Jesteś głosem mojego serca - Michalik Monika - ebook + audiobook + książka

Jesteś głosem mojego serca ebook i audiobook

Michalik Monika

4,3

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Weronika prowadzi rodzinną księgarnię odziedziczoną po dziadku. Sprzedaż spada, odkąd w pobliskim centrum handlowym otwarto sieciowy sklep z książkami. W dodatku nastoletnia córka ma coraz większe problemy w szkole. Były mąż Weroniki niechętnie włącza się w wychowanie Antosi, ciągle odwołując spotkania z nią i ignorując wagę jej problemów. By ratować księgarnię, Weronika organizuje spotkanie autorskie z miejskim poetą. Przystojny mężczyzna szybko zdobywa serce księgarki. Czy nowa miłość pomoże w rozwiązaniu problemów? Czy kobieta posłucha głosu serca i odważy się na podjęcie decyzji, których kilka miesięcy wcześniej w ogóle nie brała pod uwagę? Monika Michalik - autorka poczytnych powieści obyczajowych. Zadebiutowała w 2019 roku książką "Bądź moim marzeniem", która była inspirowana prawdziwymi wydarzeniami z jej życia. W swoich książkach zabiera czytelników w malownicze miejsca, które ją oczarowały. Porusza ważne wątki społeczne jak honorowe krwiodawstwo, alkoholizm i przemoc domowa. Nie boi się trudnych tematów, które wplata w opowiadane przez siebie historie. Udowadnia, że nadzieja, która nie gaśnie pomaga odkryć wewnętrzną siłę i odmienić los.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 365

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 9 godz. 58 min

Lektor: Anna Dudziak-Klempka
Oceny
4,3 (78 ocen)
45
19
9
5
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Miroska561

Nie oderwiesz się od lektury

trudne tematy i decyzje....
00
Kazia1234

Dobrze spędzony czas

polecam
00
Irenaira

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam
00
Irena69

Nie oderwiesz się od lektury

Optymistyczna, warta poświęconego czasu
00
EwelinaSiwy

Nie oderwiesz się od lektury

wciągająca
00

Popularność




Text Co­py­ri­ght © by Mo­nika Mi­cha­lik Co­py­ri­ght © 2023 by Lucky
Pro­jekt okładki: Ilona Go­styń­ska-Rym­kie­wicz
DTP: Ju­styna Ja­kub­czyk
Re­dak­cja i ko­rekta: Ju­styna Ja­kub­czyk
Gra­fika na okładce: hap­py­_lark (stock.adobe.com)
Wy­da­nie I
Ra­dom 2023
ISBN 978-83-67787-34-5
Wy­daw­nic­two Lucky ul. Że­rom­skiego 33 26-600 Ra­dom
Dys­try­bu­cja: tel. 501 506 203 48 363 83 54
e-mail: kon­takt@wy­daw­nic­two­lucky.plwww.wy­daw­nic­two­lucky.pl
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

ROZ­DZIAŁ 1

Przez wi­trynę księ­garni po­mię­dzy no­wo­ściami wy­daw­ni­czymi prze­dzie­rały się pro­mie­nie za­cho­dzą­cego wio­sen­nego słońca. Rzu­cały de­li­katną po­światę na setki wo­lu­mi­nów usta­wio­nych na drew­nia­nych re­ga­łach, ob­na­ża­jąc pyłki ku­rzu, nie­do­strze­żone ja­kimś cu­dem przez We­ro­nikę.

Ko­bieta sta­nęła na chwilę w drzwiach wyj­ścio­wych i wy­sta­wiła spra­gnioną słońca twarz w stronę nieba. Za­mknęła oczy i wzięła kilka głę­bo­kich od­de­chów. Bez­wied­nie się uśmiech­nęła. Kiedy od­cięła do­zna­nia wzro­kowe, na­gle wy­ostrzyły się jej po­zo­stałe zmy­sły. Czuła za­pach nar­cy­zów i żon­kili sto­ją­cych w do­nicz­kach przy kwia­ciarni znaj­du­ją­cej się obok i za­pa­chy per­fum prze­chod­niów. Sły­szała roz­mowy i stu­kot ob­ca­sów spie­szą­cych się do­kądś lu­dzi. Do­kąd oni wszy­scy tak pę­dzą? – po­my­ślała i uśmiech­nęła się jesz­cze sze­rzej.

Słońce na­dal pie­ściło jej twarz, ale na­gle We­ro­nika prze­stała się uśmie­chać. Po­czuła na so­bie czy­jeś spoj­rze­nie. Uchy­liła po­wieki i spoj­rzała wprost w ciemne oczy Krzysz­tofa spo­glą­da­jące na nią spod gra­na­to­wego ka­pe­lu­sza.

– Długo pan tak stoi i się przy­gląda? – za­py­tała za­wsty­dzona.

– Nie­długo – od­parł męż­czy­zna. – Prze­pra­szam, nie mo­głem ode­rwać wzroku od pani roz­anie­lo­nej twa­rzy.

– Roz­anie­lo­nej! Też mi coś! – ob­ru­szyła się We­ro­nika, ale nie była zła. Znała Krzysz­tofa od dawna. Po mie­ście cho­dziły plotki o jego pod­bo­jach ser­co­wych. Była pewna, że męż­czy­zna za­cho­wuje się tak wo­bec więk­szo­ści ko­biet. Nie wie­działa, czy to wio­sna w po­wie­trzu, czy też słońce wdzie­ra­jące się do księ­garni spra­wiły, że na­gle za­pra­gnęła po­flir­to­wać z miej­skim po­etą. – To już czło­wiek nie może chwilę po­de­gu­sto­wać w roz­po­czy­na­ją­cej się wio­śnie? – Bły­snęła okiem i we­szła do środka, ro­biąc przej­ście męż­czyź­nie.

Krzysz­tof ski­nął głową, zro­bił krok do przodu i za­trzy­mał się tuż przed wła­ści­cielką księ­garni.

– Też ko­cham wio­snę – po­wie­dział po­woli, zdjął ka­pe­lusz i się uśmiech­nął. Prze­su­nął wzro­kiem po twa­rzy ko­biety. – Z tego wszyst­kiego na­wet się nie przy­wi­ta­łem. Dzień do­bry.

– Dzień do­bry. Miło pana go­ścić. – We­ro­nika wy­cią­gnęła rękę, którą męż­czy­zna chwy­cił i przy­su­nął do ust. Chciała ją wy­rwać, ale Krzysz­tof zła­pał ją moc­niej i po­ca­ło­wał lekko, nie prze­sta­jąc pa­trzeć ko­bie­cie w oczy.

– To mnie jest miło, że mnie pani za­pro­siła. – Wresz­cie pu­ścił jej dłoń, którą We­ro­nika za­brała spiesz­nie.

Flir­to­wa­nie zde­cy­do­wa­nie nie jest moją mocną stroną – po­my­ślała w po­pło­chu i wy­co­fała się za ladę. 

– Wcze­śnie pan przy­szedł. Mamy jesz­cze sporo czasu. – Spoj­rzała na ze­ga­rek. Spo­tka­nie au­tor­skie miało się od­być do­piero za nie­całe dwie go­dziny.

– Pra­cuje pani tu­taj sama. Po­my­śla­łem, że może się do cze­goś przy­dam. I może wy­star­czy czasu na małą kawę? – za­py­tał i spoj­rzał w stronę za­ple­cza.

– Jak pan wi­dzi, wszystko już go­towe na spo­tka­nie. Dla pana przy­go­to­wa­łam nie­wielki sto­lik i fo­tel, a dla pu­blicz­no­ści roz­sta­wi­łam krze­sła w pół­okręgu, tak by każdy miał do­brą wi­docz­ność i było mu wy­god­nie.

Krzysz­tof zro­bił kilka kro­ków we wska­zane miej­sce z tyłu księ­garni. Znaj­do­wały się tam działy mło­dzie­żowy, po­dróż­ni­czy i ję­zy­kowy. Re­gały usta­wione przy ścia­nach nie­wiel­kiego po­miesz­cze­nia da­wały za­dzi­wia­jąco dużo miej­sca na jego środku. Męż­czy­zna usiadł w fo­telu i się ro­zej­rzał.

– Piękne miej­sce pani two­rzy – po­wie­dział z za­chwy­tem. – Ta­kie cie­płe, nie­mal ro­dzinne. To bę­dzie wspa­niały wie­czór – do­dał, znowu wwier­ca­jąc się spoj­rze­niem w oczy We­ro­niki.

– Dzię­kuję. – Ko­bieta usia­dła na jed­nym z krze­seł na­prze­ciwko Krzysz­tofa i omio­tła spoj­rze­niem całą księ­gar­nię. Uśmiech­nęła się bez­wied­nie i przy­po­mniała so­bie dzień, kiedy prze­jęła sklep po dziadku. Dzia­dek był już scho­ro­wany i chciał po­zbyć się ksią­żek i księ­garni, ale ona mu nie po­zwo­liła. Choć in­te­res szedł słabo, za­in­we­sto­wała wszyst­kie oszczęd­no­ści w od­świe­że­nie lo­kalu i nowe książki. Dzia­dek pró­bo­wał ją od­wieść od tego za­miaru, ale ona była uparta, mimo że na­wet Ar­tur nie wie­rzył w jej suk­ces. Za każ­dym ra­zem, kiedy opo­wia­dała o swo­jej wi­zji księ­garni, z po­bła­ża­niem ki­wał głową. 

– Za­my­śliła się pani – ode­zwał się na­gle Krzysz­tof, wy­ry­wa­jąc We­ro­nikę ze wspo­mnień.

– Prze­pra­szam. – Ko­bieta znowu na­tknęła się na spoj­rze­nie ciem­nych, pra­wie czar­nych oczu po­ety.

– Ależ nie ma za co. Dał­bym mi­liony za moż­li­wość po­zna­nia pani my­śli. Są­dząc po bły­sku oczu, to mu­siało być bar­dzo miłe za­du­ma­nie – stwier­dził.

– To prawda. – We­ro­nika wes­tchnęła. – No bo wie pan... Ta księ­gar­nia to moja ra­dość, duma... Moje wszystko.

– To wi­dać. – Krzysz­tof po­ki­wał głową, wstał z fo­tela i usiadł na krze­śle obok ko­biety. – Opo­wie mi pani o tym?

We­ro­nika wy­pu­ściła po­wie­trze z płuc. Bli­skość ciem­nych oczu w po­łą­cze­niu z białą ko­szulą i czar­nymi spodniami, do któ­rych były przy­pięte szelki, spra­wiła, że ko­bieta na chwilę stra­ciła głos. Na­brała po­wie­trza, a wtedy do jej noz­drzy wpadł znie­wa­la­jący za­pach mę­skiej wody to­a­le­to­wej.

W gło­wie jej coś za­dźwię­czało i po­czuła, że dzieje się coś dziw­nego. Na­gle Krzysz­tof wstał i spoj­rzał w stronę drzwi wej­ścio­wych. Wtedy do We­ro­niki do­tarło, że dźwięk, który sły­szała, po­cho­dził z dzwonka za­wie­szo­nego nad drzwiami wej­ścio­wymi. Pod­nio­sła się na­tych­miast i ru­szyła w stronę ko­biety z dziec­kiem, która za­częła już prze­glą­dać półki z li­te­ra­turą dzie­cięcą.

– Dzień do­bry – ode­zwała się We­ro­nika. W gar­dle czuła gulę, jej głos drżał. Ko­bieto! Co się z tobą dzieje? – zbesz­tała się w my­ślach. Chrząk­nęła i po­de­szła bli­żej klientki. – Szuka pani cze­goś kon­kret­nego? Może mogę coś po­le­cić?

– Dzię­kuję, tylko się roz­glą­dam – od­parła ko­bieta i wró­ciła do prze­glą­da­nia ba­śni An­der­sena i braci Grimm.

– Oczy­wi­ście. W ra­zie czego służę po­mocą – od­parła We­ro­nika i czu­jąc na so­bie spoj­rze­nie Krzysz­tofa, ru­szyła za ladę. Po­trze­bo­wała chwili od­de­chu. Bli­skość po­ety dzia­łała na nią zu­peł­nie nie tak, jakby so­bie tego ży­czyła. Za­cho­wuję się jak na­sto­latka – po­my­ślała, wy­cie­ra­jąc spo­cone ręce w spód­nicę.

– De­ner­wu­jesz się? – usły­szała głos Krzysz­tofa tuż za ple­cami. Od­wró­ciła się gwał­tow­nie.

– Słu­cham? – za­py­tała, ale tylko po to, by zy­skać kilka se­kund na ogar­nię­cie się i wy­pro­sze­nie po­ety zza lady.

– Prze­pra­szam, chyba nie po­wi­nie­nem był. – Krzysz­tof spra­wiał wra­że­nie zmie­sza­nego. – Czy mo­żemy so­bie mó­wić po imie­niu? – wy­pa­lił jed­nym tchem.

Stał cały czas za ladą, w miej­scu, do któ­rego nie po­wi­nien mieć wstępu ża­den klient ani gość, na­wet gdyby był naj­bar­dziej wy­jąt­kowy. Opie­rał się bio­drami o blat, ręce trzy­mał za ple­cami. Pa­trzył na nią wy­cze­ku­jąco.

– Mo­żemy – od­parła We­ro­nika. – Nie po­wi­nie­neś jed­nak wcho­dzić na za­ple­cze.

– To nie za­ple­cze – ro­zej­rzał się Krzysz­tof.

– Jest. Pra­wie. – Chciała jesz­cze coś po­wie­dzieć, ale w tym cza­sie usły­szała płacz dziecka do­bie­ga­jący z działu dzie­cię­cego. Ru­szyła w tam­tym kie­runku, a wtedy zo­ba­czyła, jak matka usi­łuje coś wy­tłu­ma­czyć mal­cowi.

– Jak masz na imię? – We­ro­nika przy­kuc­nęła przy około pię­cio­let­nim chłopcu.

– Ma­ciek – od­parł.

– Lu­bisz książki? – za­py­tała. Po­ki­wał głową. – Mama na pewno kupi ci któ­rąś z nich, ale chyba nie dzi­siaj. – Spoj­rzała na mamę Maćka, która z wdzięcz­no­ścią przy­tak­nęła.

– Tłu­ma­czy­łam ci, Ma­ciu­siu, że dzi­siaj tylko oglą­damy. Chodźmy, mu­simy już iść. – Po­cią­gnęła chłopca za rękę. Ma­ciek nie­chęt­nie po­dą­żył za matką.

– Pro­szę jesz­cze za­cze­kać! – za­wo­łała na­gle We­ro­nika i znik­nęła za ladą, za którą na­dal stał Krzysz­tof, przy­glą­da­jąc się ca­łej sy­tu­acji. We­ro­nika wy­su­nęła jedną z szu­flad i za­częła w niej cze­goś szu­kać. Wy­jęła lekko zmiętą kartkę pa­pieru z ob­raz­kiem do ko­lo­ro­wa­nia. – Jest! – za­wo­łała i po­de­szła do chłopca. – Pro­szę. To dla cie­bie. Mam na­dzieję, że lu­bisz ko­lo­ro­wać?

Ma­lec otarł łzy i wziął kartkę.

– Dzię­ku­jemy – uśmiech­nęła się jego mama.

– Nie ma za co, na­prawdę. – We­ro­nika przy­trzy­mała drzwi i po­ma­chała na po­że­gna­nie chłopcu.

Już miała wró­cić do go­ścia, gdy zo­ba­czyła li­sto­no­sza ki­wa­ją­cego do niej białą ko­pertą.

– Dzień do­bry, pani We­ro­niko – przy­wi­tał się i wrę­czył ko­bie­cie list.

We­ro­nika spoj­rzała na nadawcę i ciężko wes­tchnęła.

– Znowu to samo – po­wie­działa do sie­bie, ale li­sto­nosz ją usły­szał. Po­ki­wał głową i po­wie­dział:

– Nie da­dzą czło­wie­kowi spo­koju. Hieny.

– Taka ich praca. – We­ro­nika ścią­gnęła usta i pod­pi­sała żółtą pocz­tową kartkę po­twier­dze­nia od­bioru.

– Po­wo­dze­nia – rzu­cił na po­że­gna­nie li­sto­nosz.

We­ro­nika wró­ciła za ladę, wrzu­ciła list do szu­flady i na­sta­wiła eks­pres. Nie mu­siała otwie­rać ko­perty. Do­sko­nale wie­działa, co znaj­dzie w środku. Ko­lejne po­na­gle­nie za­płaty czyn­szu za lo­kal. Ko­lejne – albo ostat­nie – po­my­ślała.

– Lu­bisz dzieci – stwier­dził Krzysz­tof, który na­dal stał po nie­wła­ści­wej stro­nie lady. Za­uwa­żył, że rysy twa­rzy ko­biety wy­ostrzyły się, kiedy za­my­kała szu­fladę. Kiedy tylko zmie­nił te­mat, bruzda po­mię­dzy brwiami się wy­gła­dziła, a w oczach po­ja­wiły się małe iskierki.

– Lu­bię. Zwłasz­cza ta­kie, które pła­czą, bo nie mogą mieć ko­lej­nej książki.

– To chyba rzad­kość w dzi­siej­szych cza­sach.

– Nie­stety. Wie­rzę jed­nak, że te nie­liczne dzie­ciaki za­rażą czy­ta­niem swo­ich ko­le­gów.

– Opty­mistka z cie­bie. – Krzysz­tof się uśmiech­nął. Przy­glą­dał się, jak za­częła wy­kła­dać na ta­lerz kru­che cia­steczka. Wy­jęła też pu­dełko z kom­ple­tem bia­łych fi­li­ża­nek.

– Chcia­łeś po­móc – przy­po­mniała so­bie We­ro­nika, zmie­nia­jąc te­mat. – Ustaw za­tem te fi­li­żanki i ciastka na sto­liku, a ja w tym cza­sie za­pa­rzę kawę i her­batę. My­ślisz, że go­ście będą chcieli na­pić się też wody?

– A więc to dla go­ści? My­śla­łem, że szy­ku­jesz dla nas. – Krzysz­tof trzy­mał w rę­kach opa­ko­wa­nie fi­li­ża­nek.

– Te­raz nie prze­łknę­ła­bym na­wet łyka.

– De­ner­wu­jesz się? – zdzi­wił się Krzysz­tof.

– To mój pierw­szy wie­czór po­etycki – wy­znała We­ro­nika. Na­brała po­wie­trza i gło­śno je wy­pu­ściła. – Im bli­żej spo­tka­nia, tym bar­dziej się de­ner­wuję, że palnę ja­kieś głup­stwo.

– Do­prawdy? – Krzysz­tof uniósł jedną brew. Wy­glą­dał na roz­ba­wio­nego. – A ja są­dzi­łem, że to mój wie­czór po­etycki. I to ja po­wi­nie­nem się bać, że palnę ja­kieś głup­stwo.

– Och, no prze­cież wiesz, co mam na my­śli. Ni­gdy nie pro­wa­dzi­łam spo­tka­nia au­tor­skiego. Za­pra­sza­łam co prawda oko­licz­nych pi­sa­rzy i po­etów, ale to nie ja by­łam osobą mo­de­ru­jącą spo­tka­nie. A je­śli mi się nie uda?

We­ro­nika przy­sta­wiła dłoń do ust. Oczy miała roz­bie­gane, po­liczki za­ró­żo­wione. Krzysz­tof znowu się uśmiech­nął.

– Nie martw się. Po­mogę ci. W ra­zie czego za­cznę sam ga­dać. Na­prawdę nie­po­trzeb­nie się de­ner­wu­jesz.

– Dzię­kuję.

We­ro­nika za­jęła się przy­go­to­wy­wa­niem kawy i her­baty. Do dzbanka na­lała świe­żej prze­fil­tro­wa­nej wody. Krzysz­tof usta­wił fi­li­żanki i uło­żył srebrne ły­żeczki. Co ja­kiś czas zer­kał na wła­ści­cielkę księ­garni. Cie­ka­wiła go. Po­zor­nie od­ważna, a w głębi du­szy de­li­katna i wy­stra­szona. Bar­dzo chciał po­znać ją bli­żej.

ROZ­DZIAŁ 2

Spo­tka­nie do­bie­gało końca. We­ro­nika, po­cząt­kowo nieco spa­ra­li­żo­wana tremą, roz­luź­niła się, wi­dząc, że wszyst­kie miej­sca są za­jęte, a przy­byli słu­chają opo­wie­ści Krzysz­tofa w sku­pie­niu. Nie prze­ję­zy­czyła się, nie strze­liła gafy. Za­da­wała rze­czowe py­ta­nia, a po­eta od­po­wia­dał na nie wy­czer­pu­jąco. Pod ko­niec spo­tka­nia już cał­kiem na lu­zie ob­ser­wo­wała go­ści, zer­kała na Krzysz­tofa. Męż­czy­zna wy­glą­dał, jakby miał już setki ta­kich spo­tkań za sobą. Sie­dział swo­bod­nie, opie­ra­jąc się w fo­telu. Co ja­kiś czas przy­trzy­my­wał na dłu­żej spoj­rze­nie We­ro­niki, kiedy od­po­wia­dał na jej py­ta­nie.

Po­tem nad­szedł czas na zdję­cia i au­to­grafy. We­ro­nika za­brała pu­ste fi­li­żanki i wy­co­fała się na za­ple­cze. Wy­czy­ściła eks­pres, umyła na­czy­nia i na ko­niec wy­słała wia­do­mość do córki, że już nie­długo bę­dzie w domu. Trzy­na­sto­latka od­po­wie­działa krót­kim „ok”. We­ro­nika uśmiech­nęła się do te­le­fonu. Nie­mal wi­działa, jak An­to­sia prze­wraca wy­mow­nie oczami przy czy­ta­niu wia­do­mo­ści od niej. Prze­cież była już pra­wie do­ro­sła. Nie po­trze­bo­wała opieki jak małe dziecko. Po­tra­fiła so­bie przy­go­to­wać ko­la­cję sama. I wy­ką­pać też mo­gła się prze­cież sama.

Z tym uśmie­chem wpa­trzo­nym w ekran smart­fona za­stał ją Krzysz­tof.

– Do kogo się pani uśmie­cha? – za­py­tał, nie wie­dzieć czemu znowu zwra­ca­jąc się do We­ro­niki ofi­cjal­nie, przez pani.

Spoj­rzała na niego za­sko­czona.

– Wszy­scy już wy­szli? – za­py­tała, nie od­po­wia­da­jąc na py­ta­nie po­ety. Wy­łą­czyła ekran i scho­wała te­le­fon do to­rebki.

– Tak – od­parł po­woli i oparł się łok­ciami o ladę. Spoj­rzał na krzą­ta­jącą się We­ro­nikę. – Dzię­kuję za to spo­tka­nie. To był bar­dzo in­spi­ru­jący wie­czór.

– Też tak czuję. – We­ro­nika sta­nęła po dru­giej stro­nie blatu. Była te­raz wyż­sza niż po­eta. Męż­czy­zna, nie pod­no­sząc się, za­darł głowę, by nie stra­cić kon­taktu wzro­ko­wego z księ­garką. Kiedy tak spo­glą­dał, na jego czole po­ja­wiły się po­ziome bruzdy. – Dla au­tora ta­kie wie­czory chyba są dość mę­czące?

– Mę­czące?

– Tak mi się wy­daje. Po­eta two­rzy swoje dzieła w za­ci­szu domu, w sa­mot­no­ści. Wy­stę­po­wa­nie przed pu­bliką to tro­chę jak ob­na­ża­nie się. Chyba. – Wzru­szyła ra­mio­nami i za­czer­wie­niła się, bo Krzysz­tof na­gle się wy­pro­sto­wał i znowu to on był wyż­szy od niej. – Mylę się? – za­py­tała.

– A więc uwa­żasz, że żyję w czte­rech ścia­nach i w ogóle nie wy­cho­dzę z domu? Nie je­stem aż ta­kim dzi­ku­sem. – Za­śmiał się.

– Nie o to mi cho­dziło – po­wie­działa ci­cho i znowu po­ru­szyła ra­mio­nami.

– Po­ezja jest jak... po­wie­trze – za­du­mał się Krzysz­tof i okrą­żył ladę.

Po chwili znowu był w miej­scu, do któ­rego wstęp miała tylko We­ro­nika. Tym ra­zem jed­nak go nie wy­pro­siła. Czuła, że po­liczki ją palą i na­gle za­pra­gnęła jak naj­szyb­ciej się po­że­gnać i po­biec do domu.

Tym­cza­sem męż­czy­zna zbli­żył się jesz­cze bar­dziej i sta­nął tuż przed nią. Te­raz to ona mu­siała unieść głowę, by na niego spoj­rzeć.

– Po­ezja jest w nas. W na­szym od­de­chu, w każ­dym kroku. Co­dzien­ność, emo­cje, za­pa­chy... To już są go­towe wier­sze. Trzeba je tylko ubrać w słowa. – Krzysz­tof mó­wił ci­cho, pra­wie szep­tem, a jego głę­boki głos spra­wiał, że We­ro­nika uśmiech­nęła się bez­wied­nie, uka­zu­jąc ma­leńki frag­ment zę­bów.

– Pięk­nie o tym opo­wia­dasz – przy­znała na głos. – Mam po­mysł. Bo wi­dzisz... jest tu­taj taki słoik. – To mó­wiąc, prze­chy­liła się przez ladę, się­gnęła po szklane na­czy­nie wy­peł­nione ru­lo­ni­kami z ko­lo­ro­wego pa­pieru i po­ka­zała na czarny na­kle­jony na nim na­pis.

– „Słoik do­brych my­śli” – prze­czy­tał Krzysz­tof.

– Wła­śnie. Każdy klient przy­cho­dzący do księ­garni, nie­ważne, czy ku­puje książkę, czy też wpada tylko po to, by się ze mną przy­wi­tać, może się po­czę­sto­wać taką do­brą my­ślą. Albo, je­śli ma taką ochotę, zo­sta­wić tu parę słów od sie­bie. Dla in­nych.

– Nie­sa­mo­wite! – za­chwy­cił się. Wziął słoik z rąk We­ro­niki, mu­ska­jąc przy tym jej dło­nie. Za­im­po­no­wało mu, z jaką na­mięt­no­ścią ko­bieta opo­wiada o wszyst­kim, co do­ty­czy księ­garni. – Czy to zna­czy, że mogę wy­lo­so­wać te­raz ja­kieś prze­sła­nie dla sie­bie?

– Mo­żesz. Choć aku­rat mia­łam na my­śli bar­dziej to, że może zgo­dził­byś się do­pi­sać do tego sło­ika parę zdań?

Czoło Krzysz­tofa po­fał­do­wało się od unie­sie­nia brwi.

– Czemu nie. Naj­pierw jed­nak zo­baczmy, co ta wy­rocz­nia ma dla mnie cie­ka­wego. – To mó­wiąc, wy­jął z wnę­trza zie­lony ru­lo­nik i go roz­wi­nął. – „Spraw, aby ten dzień był wart za­pa­mię­ta­nia” – prze­czy­tał na głos. – Cóż... Już jest tego wart – po­wie­dział i scho­wał kar­teczkę do kie­szeni spodni, pa­trząc przy tym głę­boko w oczy We­ro­niki.

Na­stęp­nie wziął pu­ste pa­ski ko­lo­ro­wego pa­pieru, które po­dała mu ko­bieta, i za­pi­sał dwa z nich. Pi­sząc, co ja­kiś czas pod­no­sił wzrok, a wtedy na­po­ty­kał na błysz­czące brą­zowe oczy wła­ści­cielki księ­garni. Przy­trzy­my­wał na chwilę jej wzrok i z po­wro­tem wra­cał do pi­sa­nia. Na ko­niec zwi­nął kar­teczki w ru­lo­niki, wrzu­cił do sło­ika i za­mie­szał w nim ręką.

– Dzię­kuję. – We­ro­nika zaj­rzała do sło­ika i przy­gry­zła wargę. – Zdra­dzisz mi, co tam na­pi­sa­łeś?

– To ta­jem­nica. Co na­pi­sa­łem, do­wie się tylko ten, kto wy­lo­suje moje prze­sła­nie. – Męż­czy­zna pu­ścił oczko.

– Hmm. Po­wiało ma­gią. – Uśmiech­nęła się, wstała i po­sta­wiła słój na la­dzie.

– Cała ta księ­gar­nia ma w so­bie coś ma­gicz­nego – po­wie­dział w za­du­mie.

Ro­zej­rzał się po sta­rych drew­nia­nych re­ga­łach. Pa­dało na nie ła­godne świa­tło z kilku kin­kie­tów do­pa­so­wa­nych do du­żego ży­ran­dola za­wie­szo­nego na su­fi­cie. Liczne krysz­tałki w lam­pach po­ru­szały się de­li­kat­nie, spra­wia­jąc, że świa­tło nie­mal tań­czyło na okład­kach ksią­żek cia­sno usta­wio­nych na pół­kach.

– Pój­dziemy na kawę? – za­py­tał na­gle.

– Kawę? – We­ro­nika spoj­rzała na ze­ga­rek.

– Spie­szysz się gdzieś?

– Córka na mnie czeka. Może in­nym ra­zem – od­parła wy­mi­ja­jąco.

– Trzy­mam cię za słowo. Jakby nie było, je­steś mi tę kawę winna. – Krzysz­tof uśmiech­nął się sze­roko. – Li­czy­łem, że dzi­siaj przed spo­tka­niem się na­pi­jemy, ale czas ja­koś tak nie­po­strze­że­nie prze­mknął gdzieś po­mię­dzy nami.

Męż­czy­zna się­gnął po swoją teczkę i się po­że­gnał. Było dla niego za­sko­cze­niem, że ko­bieta od­mó­wiła mu wspól­nie spę­dzo­nego wie­czoru, ale ru­mieńce na jej po­licz­kach mo­gły świad­czyć o tym, że jesz­cze nie wszystko było stra­cone.

Ukło­nił się przed wyj­ściem, po czym znik­nął w za­cie­nio­nej uliczce oto­czo­nej sza­rymi ka­mie­ni­cami.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki