Książka, którą czytasz, pochodzi z Wolnych Lektur. Naszą misją jest wspieranie dzieciaków w dostępie do lektur szkolnych oraz zachęcanie ich do czytania. Miło Cię poznać!
AKT PIERWSZY
SCENA PIERWSZA
Ulica w Rzymie.
Tłum zbuntowanych obywateli wchodzi z kijami, pałkami i inną podobną bronią.
PIERWSZY OBYWATEL
Posłuchajcie mnie, nim się dalej udamy.
OBYWATELE
jeden przez drugiego
PIERWSZY OBYWATEL
Postanowiliście nieodmiennie wszyscy umrzeć raczej niż głód cierpieć?
OBYWATELE
Nie inaczej, nie inaczej.
PIERWSZY OBYWATEL
Trzeba wam przede wszystkim wiedzieć, że Kajus Marcjusz jest hersztem nieprzyjaciół ludu.
OBYWATELE
PIERWSZY OBYWATEL
Zabijmy go więc, a będziemy mieć zboże za dowolną cenę. Zgadzacie się na to?
OBYWATELE
Zgadzamy się, nie ma się nad czym rozwodzić: idźmy, idźmy.
DRUGI OBYWATEL
PIERWSZY OBYWATEL
Myśmy biedni obywatele, zacnymi nazywają nas patrycjusze. To, co przeładowuje ich uprzywilejowane kiszki, nas by postawiło na nogi. Gdyby przynajmniej dla własnego zdrowia chcieli nam odstąpić przewyżki od swych potrzeb, moglibyśmy przypuścić, że nas z ludzkości wspierają, ale oni sądzą, że jesteśmy za kosztowni. Nasza chudość, widomy skutek nędzy naszej, jest tabelą specyfikacyjną ich intrat6, nasze cierpienia są dla nich lichwą. Zemścijmyż się za to, póki się nie obrócimy w szczapy, a bogom wiadomo, że mówię to, łaknąc chleba, nie zaś pragnąc zemsty.
DRUGI OBYWATEL
Nastajesz więc osobliwie7 na Kaja Marcjusza?
PIERWSZY OBYWATEL
Najbardziej na niego, bo on jest najzawziętszym na lud brytanem.
DRUGI OBYWATEL
Zważ, jakie on ojczyźnie wyświadczył przysługi.
PIERWSZY OBYWATEL
Nie przeczę, moglibyśmy mu za nie wdzięcznością zapłacić, ale on sam sobie płaci za nie dumą.
DRUGI OBYWATEL
Być może, w każdym razie jednak nie godzi się źle o nim mówić.
PIERWSZY OBYWATEL
Powiadam wam, że co bądź dobrego zrobił, zrobił to jedynie dla zaspokojenia dumy. Niech tam ludzie delikatni, jak chcą, mówią, że on ojczyznę miał na celu; ja nie przestanę utrzymywać, że celem jego było przypodobanie się matce i wyniosłość, w którą rośnie w miarę zasług.
DRUGI OBYWATEL
Poczytujecie mu za występek to, co leży w jego naturze i czego tym samym nie może się pozbyć. Nie możecie jednak żadną miarą powiedzieć, żeby był chciwy.
PIERWSZY OBYWATEL
Jeżeli tego powiedzieć nie mogę, nie idzie za tym, żeby mi brakło zarzutów, znalazłoby się ich tyle, że człowiek zmordowałby się ich wyliczaniem.
Krzyki za sceną.
Cóż to za krzyki? Tamta część miasta powstała. Czegóż tu stoim i paplem? Dalej, do Kapitolu8!
OBYWATELE
PIERWSZY OBYWATEL
Wchodzi Meneniusz Agryppa.
DRUGI OBYWATEL
Szanowny Meneniusz Agryppa, ten był zawsze dobry dla ludzi.
PIERWSZY OBYWATEL
On jeden jako tako poczciwy, niechby wszyscy byli tacy tylko!
MENENIUSZ
Cóż się to święci, moi współrodacy?
Gdzież to idziecie z kijmi i pałkami?
O co wam idzie? Powiedzcie mi, proszę.
PIERWSZY OBYWATEL
Zamiar nasz nie jest senatowi obcy; już go przed piętnastu dniami doszły słuchy o tym, cośmy mieli na myśli, a co teraz postanowiliśmy przywieść do skutku. Panowie senatory mówią, że biedni suplikanci9 mają ciężki oddech, poznają teraz, że mają i ciężkie pięści.
MENENIUSZ
Moi panowie, łaskawcy, sąsiedzi,
Chcecie się sami o zgubę przyprawić?
PIERWSZY OBYWATEL
Nie boimy się tego, panie, bośmy już o nią przyprawieni.
MENENIUSZ
Mogę wam ręczyć, moi przyjaciele,
Że patrycjusze mają o was pieczę.
Co się waszego tyczy niedostatku
I waszej biedy podczas tego głodu,
Za to zarówno moglibyście miotać
Kijami w niebo, jak i w rzymskie państwo,
Które iść dalej będzie swoją drogą,
Rwąc krocie twardszych wędzideł niż wszelkie
Mogące przez was stawić się zawady.
Bo nieurodzaj zrządzają bogowie,
Nie patrycjusze, a u tych schylone
Kolana raczej mogłyby coś wskórać,
Nie podniesione ramiona. Niestety!
Niedola rzuca was w większą niedolę;
I złorzeczycie sterownikom państwa,
I przeklinacie jako nieprzyjaciół
Tych, co się o was jak ojcowie troszczą.
PIERWSZY OBYWATEL
Troszczą się o nas! Ba, i bardzo! Pięknie się troszczą: pozwalają nam umierać z głodu, a magazyny ich pełne zboża; wydają ustawy o lichwie, aby wspierać lichwiarzy; kasują co dzień zbawienne jakie prawo, stawiające tamę bogaczom, i co dzień uciążliwsze ogłaszają postanowienia ku uszczerbkowi i ograniczeniu biedaków10. Jeżeli nas wojna nie zje, oni to zrobią. Taka to ich troskliwość o nas.
MENENIUSZ
Albo musicie przyznać, że nad miarę
Złe macie serca, albo ścierpieć zarzut,
Że macie bardzo źle w głowie. Opowiem
Wam jedną powieść, jużeście ją może
Słyszeli kiedy, gdy jednakże ona
W obecnej chwili wielce jest stosowna,
Spróbuję ją wam raz jeszcze przytoczyć.
PIERWSZY OBYWATEL
Słuchamy jej, panie; nie spodziewajcie się jednak otumanić dykteryjkami naszej biedy. Mówcież więc.
MENENIUSZ
Onego czasu wszystkie członki ciała11
Zbuntowały się przeciw żołądkowi
I obwiniły go, że on jak przepaść
Spoczywa w ciele gnuśny i nieczynny,
Chłonąc pokarmy i nigdy nie dzieląc
Prac z resztą członków; gdy tymczasem one
Patrzą, słuchają, radzą, uczą, chodzą,
Czują i wzajem sobie pomagając,
Zaspokajają żądze i potrzeby
Całego ciała. Żołądek rzekł na to...
PIERWSZY OBYWATEL
Cóż on rzekł? Ciekawy jestem.
MENENIUSZ
Zaraz się o tym dowiecie. Z uśmiechem,
Nie takim jednak, co to idzie z serca,
Lecz oto takim (bo żołądek może
Nie tylko mówić, jak widzicie, ale
I śmiać się czasem) odparł on szyderczo
Niechętnym członkom, owym rozdąsanym
Organom, co mu zazdrościły bytu
Z równą słusznością, jak wy powstajecie
Na senatorów, że nie są takimi,
Jakbyście chcieli i jacyście sami.
PIERWSZY OBYWATEL
Niech wasz żołądek kpi sobie zdrów. Jak to?
Toż by król członków głowa, serce-radca,
Oko-stróż, ramię-żołnierz, koń nasz-noga,
Język-nasz herold, oprócz tylu innych
Ważnych narzędzi i pomniejszych cząstek
Naszej machiny, toż by to...
MENENIUSZ
Co? Cóż by?
Ten człowiek śmie mi przerywać! Co? Cóż by?
PIERWSZY OBYWATEL
Toż by to wszystko pasibrzuch żołądek....
Miał trzymać w klubach12; żołądek, ta istna
Kloaka ciała?
MENENIUSZ
Cóż dalej? Cóż dalej?
PIERWSZY OBYWATEL
Jakąż odpowiedź mógł dać ten pasożyt
Na zażalenie owych cnych13 działaczów?
MENENIUSZ
Zaraz wam powiem, jeżeli się tylko
Zdołacie zdobyć przez parę chwil na to,
Na czym wam zbywa, to jest na cierpliwość,
Będziecie słyszeć odpowiedź żołądka.
PIERWSZY OBYWATEL
Za długo się z nią ociągacie.
MENENIUSZ
Uważ14,
Mój przyjacielu, poważny żołądek
Nie tak był prędki jak strona skarżąca;
Zastanowiwszy się, tak odpowiedział:
„Prawda to, moi współwcieleni bracia,
Że ja karm15 wspólną nam pierwszy odbieram.
I słusznie, bom ja spichrz, bom ja magazyn
Całego ciała. Pomnijcie16 atoli17,
Że ją strumieńmi18 krwi waszej posyłam
Do dworu, w serce; do stolicy, mózgu;
I że rozliczną drogą różnych funkcyj
Najtęższe nerwy i najmniejsze żyłki
Biorą ode mnie swój dział pożywienia.
Skoro zaś, moi kochani — tak dalej
Mówił żołądek, uważajcie dobrze... —
PIERWSZY OBYWATEL
No, no, cóż dalej mówił pan żołądek?
MENENIUSZ
Skoro zaś wszyscy razem nie możecie
Widzieć naocznie, czego wam dostarczam,
Mogę wam moje rachunki pokazać,
Z których poznacie, że wszyscy ode mnie
Otrzymujecie sam ekstrakt wszystkiego,
Mnie zaś zostają gręzy19. — Cóż wy na to?
PIERWSZY OBYWATEL
Wzdyć20 to odpowiedź. Radzi byśmy tylko
Usłyszeć teraz jej zastosowanie.
MENENIUSZ
Senat nasz jest tym poczciwym żołądkiem,
A wy jesteście krnąbrnymi członkami.
Bo zważcie tylko jego trudy, jego
Gorliwą czynność; rozpoznajcie bacznie
To, co się tyczy publicznego dobra,
A przekonacie się sami, że wszelka
Ogólna korzyść, jaka wam przypada,
Od niego tylko pochodzi, nie od was.
Cóż na to waszmość, waszmość, mój ty wielki
Palcu u nogi tego zgromadzenia?
PIERWSZY OBYWATEL
Ja wielki palec u nogi? Dlaczego?
MENENIUSZ
Bo będąc jednym z najnieokrzesańszych,
Najnikczemniejszych, najbrudniejszych cząstek
Tej mądrej zgrai, stajesz na jej czele.
Nędzny odrzutku, znam cię: tyś tu przyszedł
Podszczuwać innych, byś sam coś skorzystał.
Dalej, do pałek! Rzym z szczurami swymi
Staje do walki, jedna strona musi
Wziąć wnyki. Witaj, szlachetny Marcjuszu!
Wchodzi Kajus Marcjusz.
MARCJUSZ
Witaj! Cóż się tu dzieje? Co to znaczy?
Niesforne gbury, dlaczegóż to drapiąc
Litości godną świerzbę21 swych mózgownic,
Chcecie powiększać swoje wrzody?
PIERWSZY OBYWATEL
Zawsze
Otrzymujemy od was dobre słowo.
MARCJUSZ
Kto by wam dobre dał słowo, ten byłby
Pochlebcą niższym nad wszelką pogardę.
Czegóż wy chcecie, trutnie, wy, co ani
Pokoju, ani wojny nie lubicie?
Jedno was straszy, drugie uzuchwala.
Kto wam zaufa, ten zamiast lwów znaleźć
Znajdzie zające, zamiast lisów — gęsi.
Statek wasz tym jest, czym iskra na lodzie,
Czym szron na słońcu. Cała wasza cnota
Na tym polega, aby pod niebiosa
Wynosić tego, kogo potępiły
Własne postępki, a potępiającą
Lżyć sprawiedliwość. Kto na cześć zasłużył,
Ten zasługuje na waszą nienawiść,
Życzenia wasze są jako apetyt
Chorego, który najbardziej pożąda
Tego, co może zwiększyć jego niemoc.
Kto wasze względy zyskuje, ten pływa
Płetwą z ołowiu, trzciną dęby rąbie.
Niech wam kat świeci! Wamże by zaufać?
Wam, co zmieniacie zdanie z każdą chwilą,
Szlachetnym zwiecie tego, co wam wczoraj
Był nienawistnym, a nikczemnym tego,
Co wczoraj jeszcze był ozdobą waszą?
Cóż się to znaczy, że się tu i owdzie
Włóczycie, wrzeszcząc, i wyszczekujecie
Na senat, który za przewodem bogów
Trzyma was w swoich opiekuńczych karbach,
Ażebyście się sami nie pożarli?
Czegoż oni chcą?
MENENIUSZ
Zboża i zniżenia
Jego wysokiej ceny, twierdzą bowiem,
Że miasto jest nim dobrze opatrzone22.
MARCJUSZ
Obwiesie! Oni to twierdzą? Jak świerszcze
Siedzą za piecem i wmawiają w siebie,
Że wiedzą, co się dzieje w Kapitolu:
Kto pozyskuje wziętość, kto się wznosi
I kto upada. Popierają fakcje23
I domniemane kojarzą małżeństwa.
Jednym dodają splendoru, a drugich,
Których nie lubią, obryzgują błotem
Gorzej niż swoje dziurawe chodaki.
I oni twierdzą, że mamy dość zboża?
O, gdyby senat chciał na bok odłożyć
Litość i miecza użyć mi pozwolił,
Nagromadziłbym z tych głów kapuścianych
Stos tak wysoki, jak najwyżej mogę
Dosięgnąć szpicą24 mej włóczni.
MENENIUSZ
Ci się już dali przekonać, bo chociaż
Na roztropności potężnie im zbywa,
Tchórzem są za to porządnie podszyci.
Ale powiedz mi, proszę, co się stało
Z tą drugą tłuszczą, tam?
MARCJUSZ
Już się rozpierzchła.
Niech im kat świeci! Mówili, że głodni,
Stękali, plotąc przysłowia, jako to:
Że głód rozbija mury, że psy nawet
Dostają strawy, że chleb jest dla wszystkich,
Co mają gęby, że bogowie dają
Zboże nie tylko dla bogatych. W takich
I tym podobnych bzdurstwach wyzionęli
Swe użalania, którym czyniąc zadość,
Postanowiono, zgodnie z ich życzeniem,
Coś, co szlachetną myśl przejmuje zgrozą
I śmiałą władzę w bladą lalkę zmieni.
Zaczęli wtedy rzucać czapki w górę,
Jakby je chcieli zawiesić na obu
Rogach księżyca, i jak opętani
Wrzeszczeć z radości.
MENENIUSZ
Cóż postanowiono?
MARCJUSZ
Pięciu trybunów wedle ich wyboru25,
Którzy praw szui strzec i bronić mają.
Jednym obrany został Juniusz Brutus,
Drugim Sycyniusz Welutus, kto więcej,
Nie wiem. Do kroćset siarczystych piorunów!
Prędzej byłoby to szubrawcze plemię
Z całego Rzymu pozdzierało dachy,
Niżby zdołało było coś takiego
Wymóc ode mnie. Wezmą oni wkrótce
Większą przewagę i, poparci buntem,
Przyjdą nam podać trudniejsze warunki.
MENENIUSZ
Rzecz dziwna.
MARCJUSZ
Precz stąd do domów, hultaje!
Goniec nadchodzi.
GONIEC
Gdzie Kajus Marcjusz?
MARCJUSZ
Tu, cóż mi obwieścisz?
GONIEC
To, że Wolskowie wzięli się do broni.
MARCJUSZ
Cieszę się z tego, będziem przecie mogli
Przewietrzyć trochę ten stęchły kram gminu;
Lecz oto nasza starszyzna.
Kominiusz, Tytus Larcjusz i inni senatorowie, Juniusz Brutus i Sycyniusz Welutus wchodzą.
PIERWSZY SENATOR
Marcjuszu,
Prawdę mówiłeś: Wolskowie istotnie
Podnieśli oręż.
MARCJUSZ
Przywodzi im sławny
Tullus Aufidiusz, z którym twarda sprawa.
Grzeszę, zazdroszcząc mu jego wartości,
Zaprawdę, gdybym nie był tym, czym jestem,
Nim tylko być bym chciał.
KOMINIUSZ
Jużeście kiedyś
Szczerbili z sobą miecze?
MARCJUSZ
Gdyby jedna
Połowa świata drugą wzięła za łeb,
A on stał na tej samej ze mną stronie,
Umyślnie bym wszczął bunt dlatego tylko,
Abym go mógł mieć przeciw sobie. On jest
Lwem, na którego polowanie łechce
Mą dumę.
PIERWSZY SENATOR
Zacny Marcjuszu, chciej zatem
Pod Kominiuszem wziąć udział w tej wojnie.
KOMINIUSZ
Wszakżeś nam to już przyrzekł?
MARCJUSZ
Nie inaczej.
I wiernym słowu. Tytusie Larcjuszu,
Będziesz więc jeszcze raz świadkiem mojego
Spotkania z Aufidiuszem; wszakże będziesz?
Jeszcześ nie stępiał?
LARCJUSZ
Nie, Marcjuszu, wolę
Choćby o kuli pójść z drugimi walczyć
Niż zostać z tyłu.
MENENIUSZ
Szlachetna krew!
PIERWSZY SENATOR
Idźmy
Do Kapitolu, tam na nas czekają
Najlepsi nasi przyjaciele.
LARCJUSZ
Idźmy.
Ty nam przewodnicz, panie, i ty także,
Cny Kominiuszu, my za wami pójdziem.
Wam wprzód przystoi.
KOMINIUSZ
Szlachetny Marcjuszu!
PIERWSZY SENATOR
do obywateli
Dalej, do domu!
MARCJUSZ
Nie, niech pójdą z nami.
Wolskowie mają dość zboża; pozwólcie
Tym szczurom napaść się w ich spichrzach. Nuże,
Przezacna zgrajo, pokaż swą waleczność!
Senatorowie, Kominiusz, Marcjusz, Larcjusz i Meneniusz wychodzą. Obywatele wynoszą się chyłkiem.
SYCYNIUSZ
Jestże kto bardziej dumny niż ten Marcjusz?
BRUTUS
Nie wiem, kogo by z nim porównać.
SYCYNIUSZ
Będąc obrani trybunami ludu...
BRUTUS
Czy uważałeś26 jego wzrok i gesty?
SYCYNIUSZ
Nie, tylko jego przekąsy27.
BRUTUS
Gdy go rozdrażnisz, z bogów szydzić gotów.
SYCYNIUSZ
Drwić z spokojnego księżyca.
BRUTUS
Obecna wojna pożera go. Nie wie,
Jak się już nadąć, że tak jest waleczny.
SYCYNIUSZ
Tego rodzaju ludzie, połechtani
Bodźcem powodzeń, pogardzają cieniem,
Po którym chodzą w południe. Dlatego
Dziwi mnie, że on przy swej wyniosłości
Pod Kominiuszem nie wzbrania się służyć.
BRUTUS
Sławy, o którą mu idzie, a której
Nieskąpe względy już zyskał, nie można
Skuteczniej nabyć i łatwiej zarazem,
Jak stojąc za kimś będącym na czele,
Bo jeśli się co nie uda, powiedzą:
„Wódz temu winien” — choć wódz z swojej strony
Czynił, co tylko człowiek czynić może;
Głupia krytyka krzyczeć będzie wtedy:
„O, gdyby Marcjusz był tę rzecz prowadził!”
SYCYNIUSZ
Jeżeli się zaś powiedzie, opinia,
Która tak bardzo sprzyja Marcjuszowi,
Obierze z zasług Kominiusza.
BRUTUS
Z góry
Można przewidzieć, że połowa chwały
Kominiuszowej na Marcjusza spłynie,
Choćby ten na nią nie pracował. Wszystkie
Zaś jego chyby28 podniosą wysokość
Zalet Marcjusza, choćby Marcjusz w gruncie
Bynajmniej na to nie zasłużył.
SYCYNIUSZ
Pójdźmy
Posłuchać, co tam o wyprawie radzą
I w jaki sposób weźmie się ten człowiek
Do obecnego przedsięwzięcia.
BRUTUS
Idźmy.
Wychodzą.
SCENA DRUGA
Koriole. Wnętrze senatu.
Aufidiusz i senatorowie.
PIERWSZY SENATOR
Jesteś więc tego zdania, Aufidiuszu,
Że Rzym przeniknął nasze tajne plany
I wie, co knujem?
AUFIDIUSZ
Inneż zdanie wasze?
Kiedyż to u nas co bądź umyślono
I wykonano, żeby wprzód do Rzymu
Nie doszły o tym słuchy? Przed czterema
Niespełna dniami miałem stamtąd wieści,
Których treść na to wychodzi; jak myślę,
Mam list przy sobie; oto jest, słuchajcie.
czyta
„Zbierają wojska, nie wiadomo jednak,
Czy je chcą wysłać na wschód, czy na zachód,
Drożyzna wielka, lud wichrzy i słychać,
Że wódz Kominiusz, a z nim Marcjusz, dawny
Wasz nieprzyjaciel, którego jednakże
Rzymianie bardziej niż wy nienawidzą,
I Tytus Larcjusz, waleczny Rzymianin,
Kierują we trzech przygotowaniami
Do tej wyprawy. Snadź29 ona jest na was.
Pomyślcie nad tym”.
PIERWSZY SENATOR
Nasze wojska w polu.
Nie wątpiliśmy, że Rzym skory będzie
Dać nam odpowiedz.
AUFIDIUSZ
Ani się wam zdało
Stosownym plan nasz w tajemnicy trzymać
Tak długo, ażby śmiało mógł wyjść na wierzch;
Bo go Rzym w samym zarodzie przewąchał.
Przez to odkrycie zostajemy zbici
Z drogi do celu, który się zasadzał
Na wzięciu kilku miast, nimby się w Rzymie
O poruszeniach naszych dowiedziano.
DRUGI SENATOR
Dzisiaj niezwłocznie, zacny Aufidiuszu,
Nie tracąc czasu, śpiesz do swoich hufców;
My tu w Koriolach zostaniem ku straży
I ku obronie. Jeśli nas oblegną,
Przyjdź nam na odsiecz; nie sądzę jednakże,
Abyś ich znalazł przygotowanymi30.
AUFIDIUSZ
O, nie uwodźcie się31, mówię wam o tym
Jako o rzeczy pewnej, więcej powiem:
Liczne oddziały ich wojsk już są w marszu
I tu zmierzają. Żegnam was, panowie.
Jeśli się spotkam z Kajusem Marcjuszem,
Nie będzie żartów między nami, bośmy
Przysięgli sobie wzajem póty walczyć,
Póki jednemu z nas tchu nie zabraknie.
WSZYSCY
Niech cię bogowie wspierają!
AUFIDIUSZ
I w zdrowiu
Was utrzymują
PIERWSZY SENATOR
Żegnaj!
DRUGI SENATOR
Żegnaj!
WSZYSCY
Żegnaj!
Wychodzą.
SCENA TRZECIA
Rzym. Komnata w domu Marcjusza.
Wolumnia i Wirgilia siedzą na stołkach i szyją.
WOLUMNIA
Proszę cię, córko, śpiewaj, a przynajmniej bądź weselsza. Gdyby mój syn był moim mężem, bardziej bym się czuła szczęśliwa w jego nieobecności, która mu jedna sławę, niż w jego objęciach, które by mi świadczyły o jego miłości. Gdy jeszcze małym był chłopięciem, jedynym owocem mego żywota; gdy jego młodość i uroda wszystkich pociągała oczy; gdy inna matka takiego dziecka na całodzienne prośby królów nie byłaby odstąpiła jednej godziny spoglądania na nie, wtedy ja, marząc o jego przyszłości, myśląc, że ta piękna postać bez wieńca chwały byłaby tym, czym marny obrazek zawieszony na ścianie, znajdowałam uciechę w wyszukiwaniu dlań niebezpieczeństw, wśród których mógł się dobić chwały. Wysłałam go na krwawą wojnę, z której wrócił ozdobiony wieńcem dębowym32. Zaprawdę, córko, nie bardziej zadrgałam z radości, słysząc po raz pierwszy, że mi się urodziło dziecię płci męskiej, niż widząc po raz pierwszy, że się to dziecię pokazało mężem.
WIRGILIA
Lecz gdyby był zginął, o pani, gdyby był zginął!
WOLUMNIA
Wtedy jego dobre imię zastąpiłoby mi było miejsce syna i w nim bym się była odrodziła. Szczerze ci wyznaję, że gdybym miała dwunastu synów, z których by każdy stał na równi w mym sercu i każdy był mi tak drogi jak twój i mój kochany Marcjusz, wolałabym, żeby jedenastu szlachetnie umarło za ojczyznę, niż żeby jeden poza bitwą zmarniał na łożu rozkoszy.
Wchodzi Domownica.
DOMOWNICA
Pani, szlachetna sąsiadka, Waleria,
Przyszła odwiedzić was.
WIRGILIA
Błagam cię, pani,
Pozwól mi odejść.
WOLUMNIA
Zostań. Zdaje mi się,
Że słyszę odgłos trąb twojego męża,
Że widzę, jak w tej chwili Aufidiusza
Targa za włosy, a przed nim Wolskowie
Jak dzieci przed lwem stronią; zdaje mi się,
Że jestem przy tym, jak tupie i woła:
„Za mną tu, tchórze! Was w trwodze poczęto,
Chociaż byliście w Rzymie narodzeni”.
I łuskokrytą33 ręką obcierając
Skrwawione czoło, postępuje naprzód,
Na kształt żniwiarza, który postanowił
Zżąć wszystko albo utracić zarobek.
WIRGILIA
Skrwawione czoło! O, chroń go, Jowiszu34!
WOLUMNIA
Milcz, głupie dziecko! Krwawe znamię bardziej
Ozdabia męża niż złote trofea.
Piersi Hekuby, karmiące Hektora35,
Mniej były piękne niż Hektora czoło,
Gdy zeń krew ciekła pod ciosami Greków.
Powiedz Walerii, żeśmy ją gotowe
Przyjąć, jak zawsze.
Wychodzi Domownica.
WIRGILIA
O nieba, zasłońcie
Mego małżonka przed tym Aufidiuszem!
WOLUMNIA
Dziecinne modły! On zegnie zuchwały
Kark Aufidiusza i zdepce go nogą.
Domownica wprowadza Walerię i jej towarzyszkę.
WALERIA
Zacne niewiasty, bądźcie pozdrowione!
WOLUMNIA
Luba sąsiadko.
WIRGILIA
Miło mi widzieć was.
WALERIA
Jakże się macie? Zakute z was domatorki. Cóż to, szyjecie, widzę? Śliczne rąbki36, na poczciwość! Jakże się miewa twój mały synek, Wirgilio?
WIRGILIA
Dziękuję wam, łaskawa pani, zdrów jest, do usług waszych.
WOLUMNIA