Król śródmieścia - Garczyk Katarzyna - ebook

Król śródmieścia ebook

Garczyk Katarzyna

4,1

Opis

„Napędza go gniew. Nakłania do rzeczy, o których nigdy wcześniej by nie pomyślał”.
Dziewiętnastoletnia Melania Skierniawska ma poważny problem. Jej brat po raz kolejny wpadł w tarapaty. Co prawda zdarzało mu się już pożyczać pieniądze od podejrzanych typów, jednak do tej pory nie był dłużnikiem Costury – szefa największego gangu narkotykowego w Śródmieściu.
Dziewczyna nie chce, aby brat skończył w czarnym worku, dlatego postanawia wziąć sprawy w swoje ręce i wspólnie z Maksem – najlepszym przyjacielem, a zarazem jednym z zaufanych ludzi Costury – udaje się do klubu nocnego. W ten sposób trafia prosto do mrocznego świata Warszawy i staje twarzą w twarz z mężczyzną, o którym mówi się, że ma zasady, ale nie posiada serca.
Costura zgadza się na przedłużenie terminu spłaty, lecz na swoich warunkach. Melania przystaje na jego propozycję, nie mając pojęcia o prawdziwych zamiarach mężczyzny – planie, który zamieni jej życie w piekło. Odtąd każdy krok dziewczyny będzie śledzić gniewne spojrzenie.
„Napędza go gniew. Nakłania do rzeczy, o których nigdy wcześniej by nie pomyślał”.
Dziewiętnastoletnia Melania Skierniawska ma poważny problem. Jej brat po raz kolejny wpadł w tarapaty. Co prawda zdarzało mu się już pożyczać pieniądze od podejrzanych typów, jednak do tej pory nie był dłużnikiem Costury – szefa największego gangu narkotykowego w Śródmieściu.
Dziewczyna nie chce, aby brat skończył w czarnym worku, dlatego postanawia wziąć sprawy w swoje ręce i wspólnie z Maksem – najlepszym przyjacielem, a zarazem jednym z zaufanych ludzi Costury – udaje się do klubu nocnego. W ten sposób trafia prosto do mrocznego świata Warszawy i staje twarzą w twarz z mężczyzną, o którym mówi się, że ma zasady, ale nie posiada serca.
Costura zgadza się na przedłużenie terminu spłaty, lecz na swoich warunkach. Melania przystaje na jego propozycję, nie mając pojęcia o prawdziwych zamiarach mężczyzny – planie, który zamieni jej życie w piekło. Odtąd każdy krok dziewczyny będzie śledzić gniewne spojrzenie.
Opis pochodzi od Wydawcy.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 299

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,1 (650 ocen)
345
131
91
53
30
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Ruddaa
(edytowany)

Z braku laku…

stwierdziłam, że nie zasugeruję sie negatywnymi opiniami i przeczytam. Jednak żałuję. Ta książka jest cholernie nudna! Do tego kompletnie nie wiadomo o co w niej w ogóle chodzi. Cała ta Mela przez cała ksiazke tylko beczy i uginają sie pod nią kolana. Caly czas tylko siedzi w biurze Costury i czyta papiery. Sam Costur jest jakiś nijaki. Ogolnie od samego poczatku miałam wrażenie jakbym czytała historyjkę napisaną przez jakąś gimnazjalistkę. Po II część zdecydowanie NIE SIĘGNĘ.
51
ElzMan

Nie polecam

Nudna... Średnio wiem o co chodzi i chyba nie warto nawet zaczynać czytać
51
PolaNegrid

Nie polecam

To było tak złe, że aż szkoda czasu na pisanie recenzji…….
96
muckers

Dobrze spędzony czas

Zainteresowała mnie ,czekam na dalszy ciąg ,nie rozumiem tych negatywnych opinii ,są dużo gorsze książki a mają super opinie .
Rainbowdash55

Dobrze spędzony czas

Dobra, a nawet bardzo dobra. Wyróżnia się na tle innych powieści swojego rodzaju - gangsterka, romans, zaskakujące zwroty akcji. Tutaj występują te elementy, jednak autorka wyzbyła się kilku schematów. Do tego książka ma ten tajemniczy klimat, a sama fabuła nie gna z zawrotną szybkością. Miło się zaskoczyłam i mam nadzieję, że nie będę długo czekać na kolejny tom🥰🖤 Czytajcie!
20

Popularność




Copyright ©

Katarzyna Garczyk

Wydawnictwo NieZwykłe

Oświęcim 2022

Wszelkie Prawa Zastrzeżone

All rights reserved

Redakcja:

Kamila Recław

Korekta:

Magdalena Mieczkowska

Edyta Giersz

Redakcja techniczna:

Mateusz Bartel

Projekt okładki:

Paulina Klimek

www.wydawnictwoniezwykle.pl

Numer ISBN: 978-83-8178-980-6

ROZDZIAŁ 1

– Naprawdę myślisz, że to dobry pomysł? – pytam, gdy Maks nie odzywa się dobrą chwilę.

– A masz inne wyjście? – odpowiada pytaniem na pytanie i wzrusza ramionami.

Kręcę głową, możliwe, że tego nie widzi. Jest ciemno, wędrujemy jakąś mroczną uliczką, a godzina w telefonie pokazuje mi trzy minuty po północy. Maszeruję przed siebie, dręczona wyrzutami sumienia, że jeśli nic nie zrobię, mogę stracić brata. Z niektórymi ludźmi się nie zadziera, a Łukasz zadarł z najgorszymi.

Nie raz i nie dwa byłam w podobnej sytuacji, lecz teraz to wszystko wydaje mi się zupełnie inne, nierealne. Wcześniej brat, gdy potrzebował kasy, pożyczał ją od ludzi z najniższego szczebla, od płotek, więc nie były to wysokie sumy. Teraz jednak przeszedł sam siebie.

– Nie. Nie mam innego wyjścia.

Doskonale wiem, w co się pakuję, to nie tak, że idę wprost do jaskini lwa i nie zdaję sobie z tego sprawy. Wiem, że moja decyzja wywoła odpowiednie konsekwencje, ale widok żywego brata jest najważniejszy i przyćmiewa zdrowy rozsądek. Jeśli jest choć jeden procent szans, że mogę go uratować, wykorzystam tę okazję.

– Słyszałam wiele nieciekawych rzeczy na jego temat – kontynuuję.

– I wszystkie są prawdziwe, jednak przy mnie nie musisz się martwić, okej? – Zdawkowo kiwam głową. Wcale nie przestaję się martwić. – Musimy iść do klubu nocnego, tam zawsze są. Wiesz, Costura i inni. Powiadomiłem już jednego z jego ludzi, spodziewają się nas, więc nie powinno być problemu.

– Nie przypuszczałam, że zwykły klub nocny może się okazać przykrywką do prowadzenia szemranych interesów. Zawsze były to ślepe uliczki lub jakieś meliny czy opuszczone budynki – wypowiadam swoje myśli na głos.

– To jedni z najważniejszych i najgroźniejszych ludzi w tym kraju. Meliny skończyły się dla nich lata temu.

– Diego… – Przystaję na chwilę i spoglądam na gwiazdy. Na Maksa zawsze mówili Diego, nie mam pojęcia, skąd to się wzięło, ale podobno tę ksywkę dostał, jak miał osiem lat. Ponoć stoi za tym jakaś grubsza historia, lecz nigdy nie pytałam. Wolałam nie wiedzieć. – A jeśli to się nie uda i będzie tylko gorzej?

– Nie będzie. Mamy plan, po prostu się go trzymaj.

– Skąd w tobie ta pewność?

Diego zatrzymuje się i podchodzi. Chwyta mnie za ramiona, więc spoglądam mu w oczy.

– Znam Costurę. Mel… Wiem, że nie jest to żadne zapewnienie z mojej strony, ale naprawdę nic ci nie grozi. Ze mną jesteś bezpieczna.

– To, że go znasz, nie gwarantuje mi bezpieczeństwa, a Łukaszowi życia.

Przyjaciel wzdycha. Może i faktycznie zna Costurę, ale ja wiem, że zawsze powinno się unikać kłopotów, a nie wchodzić w ich sam środek.

– Nie robi niczego bez powodu, kieruje się zasadami, a ty chcesz z nim tylko porozmawiać, tak? – Przytakuję. – Uda się, zobaczysz.

Nie mam pojęcia, jakim cudem Łukasz odda Costurze dwadzieścia tysięcy. Nie jest to kasa, którą można wytrzasnąć ot tak. Może i nasi rodzice są bogaci, dostajemy od nich tygodniówki, ale kasa nigdy nie była nam potrzebna do szczęścia. Starzy się nami nie interesują, a tylko tego tak naprawdę zawsze od nich chcieliśmy. Uwagi.

– Jak dobrze znasz Costurę?

– Gdy byłem dzieckiem, uratował mi życie, Mel. – Wzdycha i opuszcza ramiona wzdłuż tułowia. – Costura słynie z tego, że jest bezwzględny dla wrogów, lojalny wobec przyjaciół i obojętny dla obcych, a ja… – waha się. – Ja nie jestem mu obcy. Pomógł mi, gdy najbardziej tego potrzebowałem, dlatego dla niego pracuję.

– Pracujesz dla niego? – Robię krok w tył, by spojrzeć mu w oczy. Wiem, że Maks jest dilerem, ale nie miałam pojęcia, że w podziemiu zajmuje tak wysokie miejsce w hierarchii. Teraz się okazuje, że jest jednym z tych ważniejszych. – I masz całkowitą pewność, że wejdziemy tam, porozmawiamy z tym typem i wyjdziemy, tak?

– Tak, Mel.

Dostaję ten mały, długo wyczekiwany zastrzyk nadziei i wiem, że to może się udać.

Dygoczę z zimna, poprawiam czarną bluzę i naciągam kaptur na głowę. Wyciągam z kieszeni mentolowego papierosa i odpalam go pospiesznie, bo choć mamy koniec maja, pogoda wieczorami jeszcze nie dopisuje.

Znajdujemy się przed tylnym wejściem. Przystaję w miejscu, sama nie wiedząc, czy powinnam się w to mieszać, czy może odpuścić. Brat sam powinien sobie radzić ze swoimi problemami, nie mogę w kółko go z nich wyciągać.

– A jeśli się nie uda?

Przyjaciel wzdycha głośno i zwraca się w moją stronę.

– Kurwa, Melka, nie odpierdalaj. Masz pojęcie, ile musiałem błagać, by chociaż zechciał się z tobą zobaczyć? Kurwa, oczywiście, że nie masz pojęcia! – Szarpie się za włosy. Od razu się zdenerwował. – I jeszcze co musiałem zrobić, żeby ci pomóc! To nie są proste rzeczy! Nikt by cię tu nie doprowadził, a znam Costurę i jego ludzi, sam kiedyś byłem z nim blisko, więc wiem, że nic ci się nie stanie.

– Diego, tylko…

– Albo wchodzisz, albo nie. Zrobiłem, co miałem zrobić, więcej ci już, kurwa, nie pomogę, jeśli tak to ma wyglądać i za nic masz moje starania – odpowiada szorstko.

Czuję łzy zbierające się pod powiekami. Odwracam głowę i robię parę głębokich oddechów, słysząc za plecami głośne westchnienie przyjaciela. Chodzę jeszcze chwilę z miejsca na miejsce. Nie wiem, co zrobić. Doceniam to, że Maks mi pomaga i jest zawsze, kiedy go potrzebuję, ale… kurwa mać, co ja robię?

– Idziesz czy nie? – pyta zdenerwowany, więc zdawkowo kiwam głową.

Obym tego nie żałowała.

Diego puka. Gdy to nic nie daje, zaciska dłoń w pięść i uderza mocniej, a po chwili rozmasowuje kostki. Wyrzucam peta, denerwuję się. Metalowe drzwi otwierają się z hukiem, a naszym oczom ukazuje się wysoki, napakowany mężczyzna, który wierci wzrokiem dziurę w moim ciele, przez co czuję się jeszcze bardziej niepewnie. Mam ochotę iść stąd w cholerę. Mimo zapewnień Maksa coraz mniej mi się to wszystko podoba, jednak jeśli nie spróbuję, zabiją mi brata, a na to nie mogę pozwolić.

Facet omiata nas szyderczym spojrzeniem. Uśmiecha się do mnie z litością, jakbym była małym dzieckiem, które zgubiło się w wesołym miasteczku.

– Musimy porozmawiać z szefem. Jest u siebie? – pyta Diego poważnym głosem. Gdybym go nie znała, z pewnością bym się przeraziła. Od tej strony poznałam go kilka lat temu, gdy to właśnie z nim zadarł Łukasz.

– Zjeżdżaj stąd, dziecko, bo możesz nie wrócić do domu – zwraca się do mnie, a następnie do Maksa, wskazując na niego palcem – a ty wypierdalaj. Masz zakaz wstępu po ostatniej akcji.

– Serio dalej o tym pamiętacie? – Uśmiecha się sztucznie i poprawia włosy.

To pierwszy znak, który mówi mi, że lepiej stąd iść.

– Musimy z nim porozmawiać, to ważne – dodaję. Maks wciąż stoi przy mnie. Nie boi się tego człowieka, więc i ja czuję się odrobinę spokojniejsza.

– Drugiej szansy ci nie dam. Nie wiesz, z kim chcesz się spotkać. Robię ci przysługę. – Zamyka drzwi.

To drugi znak. Powinnam posłuchać tego faceta, jednak nie potrafię.

Jeśli tam nie wejdę, to nie porozmawiam z Costurą i nawet nie będę miała szansy, żeby błagać go na kolanach, by nie zabijał mi brata. Jestem w stanie to zrobić. Łukasz to najważniejsza osoba w moim życiu.

Buzuje we mnie odrobina szaleństwa i ogrom strachu. Pod wpływem chwili robię coś, za co z pewnością przyjdzie mi słono zapłacić.

– Będę tu stała całą noc i go wołała, aż wyjdzie! – krzyczę.

Facet nie domyka drzwi, przeciwnie – otwiera je szerzej i wgapia się we mnie, jakby sądził, że albo się przesłyszał, albo to ja coś źle zrozumiałam. Uchyla wargi i patrzy ponad nami. Dopiero teraz widzę, że to nie mnie otwiera drzwi, a jakiemuś łysemu facetowi. Wita go skinieniem głowy.

– Costura ceni sobie prywatność i mało kto wie, gdzie go znaleźć – mówi ten łysy, wgapiając się swoimi wielkimi ślepiami w moje.

– Cader – zaczyna Maks – powiedz mu, żeby nas wpuścił. Chcemy pogadać z Costurą. Rozmawiałem z nim, wie, że mam przyjść.

– Więc wchodźcie – odpowiada Cader i sam znika nam z pola widzenia.

To trzeci znak. Za szybko weszliśmy.

– Nie ruszać się. Jeśli drgniesz, to cię załatwię – mówi ochroniarz i wyciąga telefon, a następnie się od nas odwraca. Nie chcę wystawiać jego cierpliwości na próbę i sprawdzać, czy takie obietnice mają pokrycie. Stoję więc w miejscu.

Zaczynam rozmyślać o tym, co jeszcze Diego mi mówił. W drodze wyjaśnił, jak działa ta organizacja. Klub nocny to miejsce, w którym załatwiają interesy. Costura, jako właściciel całego budynku, dba o jego renomę i własną reputację, a porachunki wyrównuje jedynie z dłużnikami. Przerażające jest to, co może zrobić z Łukaszem. Skoro ja mu nic nie zrobiłam, nie powinien chcieć mnie odstrzelić. Przyjaciel dodał również, że Costura nie pozwoliłby mu mieć własnej działalności, gdyby wyczuwał zagrożenie lub mu nie ufał.

Ktoś się do nas zbliża. Rejestruję, jak jakiś mężczyzna podchodzi i uderza Diega w twarz. Chłopak upada, a ja jestem zbyt zaskoczona, by cokolwiek zrobić. Zresztą jak mogłabym mu pomóc? Jedynie przyglądam się całej scenerii. Maks dostaje kolejny raz, po czym wstaje. Widzę, że chce oddać.

– No proszę, proszę – zaczyna obcy mężczyzna spokojnym, rozbawionym głosem. – Kogo my tu mamy. Przychodzisz z nową dupą? Załatwiasz jej fuchę? – dopytuje, wyciągając z kieszeni cukierki. Pakuje ich garść do ust, a opakowanie chowa z powrotem.

– Stary, kurwa… – Maks nie kończy, ponieważ dostaje z pięści w brzuch, a pode mną uginają się nogi.

– Przepraszam, ja… – Z niepewności odbiera mi mowę. Wargi mam suche, więc przesuwam po nich językiem, jednak w dalszym ciągu nie potrafię nic powiedzieć.

– Czego tutaj szukasz, niewiasto? Jesteś pewna, że to dla ciebie odpowiednie miejsce? Wynoś się, póki jeszcze ci pozwalam i zanim zmienię zdanie – mówi do mnie.

Czwarty znak.

Spogląda na moją twarz, mierzy wzrokiem sylwetkę od góry do dołu. Stoi i gapi się tak kilka sekund, zupełnie nic nie mówiąc. Mam coś na twarzy? Czuję się niezręcznie, gdy nie odrywa ode mnie swoich ogromnych ślepi.

Odbijam się o plecy Maksa, który wyciera usta nadgarstkiem, na którym pojawia się krew.

– Chciałabym porozmawiać z panem Costurą – wyjaśniam, a on patrzy na mnie jak na kretynkę.

– Pracy szukasz? – Unosi brwi. – Lepiej nie tutaj, ale jeśli chcesz… Może się nadasz. – Łapie mnie za rękę i ciągnie brutalnie w swoją stronę, na co Maks szybko reaguje i odpycha faceta.

– Nie szuka żadnej pracy, więc ją zostaw – rzuca Diego.

– Bo co, kurwa?

– Może nie jestem na swoim terenie, ale w końcu kiedyś opuścisz ten burdel.

– O, Romeo! – naśmiewa się tamten.

– Chodzi o jej brata, chcemy tylko rozmawiać z Costurą i więcej nas nie zobaczysz.

Facet chodzi z miejsca na miejsce i myśli. Zastanawia się nad całą sytuacją i wgapia się we mnie, później spogląda na Maksa, a potem robi minę, jakby zapaliła mu się w głowie jakaś lampka.

– Możesz zostać – odzywa się – ale on spierdala. Costura nie chce go widzieć, a jak zobaczy, to już go nie zostawi. Masz to jak w banku, śmieciu – rzuca w stronę Diega. – Więc decyzja – zwraca się do mnie ponownie.

– Przecież rozmawiałem z Cosą!

– Wypierdalasz stąd! Nie chcę cię tu widzieć!

Panikuję. Spoglądam niepewnie na przyjaciela, który kręci głową, zaciska wargi i ciągnie mnie do wyjścia. Powłóczę za nim nogami, zaczynają mi się trząść ręce. Zatrzymuję się, słysząc głos tamtego mężczyzny:

– Bardzo fajnie jest mieć brata. Gorzej, że czasem trzeba patrzeć, jak umiera.

Żadne znaki już mi nie pomogą. Nie ruszam się z miejsca. Z trudem przełykam ślinę. Serce bije mi pospiesznie i nie potrafię logicznie myśleć. Zdrowy rozsądek zdaje się ulatniać, ponieważ wracam. Nie mogę zostawić brata na ich pastwę, a jeśli jest coś, co mogę zrobić, uczynię to. Powtarzam w myślach, że może nie będzie tak źle, żeby samej w to uwierzyć.

– Jeśli teraz stąd wyjdziesz, pozamiatane. Masz tylko tę jedną szansę, żeby porozmawiać z Costurą. Więcej nie będzie. To jak? – pyta wesoło. Pod jego zadowoloną miną dostrzegam swego rodzaju niepewność, ale i ekscytację. To strasznie dziwne.

– Dam radę – mówię Diegowi, choć jeszcze przed chwilą to on mnie o tym przekonywał.

Boję się, lecz bardziej o brata, bo ten człowiek otwarcie mi powiedział, co mu zrobią. Po prostu go zabiją. Nie mogę na to pozwolić.

– Zaczekam przed drzwiami. Uważaj na siebie i uciekaj, gdy tylko coś będzie nie tak. Drzwi są oznaczone niebieskim punktem, zawsze miej choćby jedne na oku – szepcze mi do ucha. – Ten gość to kawał skurwiela, ale jego również znam. Nic ci nie zrobi.

Chciałabym mu wierzyć.

– Pamiętaj o najważniejszym. Jeśli będziesz z nim sam na sam, nie próbuj grać na jego emocjach. To nic nie da, nie ma serca. Ma zasady, trzyma się ich, ale nie ma serca – powtarza mi do ucha.

Maks wychodzi, a ja zatrzymuję się przy tym dziwnym facecie. W czasie gdy wyciąga telefon, mam chwilę, by mu się dokładnie przyjrzeć. Jest wysoki, szczupły i ma czarne, przystrzyżone włosy. Duże usta, których jeden kącik co rusz się unosi. Rzuca mi niepewne spojrzenie, a to sprawia, że zaczynam się peszyć.

– Kurwa, mam cię stąd wyrzucić – mówi, stukając się telefonem po czole. Czuję zawód i ogromną ulgę jednocześnie. – Costura ma za dużo roboty, nie ma czasu na brednie.

– To powiedz, proszę, panu Costurze, że to sprawa życia i śmierci.

Kpi ze mnie otwarcie i nawet tego nie ukrywa.

– Proszę, co ci szkodzi? Pan Costura poświęci mi pięć minut i się stąd zmyję. Tylko mnie wysłucha, a ja postaram się rzeczowo przedstawić wszystkie argumenty, by nie zabijał mojego brata. Masz może rodzeństwo? – Jestem na tyle zdesperowana, że chcę w nim wzbudzić choć trochę pozytywnych uczuć, by dał mi szansę. Kilka minut rozmowy to nie tak dużo, a mogą uratować komuś życie.

– Nieee – przeciąga i przypatruje mi się uważnie kolejny raz.

Facet drapie się po brodzie, dotyka kilkudniowego zarostu i marszczy czoło. Wzdycha, kręci głową. Co najdziwniejsze, zaczyna się śmiać, jakbym opowiedziała jakiś kawał albo jakby przypomniał sobie coś zabawnego. To przerażające, że w tak poważnej sytuacji on zachowuje się tak swobodnie. Mam wrażenie, że ma coś nie tak z głową.

Nie wiem, kim dokładnie tutaj jest i jaką pełni funkcję, ale jakoś mi do tego wszystkiego nie pasuje. Przede wszystkim wyobrażałam to sobie inaczej, a ten mężczyzna sprawia wrażenie zmęczonego, zmartwionego, ale też opanowanego. I dziwnego. Wypuszczam nerwowo powietrze z ust, przestępuję z nogi na nogę i zastanawiam się, jak to wszystko ułożyć w logiczną całość.

– Dobra, to wyobraź sobie, że masz i twój brat wpakował się w wielkie bagno i nie może z niego wyjść. Zadarł z najgorszym człowiekiem albo organizacją w całym kraju i nijak nie widać z tego wyjścia. Co robisz? – pytam.

– Logiczne, pomagam mu za wszelką cenę – odpowiada lakonicznie, a ja mam wrażenie, że w tej wypowiedzi ukrywa się głębszy, zupełnie nieznany mi sens. Jakby mówił z doświadczenia.

– Więc dlatego tu jestem.

Facet zaczyna się śmiać, ukazując proste, białe zęby.

– To może być ciekawe – rzuca. Idzie przed siebie, zostawiając mnie z tyłu. – Chodź, dawno go nie wkurwiałem. Przyda się jakaś rozrywka – dodaje, machając ręką.

Podążam za nim z dudniącym sercem, szumiącą w uszach krwią i potem spływającym po plecach. Przechodzimy długim korytarzem przez drzwi. Paraliżujący strach powoli zaczyna wsiąkać w moje ciało – nie pozwala się dalej ruszyć – jakby dopiero teraz zdało sobie sprawę, co się dzieje i gdzie się znajduje. Nie mam pojęcia, którędy mogłabym uciec, gdyby zaszła taka potrzeba. Szukam tych drzwi oznaczonych na niebiesko, ale ich nie widzę.

– Właściwie to jak masz na imię? – słyszę pytanie.

– Melania – odpowiadam zgodnie z prawdą. – A mogę wiedzieć, jak ty się nazywasz? – pytam z lekką dozą rezerwy. Nie chcę się narażać, więc od razu wycofuję pytanie, starając się zwrócić jego uwagę na coś innego.

Wyciągam z kieszeni paczkę i wystawiam w jego kierunku. Spogląda z uśmiechem. Podaję mu zapalniczkę, gdy układa papierosa między wargami, i robię to samo.

– Krzysiek – odpowiada po chwili. – Cholera, już zapomniałem, że mentole są takie dobre.

Mężczyzna ponownie wyciąga telefon i dzwoni, rozmawia chwilę szeptem, później śmieje się, mówiąc, że jego rozmówca nie pożałuje. Zaprasza mnie przodem. Otwiera drzwi, które prowadzą do jakiegoś garażu. Schodząc po schodach, słyszę szmery, głosy i śmiechy. Czuję nieprzyjemny dreszcz. Drżę. Dlaczego nie mogę z tym człowiekiem porozmawiać w jakimś normalnym miejscu?

Pomieszczenie jest duże, wypełnione dziwnymi beczkami, pudłami i kontenerami. Mam wrażenie, że to właśnie w nich znajdują się jakieś nielegalne substancje. Zastanawiam się, po co przyszliśmy akurat tutaj i wtedy słyszę przeraźliwy jęk, więc od razu rozglądam się dookoła. Na podłodze leży młody mężczyzna, prawdopodobnie w moim wieku. Kaszle okropnie i pluje krwią. Gapię się, czując, jak jeszcze bardziej miękną mi kolana. Krzysiek nagle zmienia do mnie nastawienie, bo mocno łapie pod ramię i prowadzi bliżej. Nie mogę patrzeć na chłopaka, ale nie przestaję tego robić. Jego oprawca stoi nad biedakiem z bronią w ręku, lecz się powstrzymuje. Jakby dopiero teraz zarejestrował moją obecność.

Jego zielone oczy, których kolor dostrzegam w świetle wiszącej nad nami lampy, przeszywają mnie na wylot. Mam wrażenie, że przez chwilę widzę jakiś przebłysk zaskoczenia, ale gdy mruga, wszystko znika. Wpatruję się w niego, nie potrafiąc oderwać wzroku, a on robi to samo. Serce przyspiesza mi do galopu. Gdyby nie sprawa brata, uciekłabym bez zawahania. Ten człowiek ma w sobie coś mrocznego, jakby otaczała go czarna aura śmierci. To przerażające, więc nieświadomie robię krok w tył, ale nadal mierzę go wzrokiem. Zauważam na jego przedramionach i szyi liczne tatuaże, ale w mroku wszystkie się zlewają.

– Kim ty jesteś? Co ja ci, kurwa, mówiłem? – zadaje to pytanie spokojnym, mocnym głosem, spoglądając to na mnie, to na Krzysztofa. Ściąga ciemne brwi, lewa lekko drga. Zgaduję, że to on. Costura.

W pierwszej chwili nie rozumiałam, dlaczego bawi się w wymierzanie kar i odbieranie długów, skoro ma od tego ludzi, jednak Diego wyjaśnił mi, że Costura sam załatwia swoje interesy i równa rachunki. Nie potrzebuje kryć się za czyimiś plecami, a skoro ktoś właśnie z nim załatwia interesy, to także z nim się rozlicza.

– Najpierw zacznę od tego, że chciałabym jedynie porozmawiać. Chodzi o mojego brata, chcę mu pomóc, ale jedyną osobą, która może mu pomóc, jest pan, bo ma u pana dług i… – plączę się, jednak tamten wydaje się nawet nie słuchać głupot, które wydobywają się z moich ust. Otwarcie mnie ignoruje, jakby nic w tej chwili do niego nie docierało. Po prostu patrzy. Raz na mnie, raz na Krzyśka.

– Mówiłem ci, że będzie zabawnie – komentuje Krzysztof i podchodzi do Costury, a potem klepie go po ramieniu.

Od razu widać, że są zadziwiająco młodzi jak na to wszystko. Gdybym musiała zgadywać, obstawiałabym, że szefem będzie mężczyzna po pięćdziesiątce albo chociaż po czterdziestce, z wielkim brzuchem i w garniturze, który ledwo się dopina. W moich wyobrażeniach miał psa, małego i tłustego, który cały dzień nic nie robi, tylko się ślini i ujada.

Mężczyźni odchodzą kawałek, stają naprzeciwko siebie i wymieniają parę zdań. Są prawie tego samego wzrostu. Costura trzyma ręce w kieszeni, a gdy tylko je wyciąga, zauważam, że są zaciśnięte w pięści. Faceci zacięcie o czymś dyskutują i gdy przypatruję im się uważnie, mam wrażenie, że zaraz może dojść do rękoczynów. Odwracam wzrok. Chcę porozmawiać z tym człowiekiem i iść do domu.

Słyszę jęk. Wzrokiem odnajduję pokrzywdzonego chłopaka i powoli do niego podchodzę. Kucam, sprawdzam mu puls i dotykam delikatnie opuszkami palców jego twarzy, zgarniając z oczu długą blond grzywkę. Widzę ogromnego siniaka na prawym policzku, krew na sinych wargach, przecięty łyk brwiowy, przez co robi mi się trochę słabo. Ocieram łuk. Nie chcę, by zauważyli, jak się rozklejam, ale tylko na potworze taki widok nie zrobiłby wrażenia.

Ktoś do mnie podchodzi, szarpie za rękę i podnosi zbyt gwałtownie, bo czuję, jakby przestawił mi się bark.

– Laska podobno chce z tobą tylko pogadać. Wysłuchać możemy, prawda? – mówi Krzysiek z pełną buzią cukierków, gdy na powrót do mnie podchodzą. – Kurwa, Kitek, puść ją.

Odczuwam ulgę. Dotykam ręki i masuję miejsce, na którym jeszcze przed chwilą zaciskały się łapska wielkiego człowieka.

Costura rzuca piorunami z oczu na prawo i lewo, chyba nawet nie mając o tym pojęcia. Kitek, potężny i silny gość przypominający niedźwiedzia, opuszcza lekko głowę. Skoro na nim Costura robi takie wrażenie, to z pewnością jego zła reputacja nie jest wyolbrzymiona.

– Więc? – Gdy spogląda mi w oczy, wiem, że to pytanie kieruje do mnie.

– Coś mówiła… – zaczyna Krzysiek, ale Costura macha ręką, żeby zamilkł.

Nastaje cisza, w której, mam wrażenie, słychać jedynie moje serce wyrywające się z klatki piersiowej i przyspieszony oddech.

Costura podchodzi i staje o wiele za blisko. Chowa pistolet za plecami, opuszcza poły marynarki, przy okazji luzując czarny krawat. Przygląda mi się uważnie. Spuszczam głowę i wpatruję się w szary, popękany beton.

– No, Melanio, po co tutaj przyszłaś?

W dalszym ciągu czuję na skórze palący wzrok, gdy mierzy mnie nim od góry do dołu. Wycieram spocone dłonie o spodnie, przestępuję z nogi na nogę. Gdy nagle dotyka mojego podbródka, podnosząc go gwałtownie, bym spojrzała do góry, przechodzą mnie dreszcze.

Mogę z tej odległości zauważyć liczne czarne krzyże na jego szyi. Większe i mniejsze. Pod prawym okiem odwrócony mały krzyżyk, podobny do tych na szyi.

– Odpowiesz w końcu, dlaczego przeszkadzasz mi w interesach? – docieka Costura.

Kończy mu się cierpliwość, ale wciąż ujmuje moją twarz dwoma palcami i wyczekuje reakcji. Robię krok w tył. Przymykam powieki i coraz bardziej się denerwuję. Przed chwilą widziałam, na co go stać i do czego jest się w stanie posunąć.

– Przepraszam, panie Costura, ale chodzi o mojego brata. – Oddala się. Cholera, mam ogromną ochotę zapalić, żeby się uspokoić. – Ma u pana dług i prosił, bym postarała się pana jakoś przekonać, by go pan nie zabijał. No i też nie łamał nóg. Kiedyś miałam złamaną nogę, więc wiem, jak z tym kiepsko – dodaję na rozluźnienie, ale nie działa. – No i proszę dać mu więcej czasu, naprawdę na razie nie ma tych pieniędzy.

– Przestań, od tego jęczenia zaczyna mnie boleć głowa. – Wyciąga rękę na znak, że mam nic nie mówić. Krzysztof zaczyna się śmiać, Kitek nie spuszcza ze mnie wzroku, a Costura przeciera ręką oczy i głośno wypuszcza powietrze. Myśli.

– Przepraszam, już nic nie mówię.

– A więc to ty jesteś siostrą tego frajera – rzuca spokojnie po czasie, który dla mnie wydawał się wiecznością. – Masz pojęcie, w co się właśnie wpakowałaś?

Costura znów podchodzi blisko mnie, jakby chciał rozszyfrować, kim naprawdę jestem i co tutaj robię. Jakby chciał wiedzieć, czy mam jakiś ukryty motyw i czy mówię prawdę. Dopiero teraz zdaję sobie sprawę, że chcąc wyciągnąć brata z ich szponów, sama wpadłam w niezłe bagno i nikt mnie z niego nie wyciągnie.

ROZDZIAŁ 2

Jest zimno i duszno jednocześnie. Dreszcz przebiega po moim rozgrzanym ciele, lecz nie wiem, czy z chłodu, czy ze zdenerwowania. Słyszę donośny trzask zamykanych drzwi. Stoję i wgapiam się w brudny beton, na którym dostrzegam ogromne zaschnięte plamy krwi. Wzdrygam się. Czuję silny powiew wiatru na twarzy, a to w jakimś stopniu sprawia, że policzki przestają mnie palić.

Masz pojęcie, w co się właśnie wpakowałaś?

Nie! Dopiero teraz to do mnie dociera! Boże, chyba jeszcze do niedawna myślałam, że nic z tego, że mnie wyrzucą, nikt nie będzie chciał ze mną rozmawiać, a sprawa brata sama jakoś się wyjaśni lub Maks ją rozwiąże, jak zawsze.

Mężczyźni rozmawiają, prawdopodobnie o tym, co zrobić. Niestety nic do mnie nie dociera, nic nie słyszę, przez co zaczynam się coraz bardziej pocić i denerwować. W końcu nie wiem, co się stanie ze mną i Łukaszem. Widziałam przecież, jak Costura przed chwilą groził jakiemuś człowiekowi, który teraz leży na posadzce i ledwo oddycha. Podchodzę do chłopaka i sprawdzam jego puls – na szczęście jest wyczuwalny.

Jak można coś takiego komuś zrobić?

– Weźcie ją stąd – mówi Costura, nawet na mnie nie patrząc. – Załatwcie to.

Kitek znów do mnie podchodzi, szarpie i wyciąga broń, a ja zamieram. Maks mówił, że nie zabijają nikogo bez powodu, więc nie powinno się tak dziać! Jestem obca, powinnam być obojętna!

– Kitek, kurwa, no nie w ten sposób! – krzyczy na niego Krzysztof. Wyciąga ręce, jakby się modlił, i wzdycha teatralnie. Kręci głową. Szuka czegoś w kieszeniach, a po chwili wrzuca garść cukierków do ust.

Kiedy gość mnie puszcza, zaczynam szukać wyjścia z tego pomieszczenia. Zatrzymuję wzrok na oznaczonych drzwiach. Robię kilka kroków w tył. Niemal potykam się o leżącego chłopaka.

– On potrzebuje pomocy – zauważam cicho, patrząc na Krzysztofa, który jako jedyny skupia na mnie uwagę.

– Myślisz, że mnie to obchodzi? – rzuca chłodno Costura, przez co włoski na karku stają mi dęba.

– Nie, wiem, że nie – odpowiadam spanikowana i rozglądam się na boki – ale proszę pozwolić mi mu pomóc – dodaję błagalnym szeptem, bo zaczyna mi się łamać głos. Widziałam już wiele, lecz to nie sprawia, że czuję mniej.

Costura posyła mi szydercze spojrzenie. Wciąż czekam. Niech się dzieje wola Boża, ale nie zostawię chłopaka na pastwę tych brutali. Nawet gdybym chciała, to nie potrafię!

– Panie Costura, proszę!

Widzę w jego oczach błysk zaskoczenia i zdziwienia, ale znika tak szybko, że nie jestem pewna, czy sobie tego nie wyobraziłam.

Co ja robię? Zaraz będę tu leżała w takim samym stanie co ten dzieciak! Dobrze zgaduję, bo Kitek podchodzi do mnie, szarpie za włosy, przez co piszczę i jęczę z bólu, gdy zaciska mocniej rękę. Uginam nogi w kolanach i o mało nie upadam, ale trzyma bardzo mocno, więc jeśli się poddam, wyrwie mi z głowy wszystkie włosy.

Kilka łez wypływa mi z oczu. Staram się nie okazywać, jak bardzo boli mnie to, co ten człowiek robi. Wcześniej nie zwracałam na niego uwagi, ale powinnam była. Przede wszystkim nie powinnam tu przychodzić! Rany boskie, w co ja się wpakowałam?!

Krzysiek mówi Costurze coś na ucho. Obaj nagle zaczynają się śmiać.

– Zobaczymy, co z tego wyjdzie. Dawno nic się nie działo, prawda? – rzuca Costura ze śmiechem i daje Krzyśkowi jakiś znak głową.

Krzysztof odpycha Kitka. Sam pomaga mi wstać, ponieważ z głuchym impetem upadłam na kolana, a ból się nasila, gdy prostuję nogi. Poprawiam włosy, a ci dwaj znów mi się przypatrują. Ocieram łzy z twarzy. Krzysiek zdaje się niczym nie przejmować. Wpycha kolejną porcję słodyczy do ust, wybucha śmiechem tak, że kilka cukierków mu wypada, po czym wychodzi, zabierając ze sobą tamtego gościa. Zostawia nas samych – mnie, Costurę i chłopaka na wykończeniu.

– Czemu cię to w ogóle interesuje? – pyta Costura, zakładając ręce na piersi.

– Mam coś takiego jak serce – odpowiadam.

Podchodzę znów do dzieciaka, zdejmuję bluzę i podkładam mu ją pod głowę.

– Każdy czyn niesie za sobą konsekwencje. Jesteś na nie gotowa, Melanio? – słyszę za plecami i znów przechodzą mnie dreszcze. – Czy może uważasz, że jeśli jesteś młoda i w miarę ładna, to cię ominą? Żyjesz w swoim kolorowym świecie. Jeśli postanowisz mieszać się w nie swoje sprawy, wejdziesz do mojego. Zastanów się, zanim to zrobisz.

Na chwilę zamieram. Przez kolejną się waham. W następnej spoglądam na zakrwawioną twarz chłopaka, a łzy wzbierają mi się pod powiekami, gdy nasze spojrzenia się krzyżują. Nie jest to miły widok, gdy patrzy błagalnie, a z jego ust wydostają się jęki. Staram się mu pomóc wstać, ale nie daję rady. W końcu jednak dzieciak podnosi się z trudem na nogach. Widzę, że się trzęsie, więc podaję mu z podłogi bluzę. Jest szczupły, więc się w nią mieści.

– Wiesz, gdzie jest wyjście? – pytam, na co on lekko kiwa głową.

– Za tydzień wszystko oddam – mówi chłopak, ale nie rusza się z miejsca.

Patrzy ponad moją głową, czekając na jakiekolwiek pozwolenie. Wycofuje się. Jest przerażony, pobity, a z rozciętego łuku brwiowego spływa mu strużka krwi. Być może ma złamaną rękę – dostrzegam, że jego łokieć jest nienaturalnie wykrzywiony. Utyka.

Wychodzi, zanim ktokolwiek go zatrzyma. Powłóczy ciężko nogami i kilkakrotnie upada z jękiem. Zbiera się z podłogi, kaszle, pluje krwią i odnajduje drzwi. Oddycham z ulgą, szybko wycieram twarz. Boję się konsekwencji swojego czynu, bo to nie tak, że odpycham od siebie rzeczywistość. Tylko że ja wytrzymam, on już nie. Nie da rady, jeśli znów zaczną go bić albo po prostu wpakują mu kulkę w głowę. Każdy z nich ma broń – to przeraża najbardziej.

– Kto to, kurwa, jest? – wrzeszczy znienacka facet, którego jeszcze nie poznałam. Nie mam pojęcia, skąd on się tu wziął. Wskazuje na mnie ręką. Ma czarne włosy, bladą twarz i czarne soczewki w oczach, przez co wygląda upiornie. Zauważam ukruszoną jedynkę i brak trzeciego zęba.

Obejmuję się rękami pod naporem spojrzeń wyrażających chęć mordu. Jedynie Krzysiek, który pojawił się znów w ślad za tamtym, nic sobie nie robi z całej sytuacji i podśmiewa pod nosem.

– Co ci się, kurwa, stało, Sznita? – pyta Costura, wskazując twarz faceta.

Byłem na spotkaniu, musiałem wyrównać pewne sprawy.

– I skończyłeś bez zęba? – Krzysztof się śmieje.

– Mogę z panem porozmawiać na osobności? – pytam Costurę, niepewnie skubiąc mankiet bluzki. Nie zamierzam ich słuchać, zwłaszcza tego, który musiał coś wyrównać.

– Myślisz, że masz jakieś przywileje, dziwko, a Cosa gada z byle kim? – odzywa się Sznita. Robię parę kroków w tył. – Powiedz jedno słowo, Cosa, a zajmę się tą małą zdzirą.

– Zostaw, Sznita. Wyjdźcie, ja się nią zajmę – mówi znudzony do podwładnych, którzy od razu wykonują polecenie.

Między nami nastaje cisza. W żołądku mi się przewraca z nerwów i stresu. Kulę się pod przenikliwym spojrzeniem, a kolejna fala dreszczy przechodzi przez moje ciało.

Mogłam siedzieć w domu, a nie znów zamartwiać się bratem. Cholera jasna, to on powinien dbać o mnie! „Musisz mi pomóc” – naciskał, a ja jak zwykle udałam się do Maksa po pomoc.

To załamujące. Myśl, że najważniejsza dla mnie osoba wymienia mnie w porachunkach z dilerami. To naprawdę odbiera nadzieję, że coś dla niego znaczę. Gdyby tak było, nigdy by mnie o coś tak absurdalnego nie prosił. Zrobiłby coś innego, nawet zwróciłby się do rodziców. Byłoby źle, nawet bardzo, wręcz tragicznie, ale posprzątaliby za niego ten bałagan. Ja jednak nie mogę tego zrobić, bo czuję się jak intruz we własnym domu, a choć kocham mamę i tatę, to nie wiem, czy z wzajemnością. Przynajmniej nigdy mi tego nie okazali.

– Nie może mu pan dać jakiejś pracy czy coś? – pytam. Być może przemyśli moje słowa. – Żeby odrobił wszystko… wie pan, mój brat.

– Twój brat jest już skończony – rzuca oschle i wyciąga z kieszeni papierosy. – Chodź gdzieś indziej, bo coś tu się ponuro zrobiło. – Odchodzi, więc ruszam za nim.

Przechodzimy przez słabo oświetlony korytarz. Następnie Costura otwiera drzwi do jakiegoś pokoju i wpuszcza mnie pierwszą do środka. Stoję niepewnie. Nieufnie robię kolejne kroki w przód, wycieram dłonie o spodnie i rozglądam się po pomieszczeniu, podczas gdy on siada za biurkiem i wskazuje mi miejsce naprzeciwko.

Pomieszczenie jest duże i przestronne, w kolorach beżu z czarnymi i czerwonymi akcentami. Urządzone minimalistycznie i przede wszystkim sztywno. Po lewej stronie od wejścia znajduje się biurko, duży regał na całą ścianę wypełniony segregatorami i papierami, drukarka i sejf. Po drugiej stronie stoją czarna skórzana kanapa, fotel, mały stolik kawowy i telewizor ogromnych rozmiarów. Zauważam również kilka szafek, ekspres do kawy i lodówkę.

Niepewnie zajmuję miejsce na miękkim fotelu. Spoglądam na tego człowieka, nie wiedząc, z kim tak naprawdę mam do czynienia. Zauważam w nim jakąś zmianę. Mam wrażenie, że jest zmęczony. Nie tym dniem, po prostu życiem. To samo widziałam w oczach Krzysztofa. Jakby widział i przeżył wszystko, co powinien i czego nie powinien.

– Ile masz lat? – pyta obojętnie.

Nie poświęca mi stuprocentowej uwagi, tylko zajmuje się jakimiś papierami. Przegląda, czyta od niechcenia, podpisuje. Zauważam, że czasem nawet nie sprawdza tego, na czym zostawia parafkę. Szuka czegoś w laptopie, wzdycha i stuka palcami o blat drewnianego biurka, jakby na coś czekał.

– Dziewiętnaście, proszę pana.

– Zdecydowanie wyglądasz na młodszą – odpowiada kąśliwie.