Jeśli zachowasz pamięć o grzechu - Bajani Andrea - ebook + książka

Jeśli zachowasz pamięć o grzechu ebook

Bajani Andrea

3,8
36,00 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Dla Lorenza wiadomość o śmierci matki, która przed laty opuściła rodzinę, by rozwinąć biznes za granicą, jest jak podcięcie lawiny. Wizyta w Rumunii, gdzie ma zostać pochowana, uruchamia w nim ciąg migotliwych obrazów z przeszłości: od wspólnych zabaw i rytuałów, przez jej coraz częstsze podróże i coraz rzadsze telefony, aż po całkowity zanik kontaktu. Ze strzępków własnych wspomnień i rozmów ze znajomymi matki Lorenzo stara się złożyć w całość jej portret i odtworzyć jej losy pod koniec życia, gdy odrzucona przez wszystkich umierała w samotności. Podczas podróży do Bukaresztu konfrontuje się również z widokami kolonizowanego przez Zachód kraju, który nie otrząsnął się jeszcze po reżimie Ceaușescu, a już pada ofiarą kolejnego systemu.

„Jeśli zachowasz pamięć o grzechu” to niejednoznaczna historia synowsko-matczynej relacji, ale także opowieść o miejscu, gdzie ludziom z pełnymi kieszeniami wolno wszystko, biednym nic, a jedni i drudzy stają się równi tylko wobec śmierci.

 

*

Alberto Manguel:

Każde poszukiwanie jest poszukiwaniem własnego ja. Narrator powieści Andrei Bajaniego, szukając matki, którą utracił, nie tylko odkrywa samego siebie, ale także kreśli krytyczny portret zachodniej kultury opartej na chciwości i egoistycznej żądzy władzy. Bajani napisał mądrą, poetycką, wysmakowaną książkę, która na długo pozostaje w pamięci. Nie byłem w stanie jej odłożyć.

 

Antonio Tabucchi:

Ta proza daje mi radość i ukojenie, bo sama w sobie jest formą oporu. 

 

*

 

Andrea Bajani – jeden z najważniejszych i najbardziej uznanych współczesnych pisarzy włoskich. Urodził się w 1975 roku w Rzymie. Za powieść „Jeśli zachowasz pamięć o grzechu” otrzymał liczne nagrody, w tym Premio Super Mondello, Premio Brancati, Premio Recanati i Premio Lo Straniero. Jest autorem nieprzetłumaczonych na język polski powieści: „Cordiali saluti” (2005) i „Ogni promessa” (2010), oraz tomów wierszy: „Promemoria” (2017) i „Dimora naturale” (2020). Za powieść „Il libro delle case” (2021) był nominowany do prestiżowej Premio Strega. 

 

*

 

Fragment powieści:

 

Raz napisałem na karteczce, że uciekł pies sąsiadów, i wsunąłem ją pod budzik. Napisałem na niej Witaj w domu, Mamo, bardzo się cieszę, że wróciłaś. Trzy dni temu uciekł pies sąsiadów i wszyscy się bardzo zdenerwowali. Wróciłem ze szkoły do domu, a ciebie wciąż nie było. Następnego ranka wziąłem kolejną kartkę i zmieniłem liczbę dni, które upłynęły od ucieczki psa sąsiadów. Witaj w domu, Mamo, bardzo się cieszę, że wróciłaś. Cztery dni temu uciekł pies sąsiadów i wszyscy się bardzo zdenerwowali. Witaj w domu, Mamo, bardzo się cieszę, że wróciłaś. Pięć dni temu uciekł pies sąsiadów i wszyscy się bardzo zdenerwowali. Witaj w domu, Mamo, bardzo się cieszę, że wróciłaś. Trzydzieści cztery dni temu uciekł pies sąsiadów i wszyscy się bardzo zdenerwowali. Kiedy w końcu wróciłaś na dobre, dni było siedemdziesiąt sześć, liczby na karteczce poprzekreślane i poprawione. A pies sąsiadów zdążył wrócić do domu.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 166

Oceny
3,8 (40 ocen)
15
11
7
5
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
pdefiance

Dobrze spędzony czas

nie wiem, czy obraz zmieniającej się Rumunii, który w tle kreśli autor, jest dla mnie wystarczający. chyba nie, ale może dlatego, że Rumunia to dla mnie jeden z ciekawszych i najbardziej podobnych do Polski krajów w Europie. jednak podoba mi się subtelność i pokazywanie tego kraju mimochodem, poprzez kilka scen, obrazów. smutna jest ta historia – w największym stopniu o chłopcu, porzuconym przez matkę i odrzuconym przez resztę rodziny; o kobiecie, która wyjechała do obcego kraju i odniosła w nim sukces zawodowy, ale porażkę życiową, bo nigdy nie opuściły jej wyrzuty sumienia, chociaż bardzo próbowała je ukryć; trochę o mężczyznach – często miernych i obrzydliwych, czasami wiernych i budzących współczucie (a może litość?). krótka, ale intensywna książka, która niczego nie wymusza ani nie tłumaczy. spośród wielu książek, które rozliczenie z rodzicami traktują jako swój główny temat, ta wydaje mi się najlepsza literacko i najciekawsza, bo powoli ujawnia swoje sekrety.
20
jacanek

Nie oderwiesz się od lektury

rzadko spotykana oszczędność języka, a przy tym niezwykle poruszająca książka
10
aniapiwo

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo dobra, oryginalna powieść o bezwarunkowej miłości. Literatura dla uważnych, lubiących niesztampową narrację.
00
Karaszda

Z braku laku…

Mocno obyczajowa historia o człowieku porządkującym sprawy po śmierci matki-emigrantki. Gdzieniegdzie powtykane refleksje i spostrzeżenia na temat nowej, postkomunistycznej rzeczywistości rumuńskiej, ale stanowią jedynie tło dla całej historii, zdecydowanie za mało wyeksponowane, by uznać ją za powieść stricte o reformach i społeczeństwie. Całość skupia się raczej na relacjach z matką i próbie odkrycia, jak to naprawdę z nią było, dla jakich dobrodziejstw Wołoszczyzny porzuciła swoją rodzinę i co z tego wyniknęło. Brak pretensjonalizmu czyni z niej dobrą, kameralną historię, choć rozwijającą się bez większego zamysłu czy osi.
00

Popularność




An­drea Ba­jani, Je­śli za­cho­wasz pa­mięć o grze­chu, prze­ło­żył To­masz Kwie­cień,Oko­niny 2023
Ty­tuł an­giel­ski: If You Kept a Re­cord of Sins
Co­py­ri­ght © 2007 by An­drea Ba­jani Pu­bli­shed by ar­ran­ge­ment with The Ita­lian Li­te­rary Agency Co­py­ri­ght © for the Po­lish trans­la­tion by To­masz Kwie­cień, 2023 Co­py­ri­ght © for this edi­tion by Wy­daw­nic­two Drza­zgi, 2023
Re­dak­cja – Agata Chmie­lecka, Fi­lip Fie­rek
Ko­rekta, pro­jekt ty­po­gra­ficzny, skład i ła­ma­nie – By Mo­use | by­mo­use.pl
Pro­jekt okładki – Sara Ma­kuch
Wy­da­nie I
ISBN 978-83-968988-1-4
Wy­daw­nic­two Drza­zgi Oko­niny 17B 89-530 Śli­wice
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

Są­dzę, że kiedy przy­le­cia­łaś tu po raz pierw­szy, było tak samo. Że za­raz za strefą od­bioru ba­gaży cze­kał na cie­bie męż­czy­zna trzy­ma­jący kartkę z twoim na­zwi­skiem. I pa­trzył na ko­lejne twa­rze, pró­bu­jąc od­gad­nąć tę wła­ściwą, od­po­wia­da­jącą temu, co na­pi­sano na ka­wałku pa­pieru. Męż­czy­zna, który cze­kał na mnie, na­pie­rał na ba­rierkę i uno­sił kartkę wy­żej od po­zo­sta­łych, a wszyst­kie te unie­sione ar­ku­siki bar­dziej niż akt po­wi­ta­nia przy­po­mi­nały ma­ni­fe­sta­cję sprze­ciwu. Po­tem się roz­po­zna­li­śmy i ru­szy­łem w jego stronę, a on zło­żył kartkę na czworo i scho­wał ją do kie­szeni. Wid­niały na niej twoje imię i na­zwi­sko, jak­byś to ty miała przy­być, a nie ja, przy­la­tu­jący tu tylko po to, by pa­trzeć, jak cię cho­wają.

Uści­snę­li­śmy so­bie dło­nie przy po­wi­ta­niu i za­mil­kli­śmy. Po­wie­dział mi tylko, że ma na imię Chri­stian, a po­tem spu­ścił wzrok. Na dłoni po­zo­stała mi pa­mięć szorst­kiej skóry, od­cisk ręki jakby od ko­goś po­ży­czo­nej, tak bar­dzo nie pa­so­wała do ła­god­nej, nie na mnie pa­trzą­cej twa­rzy. Wi­tamy w Ru­mu­nii, do­dał, bio­rąc moje wa­lizki. Przez kilka chwil sta­li­śmy bez ru­chu parę me­trów od prze­suw­nych drzwi. Nie mo­głem się zde­cy­do­wać na wyj­ście, a drzwi otwie­rały się i za­my­kały, prze­pusz­cza­jąc ko­lejne osoby. Wi­tamy w Ru­mu­nii, po­wie­dział, choć prze­cież na tym ru­muń­skim lot­ni­sku wi­dzia­łem tylko po­dró­żu­ją­cych Wło­chów, męż­czyzn i ko­biety, spie­szą­cych do wyj­ścia z tor­bami i wa­liz­kami na kół­kach. Tych sa­mych, z któ­rymi jesz­cze kilka mi­nut wcze­śniej sie­dzia­łem w ka­bi­nie sa­mo­lotu, tych sa­mych, któ­rzy za­częli krzy­czeć do mi­kro­fo­nów swo­ich ko­mó­rek, le­d­wie sa­mo­lot za­trzy­mał się na lot­ni­sko­wej pły­cie, tych sa­mych, któ­rzy krzy­czeli da­lej w au­to­bu­sie do ter­mi­nalu, a po­tem zni­kli wraz ze swoim pod­ręcz­nym ba­ga­żem, pod­czas gdy ja wciąż cze­ka­łem na swoją wa­lizkę. Mię­dzy tymi za­bie­ga­nymi ludźmi by­łaś kie­dyś i ty.

Chri­stian stał przez ja­kiś czas obok mnie; dwaj nie­ru­chomi męż­czyźni w stre­fie cią­głego ru­chu. Ale po chwili prze­jął ini­cja­tywę, po­wie­dział Pro­szę za mną, ru­szył do wyj­ścia i prze­śli­zgnął się przez au­to­ma­tyczne drzwi. Pa­trząc na niego od tyłu, na jego sze­ro­kie ra­miona i wci­śniętą w barki szyję, ro­zu­miało się twar­dość jego dłoni. Kiedy pod­nio­słem głowę, już go nie było, znikł po dru­giej stro­nie ulicy, a obok mnie prze­cho­dzili lu­dzie, gło­śnik mó­wił Aeoro­por­tul Oto­peni i re­cy­to­wał od­loty i przy­loty we wszyst­kich ję­zy­kach świata. W końcu i ja ru­szy­łem do szkla­nych drzwi, od­naj­du­jąc do­brze mi znany smak w pa­trze­niu, jak otwie­rają się w ostat­niej chwili przed zde­rze­niem z prze­zro­czy­stą ta­flą. Zna­la­złem się na ze­wnątrz, słońce ude­rzyło mnie w twarz i to już była Ru­mu­nia. W cha­osie nad­jeż­dża­ją­cych i od­jeż­dża­ją­cych sa­mo­cho­dów pró­bo­wa­łem na­mie­rzyć wzro­kiem Chri­stiana, ale ośle­piały mnie bły­ski słońca na szy­bach aut, nie dało się przez nie nic do­strzec. W końcu za­uwa­ży­łem go koło sie­bie, oka­zało się, że nie­świa­do­mie sta­li­śmy tuż obok, szu­ka­jąc się po prze­ciw­nej stro­nie ulicy. Prze­szli­śmy na drugą stronę, wci­ska­jąc się mię­dzy auta wlo­kące się w korku, dla bez­pie­czeń­stwa opie­ra­jąc ręce na ma­skach sa­mo­cho­dów. Krę­ci­li­śmy się przez ja­kiś czas wśród sto­ją­cych ma­szyn, Chri­stian nie pa­mię­tał, gdzie za­par­ko­wał. Kiedy zo­ba­czył swoje auto, przy­spie­szył kroku. Otwo­rzył je pi­lo­tem, bły­snęły świa­tła, me­to­dycz­nie umie­ścił moje torby w ba­gaż­niku. Obok nas par­ko­wała sta­reńka, po­obi­jana da­cia, wy­glą­dała, jakby nikt jej stam­tąd nie ru­szał od pięć­dzie­się­ciu lat. Na par­kingu stało pełno ta­kich sa­mo­cho­dów, wy­glą­dały jak wraki na mie­liź­nie, jak przy­pięte do słupa ro­wery, któ­rych wła­ści­ciele dawno po­umie­rali, mi­jane obo­jęt­nie przez prze­chod­niów.

Chciał, że­bym usiadł z tyłu, Pro­szę, na­le­gał, otwie­ra­jąc mi drzwi. Po­tem przez więk­szą część drogi mil­czał, a ja pa­trzy­łem na jego kark i li­nię wło­sów, szu­ka­łem na nim Ru­mu­nii i ja­kie­goś śladu cie­bie. Cza­sem, zer­ka­jąc na mnie w lu­sterku wstecz­nym, oświad­czał Przy­kro mi z po­wodu pań­skiej matki. Mó­wił to gładką włosz­czy­zną, nutę ob­co­ści czuć było bar­dziej w spoj­rze­niu, które to­wa­rzy­szyło sło­wom, niż w for­mie, w ja­kiej wy­cho­dziły z jego ust. Na twarz na­ło­żył ża­łobę, jakby ten prze­jazd z lot­ni­ska sta­no­wił część two­jej ce­re­mo­nii po­grze­bo­wej. Chri­stian był twoim kie­rowcą przez wiele lat. Ile­kroć lą­do­wa­łaś w Bu­ka­resz­cie, po­ja­wiał się na lot­ni­sku, ocze­ki­wał cię parę me­trów za ba­rier­kami, a na­stęp­nie uwal­niał od ba­gaży. Za­wsze sa­dzał cię na tyl­nej ka­na­pie, wy­szu­ki­wał coś do­brego w ra­diu i je­cha­li­ście ra­zem do firmy; nie mu­sia­łaś na­wet nic mó­wić. Wie­czo­rem przy­jeż­dżał i od­wo­ził cię do domu. Sa­mo­chód był wciąż ten sam, twoje na­zwi­sko wid­niało na jego boku wraz z na­zwi­skiem two­jego wspól­nika. Sie­dzia­łaś tam, gdzie ja te­raz sie­dzia­łem, wi­dzia­łaś to samo, co ja te­raz wi­dzia­łem, mia­sto koń­czące się na­gle jak no­żem uciął i cią­gnące się ki­lo­me­trami jed­na­kie szczere pole.

Chri­stian miał naj­wy­żej trzy­dzie­ści lat, ale wy­glą­dał na znacz­nie wię­cej, si­wiały mu włosy na skroni, oczy ze zmarszcz­kami roz­cho­dzą­cymi się pro­mie­ni­ście od ich ką­ci­ków przy­po­mi­nały cu­kierki owi­nięte w pa­pie­rek. Pro­wa­dził ucze­piony kie­row­nicy, jakby chciał zrów­no­wa­żyć siłą ra­mion wy­bo­istość drogi, którą je­cha­li­śmy. Ro­bił to z pew­nym uni­że­niem, bo nie­za­leż­nie od mo­jego wieku by­łem prze­cież twoim sy­nem. Przy każ­dej dziu­rze zer­kał w lu­sterko i mó­wił Prze­pra­szam, jakby to z jego winy nie wszystko na mój przy­jazd znaj­do­wało się w na­le­ży­tym po­rządku. Je­cha­li­śmy więc wolno, Chri­stian la­wi­ro­wał po szo­sie, by omi­nąć dziury w na­wierzchni, a ja chwy­ta­łem się fo­tela przede mną i, sam nie wiem dla­czego, chciało mi się śmiać. Cza­sem wy­prze­dza­li­śmy wó­zek za­przę­żony w ko­nia, Chri­stian wska­zy­wał mi go, uno­sząc brew z mie­sza­niną dumy i wstydu. Na­gle wiej­ski kra­jo­braz zo­stał prze­rwany przez szpa­ler bla­sza­nych ba­ra­ków sto­ją­cych gę­sto obok sie­bie, każdy z na­zwi­skiem na szczy­cie ni­czym ban­dera. W tym kor­do­nie pro­sto­pa­dło­ścia­nów cią­gną­cym się obok nas ki­lo­me­trami na kształt muru z bla­chy i be­tonu były na­zwi­ska wło­skie, fran­cu­skie, nie­miec­kie, duń­skie, ame­ry­kań­skie. Two­jego nie zna­la­złem.

Póź­niej od­chy­li­łem się na opar­cie, a Chri­stian włą­czył ra­dio i ob­ser­wo­wał mnie w lu­sterku. Pod­nio­słem wieczko po­piel­niczki, w środku znaj­do­wało się cmen­ta­rzy­sko zgnie­cio­nych nie­do­pał­ków, to były twoje pa­pie­rosy. Na­tych­miast ją za­mkną­łem. Już pra­wie je­ste­śmy, po­wie­dział Chri­stian po chwili. Na­wet nie wie­dzia­łem, do­kąd je­dziemy. Do­sta­łem je­dy­nie te­le­gram od two­jego wspól­nika, tego sa­mego, któ­rego na­zwi­sko tuż obok two­jego wid­niało na drzwiach sa­mo­chodu. Te­le­gram za­wie­rał je­dy­nie datę po­grzebu i nu­mer te­le­fonu, na który prze­ka­za­łem go­dzinę przy­lotu na lot­ni­sko Oto­peni. Dziew­czyna, która ze mną roz­ma­wiała, po­wie­działa mi, że ktoś mnie od­bie­rze i przy­wie­zie na Miej­sce. Do­dała jesz­cze Przy­kro mi, Lo­renzo, a moje imię za­brzmiało w jej ustach tak, jak­by­śmy się znali od dawna.

Zje­cha­li­śmy z drogi głów­nej na żwi­rówkę bie­gnącą wśród pól. Chri­stian wy­łą­czył ra­dio. Da­leko przed nami ma­ja­czył nie­bie­ski han­gar sto­jący po­środku ni­czego, wy­glą­dał jak pa­ła­cyk my­śliw­ski z bla­chy. Nad wej­ściem po­wie­wały dwie flagi, ta więk­sza była wło­ska. Obok, mniej­sza, flaga Ju­ven­tusu. Chri­stian od­wró­cił się do mnie, po­wie­dział Je­ste­śmy, a po­tem sku­pił się na dro­dze. Zwol­nił, za­trą­bił dwa razy, skrzy­dła bramy otwarły się na oścież. Je­ste­śmy, po­wtó­rzy­łem za nim i wje­cha­li­śmy do środka. Brama z wolna się za nami za­mknęła.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

Książki, które uka­zały się na­kła­demWy­daw­nic­twa Drza­zgi:

ZYTA ORY­SZYN, Najada

BAR­BARA WOŹ­NIAK, Nie­jedno

UNICA ZÜRN, Trąby je­ry­choń­skie,prze­ło­żyły Mał­go­rzata Łu­ka­sie­wicz i Ma­ryna Ochab

EVA ME­IJER, Zwie­rzęta mó­wią,prze­ło­żyli Alek­san­dra Ma­łecka i Mi­łosz Bie­drzycki

AL­BERTO MAN­GUEL, Po­że­gna­nie z bi­blio­teką,prze­ło­żył Mi­chał Ta­ba­czyń­ski

OLGA GÓR­SKA, Nie wszy­scy pój­dziemy do raju

ARIANE KOCH, Gośćprze­ło­żyła Zo­fia Su­char­ska

INGA IWA­SIÓW, Późne ży­cie

CA­LEB AZU­MAH NEL­SON, Otwarte wodyprze­ło­żył Ma­riusz Gą­dek