Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Wakacje, romans i gorąca Hiszpania. Brzmi idealnie? Do czasu, gdy pojawi się pierwszy trup…
Sonia nie może się doczekać wymarzonych wakacji w Hiszpanii. Podejrzewa, że podczas wyjazdu jej chłopak poprosi ją o rękę. Pierwsze dni podróży przynoszą jednak dziewczynie największy zawód życia. Najpierw Krzysiek oświadcza, że jadą z nimi jego koledzy, później seria wydarzeń uświadamia Soni, że jej związek nie ma przyszłości.
Gdy dziewczynie nie udaje się powstrzymać łez w restauracji, pociesza ją czarujący Pedro. Mężczyzna jest hiszpańskim aktorem, który niedawno skończył zdjęcia do nowego filmu. Niespodziewanie okazuje się dla Soni dużym wsparciem, a także idealnym przewodnikiem po mieście. Podczas wspólnego zwiedzania między parą rodzi się coraz większa fascynacja.
Sielankę przerywają mrożące krew w żyłach wydarzenia. Aktorzy z filmu, w którym Pedro gra rolę mordercy, zaczynają ginąć w podobny sposób, co ich postacie. Mężczyzna staje się głównym podejrzanym. Aby oczyścić go z zarzutów, para rozpoczyna prywatne śledztwo. Ale czy Sonia faktycznie może zaufać Hiszpanowi?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 454
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Nie mam dla Ciebie miłości
Ktoś tu był przed Tobą
Nie ma we mnie miłości
Odchodząc zabrał ją ze sobą
JULIA WIENIAWA & KUBA KARAŚ
Nie mam dla Ciebie miłości
Sonia
– Tyle marzyłem o tej chwili! – krzyczy Bruno. – Nie możesz powiedzieć „nie”, Luiso. Złamiesz mi tym serce. Proszę, kochana…
Sonia zatrzymała się przed regałem z książkami, a jej dłoń zastygła przy egzemplarzu najnowszej książki Remigiusza Mroza. W co drugim zamówieniu pojawiał się tytuł tego autora, więc drogę do półki z jego powieściami pokonała właściwie na autopilocie. Dzięki temu skupiła się w pełni na słowach płynących z audiobooka. Może nie zawsze wszystko rozumiała, bo słuchała po hiszpańsku, teraz jednak wypowiedzi bohaterów były dla niej jasne.
Bruno w końcu oświadczył się Luisie!
Czekała na to pięć długich godzin, a Luisa ciągle się zastanawiała… Gdyby nie to, że Sonia była w pracy, sama najchętniej wykrzyknęłabym za bohaterkę powieści „tak!”.
Gdy Luisa wreszcie pozwoliła Brunonowi na założenie pierścionka, Sonia złapała za książkę i włożyła ją do koszyka. Uśmiechała się, jakby to ona właśnie się zaręczyła, ale jej serdecznego palca nie zdobiła żadna biżuteria. Niechętnie oderwała się od audiobooka i spojrzała na zawartość koszyka, którą zestawiła z listą. Miała wszystko.
Założyła za ucho kosmyk blond włosów, który przykleiły się jej do spoconej twarzy, i ruszyła wzdłuż półki oznaczonej literą „M”. W magazynie było dzisiaj naprawdę gorąco. Nawet wiatraki nie dawały pracownikom wytchnienia.
Sonia starała się znaleźć w tym wszystkim coś pozytywnego. Po pierwsze, to był jej ostatni dzień pracy przed urlopem. Po drugie, musiała przygotować się na jeszcze wyższe temperatury, ponieważ następnego dnia jechali z chłopakiem do Hiszpanii. Mogła powiedzieć, że się wprawiała. Wolała myśleć o tym w ten sposób, niż przejmować się wielkimi plamami potu pod pachami czy obtarciami na udach.
Wróciła do głównej alejki, a gdy wyszła zza kolejnego rzędu wysokich regałów, zobaczyła stanowiska z komputerami. Tuż przy nich stali pracownicy, którzy czytnikami przejeżdżali po kodach kreskowych książek. W ten sposób sprawdzali je ze złożonymi zamówieniami. Wyjęła telefon z kieszeni spodenek, po czym wyłączyła książkę. Wśród zamętu panującego w magazynie Sonia i tak słyszała głośne pikanie urządzeń skanujących.
Wreszcie skierowała kroki w stronę mężczyzny zajmującego stanowisko tuż przy samej ścianie. Lubiła na niego patrzeć. Spodnie dresowe zwisały mu luźno na biodrach, a niebieska koszulka opinała się na mięśniach ramion. Podziwiała go za to, że chciało mu się chodzić na siłownię, choć czasem wyjście nie dochodziło do skutku, bo lądował w barze ze swoimi kumplami.
– Jak mija praca? – zagadnęła, wręczając mu koszyk.
– Dzisiaj wyjątkowo się dłuży – odpowiedział i posłał jej uroczy uśmiech.
Uwielbiała go. Zawsze sprawiał, że i jej kąciki ust mimowolnie się unosiły. Czasami sama obecność mężczyzny wystarczała, żeby Sonia była po prostu najszczęśliwszą kobietą na świecie. Miała swojego Brunona na co dzień, był nim Krzysiek.
Gdyby to ona była główną bohaterką książki, której teraz słuchała, nie wahałaby się ani przez sekundę. Zgodziłaby się. Właściwie od kilku miesięcy tylko o tym myślała – o pierścionku, który może już niedługo pojawi się na jej palcu. I to w Hiszpanii! To brzmiało niczym spełnienie najskrytszych marzeń.
– A co my tu mamy? – Spojrzał po książkach, ale zanim wyciągnął jedną z nich, przeczesał dłonią ciemne włosy.
– Nowego Mroza – zaczęła, a Krzysiek prychnął pod nosem. – Przynajmniej wiem, na jakiej półce go szukać, tyle osób zamawia.
Spojrzał na Sonię, a ona miała wrażenie, jakby mogła utonąć w jego ciemnych oczach.
– Mnie ta okładka będzie się śniła po nocach – podłapał i znowu się uśmiechnął. – A to? Tego chyba wcześniej nie widziałem. Jakaś nowość?
Sonia była wcześniej zbyt zaaferowana słuchaniem książki, przez co zupełnie nie zwróciła uwagi na to, co ściągnęła z półki. Dopiero teraz przyjrzała się lepiej białej okładce, na której widniały duże czerwone litery. Zdjęcie autora znalazło się z tyłu obwoluty. Było czarno-białe, co tylko wydobyło jego siwiejące włosy i śnieżnobiały uśmiech, który zawdzięczał prawdopodobnie pieniądzom za sprzedaż wcześniejszych poradników, wymienionych w biogramie.
– Twoje życie zależy tylko od ciebie. – Krzysiek przeczytał tytuł na głos, a potem się zaśmiał. – A niby od kogo innego?
Odpowiedziała mu chichotem.
– Poradniki chyba muszą mieć tego typu tytuły…
– Nie wiem, po co w ogóle ktoś je kupuje – wciął się. – To tylko strata czasu i pieniędzy. No, przede wszystkim pieniędzy. To kosztuje pięćdziesiąt złotych!
– Zgadzam się – odpowiedziała.
Lubiła te ich pogaduchy w pracy. Nie trwały może zbyt długo, bo koordynatorzy zwróciliby im uwagę, ale czerpała z nich garściami, delektując się każdym słowem i gestem Krzyśka. Często analizowała ich rozmowę przez kilka kolejnych zamówień, co pozwalało przełamać nudę.
Tak, praca w magazynie hurtowni z książkami nie była wymagająca, ale okazała się wyjątkowo nużąca. Sonia nie chciała narzekać, jednak ciągle pamiętała wizje, które snuła, gdy kończyła liceum. Jej przyszłość miała wyglądać zupełnie inaczej. „Nie ma jednak tego złego… – pomyślała. – Gdyby nie praca tutaj, nie poznałabym Krzyśka i nie bylibyśmy teraz razem”.
– Hej, gołąbeczki!
Sonia doskonale znała ten głos. Wywoływał u niej wyłącznie niechęć. Pomimo to odwróciła się z uśmiechem i przywitała się z przyjaciółmi chłopaka. Mężczyźni byli do siebie bardzo podobni, co ciągle przypominało jej pierwsze wspólne wyjście i feralną gafę, gdy nazwała ich braćmi. Nie byli nimi, choć zachowywali się i wyglądali jak bliźniacy.
Jacek i Tomek mogli pochwalić się rudymi włosami i piegami, które okraszały ich twarze. Wiele dziewczyn się na to łapało. Zwłaszcza że byli też wysocy i chudzi jak tyczki. Po Krzyśku widać częste wizyty na siłowni, po nich nie. Sonia miała teorię, że koledzy jej chłopaka chodzą tam tylko po to, żeby popatrzeć na dziewczyny. Jakby na potwierdzenie jej myśli Tomek zagadał do Renaty, która przyniosła koszyk wypełniony książkami. Szelmowski uśmieszek, pewna poza i pomoc z położeniem na blacie ciężaru – jak tu go nie kochać?
– Porywamy twojego chłopaka na przerwę – rzucił Jacek, łapiąc Krzyśka pod ramię. – Ty jeszcze będziesz miała wiele okazji do pogaduszek, a my jak zwykle jesteśmy poszkodowani.
No tak. Jacek i Tomek bardzo często narzekali na to, że zajmują się pakowaniem zamówień do paczek i przenoszeniem ich do TIR-ów czy mniejszych pojazdów dostawczych. Może i była to najbardziej niewdzięczna robota w magazynie, ale każdy jakąś miał. Sonia otwierała zamówienie, a oni je finalizowali. Taka była kolej rzeczy i po czterech latach pracy powinni już się do tego przyzwyczaić. Sonia po dwóch wypracowała naprawdę dobrą taktykę radzenia sobie ze spływającymi bez przerwy listami zakupów.
– Zobaczymy się po pracy – rzucił Krzysiek i szybko pocałował Sonię w czoło.
Chwilę później, gdy Tomek przestał flirtować z Renatą, odeszli we trójkę na przerwę. Zanim zniknęli w drzwiach pomieszczenia dla personelu, Krzysiek szturchnął Tomka w ramię, po czym wspólnie wybuchnęli głośnym śmiechem. Sonia wiedziała, że głównym tematem podczas jedzenia będzie niczego nieświadoma Renata.
Z ogromną przyjemnością odbiła kartę, gdy wychodziła z magazynu. Fala gorąca, która uderzyła w nią na zewnątrz, sprawiła, że czym prędzej zapragnęła znaleźć się w samochodzie Krzyśka. Na szczęście jego toyota miała klimatyzację. Sonia wiedziała jednak, że jeszcze przez moment będzie zmuszona pomęczyć się na tym skwarze. Gdy zabierała swoje rzeczy, do Krzyśka podszedł Jacek i zatrzymał go w szatni.
Kiedy odnalazła na parkingu niebieskie auto, schowała się obok niego pod niewielkim daszkiem, chroniąc w ten sposób głowę. Oparła się o ścianę, na szczęście dość chłodną, co dało jej chwilową ulgę. Lato w Polsce naprawdę rozkręciło się w ostatnich dniach sierpnia na dobre.
Po pięciu dłużących się niemiłosiernie minutach sięgnęła po telefon z zamiarem wysłania esemesa do chłopaka. Wyprzedził ją, pisząc:
Zaraz będę
Czekała zatem, a żeby zabić czas, weszła w galerię ze zdjęciami, a dokładnie w folder zatytułowany: „Hiszpania!”. Mimowolnie na jej ustach pojawił się uśmiech. Codziennie przeglądała zapisane tam fotki. Saragossa i Barcelona wydawały się jej kiedyś odległym marzeniem, ale już pojutrze miała odwiedzić pierwsze z tych dwóch miast. Poczuła dreszcz ekscytacji, który przeszedł po przedramionach.
Marzyła o odwiedzeniu Hiszpanii już od szkoły podstawowej. Przeczytała wtedy pierwszą książkę, jeszcze po polsku, której fabuła miała miejsce właśnie w tym kraju. Sonia nawet teraz potrafiła bez problemu przywołać sceny z tamtej powieści, choć nie pamiętała ani tytułu, ani autora. To wtedy pokochała ten kraj i zapragnęła uczyć się języka.
Dzięki Krzyśkowi w końcu mogła spełnić jedno ze swoich największych marzeń. Emocji, jakie jej towarzyszyły, gdy przypadkowo odkryła na jego komputerze rezerwację hotelową, nie mogła porównać do niczego innego. Krzysiek chciał jej zrobić niespodziankę, co koncertowo mu zepsuła, ale nie miał jej tego za złe.
Samochód przed nią ożył – zamrugały światła, a stłumione pikanie oznaczało, że wszystkie drzwi zostały otwarte. Sonia uniosła głowę i dopiero wtedy zobaczyła Krzyśka i jego kolegów zbliżających się do toyoty.
– Wskakuj! – zawołał do niej chłopak.
Miała na dzisiaj po dziurki w nosie towarzystwa Jacka i Tomka, więc nie czekając, wpakowała się do nagrzanego auta. Trudno było jej oddychać, dlatego otworzyła okno. Wraz z powiewem chłodniejszego powietrza do środka wpadły również słowa, które nie były przeznaczone dla niej.
– Jutro o ósmej – powiedział Krzysiek stanowczym głosem. – Spóźnicie się pięć minut i jedziemy bez was.
Na początku pomyślała, że musiało jej się przesłyszeć. Może Krzysiek zapomniał, że o tej godzinie powinni już wjechać na autostradę, która pokieruje ich do Hiszpanii, zamiast jechać na drugą stronę miasta do jego kolegów.
– Się wie! – rzucił Jacek.
Tomek natomiast dodał:
– Punkt ósma. Do jutra.
Sonia miała ochotę przesunąć się do przodu i zerknąć przez szybę, aby sprawdzić, czy obok samochodu nie stali zupełnie inni faceci. Może przemawiała przez nią głupia nadzieja, ale myśl, że następnego dnia wraz z nimi na wakacje pojadą też przyjaciele Krzyśka, była jak koszmar. Nie, nawet koszmar wydawał się bardziej realny niż to, co właśnie podsłuchała.
Tak bardzo skupiła się na walce z myślami, że nie zauważyła, gdy miejsce kierowcy zajął Krzysiek. Dopiero gdy złapał dłonią za jej kolano, otrząsnęła się i spojrzała na niego z wyrzutem. Chyba zauważył, że coś było nie tak, bo zmarszczył czoło. Nic jednak nie powiedział, w pełni skupiając się na włożeniu kluczyka do stacyjki.
– O czym rozmawialiście? – spytała.
Chłopak wzruszył ramionami, a następnie odpalił samochód i włączył klimatyzację.
– Zamkniesz okno? – zapytał, nie odnosząc się do jej wcześniejszych słów.
Sonia złapała za korbkę, a szybka się uniosła. W samochodzie rozbrzmiewały szum klimatyzacji i ciche burczenie odpalonego silnika. Krzysiek ruszył, ostrożnie wycofując spomiędzy dwóch innych pojazdów.
– O czym rozmawialiście? – zapytała znowu, ale uzmysłowiła sobie zaraz, że potrzebuje odpowiedzi na zupełnie inne pytanie: – Kiedy chciałeś mi o tym powiedzieć?
– Nie dramatyzuj, Sonia. – Westchnął. – Powiedziałbym ci.
„Czyli to prawda…”, przemknęło jej przez myśl i dopiero teraz pozwoliła na to, aby uczucie paniki rozrosło się w jej wnętrzu. Nawet powiewy chłodniejszego powietrza, które uderzały bezpośrednio w policzki, nie były w stanie poradzić sobie z tą falą emocji.
Krzysiek nie powiedział nic więcej. Wrzucił kierunkowskaz i wyjechał z parkingu, kierując się w stronę szlabanu, który zamrugał i się uniósł. Wjechali na główną drogę bez większego problemu, przede wszystkim dlatego, że większość pracowników z ich zmiany zdążyła już opuścić zakład i nie stworzyli korka.
– Powiedziałbyś mi jutro? – zaczęła zirytowana. – Gdy zabrałbyś mnie spod bloku czy dopiero wtedy, gdy zauważyłabym, że jedziesz nie w tę stronę, w którą powinieneś?
– A czy to ma jakieś znaczenie?! – oburzył się. Dla Soni miało, ale nie zdążyła tego powiedzieć, bo kontynuował: – Wkręcili się jakoś dwa tygodnie temu, dobra?! Nie chciałem cię tym martwić.
Te słowa trąciły wrażliwą strunę w jej wnętrzu. „Nie potrafiłeś im odmówić?”, zadała mu to pytanie w myślach, bo na głos by się nie odważyła. Chyba obawiała się odpowiedzi. Nie chciała doprowadzić do tego, że będzie musiał wybierać między nią a nimi.
Cieszyła się, że siedzieli w samochodzie, a nie kłócili się twarzą w twarz. Ona nie musiała oglądać jego zdenerwowania, choć ton głosu wskazywał, jak wielkie emocje musiały nim targać. On natomiast nie zauważył w jej oczach łez, których szybko się pozbyła, intensywnie mrugając.
– Wolałeś postawić mnie przed faktem dokonanym? – spytała, gdy poczuła, że głos już nie odmówi jej posłuszeństwa.
– I chyba dobrze zrobiłem – odburknął. Kątem oka zauważyła, jak zacisnął palce na kierownicy. – Wiedziałem, że wyolbrzymisz sprawę.
Sonia nie uważała, że wyolbrzymia. Miała prawo być zaszokowana, a tym bardziej zła, ale naprawdę nie lubiła się kłócić. Znała Krzyśka już od dwóch lat, doskonale potrafiła odczytać z jego gestów to, kiedy przestać. Ale musiała jeszcze spytać tylko o jedno…
– A co z naszymi planami? Z listą… – wybąknęła. – To nadal aktualne?
– No tak! Obiecałem ci to!
Zamilkli. Krzysiek nie lubił jechać w ciszy, więc włączył radio. Sonia natomiast odwróciła głowę do okna i mierzyła wzrokiem sunące po prawym pasie samochody, które wyprzedzali. Myślami wracała do wieczorów, podczas których planowali, co będą robić na wyjeździe. A dokładniej, siedzieli nad skróceniem jej pierwotnej listy rzeczy do zrobienia. Marzyła o zwiedzeniu praktycznie każdego zabytku, ale musiała też pójść na wiele kompromisów. Dlatego zgodziła się na usunięcie, choć z bólem, spaceru po parku Güell w Barcelonie. Odpuściła także nocny pokaz fontann na Montjuïc, choć była pewna, że to akurat spodobałoby się Krzyśkowi.
Długa lista przekształciła się w taką, która składała się wyłącznie z siedmiu punktów.
Nie było jej przykro, pamiętała, że wypełniła ją wtedy nadzieja. Siedem punktów. Magiczna, szczęśliwa siódemka. Dawała mu tyle okazji, żeby uklęknąć i wyciągnąć pierścionek, że chyba nie można było więcej.
Myśl o zaręczynach sprawiała jej teraz jednak więcej smutku niż szczęścia.
Pedro
Przez dłuższą chwilę obawiał się wysiąść z samochodu. Nie do końca wiedział dlaczego, a przez to, że nikt go nie popędzał, trwał tak, patrząc, jak co jakiś czas ktoś wchodzi na teren cmentarza.
– Wszystko w porządku? – zapytał ochroniarz, który był także jego kierowcą. Pedro odruchowo skinął głową. Mężczyzna musiał obserwować go w lusterku, bo zaraz dodał: – Możemy przyjechać jutro, jeśli tak będzie lepiej.
– Nie. – Westchnął. – Jutro zjawią się przy jej grobie tłumy.
Zabrał z siedzenia czapkę z daszkiem z logo ulubionego klubu piłkarskiego: FC Barcelony, a na nos założył okulary przeciwsłoneczne. Zerknął na bukiet jej ukochanych ostróżek. Przez moment się wahał, ale wreszcie złapał za klamkę, a później wysiadł z samochodu. Przez uchylone okno poprosił Ricarda, żeby przyjechał po niego za godzinę.
– Pamięta szef, że musimy jeszcze dzisiaj sprawdzić, czy garnitur na premierę pasuje? – zapytał kierowca, marszcząc czoło.
Pedro nie pamiętał. Nie chciał jednak przyznać się przed nim, że jego głowa od jakiegoś czasu szwankuje. Wystarczyło, że Gabriela zrobiła z tego powodu wielką awanturę i kazała mu iść do lekarza, który przepisał mu jakieś niedziałające tabletki.
– Tak, racja. Wrócę do pół godziny.
Klepnął w dach samochodu, a Ricardo zamknął szybę i odjechał. Nie było już odwrotu. Pedro skierował się ku otwartej bramie i szybkim krokiem obszedł większą część cmentarza, aby trafić w miejsce, które doskonale pamiętał. Choć, gdy był tu ostatnio, kostkę wokół przysłaniał świeży śnieg, a konwój żałobników zajmował prawie całą główną alejkę. Nie mógł uwierzyć, że minęło już prawie pół roku.
Nie lubił śmierci, ona jednak była przy nim od małego. Nie zbliżała się do niego, ale atakowała jego najbliższych, ciągle przypominając, że nikt nie może żyć wiecznie. Cmentarze przywodziły mu na myśl to, o czym wolał zapomnieć.
Przy bloku z płytami nagrobnymi ktoś był. Pedro miał zamiar stanąć tuż obok niego, myśląc, że odwiedza kogoś leżącego nad albo pod nią. Tak nie było. Gdy postać usłyszała kroki, upuściła coś w przestrachu. Czarny przedmiot odbił się o kostkę, ale Pedro zerknął na niego jedynie przelotnie. W pełni skupił się na dziwnie zachowującej się postaci. Nie zdążył zauważyć twarzy, bo ta osoba założyła kaptur i popędziła alejką prowadzącą w głąb cmentarza.
Pedro stał chwilę bez ruchu, nie wiedząc, co o tym myśleć. Miał spróbować ją dogonić? Ale po co? Nieznajomy zdecydowanie nie chciał być widziany w tym miejscu.
Najpierw pomyślał, że postać przestraszyła się go, bo była jedynym z tych wiernych fanów, którzy wciąż po kryjomu oddawali cześć zmarłej reżyserce. Obawiała się pewnie, że na grób przyszedł do niej ktoś z rodziny i uciekła. Nie wydało mu się to nawet dziwne. Diana miała wielu adoratorów, przez okres studiów, gdy uczęszczał do niej na zajęcia, sam należał do tej grupy. Szybko jednak się okazało, że to był inny rodzaj miłości. Traktował ją jak matkę.
Gdy podszedł bliżej, zauważył upuszczony przez nieznajomego przedmiot – zapalniczkę. Nie podniósł jej, ale dzięki temu zobaczył, że nie tylko to po sobie pozostawił. Z ciekawości przydepnął podpalony papier, aby wiatr nie pociągnął go w nieznane, a później podniósł świstek. Zakapturzona postać musiała nie zdążyć spalić go w całości.
Zginęłaś przez kłamstwo.
Dasz mi jednak szansę, aby się oczyścić.
Pedro mimowolnie zerknął w stronę alejki, którą pobiegł nieznajomy, a potem ponownie przeczytał pozostałą zawartość wiadomości. To była końcówka, wcześniejsze słowa zniknęły bezpowrotnie w płomieniach.
Nie chciał wracać wspomnieniami do dnia, gdy dowiedział się o śmierci Diany. Nie mógł uwierzyć, że zmarła naturalnie. Przerwano na kilka tygodni zdjęcia głównie ze względu na jego stan. Ześwirował, jak pisali o nim w prasie. Chciał poznać prawdę, chciał wiedzieć, jak zginęła. Jak naprawdę zginęła. Nie wierzył w zawał serca. Nie, Diana nie mogła w ten sposób pożegnać się ze światem.
Mężczyzna sięgnął po telefon. Gabriela odebrała od niego po dwóch sygnałach. Musiała załatwiać coś na mieście, bo zanim cokolwiek z siebie wydusiła, usłyszał zadyszkę i głośne nawilżenie gardła śliną.
– Coś nie tak?
– Jestem u Diany.
Nastała chwila ciszy. Nie powiedział jej o tym wcześniej, co teraz niemile ją zaskoczyło.
– Jutro jej urodziny, prawda? – zapytała wreszcie.
Gabriela chyba przystanęła, rozumiejąc, że rozmowa wcale nie będzie dotyczyć jakiegoś błahego tematu. Pedro pozwolił jej złapać oddech i wreszcie powiedział:
– Ktoś był tu przede mną. Zostawił notkę. – Przytrzymał telefon ramieniem i zerknął z powrotem na kartkę. Streścił jej wszystko, a potem dodał: – Zginęłaś, a nie zmarłaś. To nie może być przypadek, to nie…
– Stop! – Przerwała mu szybko. – Nie wracajmy do tego. Proszę cię. To był zawał serca. Lekarz to potwierdził, a my musimy iść dalej. Nie szukaj teorii spiskowych, już i tak zbyt wiele osób świruje na punkcie jej śmierci.
– To nie teoria spiskowa – odpowiedział z wyrzutem. – Widziałem go. Nie wyobraziłem sobie tego. Przestraszył się i gdyby nie to, spaliłby tę notatkę do końca.
– Kontrowersje przyciągają świrów, Pedro – ucięła. – Mam zaraz lunch z Benjamínem, wiesz, że nie lubię się spóźniać, więc… Jeszcze coś mogę w tej chwili dla ciebie zrobić?
Pedro zerknął ponownie na płytę nagrobną.
– Pozdrów go – odpowiedział, ale zanim Gabriela ponownie się odezwała, dodał jeszcze: – Możesz zwiększyć ochronę?
– Kochany. – Zaśmiała się, a on musiał stwierdzić, że ogromnie lubił słyszeć w jej głosie radość. – Już wszystko załatwione. Przy premierze, zwłaszcza takiej, nie zostawiłabym cię samego. Przeprowadziłam skróconą rekrutację i od jutra w twoich szeregach pojawią się nowi ludzie.
– Dziękuję, jesteś najlepsza.
– Daj mi podwyżkę i jesteśmy kwita. ¡Chao! – rzuciła i od razu się rozłączyła.
Pedro schował komórkę do kieszeni dżinsów, po czym zerknął na bukiet, który ciągle trzymał w lewej dłoni. Wsunął kwiaty do kamiennej wypustki i przemknął wzrokiem po wyrytym na płycie imieniu i nazwisku. Pomyślał o napisach, które miały zacząć jej ostatni wyreżyserowany film.
Ku pamięci Diany Espinosy. Na zawsze w naszych sercach.
Sonia
Samochód stanął tuż przed wejściem do bloku z numerem dwanaście na osiedlu Szczęśliwym, choć niewielu mieszkańców uważało tę nazwę za trafną. O tej porze znalezienie miejsca na parkingu graniczyło z cudem, dlatego Sonia wcale nie była zdziwiona, gdy Krzysiek zatrzymał się na ulicy, włączył światła awaryjne i rzucił w jej stronę jedynie:
– To do jutra.
Przyjrzała mu się z uwagą, gdy nawet nie odwrócił się w jej stronę. Chyba chciał w ten sposób ukryć przed nią zaciśnięte zęby i zmarszczone pod wpływem emocji czoło. Sonia postanowiła nie psuć mu jeszcze bardziej humoru przed wakacjami i nie wróciła do rozmowy sprzed kilkunastu minut.
– Do jutra! Nie mogę się już doczekać naszego wyjazdu – odpowiedziała i pocałowała chłopaka w policzek.
Wyskoczyła z auta, po czym od razu weszła na chodnik. Zanim kierowca innego samochodu zaczął trąbić na Krzyśka, on już wrzucił pierwszy bieg i ruszył. Sonia przez chwilę się mu przyglądała, ale gdy tylko zniknął za jej blokiem, skierowała kroki do klatki.
Wchodząc po schodach, myślami była ciągle w samochodzie swojego chłopaka. Rozczarowanie nie dawało o sobie zapomnieć. Na próżno próbowała je z siebie wyrzucić. Wmawiała sobie, że to nic nie zmieni. Będą mieli swoje wymarzone wakacje. Wspólnie odhaczą punkty do zrobienia z jej szczęśliwej, wakacyjnej listy. A gdy wrócą do Polski, może pochwali się rodzicom pierścionkiem z brylantem…
Jacek i Tomek byli nieznośnymi dzieciakami, to fakt. Miała wrażenie, że sprowadzają Krzyśka na złą drogę, ale nigdy nie interweniowała. Bądź co bądź byli dorośli. To oni odpowiadali za to, czy z imprezy będą wracać normalnie, czy na czworakach. A niestety była wiele razy świadkiem tego drugiego. Krzysiek jednak przyjaźnił się z nimi od zawsze, a takiej przyjaźni od zawsze nie powinno się zrywać. Prawda?
Stanęła przed mieszkaniem, a z powodu roztargnienia nie mogła przez moment włożyć klucza do dziurki. Gdy w końcu się udało, słyszała już po drugiej stronie kroki i głos matki. Nie miała problemu ze zrozumieniem jej słów, w końcu narzekała dość głośno na to, że musiała ruszyć się sprzed telewizora.
– Coś się zacięło. – Sonia wytłumaczyła od razu, żeby nie dostać bury. – Już weszłam.
– Mnie nigdy się nie zacina – odpowiedziała mama, mierząc ją podejrzliwym spojrzeniem. – Wchodź, wchodź. Ciepło wlatuje.
Zatrzasnęła za sobą drzwi. W przedpokoju panował chłód, głównie dzięki temu, że było to jedyne pomieszczenie w mieszkaniu nieposiadające okien. Co nieco światła wdzierało się do niego spomiędzy uchylonych drzwi po lewej, które prowadziły do pokoju Soni, a także z salonu połączonego z kuchnią i jadalnią, znajdującego się po prawej. Drzwi do pokoju rodziców i do łazienki były zamknięte.
– Krzysiek dzisiaj nie wpadnie? Wygadał się już, że kupił pierścionek?
Sonia pokręciła z niedowierzeniem głową. Matka uśmiechnęła się natomiast szeroko, przez co zmarszczki wokół jej oczu zrobiły się jeszcze głębsze.
– Nie i… nie – odpowiedziała z wymuszonym uśmiechem. – Nie ma miejsca pod blokiem, a poza tym jutro jedziemy…
– No właśnie! – przerwała, po czym otworzyła drzwi do pokoju córki. – Przyszłam dopakować ci tę śliczną sukienkę w magnolie, bo o niej zapomniałaś. I co wtedy zobaczyłam?
Sonia zerknęła niechętnie do środka. Bałagan, który zostawiła po sobie rano, i jej nie dawał spokoju. Wyjazd na wakacje, i to te wymarzone, wiązał się jednak z rozpakowywaniem i zapakowywaniem walizki po kilka razy dziennie. Nie mogła się zdecydować, co konkretnie jej się przyda, a czego nie będzie używać.
– Posprzątałabym to dzisiaj – odpowiedziała.
Kobieta w odpowiedzi jedynie prychnęła. Sonia odziedziczyła po niej potrzebę bycia zorganizowaną, ale to chyba dobrze, inaczej skakałyby sobie do gardeł. Tym bardziej że mama, odkąd przeszła na emeryturę, trochę się zmieniła. Wcześniej częściej wychodziła, spotykała się z koleżankami z osiedla na kawę, czasami wyciągała ojca na basen. Teraz nawet nie przebierała się z piżamy i całymi dniami oglądała telewizję.
Poszły do salonu, a Sonia skierowała kroki w stronę kuchni. Otworzyła lodówkę, sięgnęła po sok pomarańczowy i nalała go sobie do szklanki, po czym odwróciła się do matki. Pokój dzienny nie był zbyt duży, ale pomieścił kanapę, dwa fotele, niewielki okrągły stolik z czterema krzesłami i meblościankę, w której centralnym punkcie stał telewizor. Sonia słyszała dobiegające stamtąd słowa aktorów z ulubionego serialu matki.
– Zrobić wam jakieś zakupy? – zapytała. – Lodówka świeci pustkami.
– A co ja zejść do sklepu nie mogę? – odburknęła, zajmując swój ulubiony fotel z podpórką na nogi. Wyłożyła je wysoko, zrzucając ze stóp pantofle. – Całe życie chodziłam, to i na emeryturze dam radę.
Mama Soni była pielęgniarką, a obrzęk kostki, którego kiedyś się nabawiła, i rosnące haluksy utrudniały jej teraz jakiekolwiek poruszanie. Tata nadal pracował, lubił to i nie chciał rezygnować ze swojego zatrudnienia. Zajmował się sprzętem elektronicznym w sklepie na osiedlu obok. To trochę irytowało mamę, bo nie tak wyobrażała sobie ich wspólną emeryturę. Pomimo tych utarczek zazwyczaj byli zgodni. Kochali się jak nikt, co Sonia zawsze podziwiała.
Zerknęła mimochodem na zdjęcia stojące na jednej z półek meblościanki. Uwielbiała patrzeć na ich pierwszą wspólną fotografię, którą zrobiła ciocia rok po ogłoszeniu, że są parą. Zaczęli być razem w szkole podstawowej i tak już zostało.
Sonia marzyła od dawna o takiej miłości, a jej rodzice chcieli dla swojej córki tego samego. Krzysiek dał im nadzieję, że nie zostanie starą panną. Nigdy nie powiedzieli jej tego wprost, ale ściana pomiędzy ich pokojami była w miarę cienka.
– Tata został dłużej w pracy?
Sonia usiadła na kanapie po turecku, ciągle trzymając w dłoni szklankę. Matka odwróciła się w jej stronę, a sprężyny w fotelu wydały z siebie nieprzyjemny zgrzyt. Posłała jej cwany uśmieszek.
– No co? – zapytała.
– Nic, nic. – Machnęła ręką i wróciła spojrzeniem do serialu. Sonia również zerknęła w stronę całującej się na ekranie pary. – Tata jest u pana Jarka.
– Tego, co ma restaurację niedaleko? – dopytała.
– Właśnie tego – odpowiedziała z radością. Sonia zamarła, gdy uświadomiła sobie, co ojciec może u niego robić. Nie musiała o to pytać, bo mama szybko rozwiała jej wątpliwości: – Dopyta się o wolne terminy na wesele, może załatwi jakąś zniżkę…
– Mamo!
Sonia poczuła, jak jej policzki spłonęły czerwienią, a brzuch zacisnął się ze stresu. Dobrze, że matka ciągle patrzyła w ekran telewizora, inaczej wyczytałaby z jej twarzy, że coś było nie tak.
– Nie mamuj mi tutaj – odpowiedziała jedynie. – Trzeba myśleć o twojej przyszłości. O waszej przyszłości. Nie mów mi, że jedziecie do Hiszpanii, bo tak!
Sonia już otworzyła usta, aby jej przerwać i powiedzieć o tym, że nie jadą sami, ale zrezygnowała w ostatniej chwili. Nie chciała, żeby się tym przejmowała. Lubiła, jak roztaczali przed nią wizję ich cudownej przyszłości, i naprawdę miała nadzieję, że właśnie tak to się skończy. Pierwsza, jedyna miłość…
– Będziemy musieli zanieść moją suknię ślubną do krawcowej, żeby ją dla ciebie zmniejszyła. – Matka zaczęła snuć plany.
Gdyby robiła to wczoraj, Sonia może z uśmiechem słuchałaby jej pomysłów. Dzisiaj czuła wyłącznie niepewność. Co, jeśli Krzysiek będzie chciał spędzić większość czasu ze swoimi przyjaciółmi, a nie z nią? A co, gdy nie będą mieć ani chwili dla siebie i Krzysiek stwierdzi, że zaręczyny muszą poczekać?
– Nie jest wcale pewne, że się oświadczy – wydukała cicho.
– Nie jest pewne?! – Matka się zaśmiała. – Jakby nie był pewny, toby cię zabrał nad polskie morze, a nie do Hiszpanii! Od dziecka marzyłaś, żeby tam pojechać. Znam Krzyśka, nie byłby takim durniem. Nie zrobiłby nam takiej nadziei…
„Nam”, powtórzyła w myślach Sonia i westchnęła. Miała ogromną ochotę powiedzieć matce prawdę. Zacisnęła jednak usta i obejrzała wraz z nią odcinek do końca, choć od filmów i seriali zdecydowanie bardziej lubiła książki.
Sonia niewiele spała tej nocy. W snach męczyły ją koszmary, głównie spowodowane obawami, że coś pójdzie nie tak. Złapią gumę, zgubią się na trasie, okaże się, że źle zarezerwowali hotel…
Ale gdy się obudziła, towarzyszyła jej już tylko ekscytacja. Złe myśli, zdenerwowanie i kłótnie pragnęła zostawić daleko za sobą. Dzisiaj jechali do Hiszpanii i nic nie mogło tego zepsuć. Nawet koledzy Krzyśka.
Ubrała się szybko w przygotowane wczoraj ubrania i czmychnęła przed resztą rodziny do niewielkiej łazienki. Opłukała twarz zimną wodą, a potem spięła blond włosy w wysoki kucyk, który przy każdym ruchu obijał się o jej policzki. Poprawiła spodnie dresowe, zasunęła zamek w bluzie i spojrzała po raz ostatni na swoje odbicie.
– To już dzisiaj – powiedziała, a na jej ustach pojawił się szeroki uśmiech.
Sonia włożyła do walizki ostatnie potrzebne rzeczy i wyciągnęła ją do przedpokoju. Oczywiście, była gotowa przed czasem. W myślach odhaczała zatem punkty na liście do spakowania i uznała, że ma wszystko.
Zegarek jak na złość zwolnił. Krzysiek miał jeszcze czas, ale coś czuła, że nie pojawi się na umówioną godzinę. Nie lubiła, gdy się spóźniał, a on miał to w zwyczaju. Złapała za telefon, który leżał na bagażu, i sprawdziła wiadomości – nic. Weszła do salonu, po czym przeszła do kuchni, w której mama robiła ojcu kanapki do pracy. Miała na sobie inną niż wczoraj piżamę, a na nią narzucony puchaty szlafrok. Zakręcone na wałkach włosy świadczyły natomiast o tym, że gdzieś się dzisiaj wybierała.
– Jaka to okazja? – zagadała Sonia. – Nie ma córki w domu i już się coś szykuje?
Złapała jabłko leżące w koszyku, po czym się w nie wgryzła. Ze stresu nie była pewna, czy przełknie coś więcej, a czuła, jak jej brzuch zaczyna burczeć z głodu.
Matka prychnęła pod nosem, ale Sonia zauważyła, że na jej policzkach pojawił się delikatny rumieniec.
– Od razu, gdy córki nie ma w domu – zaczęła oburzonym tonem, po czym zgarnęła kanapki i schowała do plecaka męża. – A co ja czekałam tylko, żebyś wyjechała?
– Tego nie powiedziałam. – Sonia zaśmiała się, widząc, jak jej matka próbuje ukryć zakłopotanie. – No przecież nic się nie dzieje. Możesz mi powiedzieć, co planujecie…
– Potańcówkę – wyrzuciła z siebie szybko.
Sonia miała wrażenie, że się przesłyszała. Jej mama i potańcówka? Próbowała ukryć uśmiech, żeby kobieta nie odebrała tego opacznie. Matka zdążyła już wyjść z kuchni i skierować się do salonu, gdzie zajęła swój fotel. Telewizor ożył, a po mieszkaniu rozszedł się głos dziennikarza, który przedstawiał najnowsze wiadomości. Sonia poszła za nią. Nie usiadła na kanapie, a zatrzymała się w futrynie łączącej pokój dzienny i kuchnię.
– To życzę wam miłej zabawy – powiedziała szczerze. – Czemu wcześniej o tym nie mówiliście?
Dźwięk zwiastujący przyjście esemesa na moment zagłuszył telewizor. Matka odetchnęła z ulgą. Krzysiek nieświadomie uratował ją przed gradem pytań, które snuły się Soni po głowie. Kto przyjdzie? Rozmawialiście z sąsiadami? Wkładasz jakąś sukienkę? Tata zdąży wrócić z pracy? A co, jeśli będzie miał dodatkową fuchę?
Jestem. Stanąłem przy dziesiątce.
Sonia pocałowała rodzicielkę, a później pożegnała się z tatą, który wyszedł z łazienki z resztkami pianki po goleniu na podbródku. Ogolił się! Sonia nie mogła w to uwierzyć.
Bardzo cieszyła się, że rodzice w końcu postanowili zrobić coś dla siebie, ale trochę martwiło ją to, że robią to dlatego, że jej nie będzie. Próbowała ukrócić niechciane myśli, ale jedna umknęła strażnikom i rozeszła się po jej świadomości. „Blokujesz ich… Powinnaś już dawno się wyprowadzić. Wyjść za mąż. Mieć własne miejsce”.
Rzuciła się raz jeszcze, aby przytulić rodziców. Nigdy nie jechała na tak długo. Nigdy. Do tego to były pierwsze wakacje bez nich.
Niechciane łzy pojawiły się oczach, ale zanim to zobaczyli, już szeroki uśmiech wrócił na jej twarz. Nie chciała dodawać im zmartwień, mieli odpocząć i wybawić się pod jej nieobecność. To było najważniejsze.
– Lecę – powiedziała w końcu i odsunęła się od nich. – Dam znać, gdy dojedziemy na miejsce.
Złapała za boczną rączkę od walizki, bo ta, za którą można było pociągnąć bagaż, już dawno się nie wysuwała. Uniosła ciężar ze stęknięciem i wyszła na klatkę.
– I rób dużo zdjęć! – krzyknął za nią tata.
Gdy drzwi do mieszkania się zatrzasnęły, poczuła się dziwnie. Serce biło jej szybko, ekscytując się przygodą, która na nią czekała. Miała też wrażenie, że ten wyjazd coś w niej zmieni.
Zbiegła po schodach, chwilę męczyła się z walizką i drzwiami wejściowymi do klatki, ale później poszło już sprawnie. Zanim jednak doszła do bloku oznaczonego numerem dziesięć, dopadła ją zadyszka. Walizka była naprawdę ciężka! Nie myślała, że spakowała aż tyle rzeczy, póki nie musiała ich ze sobą taszczyć.
Sonia dostrzegła samochód Krzyśka z daleka. Wyróżniał się na tle innych przede wszystkim dlatego, że lśnił, odbijając promienie słońca, które przedzierały się spomiędzy bloków. Musiał przed przyjazdem po nią odwiedzić myjnię i nieźle nawoskować karoserię. Podeszła od razu do bagażnika, otworzyła go i wsunęła do środka walizkę tuż obok torby podróżnej Krzyśka.
– Cześć – zagadnęła, gdy wskoczyła na miejsce pasażera.
Na szczęście mogła jechać z przodu. Obawiała się, że gdyby Krzysiek pojechał najpierw po swoich przyjaciół, Tomek wcisnąłby się na to miejsce. Sonia miała wrażenie, że i tak będzie zmuszona walczyć o nie przy każdym postoju.
– Cześć – odpowiedział Krzysiek i pocałował ją krótko w usta. – Gotowa? Masz wszystko?
Sonia poczuła ulgę, że w jego głosie nie było słychać już gniewu i wyrzutów. Bała się, że cała droga przeminie w napiętej atmosferze, a to wpłynie później na ich wypoczynek.
– Tak – odpowiedziała, a potem złapała Krzyśka za dłoń. Odwrócił się do niej, a z jego twarzy odczytała nieme pytanie. – Dziękuję.
– Za co?
Uśmiechnął się, a jej serce mimochodem przyspieszyło rytm.
– Za to, że spełniasz moje marzenie – wyznała.
Z ust Krzyśka nagle zniknął uśmiech. „Denerwował się? Tak, to na pewno to”, pomyślała Sonia.
– Jedziemy? – spytał, a ona ochoczo pokiwała głową.
Dojazd na osiedle, gdzie mieszkali kumple Krzyśka, zabrał im godzinę z zaplanowanego na podróż czasu. Sonia pomyślała najpierw, że to nic, nadal będą mogli pozwiedzać Saragossę od razu po przyjeździe.
Nadzieja znikała jednak z każdym niezaplanowanym postojem. A to Tomek musiał wyjść zapalić, bo Krzysiek nie godził się na papierosy w samochodzie, a to nagle Jacek stwierdzał, że musi coś zjeść albo skorzystać z toalety. Byli jak dzieci. Gdy Krzysiek próbował ich utemperować i nie godził się na zatrzymanie samochodu, ci zaczynali tak marudzić, że dla świętego spokoju zjeżdżał z trasy. Sonia starała się tego nie komentować, mając nadzieję, że jakoś się ułoży.
Kolejna przerwa, która była ostatnią zaplanowaną, miała miejsce na wylocie z Francji. Zatrzymali się jednak już w Hiszpanii. Tomek i Jacek od razu wyskoczyli na pobliską stację, aby kupić coś do jedzenia, a Krzysiek poszedł do toalety. Sonia została przy samochodzie sama, w końcu delektując się chwilą ciszy.
Uszy zaczęły ją boleć od słuchawek jakoś w połowie drogi, przez co odpuściła śledzenie dalszych losów Brunona i Luisy. Wpływ na to miały też poniekąd komentarze Jacka, który zupełnie nie rozumiał ludzi czytających książki.
– Przez naszą pracę książki śnią mi się po nocach. I to nie są przyjemne sny, ale koszmary! – Śmiał się. – Serio, nie masz dość? Nie wolisz czasem odpalić Netfliksa?
– Sonia nie lubi oglądać filmów i seriali – odpowiedział za nią Krzysiek.
Tomek skwitował jego słowa krótko:
– Nudziara!
Próbowała wyrzucić to z głowy, ale nie potrafiła. Powinna cieszyć się tym, że wreszcie znalazła się w kraju, o którym tak długo marzyła, ale czuła się zmęczona. Nie dała rady wykrzesać z siebie nawet odrobinki ekscytacji, która towarzyszyła jej przed wyjazdem.
Oparła się plecami o pojazd i przyjrzała się zachodzącemu słońcu. Na zewnątrz było coraz zimniej, ale potrzebowała ochłonąć, bo w samochodzie panowała duchota. Głównie przez to że Tomek i Jacek nie potrafili się zamknąć nawet na kilka minut. Próbowała grać silną, nie chciała narzekać na ból głowy i pleców, ale teraz pozwoliła sobie zrzucić maskę i głośno westchnęła.
Rozpaczliwie pragnęła dojechać już do hotelu w Saragossie.
– Dajesz radę?
Usłyszała za sobą głos Krzyśka. Chłopak, zanim zdążyła się do niego odwrócić, wtulił się w nią od tyłu, kładąc brodę na ramieniu. Ciepło jego ciała sprawiło, że przeszły ją dreszcze. Nawet nie myślała, że tego potrzebowała.
– Ja nie mam co narzekać – odpowiedziała z uśmiechem. – A ty? Zamienić cię?
Zaśmiał się, atakując jej szyję oddechem. Przyległa do niego z nieskrywaną przyjemnością.
– Daję radę. Nie martw się.
Pocałował ją w ucho, po czym się odsunął, dokładnie w momencie, gdy podeszli Tomek i Jacek. Sonia nie chciała sądzić, że było to ze sobą powiązane, lecz kolejna nieprzyjemna myśl przedostała się do jej świadomości.
„Nie wszczynaj alarmu o nic. Jesteś zmęczona, ubzdurałaś to sobie”, powtarzała tyle razy, póki w końcu w to nie uwierzyła. Dopiero potem dołączyła do mężczyzn, którzy rozłożyli zakupy na masce samochodu. Tomek jadł hot doga, Jacek pił kolejną kawę, a Krzysiek odpakowywał batona.
Sonia nie miała ochoty na jedzenie, ale wśród zakupionych przez chłopaków produktów dostrzegła gazetę. Na okładce pozowała wygięta modelka, a napis obok jej głowy głosił, że zdradza sekrety swojej ostatniej diety. Reszta była zapisana zbyt drobnym druczkiem, żeby mogła go odczytać. Wiedziała, że ani Jacek i Tomek, ani Krzysiek nie znali hiszpańskiego, więc pierwsze co pomyślała to:
– Kupiliście mi gazetę? – zapytała, próbując brzmieć naturalnie.
– Nie – zdziwił się Tomek, a Jacek zarechotał. – Wziąłem ją, bo modelka na okładce jest niezła. Ale w sumie mogę ci ją pożyczyć do czytania.
Sonia podziękowała w duchu, że robiło się ciemno, przez co mężczyźni może nie zauważyli jej poczerwieniałych policzków.
– Potem ci ją oddam.
Zgarnęła gazetę i wpakowała się z powrotem do samochodu. Otworzyła pismo na byle jakiej stronie, aby móc z jego pomocą zakryć przed nimi twarz. Zanim skupiła się na tekście, poczekała, aż ponownie zajmą się rozmową. Wyrzucała sobie to, że nie potrafi odnaleźć się w towarzystwie kolegów Krzyśka. Byli już ze sobą prawie dwa lata, a ona nadal nie wpasowała się w rytm ich paczki.
Tomek w końcu stwierdził, że może i on kupi sobie kawę, a Krzysiek wdał się z Jackiem w dyskusję o ostatniej imprezie, na której byli. Sonia przesunęła zatem spojrzeniem po zdjęciach, które były dodatkiem do dość długiego artykułu. Zobaczyła na jednym ekipę filmową, jak głosił podpis pod, a na drugim czarno-biały portret jednej z reżyserek – Diany Espinosy. Sonia wczytała się wyłącznie w pierwszy akapit i od razu stwierdziła, że to temat nie dla niej.
Czerń w twoich oczach już na etapie zdjęć zdobyła popularność. Zła sława wiązała się z tajemniczą śmiercią jednej z reżyserek i chwilowym przerwaniem produkcji z powodu załamania głównego aktora. Gwiazdorska obsada spotka się jednak ponownie na premierze filmu, która odbędzie się w Saragossie. A oto kilka szczegółów, których udało nam się dowiedzieć…
Przewróciła na następną stronę, gdzie znalazła kilka przepisów modelki z okładki, co również jej nie interesowało. Przeczytała krótką notatkę, która była prośbą od rodziców o niezaprzestanie poszukiwań ich córki – Victorii Muñoz. Policja ciągle bowiem utrzymywała, że uciekła wraz ze swoim chłopakiem Rodrigiem Castillo. Rodzice twierdzili, że nie mogłaby czegoś takiego zrobić, prosili więc o czujność. Sonia spojrzała na fotografię młodej kobiety z burzą brązowych loków. Uśmiechała się do aparatu, pokazując śnieżnobiałe zęby i kolczyk zakrywający część jedynek. Sonia poczuła, jak ściska jej się gardło. Nawet nie chciała wyobrażać sobie, co czułaby jej matka, gdyby musiała napisać podobną notatkę.
Przekartkowała ponownie gazetę. Kolejny raz zatrzymała się dopiero przy psychoteście o nazwie: Czy jesteś gotowa na dłuższy związek? Nie wierzyła w te głupoty podobnie jak w poradniki, które w magiczny sposób miały naprawić życie po jednej lekturze.
Wychyliła się zza gazety i przyjrzała się zarysowanym na tle latarni sylwetkom. Krzysiek i jego koledzy ciągle żywo dyskutowali i nie zapowiadało się, żeby wrócili na trasę przez najbliższy kwadrans. Tym bardziej że Tomek odbijał sobie kilka godzin drogi bez papierosa i odpalał jednego za drugim.
Z dwojga złego mogła spędzić ten czas, robiąc głupi test, a nie czytając o głodówce jakiejś gwiazdy. Już po chwili żałowała, że się na to zdecydowała. Jej wynik został określony jako: „Z takim podejściem? Zdecydowanie ci się nie uda”.
Sonia
Do Saragossy dojechali w nocy. Kilkugodzinne opóźnienie sprawiło, że Sonia marzyła już tylko o rzuceniu się na hotelowe łóżko. Ciągle przysypiała w samochodzie, choć naprawdę próbowała walczyć z zamykającymi się powiekami. Nie chciała, żeby umknęło jej cokolwiek z pierwszego spotkania ze stolicą Aragonii, która – jak przypuszczała – ożywała, gdy zachodziło słońce, a zapalały się uliczne lampy.
Ich hotel znajdował się w dzielnicy o nazwie Barrio de Jesús. Przejeżdżali właśnie przez most nad rzeką Ebro, żeby znaleźć się po drugiej stronie. Wreszcie zaparkowali przed trzypiętrowym budynkiem stojącym bezpośrednio przy ulicy ciągnącej się równolegle do wody. Front hotelu zdobiły balkony, dzięki którym można było dotrzeć bezpośrednio do pokoi.
Sonia wysiadła z samochodu i odwróciła się w stronę rzeki. Od razu dostrzegła odznaczające się na nocnym niebie wieżyczki Bazyliki del Pilar. Tak jej się przynajmniej wydawało, bo gdy zapadał zmrok, traciła całą orientację w terenie.
Wszyscy zabrali swoje bagaże i skierowali się na parter do drzwi oznaczonych plakietą z napisem: „Recepcja”. Jak się okazało, mieli tylko jeden pokój na drugim piętrze. Soni, przez stres związany z rewelacją o ich nowych towarzyszach podróży, wcale nie przyszło do głowy, aby dopytać o sprawy organizacyjne. Teraz było już za późno, a poza tym odczuwała tak wielkie zmęczenie, że nie miała siły się awanturować.
Pokój co prawda był duży i każdy miał osobne łóżko, jednak były ułożone naprawdę blisko siebie. Do tego jedna wspólna łazienka. Dziewczyna weszła do środka jako pierwsza i rzuciła walizkę na łóżko znajdujące się na końcu pokoju, Krzysiek położył się na tym obok niej, a najbliższe od drzwi zajęli jego koledzy.
Sonia klapnęła na materacu, który ugiął się pod jej ciężarem. Naprawdę chciała skupić się na pozytywnym myśleniu. Podobał jej się zielony kolor ścian i obrazy przedstawiające ulice miasta. Przy łóżku, od ściany, stała niewielka szafka nocna, a na niej lampa z kloszem w kwiatki. Bardzo lubiła takie wzory.
– To co… Impreza? – rzucił Tomek, a Sonia popatrzyła na niego jak na wariata.
Jak się okazało, tylko ona uznała ten pomysł za szalony. Jacek szybko przystanął na propozycję przyjaciela, a Krzysiek spojrzał na nią pytająco. Jej chłopak nie wyglądał dobrze po wielogodzinnej podróży, o zmęczeniu świadczyły ogromne cienie pod oczami i zmrużone powieki. Prawie zasypiał na łóżku, a i tak chciał pójść… Sonia nie mogła tego zrozumieć.
– Stary, musisz prosić o pozwolenie? – Jacek się zaśmiał. – Przecież Sonia pójdzie z nami, prawda?
Nie miała ochoty tłumaczyć im, że to zły pomysł, biorąc pod uwagę, że zegar prawie wybijał północ i mieli za sobą długą podróż, a jutro w planach cały dzień zwiedzania.
– Jestem zmęczona – rzuciła jedynie.
– No to idziemy sami. – Tomkowi było to nawet na rękę.
Jacek jeszcze starał się ukryć niechęć do Soni, choć doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że ich związek nie pasował im obu. Krzysiek podniósł się z łóżka i usiadł na nim tak, aby mieć ją naprzeciwko siebie.
– Odpocznij – powiedział, a następnie wstał. – Nie będzie nas do godzinki. Rozejrzymy się po mieście, żeby jutro zacząć realizować twoją listę.
Ostatnie słowa powiedział trochę ciszej, jakby nie chcąc, aby koledzy dowiedzieli się o ich wakacyjnych planach. „Powiedział twoją, a nie naszą”, pomyślała Sonia. Poczuła nieprzyjemne ukłucie w żołądku, ale znikło, gdy tylko Krzysiek pocałował ją w czoło. Nie miała na tyle odwagi, żeby poprosić go, aby został. Wzięła gorący prysznic, przebrała się w piżamę i weszła pod cienką kołdrę.
Krzysiek, Tomek i Jacek nie wrócili po godzinie, jak obiecywał jej chłopak, ani nawet po dwóch.
Sonia śledziła bez przerwy elektroniczny zegarek, który wisiał na ścianie naprzeciwko łóżek. Miała ogromny problem z zaśnięciem, tak to już bywało z pierwszymi nocami w nowym miejscu. Nie wyjeżdżała zbyt często i na pewno czułaby się raźniej, gdyby obok niej położył się Krzysiek. Do tego wszystkiego dochodziła obawa o to, czy aby nie zgubili się na mieście i podpici nie potrafią wrócić do hotelu.
Każdy dźwięk dochodzący z ulicy albo pobliskich pokoi sprawiał, że od razu się budziła. Na przemian czuwała i przysypiała. Raz było jej ciepło, a raz po odsłoniętym ciele przechodziły dreszcze zimna.
Nie tak wyobrażała sobie pierwszą noc w Hiszpanii…
Krzysiek i jego kumple wrócili z miasta koło czwartej nad ranem. Sonia przebudziła się w momencie, gdy zatrzasnęli za sobą drzwi, próbowała jednak udawać, że śpi. Nie pomagali jej w tym, zachowywali się głośno, jakby jej tam wcale nie było. Tomek wyszedł jeszcze na fajkę, a Jacek zamknął się w łazience, gdzie, co wywnioskowała z dochodzących do niej dźwięków, zwracał treść żołądka.
Krzysiek połączył ich łóżka, głośno szurając po dywanie swoim, po czym położył się tuż obok Soni. Śmierdział potem, alkoholem i dymem papierosowym, co mógł zawdzięczać nałogowi Tomka. Skrzywiła się, ale miała nadzieję, że nie był w stanie tego dostrzec.
Gdy otulił ją ramieniem i przygarnął do siebie, poddała się temu mimowolnie. Nie było go przy niej tylko kilka godzin, ale wyraźnie odczuła tę nieobecność. Wtuleni w siebie zasnęli dość szybko, lecz o równie szybkiej pobudce nie było mowy.
Sonia była na nogach od ósmej, tak jak się umawiali. Zjadła pozostałe z drogi kanapki, popijając colą kupioną w hotelowym automacie znajdującym się przy parkingu. Później włożyła wygodne ubrania do zwiedzania i się pomalowała. Przez jakiś czas cierpliwie czekała, ale wreszcie postanowiła ich obudzić. Jej próby na nic się nie zdały. Krzysiek coś odmruknął i znowu zasnął, Jacek zupełnie ją zignorował, a Tomek rzucił:
– Daj spać!
Soni pozostało zatem czekać i była w tym naprawdę wytrwała. Drzwi do pokoju hotelowego zamknęły się za nimi dopiero po dwunastej. Krzysiek od razu zrównał się z nią krokiem, a Sonia mechanicznie złączyła swoją dłoń z jego. Jacek i Tomek niechętnie kroczyli za nimi, ciągle narzekając na to, że nie mogli pospać jeszcze dłużej.
Saragossa przywitała ich wysokimi temperaturami. Sonia, mimo że miała na sobie krótkie materiałowe spodenki i bluzkę na ramiączkach, czuła ciepło uderzające jej do głowy. Płonęła jej skóra na policzkach i na dekolcie, co przypomniało o tym, że przed wyjściem nie posmarowali się kremem z filtrem.
Sięgnęła do plecaka podróżnego, który przerzuciła przez ramię. Po tubce z kremem nie było śladu, ale za to jej palce natrafiły na żółte okulary przeciwsłoneczne. Miała do nich ogromny sentyment. Kojarzyły jej się z morzem, ponieważ to podczas jednych z wakacji wygrał je dla niej tata. Bez zawahania włożyła je na nos.
– Okulary w kształcie serduszek? – Krzysiek od razu zauważył.
– Yhym.
Nie była pewna, czy powiedzieć coś więcej. Nie potrafiła wyczuć po tonie głosu chłopaka, czy przypadły mu do gustu, czy wręcz przeciwnie. Wiedziała jednak doskonale, komu się one nie spodobały.
– Ale dziecinada – mruknął Tomek.
Postanowiła zignorować jego słowa, aby niepotrzebnie nie psuć sobie humoru.
Starówka, do której właśnie weszli, była dla Soni najpiękniejszym miejscem w całym mieście. Uwielbiała nowoczesność Saragossy, lecz to jej starsza część sprawiała, że jej oczy szeroko się otwierały, a usta rozdziawiała z wrażenia. Tak reagowała na zdjęcia, bała się, jak to będzie zderzyć się z rzeczywistością. Marzyła, żeby zobaczyć z bliska powoli wynurzającą się spomiędzy budynków Bazylikę Nuestra Señora del Pilar. Najlepiej idąc ulicą Alfonso I, popularną głównie ze względu na swoją szerokość. Do tego musiała przejść się obok ruin teatru antycznego i popodziwiać fasadę Kościoła Świętej Marii Magdaleny.
– Poczekaj…
To jednak nie głos Krzyśka wyrwał ją z rozmyślań, ale mocne szarpnięcie, które poczuła na dłoni, gdy przystanął, a ona nadal chciała iść przed siebie. Zatrzymała się, nie do końca wiedząc, co się stało. Ominęli jakiś budynek, który zamierzała zobaczyć? A może chcieli trochę zwolnić, bo nie byli jeszcze w pełni sił po wczorajszej imprezie i podróży?
– Wejdźmy coś zejść, umieram z głodu! – rzucił Tomek.
Sonia niechętnie odwróciła się do mężczyzny, który stanął przy jednej z mijanych restauracji. W środku panował dość duży ruch, ale z ulicy widać było jeden wolny stolik z dostawionymi do niego czterema krzesłami.
W tamtej chwili nie potrafiła myśleć o tym inaczej niż jak o zemście wszechświata za nieznane dla niej przewinienia.
– Odwiedźmy tylko bazylikę i pójdziemy jeść – powiedziała, zbierając się na odwagę.
– To tylko głupia bazylika – odwarknął. – Rób, co chcesz. Ja muszę coś zjeść.
Patrzyła oniemiała, jak Tomek złapał za klamkę i wszedł do środka restauracji. Jacek poszedł za nim niczym wierny szczeniak. Ona i Krzysiek zostali przed wejściem. Ciągle trzymali się za ręce, choć dłoń Soni zrobiła się momentalnie śliska z powodu stresu, który zżerał ją od środka.
Krzysiek przyciągnął ją do siebie gwałtownie. Dłonią oparła się o jego klatkę piersiową, aby w niego nie wpaść. Zadarła głowę i spojrzała mu prosto w oczy.
– Kompromisy – powiedział, zanim Sonia zdążyła otworzyć usta. – Nie zdążyliśmy nic zjeść. Wyszliśmy, jak nam kazałaś.
Sonia poczuła, jak jej serce przyspiesza. Wcale nic im nie kazała, mieli taki plan od samego początku. Przed wyjściem mówiła też, żeby coś zjedli, przygotowała im nawet pozostałości z drogi, ale żaden z nich nie miał ochoty, ciągle odczuwając skutki wypitego alkoholu.
– Jesteśmy stratni jeden dzień, Krzysiek. – Westchnęła. – Gdyby nie te ciągłe postoje…
– Już nic na to nie poradzimy – przerwał. Wiedziała, że w tym przypadku miał rację. – Zjemy i pójdziemy dalej, dobrze? Mamy kilka punktów na liście do odhaczenia, pamiętasz?
Nie mogła powstrzymać uśmiechu, gdy i Krzysiek wyszczerzył do niej zęby. Przytuliła się do niego, czując, że tak będzie najlepiej. Pierwszy dzień w Hiszpanii powinien być specjalny i niewypełniony głupimi kłótniami.
Pedro
– Wygląda przepysznie! – powiedział do kelnera, który postawił przed nimi zamówione dania. – Wiedziałem, że przyjście tutaj było wspaniałym pomysłem. Nic się nie zmieniło! Dziękujemy pięknie.
Pedro szczerze uwielbiał to miejsce. Jego przyjaciel zdawał sobie z tego sprawę i pewnie tylko dlatego zgodził się z nim tutaj dzisiaj przyjść. Knajpka została wciśnięta w róg budynku, przy którym łączyły się dwie wąskie uliczki: Manifestación i Salduba. Urocza nazwa El Sueño* przypominała mu o tym, jak za dzieciaka przychodził tu z ojcem, który częstował go opowieściami z niedostępnego dla niego jeszcze wtedy świata. To były piękne marzenia, które później sukcesywnie realizował.
Od tamtego czasu lokal przeszedł modernizację. Dodano między innymi wielki telewizor nad stanowiskami kelnerów, a także zamontowano klimatyzację, której powiewy przyjemnie chłodziły po plecach. Nie zmienił się jednak ani układ stołów, ani cytrynowy kolor ścian. Również jedzenie smakowało tak samo.
– Według mnie przyjście tutaj było fatalnym pomysłem – skwitował Benjamín. – Przedwczoraj urodziny Diany, dzisiaj premiera… Ludzi ponoszą emocje. Wiesz, że niewiele trzeba, żeby stało się coś złego.
Przyjrzał się przyjacielowi. Blade zazwyczaj policzki dzisiaj przysłoniły zaczerwienienia spowodowane albo zbyt długim przebywaniem na słońcu, albo słowami, które właśnie wypowiedział. Przez to, że ostatnio nie widywali się za często, Pedro od razu zauważył u Benjamína zmianę. Mówił mniej, częściej się rozglądał, co jakiś czas poprawiał włosy w nerwowym geście. Może nigdy nie był typem uśmiechniętego od ucha do ucha faceta, ale zazwyczaj przynajmniej starał się myśleć pozytywnie.
– A podobno to ja panikuję – prychnął.
Wolał pociągnąć ich rozmowę w ten sposób. Nie chciał pytać o Dianę, a wiedział, że powodem takiego zachowania przyjaciela były ciągłe wspomnienia jej martwego ciała. To on był tam, przy niej, wezwał pomoc. Pedro przez nawał pracy, który zapewniła mu Gabriela, zupełnie wyparł to ze świadomości. Dzisiejszy wypad do restauracji miał być też formą przeprosin za zaniedbanie ich relacji.
– Tu wcale nie chodzi o to, Pedro. Dobrze, że jesteś czujny. Ja też jestem. Ale ten gościu na cmentarzu mógł nie przyjść nawet na grób Diany…
– Umówiliście się z Gabrielą, tak? – przerwał mu. – Nie zmyśliłem tego.
Benjamín westchnął z rezygnacją, po czym przeczesał palcami czarne włosy. Przez chwilę jedli w ciszy, Pedro jednak odpuścił. W końcu zabrał Benjamína na obiad przed premierą, aby mogli w spokoju zjeść i porozmawiać. Bez snucia czarnych scenariuszy.
– Nie mówmy o tym, dobrze? I nic złego się nie stanie. Ochrona siedzi kilka stolików dalej, jesteśmy bezpieczni. – Wskazał widelcem, na który wcześniej nabił krewetkę, w stronę dwóch mężczyzn ubranych po cywilnemu. Popijali najtańsze kawy i nie spuszczali z nich wzroku. – Możesz być spokojny.
– G. o wszystko zadbała – mruknął jego przyjaciel i znowu przeczesał włosy.
– Jak zawsze. Myślisz, że puściłaby mnie ot tak do Casco Antiguo? – Pedro zaśmiał się, po czym upił kilka łyków wody gazowanej z nutką cytryny. – Zostajesz dzisiaj na after?
Benjamín pokręcił głową.
– Mam jutro kolejne przesłuchania. Wolałabym nie przyjść na nie z kacem i podkrążonymi oczami. Będziesz musiał sobie poradzić beze mnie.
W końcu na ustach Benjamína pojawił się nieśmiały uśmiech.
– A co z tamtymi?
– Kicha. – Wzruszył ramionami niby z obojętnością, choć jego zmarszczone czoło komunikowało coś zupełnie innego. – Może w końcu uda się coś złapać.
– Po premierze nie będziesz mógł się opędzić od telefonów – pocieszył przyjaciela. – Cieszmy się zatem tą chwilą, bo potem nie znajdziesz dla mnie czasu. Nawet na wyjście do restauracji.
Benjamín wybuchnął szczerym śmiechem, widocznie się rozluźniając. Wszystko jednak minęło, gdy do restauracji weszła nowa osoba. Kobieta chyba bardzo bujała w obłokach, bo masywne drzwi wysunęły się z jej uścisku i zamknęły z hukiem.
To właśnie na ten dźwięk jego przyjaciel podskoczył, a palce zacisnął mocno wokół widelca. Pedro nie mógł powstrzymać śmiechu.
– Jak będziesz się tak bał wszystkiego, to sam zaraz zaciukasz się tym widelcem – powiedział.
Nowa klientka zaczęła głośno przepraszać, a kelner, który ich obsługiwał, uspokoił ją i zaproponował kartę.
– Uważaj, żebym ciebie nim nie zaciukał – odpowiedział Benjamín.
Pedro zaśmiał się ponownie, ale po chwili odwrócił wzrok od przyjaciela i z ciekawością przyglądał się blondynce. Kobieta chyłkiem kierowała się w stronę jedynego wolnego stolika w restauracji.
A on znajdował się tuż obok nich.
Sonia
Usiadła na krześle z westchnieniem. Kelner przyjął od niej zamówienie, po czym obrócił się do stolika obok, przy którym siedziało dwóch mężczyzn. Zgarnął stamtąd na wpół zjedzone danie szatyna, a później dolał wody drugiemu. Sonia pewnie nie zwróciłaby na niego uwagi, gdyby nie to, że miał na głowie czapkę z daszkiem, a na nosie okulary przeciwsłoneczne. Wyglądał komicznie, tym bardziej że w restauracji panował półmrok z powodu do połowy zasłoniętych markiz.
Mężczyzna w pewnej chwili, chyba wyczuwając, że na niego patrzy, obrócił się w jej stronę. Dzięki temu zauważyła, że po lewej stronie nosa miał kolczyk. Sonia zrobiła to, co pierwsze przyszło jej do głowy. Sięgnęła do małego plecaka, wyjęła wakacyjną listę, długopis i pierwszy zakup, którego dokonała po przyjeździe do Hiszpanii. Może dał się nabrać na to, że wcale mu się nie przyglądała?
Będąc przy bazylice, kupiła wstążki. Różową dla niej, a tę we flagę Aragonii miała zamiar podarować chłopakowi. Odhaczyła ten podpunkt, po czym zjechała końcówką długopisu na kolejny.
Teraz naprawdę zgłodniała, więc przy okazji postanowiła spełnić dzisiaj jeszcze jeden punkt. „Zjeść flan w zatłoczonej restauracji”– głosił napis. Trochę inaczej to sobie wyobrażała. Na krześle naprzeciwko niej miał siedzieć Krzysiek. Obydwoje wypiliby trochę za dużo wina, nakarmiliby się nawzajem deserem, a później poszliby dalej kosztować smaków Hiszpanii w El Tubo.
Niechętnie zakreśliła i tę kratkę.
W trakcie tych czynności ciągle czuła, że czarnoskóry mężczyzna jej się przygląda. Narobiła trochę zamieszania, gdy wchodziła, ale to chyba nie powód, żeby traktować ją jak jakąś interesującą atrakcję? A może źle wyglądała? Sięgnęła po telefon i ukradkiem przejrzała się w ekranie. Przez słońce miała spalony na czerwono nos, a włosy, rozwiane przez wiatr, sterczały jej we wszystkie strony. Wyglądała jednak normalnie. Na pewno na tyle, żeby nie wzbudzać sensacji.
Przy okazji sprawdziła komórkę. Odłączyła się od Krzyśka i jego kolegów już dwie godziny temu i nic. Zero nowych połączeń czy wiadomości. Przełknęła gulę, która urosła jej w gardle, i szybko zamrugała, aby odgonić łzy. Zrobiła to w idealnym momencie, bo kelner właśnie postawił przed nią deser i lampkę wina.
– Zostawię kartę, gdybyś chciała coś jeszcze domówić – powiedział.
Skinęła głową, choć słowa mężczyzny do niej nie dotarły. Myślała ciągle o Krzyśku. Zastanawiała się, jak będzie teraz wyglądał ich wyjazd. „Pal licho wyjazd! – krzyknęła w myślach. – Jak będzie wyglądało teraz nasze życie?”. Będą musieli mijać się w pracy, jakby się nie znali? Czy może zostaną przyjaciółmi, ale zamiast miłych pogawędek przy zamówieniach będą jedynie kiwać sobie głową na przywitanie i pożegnanie?
Naprawdę nie chciała rzucać przez to pracy. Nie lubiła jej, to fakt, ale dzięki niej miała pieniądze, które odkładała na wynajem mieszkania. Nie chciała już dłużej siedzieć na głowie rodzicom. No właśnie, byli jeszcze oni. Tata już załatwiał restaurację na wesele…
Mimochodem spojrzała na serdeczny palec u prawej dłoni. Jeśli to prawda, jeśli była piątym kołem u wozu na tych wakacjach, to pierścionek, o którym tak bardzo marzyła, nawet nie był w planie. Ona nie była w planie. Nie powinno jej tutaj być.
Ta myśl uderzyła w nią tak mocno, że już nie potrafiła powstrzymać płaczu. Ponownie zerknęła do plecaka, ale nie było tam chusteczek. Musiała zapomnieć zabrać ich z hotelu. Pociągnęła zatem nosem, a łzy starła palcami.
„Musisz się uspokoić. To nic, porozmawiasz o tym z Krzyśkiem, wszystko będzie dobrze, zobaczysz”, powtarzała sobie w kółko, ale te słowa wcale nie przynosiły jej pocieszenia. Wręcz przeciwnie, z jej gardła wydobył się w miarę głośny szloch, który próbowała bezskutecznie zagłuszyć.
Zakryła twarz dłońmi, aby ukryć się przed ciekawskimi spojrzeniami. Była na siebie zła, że musiała rozkleić się akurat tutaj. Szło jej już tak dobrze. Dwie godziny spaceru pozwoliły na ochłonięcie, a teraz… Wszystko rozwaliło się na nowo.
– Hej! Masz…
Sonia podniosła głowę i obróciła się w stronę, z której dochodził męski głos. Już chciała powiedzieć mężczyźnie siedzącemu przy stoliku obok, że niczego nie potrzebuje, ale gdy zauważyła wyciągniętą w jej stronę paczkę chusteczek, odpuściła. Popatrzyła na okulary przeciwsłoneczne, za którymi skrywał oczy. Miała jednak wrażenie, że ich spojrzenia się spotkały.
– Dziękuję.
Sięgnęła po paczkę, po czym ponownie odwróciła się w stronę swojego stolika. Starła łzy chusteczką, a później głośno wysiąkała w nią nos. Wdech i wydech. Kolejne wysiąkanie nosa i przetarcie oczu palcami. Było lepiej. Chyba dopadło ją zmęczenie, które pozwoliło w miarę się uspokoić. Na wszelki wypadek sięgnęła po wino i upiła kilka większych łyków, aby mieć pewność, że to beznadziejne uczucie bezradności już do niej nie wróci. Wolała nie czuć już nic, niż czuć za dużo.
– Wszystko w porządku?
Spojrzała w bok zdziwiona. Myślała, że mężczyźni ze stolika obok przestali się nią interesować, gdy tylko wręczyli jej chusteczki, ratując przed zasmarkaniem stołu. Oni jednak ciągle się w nią wpatrywali. Pytanie zadał ten w czapce i okularach, drugi sprawiał wrażenie trochę zdezorientowanego. Wyglądali dość elegancko, jakby spotkali się w tym miejscu, aby obgadać ważny biznes, a ona przerwała im pertraktacje wybuchem płaczu.
– Tak, oczywiście, ja…
Przerwała i zacisnęła usta. Chciała powiedzieć, że coś wpadło jej do oka i że wszystko jest dobrze, ale nie potrafiła skłamać.
– Właściwie to nie. Nic nie jest w porządku – przyznała.
Po co miałaby ukrywać przed nimi prawdę? Nigdy już się nie spotkają, a ona przynajmniej będzie mogła wyrzucić z siebie wszystkie te chaotyczne myśli i może zdecyduje, co będzie najlepszym wyjściem z tej sytuacji. Popatrzyła na mężczyzn, których imion nawet nie znała, i powiedziała prawie na jedynym wydechu:
– Mój chłopak miał mi się oświadczyć, ale jestem na wakacjach z nim i jego popieprzonymi kumplami, którzy po hiszpańsku potrafią powiedzieć chyba tylko: culo, pechos i cerveza. Ostatniego jestem pewna, bo dzisiaj ich tego nauczyłam.
Czarnoskóry mężczyzna zaśmiał się, ale szybko odchrząknął i przeprosił. Jego kumpel próbował natomiast wypatrzeć pierścionek na jej dłoni.
– Tak, nie oświadczył się. – Złapała się za palce i przyciągnęła dłonie do ciała. – Okazało się, że w ogóle miało mnie tu nie być. Zabrał mnie, bo dowiedziałam się o tym przez przypadek i ubzdurałam sobie, że chciał mi zrobić niespodziankę. Marzyłam o Hiszpanii i o tych wakacjach. Długo zbierałam na nie kasę. Miałam wrócić z narzeczonym, a wrócę ze złamanym sercem.
– Cholera – wymsknęło się mężczyźnie w czapce.
– No, cholera. Życie jest do dupy – powiedziała, jakby kwitując tymi słowami swoją wcześniejszą wypowiedź.
– Nie. Życie wcale nie jest do dupy – powiedział, na co prychnęła, ale on był nieustępliwy. – Chyba że pozwolisz, żeby ktoś nim sterował. Wtedy tak, wtedy jest do dupy.
Sonia nie miała ochoty przyjmować rad od nieznajomego, który ciągle nie zdjął czapki i okularów przeciwsłonecznych. Miała w zwyczaju patrzeć wszystkim bezpośrednio w oczy, bo to w nich kryła się prawda. Wkurzało ją to, bo nie mogła wyczytać z tonu jego głosu tego, czy się z niej naigrywał, czy naprawdę chciał pomóc.
– Po co ci to w ogóle? – zapytała, wskazując na elementy garderoby, które przyciągnęły jej uwagę.
– Jestem sławnym aktorem i boję się, że gdyby nie to, nie mógłbym zjeść w spokoju obiadu – wyznał poważnie.
Jego cichy kolega uderzył go stopą pod stołem, jakby chciał w ten przekazać, żeby nie robił sobie jaj. Sonia jednak szczerze się roześmiała. To było dziwne. Nie myślała, że taka głupota będzie w stanie poprawić jej humor, tym bardziej że wylała przed chwilą morze łez. Nie żałowała, że wygadała się ze swoich problemów obcym. Poczuła się… oczyszczona. Gdy w końcu opanowała chichot, pokręciła głową z niedowierzeniem.
– Okej, nie było pytania.
– Mówię poważnie.
– No to chyba tego dobrze nie przemyślałeś. – Dostrzegła, jak uniósł jedną z brwi, jakby chciał ją zapytać: „Ach, tak?”. – Właśnie przez to odznaczasz się na tle innych gości.
– Może – odpowiedział, po czym szybko zmienił temat: – Skąd jesteście?
– Z Polski. Niby leży nie tak daleko Hiszpanii, ale dla mnie i mojego portfela to kawałek.
– Tym bardziej się cieszę, że przyjechałaś. – Mężczyzna skinął głową na jej stolik. Zerknęła tam mimochodem, ale nie wiedziała, o co mu dokładnie chodziło. – Co tam masz? Na tej kartce.
Przez to, że dała się ponieść emocjom, zupełnie zapomniała o schowaniu checklisty z powrotem do plecaka. Kartka leżała tuż obok talerzyka z nietkniętym deserem.
Napisała ją po polsku, przez co Hiszpan i tak nie był w stanie jej odczytać. Bez problemu mogła zatem wymyślić pierwsze lepsze kłamstwo i zmienić temat. Zamiast tego opowiedziała o swojej młodzieńczej miłości do książek rozgrywających się w Hiszpanii, a także o tym, że od dawna robiła listę, którą chciała spełnić na tych wakacjach.
Powiedziała także:
– Mieliśmy zrobić to wszystko razem. – Uśmiechnęła się smutno. – Ja i mój chłopak. Ale chyba zostałam z tym sama.
Wysunęła spod talerzyka kartkę i przeleciała wzrokiem po każdym punkcie. Marzyła o tym od tak dawna i co…? Miała to ot tak zostawić? Była w Hiszpanii, powinna się cieszyć i czerpać z tego garściami.
A Krzysiek… Z nim będzie musiała dzisiaj na poważnie porozmawiać. Zmierzy się z konsekwencjami, ale nie miała wyjścia, inaczej do końca wakacji nie zazna spokoju i ciągle będzie się zastanawiać, czy to, co powiedział Tomek, było prawdą.
Mężczyzna musiał zauważyć, że zmarkotniała, dlatego zapytał:
– Wiesz, co powinnaś tam jeszcze dodać? – Sonia pokręciła głową. – Spontaniczny wypad z dopiero co poznanymi facetami.
Roześmiali się we dwoje, ale kolega siedzący obok nie wyglądał na zadowolonego z tego pomysłu. W końcu przemógł się i powiedział:
– Mnie w to nie mieszaj. Poza tym powinniśmy już…
– W takim razie z nieznajomym – przerwał kumplowi, który najwyraźniej chciał wyjść z restauracji. – Może nawet dzisiaj? Mam bilety do kina.