Ostatni oddech - Garczyk Katarzyna - ebook + książka

Ostatni oddech ebook

Garczyk Katarzyna

4,0

Opis

Lato na Zanzibarze i gorące uczucie, które połączyło muzyka i zwyczajną dziewczynę.

 Kornelia zamierza spędzić wakacje z przyjaciółką na największej tanzańskiej wyspie. Nie ma pojęcia, że ten wyjazd diametralnie zmieni jej życie. Gorące uczucie, które połączy ją ze znanym muzykiem, nie będzie miało w sobie nic z ognia i namiętności właściwych letnim romansom, a jednak okaże się prawdziwe, szczere i trwałe. Czy jednak przetrwa rozłąkę, utratę zaufania, niedopowiedzenia i domysły? Czy młoda dziewczyna zdobędzie się na odwagę, by zrezygnować z tego, co dotychczas stanowiło jej codzienność, i rzuci się na głęboką wodę?

 W tej opowieści miłość przeplata się z nienawiścią, samotność z poczuciem zdrady, a cierpienie psychiczne z ciosami wymierzonymi przez bliską osobę. Historia Kornelii i Ksawerego to dowód na to, że prawdziwe uczucie potrafi znieść wiele, nawet jeśli czasem wydaje nam się, że będzie nas ono kosztować ostatni oddech.

Oddech dla większości z nas oznacza życie, ale dla Kornelii – młodej dziewczyny, która dopiero wkracza w dorosłość – jest nim Ksawery. Jest bezpieczeństwem, przystanią, domem, nadaje sens jej codzienności. Co się jednak stanie, gdy na scenę wkroczą osoby z przeszłości, które zechcą zniszczyć ich szczęście? Czy bohaterowie pozwolą im na to?

 

CZYTELNICY POLECAJĄ 

"Zatraćcie się w kolejnych oddechach Kornelii i Ksawerego, sięgając po niezwykle emocjonujący debiut Katarzyny Garczyk. Podczas lektury poleje się niejedna łza, ale i uśmiechnie się wasza dusza. Szczerze polecam!" - Anett Lievre, autorka książki „Amandine. Pragnienie miłości”

 

"Historia, która chwyta za serce! Poznajcie losy Kornelii i Ksawerego, ale ostrzegam – chusteczki na pewno będą potrzebne! „Ostatni oddech” to debiut, który musi przeczytać każdy. Mnóstwo emocji i przepiękne opisy sprawią, że pokochasz tę historię, tak jak pokochałam ją ja. Autorka wspaniale ukazała miłość na odległość. Zdecydowanie polecam!" -  Sandra Czoik, autorka książki „Piekielna paczka”

 

"Przepiękne opisy emocji. Mieszanka uczuć, która sprawi, że zatopisz się w lekturze niczym we wzburzonych falach oceanu. Miłość, która – choć brzmi to jak frazes – jest wszystkim. Każdy kolejny oddech może być dla Kornelii i Ksawerego tym pierwszym, ale i ostatnim. „Ostatni oddech” to debiut, który przyprawi was o szybsze bicie serca, a emocje, które zafundowała czytelnikom autorka, nie pozwolą spokojnie oddychać. Ja przepadłam." - Anna Kucharska, autorka książki „Dom Beaty”

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 622

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (100 ocen)
43
29
18
9
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
breeAnna

Dobrze spędzony czas

Ciekawe choć końcowa napisana jakby zabrakło pomysłu jak to zakończyć
20
dabbeata

Nie oderwiesz się od lektury

Przepiekna historia. Momentami się śmiałam, momentami płakałam. Nie mogłam przestać zagłębiać się w opowieść. Zdecydowanie książka obowiązkowa na każdej polce. Zdecydowanie polecam!
10
Magdalena2011

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam serdecznie 🥰
10
MariolaAndrzejczak

Dobrze spędzony czas

uff przeczytana
10
Zuzanna1972M

Nie oderwiesz się od lektury

cudowna 😍
10

Popularność




Przepiękne opisy emocji. Mieszanka uczuć, która sprawi, że zatopisz się w lekturze niczym we wzburzonych falach oceanu. Miłość, która – choć brzmi to jak frazes – jest wszystkim. Każdy kolejny oddech może być dla Kornelii i Ksawerego tym pierwszym, ale i ostatnim. „Ostatni oddech" to debiut, który przyprawi was o szybsze bicie serca, a emocje, które zafundowała czytelnikom autorka, nie pozwolą spokojnie oddychać. Ja przepadłam

Anna Kucharska, autorka książki Dom Beaty

Spis treści

I

II

III

IV

V

VI

VII

VIII

IX

X

XI

XII

XIII

XIV

XV

XVI

XVII

XVIII

XIX

XX

XXI

XXII

XXIII

XXIV

XXV

XXVI

XXVII

XXVIII

XXIX

XXX

XXXI

XXXII

XXXIII

XXXIV

XXXV

XXXVI

Podziękowania

Copyright © by Katarzyna Garczyk, 2020Copyright © by Wydawnictwo WasPos, 2021All rights reserved

Wszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowaniaoraz udostępniania publicznie bez zgody Autora orazWydawnictwa pod groźbą odpowiedzialnościkarnej.

Redakcja: Aneta Grabowska

Korekta I: Paulina Aleksandra Grubek

Korekta II: Aneta Krajewska

Zdjęcia na okładce: © by 4 PM production/Shutterstock.com

Projekt okładki: Adam Buzek

Skład i łamanie oraz wersja elektroniczna: Adam Buzek

Ilustracje wewnątrz książki: © by pngtree.com

Wydanie I - elektroniczne

ISBN978-83-66754-91-1

Wydawnictwo WasPosWarszawaWydawca: Agnieszka Przył[email protected]

Gdybym miała wybierać pomiędzy kochaniem Ciebie a oddychaniem, to chciałabym wziąć ostatni oddech, by powiedzieć, że Ciękocham.

Autor nieznany

Dla Sandry, Izy i Soni. Za wsparcie i wiarę wemnie.

I

Pierwszy oddech

Muszę przyznać, że czasem po prostu nie chce mi się już tego słuchać. Szczególnie w dni takie jak ten, gdy za oknem pada deszcz, a my czekamy, aż wreszcie ustąpi, by móc spokojnie wyjść z kawiarni i przedostać się na przystanek autobusowy.

Oliwia ciągle opowiada o wczorajszym koncercie. O ile za pierwszym razem ta historia była interesująca, tak teraz – słysząc ją chyba po raz dziesiąty – opieram znudzona głowę o dłoń i wpatruję się w okno. Upijam trochę przesłodzonej, zimnej kawy i poprawiam ciemne włosy, które wydostały się z kucyka i opadają mi na twarz.

Wracam na ziemię, gdy przyjaciółka wymachuje rękami i żywo nimi gestykuluje, nie potrafiąc znaleźć odpowiednich słów. Pstryka kilkakrotnie palcami, mruży lewe oko i otwiera buzię. Chyba o tym nie wie, ale to nie wygląda zbyt mądrze, a ja nie zamierzam być tą, która ją uświadomi. A gdy jeszcze przekrzywia głowę i stuka się palcem po brodzie… Zawsze powtarza, że gdy nie wie, co powiedzieć, robi „inteligentną” minę, by ukryć fakt, że czasem brakuje jej języka w gębie. Już sama nie wiem, co gorsze – słuchanie jedenasty raz tego samego wywodu czy gapienie się na ten idiotyczny wyraztwarzy.

– No i wiesz, stałam pod samą sceną, a on się do mnie uśmiechnął! – piszczy zachwycona, dokładnie tak samo jak na początku. – Potem wciągnął mnie nascenę!

– A w tej bajce były smoki… – rzucam spokojnie i mieszam kawę, przez co wnętrze kubka zdobi niezliczona ilość czarnych fusów. Gdybym nie znała Oliwii Blanc, tobym jej uwierzyła. Cholera, tego entuzjazmu nie da się niekupić.

Odwracam głowę, a po drugiej stronie chodnika widzę znajomą postać, która po chwili wsiada do czarnego samochodu. Głowa płata mi figle, ponieważ to niemożliwe. Nie ma szans, żeby to był Ksawery Wieczorek. Serce jednak nie chce mnie słuchać i bije szaleńczo w piersi. Mokre dłonie wycieram o spodnie i nerwowo skubię kawałek różowejbluzki.

– No i wiesz, poszliśmy na backstagei tam razem z nimi się już bawiłam – dodaje przyjaciółka.

Zamawia dla siebie jeszcze ciastko. Dziś robi sobie cheat day, choć śmiejemy się, że dla niej cheat day jest every day. To jedna z tych dziewczyn, które żrą i nietyją.

Stukam palcami o drewniany stolik i wyciągam przed siebie nogi. Wzdycham. Nigdy stąd nie wyjdziemy i Oliwia nigdy nie przestanie mówić. To brzmi jak koszmar. Do tego myśli chyba chcą mnie zadręczyć i jeszcze mocniej odczuwam wyrzutysumienia.

– Tak, i wzięłaś od nich numer, a dzisiaj idziesz na imprezę w jakimś wypasionym apartamentowcu – mówię i marzę o tym, by zapalić.

– Skąd wiedziałaś?! Mówiłam ci to już? – Wygląda nazaskoczoną.

– Jakieś dziesięć razy – odpowiadam. Wyobrażam sobie, że przestaje padać, wiatr się uspokaja, a ja stoję na dworze z papierosem w ręku, w samotności i całkowitejciszy.

Kocham swoją przyjaciółkę, naprawdę ją kocham, jednak w dni, gdy wszystko mnie denerwuje, a najmniejszy szmer jest zbyt głośny, jej piskliwy głos potęguje mój podły nastrój. Czuję się, jakbym rozmawiała z dzieckiem, a nie dorosłą kobietą.

– Idziesz ze mną, prawda? – pyta niespodziewanie i stuka mnie palcem wskazującym w ramię.

– Słucham?

– Pytam, czy idziesz ze mną na imprezę – tłumaczy i wystukuje coś natelefonie.

– Bez różnicy – rzucam niemrawo. Dostrzegam, że dziewczyna uśmiecha się pod nosem, zdmuchuje z czoła blond grzywkę i nagle wybucha śmiechem.

– A wiesz w ogóle, na czyim koncercie byłam? – Od niechcenia bawi się kosmykiem prostych włosów o długości do połowyramion.

– Czyim? – pytam zamyślona.

Pojęcia nie mam, dlaczego jestem dzisiaj aż tak oderwana od rzeczywistości. Mam wrażenie, że Oliwia specjalnie to wykorzystuje i w kółko gada o tym samym, nie podając konkretów, by mnie zmęczyć i rozkojarzyć.

Być może sama nie umiem pozbierać myśli, ponieważ dokładnie rok temu poznałam Ksawerego Wieczorka i jego przyjaciół, z którymi spędziłam prawie dwa tygodnie. Każdego dnia wzbraniałam się przed rozmyślaniem o nim i o tym, co się wydarzyło, a jednak dzisiaj te natrętne wspomnienia wracają ze zdwojoną siłą i nie chcąodpuścić.

– Co wam tak wesoło? – Słysząc głos Dawida, mojego chłopaka, od razu odwracamy głowy.

Na moją twarz wkrada się uśmiech. Cieplej mi na sercu, gdy składa na moim policzkupocałunek.

Chłopak siada na wolnym miejscu, a ja zaciągam się zapachem papierosów, które palił przed wejściem. Zdejmuje niebieską kurtkę, przez co kilka kropel wody na mnie spada. Ciemnoblond włosy ma mokre, a oczy w kolorze palonej kawy wpatrują się w moje z czułością. Uśmiecha się delikatnie i podkrada Oliwii ciastko, którego dziewczyna nie zdążyła zjeść. Kiedy widzę jej naburmuszoną minę, chce mi sięśmiać.

Oliwka milknie. Wiem, że nie przepada za Dawidem, a raczej za jego przeszłością, jednak dla mnie liczy się teraźniejszość. Niestety wszystkie urazy zostały z nami – wiszą w powietrzu i sprawiają, że atmosferagęstnieje.

Kopię przyjaciółkę pod stołem i rzucam wymowne spojrzenie. Tymczasem ona wgapia się we mnie niczym rozzłoszczony kociak i przyciąga talerz z deserem bliżej siebie, by nikt z nas nie odważył się nawet na niego spojrzeć. Czego jak czego, ale jedzenia Oliwii się nie rusza. Przejechałam się już na tym niejednokrotnie. Jeśli sama nie poczęstuje, a weźmie się cokolwiek bez jej przyzwolenia – może byćciężko.

– Jakieś plany na wieczór? – pyta mnie Dawid, obejmując mocniej ramieniem. Wpatrujemy się sobie w oczy i czuję delikatny dotyk jego dłoni na policzku. – Może kino i kolacja? Zróbmy sobie randkę jak za dawnych czasów – szepcze czule, a mnie owiewa jego ciepły oddech.

– O nie. No proszę, Cherry. – Słyszę oburzony głos przyjaciółki, więc podrywam głowę. – Mamy dziś babski dzień, nie wystawiaj mnie – dodaje, wymierzając w moją stronę palecwskazujący.

– To tylko impreza – wyjaśniam i spuszczam wzrok. Prawdę mówiąc, wolę spędzić sobotni wieczór z chłopakiem niż na jakiejś prywatce. Cholera, nawet nie wiem, z kim Oliwka się na dzisiaj umówiła. – Dobra – unoszę dłonie w geście poddania – dobra. Idziemy dzisiaj, nie wykręcam się – rzucam przepraszającym tonem. – Zobaczymy się jutro? – zwracam się już doDawida.

– Jasne – odpowiada.

Przyjaciółka wstaje, nad wyraz zadowolona, i posyła mi szczery, ale także chytry uśmiech, który zawsze zwiastuje kłopoty, a ja nie mam pojęcia, czy jestem gotowa na dzisiejszeatrakcje.

– Więc co to za impreza, Kornelia? – zagaja chłopak i zamawia dla siebiekawę.

Dobrepytanie.

~*~

Stoimy przed drzwiami jakiegoś ekskluzywnego apartamentu. Czuję się dość dziwnie. Chodzi głównie o fakt, że znajduję się z przyjaciółką na najlepszym osiedlu w Katowicach, gdzie inni ludzie, najpewniej tutejsi mieszkańcy, obrzucili nas mocno oceniającymi spojrzeniami. A to uczucie nie byłomiłe.

Dziękuję w duchu przyjaciółce, że zgodziła się, bym nie wkładała spódniczki, tylko zwykłe, proste jeansy. Nie jestem dobra w tym całym odmawianiu, mówieniu „nie”, więc gdyby mocniej mnie przycisnęła, wyglądałabym teraz jak ona – dziewczyna w krótkiej spódniczce i jeszcze krótszej bluzce, pod którą sterczą jej sutki. Nie da się od nich oderwać wzroku, zresztą chyba o to chodzi. Można by pomyśleć, że Oliwia jest uosobieniem pewności siebie i emanuje seksapilem, ale tylko ja wiem, jaka jest naprawdę. Krucha i bardzo niepewna swojej wartości. Robi wszystko, by tak nie było. Może czasem jej się udaje, ale mam świadomość, że po każdej imprezie zdejmuje maskę. Tylko w domu lub w moim towarzystwie może być sobą. Dzieckiem zakochanym w romansach, wyobrażającym sobie, że jest księżniczką z bajki, która czeka na tegojedynego.

Przyjaciółka puka do drzwi trzy razy. Głośna muzyka zagłusza nasze próby dostania się do środka, więc Oliwia stuka mocniej, a po chwili masuje kostki. Na jej twarzy widzę grymas niezadowolenia.

Nawet nie starałam się wydobyć z niej żadnych informacji, ponieważ nie interesuje mnie ta impreza. Pobędę tam chwilę, później zadzwonię po Dawida, by przyjechał – tym sposobem zaliczę z nim obiecaną randkę. A skoro moja przyjaciółka wszystkich tam zna, nie będzie jej przeszkadzało to, że zostaniesama.

Coraz bardziej nie jestem w humorze. Rano miałam nadzieję, że dziś posiedzę sama w domu i będę mogła wyciągnąć z szafki pudełko pełne wspomnień. Chciałam poświęcić ten wieczór na rozmyślania, wypicie butelki wytrawnego wina, dołowanie się w samotności i słuchanie smętnej muzyki. Albo na siedzenie z Dawidem. Ewentualnie to wszystko moglibyśmy robićrazem.

Nigdy bym nie pomyślała, że można się aż tak denerwować. To uczucie nie towarzyszyło mi już od dawna i sama nie wiem, czy dam radę je ukryć. Wiem za to, że gdy drzwi wreszcie się otwierają, a ja spoglądam w tęczówki w kolorze wzburzonego oceanu nocą, nie potrafię wydusić z siebie ani jednegosłowa.

Serce zatrzymuje mi się w piersi i mam wrażenie, jakby czas również się zatrzymał. Nie liczy się nikt i nic dookoła, jesteśmy tylko my. Choć nie znaliśmy się długo i w zasadzie był obcą dla mnie osobą, to kiedyś przez dwa tygodnie nie widzieliśmy poza sobą świata. I było to najprawdziwsze uczucie, jakiego kiedykolwiekdoświadczyłam.

Widzę w jego oczach blask o mocy tysiąca gwiazd. Pamiętam doskonale, jak odbijało się nich światło księżyca nocą, gdy leżeliśmy na gorącym, złotym piasku. Wgapiałam się w nie godzinami, a on śpiewał nieznany mi werspiosenki.

Słodka jak wiśnia, delikatna niczymmiód.

Grunt usuwa mi się spod nóg. Zaczyna boleć mnie głowa, bo świat właśnie się na nią zawalił. Nie odrywam od niego wzroku. Dostrzegam, że jest zaskoczony moją wizytą – tak samo jak ja. Nie zdawałam sobie sprawy, że to nie było przywidzenie, że naprawdę już wcześniej tego dnia go widziałam. Nie chciałam w to wierzyć, choć serce usilnie starało mi się to w jakiś sposób przekazać. Mimo wszystko przez resztę dnia chodziłam jak na szpilkach i na wszelki wypadek rozglądałam się wszędzie, jakbym miała nadzieję, że go zobaczę. Coś w środku wrzeszczało, że to on, lecz nie chciałam słuchać. Powinnam wiedzieć, że irytacja i złość, zdenerwowanie i napięcie, a jednocześnie spokój i beztroska to jego zasługa. Tylko Ksawery Wieczorek potrafi wywołać u mnie całą paletę sprzecznych uczuć i jest jedynym mężczyzną, przy którym czuć to wszystkochcę.

Przyspieszone bicie serca towarzyszyło mi cały czas przez ostatnie godziny, ale pełną piersią oddycham dopiero teraz, bo wiem, że wreszciemogę.

II

Drugi oddech

Rok temu

W pierwszy dzień wakacji siedzimy zamknięte w pokoju. Przed przyjazdem tutaj szukałam ciekawostek i przeczytałam na jakiejś stronie, że na każdy miesiąc w Zanzibarze przypada jakieś pięć deszczowych dni. Ile w tym jest prawdy, nie wiem, lecz nie sądziłam, że zastanie nas to od razu, gdy wysiądziemy z samolotu.

Przekładam rzeczy z walizki do szafy, ponieważ nie umiem zachowywać się jak Oliwia. O ile teraz dziewczyna ma wszystko ładnie wyprasowane i poskładane, to ostatniego dnia, idę o zakład, będzie to wymiętolone i rzucone byle jak.

Zawieszam wzrok na oceanie. Deszcz ustępuje, więc wychodzę na balkon i spoglądam na księżyc w pełni, który odbija się od tafli wody. Coraz więcej gwiazd pojawia się na czarnym niebie i dostrzegam coś, co wygląda jak Wielki Wóz. To jedyne, co jestem w stanierozpoznać.

– No nie, dość tego. Nie będziemy siedziały w pokoju na wakacjach – jęczy przyjaciółka, tym samym wyrywając mnie z zamyślenia. Siada na zamkniętej walizce, skąd wydobywa się podejrzany dźwięk, jakby coś się złamało. – Tylko nie moje czekoladki! – krzyczy i spanikowana otwiera bagaż. Wyrzuca po kolei każdą bluzkę, wyciąga cztery palety cieni do powiek w kształcie czekolady i oddycha z ulgą. Głaszcze je czule – jak matka ukochane dziecko.

Kieruję się do pokoju i od razu włączam klimatyzację, która automatycznie wyłącza się po otwarciu drzwi na balkon. Wracam do poprzedniegozajęcia.

– Jest piątek, może coś się dzieje w hotelu, a jak nie, to zawsze możemy posiedzieć w barze – mówię, czytając obsługę zresetowania sejfu. Przejeżdżam czerwonym paznokciem po instrukcji, wpisuję kod, klikam przycisk „lock” i voilà. – Dobra, daj paszport i wszystkie dokumenty. Wrzucimy je tu i nie będziemy się obawiać, że ktoś nam jezwinie.

– Super.

Przebieramy się. Schodzimy do hotelowego baru przy basenie, gdzie puszczają zagraniczną muzykę. Przy stolikach dostrzegam dość dużo osób, a przysłuchując się ich rozmowom, stwierdzam, że zdecydowana większość toobcokrajowcy.

Różowe opaski na nadgarstkach zapewniają nam darmowy alkohol, więc od razu podbijam do baru i zamawiam dwa drinki. Coś wyszukanego dla przyjaciółki i wódka z sokiem wiśniowym dlamnie.

Siadamy przy wolnym stoliku. Wyciągam z kieszeni papierosy, wkładam jednego między wargi i odpalam, po czym mocno się zaciągam. Gdy wypuszczam dym z płuc, napotykam jego spojrzenie. Uśmiecham się niewinnie. Mężczyzna siedzi z grupą przyjaciół, razem piją i grają w pokera na pieniądze. Nad ich stołem unosi się dym papierosowy, kilku pali shishę, ktośmarihuanę.

Nie zrywam połączenia wzrokowego z obcym mężczyzną. Zatapiam się w jego błękitnych tęczówkach, wkraczam na wzburzone wody, a fale próbują zatrzymać mnie pod taflą oceanu. Brakuje mi powietrza, topię się, ale wcale nie chcę wypływać na powierzchnię. Najwyraźniej testujemy się, kto dłużej wytrzyma spojrzenie. Wychodzi na to, że przegrywam.

Wreszcie nabieram powietrza do płuc. Odwracam głowę, przerzucam czarne włosy sięgające pasa na prawą stronę i spoglądam w lewo, jak kilku śmiałków pakuje się ze śmiechem do basenu. Mam ochotę zrobić to samo. Czuję pot spływający po karku i plecach, cienka koszulka klei mi się do ciała i mam wrażenie, że na dworze jest jakieś pięćdziesiątstopni.

Staram się już na niego nie patrzeć, ale gdy kątem oka widzę, że się przemieszcza, odprowadzam go wzrokiem do baru. Wreszcie jestem pewna, skąd pochodzi, bo krzyczy doznajomych:

– Pijecie czy nie?

Spoglądam na piątkę jego przyjaciół, nikt nie odpowiada. Są we własnym świecie, jeden z nich krzyczy, wyrzucając w górę dłonie, gdy przegrywapieniądze.

Mogę przyjrzeć się nieznajomemu, kiedy poprawia czarne, mokre włosy prawądłonią.

Biała koszulka leży na nim luźno. Całą lewą rękę, od ramienia aż po płytkę paznokci, ma ozdobioną różnymi tatuażami. Odpala papierosa z wielką precyzją i siada na stołku barowym. Jest na tyle wysoki, że jego stopy sięgają do podłoża. Siedzi do mnie bokiem, więc dostrzegam, jak unosi kącik ust w uśmiechu. W lewej ręce trzyma portfel. Wyciąga dolara i daje go barmanowi, pewnie po to, by dostarczył mu wszystko dostolika.

Ciemnoskóry człowiek uśmiecha się do banknotu, wkłada go do kieszeni spodni i widać, że od razu poprawia mu się humor. Odsłania niezbyt zadbane, mocno pożółkłe zęby i pokazuje klientowi, by wrócił na miejsce, jednak on nie zamierza tego robić. Przysuwa do siebie popielniczkę i spokojnie pali. Lubczeka.

Mogę albo do niego podejść, albo dalej się gapić. Wybieram pierwszą opcję. Niestety niepewność bierze górę, z nerwów zaczyna boleć mnie brzuch i nie potrafię zmusić ciała do posłuszeństwa. Jestem całkowicie sparaliżowana, jakby mój mózg wiedział, że nie powinnam tego robić. Ale serce rwie się jak szalone i nie potrafi sięuspokoić.

Wreszcie wstaję, zawsze to jakiś postęp. Do nieznajomego zaś podchodzi jeden z kumpli, za nim drugi. Dołącza kolejna osoba, wokół niego robi się tłum. Ktoś taki nigdy nie bywa sam.

Siadam zrezygnowana, a Oliwia patrzy na mnie podejrzliwie. Tłumaczę, że bielizna weszła mi tam, gdzie nie powinna, na co dziewczyna się śmieje i wraca do robienia zdjęć, które zapewne niebawem wrzuci na portale społecznościowe.

Grupka przyjaciół przy barze żartuje. Szturcham przyjaciółkę, by skończyła szybko drinka, bo ja już zdążyłam opróżnić szklankę. Potrzebuję wymówki. Póki nieznajomy jest przy barze, mogę iść po nowy alkohol i zwrócić na siebie jego uwagę. Tylko się nie potknij – błagam się wmyślach.

– Ale ty masz, kurwa, piękny uśmiech – rzuca jeden z nich, całkiem poważnie, do gościa serwującego alkohol. Wszyscy zaczynają się z tego śmiać. Barman też się śmieje. Nie ma pojęcia, co ci faceci mają na myśli i jeszcze bardziej się szczerzy. A oni jeszcze bardziej się śmieją. – O kurwa, jeszcze dostałem za to orzeszki i chipsy. – Ponownie wybuchają śmiechem.

Mimowolnie również to robię, choć uważam, że takie komentarze są nie na miejscu. I wcale aż tak mnie niebawią.

Nieznajomy wyłapuje mój wzrok, wciąż mając uśmiech na ustach. Jest piękny. I wiem, że długo o tym uśmiechu nie zapomnę. Takich rzeczy się niezapomina.

~*~

– Cheri, cheri lady – śpiewa Beniamin, a dalsze wersy nuci pod nosem. Szybko dołączył do Ksawerego, który otworzył nam drzwi. W dłoniach trzyma butelkę z whiskey i lekko się zatacza. Jego również poznałam na tych pamiętnych wakacjach, wraz z innymi osobami, które mam nadzieję tu zobaczyć.

Wyrzuty sumienia ściskają mi żołądek, gdy chłopak wpatruje się we mnie czekoladowymi, dużymi oczami. Mruga kilka razy, starając się skupić. Jest na tyle zaskoczony, że nie wykonuje żadnego gestu. Tylko się gapi, jakby sądził, że być może nie jestem prawdziwa, a gdy tylko odwróci wzrok, zniknę.

Na jego twarz wkrada się szczery, niewymuszony uśmiech. Dalej nie dowierzając własnym oczom, odkłada wszystko, co ma, na szafkę i zamyka mnie pospiesznie w szczelnym uścisku. Odwzajemniam ten gest. Przekazuje mi w ten sposób ciepło, wyczuwam również tęsknotę. Wtulam się w niego, obejmuję mocno ramionami wokół szyi i wzdycham. Nie miałam pojęcia, że tak bardzo mi go brakowało. Ben to jedna z tych nielicznych osób, których nie da się nie lubić. Ma w sobie tyle pozytywnej energii i pogody ducha, że każdemu poprawi humor i rozbawi do łez.

– Ostrowska! – krzyczy, podnosi mnie i obraca się kilka razy wokół własnej osi. Wiem, że trochę już wypił. Ruchy ma niepewne, lecz staram się nie pokazywać, że mam pewne obawy, gdy tak kręci mną wpowietrzu.

– Miodek! – rzucam wesoło i śmieję się wniebogłosy.

– Cherry, wariatko, tęskniliśmy zatobą!

– Ja za wami również! – odpowiadam automatycznie. – Przepraszam, że się nie odzywałam – mówię już ciszej, gdy stopy spotykają się z parkietem.

Po prostu potrzebowałam czasu – dodaję wmyślach.

– Zaraz to nadrobimy! – woła i ciągnie mnie za rękę do salonu, lecz po chwili przytomnieje. Popycha mnie na poprzednie miejsce i robi skruszoną minę. Dopiero teraz Ben zdaje sobie sprawę, że zanim dołączę do niego i reszty przyjaciół, muszę porozmawiać z Ksawerym. – E, nie ta ręka – łapie Oliwię za przedramię i uśmiecha się zakłopotany – to ta ręka. Widzicie? Pasuje jak ulał. To zdecydowanie ta ręka. Tobie tamtą rękę zostawiam, Ksawcio.

– Ale że co? – zaczyna przyjaciółka i spogląda to na mnie, to na chłopaków.

Cwana bestia, już ona doskonale wie, o co chodzi. I ma świadomość, że nie omieszkam jutro sobie z nią o tymporozmawiać.

– To, że jesteś świrnięta, wiesz? – zwraca się do niej Ben. – Chodź ze mną, Skąpa Spódniczko, a oni niech sobie porozmawiają – ciągnie wywód i razem się oddalają. – Jakbym był twoim facetem, to sprałbym cię za to, co na siebie włożyłaś. – Słyszymy na samkoniec.

Oliwia chichra się jak nienormalna na te słowa i udaje typową blondynkę. Pewnie o to jej od samego początku chodziło. Jest naprawdę inteligentna, w końcu nikt za ładny uśmiech i dziecinny głos nie przyjąłby jej na studia prawnicze. Szkoda tylko, że nie lubi być za takąuważana.

Zostawiają nas samych. Zamykam za sobą główne drzwi, ale od razu odczuwam potrzebę ucieczki. Nigdy nie lubiłam niekomfortowych rozmów i nie czuję się na siłach, by teraz taką prowadzić. Co mamy sobie z Ksawerym powiedzieć? Dziękuję, że nagrałeś dla mnie intymną piosenkę, wkleiłeś do klipu momenty, które nie wiedziałam nawet, że są dokumentowane, i sprzedałeś to całemuświatu?

– Cześć – odzywa się wreszcie.

Barwa jego głosu wyzwala we mnie dziwne uczucia, a moje serce przypomina sobie te kilka wspólnych nocy. Choć do niczego między nami nie doszło, poza pocałunkami nad ranem, to uwielbiałam przy nim zasypiać. Czuć na karku gorący oddech, który stawiał na baczność wszystkie włoski na nim, i woń papierosów wymieszanych z mocnymi perfumami.

Zmysłowym szeptem utulał mnie do snu, mokrymi pocałunkami na skórze pobudzał. Rozbudził emocje, o których istnieniu nie miałam pojęcia. Nikt inny do tej pory nie sprawił, że serce biło mi tak szybko.

Doskonale pamiętam, jak nogi się pode mną uginały za każdym razem, gdy go widziałam. Uwielbiałam słuchać, jak śpiewał mi przed snem piosenki. Usypiałam przy akompaniamencie jego oddechu, niewyraźnego szeptu i zmysłowego dotyku. Sunął subtelnie opuszkami po odkrytym ramieniu, wprawiając mnie całą w drżenie. Wiedział, co się ze mną wówczas działo, bo tak samo działałam na niego. Często patrzyłam, jak pierwszy zasypiał. Kciukiem drażniłam jego wargę i czułam ogromną potrzebę pocałunku, ale ani wtedy, ani wcześniej go nie posmakowałam. Zrobiłam to dopieropóźniej.

Wmawiałam sobie, że na trzeźwo, a przede wszystkim za dnia, nigdy bym się do tego nie posunęła, ale alkohol był jedynie wymówką, a noce okazją. To właśnie wtedy się poznawaliśmy. Potrafiliśmy spędzać kilka godzin na samych rozmowach, ale wraz ze wschodem słońca czar pryskał. Kolejne noce były następnymi okazjami, by odkryć to, co nie zostało jeszcze odkryte.

Cudownie było wstawać ze świadomością, że znajduje się obok, że jego dłonie są na moim ciele, jakby od zawsze do niego pasowały. Czasem, gdy myślał, że śpię, przytulał się mocniej, a ja poddawałam się temu i odwzajemniałam gest. Wtulałam się w zagłębienie jego szyi, pozwalałam na tę bliskość. Ufałam mu bezgranicznie. Był dla mnie zupełnie obcym człowiekiem, a czułam się tak, jakbym znała go odzawsze.

Teraz mam wielką ochotę podejść i go przytulić. Chcę, by powiedział, że żałuje, przeprasza i że pragnie, by wszystko wróciło do normy. Do tego, co było kiedyś.

Wiem, że tak się nie stanie, ponieważ nie tylko Ksawery zawinił, udostępniając klip. Zrobiłam to również ja. Po prostu go olałam, nie dałam mu dojść do słowa, a gdy wszystko przemyślałam, było za późno. Dlaczego tak się wściekłam? Powinnam się cieszyć, że zrobił dla mnie coś tak pięknego, jednak poczułam się wykorzystana ioszukana.

Łatwiej było, gdy nie miałam go przed oczami i mogłam myśleć o jego czynie jako o czymś naprawdę podłym, ale gdy patrzę na niego, wcale nie uważam, że postąpił źle. Jest tutaj, na wyciągnięcie ręki, a mam wrażenie, że nigdy nie był tak daleko, jak właśnie teraz.

– Cześć – odpowiadam, a głos mnie zawodzi.

Czuję się dziwnie w jego towarzystwie, zupełnie nie na miejscu, choć wcześniej miałam wrażenie, że idealnie do niego pasuję. Rok temu powstała między nami ogromna więź, a teraz wydaje się, jakby to był jedynie odległysen.

Cisza jest tak niezręczna, że mam ochotę zapaść się pod ziemię, a atmosfera na tyle gęsta, że można by ją kroić nożem. Kołyszę się na piętach i wgapiam w ścianę przed sobą, oceniając, że kolor jest nawet ładny. Ciemny, ale w tym momencie idealnie oddaje mój nastrój.

– A więc przyszłaś – zaczyna normalnie, jakbyśmy nigdy nie zerwali kontaktu. Mówi to tak swobodnie, że zaczynam się zastanawiać, czy wiedzieli, że siępojawię.

– Właściwie nie wiedziałam, że tu będziesz. Że ktokolwiek z was tutaj będzie. Oliwia mnie wyrolowała – dodaję. Po prostu dałam się wykiwaćprzyjaciółce.

– Nie przyszłabyś, gdybyświedziała?

Pewnie już się domyśla, że nie jestem tu, by wszystko sobie wyjaśnić, porozmawiać i żyć długo i szczęśliwie. A może jednak? Może podświadomie czułam, że Ksawery tutaj będzie, i liczyłam, że uda nam się dojść do porozumienia? Może pragnęłam go zobaczyć i dowiedzieć się, że u niego wszystko w porządku? Przecież wiedziałam, że gra w moim mieście koncert. Miałam też świadomość, że Oliwia nie przepuści okazji i na niego pójdzie. Ostatecznie wybrałam opcję, by nie słuchać ani przyjaciółki, ani własnego serca.

Już chcę coś powiedzieć, wyjaśnić, ale Ksawery odwraca się ode mnie i odchodzi. Odzyskuję czucie w nogach. Wiem, że uraziłam go tymi słowami, za co strzelam sobie w myślach wtwarz.

– Ksawery, zaczekaj! Nie o to mi chodziło, proszę!

Biegnę za nim przez długi korytarz. Wieczorek zatrzymuje się, a ja wpadam na jego plecy i lekko się zataczam. Łapie mnie i pomaga odzyskać równowagę, wciąż ma niezawodny refleks. Moje ciało przechodzą dreszcze, rozpływam się pod wpływem tego dotyku, a on tylko patrzy zmartwiony.

Ponownie tonę w niebieskich oczach, przypominając sobie wszystko, co widziałam w jego tęczówkach kiedyś, i żałując, że nie dostrzegam tego teraz. Dalej trzyma ręce na moich ramionach i to uczucie jest tak cudowne, że chciałabym, aby dotykał mnie już zawsze. W moim brzuchu do życia budzi się coś, czego nie czułam przez rok. Nie chcę do tego wracać. Niemogę.

Odchodzę nieco dalej, poprawiam bluzkę i chcę się odezwać, ale patrzę na jego ciemne włosy, przystojną twarz i odbiera mi mowę. Czuję się tak, jakbym patrzyła na niego po raz pierwszy.

– Więc przyszłaś tu, bo myślałaś, że to zwykłaimpreza?

Boli mnie, że zadał to pytanie. Boli mnie, że mu to powiedziałam. Boli mnie, że to był powód, dlaczego zdecydowałam się towarzyszyćprzyjaciółce.

Podświadomie chciałam go zobaczyć, usłyszeć jego głos, poczuć go, przytulić. Coś we mnie krzyczało, że mam się zgodzić na propozycję Oliwii i wiedziałam, że to coś nie da mi spokoju, dopóki tego nie zrobię.

– Chciałam cię zobaczyć – odpowiadamskruszona.

– No i zobaczyłaś. Mogę już iść? W końcu przyszłaś na imprezę, więc baw się dobrze – mówi to tak obojętnie, że jego słowa łamią mi serce.

Przysięgam, że słyszę, jak pęka na pół. Oczy zachodzą mi łzami, ale żadna z nich nie wypływa. Staram się przy nim nie płakać i nie okazać, jak wielką dziurę wywiercił w moim sercu swoimisłowami.

– Cherry! – Słyszę tak dobrze znany mi głos.

W progu pojawia się Maciej, brat Ksawerego. Ciemne włosy chłopaka sterczą we wszystkie strony, zresztą jak zawsze. Szczerzy się pijany, a moje serducho raduje się na jego widok. Za nim tradycyjnie ciągnie się zapach marihuany. Niedługo stuknie mu trzydziestka, a jednak wciąż zachowuje się jak nastolatek. Rzucam mu się na szyję, obejmuję mocno, a on podnosi mnie i ze mną na rękach wchodzi do ogromnego salonu, a następnie odstawia na ziemię.

Pomieszczenie jest tak duże, że zaczynam mieć wrażenie, iż mają całe piętro tylko dla siebie. Rozglądam się, ostatecznie zadowolona, że tu przyszłam. Dostrzegam dwie duże kanapy, rozmieszczone po przeciwnych stronach, fotel z boku, a w środku, na stole, dużą ilość alkoholu. Coś czuję, że będą jutro umierać. Do tego dwie wielkie tuby i głośniki, z których wydobywa się głośna muzyka.

– Pamiętasz Cichego Witka, prawda? – Maciej stara się przekrzyczeć muzykę i wskazuje ręką Wiktora.

Podchodzę bliżej i przytulam chłopaka, gdy wstaje. Muszę się w tym celu lekkopochylić.

– Was nie da się zapomnieć – mówię przezśmiech.

– Czasem dostrzegam zalety bycia niższym – mruczy pod nosem i układa głowę wygodniej na moim mostku.

Zaczynam się śmiać i delikatnie go odpycham. Tak właściwie to tylko z Ksawerym, Beniaminem i Maciejem złapałam bliższy kontakt na wakacjach, więc nie jest dla mnie zaskoczeniem, że reszta nie skacze szczęśliwa na mój widok i pierwsza nie rzuca się dopowitania.

Obok Wiktora siedzą Oliwia i Ben. Są zajęci sobą, rozmawiają i chyba niczego dookoła siebie nie dostrzegają. Ja natomiast widzę, że krótką spódniczkę i sterczące sutki zasłania czarna koszulka. Bluzka sięga jej ledwo za pośladki, ale i tak zakrywa więcej niż jej poprzednistrój.

– Mamy nową gwiazdę, którą widzisz po raz pierwszy. – Maciek wskazuje ręką chłopaka, którego nie poznałam dotąd osobiście.

Ten wstaje z fotela, więc wychodzę mu naprzeciw i ściskam dłoń, jednak on przytula mnie, co nie jest zbyt komfortowe. Oczywiście kojarzę go. Po tym, jak się dowiedziałam, kim jest Ksawery, przeczytałam o nim wszystko. I o jego przyjaciołachtakże.

– Adam – przedstawia się, więc robię tosamo.

– Kornelia.

Trzyma mnie w uścisku zdecydowanie zbyt długo. Chciałabym się już od niego uwolnić, ale być może ma te same przyjacielskie zachowania, co jego znajomi. W końcu tutaj wszyscy tak się witają. Ale tamtych znam. Beniamin wreszcie odrywa wzrok od Oliwii i skupia się na reszcieobecnych.

– No i jest też Miłosz – dodaje Maciej, więc podchodzę do wspomnianegochłopaka.

Pierwsze, co dostrzegam, to to, że wciąż jest łysy. Tego faktu przeoczyć się nie da. Podaje mi jedynie rękę i wraca do rozmowy z Ksawerym. W jego przypadku nie dostrzegam żadnych zmian. Już na wakacjach mnie nie polubił, choć – jak się później dowiedziałam – miało to związek z Michaliną, byłą dziewczyną Wieczorka. Najwidoczniej w dalszym ciągu ma to z nią związek. Dlaczego? Tego się niedowiedziałam.

Wiem natomiast, że nigdy się niedogadamy.

– Gdzie Filip? – pytam Beniamina, skoro to jego młodszy brat.

Chłopak nalewa alkohol do szklanki i mi podaje. Maciej siada koło swojego brata, a ja stoję w miejscu jak kołek.

– Gówniarz jest za młody, by się szlajać z tymi pijakami – odpowiada, a wszyscy wybuchają śmiechem.

Rozgląda się dookoła i gdy widzi, że nigdzie nie ma dla mnie miejsca, poklepuje swoje kolano. Zajmuję wskazane miejsce. Czuję się nieswojo. Wszyscy ze sobą rozmawiają, ja milczę. Może to przez sytuację z całą ekipą? W końcu z nimi także urwałam kontakt, nigdy nie przeprosiłam, a teraz przychodzę tu jak gdyby nigdy nic. A może to jednak przez to, że czuję na sobie palące spojrzenieKsawerego.

– Co u was słychać? – pytam Beniamina, gdy upijam nieco mocnego trunku i siękrzywię.

– Wiesz, jak jest. Podróże, koncerty, brakczasu.

Rozmowa się ciągnie, ale nie biorę w niej udziału. Wgapiam się w szklankę z alkoholem i zastanawiam się, czy uda mi się zapić smutki. Mam ochotę uciec, więc idę na balkon zapalić. W salonie nie ma wyjścia na zewnątrz, tak więc muszę przejść przez jeden z pokoi chłopaków. Oddycham z wyraźną ulgą. Palę spokojnie i długo zaciągam się używką, wpuszczając powoli dym do płuc. Słyszę głośną muzykę i trzask drzwi. Nie zwracam na to uwagi.

Wyrzucam peta. Chcę wrócić do salonu, ale gdy jestem w pokoju, widzę Ksawerego. Siedzi na łóżku, opiera się plecami o ścianę i pociera palcami oczy. Czuję się dość niezręcznie, gdy rzuca mi skupione, ale obojętne spojrzenie. Wiem, że mnie tu nie chce, a ja wcale nie zamierzam się narzucać. Mijam go z myślą, że odnajdę przyjaciółkę i poinformuję ją, że się ulatniam, ona niech zostanie. Ciągnę za klamkę, ale drzwi nie chcą sięotworzyć.

– Co się dzieje? – pytam lekko spanikowana. – Dlaczego nie mogę otworzyć drzwi, Ksawery?

Ponownie szarpię za klamkę. Być może się zacięła lub nie działa tak, jak powinna. Albo pewnie któryś z chłopaków się nudził i ją popsuł. Znam ich i wiem, że z nimi wszystko jestmożliwe.

– Ben – odpowiada, jakby to wszystkowyjaśniało.

– Niby czemu miałby nas tuzamknąć?

– Żebyście, kurwa, w końcu porozmawiali! – Słyszę zzadrzwi.

– Ile masz lat? Dziesięć? – pytam.

– Pamiętaj, że nie wyjdziecie, dopóki wszystkiego nie wyjaśnicie. Nie interesuje mnie, w jakim będziecie stanie, możecie się nawet pozabijać, ale niewyjdziecie.

Zrezygnowana siadam na drugim łóżku. Widzę na stoliku butelkę alkoholu i dwieszklanki.

– Świetnie.

III

Trzeci oddech

Kolejny łyk gorzkiego, mocnego alkoholu rozchodzi się po moim wnętrzu, dzięki czemu nie czuję aż tak silnych skurczy w żołądku. Może po trzeciej szklance trunku i wypaleniu połowy paczki papierosów nie jestem tak zdenerwowana, jak ponad pół godziny temu, jednak uczucie konsternacji wciąż mitowarzyszy.

Pociągam niezauważalnie nosem, gdy Ksawery mija mnie, idąc na balkon, z którego wracam. Zdecydowanie popełniłam błąd, ponieważ ten gest przypomniał o wszystkim, co chciałam wyrzucić z pamięci. Chociaż… już dawno temu powinnam się zorientować, że o nim zapomnieć się nieda.

Patrzę na niego, gdy stoi tyłem i ramionami opiera się o barierkę. Do moich uszu dociera przytłumiona muzyka i głośny śmiech Oliwii, która, jak widać, chyba najlepiej z nas wszystkich się bawi. Nie mam jej tego oczywiście zazłe.

Skubię zębami skórki paznokci, mając świadomość, że zaraz będą boleć jeszcze bardziej niż obecnie, ale nie potrafię przestać. To silniejsze ode mnie. Te małe cholerstwa śmieją się i mówią: „Ha, kusi, co nie?”, aż mam ochotę naprawdę mocno za nieszarpnąć.

– Chodź – zwraca się do mnie chłodno Ksawery. Zadzieram zdziwiona głowę, przerywając tym samym kontakt wzrokowy z różowymi skarpetkami. Rękawem czarnej bluzki wycieram ślinę z warg. – Powiemy Beniaminowi, że się pogodziliśmy. Skróćmy wreszcie twoje cierpienie – dodaje, bierze szklankę w prawą dłoń i siada na swoimmiejscu.

– Naprawdę myślisz, że nie chciałam cię zobaczyć? – Odkładam alkohol z hukiem na stół i wstaję, zyskując jego chwilową uwagę. Ramiączko stanika spada z mojego ramienia, więc niezdarnie je poprawiam. – Że zapomniałam o tych wakacjach i tak łatwo było mi się pozbierać do kupy? Wiem, że to zaledwie dwa tygodnie, ale myślałam, że stworzyliśmy coś wyjątkowego, do cholery – zaczynam mówić z serca, nim mózg przetrawi to, że w ogóle otworzyłam usta. Inaczej nigdy by mi na to niepozwolił.

– To dlaczego nie zrobiłaś tegowcześniej?

– Bo byłam wściekła! – odpowiadam. – Masz pojęcie, jak to wyglądało? Gdzie nie wyszłam, tam ludzie wytykający mnie palcami! Nie tego chciałam – wyjaśniam i odwracam się do niego tyłem. Krzyżuję ręce na piersiach, opuszczam głowę i po prostuwzdycham.

Ksawery Wieczorek jest naprawdę znaną postacią w tym kraju. Być może nie skradł serc całego narodu, ale milionowe wyświetlenia robią swoje, tak samo jak fakt, że każda płyta pokrywa się platyną.

Czasem żałuję, że jest sobą, choć nie chciałabym, by był kimkolwiek innym. Pamiętam, jak rozmawialiśmy i jak tłumaczył mi wszelkie trudności związane z byciem „popularnym”. Celowo słowo to wrzucał w cudzysłów, bo wcale nie zależało mu na byciu popularnym. Miał nieodparte wrażenie, że czasem ludzie rozmawiali z nim dla zdjęć, które potem wrzucali na portale społecznościowe, by się pochwalić i zebraćpolubienia.

– Dlaczego to zrobiłeś, co? – pytam, nim cała zgromadzona we mnie odwaga się ulotni. – Wiedziałeś, co sądzę o ludziach, którzy wykorzystują innych. Chciałeś zarobić? Napisałeś fajną piosenkę, wkleiłeś nasze najbardziej intymne momenty i kasa leciała, nie?

Wraca do mnie przeszłość i łzy podchodzą mi do oczu, ale je powstrzymuję. Wspomnienia bolą. Czuję coś jakby pięść zaciskającą się na sercu, która z każdą chwilą ściska je coraz mocniej. Przełykam ciężko ślinę i choć chciałabym zrobić cokolwiek, nie potrafię. Stoję w miejscu jak kołek i czekam, nawet nie wiem naco.

– To nie tak – odpowiada zrezygnowany. Łóżko lekko skrzypi, więc wiem, że wstał, jednak nie wyczuwam go za sobą. – To po prostu nie miało być tak. – Słyszę huk i odwracam się automatycznie. Widzę jego rękę przy ścianie. Szarpie się za ciemne włosy drugą i patrzy mi w oczy zbólem.

– To wytłumacz, proszę, jak miało być! Myślałeś, że jak wypuścisz taki klip do sieci, to co, padnę ci do stóp? Niespodzianka, nie padłam! Myślałam, że mieliśmy coś prawdziwego, do cholery. Udawałeś to wszystko? Zbajerowałeś jakąś głupią laskę, żeby mieć dobrymateriał?

– Doskonale wiesz, że nigdy bym tego nie zrobił. Nie chciałem tego udostępniać, miałaś dostać to ty i nikt więcej. Tylko Ben i Cichy Witek wiedzieli. Pomogli mi skleić klip. To miał być prezent, wiedziałem, że niedługo masz urodziny i chciałem zrobić cośspecjalnego.

Opuszczam ramiona, które zwisają bezwładnie wzdłuż ciała. Przymykam powieki, a spod nich wydobywają się pierwsze słone krople. Denerwuję się i nie wiem, czy bardziej jestem zła na niego, czy na siebie. Jesteśmy cholernie głupi! Dlaczego nie pozwoliłam mu tego wyjaśnić? Dlaczego w ogóle zrobił dla mnie coś takiego? Dlaczego nie przyjechał osobiście, jeśli naprawdę mu zależało, jak mówił o tym wtekście?

Sama nie wiem, co myśleć, czy w to wszystko wierzyć i czy mogę mu ponownie zaufać. W końcu to niczego nie zmienia. Nieważne, że chciał mi podarować tak piękny i przede wszystkim intymnyprezent.

Minęło tyle czasu, że teraz to wydaje się po prostu nie miećznaczenia.

– Piosenka się wgrywała i chciałem ci ją wysłać. Nie wiem, co się stało, ale nagle znalazła się na kanale publicznym. Od razu chciałem ją zdjąć, ale serwery były przeciążone i zanim to się udało, minęła wieczność. Za szybko się rozprzestrzeniła – tłumaczy Ksawery, a w jego głosie słyszę szczerość. Wyczuwam też tęsknotę i żal. – Nie chciałem, żeby ktokolwiek to widział, dla mnie to również było osobiste. Przepraszam, Kornelia.

– To ja przepraszam, powinnam była dać ci szansę to wyjaśnić – mówię i przełykam ogromną gulę.

Odwracam się do niego przodem. Stoi oparty plecami o ścianę. Nie pofatygował się, by wyjść na zewnątrzzapalić.

I tyle. Koniec historii. Sprawa wyjaśniona. Tylko dlaczego wcale nie czuję sięlepiej?

Pokłóciliśmy się o klip, który, jak się okazuje, Ksawery udostępnił przypadkowo, bo miał to być prezent urodzinowy. Tylko o to poszło, jednak mam wrażenie, że w przesadzonym gniewie było mi łatwiej się z nim rozstać po wakacjach. Wiedziałam doskonale, że to nie miało szans. Wieczorne rozmowy nie dałyby upragnionej bliskości, czułabym się przez nie jeszcze gorzej, bo wiedziałam, że więcej się nie spotkamy, a z dnia na dzień tematy zaczną się kończyć, aż pozostanie nam niezręcznacisza.

Pogodziliśmy się. Tylko dlaczego zamiast się cieszyć, czuję sięgorzej?

I wcale nie widzę, by Ksawery szalał z radości. Wydaje się niewzruszony, choć wiem, że z pewnością mu ulżyło. Zbyt długo ciążyły nam te słowa, wisiały w powietrzu i czekały na ich wypowiedzenie. Jednak to niczego nie zmienia. Minął rok, a my poukładaliśmy sobie życia i ruszyliśmydalej.

Wiem także, że nie chcę urywać z nim kontaktu na kolejny rok. Mimo wszystko nie zapomniałam o naszych rozmowach i wspólnie spędzonym czasie, kiedy idealnie się dogadywaliśmy. I nieważne, jak absurdalne się to wydaje, Ksawery wciąż jest dla mnie kimś ważnym i chciałabym go w swoimżyciu.

– Myślisz, że uda nam się ponownie zaprzyjaźnić? – pytam po dłuższej chwili ciszy. Alkohol robi swoje i dodaje upragnionejodwagi.

– Bardzo bym chciał – odpowiada, gasi papierosa w pustej paczce i spogląda mi woczy.

Znowu to robi. Wciąga mnie pod powierzchnię, nie pozwala zaczerpnąć tchu. Tonę pod ogromnymi ścianami wody, przykryta falami, wiedząc, że tylko on może mnie stamtądwydostać.

Podchodzi coraz bliżej, wprawiając mnie w zniecierpliwienie. I dezorientację. I przerażenie. Gorączkowo myślę, co zrobić, ale jak widać myślenie nie jest dzisiaj moją mocną stroną, bo przytulam się do niego i chłonę jego zapach, poczucie bezpieczeństwa izaufanie.

– Naprawdę nie chciałam cię zranić. Przepraszam – szepczę, wzmacniającuścisk.

– Ja także przepraszam – dodaje i jedną rękę wplata w moje włosy. Słyszę, jak zaciąga się ich zapachem. – Zwłaszcza żeodpuściłem.

Cała sytuacja wcale nie wydaje nam się dziwna czy nie na miejscu. Przeciwnie. Jesteśmy przyjaciółmi, a przecież przyjaciele mogą się przytulać.

~*~

Rok temu

– Nie wierzę, że w tej dziurze jest tylko jeden klub! – Przyjaciółka wzdycha ostentacyjnie i rozgląda się po ciemnym, niezbyt dużym pomieszczeniu oświetlonym tysiącem kolorów. Głośna muzyka elektroniczna wydobywa się z głośników i musimy krzyczeć, żeby sięsłyszeć.

– Dobrze, że jest w hotelu! Same byśmy nie wyszły poza jego mury! – odpowiadam i przerzucam włosy do tyłu.

Cieszę się, że jest tylko jeden klub. Przyjechałam do Afryki z myślą, by zwiedzać, a nie biegać po imprezach ipić.

Od jutra powinnyśmy zacząć zapisywać się na wycieczki, jeśli chcemy wszystkozobaczyć.

W końcu mam ułożony plan, a w nim nie ma ciągnięcia za sobą zwłokprzyjaciółki.

Udajemy się do baru i zamawiamy drinki. Na parkiecie tańczy kilka osób, loże i pojedyncze siedzenia są niemal pełne. Bierzemy po dwa napoje i udajemy się na wolne kanapy. Gdy słyszę, jak Oliwia wzdycha, podążam za jej wzrokiem i dostrzegam dwóch mężczyzn z baru. Tego, który mi się spodobał, i tego, który rzucał niemiłe uwagi pod adresembarmana.

– O rany, to oni! – krzyczy przyjaciółka i stuka mnie mocno palcem, ostatecznie wbijając go z całej siły w ramię. Jestem przekonana, że jutro w tym miejscu będzie widocznysiniak.

– Wiem! – rzucam. – To ci zbaru!

– Co? Jakiego baru? – Oliwia wciąż krzyczy. – A to nie przypadkiem ci… – Nie słyszę, co mówi. Nie chce mi się zdzierać gardła już na początku wakacji, więc siadam obok niej na czerwonej, skórzanejkanapie.

– W południe ich widziałam. Chyba zagadam do tego w białej koszulce, co sądzisz? – Oczywiście mam na myśli faceta od hipnotyzującego spojrzenia i pięknego uśmiechu. – Ciekawe, skądsą.

– Ale to… – zaczyna Oliwia, całkiem zdezorientowana. Patrzy to na mnie, to na nich. Wygląda, jakby próbowała coś w myślach rozpracować. – To… – przeciąga, wciąż niepewna swoichsłów.

– Kto? – pytam zaciekawiona.

– Yyy – jąka się. Nagle uśmiecha się i nie mam pojęcia, co to może oznaczać. Zakładam jednak, że nic dobrego. – No ci z baru z dzisiaj! – krzyczy, jakby nagle ją olśniło. – Idź do niego – dodaje ze śmiechem, po czym popija drinka przezsłomkę.

Poprawiam włosy i bluzkę, przeglądam się w szybce telefonu, który po chwili odkładam na swoje miejsce, czyli do tylnej kieszeni spodenek. Wstaję.

– Jak wyglądam? – pytam Oliwię. Wiem, że zawsze powie miprawdę.

Pokazuje uniesione kciuki i uśmiecha się pogodnie. Kiwa głową, siada wygodniej i mam wrażenie, że do szczęścia brakuje jej jeszcze popcornu. Nie chcę, by się tak na mnie gapiła, wtedy na pewno zrobię coś głupiego. Denerwuję się strasznie, a przyjaciółka to uczucie pogłębia. Zresztą nie wiem, po co idę do tego faceta. Bo co, bo jest obłędnie przystojny, ma piękny uśmiech i wydaje mi się, że także zwrócił na mnieuwagę?

Kto nieryzykuje…

– Cześć – zaczynam i opieram się o blatbaru.

Odwraca głowę. Jest zaskoczony moim widokiem, ale uśmiecha się i… chyba pomyliłam się w jego ocenie. Ten przygaszony uśmiech w niczym nie przypomina tamtegouśmiechu.

– Cześć – odpowiada i wraca do swojego zajęcia, czyli paleniapapierosów.

– Aha – rzucam sama do siebie po cichu, całkowicie zdezorientowana. Po prostu grzecznie się przywitał i dał do zrozumienia, że mam spadać. Więcej mi powtarzać nietrzeba.

– Słucham? – dopytuje, najwyraźniej słysząc moje mamrotanie. Opieram rękę na biodrze i kręcę głową. Wyciągam telefon, chcąc sprawdzić, czy może Oliwia nie napisała przypadkiem jakiejś wiadomości, która pomoże mi wyjść z tej sytuacji z twarzą. Często mi w ten sposób pomaga. – Chcesz zdjęcie? Okej. – Wzdycha ciężko, tym samym sprawiając, że już w ogóle nic nierozumiem.

Bierze mój telefon, który zdążyłam odblokować, i podaje gościowi za barem. Od razu się otrząsam, spoglądam błagalnie na przyjaciółkę, która uśmiecha się porozumiewawczo. Najwidoczniej jako jedyna nie rozumiem tejsytuacji.

Nakazuję barmanowi oddać mi komórkę. Zaczynam się wkurzać, gdy pyta faceta obok o zdanie, on także patrzy na mnie dziwnie, zupełnie nie spodziewając się mojego wybuchu. Odzyskuję urządzenie, wciskam je między spodenki a skórę ipytam:

– Co tyrobisz?

– Przecież chciałaś ze mną zdjęcie, no nie? – tłumaczy.

– Wiesz, gdybym chciała sobie zrobić zdjęcie z pustakiem, stanęłabym przy jakimkolwiek budynku tutaj!

Tekst na poziomie gimnazjum, gratuluję sobie w myślach. Dodatkowo wypowiedziany w momencie, gdy kończy się muzyka, a didżej najwyraźniej robi sobieprzerwę.

Kilka spojrzeń pada na nas, lecz nikt nie rozumie, co się dzieje, łącznie ze mną i facetem, którego jeszcze minutę temu uważałam za słodkiego. Jego przyjaciel wytrzeszcza oczy i zaczyna się śmiać, jakby usłyszał dobry kawał.

Podchodzę do przyjaciółki i wyciągam przed siebie ręce w pytającymgeście.

– Co w tym takiego śmiesznego?! – pytam zbulwersowana. Ciśnienie mi podskoczyło, serce bije zbytszybko.

– To, że właśnie zjechałaś KsaweregoWieczorka.

– No i co z tego! – odpowiadam. – Co? To jest Ksawery Wieczorek? – Nie potrafię w touwierzyć.

– Tak – odpowiada pomiędzy napadami śmiechu, a we mnie wszystko gotuje się ze złości.

Rzucam temu całemu Wieczorkowi krzywe spojrzenie, ale jest zbyt zajęty słuchaniemkumpla.

– Cóż. Wieczorek czy nie Wieczorek… To kawał snoba! – drę się, by każdy mógł mnie usłyszeć, bo gość od konsoli jeszcze niewrócił.

Wychodzę, a na dworze od razu uderza mnie gorące, suche powietrze. Czemu to się zawsze mi przytrafia? Czemu, do cholery, Oliwka nie powiedziała mi, kim ten facet jest? Już w głowie słyszę, jak mówi swoim dziecięcym głosem: „Bo inaczej byś do niego nie podeszła”, a ja bym jej odpowiedziała: „I nie zrobiła z siebie kompletnejidiotki!”.

Wyciągam ze spodenek telefon przyklejony do ciała i zanim wrzucę go do torebki, wysyłam przyjaciółce wiadomość, że idę na plażę i chcę zostać sama. Wiem, że to niemiłe z mojej strony, może też niebezpieczne, ale dam sobie radę, a ona niech się martwi o siebie. W końcu ma kilka kroków do pokoju.

Coraz częściej zastanawiam się, czy jej tutaj nie sprzedać. Przynajmniej wróciłabym do domu w towarzystwie paruwielbłądów.

Wyjmuję z torebki papierosy. Kładę się na leżaku przy plaży i wsłuchuję w szum wody obijającej się o wystającekamienie.

IV

Czwarty oddech

Tańczę z Maćkiem na środku salonu. Cichy Witek miota się gdzieś między nami i łapie zasięg w telefonie, tłumacząc się, że musi zadzwonić do byłej dziewczyny. Jest tak napruty, że jutro albo tego nie będzie pamiętał, albo rzuci się z tego powodu z mostu. Nielubiący mnie Miłosz siedzi wbity w kanapę i rozmawia z Ksawerym, który co jakiś czas wzrokiem sprawdza, jak się mam. To słodkie, zważywszy na to, że nie potrafię przestać się śmiać z opowieści jego brata, a nieznany mi dotąd Adam uśmiecha się dziwnie i gapi dośćprzerażająco.

Zgaduję, że gdyby był z nami na wakacjach, to miałabym do niego zupełnie inny stosunek. Początkowo każdego trzymałam na dystans, ale wspólne imprezy sprawiły, że nawiązała się między nami nić sympatii. Późne powroty do hotelu, zaczepianie nieznajomych i uczenie ich języka polskiego, granie w prawda czy wyzwanie niczym dzieci wpodstawówce.

Z głośników leci przeróbka Movements, w powietrzu czuć świeżą pizzę, aw dłoni trzymam skręta od Maćka, którym zaciągam się parę razy. Nigdzie nie widzę Oliwii i Beniamina, mam nadzieję, że dziewczyna nie zrobi niczegogłupiego.

Udaję się na balkon i spędzam tam dobre piętnaście minut z butelką wody niegazowanej, bo – dzięki Bogu – alkohol się skończył. Wypalam w międzyczasie papierosa i czuję, że muszę iść za potrzebą. Maszeruję więc na korytarz, mijam w drzwiach Wiktora, który przeciska mi się pod ręką, gdy chwytamframugę.

Buzia mi się cieszy na myśl, że pogodziłam się z Ksawerym. Jakbym dopiero teraz to sobie uświadomiła. Chociaż wiem, że szybko nie wrócimy do tego, co było, i nie odbudujemy raz-dwa zaufania, to chciałabym to robić małymikroczkami.

W łazience przeglądam się w lustrze i wycieram tusz odbity na powiece, poprawiam ramiączko stanika i podciągam wyżej jeansy tylko po to, by zaraz je ściągnąć i usiąść na toalecie. Ktoś puka. Myję ręce, a gdy otwieram drzwi, dostrzegam za nimi Adama. Uśmiecham się przyjacielsko, w końcu z nim także chciałabym się zakumplować. Należy do paczki chłopaków, a więc imojej.

On chyba błędnie odczytuje mój gest, ponieważ także się uśmiecha, ale zupełnie inaczej. Zbliża się, a ja nie mam innego wyjścia, niż oprzeć się plecami o ścianę. Albo dramatyzuję, a marihuana i alkohol mieszają mi w głowie. Wolę się roześmiać, udawać niczego nieświadomą, niż się wygłupić i uciec z krzykiem. Jednak kiedy czuję jego dłonie na biodrach, moje ciało krzyczy, bym go odepchnęła. Robię to, mówię „nie”, ale on zdaje się tego niesłyszeć.

– Przestań – proszę i uderzam go z pięści w klatkępiersiową.

– Cherry, Cherry. Jak Ksawery cię nie chce, to ja chętnie się tobą zaopiekuję – mówi i zaczyna zbliżać wargi do moich, ale odwracam głowę w bok.

Co mam robić? Zacząć krzyczeć? I tak nikt nie usłyszy. Wiercę się przed nim, jednak on w ogóle nie ma kontaktu z rzeczywistością. Jest silny, znacznie silniejszy ode mnie. Resztkami sił odpycham go od siebie rękami i nogami. Może wszystko wyolbrzymiam, może po prostu chciał mnie uściskać jak dobrą kumpelę, a ja niepotrzebnie panikuję. Ale nie chcę, by mnie dotykał, i nie chcę być jego kumpelą, jużnie.

Wyraźniej dociera do mnie muzyka z salonu, jestemprzerażona.

– Co tyodpierdalasz?

Jak przez mgłę słyszę znajomy głos. Adam za to jest w swoim świecie. Wydaję z gardła pisk i – dzięki Bogu – nie czuję już jego bliskości. Nie mam odwagi, by spojrzeć przed siebie, więc uciekam do łazienki i tam zamykam szczelnie drzwi na klucz. Robię kilka głębokichoddechów.

Nic się nie stało, nic się nie stało – powtarzam w kółko, aż sama zacznę w to wierzyć. Jestem pijana, ale nie naćpana. Jestem tylko pijana, nie wymyśliłam sobietego.

Spoglądam w lustro i widzę, że tusz wraz ze łzami płynie po rozgrzanych, czerwonych policzkach. Nie potrafię przestać płakać. Zaciskam mocno powieki, trę je palcami, a moje ciało zaczyna się trząść. Mam ochotę krzyczeć. Spoglądam na czarne palce, na których znajduje się resztka makijażu, i postanawiam zetrzeć wszystko z twarzy. Gorzej i tak już nie będęwyglądać.

Wycieram się ręcznikiem i jestem przerażona, gdy spoglądam na własne odbicie. Wyciągam z torebki podkład i nakładam jego nową warstwę naskórę.

Wychodzę po dwudziestu minutach, a na korytarzu stoi Miłosz. Jest wysoki, silny, łysy i wcale nie sprawia, że czuję się pewniej. Patrzy na mnie poważnie, wargi ma zaciśnięte w wąską linię. Poznałam go rok temu – nie zapałaliśmy wtedy do siebie sympatią i tak jest do dziś. Nie wiem, co robić, bo jeśli chcę wrócić do salonu, do Ksawerego, to muszę przejść obok niego. Nie chcę i nie mogę być sama, więc nie pójdę do wolnego pokoju z wyjściem na balkon. Ostatecznie mogę skierować się do drzwi wyjściowych, które kuszą wizją ciepłego, bezpiecznegodomu.

– Wszystko okej? – zaczyna dwudziestosześcioletni chłopak. Zresztą wszyscy są w podobnymwieku.

– A co się miało stać, nic się nie stało, po prostu chyba już pójdę. Jest późno, po prostu chyba już pójdę – plączę się i poprawiam łańcuszek czarnej torebki naramieniu.

– Kornelia – podchodzi do mnie i łapie za ramiona – wszystkookej?

Zbyt szybko kiwam głową, by w to uwierzył. I zbyt szybko zrzucam z siebie jegołapska.

Wcale nie jestokej.

– Chodź do reszty do salonu – mówi spokojnie, a ja budzę się zamoku.

– Nie mów o tym nikomu. Zwłaszcza Ksaweremu. Nikomu.

Nie chcę tu zostać, chcę już wracać. Rozglądam się po korytarzu, jakby nagle Oliwia miała się przy mnie pojawić, ale dostrzegam jedynie ciemne ściany, szafkę przy drzwiach i wieszak na ubrania wierzchnie. Zmierzam do salonu, by podziękować chłopakom za cudowną noc i wspaniałą imprezę. Patrzę na zegarek na ręce. Czwarta trzydzieści dwa. Wzdycham.

– Coś się stało? – Ksawery od razu rejestruje moją obecność. – Długo cię niebyło.

– Paliłam na balkonie, tam coś wpadło mi do oka, więc musiałam zmyć cały makijaż – wyjaśniam i szukam telefonu między poduszkami na kanapie. – Wiesz może, gdzie jest Oliwia? Chyba będziemy się zbierały – dodaję. Dostrzegam komórkę na blaciestolika.

– Wyszła z Miodkiem po jakieśalko.

Wskazuje mi miejsce obok siebie na kanapie, więc je zajmuję. Czuję, jak ramię układa na oparciu za mną i bawi się moimi włosami. Pojęcia nie miałam, że tak bardzo za nim tęskniłam. Po chwili wtulam się w jego pierś, a on dłoń, którą trzymał na oparciu, kładzie mi na ramieniu. Przy nim jestem bezpieczna, wiem, że nigdy by mnie nie skrzywdził. Może i jestem głupia, naiwna, ale ufam mubezgranicznie.

– Cieszę się, że znowu rozmawiamy – szepczę, a on całuje mojewłosy.

– Ja również, Cherry.

Czasem to się po prostu czuje. Poznajesz kogoś, spędzasz z nim trochę czasu, budujesz zaufanie i bum! Zakochujesz się. W naszym przypadku nie do końca tak było, ale kwestia poznania i zaufania jest jak najbardziej prawdziwa. W końcu mam chłopaka, nie zerwę z nim dlatego, że Ksawery wrócił na parę dni i wywraca mi życie do góry nogami. Nie chcę, by Wieczorek przeszedł przez moje życie niczymhuragan.

Czeka mnie rozmowa z Dawidem, z pewnością jej nie uniknę, zresztą nawet nie zamierzam tegorobić.

Obiecywaliśmy sobie szczerość, dlatego powiem mu, co dzisiaj się wydarzyło. Poza ostatnim epizodem, o tym nikt nie ma prawa siędowiedzieć.

Słyszę donośny śmiech przyjaciółki. Po chwili pojawia się w progu na plecach Beniamina, z dwoma butelkami alkoholu w dłoniach. Schodzi z chłopaka, odkłada szkło na blat i siada obok mnie, głośno, wręcz przesadniewzdychając.

– My się chyba powinnyśmy zbierać – mówię. W końcu dochodzi piąta i zaczynaświtać.

– Dziołszka, nie czuję nóg, naprawdę. – Oliwka wzdycha i ociera pot z czoła, jakby właśnie przebiegła maraton. – Mogę tu przekimać? – pytachłopaków.

– No jasne, że możesz – odpowiada Ben. Podchodzi do dziewczyny i zaczyna ją łaskotać.

Śmiać mi się z nich chce, wyglądają naprawdęuroczo.

– Też zostań – szepcze mi Ksawery do ucha, otulając je przyjemnymciepłem.

Przechodzą mniedreszcze.

Wizja spędzenia z nim czasu sam na sam wydaje się nierealna, zdecydowanie nie na miejscu. Iniewłaściwa.

Miodek wynosi Oliwię na rękach jak pannę młodą, lekko się przy tym chwiejąc, i znikają za drzwiami. Ostatnie, co słyszę, to ich śmiech, przez co unoszę kącikiwarg.

– Oczywiście odprowadzę cię do domu, jeśli tak wolisz, ale chciałbym, żebyś jednak została – dodaje Wieczorek. Gdybym stała, z pewnością miałabym nogi z waty. Nie da się opisać tego, co robi ze mną samymi słowami. I nie wiem, czy chcę, by to robił. – Już jutrowyjeżdżamy.

– Dobrze – zgadzam się, nim ta informacja dotrze domózgu.

– To my idziemy do Adama, a wy macie pokój wolny – odpowiada CichyWitek.

– Dzięki, młody – rzucaKsawery.

Zostajemy sami. Towarzyszy nam cisza, promienie letniego słońca przebijające się przez ogromne okno i pierwsze uderzenia kropel deszczu oparapet.

Muzyk opiera kostkę o kolano drugiej nogi, siedzi do mnie bokiem. Prawą rękę trzyma na oparciu, lewą subtelnie układa mi na policzku, a ja czuję, że przestaję oddychać. Przełykam ciężko ślinę, gdy wpatrujemy się sobie w oczy. Mam wyschnięte wargi, które sklejają się za każdym razem, gdy chcę coś powiedzieć. Oblizuję jemimowolnie.

– Tęskniłem za tobą – odzywa się cicho, nie zrywając połączeniawzrokowego.

– Ja za tobą również – odpowiadam i uśmiecham się delikatnie. – Dzwoń do mnie – proszę.

– Codziennie.

~*~

Czuję świeżość deszczowego dnia, gdy przeciągam się na materacu i odwracam w drugą stronę. Łóżko, na którym spał Ksawery, jest puste. Nie spaliśmy razem, po tym wszystkim byłoby to co najmniej dziwne iniestosowne.

Słyszę krople deszczu odbijające się od okna i wyładowania atmosferyczne, które nie pozwalają na dalszą drzemkę. Sprawdzam godzinę na telefonie, dwunasta. Nie spałam zbyt długo. Z Ksawerym mieliśmy dużo do nadrobienia, ale i tak czuję, że jest wiele tematów, których nie poruszyliśmy. Rozmawialiśmy o moich studiach psychologicznych, o spisku Oliwii i Bena, a głównie o zmianach, które nadchodzą dla Wieczorka w muzyce. Nie zdradzał mi szczegółów, by nie zapeszać, ale obiecał, że jeśli tylko wszystko się potwierdzi, będę pierwszą osobą, do której zadzwoni. Podobno to coś wielkiego, jakiś przełom w jegokarierze.

Wstaję, ponownie się przeciągam i wącham koszulkę, którą mężczyzna dał mi do spania. Jestem dość wysoka, dlatego sięga mi ledwo za bieliznę. Wkładam szybko spodnie i idę do łazienki, gdzie odnajduję pastę i płyn do płukania ust. Myję twarz i zauważam na ręczniku resztki podkładu. Wzruszam ostatecznie ramionami i staram się nie przejmować, że to druga tkanina, którązniszczyłam.

Biorę z szafki papierosy i idę na balkon, gdzie porywisty wiatr burzy uczesane włosy, a wilgoć natychmiast sprawia, że zaczynają się kręcić. Jeszcze pięć minut na dworze, a będę wyglądać jak pudel, ale czego się nie robi dla przyjemności płynącej z zaciągania się papierosowymdymem.

Jest mi dziwnie ze świadomością, że mam iść do salonu, gdzie pewnie siedzi Ksawery z którymś ze swoich kolegów. Zawsze było mi wstyd wychodzić z jego pokoju na wakacjach. Wolałam, gdy on spał umnie.

Od tego były długie noce, od wstydu mieliśmydni.

Wychodzę, wciąż mając na sobie koszulkę Wieczorka, i udaję się do salonu, skąd dochodzi zapach jedzenia i parzonej kawy. Idę tam wodzona za nos przyjemną wonią i postanawiam naszykować sobie wcześniej kawę. Gdy biorę do ust pierwszy łyk, mogę się wreszcieodezwać.

– Cześć – witam się z Ksawerym, Cichym Witkiem iMiłoszem.

Odpowiadają hurtem, a Wieczorek wstaje i podchodzi bliżej, ostatecznie zatrzymując się przy jednej z szafek. Opiera się o nią, długie nogi krzyżuje w kostkach, a ręce na piersiach i uśmiecha się przy tymdelikatnie.

– Jak się spało? – zagaja.

– Jak dawniej – odpowiadam, nim mózg całkowicie się obudzi. – Znaczy dobrze – poprawiamsię.

W progu dostrzegam Adama. Wygląda, jakby wpadł pod pociąg i został wyrzygany przez kota. Czyli okropnie. Włosy sterczą mu w każdą stronę, ubranie prezentuje się tak, jakby właśnie je wypluł, a jego oczy są malutkie, ledwo widoczne. Chwieje się i musi trzymać framugi, by nie upaść. Wciąż jest pijany, przez co wraz z nim do salonu wdziera się zapach wczorajszego alkoholu wymieszanego z mocnymi perfumami, które zapewne miały ten odór zneutralizować. W niczym nie przypomina chłopaka, którego poznałam kilkanaście godzintemu.

Przygląda mi się uważnie. Wzmacniam uścisk na kubku i wgapiam się w podłogę. Wyczuwam na sobie jego intensywne spojrzenie. Trzęsą mi się nogi, więc odkładam naczynie, wskakuję na blat i dopiero wtedy ponownie sięgam po kawę. Upijam duży łyk aromatycznego napoju, który jest dla mnie niczymzbawienie.

Rozglądam się dookoła, by nie zwracać uwagi na stojącego w progu Adama, który w dalszym ciągu przeszywa mnie wzrokiem. Patrzę na Ksawerego, który podchodzi bliżej i postanawia przygotować sobie kawę. Uśmiecham się, gdy dotyka, niby przypadkowo, mojego uda, bo wiem, że robi to specjalnie. Siedzę tuż obok ekspresu, więc stoi na tyle blisko, bym wyczuła, że niedawno brał prysznic. Pachnie…

– Hej. Yy… Cherry… – zaczyna Adam niepewnie. Dostrzega wodę na blacie stołu przy Miłoszu, więc łapie prawą ręką za butelkę. – Możemy zamienićsłowo?

Nic się wczoraj nie stało. Nic się wczoraj nie stało – powtarzam w myślach. Dlaczego zatem Miłosz posyła mi niepewne spojrzenie swych bystrych oczu? Wcale sobie tego nie wymyśliłam. To mi się nieśniło.

Schodzę z mebli, by nikt nie nabrał podejrzeń. Choć wiele mnie kosztuje przebywanie z nim sam na sam, to staram się przełamać. Chciał mnie pocałować, no wielkie rzeczy! Pewnie myślał, że także tego chciałam… Skoro to było takie niewinne, to dlaczego Miłosz musiał interweniować? Słabo mi. Nie chcę być z nim sama, to przerażające, że mam mu po tym wszystkim spojrzeć woczy.

Gdy robię ostatni krok na korytarz, on już tam jest. Trzyma dystans, wyciąga przed siebie ręce w obronnym geście imówi:

– Przepraszam, Kornelia, naprawdę przepraszam! Nie wiem, co się stało, byłem zjarany. Naprawdę przepraszam, prawie nic nie pamiętam, ale Miłosz mi dzisiaj wszystkopowiedział.

– Nic się nie stało. – To jedyne zdanie, które wychodzi z moich ust. Pospiesznie wracam do salonu i zajmuję miejsce obok Ksawerego. Tylko przy nim czuję siębezpieczna.

V

Piąty oddech

Rok temu

Po zarejestrowaniu się i obowiązkowym wynajęciu przewodnika udaje nam się wejść do Parku Narodowego Jozani Chwaka Bay. Obcokrajowiec wrzeszczy przez megafon, starając się, by każdy gousłyszał:

– Jozani Forest to jedyny ocalały kawałek czegoś w rodzaju lasutropikalnego!

Wyciągam aparat i robię mnóstwo zdjęć. Staram się jak najlepiej uchwycić to, co widzę, ale żadne zdjęcie nie jest w stanie ukazać prawdziwego piękna tropików. Zapiera mi dech z wrażenia. Jest nadzwyczaj zielono, a całości dopełniają paprocie, potężne baobaby i ogromne fikusy. Przewodnik pokazuje nam różne gatunki drzew i krzewów, które porastają to miejsce. Dokładnie wszystkotłumaczy.

– Paprocie, eukaliptusy i namorzyny, czyli inaczej lasy mangrowe, wiecznie zieloneformacje…

Nie słucham go, ponieważ czuję się obserwowana. Przechodzą mnie dreszcze i wydaje mi się, że zaczyna padać deszcz. Gdy spoglądam za siebie, widzę Ksawerego Wieczorka i jego ekipę. Wcale nie czuję się źle z powodu sceny, którą wczorajzrobiłam.

Jestem pewna, że dziś cały ranek o tym mówili i świetnie się bawili moimkosztem.

W końcu jakaś gówniara podeszła do niego, żeby porozmawiać i zaczęła go obrażać. Dla takiej gwiazdy to musi byćszok.

Gorzej i tak już być nie może. Miałam nadzieję, że z Oliwką spędzimy świetnie czas w towarzystwie niesamowitych małp Red Colobus. Taka właśnie stoi przedemną.

Z wyglądu nie przypomina normalnej małpy, przede wszystkim jest mniejsza, sierść ma czarnoszarą, a grzbiet czerwony. Wygląda na wystraszoną, lecz zbliża się powoli, niepewnie. W pyszczku ma liście figowca, a w łapce niedojrzały owocmango.