Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
28 osób interesuje się tą książką
Cameron Johnson – rozgrywający szkolnej drużyny futbolowej – nigdy nie musiał zabiegać o względy płci przeciwnej. Nie przejmował się również uczuciami innych. By utrzymać swoją reputację, był skłonny zniszczyć psychicznie. I nawet się nie zawahał.
Leah Collins po trzech latach wraca do Berkeley. Zadra w postaci narcystycznego sąsiada wciąż uwiera niczym drzazga wetknięta głęboko pod skórę, przez co ma ochotę zrezygnować z największego marzenia, jakie posiada – z uczelni, na której znalazł się również Johnson.
Kiedy wreszcie udaje się jej wziąć głęboki wdech, padający na nią wyrok sprawia, że każda decyzja, każdy kolejny krok jest gorszy od poprzedniego i przysparza coraz więcej bólu. Machina niepewnego jutra ruszyła.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 348
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
M. Mackenzie
Just
promise
me…
DYLOGIA: SECOND CHANCE #1
Dla wszystkich, którzy kiedykolwiek popełnili błąd.
Nigdy nie jest za późno, żeby go naprawić.
– Serio? – Danielle aż uniosła się na łokciach, po czym odwróciła głowę, by spojrzeć za siebie, a dokładnie w okno sąsiedniego domu.
Przez umysł Leah przemknęła myśl, że osoba projektująca te budynki miała specyficzne poczucie humoru, bo stały tak blisko siebie, że każdy każdemu zaglądał do środka.
– No… tak. Zaprosił mnie na dzisiejszą imprezę do Dereka.
– Ale to Cameron!
– Wiem właśnie. Przecież nie mogę tam nie iść, jemu się nie odmawia.
– Ale to Cameron! – powtórzyła przyjaciółka.
Leah westchnęła, skupiając wzrok na dziewczynie, która siedziała na łóżku i przypatrywała się jej uważnie.
Danielle Smith była jej przyjaciółką od tak zwanej piaskownicy. To ona ocierała jej łzy rozczarowania, odbierała telefony o trzeciej w nocy, gdy potrzebowała rozmowy, znała każdy jej sekret. Leah wskoczyłaby za nią w ogień, gdyby zaszła taka potrzeba, i wiedziała, że przyjaciółka zrobiłaby to samo dla niej. Chodziły razem do przedszkola, później zaliczały razem kolejne klasy, a także zdecydowanie i niepodważalnie planowały razem studiować. Ba! Miały dokładnie sprecyzowane plany odnośnie do przyszłości. Żadna inna uczelnia nie wchodziła w rachubę – tylko Berkeley. To było ich miasto, ich teren. Tego właśnie chciały od zawsze.
– Tym bardziej jestem zaskoczona… Przecież jest kapitanem drużyny, jest w ostatniej klasie, dodatkowo Kimberly nie opuszcza go na krok, a mimo to on zaprasza mnie na imprezę? Kogoś takiego jak ja? – jęknęła Leah.
Zrobiła obrót w prawo, kierując krytyczne spojrzenie na swoje odbicie w długim lustrze. Nie należała ani do szczupłych, ani do grubych dziewczyn, chociaż ciała miała tu i ówdzie za dużo, a do tego byle jakie włosy: ni to blond, ni to brąz. Jej największym utrapieniem był jednak aparat na zębach. To on dołował ją najbardziej, gdyż zwracał na siebie uwagę innych. Wystarczająco dużo nasłuchała się od uczniów ze szkolnej elity. Docinki, złośliwości, gnębienie i wyśmiewanie były na porządku dziennym.
– Kogoś takiego jak ty? – powtórzyła za nią Danielle. – Jesteś pięk…
– Nie wiem, co robić, Elle – przerwała jej, ignorując komplement, bo szczerze nie znosiła pochlebstw. Wyłapała w odbiciu lustra zmartwione spojrzenie przyjaciółki, ale zbyła je głębokim westchnieniem.
– Może wreszcie Johnson poszedł po rozum do głowy. W zasadzie to on z całej tej cholernej śmietanki towarzyskiej szkoły jest najnormalniejszy. Nigdy nie widziałam, żeby kogoś zaczepiał, dogadywał… O! A może zaprosi cię na bal?
– Kobieto, to nie jest bajka. Nie dopisuj sobie romansu tam, gdzie go nie ma. – Prychnęła poirytowana. – Od małego traktował mnie jak zbędną rzecz.
Tym razem to Leah spojrzała w okna sąsiedniego domu, w którym to właśnie mieszkał Cameron Johnson. Ze swojej sypialni miała idealny widok na jego pokój, była nawet w stanie zobaczyć, co powiesił na ścianach.
– Wyszykujemy cię i to tak, że nie będzie widział nikogo innego poza tobą. – Głos przyjaciółki wyrwał ją z chwilowego zamyślenia.
– Tylko czy faktycznie tego chcę?
– To Cameron Johnson – oburzyła się Danielle. – Każda go chce…
Kilka godzin później, połykając własne łzy, Leah biegiem wracała do domu. Nawet tutaj, z dala od miejsca, w którym impreza trwała w najlepsze, nadal słyszała ten złośliwy, ironiczny śmiech. Wybrzmiewał w jej uszach niczym kościelne dzwony, powodując bolesny ucisk w sercu.
Kiedy nie była już w stanie biec, przystanęła przy jednej ze skrzynek pocztowych i nie zastanawiając się ani przez sekundę, do kogo należy, oparła się o nią. Każdą próbę złapania głębszego wdechu mogła porównać do połykania żarzących się węgli. Czuła się tak, jakby niewidzialna dłoń ściskała jej serce, a ona wpadała w coraz większą panikę. Powoli zapadała się w niej, chociaż usilnie starała się walczyć z nadchodzącym atakiem.
Wdech, wydech, wdech, wydech, powtarzała w myślach niczym mantrę.
Spazmatycznie łykała powietrze, a gromadzące się w jej oczach słone krople utrudniały zobaczenie czegokolwiek wokół. Nawet nie wiedziała, czy byłaby w stanie wezwać pomoc.
Śmiech Camerona jak żywy wybrzmiał w jej uszach i sprawił, że wspomnienia sprzed kilkudziesięciu minut zalały umysł. Wyśmiał ją przy wszystkich, nazwał grubasem z wielką dupą, nic niewartym śmieciem z metalem na zębach. Nie powstrzymały go nawet jej łzy, które usilnie starała się zatrzymać tylko dla siebie, a gwizdy uznania i śmiech jego – pożal się Boże – znajomych tylko go nakręcały.
Zrobiła z siebie żałosną idiotkę na oczach całej drużyny i tych pustych panienek z ich otoczenia. Powinna była przewidzieć, że to zaproszenie było intrygą, która miała ją zniszczyć, zabić. Po raz kolejny.
Cholera, przecież chciała tylko w spokoju przetrwać szkołę. Uczyła się bardzo dobrze, przez co przywarła do niej łatka kujona, ale nikomu nigdy nie zrobiła niczego złego, z nikim nie zadzierała, trzymała się zawsze na uboczu. I co z tego miała? Stała się pośmiewiskiem, cyrkowym klaunem.
Wzięła głęboki wdech, powoli się prostując. Wiedziała już, co zrobić. Umysł w tym momencie działał na pełnych obrotach i chociaż nigdy nie uważała uciekania od kłopotów za chwalebne, wręcz tego nie znosiła, to w tej chwili najchętniej by zniknęła, a na to był tylko jeden sposób – program wymiany uczniów. Dyrektor od kilku tygodni namawiał ją do tego, ale zbyt mocno trzęsła portkami, żeby się zgodzić. Teraz natomiast desperacko uczepiła się tego pomysłu, niemal jak koła ratunkowego.
Musiała stąd wyjechać.
Leah przeciągnęła się, słysząc uporczywy dźwięk budzika. W pierwszej chwili nieco zdezorientowana rozejrzała się po pokoju, by zaraz potem spokojnie odetchnąć. Ponad trzy lata w Anglii sprawiły, że tuż po uniesieniu powiek nie rozpoznała własnej sypialni.
Jak dziś pamiętała wylot w nieznane i ból temu towarzyszący, tym bardziej że stała się wtedy numerem jeden, jeżeli chodziło o plotki w szkole. Sprawa z Johnsonem była kopem w dupę i to właśnie ten kop sprawił, że zgłosiła się do dyrektora, oznajmiając mu, że przyjmuje jego propozycję nauki na innym kontynencie. Rządowy program nie bardzo ją interesował, ale ucieczka z tego toksycznego środowiska – zdecydowanie tak. Wraz z nią w samolocie znalazła się jeszcze czwórka uczniów z tego samego rocznika: Tatiana Perron, Samantha McGregor, Sam Flin i Will Harris.
Początki do łatwych nie należały. Zmiana otoczenia i poznanie nowych ludzi były przesiąknięte obawą oraz niepewnością, ale już po kilku tygodniach to wszystko odeszło w zapomnienie. Odetchnęła, nabrała dystansu, zobaczyła piękne miejsca, zmieniła się również pod względem wyglądu i charakteru. Walczyła o to każdego dnia.
Na jednej z imprez wpadła na Jamesa – blondyna z czarującym uśmiechem i błękitnymi oczami. Na samo jego wspomnienie kąciki jej ust uniosły się delikatnie, zaraz jednak poczuła dziwny smutek, bo uświadomiła sobie, że przygoda z nim dobiegła końca. Oczywiście mogła zostać na Oxfordzie, w którym ostatecznie wylądowała, i to tam dokończyć studia, ale zbyt mocno tęskniła za Kalifornią, za mamą, natomiast kursowanie między Europą a Stanami… Cóż, to nie było dla niej.
Poza tym od zawsze marzyła o Berkeley. Dlatego gdy tylko dowiedziała się, że istnieje taka możliwość, a uczelnia w Oxfordzie ułatwi jej przeniesienie niemal w połowie semestru, nie zastanawiała się ani minuty. Decyzję o powrocie do kraju podjęli również Will i Tatiana. Radość z tego, że nie zaczynałaby sama w nowym miejscu, przyćmiewała jedynie przeprowadzka Danielle do Chicago. Niestety życie zweryfikowało plany przyjaciółek.
Dźwięk telefonu sprawił, że Leah wróciła do rzeczywistości. Spuściła dłoń na podłogę i wreszcie palcami wymacała swoją komórkę.
O wilku mowa, pomyślała, przykładając aparat do ucha.
– Wstałaś? Uwierz, powstrzymuję się od godziny. – Głośne sapnięcie wydobyło się z ust dziewczyny po drugiej stronie.
– Elle, ranny ptaszek z ciebie. U mnie jest dopiero parę minut po siódmej.
– Nie widziałam cię od ponad trzech lat i tak rzadko słyszałam. Tęskniłam.
– Wiem, kochanie, ja też i to bardzo. – Westchnęła, wtuliwszy się w ciepłą jeszcze poduszkę. – Szkoda, że cię tu nie ma.
– Też tego żałuję. A teraz opowiadaj. Od kilku tygodni nie mogłam się do ciebie dodzwonić – dodała z udawanym wyrzutem.
– Sprawy organizacyjne, przeniesienie na Berkeley, przeprowadzka. Sporo tego miałam na głowie, przepraszam. Przyjedziesz na święta?
– Ty jeszcze pytasz?! Nie mam ochoty siedzieć w tym cholernym domu, słysząc ciągłe kłótnie. Święto Dziękczynienia z nimi to była istna katorga. – W tonie głosu Danielle wyraźnie dało się wychwycić zawód, zaraz potem Leah usłyszała jej cichy śmiech. – No i dochodzą twoje dziewiętnaste urodziny, nie przepuściłabym ich, nie ma takiej opcji.
– Dobra, powiedz lepiej, jak życie na kampusie?
– Cholera, Leah, ja cię strasznie przepraszam, ale Ryan właśnie przyjechał, chociaż wyraźnie mówiłam mu, żeby nigdy tak wcześnie się nie pojawiał. Możemy zdzwonić się wieczorem? – trajkotała jak najęta.
– Chyba musisz mi sporo opowiedzieć.
– Obiecuję. Wieczorem.
Leah pożegnała się z przyjaciółką i z powrotem opadła na poduszki. Nie mając nic ciekawego do roboty, przez chwilę przeglądała aplikacje, by po kilku minutach z głośników poleciała głośna muzyka, a pokój wypełnił się dźwiękami gitary. Uwielbiała Eda Sheerana. Ba! Kochała go! Tak, to już podchodziło pod obsesję.
Przymknęła oczy, wsłuchując się w koncertową wersję jednego z jego kawałków.
– Do cholery! Jest siódma rano, idiotko!
Dotarł do niej głos; kiedyś chłopięcy, dzisiaj bardziej męski. Pamiętała go, chociaż wolałaby wyrzucić go z głowy.
Cameron Johnson.
Przez te trzy lata nie zapomniała, jak bardzo wkurzający był i ile cierpienia jej zafundował. Z czasem jednak zrozumiała, że jedyne, co mógł komuś zaoferować, to ładna buźka i nic więcej, bo serca to on nie posiadał.
Nie chciało jej się podnosić ani użerać ze znienawidzonym sąsiadem, więc pełna wewnętrznej satysfakcji uniosła rękę z wystawionym środkowym palcem, mając nadzieję, że chłopak nadal stoi w oknie.
– Kretynka! Wciąż wkurwiająca jak kiedyś!
Idiota, debil, kretyn, wyrzucała w myślach. Nie zamierzała ani przyciszyć, ani tym bardziej wdawać się z nim w bezsensowne gadki. To byłaby tylko strata czasu.
Tą samą ręką, którą przed kilkoma sekundami pozdrowiła Johnsona grzecznościowym gestem, sięgnęła do koralików rolety i pociągnęła za nie, przez co w pokoju od razu zrobiło się ciemniej.
Wyłączyła się na wszystko inne dookoła, liczył się Ed Sheeran z jego koncertowym Bloodstream. Dopiero gdy utwór dobiegł końca, wstała z łóżka i podeszła do lustra. Uśmiechnęła się do swojego odbicia pięknym, białym uśmiechem bez grama metalu i wpatrywała w smukłą, wysportowaną sylwetkę, długie nogi, włosy w kolorze błyszczących kasztanów oraz duże, zielone oczy otoczone gęstymi, ciemnymi rzęsami. Z brzydkiego kaczątka zmieniła się w pięknego łabędzia, miała tego świadomość. Nie udawała fałszywie skromnej.
Rozejrzała się po pokoju. To samo białe, metalowe łóżko z bladoróżową pościelą. Te same białe ściany z masą starych zdjęć. Ten sam kącik wypełniony poduszkami i pufami, ze świecącymi nad głową drobnymi światełkami. To samo biurko z bałaganem książkowym i szafa zawalona ubraniami. Zdawała sobie sprawę, że odnalezienie się tutaj ponownie zajmie jej trochę czasu.
W tej samej chwili usłyszała donośny kobiecy głos dochodzący z dołu.
– Leah! Ścisz to i zejdź na śniadanie!
Z uśmiechem narzuciła na siebie zmechacony sweter, jeansowe spodenki i olewając ścielenie łóżka, zbiegła na dół. Już przy schodach dotarł do niej cudowny zapach smażonego bekonu.
Do kuchni wpadła w chwili, gdy matka stawiała na blacie kubki z aromatyczną kawą.
– Nadal nie mogę przyzwyczaić się do tego, jak wyrosłaś. I schudłaś – dodała, marszcząc brwi. – Jadłaś tam cokolwiek?
– Mamo. – Przewróciła oczami, cmokając ją w policzek. – Byłaś u mnie, widziałaś, jak mieszkałam i ile jadłam. To chyba przez to, że wciąż było mi zimno. Dygotałam bez przerwy.
Sharon zaśmiała się ciepło.
– Może ja też powinnam się tam wybrać.
– Laska z ciebie, mamo. Nie ma potrzeby odmrażać sobie tyłka.
– Dobra, dobra. A teraz zjadaj, bo zaraz wszystko wystygnie.
Cameron przetarł palcami zmęczone powieki i poczłapał do kuchni. Był wkurwiony, bo nawet przez myśl mu nie przeszło, że ta kretynka z samego rana w sobotę obudzi go jakimś badziewiem puszczonym na cały regulator! Godzinę wcześniej wrócił z imprezy i ledwo co przyłożył głowę do poduszki. Oczy mu się kleiły i ziewał raz po raz, nie mogąc nad tym zapanować. Nalewając zimne mleko do miski pełnej płatków, zerknął w okno. Cholernie żałował, że nie mieszkała tam jakaś niezła dupa tylko ten pieprzony pączek z metalem na zębach.
Wieczorem planował wybrać się na kolejną imprezę, tym razem w akademiku Troya, i zająć się Jasmine – najgorętszą z pierwszoroczniaków, a wychodziło na to, że mógł paść już na początku zabawy i to ze zmęczenia. Na samo wspomnienie nowego nabytku cheerleaderek uśmiechnął się, chociaż wiedział, że Sophie – jego eks – raczej nie będzie tym faktem zachwycona. W obecnej sytuacji miał to w dupie. Nie obiecywał jej żadnego związku, żadnej z nich nie obiecywał, ale była dziewczyna wychodziła z założenia, że skoro oboje są najważniejsi w swoich kręgach – on jako rozgrywający w futbolu, ona jako kapitan cheerleaderek – to stworzą parę idealną. Nic bardziej mylnego. Głupia nie była, jemu natomiast na takiej popularności nie zależało. A dzisiaj miał ochotę zaliczyć Jasmine. Czy jutro nadal będzie miał ochotę, by to powtórzyć? Nie wiedział.
Kiedy upił kolejny łyk kawy, muzyka wreszcie ucichła.
Jeszcze jakiś czas grzebał bezmyślnie w rozmoczonych płatkach, rozmyślając o tym, jak kiedyś potraktował kujonkę, a kiedy to sobie uświadomił, otrzepał się ze wstrętem. Myślenie o niej nigdy nie należało do przyjemnych, zwłaszcza gdy przypomniał sobie moment, w którym podsunięto mu w żartach, żeby ją przeleciał. Nigdy. Kurwa. W. Życiu.
Wstał od stołu, po czym włożył miskę do zmywarki. Rodziców znowu nie było, zresztą jak przez całe jego dotychczasowe życie. Pracowali, poświęcając swojej firmie więcej czasu niż jemu. I dobrze. Nie czepiali się, dostawał wszystko, co chciał, nawet opłacali mu czesne. Chyba tak w ramach ich wyrzutów sumienia.
Powiódł spojrzeniem w stronę zegara zawieszonego na ścianie. Wskazywał za kwadrans dziewiątą. Przeklął w myślach i przeskakując po dwa stopnie, znalazł się znowu w swojej sypialni.
Jego wzrok zatrzymał się na oknie pokoju Collins. Przypomniał sobie, że kiedyś – w przypływie wściekłości na nią – wrzucił do jej pokoju zgniłe jajko. Ta myśl rozbawiła go, a jednocześnie uświadomiła, że zachował się wtedy idiotycznie. Sam nawet nie pamiętał, od czego zaczęła się ta cała jego niechęć do niej, ale nie chciało mu się nad tym zastanawiać. Wiedział natomiast, że już się nie położy, bo ze spania i tak by nic nie wyszło.
Sięgnął po Jądro ciemności Josepha Conrada, leżące na ciemnym blacie biurka, bo skoro nie spał, to przynajmniej w jakimś stopniu mógł spożytkować wolny czas.
Byle do wieczora.
Dziwna nostalgia a zarazem smutek ogarnęły zarówno umysł, jak i ciało Leah, bo naprawdę tęskniła za życiem w Anglii. Prawie prychnęła pod nosem z politowaniem dla samej siebie, gdyż nie chodziło o tamto życie, tylko o konkretną osobę. Na swój sposób tęskniła za Jamesem. Za jego ciepłym spojrzeniem, którym ją obdarzał. Za blond włosami, w które wplatała palce, przeczesując dłuższe kosmyki. Za smakiem jego ust, dotykiem dłoni, rozmowami i samym jego towarzystwem.
Otrząsnęła się ze wspomnień i spojrzała na powieszone na ścianie nowe fotki. Było ich sporo. Z przyjaciółmi ze szkoły w Londynie czy Oxfordzie, z ludźmi z festiwali, z Jamesem, a także z wesołą panią Brown i panią Cormack – kobietami, u których mieszkali, będąc na Wyspach.
W tej samej chwili, gdy zamyślona wpatrywała się w zdjęcie blondyna, jej komórka zaczęła wibrować, a na ekranie pojawiło się zdjęcie uśmiechniętej przyjaciółki.
– Już myślałam, że o mnie zapomniałaś – sapnęła Leah, kręcąc się na obrotowym krześle.
– O tobie nigdy. Opowiadaj.
– Przecież wszystko wiesz. Jesteś na bieżąco ze…
– Chcę szczegółów odnośnie do twojej miłości – przerwała jej przyjaciółka. – I dawaj kamerę, nie będę dyskutować z tobą bez widoku twojej facjaty! Wiesz, że tego nie lubię.
– Wybacz, kochana – jęknęła – ale rozwaliłam ekran w telefonie. Jeżeli dasz mi chwilę, to znajdę ładowarkę do laptopa.
– Znaj moją dobroć. Zadzwonię za chwilę, też wskoczę na większy ekran.
Parę minut później, po przekopaniu trzech walizek, z okrzykiem radości natrafiła na poszukiwany kabel. Ponownie zasiadła do biurka, włączyła cicho składankę swojego ulubionego wykonawcy i uśmiechnęła się czule, kiedy usłyszała dźwięk nowego połączenia.
Widząc twarz przyjaciółki, nie powstrzymała nagromadzonych w niej emocji i łzy pociekły po jej policzkach.
– Elle.
– Leah… – Głos jej się załamał. – Możemy chwilę pomilczeć?
Skinęła głową. Propozycja dziewczyny była jej na rękę, bo w gardle powstała wielka gula, która nie pozwoliła na wypowiedzenie jakiegokolwiek słowa. Tęskniły obie. Teraz chciały napawać się swoim widokiem i tym, że wreszcie na spokojnie mogły porozmawiać, nieograniczone natłokiem zajęć czy też dużą różnicą czasu.
– Tak strasznie za tobą tęskniłam. Tak strasznie – odezwała się Danielle jako pierwsza.
– Ja też. Pewnie równie mocno jak ty. Co robisz podczas przerwy zimowej?
– Nie wiem. Ryan leci na trzy miesiące do Dubaju.
– Wciąż nie mogę przyzwyczaić się do tego, że masz starszego faceta. – Leah zabawnie poruszyła brwiami.
– Fajnie byłoby, gdybyś go poznała, zanim wyjedzie. A co, jeśli sobie kogoś tam poderwie?
– Patrzyłaś w lustro? Gdzie ten twój Ryan znalazłby taką drugą? Hę?
– Ech… Różnica jedenastu lat to sporo.
– Nic się nie zmieniłaś, nadal jesteś tak samo głupia.
– Wal się! – Przyjaciółka w odpowiedzi wystawiła język.
Nie zareagowała na zaczepkę, bo w jej głowie zaczął kiełkować szalony pomysł. Najpierw niepewnie stawiał kroki, by zaraz potem urosnąć do takich rozmiarów, że nie wytrzymała.
– Mam! – krzyknęła niespodziewanie. – Elle? – dodała, gdy po drugiej stronie nie zauważyła przyjaciółki, a jedynie dochodziły do niej jakieś dziwne jęki i stęki.
– Cholera, Collins! Spadłam z krzesła!
Leah parsknęła śmiechem, kiedy zauważyła dziewczynę gramolącą się z powrotem na miejsce. Wyglądało to przekomicznie.
– Dawaj. Co ta twoja pusta głowa wymyśliła?
– Chciałam wpaść w weekend do ciebie. – Zaplotła ramiona pod piersiami w geście oburzenia. – Ale strzelam focha!
– Serio?!
– Tak, Elle, jestem śmiertelnie obrażona!
– Mówię o przyjeździe. Twój foch mnie nie interesuje. – Przyjaciółka prychnęła, gestykulując przy tym rękami.
– Bardzo tęsknię. Ponad trzy lata cię nie widziałam.
– Błagam, to przyleć. Masz kasę?
Usłyszała stukot paznokci na klawiaturze i wiedziała, że Danielle od razu zabrała się do dzieła, zapewne poszukując lotów z Oakland do Chicago.
– Odłożyłam sobie trochę, pracując jako opiekunka. Mam…
– Wylot o ósmej wieczorem w piątek, będziesz na miejscu po północy – przerwała jej, nie pozwalając dokończyć. – Miałybyśmy całą sobotę i część niedzieli. Proszę! Błagam! Zaklinam cię! Bądź! – jęczała. – Poznasz Ryana. – Tym razem to Danielle śmiesznie poruszyła brwiami.
– Właśnie dlatego chcę przylecieć. Tylko dla niego.
– Tak właśnie myślałam. – Zachichotała. – Stworzymy trójkącik. Marzyłam o tym od dawna.
– Ale ty głupia jesteś.
– Czyli nic się nie zmieniłam. I wciąż tak samo mocno cię kocham.
Dziewczyna, którą Cameron przyciskał do ściany sypialni, pachniała drogimi perfumami. Spomiędzy jej warg wydobywały się ekstatyczne jęki, dzięki którym czuł przyjemność, coś na kształt dreszczyku emocji, ale nic poza tym. Żadnego przyspieszonego bicia serca, żadnych pieprzonych motyli, nic. To był zwykły seks bez zobowiązań.
Przyspieszył, intensywniej odczuwając prąd pełznący wzdłuż kręgosłupa. Jedną dłoń zacisnął na kształtnym pośladku, drugą wsunął we włosy dziewczyny, łapiąc w garść kilka kosmyków. Pociągając za nie, sprawił, że musiała odchylić głowę i tym samym dać mu dostęp do szyi, gdzie bez oporu mógł jej smakować, kreśląc wilgotne ślady na skórze.
– Cameron! – krzyknęła Jasmine w chwili, gdy jej ciało się naprężyło.
Wystarczyło kilka ruchów, żeby również i on doszedł z cichym jękiem. Chwilę później oparł czoło na jej ramieniu. Była dobra w te klocki: wysportowana, gibka i ładna. Przez myśl mu przeszło, że zdecydowanie powinien się z nią jeszcze jakiś czas poumawiać; ta laska mogłaby go zaskoczyć w łóżku.
Wysunął się z niej, ściągnął prezerwatywę i nie zaprzątając sobie głowy ukrywaniem jej, wyrzucił po prostu do kosza stojącego w rogu pomieszczenia. Poprawił spodnie, dziewczyna w tym czasie obciągnęła kusą sukienkę, po czym schyliła się, unosząc nogę w czerwonej szpilce, aby włożyć koronkową bieliznę. Obserwował materiał sunący od kostek, przez zgrabne łydki i uda, nim zniknął pod gładką tkaniną sukienki. Jasmine uśmiechnęła się, a jej policzki pokryły się szkarłatem, gdy tylko wyłapała jego wzrok. Zrobił krok w przód i jeszcze raz się pochylił, by ponownie poczuć smak jej ust. Truskawkowy.
W końcu odsunął się, wyciągając w jej stronę dłoń. Szczęście rozjaśniło twarz dziewczyny, a on już zaczynał jej współczuć, bo gdy tylko Sophie dowie się, że ją przeleciał, to tak łatwo nie odpuści. Nigdy tego nie robiła, jemu to jednak zwisało.
Kilka godzin później impreza trwała w najlepsze. Alkohol lał się strumieniami i coraz więcej par przenosiło się w bardziej ustronne miejsca. Cameron był już znudzony, zarówno głośną muzyką, jak również towarzystwem Jasmine. Cofał wszystko, co o niej do tej pory myślał i powiedział. Przez cały czas nawijała o ciuchach i fryzurach, o architekturze, na której studiowała, oraz o tym, że kochała imprezy, modę, kosmetyki. Naprawdę zaczynał żałować tego, że się z nią pieprzył.
W pewnym momencie zauważył Sophie. Ona również go zobaczyła, a po chwili jej wzrok przesunął się na dziewczynę siedzącą na jego kolanach.
– Jasmine! Pozwól na chwilę! – Jej głos przebił głośną muzykę.
Nie chciało mu się nawet odwrócić głowy, żeby zobaczyć, gdzie cała świta zniknęła. Zdecydował za to, że nadszedł czas na powrót do domu. Pustego.
Wstał z sofy i przeciskając się między ludźmi, skierował wprost do wyjścia. To tam spotkał Troya dyskutującego z Derekiem. Ten pierwszy uniósł brwi w niemym zdziwieniu.
– Już?
– Nic tu po mnie. Tobie za to radzę sprawdzić, czy Sophie nie zabiła Jasmine.
– Jezu, serio? – jęknął.
– Bawcie się dobrze.
Na zewnątrz też nie było lepiej. Wszędzie walały się puszki po piwie, w krzakach natomiast zabawiały się pijane pary. Pokręcił głową ze śmiechem i sięgnął do kieszeni spodni, od razu pod palcami wyczuwając chłód metalu. Wyjątkowo dzisiaj nie pił, dlatego mógł bez problemu wsiąść za kółko. W końcu zatrzasnął za sobą drzwi terenowego wozu – prezentu od staruszków na dwudzieste pierwsze urodziny – i ruszył do domu.
Leah pomimo wcześniejszej ekscytacji stresowała się pierwszym dniem na uczelni i tylko obecność Tatiany powstrzymała u niej odruchy wymiotne. W innym wypadku, idąc teraz przez ogromny dziedziniec, zapewne zaliczyłaby jakiś kwietnik bądź też betonowe donice, by zostawić w nich zawartość swojego żołądka. W przeciwieństwie do niej koleżanka tryskała energią, z jej twarzy nawet na chwilę nie zniknął uśmiech i raz po raz wgryzała się w czekoladowy smakołyk.
Ze stresu mocniej ścisnęła pasek torby, co nie uszło uwadze Tatiany. Spojrzała na nią uważniej i nieznacznie zmarszczyła brwi, przerywając pochłanianie batonika.
– Collins, co jest?
– Chyba zdenerwowanie. Tak, to zdecydowanie stres. Przecież to Berkeley.
– Wariatka z ciebie – parsknęła dziewczyna, mnąc w dłoniach papierek. – To tylko uczelnia.
W odpowiedzi Leah westchnęła, wciąż jednak ugniatała pasek w dłoniach, jakby to miało dodać jej pewności siebie.
– Mamy teraz razem historię literatury angielskiej – kontynuowała Tatiana – a później, z tego, co pamiętam, jest okienko. Może pójdziemy na zajęcia specjalizacyjne czwartego roku? Akurat będą omawiali Jądro ciemności.
– Serio?! – Aż przyklasnęła w dłonie.
– Ha! Wiedziałam, że nie przepuścisz Conrada.
W głównym budynku już roiło się od studentów i wykładowców, więc Leah pochyliła się w stronę Tatiany, która trzymała pomiętą kartkę z wyrysowaną na niej mapką całego kampusu i wszelkich pomieszczeń w głównym budynku. Skierowały się korytarzem w lewo, tak jak prowadził je plan, aż w końcu stanęły przy szarej ścianie. Na całej jej długości, jedna przy drugiej, stały wysokie na ponad sześć stóp, metalowe boksy z numerami na wąskich drzwiczkach. Po krótkiej chwili znalazła swoją szafkę i pomagając sobie szyfrem z telefonu, otworzyła ją. Cieszyła się, że miejsce obok należało do Tatiany. Potrzebowała tutaj bratniej duszy, kogoś znajomego. Nawet jeżeli nie na wszystkich zajęciach mogła cieszyć się towarzystwem koleżanki.
Głośne śmiechy przykuły jej uwagę, przez co zerknęła za siebie. Na drugim końcu korytarza zebrała się grupka ludzi. Chłopcy, w zasadzie młodzi mężczyźni, ubrani byli w granatowe bluzy z żółtym logo uczelni i z wyszytymi na plecach numerami. To wokół nich utworzył się wianuszek dziewczyn w nieprzyzwoicie obcisłych koszulkach, łudząco podobnych do męskich bluz. Cheerleaderki. Leah wiedziała, że Berkeley rozsławione było nie tylko przez program nauczania i renomę, lecz także ze względu na swoją drużynę futbolową.
– Są piękni. – Usłyszała z boku. – Dobrze wrócić do domu. Anglia nie posiadała aż tylu przystojniaków.
– Z tego, co pamiętam, nie narzekałaś na zainteresowanie płci przeciwnej, i to z wzajemnością. Wciąż też słyszałam coś o filozofach i ich seksownym, nieco zamyślonym spojrzeniu.
Tatiana zaśmiała się, sięgając do tylnej kieszonki spodni po telefon. Po chwili już przeszukiwała social media, od których była uzależniona.
I wtedy wydarzyło się coś, czego Leah w życiu by się nie spodziewała. Tym bardziej tutaj. Poczuła mocne klepnięcie w pośladek, zaraz potem usłyszała męski, głęboki głos:
– Cześć, maleńka…
Chęć mordu przysłoniła jej racjonalne myślenie. Odwróciła się gwałtownie w stronę osoby, która potraktowała ją tak przedmiotowo i szowinistycznie, i nim zobaczyła, z kim ma do czynienia, wymierzyła cios w męski policzek, a głośne plasknięcie zadźwięczało jej w uszach.
Zaległa taka cisza, że można było usłyszeć przelatującą obok muchę. Ucichły śmiechy, wszelkie rozmowy, cały ruch na korytarzu jakby zamarł. Wtedy też spojrzała w rozjuszone, granatowe oczy człowieka, którego szczerze nienawidziła.
Patrzyła wprost w oczy mężczyzny z przeszłości.
Cameron rzucił niedbale plecak na kamienną posadzkę i spojrzał na ekran telefonu w chwili, gdy Derek wraz z Martinezem stanęli tuż przy nim. Mieli jeszcze dobry kwadrans do rozpoczęcia zajęć. Coraz więcej kumpli zbierało się przy nich i coraz więcej cheerleaderek im towarzyszyło. Zaszczycił nawet Jasmine jednym ze swoich uśmiechów, za co został zgromiony spojrzeniem Sophie, z jej ust nie padło jednak ani jedno oskarżycielskie słowo. Chociaż tyle. Niby przysłuchiwał się toczącym wokół rozmowom, ale gdyby miał powtórzyć, za cholerę nie byłby w stanie przypomnieć sobie, o czym dyskutowali. Do momentu aż usłyszał Reynoldsa:
– Oho, nowe laski…
To właśnie sprawiło, że uniósł głowę i spojrzał na rząd szafek, przy których stały dwie panienki. Tylko jedna z nich zyskała jego uwagę. Miała na sobie obcisłe jeansy, ściśle przylegające do idealnie wyrzeźbionego ciała, a do tego krótki sweterek. Upięte wysoko włosy odsłaniały długą oraz szczupłą szyję. Jego wzrok przykuły jednak pośladki. Już stąd widział, że były idealne, i nie mógł się doczekać kolejnego podboju, kolejnej rozkoszy, bo właśnie postanowił rozpocząć polowanie.
Będzie moja.
Zatarł dłonie i tym ruchem zwrócił na siebie uwagę Dereka.
– Ktoś ma ochotę na świeżynkę. – Przyjaciel zaśmiał się pod nosem. Nie zapytał, stwierdził fakt.
– Cameron?! – Sophie i Jasmine zareagowały jednocześnie, po czym spojrzały na siebie wilkiem.
Nie czekał, nie zastanawiał się ani sekundy. Nie odrywając spojrzenia od swojego celu, odbił się od ściany i powolnym krokiem zmniejszał dzielącą ich odległość.
Pięć jardów, cztery jardy, trzy, dwa… I jeden.
Widok jej ciała oraz zapach, jaki w pobliżu niej się roznosił, sprawił, że chciał poczuć pod palcami jej krągłości.
– Cześć, maleńka…
Zrobił to. Klepnął ją w tyłek.
Nie spodziewał się jedynie tak gwałtownej reakcji i tego, z kim właściwie miał do czynienia. Zmarszczył brwi, olewając całkowicie ciszę i ludzi, którzy zamarli, czekając na dalszy rozwój sytuacji. Udało mu się nawet zignorować delikatne pieczenie na policzku.
To była ona.
Leah Collins się zmieniła, i to bardzo. W pamięci od razu pojawił mu się jej obraz sprzed trzech lat, gdy zmieszał ją z błotem, wyzywając od grubasów bądź używając innych, mniej przyjemnych epitetów. Teraz stała przed nim piękna kobieta z tak intensywnie zielonymi oczami, że mimowolnie przejechał po wargach językiem.
Nim zorientował się, co robi i jakie będą tego konsekwencje, pchnął ją mocno na szafki i zakleszczył palce wokół drobnych nadgarstków tuż nad jej głową.
– Nie powinnaś była tego robić – wychrypiał.
– Kretyn. – Cichy syk wydostał się z gardła dziewczyny. – Daj mi spokój.
Nie wyglądała na wystraszoną, bardziej zaskoczoną. To spowodowało, że zaczynał się dobrze bawić. O tak! Zdecydowanie miał ochotę się z nią zabawić.
By zamaskować swoją reakcję na jej zmianę w wyglądzie, zacmokał z dezaprobatą.
– Oj, maleńka, maleńka. – Przycisnął ją mocniej. – Zaufaj, po tym, co zrobiłaś, sprawię, że te lata tutaj będą dla ciebie koszmarem.
– Jakby do tej pory tak nie było – odpowiedziała ciszej i wciąż hardo patrzyła mu w oczy.
Chciała mu się wyrwać, ale uniemożliwił jej to.
– Kociaku. Tamte lata były niczym w porównaniu z piekłem, jakie zgotuję ci teraz.
Jeszcze mocniej docisnął dziewczynę do metalowych drzwiczek, po czym cofnął się i wrócił do znajomych. Nie powstrzymał uśmiechu, kiedy zobaczył miny kolegów z drużyny.
Wiedział już, że ten czas, który pozostał mu na uczelni, będzie ciekawszy, niż się spodziewał, a wszystko dzięki Collins. Zamierzał się nią odpowiednio zająć, a raczej zniszczyć za zniewagę.
Leah zauważała wszystkie posyłane w jej kierunku spojrzenia. Jedni szeptali między sobą, ukradkiem tylko jej się przypatrując, inni bez skrępowania, z wyrazem pogardy na twarzach wlepiali w nią wzrok i wytykali palcami. Jakby to ona była czemuś winna.
Zmarszczyła brwi i ścisnęła dłońmi pasek torby tak mocno, że pobielały jej od tego kłykcie. Marzenia o tym, by być niezauważalną, legły w gruzach wraz ze spoliczkowaniem Camerona-pieprzonego-Johnsona. Gdyby tylko wiedziała, z kim przyjdzie jej zadrzeć, może postąpiłaby inaczej.
Nie! Zrobiłabym dokładnie to samo, a nawet mocniej bym mu przywaliła!
– Wygląda jeszcze lepiej niż w liceum. – Z zamyślenia wyrwał ją głos koleżanki, która szła z nią ramię w ramię. Najwidoczniej wyraz niezrozumienia odbił się na jej twarzy, bo wargi Tatiany rozciągnęły się, tworząc szeroki uśmiech. – Mówię o Johnsonie.
Na samą wzmiankę o nim, Leah wzruszyła ramionami. Chciała przeżyć ten dzień, później kolejne, a jednocześnie omijać Camerona szerokim łukiem, by nie dawać mu okazji do gnębienia jej. Przeżyć – cel na następne dni, tygodnie, miesiące i lata.
– Nie sądziłam, że spotkamy go tutaj. Ciekawe, na jakim jest kierunku? Obstawiałam, że będzie grał już zawodowo. A te jego dołeczki, gdy się uśmiecha, aż mam dreszcze… – Tatiana wyrzucała z siebie potok słów, w dupie mając obserwujących je na każdym kroku ludzi.
Leah podejrzewała, że wieść o epizodzie z jej udziałem rozniosła się lotem błyskawicy, ale czego można było się spodziewać po miejscu, w którym jedyną rozrywką – jak widać – były plotki i dramy. Zwłaszcza gdy w grę wchodził ktoś z elity sportowców, sądząc po bluzie, którą nosił, i nowa studentka.
Bomba! Po prostu super!
– Kobieto, nie słuchasz mnie.
– Bo temat tego idioty mnie nie interesuje. Chcę w spokoju przetrwać te lata.
– Więc chyba niezbyt dobrze zaczęłaś – prychnęła Tatiana, tym razem wielce ubawiona.
– A co, może miałam dać mu się zmacać? Nie pamiętasz, jak było w liceum? Tutaj mu na to nie pozwolę. Tak na marginesie, dziękuję za pomoc.
Zacisnęła boleśnie dłonie w pięści, mocniej marszcząc brwi.
– Dobrze, już dobrze. Wiesz, że nie to miałam na myśli. I wybacz, że nie zareagowałam, ale zbierałam szczękę z podłogi.
Tłumaczenie koleżanki i wyraz jej twarzy sprawiły, że parsknęła śmiechem, opluwając się przy okazji. Nie potrafiła nawet gniewać się na dziewczynę, bo z łatwością mogła wyobrazić sobie reakcję Tatiany na akcję pod szafkami. Ona sama była w takim szoku, że ledwo udało jej się zebrać myśli przy ziejącym nienawiścią chłopaku.
– A zmieniając temat, wyskoczymy gdzieś w weekend? Odświeżymy sobie pamięć.
– Przykro mi. Lecę do Chicago, zbyt długo nie widziałam Elle i się stęskniłam.
– Domyślam się. Pamiętaj, żeby ją ode mnie ucałować, tak siarczyście.
– Jasne. – Zduszony śmiech wyrwał się z ust Leah, kiedy wchodziły do jednej z sal.
Długie rzędy krzeseł ustawione w półokręgu łagodnie schodziły z każdym stopniem. Na najniższym poziomie znajdował się niewielki podest z biurkiem wykładowcy, a nad nim ogromna podwójna tablica. W auli już znajdowało się kilkoro studentów, którzy nawet nie zaszczycili ich spojrzeniami.
Od razu zajęły miejsca tuż przy końcu.
– Rozmawiałaś z Jamesem? – zapytała Tatiana z szatańskim uśmieszkiem.
– Pisaliśmy wczoraj. Nie ma sensu ciągnąć czegoś, co i tak by nie wypaliło.
– Szkoda, fajnie razem wyglądaliście.
– Trudno… – Wzruszyła ramionami, zbywając tym dość nieprzyjemnie temat blondyna, bo sama przed sobą musiała przyznać, że rozmowy z nim czy choćby wymiana wiadomości były pełne rozdarcia, dziwnego rozgoryczenia.
Nie mogła powiedzieć, że nic do niego nie czuła, ale chyba tak było lepiej. Dla nich obojga. Przynajmniej w taki sposób próbowała to tłumaczyć.
Sala coraz bardziej zapełniała się studentami czwartego roku i wolnymi słuchaczami. Leah sięgnęła po telefon, chcąc jedynie wyciszyć dźwięki, gdy zauważyła ikonkę koperty.
James: Pusto tu bez Ciebie… xx
Uśmiechnęła się smutno na samą myśl o nim, wystukując od razu odpowiedź:
Leah: Nie pomagasz mi… Tu też pusto xoxo
Schowała z powrotem komórkę do kieszonki torby, kiedy pomieszczenie już niemal pękało w szwach, i w tej samej chwili w drzwiach po lewej stronie tablicy pojawił się mężczyzna. W duchu dodała, że nieziemsko przystojny mężczyzna. Omiótł spojrzeniem wszystkich zebranych, a kąciki jego ust uniosły się w wyrazie zadowolenia. Teraz przynajmniej Leah wiedziała, dlaczego pierwsze rzędy zajęte były wyłącznie przez płeć piękną. Studentki przychodziły tu dla niego i wcale im się nie dziwiła.
– Witam wszystkich. Dla tych, którzy są tutaj pierwszy raz, nazywam się Sean Owens. I wierzcie mi, me serce raduje się na widok takiej liczby słuchaczy. Zaczynajmy.
Wykładowca odłożył teczkę na krzesło i oparł się całym ciałem o biurko. Wyprostował nogi, skrzyżował je w kostkach, a silne dłonie umieścił po obu stronach bioder. Leah była pewna, że wśród dźwięków, które rozchodziły się jeszcze po sali, gdy tylko mężczyzna ukazał śnieżnobiałe zęby, usłyszała również rozanielone westchnienia.
Profesor pokręcił głową i uśmiechnął się szerzej, zapewne zdając sobie sprawę z tego, jak działał na dziewczyny z przodu.
– Na ostatnich zajęciach prosiłem o przeczytanie Jądra ciemności Josepha Conrada. Kto mi powie, jak czuje się Marlow przed samą podróżą?
Nastała cisza.
– Ludzie… – jęknął rozbawiony. – Chciałbym, abyście przychodzili do mnie po wiedzę, a nie tylko dla mojej ładnej buźki.
Po pomieszczeniu rozeszły się ciche śmiechy i znowu wśród nich Leah wychwyciła zduszone westchnienia.
– Jest ktoś, kto może mi odpowiedzieć?
Syknęła, gdy poczuła kopnięcie pod stołem. Posłała Tatianie spojrzenie, po którym powinna paść trupem, ale niezrażona jej miną koleżanka ponowiła swój ruch.
– Niespodziewanie ogarnia go strach, w sumie bardziej lęk, bo doznaje uczucia, jakby wybierał się do środka ziemi, do jądra ciemności – odezwała się w końcu niepewnie, a po chwili poczuła na sobie spojrzenia wszystkich osób z sali.
Profesor również zwrócił na nią uwagę, na jego twarzy natomiast pojawił się wyraz ulgi i satysfakcji.
– Nareszcie. Nie rozpoznaję twarzy. – Owens przyjrzał się jej uważniej.
– Leah Collins.
– Jesteś zapisana na moje zajęcia?
– Nie, studiuję na pierwszym roku. Na pana zajęciach jestem wolnym słuchaczem.
– Collins… – Zamyślił się, stukając palcem wskazującym o wargi, jakby przeszukiwał zakamarki swojego umysłu. – Czy to nie ty przeniosłaś się z Oxfordu w ramach rządowego programu?
No i bycie tłem szlag trafił.
Westchnęła i z ociąganiem przytaknęła.
– Kujon. – Usłyszała nagle gdzieś po lewej stronie.
Odwróciła głowę, by wyłapać osobnika parskającego pod nosem.
– Panie Johnson – zaczął wykładowca, również spoglądając w tamtym kierunku – widzę, że ma pan sporo do dodania. I mam nadzieję, że nie będzie to nic z anatomii, bo zgaduję, że w tym nie ma pan sobie równych.
No tak, Cameron-pieprzony-Johnson. Mogła się tego spodziewać.
Zlokalizowała go wreszcie i prychnęła na widok uwieszonej na jego ramieniu czarnowłosej dziewczyny w obszernej bluzie. Co gorsza, Johnson nie odwracał wzroku od niechętnego spojrzenia Leah, w które wsadziła jak największą ilość jadu. Szkoda, że nie potrafiła nim zabijać, z chęcią wykorzystałaby teraz takie zdolności.
– Poszerzam w ten sposób horyzonty, profesorze – odpowiedział ze złośliwym uśmiechem skierowanym do niej i dopiero po chwili odwrócił głowę w stronę wykładowcy.
Śmiech rozszedł się po sali, więc Owens podniósł rękę, chcąc wszystkich uciszyć.
– Wróćmy do Conrada. Co było celem ostatniej wędrówki Marlowa?
Znowu zapanowała cisza. Mężczyzna ponownie skupił wzrok na Leah, dodatkowo uniósł zaczepnie jedną brew.
– Panno Collins?
– Tajemniczy Kurtz, chęć spotkania z nim.
– Dlaczego?
– Kurtz jawi się Marlowowi jako głos, bo ze wszystkich jego talentów największym była umiejętność mówienia. Siła jego oddziaływania tkwiła w słowach, którymi operował… – Wystawiła najpierw jeden palec. – W ich sile… – Dodała drugi. – …i zapale. – Skończyła wyliczanie. – Marlow stworzył sobie w wyobraźni jego wizerunek jako człowieka utalentowanego, owładniętego ideą niesienia postępu i cywilizacji dzikim ludom. Zdawał sobie sprawę z potęgi oddziaływania Kurtza. – Zamyśliła się, próbując przypomnieć sobie odpowiedni cytat. – Conrad napisał, że: „Miał władzę pociągania za sobą pierwotnych dusz, przez czar czy też grozę, w straszliwy, szatański taniec na własną cześć”.
– Czy Marlow zmienił zdanie o Kurtzu?
– Nie. Do samego końca był pod wrażeniem, o ile mogę tak to nazwać, siły jego głosu. – Zaśmiała się pod nosem. – Pod wieloma względami był on dla Marlowa kimś, kto pomimo mrocznej strony swojej natury ostatecznie wygrywa…
– Może jakiś fragment, cytat skłaniający się ku takiemu stwierdzeniu?
– „Było to potwierdzenie, moralne zwycięstwo okupione niezliczonymi klęskami, obrzydliwym przerażeniem, obrzydliwym dosytem… Ale to było zwycięstwo”.
Przejmująca cisza i wpatrzone w nią wszystkie oczy sprawiły, że miała ochotę zapaść się pod ziemię, ewentualnie szybciej opuścić salę. Za to wykładowca przez chwilę przyglądał się jej z szerokim uśmiechem na twarzy.
– Brawo, panno Collins. Jestem pod wrażeniem.
Skinęła jedynie głową i zaczęła nerwowo obracać długopis w spoconych dłoniach. Starała się nie rozglądać, aby uniknąć natarczywych spojrzeń, które żywcem paliły jej skórę.
Tak właśnie minęła jej reszta wykładu: na ignorowaniu innych, skupianiu się na głosie Owensa i męczeniu nieszczęsnego długopisu.
W końcu mężczyzna zerknął na zegarek.
– Moi drodzy, na dzisiaj kończymy. Panno Collins, zapraszam częściej. A wy – zwrócił się do reszty – przeczytajcie wreszcie to wspaniałe dzieło.
Zerknęła w stronę Tatiany i przez przypadek wyłapała wzrok Johnsona. Nie zwracał uwagi na panienkę obok, za to skupił się na niej. Ponownie.
Zadziałała impulsywnie, nie przejmując się tym, że zachowaniem przypominała rozkapryszone dziecko, a nie dziewczynę na pograniczu dorosłości, i pokazała mu język. No nie ma co, dojrzała zagrywka, pogratulowała sobie w myślach z chwilą, kiedy brwi Camerona uniosły się, a kąciki jego ust drgnęły. Aż wreszcie pokręcił głową z nieznacznym uśmiechem, ukazując przy tym dołeczek w lewym policzku. Zaraz potem wstał.
– Zabiję cię, o ile przeżyję – warknęła do Tatiany. – Mam teraz na głowie Camerona i połowę żeńskiej części szkoły. Bardzo dziękuję.
– Ależ cała przyjemność po mojej stronie, panno Collins. – Wyszczerzyła zęby w uśmiechu. W ogóle nie wyglądała, jakby przejęła się podłym nastrojem koleżanki.
Świetnie!
Cameron przetarł ręcznikiem zroszone potem czoło, przysiadł na ławce, po czym się rozejrzał. Kilku kumpli z drużyny leżało bez życia na zielonej murawie, a ich klatki piersiowe unosiły się gwałtownie. Trener dał im dzisiaj niezły wycisk i widać było tego efekty.
– Jasmine! Nie tak! Skup się wreszcie! – Wściekły głos niedaleko sprawił, że Johnson spojrzał w tamtą stronę.
Sophie marszczyła brwi, jej palce zaś uciskały miejsce u nasady nosa. Doskonale wiedział, co ten gest oznacza. Gotowała się w środku, więc tylko kwestią czasu było, aż wybuchnie. Miał pewność, że ta niechęć w stosunku do kobiety spowodowana była przede wszystkim jego osobą, bo po pierwsze, obściskiwał się z nią na imprezie, a po drugie, dał jej dzisiaj swoją bluzę.
Jego eks nadal darła się na Bogu ducha winną dziewczynę, ale on już odpłynął myślami gdzieś daleko. Dyskusja Owensa z Collins na dzisiejszych zajęciach nadal siedziała mu w głowie. Odrobinę zyskała w jego oczach, gdy dowiedział się, że zaczęła studia w Europie i to stamtąd się przeniosła. Wcześniej nie interesowało go, gdzie zniknęła na te kilka lat.
Uśmiechnął się pod nosem, zarzucił ręcznik na kark i oparł łokcie na kolanach, próbując uregulować oddech. Ta mała zaskoczyła go zarówno ciosem, jak również hardością w spojrzeniu, później doszła jeszcze wiedza zawarta w wypowiedziach, no i wystawiony język. To go akurat rozbawiło. Przez chwilę zastanawiał się, co by jej tu zrobić, bo do tej pory nikt nie ośmielił się mu postawić, a co dopiero spoliczkować. Tym bardziej na oczach prawie całej uczelni. Wciąż słyszał głupie odzywki i przytyki Dereka, który był również świadkiem ośmieszenia Leah przy Kimberly. Teraz to ona go poniżyła i miał zamiar się za to zemścić.
– Wypiękniała. – Derek przysiadł obok, po czym upił łyk zimnej wody.
Cameron wychylił się i spojrzał na grupę cheerleaderek, próbując zorientować się, o kim mówił.
– Kto?
– Żadna z nich. Collins.
– Chryste. Daj mi już z nią spokój – warknął, bo miał dość. – Doigra się i tyle.
– Serio? Nie pamiętasz, co ty jej zrobiłeś? I tak sądzę, że potraktowała cię ulgowo.
– Stary, odjeb się ode mnie – powtórzył, zaciskając szczęki.
– Okej, okej. – Derek uniósł obie dłonie w geście poddania. – Troy planuje do niej podbić.
– Po moim trupie. Najpierw ja się z kociakiem zabawię, a jak z nią skończę…
– Johnson, mówisz poważnie? – Przyjaciel zmarszczył brwi.
Cameron zaklął w myślach. Nawet jemu nie powinien był zdradzać swoich planów – zwłaszcza tego jednego, konkretnego planu, który w ułamku sekundy skrystalizował mu się w głowie. Niestety, szybciej powiedział, niż pomyślał, ale nie zamierzał się teraz głupio wykręcać.
– Nie możesz jej odpuścić? – kontynuował.
– Dopiero gdy będzie moja. – Zacisnął szczęki jeszcze mocniej, aż usłyszał trzeszczenie zębów.
Zamierzał trzymać wszystkich swoich kumpli z daleka od Leah, dopóki sam z niej nie skorzysta.
– Pojebany jesteś. – Derek wstał z ławki, wciąż kręcąc głową z niedowierzaniem. – Podrzucisz mnie? Auto mi nawaliło.
– Jasne. Idę pod prysznic. – On również wstał. – Będę czekał na parkingu.
© Wydawnictwo Black Rose, Zamość 2024
ISBN 978-83-68216-05-9
Wydanie pierwsze
Redakcja
Anna Łakuta
Korekta
Kinga Dąbrowicz
Danuta Perszewska
Paulina Wójcik
Magda Adamska
Skład i łamanie
Andrzej Zyszczak – Zyszczak.pl
Projekt okładki
Melody M. – Graphics Designer
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Książka ani jej części nie mogą być przedrukowywane ani w żaden inny sposób reprodukowane lub odczytywane w środkach masowego przekazu bez pisemnej zgody autorki i wydawcy.