Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Kryptowaluty? Wciąż o nich głośno. Ale czym są? Jak działają?
Czy to pieniądz przyszłości? Narzędzie spekulantów? Obietnica szybkiego i łatwego zysku? Napompowana bańka? Kamień milowy rozwoju cywilizacji?
Już za chwilę samodzielnie odpowiecie na powyższe pytania, bo wreszcie zrozumiecie, czym w rzeczywistości są kryptowaluty i stale wspominany w ich kontekście blockchain.
W fascynującą podróż po tym świecie zabierze was Michał Zajda, jeden z twórców blockchaina nowej generacji. Posługując się przemawiającymi do wyobraźni przykładami z życia codziennego, zerwie z kryptowalut zasłonę wiedzy tajemnej, mitów i niedopowiedzeń.
„Kryptowaluty dla zabieganych” to pierwsza taka książka w Polsce. I wbrew pozorom nie traktuje ona (wyłącznie) o pieniądzach.
Przekonajcie się, jak kryptowalutowy blockchain może wpłynąć na nasze życie. Ekologia, rozwój społeczeństwa obywatelskiego, płynna demokracja, inteligentne miasta, księgi wieczyste, łańcuchy dostaw, inicjatywy samorządowe, sprawy notarialne, nowy wymiar rozrywki, opieka medyczna, nowe technologie, prywatność i wiele więcej. A wszystko w 19 krótkich i przystępnie napisanych rozdziałach.
„Kryptowaluty dla zabieganych” to książka o przyszłości, która już tu jest. Nie spóźnijcie się!
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 256
Tekst © Michał Zajda, 2022Wszelkie prawa zastrzeżone
Redaktor prowadzącyTomasz Brzozowski
Redakcja i korektaMarek Stankiewicz, Agnieszka Al-Jawahiri, Anna Hadała-Żołnik
Projekt wnętrza i okładki, składTomasz Brzozowski
Grafika na okładcekula ziemska: radoma / depositphotos.comścieżki drukowane: Zybr78 / depositphotos.com
Konwersja do wersji elektronicznej Aleksandra Pieńkosz
Copyright © for this editionInsignis Media, Kraków 2022Wszelkie prawa zastrzeżone
ISBN pełnej wersji 978-83-67323-62-8
Insignis Media ul. Lubicz 17D/21–22, 31-503 Kraków tel. +48 (12) 636 01 [email protected], www.insignis.pl
facebook.com/Wydawnictwo.Insignis
twitter.com/insignis_media (@insignis_media)
instagram.com/insignis_media (@insignis_media)
tiktok.com/insignis_media (@insignis_media)
Książkę tę dedykuję moim dzieciom.Mam nadzieję, że gdy dorośniecie, spełnią się wszystkie optymistyczne scenariusze, o których w niej piszę
O czym jest ta książka?
(Nie tak) dawno temu… czyli baśń o przyszłości
W 2009 roku pojawił się artykuł naukowy opisujący system pieniądza elektronicznego. Była to praca bardzo zgrabna, klarowna, napisana w stylu oksfordzkim; jej autor przyjął pseudonim Satoshi Nakamoto, ale do dziś nie wiadomo, kto się pod nim kryje. Artykuł opublikowany przez Nakamoto to osnowa systemu Bitcoin – najsłynniejszej kryptowaluty, o której słyszał chyba każdy.
Bitcoin – taki, jakim go dziś znamy i jakiego używamy – nie jest jednak dziełem wyłącznie Nakamoto. Pierwsze lata realizowania koncepcji anonimowego geniusza to praca nielicznego zespołu zapaleńców, którzy prowadzili wymianę myśli na dedykowanym Bitconowi forum. Pisali kod, dyskutowali, poprawiali. Przyświecał im wspólny cel. Mieli przeświadczenie, że „system” – czyli usankcjonowane funkcjonowanie społeczeństwa – nie jest w pełni sprawiedliwy. Nie wierzyli w bezpieczeństwo swoich oszczędności w bankach. Nie ufali instytucjom. Wiele ich dyskusji inspirował Manifest Cypherpunków – sformułowany o wiele wcześniej niż praca Nakamoto i dotyczący samostanowienia i wolności.
Chyba już widzisz, dokąd to zmierza. Grupa hakerów chce stworzyć kod, który zapewni nienaruszalną prywatność, bezpieczeństwo i brak nadrzędnej instytucjonalnej kontroli w jednej z ważniejszych dziedzin życia: finansach. „Tak, tak… Słyszałem to chyba z tysiąc razy” – myślisz sobie pewnie. „Nuda”. Otóż nie do końca…
Rysa na diamencie
Coś się wydarzyło. Doszło do zdumiewającego splotu okoliczności. Okazało się bowiem, że pomysły Satoshiego Nakamoto pojawiły się… o kilka lat za wcześnie! Kilka lat przed stworzeniem wydajnych komputerowych narzędzi, które byłyby w stanie zapewnić pełną anonimowość i prywatność. Hakerzy, o których wspomniałem, nie byli prorokami. Nie wiedzieli dokładnie, co przyniesie nam komputerowa przyszłość. I nie czekając na jej nadejście, stworzyli system, który nazywany jest pseudoanonimowym. Ta niedoskonałość – owa rysa na diamencie – i przemożna chęć używania nawet nieperfekcyjnego systemu, byle od zaraz, zmieniły nasz świat. To istny efekt motyla, który – jak widać dziś, po kilkunastu latach od pracy Nakamoto – wywołał prawdziwą lawinę. Lawinę pomysłów, nowych możliwości i zmian. Chciałbym cię zabrać w podróż po tym nowym świecie. To jeszcze nie jest nasz świat, lecz może sam przyspieszysz jego nadejście, kiedy przekonasz się, jaki tkwi w nim potencjał. Ale po kolei.
Kryptowaluty dla zabieganych
Zakładam, że sięgnąłeś po tę książkę, bo chcesz wreszcie zrozumieć, czym są kryptowaluty, ale nie planujesz poświęcać na to zbyt wiele czasu. Chcesz szybko poczuć się pewnie w świecie, który coraz bardziej przenika do twojej codzienności. Bo o kryptowalutach wszędzie jest głośno, a ty nie do końca wiesz, co odróżnia je od zwykłych pieniędzy. Słyszysz, że ktoś się na nich dorobił, a ktoś inny stracił. Że ten lub tamten sklep akceptuje płatność w kryptowalutach. Że doszło do jakichś kryptowalutowych skandalów lub plajt. Że nie warto się zajmować kryptowalutami. Albo wręcz przeciwnie, że kto nie wejdzie w świat kryptowalut już dziś, przegra życie. Jak odróżnić mity od faktów? Gdzie leży prawda? No i czym, do licha, tak naprawdę jest ten cały blockchain, który pojawia się prawie za każdym razem, kiedy mowa o bitcoinie i transakcjach elektronicznych? Na czym polega kopanie kryptowalut i o co chodzi z tymi obrazkami NFT?
Nie jestem zawodowym pisarzem. To po pierwsze. Po drugie: na co dzień obracam się w bardzo technicznym świecie kryptowalut, blockchainów i innych tego typu kwestii, rozmawiając z ludźmi, dla których wszystkie te technikalia to chleb powszedni. I postaram się te dwie moje cechy przekuć w zaletę: zrobię wszystko, by moja książka – podobnie jak artykuł Satoshiego Nakamoto – była zgrabna, klarowna i… możliwie krótka. No i dołożę wszelkich starań, by cię nie zanudzić, mimo że czasem będę opowiadał zwykłe historie, wzięte z codziennego życia. Postaraj się zwrócić uwagę na pewne niuanse, nowe nuty, które nie składają się w dobrze ci znaną melodię. Co usłyszysz? Dokąd cię zaprowadzą?
Dwa cele
Przyświecają mi dwa cele. Pierwszy to odejść od utartego myślenia o systemach kryptowalutowych i blockchainach jako systemach finansowych. To zjawiska o wiele większym znaczeniu! Chciałbym, żebyś dosłownie poczuł zew rewolucji wywołanej – między innymi – szczęśliwym zbiegiem okoliczności. Pisząc o kryptowalutach, nie sposób nie wspominać o pieniądzach, ale mam mocne postanowienie, by tę książkę tylko zacząć i zakończyć rozdziałami im poświęconymi.
Pieniądze są bardzo ważne. Ale nie wpłyną na nas, ludzi żyjących we w miarę bezpiecznym, w miarę nowoczesnym kraju zachodniej cywilizacji, tak bardzo, jak zupełnie nowe technologie, które powstały i powstaną dzięki kryptowalutom.
Drugi cel to przekazać ci wiedzę, która pozwoli ci krytycznie weryfikować dochodzące zewsząd informacje o kryptowalutach. „Bitcoin to nowy mesjasz!”, „Bitcoin to jawne oszustwo!”, „Kryptowaluty to narzędzie narkodilerów!”, „Bez bitcoina staniesz się niewolnikiem!”. Jako osoba specjalizująca się w tych technologiach powiem tak: tego typu wypowiedzi – padające zresztą z ust zarówno orędowników, jak i przeciwników kryptowalut – wydają mi się co najmniej przesadzone. Myślę o nich bardziej jako o sloganach wprowadzanych do informacyjnego obiegu przez gadające głowy, które brak swoich kompetencji ukrywają za kontrowersyjnymi, głośnymi hasłami. Żyjemy w świecie pełnym informacyjnego szumu i bez rzetelnej wiedzy łatwo się w tym wszystkim pogubić. Będę cały czas o tym pamiętał i postaram się wrócić do powyższych sloganów w kontekście, który pozwoli ci ocenić, czy tkwi w nich prawda, czy fałsz.
Odkryjmy przyszłość
Za chwilę razem przekroczymy portal prowadzący do fascynującego świata najnowocześniejszych technologii jutra. Tak! To głównie o nich będzie ta książka – pieniądze, finanse i ekonomia zejdą na dalszy plan. Owszem, dzięki lekturze Kryptowalut dla zabieganych pieniądz elektroniczny, który narodził się w głowie Satoshiego Nakamoto, odkryje przed tobą większość swoich tajemnic. Po przeczytaniu mojej książki dowiesz się jednak – mam nadzieję – o wiele więcej: jak technologie, które powstały niejako przy okazji tworzenia waluty przyszłości, mogą wpłynąć na przyszłość w ogóle, a nie tylko na przyszłość pieniądza. A zatem – idziemy!
Jak szybko zrozumieć kryptowaluty
Od walut do kryptowalut
Dlaczego tak trudno nam zrozumieć kryptowaluty? Bo myślimy o nich jak o jakichś magicznych nadpieniądzach, których potrafią używać wyłącznie ci, co posiedli tajemną, niedostępną dla przeciętnego śmiertelnika wiedzę. Odczarujmy ten świat. Zastanówmy się, czym jest zwykły pieniądz – na przykład polski złoty. W wyniku umowy społecznej, usankcjonowanej przez rząd, bank narodowy i inne banki, jest to środek wymiany handlowej. Pieniądzem mierzymy wartość towarów i usług, co pozwala na swobodny ich obrót: sprzedaż i nabywanie. Zwróć uwagę, że pojawiają się tu pojęcia umowy społecznej (jako społeczeństwo godzimy się na to, by przypisać monetom, banknotom i liczbom na naszych kontach bankowych określoną wartość nabywczą) oraz rządu i banków – gwarantów tejże umowy. Pieniądz to zjawisko, które intuicyjnie rozumieją nawet małe dzieci, choć one zapewne nie czują potrzeby, by ktoś – czyli w wypadku tradycyjnej waluty: rząd i banki – cokolwiek gwarantował.
A co by się stało, gdyby zmienić gwarantów umowy społecznej dotyczącej wartości pieniądza z rządu i banków – czyli instytucji „centralnych” – na jakichś innych? A może – skoro wartość pieniądza jest konsekwencją umowy społecznej – niech jej gwarantem będzie samo społeczeństwo, bez żadnych pośredników i instytucji. Te pomysły realizują właśnie pierwsze kryptowaluty. To pieniądz bez rządu i banków: ich miejsce zajął… blockchain.
Owad zatopiony w bursztynie
Czym jest ów tajemniczy blockchain? I dlaczego może zastąpić bank, czyli pełnić funkcję gwaranta naszej umowy społecznej co do wartości kryptowalut i ważności zawieranych nimi transakcji?
Blockchain to dosłownie łańcuch bloków. Stanowi sposób organizacji pierwszych kryptowalut, na przykład słynnego bitcoina. Zanim jednak zaczniesz myśleć o blockchainie jako o blokach połączonych w łańcuch, wyobraź go sobie inaczej.
Nick Szabo, wpływowa postać w świecie kryptowalut i specjalista w dziedzinie kryptografii komputerowej (kryptografia to nauka zajmująca się zabezpieczaniem informacji przed niepowołanym dostępem – teraz już wiesz, skąd cząstka „krypto” w słowie „kryptowaluty”), porównał łańcuch bloków do skamieniałego owada zatopionego w wielkim bursztynie (coś takiego nazywa się fachowo inkluzją). Taki owad sprzed milionów lat reprezentuje transakcje, a narastający (przy założeniu, że obok jest źródło żywicy) wokół niego bursztyn – warstwę zabezpieczającą. Im więcej lat upłynie, tym większy stanie się bursztyn, a owad – jeszcze lepiej zabezpieczony. Nie dostaniesz się do niego inaczej, jak tylko przez poważne uszkodzenie bursztynu, a wszelkie próby naruszenia skamieniałej żywicy będą wyraźnie widoczne.
Podobnie jest z blokami dołączanymi na końcu łańcucha. Blok niczym pojemnik przechowuje naszą transakcję, a kolejne przyłączane do łańcucha bloki (z kolejnymi zapisanymi w nich transakcjami) – w analogii do kolejnych warstw żywicy pokrywającej owada zatopionego w bursztynie – skutecznie uniemożliwiają zmianę historii i treści transakcji. Teraz już chyba widzisz, dlaczego blockchain jest wymarzonym narzędziem, które samo z siebie – przez taki, a nie inny zapis kryptowalutowych transakcji – zapewnia ich bezpieczeństwo na lata. Blockchain robi to, co w wypadku zwykłych pieniędzy należy do obowiązków banku.
Niejednemu rozwiązaniu blockchain na imię
Blockchain dziś to ogólne określenie systemu organizacji kryptowalut, mimo że rozmaite rozwiązania mogą zupełnie odbiegać od klasycznego wyobrażenia łańcucha bloków. Czasem blockchain to tak zwane przeplatanki, odwrócone bloki czy sieci pojedynczych operacji. Niewykluczone, że sam twórca Bitcoina* inspirował się strukturą baz danych, która niekiedy ma postać uszeregowanych bloków.
Dlaczego dziś odchodzimy od tej „klasycznej” wersji? Cofnijmy się o jakieś czterdzieści lat. Być może już tego nie pamiętasz, ale to był czas kaset wideo. Tak oglądało się filmy – magnetowid VHS, telewizor wielkości komody i kopia piątej kopii Rambo. Obiekt pożądania każdego fana kina! A dziś? Dziś mamy Netflix i inne serwisy streamingowe. Podobnie zmienił się blockchain, z tą różnicą, że tempo ulepszeń w tej dziedzinie jest znacznie większe niż w wypadku dystrybucji i konsumpcji treści wideo.
W czym współczesne blockchainy są lepsze od tego „klasycznego”? Wróćmy do przykładu zestawiającego współczesne serwisy streamingowe z kasetą VHS. W przeciwieństwie do kasety, na której mieści się określona, skończona i wiadoma zawartość, streaming polega na dostarczaniu na nasze urządzenia małych cząstek filmu, które w miarę oglądania tworzą jego całość. Tak jest łatwiej, taniej i szybciej; mamy też nieporównywalnie większy wybór i dostępność od ręki. Esencja postępu. Mniej więcej tak samo wypada porównanie pierwszych systemów blockchainowych z tymi stosowanymi obecnie.
Blockchain to zupełnie nowa gałąź przemysłu. I w dużej mierze tego określenia można używać wymiennie ze słowem „kryptowaluta”. Jest nawet lepsze – podkreśla bowiem technologiczne, a nie finansowe pochodzenie tej nowej, fascynującej idei, która może zmienić nasz świat.
Kryptowaluty, blockchain – jeden czort?
Czy blockchain to w stu procentach to samo, co kryptowaluta? Nie. Jest tu pewien niuans, który chciałbym omówić. Satoshi Nakamoto w swojej pracy nigdzie nie użył słowa „kryptowaluta”. Aby opisać system tworzący pieniądz elektroniczny, stosował słowo „moneta” (coin). Tym sposobem z popkultury blockchainowej wyłoniła się idea kryptowaluty.
Monety w blockchainie to część jego mechanizmu. Jego krwiobieg. Transportują, koordynują, wynagradzają. Jeśli ten „życiodajny” nośnik blockchaina – moneta – stanie się produktem i przedmiotem handlu, to mówienie o nim „kryptowaluta” jest już bliższe prawdy. Gdy jednak pozostanie tylko wewnętrznym nośnikiem, a produktem jest cała platforma, prawdę bardziej odda myślenie o takim systemie jako o blockchainie.
Tego typu niuanse sprawiają, że czasem trudno – nawet informatykom – pojąć ideę kryptowalut. Mam jednak nadzieję, że na razie większość tego, co przeczytałeś, nie nastręczyła ci większych problemów. Owad w bursztynie. Łańcuch bloków. Monety. Pamiętaj o tych analogiach i idziemy dalej!
Dlaczego zwykli informatycy czasem nie rozumieją kryptowalut?
Informatycy nie rozumieją kryptowalut? Czy to nie oni stworzyli blockchain?
Wspomniałem o tym już we wstępie. Początkowo – w roku 2009 i kolejnych latach – kryptowalutami zajmowali się ludzie, którzy nie należeli do orędowników mainstreamowych rozwiązań finansowych. Ich działalność przypadła na okres gwałtownego rozwoju „tradycyjnych” technologii informatycznych: każdego dnia pojawiał się wówczas nowy komunikator, nowa gra na Facebooku czy nowy filtr do zdjęć i filmów w serwisach społecznościowych. Tak wyglądał informatyczny mainstream. A Bitcoin tworzyli hobbyści – ludzie bardzo inteligentni, ale często niepodążający z głównym nurtem rozwoju technologii, stymulowanym przez wielkie koncerny i ich produkty. Naukowcy, kryptolodzy. Z lekką przesadą można by określić ich mianem wyrzutków lub… cyberpunków! Rozwiązywali podobne problemy, co reszta „zwykłych” informatyków, ale w odosobnieniu, niezależnie. No i przede wszystkim mieli bardzo ważną misję, której cel w dużej mierze wykluczał czerpanie z publikowanych, dostępnych powszechnie rozwiązań.
Co było tym celem? Decentralizacja. To dość intuicyjne pojęcie. Przeciwieństwo centralizacji.
Większość poważnych instytucji jest bardzo scentralizowana. Można to potraktować jako pewien anachronizm, bo z historycznego punktu widzenia centralizacja była metodą zapewnienia bezpieczeństwa. Centralna jednostka, władza bądź instytucja jest z definicji dość zamknięta i trudno dostępna. Pozostaje pod ścisłą kontrolą prawną. Jeśli kiedyś chciałeś otworzyć bank, musiałeś dysponować budynkiem z grubymi murami, kratami i innymi fizycznymi zabezpieczeniami. Bank ma wiele przywilejów i z reguły jest bardzo dochodowy. Jego prowadzenie obliguje jednak do pilnowania porządku i przestrzegania zasad. System bankowy ma też wady. Jest korupcjogenny. I bardzo złożony, gdyż wymaga coraz bardziej złożonego prawa, zabezpieczającego go przed możliwymi nadużyciami, w tym nielegalnym przepływem informacji.
Zwolennicy decentralizacji są orędownikami zupełnie przeciwnej koncepcji. Zaprojektowali system, który zapewnia bezpieczeństwo, obchodząc się bez centralnej władzy i jej regulacji. Dostępny dla wszystkich algorytm stoi na straży porządku, a kto nie stosuje algorytmu, nie może być częścią systemu. Jest to rozwiązanie o wiele prostsze od centralnych, w dodatku otwarte dla każdego.
No dobrze, ale jak taki otwarty system w ogóle może działać, skoro każdy może w nim… robić, co tylko chce? Otóż kryptowaluty w swoim DNA mają – oprócz decentralizacji – jeszcze jedną bardzo ważną cechę. Jest nią zasada braku zaufania. Ponieważ w całym systemie nie istnieje żadna centralna władza ani jakakolwiek inna jednostka, której możemy ufać, jedno z naczelnych założeń musi być właśnie takie. Te dwie cechy systemu – decentralizacja i brak zaufania – wywracają wszystko do góry nogami. To właśnie dzięki temu systemy blockchainowe, a nie skostniałe tradycyjne rozwiązania, promują innowacje.
I tu dochodzimy do zagadki braku zrozumienia kryptowalut przez informatyków tradycjonalistów. Większość z nich tworzy swoje systemy w sposób scentralizowany, nawet gdy działają one na tysiącach rozproszonych komputerów. Użytkownicy tych systemów, na przykład czatów, pokładają zaufanie w korporacjach, wierząc, że ich dane, zdjęcia czy filmy nie będą nadużywane, a treść prywatnych rozmów jest znana tylko ich uczestnikom.
Kryptowaluty w swój mentalny wzorzec mają wdrukowane coś skrajnie przeciwnego. Nie pozwalają obserwować się czujnemu oku policjanta, chcą jednak zapewnić użytkownikom bezpieczeństwo i wolność. Jak to pogodzić? Wierz mi – da się!
I jeszcze taka analogia: wyobraź sobie średniowieczne miasteczko z rynkiem i odchodzącymi od niego uliczkami. To model centralny – w nim wszystko, co ważne, dzieje się na rynku: to tam prowadzą wszystkie drogi w mieście. Tymczasem model zdecentralizowany bardziej przypomina Wenecję – miasto z wieloma niezależnymi wyspami, czyli niezależnymi ośrodkami handlu (a więc historyczne przykłady sprawdzają się w nowoczesności!). Teraz trzeba sobie zadać pytania: jak zapewnić bezpieczeństwo w miasteczku z rynkiem, a jak w „rozproszonej” Wenecji? Gdzie jest łatwiej zadbać o to bezpieczeństwo? Które z miast jest bardziej odporne na atak? W którym z nich katastrofa naturalna w mniejszym stopniu zaszkodzi jego funkcjonowaniu? Dalsza lektura tej książki przyniesie odpowiedzi na te pytania, choć podejrzewam, że już je znasz!
Kryptowaluty? Ja wolę BLIK-a!
Dlaczego przeciętny zjadacz chleba w naszej części świata zwykle dość obojętnie przechodzi obok wynalazku kryptowalut? Sam pewnie zastanawiasz się, i to nawet już po tym wszystkim, co do tej pory przeczytałeś: „Po co mi te śmieszne internetowe pieniądze? Szczególnie że mogę puścić dowolny przelew w kilka sekund, a ekspresowej płatności dokonam BLIK-iem. A jeśli nie znam konta odbiorcy, to należną kwotę szybko prześlę na jego numer telefonu… Szybko i bezpiecznie. Oprócz tego jest całe mnóstwo innych sposobów płatności: PayPal, Apple Pay, Google Pay – nic, tylko przelewać, mimo banków, centralizacji i tego wszystkiego, w czym niby mają być lepsze kryptowaluty”.
William Gibson, jeden z moich ulubionych pisarzy science fiction (i twórca cyberpunka), stwierdził kiedyś: „Przyszłość jest już dziś, tylko nierówno rozłożona”. I może trudno ci będzie w to uwierzyć, ale Polska w tym konkretnym przypadku jest jednym z miejsc, gdzie przyszłość jest dziś. Dzięki temu, że nasz system bankowy zaczął powstawać na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych poprzedniego wieku, mamy niemalże najnowszą infrastrukturę na świecie… I to ona pozwala się nam cieszyć tak wygodnymi, zróżnicowanymi, bezpiecznymi i szybkimi transferami pieniężnymi.
Nie tak daleko od nas, w Wielkiej Brytanii, jeszcze kilka lat temu przelew dochodził do odbiorcy przez niemal tydzień! Podobnie było w Stanach Zjednoczonych. Niby dwa ośrodki innowacji, a tymczasem ich obywatele musieli po imprezie rozliczać się przez tydzień! To nie wszystko: w Stanach do tej pory w większości banków trzeba wypełnić papierowy formularz, by dokonać przelewu międzynarodowego. Ta kuriozalna sytuacja spowodowała rozwój aplikacji finansowych, takich jak PayPal czy Revolut. Stoją za nimi prywatne firmy, często start-upy, które są scentralizowane i czerpią w pełni z zalet tego systemu, ale już niekoniecznie w stu procentach potrafią strzec naszych finansów. Jest to tak duża część usług, że ma własną nazwę: FinTech (Financial Technologies), choć my blockchainiarze wolimy nazywać je TradFi (Traditional Finance). Słabość gwarancji finansowych sektora FinTech z pewnością przyczyniła się do rozwoju blockchaina.
Pójdźmy jednak dalej. Wbrew temu, jakie odnosisz wrażenie, tylko niewielka część ludzi na świecie ma dostęp do banków, a już z pewnością niewielu może korzystać z aplikacji na smartfonach. A mimo to społeczności składające się z takich osób całkiem nieźle sobie radzą! Budują swoje ekonomie amatorskimi środkami. Przykładem niech będzie ekonomia impulsów telefonicznych oparta na tanich telefonach na kartę prepaid – z tego rozwiązania korzystali ludzie bez dostępu do zaawansowanych technologii, w Afryce i Azji.
W naszym codziennym życiu na razie nie odczuwamy zalet zdecentralizowanej kryptowaluty. Nasz system finansowy jest stabilny na tyle, że nie musimy zgłębiać tajników polityki monetarnej. Nie myśl jednak, że tak będzie zawsze. Mieszkańcy Turcji po kryzysie 2021 roku czy właściciele firm na Cyprze, których zawartość kont bankowych została okrojona do okrągłych stu tysięcy euro, coś o tym wiedzą…
Dżungla pomysłów
Rozumiem twoją obojętność na kryptowaluty. I to być może z niej wynikała u ciebie nieznajomość tematu. Po co masz rozumieć coś, z czego i tak nie zamierzasz skorzystać? Zwykłe pieniądze są w porządku. Wystarczają. Przelewy szybko dochodzą. Środki na kontach raczej są bezpieczne. Kryptowaluty? Po co to komu?
Dlatego mam wielki plan. Najpierw – ale tylko dla porządku – przedstawię ci zalety używania kryptowalut jako zdecentralizowanego środka płatności. Może przyznasz mi trochę racji. Postaram się, by dalsze części książki dotyczyły tematyki finansów w jak najmniejszym stopniu – bo ileż można?!
Chciałbym za to zabrać cię na wyprawę przez istną dżunglę pomysłów, które wyrosły w blockchainowym świecie. To tak, jakbyśmy zaczęli rozmawiać o różnych środkach transportu. Samochodach, motocyklach, statkach i samolotach. Przemierzają w różny sposób różne środowiska – lądy, oceany, przestworza. Maszyny te łączy silnik, któremu zawdzięczają napęd. Blockchain dla systemów zdecentralizowanych jest takim właśnie silnikiem. Rozumiem, że jazda samochodem już ci się znudziła… To może masz chęć na spływ łodzią po Amazonce?
* Tu małe wyjaśnienie formalne. Nazwa „Bitcoin” (a także „Ethereum” itp.) jako nazwa protokołu, systemu lub blockchaina zapisywana jest od wielkiej litery, natomiast jako nazwa waluty – zupełnie jak „złoty” – od małej; granica znaczeniowa bywa jednak płynna (przyp. red.).
Jeszcze trochę o pieniądzu
– O co chodzi z tymi całymi kryptowalutami?
– To elektroniczne pieniądze. Wymyślił je w 2009 roku gość o pseudonimie Satoshi Nakamoto i jego pomysł się przyjął.
– No dobra, ale co w nich odkrywczego w porównaniu ze zwykłymi pieniędzmi na koncie w banku?
– Na przykład to, że nie ma tam banków.
– Więc kto pilnuje interesu?
– To właśnie ta najbardziej odkrywcza część. Wyobraź sobie, że masz elektroniczne monety zapisane na komputerze albo jeszcze lepiej gdzieś w chmurze. Gdyby można je było kopiować jak pliki, byłyby bezwartościowe. Satoshi Nakamoto wymyślił cały system, który zapewnia wartość i bezpieczeństwo elektronicznych monet i zawieranych nimi transakcji. Ten system nazywa się „blockchain”. Nakamoto wykorzystał go do stworzenia pierwszej kryptowaluty: bitcoina.
– A tak, bitcoin. Gdzieś słyszałem, że jeden bitcoin to setki tysięcy złotych. Kogo na to stać?
– W przeciwieństwie do euro czy złotego, które dzielą się na części setne, czyli centy i grosze, bitcoin dzieli się aż do osiemnastego miejsca po przecinku! Jeden bitcoin ma o wiele więcej cząstek niż kilogram mąki. Nie zawsze jednak był taki drogi. Wiesz, że jest coś takiego jak Bitcoin Pizza Day? To upamiętnienie 22 maja 2010 roku, kiedy to jeden z pierwszych użytkowników bitcoina kupił dwie pizze za dziesięć tysięcy bitcoinów. Dziś to około czterdziestu milionów dolarów. Nie dość, że od tamtych czasów wzrósł kurs bitcoina, znacznie wzrosły też opłaty za dokonywane nim przelewy.
– Płatne przelewy?! Bez sensu! Czy ktoś naprawdę używa kryptowalut?!
– Bitcoin stał się drogi, ale jest też stabilny. Używamy go do innych celów niż płacenie za kawę. To pierwsza, ale tylko jedna z wielu kryptowalut. Wymyślony przez Satoshiego Nakamoto blockchain – mechanizm Bitcoina – od początku wykorzystywany jest przez programistów do tworzenia nowych kryptowalut. Jedne z nich są szybkie, inne – tanie. Każda z nich ma swoje optymalne zastosowanie, a zastosowań kryptowalut jest bardzo wiele.
– To może poczekać jeszcze kilka lat, aż ktoś stworzy idealną kryptowalutę do wszystkiego?
– Idealna powszechna kryptowaluta może nigdy nie powstać… Warto zatem już teraz wsiąść do tego rozpędzającego się pociągu. Zresztą chyba wiem, jak cię do tego zachęcić, a jednocześnie nie przytłoczyć wszystkimi możliwościami. Opowiem ci o dwóch najważniejszych i niezależnych od siebie projektach: Bitcoinie i Ethereum. Mimo że były jednymi z pierwszych, bardzo możliwe, że wyznaczają początek i koniec tego, co da się zrobić z kryptowalutami. Bitcoin to taki prosty komputer, który potrafi dodawać i odejmować. Działa podobnie jak bank, który dodaje i odejmuje pieniądze na naszych kontach. Ethereum zaś to uniwersalny komputer, potrafi prawie wszystko to, co zwykły laptop. Wiele projektów realizowanych przez ethereum nie jest nawet związana z pieniędzmi. Na ethereum można by nawet zagrać w grę wideo… choć byłoby to dość kosztowne i powolne. To właśnie ethereum jest narzędziem, za pomocą którego najłatwiej wypróbować nowy pomysł na kryptowalutę. Sam więc widzisz, że dziesiątki tysięcy kryptowalut mieści się gdzieś pomiędzy bitcoinem a ethereum. Ich projektów jest tak dużo, bo każdy twórca chce wprowadzić swoje mniej lub bardziej sztywne zasady działania. Każdą z nich napędza jednak podobny co do podstawowej koncepcji działania silnik: blockchain. To on gwarantuje wartość i bezpieczeństwo elektronicznego pieniądza.
– A jakie są twoje ulubione kryptowaluty?
– O, mam ich bardzo dużo. Z zainteresowaniem obserwuję te, które służą do ochrony danych medycznych. Gram w kilka kryptowalutowych gier, bo w blockchainie punkty zdobyte w grze stają się prawdziwą walutą. Zastanawiam się, czy nie zainwestować w jakiegoś motoryzacyjnego klasyka… Jest wiele projektów, które ułatwiają i zabezpieczają takie szczególne transakcje. Wiesz, że interesuję się polityką. Tu też sprawdziłby się blockchain – mógłby przyspieszyć i uprościć głosowanie, eliminując jednocześnie wszelkie nadużycia. Skończyłby się wreszcie ten cały bałagan przy organizowaniu i przeprowadzaniu wyborów. Sam widzisz: kryptowaluty, a raczej mechanizmy i technologie, jakie za nimi stoją, dają wprost nieskończone możliwości. Ciekawe, jak to się wszystko rozwinie…
– Nadal nie jestem przekonany, ale teraz naprawdę mnie zaskoczyłeś! Muszę się dowiedzieć trochę więcej o tym blockchainie, który najwyraźniej wszystkim rządzi…
Pieniądze to technologia
Kolejne generacje waluty, która jest namacalnym wcieleniem pieniędzy, stają się coraz bardziej abstrakcyjne. Samo pojęcie pieniądza można rozumieć jako umowę społeczną. Waluta i jej transfer to wyraz tej umowy. Tysiące lat temu walutą mogła być koza. Lub jabłka. Nie tak szybko odeszliśmy od waluty bazującej na towarach, ale nawet w jej ramach dokonywał się postęp. Pszenica stanowiła bardziej pożądaną walutę niż ziemniaki czy koza. Nie psuła się, nie można było jej ukryć przed poborcą podatkowym i bardzo łatwo się dzieliła na potrzebne nam w danej sytuacji porcje. Opisuje to James C. Scott w swojej doskonałej książce Jak udomowiono człowieka. Podobnie sól. Nie dość, że miała swoją wartość jako produkt, była też łatwa w podziale i w transporcie oraz powszechnie uznawano ją za dobro.
Historycznie pieniądze reprezentowało coś trudnego do wytworzenia lub coś, co było dostępne w ograniczonym stopniu. Taki przedmiot stanowił nośnik wartości, a w dodatku można było go przemieścić, przetransferować. Pieniądz okazał się kluczem do odblokowania ewolucji małych plemion w wielkie społeczności składające się z wyspecjalizowanych podgrup. Takie podgrupy nie były samowystarczalne. Ktoś produkował buty, a ktoś inny mleko. Handel wymienny (wymiana dóbr), co oczywiste, był możliwy tylko w bardzo ograniczonym zakresie i, jak łatwo sobie wyobrazić, nastręczał mnóstwo kłopotów. Pieniądz rozwiązał ekonomiczny problem przypadkowości potrzeb. W złożonym społeczeństwie handel wymienny był hamulcem rozwoju. Przypadkowi ludzie mają konkretne potrzeby. Szewc nie zawsze potrzebuje mleka, a mleczarz nowych butów. Zanim odnajdą wspólną walutę – medium pośredniczące – stracą dużo czasu i energii. Pieniądz reprezentowany przez poręczny, unikatowy, odporny na zniszczenie przedmiot pozwolił mleczarzowi i szewcowi dokonywać transferu wartości w czasie i w przestrzeni. Ów wartościowy przedmiot stał się uniwersalną wyceną ich pracy – wymiernym przelicznikiem jej wartości. Pozwolił zamieniać tę pracę na spełnianie własnych potrzeb.
Następnym etapem ewolucji pieniądza były metale szlachetne, które skierowały postęp ku utrzymywaniu wartości i unikatowości. Pieniądz był nie tylko coraz łatwiejszy do przeniesienia w przestrzeni, ale także w czasie. Magazynował wartość w uniwersalnej formie. Nośniki waluty stały się odporne na pogodę i o wiele mniejsze. Ciekawym aspektem metali szlachetnych jest ich samozawieralność. Sztabkę złota możemy zważyć i od razu wiemy, ile jest warta. Sztabka złota zawiera w sobie wartość.
Potem nadeszła era papieru. Pojawiły się banknoty, obligacje i inne papiery wartościowe. Waluta i pieniądz potrzebują gwaranta, który odpowiada za ich wartość. To główna różnica między pieniądzem papierowym a bazującym na metalu szlachetnym. Czy warto zaryzykować i zaufać gwarantowi w zamian za łatwość korzystania z pieniądza? Oczywiście. Pieniądze papierowe stały się jeszcze łatwiej podzielne. Jeszcze lżejsze i prostsze w wymianie. Pieniądz zaczął cyrkulować szybciej niż kiedykolwiek wcześniej. A szybki obrót pieniądza napędza gospodarkę i jest źródłem dobrobytu.
Erę papieru od ery prądu, a następnie komputerów, dzieliło już naprawdę niewiele czasu. Właściwie to tutaj zmiana była najmniejsza. Sprawdzony już system przenieśliśmy w świat bitów i internetu. Kluczowym czynnikiem zawsze był gwarant, strażnik – bank – który doglądał prawidłowego przetwarzania transakcji i pilnował zdeponowanych w nim środków. Pieniądze nie mogą powstawać w niekontrolowany sposób. Chciałoby się rzec: pieniądze nie mogą brać się z powietrza… ale to stwierdzenie nie do końca oddaje rzeczywistość; to temat na oddzielną książkę.
Czy ewolucja pieniądza dobiegła już końca? Nie opanowaliśmy przecież, przynajmniej na razie, kolejnej technologii komunikacyjnej po manipulowaniu elektronami w układach scalonych i fotonami w światłowodach… Ale mimo to, mimo braku wyraźnego technologicznego skoku, ewolucja pieniądza wciąż postępuje.
I to właśnie kryptowaluty są jej owocem.
Ciąg dalszy dostępny w pełnej wersji.
Przelewanie i kopanie
Rozdział dostępny w pełnej wersji.
Jeszcze o bitcoinie
Rozdział dostępny w pełnej wersji.
Giełdy
Rozdział dostępny w pełnej wersji.
Smartcity
Rozdział dostępny w pełnej wersji.
Ekologia
Rozdział dostępny w pełnej wersji.
Dowód Istnienia
Rozdział dostępny w pełnej wersji.
Notariusz
Rozdział dostępny w pełnej wersji.
NFT
Rozdział dostępny w pełnej wersji.
Łańcuch dostaw
Rozdział dostępny w pełnej wersji.
Zdrowie
Rozdział dostępny w pełnej wersji.
Nieruchomości
Rozdział dostępny w pełnej wersji.
Demokracja
Rozdział dostępny w pełnej wersji.
Sztuczna inteligencja
Rozdział dostępny w pełnej wersji.
Kryptorozmaitości
Rozdział dostępny w pełnej wersji.
Waluta rezerwowa
Rozdział dostępny w pełnej wersji.
Inwestycje
Rozdział dostępny w pełnej wersji.
Krótkie kompendium
Rozdział dostępny w pełnej wersji.
Rozdział dostępny w pełnej wersji.
Rozdział dostępny w pełnej wersji.
Michał Zajda – polski informatyk, weteran Doliny Krzemowej.
Urodził się w 1985 roku w Katowicach. Od zawsze interesowała go matematyka i nauki ścisłe. Uczeń „klasy kwadratów” VIII Liceum Ogólnokształcącego w Katowicach i bywalec pracowni matematyki i informatyki katowickiego Pałacu Młodzieży. Absolwent krakowskiej Akademii Górniczo-Hutniczej („wydział samogłosek”, kierunek: informatyka).
Karierę zawodową rozpoczął od opanowania niszowej technologii Erlang wywodzącej się ze szwedzkich laboratoriów firmy Ericsson.
Przełomowa okazała się dla niego kilkuletnia praca w Dolinie Krzemowej. W jednym z tamtejszych start-upów odpowiadał za wydajność i niezawodność systemu, który obsługiwał powiększającą się lawinowo liczbę użytkowników – ta pod jego nadzorem wzrosła od miliona do niemal trzystu milionów. To wówczas zdobył olbrzymie doświadczenie z dziedziny automatyzacji, zarządzania zespołami i tak zwanych technik zwinnych.
W ciągu kilkunastu lat zdążył pracować przy najciekawszych jego zdaniem projektach cyfrowego świata. Zajmował się przede wszystkim problematyką rozległych systemów informatycznych, takich jak komunikatory internetowe, systemy sztucznej inteligencji i autonomicznych botów, a także sieci urządzeń internetu rzeczy. Z sukcesami mierzył się z największym wyzwaniem co do tych systemów: zapewnieniem ich niezawodności i wydolności przy zwiększającej się liczbie użytkowników. Jego szczególną uwagę zawsze zaprzątało ryzyko zagrażające rozwojowi systemów na styku przemysłu i badań. Jego doświadczenie w branży pomogło wielu start-upom z całego świata, które zderzyły się nagłą falą popularności.
Zrządzeniem losu kilka lat temu zainteresował się zupełnie nowym obszarem technik informatycznych – systemami kryptowalutowymi. Został architektem, programistą i menedżerem jednego z pierwszych blockchainów nowej generacji.
Fascynują go idee tkwiące u podstaw filozofii kryptowalut, wyrażone między innymi w pracach pierwszych twórców tej innowacyjnej technologii. Z pasją dzieli się swoją wiedzą i zainteresowani z innymi, czego wyrazem jest między innymi niniejsza książka.
Obecnie stoi na czele kameralnego zespołu informatyków w swojej własnej firmie zajmującej się pracami badawczo-rozwojowymi oraz architekturą skalowalnych systemów informatycznych. Specjalizuje się w algorytmach konsensusu w sieciach publicznych.