Konrad Wallenrod. Powieść historyczna z dziejów litewskich i pruskich - Adam Mickiewicz - ebook

Konrad Wallenrod. Powieść historyczna z dziejów litewskich i pruskich ebook

Adam Mickiewicz

4,5

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Powieść poetycka napisana przez Adama Mickiewicza na zsyłce w Petersburgu, prawdopodobnie między 1825 a 1828 r., wydana zaś w lutym 1828 r. Uznawana za jeden z najbardziej znanych poematów polskiego romantyzmu.

Akcja powieści rozgrywa się w siedzibie Krzyżaków, Marienburgu, oraz na Litwie. Głównym i tytułowym bohaterem powieści jest tajemniczy – nie wiadomo, jak naprawdę się nazywał – Litwin. Kiedy był dzieckiem, na jego miasto napadli Krzyżacy, złupili je, jego rodziców zabili, a jego porwali. Wychowywał się u rycerza Diterycha von Kniprode, ale często przebywał w towarzystwie litewskiego wajdeloty, Halbana. Ten wpoił mu tożsamość narodową i nakłaniał do zemsty na prześladowcach Litwy...

Autor wykorzystał w dziele tzw. historyzm maski. Mimo iż akcja utworu rozgrywa się w średniowieczu, w istocie porusza problemy patriotyczne Polski XIX w. Mickiewicz, pisząc „Konrada Wallenroda”, wzorował się na modnej w okresie romantyzmu prozie historycznej Waltera Scotta, eposach Torquatoa Tassa oraz „Pieśniach Osjana” Jamesa Macphersona.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 69

Oceny
4,5 (2 oceny)
1
1
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Adam Mickiewicz
Konrad Wallenrod
Powieść historyczna z dziejów litewskich i pruskich
Warszawa 2015
Motto i dedykacja

Dovete adunque sapere come sono due generazioni da combattere... bisogna essere volpe e leone.

Machiavelli

Bonawenturze i Joannie Zaleskim na pamiątkę lata tysiąc ośmset dwudziestego siódmego poświęca

Autor

Przedmowa

Naród litewski, składający się z pokoleń Litwinów, Prusów i Lettów, nieliczny, osiadły w kraju nierozległym, nie dosyć żyznym, długo Europie nieznajomy, około trzynastego wieku najazdami sąsiadów wyzwany był do czynniejszego działania. Kiedy Prusowie ulegali orężowi Teutonów, Litwa, wyszedłszy ze swoich lasów i bagnisk, niszczyła mieczem i ogniem okoliczne państwa i stała się wkrótce straszną na północy. Dzieje nie wyjaśniły jeszcze dostatecznie, jakim sposobem naród, tak słaby i tak długo obcym hołdujący, mógł od razu oprzeć się i zagrozić wszystkim swoim nieprzyjaciołom, z jednej strony prowadząc ciągłą i morderczą z Zakonem Krzyżowym wojnę, z drugiej łupiąc Polskę, wybierając opłaty u Nowogroda Wielkiego i zapędzając się aż na brzegi Wołgi i Półwysep Krymski. Najświetniejsza epoka Litwy przypada na czasy Olgierda i Witołda, których władza rozciągała się od Bałtyckiego do Czarnego Morza. Ale to ogromne państwo, zbyt nagle wzrastając, nie zdołało wyrobić w sobie wewnętrznej siły, która by różnorodne jego części spajała i ożywiała. Narodowość litewska, rozlana po zbyt obszernych ziemiach, straciła swoją właściwą barwę. Litwini ujarzmili wiele pokoleń ruskich i weszli w stosunki polityczne z Polską. Sławianie, od dawna już chrześcijanie, stali na wyższym stopniu cywilizacji; a lubo pobici lub zagrożeni od Litwy, powolnym wpływem odzyskali moralną przewagę nad silnym, ale barbarzyńskim ciemiężycielem i pochłonęli go, jak Chiny najeźdźców tatarskich. Jagiellonowie i możniejsi ich wasale stali się Polakami; wielu książąt litewskich na Rusi przyjęło religię, język i narodowość ruską. Tym sposobem Wielkie Księstwo Litewskie przestało być litewskim, a właściwy naród litewski ujrzał się w dawnych swoich granicach, jego mowa przestała być językiem dworu i możnych, i zachowała się tylko między pospólstwem. Litwa przedstawia ciekawy widok ludu, który w ogromie swoich zdobyczy zniknął, jak strumyk po zbytecznym wylewie opada i płynie węższym niżeli pierwej korytem.

Kilka już wieków zakrywa wspomniane tu zdarzenia. Zeszły ze sceny życia politycznego i Litwa, i najsroższy jej nieprzyjaciel, Zakon Krzyżowy; stosunki narodów sąsiednich zmieniły się zupełnie; interes i namiętności, które zapalały ówczesną wojnę, już wygasły; nawet pamiątek nie ocaliły pieśni gminne. Litwa jest już całkiem w przeszłości; jej dzieje przedstawiają z tego względu szczęśliwy dla poezji zawód, że poeta, opiewający ówczesne wypadki, samym tylko przedmiotem historycznym, zgłębieniem rzeczy i kunsztownym wydaniem zajmować się musi, nie przywołując na pomoc interesu, namiętności lub mody czytelników. Takich właśnie przedmiotów kazał poszukiwać Szyller:

«Was unsterblich im Gesang soll leben

Muss im Leben untergehen».

«Co ma ożyć w pieśni, zaginąć powinno w rzeczywistości».

[Trzecie to już dzieło polskie ogłaszam w stolicy Monarchy, który ze wszystkich królów ziemi liczy w państwie swoim najwięcej plemion i języków. Będąc zarówno Ojcem wszystkich, zapewnia zarówno wszystkim wolne posiadanie dóbr ziemnych i droższych jeszcze dóbr moralnych i umysłowych. Nie tylko zostawia poddanym swoim istniejącą wiarę, zwyczaje i mowę, ale nawet zatracone albo do upadku chylące się pamiątki dawnych wieków, jako dziedzictwo należne przyszłym pokoleniom, wydobywać i ochraniać rozkazuje. Jego szczodrobliwością wsparci uczeni przedsiębiorą pracowite podróże dla wyśledzenia i zachowania pomników fińskich; Jego opieką zaszczycone towarzystwa uczone, kształcą i pielęgnują dawną mowę Lettów, pobratymców litewskich. Oby imię Ojca tylu ludów we wszystkich pokoleniach wszystkimi językami zarówno sławione było].

Wstęp

Sto lat mijało, jak zakon krzyżowy

We krwi pogaństwa północnego brodził;

Już Prusak szyję uchylił w okowy

Lub ziemię oddał, a z duszą uchodził;

Niemiec za zbiegiem rozpuścił gonitwy,

Więził, mordował, aż do granic Litwy.

Niemen rozdziela Litwinów od wrogów:

Po jednej stronie błyszczą świątyń szczyty

I szumią lasy, pomieszkania bogów;

Po drugiej stronie, na pagórku wbity

Krzyż, godło Niemców, czoło kryje w niebie,

Groźne ku Litwie wyciąga ramiona,

Jak gdyby wszystkie ziemie Palemona

Chciał z góry objąć i garnąć pod siebie.

Z tej strony tłumy litewskiej młodzieży,

W kołpakach rysich, w niedźwiedziej odzieży,

Z łukiem na plecach, z dłonią pełną grotów,

Snują się, śledząc niemieckich obrotów.

Po drugiej stronie, w szyszaku i zbroi,

Niemiec na koniu nieruchomy stoi;

Oczy utkwiwszy w nieprzyjaciół szaniec,

Nabija strzelbę i liczy różaniec.

I ci, i owi pilnują przeprawy.

Tak Niemen, dawniej sławny z gościnności,

Łączący bratnich narodów dzierżawy,

Już teraz dla nich był progiem wieczności;

I nikt, bez straty życia lub swobody,

Nie mógł przestąpić zakazanej wody.

Tylko gałązka litewskiego chmielu,

Wdziękami pruskiej topoli nęcona,

Pnąc się po wierzbach i po wodnym zielu,

Śmiałe, jak dawniej, wyciąga ramiona

I rzekę kraśnym przeskakując wiankiem,

Na obcym brzegu łączy się z kochankiem.

Tylko słowiki kowieńskiej dąbrowy,

Z bracią swoimi zapuszczańskiej góry,

Wiodą, jak dawniej, litewskie rozmowy,

Lub, swobodnymi wymknąwszy się pióry,

Latają w gości na spólne ostrowy.

A ludzie? – ludzi rozdzieliły boje!

Dawna Prusaków i Litwy zażyłość

Poszła w niepamięć: tylko czasem miłość

I ludzi zbliża... Znałem ludzi dwoje.

O Niemnie! Wkrótce runą do twych brodów

Śmierć i pożogę niosące szeregi;

I twoje dotąd szanowane brzegi

Topor z zielonych ogołoci wianków,

Huk dział wystraszy słowiki z ogrodów;

Co przyrodzenia związał łańcuch złoty,

Wszystko rozerwie nienawiść narodów;

Wszystko rozerwie... Lecz serca kochanków

Złączą się znowu w pieśniach wajdeloty.

[I]
Obiór

Z Maryjenburskiej wieży zadzwoniono[1],

Działa zagrzmiały, w bębny uderzono:

Dzień uroczysty w Krzyżowym Zakonie.

Zewsząd komtury do stolicy śpieszą.

Kędy zebrani w kapituły gronie,

Wezwawszy Ducha Świętego uradzą,

Na czyich piersiach wielki krzyż zawieszą

I w czyje ręce wielki miecz oddadzą[2].

Na radach spłynął dzień jeden i drugi,

Bo wielu mężów staje do zawodu;

A wszyscy równie wysokiego rodu,

I wszystkich równe w Zakonie zasługi;

Dotąd powszechna między bracią zgoda

Nad wszystkich wyżej stawi Wallenroda.

On cudzoziemiec, w Prusach nieznajomy,

Sławą napełnił zagraniczne domy[3]:

Czy Maurów ścigał na kastylskich górach,

Czy Ottomana przez morskie odmęty,

W bitwach na czele, pierwszy był na murach,

Pierwszy zahaczał pohańców okręty;

I na turniejach, skoro wstąpił w szranki,

Jeżeli raczył przyłbicę odsłonić,

Nikt się nie ważył na ostre z nim gonić[4],

Pierwsze mu zgodnie ustępując wianki.

Nie tylko między krzyżowymi roty

Wsławił orężem młodociane lata,

Zdobią go wielkie chrześcijańskie cnoty:

Ubóstwo, skromność i pogarda świata.

Konrad nie słynął w przydwornym nacisku

Gładkością mowy, składnością ukłonów;

Ani swej broni dla podłego zysku

Nie przedał w służbę niezgodnych baronów.

Klasztornym murom wiek poświęcił młody;

Wzgardził oklaski i górne urzędy;

Nawet zacniejsze i słodsze nagrody,

Minstrelów hymny i piękności względy

Nie przemawiały do zimnego ducha.

Wallenrod pochwał obojętnie słucha,

Na kraśne lica pogląda z daleka,

Od czarującej rozmowy ucieka.

Czy był nieczułym, dumnym z przyrodzenia,

Czy stał się z wiekiem – bo choć jeszcze młody,

Już włos miał siwy i zwiędłe jagody,

Napiętnowane starością cierpienia –

Trudno odgadnąć. Zdarzały się chwile,

W których zabawy młodzieży podzielał,

Nawet niewieścich gwarów słuchał mile,

Na żarty dworzan żartami odstrzelał

I sypał damom grzecznych słówek krocie,

Z zimnym uśmiechem, jak dzieciom łakocie:

Były to rzadkie chwile zapomnienia...

I wkrótce lada słówko obojętne,

Które dla drugich nie miało znaczenia,

W nim obudzało wzruszenia namiętne;

Słowa: ojczyzna, powinność, kochanka,

O krucyjatach i o Litwie wzmianka,

Nagle wesołość Wallenroda truły;

Słysząc je, znowu odwracał oblicze,

Znowu na wszystko stawał się nieczuły

I pogrążał się w dumy tajemnicze.

Może, wspomniawszy świętość powołania,

Sam sobie ziemskich słodyczy zabrania.

Jedne znał tylko przyjaźni słodycze,

Jednego tylko wybrał przyjaciela,

Świętego cnotą i pobożnym stanem:

Był to mnich siwy, zwano go Halbanem.

On Wallenroda samotność podziela;

On był i duszy jego spowiednikiem,

On był i serca jego powiernikiem.

Szczęśliwa przyjaźń! Świętym jest na ziemi,

Kto umiał przyjaźń zabrać ze świętemi.

Tak naczelnicy zakonnej obrady

Rozpamiętują Konrada przymioty.

Ale miał wadę – bo któż jest bez wady?

Konrad światowej nie lubił pustoty,

Konrad pijanej nie dzielił biesiady.

Wszakże, zamknięty w samotnym pokoju,

Gdy go dręczyły nudy lub zgryzoty,

Szukał pociechy w gorącym napoju;

I wtenczas zdał się wdziewać postać nową,

Wtenczas twarz jego, bladą i surową,

Jakiś rumieniec chorowity krasił:

I wielkie, niegdyś błękitne źrenice,

Które czas nieco skaził i przygasił,

Ciskały dawnych ogniów błyskawice.

Z piersi żałosne westchnienie ucieka

I łzą perłową nabrzmiewa powieka,

Dłoń lutni szuka, usta pieśni leją,

Pieśni nucone cudzoziemską mową,

Lecz je słuchaczów serca rozumieją:

Dosyć usłyszeć muzykę grobową,

Dosyć uważać na śpiewaka postać.

W licach pamięci widać natężenie,

Brwi podniesione, pochyłe wejrzenie

Chcące z głębiny ziemnej coś wydostać:

Jakiż być może pieśni jego wątek?

Zapewne myślą w obłędnych pogoniach,

Ściga swą młodość na przeszłości toniach...

Gdzież dusza jego? – W krainie pamiątek.

Lecz nigdy ręka, w muzycznym zapędzie,

Z lutni weselszych tonów nie dobędzie;

I lica jego niewinnych uśmiechów

Zdają się lękać, jak śmiertelnych grzechów.

Wszystkie uderza struny po kolei,

Prócz jednej struny – prócz struny wesela.

Wszystkie uczucia słuchacz z nim podziela,

Oprócz jednego uczucia – nadziei.

Nieraz go bracia zeszli niespodzianie

I nadzwyczajnej dziwili się zmianie:

Konrad, zbudzony, zżymał się i gniewał,

Porzucał lutnię i pieśni nie śpiewał;

Wymawiał głośno bezbożne wyrazy,

Coś Halbanowi szeptał po kryjomu,

Krzyczał na wojska, wydawał rozkazy,

Straszliwie groził, nie wiadomo komu.

Trwożą się bracia... Stary Halban siada

I wzrok zatapia w oblicze Konrada,

Wzrok przenikliwy, chłodny i surowy,

Pełen jakowejś tajemnej wymowy.

Czy coś wspomina, czyli coś doradza,

Czy trwogę w sercu Wallenroda budzi:

Zaraz mu chmurne czoło wypogadza,

Oczy przygaszą i oblicze studzi.

Tak na igrzysku, kiedy lwów dozorca,

Sprosiwszy pany, damy, i rycerze,

Rozłamie kratę żelaznego dworca,

Da hasło trąbą: wtem królewskie zwierzę

Grzmi z głębi piersi, strach na widzów pada;

Jeden dozorca kroku nie poruszy,

Spokojnie ręce na piersiach zakłada,

I lwa potężnie uderzy – oczyma;

Tym nieśmiertelnej talizmanem duszy

Moc bezrozumną na uwięzi trzyma[5].

To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.

To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.

To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.

To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.

To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.

To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.

To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.

To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.

To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.

To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.

To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.

To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.

To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.

To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.