Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Weronika prowadzi rodzinną księgarnię odziedziczoną po dziadku. Sprzedaż spada, odkąd w pobliskim centrum handlowym otwarto sieciowy sklep z książkami. W dodatku nastoletnia córka ma coraz większe problemy w szkole. Były mąż Weroniki niechętnie włącza się w wychowanie Antosi, ciągle odwołując spotkania z nią i ignorując wagę jej problemów. By ratować księgarnię, Weronika organizuje spotkanie autorskie z miejskim poetą. Przystojny mężczyzna szybko zdobywa serce księgarki. Czy nowa miłość pomoże w rozwiązaniu problemów? Czy kobieta posłucha głosu serca i odważy się na podjęcie decyzji, których kilka miesięcy wcześniej w ogóle nie brała pod uwagę? Monika Michalik - autorka poczytnych powieści obyczajowych. Zadebiutowała w 2019 roku książką "Bądź moim marzeniem", która była inspirowana prawdziwymi wydarzeniami z jej życia. W swoich książkach zabiera czytelników w malownicze miejsca, które ją oczarowały. Porusza ważne wątki społeczne jak honorowe krwiodawstwo, alkoholizm i przemoc domowa. Nie boi się trudnych tematów, które wplata w opowiadane przez siebie historie. Udowadnia, że nadzieja, która nie gaśnie pomaga odkryć wewnętrzną siłę i odmienić los.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 365
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
ROZDZIAŁ 1
Przez witrynę księgarni pomiędzy nowościami wydawniczymi przedzierały się promienie zachodzącego wiosennego słońca. Rzucały delikatną poświatę na setki woluminów ustawionych na drewnianych regałach, obnażając pyłki kurzu, niedostrzeżone jakimś cudem przez Weronikę.
Kobieta stanęła na chwilę w drzwiach wyjściowych i wystawiła spragnioną słońca twarz w stronę nieba. Zamknęła oczy i wzięła kilka głębokich oddechów. Bezwiednie się uśmiechnęła. Kiedy odcięła doznania wzrokowe, nagle wyostrzyły się jej pozostałe zmysły. Czuła zapach narcyzów i żonkili stojących w doniczkach przy kwiaciarni znajdującej się obok i zapachy perfum przechodniów. Słyszała rozmowy i stukot obcasów spieszących się dokądś ludzi. Dokąd oni wszyscy tak pędzą? – pomyślała i uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
Słońce nadal pieściło jej twarz, ale nagle Weronika przestała się uśmiechać. Poczuła na sobie czyjeś spojrzenie. Uchyliła powieki i spojrzała wprost w ciemne oczy Krzysztofa spoglądające na nią spod granatowego kapelusza.
– Długo pan tak stoi i się przygląda? – zapytała zawstydzona.
– Niedługo – odparł mężczyzna. – Przepraszam, nie mogłem oderwać wzroku od pani rozanielonej twarzy.
– Rozanielonej! Też mi coś! – obruszyła się Weronika, ale nie była zła. Znała Krzysztofa od dawna. Po mieście chodziły plotki o jego podbojach sercowych. Była pewna, że mężczyzna zachowuje się tak wobec większości kobiet. Nie wiedziała, czy to wiosna w powietrzu, czy też słońce wdzierające się do księgarni sprawiły, że nagle zapragnęła poflirtować z miejskim poetą. – To już człowiek nie może chwilę podegustować w rozpoczynającej się wiośnie? – Błysnęła okiem i weszła do środka, robiąc przejście mężczyźnie.
Krzysztof skinął głową, zrobił krok do przodu i zatrzymał się tuż przed właścicielką księgarni.
– Też kocham wiosnę – powiedział powoli, zdjął kapelusz i się uśmiechnął. Przesunął wzrokiem po twarzy kobiety. – Z tego wszystkiego nawet się nie przywitałem. Dzień dobry.
– Dzień dobry. Miło pana gościć. – Weronika wyciągnęła rękę, którą mężczyzna chwycił i przysunął do ust. Chciała ją wyrwać, ale Krzysztof złapał ją mocniej i pocałował lekko, nie przestając patrzeć kobiecie w oczy.
– To mnie jest miło, że mnie pani zaprosiła. – Wreszcie puścił jej dłoń, którą Weronika zabrała spiesznie.
Flirtowanie zdecydowanie nie jest moją mocną stroną – pomyślała w popłochu i wycofała się za ladę.
– Wcześnie pan przyszedł. Mamy jeszcze sporo czasu. – Spojrzała na zegarek. Spotkanie autorskie miało się odbyć dopiero za niecałe dwie godziny.
– Pracuje pani tutaj sama. Pomyślałem, że może się do czegoś przydam. I może wystarczy czasu na małą kawę? – zapytał i spojrzał w stronę zaplecza.
– Jak pan widzi, wszystko już gotowe na spotkanie. Dla pana przygotowałam niewielki stolik i fotel, a dla publiczności rozstawiłam krzesła w półokręgu, tak by każdy miał dobrą widoczność i było mu wygodnie.
Krzysztof zrobił kilka kroków we wskazane miejsce z tyłu księgarni. Znajdowały się tam działy młodzieżowy, podróżniczy i językowy. Regały ustawione przy ścianach niewielkiego pomieszczenia dawały zadziwiająco dużo miejsca na jego środku. Mężczyzna usiadł w fotelu i się rozejrzał.
– Piękne miejsce pani tworzy – powiedział z zachwytem. – Takie ciepłe, niemal rodzinne. To będzie wspaniały wieczór – dodał, znowu wwiercając się spojrzeniem w oczy Weroniki.
– Dziękuję. – Kobieta usiadła na jednym z krzeseł naprzeciwko Krzysztofa i omiotła spojrzeniem całą księgarnię. Uśmiechnęła się bezwiednie i przypomniała sobie dzień, kiedy przejęła sklep po dziadku. Dziadek był już schorowany i chciał pozbyć się książek i księgarni, ale ona mu nie pozwoliła. Choć interes szedł słabo, zainwestowała wszystkie oszczędności w odświeżenie lokalu i nowe książki. Dziadek próbował ją odwieść od tego zamiaru, ale ona była uparta, mimo że nawet Artur nie wierzył w jej sukces. Za każdym razem, kiedy opowiadała o swojej wizji księgarni, z pobłażaniem kiwał głową.
– Zamyśliła się pani – odezwał się nagle Krzysztof, wyrywając Weronikę ze wspomnień.
– Przepraszam. – Kobieta znowu natknęła się na spojrzenie ciemnych, prawie czarnych oczu poety.
– Ależ nie ma za co. Dałbym miliony za możliwość poznania pani myśli. Sądząc po błysku oczu, to musiało być bardzo miłe zadumanie – stwierdził.
– To prawda. – Weronika westchnęła. – No bo wie pan... Ta księgarnia to moja radość, duma... Moje wszystko.
– To widać. – Krzysztof pokiwał głową, wstał z fotela i usiadł na krześle obok kobiety. – Opowie mi pani o tym?
Weronika wypuściła powietrze z płuc. Bliskość ciemnych oczu w połączeniu z białą koszulą i czarnymi spodniami, do których były przypięte szelki, sprawiła, że kobieta na chwilę straciła głos. Nabrała powietrza, a wtedy do jej nozdrzy wpadł zniewalający zapach męskiej wody toaletowej.
W głowie jej coś zadźwięczało i poczuła, że dzieje się coś dziwnego. Nagle Krzysztof wstał i spojrzał w stronę drzwi wejściowych. Wtedy do Weroniki dotarło, że dźwięk, który słyszała, pochodził z dzwonka zawieszonego nad drzwiami wejściowymi. Podniosła się natychmiast i ruszyła w stronę kobiety z dzieckiem, która zaczęła już przeglądać półki z literaturą dziecięcą.
– Dzień dobry – odezwała się Weronika. W gardle czuła gulę, jej głos drżał. Kobieto! Co się z tobą dzieje? – zbeształa się w myślach. Chrząknęła i podeszła bliżej klientki. – Szuka pani czegoś konkretnego? Może mogę coś polecić?
– Dziękuję, tylko się rozglądam – odparła kobieta i wróciła do przeglądania baśni Andersena i braci Grimm.
– Oczywiście. W razie czego służę pomocą – odparła Weronika i czując na sobie spojrzenie Krzysztofa, ruszyła za ladę. Potrzebowała chwili oddechu. Bliskość poety działała na nią zupełnie nie tak, jakby sobie tego życzyła. Zachowuję się jak nastolatka – pomyślała, wycierając spocone ręce w spódnicę.
– Denerwujesz się? – usłyszała głos Krzysztofa tuż za plecami. Odwróciła się gwałtownie.
– Słucham? – zapytała, ale tylko po to, by zyskać kilka sekund na ogarnięcie się i wyproszenie poety zza lady.
– Przepraszam, chyba nie powinienem był. – Krzysztof sprawiał wrażenie zmieszanego. – Czy możemy sobie mówić po imieniu? – wypalił jednym tchem.
Stał cały czas za ladą, w miejscu, do którego nie powinien mieć wstępu żaden klient ani gość, nawet gdyby był najbardziej wyjątkowy. Opierał się biodrami o blat, ręce trzymał za plecami. Patrzył na nią wyczekująco.
– Możemy – odparła Weronika. – Nie powinieneś jednak wchodzić na zaplecze.
– To nie zaplecze – rozejrzał się Krzysztof.
– Jest. Prawie. – Chciała jeszcze coś powiedzieć, ale w tym czasie usłyszała płacz dziecka dobiegający z działu dziecięcego. Ruszyła w tamtym kierunku, a wtedy zobaczyła, jak matka usiłuje coś wytłumaczyć malcowi.
– Jak masz na imię? – Weronika przykucnęła przy około pięcioletnim chłopcu.
– Maciek – odparł.
– Lubisz książki? – zapytała. Pokiwał głową. – Mama na pewno kupi ci którąś z nich, ale chyba nie dzisiaj. – Spojrzała na mamę Maćka, która z wdzięcznością przytaknęła.
– Tłumaczyłam ci, Maciusiu, że dzisiaj tylko oglądamy. Chodźmy, musimy już iść. – Pociągnęła chłopca za rękę. Maciek niechętnie podążył za matką.
– Proszę jeszcze zaczekać! – zawołała nagle Weronika i zniknęła za ladą, za którą nadal stał Krzysztof, przyglądając się całej sytuacji. Weronika wysunęła jedną z szuflad i zaczęła w niej czegoś szukać. Wyjęła lekko zmiętą kartkę papieru z obrazkiem do kolorowania. – Jest! – zawołała i podeszła do chłopca. – Proszę. To dla ciebie. Mam nadzieję, że lubisz kolorować?
Malec otarł łzy i wziął kartkę.
– Dziękujemy – uśmiechnęła się jego mama.
– Nie ma za co, naprawdę. – Weronika przytrzymała drzwi i pomachała na pożegnanie chłopcu.
Już miała wrócić do gościa, gdy zobaczyła listonosza kiwającego do niej białą kopertą.
– Dzień dobry, pani Weroniko – przywitał się i wręczył kobiecie list.
Weronika spojrzała na nadawcę i ciężko westchnęła.
– Znowu to samo – powiedziała do siebie, ale listonosz ją usłyszał. Pokiwał głową i powiedział:
– Nie dadzą człowiekowi spokoju. Hieny.
– Taka ich praca. – Weronika ściągnęła usta i podpisała żółtą pocztową kartkę potwierdzenia odbioru.
– Powodzenia – rzucił na pożegnanie listonosz.
Weronika wróciła za ladę, wrzuciła list do szuflady i nastawiła ekspres. Nie musiała otwierać koperty. Doskonale wiedziała, co znajdzie w środku. Kolejne ponaglenie zapłaty czynszu za lokal. Kolejne – albo ostatnie – pomyślała.
– Lubisz dzieci – stwierdził Krzysztof, który nadal stał po niewłaściwej stronie lady. Zauważył, że rysy twarzy kobiety wyostrzyły się, kiedy zamykała szufladę. Kiedy tylko zmienił temat, bruzda pomiędzy brwiami się wygładziła, a w oczach pojawiły się małe iskierki.
– Lubię. Zwłaszcza takie, które płaczą, bo nie mogą mieć kolejnej książki.
– To chyba rzadkość w dzisiejszych czasach.
– Niestety. Wierzę jednak, że te nieliczne dzieciaki zarażą czytaniem swoich kolegów.
– Optymistka z ciebie. – Krzysztof się uśmiechnął. Przyglądał się, jak zaczęła wykładać na talerz kruche ciasteczka. Wyjęła też pudełko z kompletem białych filiżanek.
– Chciałeś pomóc – przypomniała sobie Weronika, zmieniając temat. – Ustaw zatem te filiżanki i ciastka na stoliku, a ja w tym czasie zaparzę kawę i herbatę. Myślisz, że goście będą chcieli napić się też wody?
– A więc to dla gości? Myślałem, że szykujesz dla nas. – Krzysztof trzymał w rękach opakowanie filiżanek.
– Teraz nie przełknęłabym nawet łyka.
– Denerwujesz się? – zdziwił się Krzysztof.
– To mój pierwszy wieczór poetycki – wyznała Weronika. Nabrała powietrza i głośno je wypuściła. – Im bliżej spotkania, tym bardziej się denerwuję, że palnę jakieś głupstwo.
– Doprawdy? – Krzysztof uniósł jedną brew. Wyglądał na rozbawionego. – A ja sądziłem, że to mój wieczór poetycki. I to ja powinienem się bać, że palnę jakieś głupstwo.
– Och, no przecież wiesz, co mam na myśli. Nigdy nie prowadziłam spotkania autorskiego. Zapraszałam co prawda okolicznych pisarzy i poetów, ale to nie ja byłam osobą moderującą spotkanie. A jeśli mi się nie uda?
Weronika przystawiła dłoń do ust. Oczy miała rozbiegane, policzki zaróżowione. Krzysztof znowu się uśmiechnął.
– Nie martw się. Pomogę ci. W razie czego zacznę sam gadać. Naprawdę niepotrzebnie się denerwujesz.
– Dziękuję.
Weronika zajęła się przygotowywaniem kawy i herbaty. Do dzbanka nalała świeżej przefiltrowanej wody. Krzysztof ustawił filiżanki i ułożył srebrne łyżeczki. Co jakiś czas zerkał na właścicielkę księgarni. Ciekawiła go. Pozornie odważna, a w głębi duszy delikatna i wystraszona. Bardzo chciał poznać ją bliżej.
ROZDZIAŁ 2
Spotkanie dobiegało końca. Weronika, początkowo nieco sparaliżowana tremą, rozluźniła się, widząc, że wszystkie miejsca są zajęte, a przybyli słuchają opowieści Krzysztofa w skupieniu. Nie przejęzyczyła się, nie strzeliła gafy. Zadawała rzeczowe pytania, a poeta odpowiadał na nie wyczerpująco. Pod koniec spotkania już całkiem na luzie obserwowała gości, zerkała na Krzysztofa. Mężczyzna wyglądał, jakby miał już setki takich spotkań za sobą. Siedział swobodnie, opierając się w fotelu. Co jakiś czas przytrzymywał na dłużej spojrzenie Weroniki, kiedy odpowiadał na jej pytanie.
Potem nadszedł czas na zdjęcia i autografy. Weronika zabrała puste filiżanki i wycofała się na zaplecze. Wyczyściła ekspres, umyła naczynia i na koniec wysłała wiadomość do córki, że już niedługo będzie w domu. Trzynastolatka odpowiedziała krótkim „ok”. Weronika uśmiechnęła się do telefonu. Niemal widziała, jak Antosia przewraca wymownie oczami przy czytaniu wiadomości od niej. Przecież była już prawie dorosła. Nie potrzebowała opieki jak małe dziecko. Potrafiła sobie przygotować kolację sama. I wykąpać też mogła się przecież sama.
Z tym uśmiechem wpatrzonym w ekran smartfona zastał ją Krzysztof.
– Do kogo się pani uśmiecha? – zapytał, nie wiedzieć czemu znowu zwracając się do Weroniki oficjalnie, przez pani.
Spojrzała na niego zaskoczona.
– Wszyscy już wyszli? – zapytała, nie odpowiadając na pytanie poety. Wyłączyła ekran i schowała telefon do torebki.
– Tak – odparł powoli i oparł się łokciami o ladę. Spojrzał na krzątającą się Weronikę. – Dziękuję za to spotkanie. To był bardzo inspirujący wieczór.
– Też tak czuję. – Weronika stanęła po drugiej stronie blatu. Była teraz wyższa niż poeta. Mężczyzna, nie podnosząc się, zadarł głowę, by nie stracić kontaktu wzrokowego z księgarką. Kiedy tak spoglądał, na jego czole pojawiły się poziome bruzdy. – Dla autora takie wieczory chyba są dość męczące?
– Męczące?
– Tak mi się wydaje. Poeta tworzy swoje dzieła w zaciszu domu, w samotności. Występowanie przed publiką to trochę jak obnażanie się. Chyba. – Wzruszyła ramionami i zaczerwieniła się, bo Krzysztof nagle się wyprostował i znowu to on był wyższy od niej. – Mylę się? – zapytała.
– A więc uważasz, że żyję w czterech ścianach i w ogóle nie wychodzę z domu? Nie jestem aż takim dzikusem. – Zaśmiał się.
– Nie o to mi chodziło – powiedziała cicho i znowu poruszyła ramionami.
– Poezja jest jak... powietrze – zadumał się Krzysztof i okrążył ladę.
Po chwili znowu był w miejscu, do którego wstęp miała tylko Weronika. Tym razem jednak go nie wyprosiła. Czuła, że policzki ją palą i nagle zapragnęła jak najszybciej się pożegnać i pobiec do domu.
Tymczasem mężczyzna zbliżył się jeszcze bardziej i stanął tuż przed nią. Teraz to ona musiała unieść głowę, by na niego spojrzeć.
– Poezja jest w nas. W naszym oddechu, w każdym kroku. Codzienność, emocje, zapachy... To już są gotowe wiersze. Trzeba je tylko ubrać w słowa. – Krzysztof mówił cicho, prawie szeptem, a jego głęboki głos sprawiał, że Weronika uśmiechnęła się bezwiednie, ukazując maleńki fragment zębów.
– Pięknie o tym opowiadasz – przyznała na głos. – Mam pomysł. Bo widzisz... jest tutaj taki słoik. – To mówiąc, przechyliła się przez ladę, sięgnęła po szklane naczynie wypełnione rulonikami z kolorowego papieru i pokazała na czarny naklejony na nim napis.
– „Słoik dobrych myśli” – przeczytał Krzysztof.
– Właśnie. Każdy klient przychodzący do księgarni, nieważne, czy kupuje książkę, czy też wpada tylko po to, by się ze mną przywitać, może się poczęstować taką dobrą myślą. Albo, jeśli ma taką ochotę, zostawić tu parę słów od siebie. Dla innych.
– Niesamowite! – zachwycił się. Wziął słoik z rąk Weroniki, muskając przy tym jej dłonie. Zaimponowało mu, z jaką namiętnością kobieta opowiada o wszystkim, co dotyczy księgarni. – Czy to znaczy, że mogę wylosować teraz jakieś przesłanie dla siebie?
– Możesz. Choć akurat miałam na myśli bardziej to, że może zgodziłbyś się dopisać do tego słoika parę zdań?
Czoło Krzysztofa pofałdowało się od uniesienia brwi.
– Czemu nie. Najpierw jednak zobaczmy, co ta wyrocznia ma dla mnie ciekawego. – To mówiąc, wyjął z wnętrza zielony rulonik i go rozwinął. – „Spraw, aby ten dzień był wart zapamiętania” – przeczytał na głos. – Cóż... Już jest tego wart – powiedział i schował karteczkę do kieszeni spodni, patrząc przy tym głęboko w oczy Weroniki.
Następnie wziął puste paski kolorowego papieru, które podała mu kobieta, i zapisał dwa z nich. Pisząc, co jakiś czas podnosił wzrok, a wtedy napotykał na błyszczące brązowe oczy właścicielki księgarni. Przytrzymywał na chwilę jej wzrok i z powrotem wracał do pisania. Na koniec zwinął karteczki w ruloniki, wrzucił do słoika i zamieszał w nim ręką.
– Dziękuję. – Weronika zajrzała do słoika i przygryzła wargę. – Zdradzisz mi, co tam napisałeś?
– To tajemnica. Co napisałem, dowie się tylko ten, kto wylosuje moje przesłanie. – Mężczyzna puścił oczko.
– Hmm. Powiało magią. – Uśmiechnęła się, wstała i postawiła słój na ladzie.
– Cała ta księgarnia ma w sobie coś magicznego – powiedział w zadumie.
Rozejrzał się po starych drewnianych regałach. Padało na nie łagodne światło z kilku kinkietów dopasowanych do dużego żyrandola zawieszonego na suficie. Liczne kryształki w lampach poruszały się delikatnie, sprawiając, że światło niemal tańczyło na okładkach książek ciasno ustawionych na półkach.
– Pójdziemy na kawę? – zapytał nagle.
– Kawę? – Weronika spojrzała na zegarek.
– Spieszysz się gdzieś?
– Córka na mnie czeka. Może innym razem – odparła wymijająco.
– Trzymam cię za słowo. Jakby nie było, jesteś mi tę kawę winna. – Krzysztof uśmiechnął się szeroko. – Liczyłem, że dzisiaj przed spotkaniem się napijemy, ale czas jakoś tak niepostrzeżenie przemknął gdzieś pomiędzy nami.
Mężczyzna sięgnął po swoją teczkę i się pożegnał. Było dla niego zaskoczeniem, że kobieta odmówiła mu wspólnie spędzonego wieczoru, ale rumieńce na jej policzkach mogły świadczyć o tym, że jeszcze nie wszystko było stracone.
Ukłonił się przed wyjściem, po czym zniknął w zacienionej uliczce otoczonej szarymi kamienicami.