9,99 zł
Terapeutka Darcey Rivers wybiera się na wakacje, gdy w jej gabinecie zjawia się Salvatore Castellano, sycylijski producent win. Prosi, by wyjechała z nim na Sycylię i zajęła się jego czteroletnią córką, którą po wszczepieniu implantu słuchu trzeba nauczyć mówić. Gdy Darcey poznaje małą Rosę, osieroconą przez matkę i chłodno traktowaną przez ojca, zgadza się jej pomóc. Nie rozumie, dlaczego Salvatore jest taki oschły dla dziecka, które przecież kocha. To nie jest jedyna tajemnica, którą Darcey chciałaby poznać…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 155
Tłumaczenie:
– Jakiś mężczyzna chce się z tobą zobaczyć.
Darcey podniosła wzrok znad biurka. Sue, jej zwykle niewzruszona sekretarka, wydawała się dziwnie spłoszona.
– Mówi, że nazywa się Salvatore Castellano – ciągnęła. – Przychodzi z polecenia Jamesa Forbesa i chce umówić terapię dla swojej córki.
– Przecież James wie, że zamykamy oddział – zdziwiła się Darcey. James Forbes był szefem pediatrycznego programu wszczepiania implantów ślimakowych i bardzo głośno potępiał cięcia finansowe, które dotknęły oddział terapii mowy.
Sue wzruszyła ramionami.
– Mówiłam mu, ale on się upiera, że chce się z tobą zobaczyć. Chyba należy do mężczyzn, którzy przywykli dostawać to, czego chcą. Rozumiesz, typ południowca, ciemny i namiętny. I do tego bardzo przystojny, choć jako mężatka z dwudziestoczteroletnim stażem może nie powinnam tego mówić.
Darcey uniosła brwi. Zaintrygował ją mężczyzna, który wywarł na Sue takie wrażenie. Na szczęście nie musiała się obawiać, że sama zareaguje podobnie. Odkąd została rozwódką, zamierzała się zadowalać mężczyznami bezpiecznymi i może nawet nieco nudnymi, ale z pewnością nie tak ostentacyjnie przystojnymi jak jej były mąż. Wyjrzała przez okno. Obok jej samochodu stała lśniąca czarna limuzyna. Jej kontrakt już nie obowiązywał i nie musiała się spotykać z tym Salvatorem Castellano, ale właściwie, co jej zależało? Czekał na nią tylko pusty dom i samotna kolacja, o ile zechce jej się cokolwiek ugotować.
– Możesz go wprowadzić.
Sue wyszła, a Darcey wróciła do porządkowania szuflad w biurku. Wszystkie teczki były już wyjęte z szafek, pozostało tylko pozdejmować ze ścian dyplomy i certyfikaty, które wyszczególniały jej kwalifikacje. Licencjat z wyróżnieniem, wyższe studia z nauk przyrodniczych ze specjalizacją z terapii mowy, dyplom starszego klinicysty dający jej prawo do zajmowania się niesłyszącymi. Niestety, to, że była ekspertem w swojej dziedzinie, nie wystarczyło, by ocalić jej stanowisko pracy. Budżet londyńskiej służby zdrowia został poważnie obcięty i Darcey padła ofiarą zwolnień. Musiała pomyśleć o swojej przyszłości i pogodzić się wreszcie z przeszłością. Zamierzała wziąć sobie kilka miesięcy wolnego na lato i przygotować się do założenia prywatnej praktyki, ale przede wszystkim chciała wreszcie zostawić za sobą rozwód i raz na zawsze przestać myśleć o tym oszuście, byłym mężu.
Spojrzała na tabliczkę na biurku. Gdy wyszła za Marcusa, zmieniła nazwisko na Darcey Rivers i po rozwodzie zachowała to nazwisko, nie chcąc wracać do panieńskiego, które było zbyt dobrze znane. Odkrycie, że Marcus ożenił się z nią, bo miał nadzieję, że wejdzie do słynnej w kręgach teatru rodziny Hartów pomoże mu w karierze aktorskiej, było dla niej bolesnym upokorzeniem. Niestety, była w nim tak zakochana, tak oczarowana jego urodą, dowcipem i urokiem, że impulsywnie przyjęła oświadczyny po zaledwie czterech miesiącach znajomości.
Podeszła do okna i sięgnęła po doniczkę z paprotką, którą odziedziczyła wraz z całym wyposażeniem gabinetu przed dwoma laty, gdy objęła stanowisko starszego specjalisty terapii mowy. Roślina była wtedy niemal zupełnie uschnięta. Sue twierdziła, że ten gatunek paprotki bardzo trudno jest utrzymać w dobrej formie i chciała ją wyrzucić, ale Darcey lubiła wyzwania. Pod jej troskliwą ręką paprotka odżyła i wypuściła całą masę jasnozielonych, koronkowych liści.
– Nie martw się, zabiorę cię ze sobą do domu – mruknęła. Czytała gdzieś, że kwiaty reagują, gdy się do nich mówi, choć była to sprawa tylko między nią a paprotką. W końcu była dorosłą, wykształconą i rozsądną kobietą. Jej rodzina i przyjaciele nie posiadaliby się ze zdumienia, gdyby się dowiedzieli, że rozmawia z kwiatkami.
Drzwi gabinetu znów się otworzyły i Sue wprowadziła mężczyznę. Wpadające przez okno słońce oświetliło jego twarz. Zupełnie nie przypominał Marcusa, ale nie sprawiał też wrażenia nudnego i bezpiecznego, i Darcey zrozumiała, co sekretarka miała na myśli. Ten mężczyzna wyglądał, jakby wyszedł z innego stulecia, z czasów, gdy rycerze toczyli krwawe bitwy na koniach i ratowali damy z opresji. Może sprawiała to niebezpiecznie seksowna kombinacja czarnych dżinsów i takiejże koszuli ze znoszoną skórzaną kurtką na szerokich ramionach, a może imponujący wzrost. Miał dobrze ponad metr dziewięćdziesiąt; gdy wchodził do gabinetu, czubek jego głowy otarł się o futrynę drzwi. Ale prawdziwy wstrząs Darcey poczuła dopiero wtedy, gdy podniosła wzrok na jego twarz. Nie był ładnym chłopcem o konwencjonalnej urodzie, jak Marcus. Miał ostre rysy, kwadratową szczękę, wyrazisty nos, przenikliwe ciemne oczy pod gęstymi brwiami i usta mocno zaciśnięte, jakby rzadko się uśmiechał. Ciemne, niemal czarne włosy opadały mu na ramiona, jakby niewiele dbał o swój wygląd i nie lubił odwiedzać fryzjera. Darcey poczuła nieoczekiwane podniecenie. Odkąd odkryła, że Marcus sypiał z modelką z silikonowym biustem, czuła się martwa i wypalona emocjonalnie, toteż teraz ze zdumieniem wstrzymała oddech. Wyczuła siłę emanującą z tego obcego i po raz pierwszy w życiu uświadomiła sobie zasadniczą różnicę między mężczyzną a kobietą.
Jakoś udało jej się opanować i uśmiechnąć uprzejmie.
– W czym mogę panu pomóc, panie Castellano?
Zerknął na tabliczkę z nazwiskiem na jej biurku i zmarszczył brwi.
– To pani jest Darcey Rivers? – zapytał arogancko, z silnym włoskim akcentem.
– Tak – odpowiedziała chłodno.
– Spodziewałem się kogoś starszego.
James Forbes powiedział mu, że Darcey Rivers jest doświadczoną specjalistką od terapii mowy i w umyśle Salvatorego powstał obraz zasadniczej, siwowłosej kobiety w tweedowej garsonce i okularach. Tymczasem stała przed nim drobna dziewczyna z twarzą w kształcie serca, raczej ładna niż piękna. Usta miała zbyt szerokie, a oczy wydawały się za duże w drobnej twarzy, przez co trochę przypominała elfa. Krótko obcięte brązowe włosy błyszczały w blasku słońca jak jedwab, dopasowany kostium w stylu lat czterdziestych podkreślał szczupłą talię i zaokrąglone biodra. Nogi miała smukłe i zapewne nosiła dziesięciocentymetrowe obcasy, bo chciała się wydawać wyższa.
Zarumieniła się pod jego spojrzeniem.
– Przykro mi, jeśli czuje się pan rozczarowany – rzekła z wyraźną ironią.
– Nie jestem rozczarowany, panno Rivers, raczej zdziwiony. Jak na tak wysokie kwalifikacje, wydaje się pani bardzo młoda.
Darcey dobrze wiedziała, że wygląda na co najmniej pięć lat mniej, niż miała naprawdę. Na studiach i w pracy wciąż musiała walczyć o to, by traktowano ją poważnie.
– Mam dwadzieścia osiem lat – powiedziała sztywno. – A nazwisko Rivers jest po mężu.
– Bardzo przepraszam, pani Rivers. – Wyraz jego twarzy nie zmienił się, ale spojrzenie wciąż się w nią wwiercało. – Cieszę się, że to już jest wyjaśnione. Może teraz usiądziemy i powiem pani, po co tu przyszedłem.
Jego arogancja była irytująca. Darcey miała ochotę mu powiedzieć, by się stąd wynosił, ale zawahała się, gdy zauważyła, że pan Castellano wyraźnie kuleje.
– Strzaskana kość udowa. Skutek wypadku samochodowego – wyjaśnił krótko. – Mam w nodze kilogram żelastwa.
A więc zauważył jej spojrzenie. Znów poczuła się jak szesnastolatka – niedojrzała i pozbawiona pewności siebie, jaką mieli pozostali członkowie jej rodziny. „Nie zachowuj się jak szara myszka, dziecko – powtarzał jej ciągle ojciec. – Graj dla publiczności i uwierz w siebie, bo jeśli ty nie będziesz w siebie wierzyć, to kto ma to robić?”. Często myślała, że dobrze mu mówić. Joshua Hart uważany był za jednego z najlepszych aktorów szekspirowskich. Był charyzmatyczny, podniecający i nieprzewidywalny, ale gdy skupiał się na roli, dzieci schodziły na daleki plan. Oprócz tego, że grał, również pisał sztuki. Trzy z nich wystawiono na West Endzie. Z całą pewnością nie brakowało mu wiary w siebie. „Aktorstwo masz we krwi – powtarzał często córce. – Jak mogłoby być inaczej, skoro odziedziczyłaś geny po mnie i po matce?” Jej matka Claudia również była utalentowaną aktorką, a brat i dwie siostry poszli w ślady rodziców. Tylko Darcey wybrała inną ścieżkę życiową. Joshua nie krył rozczarowania tą decyzją. Czasami Darcey miała wrażenie, że traktował to jak osobistą obrazę. Nigdy nie był łatwy we współżyciu, a w ostatnich latach przepaść między nimi stawała się coraz szersza.
– Pani Rivers?
Głos Salvatorego Castellano przywołał ją do teraźniejszości. Nie czekając na zaproszenie, odsunął sobie krzesło i usiadł, wyciągając sztywno przed siebie chorą nogę. Darcey uznała, że czas już przejąć kontrolę nad sytuacją.
– Obawiam się, panie Castellano, że mogę poświęcić panu tylko kilka minut – stwierdziła krótko. – Mam jeszcze dzisiaj sporo do zrobienia.
Castellano uniósł brwi.
– Chce pani powiedzieć, że jest pani dzisiaj z kimś umówiona? James Forbes mówił, że wasz oddział jest już zamknięty.
Zarumieniła się, bo w gruncie rzeczy nie miała tego dnia nic więcej do roboty. Usiadła za biurkiem i postawiła przed sobą doniczkę z paprotką jak zaporę obronną.
– To prawda. Przyszłam tu tylko po to, żeby posprzątać w gabinecie, ale potem mam własne sprawy.
Ciekaw był, co to za sprawy. Może spieszyło jej się do domu, do męża? Spojrzał na jej lewą rękę. Nie nosiła obrączki. Ale w końcu prywatne życie pani Darcey Rivers nie powinno go interesować.
– Przyszedłem do pani, bo chcę zatrudnić terapeutę mowy, który specjalizuje się w pracy z niesłyszącymi dziećmi, zwłaszcza z takimi, które mają wszczepione implanty ślimakowe – wyjaśnił. – Mojej pięcioletniej córce przed dwoma miesiącami wstawiono takie implanty z obu stron. Rosa cierpi na głęboką utratę słuchu. Komunikuje się językiem migowym, ale nie ma żadnych umiejętności głosowych.
Darcey usiadła przy biurku, sądząc, że to miejsce doda jej autorytetu i pewności siebie, ale przekonała się, że Salvatore Castellano z bliska jest jeszcze bardziej atrakcyjny. Otrząsnęła się z tego wrażenia i skupiła na tym, co mówił.
– Czy pańskiej córce zakładano implanty w Anglii?
– Tak. James Forbes jest jej audiologiem.
– W takim razie James na pewno wyjaśnił panu, że choć zamykamy oddział, szpital będzie kontynuował program terapii mowy, ale na mniejszą skalę i ze zmniejszoną liczbą terapeutów. Niestety, to oznacza, że kolejka do badania dzieci będzie dłuższa – powiedziała z żalem.
– Rosa nie kwalifikuje się do programu prowadzonego przez publiczną służbę zdrowia. Była prywatną pacjentką Jamesa.
– Rozumiem – powiedziała Darcey powoli. – Ale nie rozumiem, dlaczego James polecił właśnie mnie? Nawet gdyby oddział miał działać dalej, nie mogłabym zbadać pańskiej córki, bo pracuję… pracowałam – poprawiła się z grymasem – w publicznej służbie zdrowia.
– James mówił, że zamierza pani otworzyć prywatną praktykę.
– Mam nadzieję, że tak się stanie w przyszłości, ale na razie zamierzam wziąć sobie kilka miesięcy wolnego i spędzić lato na południu Francji. Przykro mi, panie Castellano, że nie jestem w stanie panu pomóc, ale mogę podać nazwiska kilku terapeutów, którzy z pewnością chętnie zgodzą się pracować z pańską córką.
Na posągowej twarzy Salvatorego nie widać było rozczarowania, ale znów przeszył ją przenikliwym spojrzeniem i jego głos przybrał stalowe brzmienie.
– James twierdzi, że pani jest najlepsza. Chcę dla mojej córki tego, co najlepsze, i gotów jestem zapłacić każde honorarium, jakie uzna pani za stosowne wyznaczyć.
Darcey zmarszczyła brwi.
– Nie chodzi o pieniądze.
– Pani Rivers, doświadczenie nauczyło mnie, że zawsze chodzi o pieniądze.
Wzburzyło ją szyderstwo w jego głosie. Zapewne sądził, że zdecydowała się otworzyć prywatną praktykę, by więcej zarabiać, ale nic nie mogło być dalsze od prawdy. Zależało jej przede wszystkim na większej swobodzie działania. Chciała wprowadzać w życie własne pomysły i zwiększyć szanse niedosłyszących dzieci na skuteczną terapię. Ten temat bardzo głęboko poruszał ją osobiście. Miała jednak wrażenie, że nawet gdyby próbowała to wyjaśnić, Castellano nie zrozumiałby, zaczęła zatem z innej beczki.
– Oczywiście, rozumiem, że pan, a także mama Rosy, życzylibyście sobie, by terapia zaczęła się jak najszybciej. Wszystkie badania wskazują na to, że dzieci z implantami ślimakowymi mogą rozwinąć zdolności komunikacyjne i językowe, jeśli terapia zostanie wprowadzona wkrótce po założeniu implantów.
Zastanawiała się, gdzie jest matka dziecka. Dziwne, że nie przyszła tu razem z ojcem. W głowie Darcey rozdzwoniły się dzwonki alarmowe. Miała już doświadczenia z rodzicami, którzy nie potrafili się zgodzić co do tego, jakiej pomocy pragną dla swojego dziecka.
– Zakładam, że matka pańskiej córki zgadza się z decyzją o zatrudnieniu terapeuty?
– Moja żona zmarła, gdy Rosa była jeszcze niemowlęciem.
Zaskoczył ją zupełny brak emocji w jego głosie.
– Bardzo mi przykro – wymamrotała, ogarnięta współczuciem dla dziecka. Pomyślała o własnej matce, u której przed sześcioma miesiącami zdiagnozowano złośliwego czerniaka. Na szczęście Claudia dobrze zareagowała na leczenie, ale Darcey pamiętała swoje przygnębienie, gdy obawiała się, że może stracić matkę, i serce jej się ściskało na myśl o córce Salvatorego.
Podniosła na niego wzrok. Przyglądał jej się z napięciem. Z daleka jego oczy wydawały się czarne, teraz jednak dostrzegła, że były ciemnobrązowe, otoczone gęstymi, czarnymi rzęsami. Czy ten człowiek kiedykolwiek się uśmiechał? Przesunęła wzrok na surowe usta, ale zaraz wstrzymała oddech i powiedziała szybko:
– Chciałabym pomóc pańskiej córce, ale jak już wyjaśniłam, przez kilka najbliższych miesięcy nie będzie mnie w kraju.
– Wspomniała pani chyba, że wybiera się na Riwierę Francuską?
– Tak. Moja rodzina ma dom w Le Lavandou. Zamierzam potraktować ten dom jako bazę i podróżować po całym wybrzeżu, może nawet wpaść do Włoch.
Castellano popatrzył na nią z namysłem.
– Brzmi to tak, jakby wybierała się pani sama. Dlaczego mąż z panią nie jedzie?
Już miała na końcu języka, że to nie jego sprawa, ale coś w jego twarzy kazało jej odwrócić wzrok.
– Prawdę mówiąc, jestem rozwiedziona – wyjaśniła sztywno.
– I nie ma w pani życiu nikogo innego? Nikt nie będzie pani towarzyszył?
– Naprawdę nie rozumiem…
– Bo jeśli tak – przerwał jej – to równie dobrze może pani spędzić lato na Sycylii i pomóc mojej córce. Sycylia to najpiękniejsza część Włoch. Choć możliwe, że nie jestem obiektywny.
Kąciki jego ust uniosły się. Nie był to właściwie uśmiech, ale w każdym razie dowód, że ten człowiek nie był zrobiony z lodu, a może nawet miał poczucie humoru.
– Jest pan Sycylijczykiem?
– Do głębi duszy.
Naraz jego akcent stał się wyraźniejszy. Po raz pierwszy od chwili, gdy wszedł do gabinetu, Darcey usłyszała w jego głosie emocje, żarliwą dumę z własnego dziedzictwa.
– Mieszkam w zamku, który jeden z moich przodków zbudował w trzynastym wieku. Nazywa się Torre d’Aquila. Został odnowiony i wyremontowany. Ma wszystkie udogodnienia, jakich można oczekiwać w dwudziestym pierwszym wieku – wyjaśnił na widok powątpiewania na jej twarzy. – Będzie tam pani bardzo wygodnie. Mamy prywatny basen, a niedaleko jest plaża.
Darcey podniosła rękę.
– Panie Castellano, pański zamek z pewnością jest piękny, ale ja jeszcze się nie zgodziłam pojechać na Sycylię. Po pierwsze, nie znam włoskiego i nie będę w stanie pomóc Rosie w nauce ojczystego języka…
– Z kilku powodów zdecydowałem, że lepiej będzie, jeśli nauczy się angielskiego. Moja żona Adriana była w połowie Angielką i chciałbym, żeby Rosa nauczyła się języka swojej matki. Poza tym James Forbes twierdzi, że skoro już słyszy dźwięki dzięki implantom, to być może będzie w stanie nauczyć się również włoskiego.
Darcey skinęła głową.
– Znam dwujęzyczne dzieci z implantami, ale oczywiście na początek należy się skoncentrować na jednym języku. James z pewnością to panu wyjaśnił. Pańska córka słyszy już dźwięki, ale rozwój umiejętności językowych to powolny proces. Będzie potrzebowała wiele wsparcia i cierpliwości ze strony rodziny, a także długotrwałej terapii.
– Rosa potrafi się komunikować przy użyciu brytyjskiego języka migowego. James mówił, że jest pani w nim biegła? – Salvatore pochylił się nad biurkiem i pochwycił jej spojrzenie. – James bardzo pochlebnie wyrażał się o pani profesjonalizmie i umiejętnościach. Ale co najważniejsze, powiedział, że ma pani wiele zrozumienia dla niesłyszących dzieci.
– Moja siostra przeszła w dzieciństwie zapalenie opon mózgowych i utraciła słuch w osiemdziesięciu procentach – wyjaśniła Darcey. – Widziałam, jak Mina walczyła z własną głuchotą i właśnie dlatego zdecydowałam się na pracę z niesłyszącymi dziećmi.
Salvatore usłyszał w jej głosie emocje i wyczuł, że Darcey mięknie. Zdecydowany nie wypuścić tej przewagi z rąk, wyjął z kieszeni portfel, a z niego fotografię córki.
– Rosa jest bardzo nieśmiała i trudno jej nawiązać kontakt z ludźmi. Mam nadzieję, że opanowanie języka doda jej pewności siebie i sądzę, że pani, Darcey, jest w stanie jej to dać. James Forbes jest przekonany, że nikt nie zrobi tego lepiej od pani.
Jego ciemne oczy zdawały się ją hipnotyzować. Udało mu się poruszyć jej emocje. Miał rację. Język był darem, ale większość ludzi uważała zdolność słyszenia dźwięków i mowę za oczywiste. Mina wyznała jej kiedyś, że gdy straciła słuch, czuła się samotna, odizolowana od wszystkich. Popatrzyła na zdjęcie ślicznej dziewczynki z masą ciemnych loków otaczających delikatną twarz. Na fotografii oczywiście nie widać było głuchoty Rosy, ale gdy Darcey przyjrzała się uważniej, dostrzegła wyraz samotności w jej oczach. Właściwie dlaczego nie miałaby się spotkać z tą dziewczynką i sprawdzić, jakie są jej potrzeby? Potem mogłaby przekazać ją w ręce któregoś z kolegów, którzy również dostali wypowiedzenie. Ktoś z nich z pewnością zechciałby się zająć Rosą.
Salvatore zauważył w jej oczach niezdecydowanie. Miała piękne oczy o niezwykłym jasnozielonym odcieniu, dokładnie takim samym jak perydotyt w wisiorku, który nosiła. Delikatny zapach jej perfum z nutą jaśminu i róży drażnił jego zmysły, wzrok przyciągały złociste piegi na nosie i policzkach. Zacisnął usta, przypominając sobie o celu tej wizyty. Jego córka potrzebowała pomocy terapeuty, a pani Rivers miała doskonałe rekomendacje. Fakt, że była atrakcyjna, nie miał żadnego znaczenia.
– Na razie proszę panią tylko o to, żeby spotkała się pani z Rosą w moim londyńskim domu. A potem zobaczymy.
Darcey przygryzła wargę.
– To nie to, że nie chcę pomóc pańskiej córce…
– To dobrze – przerwał jej. – Najlepiej byłoby, gdyby spotkała się pani z nią od razu. – Podniósł się. Był tak wysoki, że Darcey musiała zadrzeć głowę do góry, by na niego spojrzeć. – Czy może pani przełożyć to, co ma pani do zrobienia dzisiaj po południu?
Był jak walec parowy i wyraźnie nie znał słowa „nie”. Musiała jednak przyznać, że podziwia jego determinację.
– Chyba tak – przyznała, rumieniąc się lekko. – Ale jestem już spakowana i w piątek wyjeżdżam do Francji, więc naprawdę nie widzę w tym sensu.
Ciemne oczy nie schodziły z jej twarzy.
– Nie powiedziałaby pani tego na miejscu mojej córki. Rosa, niestety, nie może powiedzieć nic. Nie potrafi wyrazić swoich myśli, nadziei ani lęków.
Darcey zdawała sobie sprawę, że Salvatore Castellano próbuje grać na jej emocjach, ale ta próba okazała się skuteczna. Wyrzuciła ręce do góry w geście poddania.
– Dobrze. Pójdę z panem i sprawdzę, jakiego rodzaju terapii potrzebuje pańska córka, a potem, jeśli pan się zgodzi, przekażę ją pod opiekę któregoś z kolegów. Ale w żadnym razie nie pojadę z panem na Sycylię.
Tytuł oryginału: Secrets of a Powerful Man
A Reputation to Uphold
Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 2013
Harlequin Mills & Boon Limited, 2013
Redaktor serii: Marzena Cieśla
Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla
Korekta: Hanna Lachowska
© 2013 by Chantelle Shaw
© 2013 by Victoria Parker
© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2015, 2016
Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne.
Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.
Harlequin i Harlequin Światowe Życie są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.
HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.
Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone.
HarperCollins Polska sp. z o.o.
02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B, lokal 24-25
www.harlequin.pl
ISBN: 978-83-276-2267-9
Konwersja do formatu EPUB: Legimi Sp. z o.o.