Never leave again - M. Mackenzie - ebook + audiobook
NOWOŚĆ

Never leave again ebook i audiobook

Mackenzie M.

4,5

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

1247 osób interesuje się tą książką

Opis

Coś się stało z Leah? 

Te pięć słów sprawiło, że świat Camerona się zatrzymał.

Gdy jego pierwsza miłość znalazła się na wyciągnięcie ręki, pojawiła się szansa, żeby uzyskać odpowiedzi na dręczące go od miesięcy pytania. Tylko czy teraz powinien sobie na to pozwolić? W jego życiu była już przecież inna kobieta.

Leah powoli stawała na nogi, jednak nie przypuszczała, że jej psychika jest wciąż tak krucha.

 

Cameron jest zaręczony, zostanie mężem innej.

Ta wiadomość odebrała jej resztki chęci do dalszej walki o siebie.

Przypadek, przewrotny los, a może przeznaczenie? Cokolwiek to było, drogi Leah i Camerona ponownie się przecięły.

Potrzeba nam cudu, żeby Leah chciała walczyć

 

Ale czyje życie trzeba będzie poświęcić? Czy w takich okolicznościach istnieje szansa na ich wspólną przyszłość? 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 256

Rok wydania: 2025

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 6 godz. 43 min

Rok wydania: 2025

Lektor: Jakub Sasak

Oceny
4,5 (158 ocen)
116
23
6
8
5
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
werkamama

Nie oderwiesz się od lektury

Jest we mnie w tym momencie tyle emocji, że ciężko mi jest się pozbierać. O ile pierwszy tom zostawił mnie z roztrzaskanym sercem, to drugi tom sypał na nie sól i polewał rany kwasem. Co za piękna książka! Pełna szczęścia i radości, ale i bólu, straty i cierpienia.
130
Delia7268

Nie oderwiesz się od lektury

Wspaniała ❤️
70
moniam3

Nie oderwiesz się od lektury

Cudowne obie części ❤️❤️❤️❤️
70
marynioka2

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo wzruszająca historia polecam
60
Natalia19912016

Nie oderwiesz się od lektury

Obydwie książki piękne ❤️
60



M. Mackenzie

Never

leave

again

DYLOGIA: SECOND CHANCE #2

„Przyjaciele są jak ciche anioły, które podnoszą nas, kiedy nasze skrzydła zapominają, jak latać”

– Antoine de Saint-Exupéry.

Dla wszystkich tych, którzy są właśnie takimi cichymi aniołami.

1. Zawsze będę przy tobie

Blada na twarzy Sharon przecisnęła się przez klientów kawiarni, nie zwracając uwagi na ich niezadowolone pomruki i spojrzenia pełne dezaprobaty. Serce waliło jej mocno i szybko. Miała wrażenie, że jeszcze chwila i wyskoczy z piersi. Jej drżąca dłoń kurczowo zaciskała się na telefonie.

Dopiero gdy znalazła się na zewnątrz, wzięła głęboki, uspokajający oddech. Liczyła, że w ten sposób wyciszy skołatane nerwy i zwolni bicie serca, niestety na nic się to zdało. Wciąż była roztrzęsiona.

Bała się każdego telefonu ze szpitala, chociaż ten odebrany dzisiaj był jedynie przypomnieniem o kolejnych krokach i badaniach. Strach przejmował nad nią kontrolę i mimo że niestrudzenie z tym walczyła i starała się myśleć pozytywnie, najczęściej z nim przegrywała. Przywdziewała tylko maskę z uśmiechem, by Leah nie zauważyła jej smutku. Ta bezsilność ją wykańczała.

Ostry dźwięk klaksonu wbił się brutalnie w nieprzyjemne myśli Sharon, przez co zamrugała gwałtownie i zerknęła za siebie. Sama nie wiedziała, czego spodziewała się po Cameronie. Że wybiegnie za nią? Może będzie chciał się dowiedzieć, co z jej córką? A może, skoro był tutaj, miał kontakt z Leah?

Nie zauważyła go nigdzie, więc pospiesznie przemierzyła chodnik i stanęła tuż przy ulicy.

– Taxi! – krzyknęła, próbując przebić się głosem przez gwar miasta.

Zanim przy jej nogach zatrzymał się żółty samochód, jeszcze raz spojrzała za siebie, po czym już pewniej zajęła miejsce na tylnym siedzeniu.

– Szpital Presbyterian – rzuciła do kierowcy i odchyliła głowę.

Myśli szalały w jej umyśle, sprawiały niemal fizyczny ból, ale żadna nie zatrzymała się na dłużej, by dało się ją uchwycić. Powiedzieć, że była zaskoczona spotkaniem z Cameronem, to jakby nie powiedzieć nic. Nawet nie wiedziała, że przeprowadził się do Nowego Jorku, ani tym bardziej, że się zaręczył.

Dłonie drżały jej tak bardzo, że w końcu wsadziła je do kieszeni płaszcza, a usta zacisnęła w cienką linię. Musiała wziąć się w garść, bo najważniejsza w tym momencie była walka o córkę, nie nowy związek jej byłego chłopaka.

Do szpitala dotarła już w lepszym stanie, niż kiedy wsiadała do taksówki, ale dopiero przed drzwiami sali, w której leżała Leah, przywdziała na twarz szeroki uśmiech i poprawiła poły płaszcza, dając sobie tym samym dodatkowe kilka sekund na uwiarygodnienie dobrego nastroju.

– Hej, mamo. – Dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie z chwilą, gdy ich spojrzenia się spotkały.

Była przeraźliwie blada, co jeszcze bardziej podkreślało niemal fioletowe sińce pod oczami, które już dawno utraciły swój blask. Nie przypominała tej Leah sprzed prawie dwóch lat, kiedy na jej twarzy widniał szeroki uśmiech.

– Cześć, kochanie. – Sharon zsunęła z ramion płaszcz i rzuciwszy go na oparcie fotela, przysiadła na łóżku. – Jak się dzisiaj czujesz?

– Bywało lepiej. Myślałam, że przyjedziesz później.

– Byłam w… – Urwała, bo w tej samej chwili uświadomiła sobie, że z tego wszystkiego zapomniała o muffinkach dla Leah i niewiele brakowało, żeby wspomniała o Cameronie. Postanowiła jednak milczeć. – W kawiarni, ale nie było twoich ulubionych babeczek. Poproszę tatę, żeby kupił ci je, jak przyjedzie – dodała z uśmiechem, mając nadzieję, że córka nie dostrzeże, jak bardzo był wymuszony. – Masz na coś ochotę? Może obejrzymy film albo pomogę ci wziąć prysznic?

– Jestem zmęczona…

– Odpocznij… – zaczęła i od razu zamilkła, bo w oczach dziewczyny pojawiły się łzy. – Kochanie?

– Mamo, jestem już zmęczona.

Ból przyszedł nagle, bez ostrzeżenia rozgałęził się każdym zakończeniem nerwowym i Sharon ostatkiem sił powstrzymała cisnące się pod powieki łzy. Gdyby tylko mogła, bez wahania odebrałaby od Leah całe jej cierpienie, przyjęłaby je na swoje barki.

Boże, dlaczego mi to robisz? Dlaczego robisz to akurat jej?

Przełknęła gulę tkwiącą w gardle i sięgnęła po wychudzoną dłoń córki. Nie wiedziała, jak jej pomóc, dlatego musiała być dla niej oparciem.

– Wiem, kochanie – wyszeptała zdławionym głosem. – Pamiętaj, że jestem tutaj i zawsze będę przy tobie…

Cameron czuł się tak, jakby był maszyną i został przełączony na autopilota. Nie wiedział, co się działo wokół, bo ból, jaki nim zawładnął, odbierał mu trzeźwość myślenia.

Nie pamiętał powrotu do domu ani tego, co robił przez resztę dnia. Wciąż za to wracał myślami do spotkania w kawiarni.

– Słuchasz mnie? – Alice poruszyła się w jego ramionach.

Nie słuchał i nawet nie próbował udawać, że było inaczej. Potrzebował sprawdzić, upewnić się, że nie miał omamów słuchowych, a spotkanie z Sharon mu się nie przywidziało. Chciał mieć tylko pewność.

Kołatanie w sercu nasilało się z każdą myślą, która nieuchronnie prowadziła go do podjęcia jedynej rozsądnej w tym przypadku decyzji. Od półtora roku zastanawiał się, gdzie zniknęła Leah i co się z nią działo. Przez cały ten czas nie wiedział nic, więc teraz, gdy zdobył informację, musiał ją sprawdzić. Jego samopoczucia nie poprawiał fakt, że dziewczyna, sądząc po podsłuchanych słowach, przebywała w szpitalu. W głowie od razu pojawił się obraz Leah, uciskającej palcami miejsce na swojej klatce piersiowej.

Wiedział, że jeżeli w tym momencie nic nie zrobi i nie przekona się na własne oczy, to przez następne lata będzie żałować. Sumienie zeżre go od środka.

– Cam?

Nie musiał nawet spoglądać na Alice, by domyślić się, że nie była zadowolona. Nie dość, że jej nie słuchał, to jeszcze ignorował.

– Co się z tobą dzieje? Dokąd ty idziesz?

– Muszę wyjść – rzucił, łapiąc za pierwszą lepszą bluzę, która znalazła się w zasięgu jego wzroku.

– Teraz?

– Umówiłem się – skłamał na poczekaniu. Był coraz bardziej nakręcony, jakby wraz z podjęciem decyzji wstąpiły w niego nowe siły.

– Jak to „umówiłeś się”? O tej porze? Camer… Zatrzymaj się! – Podniosła głos o jeden ton, kiedy sięgnął po kluczyki.

Stanął w miejscu i na nią spojrzał.

– Co się, do cholery, dzisiaj z tobą dzieje? Nigdy się tak nie zachowywałeś.

– Bo zapomniałem, okej? Nie lubię się spóźniać.

– Ale…

– Lecę. – Nie dał jej szansy dokończyć; zatrzasnął za sobą drzwi i dopiero wtedy głęboko odetchnął.

Miał tylko nadzieję, że Alice za nim nie wybiegnie, żeby zrobić mu przesłuchanie: z kim, po co, dlaczego.

Kiedy wreszcie ruszył spod wieżowca, czuł, jak żołądek nieprzyjemnie mu się skręcił, ciało telepało się niczym w febrze, dłonie się pociły, a oddech rwał się, jakby przebiegł dwa maratony z rzędu. Nie potrafił nawet utrzymać kierownicy. Wszystko za sprawą tego, że ONA mogła tam być.

– Nie nakręcaj się, stary – warknął do siebie. – Setki razy tak robiłeś i sam wiesz, jak się to kończyło.

Drogę do szpitala pamiętał jak przez mgłę i w duchu podziękował, że dotarł w całości, a nie rozpieprzył się gdzieś na barierce.

Widząc przed sobą ogromny gmach z milionem okien, wciągnął w płuca powietrze, po czym z cichym świstem je wypuścił. Nie przyjmował do wiadomości, że mogłoby mu się nie udać.

Po raz ostatni wziął głęboki wdech, nasunął na głowę kaptur i przeszedł przez rozsuwane, wysokie drzwi. Mimo późnej pory w budynku panował ruch, z głośników natomiast wybrzmiewały komunikaty, na których w ogóle się nie skupiał. Wtedy też po raz pierwszy zwątpił. Kompletnie nie wiedział, od czego zacząć.

Wzrokiem odnalazł wreszcie tablicę z napisem RECEPCJA. Przy długim, półokrągłym blacie siedziały trzy kobiety, dwie z nich wyglądały na zajęte, więc wybór był oczywisty. Liczył, że uda mu się ją zbajerować, bo doskonale wiedział, że bez kłamstwa się nie obejdzie.

Pewnym krokiem podszedł do kontuaru i gdy młoda dziewczyna uniosła wzrok, posłał w jej stronę lekki uśmiech. Po jej szeroko otwartych oczach domyślił się, że go rozpoznała.

– Dobry wieczór. Mam mały problem i chyba się zgubiłem.

– To… ty… ty. – Odchrząknęła, nerwowym gestem poprawiając włosy. – Przepraszam, czego pan szuka?

– Moja narzeczona jest w tym szpitalu, ale nie mam pojęcia, jak do niej trafić. Wróciłem właśnie do miasta, a ona ma wyłączony telefon, pewnie jak zwykle jej się rozładował. Mogłaby pani podać numer pokoju, w którym leży, albo przynajmniej wskazać, gdzie powinienem się kierować? – Uśmiechnął się szerzej, a gdy dziewczyna już miała się odezwać, dodał pospiesznie: – Ma na imię Leah. Leah Collins. Obiecałem, że tuż po powrocie przyjadę do niej. Sama pani rozumie… Nie mogę jej zawieść.

Jeszcze przez chwilę mu się przyglądała, po czym wstukała coś w komputer i po raz kolejny spojrzała mu w oczy.

– Leah Collins – powtórzyła, marszcząc brwi. – Kardiologia, tak?

– Tak – odparł bez wahania, chociaż serce biło mu teraz dwukrotnie szybciej, ba!, trzykrotnie, gdy uświadomił sobie, że jego obawy o stan zdrowia dziewczyny okazały się słuszne.

– Budynek Milistein. Tamtym wyjściem. – Wskazała wielkie, przeszklone drzwi po jego prawej stronie. – Przejdzie pan przez ulicę i tam znajduje się skrzydło szpitala. Siódme piętro. Pacjentka leży w pokoju siedemset pięć. Godziny odwiedzin już się skończyły, ale może uda się panu przekonać kogoś na oddziale, żeby wpuścili pana na kilka minut.

– Rozumiem. Bardzo dziękuję.

Gdyby tylko mógł, wybiegłby z budynku, żeby w jak najkrótszym czasie dostać się do tego drugiego. Gdyby tylko mógł, pospieszyłby również windę, ponieważ wlekła się niemiłosiernie.

Widok, który się przed nim rozpościerał, kiedy odnalazł jej pokój, złamał go do reszty, jednocześnie wtłoczył do serca nadzieję tak wielką, że miał wrażenie, że jeszcze chwila i wyskoczy mu z piersi.

To była Leah. To była ona.

Mimo że lampka zaświecona w rogu pokoju dawała niewiele światła, on ją rozpoznał. Ostrożnie stawiał kroki, tak by jej nie wystraszyć, by jej nie obudzić.

Leżała skulona na boku i posapywała cicho.

To była Leah. Jego Leah.

Nieważne, że się zaręczył, że nie był sam, że miał inną kobietę. To Leah była najważniejsza. Wreszcie ją odnalazł. Udało mu się.

Przysiadł na fotelu, tuż przy łóżku dziewczyny. Uniósł rękę i zatrzymał się nagle, bojąc się tego, co będzie, gdy poczuje ciepło jej skóry, ale pragnienie dotyku było w tym momencie silniejsze od strachu. Chciał JĄ poczuć pod palcami, by mieć pewność, że jest realna, że to nie był jego kolejny sen, po którym obudzi się i jej nie będzie.

Przejechał dłonią po bladym policzku i wstrzymał oddech, gdy powieki Leah nieznacznie się uniosły, po czym znowu opadły, jakby z nimi walczyła.

I wtedy zobaczył jej uśmiech i już nie powstrzymał łez.

– Cześć, maleńka – wyszeptał, przysuwając się bliżej łóżka.

– Jesteś znowu…

Znowu?

– Będziesz dzisiaj… koszmarem? – Opuściła powieki, po czym nieznacznie je uniosła. – Nie chcę… koszmaru… – mówiła cicho, każde słowo poprzedzała przerwą, jakby miała trudności z ich wypowiadaniem.

Ona myśli, że jestem snem…

Śniła o nim, tak jak on o niej przez ostatnie półtora roku.

– Nie będę koszmarem – zapewnił bez wahania.

– Ale zaraz… znikniesz.

– Obiecuję, maleńka, że nie zniknę.

– Nigdy nie… zdążyłam ci… – Szept wydostał się spomiędzy jej bladych warg, a wraz z nim pojawiły się pierwsze łzy i pozostawiły błyszczące ślady na policzkach. – Nie zdążyłam powiedzieć… Zawsze znikałeś…

– Nie tym razem, kochanie. Nigdzie się stąd nie ruszam.

– Wciąż cię… kocham…

Słowa dziewczyny odbiły się echem po ścianach jego umysłu, były niczym plaster na krwawiące serce, napełniły je tak ogromnym szczęściem, że gdyby nie siedział, ugięłyby się pod nim kolana.

Jakby cofnął się te kilkanaście miesięcy. Jakby znalazł się wreszcie w odpowiednim miejscu. Jakby wrócił w końcu do domu po latach tułaczki.

Leah była jego domem i go kochała.

– Od zawsze… Zdążyłam… – Uśmiechnęła się z trudem. – Mam nadzieję, że to czułeś… Poczujesz… Wiesz…

Wyraźnie dostrzegał, że uniesienie ociężałych powiek to dla dziewczyny ogromna walka. Załamało go to do reszty.

– Odnalazłem cię, kochanie. W końcu cię odnalazłem.

– Teraz mogę się poddać… – Westchnęła, jakby nagle uciekło z niej całe powietrze.

– Co?

– Nie mam sił… Powiedziałam… Zdążyłam… Cameron…

– Nie pozwolę ci odejść.

– Zawsze tak… mówisz.

Sięgnął do dłoni Leah i czule ucałował niemal lodowate palce. Jej powieki się już nie uniosły. Zasnęła z uśmiechem na ustach, ze śladami łez na policzkach, wciąż piękna jak kiedyś.

Nie mógł pozwolić jej odejść. Nie teraz, gdy ją odnalazł. Nie, gdy wreszcie miał ją przy sobie.

– Nie wyrwiesz mi znowu serca. Nie odejdziesz, kochanie – wyszeptał, słysząc jej miarowy, spokojny oddech.

Oparł głowę na ich splecionych palcach i na nowo zapamiętywał każdy najdrobniejszy szczegół z twarzy dziewczyny.

2. Idźcie do diabła!

Danielle nigdy nie żałowała decyzji o przeprowadzce z Chicago do Nowego Jorku. Bez wahania wprowadziła zmiany w życiu zarówno swoim, jak i Ryana, a wszystko dla jedynej przyjaciółki.

Wsiadła do windy i wcisnęła odpowiedni przycisk. Dotarłszy na siódme piętro budynku szpitala, przywitała się z kilkoma osobami z personelu, które dobrze znała. Leah zbyt długo tu przebywała, by ci ludzie nadal mogli być tylko twarzami bez imion.

O tak wczesnej porze, kiedy zegarek wskazywał parę minut po czwartej rano, panowała tu względna cisza. Po oddziale nie kręcili się pacjenci ani odwiedzający, i gdyby nie problemy ze snem, ona również nie zdecydowałaby się na tak wczesne przyjście.

Poprawiła torbę na ramieniu, w której miała wszelkie notatki na dzisiejsze zajęcia. Zamierzała spędzić u przyjaciółki kilka godzin i stąd udać się prosto na uczelnię.

Schowała telefon do kieszeni, po cichu rozsunęła przesuwne drzwi i zmarszczyła czoło zdziwiona, gdyż nikogo obcego nie powinno tutaj być, tym bardziej o tej porze. Zrobiła krok w przód i gwałtownie zasłoniła usta dłonią, by nie wydać z siebie głośniejszego dźwięku.

Rozpoznała Camerona bez najmniejszego problemu. Głowę miał ułożoną tuż przy policzku Leah, a jego wargi stykały się z ich złączonymi rękami.

W pierwszym odruchu spanikowała. Nie wiedziała, co tu robił ani skąd w ogóle wiedział, gdzie jest Leah. Po chwili jednak wspomniała słowa Sharon – to był cud, którego potrzebowały. Przynajmniej taką miała nadzieję.

Sekunda wystarczyła jej na podjęcie decyzji. Musiała z nim porozmawiać, tym bardziej że wiedziała o nim coś, czego za żadne skarby nie powiedziałaby przyjaciółce. Wiadomość o jego zaręczynach złamałaby dziewczynie serce. Danielle już od dłuższego czasu śledziła poczynania Camerona i tej jego, pożal się Boże, narzeczonej. Na samą myśl o niej miała odruch wymiotny.

Najciszej, jak się dało, podeszła do śpiącego mężczyzny i dźgnęła go palcem w ramię. Natychmiast uniósł głowę, mrugając gwałtownie, a wyraz jego twarzy zmienił się, gdy tylko uświadomił sobie, gdzie jest i kto go obudził. Dała mu znać, że ma być cicho, i wskazała na drzwi.

Zanim wyszli, zdążyła zauważyć czułe spojrzenie Camerona, które skierował w stronę śpiącej Leah, i jego delikatny uśmiech, kiedy pogładził jej policzek, a potem złożył na czole pocałunek.

Intymność w gestach mężczyzny sprawiła, że Danielle na moment wstrzymała oddech, nie mogąc oderwać wzroku od tego widoku. Jakby niewidzialna siła ją sparaliżowała.

Z chwilą gdy Cameron odwrócił głowę i zobaczyła w jego oczach łzy, wiedziała…

… że Leah ją zabije!

Cameron powinien był przejąć się wiadomościami i liczbą nieodebranych połączeń od Alice, lecz było zgoła inaczej. Odpisał jej, że żyje, i po prostu wyłączył telefon, nie tłumacząc nic więcej. Nie zamierzał się teraz skupiać na narzeczonej, bo nie ona w tym momencie była najważniejsza.

Podążał za milczącą Danielle, nie wiedząc, dokąd go prowadzi ani czy cokolwiek mu wyjaśni. Miał wrażenie, że była skłonna nawet go stąd wyrzucić. Dziewczyna jednak minęła główne wejście i skierowała się do bocznego korytarza, aż w końcu dotarli do przestronnego pomieszczenia wyglądającego jak stołówka. Z racji wczesnej pory tylko kilka stolików było zajętych.

Dopiero gdy stanęli przy długiej ladzie, Danielle odwróciła głowę i obrzuciła go chłodnym, niemal lodowatym spojrzeniem.

– Chcesz kawę?

Skinął w odpowiedzi. Obawiał się, że jeżeli otworzy usta, skończy się to awanturą i wrzaskami, dlatego się nie odzywał, pozwalając dziewczynie zapłacić za ich zamówienie. W obecnej sytuacji wolał nie ryzykować.

Odebrali napoje i usiedli przy najdalej umiejscowionym stoliku. Atmosfera między nimi była tak ciężka i gęsta, że spokojnie można było ją kroić nożem.

Chwilę jeszcze milczeli, on wpatrując się w nią, ona mieszając po raz setny kawę w swoim kubku. Wreszcie przestała i spojrzała mu prosto w oczy.

– Kto cię wpuścił do jej sali?

– Serio? To cię ciekawi? – Zmarszczył brwi, nie dowierzając w to, co słyszał. Po chwili jednak westchnął, kiedy zauważył wyraz twarzy Danielle. Pieprzona królowa lodu. – Powiedziałem, że jestem jej narzeczonym i…

– Skąd wiedziałeś? – przerwała mu.

Spokój w jej głosie zaczynał działać mu na nerwy. Tylko chęć dowiedzenia się czegokolwiek o Leah trzymała go w ryzach.

– Spotkałem się wczoraj z Sharon, widziałem, że dzwonili do niej z tego szpitala. Wystraszyła się, że coś stało się z jej córką… Głupi nie jestem, umiem łączyć fakty – warknął. – Dlaczego nikt mi nic nie powiedział? Zniknęliście, do cholery, wszyscy! – Tym razem podniósł głos, lecz zaraz zamilkł. Nie chciał wszczynać tutaj awantury, bo nie uśmiechało mu się spotkanie z ochroną szpitala.

– To była decyzja Leah.

– Czy możesz mi powiedzieć, co jej jest? Zasługuję, by wiedzieć.

– Kardiomiopatia rozstrzeniowa. Ma za słabe serce, leki nie działają, jedyna opcja to przeszczep, ale nie tak łatwo znaleźć dawcę… Poza tym ona nie chce walczyć, straciła chęci.

Zabolało go to, kurewsko mocno, dlatego na moment przymknął powieki, by jakoś poradzić sobie z paraliżującym uczuciem. Leah nie mogła się poddać, zwłaszcza że dopiero ją odzyskał. Nie mogła.

– Gdy się spotykaliśmy… Już wtedy była chora?

Danielle potwierdziła skinieniem głowy.

– Od kiedy wiesz? – Z jego ust padło kolejne pytanie. Rzucał nimi na oślep, próbując jakoś to sobie uporządkować. Póki co w jego umyśle panował ogromny chaos.

– Po kolacji u twoich rodziców, kiedy wyznałeś, że ją kochasz, zadzwoniła do mnie. Tobie planowała powiedzieć po powrocie z obozu. Nie chciała, żebyś pojechał tam i zamartwiał się o nią…

– Więc lepiej było się spakować i uciec, prawda? – wycharczał. – Zostawić mnie z niczym, zastanawiającego się…

– Nie do mnie należała decyzja. To ona ją podjęła – powtórzyła po raz kolejny. – Przez zdjęcie z tą suką pękło jej serce, to przez nie tak zadecydowała.

– Nie spałem z Jasmine… – wyszeptał, spuszczając nieco z tonu.

– Wiem, Leah jakiś czas temu dzwoniła do Tatiany.

– Nie zdradziłem jej…

– Wiem – powtórzyła. – Gdy podczas rozmowy z Tatianą poznała prawdę, jej stan się pogorszył. Osoba, którą kocham ponad własne życie, wykańcza się na moich oczach, a ja nie wiem, co mam robić.

Cameron zauważył łzy spływające po policzkach Danielle, dlatego bez wahania sięgnął do jej ręki i ścisnął ją delikatnie. Tym gestem próbował dodać dziewczynie otuchy, chociaż sam potrzebował zapewnienia, że wszystko będzie dobrze.

Odwzajemniła uścisk, a w jej oczach dostrzegł wdzięczność.

– Leah cię widziała?

– Myślała, że jej się śnię. – Uśmiechnął się na to wspomnienie. – Słyszałem jej głos, widziałem uśmiech…

– Odejdź, Cameron, zostaw ją…

– Ty chyba sobie teraz ze mnie żartujesz. – Zmarszczył czoło i wyrwał dłoń, po czym od razu zacisnął ją w pięść. Próbował odnaleźć w spojrzeniu Danielle oznaki tego, że nie mówiła poważnie. Na próżno. – Nie zostawię Leah. Gdyby tylko mi powiedziała, nie zostawiłbym jej i wtedy. Nie dała mi szansy, do cholery! Nikt z was mi jej nie dał!

– Twoja narzeczona nie będzie tym zachwycona, a ja nie pozwolę na to, żeby jakaś wywłoka, z całym szacunkiem, mściła się na mojej przyjaciółce.

– Alice nie ma tu nic do rzeczy – warknął i na chwilę stracił rezon. – Skąd o niej wiesz? Od pani Collins?

– A to ona wie?

Tym razem to na twarzy dziewczyny Cameron dostrzegł zaskoczenie, ale nie zamierzał dłużej się nad tym rozwodzić ani tym bardziej dyskutować o Alice.

– Spotkały się wczoraj – wypalił, po czym pokręcił głową. – Słuchaj, to nie ma…

– Johnson, jesteś znaną postacią – przerwała mu, co nie było niczym nowym. – Od dłuższego czasu sprawdzam, co u ciebie, wydaje mi się, że Leah też, ale nie mam pewności. Gdyby nie jej stan, to zaręczam ci, że porozmawiałabym z nią o tym wszystkim… Ale… każdy atak nadwyręża jej i tak słabe serce. – Głos nieznacznie jej się załamał.

– Atak? – powtórzył za nią.

– Płacz, krzyk, koszmary, po których dostaje leki usypiające, by wyciszyć serce. Nie pozwolę ci jej zranić, za bardzo ją kocham.

– Danielle, do cholery! Kocham Leah równie mocno, nigdy nie przestałem… – Zamilkł nagle.

Przecież to prawda. Nigdy nie przestał jej kochać, tylko na jakiś czas zagłuszył samotność.

– Ona jest teraz za słaba. Przykro mi.

– Nie masz prawa o tym decydować. – Wstał od stołu, wściekły nie tylko na nią, ale także na cały otaczający go świat. – Nie pozwolę odsunąć się od Leah po raz kolejny. Nie pozwolę ani tobie, ani nikomu innemu. Idźcie do diabła!

Wyszedł, nawet się nie żegnając, gdyż wkurwienie niemal rozsadzało mu żyły i tylko sekundy dzieliły go od powiedzenia czegoś, czego później mógłby żałować.

Nie pozwolę znowu odebrać sobie Leah!

3. To zawsze byłaś ty

Po ostatniej nocy Leah odczuwała pewnego rodzaju wyciszenie, jakby z serca spadł jej ogromny ciężar i w końcu mogła odetchnąć pełną piersią. Wszystko za sprawą niewyraźnego snu, którego nie potrafiła sobie przypomnieć, ale w którym udało jej się powiedzieć Cameronowi, że go kocha. Wreszcie to z siebie wyrzuciła, a on ani się nie pokazał, ani nie rozpłynął w powietrzu, tak jak robił to za każdym razem. Teraz było inaczej. Mimo wszystko przyniosło jej to ulgę.

Przez ponad rok żyła przeświadczeniem, że ją zdradził, przez co miała do siebie pretensje, że pozwoliła mu się zniszczyć. Ciągle zadawała sobie pytanie: dlaczego? A później, kiedy dowiedziała się prawdy, dopadły ją wyrzuty sumienia. Niczym sępy żerowały na jej poczuciu winy. Żałowała, że nie powiedziała mu, co czuła.

Była jednak przekonana, że dobrze zrobiła, zatajając przed nim chorobę. Miał piękną, pełną energii narzeczoną, wspaniałe życie i karierę, o której marzył. Był szczęśliwy przy boku innej i Leah musiała się z tym pogodzić, pomimo bólu, jaki odczuwała, patrząc na ich wspólne zdjęcie.

Uśmiechnęła się smutno do własnych myśli i pokręciła delikatnie głową. Musiała zapomnieć o przeszłości, skupić się na sobie, spróbować… żyć.

Ten dzień różnił się od pozostałych. Spokój w sercu sprawił, że bez zmuszania się przeczytała książkę i współpracowała z pielęgniarkami. Ba, wreszcie ucieszyła się z zaliczonych ostatnio testów i podjęła decyzję o przeniesieniu się – o ile stan zdrowia jej na to pozwoli – na uniwersytet, na którym studiowała Danielle. To postanowienie rozbłysło bladym światełkiem, dając nadzieję na lepsze jutro.

Nastrój Leah zmienił się jednak, kiedy z wizytą przyszła matka i sprawiała wrażenie, jakby coś nie dawało jej spokoju. Dziewczyna rozumiała, że choroba, z którą się zmagała, wykańczała rodziców, ale sądziła, że matkę ucieszy lepsze samopoczucie córki. Niestety Sharon wcale nie wyglądała na uradowaną, ale tym Leah zamierzała zająć się innym razem, gdyż ten dzień i tak już wyczerpał jej znikome pokłady energii.

Atmosfera tego miejsca, gdy za oknem panowały niemal egipskie ciemności, a w sali nie było już nikogo, rozluźniała jej spięte mięśnie, wyciszała umysł. Dziewczyna skupiła mętny wzrok na kroplówce, którą kwadrans wcześniej podłączyła dla niej Amber, jedna z pielęgniarek, i wiedziała, że za chwilę po prostu odpłynie. Potrzebowała tego. Potrzebowała nie czuć, nie analizować.

Kap… Kap… Kap…

Przymknęła powieki, bo zbyt mocno jej ciążyły, by mogła dłużej wpatrywać się w spadające krople.

Otoczyła ją mgła i mimo że niewiele widziała, nie bała się. Czuła, że właśnie tak powinno być.

Odwróciła się, kiedy do jej uszu dotarł jakiś dźwięk, a do nozdrzy wdarł się znajomy zapach. Zaledwie na ułamek sekundy w jej sercu zagościła panika.

– Hej, maleńka.

Uśmiechnęła się, nadal próbując cokolwiek dostrzec przez gęstą kurtynę. ON powrócił do niej i chciała go zatrzymać na dłużej.

– Cameron, przyszedłeś… – wyszeptała.

– Jestem. Za to ty źle się ze mną przywitałaś. – Jego cichy śmiech rozniósł się echem w jej głowie. – Czy nie powinno być: „cześć, kochanie”? Musisz się poprawić.

Sen był inny. Wiedziała, że śniła, chociaż nie potrafiła wyjaśnić, skąd jej się to wzięło. Nie zamierzała jednak się nad tym rozckliwiać, płynęła z nurtem swoich myśli, przyjmując każdy najdrobniejszy szczegół, dźwięk, każde słowo. Nie chciała, by ten sen nagle stał się koszmarem. Nie teraz, kiedy udało jej się złapać chociaż namiastkę równowagi. Nie dzisiaj.

– Cześć, kochanie. – Ponownie się rozejrzała. – Nie widzę cię…

– Tym się nie przejmuj, jestem tutaj. Tęskniłem.

Było jej dobrze, mimo że nie widziała Camerona. Wystarczyło, że słyszała jego głos.

– Zawsze tak… mówisz…

– Nie dotrzymałaś słowa, nie poczekałaś na mnie.

Przez chwilę zastanawiała się, o czym mówił, zaraz potem wspomnienie z ich ostatniego spotkania zalało jej umysł i uśmiechnęła się do siebie.

– Jestem teraz.

– Obiecasz mi coś?

– Wszystko, kochanie… – wydyszała. Miała problem z wypowiadaniem słów, jakby była zmęczona, senna. Czuła się senna.

– Nie zabieraj mi mojego serca, nie wyrywaj go po raz kolejny. – Wyraźnie słyszała rozpacz i ból w jego głosie.

Otworzyła usta, żeby mu odpowiedzieć, ale spomiędzy jej warg nie wydostał się nawet najcichszy dźwięk. Nagle mgła się rozproszyła, nieznacznie, ale to wystarczyło, by Leah zobaczyła obraz uśmiechniętej blondynki.

Wystarczyła ta jedna klatka.

– Ono już nie… nie… – sapała z coraz większym trudem. – Nie jest… moje… już nie… ja wiem…

Przestała cokolwiek czuć, słyszeć, widzieć. Otoczyła ją pustka.

Leah wybudziła się ze snu, gdy poczuła nieznaczny ruch. Uświadomiła sobie, że ktoś obejmował ją ramieniem w talii i ogrzewał swoim ciałem. Zamarła, gdy w jej nozdrza uderzył znajomy zapach perfum.

Bicie jej serca przyspieszyło. Wyraźnie słyszała nierówny rytm, obwieszczany przez stojącą blisko łóżka maszynę.

Uspokój się, uspokój, do cholery! – krzyczała na siebie w myślach.

– Błagam, maleńka, tylko spokojnie. – Dobrze znany szept przeciął ciszę niczym wystrzelona z łuku strzała.

– Śpię… To tylko sen… – powtarzała jakby w amoku. To mi się przecież śni.

– To ja, kochanie. Spójrz na mnie. To ja.

Dopiero wtedy Leah odważyła się uchylić powieki i unieść głowę, by zatopić się w czułym spojrzeniu niebieskich oczu.

– Ale… – Żeby zniwelować ucisk, który błyskawicznie pojawił się w jej sercu, przytknęła dłoń do klatki piersiowej.

– Musisz się uspokoić, bo wyjdzie na jaw, że tu jestem, i mnie stąd wywalą. Tego wolałbym uniknąć. Jeżeli teraz zdecydujesz, że mnie nie chcesz, to wyjdę, ale nie licz na to, że zniknę z twojego życia. Odejdę dzisiaj, wrócę jutro. Nie zniknę już… Nie zmusisz mnie do tego. – Dokończył na jednym wdechu.

– Cameron…

– Jestem tutaj, maleńka. Jestem z tobą.

Po tych słowach Leah wtuliła się w jego koszulkę, jakby od tego zależało jej życie, i rozpłakała się na dobre. Nie potrafiła odsunąć się od mężczyzny, nawet gdy uświadomiła sobie, że brudzi mu ubranie swoimi smarkami.

– To naprawdę ty…

– To ja.

– Przepraszam. Tak strasznie przepraszam… – Chlipała, próbując sensownie sklecić zdania. – Za wszystko. Za to, że pomyślałam…

– Ciii…

– Nie, ja muszę… Żałuję… Tak strasznie żałuję…

– Już dobrze, Leah…

– Powinnam ci ufać, porozmawiać z tobą. A ja… – Łkała coraz głośniej.

– To nic, maleńka. – Pogładził ją po włosach, przerywając jej słowotok. – Najważniejsze, że cię mam. Że jesteś.

Nie potrafiła zebrać myśli, które zalały jej umysł milionem pytań, wspomnień i niewypowiedzianych marzeń.

Cameron był tutaj, przy niej. Wciąż czuła jego zapach, oddech we włosach, ramiona, którymi ciasno oplatał jej talię, i dłonie uspokajająco gładzące ją po plecach. Nie zniknął ani się nie rozpłynął.

Nie był snem.

– Jak? Skąd? Co ty…

Uśmiechnął się czule, ścierając palcami łzy z jej policzków i przerywając potok słów.

– To pytania nie na dzisiaj. Teraz chcę cię tylko tulić. Mieć blisko. Obiecuję, że na resztę przyjdzie jeszcze czas.

Nie dał jej nawet chwili na odpowiedź, tylko pochylił się i przywarł do jej ust z delikatnością, o jaką nigdy by go nie podejrzewała. Przeniósł ich w przeszłość, gdzie liczyli się tylko oni. Nikt inny.

Z każdą sekundą czuła coraz więcej, coraz intensywniej. Starała się włożyć w ten pocałunek wszystkie emocje, które kumulowały się w niej, odkąd go zostawiła: żal, tęsknotę, strach, ból i miłość. Miała nadzieję, że Cameron to czuł.

Mocniej zacisnęła palce na materiale jego koszulki i wtedy, z siłą wystrzelonego pocisku, do jej umysłu wdarła się myśl, że przecież on kogoś miał, nie był sam. Nie mogła postąpić aż tak egoistycznie, mimo że wszystko w niej krzyczało, by nie przerywała tego, co się właśnie między nimi działo.

Niechętnie się odsunęła, próbując uregulować oddech.

– Przepraszam. Nie powinnam… Ja…

– O czym ty mówisz? – Uniósł jej podbródek, ale odwróciła wzrok i przymknęła powieki, pod którymi pojawiły się niechciane łzy, kolejne zresztą. – Spójrz na mnie.

Nie potrafiła tego zrobić. Bała się, że przepadnie w jego oczach.

– Kochanie, proszę.

– Nie powinieneś się tak do mnie zwracać. – Sporo wysiłku kosztowało ją wypowiedzenie tych kilku słów. Nie chciała ponownie się rozbeczeć.

– Będę mówić, Leah. Będę cię nazywać tak, jak ty mnie w nocy.

– C-co? – Tym razem spojrzała mu prosto w oczy, nie rozumiejąc, o czym mówił. W nocy? Przecież to był sen, śniłam wtedy, ale… – Jak to w nocy?

– Wciąż jesteś tak samo uparta. Mówiłem, żebyśmy nie rozmawiali dzisiaj. – Uśmiechnął się i westchnął. – Od dwóch nocy się tu pojawiam. Kochasz mnie. Wiem to i nie zaprzeczysz. A ja kocham ciebie, bo nigdy nie przestałem. Tylko nie dałaś mi szansy nic wyjaśnić.

– Cameron, nie powinniśmy. Masz…

– Collins, do cholery! To zawsze byłaś ty. Tylko ty.

Zaskoczył ją podniesionym tonem, przez co zamilkła na moment, wpatrując się w zmarszczkę powstałą między jego brwiami.

– Strasznie krzyczysz.

– Bo mnie do tego zmusiłaś. – Spojrzał na zegarek na nadgarstku, gdy ten wydał z siebie ciche piknięcie. – Kochanie, nie powinienem cię teraz opuszczać i uwierz mi, że chciałbym zostać…

Wraca do niej, do swojej narzeczonej. Myśli rozszalały się w głowie Leah, siejąc w niej spustoszenie. Zabolało tak mocno, że na zaledwie ułamek sekundy się skrzywiła, ale Cameron zdołał to zauważyć.

– Leah, to zawsze byłaś ty… Załatwię swoje sprawy – zaczął drżącym głosem, jakby czytał w jej myślach. – Nie uciekaj więcej ode mnie. Nie uciekaj, bo tym razem sobie nie poradzę.

Pierwszy raz widziała w jego oczach łzy i ten widok zacisnął się niewidzialną klamrą na jej bolącym sercu.

– Kocham cię. Kocham, Leah.

– Cameron…

– Nie. Zawsze miałaś wątpliwości i to ja jestem temu winien, ale szczerze cię kocham. Obiecaj mi, że nie odejdziesz…

Nie wahała się dłużej, kiedy łzy pociekły mu po policzkach. Zbyt długo była bez niego, zbyt długo odsuwała go od siebie, myśląc, że robiła dobrze. Jak widać, myliła się.

Podciągnęła się nieznacznie i dotknęła wargami jego ust. Języki splątane w miłosnym tańcu, oddechy mieszające się ze sobą, palce w jego włosach… Zignorowała nawet bolące z nadmiaru emocji serce.

– Co tu…? – Amber urwała w połowie zdania. – Czy wyście powariowali? I kim pan jest?

Leah miała ochotę wykopać sobie jakąś dziurę i schować się w niej głęboko. Policzki paliły ją żywym ogniem, więc była pewna, że jest czerwona aż po czubek głowy. Za to Cameron…

– Jestem jej narzeczonym.

Zakasłała i niemal udławiła się własną śliną, gdy tylko usłyszała stwierdzenie wypowiedziane pewnym tonem.

– A ja jestem królowa Elżbieta. – Pielęgniarka nie miała skrupułów, by się odgryźć. Widziała go przy Leah pierwszy raz, więc nic dziwnego, że odbiła piłeczkę. – No szybciutko, zabieramy swoje rzeczy… Szanowny narzeczony może przyjść w godzinach odwiedzin. I kto w ogóle pana o tej porze wpuścił?

Cameron, ignorując kobietę, zsunął się z łóżka i pochylił nad Leah. Złożył na jej ustach delikatny pocałunek, chociaż ona nie miałaby nic przeciwko, gdyby całował ją tak do końca świata. Następnie uśmiechnął się, ukazując dwa dołeczki w policzkach, za którymi również tęskniła.

– Kocham cię, maleńka.

– Ja ciebie też – odpowiedziała, nie wiedząc do końca, czy robi dobrze.

Nie chciała niszczyć mu życia, a jednak powiedziała to i wtedy zobaczyła jeden z tych jego uśmiechów. Ten jeden, zarezerwowany tylko dla niej. Ten z przeszłości.

Trening mu dzisiaj wyjątkowo nie szedł, ale wcale się temu nie dziwił, bo jego głowę zaprzątały myśli o Leah. Odnalazł ją, odzyskał i nie zamierzał już nigdy wypuszczać z rąk.

– Johnson, wszystko okej? – Brad poklepał go po ramieniu i przysiadł obok. – Nie jesteś dzisiaj sobą. Tak w zasadzie to od wczoraj jesteś inny. Coś się dzieje?

Cameron powoli pokręcił głową. Nadal siedział w całym stroju, nie przejmując się ochraniaczami czy mokrą od potu koszulką. Odtwarzał w pamięci niczym film uśmiech dziewczyny, zieleń jej oczu, smak i dotyk. Klatka po klatce, obraz za obrazem, wspomnienie za wspomnieniem.

Dopiero postać biegnącego do niego Kentona przywołała go do rzeczywistości.

– Stary, zrób coś ze swoją panną – warknął, gdy stanął tuż przed Cameronem. – Barry już ma jej po dziurki w nosie.

– Że, kurwa, co?!

– Awanturuje się z nim – wyjaśnił, spuszczając z tonu.

– Nabroiłeś? – Brad nie powstrzymał się od komentarza.

– Spędziłem ostatnie noce z inną – odparł Cameron i nie zwracając uwagi na zaskoczonych kumpli, podbiegł w stronę wyjścia. W kilku krokach pokonał korytarz, na którego końcu znajdowało się stanowisko ochroniarza.

Barry był rosłym mężczyzną, nad wyraz spokojnym, przynajmniej do momentu, aż ktoś nie nadepnął mu na odcisk. A Alice chyba nie bardzo przypadła mu do gustu, bo wiecznie skakali sobie do gardeł.

Będąc blisko bramek, Cameron usłyszał dwa podniesione głosy:

– Daj mi się z nim zobaczyć! – Kobieta darła się coraz głośniej. – Jestem jego narzeczoną, mogę tam wejść!

– Możesz być i pierwszą damą! Zaraz pewnie się tu zjawi…

– Jestem już. Wybacz, Barry. To się więcej nie powtórzy.

– Spoko. Wiesz, że nie mogę nikogo wpuszczać, gdy trenujecie. – Ochroniarz się uspokoił, mimo że wciąż nieprzychylnie łypał w stronę blondynki.

– Alice – wysyczał Cameron i złapał dziewczynę za ramię, po czym wyprowadził przed budynek. Szarpała się, ale zacisnął palce mocniej, tak by mu się nie wyrwała. – Co ty wyprawiasz?! Jestem na treningu, do cholery!

– A ja byłam w pracy! I się z niej urwałam, bo ty nie potrafisz odebrać ode mnie telefonu!

– Jestem zajęty, to chyba widać.

– A w nocy? Też byłeś zajęty?! Co to za dziwka, u której spędzasz już drugą noc z rzędu?! – darła się, nie zwracając uwagi na to, czy nikogo nie ma w pobliżu, czy nikt nie słucha.

Czego innego mógł się po niej spodziewać? Przecież nigdy nie brała jeńców, nie szła na kompromis. Dopiero teraz dostrzegł, jak bardzo zepsuta była i w jak toksycznym związku tkwił.

– Nie waż się… Nie twój interes – warknął.

– O nie, kochanieńki, to jest właśnie mój interes. Jestem twoją narzeczoną! Nie pozwolę się tak traktować! – syczała przez zaciśnięte zęby.

– Czyli zostaje nam jedno wyjście, bo jednak nadal uważam, że to nie twój interes.

– Co?! Zrywasz ze mną?! O nie! Wsadź sobie w dupę ten związek. To ja odchodzę!

I zrobiła to, a on nie wiedział, czy ma się śmiać, czy przybić sobie piątkę.

Stał tam jak kretyn, zastanawiając się, co tak właściwie wydarzyło się przed sekundą. W końcu pokręcił energicznie głową i wszedł z powrotem do środka, natrafiając na rozbawione spojrzenie Barry’ego. Sądząc po jego drgających skrzydełkach nosa i kącikach ust, z trudem powstrzymywał śmiech. Cameron, nie wahając się, uniósł wysoko ramię, na co ochroniarz od razu przybił mu piątkę i roześmiał się tubalnie.

– Nareszcie, młody.

– Whoooaaaa! Byłem idiotą! – krzyknął, biegnąc w stronę boiska. Wciąż słyszał za sobą śmiech mężczyzny.

Dałby sobie głowę uciąć, że pójdzie mu gorzej. Teraz jednak miał ochotę skakać z radości i pewnie zrobiłby to, gdyby nie głos szczerzącego się jak wariat Brada:

– Johnson, co to za dupa, że olałeś dla niej blondynę?!

To zdanie sprawiło, że oczy wszystkich z drużyny natychmiast skupiły się na nim.

I Cameron już wiedział, że ma przejebane.

© Wydawnictwo Black Rose, Zamość 2025

ISBN 978-83-68216-63-9

Wydanie pierwsze

Redakcja

Anna Łakuta

Korekta

Kinga Dąbrowicz

Danuta Perszewska

Paulina Wójcik

Magda Adamska

Skład i łamanie

Andrzej Zyszczak – Zyszczak.pl

Projekt okładki

Melody M. – Graphics Designer

Wszelkie prawa zastrzeżone.

Książka ani jej części nie mogą być przedrukowywane ani w żaden inny sposób reprodukowane lub odczytywane w środkach masowego przekazu bez pisemnej zgody autorki i wydawcy.