. Po tym jak straciła rodziców w wypadku samochodowym, co jednocześnie zakończyło jej karierę tancerki, uznała, że nic, co ją spotka, nie będzie już tak straszne, by było warte jej łez. A jednak dzień zaczął się okropnie. Dostała list z australijskiej firmy prawniczej, że Bryan chce przejąć opiekę nad Poppy. Żołądek skurczył jej się ze strachu. Nie mogła stracić córki. Poppy była powodem, dla którego chciało jej się żyć. I choć życie samotnej matki było bardzo trudne, walczyła pazurami, by zapewnić córce godne warunki. Nie mogła oddać jej ojcu, który nigdy się nią nie interesował, aż do teraz. A jednak rozmowa z Melem, wspólnikiem w interesach, nie pozostawiała złudzeń. Jej życie rozpadało się na kawałki. Juliet patrzyła, jak przednia szyba moknie w deszczu, i zamrugała powiekami, by przegonić łzy. Nie było sensu dłużej siedzieć na tyłach parkingu luksusowego biura Casillas Group. Rozwoziła kanapki, ale pewnie nie potrwa to już długa. Po rozmowie z Melem wiedziała, że jej cateringowi grozi plajta. Pociągnęła nosem, uruchomiła silnik, po czym dodała gazu. Furgonetka zamiast jednak pojechać do przodu, gwałtownie stoczyła się do tyłu. Rozległ się huk i brzdęk tłuczonego szkła. Przez ułamek sekundy nie była w stanie zrozumieć, co się stało. Spojrzała w lusterko wsteczne i z przerażeniem zdała sobie sprawę, że wjechała w samochód zaparkowany za nią. I to nie byle jaki samochód. Stalowe lamborghini, jedno z najdroższych aut na świecie. Danny, strażnik parkingu, ostrzegał ją, by uważała, bo zostawiają tu samochody wyłącznie szefowie Casillas Group.
Jak przez mgłę widziała, że z samochodu wysiada właściciel i pochyla się nad maską, by sprawdzić zderzak. Rafael Mendoza Casillas, dyrektor zarządzający Casillas Group, rekin biznesu i bóg seksu, jeśli wierzyć rewelacjom w kolorowej prasie.
Serce Juliet o mało nie stanęło, gdy spostrzegła, że mężczyzna zbliża się do furgonetki. Pospiesznie odpięła pasy bezpieczeństwa i otworzyła drzwi, z nadzieją, że uszkodzenia nią są zbyt duże. Oczyma wyobraźni już widziała, o ile wzrośnie jej składka na ubezpieczenie.
– Idiotka! Kto ci dał prawo jazdy? – zawołał wściekły. – Oślepłaś czy co? Nie widziałaś, że za tobą jest samochód?
Jego szorstki głos, z wyraźnym śródziemnomorskim akcentem, był pełen gniewu. Ale jednocześnie był to najseksowniejszy głos, jaki kiedykolwiek słyszała. Wysiadła z furgonetki, zadzierając głowę. Była drobna i niska, jak większość tancerek w Corps de ballet, a mężczyzna należał do bardzo wysokich. Jego oczy były niezwykłe, oliwkowo-zielone, lśniące gniewem w opalonej twarzy. I co to za twarz! Juliet widywała go od czasu do czasu, gdy roznosiła kanapki po biurach, ale on nigdy na nią nawet nie spojrzał.
– Nie jestem idiotką – mruknęła, przestraszona, niepewna i jednocześnie przerażona swoją reakcją na jego niewątpliwy męski czar.
Ulewny deszcz spływał mu po czarnych włosach i znaczył szlak na twarzy tak pięknej, jakby wykuł ją w kamieniu najlepszy rzeźbiarz. Ostre kości policzkowe i kwadratowy podbródek ocieniony zarostem były doskonałe. Juliet, pod swoim cateringowym mundurkiem, poczuła, jak prężą jej się sutki.
– Dowody temu przeczą – odparł, unosząc czarne brwi. – Mam nadzieję, że twój ubezpieczyciel pokryje koszty naprawy, bo jak nie, będziesz płacić z własnej kieszeni. Tu jest wyraźna informacja, że ten parking jest do użytku tylko i wyłącznie dla wyższych szczeblem pracowników Casillas Group. Słono za to zapłacisz.
Była objęta ubezpieczeniem, ale tylko podstawowym. A tak w ogóle to czy opłaciła ostatnio składkę? Wątpliwości wdarły się do jej umysłu.
– Przykro mi. To był wypadek. Nie chciałam uszkodzić pańskiego samochodu– tłumaczyła bliska paniki. – Nie mam pieniędzy, żeby panu zapłacić.
Deszcz przemoczył ją do suchej nitki. Z czapki z daszkiem kapała woda. Pamiętała, jaka była zadowolona, gdy zakupili z Melem uniformy z logo firmy. Teraz okazało się, że interes trzeba będzie zamknąć, a w dodatku najprzystojniejszy mężczyzna na świecie patrzył na nią tak, jakby była robalem, który trzeba strząsnąć z ubrania i rozgnieść. Tym razem nie udało jej się powstrzymać łez.
– Prawda jest taka, że nie mam nawet pieniędzy, żeby kupić córce nowe buty – wyrzuciła z siebie zdławionym głosem.
Czuła się taka winna, gdy wczorajszego dnia Poppy powiedziała jej, że cisną ją buciki. Teraz zdenerwowanie, lęk o przyszłość i rozpacz wycisnęły z jej płuc cały tlen. Nie mogła oddychać. Miała wrażenie, że pękła w niej jakaś tama uwalniająca emocje, które zbyt długo nie znajdowały ujścia.
– Nie stać mnie, by opłacić szkody. Boże, co ja zrobię, jeśli ubezpieczyciel odmówi pokrycia kosztów? Nie mogę wziąć kredytu, bo już mam długi…
Zawsze logiczna i zrównoważona, tym razem zaczęła ulegać historii. Odkąd jej rodzice zginęli w wypadku, podświadomie oczekiwała kolejnej katastrofy.
– Wyląduję w więzieniu? Kto się zajmie moją córką? Bryan będzie miał dowód, że jestem złą matką, zabierze Poppy do Australii i już nigdy więcej jej nie zobaczę!
Tego się obawiała najbardziej. Zakryła twarz rękami i zapłakała w głos.
– Uspokój się – polecił służbowym tonem Rafael. – Oczywiście, że nie pójdziesz do więzienia – dodał zniecierpliwiony, widząc, jak ramiona dziewczyny podrygują w płaczu. – Twoje ubezpieczenie z pewnością pokryje koszty naprawy, a jeśli tak się nie stanie, nie będę się domagał od ciebie pieniędzy.
Ulga, której doświadczyła Juliet, była chwilowa. Jak już zaczęła płakać, nie mogła przestać, przygnieciona problemami.
Rafael zaklął.
– Chodźmy gdzieś, bo zaraz utoniemy w tym deszczu – mruknął, łapiąc ją za ramię i pociągając w stronę swojego samochodu. Otworzył drzwi po stronie pasażera. – Wsiadaj i uspokój się.
Sam usiadł po stronie kierowcy, przeciągając ręką po mokrych włosach. Otworzył pudełko chusteczek higienicznych i położył jej na kolanach.
– Proszę. I nie płacz już.
– Dziękuję. – Wytarła łzy i wzięła głęboki wdech. W samochodzie tym bardziej była świadoma jego bliskości. Pachniał deszczem i wodą kolońską. Ten męski zapach drażnił jej zmysły. – Jestem mokra. Przemoczę siedzenie – wymamrotała, świadoma, że woda z jej ubrania kapie na kremową skórzaną tapicerkę. – Naprawdę mi przykro, że wjechałam w pana samochód, panie Mendoza Casillas.
– Mów mi Rafael. Nazwisko jest zbyt długie, nie sądzisz? – rzekł z gorzką nutą w głosie. – A tobie jak na imię?
– Juliet. Juliet Lacey.
Widziała, że patrzy na nią, i spuściła wzrok. Musi wyglądać okropnie. Cała mokra, zapłakana, z czerwonym nosem.
– Przepraszam, że straciłem nad sobą panowanie. Nie chciałem cię przestraszyć ani zdenerwować – rzekł krótko. – Powiedziałaś, że masz dziecko?
– Tak, trzyletnią córeczkę.
– Dios! Ile możesz mieć lat? Dziewiętnaście? I już masz trzyletnią córkę? – zdziwił się. – Nie nosisz obrączki, więc zakładam, że nie jesteś mężatką.
– Mam dwadzieścia cztery lata – poprawiła go, nieco urażona. – I nie, nie jestem mężatką. Ojciec Poppy nie chciał mieć z nami nic wspólnego, kiedy się urodziła.
– Kim jest ten Bryan, o którym wspomniałaś?
– Ojcem Poppy. Teraz, po trzech latach wymyślił, że chce prawa do opieki. Zgodnie z prawem australijskim oboje rodzice są odpowiedzialni za dziecko. Bryana stać na najlepszych prawników. A gdy wygra, zabierze moją córkę do Australii. – Juliet pospiesznie wytarła łzy chusteczką. – To niesprawiedliwe. Widział ją tylko raz, gdy się urodziła. Powiedział mi wtedy, że może byłby zainteresowany chłopcem, ale nie córką. To jest jednak tylko słowo przeciwko słowu. Jego prawnicy na pewno będą się starali udowodnić, że to ja utrudniałam mu kontakty. A przecież zabrałam Poppy z Australii do Anglii, bo Bryan wyraźnie powiedział, że nie chce mieć z nami nic wspólnego.
Juliet nie miała pojęcia, dlaczego się zwierza obcemu mężczyźnie, który z pewnością nie jest zainteresowany jej problemami. A jednak było w nim coś kojącego, tworzył wokół siebie aurę siły i spokoju.
– Wiem od mojego kuzyna mieszkającego w Sydney, że Bryan zamierza poślubić córkę milionera. Najwyraźniej ona nie może mieć dzieci, a desperacko chce być mamą. Bryan chce jej więc podarować w prezencie ślubnym śliczną, słodką córeczkę. Moją córeczkę! – Zagryzła wargi. – Jakiś czas temu, gdy byłam w szpitalu, Poppy opiekowała się pewna rodzina. Bryan dowiedział się o tym i teraz chce to wykorzystać przeciwko mnie, że nie jestem w stanie zapewnić jej należytej opieki i że lepiej jej będzie z nim.
– A nie mógł ktoś z twojej rodziny zaopiekować się dziewczynką, gdy byłaś w szpitalu? – W jego głosie nie było już nawet śladu gniewu, za to seksowne nuty, które wprawiły Juliet w drżenie.
– Moi rodzice nie żyją, a pozostała rodzina mieszka w Australii. Ciocia i wujek pomogli mi, gdy zostałam sierotą, ale mają swoje własne życie, daleko od mojego.
– A dlaczego masz problemy z pieniędzmi? – Obrzucił ją spojrzeniem, zatrzymując wzrok na służbowym ubraniu. – Zakładam, że masz pracę? Co oznacza to logo LNW?
– Lunch na wynos. Prowadzę ze wspólnikiem małą firmę cateringową. Działamy dopiero od roku. Dochody były niskie, ale jakoś ciągnęliśmy. Dziś jednak okazało się, że nasz kontrakt z Casillas Group wygasł. W biurowcu powstała właśnie stołówka dla pracowników i niepotrzebne są już nasze usługi.
Rafael skinął głową.
– Zgadza się. Kiedy zakładałem siedzibę firmy w Londynie, planowałem otworzyć restaurację i siłownię dla pracowników. Prace budowlane zajęły więcej czasu, niż oczekiwałem, więc poleciłem w kadrach, by zawarto umowę z jakąś firmą cateringową.
– Nie wiedziałam o restauracji dla personelu – stwierdziła ze smutkiem, sięgając po kolejną chusteczkę.
– Czyli, jak rozumiem, utrata tego zlecenia będzie miała wpływ na twój interes?
– Obniży to o połowę zyski – przyznała cicho. – Pomyślałam, że moglibyśmy się postarać o zlecenie w innych firmach, ale konkurencja jest wysoka. Mój wspólnik Mel nie chce czekać. Powiedział, że zamierza sprzedać piekarnię, w której przygotowywaliśmy dania, i razem z żoną chcą się wyprowadzić z Londynu. Mnie samej nie stać na wynajem innego lokum.
– Co zrobisz, jeśli będziesz musiała zamknąć firmę?
Wzruszyła ramionami, miętosząc chusteczkę w dłoni.
– Poszukam innej pracy. Problem w tym, że nie mam żadnych kwalifikacji.
Raz próbowała podjąć studia, ale musiała je rzucić po roku, bo nie stać jej było na opłacenie czesnego.
Rafael bębnił palcami w kierownicę, głęboko nad czymś myśląc. Miał piękne dłonie. Juliet wyobraziła sobie, jak by to było, gdyby pieścił nimi jej ciało, gdyby te długie palce gładziły jej piersi i drażniły sutki. Od dawna nie myślała w ten sposób o żadnym mężczyźnie. Nie po tym, jak Bryan ją porzucił, gdy oddała mu dziewictwo. Miesiąc później, kiedy ze łzami w oczach powiedziała mu o ciąży, brutalnie wyśmiał jej naiwność. Przyrzekła sobie wtedy, że nie pozwoli się już skrzywdzić. Będąc samotną matką, nie miała zbyt wiele czasu na randki i spotkania z mężczyznami. Dopiero teraz, przy Rafaelu, przypomniała sobie, czym jest pożądanie. Przywodziło to na myśl wzdychanie nastolatki do idola. Bzdurne zauroczenie, z którego nic nie będzie.
– Mogę ci pomóc – rzekł Rafael , wyrywając ją z zadumy. Serce jej podskoczyło. Jeśli się zgodzi, by dalej serwowała kanapki jego pracownikom, jej biznes przetrwa.
– Pomóc? Jak?
– Mam pomysł, który rozwiąże twoje problemy finansowe i jednocześnie będzie korzystny dla mnie.
– Co masz na myśli? – Zesztywniała. Co on sugerował? Wiedziała, że niektóre kobiety, z którymi mieszkała na osiedlu, pracowały jako prostytutki. Większość z nich to samotne matki, które próbowały utrzymać za wszelką cenę swoje dzieci. Nie osądzała nich, ale nie wyobrażała sobie, by mogła się zdobyć na coś takiego.
Położyła rękę na klamce, gotowa wyskoczyć z samochodu.
– Nie będę uprawiała seksu za pieniądze – powiedziała bez ogródek.
Przez chwilę patrzył na nią oszołomiony, po czym się roześmiał.
– Nie chcę uprawiać z tobą seksu.
Niewielki nacisk na zaimek „tobą” sprawił, że aż się skuliła z zażenowania. Jego lekceważący ton wyraźnie sugerował, że nie uważał jej za atrakcyjną.
– Nigdy nie musiałem kobiecie płacić za seks – rzucił nonszalancko. – To co proponuję, to umowa biznesowa, korzystna dla nas obojga.
– Robię kanapki. Nie rozumiem, jaki wspólny interes mógłby nas łączyć.
– Chcę, żebyś została moją żoną. Jeśli zgodzisz się mnie poślubić, zapłacę ci pięć milionów funtów.
Dalsza część dostępna w wersji pełnej