Jezioro Cieni - Maria Zdybska - ebook + książka

Jezioro Cieni ebook

Maria Zdybska

4,3

Opis

Lirr i Raiden muszą uciekać z Ysborga nie tylko przed gniewem jego władczyni, ale również przed podążającymi ich tropem bezwzględnymi Łowcami Mocy. Wiedząc, że Maeve nie spocznie, dopóki nie zemści się na nich, dwójka zbiegów postanawia poszukać schronienia na brzegach mitycznego Jeziora Cieni.

Odnajdą tam jednak duchy przeszłości, które mogą zmienić wszystko, co dotąd o sobie wiedzieli i wszystko, co kiedykolwiek do siebie czuli.

Nadchodzi czas walki z własnymi demonami!
Nadchodzi czas próby wśród zwodniczych cieni!
Krucze przeznaczenie zaczyna się wypełniać!

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 383

Rok wydania: 2019

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,3 (287 ocen)
165
71
39
8
4
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Aelin_9

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam
10
Hanula1979

Dobrze spędzony czas

Trochę za dużo o miłości a za mało o reszcie itp. itd. Ale dość szybko się czyta. Polecam.
10
Kate111111111

Nie oderwiesz się od lektury

świetna książka ,pełna magii ,czysta się ja z zapartym tchem :)
10
tyska1822

Nie oderwiesz się od lektury

jeśli jeszcze nie czytaliście to nie ma się nad czym zastanawiać‼️ Czytać i jeszcze raz czytać. W książce jest tyle emocji że aż wylewają się na zewnątrz. Wartka akcja, miłości i przyjaźni czyli to wszystko czego od powieści i autora możemy oczekiwać. Jestem zachwycona ❣️
10
megshinoda

Dobrze spędzony czas

duuuuzo lepsza niż pierwsza część, chociaż ta relacja głównych bohaterów jest trochę na siłę pisana. Ale ogólnie jedna z lepszych książek jakie ostatnio czytałam
00

Popularność




Mojej Mamie, która nauczyła mnie kochać książki imorze

Spis treści

Prolog

Ogień i woda

Śmierć i zmartwychwstanie

Prolog

Woda była ciemna, ciężka, skutecznie tłumiła całe światło i dźwięki docierające z zewnątrz.

Przez moment poczuła znajomy stan nieważkości, świat zwolnił, ucichł, uspokoił się. Wokół pulsowały pojedyncze promienie opalizujące wszystkimi kolorami. Przypomniała sobie swoje pierwsze wspomnienia, drugie narodziny w życiu, w jej poprzednimżyciu.

Wyrzucić to diabelstwo z powrotem za burtę…

Wyciągnęła przed siebie rękę, przyglądając się jej ze zdziwieniem. Była blada, szklista, jakby niewyraźna, powolna.

To zły omen…

Potrząsnęła głową, spróbowała rozejrzeć się dookoła i poczuła, jak pukle włosów płyną powoli coraz wyżej i wyżej wokół jej twarzy, zasłaniając oczy i oplątującusta.

Zły omen!

Za sobą dostrzegła tylko czarną otchłań, unoszącą się nieśpiesznie w rytmie uśpionego oddechu jakiejś mrocznej i niebezpiecznej istoty.

Przeklęty północny wiatr…

Zły omen…

Czarna woda lepiła się do ciała, gęsta jak smoła. Przenikający do kości chłód zaciskał powoli swoje szczęki na karku. Miała wrażenie, że gdzieś, jakby z głębi otchłani, słyszy wołanie kruka, a potem przenikliwy świst strzały i głuchąciszę.

Śmierć!

Wysoko nad czarnym sklepieniem morskiej toni ryknął grzmot i zaczęła kotłować się gwałtowna burza. Wiatr uderzał w fale z wściekłością oszalałej bestii, wzniecając głębokie wiry w stężałej ciemnością głębinie. Blada błyskawica rozdarła niebo jak żywe srebro wylane na czarnyaksamit.

„Chcesz wiedzieć, jak bardzo jestem poważny?”. Viorel szarpał bezwładną Rosmertę za włosy, czekając, aż Lirr go powstrzyma. „Odważysz się?”.

Zacisnęła powieki, tłumiąc bezsilną rozpacz. Dostrzegła nagle dłoń zaciśniętą na żarzącym się bladoniebieskim światłem kamieniu jej amuletu. Amuletu, którego od dawna już nie miała. Dłoń zdawała się dryfować miękko, jakby w rytmie jakiejś niesłyszalnej muzyki, unosić się, a może opadać – pod wodą wszystko było inne, nieoczywiste, zamglone jak we śnie. Góra stawała się dołem, morska otchłań sklepieniemniebieskim.

Skoncentrowała się, zanurkowała głębiej, chwyciła tę dłoń, zaś po chwili wahania drugą ręką objęła bezwładnego topielca w pasie i skierowała się ku górze. Podróż na powierzchnię trwała całą wieczność. Lodowata woda ściskała boleśnie płuca i napierała na skronie milionem bolesnych ukłuć, raniąc każdy skrawekskóry.

Niebo kłębiło się, wirowało, huczało. Świat zadrżał, zakołysał się, indygo zmieniało się w błyszczący obsydian, srebrne pręgi przeistaczały się w fale ciężkiego ołowiu, oddech wiatru stawał się wściekłym, wilczym wyciem. Otworzyła usta, chcąc coś powiedzieć, krzyknąć, wezwać pomocy, ale głos uwiązł jej w gardle, zachłysnęła się coraz szybciej wibrującym płynnym ołowiem, który bez ostrzeżenia wypełnił wszystko wokół.

Nie mogłaś jej ocalić!

Powieki topielca drgnęły, a Lirr poczuła, jak lodowate dłonie oplatają ją w pasie. Jego twarz była niewyraźna, zatopiona w mroku odcinającym się od połyskującego perłowym światłem wschodu morza nad ich głowami. Nie mogła go rozpoznać. Chciała uciekać, ale ta niepewność nie pozwalała jej odejść. Musiała wiedzieć.

– Elirrianoi… – wyszeptał, próbując ukryć smutek. Ten głos nagle stał się jej ostatnią deską ratunku, jedynym promieniem nadziei wśród szalejącej toni, ale zarazem było w nim coś złowieszczego, ulotna zapowiedź nadchodzącej zagłady, cierpienia i śmierci. Gdzieś w dali, rozbrzmiała kakofonia dźwięków: kruk nawoływał, przerażone kapłanki Zarii błagały o litość, krzyczałaRosmerta.

Znajomy głos wytrącił Lirr z bezsilnego letargu. Starała się wyszarpać, walczyć, płynąć dalej ku powierzchni, ale nie mogła, nie potrafiła. Topielec objął ją mocniej, otoczył silnymi ramionami, zasłaniając światło bijące z góry, odgradzając ją od wszystkiego wokół, zamykając w klatce swego ciała. Poczuła, że opuszczają ją resztki sił i w końcu, prawie wbrew sobie, przywiera twarzą do jego piersi, zimnej, bladej, kamiennej. Zamyka oczy, szykując się naśmierć.

– Elirrianoi… – powtórzył z bólem, z wyrzutem. Nie wiedziała, czy przeprasza ją za przeszłość, czy za to, co miało dopieronadejść.

Rozdział 1

Ogień i woda

– Elirrianoi!

Zerwała się gwałtownie z ziemi, łapiąc powietrze z taką łapczywością, jakby właśnie wynurzyła się z morskiej głębiny. Przed sobą zobaczyła jednak tylko zieleń. Morze zieleni. Gęsta, wielowarstwowa ściana utkana z liści, pędów, igieł, gałązek i traw zdawała się poruszać łagodnie w rytm jej urywanego oddechu. Zieleń, tylko zieleń.

– Raiden! Już wstałeś? – wyjąkała, starając się bezskutecznie zapanować nad lekko ochrypłym głosem. Tuż nad nią majaczyła ciemna sylwetka maga, przysłaniając boleśnie jaskrawe promienie porannego słońca. Resztki sennej wizji umknęły gdzieś na krańce świadomości, pozostawiając po sobie jedynie uczucie odległejtęsknoty.

– Niechętnie. – W jego pozornie obojętnym głosie usłyszała znajomy cyniczny półuśmiech, który natychmiast postawił wszystkie jej zmysły na baczność. – Nie byłem po prostu w stanie dalej spać, potwornie się wiercisz. – Wyprostował się i ziewnął leniwie, zostawiając ją tym samym na pastwę rażącegoświatła.

Lirr zamrugała kilkakrotnie, starając się oddalić napływające do oślepionych oczu łzy. Okruchy niepozbieranych myśli chaotycznie obijały się jej po głowie. Wciągnęła szybko powietrze pachnące torfem i poranną mgłą.

Było na to zbyt wcześnie. Była na to zbyt zmęczona.

Nie spodobało jej się też to ledwie zauważalne, kpiące drgnięcie kącików ust. Jej emocje roznieciły się jak iskra na suchej polanie, ale zaraz zgasły, stłamszone nadal nieprzeżytym żalem. Tępy ból ściskałpłuca.

„Rosmerta. Rosmerta nie żyje”.

Strzępy snu wróciły, bez ostrzeżenia ścinając serce strachem.

Mimo wszystko jednak, tknięta nagłym ukłuciem niepokoju rozejrzała się gorączkowo wokół resztek mizernego ogniska. Wczoraj rozpalili je tuż przed skalną jamą, szumnie nazwaną przez Bondo jaskinią przemytników. Gdy się kładła, dogasający ogień z całą pewnością oddzielał ją od prowizorycznego posłania maga. Rzadka trawa wokół wydawała się całkowicienienaruszona.

– Z drugiej strony obserwowanie twojej nieprzytomnej szamotaniny podczas koszmarów jest ostatnio jedyną rozrywką, na jaką mogę liczyć – dodał po chwili milczenia, unosząc przy tym sugestywnie jedną brew.

Podniosła się z ziemi nieco zbyt nerwowo, rozmasowując zdrętwiałe ramię. – Przynajmniej jedno z nas dobrze się bawi. – Wzruszyła ramionami i zaczęła poprawiać sznurowaniebutów.

– Przez całą noc wiłaś się jak na torturach i jęczałaś coś o Caelu – poinformował ją pozornie obojętnym tonem. Swobodnym gestem odgarnął swoje nadzwyczajnie jasne włosy z czoła, błękitny lód jego oczu rozpalony rozpoczętą na nowo grą.

Lirr odczuła ulgę. Blefował.

– Zostaw mnie, Raiden. – Odnalazła w końcu głos, ale był teraz nienaturalnie stłumiony, rozedrgany pod wpływem wzbierającej energii, która zaczynała krążyć w niej jak gorączka, burząc krew, przyspieszając rytm serca, pulsując w skroniach i rozpalając skórę. Starała się nie patrzeć namaga.

– Po prostu zostaw, potrzebuję spokoju. – Zmierzyła go lodowatymspojrzeniem.

Zanim odpowiedział, zbliżył się do niej o kolejny krok. Najwyraźniej jej wzrok nie był dośćlodowaty.

– Albo…? – zapytał nad podziw uprzejmie, splatając przy tym dłonie zaplecami.

– Nie dam się znowu sprowokować – odparła, zmuszając swój głos do pozorów spokoju. Ostatnia ich podobna potyczka skończyła się połamaniem fokmasztu, pozrywanymi wantami i przymusowym wysadzeniem ich na suchy ląd przez doprowadzonego do skraju wytrzymałości nerwowej Bondo.

– To ty mnie prowokujesz. – Zrobił z rozwagą kolejny krok, który sprawił, że stał teraz tuż obok.

– Ja? – zapytała po napiętej pauzie. Raiden zamknął ostatnią dzielącą ich odległość i przysunął twarz do jej twarzy. Koniuszki palców Lirr były coraz bardziej gorące, a plecach przebiegały narastające fale nieznośnegomrowienia.

– Prowokujesz… – szepnął jej wprost do ucha. Wzdrygnęła się pod tchnieniem chłodnego oddechu na jej rozgrzanympoliczku.

– Nieprowokuję.

– Krrr… – Usłyszała nad sobą powątpiewające chrząknięcie kruka. Małopomocne.

– Prowokujesz za każdym razem, gdy przytulasz przez sen głowę do mojej szyi. – Szept maga w jej głowie wydawał się jeszcze bardziej intymny niż fizyczna bliskość. Spojrzała w górę, spotykając się z jego rozbawionym wzrokiem, walcząc jednocześnie z irracjonalną pokusą popatrzenia na szyjęmężczyzny.

– Kłamca! – rzuciła mu prosto w twarz i o wiele głośniej, niż to byłokonieczne.

– Doprawdy? – zdziwił się, przechylając głowę na drugą stronę. Kruk na gałęzi tuż obok powtórzył jego gest, zupełnie jakby stał się teraz odbiciem maga.

„Zdradliwy pierzastydemon!”.

Bogowie świadkiem, że miała ogromną ochotę, żeby poddać się wzbierającej złości. W głębi duszy wiedziała jednak, że to tylko kolejna próba, że Raiden chce po prostu wydobyć z niej tę nienaturalną siłę, jaką obudziła tamta straszna noc. Plugawą siłę, która wznieciła w niej fałszywe nadzieje potęgi, ale nie pozwoliła ocalićRosmerty.

Opuściła wzrok, tracąc rezon. Raiden nadal stał przed nią, zbyt blisko, żeby mogłaodetchnąć.

– Zostaw mnie – powtórzyła po raz trzeci i odsunęła się zrezygnowana. On jednak przytrzymał ją mocno za ramiona, nie pozwalając się ruszyć. Jego dotyk palił, ale był zarazem dziwnie kojący. Za wszelką cenę nie chciała poddać się temu kłamliwemu uczuciu. Pomiędzy palcami zaczęły przeskakiwać ledwie dostrzegalne, błękitne iskierki. Zacisnęła dłonie w pięści.

– Proszę… – wyszeptałabezradnie.

– Czego się boisz? – Nie odpuszczał. – Możesz panować nad siłami, które napędzają nasz świat, musisztylko…

Zamknęła oczy, nie mogąc dłużej znieść intensywności jegospojrzenia.

– Nie bojęsię.

– Nie uciekniesz odtego.

– Nie uciekam odniczego.

– Cały czas uciekasz. Boisz się zmierzyć z prawdą.

– Krrr! – zgodził się z nim stanowczo kruk. Rozłożył imponujące skrzydła i kilka razy uderzył powietrze, podkreślając swoje stanowisko.

Lirr posłała mu mordercze spojrzenie.

„Wredna, nielojalna bestia. Chędożona, przerośnięta cmentarnawrona!”.

– Jaką prawdą? Miałam według ciebie zostać w Ysborgu? Nie jestem tu z wyboru, nie chciałam tu być, nie chciałam słyszeć twoich myśli, nie chciałam tegowszystkiego!

Usiłowała wyszarpnąć się z uścisku, ale on złapał ją za nadgarstki, zmuszając, by na niego popatrzyła. Skóra pod jego dotykiem zaczęła ją palić, a palce świerzbiły coraz wyraźniej. Bała się, że ta dziwna energia zaraz z niej wypłynie, że eksploduje, niszcząc przy tym wszystko wokół.

– Nie, oczywiście, że nie… ale teraz, po tym wszystkim co się wydarzyło masz przed sobą zupełnie nowe możliwości. Zastanów się, możesz… – Zniżył głos i przerwał w półsłowa.

– Być taka jak ty? – zapytała z gorzkądrwiną.

– Nie… Nie… Nie taka jak ja. Nigdy bym ci tego nie życzył. – Coś w jego głosie również się zmieniło. Zadrgała w nim nieznana jej dotądkruchość.

Lirr przygryzła drżącą dolną wargę i spuściła wzrok, nie chciała go ranić. Nie chciała nikogo już nigdykrzywdzić.

– Nie prosiłam o to, co się stało, a teraz nie wiem, jak sobie z tym poradzić. Czuję, że ta moc… że magia jest silniejsza ode mnie, rozumiesz? – wyjaśniła  pospiesznie, wstydząc się własnej bezbronności. – Boję się, że mnie pochłonie, że się w niej zatracę, przepadnę.

Nie mogła teraz na niego patrzeć. Bez swej zwykłej hardości czuła się żałośniesłaba.

– Daj sobie czas. – Słowa maga zabrzmiały nieoczekiwanie miękko.

– Z czasem jest tylko coraz gorzej. – Przełknęła wzbierające łzy, zwieszając głowę jeszczeniżej.

– Posłuchaj, Lirr. – Aromat drzewa sandałowego i soli wzmocnił się, mag pochylił głowę, zrównując się z nią wzrokiem. – Moc wypełnia cały nasz świat. Jest oddechem życia, który wprawia go w ruch. Nieliczni mogą nauczyć się z niej czerpać, poddać ją swojej woli, kształtować. Przestań walczyć z tą siłą, bo jest częścią ciebie, czy tego chcesz, czy nie. Nie możesz tegocofnąć.

– A jeśli jej niezaakceptuję?

W niezręcznej ciszy, która między nimi zaległa, Lirr słyszała tylko nierówne bicie swojego serca. Mrowienie na plecach nie ustawało, podnosząc jej jeden po drugim delikatne włoski na karku.

– Rosmerta nie żyje. Przeze mnie – zwróciła się do niego w końcu cichym, szczerym tonem – przez to, że wplątałam się w sytuację, która mnie przerosła i która nawet mnie niedotyczy.

– Nic na tym świecie nie dzieje się przypadkiem. – Niespodziewanie, na krótką chwilę zamknął jej dłonie we własnych i zaraz odsunął się od niej gwałtownym ruchem, jakby jakaś niewidzialna siła go odepchnęła. Wbrew sobie poczuła ukłucie żalu. Skóra, której jeszcze przed chwilą dotykał, nadal piekła ją nieznośnym żarem, ale nagły brak jego bliskości był zarazem nie do zniesienia. Być może puścił ją, bo też poczuł ten chorobliwy płomień, a być może po prostu zmusił się tylko do tego gestu, żeby dodać jej przez chwilę otuchy. Pomyślała, że chyba tracizmysły.

– Nie wierzę w przeznaczenie – odparła beznamysłu.

– I dobrze, bo nie ma żadnego przeznaczenia. – Uśmiechnął się słabo, ponownie splatając dłonie za plecami. Jego szczęka drgnęła lekko, jakby sam ze sobą walczył. – Jest tylko silna wola, która wprawia rzeczy w ruch. Im silniejsza jednostka, tym mocniej pcha innych do działania. Dlatego właśnie bogowie bawią się śmiertelnikami, dlatego Zaria, karząc mnie, związała nas ze sobą. Dlatego słabsi ustępują z drogi potężniejszym. Nadal mamy jednak wybór.

– Rosmerta nie była niczemu winna. – Oczy Lirr zaszły mgłą na wspomnienie jej bladej twarzy, wtedy, w porcie, tuż przed śmiercią. – Powiedz mi, jaki według ciebie ona miaławybór?

– Viorel zabił ją, żeby zmusić cię do powrotu, żeby odebrać ci wolę działania. Teraz za to ty możesz wybrać: żałoba albo walka.

W głębi serca czuła, że ma rację, ale nie mogła zupełnie pozbyć się poczuciawiny.

– Nadal nie wiem, kim jestem, kim ty jesteś. Mówisz o walce, ale przecież jesteśmy tylko zbiegami kryjącymi się w parszywej jaskini przemytników przedpościgiem.

Raiden popatrzył na nią, mrużąc lekko oczy. Promienie słońca przedzierające się przez wysokie drzewa jeszcze bardziej rozjaśniały jego i tak niemal białewłosy.

– To nie ucieczka. Co najwyżej komplikacja – zapewnił ją dobitnie. – Odnajdziemy Krąg i dowiemy się, co nas łączy. Ja odzyskam mój fragment duszy, ty – zawahał się lekko, uważnie dobierając słowa – się go pozbędziesz i być może w końcu zaakceptujesz to, kimjesteś.

Brzmiało to zbyt prosto. Lirr zdążyła się już nauczyć, że z Raidenem nic nie byłoproste.

– A potem? – zapytała, podejrzliwie unosząc jednąbrew.

– A potem – uśmiechnął się samymi kącikami ust – możesz śmiało skorzystać z przywileju swojej wolnejwoli.

– I nie będziesz próbował mnie zatrzymywać? – Nadal wyczuwała w jego słowach jakiśpodstęp.

– Dlaczego miałbym to robić? – Wzruszył ramionami i swobodnym gestem wyciągnął kilka sosnowych igieł, które wplątały się we włosy Lirr. Jego dotyk znów postawił wszystkie jej zmysły na baczność. Płomień w sercu powrócił, podobnie jak tańczące wokół jej palców, ledwie dostrzegalne iskry. Przełknęła nerwowo ślinę. – Będę wolna? – upewniła się zdradliwie łamiącym sięgłosem.

– Jesteś wolna – zapewnił ją. – Każde z nas pójdzie własnądrogą.

Własną drogą… Słowa maga odbijały się nieskończonym echem w jejmyślach.

– Krrr! – zgodził się kruk, wzbijając się gwałtownie do lotu. Wystrzelił ostrym łukiem w górę i chwili zniknął nad koronamidrzew.

Taka odpowiedź ją zdezorientowała. Iść własną drogą – w końcu przecież tego chciała, prawda? Przecież do tego dążyła od dnia, kiedy opuściła Ysborg. Na to czekała – na wolność, otwarte morze. Dlaczego więc teraz słowa maga wcale jej nie ucieszyły? Dlaczego poczuła się zawiedziona jego obojętnością?

– Chciałabym tylko wiedzieć, dokąd ta droga prowadzi… – szepnęła mu w myślach z goryczą, odwróciła się i ruszyła w las, starając się jak najdłużej powstrzymywaćłzy.

Rozdział 2

Śmierć i zmartwychwstanie

„Umarłam” – starała się sama siebie przekonać. „Nie żyję” – powtarzała w kółko, z coraz słabszą pewnością siebie. „Rosmerta niewróci”.

Przez ostatnie tygodnie świat przestał być tak oczywisty, jak mogłoby się jej dotąd wydawać. Śmierć wcale nie poprowadziła do świetlistych bram krainy wiecznej wiosny, a ciało zamiast gnić, miało się wyjątkowo wręcz dobrze. Ciągłe spięcia z Raidenem i zupełnie niepojęte burze emocji, jakie potrafił w niej wywołać, sprawiały, że wbrew wszystkiemu czuła się bardziej żywa niż kiedykolwiek dotychczas. Cierpiała, płakała, drżała, złościła się, tęskniła i płonęła żarem niemożliwych pragnień, jakby jej dusza już nigdy nie miała zaznać pokoju, a przecież jakaś jej część wiedziała, że jej zwykłe, śmiertelne życie zakończyło się wtedy, w podziemiach Ysborga, w bólu, konwulsjach, ciemności i krwi, niedługo przed tym, jak Viorel zamordowałRosmertę.

Wyładowując nagromadzoną frustrację, cisnęła w przestrzeń przed sobą obracaną dotychczas w palcach dorodną sosnową szyszkę. Po dłuższej chwili usłyszała ciche pluśnięcie, gdy szyszka skryła się pod łagodnymi falami zatoki. Wokół niej szum leniwie wygrzewających się w słońcu drzew zlewał się z usypiającym pomrukiem granatowego morza, a aromat rozgrzanej żywicy mieszał się z subtelnym zapachem kwitnących alg.

Porośnięty sosnowym lasem brzeg schodził stromym stokiem ku wodzie, a tuż obok, za ostro wygiętą łachą złotego piasku, wcinał się głęboko w ląd siecią pogmatwanych kanałów wiodących do mniejszych zatoczek i białych, oblepionych morską solą skalnych grot, gdzie według Bondo lokalni przemytnicy przechowywali swoje towary. Idealne miejsce, żeby się ukryć. Idealne miejsce, żeby się zgubić. Najgorsze z możliwych, żeby odnaleźć spokój ducha po własnej całkiem świeżej śmierci i poukładać sumienie po stracie bliskiej osoby.

– Nie żyję – oznajmiła stanowczo ni to do siebie, ni to do kruka, który zataczał nad nią szerokie kręgi, badawczo przyglądając się jej z góry. Słowa wciąż smakowały obco, choć powtarzała je sobie już tyle razy. Przez chwilę rozważała, jak na takie oświadczenie mógłby zareagować Hego, i zaraz odruchowo cisnęła ze złością w morze kolejną wyrośniętą szyszkę. Wokół koniuszków jej palców nadal tliła się delikatna, błękitna poświata, którą sprowokował swoimi gierkami mag. Potrząsnęła nerwowo dłońmi, jakby miało to pomóc jej pozbyć się śladów tej coraz częściej i coraz bardziej nieoczekiwanie ujawniającej się energii. Gdyby Hego tozobaczył…

Zagryzła do bólu dolną wargę. Lepiej było o tym nie myśleć. Przynajmniej na razie. Tak długo, jak to możliwe. Usprawiedliwiała się myślą, że nadal nie miała żadnych pewnych wieści nawet co do kierunku, w którym popłynął, nie mówiąc już o jego obecnym położeniu. Zapewne miał swoje powody, żeby tak po prostu zniknąć, Hego zawsze miał jakieś swoje ważne powody, a znikanie wcale nie było dla niego nietypowe.

– Śmierć! – krzyknął jej wesoło w myślach kruk, najwyraźniej widząc w jej sytuacji coś niezrozumialezabawnego.

Lirr w odpowiedzi pokazała mu język. Irytował ją, tym bardziej że miał rację. Zadarła głowę, śledząc jego lot ponad powykręcanymi sosnami. Tak, śmierć. Musiała jakoś nauczyć się żyć z jej bliskością. Nauczyć się tego nowego życia. Sama. Bez Rosmerty, bez Hego, bez Mildy i bezCaela.

– Mag! – podpowiedział usłużnie kruk, przelatując ponownie nad jej głową z furkotem czarnych jak nocskrzydeł.

Tym razem miała ochotę cisnąć szyszką prosto w przemądrzałe ptaszysko. Tak… Raiden. Byłby absolutnie doskonałym sprzymierzeńcem, gdyby nie ta jego niemożliwie denerwująca natura i fakt, że tak doskonale dotąd nią manipulował. Musiała skupić całą siłę woli, żeby się temu przeciwstawić. Każda chwila przy nim stanowiła terazwyzwanie.

Nie potrafiła mu zaufać, bała się, że moment, w którym przestanie się przed nim bronić, będzie początkiem jej zguby. Zdążyła go już poznać na tyle, żeby zrozumieć, że był nieprzewidywalny i niebezpieczny jak prawdziwy drapieżnik. Krążył cierpliwie wokół swojej ofiary, nie dając jej szans na wytchnienie. W każdym wymownym spojrzeniu, uśmiechu i dwuznacznym geście kryła się kolejna pułapka, kolejna prowokacja. Jego słowa sączyły słodką truciznę, utrudniając podjęcie decyzji, oczy hipnotyzowały, gdy starała się trzeźwo myśleć, głos i zapach zniewalały jej zmysły, mąciły w głowie, odbierały siłę sprzeciwu. Raiden był przy tym zdecydowanie zbyt inteligentny, spostrzegawczy, skomplikowany i samolubny, żeby zaryzykowała naiwne poddanie się jego planom. W nieustannej grze pozorów trudno było poznać prawdziwe intencje i co absolutnie najgorsze – był magiem. Skrzywiła się na tę myśl. Pirackie wychowanie sprawiło, że miała ochotę splunąć przez lewe ramię.

Kruk szybował daleko nad wierzchołkami drzew, goniąc krzykliwe stado smukłych mew. Lirr podniosła z ziemi kolejną sosnową szyszkę, śledząc jego lot nieobecnym wzrokiem. Lepki żywiczny sok obkleił jej palce, gdy obracała ją bezwiednie w dłoni, wciąż pogrążona w swoich myślach.

Nie mogła przecież ufać magowi. Pomagał jej tylko ze względu na własne cele. Pomagał jej, bo chciał odzyskać własną duszę i własną moc, być może pomagał jej też po prostu dla kaprysu, bo się nudził, bo chciał przeżyć coś nowego, bo go to bawiło. Cisnęła szyszkę w morze, wzniecając przy tym w powietrzu niewielki błękitny pożar o zapachu żywicy. Wszyscy wiedzieli, że dla maga ludzkie życie było warte mniej niż zdeptanego przypadkiem motyla. Nie zależało mu na niej. Nie mogło muzależeć.

Szyszka zatonęła z cichym sykiem w spienionej grzywie jednej z coraz silniej kłębiących się fal. Raiden był niebezpieczny, ale obecnie był jej jedynąnadzieją.

Tym bardziej irytował ją więc fakt, że zawdzięczała mu życie, a tego piraci nigdy nie zapominali.

Jezioro Cieni

Copyright © Maria Zdybska

Copyright © Wydawnictwo Inanna

Copyright © MORGANA Katarzyna Wolszczak

Copyright © for the cover art by Agnieszka Zawadka

Wszelkie prawa zastrzeżone. All rightsreserved.

Wydanie pierwsze, Bydgoszcz 2019r.

druk ISBN 978-83-7995-223-6

epub ISBN 978-83-7995-224-3

mobi ISBN 978-83-7995-225-0

Redaktor prowadzący: Marcin A. Dobkowski

Redakcja: Małgorzata Maksymowicz

Korekta: Małgorzata Tarnowska

Projekt i adiustacja autorska wydania: Marcin A. Dobkowski

Ilustracja na okładce: Agnieszka Zawadka

Skład i typografia: www.proAutor.pl

Książka ani żadna jej część nie może być przedrukowywana ani w jakikolwiek inny sposób reprodukowana czy powielana mechanicznie, fotooptycznie, zapisywana elektronicznie lub magnetycznie, ani odczytywana w środkach publicznego przekazu bez pisemnej zgodywydawcy.

MORGANA Katarzyna Wolszczak

ul. Kormoranów 126/31

85-453 Bydgoszcz

[email protected]

www.geniuscreations.pl

Książka najtaniej dostępna w księgarniachwww.MadBooks.pl

www.eBook.MadBooks.pl