Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
159 osób interesuje się tą książką
Jedna kobieta, jeden dom i… dwóch braci.
Drea to dziewczyna o ciętym języku oraz marzeniach wielkości samej Kanady i choć z natury jest optymistką, to po rodzinnej tragedii nie umie się pozbierać.
Niespodziewanie znajduje pocieszenie w Cyrusie, wokaliście niezależnego zespołu rockowego, z którym nawiązuje internetową znajomość. Po kilku miesiącach wymiany gorących wiadomości oraz namiętnych spotkań czuje, że trafiła na mężczyznę swoich marzeń. Postanawia pójść za głosem serca – porzuca dotychczasowe życie i przeprowadza się na drugi koniec kraju, by zamieszkać z ukochanym.
Na miejscu brutalnie zderza się z nową rzeczywistością oraz… potężnie zbudowanym, wytatuowanym gburem Loganem – pilotem śmigłowca ratunkowego, który niesamowicie ją intryguje i chociaż ciężko jej to przyznać, także pociąga. Pozornie wszystko wciąż mogłoby wydawać się piękne, ale tak się składa, że od teraz Drea będzie dzieliła z Loganem jeden dom, a po czasie zawrze z mężczyzną pewną umowę.
Plany Drei na szczęśliwe zakończenie stają pod znakiem zapytania, tak samo jak jej uczucia. Kto w tej historii okaże się czarnym charakterem, a kto prawdziwym bohaterem?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 494
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Copyright © B. A. Feder, 2023
Copyright © Wydawnictwo Poznańskie sp. z o.o., 2024
Redaktorka prowadząca: Zuzanna Sołtysiak
Marketing i promocja: Aleksandra Wróblewska
Redakcja: Patryk Białczak
Korekta: Daria Latzke, Damian Pawłowski
Projekt typograficzny, skład i łamanie: Justyna Nowaczyk
Projekt okładki i stron tytułowych: Magda Bloch
Fotografie:
© carolaraujo / Adobe Stock
© feedough / Depositphotos
Zadruk wnętrza: Magda Bloch
Konwersja publikacji do wersji elektronicznej: Dariusz Nowacki
Zezwalamy na udostępnianie okładki książki w internecie.
eISBN 978-83-68045-75-8
CZWARTA STRONA
Grupa Wydawnictwa Poznańskiego sp. z o.o.
ul. Fredry 8, 61-701 Poznań
tel.: 61 853-99-10
www.czwartastrona.pl
Dla każdej dziewczyny, która znalazła
w sobie odwagę, aby odcumować swój statek
i wyruszyć nim z portu na otwarte morze,
mimo że nie wiedziała, co ją czeka.
Jesteście siłą.
Prolog
♫ VOILÀ – Figure You Out
Przyszłość
Drea, 26 lat
Z całej siły trzasnął drzwiami wejściowymi. Dźwięk uderzenia w futrynę przypominał ten, który aktualnie wydawały moje ocierające się o siebie zęby. Zagotowałam się ze złości. Miałam ochotę zamienić się w Draculę, a następnie rzucić się na tego napuszonego Kanadyjczyka i w ramach wyładowania swojej frustracji zatopić w nim kły, przysięgam.
Podniósł mi ciśnienie jeszcze bardziej, gdy kolejne drzwi – te prowadzące do sypialni – zamknął mi w zasadzie przed nosem.
O nie. Tak nie będziesz ze mną pogrywał.
Dziarsko wkroczyłam do pokoju, nie bacząc na gniewny wzrok, którym mnie obrzucił. W przeciwieństwie do ludzi z okolicy wcale się go nie bałam, bo niby czego? Jego dwumetrowego wzrostu? Tego, że był wielki jak dąb i gdyby chciał, najpewniej zmiażdżyłby mnie palcem? Prychnęłam w myślach.
No błagam, mój wewnętrzny Chuck Norris zaraz zrobi mu durszlak z tyłka… Zwłaszcza że dalej jestem w bojowym nastroju.
Westchnęłam pod wpływem swoich myśli. Prawdę powiedziawszy, po prostu wiedziałam, że w życiu by mnie nie skrzywdził. Już nie raz to udowodnił, szczególnie dzisiejszej nocy.
– Może w końcu porozmawiasz ze mną o tym, co się stało? – syknęłam. – Tym razem nie dam ci się przepędzić na cztery wiatry.
Automatycznie zbadałam spojrzeniem jego sprawną rękę. Dopiero teraz, w pełnym świetle, zauważyłam, że na jego pociętych knykciach zaschły strużki krwi. Wzdrygnęłam się, przypominając sobie sytuację spod baru.
Miał też rozciętą wargę. Mogłam się założyć, że jutro na jego twarzy pojawią się także fioletowe siniaki.
Boże… Oby tylko nie po tej stronie z bliznami – przemknęło mi przez głowę.
Wyłapałam, że już i tak wystarczająco nienawidził tych szram, dowodu na to, jak okrutnie potraktował go los.
Zabawne. Mimo że nieustannie wyprowadzał mnie z równowagi, i tak pochylałam się nad jego samopoczuciem.
Bo ci na nim zależy… – Złośliwy głosik wybrzmiał w moim umyśle.
Och, zamknij się już!
Musiał wyczuć, że mu się przyglądam, bo zawarczał i się obrócił.
Coraz bardziej mnie drażniło, że ustawiał się do mnie drugim profilem, tak abym nie oglądała jego prawego policzka. Nie kłamałam, gdy powiedziałam mu ostatnio, że nie ma w nim nic odrzucającego. Wbrew pozorom te ślady – oprócz tego, że co najwyżej dodawały mu surowości – bardzo do niego pasowały. Do jego potężnej budowy, wiecznie zmarszczonych brwi, prezencji drwala i niesamowicie pociągającej twarzy. Niechętnie to przyznawałam, ale z tymi bliznami wyglądał do bólu seksownie, wręcz dziko, niczym wyciągnięty ze środka mroźnej puszczy po miesiącach od ostatniego kontaktu z drugim człowiekiem. Nie żeby rozmijało się to z rzeczywistością. Nawet zachowywał się jak człowiek z lasu.
Nagle zwrócił swoją ogromną sylwetkę w moim kierunku.
– Nie ma o czym mówić – syknął.
Znów próbował uciekać.
– Oczywiście, że jest – zaoponowałam. – Nie powinieneś był aż tak ryzykować! I jeszcze chciałeś tam zostać, żeby się z nimi rozprawić, chociaż już dawno leżeli na ziemi! – Wykonałam bliżej nieokreślony gest rękami. – A co, gdybyś drugi raz sobie z nimi nie poradził?! Byłeś sam przeciwko trzem! Przypominam ci, że wciąż masz… – Umilkłam, bo w trzech długich krokach znalazł się przede mną, a ja odruchowo oparłam się o ścianę.
Jak na tak postawnego mężczyznę poruszał się bardzo szybko, jeśli tylko chciał.
– Aha, już wszystko rozumiem. Czyli życzyłabyś sobie, abym wcale nie zareagował, tak? – wycedził. – Miałem zostawić cię na pastwę losu i wówczas byłoby okej?
Nie musiałam zgadywać, co pobrzmiewało w jego głosie, bo to było jasne jak słońce. Powiedział to z wyraźnym przekąsem, czym jeszcze bardziej mnie zirytował.
Zniżył się, nie odrywając ode mnie drapieżnych oczu, i oparł wytatuowaną dłoń tuż obok mojego ciała. Jego pokryte czarnym tuszem palce zetknęły się z moim nagim ramieniem, które błyskawicznie pokryło się gęsią skórką.
– Nie o to mi chodzi…
– A o co, Drea? – warknął.
– Chcieli mnie tylko okraść. Mogłeś pójść po pomoc, zanim sam się na nich rzuciłeś. Na pewno ktoś by zareagował.
Pominęłam milczeniem fakt, że moje nawoływanie nic nie dało, ale pragnęłam mu uświadomić, że to się mogło dla niego tragicznie skończyć. Może gdyby schował dumę do kieszeni, pobiegł do baru i poprosił o wsparcie, to tamci by się wystraszyli i cała ta sytuacja nie miałaby w ogóle miejsca.
– Jak na tak oczytaną kobietę jesteś potwornie naiwna.
Zadygotałam pod wpływem rosnącego gniewu.
Już ja ci pokażę naiwną, ty wydziarany gburze…
– A ty, jak na tak oczytanego mężczyznę, zbyt szybko przekreślasz innych – odparłam atak.
Wybuchnął głębokim śmiechem, podszytym narastającą irytacją.
– Czy ty siebie w ogóle słyszysz?! – zagrzmiał.
– Tak i nie zmienię zdania! Gdy tamten wyciągnął nóż, myślałam, że umrę ze strachu! Nie rozumiesz tego?! A jeśliby cię zabił albo… albo dostałbyś krwotoku wewnętrznego?! Co ja bym wtedy zrobiła, Logan?! Jak miałabym żyć ze świadomością, że zranili cię przeze mnie?!
Zdawałam sobie sprawę, że mój upór jest głupi, ale nie potrafiłam się powstrzymać. Przy tym mężczyźnie do głosu dochodziły najgorsze cechy mojego charakteru.
– Jesteś jak mój prywatny kolec, espina de rosa[1]. Ciągle mnie uwierasz.
Zrozumiałam, pomimo że nie posługiwałam się hiszpańskim na co dzień. Wnet przypomniałam też sobie jego ostatnie słowa.
Rujnujesz mnie…
Czyli teraz byłam również jego kolcem.
– Każdy kolec można wyrwać – sprowokowałam, gdy ostentacyjnie chwycił mnie za ramię. Dumnie uniosłam brodę i zmrużyłam oczy. – Zatem go wyrwij – dodałam. – Na co czekasz? Zawsze możesz mnie wyrzucić na bruk już teraz. Przecież to twój dom.
– Teoretycznie mógłbym to zrobić. – Przyciągnął mnie bliżej siebie. – Pytanie brzmi, czy tego chcę.
Mój oddech przyspieszył, zwłaszcza że jeszcze bardziej się nade mną nachylił. Jego wypielęgnowana broda stykała się z moją skronią, gdy zaczął szeptać mi do ucha:
– Następnym razem myśl, zanim zapędzisz się sama w kozi róg, to nie będę musiał ratować cię z opresji. – Władczo uniósł mój podbródek, po czym uważnie mi się przyjrzał. – I nigdy więcej nie zasłaniaj mnie swoim ciałem, rozumiesz? Nigdy więcej nie waż się tego robić. Gdyby coś ci się stało, tobym do reszty oszalał.
Przełknęłam złość, niechętnie poddając się podnieceniu, które wywoływały we mnie jego burzliwa obecność oraz słowa. Może jednak trochę mu na mnie zależało?
– Dlaczego ostatecznie przyszedłeś? – spytałam. – Myślałam, że prędzej piekło zamarznie, niż się tam pojawisz.
Spojrzał mi w oczy, jakby nie mógł uwierzyć, że naprawdę zadałam to pytanie.
– Poszłaś sama do najobskurniejszego baru w okolicy. Po prostu wolałem mieć cię na oku.
Zacisnęłam usta w wąską linię.
Martwił się o mnie i dbał, a przecież nie miał takiego obowiązku. Udzielał mi schronienia i chociaż co do zasady doprowadzał mnie do szału, przekraczając cienką granicę mojej cierpliwości, to byłam mu wdzięczna i czułam się przy nim bezpieczna. Dlatego głęboko odetchnęłam i posypałam głowę popiołem.
– Cieszę się, że nie zostawiłeś mnie samej – powiedziałam ciszej, z dozą pokory w głosie. – Masz rację. Nie powinnam była iść na tyły, to było niebezpieczne. Ja… – Na sekundę zagryzłam zęby. – Dziękuję, że mnie uratowałeś.
Przez dłuższą chwilę wpatrywał się we mnie, błądząc oczami po całej mojej twarzy, jakby ją skanował. W jego ciemnoniebieskich oczach czaiło się coś na kształt pragnienia wymieszanego z rozdarciem. Hamował się, podobnie jak ja. Nie mogliśmy dopuścić, aby ten płomień nas pochłonął, i chyba oboje zdawaliśmy sobie z tego sprawę, dlatego dusiliśmy go w zarodku, zanim obróci nas w proch.
W końcu przerwał to zawieszenie, odepchnąwszy się od ściany, a mnie ogarnął chłód.
– Musimy ci to opatrzyć. – Wskazałam na jego lewą rękę, którą okładał tamtych dupków. – I sprawdzić, czy nie będą potrzebne szwy.
– Nic mi nie będzie – burknął, gdy chwyciłam go za palce. Promieniująca iskra popłynęła aż do mojego łokcia.
– Przestań być taki uparty i pozwól sobie pomóc. – Pociągnęłam go w stronę łóżka. – Przynajmniej ten jeden raz.
Usiadł na brzegu i rzucił coś o tym, że przyganiał kocioł garnkowi, tym razem jednak nie skomentowałam jego słów i ruszyłam do przylegającej do pokoju łazienki. Wyjęłam plastry i wodę utlenioną z niewielkiej szafki za lustrem, a następnie wróciłam do sypialni. Stanęłam nad nim i zajęłam się jego obitą wargą. Polałam gazę wodą, po czym przytknęłam ją mu do ust. Nie drgnął, lecz cicho syknął.
– Piecze – oświadczył z wyrzutem.
Zaśmiałam się w głos.
– Bawię cię, Drea?
Od tego niskiego tonu, w którym dało się słyszeć charakterystyczne dla niego warknięcie, aż przebiegły mnie dreszcze.
– Bawi mnie, że facet, który wygląda jak wytatuowany wiking, narzeka na takie trywialne rzeczy. – Z premedytacją obficie oblałam preparatem jego pokaleczone kostki, w takt jego przekleństw. – Trzeba się było nie bić, to teraz by nie piekło.
– A ty mogłabyś być milsza, skoro ocaliłem ci skórę.
Uśmiechnęłam się pod nosem i dalej oczyszczałam jego rany.
Wiedziałam, że nie odrywał ode mnie wzroku. Ścisnęło mnie w podbrzuszu, kiedy jego dłoń przejechała po moim udzie. Czułam go nawet przez gruby materiał dżinsów. Zadrżałam, a on przysunął mnie do siebie i oparł czoło o mój brzuch. Automatycznie wtopiłam palce w jego miękkie ciemne włosy.
– Co my najlepszego robimy, Drea?
Nie wiem, ale nawet nie waż się przestawać…
[1]espina de rosa (hiszp.) – kolec róży.
ROZDZIAŁ 1
♫ Loveless – just like i do
Obecnie
Drea, 26 lat
Z nudów wyjrzałam przez okno wychodzące na ulicę i popatrzyłam na pokryte szronem balkony bloku naprzeciwko.
Od kilku tygodni przychodziłam tutaj codziennie i siadałam w czarnym szerokim fotelu ustawionym we wnęce pomiędzy zakurzonymi półkami książek. Wielka strelicja ustawiona obok łaskotała mnie w głowę okazałymi pokładającymi się liśćmi, a delikatne promienie słońca sprawiały, że mrużyłam oczy.
Miałam dzisiaj wolne, więc od razu po śniadaniu skierowałam swoje kroki właśnie do biblioteki. Naiwnie liczyłam, że dzięki temu znów poczuję obecność nany[2]. Pracowała w Brantford Public Library, w oddziale przy St. Paul Avenue, przez niemal całe swoje życie. Była dla mnie kimś więcej niż tylko babcią. Była moją przyjaciółką, matką, opiekunką, mentorką. Miałam ochotę wtopić się w te regały, jeśli miałoby mi to pomóc znów nawiązać z nią kontakt, nawet mistyczny. Nieważne, że nie wierzyłam w takie rzeczy. Dla nany zaczęłabym wierzyć, a nawet czołgałabym się na kolanach do pierwszego lepszego kościoła, gdyby tylko magiczne siły mogły mi ją zwrócić.
Mój cały świat kręcił się wokół babci, i to od wczesnego dzieciństwa – dokładnie od momentu wyjazdu rodziców do Europy. Swoją drogą, z ich wyprowadzką i porzuceniem mnie w tym może i niemałym, ale z pewnością zapomnianym przez bożków – lub kogokolwiek innego – mieście, zyskiwałam miano eurosieroty, prawda? Zabawne, jeśli weźmie się pod uwagę, że całe życie spędziłam w Kanadzie, a z Europą jako taką nie miałam nic wspólnego. Oczywiście oprócz tego, że stworzyłam sobie szeroko zakrojony plan jej zwiedzania.
Babcia nigdy nie wybaczyła moim rodzicom, że nas zostawili i wyjechali z Kanady. Zamieszkali w Walencji, rodzinnym mieście mamy. Teoretycznie powodem była praca, ale już jako dziecko czułam, że to jedna wielka ściema.
Matka nie znosiła Kanady, jej różnorodności, ogromu, tego, że wszędzie było daleko; nienawidziła też srogich zim, chociaż te były w Brantford i tak mało mroźne jak na kanadyjskie standardy. Tęskniła za gorącą Hiszpanią, a ojciec kochał matkę tak mocno, że zrobiłby dla niej wszystko, więc pewnego dnia oświadczył, że ją tam zabiera. Niewiele pamiętałam z tego okresu. Miałam może z pięć lat. Wiedziałam tylko, że pierwotny plan zakładał, iż wrócą po roku, tymczasem trwało to już od dwudziestu jeden lat.
Z rodzicami przez ten czas łączyły mnie wyłącznie pieniądze, które co miesiąc przelewali babci na moje utrzymanie. Pomagali w tym do ukończenia przeze mnie studiów. Dwa lata temu, gdy uzyskałam dyplom, przestali robić nawet to. Nie żebym była zaskoczona albo rozczarowana. Dokładnie tego się po nich spodziewałam. Raczej nie należeli do klubu rodziców roku. Prawdę powiedziawszy, byłam ich wpadką, a oni nie byli gotowi na dziecko, zatem wyrywali się do rodzicielstwa mniej więcej tak chętnie, jak większość ludzi do diety w dniu pączka.
Rzadko rozmawialiśmy, bo niby o czym? Wcale mnie nie znali, a ja nie znałam ich. Wielokrotnie próbowali ściągnąć mnie do Hiszpanii, tyle że jak dla mnie robili to, by stworzyć pozory przyzwoitości, którą już dawno stracili. Po jaką cholerę zadawali sobie tyle trudu? Nie miałam pojęcia. Rzecz jasna asertywnie odmawiałam. Nie zależało mi na ich towarzystwie. Poniekąd byli dla mnie obcymi ludźmi, a ja już dawno wyleczyłam się z żalu, który do nich żywiłam. Podjęli taką, a nie inną decyzję, a ja nawet nie tęskniłam, ponieważ nie zdążyłam nawiązać z nimi bliskich relacji.
Poza tym nana i ja doskonale radziłyśmy sobie we dwie. Dopóki nie odeszła. Teraz zostałam bez mojej bratniej duszy u boku.
Z babcią tworzyłyśmy całość. Bez niej czułam się jak szkielet pozbawiony ciała. Brakowało mi czegoś nieuchwytnego, jakby nagle zniknęła część mojego serca. Gdy nie potrafiłam dokończyć zdania, ona kończyła je za mnie. Kiedy byłam smutna, ona mnie rozweselała. W szkole podstawowej, gdy niektóre dzieciaki mi dokuczały, bo wychowywałam się bez rodziców, to nana robiła z nimi porządek. Zresztą nie tylko z nimi, a z każdym, kto choćby krzywo na mnie spojrzał, postępowała w równie bezkompromisowy sposób.
Zaśmiałam się na pewne wspomnienie. Babcia naprawdę była niczym mój prywatny ochroniarz. No i to ona nauczyła mnie prawego sierpowego. „Każda dziewczyna musi umieć porządnie przywalić, Drea. Nigdy nie wiadomo, kiedy ci się to przyda”– mówiła.
Wszystko jej zawdzięczałam – pozytywne podejście do świata, miłość do książek, muzyki, marzenia, otwarty umysł. Nie bałam się życia, bo wyniosłam tę naukę od niej. A teraz jej zabrakło i, o zgrozo, nagle zaczęłam się kurewsko bać.
Ściskałam w dłoniach Dziwne losy Jane Eyre – jej ulubioną powieść. Trzymałam ją tak mocno, że aż zbielały mi palce.
Nie za bardzo wiedziałam, co mam ze sobą zrobić, chociaż od śmierci nany minęły już cztery miesiące. Dla mnie to był niewystarczający czas, aby poradzić sobie z żałobą, która przywłaszczała mnie sobie kawałek po kawałku. Z dnia na dzień czułam się coraz gorzej. Ciężko było mi wracać do pustego domu. Dostrzegałam babcię w każdym kącie, słyszałam ją we wszystkich melodiach płynących z gramofonu, widziałam ją na siedzeniu kierowcy, gdy tylko wsiadałam do samochodu. Często zabierała mnie na wycieczki w dzieciństwie.
Podobno każda żałoba składa się z kilku etapów. Cóż, ja ciągle tkwiłam w jednym, osaczona przez ból, żal, smutek oraz gniew. Babcia wymknęła się z moich rąk, ale ja wciąż pamiętałam jej dotyk, choć nie mogłam jej już przytulić ani poprosić o radę. Bolało. Bolało jak głęboka kłuta rana.
Lata temu przyrzekłam sobie i jej, że w dniu, w którym odejdzie, spakuję manatki i wyruszę w drogę. Nana zaraziła mnie chęcią eksplorowania świata. Nieustannie wodziła palcem po mapie i opowiadała o najdalszych jego zakątkach. Jedne znała z opowieści i książek, ale drugie zwiedziła jeszcze z dziadkiem za młodu. Gdy dziadek zginął w wypadku samochodowym, podróżowała dalej, w pojedynkę. Później urodziłam się ja, więc wróciła do Kanady, aby pomóc rodzicom w opiece nade mną, po czym została moją jedyną opiekunką.
Marzyłam, aby kontynuować tradycję dziadków, ale niespodziewanie zabrakło mi odwagi, i szczerze nie trawiłam tego stanu. Miałam wrażenie, że zawodzę nanę, a także samą siebie. Przecież obiecałam.
– Drea, halo. – Czyjś głos i dotyk na ramieniu brutalnie przerwały gonitwę moich myśli.
Uniosłam wzrok i zobaczyłam Carol, jedną z bibliotekarek, dawną znajomą babci. Nana wyjątkowo ją lubiła, z wzajemnością. Carol nie miała w zwyczaju kłapać językiem na lewo i prawo, byleby tylko kłapać. Okoliczne plotki omijała szerokim łukiem, bo jak sama powtarzała, miała zdecydowanie ciekawsze zajęcia.
Mądra babka.
Potrząsnęłam głową i podniosłam się z miejsca.
– Przepraszam, Carol. Zamyśliłam się. Pytałaś o coś?
Ze zrozumieniem poklepała mnie po plecach i ściągnęła okulary, które opadły jej na obfity dekolt wraz z kolorowymi łańcuszkami.
– Jak się trzymasz, dziecko?
Przytuliłam do siebie książkę.
– Nieźle – skłamałam. Co miałam jej niby powiedzieć? Że jestem w czarnej dupie i nie mam pojęcia, co zrobić z własnym życiem? Że nie radzę sobie ze smutkiem?
Wygięła usta w jawnym powątpiewaniu.
– Nie musisz udawać, Drea. – Cmoknęła. – Chodź, mam coś dla ciebie – dodała po namyśle i ruszyła pomiędzy regałami na sam koniec biblioteki, gdzie trzymano płyty winylowe.
Poszłam za nią, a stara wykładzina w monotonnym szarym kolorze pochłaniała moje ciężkie obcasy przy każdym kroku.
Carol zatrzymała się przed ceglaną ścianą i sięgnęła po jedną z płyt, a następnie mi ją podała. Zerknęłam na wykonawcę oraz tytuł.
– Lindsey Stirling Snow Waltz? – zdziwiłam się. – To miłe, Carol, naprawdę, ale wiesz, że wolę cięższe brzmienia – zasugerowałam delikatnie, aby jej nie urazić.
Bibliotekarka jednak zignorowała moje słowa.
– Podobno świetna skrzypaczka, choć dość nietypowa – odparła niewzruszona. – Myślę, że przypadnie ci do gustu, tak samo jak Debbie.
Błyskawicznie popatrzyłam kobiecie w oczy.
– To nana jej słuchała?
– Pod koniec tak i była nią zachwycona – potwierdziła. – Sprawdź. Może ciebie też złapie za serce. Wiem, że Debbie chciała ci przynieść tę płytę, ale… nie zdążyła.
Przez wzmiankę o babci ciasno objęłam opakowanie krążka, jakby w obawie, że ktoś wyrwie mi je z rąk. Tylko by spróbował…
– Dziękuję – szepnęłam. – Nie spodziewałam się, że…
– Nie ma za co – weszła mi w słowo i dotknęła mojego policzka, podobnie jak robiła to babcia. – Uśmiechnij się w końcu. Debbie tak bardzo uwielbiała twój śmiech.
Łzy napłynęły mi do oczu, ale od razu je odgoniłam. Zdołałam tylko unieść kąciki ust.
Carol w przelocie pogładziła mój łokieć, po czym mnie wyminęła.
Raz jeszcze spojrzałam na okładkę płyty. Młoda dziewczyna ubrana w ciekawy kostium z ozdobnymi nogawkami i tiulowym kołnierzem – jak założyłam, była to Lindsey Stirling we własnej osobie – trzymała skrzypce. Dookoła panował wręcz wyzierający z okładki mróz. Fotografia była niezwykle klimatyczna, tak zjawiskowa, że aż tajemnicza.
Fakt, lubiłam dźwięk skrzypiec, ale nie byłam pewna, jakie mam do nich podejście w wersji solo. Do tej pory znałam je raczej w formie podkładu muzycznego do niektórych rockowych kawałków. Zamierzałam jednak jak najszybciej sprawdzić Lindsey, zwłaszcza że to właśnie jej słuchała w ostatnim czasie nana.
Kto wie, może właśnie znalazłam coś, co pomoże mi przetrwać ten trudny okres? Może dokładnie tego teraz potrzebowałam? Odrobiny magii muzyki? Akurat w taką magię wierzyłam.
[2] Nana (ang.) – babcia.
ROZDZIAŁ 2
♫ Lindsey Stirling, Mako – Lose You Now
Dziesięć lat wcześniej
Drea, 16 lat
Patrzyłam na babcię, która krzątała się po kuchni. Na poprawę humoru po fatalnym dniu przygotowywała mi właśnie ogon bobra[3]. Wiedziała, że kocham ten deser nad życie, zwłaszcza w wersji z nutellą i cynamonem. Obserwowałam, jak zgrabne palce nany formują ciasto.
Znowu została dzisiaj wezwana do szkoły. Tym razem przyłapano mnie na czytaniu książki w trakcie lekcji francuskiego. Nauczycielka była wściekła i odesłała mnie do dyrekcji, bo to już nie pierwszy raz. Szczerze? Nie rozumiałam, o co ta cała afera. Nikomu nie przeszkadzałam, siedziałam sobie cicho w ostatniej ławce i oddawałam się lekturze. Co mogłam poradzić, skoro te zajęcia zwyczajnie mnie nudziły? Były na poziomie podstawowym, a ja na zaawansowanym. Zdecydowanie bardziej ciekawiły mnie dalsze losy Doriana Graya. Poza tym – jako nieliczna wśród rówieśników – biegle posługiwałam się francuskim, już nana o to zadbała. Na swoje usprawiedliwienie miałam fakt, że tak czy siak czytałam tę powieść po francusku, jednak to nie udobruchało mojej wychowawczyni.
– Przepraszam, babciu – powiedziałam, czym oderwałam ją od wykonywanej czynności.
Było mi głupio, że po raz kolejny zmusiłam ją swoim zachowaniem do odwiedzenia liceum. Nie przepadała za moją szkołą. Uważała, że dyrektor ma ciasny umysł, a ta konkretna placówka zabija w dzieciakach kreatywność. Cóż, podzielałam jej opinię. Za każdym razem, gdy któryś z nauczycieli proponował zajęcia dodatkowe – takie, które odbiegały od sztywnych dyrektorskich standardów, chociażby lekcje w teatrze – dyrektor dostawał spazmów. Dosłownie. Wykrzykiwał wówczas, że mamy się uczyć z podręczników, a nie tracić czas na głupoty. Trudno więc było się z naną nie zgodzić. Krótko mówiąc, nasz dyrektor był do dupy.
Babcia spojrzała na mnie tymi swoimi mądrymi oczami w odcieniu syropu klonowego. Odziedziczyłam ten kolor po niej i częściowo po matce, chociaż jej tęczówki były nieco ciemniejsze, jak na typową Hiszpankę przystało.
– Nigdy nie przepraszaj za to, że czytasz książki, Drea – odparła nana, ciepło się do mnie uśmiechając. – Po prostu oszczędź sobie problemów i nie rób tego na lekcjach. Albo… – zawahała się przez chwilę – …rób to mądrze, czyli tak, żeby nikt cię na tym nie przyłapał.
Zachichotałam i do niej podeszłam, po czym objęłam ją w pasie, opierając brodę na jej ramieniu.
– Co ja bym bez ciebie zrobiła, co?
– Nie wiem, ale na pewno jadłabyś mniej słodyczy. Pewnie byłabyś też mniej pyskata. – Zaśmiała się. – Podaj mi, proszę, banana.
Rzuciłam jej owoc z miski, a ona złapała go w locie. Mimo swojego wieku miała doskonały refleks. Nie wyglądała też na siedemdziesiąt lat.
– Babciu, czy… – Urwałam. Nie wiedziałam, jak zadać to pytanie.
– Mów. Pytaj o wszystko, czego jesteś ciekawa. Wiesz, że nie ma tematów tabu – zachęciła.
– Czy ja rzeczywiście jestem dziwna?
Natychmiast przerwała krojenie i chwyciła mnie za dłoń.
– A skąd taki głupi pomysł w twojej głowie?
– No… – Westchnęłam. – Wszyscy w klasie uważają mnie za jakąś nienormalną outsiderkę. Jedni mówią, że coś jest ze mną nie tak, bo nie chodzę na szkolne imprezy i z nikim się nie przyjaźnię, a drudzy gadają, że się wywyższam, dlatego nie utrzymuję z nimi kontaktu. Dziewczyny szepczą, że na pewno mam jakieś problemy, bo w ogóle nie chodzę na randki.
– Które dziewczyny?
Skrzywiłam się.
– Głównie Daisy i Nellie – przyznałam.
Babcia w zamyśleniu pokiwała głową.
– A dałaś im do wiwatu, tak jak cię uczyłam? Pamiętaj, prawy sierpowy bywa naprawdę skuteczny. Opcjonalnie możesz też zawsze wyszarpać je za włosy.
Wybuchnęłam śmiechem, a babcia z powrotem zajęła się ciastem, z satysfakcją uśmiechając się pod nosem. Zawsze potrafiła przegnać ciemne chmury na moim niebie.
– Tylko że to wszystko nieprawda, co mówią – kontynuowałam po chwili. – Ja po prostu…
– Nie dogadujesz się z koleżankami i nie spotkałaś jeszcze odpowiedniego chłopaka – dokończyła za mnie.
Przytaknęłam, a ona usiadła na krześle przy stole i pociągnęła mnie na swoje kolana.
– Drea, nie jesteś dziwna. Po prostu jesteś sobą i bardzo dobrze, bo niby kim innym miałabyś być? – Czule założyła mi ciemny kosmyk włosów za ucho. – Każdy ma inny charakter i temperament. Jedni są ekstrawertykami, wszędzie ich pełno i dobrze odnajdują się w tłumie, tymczasem drudzy unikają ludzi, bo wolą spędzać czas w samotności – wyjaśniła. – I to wszystko jest zupełnie normalne. Nie masz obowiązku na siłę szukać sobie znajomych ani tym bardziej chodzić na potańcówki czy umawiać się z pierwszymi lepszymi chłopakami, jeśli tego nie chcesz.
– Wiem, ale…
– W tym wypadku nie ma „ale”, kochanie. – Uszczypnęła mnie w policzek. – Odkąd pamiętam, zawsze byłaś niezależna, nie ciągnęło cię do tłumów, nie ulegałaś modzie. Jeśli wolisz siedzieć w zacisznym pokoju z książką w ręku i lecącą w tle muzyką, to masz do tego pełne prawo. Być może z czasem ci się to zmieni, a może i nie, nikt tego nie wie. To nie ma znaczenia. Ja jestem z ciebie dumna. Jesteś inteligentną, piękną dziewczyną. Z czasem spotkasz ludzi, którzy w pełni cię zrozumieją.
– A jeśli nie? – spytałam.
Tak szczerze to trochę zaczęło mnie to przerażać. Nie obawiałam się bycia samą, bo dobrze bawiłam się we własnym towarzystwie, bałam się jednak samotności. W przyszłości chciałam założyć rodzinę, mieć dzieci. Chyba. Marzyłam także o bliskich przyjaciołach, choć nie potrzebowałam wielu, w zasadzie wystarczyłby jeden oddany.
Nana zsunęła okulary z nosa.
– Na pewno tak. I jestem pewna, że wtedy pokochasz ich tak mocno, jak oni ciebie – zapewniła. – A jeśli ktoś ci docina, to każ mu się czym prędzej… oddalić – dodała z naciskiem. Wiedziałam, że w normalnych okolicznościach by zaklęła, ale przy mnie starała się hamować.
Z wdzięcznością ucałowałam ją w skroń, a ona pogładziła moje pofalowane włosy.
– Zobaczysz, Drea, że jest mnóstwo osób podobnych do ciebie – wyszeptała. – Pewnego dnia wyjedziesz z tego miasta, zdobędziesz świat. I nie będziesz musiała się przejmować plotkami ludzi o małych umysłach.
Ścisnęłam jej ręce, którymi mnie przytulała, i zamknęłam oczy.
Nana rozumiała mnie bez zająknięcia. Byłyśmy tak samo zakręconymi duszami i właśnie dlatego tylko ona potrafiła przemówić mi do rozsądku. Miałam nadzieję, że się nie myliła. Obym kiedyś spotkała kogoś, kto nie uzna mnie za jakieś postrzelone indywiduum.
[3] Ogon bobra – beaver tails (ang.). Klasyczny kanadyjski przysmak na słodko. Sposobem przygotowania przypomina pączki, ciasto kształtuje się jednak w taki sposób, aby wyglądało jak ogon bobra.
ROZDZIAŁ 3
♫ Lindsey Stirling – Guardian
Obecnie
Drea, 26 lat
Okej, oficjalnie pokochałam skrzypce całą sobą. Że też wcześniej podeszłam do nich tak sceptycznie, gdy Carol dała mi płytę Lindsey!
Kiedy tylko mogłam, słuchałam Stirling na zapętleniu. Włączałam jej kawałki w drodze do pracy, podczas gotowania – powiedzmy, bo odgrzewanie gotowej zapiekanki ciężko nazwać gotowaniem – porannych przebieżek, a nawet w gabinecie, gdy przyjmowałam pacjentów. Ku mojemu samozadowoleniu kilkoro z nich dopytywało, co to za wykonawca, tak im się spodobało. Lubiłam zarażać ludzi dobrą muzyką.
Już rozumiałam, dlaczego te utwory tak bardzo przypadły babci do gustu. Miały w sobie coś intrygującego. Lindsey była mistrzynią classical crossoveru. Bezkonkurencyjnie łączyła stylistykę muzyki klasycznej z hip-hopem, dubstepem, a nawet popem. To tak, jakby stare czasy spotkały się z nowymi i idealnie się uzupełniły. Dźwięki skrzypiec podbijały basy, czule mieszały się z egzotycznym brzmieniem reggae i wprawiały moje nogi w ruch. Przepadłam w tym brzmieniu do tego stopnia, że zaczęłam szukać również innych twórców grających na skrzypcach. Mój Spotify został opanowany przez ten smyczkowy instrument. W ciągu zaledwie dwóch tygodni przesłuchałam chyba wszystko, co było dostępne – od popularnych wykonawców, takich jak David Garrett, aż po niszowych, prawie nikomu nieznanych muzyków – i wciąż było mi mało.
W przerwie pomiędzy klientami siedziałam w naszej pracowniczej kuchni i wsuwałam sałatkę. Byłam wykończona po ostatniej sesji z moim pięćdziesięcioletnim pacjentem, Edwardem. Przychodził do mnie od ponad roku z powodu komplikacji po złamaniu rzepki. Niegdyś był aktywnym maratończykiem i za wszelką cenę chciał odzyskać dawną sprawność. Te spotkania zawsze odzierały mnie z resztek energii, ponieważ Edward był niezwykle wymagający, a moja praca – jako certyfikowanego kinezjologa – polegała na holistycznym podejściu do danego przypadku, zatem oprócz dalekosiężnego planu ćwiczeń musiałam wspomagać Edwarda również emocjonalnie.
Czasami miałam wrażenie, że Edward traktuje mnie jako swojego kinezjologa, diabetologa i psychoterapeutę w jednym. Już nie wspominając o tym, że ciągle próbował mnie podrywać. Chyba za wszelką cenę chciał zostać moim sponsorem. Uświadamiałam go, że na miano sugar daddy’ego ma zdecydowanie za małą objętość portfela, ale nic sobie z tego nie robił. Śmiał się tylko i próbował dalej, zasypując mnie komplementami. Wariat.
Mimo tych kilku niedogodności uwielbiałam jednak swoją pracę, a widoczne postępy u pacjentów napawały mnie dziką satysfakcją. Bez fałszywej skromności byłam wręcz perfidnie dobra w swoim zawodzie, bo wkładałam w niego całe serce. No i dlatego, że cisnęłam pacjentów, aż nie padali jak muchy.
Odruchowo przeglądałam relacje na Instagramie, bez większego pomyślunku przewijając kolejne kafelki. Nagle jakaś przyciągająca reklama mignęła mi przed oczami, aż musiałam cofnąć story.
Z małego głośnika w telefonie popłynęła muzyka, a moje uszy wypełnił głęboki, dojmująco smutny męski głos, zabarwiony tonacją skrzypiec, delikatnej gitary oraz pianina. Nie mogłam oderwać wzroku od młodego mężczyzny na nagraniu, który śpiewał do mikrofonu, a jednocześnie wygrywał fragmenty melodii na skrzypcach. Był ubrany w czarny golf, a kamera zbliżała się do niego i oddalała. Kilka loków w kolorze ciemnego blondu opadało mu na czoło, gdy w kulminacyjnych momentach zaczynał przeciągać smyczkiem po strunach. W pomieszczeniu dookoła niego panował przytulny półmrok, podbijany pomarańczowym światłem z żarówek Edisona. Wokalista wykonywał balladę, i robił to w taki sposób, z taką pasją, że aż miałam ciarki na plecach. Piosenka była piękna i idealnie oddawała mój nastrój, bo opowiadała o stracie.
Melodia trafiła wprost do mojego serca i niespodziewanie coś w nim przestawiła. Poczułam się tak, jakby ktoś odnalazł tam dawno nieużywany zamek i przekręcił w nim klucz, otwierając wrota do emocji, które za nimi ukrywałam.
Odtwarzałam ten krótki filmik po raz dziesiąty i nie umiałam tego przerwać. Szczególnie nie mogłam napatrzeć się na solistę. Miał w sobie coś, czego nie potrafiłam jednoznacznie opisać. Nie był typowym przystojniakiem, a jednak mnie zahipnotyzował. Może była to kwestia barwy jego głosu, może tego, że w ostatnim czasie zafiksowałam się na punkcie skrzypiec, a może chodziło o to, że zwyczajnie kręcili mnie muzycy. Jasna cholera, w tej sekundzie mogłabym być tym mikrofonem, do którego przykładał usta.
Kiedy w końcu otrząsnęłam się z transu, kliknęłam w nazwę użytkownika, aby przekierowało mnie do profilu zespołu. Nazywali się Pine Soul i mieli dopiero niecałe dziesięć tysięcy obserwujących. Szybko dotarłam do informacji, że są młodym, niedawno powstałym zespołem, składającym się z trzech członków, i nagrali dotychczas pięć singli.
– Drea. – Niespodziewany głos mojego kolegi, Kurta, spowodował, że podskoczyłam na krześle.
– Szlag, ale mnie przestraszyłeś. – Złapałam się za serce.
Kątem oka wyłapałam, że Kurt wyraźnie się naprężył, gdy obrzuciłam go spojrzeniem.
Mhm… Znowu się zaczyna. Świetnie…
– Sorki, to nie było zamierzone – parsknął, oparłszy się o framugę. – Twój kolejny pacjent już czeka.
Obficie wypuściłam powietrze przez nos.
Noż szlag by to trafił! W takim momencie! Akurat teraz, gdy zamierzałam przeprowadzić szeroko zakrojone śledztwo i dowiedzieć się wszystkiego o Pine Soul!
– Jasne, dzięki, zaraz przyjdę – odparłam, udając niewzruszoną, po czym podeszłam do zlewu, aby umyć po sobie naczynia.
Dostrzegłam, że Kurt wszedł do środka i zamknął za sobą drzwi kuchni. Następnie się do mnie zbliżył i oparł ręce o krawędź blatu tuż przy umywalce, więżąc mnie pomiędzy swoimi przedramionami. Jego długie włosy, których wyjątkowo nie związał dzisiaj w kucyk, połaskotały mnie w policzek.
– Co robisz dzisiaj wieczorem, Hiszpaneczko? – szepnął mi do ucha.
Wzdrygnęłam się i odwróciłam twarzą do niego. Nie znosiłam, gdy mnie tak nazywał. Nie musiał mi nieustannie przypominać o moich hiszpańskich korzeniach. Mimo upływu lat wciąż odtwarzałam w myślach słowa rówieśników – przez wszystkie miesiące nauki w liceum ochoczo czynili uwagi na temat moich „pełnych bioder” i „dziwnej oliwkowej cery”, które odziedziczyłam po matce. Wytykali mnie palcami, bo się od nich różniłam, nie tylko zresztą pod tym względem.
– To, co zawsze – odburknęłam, licząc że go tym zniechęcę. – Zakopię się pod kocem, otworzę butelkę wina, a później zasiądę w fotelu z książką.
Kurt odchylił głowę i obrzucił mnie znaczącym spojrzeniem.
– Nuda. Nie wolałabyś zakopać się pod tym kocem razem ze mną? – zasugerował. – Ja cię lepiej rozgrzeję niż te twoje romanse.
Przewróciłam oczami na ten płytki podryw i lekko go odepchnęłam.
– Wątpię. Raczej trudno będzie ci konkurować z panem Darcym – mruknęłam.
– Hę? Że z kim?
O zgrozo, niech mnie ktoś ratuje… ASAP!
– Nieważne. – Wskazałam pomiędzy nas. – I daj już spokój, błagam. To się nie uda, tłumaczyłam ci już milion razy. Jak mam do ciebie mówić, żeby to w końcu trafiło? Po chińsku? Bo jeśli tak, to wykupię sobie lekcje, przysięgam.
– Cóż, jestem cierpliwy – zapewnił, nie przejmując się moją kąśliwością. – Jeszcze namówię cię na nocną randkę, zobaczysz – dodał z niezachwianą pewnością i sobie poszedł.
Prędzej przeprowadzę się na Arktykę i zamieszkam w legowisku niedźwiedzia polarnego…
Kurt całkiem nieźle wyglądał i… to by było na tyle, jeśli chodziło o jego zalety. Niewiele nas łączyło, a on był stanowczo zbyt nachalny i nie rozumiał znaczenia słowa „nie”. Do pewnego momentu jakoś go tolerowałam, ale ile można? Powoli kończyła mi się cierpliwość.
Nie rozumiał, po co czytam „te denne książki”, skoro „jest tyle ciekawszych rzeczy do roboty”. Twierdził, że „się marnuję”. Kiedy spytałam, czy kiedykolwiek coś przeczytał, że tak ochoczo wygłasza tego typu teorie, stwierdził, że „chyba mu się zdarzyło, ale nie pamięta, więc to na pewno nie było nic godnego uwagi”. Po tamtym tekście zwyczajnie załamałam ręce.
Nie chodziło o to, że uważałam się za lepszą, po prostu nie mieliśmy o czym rozmawiać. Poza tym nie byłam głupia, Kurtowi zależało wyłącznie na tym, żeby zaciągnąć mnie do łóżka. Mówiąc o „nocnej randce”, miał na myśli niezobowiązujący seks, a ja nie przepadałam za takim rodzajem intymności. Być może należałam do grona nieco naiwnych romantyczek, ale ja po prostu stawiałam na prawdziwe uczucie, które rozpaliłoby we mnie ogień żądzy, tyle że nie tylko tej czysto cielesnej. Chciałam czegoś więcej niż krępujący poranek u boku obcego faceta z nieświeżym oddechem.
Dziękuję. Postoję.
Problem zresztą leżał znacznie głębiej. Jeśli poznawałam mężczyznę i z czasem okazywało się, że nie pociąga mnie intelektualnie, nie było możliwości, aby w dalszym ciągu pociągał mnie fizycznie, nawet jeśli był uosobieniem chodzącego mokrego snu. W moim wypadku jedno było ściśle i nierozerwalnie połączone z drugim. Z kolei Kurt nie wywoływał we mnie żadnych emocji, może poza zażenowaniem.
Westchnęłam, wytarłam mokre naczynia i wróciłam do pracy, obiecując sobie, że cały wieczór poświęcę na stalkowanie Pine Soul, mojej najnowszej słabości.
ROZDZIAŁ 4
♫ Maroon 5 – Lost
Miesiąc później
Drea, 26 lat
Standardowo rozpoczęłam poranek od kawy z mlekiem i odpalenia głośników na cały regulator. Na szczęście nie ograniczali mnie narzekający na hałas sąsiedzi zza ściany, bo dom dziadków był wolnostojący.
Aktualnie od ponad tygodnia maltretowałam najnowszy – już szósty – singiel Pine Soul, który zatytułowali That one most beautiful heart. Przesłuchałam ten utwór ponad sto razy, a i tak wciąż przy nim wyłam. Każdy wers rozrywał moją duszę na kawałki, mimo że piosenka była mocno rockowa, ale tutaj rozchodziło się o tekst. Wiedziałam, że to niemożliwe, ale miałam wrażenie, jakby śpiewali o mojej nanie.
Moja fascynacja tym kanadyjskim zespołem urosła do tego stopnia, że dogrzebałam się do wszystkich danych o jego członkach. Wokalista nazywał się Cyrus Sinclair, miał dwadzieścia cztery lata i wyglądało na to, że pochodził ze Slave Lake, w stanie Alberta. Był wszechstronnie utalentowany – pisał teksty, grał na skrzypcach oraz pianinie i rzecz jasna śpiewał. Drugim członkiem był Etienne Lessard, który odpowiadał za bas, a trzecim – Shaun Hamel, także skrzypek. Ci dwaj ostatni byli zajęci, Etienne nawet zaręczony. Z kolei wszystko wskazywało na to, że Cyrus jest singlem. Nie żebym specjalnie sprawdzała te informacje. Gdzieżby…
Oczywiście, że w głównej mierze skupiłam się na Cyrusie. Znalazłam jego prywatne profile na Instagramie oraz Facebooku. Śpiewał od dawna, jednak zespół powołał do życia zaledwie niecały rok temu. W przepastnej otchłani Spotify odszukałam również solowe kawałki Cyrusa, które brzmiały na typowy jazz. Z kolei Pine Soul łączyło w sobie classical crossover z alternatywnym rockiem w stylu indie pop.
Cyrus tak mocno zapadł mi w pamięć, że nie mogłam przestać o nim myśleć. Ustawiłam sobie wszelkie możliwe powiadomienia w aplikacjach, tak aby informowały mnie, gdy tylko na stronach wokalisty lub zespołu pojawi się coś nowego. Dołączyłam również do Discorda grupy, żeby być z nimi na bieżąco. Oglądałam każdą ich relację, tiktok i nadrobiłam filmiki na ich YouTube. Tak, wpadłam w obsesję. Nie paliłam, nie ćpałam i nie przepadałam za alkoholem, należało mi się zatem chociaż jedno uzależnienie, no nie?
Ich utwory towarzyszyły mi od rana do wieczora, a gdy w nocy rzucałam się po łóżku, to właśnie głos Cyrusa układał mnie do snu. Naprawdę nie umiałam wyjaśnić, dlaczego ten wokalista tak nachalnie we mnie wrósł. Chciałam go poznać i przekonać się na własnej skórze, czy ta otoczka wrażliwego, choć nieco mrocznego artysty jest rzeczywista.
Sharon, moja koleżanka z pracy, która z czasem została też moją jedyną przyjaciółką – zresztą ponownie, bo wcześniej kumplowałyśmy się w podstawówce, ale nasz kontakt urwał się w liceum – poznała swojego partnera w sieci, w popularnej aplikacji randkowej. W dzisiejszych czasach taki sposób poznawania ludzi to niejako standard, ale nie spodziewałam się, że sama kiedyś ulegnę temu trendowi.
Daleko mi było do nieśmiałej, jednak za każdym razem, gdy już prawie napisałam do Cyrusa – nawet niezobowiązującą wiadomość – zamierałam z palcem przy ekranie smartfona, po czym błyskawicznie odpuszczałam. Chciałam podziękować mu za muzykę, którą tworzy, wyrazić swoją wdzięczność za to, że Pine Soul niezwykle pomagało mi w trakcie żałoby po nanie, ale jakoś nie umiałam się przemóc. Może to dlatego, że i tak nie wierzyłam, że w ogóle zareagowałby na moją wiadomość? Mimo to chęć zaczepienia go w sieci wzrastała we mnie z każdą godziną i powoli zaczynało mnie to uwierać.
Przejrzałam też jego zdjęcia, chociaż jak na mój gust zamieszczał ich zdecydowanie za mało. Cyrus miał piękne błękitne oczy, których kolor podbijały noszone przez niego ciemne koszule. Ewidentnie namiętnie je na siebie wkładał i mądrze postępował, bo wyglądał w nich doskonale. Uśmiechał się na nielicznych fotografiach, ale gdy już to robił, zarażał mnie ciepłem i dobrym nastrojem płynącymi z kadru.
Teraz jak nigdy brakowało mi babci. Potrzebowałam z kimś porozmawiać, ale w ten najgorszy wtorkowy dzień – kiedy rozległy zawał zabrał mi nanę – straciłam jedyną osobę, której zwierzałam się dosłownie ze wszystkiego.
Nagle wyobraziłam sobie, że jest tuż obok. Siedzi na swojej ukochanej kanapie naprzeciwko mnie. Jej drobne ciało tonie w nienaturalnie dużych włochatych poduszkach w kolorze musztardy. Uwielbiała te poszewki. Ku mojemu zgorszeniu dekorowała nimi niemal wszystkie pomieszczenia. Cóż, nie przepadałam za tym odcieniem.
Co by powiedziała, gdybym się jej przyznała, że jak ostatnia idiotka zadurzyłam się w facecie, którego nie widziałam na oczy?
Przypomniałam sobie, jak mnie zachęcała, abym się nigdy nie bała: „Niech strach nie blokuje cię przed nieznanym. Podejmuj ryzyko, Drea, bo może się okazać, że czeka cię najwspanialsza przygoda życia. Szkoda, gdyby lęk ci ją odebrał, prawda?”.
Uśmiechnęłam się na wspomnienie tych słów. Nana była inspirującą kobietą i mogłam się założyć, że nigdy więcej nie spotkam już nikogo takiego na swojej drodze.
Jeszcze raz weszłam na instagramowy profil Cyrusa. Akurat udostępnił relację z informacją o zbliżającej się premierze ich nowego singla, i to w dodatku z próbką nagrania. Jego pełen mocy głos wprawił moje bębenki w rezonujący ruch. Tak się tym podekscytowałam, że momentalnie zapomniałam o obawach i dopingowana przez przywołane w pamięci mądrości babci napisałam krótką odpowiedź na jego story, zanim zdążyłam się rozmyślić.
Drea: Nie mogę się doczekać premiery! Czuję, że to będzie Wasz najlepszy kawałek!
Wcisnęłam „wyślij” i dopiero wówczas dotarło do mnie, co zrobiłam. Teoretycznie mogłam cofnąć tę wiadomość. W zasadzie już przytrzymywałam ją kciukiem, ale od razu opieprzyłam się w myślach. Niby w którym momencie zamieniłam się w strusia chowającego głowę w piasek? O nie, dosyć tego. Musiałam czym prędzej wyjść z tej skorupy, w której zamknęłam się po śmierci babci, bo inaczej utknę tam na zawsze, a nie planowałam spędzić tak swojego życia. Nie ma szans.
Cóż, stało się. Zapewne Cyrus i tak nie odpowie albo po prostu weźmie mnie za kolejną psychofankę. Trudno. Przynajmniej wtedy będę miała jasną sytuację i dalej będę mogła stalkować go anonimowo.
Szkoda, że wówczas jeszcze nie wiedziałam, że ta pozornie niewinna wiadomość zapoczątkuje lawinę tak znaczących dla mnie wydarzeń, które ostatecznie wywróciły mój świat do góry nogami.
ROZDZIAŁ 5
♫ Muse – Uprising
Cyrus, 24 lata
– Dzięki, stary – odparłem, gdy Etienne podał mi piwo.
– Luz. Po prostu ty stawiasz w sobotę – odpowiedział i przeskoczył nad oparciem kanapy, po czym na niej usiadł.
Popatrzyłem na nią. Nie była w najlepszym stanie. Czarna skóra była wytarta i popękana, a po bokach zaczęło już nawet odchodzić obicie. Byłem ciekaw, kiedy Etienne pokusi się o wymianę tego szkaradztwa.
– No, postawi. Chyba oczy w słup. – Rozbawiony głos Shauna dotarł do nas zza moich pleców, gdy kumpel wkroczył do pokoju.
– Bardzo, kurwa, zabawne – burknąłem.
Chwilę później Shaun stanął nad nami i zrzucił z siebie kurtkę, a następnie usiadł obok mnie, na drugiej zmasakrowanej kanapie, chociaż ta była w trochę lepszym stanie.
Nie byłem pedantem, a już z pewnością nie dekoratorem wnętrz, ale Etienne pobił nawet samego siebie pod względem niechlujstwa. Miał szczęście, że do tego jego kawalerskiego mieszkania – w którym odbywały się nasze próby – nie zaglądała Ivy, jego narzeczona, bo jakby zobaczyła, do czego był w stanie doprowadzić te czterdzieści metrów kwadratowych, to mój przyjaciel na bank dostałby pierścionkiem prosto w gębę.
– O której gramy? – spytał Etienne, bawiąc się tunelem w uchu.
– O ósmej? Będzie okej? Muszę coś jeszcze załatwić – odpowiedziałem i upiłem łyk zimnego lagera.
– Znowu późno skończymy – zaczął marudzić Shaun. – Na rano mam zmianę w robocie, będę nieprzytomny.
Etienne rzucił w niego kapslem od butelki.
– Przestań narzekać. Nie jesteś jedynym, który pracuje. Musimy jakoś dać radę. Próby są teraz najważniejsze.
Uśmiechnąłem się. Etienne jak zwykle był naszym głosem rozsądku.
Shaun wybuchnął śmiechem i wskazał na mnie kciukiem, zupełnie jakbym nie siedział obok. Dupek.
– Mylisz się. Nie każdy pracuje – dodał, wciąż pokazując na mnie.
Uderzyłem go w ramię.
– A to, że pomagam w firmie ojca, to już się nie liczy? Przecież nie leżę i nie pachnę, palancie – warknąłem, ale ze śmiechem.
Zarówno Etienne, jak i Shaun byli moimi najlepszymi przyjaciółmi, ale to z Shaunem najczęściej sobie dogryzaliśmy. Traktowaliśmy to niemal jak sport narodowy. Po prostu lubiliśmy ze sobą rywalizować.
– No, trudno, żebyś nie pomagał w rodzinnym biznesie – pokazał cudzysłów w powietrzu – skoro ta firma utrzymuje twoją nędzną dupę.
Doskonale wiedział, jak mi dosrać. Nienawidziłem tematu pracy, a konkretnie pracy w firmie należącej do mojego ojca, choć aktualnie zarządzał nią kto inny. Błyskawicznie odepchnąłem tę myśl, bo zawsze podnosiła mi ciśnienie.
– Coś czuję, że niedługo będzie jednego członka mniej w zespole. – Wbiłem wzrok w Shauna. – Et, musimy sobie znaleźć nowego skrzypka. Na cito – dodałem, zwróciwszy się do Etienne’a.
Przez dłuższą chwilę mierzyliśmy się spojrzeniami, aż w końcu Shaun nie wytrzymał i wybuchnął śmiechem, a ja z satysfakcją uniosłem butelkę z piwem.
– Wygrałem – oświadczyłem. – Znowu.
Shaun stuknął swoim szkłem o moje.
– Dałem ci fory – odparował.
– Tak sobie wmawiaj.
– Ale z was idioci – podsumował Etienne i, cholera, nie mogłem się z nim nie zgodzić.
Bywaliśmy idiotami, ale kochałem tych dwóch kretynów jak własną rodzinę, a nawet bardziej, bo własną co do zasady gardziłem.
Et wstał, po czym wrócił po chwili z gitarą elektryczną.
– Zamknijcie się już i słuchajcie – dodał. – Napisałem to wczoraj.
Zaczął delikatnie szarpać struny. Głębokie wibracje z gryfu przenikały do pomieszczenia i wypełniały je energią.
Shaun się pochylił, oparłszy łokcie o kolana, i zatopił się w melodii. Wiedziałem, że już układał w głowie, w którym miejscu wprowadzić skrzypce.
Zamknąłem oczy i odchyliłem głowę. Słowa tekstu same przelatywały mi przez umysł. Zdążyłem wyłapać kilka z nich, nim na dobre uciekły.
W pewnym momencie utwór ożył i przyspieszył. Zerknąłem na pogrążonego w skupieniu Etienne’a. Jego palce płynnie tańczyły po progach, aż w końcu muzyka zaczęła blaknąć.
Zapadła cisza, a Etienne popatrzył po nas wyczekująco.
– Zajebiste, jest moc. – Shaun pokiwał głową. – Ale skąd ta melancholia na początku? Czyżby Ivy trzymała cię z daleka od łóżka? – Ryknął śmiechem, przez co znów ode mnie oberwał, chociaż i ja się zaśmiałem.
Et prychnął, odłożywszy gitarę, i mruknął:
– To ballada, pacanie. Potrzebujemy czegoś lżejszego. Jeszcze tylko nasz mistrz ceremonii musi napisać tekst. – Zerknął na mnie.
Przytaknąłem.
– Chyba już nawet mam pomysł – oświadczyłem. – Na pojutrze będzie gotowe, o ile się nie zatnę.
Podniosłem się z miejsca, zerknąwszy na telefon, który wcześniej wibrował w mojej kieszeni. Zobaczyłem, że mam sporo powiadomień na Instagramie, w tym dwie wiadomości prywatne.
– Dobra, panowie, chwilowo lecę – powiedziałem, uświadomiwszy sobie, która jest godzina. – Postaram się wrócić jeszcze przed ósmą. Rozgrzewajcie palce.
– Co cię tak ciśnie? – spytał Shaun. – Fajna chociaż ta laska?
Uniosłem brew.
– Muszę ogarnąć aptekę – wycedziłem przez zęby.
Shaun natychmiast zrozumiał i zacisnął usta.
– Dla niego?
– A jakże. – Westchnąłem.
ROZDZIAŁ 6
♫ Lostboycrow – Talk Back To Me
Drea, 26 lat
Zaparkowałam na parkingu pod FreshCo Market. Wcisnęłam się na wolne miejsce dosłownie na grubość lakieru, ale wyszło mi to całkiem zgrabnie. Moja honda civic wciąż dawała radę. Uwielbiałam tego japońskiego sedana, chociaż gdy go kupiłam, nana prawie padła ze śmiechu.
Babcia była typem kobiety, która preferowała samochody o subtelności małych ciężarówek. Jej toyota tundra dalej kurzyła się w garażu. Nie lubiłam jeździć tym olbrzymem. Był mało zwrotny, a ja ledwo wystawałam zza kierownicy. Nie miałam pojęcia, jakim cudem babcia – a była jeszcze niższa ode mnie – widziała cokolwiek przez przednią szybę. Wyglądała w tej toyocie jak Kot w butachza kółkiem. Z tymi butami to by się nawet zgadzało, bo babcia je uwielbiała. Miała nawet dwie specjalne szafy przeznaczone wyłącznie do przechowywania swojego designerskiego obuwia. Z charakteru też była poniekąd podobna do Kota w butach. Mała, ale harda.
Najzabawniejszy był fakt, że nana była w mniejszości w kwestii samochodów. Wbrew pozorom na ulicach Kanady znacznie częściej można było spotkać kompaktowe auta niż wielkie pickupy. To Amerykanie mają fioła na punkcie gigantów, które wyglądają, jakby ktoś skonstruował je na myśl o nadchodzącej apokalipsie.
Może za często oglądają Godzillę i boją się, że ta przerośnięta małpa rzeczywiście ich zaatakuje?
Po przeciśnięciu się pomiędzy samochodami ruszyłam w stronę wejścia do marketu, po drodze załatwiając sobie wózek. Moja lodówka świeciła pustkami, a ja miałam ogromną ochotę na poutine[4], tylko brakowało mi produktów. Bez frytek raczej ciężko to przyrządzić.
Stałam przy warzywach, starannie wybierając najładniejsze cebule, gdy w tylnej kieszeni spodni zawibrowała moja komórka, więc automatycznie po nią sięgnęłam. Ten odruch wyrobiłam sobie za sprawą babci jeszcze w czasie studiów. Ponieważ mieszkałam wtedy na drugim końcu kraju – w trakcie licencjatu w Vancouver, a podczas magisterki w regionie Okanagan – babcia odchodziła od zmysłów, kiedy zbyt długo nie odbierałam. I pomimo że nie dzwoniło do mnie za wiele osób, wciąż starałam się sprawdzać na bieżąco wszelkie powiadomienia. Ścisnęło mnie w klatce piersiowej na myśl, że przecież już nigdy nie ujrzę imienia babci na wyświetlaczu.
Zamknęłam powieki, aby przepędzić łzy. Nie chciałam rozkleić się w sklepie. Już wystarczyło, że niektórzy i tak co chwila oceniająco na mnie łypali. Być może liczyli właśnie na to? Że będę zapłakana przechadzać się i straszyć między półkami niczym Jęcząca Marta w toalecie Hogwartu? W końcu przeżywałam żałobę i każdy zdawał sobie z tego sprawę, bo babcia była znana w mieście, a na jej pogrzeb przybyły tłumy.
Niektórzy mieszkańcy Brantford wręcz żerowali na takich przygnębiających sytuacjach. Gdy ponad rok temu doszło tutaj do nieszczęśliwego utonięcia w przepływającej przez miasto rzece Grand River, część osób jeszcze do niedawna odgrzebywała ten temat.
„A może ktoś zepchnął tę kobietę z mostu?”
„Zapewne miała kochanka, jej mąż się o tym dowiedział i zabił ją z zazdrości”.
„Oczywiście, że miała kogoś na boku, nawet na taką wyglądała”.
Wzdrygnęłam się na wspomnienie tych bredni, które opowiadali. Nie planowałam stać się ich kolejną ofiarą, więc zapanowałam nad emocjami – nie chciałam ich publicznie okazywać.
Odetchnęłam, odblokowałam smartfona i zastygłam jak zamieniona w lodowy posąg. Wielkość moich oczu zapewne przypominała teraz spodki UFO.
Cyrus odpisał. Wpatrywałam się w ekran telefonu, odnosząc wrażenie, że zaczął żyć własnym życiem, i po dłuższej obserwacji swojej durnej właścicielki uznał, że zrobi sobie z niej jaja, po czym wysłał mi fałszywą odpowiedź od wokalisty.
Przecież to niemożliwe, aby on naprawdę zareagował na moją wiadomość. A jednak. Na liście nielicznych instagramowych konwersacji widniała podświetlona rozmowa z Cyrusem, która wręcz raziła mnie w oczy. Zaaferowanie zmieszało się w moim wnętrzu z podenerwowaniem, a żołądek skurczył się z nadmiaru doznań.
Kurwa – pomyślałami potarłam czoło. I co teraz? Chyba powinnam to pociągnąć? W obecnej sytuacji nie wypadało nie odczytać, prawda? Przełknęłam zalegającą w ustach ślinę i ostrożnie – jakby miało zaboleć – kliknęłam w czat.
Cyrus: Hej! Dzięki za miłe słowa, to wiele dla mnie znaczy! Mam nadzieję, że jak przesłuchasz nasz nowy singiel, to będziesz zachwycona. A tak z ciekawości… Jak na nas trafiłaś? Czyżby przez Spotify (miej świadomość, że zadaję to pytanie z naiwną nadzieją w głosie!)? :)
Nie dość, że odpisał, to jeszcze nie potraktował mnie jak szurniętej fanki. Znów poczułam się jak w podstawówce, gdy ulubiony chłopak odpisywał na mój liścik i przekazywał go na lekcji, tak że wędrował przez kolejne ławki.
Zrobiło mi się ciepło i musiałam nieco rozplątać szalik, który ciasno owinęłam wokół szyi. Chyba nawet jęknęłam.
Przez moją ekscytację zdołała się przebić informacja o tym, że ktoś potrącił mnie ramieniem, i jak na typowego Kanadyjczyka przystało, od razu przeprosił. Kiwnęłam głową, nawet nie zwracając uwagi na tę osobę.
Zapomniałam, że miałam wybrać cebule, zamiast tego wrzuciłam pierwszą lepszą siatkę warzyw do wózka. Jeszcze nigdy nie zrobiłam tak szybko zakupów na cały tydzień. Po trzydziestu minutach znów siedziałam w samochodzie i niczym wariatka wpatrywałam się w litery układające się w słowa Cyrusa.
Stwierdziłam, że odpiszę na luzie, a przynajmniej się postaram, bo mój napięty z nerwów tyłek zdecydowanie nie należał teraz do wyluzowanych. Tutaj zresztą nie było zbyt dużego pola do dyskusji. Cyrus chciał się tylko dowiedzieć, jak na nich trafiłam. Jako młody zespół starali się przebić przez konkurencję, na pewno stąd reklama na ich Instagramie. Cyrus był po prostu ciekawy, która z tych metod najlepiej się sprawdziła.
To się nazywa badanie rynku, matole.
Uciszyłam więc narastające w moim umyśle wyobrażenia o cholera wie czym i zaczęłam stukać w ekran.
Drea: Cześć! Dziękuję, że mi odpisałeś. Szczerze mówiąc, nie spodziewałam się, że w ogóle odczytasz moją wiadomość. Jestem pewna, że pokocham Wasz najnowszy kawałek równie mocno, jak pozostałe! A trafiłam na Was przez Instagram (Wasza reklama wyświetliła mi się w story) :)
Okej, wysłałam. Założyłam, że na tym skończy się nasza rozmowa, ale w momencie, w którym już prawie włączałam silnik samochodu z zamiarem odjechania z parkingu, zauważyłam, że mężczyzna odczytał i co więcej, zaczął natychmiast odpisywać.
Ponownie zamarłam, wgapiając się z niedowierzaniem w trzy latające kropeczki świadczące o tym, że Cyrus stukał w klawiaturę. Czułam się tak skołowana, jakby zaczarowany gadający imbryk właśnie mnie poinformował, że dostałam zaproszenie do zaczarowanego zamku na bal u Bestii.
Cyrus: Cieszę się, że reklama na Instagramie Cię do nas doprowadziła :) A z innej beczki… Jak mógłbym nie odpisać dziewczynie o takim imieniu? Dlaczego założyłaś, że nie odczytam tej wiadomości? PS Czy Drea to skrót od Andrei?
Takim? Co mógł mieć na myśli? Momentalnie wprawiłam kciuki w ruch. Nagle zapomniałam o wcześniejszym stresie. Poczułam pilną potrzebę kontynuowania tej rozmowy, nawet jeśli oznaczało to spędzenie kolejnych minut na przednim fotelu mojej wychłodzonej hondy i odmrożenie sobie czterech liter.
Drea: Takim, czyli jakim? :) Tak, to skrót od Andrea, ale nikt mnie tak nie nazywa. Nie przepadam za pełną formą mojego imienia, więc mów mi Drea :) PS Myślałam, że nie odczytasz mojej wiadomości, bo… Szczerze? Nawet nie wiem, jak mam Ci to wyjaśnić, żeby nie wyjść na stalkującą Cię fankę.
Postawiłam na szczerość. Nana zawsze powtarzała, że lepiej, aby kogoś zabolało wyznanie prawdy niż paskudna gorycz, gdy się dowie, że został oszukany. Starałam się kierować tą zasadą na co dzień.
Cyrus: Takim, czyli pięknym :) Jest oryginalne. A wyjaśnij mi to tak, jak uważasz za stosowne. Jeśli to będzie wiązało się z tym, że oceniłaś mnie jako „nadymanego gwiazdora”, postaram się wyprowadzić Cię z błędu :) I obiecuję, że nie wezmę Cię za stalkerkę. PS Inna sprawa, że taką ładną stalkerką bym nie pogardził.
O bogowie w niebiosach, czemu żeście się na mnie uwzięli. Poczułam, że oblewam się gorącym rumieńcem, a nie zdarzało mi się to zbyt często. Spojrzałam w tylne lusterko. Chwilowo przypominałam wyglądem świeżego buraka. I zachichotałam, a ja niemal nigdy tego nie robiłam. Nieraz wybuchałam śmiechem, i to gromkim, ale do tej pory żadnemu mężczyźnie nie udało się wywołać we mnie piskliwego, nieco nerwowego chichotu. Cyrus dokonał niemożliwego za pomocą zaledwie kilku wiadomości.
Drea: Okej, przyznaję bez bicia: z góry założyłam, że ktoś taki jak Ty (czytaj: artysta) nie zaprząta sobie głowy odpowiadaniem na wynurzenia swoich fanów (z naciskiem na: fanek). Zakładam, że dostajesz mnóstwo takich wiadomości. Uznałam, że na pewno nie masz czasu na nie odpowiadać. Tym bardziej się cieszę, że jednak się pomyliłam. PS Chyba powinnam podziękować za komplement?
Cyrus: Technicznie rzecz biorąc, to za dwa.
Drea: Dwa?
Cyrus: Dwa komplementy. Najpierw skomplementowałem Twoje imię, a później urodę.
Wybuchnęłam śmiechem. Okej, piłka jest po jego stronie.
Cieszyłam się, że nie usunęłam tych dwóch zdjęć z Instagrama, które wrzuciłam na swój profil jakiś czas temu. Na jednym z nich byłam z babcią. Zrobiłam nam selfie w dniu jej siedemdziesiątych trzecich urodzin. Na drugiej fotografii roześmiana trzymałam dyplom ukończenia studiów.
Cyrus: PS I wcale nie dostaję dużo takich wiadomości, więc tym bardziej doceniam, że podzieliłaś się ze mną swoimi odczuciami odnośnie do mojej muzyki.
Drea: Masz rację. Zatem dziękuję za oba komplementy. To miłe.
Cyrus: Nie wiem, czy miłe, ale na pewno szczere.
Szlag. Był dobry w te klocki i nadzwyczaj skuteczny, a ja nie mogłam wyjść z szoku, ponieważ namacalnie ze mną flirtował. Wydawało mi się to nierealne. Miewałam problemy z zaufaniem, nie raz już boleśnie się sparzyłam, ale w tej sytuacji czułam się wyjątkowo bezpiecznie, schowana za kolorowym ekranem swojego smartfona.
Drea: W takim razie tym bardziej dziękuję. Doceniam szczerość :)
Cyrus: Chyba nie chcesz uciąć naszej pogawędki, Drea?
Brwi powędrowały mi do góry.
Drea: Dlaczego tak sądzisz?
Cyrus: Bo Twoje odpowiedzi są coraz krótsze. Mam nadzieję, że Cię nie spłoszyłem.
Drea: Spokojnie, nie tak łatwo mnie przestraszyć :) Po prostu siedzę w samochodzie na parkingu pod sklepem i powoli kostnieją mi palce, bo na zewnątrz jest na minusie.
Cyrus: A skąd jesteś, jeśli mogę spytać? Oczywiście nie musisz odpowiadać.
Już miałam mu zdradzić, skąd pochodzę, ale się zawahałam. Czy powinnam na wstępie dzielić się z obcym mężczyzną takimi informacjami? Z drugiej strony, on nie ukrywał, że urodził się w Slave Lake, zawarł to w swoim biogramie na fanpage’u. Jeśli tam mieszkał, dzieliło nas grubo ponad trzy tysiące kilometrów, a ja nie zamierzałam przecież podawać mu swojego dokładnego adresu. Wątpiłam, aby wykorzystał to przeciwko mnie. Raczej nie planował przyjechać do Brantford i szukać mnie po całym mieście.
Zaśmiałam się pod wpływem własnej głupoty. Może jednak naczytałam się za dużo tych dark romansów z seksownymi stalkerami w roli głównej, którzy najpierw śledzą swoją ofiarę, a potem ją porywają i przywiązują do ramy łóżka.
Dobra, raz kozie śmierć.
Drea: Z Brantford, w Ontario. A Ty jesteś ze Slave Lake, w Albercie, prawda?
Cyrus: Widzę, że mnie sprawdzałaś :) Nie powiem… Jestem zaszczycony.
Drea: Oj, tylko troszkę poszperałam. Już sobie tak nie schlebiaj…
Cyrus: Ha, ha, słuszna uwaga:) Tak, mieszkam w Slave Lake. Pięknie tutaj mamy. Byłaś kiedyś w moich okolicach?
Drea: Niestety nie, jeszcze tam nie dotarłam, ale już dodaję Slave Lake do mojej listy miejsc do zobaczenia. Za to uwielbiam Kolumbię Brytyjską. Studiowałam w Vancouver.
Cyrus: Alberta jest znacznie ładniejsza, zapewniam.
Drea: Czy to zaproszenie?
Przez dłuższą chwilę nie odpowiadał i zaczęłam się martwić, czy tym razem to ja nie przestraszyłam jego, ale Cyrus okazał się twardym zawodnikiem.
Cyrus: Wrócimy do tego :) A co studiowałaś?
Drea: Zadajesz dużo pytań.
Cyrus: Oczywiście. Chcę Cię lepiej poznać. Ty również pytaj mnie, o co tylko chcesz.
Och, uważaj, o co prosisz, bo jeszcze skorzystam…
Drea: Pracuję jako certyfikowany kinezjolog w klinice zdrowia. Robiłam magisterkę z nauk o zdrowiu i ćwiczeniach fizycznych.
Cyrus: No ładnie… Czyli mam do czynienia z Panią magister inżynier. Aż poczułem się głupi. PS Lubisz swoją pracę? Chyba jest wymagająca.
Zaśmiałam się.
Cwaniak…
Drea: Wybacz, nie chciałam wprowadzić Cię w zakłopotanie swoją wrodzoną inteligencją:) Twoja kolej. Jaka jest Twoja historia? Od zawsze marzyłeś o własnym zespole? PS I tak, uwielbiam swój zawód, mimo że czasami jest trudno, ale sprawia mi ogromną satysfakcję.
Cyrus: Co do zespołu – tak, zdecydowanie. Poświęciłem temu całe życie, mimo że w mojej rodzinie to nie było zbyt dobrze widziane. Jedynie moja matka mnie wspierała. Z kolei mój ojciec zapewne wciąż uważa, że nie dam rady się z tego utrzymać.
Drea: A dajesz radę?
Cyrus: Jeszcze nie na tyle, na ile bym sobie życzył, ale mam nadzieję, że udowodnię, że się mylił.
Zerknęłam na jego poprzednią wiadomość. Zaintrygował mnie czas przeszły, którego użył, gdy wspomniał o mamie. Jednocześnie zrobiło mi się przykro, bo wyglądało na to, że rodzina go nie wspierała. Pod tym względem się z nim utożsamiłam. Mnie także motywowała tylko jedna bliska osoba i z bólem serca używałam w tym kontekście również czasu przeszłego.
Dźwięk najnowszej odpowiedzi wytrącił mnie z równowagi.
Cyrus: Mam prośbę.
Drea: Tak?
Cyrus: Muszę teraz wyjść, bo mamy z chłopakami próbę, a Ty jedź do domu i się ogrzej. Nie chciałbym, żebyś się przeze mnie przeziębiła. Obawiam się, że Twoi pacjenci nie byliby szczęśliwi, gdybyś nie przyszła przez to do pracy :) A jak już oboje będziemy wolni, to będziemy kontynuować. Tylko musisz mi obiecać, że nie uciekniesz.
Zagryzłam dolną wargę.
Drea: Muszę? :) A Ty mi obiecasz, że tutaj wrócisz?
Cyrus: Choćbym miał pisać z obiema złamanymi rękami – tak, wrócę. Obiecuję.
Okej, lekko się w tej chwili rozpłynęłam.
Drea: A ja obiecuję, że nie ucieknę i będę czekała na wiadomość. Miłej próby!
Cyrus: Wracaj bezpiecznie do domu. Do usłyszenia później.
Z westchnięciem głębiej zatopiłam się w fotelu, po czym odpaliłam silnik hondy i chociaż nie należałam do cierpliwych, uznałam, że oczekiwanie to jednak całkiem przyjemny stan. A teraz miałam na co czekać, i to jak cholera.
[4] poutine – tradycyjna kanadyjska przekąska. Składa się z frytek, charakterystycznego sera (cheese curds) oraz sosu pieczeniowego. Powstała w prowincji Quebec.
ROZDZIAŁ 7
♫ Maroon 5 – Memories
Drea, 26 lat
Po powrocie do domu i rozpakowaniu zakupów zaparzyłam kawę – w końcu nie chciałam przypadkowo zasnąć, dopóki Cyrus się nie odezwie – i przebrałam się w ulubione leginsy.
Gdy byłam nastolatką, nie przepadałam za tym, jak podkreślają mój wypukły tyłek, ale gdy lata później nana podarowała mi pierwszą porządną parę, pojęłam, dlaczego każda szanująca się Kanadyjka posiadała w swojej garderobie przynajmniej jedną szufladę leginsów, najczęściej marki Lululemon. Nie istniało nic wygodniejszego. Może nie wychodziłam w nich do ludzi – w odróżnieniu do innych kobiet, które wkładały je nawet do eleganckich żakietów – ale potrafiłam docenić ich urok w domowym zaciszu.
Zasiadłam w ukochanym fotelu z wysuwanym podnóżkiem, który ustawiłyśmy z babcią na tle naszej pokaźnej brzozowej biblioteczki. Trzy ściany były całkowicie zdominowane przez regały ciągnące się niemal do samego sufitu. Aby sięgnąć na najwyższe półki, musiałam podstawiać sobie schodki i, cholera, jak ja kochałam to uczucie! Czułam się wtedy jak w Clementinum, bibliotece barokowej w Pradze, którą wiele razy podziwiałam na zdjęciach. Miałyśmy się tam wybrać latem z naną, tyle że zawał nas uprzedził…
Biblioteczka była podświetlona od góry LED-ową listwą w ciepłym, naturalnym kolorze i doskonale prezentowała rodzinny księgozbiór. To pomieszczenie należało do moich zdecydowanych ulubieńców, a babcia darzyła je taką samą sympatią.
Dziadkowie przez lata kolekcjonowali egzemplarze różnych historii. Gdy dorosłam i dysponowałam już własnymi pieniędzmi, sama obsesyjnie kupowałam książki, poszerzając ten zbiór. Do tej pory zresztą paczki z książkami pojawiały się pod moimi drzwiami. Już nawet zakumplowałam się z kurierem, który je dostarczał. Nic dziwnego, skoro odwiedzał mnie przynajmniej raz w tygodniu.
Największym sentymentem darzyłam półkę, na której ustawiłam najpiękniejsze wydania, takie z malowanymi brzegami i te w twardych oprawach z obwolutami.
Można było tutaj znaleźć niemal wszystkie gatunki – od biografii, przez przewodniki, aż po klasykę literatury. Nana namiętnie zaczytywała się w powieściach historycznych i obyczajowych. Ja preferowałam romanse oraz fantastykę, oczywiście obowiązkowo z wątkiem miłosnym. Często sięgałam też po baśnie. Z kolei, wedle słów babci, dziadek za młodu ukrywał nos w kryminałach, okazjonalnie też w horrorach. Większość wolnego czasu poświęcałam na czytanie. To naturalne, skoro wychowywałam się z kobietą, która poświęciła książkom całe swoje życie. Byłam z tego diabelnie dumna.
Nawet nie wiesz, jak bardzo za tobą tęsknię, babciu…
Niespodziewanie zawibrował leżący na moich kolanach telefon. W popłochu porwałam go w dłonie i odczytałam wiadomość.
Cyrus: Jestem z powrotem, tak jak obiecałem. A Ty, Drea? :)
Szeroko się uśmiechnęłam, bo przyznaję, część mnie wątpiła, czy Cyrus będzie o mnie pamiętał. Tak, bywałam patologicznym niedowiarkiem, głównie dzięki rodzicom i ich niedotrzymywanym obietnicom. Ucieszyłam się jednak, że tym razem moje czarnowidztwo ostro dostało po dupie. Należało mu się.
Drea: Jestem, również zgodnie z obietnicą. :)
Cyrus: Zagrzałaś się już?
Drea: Trochę, ale przy okazji sobie uświadomiłam, że nie kupiłam wszystkiego, co chciałam. Nie będę wskazywała winnego palcem…
Cyrus: Och, nie! (Tutaj dramatycznie chwytam się za serce). Czyżby to przeze mnie?!
Drea: Może… (tutaj pukam się palcem po brodzie). Wiesz, przyzwyczaiłam się już, że w okolicznym markecie okazjonalnie wpadam na Brada Pitta albo Chrisa Hemswortha. Kiedyś zwaliłabym winę na nich, ale nie robią już na mnie żadnego wrażenia. Za to rzadko dostaję wiadomości od muzyków, więc kiedy mi odpisałeś, całkowicie wybiłeś mnie z mojego zakupowego rytmu, no i nie kupiłam ziemniaków!
Miałam nadzieję, że Cyrus załapie te moje denne dowcipy. Nie każdy je rozumiał, ale nie umiałam się powstrzymać. Chyba świadomie zaczynałam go powoli testować, sprawdzać, czy nadajemy na tych samych falach.
Cyrus: O cholera. Bardzo mi przykro! Mogę Ci to jakoś wynagrodzić? Powiedz tylko słowo!
Nie kuś…
Cyrus: PS Zrobię wszystko, przysięgam! (Tutaj padam na kolana i układam dłonie jak do modlitwy).
Wybuchnęłam śmiechem.
Cyrus: PS 2 Ja non stop stoję w kolejce po kebab tuż za Charlize Theron, tak że rozumiem. Też zaczyna mnie to już nużyć, serio. No ile można?
Parsknęłam herbatą na boki. Czyli jego dowcipy były tak samo denne jak moje. Cudownie! No i kolejny punkt dla niego.
Drea: Skandal!Istny koszmar! To musi być okropnie męczące, stać niedaleko tak pięknej kobiety! Jak znoszą to Twoje biedne nerwy?!
Cyrus: Ledwo! Ale jeśli mam być szczery, to znam o wiele piękniejsze dziewczyny. Z jedną nawet koresponduję.
Spokojnie, Drea. Oddychaj. Oddychanie to życie.
Drea: Hmm… Mówisz? A jaka ona jest?
Cyrus: Nie znam jej jeszcze zbyt dobrze, ale na ten moment mogę Ci zdradzić (wnosząc po jej zdjęciach), że jest olśniewającą brunetką z lokami długimi do pasa. I wygląda na to, że charakter ma jeszcze lepszy.
Drea: Brzmi jak ideał. Wiesz… To trochę podejrzane… Skąd ją w ogóle wytrzasnąłeś?
Cyrus: Najlepsze jest to, że to ona wytrzasnęła mnie.
Drea: Dobra, cofam to. W takiej sytuacji, to jednak wcale nie jest podejrzane. To wygląda na przeznaczenie. Musisz się jej trzymać.
Cyrus: Jasne, też tak sądzę. Postaram się tego nie spieprzyć.
Przepraszam, czy ktoś mógłby mi podać wachlarz oraz kubeł lodu, żebym mogła wsadzić tam twarz, a najlepiej całą głowę?
Skubany, wiedział, jak zakręcić dziewczyną.
W tym momencie przestałam się dziwić, dlaczego ludzie tak namiętnie rejestrowali się na stronach pokroju Tindera. To było uzależniające. Bawiłam się świetnie, a uśmiech rozciągał moje usta, aż bolały mnie mięśnie. Po moim ciele rozchodziło się przyjemne mrowienie. Miałam wrażenie, że mój mózg zaraz zwariuje od nadmiaru endorfin.
To doświadczenie było o wiele lepsze od niejednej randki. Gdy pisałam z Cyrusem, nie musiałam się przejmować, czy palnę coś nieodpowiedniego, bo miałam czas, aby pomyśleć, zanim odpowiem. Odpadało również klasyczne skrępowanie pod wpływem spojrzenia nieznajomego i jeszcze gorsza cisza, która, chcąc nie chcąc, pojawiała się za każdym razem.
Cyrus: Jeszcze Cię nie wystraszyłem, prawda?
Drea: Nie. Próbuję zaczerpnąć tchu.
Cyrus: Dopiero się rozkręcam. Daj mi szansę, a postaram się, aby naprawdę Ci go zabrakło.
Drea: Jeśli będziesz mi tak pisał, to z pewnością zabraknie mi go już wkrótce, flirciarzu.
Cyrus: A wiesz, co jest najlepsze? Wcale nie jestem flirciarzem. Należę raczej do osób, które trzymają się z boku, a na widok pięknej dziewczyny język staje mi kołkiem w gardle. To Ty budzisz we mnie jakieś demony, o których istnieniu nawet nie miałem pojęcia!
Drea: Bo jestem czarownicą. Nie wspominałam?
Cyrus: Ja pierdzielę, wiedziałem! Wiedziałem, że w tych wszystkich bajkach to zwykła ściema! W rzeczywistości czarownice są piękne! Zawsze to powtarzałem, ale nikt mi nie wierzył! Nareszcie mam dowód! PS Masz miotłę? Błagam, powiedz, że masz.
Drea: Oczywiście, że mam, nawet dwie. Stoją w garażu, ale latam na nich tylko po zmroku, żeby nikogo nie wystraszyć.
Chociaż jak dla mnie kilka osób z mojej miejscowości mogłoby się posrać ze strachu, nie miałabym nic przeciwko.
Drea: PS A te bajki to sobie można wsadzić między… bajki właśnie. Okropnie stereotypowo nas opisują. To wszystko to pomówienia, zapewniam!
Cyrus: