Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
10 osób interesuje się tą książką
W czterdziestu krótkich rozdziałach tej fascynującej książki poznamy wielkich myślicieli europejskich i najciekawsze idee dotyczące świata oraz tego, jak w nim żyć. Dowiemy się o frapujących, często wręcz kuriozalnych historiach z życia największych filozofów, począwszy od tych, którzy działali w antycznej Grecji i debatowali na temat wolności i duszy, aż po Petera Singera, rozważającego najbardziej niepokojące etyczne problemy naszych czasów. Prześledzimy historię ludzkich przemyśleń na temat rzeczywistości i kondycji człowieka.
Ta książka sprawia, że filozofia staje się zrozumiała i przystępna, a nawet pełna humoru. Inspiruje do myślenia, dyskusji, argumentowania i stawiania pytań. Nigel Warburton, filozof, znany przede wszystkim jako pełen pasji popularyzator filozofii w internecie (www.philosophybites.com, www.virtualphilosopher.com) i w realu (Open University w Londynie, kursy estetyczne w Tate Modern, programy radiowe BBC). Autor wielu niebanalnych książek popularyzujących filozofię.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 307
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Krótka historia filozofii
Nigel Warburton
Tłumaczenie: Sergiusz Lipnicki
Originally published in 2011 by Yale University Press as A LITTLE HISTORY OF PHILOSOPHY © 2011 Nigel Warburton All rights reserved.
Polish language translation © 2016 Wydawnictwo RM Wydawnictwo RM, 03-808 Warszawa, ul. Mińska 25 [email protected] www.rm.com.pl
Żadna część tej pracy nie może być powielana i rozpowszechniana, w jakiejkolwiek formie i w jakikolwiek sposób (elektroniczny, mechaniczny) włącznie z fotokopiowaniem, nagrywaniem na taśmy lub przy użyciu innych systemów, bez pisemnej zgody wydawcy. Wszystkie nazwy handlowe i towarów występujące w niniejszej publikacji są znakami towarowymi zastrzeżonymi lub nazwami zastrzeżonymi odpowiednich firm odnośnych właścicieli. Wydawnictwo RM dołożyło wszelkich starań, aby zapewnić najwyższą jakość tej książce, jednakże nikomu nie udziela żadnej rękojmi ani gwarancji. Wydawnictwo RM nie jest w żadnym przypadku odpowiedzialne za jakąkolwiek szkodę będącą następstwem korzystania z informacji zawartych w niniejszej publikacji, nawet jeśli Wydawnictwo RM zostało zawiadomione o możliwości wystąpienia szkód.
ISBN 978-83-7773-557-2 ISBN 978-83-7773-697-5 (ePub) ISBN 978-83-7773-698-2 (mobi)
Redaktor prowadzący: Irmina Wala-PęgierskaRedakcja: Mirosława SzymańskaKorekta: Ewa OstaszewskaNadzór graficzny: Grażyna JędrzejecOpracowanie okładki wg oryginału: Grażyna JędrzejecOpracowanie wersji elektronicznej: Marcin FabijańskiWeryfikacja wersji elektronicznej: Justyna Mrowiec
W razie trudności z zakupem tej książki prosimy o kontakt z wydawnictwem: [email protected]
Spis treści
1 Człowiek, który zadawał pytaniaSokrates i Platon
2 Prawdziwe szczęścieArystoteles
3 Nie wiemy nicPyrron
4 Ścieżka w ogrodzieEpikur
5 Jak się nie przejmować?Epiktet, Cycero, Seneka
6 Kto pociąga za sznurki?Augustyn
7 O pocieszeniu, jakie daje filozofiaBoecjusz
8 Idealna wyspaAnzelm i Tomasz z Akwinu
9 Lis i lewNiccolò Machiavelli
10 Bez słońca, zwierzęce i krótkieThomas Hobbes
11 A może śnisz?Kartezjusz
12 Zrób zakładBlaise Pascal
13 Szlifierz soczewekBaruch Spinoza
14 Książę i szewcJohn Locke i Thomas Reid
15 Słoń w pokojuGeorge Berkeley (i John Locke)
16 Najlepszy z możliwych światów?Wolter i Gottfried Leibnitz
17 Wyimaginowany zegarmistrzDavid Hume
18 Wolny z urodzeniaJean-Jacques Rousseau
19 Rzeczywistość przez różowe okularyImmanuel Kant (1)
20 Co by się stało, gdyby czynił tak każdy?Immanuel Kant (2)
21 Praktyczne szczęścieJeremy Bentham
22 Sowa MinerwyGeorg W.F. Hegel
23 Mgnienia rzeczywistościArthur Schopenhauer
24 Przestrzeń do rozwojuJohn Stuart Mill
25 Nieinteligentny projektKarol Darwin
26 Ofiara życiaSøren Kierkegaard
27 Proletariusze wszystkich krajów, łączcie się!Karol Marks
28 No ale co z tego?C.S. Peirce i William James
29 Śmierć BogaFriedrich Nietzsche
30 Ukryte myśliZygmunt Freud
31 Czy obecny król Francji jest łysy?Bertrand Russell
32 Fe-hurra!Alfred Jules Ayer
33 Lęk przed wolnościąJean-Paul Sartre, Simone de Beauvoir i Albert Camus
34 Opętani przez językLudwig Wittgenstein
35 Człowiek, który nie zadawał pytańHannah Arendt
36 Ucząc się na błędachKarl Popper i Thomas Kuhn
37 Wykolejony pociąg i niepożądany skrzypekPhilippa Foot i Judith Jarvis Thomson
38 Sprawiedliwość przez niewiedzęJohn Rawls
39 Czy komputery potrafią myśleć?Alan Turing i John Searle
40 Współczesny giezPeter Singer
ROZDZIAŁ 1
Sokrates i Platon
Mniej więcej 2400 lat temu żył w Atenach człowiek, którego skazano na śmierć, bo zadawał zbyt wiele pytań. Nie był on pierwszym filozofem, ale to właśnie za jego sprawą filozofia rozwinęła skrzydła. Jeśli ktokolwiek miałby być jej świętym patronem, to tylko on, Sokrates.
Przysadzisty, niechlujny, z perkatym nosem i w ogóle nieco dziwny, Sokrates zdecydowanie wyróżniał się na niekorzyść swoim wyglądem. Ale choć był brzydalem i mył się niezbyt często, miał wielką charyzmę i cudowny umysł. Wszyscy Ateńczycy zgadzali się, że nigdy nie było kogoś takiego jak on i prawdopodobnie nigdy więcej nie będzie. Był jedyny w swoim rodzaju. Ale potrafił też być nieznośny. Zresztą sam porównywał się do gza – uprzykrzonej końskiej muchy, która potrafi boleśnie uciąć. Gzy potrafią być naprawdę dokuczliwe, ale ich ukąszenia nie są zbyt szkodliwe. W Atenach nie wszyscy jednak tak uważali. Byli tacy, którzy go kochali. Byli też jednak inni, którzy sądzili, że jest niebezpiecznym człowiekiem.
W młodości walczył dzielnie w wojnie peloponeskiej przeciw Spartanom i ich sojusznikom. Jako mąż dojrzały kręcił się po ateńskiej agorze, zatrzymując od czasu do czasu różnych ludzi i zadając kłopotliwe pytania. I mniej więcej do tego sprowadzała się jego działalność. Ale pytania, które zadawał, bywały wyjątkowo kąśliwe. Wydawały się proste, jednak wcale takie nie były.
Za przykład może posłużyć jego rozmowa z Eutydemem. Sokrates zapytał go, czy uciekanie się do podstępu jest czynem niemoralnym. Naturalnie, odparł Eutydem, uważając to za coś oczywistego. Ale, pytał dalej Sokrates, jeśli twój przyjaciel jest bardzo przygnębiony, a ty, bojąc się, że targnie się na swoje życie, ukradniesz mu miecz, czy jest to czyn podstępny? Bez dwóch zdań. Ale czy nie to jest raczej bardziej moralne niż niemoralne? To przecież dobry czyn, a nie zły, mimo tego, że podstępny. Tak, odpowiedział Eutydem, całkiem zbity już z tropu. Używając odpowiedniego przykładu Sokrates wykazał, że ogólnego stwierdzenia Eutydema, jakoby podstęp był zawsze niemoralny, nie da się zastosować w każdej sytuacji. Eutydem nie zdawał sobie z tego wcześniej sprawy.
Sokrates nieustannie udowadniał ludziom spotykanym na agorze, że to, co oni sami uznawali za oczywiste, wcale takie nie było. Jeden z wodzów rozpoczął z Sokratesem dyskusję na temat tego, czym jest odwaga. Był przekonany, że sam to wie najlepiej. Ale po rozmowie był całkowicie zdezorientowany. Takie doświadczenie musiało go zaniepokoić. Sokrates uwielbiał igrać z ludzkim rozumem i podawać w wątpliwość założenia, na których ludzie budowali swoje życie. Za najbardziej owocne uważał dyskusje, w wyniku których każdy uświadamiał sobie, jak mało w istocie wie. Uważał, że lepiej wątpić, niż wierzyć w to, że coś się rozumie, podczas gdy w rzeczywistości jest zupełnie inaczej.
W owym czasie w Atenach bogate rodziny wysyłały swoich synów na naukę do sofistów. Sofiści byli mądrymi nauczycielami, uczącymi sztuki wymowy. Cenili się przy tym bardzo wysoko. W przeciwieństwie do nich Sokrates nie pobierał żadnych opłat za swoje usługi. Twierdził, że nie wie nic. Czego zatem mógłby kogokolwiek nauczyć? Ale to nie powstrzymywało uczniów od odwiedzania go i przysłuchiwania się prowadzonym przez niego dyskusjom. To również nie przysparzało mu popularności wśród sofistów.
Pewnego dnia jeden z jego przyjaciół, Chajrefon, udał się do wyroczni Apollona do Delf. Wyrocznia, stara, mądra kobieta, odpowiadała na pytania przybyłych. Jej odpowiedzi miały zwykle formę zagadki. „Czy jest ktoś mądrzejszy od Sokratesa?”, zapytał Chajrefon. „Nie”, padła odpowiedź. „Nikt nie jest mądrzejszy od Sokratesa”.
Gdy Chajrefon powiedział o tym Sokratesowi, ów początkowo nie dał temu wiary. Odpowiedź była dla niego prawdziwą zagadką. „Jak mogę być najmądrzejszym człowiekiem w Atenach, wiedząc tak niewiele?”, dziwił się. Całe lata poświęcił na zadawanie ludziom pytań, żeby znaleźć kogoś mądrzejszego od siebie. Na koniec zrozumiał znaczenie słów wyroczni i to, że miała rację. Mnóstwo ludzi było mistrzami w swym fachu – cieśle wiedzieli wszystko o ciesiołce, a żołnierze o walce. Ale nikt nie był naprawdę mądry. Tak naprawdę nie mieli pojęcia o tym, o czym mówili.
Słowo „filozof” pochodzi od greckiego słowa oznaczającego „umiłowanie mądrości”. Zachodnia tradycja filozoficzna, ta, którą zajmuje się niniejsza książka, zrodziła się w antycznej Grecji i rozprzestrzeniła na wielkie połacie świata, mieszając się czasem z filozofią Wschodu. Mądrość, o którą w niej chodzi, polega na argumentacji, rozumowaniu i zadawaniu pytań, a nie na wierze w coś dlatego, że ktoś ważny tak powiedział. Mądrość nie była dla Sokratesa znajomością faktów ani wiedzą, jak coś należy zrobić. Oznaczała ona zrozumienie prawdziwej natury ludzkiej egzystencji, łącznie z ograniczeniami naszej wiedzy. Dzisiejsi filozofowie robią mniej więcej to samo, co robił Sokrates: zadają trudne pytania, szukają przyczyn i dowodów, próbują też odpowiedzieć na niektóre z najważniejszych pytań, jakie możemy sobie zadać: jaka jest natura rzeczywistości? Jak powinniśmy żyć? Jednak współcześni filozofowie mają nad Sokratesem tę przewagę, że mogą tworzyć swoje koncepcje na bazie doświadczeń dwóch i pół tysiąca lat filozoficznych dociekań. Niniejsza książka przedstawia idee niektórych z najważniejszych myślicieli, wywodzących się z zachodniej tradycji filozoficznej. Tradycji, którą zapoczątkował Sokrates.
Największą zasługą Sokratesa było to, że zadawał pytania i że cały czas chciał dyskutować o swoich przemyśleniach. Życie jest czegoś warte tylko wtedy, gdy myślisz o tym, co robisz. Bezmyślną egzystencję wieść może bydło na łące, ale nie ludzie.
Sokrates, co wśród filozofów należy do wyjątków, nie spisywał swoich myśli. Uważał, że myślenie jest czymś o wiele lepszym niż pisanie. Napisane słowa nie mogą odpowiedzieć: nie wyjaśnią ci niczego, jeśli ich nie rozumiesz. Rozmowy twarzą w twarz dają dużo więcej. Dyskutując, możemy wziąć pod uwagę, do kogo się zwracamy. Możemy odpowiednio dobrać słowa, żeby przekaz był jasny. Sokrates nie spisywał swoich przemyśleń, dlatego informacje o nich czerpiemy z pism jego najlepszego ucznia – Platona (427–347 p.n.e.). Platon w swoich dialogach spisał wiele rozmów, które Sokrates toczył z różnymi ludźmi. To dzieło Platona należy do największych osiągnięć zarówno literatury, jak i filozofii – w pewnym sensie Platon był Szekspirem swoich czasów. Czytając je, możemy sobie wyobrazić, jaki naprawdę był Sokrates – mądry, ale jednocześnie irytujący.
Ale nawet to nie jest do końca pewne: nie wiemy, czy Platon zapisywał prawdziwe wypowiedzi Sokratesa czy może wkładał w usta postaci, którą nazwał Sokrates, własne idee.
Jedna z takich idei, którą przypisuje się bardziej Platonowi niż Sokratesowi, głosi, że świat nie jest tym, czym się wydaje. Między rzeczywistością a jej pozorem jest istotna różnica. Większość z nas mylnie uznaje pozór, to, co postrzegamy oczami, za samą rzeczywistość. Myślimy, że rozumiemy świat, ale tak nam się tylko wydaje. Platon uważał, że tylko filozofowie rozumieją, jaki naprawdę jest świat. Odkrywają prawdziwą naturę rzeczywistości za pomocą myśli, a nie polegając na własnych zmysłach.
Aby to bliżej wyjaśnić, Platon opisał jaskinię. W tej wyimaginowanej grocie siedzą skuci kajdanami ludzie, patrzący na jej ścianę. Przed sobą widzą tylko migotliwe cienie, które biorą za prawdziwe rzeczy. Ale to tylko złudzenie. To, co dostrzegają ludzie, to cienie przedmiotów, które przesuwają się na tle ognia, który pali się w tyle, za ludźmi. Przez całe życie uważają, że cienie na ścianie to rzeczywisty świat. A wtedy jeden z nich uwalnia się z kajdan i odwraca w stronę ognia. Początkowo wszystko mieni mu się przed oczami, ale potem zaczyna sobie zdawać sprawę z tego, gdzie się znajduje. Potykając się i zataczając wychodzi z jaskini i w końcu spogląda w słońce. Gdy wraca do groty, nikt nie wierzy w jego relację o świecie na zewnątrz. Człowiek, który uwolnił się z okowów, jest jak filozof. Dostrzega rzeczywistość poza jej pozorami. Zwykli ludzie niewiele o niej wiedzą, bo wystarcza im patrzenie na to, co mają przed oczami. Nie muszą się nad tym zastanawiać. Ale pozory są zwodnicze. To, co widzą, to cienie, a nie rzeczywistość.
Historia z jaskinią w tle jest związana z platońską teorią idei. Najłatwiej ją zrozumieć na przykładzie. Pomyśl o wszystkich kołach, które widziałeś w życiu. Czy którekolwiek z nich było idealnym kołem? Nie. Żadne z nich nie było idealne. W przypadku idealnego koła każdy punkt na jego okręgu jest równo oddalony od środka koła. W prawdziwych kołach praktycznie się to nie zdarza. Ale zrozumiałeś, co miałem na myśli, pisząc o „idealnym kole”. Czym zatem jest owo idealne koło? Platon powiedziałby, że idea doskonałego koła to czysta postać, forma koła. Jeśli chcesz zrozumieć, czym jest koło, powinieneś się skupić na jego idei, a nie na konkretnych kołach, które możesz narysować albo poznać za pomocą zmysłu wzroku – wszystkie one są w jakiś sposób niedoskonałe. Podobnie, zdaniem Platona, rzecz ma się z dobrem: jeśli chcesz zrozumieć, czym ono jest, musisz się skupić na jego idei, a nie na konkretnych dobrych zdarzeniach, których doświadczasz. Filozofowie to najodpowiedniejsi ludzie do myślenia o ideach w ten abstrakcyjny sposób. Zwykli ludzie schodzą na manowce, postrzegając świat za pomocą zmysłów.
Jako że filozofowie potrafią myśleć, Platon wierzył, że to w ich rękach powinna się znaleźć polityczna władza. W Państwie, swoim najbardziej znanym dziele, opisał wyimaginowane, idealne społeczeństwo. Na jego czele staliby filozofowie, którzy zdobywaliby specjalne wykształcenie. Ale poświęcaliby swoje przyjemności dla obywateli, którymi by rządzili. Bezpośrednio podległym im stanem byliby strażnicy, wyćwiczeni do obrony państwa. Trzecią grupą miałby być stan rzemieślników i rolników – żywicieli. Te trzy grupy powinny się zdaniem Platona znajdować w idealnej równowadze, takiej, w jakiej znajduje się zrównoważony człowiek, który swoim rozumem kontroluje emocje i żądze. Niestety, platońska społeczność byłaby z gruntu antydemokratyczna – społeczeństwo utrzymywano by w ryzach za pomocą mieszanki kłamstw i przemocy. Platon najchętniej pozbyłby się ze swego państwa artystów, bo uważał, że fałszują oni rzeczywistość. Malarze malują jakieś kształty, ale te dają fałszywe wyobrażenie o ideach. Każdy aspekt życia w idealnym państwie Platona podlegałby odgórnej kontroli. Dziś nazwalibyśmy takie państwo państwem totalitarnym. Platon twierdził, że pozwalając ludziom głosować, zachowujemy się tak, jakbyśmy pozwalali pasażerom sterować statkiem. Znacznie lepiej, żeby sprawy wzięli w swoje ręce ludzie, którzy wiedzieliby, co należy robić.
W V wieku przed naszą erą Ateny różniły się od idealnego Platońskiego państwa. Były swoistą demokracją, chociaż prawo głosu miało tylko około 10 procent obywateli. Nie przysługiwało ono na przykład kobietom i niewolnikom. Ale obywatele byli równi wobec prawa i istniał wyrafinowany system losowania, który miał zapewnić każdemu szansę wpływu na decyzje polityczne.
Ateny nie ceniły Sokratesa tak jak Platon. Przeciwnie. Wielu Ateńczyków uważało, że jest człowiekiem groźnym i że z wyrachowaniem podkopuje autorytet rządzących. W 399 roku przed Chrystusem, gdy Sokrates miał siedemdziesiąt lat, jeden z Ateńczyków, niejaki Meletos, oskarżył go przed sądem o lekceważenie ateńskich bogów i wprowadzanie innych, własnych bożyszcz. Sugerował też, że Sokrates psuje młodzież ateńską, podburzając ją przeciw władzom. Oba oskarżenia były bardzo poważne. Trudno dziś stwierdzić, na ile były słuszne. Być może Sokrates rzeczywiście zniechęcał swoich uczniów do oficjalnej religii państwowej i są pewne dowody na to, że drwił z ateńskiej demokracji. Zgadzałoby się to z jego charakterem. Jedno jest pewne: Ateńczycy uwierzyli w prawdziwość oskarżeń.
W głosowaniu, które miało rozstrzygnąć o jego winie lub niewinności, trochę więcej niż połowa z 501 sądzących go obywateli uznała go za winnego i skazała na śmierć. Gdyby chciał, prawdopodobnie udałoby mu się przekonać sędziów, że na nią nie zasługuje i uniknąć egzekucji. Ale wierny swej reputacji gza rozsierdził jeszcze bardziej w mowie obrończej Ateńczyków, którzy jego zdaniem powinni zapewnić mu honorowy wikt do końca życia, zamiast go karać. Ateńczycy nie przyjęli tego przychylnie.
Śmierć miała nastąpić przez wypicie cykuty, wyciągu roślinnego, który stopniowo paraliżuje ciało. Sokrates pożegnał żonę i trzech synów, a potem zgromadził wokół siebie uczniów. Gdyby dano mu do wyboru, mówił, spokojne życie, byleby tylko nie zadawał trudnych pytań, nie przyjąłby go. Wybrałby raczej śmierć. Słyszał głos wewnętrzny, który radził mu, żeby podważał wszystko i nie mógł tego głosu zdradzić. Potem wypił truciznę. Wkrótce był martwy.
Ale Sokrates cały czas żyje w dialogach Platona. Ten niełatwy człowiek, wciąż stawiający pytania, który wolał umrzeć niż przestać myśleć o tym, jaka jest prawdziwa postać rzeczy, stał się inspiracją dla całych generacji filozofów.
Sokrates wpłynął bezpośrednio na swoich uczniów. Po śmierci mistrza Platon dalej nauczał w jego duchu. Najwybitniejszym z uczniów Platona okazał się Arystoteles, myśliciel zupełnie innego rodzaju niż sam Platon i Sokrates.
ROZDZIAŁ 2
Arystoteles
„Jedna jaskółka nie czyni wiosny”. Sądzisz pewnie, że autorem tej myśli jest William Szekspir albo inny wielki poeta. Rzeczywiście brzmi ona, jakby wyszła spod natchnionego pióra. Ale tak naprawdę pochodzi z Etyki nikomachejskiej, dzieła Arystotelesa, nazwanego tak, bo zadedykował je swemu synowi Nikomachowi. Arystoteles chciał przez to powiedzieć, że tak jak potrzeba więcej jaskółek i więcej niż jednego ciepłego dnia, żeby móc mówić o wiośnie, tak samo kilka chwil przyjemności nie daje prawdziwego szczęścia. Szczęście, według Arystotelesa, niewiele ma wspólnego z krótkotrwałą przyjemnością. Co zaskakujące, uważał, że dzieci nie mogą być szczęśliwe. Jeśli nie dzieci, to w takim razie kto? Ale to właśnie ukazuje, jak dalece jego pojęcie szczęścia różniło się od naszego. Dzieci dopiero zaczynają swoje życie, a więc nie zaznały pełni życia w jakimkolwiek tego słowa znaczeniu. Prawdziwe szczęście, twierdził Arystoteles, wymaga dłuższego życia.
Arystoteles był uczniem Platona, a Platon – Sokratesa. Tych trzech wielkich myślicieli tworzy kompletny łańcuch: Sokrates-Platon-Arystoteles. Tak zdarza się częściej. Geniusze nie pojawiają się znikąd. Większość z nich miała błyskotliwych nauczycieli. Ale poglądy tych trzech filozofów bardzo się od siebie różnią. Każdy miał oryginalne podejście do filozofii. Na przykład Sokrates był wspaniałym rozmówcą, Platon – błyskotliwym pisarzem, Arystoteles zaś interesował się wszystkim. Sokrates i Platon uważali postrzegany przez nas świat za blade odbicie prawdziwej rzeczywistości, którą przeniknąć można tylko abstrakcyjną myślą filozoficzną. Arystoteles przeciwnie – fascynowały go szczegóły wszystkiego, co jest wokół niego.
Niestety, niemal wszystkie pisma Arystotelesa, które przetrwały do naszych czasów, to jego notatki do wykładów. Ale owe zapiski i tak miały wielki wpływ na zachodnią filozofię, nawet jeśli ich styl jest często oschły. Arystoteles był jednak nie tylko filozofem. Zajmował się również zoologią, astronomią, historią, polityką i sztuką dramatyczną.
Urodził się w Macedonii w 384 roku przed naszą erą. Studiował u Platona, dużo podróżował. Potem został nauczycielem Aleksandra Macedońskiego, by na koniec założyć własną szkołę w Atenach. Nosiła ona nazwę Likejon (łac. Liceum) i stała się jednym z największych ośrodków nauczania w starożytnym świecie, czymś w rodzaju nowoczesnego uniwersytetu. Wysyłał stamtąd badaczy, którzy wracali z nowymi informacjami o wszystkim – od polityki po biologię. Był także twórcą ważnej biblioteki. Na znanym renesansowym fresku Rafaela Szkoła ateńska Platon wskazuje palcem ku górze, ku światowi idei. Arystoteles sięga zaś ręką przed siebie, ku światu rozciągającemu się przed nim.
Platon byłby zadowolony, mogąc filozofować w wygodnym fotelu. Arystoteles pragnął poznawać rzeczywistość doświadczaną przez zmysły. Odrzucił teorię idei swojego nauczyciela, uznając, że drogą ku zrozumieniu jakiejkolwiek kategorii ogólnej jest zbadanie konkretnych, jednostkowych rzeczy. Aby zrozumieć, czym jest kot, musisz obserwować prawdziwe koty, a nie myśleć abstrakcyjnie o idei kota.
Arystoteles zadawał sobie pytanie, jak powinien żyć człowiek. Kwestię tę rozważali już przed nim Sokrates i Platon. Wielu ludzi do dziś przyciąga do filozofii chęć znalezienia odpowiedzi na to właśnie pytanie. Arystoteles znalazł własną odpowiedź. W uproszczeniu brzmiała ona: dążyć do szczęścia.
Ale co to tak naprawdę oznacza: dążyć do szczęścia? Większość dzisiejszych ludzi pomyślałaby pewnie w tym miejscu o przyjemnościach. Szczęściem mogą być wakacje w jakimś egzotycznym kraju, koncert ulubionego artysty albo udana impreza. Albo spotkanie z przyjaciółmi, lektura ulubionej książki bądź wizyta w galerii sztuki. Ale choć wszystko to mogłoby się składać według Arystotelesa na szczęśliwe, dobre życie, to z pewnością nie uważał, że najlepiej jest wyjść z domu i szukać tego rodzaju przyjemności. Nie o takie szczęście chodziło. Szczęściem była dla niego eudajmonia. Słowo to trudno jest przetłumaczyć – niektórzy tłumaczą je jako „rozkwit” albo „sukces”. To coś więcej niż przyjemność, jaką dają pyszne lody albo zwycięstwo twojej ulubionej drużyny piłkarskiej. Eudajmonia to nie ulotne chwile błogości. Nie ma ona też nic wspólnego z twoim samopoczuciem. Jest czymś bardziej obiektywnym. Niełatwo to wytłumaczyć, bo przyzwyczailiśmy się do myśli, że szczęście wiąże się z naszym samopoczuciem, z niczym więcej.
Spróbuj pomyśleć o kwiecie. Jeśli go podlewasz, zapewniasz odpowiednią ilość światła i od czasu do czasu nawozisz, urośnie i zakwitnie. Jeśli go zaniedbasz, nie zapewnisz mu światła, pozwolisz działać szkodnikom i nie będziesz podlewać, zwiędnie i uschnie, a w najlepszym razie stanie się mało atrakcyjnym krzaczkiem. Ludzie też mogą rozkwitnąć jak kwiaty, ale w przeciwieństwie do roślin sami dokonujemy wyborów: podejmujemy decyzje, co chcemy robić i kim chcemy być.
Arystoteles uważał, że z naturą człowieka najlepiej współbrzmi działanie rozumne – możność rozumowania i myślenia o tym, co należy robić. To odróżnia nas od zwierząt i wszystkiego innego. Wnioskował z tego, że najlepszym sposobem na życie jest używanie rozumu. Co może budzić zdumienie, Arystoteles sądził, że do naszej eudajmonii przyczyniać się mogą sprawy, o których nie mamy zielonego pojęcia – nawet to, co stanie się po naszej śmierci. Brzmi to rzeczywiście nieco dziwnie. Jeśli przyjmiemy, że nie istnieje życie pozagrobowe, to jak coś, co wydarza się po śmierci, może wpłynąć na nasze szczęście? No dobrze. Wyobraź sobie, że jesteś ojcem lub matką, a twoje szczęście związane jest po części z nadziejami, które pokładasz w przyszłości swego dziecka. Jeśli zachorowałoby ono poważnie po twojej śmierci, wpłynęłoby to na twoją eudajmonię. Z punktu widzenia Arystotelesa twoje życie stałoby się gorsze, nawet jeśli nie wiedziałbyś nic o chorobie dziecka i już byś nie żył. Przykład ten dobrze ilustruje jego pogląd, że szczęście nie jest tylko kwestią tego, jak się czujesz. W tym znaczeniu szczęście stanowi suma twoich życiowych osiągnięć, na którą wpływ może mieć to, co przydarza się innym, którzy są pod twoją opieką. Wpływać na nie mogą też wydarzenia, które odbywają się poza twoją kontrolą i świadomością. Twoje szczęście zależy częściowo od uśmiechu losu.
Pojawia się zasadnicze pytanie: jak możemy zwiększyć swoje szanse na eudajmonię? Arystoteles odpowiedział na nie: „rozwijaj w sobie dobry charakter”. Musisz kontrolować swoje emocje – to droga do słusznego postępowania. Po części jest to kwestia wychowania, bo najlepiej rozwijać w sobie dobre nawyki, ćwicząc je od dziecka. Jeśli fortuna będzie ci sprzyjać – tym lepiej. Dobre wzorce zachowań to cnoty. Złe – to wady.
Pomyśl o cnocie dzielności podczas wojny. Być może żołnierz będzie musiał zaryzykować własne życie, żeby uratować cywilów przed wrogą armią. Ktoś zuchwały nie będzie się przejmował własnym bezpieczeństwem. Może nadstawiać głowę, nawet jeśli nie ma akurat takiej potrzeby, ale to nie jest prawdziwa dzielność – to brawurowe ryzykanctwo. Na drugim biegunie znajduje się żołnierz tchórzliwy, który w ogóle nie potrafi opanować trwogi, a w chwili największej potrzeby sparaliżuje go strach. Ktoś dzielny albo odważny również się boi, ale jest w stanie stawić czoła swoim obawom i zacząć działać. Arystoteles uważał, że każda cnota mieści się między takimi dwoma biegunami. Tutaj dzielność jest w połowie drogi między zuchwałością i tchórzostwem. Czasem określa się to jako teorię złotego środka Arystotelesa.
Arystotelesowskie podejście do etyki budzi zainteresowanie nie tylko historyków filozofii. Wielu współczesnych filozofów uważa, że miał słuszność, przykładając wagę do rozwijania cnót, i że jego pogląd na szczęście był właściwy i inspirujący. Uważają oni, że zamiast potęgować przyjemności, powinniśmy starać się być lepszymi ludźmi i robić, co należy. To właśnie czyni życie szczęśliwym.
Można odnieść wrażenie, że Arystotelesa interesowały tylko rozwój i szczęście jednostki. Ale to nieprawda. Uważał, że człowiek jest istotą społeczną. Musimy umieć żyć z innymi ludźmi i potrzebny nam system prawny, który wziąłby w karby ciemną stronę naszej natury. Eudajmonię można osiągnąć jedynie w społeczeństwie. Żyjemy razem i musimy szukać szczęścia we współdziałaniu z innymi w dobrze zorganizowanym państwie.
Niestety, pojawił się przykry efekt uboczny błyskotliwości Arystotelesa. Był tak inteligentny, a jego badania okazały się na tyle wszechstronne, że wielu z tych, którzy czytali jego dzieła, uznało, że miał rację we wszystkim. Okazało się to nieszczęściem dla rozwoju filozofii w tradycji, którą zapoczątkował Sokrates. Przez całe stulecia po śmierci Arystotelesa (322 p.n.e.) liczni uczeni traktowali jego wizję rzeczywistości jako niepodważalną prawdę. Wystarczało im, że mogli dowieść, że Arystoteles coś powiedział. Określa się to czasem mianem „prawdy autorytetu”, czyli: wierzę, że coś musi być prawdą, bo tak powiedział jakiś autorytet.
Jak myślisz, co by się stało, gdybyś zrzucił z jakiegoś wysokiego budynku kawałek drewna i kawałek ciężkiego metalu takiej samej wielkości? Co spadłoby szybciej? Arystoteles uważał, że zrobiłby to cięższy kawałek metalu. W rzeczywistości wcale tak nie jest. Oba spadają z taką samą prędkością. Ale skoro Arystoteles stwierdził, że metal szybciej znajdzie się na ziemi, przez całe średniowiecze ludzie wierzyli, że tak się właśnie stanie. Nie było potrzeby przeprowadzania jakichkolwiek eksperymentów. W XVI wieku Galileo Galilei zrzucił podobno z krzywej wieży w Pizie kulę drewnianą i kulę armatnią. Obie spadły na ziemię w tym samym momencie. A zatem Arystoteles się mylił. A przecież łatwo można tego było dowieść znacznie wcześniej.
Poleganie na czyimś autorytecie było całkowicie wbrew duchowi badań Arystotelesa. Nie ma to również nic wspólnego z duchem filozofii. Sam autorytet nie jest jeszcze dowodem na nic. Metodami Arystotelesa były obserwacje, badania i rozumowanie. Filozofia rozkwita dzięki dyskusji, dzięki temu, że można się mylić, dzięki nowym, obrazoburczym poglądom i analizie alternatyw. Na szczęście niemal zawsze pojawiali się filozofowie gotowi podważać jakieś powszechne sądy. Jednym z tych, który podważał absolutnie wszystko, był sceptyk Pyrron.
ROZDZIAŁ 3
Pyrron
Nikt nic nie wie – a nawet tego nie można być pewnym. Nie powinieneś polegać na tym, o czym sądzisz, że jest prawdą. Możesz się mylić. Wszystko można kwestionować, we wszystko wątpić. Najlepiej mieć otwarty umysł. Nie angażuj się, to się nie rozczarujesz. Tak brzmiały podstawowe założenia sceptycyzmu, filozofii popularnej w starożytnej Grecji, a później w Rzymie przez kilkaset lat. W przeciwieństwie do Platona czy Arystotelesa najskrajniejsi sceptycy powstrzymywali się od stanowczych sądów o czymkolwiek. Grek Pyrron (ok. 365–270 p.n.e.) był najsłynniejszym i prawdopodobnie najbardziej radykalnym sceptykiem wszech czasów. I prowadził zdecydowanie niekonwencjonalny tryb życia.
Być może sądzisz, że znasz się na wszystkim. Jesteś na przykład pewien, że w tej chwili czytasz. Ale sceptycy podważyliby również to. Pomyśl, dlaczego sądzisz, że czytasz, a nie wyobrażasz sobie, że to robisz. Czy możesz być pewny, że się nie mylisz? Wydaje ci się, że czytasz – tak to sobie wyobrażasz. Ale być może masz halucynacje albo śnisz (ideę tę miał rozwinąć Kartezjusz dziewiętnaście wieków później – patrz rozdział 11). Stanowisko Sokratesa, że wie tylko, jak niewiele wie, było również stanowiskiem z gruntu sceptycznym. Ale Pyrron poszedł znacznie dalej. Być może o krok za daleko.
Jeśli mielibyśmy uwierzyć pogłoskom na temat jego życia (a być może również w tej kwestii powinniśmy być sceptyczni), Pyrron podawał w wątpliwość absolutnie wszystko. Podobnie jak Sokrates nigdy niczego nie napisał. Cała wiedza o nim pochodzi z przekazów ustnych, zapisanych czasem kilka stuleci po jego śmierci. Według Diogenesa Laertiosa Pyrron stał się już za życia sławną osobistością, swego rodzaju celebrytą. Obrano go kapłanem w jego rodzimej Elidzie. Miał zdobyć taki szacunek, że na jego cześć zwolniono filozofów z płacenia podatków. Nie możemy zweryfikować tej pogłoski, ale wydaje się, że to znakomity pomysł.
Z tego co wiemy, Pyrron wiódł swój żywot sceptyka w zadziwiający sposób. Zapewne nie pożyłby długo, gdyby nie pomoc i opieka przyjaciół. Każdy skrajny sceptyk, by przeżyć, potrzebuje wsparcia ludzi nieco mniej sceptycznie nastawionych do świata, albo odrobiny szczęścia.
A oto, co sądził o świecie: nie możemy całkowicie ufać naszym zmysłom. Czasem wiodą nas one na manowce. Łatwo na przykład, widząc jakiś kształt w mroku, popełnić pomyłkę. To, co wygląda jak lis, może być w rzeczywistości kotem. Albo wydaje ci się, że ktoś cię woła, a to tylko wiatr szumi w gałęziach drzew. Jako że zmysły mamią nas dosyć często, Pyrron zdecydował, że nigdy nie będzie im ufał. Nie wykluczał możliwości, że informacja, którą otrzymuje za ich pośrednictwem, może być prawdziwa, ale starał się podchodzić do niej z dystansem.
Krawędź klifu, spadającą pionowo do morza, większość ludzi uznałaby za wskazówkę, że byłoby głupotą iść dalej. Ale nie Pyrron. Zmysły mogłyby go oszukać, zatem nie wierzył im. Nawet gdyby wyczuł tę krawędź palcami stóp albo zaczął tracić równowagę, nie przekonałoby go to, że zaraz spadnie na leżące w dole kamienie. Nie, nie miał nawet pewności, że taki upadek zrujnowałby mu zdrowie albo pozbawił życia. Jak mógłby być tego pewien? Przyjaciele, którzy zapewne nie byli aż takimi sceptykami, chronili go przed tego rodzaju wypadkami, ale gdyby nie oni, popadałby co chwilę w tarapaty.
Czy trzeba się bać złych psów, jeśli nie masz pewności, że cię pogryzą? Tylko dlatego, że rzucając się na ciebie szczekają i szczerzą kły, nie możesz sądzić, że na pewno cię pokąsają. A nawet jeśli tak się stanie, to niekoniecznie musi to boleć. Coś nadjeżdża, gdy chcesz przejść na drugą stronę drogi? I cóż z tego? Wcale nie musisz wpaść pod ten wóz. A poza tym, czy jest jakaś różnica w tym, czy żyjesz czy jesteś martwy? Pyrronowi jakoś udało się przejść przez życie z taką filozofią. Był obojętny na wszystko i zdołał poskromić typowe, tak naturalne dla ludzi emocje i zachowania.
To oczywiście legenda. Zapewne niektóre z przedziwnych przygód Pyrrona wymyślono po to, żeby móc natrząsać się z jego filozofii. Ale niektóre z nich mogą być prawdziwe. Kiedyś zachował podobno olimpijski spokój na okręcie przebijającym się przez okrutny sztorm, zdaniem świadków jeden z najstraszliwszych, jakie kiedykolwiek szalały na morzach. Wiatr podarł żagle na kawałki, wielkie fale przelewały się przez statek. Wszyscy byli przerażeni. Oprócz Pyrrona. Skoro pozory mylą tak często, nie mógł być absolutnie pewien, że sztorm uczyni mu jakąkolwiek krzywdę. Był spokojny, choć nawet najbardziej doświadczeni żeglarze wpadli w panikę. Dowiódł, że można być obojętnym nawet w takich warunkach. Ta historia wydaje się prawdziwa.
W młodości Pyrron odwiedził Indie. Być może właśnie ta podróż była dla niego przełomową inspiracją. Indie mają za sobą długą tradycję duchowych przewodników, guru, którzy, by osiągnąć wewnętrzny spokój, poddają swe ciała skrajnym, niewiarygodnym wręcz ćwiczeniom fizycznym: dają się pochować żywcem, przypinają ciężary do wrażliwych części ciała albo tygodniami obywają się bez jedzenia. Jako filozof Pyrron był bliski mistykom. Niezależnie od metod, jakie stosował, by osiągnąć swój stan, na pewno żył zgodnie ze swymi naukami. Jego spokój wywierał na wszystkich wokół ogromne wrażenie. Obojętność, jaką przejawiał wobec świata, wynikała z tego, że jego zdaniem wszystko jest kwestią subiektywnych opinii. Jeśli nie ma szans, żeby dotrzeć do prawdy, to nie ma się czym przejmować. Możemy odrzucić wszelkie stałe przekonania, bo są one złudzeniem.
Gdybyś spotkał Pyrrona na swej drodze, pomyślałbyś zapewne, że jest szalony. I może rzeczywiście była w nim odrobina szaleństwa. Ale jego poglądy i zachowanie cechowała spójność. Pewnie pomyślałby, że pewność, z jaką wyrażasz swoje poglądy, świadczy o braku rozsądku i przeszkadza ci w osiągnięciu spokoju ducha. Zbyt wiele spraw uważasz za pewnik. Ale to budowanie zamków na piasku. Fundamenty twoich przekonań nie są tak mocne, jak chciałbyś to widzieć i raczej nie uczynią cię szczęśliwym.
Pyrron podsumował krótko swoją filozofię w trzech pytaniach, które powinien zadać każdy, kto chce być szczęśliwy:
jakie są własności rzeczy?
jaką mamy wobec nich przyjąć postawę?
jakie są następstwa przyjętej przez nas postawy?
Jego odpowiedzi były proste i trafiały w sedno. Po pierwsze, nigdy nie dowiemy się, jaki naprawdę jest świat – nie mamy takich możliwości. Nikt nigdy nie pozna prawdziwej natury rzeczywistości. Wiedza ta jest ludziom niedostępna. Zapomnij więc o tym. Taki punkt widzenia stoi w całkowitej sprzeczności z Platońską teorią idei i przekonaniem, że filozofowie mogą posiąść wiedzę dzięki abstrakcyjnemu myśleniu (patrz rozdział 1). Po drugie, co wynika bezpośrednio z tego, nie powinniśmy przywiązywać wagi do żadnych poglądów. Jako że niczego nie możemy być pewni, powinniśmy się powstrzymać od jakichkolwiek sądów i się nie angażować. Czujemy się nieszczęśliwi, gdy nie możemy osiągnąć tego, czego chcemy. Ale skąd wiesz, że coś jest lepsze od czegoś innego? A zatem, twierdził Pyrron, by być szczęśliwym, powinieneś uwolnić się od pożądań i nie przejmować się tym, jak toczy się świat. Tak właśnie należy żyć. Zrozum, że nic nie ma znaczenia. Dzięki temu nic nie zakłóci spokoju twego ducha. Po trzecie, jeśli zaakceptujesz te nauki, oto, co się z tobą stanie. Przypuszczalnie przestaniesz mówić, bo nie będziesz wiedział, co powiedzieć o czymkolwiek. Później przestaniesz się czymkolwiek martwić. Czy może ci się w życiu przydarzyć coś lepszego? To doświadczenie niemal religijne.
Tyle teoria. Wydaje się, że sprawdzała się w przypadku Pyrrona, ale trudno przypuszczać, by wprowadzenie jej w życie dało takie same wyniki u reszty ludzi. Tylko nieliczni z nas są w stanie osiągnąć zalecany przez Pyrrona stopień obojętności. I pewnie nie dla każdego los byłby na tyle łaskawy, żeby przed fatalnymi pomyłkami mogło go zawsze ustrzec liczne grono przyjaciół. W zasadzie, jeśli każdy stosowałby się do jego zaleceń, wkrótce nie byłoby komu chronić pyrrońskich sceptyków przed nimi samymi i cała szkoła filozoficzna wymarłaby szybko, spadając ze stromych brzegów, wpadając pod koła nadjeżdżających pojazdów albo rozszarpana przez hordy wściekłych psów.
Podstawową słabością stanowiska Pyrrona było to, że ze stwierdzenia, że „poznanie czegokolwiek jest niemożliwe” wysnuł wniosek: „dlatego powinieneś ignorować swoje instynkty i odczucia dotyczące tego, co może być niebezpieczne”. Ale to właśnie nasze instynkty ratują nas często przed różnymi zagrożeniami. Zapewne nie możemy na nich całkowicie polegać, ale nie powinniśmy też ich ignorować. Nawet Pyrron uciekł podobno, gdy rzucił się na niego pies. Nie mógł opanować odruchu, mimo że bardzo chciał. W sposobie życia według zasad propagowanych przez sceptyków pyrrońskich tkwi jeszcze jeden haczyk. Otóż wcale nie jest oczywiste, że takie życie zapewnia spokój ducha, jak uważał sam Pyrron. Bo przecież można podchodzić sceptycznie również do Pyrrońskiego sceptycyzmu. Możesz powątpiewać, czy naprawdę osiągniesz wewnętrzną harmonię, jeśli podejmiesz działania takie, jakie podjął Pyrron. Mogły się one sprawdzić w jego przypadku, ale czy tak samo sprawdzą się w twoim? Możesz nie mieć stuprocentowej pewności, że wściekły pies cię ugryzie, ale zapewne nie warto ryzykować, jeśli jest to pewne w 99 procentach.
Nie wszyscy znani z historii filozofii sceptycy zajmowali tak skrajne stanowisko jak Pyrron. Było wśród nich wielu umiarkowanych sceptyków, kwestionujących różne założenia i badających dowody na nasze sądy. Nie próbowali oni przy tym żyć tak, jak gdyby wszystko było zawsze wątpliwe. Sceptyczne powątpiewanie to kwintesencja filozofii. Wszyscy wielcy filozofowie byli tego rodzaju sceptykami. To opozycja dogmatyzmu. Dogmatyk ma pewność, że zna prawdę. Filozofowie podważają dogmaty. Pytają, dlaczego ludzie wierzą w to, w co wierzą, jakie mają dowody na poparcie swoich wniosków. Tak właśnie postępowali Sokrates i Arystoteles i tak też postępują współcześni filozofowie. Ale nie dzieje się tak gwoli komplikowaniu problemów. Celem umiarkowanego sceptycyzmu jest zbliżenie się do prawdy albo przynajmniej wykazanie, jak niewiele wiemy czy też możemy widzieć. Nie musisz ryzykować upadku z nadmorskiego klifu, żeby być tego rodzaju sceptykiem. Ale musisz być gotów zadawać trudne pytania i krytycznie analizować odpowiedzi, które na nie otrzymujesz.
Chociaż Pyrron głosił wolność od wszelkich trosk, większości z nas nie dane jest jej osiągnąć. Martwimy się przede wszystkim tym, że każdy z nas kiedyś umrze. Inny grecki filozof, Epikur, miał kilka mądrych pomysłów na to, jak możemy się z tym pogodzić.
ROZDZIAŁ 4
Epikur
Wyobraź sobie swój własny pogrzeb. Jak będzie wyglądał? Kto na niego przyjdzie? Co będą mówić? Wyobrażasz to sobie oczywiście z własnej perspektywy. Tak, jakbyś wciąż jeszcze był na tym świecie i przyglądał się temu wszystkiemu z jakiegoś konkretnego miejsca, może z góry, a może z krzesła, na którym siedzisz między żałobnikami. Niektórzy myślą, że to rzeczywiście możliwe. Że po śmierci żyjemy dalej poza naszym ciałem jako rodzaj ducha, który może obserwować to, co dzieje się na tym świecie. Ale dla tych z nas, którzy wierzą, że śmierć jest ostatecznym końcem, problem jest poważniejszy. Zawsze, gdy próbujemy sobie wyobrazić, że nas tam nie ma, musimy to robić, wyobrażając sobie, że tam jesteśmy, patrząc na to, co dzieje się, gdy nas tam nie ma.
Niezależnie od tego, czy możesz sobie wyobrazić własną śmierć, obawa przed nieistnieniem wydaje się czymś naturalnym. Czy jest ktoś, kto nie bałby się własnej śmierci? Jeśli istnieje coś, co może w nas budzić niepokój, to właśnie to. Martwić się własnym nieistnieniem jest rzeczą zupełnie zrozumiałą, nawet jeśli miałoby się to zdarzyć za wiele lat. To instynktowne. Niewielu jest ludzi, którzy nigdy o tym poważnie nie myśleli.
Grecki filozof Epikur (341–270 p.n.e.) uważał strach przed śmiercią za stratę czasu. Twierdził, że wynika on z błędów logicznych. To stan umysłu, który można zmienić. Śmierć nie będzie miała w sobie nic przerażającego, jeśli pomyślisz o niej logicznie. Gdy uporządkujesz swoje myśli, zaczniesz się rozkoszować życiem – co dla Epikura było niesłychanie istotne. Filozofia, jego zdaniem, miała poprawiać jakość życia i pomóc odnaleźć w nim szczęście. Niektórzy uważają, że skupianie się na własnej śmierci jest czymś makabrycznym lub zgoła chorobliwym, ale dla Epikura był to sposób na intensywniejsze przeżywanie życia.
Epikur urodził się na greckiej wyspie Samos na Morzu Egejskim. Większość życia spędził w Atenach, gdzie stał się w pewnym sensie postacią kultową, przyciągającą grupę uczniów, którzy żyli z nim w komunie. Grupa ta, co było rzadkością w starożytnej Grecji, składała się zarówno z kobiet, jak i mężczyzn. Nie budziło to sympatii opinii publicznej, z wyjątkiem oczywiście miłośników Epikura, którzy oddawali mu niemal boską cześć. Jego szkoła filozoficzna mieściła się domu z ogrodem i dlatego stała się znana jako Ogród.
Tak jak wielu starożytnych filozofów (a także niektórzy współcześni, jak Peter Singer, patrz rozdział 40), Epikur uważał, że filozofia powinna być praktyczna i wpływać na sposób twojego życia. Przykładał więc wagę do tego, by ci, którzy dołączali do niego w Ogrodzie, wcielali filozofię w czyn, a nie tylko uczyli się jej zasad.
Dla Epikura kluczowe dla zrozumieniu życia było uświadomienie sobie, że wszyscy dążymy ku przyjemności. Co więcej, staramy się zawsze unikać cierpienia. To właśnie jest siłą sprawczą naszych działań. Jeśli wyeliminujemy z życia cierpienie i spotęgujemy szczęście, poprawimy jego jakość. Jaki więc był najlepszy przepis na życie? Żyj w sposób prosty, bądź miły dla innych i otaczaj się przyjaciółmi. Dzięki temu będziesz w stanie zaspokoić większość swoich pragnień. Nie znajdziesz się w sytuacji, że pożądasz czegoś, czego zdobyć nie możesz. Pragnienie posiadania jakiejś rezydencji na pewno nie jest czymś dobrym, jeśli nie masz i nie będziesz miał za co jej kupić. Nie pracuj przez całe życie po to, by zdobyć coś, co i tak jest poza twoim zasięgiem. O wiele lepiej prowadzić proste, zwyczajne życie. Jeśli twoje pragnienia są nieskomplikowane, łatwo je będzie zaspokoić, a ty będziesz miał czas i energię, by znajdować radość w tym, co rzeczywiście ma znaczenie. To była Epikura recepta na szczęście i brzmi ona bardzo sensownie.
Jego nauki stanowiły rodzaj terapii. Epikur dążył do wyleczenia uczniów z psychicznego bólu i nauczenia ich, że ból fizyczny można znieść dzięki wspomnieniu minionych przyjemności. Uważał, że przyjemności sprawiają nam radość wtedy, gdy je odczuwamy, ale cieszy nas również ich wspomnienie. Przynoszą nam zatem długotrwałe korzyści. Umierając i cierpiąc przy tym na różne dolegliwości, opisywał w liście do przyjaciela, jak udało mu się odwrócić uwagę od choroby – wspominał radość, którą dawały mu ich dyskusje w przeszłości.