Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Konflikty w rodzinie - ebook
Konflikty w rodzinie
To zbiór praktycznych narzędzi do rozwiązywania sporów, efektywnej komunikacji w rodzinie, związku czy szkole.
Dzieci kłócące się o zabawkę, rodzice kłócący się o dzieci, nieporozumienia z sąsiadem, babcią, szefem. Konflikty stanowią nieodłączną część naszego rodzinnego życia! Próby ich wyeliminowania to utopia, szkoda na to czasu. Zamiast unikać konfliktów lub w nich tkwić, wraz z dziećmi nauczmy się je rozwiązywać.
Autorka z humorem pokazuje, jak:
Książkę wypełniają dialogi brzmiące niczym wyjęte z naszych codziennych rozmów z dziećmi. Na ich bazie autorka pokazuje swoją metodę, która zmienia dotychczasowe spojrzenie na konflikt. Energię, którą przeznaczamy na szukanie winnych, lepiej bowiem wykorzystać do sprawczego szukania rozwiązań. I to jest początek zmiany społecznej.
Kim jest autorka?
Katarzyna Dworaczyk – mediatorka, trenerka komunikacji, autorka. Prowadzi też sesje indywidualne metodą Systemu Wewnętrznej Rodziny (IFS). Szkoli, wykłada w instytucjach, przedszkolach, szkołach i dla biznesu. Stworzyła własny model towarzyszenia w sytuacjach konfliktowych SNO. Fascynuje się złością, traumą, traumą międzypokoleniową, przekonaniami oraz ideami Porozumienia bez Przemocy (NVC) i Systemu Wewnętrznej Rodziny.
Czym jest Seria Rodzicielska?
To seria książek wydanych przez NATULI – dzieci są ważne przeznaczonych dla rodziców i poświęconych konkretnym zagadnieniom rodzicielskim tj. poród, karmienie piersią, seksualność dzieci, komunikacja w rodzinie, rozwój, edukacja i wiele innych. Seria rodzicielska to projekt, który łączy najlepszych w Polsce ekspertów i autorów zajmujących się danym aspektem rodzicielstwa. Misją projektu jest stworzenie książek, którym rodzice mogą zaufać. Książek, które stanowią gwarancję, że przekazywana w nich wiedza jest aktualna, racjonalna i służy dobru dziecka.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 114
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Wydawnictwo Natuli
Wydawca Michał Dyrda
Prowadzenie publikacji Aleksandra Brambor-Rutkowska
Redakcja merytoryczna Alicja Szwinta-Dyrda
Konsultacje Aneta Stępień-Proszewska
Redakcja językowa Adrian Kyć
Korekta Agnieszka Frysztak
Ilustracje Aleksandra Szwajda
Projekt okładki Emilia Kucharczuk
Projekt typograficzny i skład Bogumiła Dziedzic
Zdjęcia autorki na okładce Jacek Kordus
E-book Kagira
© Natuli, 2021 / natuli.pl
© Katarzyna Dworaczyk, 2021 / katarzynadworaczyk.com
Wydanie pierwsze
Szczecin 2021
ISBN 978-83-66057-70-8
Wstęp
Czym jest konfliktNasze dzieciństwo i przekonania dotyczące konfliktówJako osoba urodzona w stanie wojennym od maleńkości uczyłam się szukania sposobów, jak mieć to, czego potrzebuję. Tak jak pewnie większość z was słyszałam „nie marudź” od taty i „nie męcz mnie” od mamy. Szukałam więc innych rozwiązań i pomysłów na to, by było tak, jak mi się podoba.
W końcu sama zostałam mamą. Gdy moje dziecko uderzało w wyższe tony, wracały do mnie słowa rodziców i kosztowało mnie sporo pracy, energii, czasu i majątku, by zachować się inaczej niż oni. (Kiedyś policzę, ile wydałam na kursy, terapie i książki oraz ile czasu przeznaczyłam na rozwój wewnętrzny). Zakwestionowałam system rozwiązywania konfliktów, który przekazano mojemu pokoleniu. Nasi rodzice nie mieli dostępu do takiej ilości literatury, warsztatów i wykładów jak my. Nie było Porozumienia bez Przemocy1, mikrokręgów naprawczych2, mediacji, rodzicielstwa bliskości, myśli Jespera Juula3. Połączyłam swoją wiedzę na temat NVC z doświadczeniem terapeutycznym z Systemu Wewnętrznej Rodziny4 oraz mikrokręgów i stworzyłam własny model towarzyszenia w sytuacjach konfliktowych, który pośrednio z nich wypływa. Po paru latach stosowania SNO (S – słyszę i powtarzam, N – nazywam potrzeby, O – otwieram przestrzeń na rozwiązania; opisałam tę metodę szczegółowo w rozdziale 3) nadal jestem pod wrażeniem, jakie fantastyczne efekty daje powtarzanie lub parafrazowanie tego, co mówią inni. Jak prawdziwe usłyszenie tego, o czym mówią, pozwala im się uspokoić i poczuć ważnymi. Jak pytanie: „Co można zrobić w tej sytuacji?”, buduje poczucie wartości i sprawczości.
Moim celem jest zmiana społecznego podejścia do konfliktów i relacji. Zależy mi, by dzieci samodzielnie poznały sposoby dojścia do rozwiązań problemów, a nie zapamiętywały same rozwiązania. By gdy znajdą się w trudnej sytuacji, zamiast wejść w galop myśli „jestem beznadziejna” lub „oni są beznadziejni”, przeznaczały swoją energię na poszukiwanie sposobów, które pozwolą im zadbać o siebie i innych. Energię, która zazwyczaj jest przeznaczana na szukanie winnych, lepiej wykorzystywać do sprawczego szukania rozwiązań. I to jest początek zmiany społecznej.
1 Porozumienie bez Przemocy (PBP, ang. Nonviolent Communication, NVC) – metoda porozumiewania się opracowana przez Marshalla B. Rosenberga. Dzięki zwróceniu uwagi na takie aspekty komunikacji jak uczucia i potrzeby podnosi szansę na wyeliminowanie przemocy w dialogu.
2 Metoda mikrokręgów naprawczych – stworzona przez Dominica Bartera metoda rozwiązywania konfliktów, która łączy sprawiedliwość naprawczą z Porozumieniem bez Przemocy.
3 Jesper Juul – duński terapeuta rodzinny i pedagog o światowej renomie. Był jednym z liderów przełomu we współczesnej pedagogice. Zawdzięcza się mu odejście od wychowania autorytarnego z jednej strony oraz od permisywizmu z drugiej. Propagował idee szacunku i współdziałania w relacjach z dzieckiem oraz dojrzałe przywództwo dorosłych.
4 System Wewnętrznej Rodziny (SWR, ang. Internal Family Systems, IFS) – nowoczesne podejście terapeutyczne opracowane przez terapeutę systemowego Richarda C. Schwartza, założyciela IFS Institute na podstawie jego doświadczeń z klientami.
W tradycyjnym ujęciu konflikt to sytuacja, kiedy ludzie mają różne pomysły na to, co zrobić w danej chwili, i wydaje im się, że ich pomysły się wykluczają. Może im się również wydawać, że ich rozwiązanie jest jedyne lub najlepsze. Zamierzają przekonać drugą osobę, że ma być tak, jak oni chcą5.
Niniejsza książka przedstawi inne podejście do rozumienia konfliktów i radzenia sobie z nimi. Ludzie (i mali, i duzi), którzy w obliczu konfliktu przeznaczają siły na szukanie rozwiązania korzystnego dla wszystkich, mają w życiu łatwiej, mocniej wierzą w siebie, są bardziej ufni. Dzieci, które od maleńkości przyzwyczaimy do tego, że inni zwracają uwagę na ich potrzeby i dążą do zgody, w przyszłości, zamiast kląć, że nie mogą znaleźć żelazka, bo „w tym domu nikt nie odkłada rzeczy na miejsce”, wyprasują sobie spodnie prostownicą do włosów. Już kilkulatki na komunikat rówieśnika: „To jest głupia zabawa”, mogą powiedzieć: „To wymyślmy taką, która będzie pasowała nam wszystkim”.
Jest ogromna różnica między rozwiązywaniem konfliktów dzieci i towarzyszeniem im w konfliktach. Na następnych stronach przeczytacie o tym drugim podejściu. Zależy mi na rozwoju samodzielności u młodych ludzi, korzystaniu z ich potencjału i kreatywności, budowaniu ich poczucia własnej wartości oraz nauce podejmowania decyzji, które będą uwzględniały wszystkie zaangażowane w konflikt osoby. Aby tak się stało, warto towarzyszyć dzieciom, zamiast rozwiązywać sprawy za nie.
Większość z nas wzrastała w systemie wypracowanym przez wcześniejsze pokolenia, opartym na władzy i powiedzeniu o dzieciach i rybach. Naszą normą jest dorosły, który mówi, jak ma być, daje kary, gdy nie jest tak, jak miało być, i grozi, by w przyszłości było tak, jak być powinno. W konflikcie dorosły zwykle pyta, kto zaczął, a potem daje karę.
•„Przestańcie się kłócić”.
•„Przeproś go”.
•„Uspokójcie się”.
•„Oddaj jej to, co wzięłaś”.
•„Nie będziecie się już dzisiaj razem bawić, skoro nie umiecie się dogadać”.
•„W takim razie to zabieram, skoro nie może być spokojnie”.
•„Każdy do swojego pokoju, zejdźcie mi z oczu”.
•„Jesteś mądrzejsza, ustąp”.
•„Jesteś starszy, ustąp”.
Z łatwością możemy wymienić jeszcze inne zdania, które słyszeliśmy w dzieciństwie i których obiecaliśmy sobie nigdy nie powiedzieć do naszych dzieci (a być może powtarzamy je nawykowo).
Te zwroty są tak powszechne, że nawet się nie zastanawiamy, jakie znaczenie niosą, co mogą zrobić z dziecięcym poczuciem własnej wartości i jak bardzo rozpalają cichy wewnętrzny albo głośny zewnętrzny bunt dzieci. Dlaczego tak się dzieje? Przyczyn może być wiele (robimy to m.in. z bezradności, nawykowo) i jeśli nie szukamy alternatywy w książkach i na warsztatach, sięgamy po to, co znane i automatyczne.
A dlaczego dzieci buntują się przeciw tym zakazom? Żeby to zrozumieć lub poczuć, wystarczy, że przypomnimy sobie jakąkolwiek karę wymierzoną nam przez rodziców lub nauczycieli. Czy według nas była sprawiedliwa? Czy czuliśmy się wysłuchani podczas sytuacji konfliktowej? Czy jeśli konsekwencje naszych wyborów były dla innych trudne, to opiekunowie zwrócili uwagę na nasze intencje? Mogliśmy się wypowiedzieć? Jeśli na którekolwiek z tych pytań odpowiedzieliśmy „nie”, wiemy już, dlaczego rozwiązywanie konfliktów za dzieci nie jest właściwym wyjściem.
Przyjrzyjmy się dwóm scenkom i zobaczmy, jak dziecko reaguje, gdy jego potrzeby są wzięte pod uwagę:
– Zaraz wychodzimy na angielski, zbieraj się, proszę.
– Mamo! Ale ja jeszcze buduję zamek!
– Chciałbyś jeszcze się pobawić, tak?
– Tak.
– To co możemy zrobić, żebyś pobudował i żebyśmy zdążyli na angielski?
– Ja nie chcę dzisiaj iść. Zobacz, jaki zamek!
– Bardzo mi się podoba. Słyszę, że nie chcesz iść. Tak bardzo chciałbyś zostać i budować?
– Jak to zostawię, to przyjdzie Rafał i na pewno mi zniszczy.
– Ach, to co możemy zrobić, żeby budowla była bezpieczna i żebyś poszedł na angielski?
– Schowaj ją.
– Dobrze. Masz pomysł gdzie?
Lub:
– Za dwie godziny przyjeżdżają twoi kuzyni.
– O nie! Na pewno mi to zepsują.
– Chciałbyś, żeby twoja budowla przetrwała, co? Bardzo się nad nią napracowałeś.
– No tak, a wiesz, jacy oni są.
– Jacy?
– Zabierają wszystkie zabawki? I na pewno mi to zepsują!
– To co możemy zrobić, żeby było fajnie i żeby kuzyni bawili się tylko tym, na co się zgadzasz?
– Schowasz mi to w garażu? Oni tam nie wchodzą, bo nie lubią pająków.
– Pewnie, że schowam, chcę, żebyście miło spędzili czas i żeby twoja budowla przetrwała nienaruszona.
Zamiast wchodzić w przepychankę „nie zniszczą” – „zniszczą!”, „trzeba się dzielić!” – „ale ja to budowałem cztery dni!” albo stwierdzać „czy o wszystko musisz robić aferę”, bardzo szybko udało się znaleźć rozwiązanie, które zadba o wszystkich zainteresowanych. Gości też – dzieci wolą przecież spędzać czas z chętnym do zabawy kuzynem.
Tym razem przyjrzyjmy się scenkom w przychodni i zobaczmy, jak dziecko reaguje, gdy jego potrzeby są wzięte pod uwagę:
Natomiast jak wygląda rozmowa, gdy potrzeby dziecka nie zostają wzięte pod uwagę:
A jak prezentuje się dalsza część dnia:
Nic nie pogarsza atmosfery w domu bardziej niż dziecko, które wciąż pokazuje nam, jak jest zranione nieuwzględnianiem jego potrzeb. Według mojego doświadczenia dzieci, które słyszą „tak” dla swoich potrzeb, częściej mówią „tak” naszym potrzebom. Natomiast te, które słyszą „nie”, zwykle odpowiadają „nie”. Chciałabym, żeby nie służyło to temu, by dzieci i dorośli zawsze się zgadzali, tylko temu, byśmy byli dla siebie przychylni. Przypomina to trochę napełnianie zbiornika – gdy dzieciom nie brakuje autonomii, nie muszą o nią walczyć (np. nie zgadzając się na to, co proponujemy, jak w przykładzie rysunkowym). Gdy nie brakuje im uwagi, nie muszą o nią walczyć (np. kiedy podczas pracy zdalnej co godzinę zwracamy się do dziecka i rozmawiamy z nim przez pięć minut, istnieje mniejsze prawdopodobieństwo, że będzie ono często wchodzić do naszego pokoju i wołać, że czegoś chce).
Co ważne, nie piszemy tu o żadnym magicznym zabiegu czy cudownej metodzie wychowawczej, działającej zawsze i od razu. Chodzi o naturalny proces, w którym dziecko reaguje na rodzica z ufnością, bo wie, że jego potrzeby będą wzięte pod uwagę.
5 A przecież może być zupełnie inaczej, bo jak słusznie zauważa Monika Szczepanik: „Konflikt jest szansą tylko wtedy, gdy przyjmiemy, że strony są sobie równe. Gdy pozbędziemy się założenia, że mój pomysł jest najlepszy, a twój najgorszy. Gdy ani ja, ani moje potrzeby, ani też moje pomysły nie są ważniejsze od ciebie, twoich potrzeb i pomysłów. Kiedy jesteśmy równoważni, czyli mamy takie samo znaczenie, łatwiej w konflikcie o rozwiązanie oparte na scenariuszu „wygrany–wygrany”, czyli o stworzenie takiej przestrzeni, w której mimo różnych marzeń możliwe jest wypracowanie rozwiązania uwzględniającego potrzeby obu stron” (taż, Jak zrozumieć się w rodzinie, Natuli, Szczecin 2020).
W zależności od tego, w jakiej rodzinie i środowisku dorastaliśmy, mamy różne przekonania na temat konfliktu. Jeśli mieliśmy tatę, który krzyczał: „Jak się nie dogadacie, zabiorę wam wszystkie zabawki!”, lub mamę mówiącą: „Mam tego wszystkiego dosyć”, uczyliśmy się rozwiązywać problemy sami. Jeśli byliśmy starsi w rodzeństwie, a tym samym silniejsi, mogliśmy wejść w dorosłość z przekonaniem, że owszem, dostajemy to, czego chcemy, ale inni (rodzina czy współpracownicy) nie zawsze są z tego zadowoleni. Innymi słowy: „Dostaję to, czego chcę, ale kosztem relacji z bliską osobą”. Jeżeli z kolei byliśmy młodsi, najpewniej nasze rodzeństwo słyszało: „Ustąp mu, jest młodszy”, i dostawaliśmy to, czego chcieliśmy, jednak w pakiecie z wkurzonymi przez niesprawiedliwość siostrą lub bratem, którzy potem odbijali sobie na nas to, co utracili przez rodzicielskie dyrektywy.
Mogliśmy też być jedynakami, które dostawały wszystko i które dopiero w przedszkolu lub szkole spotkały się z tym, że inni coś im wyrywają czy że nauczycielka nie spełnia wszystkich ich próśb. A przecież wcześniej świat wyglądał inaczej – zupełnie bezkonfliktowo.
Najpewniej jednak przeżyliśmy dzieciństwo z przekonaniem, że nasze zdanie jest rzadko brane pod uwagę, że rodzice zgadzają się z nami tylko czasami, a dla ogólnej atmosfery w domu jest lepiej, żebyśmy robili to, co chcą i jak chcą. Najpewniej słyszeliśmy, że mamy być odważni, asertywni, że mamy dbać o zaspokajanie swoich potrzeb i bronić własnego zdania. Jednak w praktyce liczyło się bycie grzecznym i posłusznym6. Jeśli doświadczyliśmy tego, że lepiej nie prosić, nie mówić, że czegoś nie chcemy, nie wykłócać się, bo skończy się to aferą (np. ze strony taty) lub wycofaniem miłości (np. ze strony mamy), i jeśli zaznaliśmy złości, dystansu, milczenia czy przemocy słownej albo fizycznej, nasz system psychiczny połączył te dwa fakty w logiczny ciąg. To, że czegoś chcemy, powoduje negatywną reakcję opiekunów.
•Mówię, czego chcę, i powoduje to złość/dystans rodzica oraz mój ból.
•Mówię, że czegoś nie chcę, i powoduje to złość/dystans rodzica oraz mój ból.
•Potrzebuję czegoś i komunikuję to rodzicowi.
•Rodzic reaguje złością/dystansem lub po prostu nie odpowiada na moją potrzebę.
•Doświadczam nieprzyjemnych uczuć, odtrącenia, bólu.
•Szukam zrozumienia tej sytuacji i znajduję je, obwiniając siebie – „to dlatego, że nie jestem ważna/y”.
•Kolejnym razem postanawiam nie komunikować swoich potrzeb, żeby nie doświadczyć odtrącenia i bólu.
•Moje potrzeby nie są zaspokojone, ale nie doświadczam bólu i jestem akceptowana/y.
•Cierpi moje poczucie własnej wartości. Wchodzę w świat z przeświadczeniem, że to, czego potrzebuję, nie jest brane pod uwagę. Rozszerzam to na całą/ego siebie, uważając, że JA nie jestem ważna/y.
Naturalnym mechanizmem wszystkich ludzi jest unikanie bólu. Dlatego pojawiają się schematy czy przekonania, które mają nas przed nim chronić. Z jakiego powodu? Ponieważ mózg nie znosi niewiedzy, woli sam sobie wyjaśnić to, co się dzieje, niż pozostawać w niepewności, która sprawia, że po prostu nie czujemy się bezpiecznie. Zrozumienie gwarantuje bezpieczeństwo. Drugim ważnym zadaniem naszej psychiki jest przygotowanie się na podobną sytuację w przyszłości. Jeśli „wychylenie się” spowodowało krytykę ze strony np. rodzica, uniknięcie takiej reakcji w przyszłości uchroni nas przed przykrymi konsekwencjami. Pamiętajmy o tym, że ten system psychiczny, który sam sobie wyjaśnia, ma trzy, pięć, siedem lat i właśnie tyle doświadczenia. Dlatego powstające schematy są uproszczone i działające zazwyczaj „tu i teraz”.
Przyjrzyjmy się najbardziej powszechnym przekonaniom powstającym w dzieciństwie, następnie sprawdźmy, jak ich „nie karmić” i jak można pomóc dzieciom, by te obciążające przekonania się u nich nie pojawiły.
•lepiej się nie wychylać,
•lepiej się wycofać,
•nie warto się kłócić,
•nie ma co dyskutować,
•i tak nie wygram,
•konflikt jest czymś złym,
•jak ludzie się kochają, to się nie kłócą,
•kłócą się tylko ludzie z natury kłótliwi.
Dzięki temu, że się nie wykłócamy, że robimy to, o co proszą nas inni, i „nie dyskutujemy”, pozostajemy w relacji z ważnymi dla nas osobami, zapewniamy sobie przynależność do grupy. Niestety tracimy relację z samym sobą i nie przynależymy do siebie. Oczywiście nasza kilkuletnia psychika o tym nie myśli, bo najważniejsze dla niej jest to, by przetrwać, a bez opieki i przychylności bliskich nie ma na to szans. Pozostajemy zatem z przekonaniem, że aby być akceptowanym, trzeba się podporządkować.
•albo mówię, co mi się nie podoba, komunikuję swoje potrzeby, dbam o siebie, w związku z czym tracę relację z bliską osobą, nie czuję akceptacji, rodzice traktują mnie z emocjonalnym dystansem,
•albo rezygnuję z wyrażania siebie, przedkładam potrzeby innych nad własne i pozostaję w relacji, czuję akceptację i przynależność.
Wybór, do którego od dziecka jesteśmy przyzwyczajani, jest rozpięty między autonomią a przynależnością. Albo dbamy o siebie, albo o innych. W takim układzie ktoś zawsze traci.
W dorosłości ten wybór jest już pozorny, ale psychika nie pozwala nam wyjść z dziecięcego schematu i zaryzykować powiedzenia, że czegoś chcemy lub na coś się nie zgadzamy. Przełączamy się na dziecięcy tryb lęku o relację, który jest równoznaczny z lękiem o przetrwanie.
Są też osoby, które narzucają swoje zdanie, mówią głośno i od razu o tym, czego chcą, oraz za wszelką cenę stawiają na swoim. Skąd bierze się w nas takie zachowanie? Może doświadczyliśmy tego, że krzyki, piski, złoszczenie się są skuteczne? Może gdy dostatecznie długo i dobitnie się o coś dopraszaliśmy, otrzymywaliśmy to? Schemat działania w takim przypadku to: „Jeśli będziesz wystarczająco długo obstawać przy swoim i głośno się zachowywać, dostaniesz to, czego chcesz”.
A może któryś z rodziców zachowywał się w ten sposób? I to od niego skopiowaliśmy strategię, w jaki sposób „dbać o swoje”, nauczyliśmy się, „co się robi” w danej sytuacji. I na zasadzie automatu podejmujemy działanie, które nie służy relacji i które nie jest dobre dla innych, ale ma tę przewagę, że jest wyuczone i znane.
Inna możliwość jest taka, że tyle razy zgadzaliśmy się na to, czego chcą inni, że postanowiliśmy: „Gdy dorosnę, już nikt nigdy nie będzie mi mówił, co mam robić. Nigdy!”. I tego słowa dotrzymujemy, nieważne, czy mowa o naszych współpracownikach, partnerze czy dzieciach. Pamiętam, jak na jednych warsztatach mówiłam o mechanizmie, że najpierw rodzice „rządzą i mają rację”, potem nauczyciele „rządzą i mają rację”, następnie w pracy szefostwo „rządzi i ma rację” (a jeśli nie ma, to i tak ma). Mniej więcej w tym czasie wchodzimy też w związki. Kiedy zapytałam, kto ma wtedy rację i rządzi, większość osób odpowiedziała: „W końcu my!” – choć według jednego pana teściowa.
Możemy też przyjrzeć się kolektywnym schematom, do których zaprasza nas społeczeństwo. Przesadnie generalizując: mamy dziewczynki, które nie mogą się złościć, krzyczeć, walczyć o swoje, ale mogą płakać, i chłopców, którzy nie mogą płakać i bać się, ale za to złość i stanowczość są u nich akceptowane. Gdy dziewczynki dorosną, nadal mają być miłe i grzeczne, nie „wykłócać się”, a ich wszelkie przejawy stanowczości, braku zgody na nakazy albo wygłaszanie własnego zdania są nazywane „złoszczeniem się” czy „histerią”. Kiedy dziewczyna – albo już kobieta – dalej upiera się przy swoim zdaniu, jest zbywana argumentem, który ma być niepodważalny, czyli: „Ma te dni”.
Chłopiec, który dorósł, nadal nie może się poddać, bo będzie nazwany „miękką fają” lub pantoflarzem. W ten sposób współcześni mężczyźni stają w rozkroku między partnerką, która chce partnerstwa zamiast bycia uległą, a pewnego rodzaju lojalnością wobec męskiego rodu, który zachowywał się zgoła inaczej: nie robił prania, nie „siedział” przy dzieciach (nie lubię tego określenia – „siedzenie” przy dzieciach ma tyle wspólnego z siedzeniem, co rosa z rosołem) i mówił wszystkim, jak ma być, co było uprawomocnione przynoszeniem do domu pieniędzy. Chcemy czy nie, do relacji wkraczamy z zachowaniami i przekonaniami, które odziedziczyliśmy w dużym stopniu po naszych przodkach.
•walcz o swoje,
•nie płacz,
•nie bądź pantoflarzem,
•musisz być głową rodziny.
•bądź grzeczna,
•bądź przykładną żoną,
•miej swoje pieniądze,
•nie bądź wyzywająca.
Jeżeli odpowiedzią opiekunów (od których byliśmy zależni emocjonalnie i finansowo) na nasze komunikaty dotyczące tego, co jest dla nas ważne lub czego nie chcemy, była złość lub milczenie, potrzebujemy uświadomienia sobie naszego trybu dziecięcego, zatrzymania się i zmiany sposobu reagowania w sytuacjach konfliktowych na taki, jaki będzie służył i nam, i innym. Choćbyśmy diametralnie różnili się od naszych rodziców, zupełnie inaczej patrzyli na świat, zachowywali się odmiennie, to to, co nam przekazali w dzieciństwie, nie zniknie łatwo bez uważności, świadomości, fachowej literatury, warsztatów i terapii. Ta książka jest o tym, jak przeobrazić stary schemat konfliktów we współpracę.
6 Nasi rodzice mieli taką, a nie inną świadomość i środki. My mamy większe możliwości poszerzania wiedzy, dlatego wiemy już, czym skutkuje powiedzenie: „Dzieci i ryby głosu nie mają”.