Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Po Kataklizmie niedobitki ludzi schroniły się do pięciu Kopuł-miast. W jednej z nich członkowie Partii rządzącej zbierają się na posiedzeniu, aby omówić najbardziej palące problemy: deficyt żywności, zaginięcie Wielkiego Nadzorcy i przede wszystkim zagrożenie ze strony enigmatycznej i złowrogiej organizacji zwanej Dyrektoriatem. Tylko czy członkowie Partii aby na pewno skupiają się na właściwym problemie… Powieść w znakomitej większości zachowuje jedność miejsca, czasu i akcji oraz zawiera znikomą liczbę opisów, opierając się prawie tylko na samych dialogach bohaterów. Swego czasu na podstawie książki powstał spektakl wystawiany na deskach Teatru NieMa (aktualnie nie jest grany, ale na pewno dam znać w aktualnościach, jeśli to się zmieni.)
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 203
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Copyright © Paweł Jakubowski
Zdjęcie autora
Elżbieta Wieczorek
Ilustracja na okładce
Tomasz Panek
facebook.com/TomaszPanekGrafika
Skład
Krzysztof Abramowski
Redakcja
Paweł Nowakowski
Korekta
Agata Borowicka, Anna Nowakowska
ISBN (wersja drukowana): 978-83-947263-6-2
ISBN (ebook): 978-83-947263-7-9
Wydawnictwo Paweł Jakubowski
Szczecin 2023
www: jakubowski.szczecin.pl
fanpage: facebook.com/pawjak
instagram: @pawel.jakubowski_autor
TikTok: @pawel.jakubowski.autor
A teraz coś z zupełnie innej beczki.
Monthy Python Flying Circus
Z zapisków Wielkiego Architekta:
…ludzie by tego nie przetrwali. Dlatego zaprojektowałem i kazałem wybudować pięć Kopuł. Ukryłem je głęboko pod ziemią, w najwyższej tajemnicy przed Dyrektoriatem. Każda z Kopuł pomieści pięć tysięcy mieszkańców. Ich pancerz powinien ochronić zebranych tam ludzi przed skażeniem i bombardowaniem. Przez rok. Na tyle też starczy zgromadzonej tam żywności. Do tego czasu musicie znaleźć nowe rozwiązanie. Jestem głęboko przekonany, że takowe istnieje, choć zapewne nie będzie łatwe do odkrycia. Nie możecie jednak spoczywać. Los tych ludzi będzie zależał od was. Na waszych barkach spoczywa wielka odpowiedzialność. To od was będzie zależeć czy przetrwamy, czy nie. Pamiętajcie, że jeśli zginiemy bez śladu, Dyrektoriat wyprze się wszystkiego, czego się dopuścił i dopilnuje, żeby to nas obarczyć odpowiedzialnością za doprowadzenie do Kataklizmu. Musicie zrobić wszystko, co w waszej mocy i więcej, żeby ocalić naszą rasę!
Nie zostawiam was z pustymi rękami. Gdyby stało się tak, że nie będziecie widzieli już wyjścia, otwórzcie kopertę ode mnie – w każdej z pięciu Kopuł znajduje się jedna. Znajdziecie tam Rozwiązanie. Zaklinam was jednak, żeby kopertę otworzyć tylko w obliczu absolutnej ostateczności! Raz, że działanie Rozwiązania jest jednorazowe i po zastosowaniu go przez władze jednej z Kopuł, nie może być użyte w żadnej innej Kopule; dwa, że po jego zastosowaniu dojdzie do pewnych nieodwracalnych konsekwencji, o których nie mogę tutaj napisać. Długo zastanawiałem się, czy wyjawić wam Rozwiązanie. Żadna z pięciu kopert nie powinna zostać otwarta. Zdecydowałem się jednak powierzyć wam tę możliwość, ufając, że zrozumiecie, iż koperta nie zwalnia was od odpowiedzialności, ona ją na was nakłada. Nie spoczywajcie w szukaniu sposobu ocalenia. Koperta to absolutna ostateczność!
+ + +
Pomieszczenie było niewielkie. Oświetlało je słabe światło ze zwisającej z sufitu nieosłoniętej żarówki. Początkowo miało pełnić rolę składu. Do tej pory znajdowały się tu wszelkiego rodzaju narzędzia, butle po propan-butanie, stare niedziałające klawiatury i monitory oraz inne bezużyteczne rzeczy. Jednak z powodu przeludnienia Kopuły i braku odpowiednich do tego pomieszczeń członkowie Partii zaadaptowali pokoik na miejsce swoich posiedzeń. Kazali przenieść tu sejf, w którym spoczywało Rozwiązanie od Wielkiego Architekta i ustawić pośrodku niewielki stolik, który był teraz zawalony stosem papierów. Na ścianach przyklejono kilka plakatów przedstawiających Wielkiego Architekta, Wielkiego Nadzorcę, a także innych podczas oficjalnego otwarcia Kopuły i oddania jej do użytku. Wyjątkiem była groźna ilustracja przedstawiająca postać w kombinezonie ochronnym i masce gazowej, trzymająca w rękach dyszę wylotową miotacza płomieni. Duże czerwone litery głosiły: „DYREKTORIAT TO TWÓJ WRÓG!”. Przy stole stało siedem krzeseł, sześć naprzeciwko siebie i jedno u szczytu. Przed każdym znajdował się stojak z nazwą stanowiska: „Wielki Nadzorca”, „Wielki Sekretarz”,
„Wielki Rachmistrz”, „Wielki Łącznik”, „Wielki Strażnik”, „Wielki Mierniczy” i „Wielki Inwentaryzator”. Poza Wielkim Sekretarzem nie było w tej chwili nikogo. Mieli zjawić się za chwilę. Jedyny obecny mężczyzna był ubrany w sfatygowany sweter, znoszone spodnie dresowe na szelkach i adidasy. Dla podkreślenia swojej rangi założył jednak dodatkowo czerwoną muchę w czarne grochy i półprzezroczysty daszek osłaniający oczy od światła. Cechowały go wiecznie opadające na nos okulary. Pisał coś zapamiętale, co jakiś czas mrucząc do siebie i gryząc końcówkę długopisu, kiedy jedyne w pokoju drzwi otworzyły się i do środka pewnym krokiem wszedł Wielki Strażnik. Jak zawsze jego obowiązkowy charakter zmusił go do przyjścia odrobinę za wcześnie.
– Witam pana, panie Wielki Sekretarzu! – rzekł gromko od progu.
– Witam szanownego pana Wielkiego Strażnika – ukłonił się Wielki Sekretarz. – Witam szanownego pana Wielkiego Strażnika. Tradycyjnie winszuję szanownemu panu punktualności. Dobrze, że chociaż jedna osoba spośród naszego grona potrafi jeszcze pojawić się na posiedzeniu o czasie.
– Dziękuję panu, panie Wielki Sekretarzu – odpowiedział krótko nowo przybyły i zajął swoje miejsce.
– Zawsze podkreślam, że punktualność świadczy o podejściu poszczególnych członków Partii do posiedzeń i do pozostałych współkolegów.
Wielki Strażnik utkwił nieruchomo wzrok na jednym z plakatów. Siedział wyprostowany, co jeszcze bardziej podkreślało jego atletyczną budowę. Ubrany był w nieco podniszczony mundur polowy, który mimo wszystko dodawał mu charyzmy. Podobnie jak kabura z bronią przy pasie. Z całego oblicza biła siła i opanowanie, a analityczne spojrzenie zdawało się nieustannie oceniać każdego rozmówcę.
Obaj siedzieli dobrą chwilę w milczeniu, przerywanym jedynie cichymi pomrukami Wielkiego Sekretarza, który zdawało się, że coś sobie rachował. Wreszcie drzwi się otworzyły i do środka wkroczyli Wielki Inwentaryzator i Wielki Rachmistrz. Ten pierwszy odznaczał się sporą tuszą, co zdawało się pasować do zajmowanego przez niego stanowiska. Miał na sobie otłuszczony fartuch i dziwną czapkę, jaką niegdyś nosiły sprzedawczynie w sklepach rzeźniczych. Jego pucułowata twarz wydawała się pełna skupienia, a małe oczy bezustannie się poruszały, jakby w poszukiwaniu rozwiązań na coraz to nowe piętrzące się problemy. Wielki Rachmistrz był chyba najstarszy ze wszystkich. Jego twarz zazwyczaj zdobił pełen zakłopotania, ale i poczciwości uśmiech. Elegancki kiedyś garnitur posiadał wiele spruć i łat. Rachmistrz nigdy nie nosił innego. Z przedniej kieszeni sterczały dwa ołówki. W chudej pomarszczonej ręce trzymał niewielki staromodny neseser. Wydawał się teraz być czymś bardzo poruszony, wręcz przestraszony. Nowo przybyli rozmawiali przyciszonymi głosami, ale jak tylko otworzyli drzwi magazynu czy też sali obrad, zamilkli natychmiast. Zapadła chwila kłopotliwej ciszy. Wielki Sekretarz zsumował jakieś liczby, zapisał je na kartce, po czym wreszcie uniósł głowę.
– …tak, zgadza się, teraz się wszystko zgadza… Witam szanownych kolegów! – Poprawił palcem okulary, które zaraz z powrotem zsunęły mu się na czubek nosa.
– Wi… witamy! Witamy! – zająknął się Wielki Rachmistrz.
– Witajcie Wielki Sekretarzu! – rzekł tubalnym głosem Wielki Inwentaryzator, po czym skierował swoje spojrzenie ku Wielkiemu Strażnikowi, dopiero po dłuższej przerwie odezwał się ponownie. – Witajcie Wielki Strażniku!
– I ja witam pana, panie Wielki Inwentaryzatorze – odparł członek Partii zaledwie na moment odrywając wzrok od plakatu: – I pana również, panie Wielki Rachmistrzu.
– Naturalnie… naturalnie! – powiedział nie wiedzieć czemu Rachmistrz.
Inwentaryzator usiadł od razu, nie czekając na nikogo. Natomiast jego towarzysz stanął za krzesłem, jakby niepewny czy może zająć swoje miejsce.
– Proszę siadać, panie kolego – zachęcił go Sekretarz i wrócił do swoich obliczeń, jakby od niechcenia dodał jeszcze: – Nieco na ostatnią chwilę, ale jednak o czasie… Nie tak, jak co poniektórzy… – zaczął Sekretarz.
– Szanowny kolego… – bąknął tymczasem Wielki Rachmistrz w stronę Wielkiego Inwentaryzatora… – Jeszcze tego… chciałem… odnośnie sprawy, którą omawialiśmy… tej, którą… przed wejściem…
Wielki Strażnik nieznacznie zwrócił głowę ku zagadniętemu przez Rachmistrza koledze.
– To nie jest najlepszy moment, szanowny kolego – odparł Wielki Inwentaryzator, zerkając znacząco ku Strażnikowi. – Zaraz zaczyna się posiedzenie.
– Ale, nie wiem… – zaczerpnął powietrza Rachmistrz.
– Wiem – uśmiechnął się z irytacją Inwentaryzator. – Zachowujcie się kolego jak ustaliliśmy. Zachowujcie jak do tej pory. Wrócimy do tej sprawy później.
– No tak… – przytaknął Rachmistrz.
– Właśnie tak – przytaknął Inwentaryzator.
Wielki Strażnik udał, że w ogóle nie zainteresował się tą wymianą zdań.
– Właściwie powinniśmy już zaczynać, ale ponieważ nie ma jeszcze wszystkich… – zawiesił głos Wielki Sekretarz.
– Wielki… – chciał coś powiedzieć Rachmistrz, ale zaraz zamilkł, spoglądając pytająco na Inwentaryzatora.
Ten skinął przyzwalająco głową i dokończył.
– Wielki Nadzorca, niestety, i dzisiaj nie pojawi się na posiedzeniu.
– No tak… – Westchnął Sekretarz. – To zrozumiałe, jeśli jego stan nadal wymaga rekonwalescencji…
– Obawiam się, że nadal wymaga – przerwał Inwentaryzator.
– Bardziej jednak miałem na myśli pozostałych – dokończył Sekretarz i wskazał brodą puste krzesła – naszą współkoleżankę i naszego współkolegę.
– Zdaje się o wilku mowa – rzekł swoim tubalnym głosem Inwentaryzator, wskazując na kolejną postać, która ukazała się w drzwiach.
Wielki Łącznik była kobietą. Miała na sobie białą koszulę w fioletowe i szare grochy oraz spódnicę sięgającą kolan. Uwadze zebranych nie uszło to, że na jej rajstopach puściło oczko. Nieduże, ale jednak. Włosy spinała z tyłu spinka, na szyi spoczywały ogromne słuchawki. Cały ubiór i prosta fryzura znacznie ją postarzały, w rzeczywistości była dosyć młoda.
– Witamy spóźnialską koleżankę – odezwał się z przekąsem Wielki Sekretarz.
– Zegar w pokoju łączności wskazywał, że wciąż mam pięć minut, kiedy wychodziłam na posiedzenie. – Wzruszyła ramionami i usiadła na swoim miejscu.
– Może zegar się nieco spieszy… – uśmiechnął się niepewnie Rachmistrz.
– Raczej późni, jeśli już, szanowny panie kolego – poprawił Inwentaryzator.
– No tak… – potrząsnął głową Rachmistrz. – Oczywiście, oczywiście. Późni. Oczywiście, że się późni. Naturalnie, że się nie spieszy, tylko późni…
– Najwyraźniej należy policzyć siedem do ośmiu minut na drogę tutaj – wtrącił Wielki Strażnik. – Zazwyczaj jest pani, pani Wielka Łączniczko, dwie, trzy minuty spóźniona.
– Być może – odparła Łącznik. – A być może, to zegary kolegów źle chodzą. Ale skoro już tu jestem, to możemy zaczynać.
– No tak – pokiwał głową Sekretarz. – Gdyby jeszcze tylko nasz wspólny kolega Wielki Mierniczy zechciał zaszczycić nas swoją obecnością, moglibyśmy rzeczywiście zacząć…
– Zacznijmy bez niego – oświadczyła Wielka Łącznik.
– No tak, najpierw sama się pani koleżanka spóźnia, a teraz…
– zaczął Sekretarz.
– Koleżanka ma rację – przerwał Wielki Strażnik. – Nie będziemy czekać w nieskończoność.
– Kolega Wielki Mierniczy może dołączyć w trakcie – poparł przedmówcę Inwentaryzator.
– Hmm… Czy nie ma żadnych sprzeciwów? – Sekretarz spojrzał w stronę Rachmistrza.
– Nie… chyba nie. Zdaje się, że nie – odpowiedział Rachmistrz.
– No dobrze… – Sekretarz spojrzał w swoje notatki, odchrząknął, popatrzył po zebranych, wreszcie znowu spojrzał w notatki. – Tak. Zaczniemy może… jak zwykle, zresztą… czyli rozumiem, że Wielki Nadzorca dzisiaj znowu nie pojawi się na posiedzeniu?
Pytanie było skierowane do Inwentaryzatora. Nie wiedzieć czemu Rachmistrz poruszył się niespokojnie na swoim krześle.
– Obawiam się, że niestety nie – odparł spokojnie Inwentaryzator.
– To już trzecie zebranie, na którym się nie pojawił – zauważyła Łącznik.
– Czwarte – poprawił Strażnik.
– A może i czwarte – zgodziła się Łącznik, chociaż jej spojrzenie zdradzało, że nie spodobało jej się, że została poprawiona.
– Tak, tak, czwarte, gwoli ścisłości – przytaknął Rachmistrz.
– Czy moglibyśmy dowiedzieć się czegoś więcej? – spytał Sekretarz.
– Czegoś więcej na temat? – odpowiedział pytaniem na pytanie Inwentaryzator.
– No wie pan kolega… – Sekretarz odetchnął głębiej. – Wielki Nadzorca nie pojawia się już na czwartym z kolei posiedzeniu. Jedyne co wiemy, to że nęka go jakaś bliżej nieokreślona choroba. Być może związana z przemęczeniem. Być może związana z przemęczeniem… tak, to zdaje się dokładnie pana słowa.
Sekretarz dla pewności zaczął kartkować swoje notatki, ale nie mógł znaleźć tego, czego szukał.
– Zgadzam się z panem Wielkim Sekretarzem – rzekł Wielki Strażnik. – Wszyscy jesteśmy zaniepokojeni stanem Wielkiego Nadzorcy, a tylko pan, panie Wielki Inwentaryzatorze, i pan, panie Wielki Rachmistrzu, mają kontakt z Wielkim Nadzorcą. Chcemy dowiedzieć się więcej. Chcemy zobaczyć jak Wielki Nadzorca się czuje.
– Ja nie mam kontaktu z Wielkim Nadzorcą! – zaoponował ze strachem Rachmistrz. – Ja go tylko znalazłem… niedysponowanego. To kolega Wielki Inwentaryzator objął Wielkiego Nadzorcę swoją opieką.
– Taak – rzekł spokojnie i powoli Wielki Inwentaryzator. – Wielki Nadzorca jest teraz pod moją opieką. Jego stan…
– Witam kolegów i koleżankę… – rzekł od progu Wielki Mierniczy, skinął wszystkim, oddzielne skinienie przeznaczył pani Łącznik. – Przepraszam najmocniej za spóźnienie. Praca. Widzę, że zaczęli koledzy i koleżanka beze mnie. Bardzo dobrze. Czy wiele straciłem?
Mierniczy miał na sobie uwalany smarem i miejscami nadpalony niebieski kombinezon roboczy. Z tylnej kieszeni zwisały rękawice, z przodu sterczała żółta rozkładana miarka. Jego twarz była brudna i spocona. Włosy rozczochrane, miejscami zlepione. Podszedł zmęczonym krokiem do stolika i zajął swoje miejsce – między Inwentaryzatorem, a Strażnikiem, naprzeciwko pani Łącznik.
– No więc dlaczego się szanowny kolega spóźnił, jeśli możemy zapytać? – odezwał się Sekretarz.
– Jak, zdaje się, wspomniałem – praca – odparł nowo przybyły.
– Ach, praca – rzekł ironicznie Sekretarz.
– Tak, praca – skinął głową Mierniczy.
– Czy możemy powrócić do tematu Wielkiego Nadzorcy – bardziej oświadczył niż zapytał Strażnik.
– Bardzo proszę – odpowiedział Wielki Mierniczy. – Wiele straciłem?
– Nie tak znowu wiele – powiedziała Łącznik. – Dopiero co zaczęliśmy.
– Właśnie – uśmiechnął się nieszczerze Sekretarz. – Dopiero co zaczęliśmy. Czy mógłbym szanownego pana kolegę prosić na przyszłość o takie organizowanie sobie czasu pracy, aby się szanowny pan kolega nie spóźniał na posiedzenia? Zwłaszcza że to nie pierwszy raz. Nie muszę chyba przypominać, że posiedzenia są jednym z najważniejszych, jeśli nie najważniejszym w ogóle obowiązkiem każdego członka Partii.
– Szanowny kolego Sekretarzu – odrzekł Wielki Mierniczy – doskonale zdaję sobie sprawę, że posiedzenia są bardzo ważną częścią naszej pracy, ale nie muszę chyba przypominać jak ważne i odpowiedzialne zadanie spoczywa na moich barkach. Skomplikowana struktura pancerza Kopuły sprawia, że czas mojej pracy jest nienormowany i muszę być zawsze dostępny. Kosztem przerywanego snu, posiłków, a czasem nawet spóźnień na kolejne posiedzenia. Niezmiernie mi z tego powodu przykro, ale nie ma innego wyjścia.
Sekretarz skrzywił się, ale nic już nie powiedział.
– Naturalnie rozumiemy kolegę i nie mamy do kolegi bynajmniej pretensji – odezwał się Inwentaryzator.
– Do rzeczy – zniecierpliwił się Wielki Strażnik. – Proszę pana, panie Wielki Inwentaryzatorze, o powrócenie do tematu choroby Wielkiego Nadzorcy.
– A może najpierw panie kolego Wielki Strażniku powiecie nam, kiedy będzie można wejść do Strefy Zamkniętej? – zaperzył się naraz Inwentaryzator.
– To prawdopodobnie nie będzie możliwe jeszcze przez długi czas – odpowiedział Strażnik. – A teraz proszę odpowiedzieć na moje pytanie.
– Ach tak – uniósł brwi Inwentaryzator. – Przez długi czas… a jak długi to będzie czas, gdybyście mogli kolego sprecyzować?
– Kolego Wielki Inwentaryzatorze – wtrąciła się Łącznik. – Ja również chciałabym usłyszeć co nieco o tajemniczej chorobie Wielkiego Nadzorcy.
– Właśnie – przytaknął Sekretarz. – W nasze posiedzenie wkradł się nieporządek. Wkradł się nieporządek. Trzymajmy się jakiejś ustalonej kolejności. Proponuję najpierw omówić kwestie związane z Wielkim Nadzorcą, potem przejdziemy do raportów, potem do ewentualnych pytań i wniosków. Pytań i wniosków. Proszę kontynuować, panie kolego Wielki Inwentaryzatorze.
– Kontynuować – wciągnął powietrze i powtórzył Inwentaryzator. – No więc, to nie jest żadna tajemnicza choroba.
– Nie jest, nie jest – przytaknął gorliwie Rachmistrz.
– Właśnie – uśmiechnął się Inwentaryzator. – To jest zwykła, nietajemnicza choroba związana z przemęczeniem Wielkiego Nadzorcy. Wszyscy wiemy, jak ciężko pracował Wielki Nadzorca i z jakimi stresami musiał sobie radzić…
– Wszyscy ciężko pracujemy – wtrącił Sekretarz.
– Tak – odparł Inwentaryzator. – Owszem, niemniej Wielki Nadzorca pracował… pracuje najciężej z nas wszystkich. Musi opiekować się całą Kopułą. Nic więc dziwnego, że chwilowo opadł z sił i potrzebuje odrobiny odpoczynku.
– Nic więc dziwnego – kiwnął głową Rachmistrz.
– Ta odrobina odpoczynku trwa już czwarty dzień – zauważył Wielki Strażnik. – Jak długo to jeszcze może potrwać?
– Trudno powiedzieć… – Inwentaryzator rozłożył ręce. – Zapewne niezbyt długo, ale nie wiem dokładnie. Takie przejściowe zmęczenie może się przedłużać, może też ustąpić zupełnie nagle, z godziny na godzinę.
– Czy możemy zobaczyć się z Wielkim Nadzorcą? – drążył dalej Strażnik.
– Obawiam się, że byłoby to niewskazane – odpowiedział Inwentaryzator. – Wielki Nadzorca wyraźnie zażyczył sobie, żeby nikt mu nie przeszkadzał. Ja sam również zaglądam do niego niezwykle rzadko. Właściwie tylko raz dziennie, żeby przynieść mu jego dzienną rację żywnościową.
– Czyli chce pan, panie Wielki Inwentaryzatorze, abyśmy wierzyli panu na słowo – stwierdził Strażnik. – Mamy uwierzyć, że nikt oprócz pana, panie Wielki Inwentaryzatorze, nie może odwiedzić Wielkiego Nadzorcy?
– Cóż, takie było wyraźne życzenie Wielkiego Nadzorcy. – Inwentaryzator wytrzymał wnikliwe spojrzenie kolegi. – Nie wiem, czym była podyktowana ta prośba, ale jeśli ma to pomóc Wielkiemu Nadzorcy wyzdrowieć, to ja jestem gotowy się do niej zastosować. I wcale nie muszą mi koledzy wierzyć na słowo, proszę się spytać tutaj kolegi Wielkiego Rachmistrza, który pierwszy znalazł Wielkiego Nadzorcę niedysponowanego i który zapewne potwierdzi wszystko to, co powiedziałem.
– Tak, tak – gorąco przytaknął Wielki Rachmistrz. – Potwierdzam, wszystko potwierdzam!
– Co dokładnie pan potwierdza? – Wielki Strażnik niespodziewanie łypnął groźnie na Wielkiego Rachmistrza.
– Co potwierdzam? – spytał niepewnie zapytany i spojrzał na Inwentaryzatora, jakby prosił go o ratunek. – Jak to co potwierdzam? No wszystko potwierdzam.
– Wszystko, czyli co, proszę pana, panie Wielki Rachmistrzu? – kontynuował Strażnik.
– No wszystko to, co powiedział mój szanowny przedmówca – wybrnął Rachmistrz, uśmiechając się przy tym z niejakim zakłopotaniem.
– Sami widzicie, Wielki Strażniku – powiedział Wielki Inwentaryzator.
– Jak na razie to zupełnie nic nie widzę – warknął Strażnik. – Nie dowiedziałem się jak do tej pory zupełnie nic!
– Wygląda na to, że będziemy musieli poradzić sobie tymczasowo bez Wielkiego Nadzorcy – rzekł pojednawczo Wielki Mierniczy.
– Rzeczywiście na to wygląda – zgodził się Wielki Sekretarz.
– Tak – dodał Wielki Inwentaryzator.
– No dobrze… – zastanowił się Sekretarz. – Rozumiem, że będzie nas pan, panie kolego Wielki Inwentaryzatorze, na bieżąco informował o stanie zdrowia Wielkiego Nadzorcy.
– Ależ oczywiście!
– Jaki na razie jest to stan? – spytał Wielki Mierniczy.
– Stan Wielkiego Nadzorcy jest… – Inwentaryzator zastanowił się chwilę – stabilny.
– Stabilny? – powtórzył Mierniczy.
– Stabilny – powtórzył Inwentaryzator.
– A coś więcej? – zasugerowała Wielka Łącznik.
– Stan Wielkiego Nadzorcy określiłbym teraz jako – odrzekł Wielki Inwentaryzator – relatywnie dobry, ale jeszcze nie w pełni zdrowy, natomiast stabilny, z lekką tendencją do poprawy.
– Z lekką tendencją do poprawy! – ucieszył się Rachmistrz.
– Pamiętajmy jednak, że to się cały czas zmienia – kontynuował Inwentaryzator. – Więc na razie jest jeszcze za wcześnie, żeby wyrokować w tej sprawie i przewidywać termin wyzdrowienia pacjenta.
– Przed chwilą wspominał pan, panie Wielki Inwentaryzatorze, że stan jest stabilny – zauważył Wielki Strażnik. – A teraz mówi pan, że ten stan się może w każdej chwili zmienić.
– Bo tak jest – odparł Inwentaryzator. – Stan jest stabilny, ale w każdej chwili może to ulec zmianie. Może się zdestabilizować.
Wielki Rachmistrz zakrył ręką usta w geście obawy o zdrowie Wielkiego Nadzorcy.
– Sądzę, że w tej sprawie nie wniesiemy już nic nowego – rzekł Wielki Sekretarz. – Być może, w obliczu zaistniałej sytuacji, zaistniałej sytuacji, będziemy musieli wybrać spośród nas Tymczasowego Nadzorcę, wcześniej jednak…
– Zgłaszam swoją kandydaturę! – wypaliła natychmiast Wielka Łącznik.
– No tak, no tak… – Sekretarz zerknął do swoich notatek. – Bardzo dobrze. Znakomicie. Niemniej jednak, zanim zdecydujemy czy i kto zostanie Tymczasowym Nadzorcą, proponuję wcześniej, aby wszyscy zebrani przedstawili swoje raporty. Co szanowni współkoledzy i współkoleżanka na to? Musimy jednak trzymać się jakiegoś wcześniej ustalonego porządku, prawda.
– Zgoda! – odparł krótko Wielki Strażnik.
– Zgo… zgoda – uśmiechnął się Wielki Rachmistrz.
– Niech będzie – niechętnie, ale zgodził się Wielki Inwentaryzator.
– Dobrze, ale proszę koniecznie pamiętać o mojej kandydaturze na stanowisko Tymczasowego Nadzorcy – zaznaczyła pani Łącznik. – Najlepiej niech to Wielki Sekretarz gdzieś zanotuje.
– Naturalnie – odparł Wielki Sekretarz i zapisał coś na jednej z kartek.
– Wolałbym najpierw rozstrzygnąć kwestię Tymczasowego Nadzorcy – powiedział Wielki Mierniczy, ale zrobił to za cicho i jego protest przepadł pośród innych głosów.
– Wyśmienicie, szanowni współkoledzy i szanowna współkoleżanko – ucieszył się Wielki Sekretarz. – Proszę mi dać chwilę na przygotowanie sobie kartek do notowania… znakomicie, już wszystko mam. Zdaje się możemy zaczynać.
– Może ja będę pierwsza – zgłosiła się Łącznik. – Zacznę od raportu z Kopuły RW-620…
– Koleżanko, koleżanko… – wstrzymał ją Sekretarz, jednocześnie poprawiając okulary. – Doceniam koleżanki chęć inicjatywy, chęć inicjatywy, niemniej musimy zachować pewien porządek, rozumie koleżanka. Pewną kolejność. Bez porządku zrobi nam się tutaj zupełny bałagan. Zupełny bałagan. Proponuję zacząć składanie raportów od mojej lewej ręki, czyli od pana Wielkiego Rachmistrza, aby potem, zgodnie z ruchem wskazówek zegara, raporty mogły przedstawić kolejne osoby. W ten sposób będzie szanowna koleżanka druga, a szanowny kolega Wielki Inwentaryzator będzie ostatni. Czy nikt nie ma nic przeciwko temu?
– Nie – stwierdził Wielki Inwentaryzator.
– Zdaje się, że nie – przytaknął Wielki Mierniczy.
– Byle byśmy w końcu zaczęli – burknął Wielki Strażnik. Wielka Łącznik wzruszyła tylko ramionami.
– A zatem ja mam być pierwszy, tak? – zapytał Wielki Rachmistrz.
– Tak, zdaje się, że tak właśnie przed chwilą zaproponowałem, zaproponowałem – odrzekł Wielki Sekretarz.
– Prosimy – zachęcił Wielki Mierniczy.
Wielki Rachmistrz odchrząknął.
– Dobrze… A zatem, obecna liczba ludności w naszej Kopule, jak wskazują moje najaktualniejsze spisy, wynosi pięć tysięcy pięćset osiemnaście osób. Przygotowałem…
– Jeden momencik… – przerwał Wielki Sekretarz. – Mam tutaj notatki z poprzedniego posiedzenia… O, tutaj. Nie dalej jak wczoraj stwierdził pan, że liczba ludności wynosi pięć tysięcy pięćset dwadzieścia trzy osoby. Wszystko mam tutaj zapisane. Jak pan kolega może zauważyć, bardzo poważnie podchodzę do składanych przez szanownych kolegów i szanowną koleżankę raportów. Do składanych przez szanownych kolegów i szanowną koleżankę raportów. Słucham i sporządzam notatki z tego, co pan kolega i pozostali również, referują.
– Bardzo miło z pana kolegi strony… – Wielki Rachmistrz skłonił się lekko.
– Kwestia poważnego podejścia do tematu – odparł Wielki Sekretarz. – Ale nie o tym chciałem… Skąd ta różnica? Pięć tysięcy pięćset dwadzieścia trzy minus pięć tysięcy pięćset osiemnaście daje nam wynik pięć. Co się stało z tymi pięcioma osobami?
– Cóż… – zaczął mówić powoli Rachmistrz. – Mieliśmy w ostatnim czasie dwa urodzenia i, niestety, siedem zgonów…
– Siedem zgonów? – zapytał z udawanym zdziwieniem Mierniczy.
– Niestety… – kontynuował niepewnym głosem Rachmistrz. – Ludzi w naszej Kopule zliczam, jak zapewne wszystkim wiadomo, co drugi dzień. Więc owe siedem zgonów należy przypisać niekoniecznie dniowi dzisiejszemu, należy je raczej rozłożyć na dzień dzisiejszy i dzień wczorajszy. Podobnie z urodzeniami. Takie są prawa statystyki. Krzywa urodzeń i zgonów nieco się waha. Raz przeważają urodzenia, raz zgony, w wyniku czego mamy przyrost dodatni lub ujemny. Niestety wygląda na to, że w ciągu dwóch ostatnich dni mamy do czynienia z przewagą zgonów, co wpłynęło na kształt mojego dzisiejszego raportu. Jeżeli jednak spojrzymy na to z szerszej perspektywy… powiedzmy ostatnich dwóch miesięcy, to wyniki nie są wcale takie niekorzystne. Liczba ludności waha się mniej więcej na stałym poziomie pięciu tysięcy pięciuset siedemnastu osób. Czyli, w zasadzie, jeżeli spojrzymy na moje raporty z perspektywy dwóch miesięcy, to nawet odnotowaliśmy przyrost. Wprawdzie o jedną osobę, ale zawsze przyrost.
– Pogratulować! – rzucił z uznaniem Wielki Mierniczy.
– Dziękuję panie kolego – szczerze uradował się Wielki Rachmistrz. – Po prawdzie to nie jest to moja zasługa. Ja tylko dokonuję spisu stanu faktycznego.
– No tak – Wielki Sekretarz jeszcze raz przekartkował swoje notatki – ale jeśli spojrzymy na pana kolegi raporty z jeszcze szerszej perspektywy… Na początku było nas sześć tysięcy sto osiemdziesiąt dwie osoby. Sześć tysięcy sto osiemdziesiąt dwie osoby minus pięć tysięcy pięćset osiemnaście osób daje nam wynik sześciuset sześćdziesięciu czterech, jeśli dobrze policzyłem… tak, zdaje się, że tak. Skąd taka wielka różnica? Proszę nam to wytłumaczyć. Liczba ludności poważnie spadła, odkąd wprowadziliśmy się do Kopuły. Nie możemy pozwolić, aby ta tendencja się utrzymała, jeśli chcemy przetrwać.
– Widzi kolega – odrzekł Wielki Rachmistrz – jak wspomniałem, ja tylko dokonuję spisu stanu faktycznego. Jak kolega Wielki Sekretarz dobrze wie, jesteśmy tu już niemal trzy lata…
– A Kopuła była zaprojektowana na rok – wtrącił Wielki Mierniczy.
– Tak, tak, oczywiście zdaję sobie z tego sprawę – odpowiedział Sekretarz. – Zdaję sobie z tego sprawę. Niemniej jesteśmy tu, gdzie jesteśmy i upłynęło tyle czasu, ile upłynęło. Musimy radzić sobie w takich warunkach, jakie nas zastały. Ja chciałbym tylko szanowni koledzy, dojść prawdy. Poznać przyczyny, żeby można im było zapobiec w przyszłości. Żeby można im było zapobiec w przyszłości.
– No więc, jak kolega Wielki Mierniczy raczył zauważyć, przebywamy tutaj już trzy lata, podczas gdy Kopuła była zaprojektowana na rok – Wielki Rachmistrz uchwycił się słów Wielkiego Mierniczego jak koła ratunkowego. – Warunki są, jakie są, jak sam pan kolega Wielki Sekretarz raczył zauważyć. Ludzie rodzą się, dorastają, starzeją się, wreszcie… umierają. Każdy z nas, prędzej czy później, kiedyś umrze. Czy tego chcemy, czy nie. Taka jest kolej rzeczy i nie można ode mnie wymagać, abym próbował to zmienić. A co do powodów śmierci… Są różne. Bardzo różne. Przypominam, że na początku byliśmy atako… Zginęło niemało podwładnych Wielkiego Strażnika.
– Tak. – Wielki Strażnik przymknął na chwilę oczy. – Moi żołnierze oddali swoje życia w obronie Kopuły i jej mieszkańców.
– Właśnie! – podchwycił Rachmistrz. – Ci ludzie… bohaterowie, można śmiało powiedzieć. Zginęli w obronie nas wszystkich! Poświęcili się. Zginęli na służbie, wypełniając swoje obowiązki. Tragiczną śmiercią. Nic nie możemy już dla nich zrobić. Możemy jedynie współczuć ich rodzinom. Bo wielu z nich miało rodziny. Osierocili dzieci, zostawili żony…
– Do rzeczy, panie Wielki Rachmistrzu – rzucił lekko poirytowany słowami kolegi Strażnik.
– Inni też mają do przedstawienia swoje raporty – zgodziła się ze Strażnikiem Łącznik. – Nie mniej ważne, jeśli wręcz nie ważniejsze.
– Do rzeczy… – powtórzył Rachmistrz. – A zatem krótko podsumowując. Poległych żołnierzy było niemało. Nie można mnie winić za ich śmierć…
Mówiący spojrzał wymownie na plakat przedstawiający postać w kombinezonie, ale bardzo szybko odwrócił wzrok w inną stronę.
– Pozostałe ubytki w materiale ludzkim to głównie nieszczęśliwe wypadki, także zgony ze starości. Nie możemy lekceważyć zgonów ze starości! Zdarzały się również… mówię to z trudem, ale należy o tym wreszcie głośno powiedzieć. Zdarzały się samobójstwa. Teraz ich liczba znacznie spadła, ale… brak światła słonecznego, pewne niedostatki… ale to już należy do raportów pozostałych szanownych kolegów i koleżanek partyjnych… Ale udało się je ograniczyć. Szczęśliwie. Znacznie ograniczyć. Tak. Wreszcie, proszę nie zapominać o ekspedycjach wysyłanych na zewnątrz w celu sprawdzenia poziomu skażenia… Ci ludzie, nawet jeśli wracali… umierali. Prędzej czy później. Mówię to z prawdziwym smutkiem. Summa summarum te wszystkie okoliczności sprawiają, że suma zgonów w ciągu tych trzech lat przewyższyła sumę urodzeń. Nie można mnie o to winić. Ja tylko spisuję stan faktyczny, aby go przedłożyć przed partyjnym ciałem.
Wielki Rachmistrz zakończył wywód pełnym zakłopotania i bezradności uśmiechem.
– Ja tutaj wezmę ze swojej strony kolegę w obronę – odezwał się Wielki Mierniczy. – Liczba nieszczęśliwych wypadków jest spora. Biję się w pierś, wiele z nich miało miejsce wśród moich pracowników. Niemniej to właśnie dzięki nie zawsze bezpiecznej, ale wytężonej i pełnej poświęcenia pracy pancerz Kopuły wytrzymał tyle, ile wytrzymał, czyli prawie trzy lata, a przypomnę, że był zaprojektowany tylko na rok.
– O właśnie – wskazał ręką na Mierniczego Wielki Rachmistrz. – Nie można mnie za to winić. Ja tylko spisuję stan faktyczny. Robię, co mogę.
– No tak – podrapał się długopisem Wielki Sekretarz. – Faktycznie, jeśli podsumować poległych żołnierzy, ochotników wysłanych na zewnątrz i pozostałe czynniki, które pan kolega zechciał wymienić… Rzeczywiście liczba mieszkańców Kopuły by się z grubsza zgadzała… Dobrze, że udało się ograniczyć te samobójstwa…
– Bardzo dobrze! – zakrzyknął Wielki Mierniczy.
– Wszystko dzięki zatwierdzonemu, na którymś z poprzednich posiedzeń dekretowi – przypomniał starszy z członków Partii – stanowczo potępiającemu akty i próby samobójcze, kwalifikując je jako przestępstwo.
– Pamiętam – przytaknął Wielki Sekretarz. – Chodzi o dekret numer dziewięćset osiemnaście, zdaje się. Niektóre jednostki zapominają, że życie jednostki nie należy do jednostki tylko do ogółu. Samobójstwo jest zatem dysponowaniem czymś, co do jednostki nie należy – życiem jednostki – i, zgodnie ze wspomnianym dekretem, jest równe morderstwu… ale nie zagłębiajmy się teraz w to zagadnienie. Czy jest coś jeszcze, co chciałby szanowny pan kolega dodać do swojego raportu?
– Właściwie to tak… – Wielki Rachmistrz uśmiechnął się, tym razem tajemniczo.
Sięgnął do swojego neseseru i wyjął zeń gruby zeszyt. Wielka Łącznik zerknęła ciekawie, niby mimochodem, żeby zobaczyć, co jeszcze jej partyjny kolega trzyma w teczce. Ze zdziwieniem odnotowała, że pośród innych dokumentów spoczywa tam pistolet. Tak przynajmniej jej się wydawało, bo dojrzała tylko samą kolbę, a Rachmistrz bardzo szybko zamknął neseser. Tak czy inaczej nic głośno nie powiedziała.
– Sporządziłem rejestr wszystkich mieszkańców – mówił dalej Rachmistrz, podnosząc w górę zeszyt. – Każdemu, co do jednego, mieszkańcowi Kopuły przyznałem numer. Proszę bardzo, podaję przykład. Górczewska Anna dziewięć jeden zero cztery sześć osiem siedem pięć dwa. To na przyszłość bardzo ułatwi mi pracę. W ten sposób łatwiej będzie mi zliczać wszystkich mieszkańców i uniknąć pomyłek takich, jak na przykład policzenie dwa razy tej samej osoby, co się nierzadko zdarzało. Oczywiście przy tak częstych spisach, te pomyłki zawsze prędzej czy później były demaskowane, niemniej teraz znacznie zmniejszy to margines błędu i z pewnością ułatwi mi pracę. Wystarczy, że numery ludzi, których już zliczyłem będę zaznaczał sobie w tabeli, a nie pomieszają mi się one z numerami osób, których jeszcze nie policzyłem. Ponadto, jeśli ktoś umrze, wykreślę jego numer, do którego będzie można jednak zawsze wrócić i w razie potrzeby będzie wiadomo, kto dokładnie umarł. Znając nazwisko nieboszczyka łatwiej będzie ustalić też, jakie były okoliczności jego śmierci, pytając o niego jego bliskich i kolegów oraz koleżanki z pracy. To znacznie ułatwi moją pracę.
Rachmistrz umilkł. Wielka Łącznik pogardliwie wydęła wargi. Inwentaryzator uśmiechnął się pod nosem, ale natychmiast spoważniał. Strażnik wydawał się słuchać, nie okazał jednak po sobie żadnej reakcji. Mierniczy pokiwał z uznaniem głową, na co Rachmistrz uśmiechnął się z wdzięcznością.
– Tak – odchrząknął po chwili Sekretarz. – Bardzo dobrze. Bardzo dobrze. Pomyślmy, pomyślmy. Czy to już wszystko, kolego Wielki Rachmistrzu?
– Po chwili zastanowienia dochodzę do wniosku, że to już wszystko – odpowiedział znowu niepewnym głosem Rachmistrz.
– Znakomicie, znakomicie… Gratuluję inicjatywy. – Sekretarz splótł ręce i przyłożył wskazujące palce do ust. – To może okazać się bardzo przydatne. Ograniczy margines błędu, jak sam pan kolega raczył zresztą zauważyć. Bardzo dobrze. Tak. Jeszcze raz gratuluję.
– Dziękuję, kolego Wielki Sekretarzu. – Na twarzy Rachmistrza pojawił się wyraz ulgi.
– Rozumiem, że margines błędu i tak był niewielki, mimo to uda się go, dzięki kolegi pomysłowi, jeszcze bardziej ograniczyć? – spytał na koniec Wielki Sekretarz.
– Tak, w rzeczy samej – przytaknął gorąco Rachmistrz.
– Dobrze. – Wielki Sekretarz zamyślił się na dobrą chwilę, zupełnie nieruchomiejąc, a w końcu jakby się przebudził i podjął. – Poproszę teraz panią koleżankę Wielką Łącznik o jej raport.
– Bardzo proszę, kolego Wielki Sekretarzu – odparła kobieta. – Wieści ze wszystkich Kopuł są bardzo dobre. Zacznę może od Kopuły RF-601. Wielki Łącznik Kopuły RF-601 doniósł mi, że sytuacja Kopuły nie uległa zmianie. Pancerz Kopuły, chociaż lekko nadwerężony, dzięki wytężonej pracy Wielkiego Mierniczego i jego majstrów jest w dobrym stanie. Wszystkie drobne usterki i uszkodzenia są naprawiane na bieżąco. Liczba ludności waha się mniej więcej na tym samym stałym poziomie pięciu tysięcy, co jest równe początkowej liczbie mieszkańców Kopuły. Z raportów Wielkiego Strażnika Kopuły RF-601 wynika, że Dyrektoriat nadal nie odkrył jej lokalizacji.
– Nie odkrył! – ucieszył się Wielki Rachmistrz.
– A jak nasi koledzy i koleżanki z Kopuły RF-601, jeśli wolno spytać, radzą sobie w kwestii żywności? – zapytał Wielki Inwentaryzator. – W końcu początkowe zapasy były przewidziane tylko na rok.
– Niestety nie wiem – odpowiedziała Wielka Łącznik. – Mój kolega na drugiej stronie linii nie był na tyle szczegółowy i nie powiedział nic odnośnie raportu Wielkiego Inwentaryzatora Kopuły RF-601.
– Rozumiem… – zamyślił się Wielki Inwentaryzator. – Czy mogę koleżankę poprosić o przesłanie zapytania w tej sprawie?
– Ależ oczywiście. – Wielka Łącznik wzięła jedną z kartek ze stołu. – Czy mogę poprosić o długopis?
– Służę – odparł Wielki Sekretarz. – Proszę mi go tylko potem zwrócić i na przyszłość przygotowywać się nieco lepiej do naszych posiedzeń.
Wielka Łącznik uśmiechnęła się kwaśno i zapisała coś na papierze.
– Spodziewa się pan, panie Wielki Inwentaryzatorze, kłopotów z żywnością w najbliższym czasie? – spytał niby od niechcenia Wielki Strażnik.
– Ależ nie, absolutnie! – pokręcił głową zapytany. – Skąd przyszło wam to kolego do głowy?
– Chce się pan, panie Wielki Inwentaryzatorze, spytać o radę Wielkiego Inwentaryzatora Kopuły RF-601 w sprawie żywności, pomyślałem więc, że być może nie ma pan dla nas najlepszych wieści – odparł na pozór spokojnie zapytany.
– Widzicie panie kolego… – Inwentaryzator zawiesił na chwilę głos. – Podwładni kolegi dostają zwiększone przydziały… Żywność miała wystarczyć na rok, a tymczasem mijają już prawie trzy lata. Poza tym nasza Kopuła była i jest, zgodnie z raportami kolegi Wielkiego Rachmistrza nieco przeludniona. Dzięki moim staraniom nie ma mowy o żadnym kryzysie, ale być może, powtarzam, być może, będziemy zmuszeni żywić naszych żołnierzy tak samo jak i pozostałych mieszkańców. Koniec z równymi i równiejszymi, panie kolego.
– To wykluczone – odparł Wielki Strażnik. – Moi żołnierze codziennie narażają swoje życie i są wystawieni na daleko trudniejsze warunki niż pozostali mieszkańcy Kopuły.
– Czyli jednak wkrótce możemy spodziewać się kłopotów z żywnością? – odezwał się Wielki Mierniczy. – Słyszałem, że dzisiaj pojawiły się pewne problemy przy wydawaniu…
– Nie, nie, nie! – przerwał natychmiast Wielki Inwentaryzator. – Nic z tych rzeczy.
– Pańskim obowiązkiem jest zapewnienie nam wyżywienia! – zaatakowała Wielka Łącznik.
– Koledzy! Koledzy! Koledzy! – zastukał długopisem w stół Wielki Sekretarz. – I koleżanko! Po kolei. Musimy się trzymać jakiegoś ustalonego porządku. Inaczej wkradnie nam się tutaj zupełny bałagan. Nie możemy na to pozwolić. Nie możemy na to pozwolić! Dojdziemy i do raportu Wielkiego Inwentaryzatora. Jestem przekonany, że udzieli nam on wszelkich informacji.
– Naturalnie – przytaknął Wielki Inwentaryzator.
– Tymczasem – kontynuował Wielki Sekretarz – pozwólmy naszej współkoleżance dokończyć jej sprawozdanie. Prosimy.
Wielka Łącznik skinęła głową i podjęła:
– Przejdźmy zatem do Kopuły RH-618. Jej siły zbrojne odparły kolejny atak Dyrektoriatu, zadając nieprzyjacielowi dotkliwe straty.
– Dyrektoriat! – wykrzyknął przestraszony Rachmistrz.
– Spokojnie, kolego – powiedział troskliwym głosem Inwentaryzator. – Koleżanka właśnie mówi, że niebezpieczeństwo zostało zażegnane.
– Całe szczęście! – wyszeptał nie do końca jednak przekonany Rachmistrz.
– Tak – potwierdziła słowa Inwentaryzatora Łącznik. – Nieprzyjaciel jest bardzo uparty, ale nie może sforsować linii obronnej Kopuły RH-618. Kolejne ofensywy załamują się i wróg ponosi coraz to nowe ofiary.
– Jeśli dobrze pamiętam, pani Wielka Łącznik – odezwał się Wielki Strażnik – ataki Dyrektoriatu na Kopułę RH-618 z różną intensywnością, ale trwają już od bardzo dawna. Czy wiadomo coś o stratach w szeregach żołnierzy Kopuły? Któryś atak może w końcu nie zostać odparty.
– O nie… – załamał ręce Wielki Rachmistrz.
– Z tego, co doniósł mi Łącznik Kopuły RH-618 – Wielka Łącznik przybrała bardzo kompetentny ton głosu – nie istnieje ryzyko nieodparcia ataku. Rzeczywiście Dyrektoriat…
– Dyrektoriat! – wykrzyknął Rachmistrz.
– …Dyrektoriat – podjęła mówiąca – atakuje z uporem godnym podziwu, jednak obrona Kopuły jest mocna, skoncentrowana i nieugięta. Żołnierze Wielkiego Strażnika nie ustąpili ani o krok. Wielki Łącznik nie mówił nic o stratach własnych, ale domyślam się, że były minimalne lub nawet równe zeru.
– Być może tak zażarte ataki świadczą o rozpaczliwiej sytuacji, w jakiej znalazł się nieprzyjaciel – rzekł wyraźnie uspokojony Wielki Strażnik. – Atakują z taką zajadłością, bo kończy im się żywność lub paliwo, lub powietrze. Lub wszystko naraz. Moim zdaniem wkrótce te ataki się skończą i nasi koledzy, i koleżanki z Kopuły RH-618 będą mogli odetchnąć. Muszą tylko wytrzymać jeszcze trochę.
– Właściwie powtórzył pan Strażnik moje zdanie w tej sprawie – zapewniła Wielka Łączniczka.
Wielki Rachmistrz uspokoił się nieco, ale chyba jeszcze nie do końca.
– To są… – Wielki Sekretarz zawiesił głos. – To są w zasadzie fantastyczne wieści! Nie dość, że nasi koledzy i koleżanki ponieśli minimalne straty własne, to jeszcze zadali dotkliwy cios siłom Dyrektoriatu. Znakomicie! Czy mamy jeszcze jakieś wieści z Kopuły RH-618, szanowna pani koleżanko?
– To już wszystko – odrzekła Wielka Łącznik. – Cała Kopuła zmobilizowała się do obrony i wszystkie inne obowiązki odłożono na spokojniejszy okres.
– Który według wszelkiego prawdopodobieństwa niedługo nadejdzie – wtrącił Strażnik.
– Tak – zgodziła się Łącznik.
– To zrozumiałe – stwierdził Sekretarz. – Trudno wymagać od naszych kolegów i koleżanek z Kopuły RH-618, aby w takiej chwili zajmowali się dokładnym spisem ludności czy innymi sprawami. A zatem przejdźmy do następnej Kopuły.
– Żywię tylko nadzieję, że nie zapomnieli o odczytach z pomiarów stanu pancerza izolacyjnego – dodał jeszcze Wielki Mierniczy.
– Jestem pewna, że nie. Może zatem przejdę do RM-603 – powiedziała Łącznik i nie czekając na odpowiedź, mówiła dalej. – Z Kopuły RM-603 płyną do nas kolejne optymistyczne wieści! Z ustaleń Wielkiego Rachmistrza wynika, że nadal utrzymuje się tam dodatni przyrost naturalny i wkrótce liczba mieszkańców może przekroczyć pięć tysięcy pięćset!
– Brawa dla Kopuły RM-603! – zakrzyknął Wielki Mierniczy i sam zaczął klaskać, ale poza nieśmiałym aplauzem Wielkiego Rachmistrza nikt się nie przyłączył.
– Znowu zachodzi pytanie, jak Wielki Inwentaryzator radzi sobie z zapasami żywności przy rosnącej liczbie ludności – zagadnął Inwentaryzator. – Zechcecie koleżanko i do Kopuły RM-603 wysłać moje zapytanie o porady w tej sprawie. Sądzę, że wszelka wymiana doświadczeń może być pożyteczna.
– Obawiam się Inwentaryzatorze, że w tym wypadku moja depesza niewiele pomoże – odrzekła Łącznik. – Wielki Łącznik Kopuły RM-603 przekazał mi, że ich Inwentaryzator radzi sobie podobnymi sposobami, co pan. Wyłapuje podziemne szczury, których mięso jest odpowiednio przetwarzane, niedawno ruszyła także farma grzybna. Podziemnych szczurów jest tam, zdaje się, nawet więcej niż w naszej Kopule. Przede wszystkim jednak kluczem do sukcesu, tak jak i u nas, jest rozsądne racjonowanie i dysponowanie zgromadzonymi zasobami.
– Hmm… no tak, tak. – zamyślił się Wielki Inwentaryzator.
– Przewiduje pan kolega kłopoty w kwestii żywności? – podjął znowu temat Mierniczy.
– Tę sprawę omówimy, kiedy przyjdzie kolej mojego raportu – odparł spokojnie zagadnięty.
– Właśnie – ucieszył się Sekretarz. – Celna uwaga. Dziękuję szanownemu koledze. Prosimy o dalsze wieści z Kopuły RM-603.
– Jeśli chodzi o Kopułę RM-603 to byłoby w zasadzie na tyle. Ich pancerz jest w dobrym stanie. Inwentaryzator, jak się rzekło, nie zgłasza żadnych problemów odnośnie żywności. Nie wydaje się też, żeby RM-603 musiała się obawiać ataków Dyrektoriatu. Poza pierwszym odpartym atakiem na samym początku uruchomienia Kopuły, nie widziano ani jednego nieprzyjaciela od przeszło dwóch i pół roku.
– Dobrze słyszeć – uśmiechnął się niepewnie Rachmistrz.
– Wie pan, panie Wielki Rachmistrzu – odezwał się Strażnik. – Nigdy nic nie wiadomo. Brak ataków może być tylko próbą uśpienia czujności naszych partyjnych kolegów i koleżanek z Kopuły RM-603.
– Próbą uśpienia czujności… – szepnął Rachmistrz i pobladł natychmiast. – Może chcą tylko uśpić naszą czujność… Może atakują ich właśnie teraz! A my nic nie wiemy…
– Kolego Wielki Strażniku – odezwał się swoim tubalnym głosem Inwentaryzator – proszę nie straszcie naszego współkolegi. To zbyteczne. Kolego Rachmistrzu, myślę, że nieprzyjaciel zaniechał wszelkich ataków na naszych kolegów i koleżanki w Kopule RM-603.
– Zaniechał? Myśli kolega? – Rachmistrz powiódł dookoła przestraszonym spojrzeniem.
– Cieszę się, że w Kopule RM-603 wszystko przedstawia się dobrze – odezwał się Strażnik. – Przypominam jednocześnie, że usypianie czujności to jedna z częściej stosowanych taktyk naszego nieprzyjaciela, czego nieraz mieliśmy dowód w przeszłości. Chciałem tylko uczulić na to wszystkich obecnych. Zapewniam jednak, że Wielki Strażnik z Kopuły RM-603 to mój dobry kolega jeszcze sprzed Kataklizmu. Nieraz miał do czynienia z Dyrektoriatem i jestem pewien, że nie da się nieprzyjacielowi zaskoczyć.
– Znakomicie… Trzymajmy się jednak faktów – rzucił Sekretarz. – Póki co nie mamy żadnych niepokojących wieści w tej sprawie z Kopuły RM-603, czy tak?
– Zgadza się – przytaknęła Łącznik.
– A zatem proponuję nie zamartwiać się na zapas – powiedział w stronę Wielkiego Strażnika Wielki Sekretarz. – Jestem przekonany, że pański kolega Wielki Strażnik z Kopuły RM-603 nie spoczywa na laurach i jest cały czas czujny. Natomiast kolegę upraszam – Wielki Sekretarz zwrócił się do Wielkiego Rachmistrza – o zachowanie odrobiny spokoju i przyjmowanie raportów z większą dozą zimnej krwi. Nie od dziś nam wiadomo, że jesteśmy w stanie wojny i powinniśmy być przygotowani na rozmaite wieści. Postawa pana kolegi, po pierwsze, zaraża niepotrzebnym niepokojem współkolegów i współkoleżankę, a po drugie, jest niegodna członka Partii, który powinien dawać innym przykład i prezentować wobec nieprzyjaciela postawę nieugiętą i bezkompromisową.
– Przepraszam, panie kolego. – Wielki Rachmistrz przybrał zbolałą minę. – Zapewniam, że to już się więcej nie powtórzy.
– Mam taką nadzieję – odparł Wielki Sekretarz. – Zdaje się, że zostały nam jeszcze wieści z ostatniej Kopuły.
– Tak – skinęła głową Łącznik. – Z RW-620. RW-620 podobnie jak RH-618, jeśli koledzy pamiętają, odpiera ataki nieprzyjaciela.
Wielki Rachmistrz znowu pobladł i poruszył bezgłośnie wargami, ale nic nie powiedział.
– W przeciwieństwie jednak do Kopuły RH-618 ataki na RW-620 nie są aż tak częste, co nie znaczy jednak, że są mniej groźne. Łączyłam się dzisiaj z Wielkim Łącznikiem, który poinformował mnie tylko, że od kilku tygodni Dyrektoriat ich nie atakuje. Być może nieprzyjaciel wykorzystuje ten czas na przegrupowanie się, być może z powodu znacznych strat wycofał się na dobre. Wielki Łącznik przekazał mi także, że wcześniejsze poniesione straty wśród cywilów… jak wiemy Dyrektoriat dopuszcza się strasznych bestialstw…
– Strasznych bestialstw! – załamał ręce Rachmistrz.
– Szanowny kolego, upominam pana! – wskazał Rachmistrza długopisem Sekretarz.
– Przepraszam, przepraszam…
– Niemniej straty wśród cywilów w RW-620 rozwiązały problem żywności w tej Kopule i obecnie nie brakuje jej dla nikogo – dokończyła Wielka Łącznik.
– Szczęście w nieszczęściu – skomentował Wielki Sekretarz.
– Ale współczujemy oczywiście rodzinom poległych – zapewnił Wielki Mierniczy.
– Naturalnie – zgodził się natychmiast Wielki Inwentaryzator.
– Proponuję uczcić poległych minutą ciszy – zaproponował Mierniczy.
– Szanowny kolego, uważam, że to zbyteczne – zaoponował Sekretarz. – To są te same ofiary, o których doniosły nam poprzednie raporty. Uczciliśmy poległych minutą ciszy około trzech tygodni temu. Niech no sprawdzę dokładnie… mam to gdzieś zapisane w notatkach.
– To zbyteczne, proszę nie sprawdzać – powiedział Mierniczy. – Myślałem, że chodzi o nowe ofiary. Skoro to te same ofiary, to rzeczywiście chyba nie ma sensu czcić ich minutą ciszy po raz drugi.
– Kontynuujmy – bardziej oświadczył niż zaproponował Wielki Strażnik.
– Są też dobre wieści z Kopuły RW-620 – podjęła Łącznik. – Wielki Strażnik Kopuły wykorzystał okres spokoju i jego ludzie pochwycili grasującego w Kopule mordercę.
– Mordercę! – wykrzyknął Wielki Rachmistrz.
– Poprzednie raporty… – Wielki Sekretarz do reszty zagubił się w swoich notatkach. – Nie przypominam sobie, żeby w poprzednich raportach była mowa o mordercy.
Łącznik wzruszyła ramionami.
– Mój kolega z RW-620 najwyraźniej nie chciał nas martwić i postanowił donieść mi o całej sprawie, kiedy zostanie już ona rozwiązana.
– Aha, rozumiem – pokiwał głową Sekretarz.
– W kilkutysięcznej społeczności zawsze znajdą się jacyś degeneraci – orzekł Strażnik.
– Czy możliwe, aby morderca był agentem Dyrektoriatu? – spytał Sekretarz. – Wiadomo przecież, że Dyrektoriat atakuje od zewnątrz, ale i od wewnątrz.
– Agent Dyrektoriatu… – pisnął Rachmistrz, ale zaraz spuścił oczy pod groźnym spojrzeniem Wielkiego Sekretarza.
– Słuszne spostrzeżenie, panie Wielki Sekretarzu – skinął z aprobatą głową Wielki Strażnik. – Prosimy o wyjaśnienia w tej sprawie pani Wielka Łączniczko.
– Na razie nie stwierdzono, aby ujęty osobnik był agentem Dyrektoriatu. Ofiary były zupełnie przypadkowe. Wielki Strażnik Kopuły RW-620 nie może jednak całkiem wykluczyć tej możliwości. Trwają przesłuchania, myślę, że w ciągu kilku najbliższych dni będzie ostatecznie wiadomo, czy morderca współpracował, czy nie współpracował z Dyrektoriatem.
– Jestem pewien, że tak – stwierdził Wielki Strażnik. – Zbyt duży zbieg okoliczności.