Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Prawdziwa historia, połączenie Kompanii braci z Bękartami wojny.
Niezwykła historia żydowskich komandosów, którzy walczyli w tajnym brytyjskim oddziale sił specjalnych.
Czerwiec 1942 roku. Trzecia Rzesza triumfuje. Winston Churchill i jego szef sztabu tworzą nową jednostkę komandosów złożoną z żydowskich uchodźców, którzy zbiegli do Wielkiej Brytanii. Na wezwanie zgłasza się niezwykła grupa ochotników: sportowcy, artyści i intelektualiści, pochodzący głównie z Niemiec i Austrii. Wielu z nich internowano wcześniej jako obywateli wrogiego kraju. Teraz marzą o zemście – za rodziny, domy, cały swój utracony świat. Znakomicie wyszkoleni wywiadowczo i bojowo, stworzyli Kompanię X, nazywaną często legionem samobójców.
Żołnierze tej wyjątkowej kompanii braci przebyli drogę z Niemiec do Anglii i z powrotem, poprzez brytyjskie obozy internowania, plaże Normandii, pola bitew we Włoszech, Holandii i Ardenach po koszmar obozu koncentracyjnego Theresienstadt. Leah Garrett, wykorzystując odtajnione dokumenty, po raz pierwszy tak wyczerpująco opowiada o losach tych niezwykłych żołnierzy i ich krwawej walce z nazistami.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 428
Niniejsza książka dedykowana jest niezwykłym żołnierzom Kompanii X i ich rodzinom
Porucznik George Lane ma poważne kłopoty. Jego zamoczony sten się zaciął, a wokół latają pociski niemieckich karabinów i MP-40. Kryje się w falach przyboju koło zapór wykonanych z cienkich żelaznych kątowników. Naziści strzelają na oślep w ciemności, w których desperacko usiłują kryć się Lane i doświadczony saper, kapitan Roy Wooldridge. Jest druga w nocy 17 maja 1944 roku, trzy tygodnie przed Dniem „D”, koło Ault w północnej Francji1.
Coś zaniepokoiło Niemców. Lane nie wie, czy zostali zauważeni, a ich zadanie zostało spalone, czy też znudzeni strażnicy po prostu wyładowują emocje. Wie jednak, że jeśli trafią do niewoli, oznacza to niemal pewną śmierć. Rozkaz Adolfa Hitlera z 1942 roku głosi, że wszyscy schwytani alianccy komandosi mają być rozstrzeliwani na miejscu.
Obaj żołnierze leżą możliwie nieruchomo na plaży. Po dziesięciu minutach ogień ustaje. Brytyjscy oficerowie odszukują ukryte wcześniej gumowe dingi, cudownym zbiegiem okoliczności nieostrzelane. Wskakują do niego, wypychają szybko przez fale i zaczynają gorączkowo wiosłować, licząc na to, że dotrą do kutra torpedowego, z którego się desantowali.
Zaczynają myśleć, że może uda im się powrócić z tego zadania, ale po dziesięciu minutach gwałtownego wiosłowania zostają dostrzeżeni przez niemiecki patrolowiec. Oślepia ich reflektor i kierują się ku nim lufy działka przeciwlotniczego kalibru 37 mm i karabinów maszynowych. „Hände hoch, Tommy!” – krzyczy porucznik Kriegsmarine2.
Lane i Wooldridge nie mają wyboru i muszą się poddać. Lane lęka się bardziej tortur niż rozkazu o komandosach i rozstrzelania. „Gestapo każdego zmusi do mówienia” – usłyszał wcześniej.
Lane nie obawia się, że zdradzi szczegóły zbliżającej się inwazji. Jako zwykły porucznik nie ma dostępu do informacji operacyjnych. Martwi się, że Niemcy zdołają zdemaskować jego przykrywkę. Jeśli im się to uda, mogą dowiedzieć się o jego towarzyszach broni i ich tajnym oddziale – Oddziale X.
Patrolowiec zabiera ich do portu. Wciąż w przemoczonych mundurach zostają zawiezieni do stanowiska dowodzenia i osadzeni w dwóch oddzielnych piwnicznych celach, gdzie spędzają długą, zimną i głodną noc. Lane desperacko pragnie uniknąć plutonu egzekucyjnego; otwiera zamek kawałkiem metalu oderwanym z wystającej z podłogi rury. Gdy wychodzi na mroczny korytarz, wartownik krzykiem nakazuje mu wrócić do celi.
Nazajutrz rankiem Lane i Wooldridge zostają zawiezieni do francuskiej wioski. Zawiązano im oczy, Lane’owi jednak niedokładnie, dzięki czemu zapamiętał drogę. Przyjechali do posiadłości nad Sekwaną o nazwie Château de la Roche-Guyon, którą zamieniono w kwaterę główną feldmarszałka Erwina Rommla. Rommel wybrał to miejsce, ponieważ znajdowało się na linii rozgraniczenia pomiędzy podległymi mu dwiema armiami3.
Brytyjskich oficerów rozdzielono. Niemiecki oficer proponuje Lane’owi coś do picia i mówi, by doprowadził się do porządku.
Lane pyta, dlaczego ma to zrobić.
– Ponieważ będzie pan przesłuchiwany przez kogoś ważnego – wyjaśnia Niemiec.
Lane myje więc twarz, czyści paznokcie, po czym prowadzą go do gabinetu.
Przy kominku stoi odwrócony plecami mężczyzna. Obraca się. Oszołomiony Lane rozpoznaje samego feldmarszałka Erwina Rommla. Lane instynktownie oddaje honory starszemu oficerowi. To osobliwa chwila. Lane, tak jak wszyscy żołnierze Kompanii X, jest fanatycznym wrogiem nazistów. Jego oddział żydowskich komandosów rekrutuje się głównie z niemieckich i austriackich uchodźców, którzy zbiegli przed nazistowskim reżimem. W tej zbieraninie znajdują się między innymi półzawodowy bokser, członek drużyny olimpijskiej w piłce wodnej, dawny ortodoksyjny Żyd, obsesjonat nauki, malarze, poeci, sportowcy i muzycy. W tej fazie wojny, w lecie 1944 roku, większość ich krewnych, którym nie udało się uciec, została zamordowana w obozach śmierci. By chronić siebie i pozostałych jeszcze przy życiu członków rodzin, żołnierze Kompanii X przybrali fałszywe angielskie nazwiska i tożsamości. Porucznik George Lane to naprawdę György Lanyi z Budapesztu, który teraz udaje oficera z Walii. Mieszka w Anglii już od ośmiu lat. Jego angielszczyzna jest niezła, ale walijski akcent okropny4.
– Mam nadzieję, że zdaje pan sobie sprawę ze swojej trudnej sytuacji, poruczniku Lane? – pyta za pośrednictwem tłumacza feldmarszałek Rommel.
– Nie. Zostałem jeńcem wojennym. Nie ma w tym nic trudnego – odpowiada Lane.
– Cóż, moi oficerowie zdają się uważać, że jest pan zwykłym sabotażystą – mówi Rommel.
– Gdyby pan marszałek wierzył, że jestem zwykłym sabotażystą, nie sądzę, by zaprosił mnie na herbatkę – odpowiada Lane.
– Sądzi pan więc, że to kurtuazyjne zaproszenie?
– Tak właśnie sądzę i czuję się zaszczycony – odpowiada Lane, co feldmarszałek kwituje uśmiechem.
Lody zostały przełamane.
Adiutant Rommla nalewa herbatę.
– Jak więc ma się mój przyjaciel, generał Montgomery? – pyta Rommel.
– Niestety nie znam go osobiście, ale jak pan wie, szykuje właśnie inwazję, więc sądzę, że zobaczy go pan dość szybko – mówi Lane.
Rommel pyta Lane’a, gdzie jego zdaniem dojdzie do inwazji. Lane wyjaśnia, że jest tylko młodszym oficerem, który nie zna żadnych planów inwazyjnych.
Feldmarszałek kiwa głową.
– Oczywiście nie uświadamia pan sobie, że największą tragedią dzisiejszego dnia jest to, że wy, Brytyjczycy, i my, Niemcy, nie walczymy ramię w ramię przeciwko prawdziwemu wrogowi, Rosji.
Lane wie, że powinien trzymać język za zębami, nie potrafi jednak się pohamować i mówi:
– Panie marszałku, jak Brytyjczycy i Niemcy mogą walczyć ramię w ramię, skoro wiemy, co naziści robią z Żydami? Żaden Anglik nie może tolerować czegoś podobnego.
– Cóż, to kwestia polityczna, a jako żołnierz nie powinien pan się interesować polityką w ogóle – odpowiada sucho Rommel.
– Przykro mi, panie marszałku, ale to bardzo ważne dla nas, Anglików – odpowiada żydowski uchodźca z Budapesztu.
Rozmowa dobiega końca. Otwierają się boczne drzwi i przybyły oficer wyprowadza Lane’a. Jeniec zastanawia się, co powie kapitan Wooldridge podczas przesłuchania5. Jest na siebie zły, wie, że powinien był ograniczyć się do podania nazwiska, stopnia i numeru służbowego. Nie spodziewał się jednak ujrzeć samego feldmarszałka Rommla.
Dostaje coś do jedzenia i tego samego popołudnia zostaje przekazany służbom jenieckim Wehrmachtu – nie zaś, co z ulgą odkrywa, Gestapo czy SS6.
Zostaje przewieziony do obozu jenieckiego, gdzie dołącza do innych wziętych do niewoli żołnierzy. Jego walijska przykrywka nie ostaje się nawet przez jeden dzień w obozie; angielscy jeńcy uznają, że jest wtyczką. Zgłasza się więc do starszego obozu i wyjaśnia mu, że tak naprawdę nie nazywa się George Lane.
– Kim więc, u diabła, pan jest? – pyta go starszy obozu.
– Jestem żołnierzem Kompanii X.
– A co to takiego, do cholery?
– Zechce pan usiąść – odpowiada Lane – a wszystko wytłumaczę.
W samym środku II wojny światowej, w najtrudniejszych chwilach Wielkiej Brytanii, grupa żydowskich uchodźców z Niemiec, Austrii i Węgier zgłosiła się na ochotnika do wykonywania ściśle tajnych operacji specjalnych w walce z nazistami. Wszystkich 87 żołnierzy 3. kompanii 10. (międzyalianckiego) Commando – znanej lepiej jako Kompania X – chciało walczyć z reżimem Hitlera i traktowało wojnę osobiście. Odegrali kluczową rolę podczas lądowania w Normandii i parli przez okupowaną Europę, zabijając, biorąc do niewoli i przesłuchując przeciwników aż po samo serce Trzeciej Rzeszy.
Kompania X. Tajna jednostka żydowskich komandosów podczas II wojny światowej opowiada tę praktycznie nieznaną historię po raz pierwszy w formie książki. By odkryć dzieje tego niezwykłego oddziału, wystąpiłam o odtajnienie przez lata niedostępnych, ściśle tajnych brytyjskich dokumentów wojskowych, czytałam pisane na bieżąco w ogniu walki oficjalne dzienniki działań bojowych i odkryłam mnóstwo zupełnie nieznanych materiałów należących do rodzin członków Kompanii X. Zrobiłam też wywiady z żyjącymi jeszcze komandosami oraz z żonami i dziećmi wielu ich zmarłych kolegów. Ich historia domagała się opisania. Ta grupa znakomicie wyszkolonych żołnierzy zyskała złowrogą reputację po walkach we Francji, na Sycylii, w kontynentalnych Włoszech, w Grecji, Jugosławii, Albanii, Holandii i Belgii. Gdy wojna dobiegła końca i większość ich towarzyszy broni wracała do domów, ci wyjątkowi żołnierze polowali na nazistów na gruzach Europy Hitlera.
Gdy w roku 1942 Wielka Brytania szukała sposobu na podźwignięcie się po poniesionej nieomal klęsce i mierzyła się z problemem wysadzenia desantu w okupowanej przez Niemców kontynentalnej Europie, brytyjscy sztabowcy uznali, że potrzebują broni, jakiej dotychczas nie mieli w arsenale. Byli to bardzo inteligentni, wysoce zmotywowani i znający język niemiecki komandosi. Zamierzano użyć tych żołnierzy do działań za liniami wroga i przesłuchiwania na miejscu wziętych do niewoli Niemców, co miało pomóc skierować cios alianckiego sztyletu w samo serce Trzeciej Rzeszy. Tak powstała koncepcja Kompanii X, jedynej w swoim rodzaju jednostki komandosów, której żołnierze posiadali umiejętności rzadko idące z sobą w parze: biegłość w zaawansowanych technikach walki oraz szkolenie kontrwywiadowcze. Ci żołnierze musieli być wyjątkowi. Musieli być zmotywowani i inteligentni. Musieli być bystrzy i odważni.
Te cechy spełniała tylko jedna grupa – mówiący po niemiecku żydowscy uchodźcy, którzy przybywali do Wielkiej Brytanii od czasu dojścia Hitlera do władzy. Wielu tych „obywateli wrogiego państwa” przybywało do Anglii bez rodziców w ramach Kindertransportów czy też poprzez misje religijne. Wielu z nich na skutek działań nazistów utraciło rodzinę, dom, cały swój świat. Stali się członkami jednego z najważniejszych tajnych oddziałów brytyjskich komandosów. Miriam Rothschild, sławna małżonka jednego ze szczególnie zasłużonych żołnierzy Kompanii X, określiła ich jako „straceńców”. Komandosów tych otaczała namacalna aura gniewu i żądzy zemsty.
Wielu było błyskotliwymi młodymi ludźmi, synami dyplomatów i naukowców. Brytyjczycy im jednak z początku nie ufali, ponieważ byli obywatelami Niemiec, Austrii czy Węgier. Posłali ich do obozów internowania, gdzie często panowały koszmarne warunki. W końcu jednak zostali wyselekcjonowani czy też zgłosili się na ochotnika do wypełniania bliżej nieokreślonych „niebezpiecznych zadań”. Jak im powiedziano, chodziło o skrajnie niebezpieczne operacje związane z bezpośrednią walką na terenie zajętym przez Niemców. Nikt z tych, którym zaproponowano miejsce w Kompanii X, nie odmówił.
By działać za liniami wroga, musieli zrzec się dawnego życia jako uchodźcy i przyjąć nową, brytyjską tożsamość. Gdyby zostali rozpoznani jako Żydzi, zostaliby z miejsca zabici, a Gestapo również dopadłoby żywych jeszcze członków ich rodzin. Każdy z ochotników dostał czas na wybranie sobie nowej brytyjskiej tożsamości, po czym musiał zniszczyć wszystko, co łączyło go z poprzednim życiem: spalić listy od bliskich oraz wyrzucić wszystkie dokumenty i przedmioty z dotychczasowym nazwiskiem. Dla tych, którzy polegli w walce, zmiana ta miała być trwała. Wielu zostało pochowanych pod wojennym pseudonimem wyrytym na marmurowym krzyżu.
Gdy żołnierze Kompanii X otrzymali nowe tożsamości i historie, trafili na szkolenie komandosów prowadzone w Walii i Szkocji. Spędzali dnie i noce na marszach po górach w pełnym oporządzeniu, ćwiczyli walkę przy użyciu ostrej amunicji, wspinaczkę, skoki spadochronowe i posługiwanie się materiałami wybuchowymi.
Po zakończeniu szkolenia stali się grotem alianckiej włóczni. Wykorzystywali zdobyte umiejętności, by obezwładniać nieprzyjacielskich żołnierzy i natychmiast ich przesłuchiwać, zamiast marnować cenny czas na sprowadzanie ich do sztabu. „Gdzie położono miny? Ilu żołnierzy jest w twoim oddziale? Co to za oddział? Gdzie jest dowództwo? W co jesteście uzbrojeni?” Te informacje wykorzystywano przy podejmowaniu kluczowych decyzji na polu walki w ciągu następnych minut, godzin czy dni.
Żołnierze Kompanii X służyli razem z najbardziej ekscentrycznymi i błyskotliwymi postaciami II wojny światowej: lordem Lovatem z Brygady Sił Specjalnych7, prawnukiem królowej Wiktorii lordem Mountbattenem, marszałkiem polnym Bernardem Montgomerym i sławnym kapitanem „Szalonym Jackiem” Churchillem. Raz po raz dowodzili swej wartości. Nawet po zakończeniu wojny i formalnym rozwiązaniu oddziału odegrali ogromną rolę w denazyfikacji: wyszukiwaniu ukrywających się członków NSDAP (byli bliscy pojmania szefa SS Heinricha Himmlera), odkrywaniu istotnych informacji i gromadzeniu dowodów oskarżenia na procesy norymberskie. Przez szeregi tego elitarnego oddziału przewinęło się co najmniej 87 ochotników8. Połowa z nich zginęła, została ranna lub przepadła bez wieści. Ocalali i polegli przyczynili się do alianckiego zwycięstwa na trudne do wyobrażenia sposoby i dotychczas nie zyskali należnego im uznania.
Biografia każdego żołnierza Kompanii X jest niezwykła. Są to opowieści o stracie i odkupieniu, o bezsilności i przejściu do działania. Jak powiedział komandos Peter Masters, „miotani kołem historii, zdesperowani, zagrożeni przez Hitlera, […] twórcę piekła na ziemi, walczyliśmy o szansę przeciwstawienia się temu wszystkiemu”9. Niektórzy opisywali swoje motywy bardziej bezpośrednio. Jeden z towarzyszy broni Petera stwierdził potem: „Szczerze mówiąc, nie mogłem się doczekać zabijania”10.
W książce tej skupiam się szczególnie na trzech żołnierzach. Są nimi Peter Masters (urodzony jako Peter Arany), Manfred Gans (pseudonim: Fred Gray) i Colin Anson (urodzony jako Claus Ascher). Ich historie są podobne do historii pozostałych. Przyglądam się też nieco dokładniej żołnierzom, którzy walczyli jako George Lane, Ian Harris, Tony Firth, Maurice Latimer, Geoff Broadman, Ron Gilbert i Paul Streeten.
W roku 2021 wiele akt wojskowych i wywiadu dotyczących Kompanii X wciąż pozostaje tajnych. Niniejsza książka jest próbą najdokładniejszego dotychczas opisania dziejów oddziału. Dopóki wspomniane dokumenty będą niedostępne, pełna historia oddziału wciąż spowita będzie mrokiem tajemnicy – podobnie jak sami komandosi. Pseudonimy żołnierzy stanowią wyzwanie dla badaczy, zwłaszcza tych, którzy podejmują się próby zrekonstruowania całego życia danej osoby. Wielu żołnierzy zdecydowało się zatrzymać po wojnie przybrane nazwiska i dożyło swoich dni nie jako niegdysiejsi uchodźcy, ale jako żołnierze, którymi zostali. Dla jasności tekstu i z szacunku dla decyzji podjętych przez tych weteranów używałam nazwisk, które sami wybrali, nie zaś tych, pod jakimi się urodzili. Oddaje to też jeszcze jeden aspekt ich niezwykłej historii: po niewypowiedzianych cierpieniach zadanych im przez ludobójczy, totalitarny reżim żołnierze Kompanii X stali się panami własnego losu, co było ich osobistym zwycięstwem. Ich historia to niezwykłe świadectwo ludzkiej zdolności do mierzenia się z największymi wyzwaniami bez tracenia z oczu wyższego celu. W tym przypadku była to naprawa głęboko zepsutego świata.
We wrześniu 1937 roku młody człowiek, który miał się stać Colinem Ansonem11, siedział z ojcem w piwiarni przy Römerberg we Frankfurcie. Römerberg to malowniczy rynek w miejscu starożytnego targu, na którym co roku odbywają się targi bożonarodzeniowe. Było to też miejsce, w którym nazistowscy studenci zorganizowali palenie książek. Tysiące zwolenników Hitlera maszerowało z zapalonymi pochodniami, wywrzaskiwało antysemickie obelgi i paliło na wielkim stosie dzieła Sigmunda Freuda, Waltera Benjamina, Franza Kafki, Karola Marksa, a nawet Jacka Londona – wszystkie, które uznano za wrogie wobec nazistowskiego etosu.
Mimo to w ten piękny jesienny wieczór Colin – wówczas znany wciąż jako Claus Ascher – czuł się względnie bezpiecznie. Siedział u boku ojca, a u jego nóg leżała Lorna, owczarek alzacki. Colin był wręcz podniecony. Miał ledwie 15 lat i wkroczenie do dorosłego świata Bierhalle było dla niego ekscytujące. Tę akurat piwiarnię wypełniali mężczyźni zasiadający przy wspólnych długich stołach i obficie raczący się piwem. Dwóch mężczyzn zajmujących miejsca przy stole Ascherów głośno rozmawiało na temat wojny domowej w Hiszpanii, sukcesów odnoszonych tam przez niemiecki Legion Condor i klęsk ponoszonych przez republikanów.
Colin zauważył, że twarz jego ojca nabiera rumieńców, a palce ściskające kufel pienistego Weissbier bieleją.
– Opanuj się, proszę – szepnął Colin.
– Za długo już milczałem – wymamrotał Curt.
– Nie musisz im nic mówić. Możemy po prostu dopić piwo i pójść do domu – nalegał Colin.
Jednak ku przerażeniu chłopaka ojciec pochylił się do przodu i przerwał rozmowę mężczyzn:
– Naziści pomagają generałowi Franco obalić demokratycznie wybrany rząd!
Mężczyźni umilkli i spojrzeli na niego. W zatłoczonej piwiarni zapadła cisza jak w którymś z tak popularnych wówczas w Niemczech amerykańskich westernów. Rozmowy urwano w pół słowa, odstawiano kufle. Słychać było tylko szuranie ogona Lorny po posypanej trocinami podłodze.
Colin spojrzał nerwowo na innych mężczyzn siedzących przy stole. Nazistowski reżim stworzył niejawny system złożony z tajnej policji i płatnych informatorów, którzy ochoczo wydawali ludzi czy to w imię Rzeszy, czy to po prostu dla łatwego zarobku. Piwiarnia wydawała się pełna turystów, Amerykanów niemieckiego pochodzenia. Colin wiedział z doświadczenia, że niemieccy Amerykanie byli często najzagorzalszymi nazistami, podziwiali Führera, parady i mundury. Chadzali do piwiarni nie tylko dlatego, że byli typowymi Niemcami, ale też dlatego, że ich idol, Adolf Hitler, właśnie w bawarskiej piwiarni zainicjował pierwszą próbę zdobycia władzy w 1923 roku. To właśnie jeden z tych Amerykanów w obronie nazistów wykrzyknął nagle coś po niemiecku z mocnym cudzoziemskim akcentem.
Curt zbył przybysza.
– Niczego nie rozumiesz! – powiedział. – Musisz zajrzeć pod powierzchnię, żeby pojąć, dokąd to wszystko zmierza.
Pewien młodzieniec, którego Colin wcześniej nie zauważył, wstał i pospiesznie wyszedł. Ponownie zapadła niezręczna cisza. Colin patrzył na swe trzęsące się dłonie i na swój talerz, na którym znajdowała się na wpół zjedzona kiełbasa z musztardą i kiszoną kapustą.
To były niezwykle niebezpieczne czasy dla ludzi szczerych, Curt Ascher jednak był wściekły na nazistów. Był Żydem, ale zawsze uważał się za wielkiego niemieckiego patriotę, kochał niemiecką kulturę. Później Colin powiedział o ojcu, że był on „przede wszystkim Niemcem, jego żydowskie pochodzenie było na drugim miejscu”12. Curt chlubił się swoją frontową służbą w cesarskiej armii podczas I wojny światowej, kiedy to o mało co nie zginął od odłamka, który mu utkwił w czaszce i którego lekarze nie zdołali usunąć. Dojście nazistów do władzy było dla niego szokiem. Pragnął powstrzymać reżim, który, jak przeczuwał, sprowadzi katastrofę na jego ukochaną ojczyznę.
Podczas gdy jego ojciec i turysta z Ameryki spierali się, drzwi do piwiarni się otworzyły i do środka wkroczył ów wspomniany młodzieniec, prowadząc policjanta. Funkcjonariusz z miejsca aresztował Curta. Ojciec Colina, człowiek praworządny i dobry obywatel, wstał z drżeniem. Wstrząśnięty i poniżony wyszedł za policjantem, zostawiając w piwiarni swoją laskę, psa i przerażonego syna.
Do piwiarni wróciły muzyka i gwar rozmów. Colin siedział tam oszołomiony i wstrząśnięty. Nie tknął już jedzenia ani piwa. Nikt niczego nie mówił do chłopca o twarzy cherubinka z blond czupryną. Czas mijał. Kolejne minuty zmieniły się w godzinę, lecz Colin pozostał na miejscu. Bał się ruszyć czy wyjść i żywił desperacką nadzieję, że ojciec niedługo wróci. Wreszcie przybył kolejny policjant, opłacił rachunek i kazał Colinowi iść za sobą. Chłopak chwycił za smycz Lorny, wziął laskę ojca i wyszedł z piwiarni.
– Jak twój ojciec mógł powiedzieć coś podobnego? Czy nie wiedział, jakie to teraz niebezpieczne? – wyszeptał do niego policjant.
Colin poszedł za funkcjonariuszem na posterunek, gdzie przetrzymywano ojca. Chciał go objąć, ale Curt wepchnął mu do ręki kilka listów i kazał mu natychmiast wracać do domu. Zrozpaczony Colin wyszedł z posterunku i pobiegł do matki, Mathilde, by opowiedzieć jej, co się stało. Spalili szybko listy, które okazały się niebezpiecznymi apelami do innych potencjalnych przeciwników reżimu.
Kilka tygodni później, 2 października 1937 roku, ojciec Colina trafił do obozu koncentracyjnego Dachau pod Monachium. Obóz ten, założony w 1933 roku, pierwotnie przewidziany był dla około 5 tysięcy więźniów politycznych. Warunki były koszmarne. Panowały tłok, chłód, głód i choroby. Śmierć „z przyczyn naturalnych” zdarzała się przeraźliwie często.
Mniej niż dwa tygodnie później, 15 października, przybyły gestapowiec poinformował Mathilde i Colina, że Curt zmarł z powodu „zatrzymania akcji serca”.
„Prochy ojca przysłano nam potem zwykłą pocztą – wspominał później Colin. – Musieliśmy do tego opłacić koszt przesyłki”13. Wraz z urną otrzymali należące do Curta „dwie oprawione w skórę kieszonkowe wydania Prousta”14.
Dla piętnastoletniego wówczas Colina śmierć ojca była najważniejszym wydarzeniem w życiu. Zawsze stawiał Curta na piedestale i uważał go za wzór mężczyzny, jakim pragnął się stać. Dojście nazistów do władzy wywróciło u Colina wszystkie przekonania na temat siebie samego i rodziny. Przed zmianą władzy Colin został ochrzczony i był praktykującym regularnie protestantem. Matka Colina nie była Żydówką, ojciec był zasymiliowany. Jak w wielu żydowskich i mieszanych rodzinach w ówczesnych Niemczech Ascherowie wychowywali swego syna tak, że był nieświadomy swych żydowskich korzeni. Początkowo młody Colin ekscytował się dojściem nazistów do władzy. Jak wiele niemieckich dzieci, był zafascynowany wielkimi paradami i poczuciem przynależności do czegoś wielkiego. Antyżydowska retoryka nazistów go nie niepokoiła. Dlaczego miałaby, skoro był dobrym protestantem? Colin był też z natury konformistą i lubił przestrzegać zasad. Kwestionowanie czy sprzeciwianie się działaniom nowej władzy byłoby dla niego niewygodne, a może i niebezpieczne.
Curt Ascher jednakże głęboko niepokoił się łatwością, z jaką syn przyjmował nazizm. Pewnego popołudnia, kilka lat przed wywózką do Dachau, Curt zawołał syna, kazał usiąść mu przy stole i powiedział mu, że jest Żydem, co oznaczało, że Colin jest Żydem w połowie. Curt wcześniej chronił syna przed tą wiedzą, ale teraz uznał, że jest ona niezbędna. Poglądy Colina na nazistów zmieniły się niemal natychmiast. Naziści lżyli jego i jego rodzinę; to bliscy mieli być rzekomo pasożytami i zdrajcami niszczącymi Niemcy!
W szkole Colin regularnie był gnębiony, ponieważ przeskoczył jedną klasę, przez co był drobniejszy niż inni koledzy i wydawał się łatwą ofiarą15. Gdy odmówił wstąpienia do Hitlerjugend, prześladowania się nasiliły; przyłączać zaczęli się do nich też nauczyciele. Sytuacja stała się tak zła, że rodzice przepisali go do innej szkoły, gdzie było kilku nauczycieli Żydów, lecz wkrótce zostali oni zwolnieni i zastąpieni nazistami. Sytuacja Żydów we Frankfurcie nieustannie się pogarszała i wielu wyjechało. Ojciec Colina jednakże nie chciał nawet o tym myśleć. Jak mawiał, „jestem Niemcem, tu się urodziłem, za ten kraj walczyłem i tutaj umrę”16.
Pewnego popołudnia wszyscy uczniowie z nowej szkoły Colina zostali zaprowadzeni na wiec z okazji otwarcia nowej autostrady łączącej Frankfurt i Darmstadt. Było to jedno z wielu reżimowych wydarzeń, w których uczniowie musieli brać udział. To jednak było wyjątkowe, ponieważ miał na nie przybyć sam Adolf Hitler. Długi mercedes ozdobiony flagami ze swastyką zatrzymał się przed grupą szkolną Colina. Gdy wysiadł z niego Hitler, ubrany w garnitur i długi skórzany płaszcz, zgromadzony tłum, uczniowie i matki z dziećmi zaczęli krzyczeć, płakać i próbować dotknąć swego idola. Rzucili się naprzód i Colin został wypchnięty tuż przed drzwi samochodu. Była to surrealistyczna chwila. Miał Führera przed sobą na wyciągnięcie ręki. Nie zrobił na młodym Colinie dobrego wrażenia. „Oto był jeden z najpotężniejszych ludzi w Europie, ale mi przypominał wystrojonego na niedzielę chłopa”17.
Po śmierci Curta życie Colina i jego matki stało się o wiele cięższe. Brakowało pieniędzy na czesne, więc Colin musiał iść do pracy w fabryce azbestu. Potem nadeszła Kristallnacht, Noc Kryształowa, czyli pogromy antyżydowskie 9–10 listopada 1938 roku. W całych Niemczech, Austrii i Kraju Sudeckim niszczono żydowskie sklepy, synagogi i obiekty kulturalne. Ulice zasłane były tłuczonym szkłem, dowodem wyładowanej nienawiści. Dziesiątki tysięcy Żydów zostało aresztowanych i wysłanych do obozów koncentracyjnych, najczęściej Dachau i Buchenwaldu, a społeczność żydowską obciążono kontrybucją w wysokości 10 miliardów marek jako zapłatę za zniszczenia, których dopuścili się wobec nich sami naziści.
We Frankfurcie piękna synagoga Westend, w której Colin od niedawna uczył się grać na wiolonczeli i brał udział w wydarzeniach kulturalnych, została zdewastowana i mocno uszkodzona w wyniku podpalenia. Ci spośród Żydów, którzy wciąż żywili nadzieję, mogli teraz niczym biblijny prorok Daniel zobaczyć wypisany wyrok. Matka Colina ze wszystkich sił starała się wyprawić syna z kraju. Jednakże naziści coraz bardziej prześladowali Żydów w Niemczech, a wyjazd stamtąd był coraz trudniejszy. Sąsiednie kraje wprowadziły limity przyjmowanych uchodźców, przez co sytuacja Colina stała się nie do pozazdroszczenia. Był nie tylko „pełnym Żydem” w myśl ustaw norymberskich, ale też synem dysydenta. Prędzej czy później czekało go więzienie.
Matka Colina wpisała go na listę dzieci oczekujących na wyjazd do Stanów Zjednoczonych, lecz znalazł się na niej na beznadziejnie dalekim miejscu numer 24132. Było niemal niemożliwe, by doczekał swojej kolei. Mathilde zwróciła się wówczas do Brytyjskiego Towarzystwa Przyjaciół (kwakrów), którzy pomagali Żydom w krajach kontrolowanych przez nazistów. Zgodzili się zabrać syna do Wielkiej Brytanii.
6 lutego 1939 roku szesnastoletni Colin przybył na dworzec kolejowy we Frankfurcie, gdzie czekał na niego pociąg – etap Kindertransportu do Wielkiej Brytanii. Pożegnali się z matką jeszcze w mieszkaniu, by nie robić scen na peronie. Colin miał ze sobą niedużą walizkę zawierającą wszystko, co mogło mu się ich zdaniem przydać w chłodnej, deszczowej Anglii: koc, kurtkę, parę spodni, sweter, dwie koszule, parę kalesonów, dwie pary majtek, trzydzieści chustek do nosa, kubeczek do golenia, przybornik do pielęgnacji obuwia, szczotkę do ubrań, dwa krawaty, zapasowe sznurowadła, latarkę, mapę, fotografię, pudełko z ołówkami, temperówkę, pióra i gumki do mazania18. Bagaż ten był typowy dla nastolatka z klasy średniej, który pragnął pokazać się z jak najlepszej strony. Tylko latarka i mapa dowodzić mogą pewnego niepokoju.
Można sobie wyobrazić Colina na frankfurckim dworcu, kurczowo trzymającego walizkę, próbującego być twardym jak jego ojciec, dołączającego do grupy dzieci pod opieką miłego pana o nazwisku Blashke. Colin był najstarszy w grupie i najpewniej uważał, że ze względu na inne dzieci nie wolno mu się rozklejać. Wsiedli do pociągu do Holandii, skąd czekał ich rejs statkiem do Anglii. Wyruszyli bez problemów, ale gdy pociąg dotarł do Emmerich przy granicy, skład się zatrzymał, do wagonu zaś wsiedli esesmani w złowróżbnych czarnych mundurach i w opaskach ze swastyką.
– Alles raus! Wychodzić z pociągu, natychmiast!19 – wrzeszczeli do pana Blashke i jego przerażonych podopiecznych.
Chłopcy i dziewczynki, sporo bardzo małych, wybiegli z wagonu i zeskoczyli bezładnie na bocznicę; wiele mocno się potłukło. Krwawiły pozdzierane kolana, bolały poskręcane kostki. Esesmani zaczęli przetrząsać ich walizki i wyrzucać ich zawartość na tory, konfiskując cenne przedmioty; potem zabrali się do rozcinania bagażu nożami.
– Żadne z was nie wyjedzie! Zostajecie tu! Nigdzie nie jedziecie! – krzyczeli esesmani.
Sparaliżowane strachem dzieci przyglądały się z przerażeniem, jak pociąg zaczyna powoli ruszać z miejsca.
– Wsiadać, Żydki! – zawołali esesmani.
Był to jakiś okrutny żart. Dzieci chwytały, co się dało z porozrzucanego dobytku. Wciągały się wzajemnie na wysokie stopnie wagonów wśród rechotu esesmanów.
Kilka chwil później do przedziału Colina wszedł pan Blashke.
– Jesteśmy na terytorium Holandii! – wykrzyknął radośnie.
Colinowi zrobiło się słabo. „Było to trochę tak, jakby zbyt szybko wynurzyć się na powierzchnię i poczuć ból w stawach wskutek zmiany ciśnienia. Cudownie było poczuć się wolnym. Stopniowo wracał nam oddech, wraz ze świadomością, że już po wszystkim. Wyjechaliśmy z nazistowskich Niemiec”.
Mniej niż rok wcześniej, około 700 kilometrów na południowy wschód od Frankfurtu, podekscytowany szesnastolatek jechał na rowerze po brukowanych ulicach Wiednia20. Zmierzał ku stadionowi piłkarskiemu na Praterze w dzielnicy Leopoldstadt. Tego dnia miał tam się odbyć jeden z najważniejszych meczów w historii piłki nożnej, a Peter Masters – a raczej, jak wówczas się nazywał, Peter Arany – nie zamierzał go przegapić pomimo wszystkiego, co niedawno wydarzyło się w jego ojczystej Austrii.
Trzy tygodnie wcześniej, 12 marca 1938 roku, nastąpił Anschluss, czyli włączenie Austrii do Niemiec. Jednakże Peter, żydowski nastolatek pasjonujący się futbolem, zdecydował, że mimo całego ryzyka zobaczy popołudniowy mecz pomiędzy Niemcami a Austrią. Austriacka drużyna narodowa, nazywana „Wunderteam”, niedawno zakwalifikowała się na tegoroczne mistrzostwa świata. Peter był jej zagorzałym kibicem. Miał to być ostatni mecz pomiędzy drużynami Niemiec i Austrii. Spotkanie miało uczcić powrót Austrii do Rzeszy; austriacka drużyna miała zostać połączona ze słabszą niemiecką i wspólnie zagrać na mistrzostwach21.
Prater był największym i najważniejszym stadionem w Wiedniu. W powietrzu czuło się nastrój oczekiwania. Trybuny ozdobiono ogromnymi swastykami, wśród publiczności odznaczały się czarne mundury, a w loży honorowej zasiedli nazistowscy oficjele. Peter wszedł na trybuny wraz z tłumem podekscytowanych kibiców i odszukał swoje miejsce stojące.
Przed rozpoczęciem meczu jeden z bonzów wygłosił mowę o Wielkich Niemczech i Rzeszy. W jednej chwili mężczyźni, kobiety i dzieci wokół Petera unieśli prawe ramiona i zaczęli hajlować. Peter wiedział, że nazistowskie prawo zabrania jemu, Żydowi, oddawać nazistowskie pozdrowienie. Co miał jednak zrobić? Gdyby nie podniósł ramienia, uznaliby go za zdrajcę. Przez chwilę stał sparaliżowany strachem, po czym sięgnął do kieszeni i wyciągnął lornetkę; nie mógł hajlować, ponieważ pochłaniało go przyglądanie się piłkarzom. Tak wybrnął z trudnej sytuacji.
Wreszcie piłkarze wybiegli na boisko, a wśród nich uwielbiany środkowy napastnik drużyny Austrii, Matthias Sindelar, Mozart Futbolu. Przez pierwsze 60 minut meczu znacznie lepsza drużyna „Marchii Wschodniej” dominowała na boisku. Nie pozwalała sobie jednak na strzelenie bramki; drużyna wiedziała, że poniżająca porażka niemieckiej reprezentacji miałaby reperkusje. Wreszcie w 70 minucie spotkania Sindelar nie zdołał się pohamować. Był katolikiem, przyjacielem Żydów (w tym kolegów wyrzuconych po Anschlussie z drużyny). Przyjął piłkę odbitą przez niemieckiego bramkarza i skierował ją w prawy dolny róg do siatki. Trybuny oszalały. Kibice też nie umieli się hamować. Peter był zachwycony. Oto jeden z jego idoli właśnie dokopał naziolom.
Po zdobyciu bramki Sindelar i jego koledzy zaczęli się bawić, z łatwością ogrywając niemrawych niemieckich obrońców. Nazistowscy bonzowie patrzyli parę minut później z niedowierzaniem, jak Sindelar podaje do Karla Szestaka, a ten potężnym strzałem z 40 metrów wbija piłkę do niemieckiej bramki. Po końcowym gwizdku oszalali ze szczęścia kibice skandowali: „Österreich! Österreich!”22. Niemcy zostali pokonani. Nazistowscy oficjele byli w szoku. Przeszczęśliwy Peter Masters pojechał rowerem przez Wiedeń do mieszkania, które dzielił ze swą rozwiedzioną matką Clarą i starszą siostrą Evą. Na długi czas miała być to dla niego ostatnia chwila przepełniona czystą radością.
Życie w Wiedniu stawało się coraz bardziej ponure. Hitler, Austriak, dążył do zjednoczenia Niemiec i Austrii od chwili przejęcia władzy w 1933 roku23. Początek końca dla wiedeńskich Żydów nastąpił, gdy sprzeciwiający się zjednoczeniu kanclerz Austrii Kurt von Schuschnigg ogłosił plebiscyt. Hitler, lękając się, że wynik głosowania nie będzie po jego myśli, ogłosił zamiar anektowania Austrii. Świadom, że mocarstwa zachodnie nie przybędą mu z pomocą, Schuschnigg podał się do dymisji. 12 marca 1938 roku Wehrmacht, nie napotykając oporu, przekroczył austriacką granicę. Większość Austriaków wyległa na ulice, by powitać niemieckich żołnierzy i obsypywać ich kwiatami. Hitler natychmiast wyznaczył nowy, nazistowski rząd, nazajutrz zaś ogłoszono Anschluss. Niemiecki kanclerz objechał ojczyznę, zaczynając w Linzu i kończąc w Wiedniu. Ogłosił też własny plebiscyt, w którym Austriacy mieli się wypowiedzieć, czy akceptują fakt dokonany.
Żydowska rodzina Petera nie mogła wziąć udziału w plebiscycie, ale ich gosposia Paula postanowiła zagłosować. Na głosowanie zabrała młodego Petera. Gdy weszli do lokalu, człowiek w opasce ze swastyką oznajmił, że nie ma sensu wchodzić za zasłonę.
– Może pani po prostu wrzucić głos do urny na moich oczach, bo przecież na pewno zagłosuje pani za? – powiedział24.
– Chciałabym wejść za zasłonę – oznajmiła Paula.
Na to urzędnik umieścił przy jej nazwisku w spisie wyborców złowrogie „X”. Paula wzięła Petera za rękę i zaprowadziła go za zasłonę. Peter spojrzał na trzymaną przez nią kartę do głosowania. Jak wspominał potem Peter, na górze wydrukowano: „Czy chcesz, by Austria została włączona do Rzeszy Niemieckiej?”, pod spodem zaś znalazły się dwa kółka, jedno podpisane „tak”, drugie zaś „nie”. Pierwsze kółko, to na „tak”, było „wielkości dużej monety”, a kółko przeciwko Anschlussowi „było rozmiaru guzika od koszuli”, „słowo «nie» wydrukowano zaś tak małą czcionką, że ledwie dało się je odczytać”. Peter patrzył, jak Paula zaznacza swój sprzeciw wobec połączenia Niemiec i Austrii. Oficjalny wynik głosowania nie zaskakiwał – 99,73 procenta za Anschlussem.
Akty sprzeciwu Pauli i Matthiasa Sindelara były skrajnie odważne, lecz również niezwykle rzadkie. Znaczna większość Austriaków popierała nazistów. Setki tysięcy przybyły 15 marca na powitanie Hitlera, który na Heldenplatz wygłosił wśród owacji pełne pasji przemówienie. Austriaccy Żydzi stanowili niecałe 10 procent ludności; większość najbliższych członków rodziny Petera mieszkała w Wiedniu, należała do klasy średniej i była mocno zasymilowana. Dziadkowie Petera jednak nadal praktykowali judaizm i dbali o to, żeby sam Peter chodził regularnie do synagogi i odbył bar micwę.
Przed pojawieniem się nazistów życie Petera było szczęśliwe. Był przystojnym, ciemnowłosym i wysokim chłopakiem, z dołeczkiem w podbródku, ujmującym uśmiechem i nieco bezczelnym poczuciem humoru, urodzonym artystą. Wiedeń był dla niego środowiskiem idealnym: kochał sztukę, uwielbiał chodzić do Albertiny i do Kunsthistorisches Museum. Pochodził z rodziny jubilerów i projektantów mody, jak wielu wiedeńskich Żydów rozmiłowanych w muzyce i sztuce. W Austrii nie było powodów, by spodziewać się jakichś nagłych zmian. Przed Anschlussem pojawiały się przypadki antysemityzmu, ale ich przyczyną były przeważnie katolickie przeświadczenia o „zabójcach Chrystusa”, nie zaś rasistowska propaganda nazistów.
Wraz jednak z włączeniem do Niemiec w marcu 1938 roku życie w Austrii zmieniło się w jednej chwili. Dochodziło do szokujących scen – na przykład w Wiedniu miejscowych Żydów zagoniono na ulice i ku uciesze tłumu kazano im szczoteczkami do zębów usuwać z murów napisy popierające upadłego kanclerza Schuschnigga. Żydowskie sklepy plądrowano, żydowskich artystów publicznie poniżano. Protestujących aresztowano i przekazywano w ręce Gestapo. Zakład kapeluszniczy ciotki Petera, Idy, w którym pracowały jego matka i siostra, został przejęty przez nazistów. Miesiąc później Ida wyjechała do Londynu, gdzie została kierowniczką działu kapeluszniczego należącego do Żydów domu handlowego przy Oxford Street.
Ukochany Wiedeń Petera, miasto jego marzeń, stolica ukochanej przez niego sztuki i muzyki, nagle zmienił się w dystopijne, niebezpieczne środowisko. Peter, człowiek łagodny i wesoły, był kompletnie zaszokowany, kiedy państwo zaczęło go nienawidzić tylko dlatego, że urodził się Żydem. W szkole żydowscy uczniowie zostali oddzieleni od pozostałych, by czuli się niechciani we własnym kraju. Peter był zapalonym skautem, kochał wycieczki pod namiot i kursy sprawnościowe. Po Anschlussie znaczna część przywódców skautingu została aresztowana, a całą pokojową organizację zlikwidowano. Jej miejsce wśród austriackich nastolatków zajęła Hitlerjugend.
Siostra Petera, osiemnastoletnia Eva, błagała matkę o zgodę na wyjazd z przyjacielem do Włoch. Clara odmówiła; stwierdziła, że gdy nadejdzie czas, wyjadą wszyscy razem. Ojciec Petera, Rudolf, zdołał uciec do Szwajcarii.
Pewnego pogodnego poranka Peter z przyjacielem Jankiem spacerowali w Hamerlingpark w 8 dzielnicy. Nagle chłopaków otoczyli członkowie Hitlerjugend i zaczęli ich bić. Obronił ich robotnik z gazrurką, który krzyczał za nazistami: „Następnym razem wybierzcie kogoś w swojej wadze!”25.
Dla Petera i jego rodziny życie zmieniło się w koszmar. Członkowie Hitlerjugend wiedzieli, gdzie mieszka ten żydowski wyrostek; każdy dźwięk dzwonka u drzwi wzbudzał strach przed aresztowaniem. Podczas przejażdżek na rowerze Peter był nieustannie napastowany. Pewnego wieczoru jego matka była co godzinę telefonicznie wzywana na policję. Gdy gosposia Paula powiedziała, że na ulicy stoi samochód Gestapo, zrozumieli, że muszą natychmiast uciekać. Ciotka Ida wybłagała brytyjskie wizy dla nich (i dla dziewięciorga krewnych). Jak jednak się dostać do Anglii i co będzie z ukochanym dziadkiem Petera, który uparcie odmawiał wyjazdu?
Arnold Metzger, dziadek Petera od strony matki, odegrał istotną rolę w utrzymaniu przez Petera związków z judaizmem. Zabierał go do miejscowej synagogi na nauki przed bar micwą, przewodniczył obrzędom święta Pesach i modlitwom w języku hebrajskim. To w jego domu rodzina gromadziła się w piątkowy wieczór na wieczerzę szabasową. Dobiegał osiemdziesiątki i był powszechnie szanowanym, znanym jubilerem, niegdyś dostawcą dworu Habsburgów. Arnold jednak nie chciał opuścić Wiednia z pozostałymi, nie chciał być dla nich ciężarem.
Peter, Clara i Eva z ciężkim sercem pożegnali się z dziadkiem i wieczorem 21 sierpnia 1938 roku opuścili mieszkanie, udając się na odchodzący o północy pociąg do Monachium, do samego serca nazistowskich Niemiec. Stamtąd mieli skierować się do Francji i następnie statkiem do Anglii, by dzięki pozwoleniu na pracę móc dołączyć do ciotki Idy.
Każdy centymetr monachijskiego dworca przybrany był w nazistowskie flagi lub antykomunistyczne i antyżydowskie plakaty propagandowe. Peter wraz z rodziną zdołali nie zwrócić na siebie uwagi aż do odjazdu pociągu do Francji.
Przed granicą do wagonu weszło dwóch niemieckich urzędników. Pewien Francuz pozwolił im udawać, że są jego dalekimi krewnymi. Wszystko szło dobrze, ale gdy pogranicznicy wychodzili z wagonu, jeden z nich powiedział cicho do drugiego:
– Chyba tylko ten to Francuz, a reszta to uciekający Żydzi.
Drugi pogranicznik wzruszył ramionami. Gdy pociąg przejechał przez granicę, matka Petera otworzyła butelkę koniaku, ukrytą specjalnie na tę chwilę. Trójka Austriaków i Francuz wypili za ocalenie. Rodzina dotarła już bez przeszkód do Calais i dalej do Anglii, pozostawiając za sobą kontynent, nad którym od lat już gromadziły się chmury.
Było późne sobotnie popołudnie w kwietniu 1935 roku. Manfred Gans dopiero co ukończył trzynasty rok życia26. Jego duży, piękny dom wypełniali przyjaciele i rodzina, którzy przyszli wysłuchać jego pierwszego komentarza do czytania z Tory podczas bar micwy. Manfred mieszkał w Borken w północno-zachodnich Niemczech, nieopodal granicy holenderskiej. Było to malownicze, średniowieczne, około ośmiotysięczne miasteczko otoczone murami i fosą. Większość mieszkańców okolic stanowili katolicy, najczęściej niezamożni rolnicy, ale było też około 25 rodzin żydowskich. Rodzina Manfreda była ortodoksyjna i należała do najzamożniejszych w mieście. Mieszkali w jednym z najpiękniejszych domów w Borken – trzypiętrowym, ozdobnym i otoczonym ogrodem.
Rodzina Gansów dopiero co powróciła z synagogi, gdzie Manfred odczytał przypadający na ten dzień fragment Tory oraz haftarę z ksiąg prorockich. Czytał po hebrajsku, co nie sprawiało mu żadnego kłopotu, jako że uczył się tego języka w jesziwie od przedszkola. Nie szczędzono żadnych wydatków, by uczynić tę bar micwę niezapomnianym przeżyciem dla licznych gości. Choć czasy były niebezpieczne, rodzina pragnęła cieszyć się tym świętem.
Manfred, ładny chłopiec z podzieloną przedziałkiem blond czupryną, rozpoczął komentarz do Tory, nazywany dwar Tora. Zwykle takie komentarze były apolitycznymi rozważaniami na temat przesłania, jakie niósł dany fragment Tory. Mowa Manfreda była jednak inna. Powiedział mniej więcej tak: „Naziści nazywają nas wrogami. Dla nich jesteśmy robactwem, gorzej niż ludźmi, oszustami i złodziejami. Oskarżają nas o wszelkie możliwe zło. Nie rozumieją jednak, że nasza religia, nasza Tora, tego zabrania. Nasza Tora i nasze żydowskie księgi uczą nas uczciwości i prawości. Tacy jesteśmy naprawdę. Naziści się kompletnie mylą co do nas”.
Rodzice Manfreda, Moritz i Else, patrzyli na syna z mieszanką lęku i rezygnacji. Manfred zawsze był gotów do walki i zawsze mówił prosto z mostu. Zgromadzeni goście byli jednak przerażeni. Mówić coś takiego w obecności wyłącznie Żydów to jedno, ale zupełnie czym innym było wypowiedzieć te słowa w gronie złożonym także z gojów. Gdyby dowiedziało się o tym Gestapo…
Gdy Manfred skończył przemowę, poczuł ogromną ulgę, wywołaną wypowiedzeniem na głos własnych przekonań. Służba może była zbyt zajęta zbieraniem ze stołów, by słuchać jego mowy, może też po prostu jego rodzice dobrze traktowali swoich podwładnych, a może po prostu Manfred znów miał ogromne szczęście – tak czy owak, jego słowa nie wywołały tego dnia żadnych reperkusji.
Gniew Manfreda wynikał z niesprawiedliwości wyrządzanych członkom jego rodziny, którzy przed czasem Hitlera byli czołowymi obywatelami lokalnej społeczności. Moritz, którego ojciec, Karl Gans, pochodził z Holandii, walczył dzielnie za Niemcy i stracił na froncie nogę. Po wojnie został bogatym kupcem handlującym wszelkiego rodzaju towarami, od tekstyliów po odkurzacze. Firmę M. i E. Gans prowadził z żoną Elsą Frankel jako pełnoprawną partnerką. Lubiany, wymowny i elokwentny (jak i jego syn) Moritz został wybrany z ramienia SPD do rady miejskiej jako pierwszy jej członek pochodzenia żydowskiego. Był też przywódcą związku rannych, wdów i sierot wojennych, który pomagał dziesiątkom weteranów i ich rodzinom. Trzej synowie – Gershon27, Manfred i Theo – byli bardzo ze sobą związani i oddani swoim rodzicom. Byli ortodoksyjnymi Żydami, ale i jednocześnie nowoczesnymi Niemcami; przy rodzinnym stole rozprawiało się o literaturze, muzyce i kinie.
Nim Hitler został kanclerzem, Manfred przywykł do antysemickich przezwisk. Na te słowne ataki dysponował zestawem ciętych ripost. Wielokrotnie prowokowano go do bójek, na co Manfred zwykle się zgadzał. Rosły jak na swój wiek i pewny siebie, budził przeważnie respekt. Wiedział, że niewielu faktycznie odważy się z nim zmierzyć. Sytuacja Żydów zmieniła się jednak całkowicie 30 stycznia 1933 roku, gdy Hitler został mianowany kanclerzem. Burmistrz Borken, przyjaciel rodziny, został zesłany na „reedukację” do obozu koncentracyjnego; zastąpił go nazista. Moritza zmuszono do ustąpienia z rady miejskiej i z przewodniczenia organizacji pomocowej. Żydzi byli prześladowani i nękani we wszystkich aspektach życia publicznego. Ich firmy bojkotowano, zakazano im też pracy w administracji cywilnej, na uczelniach czy w służbie zdrowia. Doświadczali nieustannie najróżniejszych podstępnych szykan i krzywd, od prześladowań w szkole i pracy po aresztowania.
Przed żydowskimi sklepami pojawiali się członkowie SA i odpędzali klientów. Żydów nie wpuszczano już do kin, na baseny i na zawody sportowe. Manfred i jego przyjaciele zdołali czasem wśliznąć się na basen, ale innych ulubionych niegdyś miejsc unikali. W szkole Manfred i inni żydowscy uczniowie byli wytykani palcami, a nauczyciel biologii dr Damen wkrótce zaczął pokazywać się w szkole w opasce ze swastyką na ramieniu. Zaczął nauczać „teorii rasowej” i usiłował udowodnić, że Żydzi są podludźmi. Rosły szeregi Hitlerjugend. Uczniowie, gdy tylko spotykali nauczycieli poza szkołą, mieli obowiązek witać ich nazistowskim pozdrowieniem.
Rzeczy, które Manfred uważał za oczywiste, jak wycieczki po pobliskich lasach, stały się nagle bardzo niebezpieczne. Pewnego razu pewien zbir uderzył go w twarz pałką; Manfred nie pozostał dłużny. Często był napadany i obrzucany kamieniami. Gdy napastnik był sam, Manfred zwykle się bronił, ale wobec grupy musiał się salwować ucieczką. W domu Gershon nieustannie błagał rodziców, by pozwolili mu dołączyć do jednego ze stryjów w Palestynie. W roku 1936, gdy Gershon miał 16 lat, rodzice w końcu ustąpili i pozwolili mu emigrować; zakładano, że z czasem dołączy do niego i reszta rodziny.
Wszechobecny antysemityzm zdawał się Manfreda tylko wzmacniać. „Nie mieliśmy żadnego kryzysu tożsamości – napisał później. – Jak sądzę, to jeden z atutów wychowywania na ortodoksyjnego Żyda”28. Manfred, jego bracia i inne żydowskie rodziny z Borken zaczęły niemal codziennie uczyć się hebrajskiego, interesować się syjonizmem i zgłębiać tajniki judaizmu. Zaczęli też nabywać praktyczne umiejętności jak stolarstwo czy uprawa roli, co potencjalnie mogło pomóc im przetrwać wobec niepewnej przyszłości.
Wśród tego zamieszania Manfred związał się z żydowską dziewczyną z Berlina, Anitą Lamm, której ojciec przyjaźnił się blisko z Moritzem. Nieustannie lękający się o bliskich Moritz zdołał załatwić dla rodziny przyjaciela rozchwytywane bilety na statek z Francji do Ameryki i pomógł uzyskać wizy, by mogli wydostać się przez Paryż. Gdy rodzina Anity zatrzymała się po drodze do Francji w Borken, młodzi pocałowali się po raz pierwszy. Przez pewien czas mieli utrzymać kontakt dzięki listom.
W lecie 1938 roku, gdy Manfred miał 16 lat, jego rodzice pojęli, że sytuacja może się tylko pogorszyć, i postanowili wysłać go do Anglii. Manfred, samodzielny i energiczny, ekscytował się perspektywą wyjazdu za granicę. Był niepoprawnym optymistą i napisał potem, że rozkoszował się „myślą o nowych przygodach i o wolnym społeczeństwie, gdzie będę mógł rozmawiać, z kim zechcę”29.
W pewien lipcowy piątek Manfred pożegnał się z matką i młodszym bratem Theo, po czym wraz z ojcem pojechał do Holandii. Udali się do domu kuzynów w Winterswijk, gdzie spędzili szabas. Manfred mówił płynnie po niderlandzku i w niedzielę sam już pojechał na Hoek van Holland, gdzie wsiadł na nocny statek do Anglii. Podniecenie nie pozwalało mu spać. Podczas rejsu ćwiczył angielski z pomocą poznanych dziewcząt. Choć cieszył się z wyjazdu z Niemiec, zastanawiał się, czy kiedykolwiek jeszcze ujrzy „piękne pola, lasy, równiny, wzgórza, miasta i wioski, wśród których dorastałem. Być może Rzesza Hitlera przetrwa pokolenia i nigdy nie będę mógł wrócić do domu”30.
Spośród milionów Żydów, którzy utracili domy w wyniku działań nazistów, pewnie żaden nie powrócił do kraju w sposób tak spektakularny jak Manfred Gans.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Informacje na temat tego spotkania można znaleźć w liście Roya Wooldridge’a, Akta Ministerstwa Obrony (dalej: DEFE), 62/612, The National Archives w Wielkiej Brytanii (dalej: TNA); WO 106/4343, TNA. George Lane wielokrotnie opowiadał o swych doświadczeniach, co można znaleźć w następujących źródłach: wywiady audio z George’em Lane’em (13307, 28406), Imperial War Museum (dalej: IWM); George Lane, wywiad dla BBC z okazji odsłonięcia pomnika w Aberdovey, maj 1999; Ian Dear, 10 Commando, Pen and Sword Military, Barnsley 2011, s. 86–91; Janusz Piekalkiewicz, Secret Agents, Spies, and Saboteurs, William Morrow, New York 1971, s. 392–397. Posiadam nagranie wywiadu z George’em Lane’em dla BBC z okazji odsłonięcia pomnika w Aberdovey i innych wywiadów z programu, podanych w przypisach, ale nie mam dodatkowych informacji na temat samego programu. Informacje o operacji „Tarbrush” i roli Lane’a w niej, zob. Hilary St. George Saunders, The Green Beret: The Story of the Commandos, Michael Joseph, London 1949, s. 216–217; James Owen, Commando: Winning World War II Behind Enemy Lines, Little, Brown, London 2009, s. 260–270. Relacja Roya Wooldridge’a, zob. Rommel Saved Me from Being Shot as a Spy and Even Served Me Cigarettes and Beer, „Daily Mail”, 20 listopada 2014. Informacje o operacji pochodzą także z mojej rozmowy telefonicznej z żoną George’a Lane’a, Elizabeth Lane, odbytej 28 lipca 2020 roku. Gdy Lane i Wooldridge zostali wzięci do niewoli, Rommel wspomniał w liście do żony o „niezwykłej rozmowie z «rozsądnym brytyjskim oficerem»”. Cyt. za: Giles Milton, Soldier, Sailor, Frogman, Spy, Airman, Gangster, Kill or Die: How the Allies Won on D-Day, Henry Holt, New York 2019, s. 20. Informację o spotkaniu Rommla można znaleźć na s. 9–21. [wróć]
Kriegsmarine to niemiecka marynarka wojenna. [wróć]
Antony Beevor, D-Day: The Battle for Normandy, Penguin Books, London 2010, s. 34. [wróć]
Lane zauważył, że jeden z Niemców mówił doskonale po angielsku. Obawiał się, że jeśli zacznie mówić z normalnym angielskim akcentem, Niemiec odkryje fałsz. Dlatego używał melodyjnego walijskiego akcentu, próbując ukryć węgierskie pochodzenie. [wróć]
Wooldridge później opisał ze szczegółami swoje spotkanie z Rommlem w książce Rommel Saved Me from Being Shot as a Spy. [wróć]
Rommla tak ujęły „urok i zuchwałość” Lane’a, że zadbał o to, by go nie rozstrzelano, zob. Milton, Soldier, Sailor, s. 20. [wróć]
Brygada Sił Specjalnych podczas wojny została przemianowana na Brygadę Komandosów, lecz żeby uniknąć zamieszania, w książce stosuję nazwę Brygada Sił Specjalnych. [wróć]
W zależności od źródła łączna liczba waha się od 87 do 142, jeśli wliczyć półkompanię sformowaną w ostatnich dniach wojny. Dziennik działań bojowych Kompanii X (The History of 46 [RM] Commando, August 1943–October 1944 and Activities of No. 10 [Inter-Allied] Commando, June 1942–October 1944, DEFE 2/977, TNA) i większość opracowań podaje liczbę 87, której też używam w tej książce. Martin Sugarman stworzył roboczą listę w World War II: No. 3 (Jewish) Troop of the No. 10 Commando, Jewish Virtual Library, https://www.jewishvirtuallibrary.org/no-3-jewish-troop-of-the-no-10-commando. Istnieje też lista ochotników wraz z pierwotnymi nazwiskami, wojennymi pseudonimami i krótkimi informacjami biograficznymi, zob. Martin Sugarman, Fighting Back: British Jewry’s Military Contribution in the Second World War, Vallentine Mitchell, London 2010, s. 325–339. [wróć]
Peter Masters, Striking Back: A Jewish Commando’s War Against the Nazis, Presidio Press, Novato 1997, s. xii. [wróć]
Peter Terry, rozmowa ze Stevenem Karrasem do filmu dokumentalnego About Face: Jewish Refugees in the Allied Forces, Xenon Pictures, 2019. Karras uprzejmie podzielił się ze mną nagraniami rozmów. [wróć]
Znaczna część zawartych w tym rozdziale informacji o Colinie Ansonie pochodzi z: Helen Fry, German Schoolboy, British Commando: Churchill’s Secret Soldier, History Press, Cheltenham 2010. Dodatkowe informacje pochodzą z następujących rozmów: wywiady audio z Colinem Ansonem (30188 i 11883), IWM; wywiad audio z Colinem Ansonem, Jewish Museum London (dalej: JML); wywiady audio z Colinem Ansonem, nagrania prywatne z 1988 i 2014 roku, w zbiorach rodzinnych; Colin Anson, wywiad, BBC Radio 5 Live, wrzesień 2007; Colin Anson, wywiad, Saturday Live, BBC, 10 listopada 2007; Colin Anson, wywiad do filmu Churchill’s German Army, reż. Mark McMullen, True North Productions, 2009; Colin Anson, wywiad, Remembrance Week, BBC, 2013; Colin Anson, wywiad, German Soldier Who Fought for Britain in World War II, Magazine, BBC News, 30 kwietnia 2010. Rozmowę z Ansonem zamieszczono także w artykule Churchill’s Secret Commandos, dokumenty Briana Granta, 263, IWM. [wróć]
Fry, German Schoolboy, s. 14. [wróć]
Fry, German Schoolboy, s. 38. [wróć]
Wywiad audio z Colinem Ansonem, 484, JML. [wróć]
Wywiad audio z Colinem Ansonem, 484, JML. [wróć]
Wywiad z Ansonem, BBC Radio 5 Live. [wróć]
Fry, German Schoolboy, s. 31. [wróć]
Fotografia tych rzeczy, zob. Fry, German Schoolboy, wkładka zdjęciowa. [wróć]
Fry, German Schoolboy, s. 47. [wróć]
Znaczna część informacji o Peterze Mastersie pochodzi z jego autobiografii: Peter Masters, Striking Back: A Jewish Commando’s War Against the Nazis, Presidio Press, Novato 1997. Dodatkowe informacje pochodzą z następujących źródeł: nagrania audio wykładu Petera Mastersa, 786, IWM; Peter Masters, wywiad Stevena Karrasa dla jego filmu dokumentalnego About Face: Jewish Refugees in the Allied Forces, Xenon Pictures, 2019; Peter Masters, wywiad historii mówionej przeprowadzony przez Esther Finder, 7 sierpnia 1998, File 1998.A.0190, RG-50.106.1110, United States Holocaust Memorial Museum, Waszyngton (dalej: USHMM); Peter Masters, wywiad historii mówionej przeprowadzony przez Joshuę Graya, 19 i 23 kwietnia 1996, File 996.A.0125, RG-50.106.0024, USHMM; Peter Masters, wywiad historii mówionej Dnia „D”, Eisenhower Center, Peter Kalikow WWII-Era Collection, National WWII Museum, Nowy Orlean. Opis meczu w wywiadzie Mastersa z kwietnia 1996 roku dla USHMM. Informacji biograficznych udzieliła też autorce jego córka, Kim Masters. [wróć]
Informacje na temat tego meczu, zob. Kevin E. Simpson, Soccer Under the Swastika: Stories of Survival and Resistance During the Holocaust, Rowman and Littlefield, London 2016, s. 118–119. [wróć]
Dziesięć miesięcy później najlepszy piłkarz świata, Matthias Sindelar, zmarł, najpewniej w wyniku samobójstwa. [wróć]
O zajęciu Austrii przez Hitlera, zob. Ian Kershaw, Hitler: 1936–1945, t. 2, cz. 1, Nemezis, Rebis, Poznań 2002, rozdz. 2. [wróć]
Masters, Striking Back, s. 6. [wróć]
Masters, Striking Back, s. 5. [wróć]
Znaczna część informacji o Manfredzie Gansie w niniejszym rozdziale pochodzi z jego autobiografii Life Gave Me a Chance (nakład własny, 2009). Dodatkowe informacje pochodzą z następujących źródeł: wywiad audio z Fredem Grayem (Manfredem Gansem), 30192, IWM; Manfred Gans, wywiad Stevena Karrasa do jego filmu dokumentalnego About Face: Jewish Refugees in the Allied Forces, Xenon Pictures, 2019; Manfred Gans, wywiad dla BBC z okazji odsłonięcia pomnika w Aberdovey, maj 1999; One Less Fight, reż. Jennifer Hahn, Bridgeseeker Productions, 2017; Manfred Gans, wywiad historii mówionej przeprowadzony przez Amy Ruben, 11 listopada 2004, File 2004.563, RG-50.030.0489, USHMM. Informacji biograficznych udzieliły też autorce dzieci Manfreda Gansa, Aviva Gans Rosenberg i Daniel Gans. [wróć]
Gershon początkowo miał na imię „Carl”. [wróć]
Gans, Life Gave Me a Chance, s. 13. [wróć]
Gans, Life Gave Me a Chance, s. 31. [wróć]
Ibidem. [wróć]
Tytuł oryginału: X Troop: The Secret Jewish Commandos of World War II
Copyright © 2021 by Leah Garrett
All rights reserved
Copyright © for the Polish e-book edition by REBIS Publishing House Ltd., Poznań 2022
Informacja o zabezpieczeniach
W celu ochrony autorskich praw majątkowych przed prawnie niedozwolonym utrwalaniem, zwielokrotnianiem i rozpowszechnianiem każdy egzemplarz książki został cyfrowo zabezpieczony. Usuwanie lub zmiana zabezpieczeń stanowi naruszenie prawa.
Redaktor: Krzysztof Tropiło
Projekt i opracowanie graficzne okładki: Ewa Skrzypiec
Fotografia na okładce
© Alamy / BEW
Wydanie I e-book (opracowane na podstawie wydania książkowego: Kompania X. Tajna jednostka żydowskich komandosów podczas II wojny światowej, wyd. I, Poznań 2024)
ISBN 978-83-8338-814-4
Dom Wydawniczy REBIS Sp. z o.o.
ul. Żmigrodzka 41/49, 60-171 Poznań
tel. 61 867 81 40, 61 867 47 08
e-mail: [email protected]
www.rebis.com.pl
Konwersję do wersji elektronicznej wykonano w systemie Zecer