Koriolan - William Shakespeare - ebook

Koriolan ebook

William Shakespeare

0,0

Opis

Jedna z ostatnich sztuk Szekspira, niewystawiana za życia autora. Poruszająca tragedia honoru i zdrady, choć opowiada losy na wpół legendarnego Rzymianina, przedstawia uderzająco aktualną, gorzką ocenę społeczeństwa i polityki.

Akcja sztuki rozgrywa się na początku piątego wieku przed naszą erą, kilkanaście lat po obaleniu władzy królewskiej w Rzymie i zaprowadzeniu republiki. Rządy, za pośrednictwem senatu i konsulów, sprawują przedstawiciele możnych rodów, patrycjusze. Kajusz Marcjusz, szlachetnie urodzony dowódca rzymski, z niechęcią patrzy na kolejne ustępstwa senatu wobec ludu. Już w młodości zyskał sobie sławę na polach bitew, wychowany przez matkę na nieustraszonego i dumnego obrońcę miasta. Pogardza ludem, uważając go za głupi, tchórzliwy i zmienny motłoch. Z powodu głodu i drożyzny w mieście zaczynają się zamieszki, a tymczasem na ziemie Rzymu kieruje się armia Wolsków dowodzona przez Aufidiusza, zaprzysiężonego wroga Marcjusza, z którym już kilkukrotnie starł się w bitwie. Kiedy główna część rzymskich wojsk maszeruje na spotkanie Wolsków, Marcjusz jako zastępca dowódcy armii prowadzi oddziały na wrogie miasto Koriole.

Książkę polecają Wolne Lektury — najpopularniejsza biblioteka on-line.

William Shakespeare
Koriolan
tłum. Józef Paszkowski
Epoka: Renesans Rodzaj: Dramat Gatunek: Tragedia

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 162

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




William Shakespeare

Koriolan

tłum. Józef Paszkowski

Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, jest dostępna on-line na stronie wolnelektury.pl.

Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Nowoczesna Polska.

ISBN-978-83-288-5501-4

Koriolan1

OSOBY
Kajus Marcjusz Koriolan — Rzymianin szlachetnego roduTytus Larcjusz — dowódca wojsk przeciw WolskomKominiusz — dowódca wojsk przeciw WolskomMeneniusz Agryppa — przyjaciel KoriolanaSycyniusz Welutus — trybun luduJuniusz Brutus — trybun luduMłody Marcjusz — syn KoriolanaNikanor — RzymianinRzymski heroldTullus Aufidiusz — wódz WolskówPowiernik AufidiuszaAdrian — WolskSprzysiężeni w zmowie z AufidiuszemJeden z obywateli AncjumDwóch wolscyjskich wartownikówWolumnia — matka KoriolanaWirgilia — żona KoriolanaWaleria — przyjaciółka WirgiliiJedna ze służebnic WirgiliiRzymscy i wolscyjscy senatorowie, patrycjusze, edylowie, liktorowie, żołnierze, obywatele, gońcy, słudzy Aufidiusza i inne osoby.
Rzecz dzieje się częścią w Rzymie2, częścią w posiadłościach Wolsków3 na południu, z miastami Koriole4 i Ancjum5.
Książka, którą czytasz, pochodzi z Wolnych Lektur. Naszą misją jest wspieranie dzieciaków w dostępie do lektur szkolnych oraz zachęcanie ich do czytania. Miło Cię poznać!

AKT PIERWSZY

SCENA PIERWSZA

Ulica w Rzymie.
Tłum zbuntowanych obywateli wchodzi z kijami, pałkami i inną podobną bronią.

PIERWSZY OBYWATEL

Posłuchajcie mnie, nim się dalej udamy.

OBYWATELE

jeden przez drugiego

Mów, mów!

PIERWSZY OBYWATEL

Postanowiliście nieodmiennie wszyscy umrzeć raczej niż głód cierpieć?

OBYWATELE

Nie inaczej, nie inaczej.

PIERWSZY OBYWATEL

Trzeba wam przede wszystkim wiedzieć, że Kajus Marcjusz jest hersztem nieprzyjaciół ludu.

OBYWATELE

Wiemy o tym, wiemy.

PIERWSZY OBYWATEL

Zabijmy go więc, a będziemy mieć zboże za dowolną cenę. Zgadzacie się na to?

OBYWATELE

Zgadzamy się, nie ma się nad czym rozwodzić: idźmy, idźmy.

DRUGI OBYWATEL

Słowo, zacni obywatele.

PIERWSZY OBYWATEL

Myśmy biedni obywatele, zacnymi nazywają nas patrycjusze. To, co przeładowuje ich uprzywilejowane kiszki, nas by postawiło na nogi. Gdyby przynajmniej dla własnego zdrowia chcieli nam odstąpić przewyżki od swych potrzeb, moglibyśmy przypuścić, że nas z ludzkości wspierają, ale oni sądzą, że jesteśmy za kosztowni. Nasza chudość, widomy skutek nędzy naszej, jest tabelą specyfikacyjną ich intrat6, nasze cierpienia są dla nich lichwą. Zemścijmyż się za to, póki się nie obrócimy w szczapy, a bogom wiadomo, że mówię to, łaknąc chleba, nie zaś pragnąc zemsty.

DRUGI OBYWATEL

Nastajesz więc osobliwie7 na Kaja Marcjusza?

PIERWSZY OBYWATEL

Najbardziej na niego, bo on jest najzawziętszym na lud brytanem.

DRUGI OBYWATEL

Zważ, jakie on ojczyźnie wyświadczył przysługi.

PIERWSZY OBYWATEL

Nie przeczę, moglibyśmy mu za nie wdzięcznością zapłacić, ale on sam sobie płaci za nie dumą.

DRUGI OBYWATEL

Być może, w każdym razie jednak nie godzi się źle o nim mówić.

PIERWSZY OBYWATEL

Powiadam wam, że co bądź dobrego zrobił, zrobił to jedynie dla zaspokojenia dumy. Niech tam ludzie delikatni, jak chcą, mówią, że on ojczyznę miał na celu; ja nie przestanę utrzymywać, że celem jego było przypodobanie się matce i wyniosłość, w którą rośnie w miarę zasług.

DRUGI OBYWATEL

Poczytujecie mu za występek to, co leży w jego naturze i czego tym samym nie może się pozbyć. Nie możecie jednak żadną miarą powiedzieć, żeby był chciwy.

PIERWSZY OBYWATEL

Jeżeli tego powiedzieć nie mogę, nie idzie za tym, żeby mi brakło zarzutów, znalazłoby się ich tyle, że człowiek zmordowałby się ich wyliczaniem.

Krzyki za sceną.

Cóż to za krzyki? Tamta część miasta powstała. Czegóż tu stoim i paplem? Dalej, do Kapitolu8!

OBYWATELE

Dalej! Dalej!

PIERWSZY OBYWATEL

Cicho, któż się zbliża?

Wchodzi Meneniusz Agryppa.

DRUGI OBYWATEL

Szanowny Meneniusz Agryppa, ten był zawsze dobry dla ludzi.

PIERWSZY OBYWATEL

On jeden jako tako poczciwy, niechby wszyscy byli tacy tylko!

MENENIUSZ

Cóż się to święci, moi współrodacy? 
Gdzież to idziecie z kijmi i pałkami? 
O co wam idzie? Powiedzcie mi, proszę. 

PIERWSZY OBYWATEL

Zamiar nasz nie jest senatowi obcy; już go przed piętnastu dniami doszły słuchy o tym, cośmy mieli na myśli, a co teraz postanowiliśmy przywieść do skutku. Panowie senatory mówią, że biedni suplikanci9 mają ciężki oddech, poznają teraz, że mają i ciężkie pięści.

MENENIUSZ

Moi panowie, łaskawcy, sąsiedzi, 
Chcecie się sami o zgubę przyprawić? 

PIERWSZY OBYWATEL

Nie boimy się tego, panie, bośmy już o nią przyprawieni.

MENENIUSZ

Mogę wam ręczyć, moi przyjaciele, 
Że patrycjusze mają o was pieczę. 
Co się waszego tyczy niedostatku 
I waszej biedy podczas tego głodu, 
Za to zarówno moglibyście miotać 
Kijami w niebo, jak i w rzymskie państwo, 
Które iść dalej będzie swoją drogą, 
Rwąc krocie twardszych wędzideł niż wszelkie 
Mogące przez was stawić się zawady. 
Bo nieurodzaj zrządzają bogowie, 
Nie patrycjusze, a u tych schylone 
Kolana raczej mogłyby coś wskórać, 
Nie podniesione ramiona. Niestety! 
Niedola rzuca was w większą niedolę; 
I złorzeczycie sterownikom państwa, 
I przeklinacie jako nieprzyjaciół 
Tych, co się o was jak ojcowie troszczą. 

PIERWSZY OBYWATEL

Troszczą się o nas! Ba, i bardzo! Pięknie się troszczą: pozwalają nam umierać z głodu, a magazyny ich pełne zboża; wydają ustawy o lichwie, aby wspierać lichwiarzy; kasują co dzień zbawienne jakie prawo, stawiające tamę bogaczom, i co dzień uciążliwsze ogłaszają postanowienia ku uszczerbkowi i ograniczeniu biedaków10. Jeżeli nas wojna nie zje, oni to zrobią. Taka to ich troskliwość o nas.

MENENIUSZ

Albo musicie przyznać, że nad miarę 
Złe macie serca, albo ścierpieć zarzut, 
Że macie bardzo źle w głowie. Opowiem 
Wam jedną powieść, jużeście ją może 
Słyszeli kiedy, gdy jednakże ona 
W obecnej chwili wielce jest stosowna, 
Spróbuję ją wam raz jeszcze przytoczyć. 

PIERWSZY OBYWATEL

Słuchamy jej, panie; nie spodziewajcie się jednak otumanić dykteryjkami naszej biedy. Mówcież więc.

MENENIUSZ

Onego czasu wszystkie członki ciała11
Zbuntowały się przeciw żołądkowi 
I obwiniły go, że on jak przepaść 
Spoczywa w ciele gnuśny i nieczynny, 
Chłonąc pokarmy i nigdy nie dzieląc 
Prac z resztą członków; gdy tymczasem one 
Patrzą, słuchają, radzą, uczą, chodzą, 
Czują i wzajem sobie pomagając, 
Zaspokajają żądze i potrzeby 
Całego ciała. Żołądek rzekł na to... 

PIERWSZY OBYWATEL

Cóż on rzekł? Ciekawy jestem. 

MENENIUSZ

Zaraz się o tym dowiecie. Z uśmiechem, 
Nie takim jednak, co to idzie z serca, 
Lecz oto takim (bo żołądek może 
Nie tylko mówić, jak widzicie, ale 
I śmiać się czasem) odparł on szyderczo 
Niechętnym członkom, owym rozdąsanym 
Organom, co mu zazdrościły bytu 
Z równą słusznością, jak wy powstajecie 
Na senatorów, że nie są takimi, 
Jakbyście chcieli i jacyście sami. 

PIERWSZY OBYWATEL

Niech wasz żołądek kpi sobie zdrów. Jak to? 
Toż by król członków głowa, serce-radca, 
Oko-stróż, ramię-żołnierz, koń nasz-noga, 
Język-nasz herold, oprócz tylu innych 
Ważnych narzędzi i pomniejszych cząstek 
Naszej machiny, toż by to... 

MENENIUSZ

Co? Cóż by? 
Ten człowiek śmie mi przerywać! Co? Cóż by? 

PIERWSZY OBYWATEL

Toż by to wszystko pasibrzuch żołądek.... 
Miał trzymać w klubach12; żołądek, ta istna 
Kloaka ciała? 

MENENIUSZ

Cóż dalej? Cóż dalej? 

PIERWSZY OBYWATEL

Jakąż odpowiedź mógł dać ten pasożyt 
Na zażalenie owych cnych13 działaczów? 

MENENIUSZ

Zaraz wam powiem, jeżeli się tylko 
Zdołacie zdobyć przez parę chwil na to, 
Na czym wam zbywa, to jest na cierpliwość, 
Będziecie słyszeć odpowiedź żołądka. 

PIERWSZY OBYWATEL

Za długo się z nią ociągacie. 

MENENIUSZ

Uważ14, 
Mój przyjacielu, poważny żołądek 
Nie tak był prędki jak strona skarżąca; 
Zastanowiwszy się, tak odpowiedział: 
„Prawda to, moi współwcieleni bracia, 
Że ja karm15 wspólną nam pierwszy odbieram. 
I słusznie, bom ja spichrz, bom ja magazyn 
Całego ciała. Pomnijcie16 atoli17, 
Że ją strumieńmi18 krwi waszej posyłam 
Do dworu, w serce; do stolicy, mózgu; 
I że rozliczną drogą różnych funkcyj 
Najtęższe nerwy i najmniejsze żyłki 
Biorą ode mnie swój dział pożywienia. 
Skoro zaś, moi kochani — tak dalej 
Mówił żołądek, uważajcie dobrze... — 

PIERWSZY OBYWATEL

No, no, cóż dalej mówił pan żołądek? 

MENENIUSZ

Skoro zaś wszyscy razem nie możecie 
Widzieć naocznie, czego wam dostarczam, 
Mogę wam moje rachunki pokazać, 
Z których poznacie, że wszyscy ode mnie 
Otrzymujecie sam ekstrakt wszystkiego, 
Mnie zaś zostają gręzy19. — Cóż wy na to? 

PIERWSZY OBYWATEL

Wzdyć20 to odpowiedź. Radzi byśmy tylko 
Usłyszeć teraz jej zastosowanie. 

MENENIUSZ

Senat nasz jest tym poczciwym żołądkiem, 
A wy jesteście krnąbrnymi członkami. 
Bo zważcie tylko jego trudy, jego 
Gorliwą czynność; rozpoznajcie bacznie 
To, co się tyczy publicznego dobra, 
A przekonacie się sami, że wszelka 
Ogólna korzyść, jaka wam przypada, 
Od niego tylko pochodzi, nie od was. 
Cóż na to waszmość, waszmość, mój ty wielki 
Palcu u nogi tego zgromadzenia? 

PIERWSZY OBYWATEL

Ja wielki palec u nogi? Dlaczego? 

MENENIUSZ

Bo będąc jednym z najnieokrzesańszych, 
Najnikczemniejszych, najbrudniejszych cząstek 
Tej mądrej zgrai, stajesz na jej czele. 
Nędzny odrzutku, znam cię: tyś tu przyszedł 
Podszczuwać innych, byś sam coś skorzystał. 
Dalej, do pałek! Rzym z szczurami swymi 
Staje do walki, jedna strona musi 
Wziąć wnyki. Witaj, szlachetny Marcjuszu! 
Wchodzi Kajus Marcjusz.

MARCJUSZ

Witaj! Cóż się tu dzieje? Co to znaczy? 
Niesforne gbury, dlaczegóż to drapiąc 
Litości godną świerzbę21 swych mózgownic, 
Chcecie powiększać swoje wrzody? 

PIERWSZY OBYWATEL

Zawsze 
Otrzymujemy od was dobre słowo. 

MARCJUSZ

Kto by wam dobre dał słowo, ten byłby 
Pochlebcą niższym nad wszelką pogardę. 
Czegóż wy chcecie, trutnie, wy, co ani 
Pokoju, ani wojny nie lubicie? 
Jedno was straszy, drugie uzuchwala. 
Kto wam zaufa, ten zamiast lwów znaleźć 
Znajdzie zające, zamiast lisów — gęsi. 
Statek wasz tym jest, czym iskra na lodzie, 
Czym szron na słońcu. Cała wasza cnota 
Na tym polega, aby pod niebiosa 
Wynosić tego, kogo potępiły 
Własne postępki, a potępiającą 
Lżyć sprawiedliwość. Kto na cześć zasłużył, 
Ten zasługuje na waszą nienawiść, 
Życzenia wasze są jako apetyt 
Chorego, który najbardziej pożąda 
Tego, co może zwiększyć jego niemoc. 
Kto wasze względy zyskuje, ten pływa 
Płetwą z ołowiu, trzciną dęby rąbie. 
Niech wam kat świeci! Wamże by zaufać? 
Wam, co zmieniacie zdanie z każdą chwilą, 
Szlachetnym zwiecie tego, co wam wczoraj 
Był nienawistnym, a nikczemnym tego, 
Co wczoraj jeszcze był ozdobą waszą? 
Cóż się to znaczy, że się tu i owdzie 
Włóczycie, wrzeszcząc, i wyszczekujecie 
Na senat, który za przewodem bogów 
Trzyma was w swoich opiekuńczych karbach, 
Ażebyście się sami nie pożarli? 
Czegoż oni chcą? 

MENENIUSZ

Zboża i zniżenia 
Jego wysokiej ceny, twierdzą bowiem, 
Że miasto jest nim dobrze opatrzone22. 

MARCJUSZ

Obwiesie! Oni to twierdzą? Jak świerszcze 
Siedzą za piecem i wmawiają w siebie, 
Że wiedzą, co się dzieje w Kapitolu: 
Kto pozyskuje wziętość, kto się wznosi 
I kto upada. Popierają fakcje23
I domniemane kojarzą małżeństwa. 
Jednym dodają splendoru, a drugich, 
Których nie lubią, obryzgują błotem 
Gorzej niż swoje dziurawe chodaki. 
I oni twierdzą, że mamy dość zboża? 
O, gdyby senat chciał na bok odłożyć 
Litość i miecza użyć mi pozwolił, 
Nagromadziłbym z tych głów kapuścianych 
Stos tak wysoki, jak najwyżej mogę 
Dosięgnąć szpicą24 mej włóczni. 

MENENIUSZ

Ci się już dali przekonać, bo chociaż 
Na roztropności potężnie im zbywa, 
Tchórzem są za to porządnie podszyci. 
Ale powiedz mi, proszę, co się stało 
Z tą drugą tłuszczą, tam? 

MARCJUSZ

Już się rozpierzchła. 
Niech im kat świeci! Mówili, że głodni, 
Stękali, plotąc przysłowia, jako to: 
Że głód rozbija mury, że psy nawet 
Dostają strawy, że chleb jest dla wszystkich, 
Co mają gęby, że bogowie dają 
Zboże nie tylko dla bogatych. W takich 
I tym podobnych bzdurstwach wyzionęli 
Swe użalania, którym czyniąc zadość, 
Postanowiono, zgodnie z ich życzeniem, 
Coś, co szlachetną myśl przejmuje zgrozą 
I śmiałą władzę w bladą lalkę zmieni. 
Zaczęli wtedy rzucać czapki w górę, 
Jakby je chcieli zawiesić na obu 
Rogach księżyca, i jak opętani 
Wrzeszczeć z radości. 

MENENIUSZ

Cóż postanowiono? 

MARCJUSZ

Pięciu trybunów wedle ich wyboru25, 
Którzy praw szui strzec i bronić mają. 
Jednym obrany został Juniusz Brutus, 
Drugim Sycyniusz Welutus, kto więcej, 
Nie wiem. Do kroćset siarczystych piorunów! 
Prędzej byłoby to szubrawcze plemię 
Z całego Rzymu pozdzierało dachy, 
Niżby zdołało było coś takiego 
Wymóc ode mnie. Wezmą oni wkrótce 
Większą przewagę i, poparci buntem, 
Przyjdą nam podać trudniejsze warunki. 

MENENIUSZ

Rzecz dziwna. 

MARCJUSZ

Precz stąd do domów, hultaje! 
Goniec nadchodzi.

GONIEC

Gdzie Kajus Marcjusz? 

MARCJUSZ

Tu, cóż mi obwieścisz? 

GONIEC

To, że Wolskowie wzięli się do broni. 

MARCJUSZ

Cieszę się z tego, będziem przecie mogli 
Przewietrzyć trochę ten stęchły kram gminu; 
Lecz oto nasza starszyzna. 
Kominiusz, Tytus Larcjusz i inni senatorowie, Juniusz Brutus i Sycyniusz Welutus wchodzą.

PIERWSZY SENATOR

Marcjuszu, 
Prawdę mówiłeś: Wolskowie istotnie 
Podnieśli oręż. 

MARCJUSZ

Przywodzi im sławny 
Tullus Aufidiusz, z którym twarda sprawa. 
Grzeszę, zazdroszcząc mu jego wartości, 
Zaprawdę, gdybym nie był tym, czym jestem, 
Nim tylko być bym chciał. 

KOMINIUSZ

Jużeście kiedyś 
Szczerbili z sobą miecze? 

MARCJUSZ

Gdyby jedna 
Połowa świata drugą wzięła za łeb, 
A on stał na tej samej ze mną stronie, 
Umyślnie bym wszczął bunt dlatego tylko, 
Abym go mógł mieć przeciw sobie. On jest 
Lwem, na którego polowanie łechce 
Mą dumę. 

PIERWSZY SENATOR

Zacny Marcjuszu, chciej zatem 
Pod Kominiuszem wziąć udział w tej wojnie. 

KOMINIUSZ

Wszakżeś nam to już przyrzekł? 

MARCJUSZ

Nie inaczej. 
I wiernym słowu. Tytusie Larcjuszu, 
Będziesz więc jeszcze raz świadkiem mojego 
Spotkania z Aufidiuszem; wszakże będziesz? 
Jeszcześ nie stępiał? 

LARCJUSZ

Nie, Marcjuszu, wolę 
Choćby o kuli pójść z drugimi walczyć 
Niż zostać z tyłu. 

MENENIUSZ

Szlachetna krew! 

PIERWSZY SENATOR

Idźmy 
Do Kapitolu, tam na nas czekają 
Najlepsi nasi przyjaciele. 

LARCJUSZ

Idźmy. 
Ty nam przewodnicz, panie, i ty także, 
Cny Kominiuszu, my za wami pójdziem. 
Wam wprzód przystoi. 

KOMINIUSZ

Szlachetny Marcjuszu! 

PIERWSZY SENATOR

do obywateli
Dalej, do domu! 

MARCJUSZ

Nie, niech pójdą z nami. 
Wolskowie mają dość zboża; pozwólcie 
Tym szczurom napaść się w ich spichrzach. Nuże, 
Przezacna zgrajo, pokaż swą waleczność! 
Senatorowie, Kominiusz, Marcjusz, Larcjusz i Meneniusz wychodzą. Obywatele wynoszą się chyłkiem.

SYCYNIUSZ

Jestże kto bardziej dumny niż ten Marcjusz? 

BRUTUS

Nie wiem, kogo by z nim porównać. 

SYCYNIUSZ

Będąc obrani trybunami ludu... 

BRUTUS

Czy uważałeś26 jego wzrok i gesty? 

SYCYNIUSZ

Nie, tylko jego przekąsy27. 

BRUTUS

Gdy go rozdrażnisz, z bogów szydzić gotów. 

SYCYNIUSZ

Drwić z spokojnego księżyca. 

BRUTUS

Obecna wojna pożera go. Nie wie, 
Jak się już nadąć, że tak jest waleczny. 

SYCYNIUSZ

Tego rodzaju ludzie, połechtani 
Bodźcem powodzeń, pogardzają cieniem, 
Po którym chodzą w południe. Dlatego 
Dziwi mnie, że on przy swej wyniosłości 
Pod Kominiuszem nie wzbrania się służyć. 

BRUTUS

Sławy, o którą mu idzie, a której 
Nieskąpe względy już zyskał, nie można 
Skuteczniej nabyć i łatwiej zarazem, 
Jak stojąc za kimś będącym na czele, 
Bo jeśli się co nie uda, powiedzą: 
„Wódz temu winien” — choć wódz z swojej strony 
Czynił, co tylko człowiek czynić może; 
Głupia krytyka krzyczeć będzie wtedy: 
„O, gdyby Marcjusz był tę rzecz prowadził!” 

SYCYNIUSZ

Jeżeli się zaś powiedzie, opinia, 
Która tak bardzo sprzyja Marcjuszowi, 
Obierze z zasług Kominiusza. 

BRUTUS

Z góry 
Można przewidzieć, że połowa chwały 
Kominiuszowej na Marcjusza spłynie, 
Choćby ten na nią nie pracował. Wszystkie 
Zaś jego chyby28 podniosą wysokość 
Zalet Marcjusza, choćby Marcjusz w gruncie 
Bynajmniej na to nie zasłużył. 

SYCYNIUSZ

Pójdźmy 
Posłuchać, co tam o wyprawie radzą 
I w jaki sposób weźmie się ten człowiek 
Do obecnego przedsięwzięcia. 

BRUTUS

Idźmy. 
Wychodzą.

SCENA DRUGA

Koriole. Wnętrze senatu.
Aufidiusz i senatorowie.

PIERWSZY SENATOR

Jesteś więc tego zdania, Aufidiuszu, 
Że Rzym przeniknął nasze tajne plany 
I wie, co knujem? 

AUFIDIUSZ

Inneż zdanie wasze? 
Kiedyż to u nas co bądź umyślono 
I wykonano, żeby wprzód do Rzymu 
Nie doszły o tym słuchy? Przed czterema 
Niespełna dniami miałem stamtąd wieści, 
Których treść na to wychodzi; jak myślę, 
Mam list przy sobie; oto jest, słuchajcie. 
czyta
„Zbierają wojska, nie wiadomo jednak, 
Czy je chcą wysłać na wschód, czy na zachód, 
Drożyzna wielka, lud wichrzy i słychać, 
Że wódz Kominiusz, a z nim Marcjusz, dawny 
Wasz nieprzyjaciel, którego jednakże 
Rzymianie bardziej niż wy nienawidzą, 
I Tytus Larcjusz, waleczny Rzymianin, 
Kierują we trzech przygotowaniami 
Do tej wyprawy. Snadź29 ona jest na was. 
Pomyślcie nad tym”. 

PIERWSZY SENATOR

Nasze wojska w polu. 
Nie wątpiliśmy, że Rzym skory będzie 
Dać nam odpowiedz. 

AUFIDIUSZ

Ani się wam zdało 
Stosownym plan nasz w tajemnicy trzymać 
Tak długo, ażby śmiało mógł wyjść na wierzch; 
Bo go Rzym w samym zarodzie przewąchał. 
Przez to odkrycie zostajemy zbici 
Z drogi do celu, który się zasadzał 
Na wzięciu kilku miast, nimby się w Rzymie 
O poruszeniach naszych dowiedziano. 

DRUGI SENATOR

Dzisiaj niezwłocznie, zacny Aufidiuszu, 
Nie tracąc czasu, śpiesz do swoich hufców; 
My tu w Koriolach zostaniem ku straży 
I ku obronie. Jeśli nas oblegną, 
Przyjdź nam na odsiecz; nie sądzę jednakże, 
Abyś ich znalazł przygotowanymi30. 

AUFIDIUSZ

O, nie uwodźcie się31, mówię wam o tym 
Jako o rzeczy pewnej, więcej powiem: 
Liczne oddziały ich wojsk już są w marszu 
I tu zmierzają. Żegnam was, panowie. 
Jeśli się spotkam z Kajusem Marcjuszem, 
Nie będzie żartów między nami, bośmy 
Przysięgli sobie wzajem póty walczyć, 
Póki jednemu z nas tchu nie zabraknie. 

WSZYSCY

Niech cię bogowie wspierają! 

AUFIDIUSZ

I w zdrowiu 
Was utrzymują 

PIERWSZY SENATOR

Żegnaj! 

DRUGI SENATOR

Żegnaj! 

WSZYSCY

Żegnaj! 
Wychodzą.

SCENA TRZECIA

Rzym. Komnata w domu Marcjusza.
Wolumnia i Wirgilia siedzą na stołkach i szyją.

WOLUMNIA

Proszę cię, córko, śpiewaj, a przynajmniej bądź weselsza. Gdyby mój syn był moim mężem, bardziej bym się czuła szczęśliwa w jego nieobecności, która mu jedna sławę, niż w jego objęciach, które by mi świadczyły o jego miłości. Gdy jeszcze małym był chłopięciem, jedynym owocem mego żywota; gdy jego młodość i uroda wszystkich pociągała oczy; gdy inna matka takiego dziecka na całodzienne prośby królów nie byłaby odstąpiła jednej godziny spoglądania na nie, wtedy ja, marząc o jego przyszłości, myśląc, że ta piękna postać bez wieńca chwały byłaby tym, czym marny obrazek zawieszony na ścianie, znajdowałam uciechę w wyszukiwaniu dlań niebezpieczeństw, wśród których mógł się dobić chwały. Wysłałam go na krwawą wojnę, z której wrócił ozdobiony wieńcem dębowym32. Zaprawdę, córko, nie bardziej zadrgałam z radości, słysząc po raz pierwszy, że mi się urodziło dziecię płci męskiej, niż widząc po raz pierwszy, że się to dziecię pokazało mężem.

WIRGILIA

Lecz gdyby był zginął, o pani, gdyby był zginął!

WOLUMNIA

Wtedy jego dobre imię zastąpiłoby mi było miejsce syna i w nim bym się była odrodziła. Szczerze ci wyznaję, że gdybym miała dwunastu synów, z których by każdy stał na równi w mym sercu i każdy był mi tak drogi jak twój i mój kochany Marcjusz, wolałabym, żeby jedenastu szlachetnie umarło za ojczyznę, niż żeby jeden poza bitwą zmarniał na łożu rozkoszy.

Wchodzi Domownica.

DOMOWNICA

Pani, szlachetna sąsiadka, Waleria, 
Przyszła odwiedzić was. 

WIRGILIA

Błagam cię, pani, 
Pozwól mi odejść. 

WOLUMNIA

Zostań. Zdaje mi się, 
Że słyszę odgłos trąb twojego męża, 
Że widzę, jak w tej chwili Aufidiusza 
Targa za włosy, a przed nim Wolskowie 
Jak dzieci przed lwem stronią; zdaje mi się, 
Że jestem przy tym, jak tupie i woła: 
„Za mną tu, tchórze! Was w trwodze poczęto, 
Chociaż byliście w Rzymie narodzeni”. 
I łuskokrytą33 ręką obcierając 
Skrwawione czoło, postępuje naprzód, 
Na kształt żniwiarza, który postanowił 
Zżąć wszystko albo utracić zarobek. 

WIRGILIA

Skrwawione czoło! O, chroń go, Jowiszu34! 

WOLUMNIA

Milcz, głupie dziecko! Krwawe znamię bardziej 
Ozdabia męża niż złote trofea. 
Piersi Hekuby, karmiące Hektora35, 
Mniej były piękne niż Hektora czoło, 
Gdy zeń krew ciekła pod ciosami Greków. 
Powiedz Walerii, żeśmy ją gotowe 
Przyjąć, jak zawsze. 
Wychodzi Domownica.

WIRGILIA

O nieba, zasłońcie 
Mego małżonka przed tym Aufidiuszem! 

WOLUMNIA

Dziecinne modły! On zegnie zuchwały 
Kark Aufidiusza i zdepce go nogą. 
Domownica wprowadza Walerię i jej towarzyszkę.

WALERIA

Zacne niewiasty, bądźcie pozdrowione! 

WOLUMNIA

Luba sąsiadko. 

WIRGILIA

Miło mi widzieć was. 

WALERIA

Jakże się macie? Zakute z was domatorki. Cóż to, szyjecie, widzę? Śliczne rąbki36, na poczciwość! Jakże się miewa twój mały synek, Wirgilio?

WIRGILIA

Dziękuję wam, łaskawa pani, zdrów jest, do usług waszych.

WOLUMNIA