Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Mury Irkalli drżą.
Inanna, sumeryjska bogini miłości i wojny, przez wieki znana była pod wieloma imionami. Teraz usiłuje żyć jak zwykła śmiertelniczka, ale jej spokój niweczy wiadomość, której nie może zignorować.
Trup pokryty pismem klinowym, znaleziony na greckiej granicy zwiastuje nadejście niewyobrażalnego niebezpieczeństwa. Starożytna klątwa wypalona w jego skórze to wyzwanie rzucone bogom przez tajemniczego buntownika. Nieuchwytny wróg zamierza odwrócić porządek świata.
Rozpoczyna się szaleńcza pogoń za kolejnymi kawałkami mrocznej układanki. Jedna po drugiej, padają bramy strzegące drogi do Zaświatów, a zgnuśniali bogowie nie spieszą się z pomocą. W pogmatwanej sieci kłamstw Inannie coraz trudniej rozróżnić sprzymierzeńców od wrogów, zwłaszcza, gdy jeden z nich niespodziewanie ratuje jej życie.
------------------
To oszałamiająca książka. Jestem pod wrażeniem rozmachu, z jakim Maria Zdybska skomponowała swą opowieść. Fabuła zabiera nas w ekscytującą podróż po Europie, bohaterowie są ujmująco ludzcy i intrygująco boscy jednocześnie, a my wpadamy z nimi w wir zdarzeń i emocji. No i ta mitologia! Misterne połączenie tego, z czym zapoznała nas szkoła i popkultura z tym, co egzotyczne. Bardzo odświeżająca, smakowita mieszanka. Można by rzec, że ta historia bawi i uczy. A do tego wciąga bez reszty!
Marta Krajewska, autorka powieści z Wilczej Doliny
Absolutnie fenomenalna powieść urban fantasy! Maria Zdybska w bardzo charakterystycznym dla siebie stylu połączyła mitologię ze współczesnością, zabierając czytelnika w niesamowitą podróż, o której trudno zapomnieć. Śmiertelnie niebezpieczna miłość, zagadka, od której rozwiązania zależą losy całego świata a pośród tego chaosu ich dwoje... Gwarantuję, że „Pani Siedmiu Bram” was zachwyci i nie będziecie mogli oderwać się od lektury!
Gorąco polecam!
Ewelina Nawara, autorka serii Kings of Sin oraz Kingdom of Martagon
„Pani Siedmiu Bram” to kolejna doskonała pozycja spod pióra Marii Zdybskiej. Tym razem autorka zabiera czytelników do świata przepełnionego mitami oraz starożytnymi bóstwami. Autorka świetnie łączy znane z mitologii postacie z ich nową, współczesną wersją i zabiera nas w niesamowitą podróż, podczas której bohaterom przyjdzie zabrać się za ratowanie świata.
Serdecznie polecam!
Agnieszka Zawadka, autorka powieści Wyklęci i Poskromić chłód
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 365
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Dla moich cudownych czytelników, którzy są ze mną od samego początku.
Dziękuję, że uwierzyliście w magię moichsłów.
Inanna odebrała, dopiero gdy telefon rozbrzęczał się po raz piąty. Nieprzytomnie odgarnęła włosy z twarzy i rozejrzała się w poszukiwaniu źródła dźwięku. Pod powiekami wciąż miała obrazy z gwałtownie przerwanego snu. Nieprzeniknione ciemności za oknem kazały sądzić, że jest środek nocy. Ktokolwiek dzwonił o tak nieprzyzwoitej porze, musiał mieć naprawdę cholernie dobrypowód.
– Ini?
– Ugh… – Natychmiast rozpoznała dawno niesłyszany głos, ale imię, które się z nim wiązało, nie przywoływało dobrychwspomnień.
– Nie rozłączaj się, Ini! Tym razem to naprawdę ważne, potrzebuję…
– Gówno mnie obchodzi, czego tym razem potrzebujesz, Dante! – przerwała z całą stanowczością, na jaką mogła się zdobyć. – Mówiłam ci, żebyś już nigdy do mnie nie dzwonił, pamiętasz? Czy naprawdę tak trudno zrozumieć jedno proste „nie”?
– Nic innego od ciebie nie słyszę. – Mężczyzna po drugiej stronie udawał urażonego, ale Inanna znała go zbyt dobrze, żeby nie rozpoznać rozbawienia w jegotonie.
– Daj mi spokój! Zdajesz sobie sprawę, która jest godzina? – Stłumiła potężne ziewnięcie. Nie miała teraz siły ani ochoty na tęrozmowę.
– W zasadzie robi się to już nudne… „Nie, nie, nie”. Na wszystko „nie” – kontynuował spokojnie Dante, ignorując jej oburzenie. – Powinnaś się zastanowić nad swoim podejściem do świata, otworzyć się na ludzi i nie tylko. Byłaś zdecydowanie przyjemniejsza, gdy częściej mówiłaś „tak”, a zwłaszcza, gdy krzyczałaś: „Tak! Taaak!”, wiesz?
Mężczyzna nie zdążył powiedzieć nic więcej, bo Inanna rozłączyła się i odłożyła telefon z powrotem na podłogę. Cokolwiek było na tyle ważne, żeby budzić ją w środku nocy, najwyraźniej nie zmusiło Dantego do nabraniaogłady.
Zakopała się pod kołdrą i zacisnęła powieki, ale chwilę później rozległ się kolejny dzwonek. Pokój wypełniła idiotycznie wesoła melodyjka z tanecznym bitem jednego z najnowszych hitów, którą złośliwie ustawiła jej Nikki. Inanna przycisnęła twarz do poduszki, tłumiąc jęknięcie. Natręt nie rezygnował. Mogła się tego spodziewać. W zasadzie zdziwiłaby się, gdyby sobie teraz odpuścił. Po kilku sygnałach telefon zamilkł i zaraz rozdzwonił się ponownie. Ini w końcu dała za wygraną: po omacku sięgnęła po komórkę i mrucząc do siebie pod nosem, odebrałapołączenie.
– Naprawdę, Ini… – westchnął Dante. – Jeśli rzeczywiście nie chcesz mieć ze mną nic wspólnego, to nie powinnaś odbierać ode mnie telefonów. Teraz już kompletne nie wiem, w co mam wierzyć. Ta twoja podwójna gra robi się męcząca, zwłaszcza dla kogoś w moim wieku i tak prostolinijnego, jak ja. Poza tym, jeśli rzeczywiście chcesz mnie unikać, mogłaś chociażby zmienić numer, nie sądzisz? Wysyłasz mi tyle sprzecznychsygnałów.
Inannaprychnęła.
– Dlaczego przez jednego popaprańca miałabym zmieniać numer? Nie schlebiaj sobie, palancie. Nie jesteś nikim wyjątkowym. Zresztą ostatnim razem wyraziłam się chyba wystarczająco jasno, spierdalaj!
– Niemniej nadal ze mną rozmawiasz. Nawet jeśli robisz to wyjątkowoniekulturalnie.
Jak na kogoś, kto miał na tyle pilną sprawę, żeby nękać ją po nocy, Dante wydawał się zadziwiająco pogodny. Gdzieś w tle rozległ się charakterystyczny dźwięk poprzedzający lotniskowekomunikaty.
Inanna nerwowo potarła pięścią oko i odsunęła telefon od ucha z solennym zamiarem rozłączeniasię.
– Czekaj! – Dante najwyraźniej przejrzał jej zamiary. – Jest… pewientrup.
– „Pewien trup”? Żartujesz sobie?! To nie mojasprawa.
– Nie powiedziałbym. Widzisz… morderca przesłał za jego pośrednictwem dość niecodzienną wiadomość. – Słowa Dantego brzmiały na tyle niewiarygodnie, że gdyby nie powaga w jego głosie, Inanna wzięłaby je za kolejny z jego kiepskichżartów.
– Dlaczego miałoby to mnie w ogóle obchodzić? – spytała i zaraz pomyślała, że jeszcze pożałuje tegopytania.
– Bo wiadomość jest zapisana pismem klinowym na plecach tego nieszczęśnika i naprawdę sądzę, że powinnaś ją przeczytać. Potrzebuję…
Inanna nie zamierzała słuchać, czego dokładnie potrzebuje ten bufon. Zakończyła rozmowę, wcisnęła komórkę głęboko pod poduszkę i przewróciła się gwałtownie na drugi bok. Albo jej się wydawało, albo niebo za oknem zaczęło nieśmiało blednąć w zapowiedzi mglistego poranka. Wkrótce miała pewność, że miasto powoli budzi się do życia: w kolejnych oknach zaczęły pojawiać się światła, coraz częściej dało się słyszeć pospieszne kroki przechodniów, rozbrzmiał szum pierwszych kursów miejskiej kolei, silniki samochodów pomrukiwały niecierpliwie. Znajoma kakofonia zwykle działała na Ini kojąco – to, co inni brali za uciążliwy hałas, w jej uszach układało się w skomplikowany chorał uspokajający jej burzliwą naturę. Tym razem jednak odkryła z frustracją, że im usilniej stara się zasnąć, tym mniejszą ma na to ochotę. Równie dobrze mogła już teraz wstać i ruszyć na swoją znienawidzoną poranną przebieżkę. Myśli w jej głowie zaczęły krążyć coraz bardziej niespokojnie. Trup. Trup z pismem klinowym na plecach. Wiadomość. Na ludzkiejskórze.
– Niech cię szlag, Hermesie… – jęknęła.
Wyciągnęła komórkę i napisała krótkąwiadomość:
Do końca przyszłego tygodnia jestem w MuzeumPergamońskim.
– Ktoś cięszuka.
Inanna podniosła głowę znad próbnego wydruku katalogu wystawy. Ava, drobna, energiczna dziewczyna o eterycznej urodzie leśnego elfa i stylu zdradzającym słabość do alternatywnej muzyki, raz po raz rzucała za siebie roziskrzonespojrzenia.
– Powiedz, że to kurier z naszą specjalną przesyłką z Muzeum Stambulskiego – odparła Inanna, posyłając jej błagalnyuśmiech.
– Raczej nie. – Ava ściągnęła brwi, w których połyskiwała triada niewielkich złotych kolczyków, i mocniej przycisnęła skoroszyt do piersi. Reakcja Inanny zbiła ją z tropu. – To chyba Włoch, bo przedstawił się jako Dante i wygląda jak marzenie, a sądząc po jego garniturze, zdecydowanie nie pracuje dla firmy kurierskiej – wyjaśniła konspiracyjnymszeptem.
– Cholera jasna. – Ini przewróciłaoczami.
– A więc się znacie? – Ava nerwowym gestem założyła za ucho kosmyk włosów pofarbowanych na bladoróżowo. – Kazałam mu zaczekać w sekcji dla zwiedzających, żeby się nie kręcił przy niezabezpieczonych stanowiskach, zwłaszcza że Kristoff zrobił się ostatnio przewrażliwiony na tym punkcie. Ale skoro go znasz, to oczywiście mogę zaraz go tu przyprowadzići…
– Nic się nie stało, Ava, już do niego idę. – Ini uspokoiła ją i puściła do niej oko. – Zresztą niech sobie chwilępoczeka.
– Inanno, wychodzisz gdzieś? – Kristoff, kurator wystawy, zmaterializował się obok tak nagle, że Ini była niemal pewna, że podsłuchiwał całą rozmowę. – Pamiętasz, że dziś musimy skończyć sekcję z Niniwy? Jutro przyjadą jeszcze ostatnie eksponaty z Londynu iMediolanu.
– Oczywiście, Kristoff. Obiecuję, że to zajmie tylko chwilę – zapewniła go, licząc, że rozmowa przebiegnie szybko isprawnie.
Niestety, znając Dantego, nie mogła się wyzbyć natrętnej myśli, że jego nagłe pojawienie się nie zwiastuje niczegodobrego.
– Jesteś nam bardzo potrzebna, inaczej… – Kristoff bezradnie przeczesał dłonią gęstą czuprynę. Jak zawsze, gdy rozmawiał z Inanną, robił wrażenie nieco skrępowanego. – Zobacz zresztą wokół. Chaos, kompletnychaos!
– Och, jesteś jak zawsze zbyt uprzejmy. – Inanna obdarowała go promiennym uśmiechem. – Przecież wiem, że doskonale poradzilibyście sobie beze mnie. Zresztą to ty masz doktorat z historii Sumeru, ja jestem tylko zwykłą pasjonatką. – Delikatnie tknęła go wpierś.
Kristoff wydawał się tak poruszony jej komplementem, że na chwilę spuścił niepewniegłowę.
– A przy okazji czytasz pismo klinowe płynniej niż ja angielski – zauważył z rozbrajająco przymilnym błyskiem woku.
Inanna rozłożyła ramiona w obronnym geście i uznawszy rozmowę za zakończoną, ruszyła do wyjścia. Jej kroki, podkreślone stukotem wysokich obcasów o białą posadzkę, rozbrzmiewały wibrującym echem w przestronnym holu. Świadomość wodzących za nią oczu Kristoffa, pracowników i gości muzeum jeszcze wzmagała jej pewność siebie. Ini szła zdecydowanie, energicznie, ale w tempie niezdradzającym najmniejszych oznak niecierpliwości czy pośpiechu. Ava nie zdążyła jej wyjaśnić, gdzie dokładnie zostawiła Dantego, ale Ini nie miała wątpliwości, gdzie na nią czeka. Bez wahania skręciła w szeroki korytarz przeobrażony w zrekonstruowaną babilońską drogę procesyjną i ledwie zauważalnie zwolniła, uśmiechając się tajemniczo do reliefów wyobrażających lwy. Jasne letnie słońce wpadało przez wysoko umiejscowione okna, rozświetlając złote sylwetki dumnych zwierząt i cegły pokryte szafirowąglazurą.
Znalazła go w głównej sali mieszczącej Bramę Isztar. Prezentował się jak zawsze świetnie, w nienagannie skrojonym garniturze i śnieżnobiałej koszuli. Jego jasnobrązowe włosy układały się w niedbale niesymetryczną fryzurę, co dodawało mu tej szczególnejnonszalancji.
– Inanna. Ile to już lat? – Bystro chwycił jej dłoń i delikatnie pocałowałpalce.
Pozwoliła mu na ten gest, ale w odpowiedzi obrzuciła go lodowatymspojrzeniem.
– Zdecydowanie zbytmało.
– Czarująca jak zawsze. – Dante uśmiechnął siękwaśno.
– I nadal równie niecierpliwa, więc przejdźmy do rzeczy, mam dla ciebie tylko półgodziny.
Włoch pokręcił głową, mimo wszystko nie tracąc dobregohumoru.
– Randka? – dopytał, unoszącbrwi.
– Praca. – Inanna wydęła lekkousta.
Niedowierzanie w brązowych oczach Dantego dało jej zaskakująco dużosatysfakcji.
– Wiesz, że wyglądasz absolutnie oszałamiająco – zauważył. Inanna dobrze wiedziała, że obcisła czerwona sukienka świetnie podkreśla jej nienaganną figurę. – Życie wśród śmiertelników wyraźnie ci służy. – Dante zrobił krótką pauzę, ale nie doczekawszy się żadnej reakcji, kontynuował: – Nie mogłem uwierzyć tylko w tę nagłą przeprowadzkę do Berlina, choć z drugiej strony zawsze miałaś talent do robienia rzeczy zaskakujących. Dotąd wydawało mi się, że zdecydowanie wolisz być w centrum uwagi. Show-biznes to musiał być twój żywioł. Wszystkie oczy skupione na tobie, tak jaklubisz.
Inanna pozwoliła sobie na leniwyuśmiech.
– Jestem tu tylkoczasowo.
– Ach tak, czytałem. Niezależna ekspertka z zakresu sztuki sumeryjskiej. – Jego ton doprawiony był szczyptą złośliwości jak aksamitna czekolada dodatkiem chilli. – Więc jednak jesteśsentymentalna.
– Czy masz do mnie jakąś konkretną sprawę, czy przez półgodziny będziesz mi serwował te swoje truizmy na zmianę z zagadkami dla średnio rozgarniętych dzieci? – Inanna splotła ramiona na piersi, a wisiorek z lapis-lazuli zakołysał się na długim złotym łańcuszku. Część snujących się po sali zwiedzających zwróciła głowy w ich stronę. Śmiertelnicy niekiedy podświadomie wyczuwali aurę takich jak ichdwoje.
– Wyskoczymy na kawę? – Dante uśmiechnął się szelmowsko, jakby właśnie zaproponował cośzdrożnego.
– Chcesz gadać o trupie przy kawie? – Ini przewróciłaoczami.
– Dalej pijesz czarną z kardamonem? – Nie odpuszczał. – Znam tu jednąknajpkę.
– Jedyne dobre knajpki w Berlinie są na Kreuzbergu – odparła z niewzruszonymprzekonaniem.
Miała nadzieję, że Dante załatwi, co ma do załatwienia, na miejscu, w Muzeum Pergamońskim, a potem wróci do swoich zwykłych knowań w całkiem innychkręgach.
– Złapiemy taksówkę – Rozczarowałją.
– Mam pół godziny – przypomniała.
– A jak nie wrócisz na czas, to co? Wylejącię?
– Posłuchaj, Hermesie. – Ini celowo zwróciła się do niego jego boskim mianem. Kiedyś roześmiałaby się w odpowiedzi na taką prowokację, ale teraz wszystko się zmieniło. – Ja naprawdę tu pracuję i jak tylko zostawię tych patałachów bez nadzoru, natychmiast dokleją tabliczki informacyjne eksponatów z Ur do tych z Eridu – wyjaśniła rzeczowo, sama siebie zadziwiając opanowaniem. Brzmiała prawie jakKristoff.
Dante sprawiał wrażenie, jakby bardzo się starał nie parsknąćśmiechem.
– Och, to byłaby prawdziwakatastrofa.
Odpowiedziała mu wyniosłym milczeniem, ale w duchu dała za wygraną. Wiedziała, że, tak czy inaczej, muszą odbyć tę rozmowę. Nie mogła zignorować tak niepokojącego zdarzenia, zwłaszcza że zdawało się mieć z nią jakiś związek. Kątem oka dostrzegła swojego przełożonego, który krążył po sali Isztar, usilnie starając się, żeby nie wyglądało topodejrzanie.
– Kris, muszę się na chwilę ulotnić! – zawołała do niego, ignorując ciekawskie spojrzeniaturystów.
Młody kurator wystawy podszedł szybkimkrokiem.
– Akurat teraz? Nadal jesteśmy do tyłu z całą sekcją eksponatów zUruk.
Między jego krzaczastymi brwiami pojawiła się głęboka zmarszczka. Mimo że zwracał się do Ini, raz po raz rzucał badawcze spojrzenia na stojącego za niąWłocha.
– To coś pilnego – odparła zgodnie zprawdą.
– Właśniewidzę.
– Sprawy rodzinne – dodała, starając się, żeby jej głos lekkozadrżał.
Spojrzenie Kristoffa zogniskowało się na jej smutnychoczach.
– Ach… Oczywiście. Rodzinne. – Robił wrażenie jeszcze bardziej zakłopotanego niż zwykle. – Tylko wróć jak najszybciej. Postaram się jakoś uporządkować tenchaos.
– Dzięki! Jesteś niezastąpiony! – Ini wspięła się na palce i pocałowała go delikatnie w policzek, ostatecznie niszcząc resztki jegooporów.
Rozejrzała się, w poszukiwaniu Dantego, który zdążył się gdzieś ulotnić. Wypatrzyła go podziwiającego zdobienia imponującej Bramy Isztar.
– Nie tak ją zapamiętałem – wyznał ze śladem nostalgii w głosie, gdy tylko do niegodołączyła.
Powiodła wzrokiem po glazurowanych turkusowych cegłach, ząbkowanych zakończeniach baszt, dumnych złotych lwach, potężnych bykach i tajemniczych wężach-smokach. Przez chwilę w zamyśleniu kontemplowała równe rzędy kwiatowych rozet i innych zdobień okalających ściany w kolorze lapis-lazuli.
– Bo nie tak wyglądała – odparła, uśmiechając się dosiebie.
– Dlaczego im tego nie powiesz? – zdziwił sięDante.
Ini kątem oka dostrzegła chudą sylwetkę Kristoffa na drugim końcu sali. Wzruszyła ramionami, opędzając się od natrętnychwspomnień.
– Podoba mi się ich wyobraźnia. Ichzapał.
– Ich nieudacznictwo? – zakpiłDante.
– Ich niezłomna pasja, na przekór wszystkim ułomnościom – odparła poważnie. – Toinspirujące.
Włoch splótł ramiona na piersi i obrzucił ją badawczymspojrzeniem.
– Zmieniłaś się – ocenił. W jego głosie pobrzmiewały zdziwienie ipodziw.
– Od czasów L.A. dużo się wydarzyło. Postanowiłam dać sobie szansę na drugie życie. – Ini starała się, żeby wyjaśnienie zabrzmiało jak najbardziejneutralnie.
– A Irkalla? – Dante nie dawał zawygraną.
Teraz już zupełnie porzucił podziwianie Bramy i całą uwagę skupił naIni.
– W Irkalli czas się zatrzymał. Tam nic się nie zmienia. Nigdy. – Znużenia w tonie nie musiała nawetudawać.
– Zdaje się, że na tym właśnie polega koncepcjaZaświatów.
Inanna westchnęła ciężko. W jednej chwili przypomniała sobie, co zawsze najbardziej drażniło ją wDantem.
– Jeszcze jeden truizm i to ja wypiszę ci pismem klinowym na plecach wszystko, co o tobie myślę – ostrzegła ze słodkimuśmiechem.
– Obiecuję, że w taksówce nie odezwę się nawet słowem. A teraz ruszajmy, bo jeszcze chwila i twój cichy wielbiciel wyzwie mnie napojedynek.
– Kristoff? To tylko kolega z pracy. – Ini wzruszyłaramionami.
– Nie mów mu tego, jeśli nie chcesz, żeby się załamał tuż przed inauguracją wystawy. Stare nawyki trudno zmienić, prawda, BoginiMiłości?
Kreuzberg przywitał ich oszałamiającą mieszanką szalonych barw, dźwięków i zapachów. Brzydotę siermiężnych budynków równoważyło kolorowe artystyczne graffiti, a spalinowy zaduch wynagradzały cudowne aromaty płynące z knajpek serwujących jedzenie z każdego zakątkaświata.
Dante nie krył rozczarowania, gdy Inanna ominęła dwie włoskie trattorie i obiecująco zapchane gośćmi francuskie bistro i poprowadziła go w stronę lokali z kuchnią bliskowschodnią. Westchnął znacząco, gdy usiedli w końcu w niewielkiej syryjskiej restauracji Al-Halabi, zachwalającej na ręcznie wypisanym menu potrawy rodem z Damaszku i najlepsze arabskie słodycze w całym Berlinie. Wybrali stolik na zewnątrz, ale nawet tutaj nie uniknęli akompaniamentu rzewnej arabskiej muzyki dobiegającej z wnętrza restauracji, z ckliwym „habibi” powtarzanym w nieskończoność w każdym refrenie. Nie pytając Dantego o zdanie, Ini zamówiła porcję mezze dla dwóch osób. Jego skrzywiona mina nieco złagodniała na widok miseczek wypełnionych hummusem, baba ghanoush, kilkoma rodzajami przyprawionych na ostro oliwek i miniaturowymi bakłażanami, a także półmisków z liśćmi winogron faszerowanymi ryżem i jagnięciną. Ini uśmiechnęła się szeroko do młodego kelnera i płynnym arabskim poprosiła jeszcze o dwie kawy zkardamonem.
– Zawsze uważałem, że kuchnia bliskowschodnia smakuje trochę tak, jakby coś wybuchło na straganie z przyprawami – zauważył oschle Dante, podnosząc na wysokość wzroku kawałek różowej marynowanej rzepy i przyglądając się jejpodejrzliwie.
– Tak, oczywiście, za to kuchnia włoska nie ma sobie równych. – Inanna pokręciła głową z politowaniem. – Pozwolisz jednak, że odpuścimy sobie peany na cześćmakaronu.
– Pasty – poprawił ją szczerze urażony. Jeśli chodziło o kuchnię, Dante nie miał za grosz poczuciahumoru.
– No dobra, czego tak naprawdę ode mnie chcesz? W jaką intrygę znów zamierzasz mnie wplątać? – zapytała, gdy tylko upiła pierwszy łyk pioruńsko mocnegonapitku.
W odpowiedzi Dante uśmiechnął się niewinnie znad swojejfiliżanki.
– Dobrze wiesz, że jestem tylko posłańcem. Moją rolą jest zapewnienie łączności między bogami wysokiego kręgu a całym tym bałaganem poniżej. – Zrobił nieokreślony gest dłonią, wskazując dyskretnie na klientów przy okolicznychstolikach.
– Do łączności wystarczyłoby porządne wi-fi. – Inanna zgromiła go spojrzeniem i wycelowała w niego kawałkiem pity. – Nie chrzań, tylko mów wreszcie, o cochodzi.
Dante przewrócił teatralnie oczami i przesunął po stole prostą czarną teczkę. W środku znajdowały się kserokopie policyjnych dokumentów po grecku i turecku, notatki służbowe z obydwu stron granicy, z Orestiady i Edirne, raporty kryminalistyczne, zeznania i… zdjęcia. Inanna zaczęła je uważnie oglądać. Najpierw fotografie poglądowe zrobione z pewnej odległości, dla ujęcia otoczenia, w jakim odkryto zwłoki. Ludzki kształt rozciągnięty na metalowym płocie do granic wytrzymałości kości i ścięgien. Potem zbliżenia, drut kolczasty wbijający się w ciało, porwana skóra, sińce, nabrzmiałe wargi, rany na nadgarstkach o poszarpanych brzegach, oczy zwrócone białkami kuniebu.
– To sprawa dla policji, może nawet dla Interpolu. Zresztą nie wiem, nie znam się. Dlaczego właściwie zawracasz mi tym głowę? – zapytała, nie podnosząc wzroku znadzdjęć.
Zbliżenia, kolejne bezlitośnie szczegółowe zbliżenia. Ramiona, obnażona klatka piersiowa i plecy. I wiadomość… długie równe rzędy klinowatych znaków jakby wypalonych lub wyrżniętych na zsiniałej skórze. Słowo po słowie, zdanie po zdaniu, zapisane uważnie, bez pośpiechu, z przerażającą dbałością o czytelność każdego znaku. Zdania i frazy układające się w odlegle znajomytekst.
– Ini… – Dante ściszył ostrożnie głos, gdy kobieta zatrzasnęła gwałtownieteczkę.
– Za kogo ty mnie masz? Za jakiś pieprzony boski wymiar sprawiedliwości? I nie mów do mnie „Ini”, nie jesteś ani moim kochankiem, ani przyjacielem – wyrzuciła z siebie, jednocześnie grzebiąc nerwowo wtorebce.
Czego szukała? Nie była pewna, ale zatopienie się w czeluściach cudownie zwyczajnych babskich przedmiotów pierwszej potrzeby pozwoliło jej przynajmniej ukryć na chwilę twarz przed badawczym spojrzeniem Włocha. Portfel, perfumy, wizytownik, paczka chusteczek o zapachu lawendy, lukrecjowe cukierki z lotniska w Helsinkach, dwie szminki w różnych odcieniach czerwieni, notes, kilka długopisów, kredka do oczu, miętówki, bransoletka, taśma montażowa, papierosy. Papierosy? Zapewne wcisnęła je tam ta bałaganiara Nikki. Przez chwilę Inanna rozważała zapalenie jednego dla ukojenianerwów.
– Czy poza niewątpliwie pociągającym tytułem Bogini Miłości twoje drugie ja to nie Ereszkigal? – zapytał Dante z łagodną stanowczością. – Gwiazda Wieczorna, Królowa Zaświatów, strażniczka Irkalli, Pani Cieni i takdalej?
– Obecnie skupiam się raczej na „i tak dalej”. – Ini odłożyła w końcu torebkę.
Zmrużyła z niezadowoleniem oczy i prawie nieświadomie potarła nadgarstek, na którym, jak na dowód winy, widniał tatuaż sumeryjskiej sowy. Prastary znak Irkalli stanowił mroczną równowagę dla słonecznego lwa, prężącego się na bliźniaczym rysunku na drugiej ręce. Dzień i noc, życie i śmierć, miłość i wojna, opiekunka iniszczycielka.
– Nie wierzę. Jesteś zbyt ciekawa. Nie chcesz się dowiedzieć, kto to zrobił i dlaczego? – Dante nieustępował.
Im mocniej nalegał, tym ostrożniej Ini przyglądała mu się spod przymkniętych powiek. Dawno, bardzo dawno nie widziała, żeby na czymkolwiek mu tak zależało. Oczywiście z wyjątkiem tamtej kobiety, ale to było całe wieki temu. Poza tym wtedy chodziło o miłość, a teraz o bezimiennego człowieka gdzieś na rubieżachEuropy.
– Zdążyłam się nauczyć, że życie jest znacznie przyjemniejsze, gdy nie starasz się kontrolować wszystkiego wokół. To tylko jeden trup pośród tysięcy. Co mnie to obchodzi? Co to zmienia? – Zabębniła palcami o stół i sięgnęła po kolejny łyk kawy kardamonowej. Intensywny aromat przyjemnie pobudzał zmysły i niemal zupełnie gasił obrzydliwy posmak, jaki zostawiły po sobie zdjęcia. – Poza tym historia pokazuje, że ludzie są wyjątkowo skorzy do mordowania bogów, którzy zeszli na ziemię, żeby się o nich troszczyć – dodała zdradliwie lekkim tonem. – Wolę się szczególnie nie wychylać. Zwłaszcza że… – Urwała, gdy tknęło ją nieoczekiwanewspomnienie.
– Zwłaszcza żeco?
– Pokaż mi jeszcze raz to cholerne zdjęcie – mruknęła niechętnie i zaczęła ponownie przerzucać papiery w teczce, tym razem szybko inerwowo.
Wydobyła plik fotografii i skupiła na nich całą uwagę. Jedna obok drugiej położyła te, z których dało się odczytać pierwszą część tekstu. Im dłużej przyglądała się rządkom klinowatych znaków, tym gorsze miałaprzeczucia.
Dante poprawił złote spinki w kształcie kaduceuszy na mankietach koszuli, oparł łokcie o stół i bez słowa obserwował jej działania, całkiem skutecznie udając cierpliwość. Ini sięgała właśnie po kolejne zdjęcie z teczki, gdy silny podmuch podniósł rozłożone na stole serwetki, potargał jej włosy, a przy okazji posłał kilka fotografii prosto na chodnik. Odruchowo zanurkowała pod stół w pogoni za utraconymi odbitkami. Gdy wyciągnęła po nie dłoń, jeszcze jedno uderzenie wiatru porwało je kawałekdalej.
– Wyglądasz, jakbyś czegoś szukała. – Usłyszała nad sobą napięty, ale też odrobinę rozbawionygłos.
Dziwne. Wcześniej nie dostrzegła nikogo przy sąsiednim stoliku. Szybko zebrała rozrzucone zdjęcia i zadarła głowę, żeby przyjrzeć sięmężczyźnie.
Pierwsze, co pomyślała na jego widok, to to, że jest przystojny, i to w ten szczególnie wyzywający sposób, który najpierw zmusiłby każdą kobietę do odwrócenia wzroku, tylko po to, żeby potem ukradkiem go podziwiała. Miał ciemnobrązowe, niemal czarne włosy, klasyczne rysy i oczy w kolorze bursztynu. Mimo przedpołudniowego światła twarz skrywał pod obszernym kapturem. Spod lekkiej zamszowej kurtki wystawał dopasowany biały podkoszulek, podkreślający nienaganną sylwetkę sportowca, chociaż określenie, które pierwsze przyszło do głowy Ini, to „ciało wytrawnego wojownika”. Na jego stoliku stała kawa i nic więcej. Żadnego telefonu, komputera, książki czy papierów. Dziwak.
– Właśnie znalazłam – odpowiedziała natychmiast. Zbyt szybko, żeby zabrzmiało to naturalnie. Przełknęła ślinę, a wraz z nią alarmujący metaliczny posmak zwiastującykłopoty.
Nieznajomy nie uśmiechnął się, tak jak tego oczekiwała, tak jak zrobiłby każdy normalny człowiek w podobnej sytuacji, ale w jego twarzy coś ledwie dostrzegalnie się zmieniło. W ciemnobursztynowych oczach zapaliły się iskry, od których chłodnego lśnienia Ini ścierpła skóra nakarku.
– Ja też – odparł krótko i bez zażenowania wciąż taksował ją śmiałymwzrokiem.
Ini zacisnęła usta, zebrała zamaszystym gestem resztę rozrzuconych zdjęć i pospiesznie wróciła na swoje krzesło. Jej żołądek zawiązał się w ciasny supeł, utrudniając oddychanie. Ta aura… Dziwna, stara, emanująca złotem i echem wymarłych języków. Nieświadomie wzięła głęboki oddech i zaraz poczuła w ustach mieszankę dawno zapomnianych smaków. Dziki miód i świątynne kadzidło. Coś w niej drgnęło, jakby uśpiony w niej lew leniwie budził się z przedwiecznegoletargu.
– Więc? Co to znaczy? – Dante wyglądał tak, jakby boleśnie wstrzymywał się z tym pytaniem już od początkuspotkania.
Ini strzeliła ostrzegawczym spojrzeniem w kierunku stolika obok. Tajemniczy mężczyzna popijał swoją kawę jak gdyby nigdy nic. Wyglądał nawet na nieco znudzonego, ale coś w tym człowieku nadal nie dawało jej spokoju. Wszystkie zmysły biły na alarm jak dzwony w dniu upadku Konstantynopola. Wzięła jeszcze jeden głęboki oddech, ale zapach kadzidła się ulotnił. Może to tylko złudzenie, a może czysty przypadek – w końcu byli na Kreuzbergu, na pewno jeden ze sklepików w okolicy sprzedawał podobnewonności.
– To fragment sumeryjskiego poematu – wyjaśniła, przechodząc bez zająknięcia na włoski. Uznała, że w tym wypadku ostrożność nie zaszkodzi. – Z pewnymi… modyfikacjami.
– Poezja? – prychnął z niedowierzaniemDante.
Wrzucił sobie do ust resztę oliwek, a Inanna wybrała jedno ze zdjęć i zaczęłatłumaczyć:
Zniszczękraje,
zamienię je wpył;
przewrócęmiasta,
obrócę je wpustkowie;
skruszęmury,
roztrzaskam twebramy,
obudzęCienie,
unicestwięludzi,
ich dusze zamienią się wdym;
nikt nie zostanie oszczędzony1.
– Ale co to znaczy? – Dante zrobił zbolałą minę i zaczął przeglądać zdjęcia, jakby miał nadzieję tam odszukać sens dziwnychsłów.
– Powiem ci po drodze. – Ini sprawdziła szybko komórkę, zabrała mu z rąk fotografie, poskładała je i włożyła do teczki razem z resztą dokumentów. – Muszę wracać, Ava bombarduje mniewiadomościami.
– A w ilu pytała o mnie? – Dante uśmiechnął się znacząco, ale Ini w odpowiedzi pokazała mujęzyk.
Uregulowała rachunek, a kiedy ruszyli w poszukiwaniu taksówki, ostatni raz spojrzała w stronę tajemniczego nieznajomego. Stolik był jednak pusty, zniknęła nawet filiżanka z kawą. Nie odnotowała chwili, gdywychodził.
– Czy ty też to poczułeś? – zapytała ściszonymgłosem.
– Co takiego? – Dante odruchowo rozejrzał sięwokół.
– Ten mężczyzna przy stoliku obok. Coś w nim… – Urwała, szukając właściwego słowa. No właśnie, co to w zasadziebyło?
– Inanni – jęknął przeciągle Dante. – Jesteśmy na tropie psychopaty tatuującego ludzi starożytnymi klątwami, a ty zawracasz mi głowę jakimś typem, który zagadnął cię wknajpie?
W normalnych okolicznościach Inanna odgryzłaby się, ale to było zbyt ważne. On był zbyt ważny. To nie mógł byćprzypadek.
– Jego aura była osobliwa. Nie ludzka, ale też nieboska.
– Może to demon? – Dante pogardliwie wydąłwargi.
– Nigdy nie widziałam takiego demona. Był taki… – Objęła się ramionami, bo mimo letniej pogody zaczęła delikatnie drżeć. – Cywilizowany. Zupełnie jak człowiek, tylko z wyjątkowo starąduszą.
– Chyba rzeczywiście za dużo pracujesz, skoro zaczynają cię fascynować demony i fakt picia kawy uznajesz za oznakę wyższejkultury.
– Ostrożnie, Hermesie. – Inanna groźnie ściągnęła brwi. – Stoimy tylko stopień wyżej odnich.
– To bestie, które nie potrafią zapanować nad własnymi żądzami. – O ile wcześniej mężczyzna tylko lekko kpił, teraz nie krył pogardy. – Ich miejsce jest za murami twojej Irkalli. Te pełzające po ziemi powinniśmy tam jak najszybciejodsyłać.
Inanna wzruszyła ramionami i pomachała energicznie do nadjeżdżającego właśnie taksówkarza. Zanim wsiadła do samochodu, rzuciła przez ramię ostatnie spojrzenie w kierunku damasceńskiej restauracji, ale po nieznajomym zostało jedynie wspomnienie ulotne jak smak kadzidła i miodu w jejustach.
***
Ini wbiła wzrok w lusterko wsteczne, w którym odbijała się pulchna twarz znudzonego taksówkarza. Miał rysy sugerujące tureckie pochodzenie, szczerze wątpiła więc, żeby rozumiał włoski. Mimo wszystko nie zamierzałaryzykować.
– Dorzucę coś ekstra, jeśli przyciszy pan ten skowyt – rzuciła zuśmiechem.
Taksówkarz zmarszczył czoło, zdając sobie sprawę, że klientka czegoś od niegochce.
– Muzyka ekstra! – podchwycił, wyraźnie zadowolony z siebie, cmoknął z zachwytem i podkręcił głośność tak, że basy zaczęły rytmicznietrzeszczeć.
Ini stłumiła westchnienie i skupiła uwagę naDantem.
– Jak się o tym dowiedziałeś? – zapytała, nadal po włosku, gdy zakorkowanymi ulicami przeciskali się w kierunku WyspyMuzeów.
– A jakie to ma znaczenie? – prychnął Dante ze wzrokiem uparcie utkwionym w widoku za przyciemnianą szybąokna.
– Nie wierzę, że rutynowo raportujesz swoim mocodawcom o wszystkich dziwnych morderstwach na świecie. Skąd wiedziałeś? – naciskała.
– Mam uszy i oczy wszędzie tam, gdzie dzieje się coś niezwykłego – odparł wymijająco. – Jak inaczej mielibyśmy opiekować się światem? Ale, Inanni, tu nie chodzi tylko o ten… tatuaż – dodał po krótkim zawahaniu się. – To morderstwo to przesłanie. Ktokolwiek jest jego autorem, chciał, żeby ta wiadomość do nas dotarła, żebyśmy się dowiedzieli o… Właściwie o czym? – Odwrócił wzrok od okna i spojrzał w jejstronę.
Tutaj, w półcieniu wnętrza wysłużonej taksówki, znacznie bardziej przypominał prawdziwego siebie niż włoskiego playboya, którego lubił zgrywać przy śmiertelnikach. Na dnie ciemnobrązowych oczu odbijały się wieki, które przeżył, nieustannie podróżując między górą i dołem, między boskim kręgiem, światem ludzi a bramami Irkalli. Książę kłamców, kupców, sekretów izłodziei.
– To nie jest wiadomość, Dante – Inanna uważnie dobierała słowa. – To groźba. Iwyzwanie.
Dante jeszcze przez chwilę mierzył ją badawczym spojrzeniem, tak jakby czekał na dalszewyjaśnienia.
– Muszę zobaczyć ciało – dodała wkońcu.
– Poco?
– Muszę się dowiedzieć, jak do tego doszło. Wszystko ma znaczenie. Każdy szczegół, a zwłaszcza taki, który zignorują zwykliśledczy.
Dante bez przekonania pokiwał głową i zaczął wystukiwać palcami skomplikowany rytm na szybie taksówki. Kierowca mruknął coś potencjalnie obraźliwego i podkręcił głośność radiowego przeboju. Ini miała przeczucie, że on i Nikki dogadaliby się w kwestii muzycznychgustów.
– Wiesz, z jaką trudnością dotarłem do zdjęć z akt sprawy? – Włoch znów wpatrywał się w widok za oknem, osobliwie zafrapowany nijakimi budynkami stojącymi równo wzdłużulicy.
Po chwili przekroczyli Sprewę i wjechali na Wyspę Muzeów od zdecydowanie najmniej malowniczejstrony.
– Dante… – Ini przelotnym gestem pogładziła jego dłoń. Drgnął i natychmiast odwrócił się w jej stronę. – Węszenie wokół cudzych sekretów to przecież twoja specjalność. Gdy tylko dzieje się coś naprawdę niecodziennego, zawsze wyczołgujesz się spod jakiegoś kamienia, jak pustynna jaszczurka przeczuwającadeszcz.
Włoch zmrużył oczy, starając się sprawiać wrażenieobrażonego.
– Nie udawaj, że mnie znasz, i nie próbuj mną manipulować tanimipochlebstwami.
– Hmmm… – Ini uśmiechnęła się przebiegle na dźwięk ostatniego słowa. Była na dobrym tropie. – W sumie to nawet nie tyle twoja profesja, ile twoja pasja. Założę się, że jeśli tylko odpowiednio byś się do tego przyłożył, dałbyś radę jakoś umożliwićmi…
– To nie takie proste – przerwał jej znacznie bardziej nerwowo, niż oczekiwała. – Człowiek ze zdjęcia był uchodźcą. Został znaleziony kilka dni temu, powieszony na ogrodzeniu granicznym dzielącym Turcję od Grecji. W sprawę już zaangażowały się wszystkie możliwe służby, Unia, ONZ, organizacje broniące praw człowieka i rozszalała prasa. – Dante wyliczał coraz szybciej i coraz energiczniej gestykulując. Taksówkarz znów burknął coś pod nosem i samochód zatrzymał się gwałtownie w korku. – Nie załatwię ci tak po prostu wizyty w prosektorium. O ile zresztą wojskowi już nie pozbyli się ciała. Trup na granicy to jedno, ale niektórzy wzięli te znaki za ślady tortur i zrobiło sięnerwowo.
Inanna zacisnęłausta.
– Świadkowie?
– Wyparowali. – Skrzywił się i znów poprawił spinki na mankietach. Zrobił to tak uważnie, jakby chciał zyskać na czasie i coś przemyśleć. – Ruszyli dalej, przez kolejne europejskie granice. Jak wszyscyteraz.
Przez chwilę trwali w pełnym napięcia milczeniu przerywanym jedynie jednostajnym refrenem radiowego przeboju jakiejś wschodzącejgwiazdki.
– Kamień w wodę – podsumowałaIni.
– Igła w stogu siana – przytaknąłDante.
Zaciskał usta, zupełnie jakby starał się stłamsić cisnący się na nie zadowolonyuśmieszek.
– Och, wyduś to z siebie wreszcie. Znalazłeś ich, prawda? – Inanna szarpnęła go załokieć.
– Psujesz mi całą zabawę. – Udał obruszenie. – Nie lubię przemądrzałych kobiet, które uważają, że zawsze mająrację.
– Bez „uważają” – poprawiła go. – A poza tym kochasz przemądrzałe kobiety i jesteś mistrzem w odkrywaniutajemnic.
Niezaprzeczył.
– Dokąd jedziemy? – zapytała, gdy taksówka z ciężkim westchnieniem rury wydechowej poruszyła się o ledwie kilka metrów doprzodu.
Do Muzeum Pergamońskiego zostało tylko kilka przecznic, ale trasa znów prowadziła na brzeg Sprewy. Jeżeli mieliby zmienić cel podróży, to teraz był najlepszy moment na podjęcie decyzji. Dante rzucił okiem za okno, na zegarek, a ostatecznie naInannę.
– Do Aten – oznajmił z ledwie wyczuwalną niechęcią. – Chociaż nie wiem, jak bardzo będą pomocni ani co widzieli. Nie mam też stuprocentowej pewności czy to dokładnie tagrupa.
– Musimy to sprawdzić – stwierdziła.
Nie mieli innego wyboru, jak tylko podążyć za tropem, choćby najsłabszym. W głowie nadal dudniły jej słowa starożytnej klątwy. Miała nieprzyjemne przeczucie, że jej słowa nie zostały dobraneprzypadkowo.
– Czy ty… czy się domyślasz, kto za tym stoi? – zapytał ściszonym głosemDante.
– To może być zbieg okoliczności – odpowiedziała ostrożnie. – Szaleniec ze smykałką do starożytnych języków. Zbuntowany archeolog… – Pokiwała w zamyśleniugłową.
– Zbuntowany archeolog? – Dante parsknął śmiechem. – Uuuch, aż mnie ciarki przeszły! I co zamierza, pomieszać kolejność przypisów w swoim nowymartykule?
– Porzucony kochanek… – Inanna kontynuowała wyliczankę mało prawdopodobnychdomysłów.
– No to teraz naprawdę szukamy igły w stogusiana!
Miała zamiar jakoś się odciąć, ale jej komórka rozdzwoniła się tą swoją denerwującą melodyjką. Kierowca złapał w lusterku wzrok Ini i mrugnął do niej zaprobatą.
– Cholera jasna… – mruknęła, grzebiąc w czeluściachtorebki.
Nie zdążyła odebrać połączenia, ale już po chwili rozległ się dźwięk SMS-a.
– Co? – Dante nachylił się w jej stronę, licząc, że dyskretnie rzuci okiem na ekrantelefonu.
– Nikki… – Ini pokręciłagłową.
Po chwili przyszła kolejna wiadomość. Ikolejna.
– Czyli jednak randka? – Dante wydawał się odrobinęrozczarowany.
– Nikki to dziewczyna – fuknęła Inanna. – Moja… – Zamilkła, wystukując odpowiedź. Właściwie nie wiedziała, jak to wszystko wyjaśnić Dantemu. Nie, żeby była mu winna jakiekolwiek wyjaśnienia. – Tymczasowo u mnie mieszka – podsumowała ostatecznie i dopiero po chwili zorientowała się, jak mogło to zostać odebrane. – Nie w takim sensie! – Zgromiła Włocha wzrokiem. – Zresztą to i tak nie byłaby twoja sprawa. Opiekuję sięnią.
– Adoptowałaśśmiertelniczkę?
Ini wzruszyłaramionami.
– Tak tylko pytam. – Dante postanowił odpuścić, widząc, że szykuje się do kolejnej słownej batalii. – No nie rób takiej miny, podziwiam cię, naprawdę. Chociaż może sensowniej byłoby zacząć odkota.
– Jedziemy do mojego mieszkania, muszę z nią porozmawiać, a ty sprawdź najbliższe loty – rozkazała tonem nieznoszącymsprzeciwu.
Dante uniósł brwi w udawanym zdziwieniu, ale na ustach błąkał mu się uśmieszeksatysfakcji.
– A nie boisz się, że bez ciebie Muzeum Pergamońskie legnie wgruzach?
Inanna tylko pokiwała głową, poirytowana.
– Przynajmniej byłaby jakaś szansa, że po tym zrekonstruują moją bramę, jak trzeba – wymamrotała.
1Parafraza Poematu Erry, na podstawie angielskiego tłumaczenia w: Benjamin R. Foster, From Distant Days: Myths, Tales, and Poetry of Ancient Mesopotamia, CDL Press, 1995.
Pani Siedmiu Bram
Copyright © Maria Zdybska
Copyright © Wydawnictwo Inanna
Copyright © MORGANA Katarzyna Wolszczak
Copyright © for the cover art by Agnieszka Zawadka
Wszelkie prawa zastrzeżone. All rightsreserved.
Wydanie pierwsze, Bydgoszcz 2021r.
książka ISBN 978-83-7995-579-4
ebook ISBN 978-83-7995-580-0
Redaktor prowadzący: Marcin A. Dobkowski
Redakcja: Joanna Mika
Korekta: Monika Kociuba
Projekt i adiustacja autorska wydania: Marcin A. Dobkowski
Ilustracja na okładce: Agnieszka Zawadka
Skład i typografia: www.proAutor.pl
Książka ani żadna jej część nie może być przedrukowywana ani w jakikolwiek inny sposób reprodukowana czy powielana mechanicznie, fotooptycznie, zapisywana elektronicznie lub magnetycznie, ani odczytywana w środkach publicznego przekazu bez pisemnej zgodywydawcy.
MORGANA Katarzyna Wolszczak
ul. Kormoranów 126/31
85-453 Bydgoszcz
www.inanna.pl
Książka najtaniej dostępna w księgarniachwww.MadBooks.pl
www.eBook.MadBooks.pl