Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Kiedy wejdziesz w szeregi gangu, powinnaś nauczyć się celnie strzelać
Jagoda musi naprawić błąd swojego brata. Zgadza się na wykonanie fuchy dla Kacpra, szefa gangu, do którego zadzwoniła po pomoc. Zadanie jest proste. Poderwać Remka, najbardziej węszącego policjanta z wydziału antynarkotykowego, i wyciągnąć od niego cenne informacje.
Problem w tym, że dziewczyna nigdy nie zwracała na siebie uwagi mężczyzn, a całe jej życie to cztery ściany w rodzinnym mieszkaniu. Nieprzywykła do brutalnego przestępczego światka, staje przed ogromnym wyzwaniem – większym niż kiedykolwiek.
Czy Jagoda poradzi sobie z nową rzeczywistością?
Czy górę wezmą uczucia, które do tej pory były jej zupełnie obce?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 326
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Zagraj dla mnie
Wydanie I
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu wymaga zgody Wydawnictwa i autorki.
Niniejsza powieść jest wyłącznie fikcją literacką. Podobieństwo do prawdziwych wydarzeń i postaci jest przypadkowe.
Redaktor prowadzący: Angela Węcka
Redakcja fabularna i korekta: Angela Węcka
Redakcja językowa: Sylwia Chojecka, Od Słowa do Słowa
Skład: Marlena Sychowska
Ilustracje w środku: @Canva
Projekt i realizacja okładki: Ewa Popławska
Druk: Mazowieckie Centrum Poligrafii
Wydawnictwo Spisek Pisarzy
Powieść w wersji papierowej kupisz na stronie wydawnictwa i w księgarniach internetowych.
www.wydawnictwo.spisekpisarzy.pl
E-book dostępny między innymi na Legimi oraz Empik Go.
Copyright © by Natalia Brożek, 2023
Irządze, 2023
ISBN: 978-83-966559-5-0
Nigdy nie byłam w areszcie. Nie miałam nawet odwagi odwiedzić go choćby w snach. A teraz co? Teraz siedzę zakratkami.
Trzęsące ciało kryje się pod jeansami i cienkim materiałem bluzki. Marzę o kubku ciepłej herbaty i o kocu. Chcę zniknąć z tego okropnego miejsca i zapomnieć o tej straszliwejnocy.
Próbuję zasnąć, ale świat pięknych wyobrażeń nie przychodzi. Co rusz jakiś dźwięk wybudza mnie z półsnu, przypominając, jak wiele mogę przez to stracić. Godziny się dłużą. Policjanci wchodzą i wychodzą. Pojawiają się nowe twarze, ale potem i oneznikają.
Po pierwszej funkcjonariusze wprowadzają awanturujące się kobiety. Zostają rozdzielone – jedna trafia do mojej celi, druga do przeciwległej. Policjanci każą im się uspokoić, dzięki czemu na chwilę nastaje pełna napięciacisza.
Ta w mojej celi ciągle chrząka, próbując pozbyć się zalegającej w przełyku krwi. Jej twarz jest zmasakrowana, choć zajęli się nią wcześniej lekarze. Wygląda na spokojną, ale jej ciągle zaciśnięte pięści przyprawiają mnie odreszcze.
Nie pasuję tutaj. Chcę stąd jak najszybciej zwiać, ale nie wiem, jak mam to zrobić. Nigdy nie byłam w takiej sytuacji. Nie wiem, czego oczekuje ode mnie Kacper. Nie chcę też zawieść ojca i brata. Liczą namnie.
Szkoda tylko, że ja nigdy nie mogłam liczyć na nich.
Na klatce schodowej pojawił się nowy niecenzuralny napis. Niebieska farba pobłyskuje w promieniach zachodzącego słońca, które przedostają się przez nieduże okno na korytarzu. Jest świeży i nie zdziwiłabym się, gdyby lokalny artysta, którego umiejętności plastyczne objawiły się dość niedawno, wciąż znajdował się wpobliżu.
Moje kroki musiały go spłoszyć, ale nie mam zamiaru przeszukiwać każdego piętra i marnować czasu na takie zabawy, za to spółdzielnia powinna. Już dawno mieli się tym zająć. Jeśli tylko ojciec mnie posłuchał i poszedł im tozgłosić.
Spoglądam z niezadowoleniem na napis – ten akurat nie jest kolejną deklaracją przynależności do gangu Rudy, ale kogokolwiek bądź czegokolwiek by dotyczył, mam już tego po dziurki w nosie. Żal mi jedynie dziewczyny, która najprawdopodobniej złamała młodzieńcze serceartysty.
Ucha od siatek z zakupami zaczynają nieprzyjemnie wbijać mi się w dłonie. Lista, którą zostawił mi nad ranem ojciec, była długa i wskazywała na to, że dzisiejszy wieczór przesiedzę zamknięta w pokoju, wsłuchując się w okrzyki zwycięstwa bądź porażki dochodzące z pomieszczenia obok. Chyba że ojciec znowu zapomniał zapłacić za kablówkę, wtedy o obejrzeniu meczu polskiej reprezentacji w piłce nożnej będzie mógł tylkopomarzyć.
Ruszam się z miejsca, szperając kciukiem w kieszeni skórzanej kurtki, aby wyciągnąć z niej klucze. Kolanem podtrzymuję jedną z siatek i otwieram drzwi. W mieszkaniu jak zawsze wita mnie okrutna cisza. Oczywiście, że nikt jeszcze niewrócił.
Zamykam drzwi nogą. Huk roznosi się zarówno po mieszkaniu, jak i po klatce. Nie przejmuję się tym jednak – większość mieszkańców jest w drodze z pracy albo są na tyle głusi, że nie robi to na nich większego wrażenia. Zostawiam zakupy w kuchni, wzdycham głośno, ściągając z siebie kurtkę, po czym odwieszam ją na wbity w boazerię gwóźdź. Osiedlowy sklep jest kawałek drogi od nas, a że nie posiadamy ani roweru, ani tym bardziej samochodu, przebieżka w tę i z powrotem jest dla mnie codzienną aktywnością. Szóste piętro w bloku również nie pomaga, a plakietkę na windzie, głoszącą od dobrych dwóch tygodni, że dźwig jest zepsuty, mogę dodać jako kolejny punkt na mojej liście skarg dospółdzielni.
Opieram się o blat w kuchni, chłodząc rozgrzane plecy letnimi puszkami z piwem, wciąż opakowanymi przemokniętą jednorazówką. Próbuję choć chwilę odsapnąć. Poza burczeniem starej lodówki i dźwiękami szurania, które dobiegają z pomieszczenia powyżej, w mieszkaniu panujecisza.
Po chwili przerywają ją jednak głosy dochodzące z klatki. Słyszę ojca ze wzburzeniem opowiadającego swoim kumplom o jakiejś akcji, którą planują. Sprawy gangu nie powinny mnie interesować, jednak nikt nie zabronił mi słuchać, więc właśnie to ciągle robię. Słucham.
Szybko wkładam piwa do lodówki, a resztę zakupów wrzucam na swoje miejsce. Ojciec razem z kumplami skierują się od razu do salonu, rozsiądą się wygodnie na kanapie i włączą telewizor. Ojciec oczywiście zajmie fotel, który jest zarezerwowany wyłącznie dlaniego.
Przymykam zatem drzwi od kuchni, łapiąc w locie zawieszoną na nich ścierkę, i szybko rzucam ją na blat. Słyszę chwilę potem ich kroki, które przesuwają się po skrzypiącychpanelach.
Jestem cicho, choć serce jak zwykle bije mi jak szalone. W sklepie zeszło mi dłużej, niż myślałam, ale mam nadzieję, że ojciec zostawi to bez komentarza. Ma dzisiaj dobry humor – potrafię to rozpoznać po tym, jak się porusza oraz jak konstruujewypowiedzi.
Mam nadzieję, że nikt mu dzisiaj tego niepopsuje.
Słyszę w jego słowach również dumę. Powtarza imię mojego brata co trzecie zdanie. Unosi wtedy głos i śmieje się szczerze. Dawno nie był takiszczęśliwy.
Kilka dni temu podsłuchałam ich rozmowę – dotyczyła właśnie Kuby. Ojciec nigdy nie wygadałby tego swoim znajomym, gdyby nie kilka piw, które strzelili wtedy na osiedlu. Dzisiaj jest podobnie. Nawet przez drzwi w kuchni czuję odór alkoholu, który wypełnił mieszkanie, gdy tylko do niegoweszli.
– Mój Kuba, no nie uwierzycie… dostał taką szansę! – ponownie się nakręca.
Słyszę, jak przesuwa stół, a pozostawione na nim z rana szklanki niebezpiecznie o siebie uderzają.
– Mój syn ma taką odpowiedzialną fuchę. Nie każdy może się sprawdzić jako dostawca. To wymaga takiego sprytu, takiejwiedzy…
To, czym zaczął się zajmować mój brat, jest niebezpieczne. Przez to nie mogę przestać się o niego martwić. Tym bardziej że już drugi dzień nie wrócił dodomu.
Po cichu zaglądam do szafek, szukając niedokończonej paczki z chipsami z wczoraj. Mieszam je w misce z tymi kupionymi dzisiaj, a obok zostawiam zgrzewkę piwa. Nie jest zbytnio schłodzona, ale wiem, że na więcej czasu w lodówce nie ma coliczyć.
Ojciec wchodzi po chwili. Jego wzrok sięga mojej twarzy. Zaciskam usta, aby ukryć drżenie warg. Stoję w miejscu jak skamieniała, widząc jego zaczerwienione policzki i przekrwione oczy. Wiem, że ma problemy ze snem. Słyszę, jak drugi dzień z rzędu rzuca się po łóżku. Tak samo jak ja boi się oKubę.
– Rozmawiałaś z kimś w sklepie? – pyta cicho, obawiając się, że rozbawiony tłum z salonu będzie w stanie gousłyszeć.
Kręcę głową. Trudno mi na niego patrzeć. Widzę, jak bardzo postarzał się od śmierci mamy. Zmienił się pod względem nie tylko wyglądu, lecz także charakteru. Odpuścił. Zaczęło się od nieprzejścia badań zdrowotnych do pracy. Stracił robotę i musiał szukać pomocy w Rudzie. Ci nie zwracali uwagi na to, że nie powinien robić nic fizycznie. Wysłali go naustawki.
– A podrodze?
– Z nikim nie rozmawiałam – odpowiadamszeptem.
– Todobrze.
Zgarnia czteropak i miskę, po czym rusza z powrotem do znajomych. Wiem, że wtedy zmartwienie znika z jego twarzy, a pozostaje jedynie głupkowata wesołość. Nic na to nie poradzę – śmierć mamy gozmieniła.
– To będzie dobry mecz, panowie! – krzyczy, a syk otwieranych piw rozbrzmiewa jakby na potwierdzenie jegosłów.
Przygotowuję następną paczkę chipsów, po którą przyjdzie w drugiej połowie, oraz kilka kanapek. Zazwyczaj pod koniec meczu znajomi ojca lubią sobie zjeść coś porządniejszego. Posiedzą do pierwszej, pogadają o głupotach, a potem wyjdą na miasto – zająć się swoimisprawami.
Zostawiam na blacie wszystko, co będzie im jeszcze potrzebne, po czym po cichu przekradam się do swojego pokoju. Siadam na łóżku i opatulam się kocem, pomimo początków wiosny na zewnątrz wciąż jest zimno. Ogrzewanie zostało już wyłączone, bo podobno PRL-owski blok zużywa zbyt dużo pieniędzy, żeby spółdzielnia mogła sobie pozwolić na przedłużenie terminu.
W głowie dopisuję kolejny podpunkt na skardze, której nigdy niezłożę.
Patrzę na łóżko znajdujące się po drugiej stronie pokoju. Oczywiście gdy Kuba wyszedł do pracy dwa dni temu, zostawił je w zupełnym nieładzie. Pościeliłam je, aby, gdy tylko wróci, mógł położyć się w nim z uśmiechem na ustach i w końcuodpocząć.
Zostali mi już tylko on i ojciec. W tym całym chorym świecie jedynie na nich mogę liczyć. Otulam ciało rękami, coraz mocniej zagłębiając się w cieple koca. Mój umysł odcina się od dźwięków z pokoju obok, choć nie do końca mogę lekceważyć trzęsącą się podłogę, która budzi do życia wszystkie meble, gdy tylko ojciec i jego znajomi tupią w nią pełni piłkarskichemocji.
Po cichu wyplątuję się z ciepłej oazy i sięgam do łóżka Kuby. Tuż pod materac. Jego sekret odkryłam jakiś tydzień temu i od tamtej pory nie mogę przestać o nim myśleć. Ojciec i brat myśleli, że śpię, albo w ogóle nie przejmowali się tym, że mogę coś usłyszeć. Kuba ekscytował się przejściemrekrutacji.
– Dostałem to odniego…
– Taki telefon nie kosztuje mało – odpowiedział wtedyojciec.
– Wiem! – Kuba podniósł głos. Słyszałam w nim czystą ekstazę. – Szef mnie docenia. To znak, że mi ufa. Zapisał mi swój numer. Mam na niego dzwonić, jeśli wpakuję się wkłopoty.
Późnym wieczorem, gdy oboje położyliśmy się do łóżek, Kubaspytał:
– Jaga, zdajesz sobie sprawę z tego, ile można dostać za takiecudeńko?
– Dużo? – odpowiedziałam, a on zaśmiał się jakwariat.
W głowie na pewno liczył już pieniądze, które zgarnie za niego w lombardzie. Pomiędzy palcami obracał cienki telefon jak cyrkowynóż.
– Stary grat od ojca jeszcze chodzi, a jeśli uda mi się ten gdzieś szybko sprzedać… Przełożyłbym tylko kartę. Szef o niczym by się nie dowiedział, a my przez chwilę moglibyśmy żyć jak bogowie. Wiesz, jak potrzebny nam jest szybki zastrzyk gotówki, nie?
Nie udało mu się spełnić swojego planu. Telefon wciąż spoczywa pod materacem i do tego bez hasła zabezpieczającego. Pomimo że nadmiar wiedzy szkodzi, jak twierdzi mój ojciec, nie powstrzymuję się i włączam aparat. Kuba nigdy jeszcze nie przyłapał mnie na jego przeglądaniu. Mam zatem swoją tajemnicę. Nie jest ona wielka, ale z przyjemnością skanuję wzrokiem wszystkie nazwy kontaktów i snuję historię o imionach czy ksywkach, które się tam przewijają. Bez końca również szperam w jego zawartości, marząc o tym, że w końcu trafię na coś nowego.
Nie pamiętam, czy ktoś zadzwonił, czy nawet napisał, gdy Kuba był w mieszkaniu. Zawsze jednak mam nadzieję, że gdy będę raz za razem odświeżać pustą listę SMS-ów, telefon nagle wyda dźwięk. Ktoś napisze, gdzie podziewa się mój brat i czy jestcały.
Ale telefon kolejny wieczór uparcie milczy. Wyłączam go ze zdenerwowaniem, próbując opanować chęć przejrzenia rzeczy Kuby. Nie powinnam tego robić. Ojciec mnie usłyszy, wejdzie tutaj i rozpęta siękłótnia.
Niemogę.
Chowam komórkę na miejsce i wracam do łóżka. Spoglądam przez moment na zdjęcie w ramce stojące na komodzie obok. Uśmiech, który posyła mi z niego mama, jest lekarstwem na całe zło tego świata. Trzyma małą mnie w dniu narodzin w mocnym uścisku, chroniąc przed każdymzagrożeniem.
Wciąż mam głupią nadzieję, że roztacza nade mną swoją opiekę, dzięki czemu nic złego nigdy mi się nieprzytrafi.
Noga niekontrolowanie podryguje mi w rytm sklepowej muzyki, którą co chwilę przeszywa oddalone pikanie skanerów przy kasach. Zapomniałam listy zakupów i z zakłopotaniem przyglądam się opartemu na udziekoszykowi.
Podstawowe produkty, o które zawsze prosi ojciec, już się w nim znalazły. Najtańsze piwo i solone chipsy – nie znosi tych smakowych, według niego to niepotrzebne kombinowanie. Nie pamiętam jednak dokładnie, co miałam kupić na obiad. Będę musiała improwizować. Może naleśniki kolejny dzień zrzędu?
Pomimo że lubię przebywać wśród ludzi i wsłuchiwać się w ich rozmowy, dzisiaj jest inaczej. Czym prędzej chcę zniknąć z zatłoczonego sklepu, aby móc wrócić do domu i czekać na powrótKuby.
Kolejną noc śniły mi się koszmary, których głównym bohaterem był mój brat. Nie mogłam przestać się przyglądać jego ranom postrzałowym. Z dziur lała się krew, a ja krzyczałam, najgłośniej jak tylko mogłam. Błagałam o pomoc. Wokół niego byli straszni ludzie – gang, który nie znał litości, więc nic dziwnego, że i jemu nie chciał jejokazać.
Ktoś szturcha mnie w ramię, przechodząc wąską alejką. To jedna z kasjerek, która mamrocze coś pod nosem, patrząc się na mnie spod opadających na czoło blond włosów. Na plakietce przypiętej do sklepowego uniformu znajduje się jej imię – Kalina. Otrząsam się szybko, zgarniam z lodówki mleko i od razu przechodzę w stronękasy.
Krzyki dochodzące z zaplecza skutecznie odciągają mnie od natarczywych myśli. I nie tylko mnie, cały sklep spogląda w stronę pomieszczeniasocjalnego.
Przede mną w kolejce jest już tylko jeden mężczyzna, który pakuje właśnie resztę zakupów dosiatki.
– Ki czort? – mówi, gdy kolejne krzyki rozbrzmiewają posklepie.
Kasjerka Teresa próbuje robić dobrą minę do złej gry, ale zauważam, że skóra pod jej okiem zaczyna delikatnie pulsować ze zdenerwowania. Podobnie jak wtedy, gdy ojcu brakuje magnezu, choć zazwyczaj leczy to kilkoma łykamipiwa.
– Zrobię, co tylko będę chciała! – Po sklepie roznosi się piskliwy kobiecy głos. – Jeśli tobie to nie pasuje, to z namikoniec.
– Zrywasz ze mną? – pyta mężczyzna. – Nie rozumiesz, że chcę cię chronić? Myślisz, że to dobra zabawa? Że dostaniesz broń i będziesz sobie strzelać do ludzi? A może że rzucą ci w nagrodę kilka gramów koki i sobieodpłyniesz?!
– Nie bądźśmieszny!
– To ty jesteśśmieszna!
Przez moment nastaje cisza. Teresa spogląda na mnie z delikatnym uśmiechem, sięgając po położone na czarnej taśmie produkty. Sklep ożywa na nowo, jednak większość wciąż z uwagą przysłuchuje się rozmowie toczącej się w pomieszczeniu dla personelu. Mężczyzna w kolejce przede mną udaje, że wiąże but, mając nadzieję na szybkie rozstrzygnięcie kłótni. Nasze osiedle słynie z zamiłowania do plotek i skandali, pamiętam, jak było po śmiercimatki.
– Kalinka to zawsze taka wybuchowa – tłumaczy kobietę kasjerka. – Młoda krew to i temperamentostry.
Kiwam głową, po czym przesuwam się w bok. Dopiero wtedy jestem w stanie dostrzec wnętrze pokoju przez nie do końca domknięte drzwi. Dziewczyna to śliczna, urocza blondynka, którą wielokrotnie widziałam już wcześniej w sklepie. Jej bladą twarz pokrywa teraz czerwony kolor, który pogłębia się z każdym pełnym złości wyrzuceniem rąk ku górze. Chłopak siedzi oparty o stół. Pomimo że jego głos jest pełen emocji, ciało to oaza spokoju. Mam wrażenie, że jeśli w końcu się nie ruszy, dziewczyna rzuci się na niego z pięściami, żeby chociaż w ten sposób wymusić na nim jakąśreakcję.
– To nie jest już głupia robota przy barze – przerywa jej wywód, a dziewczyna zakłada ręce na piersi z niezadowoleniem. – Wiesz, na co się w ogóle piszesz? Wiesz, co będziesz musiała zrobić? Rozmawiałaś w ogóle z tym Kacprem czy wystarczyły ci plotki zklubu?
– Podjęłam już decyzję – odpowiada, po czym odwraca się w stronę otwartych drzwi i wtedy nasze spojrzenia się spotykają. Uświadamia sobie, że mają publikę. – A twoja reakcja jeszcze bardziej mnie do tegoprzekonała.
Zatrzaskuje drzwi, a głosycichną.
– To będzie pięćdziesiąt złotych i pięćdziesiąt siedem groszy. – Kasjerka odzywa się słodkimgłosem.
Wyciągam z kieszeni zwitek banknotów, które ojciec zostawił mi dzisiaj w kuchni, zanim zniknął na mieście. Nie wystarczy. Kobieta, widząc mój wzrok, sięga po zeszyt schowany pod ladą. Nie chcę nawet liczyć, ile razy jestem tam wpisana jakodłużniczka.
– Gdy tylko brat wróci, wszystko oddam – zapewniam kasjerkę. – Obiecuję.
Nie wiem, czy próbuję przekonać bardziej siebie, czy ją. Naprawdę chcę wierzyć w to, że gdy wróci Kuba, wreszcie skończą się nasze problemyfinansowe.
Wychodzę ze sklepu odprowadzana znanymi mi już spojrzeniami i szeptami. Niby nic dziwnego, że na Rudzie wciąż niektóre rodziny biorą coś na zeszyt, ale wraz ze zwiększającymi się wpływami gangu staje się to oznaką niewystarczającego oddania. Teraz każdy dla nich pracuje, przez co ma pieniądze i możewięcej.
Mnie ojciec nigdy na to niepozwoli.
Nie jesteśmy rodziną, która znajduje się wysoko w hierarchii, raczej plasujemy się gdzieś na dnie. Choć ojciec wierzy, że dzięki pracy Kuby będziemy mogli w końcu się od niegoodbić.
Gdy wychodzę ze sklepu, powiew wiosennego wiatru otula mnie ciepłymi smagnięciami, rozwiewając włosy. Uśmiecham się wprost do słońca, mrużąc oczy. Drzwi od sklepu zamykają się z hukiem, odcinając mnie od wszystkiego, co się tamwydarzyło.
Ruszam w końcu dodomu.
Płytki w chodniku obok sklepu są nierówne, przez co często ktoś ląduje na nich z krzykiem. Codzienne wędrówki po osiedlu sprawiają, że dla mnie ten tor przeszkód to błahostka. Wiem, których należy unikać, aby w ulewne dni, nie pomoczyć sobie nóg, gdy zalegająca woda pod wpływem nacisku nagle wystrzeli spod płytki albo które zwodniczo przesuwają się w bok, gdy tylko ktoś na nichstanie.
Na początku, gdy jeszcze pokonywałam tę trasę z mamą, starałam się je policzyć. Jako dzieciak byłam kiepska z matmy, przez co ciągle się gubiłam i wracałam do domu naburmuszona. Ale uwielbiałam te wycieczki – pozwalały mi na odcięcie się od męskiego świata, do którego wraz z mamą nie mogłyśmy należeć. Do teraz prawie nic się niezmieniło.
Prawie…
Nie ma już ze mnąmamy.
Wchodzę do klatki, uprzejmie witając się ze starszą panią, która mierzy mnie ciekawskim spojrzeniem. Pani Irenka jak zwykle jest nie w humorze. Przez tyle lat, ile mieszkaliśmy w tym bloku, ta kobieta zawsze wyglądała nawściekłą.
Dzisiaj jest ubrana wyjściowo, co może oznaczać kolejne spotkanie klubu seniora. Szminka rozmazała się w kącikach jej ust, ale i tak kobieta prezentuje sięwytwornie.
– Powiedz Hubertowi, żeby do mnie dzisiaj przyszedł, dobrze? – Właściwie to nie jest pytanie.
Otwieram usta, aby dopytać o szczegóły, jednak ona przerywa mi uniesioną dłonią.
– Zalegacie znowu z czynszem, a ja umawiałam się z nim na inne warunki! Niech szybko ruszy swoje szanowne cztery litery albo niech wyśleKubę.
Trzask wyjściowych drzwi stawia sprawę jasno – nasza rozmowa właśnie się skończyła. Czuję, jak żołądek podjeżdża mi do gardła. Skąd my wytrzaśniemy teraz tyle pieniędzy? Jeśli Kuba nie wróci w najbliższym czasie, pani Irenka w końcu straci cierpliwość. Ojciec, pomimo że jakoś potrafił ją udobruchać, tym razem może nie zapobieceksmisji.
Gdy zamykam za sobą drzwi do mieszkania, w końcu czuję spokój. Zostaję tylko ja. Odcinając się od świata na zewnątrz, odcinam się też od bólu. Czasem, właśnie w takich chwilach, lubię być sama. W spokoju przygotowywać obiad, nucąc pod nosem zasłyszaną w sklepowym radiupiosenkę.
Nie zawsze tak to wyglądało. Gdy jeszcze chodziłam do szkoły, często to ojciec próbował przyrządzić nam jakieś jedzenie. Nie było mowy o zupach, a tym bardziej o innych wykwintnych daniach, ale kanapki wystarczyły, aby załagodzić głód. Teraz wymaga się ode mniewięcej.
Mam zastąpić im matkę i żonę. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że nie umiem być tak wspaniała jak ona. Stąd ta frustracja i ciągłe napięcie. Mam wrażenie, że nigdy nie będę wystarczająco dobra, choć bardzo sięstaram.
Zapach naleśników sprawia, że burczy mi w brzuchu. Nie czekam na nikogo z obiadem i sama podjadam kilka zawijanych naprędce przysmaków. Nie wiem, kiedy wróci ojciec, a tym bardziej Kuba. Zdaję sobie jednak sprawę z tego, że gdybym nie zrobiła obiadu, skończyłoby się to kolejnąawanturą.
Ja wolę ich natomiast unikać. Nie lubię krzyków i twarzy wykrzywionych w grymasie – zwłaszcza jeśli doskonale widzę na nich oznaki wypitego wcześniejalkoholu.
Kłótnie nic niezmienią.
Matka zawsze mi to powtarzała. Jej czuły dotyk sprawiał natomiast, że zapominałam o całym podenerwowaniu. A było go dużo, bo w dzieciństwie Kuba często mi dokuczał, zabierając zabawki i niezbyt dobrze ukryte słodycze. Ja wrzeszczałam na niego, potem ojciec na mnie i tak w kółko. Osobą, która jakoś łagodziła te spory, zawsze byłamama.
I ta funkcja po jej śmierci spadła namnie.
Gaszę ogień na palniku i zerkam ukradkiem za okno. Uchylam je, wpuszczając do środka pełną gamę dźwięków wraz ze świeżym powietrzem. Dzieci, które wyszły już ze szkoły, bawią się teraz na placu zabaw pod czujnym spojrzeniem mam. Na mnie nikt już nie spogląda tak jak nanie.
Jesteś już dorosła, skończ z tym głupim myśleniem – upominamsię.
Sprzątam po sobie i zabieram się do odkurzania. Pokój ojca jest zamknięty, choć to tam najbardziej przydałoby się odkurzyć po wczorajszym meczu. Nie otwieram go jednak, chociaż doskonale wiem, gdzie ojciec ukrywaklucz.
Dzień mija mi jak zwykleszybko.
Zasypiam wcześnie. Bez akompaniamentu meczowych dźwięków i pijackiej gadaniny. Błogość otula mnie miękkimi ramionami, a w głowie pojawiają się niezwykłe obrazy. Sceny, które nigdy nie będą dla mnie dostępne w tym życiu. Historie, o których mogę tylko marzyć wsnach.
Budzę się po kilku godzinach. Na początku nie potrafię powiedzieć, czym jest to spowodowane. Zegarek położony na stoliczku nocnym przy łóżku Kuby wskazuje drugą wnocy.
Serce bije mi jak szalone, a umysł doszukuje się realnego zagrożenia, które spowodowało moje przebudzenie. Na razie wokół panuje wciąż nieprzerwana cisza. Łóżko brata jest puste, a z pokoju obok nie docierają do mnie dźwięki głośnego chrapania, co znaczy, że wciąż jestemsama.
Kładę się ponownie na materacu, próbując wmówić sobie, że to nic takiego, na pewno nic się nie stało. To wszystko przez strach, który towarzyszy mi od zniknięcia Kuby. Był taki szczęśliwy, że w końcu awansował i nie musiał już wychodzić z ojcem na ustawki. Ja natomiast od tamtej pory czułam już tylkoprzerażenie.
Zamykam oczy. Mam nadzieję, że zasnę tak szybko, jak udało mi się to zrobić wcześniej. Ale chwilę potem słyszę okropny huk. Podrywam się z łóżka, niepewna, co zrobić. Dźwięki dobiegają z naszej klatki, docierają do mnie podniesiony głos i szybkiekroki.
Ktoś nagle dobiega do drzwi naszego mieszkania i uderza w nie z całej siły. Krzyczy, a ja poznaję tengłos.
Kuba…
Biegnę w kierunku wejścia i prawie potykam się o podwinięty na korytarzu dywan. Krzyk brata ciągle rozbrzmiewa na klatce, a jego pięści uderzają odrzwi.
Spoglądam przez wizjer i dostrzegam go. Dreszcze przechodzą przez moje ciało, choć jeszcze nie rozsunęłam zamków, a chłód z zewnątrz nie dotarł do mojej skóry. Kuba wygląda okropnie, jego twarz zalewa krew, która kapie raz za razem nawycieraczkę.
– Jaga, otwieraj, proszę! – krzyczy. – Oni zaraz tutajbędą…
Oni?
Nie przejmuję się tym, że jestem w cienkiej piżamie, a na klatce zawsze ktoś zostawia otwarte okno. Bez zastanowienia odskakuję na bok, aby Kuba mógł wejść do środka. Robi to bardzo szybko, po czym zatrzaskuje za sobą drzwi i zamyka je na wszystkie zamki. Jest zdyszany – winda wciąż nie została naprawiona, musiał biec po schodach.
– Co się stało? – pytam przerażona – Kuba?
Nie odpowiada, tylkokrzyczy:
– Łap za szafę, no już! Pomóż mi, docholery!
Brat sięga po mebel, a ja niczym w amoku robię to samo. Zaraz zastawiamy wejście do mieszkania szafą, która ma w jakiś sposób obronić nas przed czającymi się na klatce ludźmi. Gdy Kuba się odsuwa, ponawiampytanie:
– Co się stało? Kto cięgoni?
Brat mnie nie słucha, biegnie do kuchni i z półki obok okna wyciąga nienapoczętą butelkę wódki. Krew jest wszędzie. Idę za jej śladem najpierw przez panele w korytarzu, a potem przez płytki w kuchni. Kuba opiera się o blat i pije z butelki łyk załykiem.
Nie podoba mi sięto.
– Kto tutaj zaraz będzie? – Ponownie próbuję coś z niego wyciągnąć. – Czego od ciebiechcą?
Nie odpowiada od razu. Pije tak łapczywie, że kilka strużek spływa mu po brodzie. Podchodzę i odciągam siłąbutelkę.
– Wystarczy – mówię dobitnie. – Co sięstało?
Kuba patrzy na mnie z wyrzutem, ale po chwili łagodnieje. Może w końcu zauważa, że sięmartwię.
– Zawaliłem sprawę – odpowiada i nagle z całej siły uderza otwartą dłonią w kuchenny blat. – Kurwa! Jaga, zawaliłem jakcholera!
Słoiki, szklanki i różne pierdoły podskakują ze zgrzytem. Mam wrażenie, że w mieszkaniu obok zaczyna szczekać pies zaalarmowany tymwybuchem.
– Na pewno nic nie zawaliłeś. – Próbuję go uspokoić, łapiąc delikatnie za ramiona. Obawiam się, że sprawię mu tym ból, ale nie oponuje. Sadowię go więc na jednym z krzeseł stojących przy stole. – Zaraz cię opatrzę i wszystko będzie wporządku.
Uśmiecham się, choć mam ogromną ochotę mocno się wykrzywić. Odór alkoholu jest nie do zniesienia, tym bardziej jeśli łączy się z zapachem krwi. Mówię do brata ciągle, jak do dziecka, które dopiero co spadło z roweru po swojej pierwszej samodzielnejjeździe.
Cały drży. Nie wiem, czy to z powodu obrażeń, czy może zestrachu.
Nie pytam go o nic więcej, bo i tak mi nie odpowie. Biegnę do łazienki po ręcznik i moczę go w wodzie. Obawiam się tego, co zobaczę, gdy zmyję z twarzy Kubykrew.
Wracam do kuchni, a kropelki wody, które ciekną z ręcznika, mieszają się z krwią na podłodze.
Próbuję się uspokoić, ale mamrotanie brata sprawia, że nie jestem wstanie.
– Zabiją mnie… Jeśli tylko… Ja pierdole. Już ponas.
Wyrywam mu wódkę z dłoni i odkładam ją na drugi koniec stołu. Jestem wściekła. Tak jak wtedy, gdy jako dzieciak kradł mi cukierki. Jestem wściekła, bo nie potrafi się uspokoić, a jeśli on jest niespokojny, to i jajestem.
– Przemyję ci teraz twarz, dobrze? – pytam, a on kiwagłową.
Wpatruje się we mnie błękitnymi oczami, mam takie same. Różni nas jedynie kolor włosów, Kuba to blondyn, a ja odziedziczyłam po mamie mysią barwę. To jedna z niewielu rzeczy, które mi po sobiezostawiła.
Odsuwam loki, które przykleiły się do jego czoła, zauważając, że i one zabarwione są naczerwono.
– Straciłeś dużo krwi, dlatego nie wiem, czy nie lepiej będzie, jeśli…
– Nie! – Przerywa mi nagle, mocno kręcąc głową.
Moja dłoń zastyga bez ruchu przy jego policzku, a mokry ręcznik zaczyna ciążyć.
– Żadnych szpitali, żadnej policji, żadnych…
Nie jest w stanie dokończyć, bo zagłuszają go uderzenia w drzwi. Nasze spojrzenia natrafiają na siebie, a przerażenierośnie.
– Wiemy, że tam jesteś… – Męski głos przedziera się przez hałas. – Nie bądź babą i nie chowaj się wdomku…
Kuba z przerażeniem łapie mnie za dłoń. Ściska ją na tyle mocno, że na mojej twarzy pojawia się grymas bólu. Nie wyplątuję jej jednak. Wiem, o co zaraz mnie poprosi. Nie otwieraj drzwi. Niech myślą, że nas tu niema…
– Zabiją mnie… Zabiją pewnie i ciebie, jak tylko tutaj wejdą – szepcze. – Proszę…
– Czemu mieliby to zrobić? Z kim ty zadarłeś? – pytam pełna emocji.
To nie może się dziać. Nie może. Najpierw mama, a teraz to… Panika Kuby zaczyna stawać się nie dozniesienia.
– Kurwa, kurwa, kurwa – powtarza pod nosem pomimo moich ciągłych prób uspokojeniago.
Uderzenia w drzwi, salwy przekleństw i wyzwisk kierowane w stronę mojego brata dochodzą do mnie niczym echo. Staram się opanować, bo z dwójki panikującego rodzeństwa nigdy nic dobrego nie wyniknie. Muszę być tąmyślącą.
Rana, tak jak myślałam, jest głęboka. Boję się, że jeśli szybko jej nie zaszyję, Kuba zaraz zemdleje, a ja sama będę musiała stawić czoła agresywnym mężczyznom. W głowie kołata mi jeszcze jedna myśl – nawet we dwójkę nigdy nie poradzimy sobie z tyloma napastnikami. A jeśli dobrze rozróżniłam głosy, to za drzwiami może być ich aż trzech bądźczterech.
Muszę cośwykombinować.
– Skoczę szybko po igłę i nitkę – szepczę, nie patrząc bratu w oczy. – Jeśli nie chcesz jechać do szpitala, to sama będę musiała się tymzająć.
Kuba przełyka głośno ślinę, ale po chwili kiwagłową.
Odchodzę od niego na paluszkach. Obawiam się zbliżyć do drzwi, aby napastnicy nie usłyszeli moich kroków. Co prawda pobrudzona krwią wycieraczka jest idealną wskazówką, gdzie nas szukać, ale wciąż mam nadzieję, że mężczyźni zaraz sobiepójdą.
Tak, wiem, to złudnanadzieja.
Zanim znikam w łazience, wchodzę do pokoju. Nie mam zbyt wiele czasu i wiem, że jeśli Kuba się zorientuje, co robię, nie będzie zadowolony. Szybko odsuwam materac i sięgam po telefon. Włącza się wolno, jakby z premedytacją chciał mnie ukarać za wcześniejsze korzystanie z niego bezpozwolenia.
Gdy tylko pojawia się tapeta z logiem klubu piłkarskiego, któremu kibicuje całe nasze osiedle, klikam w kontakty. Wpisuję „s” i od razu na pierwszym miejscu pojawia się numer, o którym nieprzerwanie myślałam, odkąd podsłuchałam rozmowę ojca z Kubą. „Szef”. Zaciskam dłoń na obudowie telefonu i z obawą klikam w zielonąsłuchawkę.
Przyciskam go do ucha, czekając, aż sygnały przerodzą się w „halo”. Tak też się dzieje. Głos jest zdenerwowany, a w tle słyszę dźwięki mocnej klubowej muzyki, nie mam jednak czasu się nad tym zastanawiać. Później zmierzę się ze wszystkimi konsekwencjami moich dzisiejszychdziałań.
– Mamy problem. Jacyś ludzie chcą się włamać do naszego mieszkania. Pomóż, proszę – wyrzucam z siebie. – Kuba Przesmycki. Nowy dostawca. Dzwonię z jego telefonu, miał… miał to zrobić, gdy coś pójdzie nie tak, jakpowinno.
W myślach błagam, aby mężczyzna nie olał mojej prośby i nie poszedł bawić się dalej. Stresuję się z każdą sekundą ciszy, która jest pomiędzynami.
– Blok numer dziewiętnaście, osiedle na wschodniej Rudzie? – pyta w końcu, a ja potwierdzam. – Będziemy tam za pięćminut.
– Dziękuję – mówię z ogromną ulgą, po czym sięrozłączam.
Już i tak zeszło mi zbyt długo. Wchodzę do łazienki i zatrzymuję wzrok na półce z przyrządami do szycia. Otwieram jedną z szuflad i wyjmuję igłę oraz nić. Przez moment żałuję, że nie ma w mieszkaniu ojca. On na pewno wiedziałby, co należyzrobić.
Kiedy wracam, Kuba z przerażeniem wpatruje się w igłę w mojej dłoni. Wiem, że szycie rany i cerowanie skarpetek to nie to samo, lecz nie mam innego wyboru. Wylewam na igłę resztkę alkoholu, nie zwracając uwagi na to, że wiele płynu wsiąka w białyobrus.
Kuba mierzy każdy mój ruch niepewnym spojrzeniem, ale nic nie mówi. Jestem zdenerwowana i zdeterminowana. Już dawno nie czułam się tak jakdzisiaj.
– Wypij sobie, jak ma ci to pomóc – mówię, nawlekając drżącymi dłońminić.
Kuba z ulgą sięga po butelkę. Opróżnia ją do dna, a ja wierzę, że tyle wystarczy, aby się nie wydzierał, gdy będę zszywać jego skórę. Nie mamy nic lepszego do odkażenia czyznieczulenia.
Zrywam się mimochodem przy każdym uderzeniu w drzwi. Krzyki mężczyzn robią się coraz głośniejsze. Przekleństwa stają się jeszcze ohydniejsze, a groźby coraz bardziej wyszukane. Gdyby nie szafa, którą przesunęliśmy, od razu weszliby do środka. Tylko ona powstrzymuje ich przed wtargnięciem. Ale ilejeszcze?
Jeśli zaraz czegoś nie zrobię, wejdą tutaj… Muszę myśleć krokami. Powoli. Nie mogę pozwolić sobie na chaos. Najpierw zajmę się Kubą, a potem… Potem na pewno znajdę wyjście z tej sytuacji. Takie, które pozwoli załatwić nam kilka dodatkowych minut, zanim przyjedzie tu szef – kimkolwiek onjest.
Słyszę, że sąsiedzi wokół budzą się pod wpływem hałasów, ale żaden z nich nie zareaguje, za bardzo się boją. Wołaniem o pomoc również niczego nie wskóram, a na pewno jeszcze bardziej zdenerwujęnapastników.
– Wychodź, ty mały gnoju, i oddaj, co nasze, bo zaraz wykurzymy cię stamtąd w innysposób!
– Napieprzaj w te drzwi mocniej, w końcu wyjdzie – dopowiada drugi. – Jak nie, to gdzieś się znajdzie trochę papieru iognia.
Przyśpieszam ruchy. Nie wiem, czy pięć minut, które obiecał mi szef Kuby, wystarczy, aby nas ocalić. Jestem gotowa na najgorsze. Staram się tym bardziej skupić na moim jedynym zadaniu, choć jest trudno. Ręce drżą mi tak, że nie mogę nawlec nitki. Gdy już się to udaje, rozchodzi się kolejnykrzyk:
– Wychodź, gnoju!
Igła wypada mi z rąk i ląduje na podłodze. Nie mogę jej znaleźć. Myśli krążą jak oszalałe. Co robić, corobić…
Jest jeszcze broń. Ta, z której jako dzieci próbowaliśmy z Kubą strzelać. Nie zastanawiam się już dłużej. Zostawiam igłę, ignoruję pytania brata i rzucam się do komody; za jedną z szuflad ojciec chowa klucz. Otwieram drzwi i biegnę w stronę tapczanu, gdzie trzyma broń. Niczym w transie przypominam sobie, jak powinnam ją załadować i odbezpieczyć. Nie rejestruję, gdy staję przed szafą, którą mężczyźni skutecznie odsuwają w bok – wystarczy już niewiele, aby mogli przecisnąć się dośrodka.
Kolejne uderzenie, a po nim mocny zgrzyt i cośpuszcza.
Żyjemy na wschodniej Rudzie. Osiedlu, na którym bójki, sprzedaż narkotyków i handel bronią to codzienność. Ten świat zawsze był przerażający, ale gdy doświadczam go teraz, na własnej skórze, coraz mocniej utwierdzam się w przekonaniu, że nie jest dlamnie.
Mam ochotę przycisnąć dłonie do uszu i już nic nie słyszeć. Odciąć się od tego wszystkiego, tak jak robię to na co dzień. Ale nie mogę. Huk, który roznosi się po mieszkaniu, gdy mężczyźni wpadają do środka, jest ogromny. Zamieram z dłońmi wyciągniętymi przed siebie, lufa pistoletu podskakuje, choć próbuję nakierować ją w miejsce, gdzie zaraz powinien pojawić się jeden znapastników.
Ale nic się potem niedzieje.
Żaden straszny mężczyzna nie wpada do środka, nie odgraża się Kubie ani nie tłucze nas na kwaśne jabłko. Wciąż jesteśmy sami. Ja stoję z bronią wyciągniętą do przodu, a on siedzi z odsuniętą do tyłu głową i spogląda w stronę wejścia domieszkania.
Hałas nagle się wzmaga. Słyszę głośne kroki, które dobiegają z klatki schodowej, oraz głosy rozchodzące się po korytarzu. Mężczyźni, którzy chwilę wcześniej próbowali się wedrzeć do mieszkania, teraz sącicho.
– Zadzwoniłaś…
Kuba nie musi mnie o to pytać. Wie, kto przyszedł z pomocą, a ta myśl najwyraźniej przeraża go jeszcze bardziej niż banda osiłków, którzy grozili mu śmiercią. Z klatki dobiegają nas odgłosy szamotaniny. Uderzenia niosą się po całym bloku z głuchymtrzaskiem.
– A miałam jakieś wyjście? – pytam ze złością. – Gdyby nie to, pewnie leżałbyś na podłodze z rozbitą czaszką, a ja koło ciebie. Miałeś jakiś inny plan? No, powiedz!
Cała złość, która wezbrała we mnie do tej pory, znajduje właśnie ujście. Mógłby okazać trochę wdzięczności, w końcu to ja uratowałam mu tyłek. I to nie pierwszyraz.
– Na coś na pewno bymwpadł…
– W to nie wątpię – mówięprzekornie.
Już dawno nie byłam tak zła jak teraz. Emocje wciąż buzują w moich żyłach i prawdopodobnie tylko dzięki temu decyduję się podejść bliżej drzwi i wychylić się za szafę, żeby zobaczyć, kto czai się na korytarzu.
Boję się, co powie na to ojciec. Odpycham jednak od siebie myśl o spotkaniu z nim – potem się zastanowię, jak wytłumaczę się z nakablowania nabrata.
– Zadzwońcie po Tomka, by ich wywiózł na Hutę. – Słyszę niski głos. – Zostawcie przy nich jasną wiadomość, że jeśli ruszą jeszcze raz mojego kuriera, to naspopamiętają.
– Dobrze, szefie.
Chwila zamieszania kończy się kilkoma komunikatami i rozejściem się większości grupy. Zamieram, gdy widzę, że ci, co zostali, kierują się w moją stronę. Cofam się mimowolnie. Najpierw widzę masywny, żołnierski but. Potem dopiero luźne jeansy i obszerną czarną bluzę. Zadzieram głowę, aby spojrzeć w oczy przybyłemu gościowi i jegokompanii.
– To ty do mnie zadzwoniłaś? – pyta bez zbędnego silenia się na kulturalnepowitanie.
Kiwam głową, a on przygląda mi się uważniej.
– Opuść już broń. Nie potrzebujeszjej.
Ręce od razu opadają na boki. Broń zostaje w prawej dłoni, nadal trzymam palec na spuście. Dopiero teraz uświadamiam sobie, że mam na sobie jedynie piżamę – w całym tym zamieszaniu krótkie spodenki podwinęły mi się o wiele za wysoko, a ramiączka od bluzki praktycznie opadły na ramiona. Poprawiam się szybko, zauważając, że biały materiał w niektórych miejscach przesiąknął krwiąbrata.
– Kim jesteś? – pyta zciekawością.
Wciąż czuję natarczywe spojrzenie szefa. Próbuję być silna, lecz gdy mężczyzna podchodzi do mnie bliżej, opuszczam wzrok. Wyjmuje mi broń z dłoni i odkłada na stojącą obok komodę. Zakładam ręce na piersi. Zimno, które wdarło się do mieszkania z klatki schodowej, sprawia, że drżę. Zasłaniam ramionami również swoje piersi, nie chcąc, żeby szef mojego brata przyglądał się nabrzmiałymsutkom.
– S-siostrąKuby.
– Siostrą? A to ciekawe… – mówi, przejeżdżając dłonią po łysejgłowie.
Mężczyzna góruje nade mną wzrostem i posturą. Jestem przy nim jak malutka myszka, która napotkała człowieka z łapką. Nie wiem, czy mam wciąż stać nieruchomo, czy w końcu zacząćuciekać.
– GdzieKuba?
– W kuchni – odpowiadam drżącym głosem, po czym wskazuję głową w stronę przymkniętychdrzwi.
I tyle. Odrywa spojrzenie, które pali moje ciało, i znika we wskazanym pomieszczeniu. Za nim rusza jeden z kolegów, a drugi zostaje przy wejściu. Tkwię w miejscu, choć rozsądek podpowiada, że muszę tam wejść. Muszę dokończyć szycie, inaczej Kuba ciągle będziekrwawił.
Jestem kobietą, to nie jest mój świat. Nigdy nie będę członkiem gangu. Powinnam trzymać się od niego z daleka. Powtarzam w głowie słowa, które usłyszałam w dzień pogrzebumatki.
– Ja… przepraszam, ale… – zaczynam.
– Tak?
Pod wpływem jego mrocznego spojrzenia nagle zaczynam sądzić, że odezwanie się wcale nie było tak dobrym pomysłem. Może powinnam zostać w przedpokoju z gębą zamkniętą na kłódkę, a może najlepiej by było schować się w pokoju i udawać, że nie istnieję?
– Czy mogę się zająć bratem? Ma ranę na czole, bardzo krwawi. Postaram się zrobić to szybko, abyście… abyście mogli porozmawiać naosobności.
Mężczyzna potakuje, mierząc mnie spojrzeniem pełnym zainteresowania. Wpadam do kuchni, Kuba nic nie mówi i pozwala mi na wszystko. Jego wzrok jest w pełni skupiony na mężczyźnie, który stanął w drzwiach. Czuję, jak szef przygląda się każdemu mojemu ruchowi, ale staram się to ignorować. Znajduję na podłodze igłę, ponownie dezynfekuję ją kilkoma kropelkami wódki, które zostały na dnie butelki a następnie wykonuję szybko to, co zamierzałam. Brat krzywi się za każdym razem, gdy przebijam skórę, ale nie narzeka. Musi się pokazać jako twardziel, a ja błagam w myślach, żeby szef nie zauważył, że to tylko licha maska.
– Jeszcze tylko jedno wkłucie i… gotowe. Nie ruszaj się. – Sięgam po nożyczki do jednej z szafek i odcinam nitkę. – Może nie jest idealnie, alejest.
– Dzięki – szepcze brat, choć nie słyszę w jego głosiewdzięczności.
Wstaję i odwracam się do szefa. Mężczyzna uśmiecha siępółgębkiem.
– Mogę już wyjść? – pytam.
– Jeśli skończyłaś, to tak. Droga wolna. – Wskazuje mi dłonią drzwi. – Już wiem, do kogo się zgłosić, jeśli będzie trzeba pocerować moichludzi.
Nie wiem, czy żartuje, czy mówi poważnie. Wolę nie dociekać. Wykorzystuję chwilę i czmycham z kuchni. Drzwi zamykają się za mną. Staję przy wejściu do pokoju, ale coś powstrzymuje mnie przed przekroczeniem progu. Nie chcę podsłuchiwać, nie chcę, aby ciężar informacji spadł i na mnie, ale nie potrafię się ruszyć. Chyba się boję. Tak, nie tylko o brata, ale o całą naszą rodzinę. Co teraz z namibędzie?
– Codo…
Głos ojca nagle skutecznie wyrywa z odrętwienia. Mam dziwne wrażenie, że przywołałam go w myślach, choć bardzo tego niechciałam.
– Mieszkam tutaj – mówi, gdy kumpel szefa próbuje go zatrzymać. – Co tu się wydarzyło? Jagoda? Jagoda, docholery!
Nie ruszam się. Nawet wtedy, gdy dobiega i łapie mnie za ramiona. Potrząsa mną jak jakimś niedobrym dzieckiem, które w końcu należy postawić do pionu. Zauważa krew i przestaje. Jego palce sztywnieją, ciągle wbijając się w mojąskórę.
– Kuba… – szepcze pod nosem i od razu puszcza. – Gdzie on jest? Gdzie jest mójsyn?
Mam ochotę się rozpłakać. Uciec stamtąd i zapomnieć o tej okropnej nocy. Ojciec, nie otrzymawszy odpowiedzi, po prostu fuka pod nosem i odchodzi. Palące się w kuchni światło sprawia, że od razu kieruje się w tamtąstronę.
Przez moment, gdy drzwi się uchylają, widzę Kubę. Wciąż siedzi na krześle. Teraz opiera się łokciami o blat stołu, a palce zaciska na blond włosach, ukrywając w ten sposób swoją twarz. Przy nim siedzi szef. Wyciągnął na sam środek kuchni krzesło i usiadł na nimokrakiem.
Łysy mężczyzna patrzy w stronę wchodzącego do środka ojca, a wtedy nasze spojrzenia przez moment się spotykają – w jego oczach czai się coś niedobrego. Zanim jednak się nad tym zastanowię, ojciec zamyka drzwi, odcinając mnie od męskiego świata pełnego przemocy iniebezpieczeństw.