Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
O czym jest niniejsza książka skoro udział Polski w krucjatach był co najwyżej symboliczny. Faktycznie: rycerstwo Korony niewiele wniosło w obronę Półwyspu Iberyjskiego czy Królestwa Jerozolimskiego. Czy na tej podstawie można jednak stwierdzić, że Polacy byli niechętni wobec idei wypraw krzyżowych lub nawet przejawiali wobec niej swego rodzaju wrogość? Czy słowa księcia Leszka Białego, który w niezwykle cwany sposób miał „wykręcić się” od udziału w wyprawach krzyżowych, argumentując to tym, że w Ziemi Świętej nie ma przecież piwa „i żyć przeto tam nie można” były rzeczywistym powodem? A może były jeszcze inne, bardziej praktyczne powody?
Zaprezentowany w niniejszej książce punkt widzenia może różnić się od punktu widzenia przyjmowanego przez większość polskich publikacji właśnie ze względu na zastosowanie takich, a nie innych priorytetów. Myślę, w każdym razie, że takie postawienie sprawy może być dla polskiego czytelnika naprawdę ciekawym eksperymentem. Zapraszam do lektury!
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 258
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Copyright to this edition © by Wydawnictwo Prohibita
ISBN:978-83-65546-79-1
Przygotowanie map:Bartosz Ćwir
Koncepcja artystyczna okładki:Piotr Toboła-Pertkiewicz
Przygotowanie okładki do druku:Maciej Harabasz
Redakcja i korekta:Anna Olechno
Na okładce wykorzystano obraz Jana Matejki „Władysław Jagiełło z Witoldem modlący się przed bitwą pod Grunwaldem”.
Wydawca:Wydawnictwo PROHIBITAPaweł Toboła-Pertkiewiczwww.prohibita.plwydawnictwo@prohibita.plTel: 22 425 66 68facebook.com/WydawnictwoProhibitawww.youtube.com/c/WydawnictwoProhibitaul. Dymińska 401-519 Warszawa
Wydanie tej książki,podobnie jak innych projektów wydawnictwa Prohibita, NIE zostało sfinansowane z pieniędzy podatników.
Sprzedaż książki w internecie:
Przyznam szczerzę, że naprawdę długo zastanawiałem się nad tym, czy jest w ogóle sens pisać niniejszą książkę, zaś moje wątpliwości nie wiązały się tylko i wyłącznie z faktem, że o polskich krzyżowcach powstało na przestrzeni lat całkiem sporo interesujących publikacji (choć trzeba przyznać, iż wiele z nich dawno się już rozeszło, przez co nie są one dostępne ani na rynku wtórnym, ani tym bardziej na pierwotnym).
Po pierwsze, historia Polski i historia wypraw krzyżowych nie za bardzo idą ze sobą w parze. Badacze nie mają właściwie żadnych wątpliwości co do tego, że zaangażowanie Polaków w ruch krucjatowy – w porównaniu z zaangażowaniem Francuzów, Włochów, Hiszpanów czy nawet Niemców – miało charakter raczej znikomy. Ponadto, ze względu na dosyć nieliczne materiały źródłowe, nie trzeba właściwie pisać kolejnej książki, bowiem szczegółowe opracowania tejże tematyki dostępne są powszechnie w Internecie. Wprawdzie niekiedy trzeba trochę bardziej zagłębić się w temat i poszperać w miejscach nie tak powszechnie dostępnych jak wyszukiwarka Google, lecz koniec końców dotarcie do naprawdę ciekawych i obszernych artykułów na temat polskiego zaangażowania w ruch krucjatowy nie powinno stanowić większego problemu nawet dla laika.
O czym zatem pisać? Uczestnictwo Polaków w ruchu krucjatowym (a tym bardziej Królestwa Polskiego jako całości) nie wywarło na ów ruch większego wpływu, co zresztą wynikało wprost z faktu, iż polskie rycerstwo generalnie było wobec idei wspólnej walki z poganami niezwykle niechętne, więc… zaraz, zaraz! Polacy przejawiali niechęć wobec idei wojen krzyżowych? Faktycznie: rycerstwo Korony niewiele wniosło w obronę Półwyspu Iberyjskiego czy Królestwa Jerozolimskiego, zaś wszelkie przedsięwzięcia o charakterze krucjatowym podejmowane przez Polaków miały raczej niewielką (indywidualną) skalę lub łączyły się z ochroną interesów międzynarodowych Korony. Czy na tej podstawie można jednak stwierdzić, że Polacy byli niechętni wobec idei wypraw krzyżowych lub nawet przejawiali wobec niej swego rodzaju wrogość?
Bez względu na to, jakiej odpowiedzi udzieli się na postawione wyżej pytanie, nie ulega wątpliwości, że podobnych tez w polskiej przestrzeni publicznej nie brakuje. Niezwykle popularne jest chociażby odnoszenie się do postaci księcia Leszka Białego, który w niezwykle cwany sposób miał „wykręcić się” od udziału w wyprawach krzyżowych, argumentując to tym, że w Ziemi Świętej nie ma przecież piwa „i żyć przeto tam nie można”. Ot, tryumf polskiego cwaniactwa nad fanatyzmem Kościoła katolickiego oraz całej Zachodniej Europy!
I tak oto pojawia się na łamach polskiej historiografii, a przede wszystkim na łamach polskiej publicystyki i prac popularnonaukowych, przeświadczenie, że niewielka skala zaangażowania Polaków w rekonkwistę czy obronę Ziemi Świętej wynikała właśnie ze wspomnianej niechęci do samej idei, a nie innych, zdecydowanie bardziej praktycznych przesłanek. Niekiedy nabudowuje się na to fałszywe spostrzeżenie całą mitologię i przedstawia się średniowiecznych Polaków jako ludzi bardziej oświeconych od reszty świata, lepiej zorientowanych i przede wszystkim zdecydowanie bardziej postępowych. Polacy wiedzieli bowiem, że krucjaty to pomysł nie tylko głupi, ale przede wszystkim zły i niegodziwy, więc nie zamierzali go w żaden sposób wspierać.
Niedługo musiałem zatem szukać, aby odnaleźć cel dla mojej kolejnej książki. Okazuje się bowiem, że krucjatowa (a raczej: antykrucjatowa) mitologia powstała nie tylko w przestrzeni międzynarodowej, lecz nie brakuje jej także na gruncie polskim. Nasza rzeczywistość wydaje się przy tym nieco bardziej złożona, więc nie wystarczy zrzucić całą winę (albo przynajmniej znacznej jej części) na Stevena Runcimana, co chcąc nie chcąc musiałem uczynić na łamach poprzedniej publikacji.
Oczywiście muszę w tym miejscu nadmienić, że niekiedy książka niniejsza będzie wchodziła w buty pracy popularnonaukowej, ponieważ poza obalaniem mitów chciałbym zebrać także wszystkie niezbędne informacje związane z wkładem rycerstwa Korony Polskiej w walkę w obronie chrześcijaństwa. Postaram się przy tym wyraźnie oddzielić poszczególne segmenty pracy (tak na przykład dwa rozdziały związane z polskim zaangażowaniem w ruch krucjatowy, którego dzieje pozwoliłem sobie podzielić na dwa etapy). W dalszym ciągu nie zamierzam rezygnować jednak z publicystycznego charakteru publikacji, o czym świadczy zresztą sam tytuł. Odniesienie do „sprawy polskiej” w kontekście ruchu krucjatowego wskazuje bowiem wyraźnie na próbę stworzenia całościowej oceny tego, jak idea wypraw krzyżowych wpłynęła na rozwój Korony Królestwa Polskiego, a później Rzeczpospolitej Obojga Narodów. W tym zakresie nie może zatem zabraknąć analizy relacji polsko-krzyżackich oraz próby podsumowania działalności zakonu teutońskiego na terenie Prus i Inflant, która zresztą także w Polsce przedstawiana jest w sposób jednoznacznie negatywny (co niekiedy jest, jakby nie patrzeć, oddaniem stanu faktycznego).
Pisanie o krucjatach w kontekście polskim rodzi szereg trudności natury „politycznej”. Otóż bardzo często opisywanie dziejów własnego narodu wiąże się z projekcją pewnych przekonań i stosowania odgórnych założeń, które także mogą prowadzić do powstania przekłamań i błędów w ocenie sytuacji. Prosty przykład: niejednokrotnie zarzuca się Stolicy Apostolskiej, że nie przyznała z miejsca racji Koronie Polskiej w jej konflikcie z Krzyżakami, chociaż wszyscy doskonale wiemy, po której stronie leżała wówczas prawda. Problem w tym, że papież nie miał o tym zielonego pojęcia. Wbrew mniemaniu poniektórych Jego Świętobliwość nie posiada magicznych mocy, które pozwalałyby bezbłędnie oceniać sytuację bez dokładnego jej zbadania, zaś docierające doń wieści nie miały charakteru szczegółowej analizy zdarzenia, lecz stanowiły jedynie ogólny opis sytuacji. Tymczasem już nawet próba dojścia do prawdy i zachowania przy tym wstępnej neutralności oceniana jest przez wielu krytyków za działanie niekorzystne wobec Korony. Stolica Apostolska powinna bowiem przyznać Polakom rację tylko dlatego, że są Polakami, i tylko dlatego, że mówią prawdę! Niestety polityka zagraniczna nie działa w podobny sposób – tutaj nie wystarczy mieć rację; potrzebna jest jeszcze siła i zdolność do tego, by tę rację odpowiednio wyartykułować i przekonać do niej innych.
W Średniowieczu zdawano sobie z tego sprawę zapewne lepiej niż dziś, stąd żaden przedstawiciel ówczesnych elit nie zamierzał zrywać dyplomatycznych relacji z Rzymem tylko dlatego, że spór polsko-krzyżacki nie został rozstrzygnięty zgodnie z tym, czego sobie życzono. Niestety, obecnie w polskiej publicystyce historycznej często stosuje się swoisty aprioryzm, gdzie z góry zakłada się, że państwa ościenne powinny postępować z jakiegoś bliżej nieokreślonego powodu zgodnie z polskim interesem politycznym. Świadomych czytelników może zatem dziwić oburzenie niektórych badaczy przy opisywaniu agresywnej polityki zakonu krzyżackiego i jego ekspansjonistycznych zapędów czy też krytykowanie Rzymu za to, że nie stanął zdecydowanie w obronie Korony. Jeżeli ów brak zrozumienia świata polityki połączy się z ogólnikową wiedzą na temat wypraw krzyżowych, powstanie specyficzna kombinacja, w ramach której faktycznie da się zauważyć zupełną sprzeczność między ideą krucjatową a interesami Polski.
I w tym właśnie miejscu pojawia się druga ze wspomnianych wyżej wątpliwości – kwestia priorytetów. Niniejsza książka jest jakby nie patrzeć kontynuacją cyklu o krucjatach, więc przedmiotem analizy przeprowadzonej na jej łamach są właśnie krucjaty, zaś Polska służy jedynie jako pewien kontekst tegoż zjawiska. Z powyższych względów w publikacji niniejszej znajdzie się wiele wątków związanych z krucjatami północnymi, które dotyczą wyłącznie działań zakonu krzyżackiego albo innych państw chrześcijańskich w rejonie Morza Bałtyckiego, a nie samej Polski. Zaprezentowany punkt widzenia może różnić się od punktu widzenia przyjmowanego przez większość polskich publikacji właśnie ze względu na zastosowanie takich, a nie innych priorytetów. Myślę, w każdym razie, że takie postawienie sprawy może być dla polskiego czytelnika naprawdę ciekawym eksperymentem.
Naturalną konsekwencją przyjęcia podobnego paradygmatu jest powiązanie niniejszej publikacji z poprzednią – chodzi tu przede wszystkim o kluczowe zagadnienia teoretyczne, jak chociażby kwestię definiowania omawianego zjawiska, a także nawiązania do krucjat bałtyckich (północnych), które przedstawione zostały w poprzedniej publikacji w sposób raczej pobieżny. Niektóre kwestie zostaną zatem powtórzone bądź też znacznie rozszerzone, jednakże pojawią się także takie, dla których szerszego omówienia nie wystarczy miejsca. Z tego też względu zachęcam wszystkich czytelników, którzy nie mieli okazji przeczytać W obronie wypraw krzyżowych, do zainteresowania się także tą pozycją.
Co zaś tyczy się przypisów, to ponownie postanowiłem z nich zrezygnować – z czysto praktycznych przyczyn. Specyfika publicystyki nie pozwala na takie ich zastosowanie, jakie ma miejsce w obszernych pracach naukowych. Problem w tym, że gdyby rzeczywiście chciało się użytkować to jakże przydatne narzędzie w przypadku prac niebędących naukowymi czy popularnonaukowymi, wówczas nieraz występowałyby sytuacje, gdzie poszczególne odnośniki trzeba by stosować do każdego zdania z osobna. Zupełnie inne cele przyświecają bowiem publicystom, a inne naukowcom, dlatego też forma przekazu w obu przypadkach jest zasadniczo różna, zaś różnice te przekładają się także na stosowane narzędzia.
Z powyższych względów w niniejszej publikacji niejednokrotnie postawionych zostanie więcej pytań aniżeli odpowiedzi. Osobiście nie chodzi mi bowiem o narzucenie czytelnikowi jakiegoś ściśle określonego obrazu świata, a jedynie o skłonienie go do myślenia i wypracowania własnych wniosków. Opcjonalnie: aby wzbudzić pewne wątpliwości, odkrywając braki w przekazach powielanych niejednokrotnie w popularnych środkach przekazu.
Dla wypełnienia jednak luki, jaka powstaje w wyniku braku zastosowania naukowych przypisów, chciałbym odesłać czytelnika przede wszystkim do bibliografii, w której zawarłem wyłącznie teksty przeze mnie wykorzystane. Zastosowałem w spisie literatury typowy podział na źródła, publikacje zwarte, artykuły, strony internetowe itd., dlatego też w tym miejscu chciałbym zaznaczyć te książki, które w ramach omawianej tematyki są najistotniejsze. Chodzi tu przede wszystkim o dwie publikacje dotyczące bezpośrednio krucjat północnych – pierwsza jest autorstwa Erica Christiansena, zaś druga Ibena Fonnesberga-Schmidta. W przypadku polskiego zaangażowania w ruch krucjatowy (etap I) istnieje całkiem sporo publikacji, choć obecnie niezwykle trudno jest je dostać (nawet na rynku wtórnym) ze względu na wyczerpanie nakładów. W każdym razie jedno z najlepszych opracowań napisał Mikołaj Gładysz, którego tytuł brzmi: Zapomniani krzyżowcy. Polska wobec ruchu krucjatowego w XII-XIII wieku. Jeśli zaś chodzi o etap drugi, a przede wszystkim o samą wyprawę warneńską Władysława III, to niewątpliwie najciekawszą publikacją jest ta autorstwa Johna Jeffersona: The Holy Wars of King Wladislas and Sultan Murad. W kontekście historii zakonu krzyżackiego nie nadmienię żadnej konkretnej książki – zainteresowani tematem powinni, jak sądzę, przede wszystkim zadbać o to, aby czytać nie tylko opracowania polskie, lecz korzystać również z tych napisanych przez autorów zagranicznych.
Kończąc ten przydługi nieco wstęp, muszę napisać dokładnie to samo, co zostało napisane w poprzedniej mojej książce poświęconej krucjatom, i przeprosić za wszystkie uproszczenia czy skróty myślowe, które niewątpliwie na łamach niniejszej publikacji występują. Z ubolewaniem także przyjmuję fakt, iż nie starczyło tu miejsca na rozwinięcie kwestii polsko-węgierskiego sojuszu geopolitycznego, będącego tak niezwykle istotną kwestią z punktu widzenia wypraw krzyżowych. W tym miejscu pozostaje mi jedynie powiedzieć, że postaram się tym problemem zająć zupełnie osobno, bo kryje on także wiele tajemnic i mitów, które do dnia dzisiejszego nie zostały – według mnie – dostatecznie dobrze przedstawione (szczególnie przez popularyzatorów i publicystów).
Istnieje w Polsce pewne fałszywe przeświadczenie, że nie ma czegoś takiego jak głupie pytania – są tylko i wyłącznie głupie odpowiedzi. Ten jakże popularny slogan wydaje się jednak nie wytrzymać zderzenia z rzeczywistością, gdzie od głupich pytań aż się roi. Weźmy chociażby to: czy Polska leży w Europie? Owo na wskroś niedorzeczne zapytanie nieustannie przewija się w jakiejś formie zarówno w polskiej, jak i w międzynarodowej przestrzeni publicznej. Jak to możliwe, skoro geografia pozostaje niezmienna od tysiącleci? Wprawdzie ruchy tektoniczne czy zmiany klimatu dokonują pewnych mikroskopijnych (jak na skalę globalną) przemian w zakresie chociażby ukształtowania terenu, jednakże niemożliwe jest właściwie wystąpienie sytuacji, w której nagle – z dnia na dzień – przestrzeń zajmowana przez dane państwo oderwie się od kontynentu i zupełnie zmieni swoje położenie. Podobne wizje pasują raczej do literatury science fiction aniżeli do prac naukowych czy artykułów prasowych.
Tymczasem w Polsce niejednokrotnie już pojawiały się głosy, że państwa właściwie w Europie nie leżą, lecz mogą się co najwyżej do Europy zapisać, ratyfikując szereg traktatów międzynarodowych. Oczywiście propaganda opierająca się na utożsamianiu kwestii przynależności do Europy z przynależnością do Unii Europejskiej jest jak najbardziej zrozumiała (z punktu widzenia jej autorów), chociaż dziwi w dalszym ciągu to, jak wielu ludzi nabiera się na ów narzucony przez państwa zachodnie dyskurs. Wszyscy odebrali przecież podstawowe wykształcenie także z geografii, a w tym zakresie od lat nic się nie zmieniło – wschodnia granica Europy leży w dalszym ciągu mniej więcej tam, gdzie leżała, czyli wzdłuż Uralu. Każdy powinien to wiedzieć, więc paplanina o tym, jakoby Polska była lub nie była częścią Europy, nie powinna na nikim robić wrażenia.
Wątpliwości w tym zakresie opierają się o dziwo na całkiem logicznych przesłankach. Chodzi tu mianowicie o pewne rozbieżności między geograficznym postrzeganiem rzeczywistości a geopolityką. Rzecz w tym, że ustalone przed laty granice kontynentów, stworzone w oparciu o ukształtowanie terenu, nie są do końca zgodne z granicami, jakie rysuje się w ramach nauk politycznych. Na przykład trudno jest obecnie zakładać, że Europa z geopolitycznego punktu widzenia sięga aż po Ural, skoro różnice cywilizacyjne, społeczne i polityczne między, dajmy na to, Ukrainą a Niemcami są tak duże. W geopolityce nie sposób po prostu przyjąć tego geograficznego paradygmatu. Podobnie wygląda sytuacja na południu. W ramach geografii przyjmuje się, że kontynent europejski sięga do Morza Śródziemnego, ponieważ akwen ów stanowi trudną do przebycia przeszkodę, a to automatycznie kwalifikuje go do bycia granicą kontynentu. Jeżeli jednak potraktuje się Morze Śródziemne jako swego rodzaju łącznik, wówczas otrzymujemy zupełnie odmienny obraz rzeczywistości. Afryka Północna nie jest wówczas aż tak odległa, lecz może być bliższa dla Włochów czy Hiszpanów niż Polska, Białoruś lub Szwecja. W końcu nie bez przyczyny dawne Imperium Rzymskie budowało swoją potęgę również w oparciu o tereny Czarnego Kontynentu – ekspansja w tym kierunku wydawała się dla Rzymian w pewnym sensie naturalna. Arabowie także ekspandowali w podobny sposób.
Tak czy inaczej w dalszym ciągu nie można jednak mylić pojęć – Polska leży, leżała i będzie leżała w Europie bez względu na to, jak zaczną patrzeć na świat specjaliści od geopolityki. Tania propaganda nie powinna robić większego wrażenia na polskiej opinii publicznej. Zresztą, bez względu na to, który z opisanych wyżej punktów widzenia przyjmiemy, Polska (tak współczesna, jak i historyczna) w dalszym ciągu pozostanie przynajmniej po części w graniach Europy. W przypadku Białorusi czy Ukrainy można toczyć spory, jednakże kwestia przynależności Rzeczpospolitej z historycznego punktu widzenia nie powinna być w żaden sposób kontestowana.
Dlaczego w ogóle opisane powyżej wątpliwości znalazły się na łamach książki poświęconej – bądź co bądź – wyprawom krzyżowym? Otóż z bardzo prostego powodu: skoro w dzisiejszych czasach (czasach zdominowanych przez ideę globalizmu, pełnych nowoczesnych technologii pozwalających na komunikowanie się w czasie rzeczywistym między sobą najodleglejszych części świata oraz umożliwiających przemieszczanie się z zawrotną prędkością ponad terenami niegdyś zupełnie niedostępnymi) postrzega się Polskę jako peryferia Europy, a nawet odmawia się jej niekiedy miejsca na europejskim kontynencie, to łatwo sobie chyba wyobrazić, jak widziana była nasza ojczyzna oczami Francuzów, Niemców, Włochów czy Hiszpanów w czasach Średniowiecza.
Minęły wprawdzie wieki, lecz odległości nie zmieniły się ani o jotę. Nawet jeżeli dysponujemy obecnie lepszą infrastrukturą drogową oraz skuteczniejszymi narzędziami komunikacji, to w dalszym ciągu nie zmienia to faktu, że istniejący między poszczególnymi punktami na globie dystans trzeba przecież jakoś przebyć, poświęcając na to czas lub zasoby. Stojące na drodze przeszkody trzeba jakoś pokonać, zwalczyć istniejące trudności. Postęp technologiczny (a tym bardziej społeczny) nie zmienił zatem tej jednej prostej zasady: że zawsze łatwiej jest kontaktować się z miejscami położonymi bliżej niż z tymi leżącymi dalej. Oczywista sprawa. Komunikacja nie dotyczy przy tym tylko i wyłącznie przepływu kapitału czy ludności, lecz także – co w kwestii wypraw krzyżowych wydaje się szczególnie istotne – idei.
Co bardzo ważne, transport morski nie zmienił się na przestrzeni stuleci aż tak drastycznie, jak mogłoby się to z pozoru wydawać – poza zasięgiem działania okrętów czy ich wypornością i wytrzymałością obecna sytuacja wygląda zasadniczo podobnie do czasów zamierzchłych. Różnice dotyczą zatem przede wszystkim transportu śródlądowego, a ten, w kontekście relacji Polski z państwami zachodnimi, jest absolutnie kluczowy. Korona Królestwa Polskiego bardzo długo walczyła bowiem o dostęp do Bałtyku (którego uzyskanie – w połączeniu ze zdominowaniem rozległych obszarów rolniczych Europy Centralnej – przyniosło ogromne korzyści gospodarcze i pozwoliło Rzeczpospolitej Obojga Narodów stać się prawdziwym monopolistą w zakresie produkcji żywności), dlatego też przez długi czas musiała ograniczać się wyłącznie do prowadzenia wymiany drogą lądową. Zresztą kierunek południowy i tak nigdy nie oferował innej możliwości. Nawet jeżeli transport morski był zdecydowanie wydajniejszy, to opływanie całego kontynentu tylko po to, aby skontaktować się z Rzymem, nie wydaje się najrozsądniejszą opcją.
Historia rosnącej monarchii piastowskiej, a później okrzepłego już regnum jagiellońskiego, opiera się zatem w dużej mierze na ciągłym parciu ku północy (z przerwami na ekspansję na Rusi), zaś kierunek ten przez lata ograniczał podmiot będący esencją ruchu krucjatowego – zakon krzyżacki. Nie ulega zatem wątpliwości, że rozwój państwa polskiego, a zatem zawarta w tytule „sprawa polska”, jest w czasach Średniowiecza nierozerwalnie związany z bezpośrednimi następstwami wypraw krzyżowych. Idea wojny w obronie chrześcijaństwa wywarła kolosalny wpływ na całą Europę – raz w sposób bezpośredni i jak najbardziej pozytywny, co zaowocowało wzrostem bezpieczeństwa zewnętrznego i wewnętrznego wielu podmiotów państwowych, a innym razem w sposób pośredni, w wyniku zaistnienia niejednokrotnie negatywnych skutków ubocznych (np. działalność zakonów rycerskich, krucjat ludowych itd.). Polska zaś, bez względu na wspomniane wyżej szemrania niektórych politycznych środowisk, istniała od samego początku w ścisłym związku z historią Europy – potwierdza to także fakt, iż znalazła tu zastosowania ideologia krucjatowa. Bez względu na to, jak ocenia się krucjaty, nie ulega wątpliwości, że ruch ów wpłynął także w znacznym stopniu na historię Polski i dokonał wyraźnej zmiany w całym basenie Morza Bałtyckiego.
Dystans robił jednak swoje. Korona Królestwa Polskiego postrzegana była przez państwa zachodnie, a przede wszystkim przez Stolicę Apostolską (główny motor napędowy ruchu krucjatowego), za swoisty kraniec świata, a istniały przecież także inne katolickie monarchie w regionie, których położenie było jeszcze bardziej odległe. Wszelkie wątpliwości w tym zakresie rozwiewa sam Gall Anonim. We wstępie do swojego ponadczasowego dzieła pisał: „Lecz ponieważ kraj Polaków oddalony jest od szlaków pielgrzymich i mało komu znany poza tymi, którzy za handlem przejeżdżają [tamtędy] na Ruś, niech się zatem nikomu to nie wyda niedorzecznym, jeśli parę słów na ten temat powiem (…)”. Autor pierwszej kroniki Królestwa Polskiego patrzy na sprawę oczami ludzi Zachodu, bo sam wywodzi się z tejże właśnie zachodniej kultury i nie próbuje tego w żaden sposób ukrywać. Uzasadnia wręcz przed Polakami to, że będzie musiał dodać krótki wstęp, który zachodnim odbiorcom uświadomi, o jakim konkretnie miejscu na globie jest tutaj mowa.
Zdanie powyższe jest niezmiernie fascynujące także z punktu widzenia historii wypraw krzyżowych. Anonim pisze absolutnie wprost, że w owym czasie państwo polskie w przestrzeni międzynarodowej właściwie się nie liczyło – broniło jedynie własnych lokalnych interesów i nie miało większego wpływu na to, jak zmieniał się łaciński świat. Młodą piastowską monarchę kojarzono szerzej jedynie ze względu na szlaki handlowe wiodące z zachodu na Ruś. Początkowo słaba pozycja Korony wiązała się zatem z jednoczesnym potencjałem ekonomicznym, bowiem Polska już w pierwszych wiekach swego istnienia stanowiła pomost między Wschodem a Zachodem. W jednym zdaniu Anonim zawarł trzy niezwykle cenne informacje. Dwie dotyczyły gospodarki i polityki, a trzecia – religijności. Kronikarz zaznaczył bowiem także, że brakowało w Polsce w owym czasie jakichkolwiek świętych miejsc, które mogłyby stanowić cel dla pielgrzymów. Oczywista oczywistość, można powiedzieć – w końcu Korona stała się częścią Christianitas dopiero pod koniec X wieku. Skąd miałaby posiadać popularne miejsca kultu? Żaden misjonarz nie poniósł tutaj męczeńskiej śmierci, nie działy się w tym miejscu żadne biblijne sceny…
Nie tylko jeden Gall Anonim podjął się próby scharakteryzowania dalekiej Północy, choć trzeba przyznać, że jego opis krańca świata wydaje się niezwykle realistyczny w porównaniu do wizji zaprezentowanych przez innych twórców z epoki. Eric Christiansen, autor obszernej pracy poświęconej krucjatom północnym, wspomina o pewnych źródłach dotyczących właśnie basenu Morza Bałtyckiego, w których aż roi się od mitologicznych stworzeń czy fantastycznych opowieści. Adam z Bremy pisał na przykład o amazonkach zachodzących w ciążę od picia wody i rodzących chłopców o psich głowach, których następnie sprzedawano na ruskich targach niewolników… choć akurat ten wątek wydaje się najmniej fantastyczny. Północ mieli zamieszkiwać jeszcze zieloni ludzie dożywający stu lat (z pewnością pochodzenia pozaziemskiego), dzikusy o białych głowach parający się hodowlą potworów, a nawet plemiona kanibali. Kraniec świata z całą swoją intrygującą egzotyką!
Większość przytoczonych wyżej opisów dotyczy wprawdzie Laponii, czyli jednego z najbardziej wysuniętych na północ regionów Europy, aczkolwiek przeciętny zachodni czytelnik utożsamiał je zapewne z całym nieznanym mu obszarem dalekiej Północy. Nazwanie tego miejsca „krańcem świata” nawet dla współczesnego człowieka nie jest wcale nadmierną przesadą. Przecież w Polsce do dziś funkcjonuje mit o tym, jakoby Laponia była ojczyzną świętego Mikołaja, który właśnie stamtąd wyrusza magicznymi saniami na bożonarodzeniową wyprawę, ciągnąc przy tym za sobą grzęznące w śniegu tiry z coca-colą…
Dodajmy do tego wszystkiego fakt, że Skandynawia czasy świetności w epoce wypraw krzyżowych miała już dawno za sobą. Sława wikingów dawno już przeminęła. Najeżdżanie państw zachodnich od dłuższego czasu przestało być opłacalne, a wyprawy na dalekie południe, w okolice Morza Śródziemnego, nie przynosiły regionowi większych korzyści. O samych wikingach najprawdopodobniej niewiele dziś byśmy wiedzieli, gdyby w ich żyłach nie płynęła krew odkrywców i żeglarzy – skandynawskie państewka nie posiadały naturalnych złóż, zaś klimat zdecydowanie nie sprzyjał uprawom, więc z gospodarczego punktu widzenia ludzie Północy nie posiadali absolutnie żadnego potencjału. Z tego właśnie powodu barbarzyńcy z północy rozpoczęli swoje najazdy. Dzięki powszechnej biedzie zapisali się na kartach historii. Adam Kersten nie bez przyczyny rozpoczął książkę o historii Szwecji następującym zdaniem: „Szwecja była biednym, chłopskim krajem na peryferiach ówczesnej kultury europejskiej (…)”.
Czego mieliby szukać pielgrzymi w tej zapomnianej przez Boga i ludzi krainie? Niewątpliwie brakowało tu miejsc świętych (chrześcijańskich miejsc świętych, dodajmy, bowiem symboli rodzimego kultu znajdowało się tu całkiem sporo), do których mogliby wędrować, a co za tym idzie – basen Morza Bałtyckiego znali jako tako tylko i wyłącznie kupcy. O ile zatem Ziemia Święta była dla przeciętnego zachodniego człowieka czymś, co doskonale kojarzył, nawet jeżeli nie miał okazji doń pielgrzymować, o tyle Bałtyk i mroźna północ stanowiły tereny niemalże legendarne. Nawet dzisiaj żyją ponoć ludzie wyobrażający sobie Polskę jako krainę pokrytą śniegiem, gdzie znajdują się miejsca absolutnie niedostępne, do których da się dojechać wyłącznie saniami.
Oczywiście trudności nie sprawiała tylko i wyłącznie odległość, ale również brak jakiejkolwiek infrastruktury logistycznej. O niemożliwości przemieszczania się między różnymi miejscami na globie wcale nie świadczy sam dystans – każdą odległość można przecież pokonać przy poświęceniu odpowiedniej ilości czasu i energii. Główne problemy komunikacyjne tak współczesnego, jak i średniowiecznego świata wynikają przede wszystkim z naturalnych, niemożliwych do przebycia barier terenowych. Dla pojedynczego wędrowca przebycie gęstych lasów, bagnistych pojezierzy czy pokrytych śniegiem gór było w Wiekach Średnich niemal niewykonalnym zadaniem. Ówczesne państwa (a szczególnie tak młode jak Polska) nie utrzymywały rozbudowanej infrastruktury drogowej, ponieważ wiązałoby się to ze zdecydowanie zbyt wysokimi kosztami, a korzyści nie przynosiłoby właściwie żadnych. Z tego też względu niektórych obszarów nikt nie próbował nawet penetrować.
Uczeń słynnego misjonarza i cesarskiego kanclerza Ottona z Bambergu, niejaki Herbord, w następujący sposób opisywał drogę, jaką musiał przebyć z Poznania do Pyrzyc w 1124 roku: „Żaden śmiertelnik nie mógł bowiem przedrzeć się przez te puszcze, dopóki całkiem niedawno (…) [polski] książę nie kazał wyrąbać szlaku dla swojej drużyny, dobrze go znakując. Podążaliśmy tedy za owymi markami, ale sześć dni upłynęło, zanimeśmy z lasów wychynęli i na popas stanęli na brzegu rzeki, która granicę Pomorza wyznacza. Zaiste znojny był to marsz, ustawiczną walką z wężami i dzikim zwierzem znaczony, przez teren często podmokły, w którym grzęzły nasze wozy, a wszystko przy nieznośnym klekocie i wrzasku ptactwa po drzewach gniazdującego”.
Sześć dni trwała ta mozolna wędrówka. Obecnie przebycie trasy z Poznania do Pyrzyc zajęłoby (według Google Maps) pieszemu wędrowcy nieco ponad 35 godzin. Oczywiście trzeba w tym miejscu wziąć pod uwagę, że pokazywany czas nie uwzględnia postojów, dlatego też w celu ustalenia faktycznego wyniku należałoby podzielić ową liczbę przez 10 (tj. przez średni czas dziennego marszu), choć bardzo możliwe, że z zastosowaniem zaprzężonych wozów dałoby się poruszać nawet przez 12 godzin (albo 8, przy wyjątkowo niesprzyjających warunkach atmosferycznych). Wychodzi zatem na to, że obecnie podobna wędrówka zajęłaby Ottonowi z Bambergu mniej więcej połowę tego czasu, który musiał na nią poświęcić w okresie wczesnego Średniowiecza. O ile nawigacja nie wyprowadziłaby go na manowce…
Dlaczego jednak kwestia położenia geograficznego Korony Królestwa Polskiego jest aż tak istotna z punktu widzenia wypraw krzyżowych? Po tym wszystkim, co napisano powyżej, odpowiedź powinna rysować się przed oczyma czytelnika względnie czysto i klarownie. Geografia wpływa nie tylko na kształtowanie się polityki zagranicznej państw albo na kierunek i intensywność wymiany handlowej, ale dokonuje także istotnych zmian w zakresie funkcjonowania na danym terenie kultury oraz dominujących ideologii. Nie mniejszych przemian dokonała przestrzeń w ramach idei krucjatowej – to, jak postrzegano walkę w obronie chrześcijaństwa w Rzymie czy na Półwyspie Iberyjskim, różniło się nieraz znacznie od tego, jak postrzegano tę kwestię w Gnieźnie, Krakowie, Oslo czy prawosławnym Nowogrodzie. Fakt ten także zawdzięczamy właśnie geografii.
Wspomniane różnice dotyczą przede wszystkim kwestii formalnych, którym poświęciłem cały pierwszy rozdział w poprzedniej publikacji dotyczącej wypraw krzyżowych. Rozdział ów dotykał problemu definiowania pojęć oraz ogromnego znaczenia tego procesu w zakresie kształtowania obrazu opisywanej rzeczywistości w umysłach ludzi. O dokładne przedstawienie terminologii dbali przede wszystkim historycy, którzy zajmowali się całościowo badanym zjawiskiem, zaś pośród badaczy zajmujących się tematyką krucjat północnych (bałtyckich) oraz analizą działalności zakonu krzyżackiego kwestia ta spychana jest na margines. Dlaczego? W rzeczywistości trudno jest udzielić prawidłowej odpowiedzi na to pytanie, bowiem nie sposób odczytać myśli i intencji, jakie towarzyszyły autorom wielu naukowych i popularnonaukowych publikacji. Pozostają domysły. Wszystko wskazuje jednak na to, że w tym zakresie geografia także spełniała kluczową rolę. Stolica Apostolska wyraźnie traktowała działalność krucjatową prowadzoną na dalekiej Północy niejako po łebkach, ponieważ Rzym nie miał możliwości kontrolować tego, jak przebiega wojna w obronie chrześcijaństwa na terenach tak odległych. Rzym właściwie nigdy nie inicjował krucjat północnych na własną rękę, lecz jedynie reagował na nadchodzące stamtąd prośby o udzielenie odpustów określonym przedsięwzięciom. Z tego właśnie względu na północy bardzo szybko zanikł krucjatowy formalizm.
Nic zatem dziwnego, że w kontekście wypraw krzyżowych badacze basenu Morza Bałtyckiego zupełnie swobodnie operują takimi niektórymi podstawowymi pojęciami. O ile na południu istniały pewne oficjalne wymogi w zakresie prowadzenia krucjaty (jak śluby krzyżowe, procedura związana z „wzięciem krzyża”, nawoływanie do krucjaty, bulle papieskie zatwierdzające określone przedsięwzięcia itd.), o tyle na Północy bardzo często kompletnie o to nie dbano. Faktycznie pierwsza wyprawa północna (z 1147 roku, zorganizowana przez papieża Eugeniusza III) została przeprowadzona z formalnego punktu widzenia tak, jak należy, jednakże później Stolica Apostolska zaczęła z wolna wycofywać się z przewodniej roli w walce przeciwko poganom, pozwalając sobie jedynie na zatwierdzanie określonych inicjatyw organizowanych przez miejscowych możnych, a ostatecznie udzielając odpustów właściwie wszystkim jak leci – bez względu na charakter czy czas zaangażowania w działalność krucjatową. Zmieniło się przy tym również podejście do kwestii odpustów. Ostatecznie praktycznie wszyscy, którzy podejmują się walki z poganami określani są w publicystyce i pracach naukowych mianem krzyżowców, nawet jeżeli nie złożyli żadnych ślubów ani nie dostali formalnej zgody na zorganizowanie ekspedycji.
Krucjaty północne pokazują zatem swoistą drugą stronę medalu procesu definiowania. Owszem, bez przyjęcia określonych definicji nie dałoby się prowadzić żadnej dyskusji w ramach nauki, a i pisanie publicystyki wiązałoby się z licznymi problemami. Z drugiej jednak strony istnieje wiele pojęć tak rozległych i złożonych, że de facto ich zdefiniowanie niewiele wnosi. Mimo wszystko na łamach niniejszej publikacji stosowana będzie w dalszym ciągu przyjęta wcześniej definicja, gdzie „krucjaty” rozumiane były jako „pielgrzymki zbrojne zatwierdzone przez hierarchię Kościoła katolickiego, których jedynym celem jest obrona chrześcijaństwa”. Pewien wyjątek od reguły stanowiły przy tym tzw. krucjaty sezonowe, które nie wpisują się do końca w ramy utworzone przez powyższe wyjaśnienie omawianego pojęcia, lecz ze względu na swój charakter traktuję je w dalszym ciągu jako przejaw walki w obronie chrześcijaństwa – stanowią one swoisty wyjątek od reguły. Jakby nie patrzeć papieże bardzo często udzielali odpuszczenia grzechów w sposób zbiorowy, więc otrzymywali je nie tylko krzyżowcy w ramach wcześniej zaplanowanych operacji, ale także wszyscy ci, którzy podjęli się obrony Królestwa Jerozolimskiego lub innych zagrożonych ziem Christianitas. Z tego względu im również przysługuje miano „krzyżowców”.
W każdym razie odległość Polski od Stolicy Apostolskiej skutkowała redukcją formalizmu – wbrew pozorom całkiem w tym przypadku potrzebnego. W końcu to właśnie formalizm blokował wiele niekorzystnych skutków ubocznych i zapobiegał występowaniu inicjatyw, które w rzeczywistości ruchowi krucjatowemu jedynie szkodziły. W tym miejscu jako przykład należałoby podać – nie po raz pierwszy i nie po raz ostatni – wyprawy ludowe oraz związane z nimi pogromy ludności, rabunki i grabieże. Przedsięwzięcia te z całą pewnością przestały występować właśnie ze względu na ścisłą formalną kontrolę wszystkich operacji wojskowych podejmowanych na dużą skalę. Wraz z upływem czasu Stolica Apostolska wprowadziła wymóg, iż głosić krucjatę można było tylko na terenach objętych specjalnym pozwoleniem – wszystko po to, aby nie doprowadzić do niepotrzebnego poruszenia ludności, tam, gdzie nie było to konieczne.
Oddalenie Morza Bałtyckiego od serca cywilizowanego świata przynosiło także szereg innych skutków. Poza nielicznymi wyjątkami niewiele było na świecie państw, którym leżałby na sercu los mroźnej Północy, dlatego też krucjaty w tym regionie nie cieszyły się zazwyczaj wielką popularnością. Z drugiej jednak strony walki z poganami prowadzono praktycznie bez przerwy, więc zdecydowanie bardziej potrzebowano tutaj stałych sił służących do obrony istniejących podmiotów politycznych. Zewnętrzne wsparcie – mające charakter sezonowy – wykorzystywano zatem głównie do prowadzenia operacji ofensywnych, które miały za zadanie odepchnąć zagrożenie od granic Christianitas albo wymóc na poganach ustępstwa (np. pokój i daniny). Doraźna obrona pozostawała w rękach lokalnych możnowładców. W Ziemi Świętej sytuacja wyglądała zasadniczo odmiennie. Tam nie prowadzono nieustannej wojny, więc niejednokrotnie przybycie dużych sił krzyżowych przynosiło więcej szkody niż pożytku. O ile rycerstwo dało się zaprzęgnąć do spełniania tak szczytnych celów, jak chociażby odbudowa twierdz i umocnień wokół miast, o tyle z niesubordynowanymi bandami chłopskimi podobny scenariusz w ogóle nie wchodził w grę. Północ szczęśliwie wolna była od podobnych problemów, co zawdzięczała właśnie peryferyjnemu usytuowaniu.
Zredukowany formalizm, niewielka liczebność oraz ciągłość prowadzonych walk – to trzy najistotniejsze cechy charakterystyczne wypraw krzyżowych prowadzonych na północy Europy. Na tej liście nie kończy się jednak specyfika omawianego zjawiska. Istniej jeszcze jeden niezwykle istotny aspekt, który wywarł ogromny wpływ na krucjaty bałtyckie i który zresztą zmienił obraz walki w obronie chrześcijaństwa w tym regionie już u samej genezy. Otóż zarówno w przypadku Ziemi Świętej, jak i Półwyspu Iberyjskiego krucjaty czerpały garściami z idei pielgrzymowania rozumianej jako działanie o charakterze pokutnym. Nic zatem dziwnego, że w terminologii związanej z omawianą tematyką przez wiele lat nie stworzono żadnego osobnego pojęcia dla owych specyficznych zbrojnych wypraw, lecz nazywano je po prostu „pielgrzymkami” (krzyżowców zaś „pielgrzymami”). Na Północy sytuacja ponownie wyglądała inaczej, o czym współcześni autorzy piszą z jakiegoś powodu raczej niechętnie.
William Urban w pierwszym rozdziale swojej książki poświęconej militarnej historii zakonu krzyżackiego opisuje szeroko kwestię katolickich misji, sięgając przy tym nie tylko do początków historii wypraw krzyżowych, ale jeszcze dalej wstecz – do epoki dominacji państwa Franków. W owym czasie, twierdzi Urban, żyło w całej Europie stosunkowo niewielu wykształconych duchownych, a zapotrzebowanie na ich usługi nieustannie rosło. Kapłani nie trudnili się tylko i wyłącznie posługą typowo duchową, lecz na ich barkach spoczywały także zadania o charakterze stricte cywilnym (taki stan rzeczy utrzymał się zresztą aż do XIX wieku). Władcy krajów zachodnich potrzebowali duchowieństwa do obsługiwania rosnącej administracji, ponieważ tylko oni posiadali ku temu odpowiednie predyspozycje. Z tego też względu utarła się swoista „tradycja” wysyłania przez frankońskich władców zbrojnej eskorty wraz z irlandzkimi księżmi, którzy wyruszali nawracać Germanów. Wszystko po to, by chronić jakże potrzebny „kapitał ludzki”. Tak oto miała ustalić się praktyka wysyłania wraz z misjonarzami doświadczonych wojowników w celu zabezpieczania ich pracy duszpasterskiej. Należy przy tym podkreślić, że misjonarze przyjmowali podobną obstawę z dużą dozą niechęci, bowiem ich serca wypełniało pragnienie poniesienia męczeńskiej śmierci, a niektórzy zapewne dostrzegali w owej eskorcie także zagrożenie dla powodzenia misji.
Tak się niestety złożyło, że kapłani i zakonnicy w owym czasie byli cenniejsi niźli złoto, więc nikt nie zamierzał wypuszczać ich na samobójcze wyprawy. Ktoś mógłby powiedzieć: ale przecież to czasy świetności państwa Franków, więc do krucjat jeszcze daleko! Rzeczywiście, to prawda. W Europie Zachodniej w dobie wypraw krzyżowych nie brakowało kapłanów, więc za organizacją zbrojnych pielgrzymek do Ziemi Świętej z pewnością nie kryły się podobne przesłanki. Rzecz w tym, że Francja funkcjonowała wówczas jako część Christianitas od przeszło sześciuset lat, a Polska nie miała na karku nawet setki! W monarchii piastowskiej chrześcijaństwo dopiero zaczynało raczkować, dlatego też podobny scenariusz jak najbardziej miał szansę zaistnieć. Analogicznie wyglądała sytuacja w Danii, Szwecji, Norwegii, Prusach, Czechach…
Niewielu badaczy tak mocno zagłębia się w temat, jak zrobił to Urban, ale wielu podkreśla, że rzeczywiście katolickie misje niejednokrotnie potrzebowały obstawy. Element ten okazał się kluczowy dla rozwoju idei krucjatowej w basenie Morza Bałtyckiego. Niemalże od samego początku wojnę obronną przeciwko poganom prowadzono równolegle do działalności misyjnej, a to połączenie niechybnie doprowadziło do powstania praktyki nawracania mieczem. Praktyki, dodajmy, absolutnie negatywnej, której Kościół katolicki nie uznał i nie zatwierdził jako części doktryny chyba nigdy w swojej historii. Na Północy tymczasem z jakiegoś powodu idea nawracania mieczem nie tylko przeszła bez szemrania, lecz stosowano ją powszechnie bez większego wahania, choć oczywiście niekiedy zdarzały się także głosy sprzeciwu. O dziwo najwyraźniej zaraził się nią sam Bernard z Clairvaux, kiedy znalazł się w Niemczech podczas głoszenia II krucjaty do Ziemi Świętej, choć w jego przypadku choroba miała raczej łagodny przebieg i stosunkowo szybko ustąpiła.
Kwestia nawracania mieczem jest dosyć złożona, dlatego też zostanie omówiona szerzej w osobnym rozdziale. W tym miejscu jednak nie dało się po prostu przeskoczyć nad problemem, skoro jego pojawienie się zmieniło w tak zasadniczy sposób koncepcję prowadzenia walki w obronie chrześcijaństwa w regionie bałtyckim. Dla miejscowych panów feudalnych nawracanie mieczem stało się rzeczą naturalną, ponieważ idea ta wyewoluowała ze stosowanej wcześniej praktyki wysyłania zbrojnej eskorty wraz z misjonarzami, aby nie dopuścić do utraty cennego potencjału intelektualnego.
Co na to Kościół? Wbrew pozorom Stolica Apostolska nie miała w tej kwestii zbyt wiele do powiedzenia. Na kraniec świata nie docierała jej wyimaginowana przez wielu „specjalistów” omnipotencja. Rzeczywiście, w głowach niektórych czytelników może wciąż istnieć fałszywy obraz (lansowany w mass mediach) Kościoła katolickiego jako silnie scentralizowanej instytucji, która dzięki powszechnemu donosicielstwu posiadała rozległe bazy danych na temat życia poszczególnych jednostek i potrafiła bezwzględnie wykorzystywać te dane do sterowania społeczeństwem (a w tym także książętami i możnymi). Ów obraz totalnej wszechwładzy jest oczywiście wyssany z palca i nie ma z prawdą najmniejszego związku. W czasach wypraw krzyżowych papiestwo musiało operować w stanie permanentnego kryzysu. Papież Aleksander II (ten sam, który zatwierdził krucjatę na Barbastro w 1064 roku) rozpoczął swój pontyfikat od konfliktu z niemiecką cesarzową Agnieszką, ponieważ miała ona własnego kandydata na tron Piotrowy i bynajmniej nie zamierzała godzić się z wyborem dokonanym przez kardynałów. Historia jego następcy, papieża Grzegorza VII, była tak burzliwa, że nie da się opowiedzieć jej w dostatecznie dużym skrócie. Wiktor III został wypędzony z Rzymu jeszcze przed konsekracją przez antypapieża Klemensa III popieranego przez Jordana z Kapui i Matyldę Toskańską. Konflikt ów trwał jeszcze za pontyfikatu Urbana II (tego samego, który zasłynął z organizacji I krucjaty do Ziemi Świętej), a także za jego następcy – Paschalisa II. Antypapież Klemens III uparcie trzymał się życia.
Gdzie w takich okolicznościach jest miejsce na osławioną omnipotencję? Jest rzeczą absolutnie oczywistą, że papieże mieli w owym czasie ogromne problemy z kontrolowaniem własnego najbliższego otoczenia, zaś ich wpływ na wydarzenia w tak odległych zakątkach świata jak Polska (że o opisywanej wyżej Laponii nie wspomnę…) miał charakter znikomy. Wysyłanie misjonarzy nie leżało w ogóle w gestii Rzymu – zajmowały się tym albo zakony, albo lokalne wspólnoty (biskupstwa), a także sami przedstawiciele władzy świeckiej. Oczywiście zdarzały się sytuacje, w których to Stolica Apostolska dokonywała bezpośrednich decyzji w zakresie działalności misyjnej, jednakże wbrew pozorom sytuacje takie występowały stosunkowo rzadko.
W kwestii komunikowania się Rzymu z Polską i innymi państwami basenu Morza Bałtyckiego nie należy przy tym przeginać w drugą stronę i twierdzić, że Stolica Apostolska w ogóle nie interesowała się losami Christianitas w tym regionie albo nie dbała o to, aby utrzymywać relacje z miejscowymi możnymi. Taki sposób myślenia obala chociażby korespondencja wysyłana przez papieża Grzegorza VII w najdalsze zakątki świata, informująca o wybraniu go na kolejnego następcę św. Piotra (m.in. do króla duńskiego Swena oraz – jak przypuszczają niektórzy badacze – do polskiego księcia Bolesława Śmiałego). Istniała także pewna linia komunikacyjna między Stolicą Apostolską a legatami czy biskupami, choć trudno jest obecnie wyciągać daleko idące wnioski na temat tego, jakie dokładnie informacje zawierała korespondencja tego typu i jaki dokładnie przedstawiała obraz lokalnych wspólnot. Tak na przykład z listu papieża Grzegorza VII do Bolesława Śmiałego wnioskuje się nieraz, iż Ojciec Święty niewielkie miał pojęcie na temat tego, jak wyglądała sytuacja polskiego Kościoła (będącego wówczas w poważnym kryzysie). Legaci zresztą działali w dużej mierze na własną rękę – dostawali tylko ogólne wytyczne na temat postępowania w danej sprawie, zaś podjęcie praktycznych działań oraz wiążących decyzji leżało w całości w ich gestii.
Przykładem trudności w porozumiewaniu się Rzymu z Koroną jest także prędkość recepcji założeń reformy gregoriańskiej, którą zaczął wprowadzać w życie wspomniany Grzegorz VII (w XI wieku), jednakże na ziemiach polskich została ona zrealizowana dopiero w XIII wieku – z blisko dwustuletnim opóźnieniem! W tym wypadku nie chodzi jednak tylko i wyłącznie o odległość. Korona Królestwa Polskiego w owym czasie borykała się z wieloma problemami natury wewnętrznej, co z całą pewnością nie sprzyjało rozwojowi wspólnot duchownych, a tym bardziej ich reformowaniu. Nic zatem dziwnego, że duchowieństwo należało w dużej mierze do grona zwolenników zjednoczenia rozbitej na dzielnicę Polski.
Kraniec świata rządził się zatem własnymi prawami. Docierały tu oczywiście wszystkie dylematy widoczne na Zachodzie i Południu (jak chociażby kwestia sporu o inwestyturę czy właśnie idea krucjatowa), jednakże nikt ich nie kontrolował, przez co nabierały one specyficznego, regionalnego kolorytu. Mówiąc i pisząc o wyprawach krzyżowych w basenie Morza Bałtyckiego należy zawsze pamiętać o tym, jak wielkie znaczenie ma odległość, a tym bardziej jak wiele znaczyła w czasach Średniowiecza. Bez zrozumienia tego jakże ważnego aspektu niezwykle trudno będzie zrozumieć historię krucjat północnych, jak i relacji polsko-krzyżackich, a także podejścia do nich Stolicy Apostolskiej.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji.
Wszystkie książki naszego Wydawnictwa polecamynabywać w internecie:
lub w naszej księgarni stacjonarnej:Księgarnia Multibook.plDymińska 4, 01-519 Warszawafacebook.com/Multibookpl
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji.
Wszystkie książki naszego Wydawnictwa polecamynabywać w internecie:
lub w naszej księgarni stacjonarnej:Księgarnia Multibook.plDymińska 4, 01-519 Warszawafacebook.com/Multibookpl
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji.
Wszystkie książki naszego Wydawnictwa polecamynabywać w internecie:
lub w naszej księgarni stacjonarnej:Księgarnia Multibook.plDymińska 4, 01-519 Warszawafacebook.com/Multibookpl
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji.
Wszystkie książki naszego Wydawnictwa polecamynabywać w internecie:
lub w naszej księgarni stacjonarnej:Księgarnia Multibook.plDymińska 4, 01-519 Warszawafacebook.com/Multibookpl
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji.
Wszystkie książki naszego Wydawnictwa polecamynabywać w internecie:
lub w naszej księgarni stacjonarnej:Księgarnia Multibook.plDymińska 4, 01-519 Warszawafacebook.com/Multibookpl
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji.
Wszystkie książki naszego Wydawnictwa polecamynabywać w internecie:
lub w naszej księgarni stacjonarnej:Księgarnia Multibook.plDymińska 4, 01-519 Warszawafacebook.com/Multibookpl
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji.
Wszystkie książki naszego Wydawnictwa polecamynabywać w internecie:
lub w naszej księgarni stacjonarnej:Księgarnia Multibook.plDymińska 4, 01-519 Warszawafacebook.com/Multibookpl
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji.
Wszystkie książki naszego Wydawnictwa polecamynabywać w internecie:
lub w naszej księgarni stacjonarnej:Księgarnia Multibook.plDymińska 4, 01-519 Warszawafacebook.com/Multibookpl
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji.
Wszystkie książki naszego Wydawnictwa polecamynabywać w internecie:
lub w naszej księgarni stacjonarnej:Księgarnia Multibook.plDymińska 4, 01-519 Warszawafacebook.com/Multibookpl
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji.
Wszystkie książki naszego Wydawnictwa polecamynabywać w internecie:
lub w naszej księgarni stacjonarnej:Księgarnia Multibook.plDymińska 4, 01-519 Warszawafacebook.com/Multibookpl
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji.
Wszystkie książki naszego Wydawnictwa polecamynabywać w internecie:
lub w naszej księgarni stacjonarnej:Księgarnia Multibook.plDymińska 4, 01-519 Warszawafacebook.com/Multibookpl
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji.
Wszystkie książki naszego Wydawnictwa polecamynabywać w internecie:
lub w naszej księgarni stacjonarnej:Księgarnia Multibook.plDymińska 4, 01-519 Warszawafacebook.com/Multibookpl
Źródła:
Janko z Czarnkowa, Kronika,www.zrodla.historyczne.prv.pl;
Kronika tzw. Galla Anonima, Wydawnictwo Naukowe Uniwersytetu Mikołaja Kopernika, Toruń 2011;
Piotr z Dusburga, Kronika Ziemi Pruskiej, Wydawnictwo Naukowe Uniwersytetu Mikołaja Kopernika, Wrocław 2011;
Jan Długosz, Roczniki czyli Kroniki Sławnego Królestwa Polskiego, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2009;
Usama ibn Munkidh, Księga pouczających przykładów, Wydawnictwo Ossolineum, Wrocław 1975.
Opracowania:
Christiansen E., Krucjaty północne, Wydawnictwo Rebis, Poznań 2009;
Dąbrowski J., Ostatnie lata Ludwika Wielkiego 1370-1382, Towarzystwo Autorów i Wydawców, Kraków 2009;
Felczak W., Historia Węgier, Zakład Narodowy im. Ossolińskich, Wrocław 1983;
Fonnesberg-Schmidt I., Papieże i krucjaty bałtyckie 1147-1245, Wydawnictwo Bellona, Warszawa 2009;
Gładysz M., Zapomniani krzyżowcy. Polska wobec ruchu krucjatowego w XII-XIII w., Wydawnictwo DiG, Warszawa 2002;
Jefferson J., The Holy War of King Wladislas and Sultan Murad, Wydawnictwo Koninklijke Brill NV, Leiden-Boston 2012;
Kersten A., Historia Szwecji, Zakład Narodowy Imienia Ossolińskich, Warszawa 1973;
Koneczny F., Cywilizacja Bizantyńska, Wydawnictwo Antyk, Londyn 1973;
Mayer H. E., Historia wypraw krzyżowych, Wydawnictwo WAM, Kraków 2008;
Militzer K., Historia zakonu krzyżackiego, Wydawnictwo WAM, Warszawa 2007;
Mórawski K., Tyszkiewicz J., Krzyżacy, Wydawnictwo Książka i Wiedza, Warszawa 1980;
Plisiecki P., Dialog o Bolesławie Wielkim, Wydawnictwo WERSET, Lublin 2011;
Prekop D., Wojna zakonu krzyżackiego z Litwą w latach 1283-1325, Wydawnictwo Adam Marszałek, Poznań 2004;
Sire H.J.A., Kawalerowie Maltańscy, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2000;
Skwierczyński K., Recepcja idei gregoriańskich w Polsce do początku XIII wieku, Wydawnictwo Naukowe Uniwersytetu Mikołaja Kopernika, Toruń 2016;
Sroka S.A., Polacy na Węgrzech za panowania Zygmunta Luksemburskiego 1387-1437, Towarzystwo Naukowe ,,Societas Vistualana”, Kraków 2001;
Stachoń B., Polityka Polski wobec Turcji i akcja antyturecka w wieku XV do utraty Kilii i Białogrodu (1484), Wydawnictwo Napoleon V, Oświęcim 2015;
Teterczyk-Puzio A., Henryk Sandomierski (1126/1133 -18X1166), Wydawnictwo Avalon, Kraków 2009;
Urban W., Krzyżacy Historia działań militarnych, Wydawnictwo Książka i Wiedza, Warszawa 2007;
Artykuły:
Bieniak J., Geneza procesu polsko-krzyżackiego z 1339 roku, ,,Acta Universitatis Nicolai Copernici”, z. 204, 1990, s. 23-49; Czarniecka A., Ojczyzna czy Liga Święta? Koalicja antyturecka w propagandzie za czasów Jana III Sobieskiego (1684-1696), [w:] Jarzmo Ligi Świętej? Jan III Sobieski i Rzeczpospolita w latach 1684-1696, pod red. D. Milewskiego, Muzeum Pałacu Króla Jana III Sobieskiego w Wilanowie, Wilanów 2017, s. 83-107;
Dymek B., Walka Siemowita IV o koronę polską, „Rocznik Mazowiecki”, nr 11, 1999, s. 57-82;
Górski Sz., Biskupi i krzyże. Tak zwany epizod szczeciński krucjaty potabskiej (1147) w relacjach Wincentego z Pragi, „Zapiski Historyczne”, T. LXXXIII, 2018, s. 7-32;
Graff T., Sobór w Konstancji wobec monarchii polsko-litewskiej, „Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Jagiellońskiego”, nr 141, 2014, s. 511-529;
Grygiel J., Rycerstwo polskie wobec husytyzmu i idei krucjaty antyhusyckiej, ,,Ido – Ruch dla Kultury: rocznik naukowy [filozofia, nauka, tradycje wschodu, kultura, zdrowie, edukacja]”, nr 4, 2004, s. 18-28;
von Güttner Sporzyński D., Piastowie a idea wypraw krzyżowych w czasie pierwszej i drugiej wyprawy krzyżowej, [w:] J. Dobosz (red.), Kościót w monarchiach Przemyślidów i Piastów, Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 2009, s. 139-150.
Iwańczak W., Postać Zygmunta Luksemburskiego w ujęciu Jana Dtugosza, ,,Historie-Otazky-Problemy”, nr 1, 2015, s. 102-112; Kała D., Książę Jaksa z XII wieku – wymowa źródet a historiografia, „Meritum”, nr 3, 2011, s. 35-58;
Kołodziejczyk D., Stosunki dawnej Rzeczpospolitej z Turcją i Tatarami: czy naprawdę byliśmy przedmurzem Europy?, „Praktyka Teoretyczna”, nr 4 (26), 2017, s. 16-36;
Labuda G., Stanowisko ziemi chełmińskiej w państwie krzyżackim w latach 1228-1454, „Przegląd Historyczny”, nr 45/2-3, 1954, s. 280-337;
Marchel S., Ze studiów nad karierą Pawła Włodkowica: okres po soborze w Konstancji, „Słupskie Studia Historyczne”, nr 13, 2007, s. 183-198;
Mróz F., Oddziaływanie religijne i kulturowe sanktuarium Bożogrobców w Miechowie w latach 1163-1819, [w:] Rola klasztorów w procesie kształtowania się państwowości krajów słowiańskich, pod red. W. Stępniak-Minczewa, Wydawnictwo Naukowe PAT, Kraków 2002, s. 155-167;
Niemczyk K, Antemurale christianitatis? Propaganda antyturecka a wyprawa Jana Olbrachta z 1497 roku w świetle źródeł, „Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Jagiellońskiego”, z. 1, 2019, s. 43-61; Nowak Z.H., Obraz Zygmunta Luksemburskiego w polskiej historiografii: funkcjonowanie stereotypu, ,,Acta Universitatis Nicolai Copernici. Historia”, nr 24(204), 1990, s. 115-124 Piskozub A., Między Krzywoustym a Łokietkiem, nr 33/1-134, 1988, s. 3-10;
Powierski J., Międzynarodowe tło konfliktu polsko-krzyżackiego przed kampanią wrześniową 1331 roku, [w:] Balticum. Studia z dziejów polityki, gospodarki i kultury XII-XVII wieku. Ofiarowane Marianowi Biskupowi w siedemdziesiątą rocznicę urodzin, pod red. Z. H. Nowaka, Towarzystwo Naukowe w Toruniu, Toruń 1992, s. 269-284;
Rozmus D., Zobowiązania prawne księcia Mieszka I wobec swoich drużynników w świetle kroniki Ibrahima ibn Jakuba, „Roczniki Administracji i Prawa”, nr 15 (2), 2015, s. 105-116;
Ruszkowski J., Adam Mickiewicz i ostatnia krucjata?, „Pamiętnik Literacki: czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej”, nr 84/3/4, 1993, s. 41-62;
Sroka S.A., Rola Ścibora ze Ściborzyc w stosunkach polsko-węgierskich w latach 1409-1412, ,,Nowe Studia Grunwaldzkie”, nr 4, 2016, s. 69-76; Szczur S., W sprawie sukcesji andegaweńskiej w Polsce, „Roczniki Historyczne”, R. LXXV, 2009, s. 61-104
Szwada A., Okoliczności wizyty króla Kazimierza Wielkiego w Malborku w 1365 roku, „Roczniki Historyczne”, R. LXXVII, 2011, s. 83-101;
Szweda A., Zakon krzyżacki wobec Polski i Litwy w latach 1411-1414, „Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Jagiellońskiego”, nr 141, 2014, s. 531-533;
Teterczyk-Puzio A., Książęta mazowieccy wobec państwa litewskiego w XIII wieku – walka czy współpraca?, T. LXXV, 2010, s. 7-29;
Teterczyk-Puzio A., Polityka Konrada Mazowieckiego wobec możnowładztwa, „Słupskie Studia Historyczne”, nr 15, 2009, s. 45-60; Wasilewski T., Zapomniane przekazy rocznikarskie o Bolesławie Mieszkowicu. O nie-Gallowe pojmowanie wczesnych dziejów Polski, „Przegląd Historyczny”, nr 80/2, 1989, s. 225-237;
Wróbel D., Kwestia krzyżacka a wschodnia polityka Kazimierza Wielkiego po roku 1343, „Średniowiecze Polskie i Powszechne”, nr 4, 2007, s. 136-187;
Wyrwa A.M., A.D. 966. Chrzest księcia Mieszka. Dylematy naukowe i znaczenie tego aktu dla przemian kulturowych na ziemiach polskich. Zagadnienia wybrane, „Studia Lednickie”, nr 15, 2016, s. 19-72.