Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
53 osoby interesują się tą książką
Karina mieszka w małym mieście, ma dobrą pracę, przyjaciół i rodzinę. Jej poukładaną w miarę egzystencję burzy wiadomość o śmierci ukochanej przyjaciółki z dzieciństwa - Karoliny. Dociera do niej, że właśnie straciła jedną z najważniejszych osób w swoim życiu, a najbardziej boli ją to, że przez ostatnie lata nie miały dla siebie czasu. Na cmentarzu spotyka starszego brata przyjaciółki, a zarazem swoją licealną miłość - Pawła, a kilka dni później dostaje tajemniczy list. Ku ogromnemu zdziwieniu odkrywa, że napisała go Karolina. List dostaje również Paweł.
Czy obojgu uda się spełnić ostatnią wolę zmarłej?
Jaką prawdę o zmarłej Karolinie odkryją dzięki wiadomościom z zaświatów?
I czy odważą się zawalczyć o swoje szczęście i wskrzesić dawne uczucie?
Niektóre pożegnania są tylko początkiem.
Wigilia. Karina wraca do pustego mieszkania, dźwigając ciężar niewypowiedzianych słów i straconych lat. Ale tego wieczoru przeszłość nie zamknie przed nią drzwi. Na stole czeka list – od Karoliny. Przyjaciółki, która już nie żyje.
Każda kolejna wiadomość to zagadka, wyzwanie i obietnica, której nie sposób zignorować. Słowa zza światów prowadzą Karinę do mężczyzny, którego nigdy nie przestała kochać, do dziecka, które nie powinno być samo, i do prawdy, której bała się spojrzeć w oczy.
Bo czasem to ci, którzy odeszli, wskazują nam drogę do życia, miłości i siebie samych.
Poruszająca historia o drugich szansach, więziach silniejszych niż śmierć i miłości, która nigdy nie umiera.
Karolina z alenajpierwksiążka
Cudowna historia o niezwykłej przyjaźni, ale również o uczuciu, uśpionym przez długi czas, które budząc się rozkwita jak piękny kwiat. Wspaniała, ciepła, wzruszająca opowieść, gorąco polecam.
Ewa z czytajac_wsrod_kwiatow
Karolina to znakomita, pełna emocji opowieść o życiowych trudnościach, stracie, przyjaźni oraz bezgranicznej miłości. Autorka stworzyła niezwykle szczerą, trudną, ale równie piękną historię o życiu. O nas. O naszych przyjaciołach, sąsiadach, współpracownikach, osobach, z którymi mijamy się na ulicy. Bohaterowie są właśnie tacy, jak my. Prawdziwi, czasem dość mocno złamani przez los, zagubieni, ale nade wszystko pragnący kochać i być kochanymi.
Lena z kruki.czytaja.po.zmroku
"Karolina" to trzymająca w napięciu, chwytająca za serce opowieść o prawdziwej przyjaźni, miłości i sekretach rodzinnych. Dajcie się porwać tej pełnej emocji historii! Polecam serdecznie!
Joanna Sobczyk Blog Zapiski przy Kawie
To historia, która wciąga już od pierwszej strony i daje nadzieję, ponieważ nie wiemy co przyniesie dla nas życie. Czasami jedna najbardziej szalona decyzja sprawia, że jesteśmy naprawdę szczęśliwi, a każdy kolejny dzień może przynieść nie jedną niespodziankę. Gorąco polecam!
Justyna Glinka, www.justynaczyta.pl
Czy śmierć siostry, albo najlepszej przyjaciółki może przynieść coś dobrego? Ta historia pokazuje, że nawet z zaświatów można popchnąć bliskich do działania, ale i można wyznać im skrywaną tajemnicę. Historia, która wyciśnie z Was morze łez, więc zapas chusteczek się przyda Jednak będzie też cudowna kumulacja szczęścia na osłodę. Po prostu musicie przeczytać tę książkę.
Anna Radomska Żyć nie umierać
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 287
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Tej autorki w Wydawnictwie WasPos
Zosia i porucznik
Emilia i Tatar
Karolina
W PRZYGOTOWANIU
Szkoła magii Panny Preston (czerwiec 2025 r.)
Wszystkie pozycje dostępne również w formie e-booka
Copyright © by Gabriela Feliksik, 2024Copyright © by Wydawnictwo WasPos, 2025All rights reserved
Wszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowania oraz udostępniania publicznie bez zgody Autora oraz Wydawnictwa pod groźbą odpowiedzialności karnej.
Redakcja: Barbara Wiśniewska
Korekta: Aneta Krajewska
Projekt okładki: Magdalena Czmochowska
Zdjęcie na okładce: Adobe Firefly
Ilustracje wewnątrz książki: pngtree.com
Skład i łamanie oraz wersja elektroniczna: Adam Buzek/[email protected]
Wydanie I – elektroniczne
Wyrażamy zgodę na udostępnianie okładki książki w internecie
ISBN 978-83-8290-742-1
Wydawnictwo WasPosWarszawaWydawca: Agnieszka Przył[email protected]
Spis treści
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Epilog
Rozdział 1
Nie mogłam w to uwierzyć. Moja cudowna, pełna życia i uśmiechu przyjaciółka z lat szkolnych odeszła. Początkowo nie uwierzyłam, kiedy Kasia zadzwoniła z tą wiadomością. No bo przecież w śmierć młodej osoby zawsze jest trudno uwierzyć, czy się z nią pogodzić. Wiedzieliśmy wszyscy, że Karolina choruje, ale uparcie powtarzała, że to nic takiego i że szybko z tego wyjdzie. Zresztą, nie widywałyśmy się w ostatnich latach często, więc w zasadzie nie miałam, jak sprawdzić, co się z nią dzieje. Kiedy ktoś o tym wspominał, wzruszałam tylko ramionami i nie przejmowałam się zbytnio. Zwłaszcza że parę miesięcy temu napisała mi na Messengerze, że u niej wszystko ok, więc nie zadawałam dodatkowych pytań. Skoro napisała ok, to czemu miałam drążyć? Odłożyłam naszą rozmowę na kiedy indziej… na później… i teraz wiedziałam, że to później już nie nastąpi. Dopiero płacz Katarzyny uświadomił mi powagę sytuacji i wyrwał ze stanu niedowierzania, w którym trwałam przez jakiś czas. Ciągle jeszcze wypierałam tę informację. Płacz Kaśki był jednak tak prawdziwy, że wiadomość do mnie dotarła, ale nie umiałam sobie z nią poradzić. I nie wiedziałam, jak mam zareagować. Pożegnałam się z koleżanką lekko otępiała i wpatrywałam ścianę. Dopiero po chwili synapsy w mózgu się połączyły i wtedy ze wzmożoną siłą poczułam, że informacja o śmierci Karoliny wreszcie przebiła się przez warstwę otumanienia. Wtedy łzy same poleciały. Karolina nie żyła. Umarła osoba starsza ode mnie zaledwie o dwa lata, zawsze pełna życia i energii, tryskająca szczęściem i zarażająca dobrym nastrojem. Jej twarz stanęła mi przed oczami, a łzy ciągle spływały po policzkach. Nie wiedziałam, co robić. W pierwszej kolejności pomyślałam, że mogłabym zadzwonić do jej mamy, ale nie wiedziałam, co powinnam jej powiedzieć. Nie byłam nawet pewna, czy mam numer telefonu. Zresztą z jej mamą też długo się nie widziałam… I o co miałabym zapytać? Czy to prawda? Był jeszcze Paweł… tak długo o nim nie myślałam. Starszy brat Karoliny. Ale kiedyś moja relacja z nim była dość skomplikowana. Traktował mnie jak nieprzytomnie zakochaną małolatę, którą raczej pogardzał, tolerował czasami. Wątpiłam, że po tylu latach mnie pamięta. Poza tym, co mogłabym mu powiedzieć? Zapytać, jak gdyby nigdy nic, czy to prawda, że jego siostra nie żyje? Wzięłam do ręki telefon. Miałam wpisany kontakt do Pawła, właściwie to kiedyś znałam go na pamięć, nie mogłam mieć jednak pewności, że nie zmienił numeru przez te wszystkie lata. Zrobiłam więc coś głupiego. Zadzwoniłam na komórkę Karoli. Nie myślałam w tej chwili racjonalnie, a kiedy usłyszałam znajomy głos na poczcie głosowej, rozkleiłam się totalnie.
– Tu Karolina, nie mogę teraz rozmawiać, zostaw, proszę, wiadomość… na pewno oddzwonię lub odpiszę. Miłego dnia!
– Karola – wyszeptałam głosem pełnym bólu – gdzie jesteś? Przecież to niemożliwe… odpowiedz… nie wygłupiaj się. Nie rób mi tego. Miałyśmy się umówić, porozmawiać. Przepraszam, że ciągle odkładałam na później to nasze spotkanie. Ale wiecznie nie było czasu… Karola?
Po drugiej stronie panowała jednak głucha cisza. Dopiero wtedy zrozumiałam, że już nigdy więcej jej nie usłyszę. Płakałam. Dobrze, że byłam akurat w domu, bo trudno byłoby mi się zachowywać normalnie, gdybym siedziała w jakimś biurze. Pracowałam zdalnie jako korektorka, a czasami jako tłumaczka z języka francuskiego. Ze względu na okres przedświąteczny miałam mniej zleceń, więc oddałam się całkowicie rozmyślaniom o Karolinie i wyrzutom sumienia, że ostatnio nie miałam dla niej czasu. A właściwie przez ostatnich parę lat. Zamknęłam laptopa, przy którym siedziałam, kiedy zadzwoniła Kaśka i usiadłam na kanapie, co jakiś czas wybierając numer Karoliny i wsłuchując się w nagraną przez nią wiadomość. Jej głos działał na mnie dziwnie kojąco, jakby oddalając ode mnie fakt śmierci. Położyłam się, zamknęłam oczy i pozwoliłam, by wspomnienia mną zawładnęły.
Przez podstawówkę byłyśmy razem z Kaśką i Karoliną, jak jakieś trzy muszkieterki, jak o sobie mówiłyśmy żartobliwie. Karolina, Kaśka i ja, Karina, młodsza o dwa lata, ale to nigdy nie stanowiło dla nas problemu. Spędzałyśmy ze sobą cały wolny czas. Lata dziewięćdziesiąte to piękne chwile, kiedy po szkole wychodziło się z koleżankami, bo rodzice nie wozili nas wtedy na jakieś dodatkowe zajęcia. Sami musieliśmy sobie te zajęcia znaleźć. Byłyśmy ze sobą bardzo blisko, ale różniłyśmy się zarówno wyglądem, jak i charakterami. Kaśka miała długie czarne włosy, była dość niska i bardzo wysportowana. Karoli, najwyższej z naszej trójki, wszyscy zazdrościli przepięknych rudych i kręconych włosów. Ja natomiast byłam okularnicą z krótkimi blond włosami, średniego wzroku i szczupłej budowy ciała. Energiczna Kaśka uwielbiała wszelkie sporty, imprezy towarzyskie i pakowała się bez zastanowienia w różne afery. Karolina, zawsze uśmiechnięta, sypała dowcipami i brylowała w towarzystwie, a ja – cicha, praktycznie nieodzywająca się przy obcych ludziach, chowałam się za swoimi okularami albo w książkach. Jedynym chłopakiem, który sprawiał, że ożywałam, był starszy brat Karoliny, Paweł. Odkąd go poznałam, super nam się ze sobą rozmawiało czy żartowało, potem dopiero to moje szczenięce zauroczenie nim zepsuło naszą relację. Podejrzewałam, że chłopak szybko się domyślił, jakie do niego żywiłam uczucia i dlatego wolał nie mieć ze mną do czynienia. Karola wprawdzie twierdziła inaczej, ale nie wierzyłam jej wtedy.
Wstałam z kanapy i nalałam sobie lampkę czerwonego wina, czułam, że muszę się napić. I pozornie uspokojona, odszukałam stary album. Chciałam choć na moment wrócić jeszcze do tamtych czasów pozbawionych trosk i zmartwień. Spojrzałam na nasze pierwsze wspólne zdjęcie, to była dyskoteka szkolna… Od niej tak naprawdę wszystko się zaczęło. Uśmiechnęłam się do tych wspomnień. Byłam w czwartej klasie szkoły podstawowej i właśnie zostaliśmy zaproszeni na pierwszą dyskotekę. Byłam taka szczęśliwa, chociaż bardzo wystraszona. Ileż czasu zajęło mi wtedy zastanawianie się, w co się ubrać. Zwłaszcza, że w tamtych latach nie było wielkiego wyboru, a i rodzice nie dysponowali taką kasą, żeby stać nas było na coś wystrzałowego. Założyłam trochę za duże dżinsy, który dostałam od cioci z Ameryki i podkoszulek fruit of the loom. O takich ubraniach wtedy marzyłam, a ciocia spełniła to marzenie. I strasznie się stresowałam. Urokiem mieszkania w małej miejscowości jest to, że wszyscy się w zasadzie znają, chociażby z widzenia, ale byłam zdziwiona, kiedy podeszły do mnie dwie dziewczyny ze starszej klasy. Kojarzyłam je ze szkolnych korytarzy, nigdy jednak nie rozmawiałyśmy ze sobą. Wiedziałam jednak, jak mają na imię.
– Ej, Karina – usłyszałam miły głos tej wyższej dziewczyny, Karoliny – nasz kolega z klasy chciałby z tobą zatańczyć.
Patrzyłam na nie przerażonym wzrokiem, nie wiedząc, czy mówią prawdę, czy robią sobie ze mnie jaja, pokręciłam jednak zawstydzona głową, że nie chcę. Chłopcy w zupełności mnie wtedy nie interesowali.
– Ok, skoro nie chcesz tańczyć z nim – powiedziała ta, która miała na imię Kaśka – to może zatańczysz z nami? Ja jestem Kaśka, to jest Karolina.
– A ja jestem Karina – wyszeptałam oszołomiona, chociaż one już wtedy znały moje imię. Skinęłam nieśmiało głową i dołączyłam do kółeczka, które stworzyły z innymi koleżankami. I tak to się zaczęło. Wprawdzie pozostałe dziewczyny z ich klasy patrzyły na mnie bykiem, Kaśka i Karolina były dla mnie miłe tego wieczoru, więc naprawdę bawiłam się super.
Na drugi dzień podeszły do mnie na przerwie i usiadłyśmy na korytarzu, jedząc wspólnie śniadanie. Okazało się, że wszystkie dużo czytamy, dlatego temat książek nas pochłonął i połączył, zaraz obok tańca, bo jak się okazało, taniec też bardzo lubiłyśmy. Zapisałyśmy się po tej dyskotece na zajęcia taneczne, organizowane w naszym domu kultury.
Oderwałam wzrok od zdjęcia i zadzwoniłam do Kaśki.
– Przyjedziesz? – zapytałam właściwie nie przywitawszy się z nią. – Mam wino i nasz stary album… Nie chcę dziś być sama… Powinnyśmy być razem… No chyba że nie masz co zrobić z dziećmi…
Kaśka miała syna i córkę, bałam się więc, że może nie znajdzie nikogo do opieki nad nimi.
– Nie no, będę… potrzebujemy tego obie… Poproszę męża, to mnie przywiezie.
– Pamiętasz adres? – zapytałam lekko zawstydzona, bo tak dawno u mnie nie była. Zresztą ja też jej dawno nie odwiedzałam. Zdałam sobie sprawę, że zaniedbałyśmy naszą przyjaźń przez te ostatnie lata. A śmierć Karoliny sprawiła, że zrobiło się już za późno na jej odbudowanie. Bo zabrakło Karoliny. Chciałam jednak być z Kasią i obiecałam sobie, że zawsze dla niej znajdę czas.
Minęło może dwadzieścia minut, kiedy usłyszałam dzwonek. Otworzyłam drzwi i przytuliłam Kaśkę.
– Jesteś ekspres… – wyszeptałam na jej widok. – Wchodź.
Kaśka rozejrzała się po moim małym mieszkanku.
– Jaa, ale dawno mnie tu nie było… Nic się w zasadzie nie zmieniło, tylko książek ci przybyło.
– No, jakieś sześć lat… – odpowiedziałam szczerze, pamiętając jej ostatnią wizytę. Maciek i Jagoda byli jeszcze malutcy.
– Masz rację, Jagoda zaczynała wtedy dopiero chodzić… i bałam się, że zniszczy ci książki, już wtedy pełno ich leżało w jakichś dziwnych miejscach.
– Nie miałam regałów na książki, były inne wydatki. Ale jak widzisz, już mam półki i regał z Ikea. Czyli najtańsza opcja, ale się spisuje. I Kasia, ja przepraszam, że nie miałam dla was czasu. Nie widywałam się ani z tobą, ani z Karolą. Najpierw Paryż po studiach, parę lat mnie nie było w kraju… Potem praca w korpo.
– Ja też nie miałam czasu dla was. Mąż, dzieci… No tak, tak, pamiętam te wasze kariery… – Zachichotała Kaśka. – Karola jako pani dyrektor w największej sieciówce europejskiej, a ty w znanej krakowskiej korpo….
– Daj spokój, nie wypominaj błędów życiowych – odpowiedziałam i nalałam jej wina. – Wiadomo już, kiedy jest pogrzeb? – zadałam pytanie, którego wcale nie chciałam zadawać, ale wiedziałam, że muszę pożegnać Karolinę.
– Za dwa dni…
– Szesnastego grudnia… A pamiętasz, jak organizowałyśmy wspólną wigilię w szkole? – Za wszelką cenę starałam się odwrócić myśli od tego, co się wydarzyło i próbowałam wspomnieniami zagłuszyć ból. Na szczęście moja przyjaciółka też tego potrzebowała.
– Tak, to Karola wymyśliła – podchwyciła Kaśka, a ja szybko odnalazłam właściwie zdjęcie w albumie. Na sali gimnastycznej stały stoły przykryte białymi obrusami, a przy nich siedziało sporo dzieciaków. Każdy blat zastawiony został potrawami przygotowanymi przez matki.
– Byłam wtedy w piątej klasie… i tak mnie cieszyło, że mam starsze przyjaciółki.
– No, myśmy za to przeżywały, że musimy się z taką smarkulą kolegować! – Zachichotała Kaśka, ale jak zobaczyła moją minę, dodała szybko: – Żartuję tylko. Pokaż lepiej, co tam jeszcze masz. Zapomniałam totalnie o tych zdjęciach…
– Wtedy nie robiło się ich tak dużo. Była jakaś pani, chyba Teresa, ona robiła te fotki, a potem nam dawała w prezencie.
– Fakt, ale nie wiem, gdzie mam swoje zdjęcia. Musiałabym poszukać.
– Mnie mama zbierała i wklejała do albumu, ten dostałam od niej, jak się wyprowadzałam z domu. Wtedy uważałam, że to zbędne papierzyska, teraz jednak zmieniłam zdanie. Kiedy się z nią widziałaś ostatni raz? – zmieniłam niespodziewanie temat.
– Wstyd się przyznać… Rok temu chyba, ponad rok i to przelotem. Przyjechała do rodziców w odwiedziny, obie się spieszyłyśmy i miałam wrażenie, że nie chce ze mną rozmawiać. Ona już wtedy chorowała, a my nic nie wiedziałyśmy!
– Kaśka, nikt nic nie wiedział. Karola taka była. Ona chciała zarażać uśmiechem, a nie smucić ludzi – odparłam spokojnie. – Taka była jej decyzja. Nie nadrobimy straconych lat, ale możemy o niej myśleć, rozmawiać… Zresztą parę miesięcy temu pisałam do niej, zapytałam, jak się czuje, odpisała, że ok. No więc nie drążyłam jakoś szczególnie. Ok uznałam za dobrze. Nie cofnę już jednak czasu. Ty też tego nie zrobisz.
Kaśka skinęła głową, ale dostrzegłam w jej oczach łzy. Wzięła do ręki album i pokazała inne zdjęcie.
– Patrz! – wykrzyknęła. – Masz nawet fotkę z boiska, jak gramy w siatkówkę.
Faktycznie, nasza gra została uwieczniona na zdjęciu.
– Pamiętam, jak uczyłyście mnie grać w ogrodzie u Karoli – wyszeptałam, uśmiechając się w myślach do tego wspomnienia.
– Tak, rozwieszałyśmy siatkę na tym polu za domem. Ileż ja się musiałam namęczyć, żebyś dobrze serwowała…
Rzuciłam w nią poduszką, ale fakt, miała rację, początkowo opornie szło mi to ogrodowe granie, ale byłam dopiero w czwartej czy w piątej klasie.
– Potem jednak dzięki wam grałam w zespole z chłopakami i całkiem nieźle mi szło. Nie wiem jak ty, ale ja zgłodniałam. Zamówię nam pizzę, bo w lodówce to u mnie niewiele znajdziesz.
Kaśka skinęła tylko głową i napełniła nam ponownie kieliszki, a ja wykonałam szybki telefon po jedzenie.
– Pamiętasz naszą pierwszą nockę u Karoli?
– No tak, właściwie to nocowałyśmy u niej często – odparłam. – Mogłyśmy oglądać filmy w nocy, no i robić, co chciałyśmy. Jakoś tak wtedy wychodziło, że ona nas na te nocki zapraszała.
– Tak, pamiętam. Nawet kiedyś puściłyśmy taki film dla dorosłych!
– Fuj, pamiętam, ale to było okropne! Do tej pory się krzywię, jak sobie to przypomnę. Za to uwielbiałyśmy oglądać Braveheart z Melem Gibsonem.
– No dokładnie, ale dlatego, że panowie chodzili w spódniczkach!
– Chyba jednak to był dobry film, moja droga. Zresztą, ja lubię do tej pory oglądać go od czasu do czasu.
Zabrzmiał dzwonek i młody chłopak z uśmiechem wręczył mi pudełko z pizzą. Zjadłyśmy ją właściwie w milczeniu. Przeglądałyśmy jeszcze album, bez specjalnego komentowania zdjęć, aż w końcu odezwał się telefon Kasi.
– Mąż po mnie jedzie, muszę się pożegnać – wyjaśniła i zaczęła się zbierać.
– Dziękuję, że przyjechałaś – powiedziałam spokojnie i spontanicznie ją przytuliłam.
– Ja też się cieszę. Ludzie się zmieniają, dorosłyśmy, każda z nas miała swoje życie. Ale nigdy nie zapomnę, że to nasza przyjaźń mnie ukształtowała.
– Ja też. Dlatego to tak boli, że nawet się z nią pożegnałyśmy.
– Pożegnamy się za dwa dni, na cmentarzu.
Pokiwałam tylko smutnie głową i zamknęłam za Kaśką drzwi.
Usiadłam na sofie i rozglądnęłam się po salonie. Był przyduszony książkami. Czytałam namiętnie, więc poza tłumaczeniami i korektą książki stanowiły całe moje życie. Nie miałam rodziny, nawet partnera… tak się jakoś złożyło i po raz pierwszy zrobiło mi się smutno z tego powodu. Zapragnęłam się do kogoś przytulić, ale nie miałam do kogo. Kończyłam trzydzieści lat, od prawie dziesięciu zajmowałam mieszkanie odziedziczone po babci, które składało się z małej kuchni, saloniku, bo trudno było go nazwać salonem, i sypialni, w której mieściło się duże łóżko, szafa i toaletka. W salonie prócz pozycji z literatury poukładanych nie tylko na półkach, ale też na podłodze, parapecie, koło telewizora i właściwie częściowo na sofie, stało jedynie biurko do pracy i stoliczek, przy którym mogły zasiąść maksymalnie dwie osoby. Skromny ten mój dobytek, ale lubiłam minimalizm. Nawet w Paryżu wystarczał mi mały pokoik na poddaszu jednej z kamienic w centrum. Najważniejsze wtedy było dla mnie zdobywanie doświadczenia nie tylko językowego, ale też życiowego. Pracowałam w małym butiku, do którego zaglądali zarówno mieszkańcy, jak i turyści i byłam szczęśliwa. Nawet przez jakiś czas spotykałam się z Francuzem. Ale nie tego szukałam. Wróciłam więc do Polski, bo chciałam od życia czegoś innego niż sprzedawanie ubrań. Potem krakowska korpo, gdzie sporo się nauczyłam, ale uznałam, że to też nie moja bajka. Odnalazłam się pośród książek, ale w tym pędzie zapomniałam o przyjaciołach z dzieciństwa. Jakże teraz żałowałam, że nie mogłam się tymi myślami podzielić z Karolą. Ona na pewno cieszyłaby się, że znalazłam swoje miejsce na Ziemi. Z naszej trójki tylko Kaśka od razu wiedziała, czego chce: została nauczycielką wychowania fizycznego. Kochała sport i chciała tą pasją zarażać dzieci. Ja i Karola szukałyśmy swojej ścieżki zawodowej i ciągle się mijałyśmy. Słyszałam dzwoniący telefon, widziałam, że to mama, ale tego wieczora nie miałam ochoty z nikim rozmawiać. Położyłam się pierwszy raz od bardzo dawna w ciuchach do łóżka i zasnęłam.
***
Kolejny dzień minął mi jak w transie, nie byłam w stanie na niczym się skupić, nie tknęłam komputera, nie wiedziałam, ile jeszcze zostało mi pracy do zrobienia, liczyłam jednak na to, że jakoś się wyrobię. Zmusiłam się do wzięcia prysznica, ubrania się i zjedzenia czegoś, ale w zasadzie łaziłam z kąta w kąt i popłakiwałam. Mama zadzwoniła do mnie wieczorem.
– Karinka, czemu nic nie mówiłaś?
– Ale o czym? – odpowiedziałam udręczonym głosem.
– Że Karolina zmarła. Z klepsydry się dowiedziałam o jej pogrzebie.
– Mamo, bo nie miałam sił. Ta wiadomość mnie dobiła. – Trochę głupio mi się zrobiło, że nie poinformowałam o tym rodziców, ale chyba sama ciągle wypierałam tę informację.
– Wiem, córeczko. Kiedyś byłyście nierozłączne – powiedziała smutnym głosem mama. Lubiła bardzo Karolinę, więc domyślałam się, że i nią ta wiadomość mocno wstrząsnęła.
– A potem nasze drogi się rozeszły. Dopiero ta śmierć mi uświadomiła, jak wiele można stracić, zaniedbując ludzi – oznajmiłam, a wyrzuty sumienia znowu opanowały moje myśli.
– „Spieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą” – zacytowała mama, a ja się po prostu rozpłakałam. – Córeczko, płacz, to pomaga. Jakbyś czegoś potrzebowała, to dzwoń, przyjedź też do nas jutro. Z cmentarza masz blisko. Pamiętaj, że jesteśmy. Nie musisz być sama w tym bólu.
– Zobaczę, mamo…
Wyłączyłam się. Potrzebowałam samotności, ale doceniałam wsparcie rodziców. Wzięłam do ręki album. Nasze wspólne zdjęcia skończyły się wraz z moją osiemnastką. Karola dostała się na studia, Kaśka wzięła ślub i trzy muszkieterki przestały istnieć. Kolejne lata to była wymiana zdawkowych wiadomości na Messengerze, czasami w przelocie, gdy wszystkie zjawiłyśmy się w naszej rodzinnej wiosce. Ciągle obiecywałyśmy sobie spotkanie, jak za dawnych lat, ale jakoś nam nie wychodziło. Chwyciłam telefon i zadzwoniłam do Karoliny. Przyjaznym głosem znowu informowała, że nie może odebrać, ale oddzwoni, a ja odsłuchiwałam w kółko to jedno zdanie, by w końcu zasnąć z jej głosem rozbrzmiewającym w głowie.
***
Szesnastego grudnia od rana padał śnieg. Patrzyłam chwilę przez okno, podążając wzrokiem za spadającymi płatkami. Właściwie wszystko zostało pokryte białym puchem. W nocy musiało już być zimno, bo dostrzegłam sąsiadów skrobiących szyby aut. Ponieważ osiedle, na którym mieszkałam, należało do tych wiekowych, nie było na nim zbyt wielu garaży, większość mieszkańców musiała zadowolić się parkingami przed kamienicami, też zresztą dość niewielkimi. Budynki powstawały z myślą, że każdą rodzinę stać będzie na zakup jednego auta, tymczasem obecnie ludzie posiadali po dwa, a nawet i po trzy samochody. Mnie też czekało odśnieżanie. Świeciło jednak słońce, co zapowiadało piękną zimową pogodę. Istniała nadzieja, że lód na szybach trochę odpuści i za parę godzin nie będzie za dużo skrobania. Wiedziałam, że muszę jechać do kościoła. Westchnęłam, na myśl o czekającej mnie smutnej uroczystości. Przez napływające do oczu łzy dostrzegłam jakiś malutki płatek. Przykleił się do szyby i skrzył się w blasku słońca. Obserwując go, przypomniałam sobie, że Karolina uwielbiała taką zimę i aż się uśmiechnęłam. Nieraz udało jej się namówić nas na zjeżdżanie na sankach, czy rzucanie się śnieżnymi kulami. Ile śmiechu i radości wyzwalały w nas te zabawy. Miałam piętnaście lat, kiedy wybrałyśmy się na lodowisko. Nie umiałam jeździć, ale Kasia stwierdziła, że to jest proste i na pewno dam sobie radę. W Chrzanowie otworzyli wtedy ślizgawkę na świeżym powietrzu. Zawiózł nas Paweł. To była tragedia. Karolina i Kasia śmigały jak gwiazdy łyżwiarstwa figurowego, a ja ledwo utrzymywałam równowagę. Starszy brat Karoliny też oczywiście jeździł świetnie i całą drogę powrotną naśmiewał się ze mnie, a ja byłam załamana. Nie dość, że bolał mnie tyłek od upadków, które wtedy zaliczyłam, to jeszcze Paweł nabijał się ze mnie na potęgę. Karolina musiała nawet interweniować, mówiąc, że przegina. A ja zastanawiałam się, czemu on mnie tak nie lubi. Karolina potem mi tłumaczyła, że to nie tak, ale podobno jej brat miał wtedy jakieś problemy sercowe i żebym się nim nie przejmowała. Więc odsunęłam się od niego. Ale pamiętałam jego złośliwości i zaparłam się, że muszę się nauczyć jeździć. Prawie co weekend wyciągałam dziewczyny na lodowisko. Docierałyśmy tam, korzystając z komunikacji miejskiej i pod koniec zimy śmigałam już naprawdę dobrze.
Uśmiechając się do wspomnień, zjadłam szybko śniadanie i założyłam jakieś czarne ciuchy, jak nakazywała tradycja. I chociaż zwykle lubiłam ten kolor, to w tym dniu jego wybór wydał mi się przytłaczający. Karolina powtarzała, że blondynki powinny nosić kolorowe ciuchy, a biel czy czerń zostawić brunetkom. Przez te wszystkie lata starałam się stosować do jej porad modowych, dlatego założyłam czarny płaszcz, ale do kieszeni schowałam czerwone rękawiczki, jakbym chciała Karoli pokazać, że jestem posłuszna wskazówkom. Odśnieżanie samochodu nie zajęło mi dużo czasu, słońce niemal rozpuściło lód. Przez chwilę czekałam, aż zadziała ogrzewanie i wtedy dotarło do mnie, jak bardzo mi jej brakowało przez te wszystkie lata. Nie widywałyśmy się, ale pamiętałam, że gdzieś tam są moje przyjaciółki i jeśli naprawdę będę ich potrzebowała, to wystarczy tylko sięgnąć po telefon. Z Karoliną byłam bardziej związana emocjonalnie niż z Kasią. Karola miała podobne zainteresowania. Wzorowałam się na niej. Początkowo byłam wpatrzona w nią jak w obrazek. Lubiłam powtarzać, co powiedziała i zawsze uważałam, że to jest jedynie słuszne. Potem jednak udało mi się wyrobić sobie własne zdanie na wiele tematów, bo Karola mnie rugała, kiedy jej przytakiwałam i kazała myśleć, a nie papugować innych. Dokładnie tak to nazywała, że nie mogę papugować jej ani nikogo innego. Dzięki tej lekcji szłam potem przez życie swoją drogą. Poszłam do tego samego liceum, co Karolina, ale on była w klasie matematyczno-fizycznej, ja wybrałam humanistyczną. Słuchałam każdej jej rady i przyjmowałam krytykę. Potrafiła powiedzieć, co myśli i nauczyła mnie tej otwartości i umiejętności asertywnego zachowania. Wszystkie trzy czytałyśmy książki, ale najwięcej Karola i ja. Pochłaniałyśmy je. Karola marzyła o studiowaniu prawa i czytała głównie książki prawnicze, kryminały i thrillery, ja zaś uwielbiałam powieści historyczne. Więc lubiłyśmy wzajemnie opowiadać sobie o przeczytanych pozycjach. Oczywiście lubiłyśmy rozmawiać o chłopakach, ale to Kasia zakochiwała się średnio co dwa miesiące w kimś nowym, Karolina powtarzała, że na chłopaka przyjdzie czas, no a ja byłam beznadziejnie zakochana w jej bracie, więc nie myślałam o innych. Długo zresztą nawet jej się do tego nie przyznawałam. Aż w końcu sama mi powiedziała, że wie i żebym się tym nie przejmowała. Dodała też, że wszystko się poukłada, no ale się nie poukładało. Kochałam się w jej bracie przez wiele lat, ale nie wracałyśmy już do tego tematu. Wstydziłam się tego uczucia, a ona uszanowała, że nie chcę o tym mówić. A teraz nie mogłam już z nią porozmawiać. Chciałabym jej opowiedzieć o moim średnio udanym związku z Francuzem, o tym, jak ciężko mi się pracowało w korpo i o tym, że czuję się czasami samotna i o tym, że zdarza mi się śnić o Pawle. Może by mnie zrozumiała? Chciałabym ją też przeprosić za te wiecznie przekładane terminy spotkań. Właściwie po jej wyjeździe do Wrocławia miałyśmy coraz mniej czasu dla siebie. Ona nie zawsze wracała na weekendy. Telefony i SMS-y wtedy sporo kosztowały, więc się ograniczałyśmy. Wymieniałyśmy jednak sporo maili. Potem ja zaczęłam studiować i mijałyśmy się coraz bardziej. Ja w Krakowie, ona we Wrocławiu. Ja miałam nowych znajomych, ona też. Kaśka to w ogóle wyszła szybko za mąż, urodziła dziecko i skupiła się na rodzinie, co oznaczało totalny brak czasu dla reszty świata. Więc umawiałyśmy się na plotki we dwie z Karoliną, ale coraz rzadziej, aż w końcu przestałyśmy się umawiać, czy nawet do siebie pisać. Pogratulowałam jej obrony pracy magisterskiej, a kiedy dowiedziałam się, że choruje, też się do niej odezwałam, ale byłam wtedy skupiona na przygotowaniach do swojej magisterki, a potem obie milczałyśmy. Znowu zachciało mi się płakać. Bo już było za późno na rozmowę. Zaparkowałam pod domem rodziców, ale nie wchodziłam do nich, pieszo ruszyłam do kościoła. Okazało się, że dobrze zrobiłam, parking w całości zapełniły już auta i ludzie tłumnie wchodzili do świątyni. Dostrzegłam wiele znajomych twarzy i ze szkoły podstawowej, i z liceum. Patrząc po tablicach rejestracyjnych, niektórzy musieli przyjechać naprawdę z daleka. Kiedy zobaczyłam stojącą na środku kościoła trumnę, coś we mnie pękło. Nie umiałam powstrzymać łez. Ksiądz pięknie o niej mówił, ale we mnie pęczniała złość. Nie rozumiałam, czemu tak dobra i piękna osoba musiała odejść z tego świata i żadne „Bóg tak chciał” nie docierało do mnie. Szłam w kondukcie za trumną, udając, że nie dostrzegam znajomych. Nie chciałam z nikim rozmawiać. Udawałam też, że nie widzę machającej do mnie Kaśki. Łzy spływały mi po policzkach, a obraz uśmiechającej się Karoliny przesłaniał wzrok. Ceremonia na cmentarzu była krótka, ludzie szybko zaczęli się rozchodzić. Widziałam naszą polonistkę z podstawówki, która zapłakana rozmawiała z inną nauczycielką. Skinęłam im grzecznościowo głową, ale nie podeszłam do nich. Ktoś zaproponował, że mnie odwiezie pod dom rodziców, odmówiłam. Stałam i wpatrywałam się w miejsce, gdzie złożono trumnę z Karoliną. Rozpacz jej rodziców, zwłaszcza matki, rozdzierała mi serce. Dostrzegłam też jej starszego brata, którego przygarbiona sylwetka wskazywała, jak ciężkim przeżyciem stał się dla niego ten pogrzeb. Serce dziwnie mi zabiło na jego widok, chciałam go przytulić i jakoś pocieszyć w smutku. Nie wiedziałam, skąd się to uczucie we mnie wzięło, byłam pewna, że raczej mnie nie pamięta. Walczyłam ze sobą i nie mogłam zdecydować, czy do nich podejść. Bo co mogłam zrobić? Zapytać, jak się czują? Mogłam sobie wyobrazić, co się dzieje w ich duszach W końcu rodzice Karoliny byli kiedyś dla mnie jak rodzina. Jadałam u nich obiady, kolacje, jeździłam z nimi na wycieczki i spędzaliśmy dużo czasu ze sobą. Jednakże wstydziłam się. Wstydziłam się tego, że tak łatwo zniknęłam z życia Karoliny, że niemal przez dziesięć ostatnich lat nie szukałam z nią kontaktu, skupiając się na nowych znajomych i pracy. A to przecież ona nauczyła mnie miłości do książek, pokazywała, że można się dobrze uczyć i nie być uznawanym za kujona. To ona mnie opieprzała, kiedy zauważyła, że próbuję popalać fajki czy popijać alkohol. To ona mnie pocieszała, kiedy musiałam zacząć nosić okulary, a uważałam, że strasznie w nich wyglądam. To ona mówiła, że skoro tego chcę, powinnam studiować romanistykę i nie przejmować się ludźmi mówiącymi, że nie znajdę pracy. Oczywiście Kasia też uczestniczyła w tym wszystkim, ale Karolina i ja miałyśmy podobne charaktery, lubiłyśmy to samo, podobne rzeczy nas odrzucały. Kaśka była takim naszym brakującym ogniwem, które nas scalało. To ona namawiała nas na szalone eskapady, jak wyjazd na dyskotekę w sąsiednim miasteczku albo przejażdżka motocyklem.
Z rozmyślań wyrwał mnie czyjś dotyk. Odwróciłam się, ale nie zauważyłam nikogo za sobą. Uznałam więc, że coś mi się musiało przewidzieć. Postałam jeszcze chwilę, nie bacząc na padający coraz mocniej śnieg, aż w końcu odeszłam, zostawiając Karolinę z jej cierpiącą rodziną.
***
Weszłam do domu rodzinnego i powitał mnie zapach świeżo mielonej kawy.
– Napij się, na pewno zmarzłaś – powiedziała mama, podając mi parujący jeszcze kubek.
– Wiesz, mamo – zaczęłam głosem jeszcze przepełnionym emocjami – nie umiem zrozumieć tej śmierci. I nie umiem zrozumieć, czemu mnie przy niej nie było.
– Nie wiedziałaś, kochanie, o tym, że jest ciężko chora.
– Nie wiedziałam, bo nie chciałam wiedzieć. Ciągle nie miałam czasu na spotkanie, wymyślałam jakieś usprawiedliwienia. Po studiach to już właściwie przestałyśmy pisać do siebie, a jak wpadałyśmy przypadkowo na siebie na ulicy, to czułam między nami jakiś taki mur… i nie próbowałam go przełamać. Tylko uciekałam, tłumacząc się jakimś pilnym spotkaniem czy zleceniem. A ona mnie nie zatrzymywała.
– Kochanie, niektóre relacje się kończą. Taka jest kolej rzeczy. Skup się na waszych dobrych chwilach, przypomnij sobie, co robiłyście razem, płacz, ile potrzebujesz, ale nie obwiniaj się o coś, na co nie miałaś wpływu.
Skinęłam tylko głową i siedziałam w milczeniu, popijając kawę.
Kiedy spojrzałam na zegarek i zobaczyłam, że jest szesnasta, zerwałam się z krzesła.
– Muszę wracać, mamo, mam trzy dni na skończenie korekty, a za wiele nie zrobiłam.
Mama przytuliła mnie tylko i podała jakieś plastikowe pudełko.
– Odgrzej sobie gołąbka, na jutro też ci zapakowałam – powiedziała, a ja po raz pierwszy od paru dni się uśmiechnęłam. Cieszyłam się, że jest ktoś, kto się o mnie troszczy, jak robili to zawsze moi rodzice. – No i nie zapomnij o wigilii u nas, widzimy się o szesnastej.
– Dobrze, mamo, będę.
Wróciłam do domu ciągle przybita, ale zasiadłam do laptopa i praca pozwoliła mi chwilowo zapomnieć o śmierci Karoliny.
Rozdział 2
Tydzień zleciał mi niesamowicie szybko. Kupiłam choinkę, bo lubiłam zapach lasu w domu i przystroiłam ją, wspominając, jak kiedyś wspólnie z Karolą i Kaśką ubierałyśmy drzewko. Było przy tym dużo śmiechu, bo akurat brat Karoli przytargał wyjątkowego drapaka, a Karola zaparła się, że musimy dać mu szansę i zrobiłyśmy wtedy wszystko, żeby wyglądał przynajmniej przyzwoicie. Lubiłyśmy też robić sobie drobne prezenty. Chodziło o to, żeby za jak najmniejszą kwotę sprawić radość osobie obdarowywanej. Dostawałam od dziewczyn książki znalezione w antykwariatach, ja zaś kupowałam im zabawne figurki czy długopisy. Uśmiechnęłam się na to wspomnienie i dzień przed wigilią zapaliłam lampki i wspominałam święta spędzane z Karoliną.
W wigilię rano obudził mnie dźwięk dzwonka do drzwi. Otworzyłam zaspana, nie zastanawiając się, kto to może być i zdziwiona dostrzegłam kuriera.
– Mam dla pani przesyłkę – powiedział zmęczonym głosem. Domyślałam się, że rozwożenie paczek przed świętami mogło być sporym wyzwaniem ze względu na ilość zamawianych czy wysyłanych prezentów. Zdziwiona odebrałam pudło, życzyłam wesołych świąt młodemu mężczyźnie i już chciałam otwierać paczkę, kiedy dojrzałam odręczny dopisek: Proszę otworzyć przed pasterką.
Zdziwiona odłożyłam przesyłkę pod moją choinkę i poszłam się ogarnąć. Chciałam jechać do mamy wcześniej, żeby jej trochę pomóc. Wiedziałam, że moja siostra z dziećmi przyjadą pewnie na styk, bo przy trójce zawsze było coś do zrobienia, tak że uznałam, że dodatkowa para rąk na pewno się przyda.
***
Mama i babcia były już na posterunku w kuchni, ale ucieszyły się, że jestem. Wyznaczyły mi zadanie do wykonania i podpytywały o samopoczucie. W tle leciały kolędy. I chociaż uwielbiałam Boże Narodzenie, to wyjątkowo nie umiałam się cieszyć świętami w tym roku. Lepiłam pierogi automatycznie, myślami błądząc w czasach swojego dorastania.
– A pamiętasz, Karinko – zaczęła mama, nie przerywając pracy – jak w którąś wigilię robiłyście z Kasią i Karoliną pierniki u nas w domu?
Uśmiechnęłam się na to wspomnienie.
– Pamiętam, że tata się zdenerwował stanem kuchni, strasznie wtedy nabrudziłyśmy. Byłam chyba w szóstej klasie, dziewczyny w ósmej.
– Tak, dokładnie. I wtedy dziewczyny uprosiły mnie, żebym cię puściła na sylwestra do Karoliny. Mieli być w domu jej rodzice, a jak się okazało, był tylko starszy brat i babcia…
– Ale nic nie zbroiłyśmy, byłyśmy bardzo grzeczne. Wprawdzie wtedy Mruczek, kot Karoli, wszedł na choinkę i ją przewrócił, ale posprzątałyśmy wszystko. Nawet Paweł nam pomógł, chociaż on raczej za nami nie przepadał. Byłyśmy dla niego smarkulami. – Uśmiechnęłam się, przywołując obraz przewróconej choinki i dumnego kota, siedzącego obok. Zarumieniłam się też lekko, jak zawsze kiedy w moich myślach pojawiał się starszy brat Karoliny.
– Fajne miałaś te koleżanki. Te z liceum czy ze studiów też bardzo lubiłam, ale chyba najbardziej przywiązałam się do Karoliny i Kasi. Przy nich nie robiłaś żadnych głupot.
– Oj, mamo, daj spokój. Potem byłam jednak ciut starsza i głupoty same do mnie się przyplątywały.
Mama popatrzyła na mnie surowo. Wiem, że miała na myśli moje ukradkowe podpalanie i późniejsze niż ustalone z rodzicami powroty do domu po różnych imprezach.
– Będziesz mieć swoje dzieci, to zobaczysz! – Pogroziła mi surowo, a ja się tylko uśmiechnęłam. Bo nie mając kandydata nawet na partnera, trudno mi było myśleć o dzieciach.
Siostra z mężem i swoimi pociechami zjawili się po piętnastej. Darusia już od progu zaczęła pokrzykiwać, że chce otworzyć prezenty, Bianka, że jest głodna i tylko mały Kamilek spał spokojnie. Nawet kiedy delikatnie ściągałam mu kombinezon, nie otworzył oczu, tylko uśmiechał się przez sen. Miał dopiero roczek, ale już czułam, że wyrośnie z niego niesamowity przystojniak. Zasiedliśmy do stołu około siedemnastej, ze względu na zniecierpliwione dziewczynki nie było na co czekać. Jadły jak zawsze w pośpiechu, ukradkiem zerkając na choinkę, pod którą leżała sterta paczek. A większość oczywiście dla nich. Kiedy więc Darusia po raz setny zapytała, czy mogą rozpakowywać prezenty, mój tata skinął aprobująco głową, a dziewczynki momentalnie znalazły się pod drzewkiem. Dostałam dwie książki, co bardzo mnie ucieszyło i piękny szal. Podziękowałam więc ładnie i dodałam:
– Jeżeli nie macie nic przeciwko, to przejdę się na cmentarz. Chciałabym odwiedzić Karolinę.
– Pewnie, idź córuś – odezwał się tata. – Uważaj na siebie. Jest ciemno…
– Duża już jestem, nie musicie się o mnie martwić – odpowiedziałam.
– Tylko ubierz się ciepło – dodała babcia, a ja się uśmiechnęłam i wyszłam z domu. Było pięknie. Wszędzie leżał śnieg, a jego biel rozświetlała drogę. Nie lubiłam świąt bez niego, a już tych przepełnionych brudną breją z roztopów to wręcz nie znosiłam. Nie spieszyłam się, ale po dziesięciu minutach dotarłam na cmentarz. Łatwo zlokalizowałam grób Karoliny po palących się świeczkach i ogromnej ilości kwiatów przysypanych częściowo śniegiem. Karola spoczęła razem ze swoimi dziadkami, pomnik więc był okazały. Dostrzegłam tablicę z datą urodzin i śmierci, a także jej zdjęcie. Zapewne zostało zrobione w ostatnich latach. Karolina wydawała się poważniejsza, ale jej gęste rude loki były takie, jakimi je zapamiętałam. Zawsze zazdrościłam jej tych włosów. Pogłaskałam nieświadomie fotografię.
– Wiesz, pamiętam – wyszeptałam – jak narzekałam ci na to moje liche blond siano na głowie. A ty mi powiedziałaś, że zamiast narzekać, powinnam zmienić fryzurę. Bo przy moim kształcie twarzy najlepiej będzie mi w krótkich. I poszłaś ze mną do tego fryzjera. To była moja siódma klasa, ty już zaczęłaś wtedy liceum. Kaśka zachorowała i zostałyśmy tylko w dwie. No i okazało się, że nie mogę mieć takich pięknych długich i gęstych włosów jak ty, ale, faktycznie, krótka fryzura mi pasuje. I to tej pory tylko takie noszę… I mam nawet czapkę… Ty zawsze nosiłaś je zimą, my z Kaśką uważałyśmy, że nas szpecą… Rugałaś nas za to, mówiłaś, że nie dożyjemy bycia babciami…
Nagle urwałam i się rozszlochałam, uświadomiwszy sobie, że ta, która zawsze dbała o zdrowie, nigdy nie próbowała papierosów czy alkoholu, już nie żyje, a ja, nie stroniąca od rozrywek i używek, ciągle byłam na tym świecie.
– Też nie mogę się z tym pogodzić. – Za moimi plecami odezwał się mężczyzna.
Odwróciłam się przestraszona i rozpoznałam Pawła.
– Karina… nie spodziewałem się, że cię tutaj zobaczę… – odezwał się głosem przepełnionym bólem. – I przepraszam, że trochę tu postałem, nie zdradzając swojej obecności, ale nie miałem serca ci przerywać.
– Nic się nie dzieje, to ja przepraszam… wigilia to czas rodzinny, a ja…
– Ty byłaś jej przyjaciółką – przerwał mi spokojnie. – Czasami mnie denerwowałyście, że tyle czasu spędzałyście ze sobą, ale chyba wam zazdrościłem tej przyjaźni. Zostań ze mną. Pomódlmy się razem.
Skinęłam głową i pogrążyłam się w modlitwie. Paweł zapalił znicz i zaproponował, że mnie odprowadzi.
– Jest ciemno, różne typy mogą łazić po wiosce, będzie bezpieczniej, jak odprowadzę cię do domu. Mam jednak nadzieję, że nie idziemy z buta aż do Trzebini, co?
Zaśmiałam się cicho.
– Nie, jestem u rodziców, do siebie wracam później. Chodźmy więc, bo się pewnie o mnie martwią. – Pamiętasz jeszcze, gdzie mieszkam? A właściwie, gdzie mieszkają moi rodzice?
– Oczywiście, że pamiętam. Minęło trochę lat, ale w końcu nieraz odprowadzaliśmy cię z Karolą.
– Fakt. Ale wtedy byłam młoda, teraz już jestem duża. Nie musisz ze mną iść.
– Nie muszę, ale chcę.