Ku szczytom. Historia i nieodparty urok gór - Henrik Svensen - ebook

Ku szczytom. Historia i nieodparty urok gór ebook

Svensen Henrik

3,5
39,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Fascynująca podróż do serca gór. Opowieść o nierozerwalnej więzi między człowiekiem a naturą.

Góry odgrywały zawsze w dziejach świata niezwykle ważną rolę i budziły fascynację ludzi. Potężne masywy górskie i strome szczyty wywoływały lęk i obawę, ale dostrzegano w nich także piękno i symboliczne znaczenia. Przez wieki zmieniał się także stosunek ludzkości do gór: bywały obiektem kultu, stanowiły naturalną barierę, budziły zainteresowanie artystów i poetów, a także fascynację naukowców, podróżników i wspinaczy.

Autor opowiada w przystępny sposób nie tylko o bliskich mu od dziecka górach Norwegii, ale także o najpiękniejszych i najbardziej fascynujących masywach górskich na całym świecie. Dowiadujemy się między innymi o tym, jak istnienie gór interpretowali przez lata naukowcy oraz geolodzy i jakimi tropami próbowali dociekać przyczyn ich istnienia. W opowieść tą autor wplata również swoje osobiste zmagania związane z odkrywaniem gór, wędrowaniem na dużych wysokościach i pokonywaniem własnych słabości.

Góra stoi oto owiana białą, postrzępioną aurą tajemniczości, jakby jej wierzchołek zrodził się z samego błękitu nieba. Siły, które wyniosły ją z oceanu i ukształtowały, ulotniły się, nie pozostawiając po sobie śladu. Nie starcza nam słów, aby opisać znikanie tych sił, nie mamy też teorii na temat ich działania innych niż te, które wynikają z ciągłych i niezadowalających badań. John Ruskin (1904)

O autorze:

Henrik Svensen (ur. 1970), doktor geologii Uniwersytetu w Oslo. Obecnie pracownik naukowy i wykładowca Wydziału Nauk o Ziemi w Instytucie Dynamiki i Rozwoju Ziemi. Autor licznych artykułów naukowych oraz tekstów w norweskich gazetach i czasopismach popularyzujących wiedzę naukową. Za swoje osiągnięcia w dziedzinie popularyzacji nauki otrzymał w 2015 roku nagrodę od Norweskiego Towarzystwa Geologicznego, a w 2017 roku od Norweskiej Rady ds. Badań Naukowych. Autor bloga oraz książek popularnonaukowych tłumaczonych na wiele języków.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 369

Oceny
3,5 (2 oceny)
1
0
0
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Henrik Svensen

Ku szczytom

Historia gór i ich nieodpartego uroku

Przekład z języka norweskiego:

Małgorzata Rost

Sopot 2021

Tytuł oryginału:Bergtatt

Copyright © Henrik Svensen

First published by H. Aschehoug & Co. (W. Nygaard) AS, 2011.

Published in agreement with Oslo Literary Agency and Book/lab Literary Agency, Poland.

All rights reserved

Copyright © 2021 for the Polish edition by Wydawnictwo Smak Słowa

Copyright © for the Polish translation by Małgorzata Rost

Wszystkie prawa zastrzeżone. Książka ani żadna jej część nie może być publikowana ani powielana w formie elektronicznej oraz mechanicznej bez zgody wydawnictwa Smak Słowa.

Edytor: Anna Świtajska

Redakcja i korekta: Anna Mackiewicz

Opracowanie graficzne i skład: Intergraf Gdańsk

Okładka i strony tytułowe: Agnieszka Karmolińska

Ilustracje wykorzystane na okładce: 

©istockphoto.com/sansubba

Druk: Drukarnia Abedik

Konwersja do EPUB/MOBI:

http://www.gigaproject.pl/epuby

ISBN: 978-83-66420-45-8

Smak Słowa

ul. Monte Cassino 6A

81-805 Sopot

tel. 507-030-045

Zapraszamy do księgarni internetowej wydawnictwa

www.smakslowa.pl

Spis treści
WSTĘP: Instrukcja obsługi książki
FASCYNACJA: Autor zostaje zabrany w góry i spontanicznie rusza na pobliski szczyt
CZĘŚĆ PIERWSZA
BEZDROŻA: Góry z zewnątrz i od środka
INTERPRETACJA: Co naprawdę oznacza topografia gór
REWOLUCJA: Odkrycia i nauka w górach
SENTYMENTALIZM: Góry otulone płaszczem romantyzmu
WALKA: Ku nowemu rozumieniu gór
WYWYŻSZENI: Sens życia i ścianka do boulderingu
OFENSYWA: Dramat w górach
NIEBO I PIEKŁO: Religijna symbolika gór
CZĘŚĆ DRUGA
ŁAŃCUCHY GÓRSKIE: Szczypta postmodernistycznego lęku i krótka odpowiedź na pytanie, skąd się biorą góry
KOLIZJE: Potężne zderzenia w Himalajach
MIKROSEKUNDA: Podejrzane terrany Ameryki Północnej
ZAGADKI: Dlaczego w Norwegii są góry?
SUBDUKCJA: Wspinaczka i wulkany w Andach
ZŁOŻONOŚĆ: Co się dzieje w Europie?
W UKRYCIU: Góry szaleństwa
W GÓRĘ: Warto znać swoje granice
DOM: Pochwała skały macierzystej
KILKA SŁÓW NA ZAKOŃCZENIE
BIBLIOGRAFIA
ZDJĘCIA W KSIĄŻCE

Góra stoi oto owiana białą, postrzępioną aurą tajemniczości, jakby jej wierzchołek zrodził się z samego błękitu nieba. Siły, które wyniosły ją z oceanu i ukształtowały, ulotniły się, nie pozostawiając po sobie śladu. Nie starcza nam słów, aby opisać znikanie tych sił, nie mamy też teorii na temat ich działania innych niż te, które wynikają z ciągłych i niezadowalających badań.

John Ruskin1

Przypisy:

1 Ruskin (1904), s. 164. (Jeżeli nie podano inaczej, cytaty w przekładzie tłumaczki).

Moim rodzicom, Annbjørg i Janowi

WSTĘPInstrukcja obsługi książki

Nim rozpocznie się górska przygoda, autor czuje potrzebę wyjaśnienia, w jaki sposób powstawała ta książka, o czym właściwie jest i jak czytelnik może z niej odnieść korzyści. Wszystkie informacje na temat historii i powstawania gór oraz łańcuchów górskich pochodzą z powszechnie dostępnych artykułów naukowych. Autor dodał od siebie bardzo niewiele. Poza tym autor przy niejednej okazji odwołuje się bezpośrednio w tekście do wypowiedzi znanych naukowców. Ci, z którymi rozmawiał osobiście, wiedzieli o pisanej przez niego książce oraz o tym, że ich słowa mogą zostać w jakiejś formie wykorzystane. Nieraz zdarzało im się powiedzieć coś, czego być może mówić nie powinni (pod wpływem usilnych starań autora, aby wydusić z nich jakąś osobistą lub krytyczną uwagę), ale zapewne wychodzili z założenia, że autor przecież i tak nigdy nie skończy pisać, więc nie ma powodów do obaw. Kwestia zachowania anonimowości osób pojawiających się w książce nigdy nie była poruszana. Imiona rozmówców nie zostały zmienione, aby uniemożliwić ich rozpoznanie. Wręcz przeciwnie. Autor na każdym kroku uparcie doprecyzowuje, z kim i kiedy rozmawia oraz gdzie ta osoba pracuje i w jakiej dziedzinie jest ekspertem. Wszystkie te osoby miały możliwość zapoznania się z treścią książki przed jej wydaniem, aby uniknąć ewentualnych skandalizujących wypowiedzi lub błędnych cytatów, ale większość nawet się nie pofatygowała, żeby to zrobić.

Uwzględnione w książce własne przeżycia, w tym liczne odtworzone z pamięci rozmowy, wrażenia z górskich wędrówek i najróżniejsze wydarzenia, zostały opisane na podstawie wspomnień autora (i dlatego, jak się czytelnik domyśla, prawdopodobnie nie są bardzo dokładne). Czy to może stanowić jakiś problem? Cóż, zgodnie z przekonaniem, że nieważne, jak o tobie mówią, byleby mówili, autor w głębi serca ma nadzieję, że publikacja wywoła burzliwą debatę, w wyniku której książka sprzeda się w rekordowym nakładzie, zostanie przetłumaczona na mnóstwo języków, stanie się przedmiotem wielu zaciekłych, entuzjastycznych dyskusji, a także elementem wyposażenia górskich wycieczek równie nieodłącznym jak czekolada czy pomarańcza.

Autor przyznaje, że w trakcie pisania książki przez chwilę nad projektem zawisły czarne chmury, a mówiąc konkretnie – o mało nie odłożył pracy nad nią na bliżej nieokreśloną przyszłość. Jednak autor jest zarówno wytrwały, jak i uparty. Przede wszystkim musiał stawić czoła następującym zagadnieniom: 1) Jaki jest motyw przewodni książki? Jej treść przeskakuje z jednego łańcucha górskiego na drugi, od wspinaczki poprzez geologię i znów powrót do wspinaczki. 2) Czy to absolutnie konieczne, żeby czytelnik wiedział aż tyle o geologii? 3) Pojęcie czasu. Nikt przecież nie rozumie, co autor ma na myśli, pisząc, że „łańcuch górski jest młodziutki, ma zaledwie dwadzieścia milionów lat”. Czym właściwie zajmują się ci geolodzy? Ich stosunek do czasu jest całkiem… cóż, zostawmy to. Ostatecznie autor stwierdził, że należy przepisać całą książkę. Jego wnikliwość i spóźniony refleks podpowiadają mu, że powinien był pokusić się o wprowadzenie zmian do treści znacznie wcześniej (to znaczy zanim zdążyły upłynąć trzy lata), jak również każą się zastanowić, dlaczego prędzej na to nie wpadł. Trzy naprawdę istotne wyzwania związane z pisaniem książki są jednocześnie kluczem do jej zrozumienia:

MOTYW PRZEWODNI. Autor przyznaje, że pomysł napisania książki był niezwykle ambitny. Bo jak w przystępny sposób opowiedzieć o historii wspinaczki górskiej, imperializmie i górach, filozofii, historii sztuki oraz religii, historii nauki o górach, różnicach między zachodnim i wschodnim stosunkiem do gór, własnych doświadczeniach wspinaczkowych, ekspedycji Amundsena na biegun południowy w 1911 roku, najnowszych interdyscyplinarnych badaniach nad górami? Jak dojść do nowych i zaskakujących spostrzeżeń oraz geologicznych odkryć, przywołać liczne wywiady z naukowcami, opisać procesy rozwojowe największych łańcuchów górskich w ciągu ostatnich 450 milionów lat – a wszystko to na niespełna trzystu stronach (co daje w przeliczeniu ponad półtora miliona lat na stronę), w dodatku z wyraźnym motywem przewodnim oraz tak, żeby z książki nie zrobił się podręcznik? Bo głównym celem było opisanie zjawiska „gór” ze wszystkich możliwych perspektyw, a także napisanie książki o historii kultury oraz historii naturalnej. Innymi słowy: autor pragnął wybudować most ponad straszliwą przepaścią między dwoma odmiennymi sposobami patrzenia na świat, jakie reprezentują nauki przyrodnicze oraz humanistyka. Czasem nie był pewien, dlaczego właściwie się w to wpakował. Nieraz nachodziła go chęć napisania książki o bardziej życiowej i konkretnej tematyce, jak na przykład: Historia granitu z Drammen; Galdhøpiggen i ja; Rozmowy z kamieniem; Skały są super czy coś w tym stylu.

GEOLOGIA. Góry mają wiele wspólnego z geologią i nikt tak naprawdę do końca nie wie, czym jest geologia, nie licząc samych geologów. Nie da się ukryć, że było to dla autora spore wyzwanie. Jak nietrudno się domyślić, całkowicie oczywisty i powszechnie akceptowany jest fakt, że specyficzne tematy, takie jak a) skupienia biotytu w gnejsach (nawiasem mówiąc, nie jest konieczne, żeby czytelnik rozumiał wszystkie aspekty tego zagadnienia) czy b) deformacje minerałów w uskokach w skali nano, nie są dla większości wiedzą niezbędną. Co zabawne, poza obszarem zainteresowań ludzi pozostają także naprawdę ważne pytania dotyczące naszego świata, w tym kwestie takie jak początki życia na Ziemi, wiek oraz historia naszej planety, pochodzenie skał, jak również to, dlaczego właściwie Ziemia wygląda tak, jak wygląda. Autor postanowił wyjaśnić podstawowe zagadnienia prostym i łatwym do zrozumienia językiem, a także unikać wchodzenia w szczegóły dotyczące geologii, które – nie oszukujmy się – interesują wyłącznie geologów. Trzymając się więc własnych założeń, autor spieszy wyjaśnić, że: Gnejs to rodzaj szarej skały. Biotyt to minerał z grupy łyszczyków. Deformacja minerałów to innymi słowy ich uplastycznianie, zmiany struktury krystalicznej i kruszenie skał. A uskok to wąska (o szerokości od centymetra do metra) struktura tektoniczna w skorupie ziemskiej powstała w wyniku trzęsienia ziemi lub przemieszczenia warstw skalnych. Dla jasności autor stworzył krótką listę najważniejszych tematów, które odgrywają kluczową rolę w jego opowieści o górach:

1. Rozpowszechnienie się nauki o górach.

2. Postrzeganie gór oraz związki między teoriami a rozumieniem przyrody.

3. Złożoność natury i świata wokół nas.

4. Czego nie wiemy o górach, ale powinniśmy wiedzieć?

5. Jakie procesy zachodzą w głębi łańcuchów górskich?

6. Co wiemy o pradawnych górach? (Czy w zamierzchłych czasach w ogóle istniały góry?)

7. Powstawanie i niszczenie gór.

ROZUMIENIE CZASU. Niezwykle kłopotliwe, a zarazem bardzo proste. Góry rozwijają się zazwyczaj w tak wolnym tempie, że zmiany są dla nas praktycznie niezauważalne. Nowe badania wskazują, że łańcuchy górskie mają swoje sekretne życie, pełne dynamiki i gwałtownych zmian, których my nie widzimy. Nawet gdyby wziąć pod uwagę najbardziej skrajny przykład rocznego wzrostu góry rzędu aż 50 milimetrów, z perspektywy człowieka taki wzrost jest równoznaczny ze stanem całkowitego bezruchu. Góry są dla nas zupełnie nieruchome. To samo dotyczy zresztą większości zjawisk naturalnych. Wiesz doskonale, że twoje ciało starzeje się z roku na rok, ale twarz, którą widzisz każdego ranka w lustrze, wydaje ci się identyczna. Rozumienie upływu czasu w geologii można zobrazować następująco: Za pomocą linijki narysuj na kartce linię o długości 20 centymetrów i wyobraź sobie, że jeden centymetr odpowiada milionowi lat. Autor uważa, że to dobre wizualne przedstawienie czasu geologicznego. Łańcuch górski jest w stanie wyrosnąć z płaskiej ziemi w przedziale od pięciu do dziesięciu centymetrów na naszej skali. To bardzo szybko. Warto jednak pamiętać, że łańcuchy górskie powstają chaotycznie i mogą podnieść się o wiele metrów po dużym trzęsieniu ziemi, czyli w ciągu kilku sekund. Jako że przeciętne życie ludzkie (przyjmijmy, że trwa ono około 80 lat) odpowiada długości 0,00008 centymetra na naszej skali, można uznać, że zarówno człowiek, jak i łańcuch górski rosną w obłędnym tempie. Relatywnie rzecz biorąc. A ponieważ cała nasza skala odpowiada aż 20 milionom lat, powstaje potężna przepaść między całkowitym cyklem życia łańcuchów górskich a doświadczeniem człowieka z górami – mimo że widzimy na własne oczy, jak ulegają niszczeniu (przez strumienie, rzeki czy osuwiska). Może to tłumaczyć, dlaczego geolodzy mają tak nietypowe podejście do kwestii czasu. Obrazuje to bardzo dobrze pewna rozmowa między jednym z geologów a Edem Douglasem – himalaistą oraz autorem literatury podróżniczej. Geolog uczestniczył w wyprawie wspinaczkowej na słynną górę Ama Dablam w Himalajach i obawiał się, że trzęsienie ziemi może wywołać tam potężną lawinę lub spowodować osunięcie się zbocza:

– Ama Dablam się przewróci – stwierdził geolog.

– Kiedy? – spytał Douglas.

– Kiedyś w ciągu najbliższych czterech milionów lat.

– W takim razie najwyższy czas ruszać w drogę2.

My również ruszajmy.

Książka jest podzielona na dwie części: pierwsza koncentruje się w dużym stopniu na historii. Druga część skupia się na tych naukowych aspektach gór, które zdaniem autora są najistotniejsze i najbardziej ekscytujące. Teraz, kiedy struktura książki oraz łańcuchów górskich została z grubsza omówiona, autor pragnie zwrócić uwagę czytelnika na fascynujący świat gór.

Przypisy:

2 Douglas (2001), s. 76.

FASCYNACJAAutor zostaje zabrany w góry i spontanicznie rusza na pobliski szczyt

Mogłem mieć nie więcej niż dziesięć lat, kiedy obudziło się we mnie zainteresowanie górami. Moja rodzina zwykła wynajmować latem i jesienią górską chatkę w okolicach Golsfjellet. Podczas długiej podróży samochodem z pagórkowatego okręgu Østfold przez Oslo i dalej na północ przez dolinę Hallingdalen myślałem o tym, że góry i minerały już na mnie czekają. Na kolanach trzymałem jedną z moich pierwszych książek, Steiner i farger [Skały w kolorze], gotowy do zidentyfikowania wszystkich fantastycznych minerałów i rzadkich skał, które spodziewałem się odszukać. Pierwszym zwiastunem górzystego krajobrazu była miejscowość Sollihøgda oraz góra Norefjell, na której szczycie dostrzegłem przez szybę samochodu resztki śniegu. Góry były niczym czekające na otwarcie kufry ze skarbami, tak bardzo różne od szarego granitu, po którym stąpałem każdego dnia w rodzinnych stronach. Za jeziorem Krøderen, gdzie zaczynała się rzeka Hallingdalselva, doliny stawały się coraz węższe, a góry wyższe. Przyglądałem się im przez szybę oczarowany. Nie pamiętam, o czym rozmawialiśmy podczas tej wycieczki, ale podejrzewam, że usilnie prosiłem tatę, aby trochę częściej się zatrzymywał i pozwolił mi szukać minerałów wśród przydrożnych skał. Oczywiście nie robił tego.

Wreszcie skręciliśmy z głównej drogi. Pojechaliśmy dalej w górę przez sosnowy las. Między pniami drzew były spore odstępy, a ziemia usiana była głazami narzutowymi przystrojonymi mchem i porostami.

Domek miał w sobie coś magicznego. Ciemne drewniane ściany, słodkawy zapach lamp naftowych, subtelne światło i wielka łąka rozciągająca się za budynkami. Tam w Golsfjellet, zaledwie kilka metrów poniżej granicy drzew, myślałem sobie, że nie ma na świecie nic ciekawszego niż góry i kamienie.

Czasem spacerowaliśmy całą rodziną po największej górze w okolicy. Dla moich małych stóp była to dość daleka trasa, prowadząca częściowo zarośniętymi drogami z usadowionymi na zboczach chatami pasterskimi i pojedynczymi domkami wakacyjnymi. Często bywało tak, że miałem dość i chciałem zawrócić, lecz mimo to zmuszałem się, by iść dalej. Na końcu drogi zaczynała się wąska ścieżka, a im wyżej się wspinaliśmy, tym bardziej otwierał się przed nami krajobraz. Nastrój się poprawiał, ktoś wspominał o termosie i ciastkach. Wystarczyło się odwrócić, aby zobaczyć wyłaniające się stopniowo od zachodniej strony szczyty górskie. Po dotarciu do punktu widokowego można było wreszcie usiąść i nacieszyć oczy scenerią. Góry majaczyły w oddali niczym niedostępne pomniki świata wolnego od ludzkiej gonitwy. Także mojej. Bo tamte szczyty były dla mnie całkowicie nieosiągalne. Nigdy nie wchodziliśmy dalej niż na wysokość około tysiąca metrów. Moi rodzice nie byli zainteresowani wspinaczką wysokogórską. Miałem wtedy dziesięć lat i dwójkę młodszego rodzeństwa. Nie mogłem mieć do nikogo żalu, a poza tym samo dotarcie na płaskowyż oraz widok szczytu były wielkim przeżyciem. Dodatkową korzyść stanowiła możliwość poszukiwania żył kwarcu lub egzotycznych minerałów w drodze powrotnej do naszego domku. Zdarzało mi się znaleźć kamienie podobne do tych, które widziałem w Skałach w kolorze. Wtedy nie wiedziałem jeszcze, dlaczego krajobraz wygląda tak, a nie inaczej, i dlaczego w tej okolicy w ogóle są góry. Sądziłem, że pewnie ma to jakiś związek ze zlodowaceniami, ale temat ten był dla mnie równie wielką zagadką, jak zniewalające, rozgwieżdżone niebo, które mogłem podziwiać za każdym razem, gdy jesienią odwiedzaliśmy górską chatę. Im dłużej przypatrywałem się górom, tym częściej moje myśli niepostrzeżenie oddalały się od ważnego pytania: dlaczego wszystko wygląda tak, jak wygląda?

Dziesięć lat później mój stosunek do gór był podobny. Wybrałem się jesienią na weekend do górskiej chatki, tym razem już bez towarzystwa, żeby odpocząć i chodzić na długie wycieczki. Wczesnym rankiem – a może to było już popołudnie? – wyruszyłem do tego samego punktu widokowego co niegdyś. Okolica nieco zarosła i parę razy pomyliłem drogę, pojawiło się też kilka nowych domków wakacyjnych. Z daleka góry wyglądały tak samo jak zawsze. A mnie wciąż do nich ciągnęło. Rzecz w tym, że do tej pory jeszcze nigdy nie wszedłem na któryś z naprawdę wysokich szczytów w okolicy. Mało tego, nigdy w życiu nie zdobyłem którejś z dużych gór w Norwegii, nie przejechałem się też Drogą Trolli ani nie stałem na lodowcu. Nieraz powtarzałem sobie, że nie jestem do tego stworzony. Przecież żaden ze mnie człowiek gór. A jednak wciąż żywe było we mnie pragnienie z dzieciństwa, z czasów poszukiwania minerałów. Postanowiłem zostać geologiem. Wiesz, skały macierzyste i takie tam.

* * *

Miałem już koło czterdziestki, a moje nastawienie do gór było podobne jak moich rodziców w czasie, gdy byłem jeszcze mały. Lubiłem spędzać czas na powietrzu, lubiłem góry, ale zasadniczo trzymałem się z dala od dużych wysokości. A przecież sporo podróżowałem po górzystych terenach. Praca geologa zaprowadziła mnie do różnych krajów w poszukiwaniu skał. Nigdy jednak nie wchodziłem na szczyty, nie zajmowałem się wspinaczką, a moje podróże były raczej krótkie. W 2006 roku opublikowałem książkę o katastrofach naturalnych, której pisanie przez wiele lat pochłaniało cały mój wolny czas. Upojony radością z powodu ukończenia książki szybko wpadłem w pułapkę. Zaledwie kilka tygodni później przyszedł mi do głowy absurdalny pomysł, żeby napisać kolejną książkę. Wkrótce zabrałem się do nowego projektu. Chciałem pisać o tym, dlaczego na świecie są góry, jaką rolę odegrały – razem z przyrodą – w historii, a także co oznaczają dla ludzi obecnie. Za dnia prowadziłem badania geologiczne na Uniwersytecie w Oslo, a wieczorami i w weekendy pisałem. Nie podejrzewałem jeszcze wtedy, że pomysł na książkę o górach obudzi we mnie na nowo fascynację, którą od dawna zdawałem się mieć za sobą, i że to odświeżone zainteresowanie górami zaprowadzi mnie na nieodkryte dotąd ścieżki. Może to widok z Golsfjellet utkwił w mojej podświadomości, a może była to tęsknota za czymś innym. Zapragnąłem stać się człowiekiem gór. Ogromne wrażenie robili na mnie ludzie, którzy co weekend wyjeżdżali do Jotunheimen lub Rondane, żeby wspinać się albo po prostu wędrować po górach. Żeby spać w namiocie, zdobywać szczyty, zmagać się ze zmienną pogodą i krajobrazem, stać się częścią czegoś większego i żyć pełnią życia. Czy byłem gotów pożegnać się z weekendami w przytulnych kawiarniach, czytaniem sobotnich gazet i innymi wygodami, żeby wyprawić się w góry? Choć miałem partnerkę i dzieci? Prawdopodobieństwo było raczej niewielkie, bo nawet zwykłe wycieczki z namiotem do Nordmarka niedaleko Oslo (około 45 minut rowerem) często okazywały się niewykonalne. Najważniejsze było zatem odpowiednie planowanie. Nowy projekt książkowy mógł stać się szansą na świeży początek. Tak, zdecydowanie pragnąłem zostać człowiekiem gór.

Uzbrojony w wiedzę z dziedziny historii nauki oraz geologii zamierzałem dotrzeć do gór i łańcuchów na całym świecie, żeby na własne oczy zobaczyć najpiękniejsze krajobrazy. Pragnąłem zrozumieć góry, to, jak powstały, ile mają lat i jaką rolę odegrały w rozwoju Ziemi. Chciałem zdobyć szczyt w Andach, wybrać się do Prowansji, żeby pojeździć rowerem po Alpach, a także odwiedzić Himalaje i podziwiać największy masyw górski na świecie. Cóż za okazja! Jakież niezwykłe przeżycia na mnie czekały! Nie mogłem się wprost doczekać. Praktycznie z miejsca stałem się człowiekiem gór, jeszcze zanim zdążyłem wyruszyć w drogę. Więc czym właściwie jest góra?

W zasadzie każdy z nas widział kiedyś górę albo przynajmniej wie, co kryje się pod pojęciem „góry” i że ma to jakiś związek ze skałami, wysokością, geometrią i niedostępnością. Znacznie większy problem pojawia się, kiedy trzeba taką „górę” zdefiniować. Oto jakie definicje stosuje się zazwyczaj: 1) Góra to wszystko, co znajduje się powyżej granicy drzew. Tyle tylko, że poziom granicy drzew zmienia się zależnie od szerokości geograficznej i klimatu. 2) Wszystkie wzniesienia wystające ponad stosunkowo płaskim krajobrazem można nazwać górami. 3) Wszelkie elementy rzeźby terenu wznoszące się ponad określoną wysokość – przeważnie jest to 600 lub 700 metrów – nazywamy górami. Chętnie stosowana jest zwłaszcza ostatnia definicja, szczególnie w wypadku obszarów, gdzie otoczenie jest nisko położone. Potoczny język norweski obejmuje różne definicje gór, choć stosowane przez ludzi określenia nie zawsze są precyzyjne. Pojawiają się jednak również nieco bardziej specyficzne pojęcia, w tym między innymi turnie, wierzchołki, pagórki, kopy, góry zrębowe czy góry śnieżne. Zjawiskiem charakterystycznym dla Norwegii są płaskowyże: położone stosunkowo nisko (i niekoniecznie można je nazywać górami), lecz mimo to stanowiące składnik górskiego krajobrazu. Płaska rzeźba terenu na wysokości tysiąca metrów to jedna z przyczyn popularności górskich wędrówek wśród Norwegów. Oprócz tego mamy w kraju również sporo skały macierzystej, ale to już całkiem inny temat.

Rzuciłem się na wszystkie źródła, które miały jakikolwiek związek z historią nauki i górami. Może się to wydawać niezbyt interesujące, ale prawda jest taka, że skondensowana wiedza książkowa może nam pomóc odpowiedzieć na pytania, co czyni góry najbardziej fascynującą formą krajobrazu na Ziemi i skąd wzięły się w różnych miejscach na świecie łańcuchy górskie. Historia nauki pokazuje wyraźnie, że pytania były od zawsze jedną z największych sił napędowych nauk przyrodniczych. Mało który temat w świecie nauki przysporzył tylu kłopotów i doprowadził do powstania tylu odrzuconych teorii, jak właśnie geneza gór. Dlaczego Ziemia nie jest płaska i całkowicie pozbawiona rzeźby, skoro destrukcyjne siły erozji działają z taką mocą, że ich wpływ na krajobraz możemy obserwować gołym okiem? Rzeki drążą. Skały zapadają się. To zadziwiające, że gigantyczne masy skalne zdołały wbrew sile ciężkości wznieść się na wysokość nawet kilku kilometrów. Skąd więc się wzięły? W ciągu czterech lat poszukiwania materiałów do napisania tej książki natknąłem się na absolutną perełkę. Żadna teoria o górach nie jest piękniejsza niż ta spisana przez włoskiego mnicha Ristora d’Arezza w 1282 roku. W książce Composizione del Mondo [Budowa Ziemi] stwierdził, że góry wypiętrzyły się ze skorupy ziemskiej za sprawą oddziaływania gwiazd, na podobnej zasadzie jak magnes, który przyciąga do siebie opiłki żelaza. Zgodnie z tą teorią najwyższe góry zostały stworzone przez największe gwiazdy, a małe góry i wzniesienia zawdzięczały swoje istnienie gwiazdom mniejszym. Cała obecna na Ziemi materia, w tym różne rodzaje skał i metali, powstawała stopniowo w wyniku oddziaływania gwiazd oraz planet. Najciekawszym elementem teorii było jednak to, że topografia ziemskich gór stanowi lustrzane odbicie kształtu gwieździstego nieba. Znajdowało się na nim zatem dokładne przeciwieństwo szczytów górskich oraz dolin. Ristoro d’Arezzo zaprezentował także zarys innych możliwych przyczyn powstawania gór, dając tym samym wgląd w niezliczone teorie, jakie istniały już w XIII wieku: że woda i rzeki wydrążają łańcuchy, że fale tworzą małe góry w miejscu, gdzie zderzają się z lądem, że biblijny potop pozostawił po sobie w wielu miejscach góry albo że powstają one wskutek trzęsienia ziemi, które unosi partie lądu. D’Arezzo był jednak przekonany o słuszności swojej hipotezy o gwiazdach.

Jak czytelnik na pewno już się domyślił, pomysły d’Arezza prędko zostały pogrzebane na cmentarzysku odrzuconych teorii o górach. Od czasów d’Arezza proponowano niezliczone wizje, hipotezy, obserwacje i obrazy świata. Podczas gdy inne dziedziny nauki rozwinęły się znacząco jeszcze przed wybuchem I wojny światowej, wśród geologów na początku XX wieku wciąż nie było zgody co do tego, w jaki sposób można wyjaśnić istnienie jednego z najbardziej podstawowych elementów rzeźby terenu. Góry są na każdym kontynencie, a mimo to nikt nie potrafił przekonująco wytłumaczyć, skąd się wzięły3. Jeszcze w 1938 roku historyk Frank Dawson Adams pisał, że procesy powstawania łańcuchów górskich pozostają niewyjaśnione, a poziom zrozumienia gór przez geologów jest niezadowalający4. Trudno się z nim nie zgodzić, biorąc pod uwagę dominującą w tamtym czasie teorię, która przedstawiała Ziemię jako kurczące się jabłko, na którego skórce powstają zmarszczki, czyli łańcuchy górskie. Adams nie mógł przewidzieć, że upłynie ponad trzydzieści lat, zanim zostanie powszechnie zaakceptowana nowa teoria o powstawaniu gór. Pomarszczone jabłka poszły w odstawkę, a od początku lat 70. ubiegłego wieku zaczęto mówić o „efekcie spycharki”, powstającym w wyniku zderzania się płyt tektonicznych.

* * *

Pierwsza część książki opowiada o tym, jak z biegiem czasu zmieniało się rozumienie gór. W dziejach ludzkości budziły one podziw, lęk i fascynację – zależnie od obowiązujących w danym okresie prądów myślowych. W XVIII wieku w Europie myślenie o górach przeszło prawdopodobnie największą transformację w historii. Jeszcze według Thomasa Burneta, siedemnastowiecznego teologa i przyrodnika, góry stanowiły przypomnienie ludzkich grzechów. Ale już sto lat później łańcuchy górskie zyskały status najbardziej niesamowitego zjawiska w dziejach świata, a naukowcy, poeci i artyści masowo wyruszali w góry w poszukiwaniu inspiracji. Leslie Stephen, żyjący w XIX wieku filozof-alpinista, był pod tak wielkim urokiem gór, że uważał Alpy za nieodłączny element swojego życia. Dążenie do perfekcji, do osiągania coraz wyższego poziomu w sferze politycznej, fizycznej, religijnej czy filozoficznej stało się tak blisko powiązane z wertykalnością, że pojęcia takie jak wysoki lub niski do dziś są stosowane w większości języków świata do określania przeciwległych punktów na skali wartości. Nie bez znaczenia był także aspekt użyteczności gór. W XVII i XVIII wieku toczyły się burzliwe dyskusje na temat pochodzenia gór w Europie. Zastanawiano się, jaką rolę odegrał w ich powstaniu Bóg. Rozważano, czy góry są zjawiskiem pozytywnym, a jeśli tak, to jaka jest ich wartość. W Anglii przyrodnik John Ray stwierdził, że owszem, góry są użyteczne pod wieloma względami. Bóg musiał przecież mieć jakiś plan, kiedy je tworzył. Oto niektóre z najważniejszych argumentów Raya, spisane w 1693 roku:

◆ Zbocza górskie są dobrym miejscem do budowania domów.

◆ Góry obejmują różne strefy klimatyczne ze zróżnicowaną florą i fauną.

◆ Są bogate w rudy i minerały.

◆ W górach jest roślinność, a zwierzęta znajdują tam pożywienie.

◆ Naturalne źródła wielu rzek znajdują się w górach.

◆ Góry służą jako naturalne granice i bariery między różnymi narodami5.

Nieco później, w 1754 roku, szwajcarski geolog Élie Bertrand znalazł jeszcze inne argumenty przemawiające za przydatnością gór i przedstawił je w dziele Essai sur les usages des montagnes [Esej o zastosowaniu gór]:

◆ Góry są piękne. Tylko osoby powierzchowne nie potrafią dostrzec uroku tego typu krajobrazu.

◆ Góry stanowią szkielet Ziemi i to im nasza planeta zawdzięcza swój kształt.

◆ Zwiększają powierzchnię Ziemi.

◆ Służą jako naturalne granice i bariery między różnymi narodami.

◆ Wpływają na cyrkulację wiatru i wody.

◆ Są pełne jaskiń i potencjalnych kryjówek dla prześladowanych chrześcijan.

Gdyby kogoś to interesowało, moje pierwsze skojarzenia z górami są następujące:

◆ Lodowce i zbiorniki wody pitnej.

◆ Zagrożenia i klęski żywiołowe w postaci walących się skał, pękających tam oraz osuwisk.

◆ Turystyka i rekreacja.

◆ Chciałbym mieć domek w górach, bo: W górach jest mało ludzi i łatwo się w nich skryć przed światem.

Tak, tak. Wielkie rzeczy skrywają się w górach.

Podczas pracy nad tą książką chciałem raz na zawsze ustalić, w jaki sposób powstają i rozwijają się góry. Nie miałem przy tym na myśli całkiem podstawowych informacji, jakich dostarcza nam teoria wędrówki płyt tektonicznych. To dla mnie za mało. Pragnąłem zrozumieć historię gór, to, w jaki sposób rodzą się, rozwijają i umierają. Chciałem dowiedzieć się wszystkiego, o czym wiedzą geolodzy – dlaczego najwyższe szczyty górskie znajdują się właśnie w Himalajach i dlaczego góry w Norwegii nie uległy zniszczeniu wiele milionów lat temu (a może uległy?). Najbardziej jednak chciałem się przekonać, czego wciąż nie rozumiemy i nie potrafimy wyjaśnić. Wiedza z zakresu nauk przyrodniczych bywa często przekazywana jako zestaw gotowych wniosków. Ale przecież nie na tym polega działalność badawcza. Tak najzwyczajniej nie jest.

A zatem czego nie wiemy?

* * *

W drugiej części książki skupiłem się głównie na badaniach gór. Jakie są największe kwestie sporne dotyczące Himalajów? Dlaczego w Norwegii są góry? Jak można poznać historię rozwoju łańcuchów górskich i jaki jest związek między nimi a klimatem? W obliczu tak monumentalnych pytań warto zacząć metodą małych kroczków. Wyłączyłem komputer, wyszedłem do sieni, włożyłem buty górskie i wyruszyłem na najbliższy szczyt. Miejsce? Niedaleko Oslo.

* * *

Wierzchołek góry leżał w oddali skąpany w delikatnym, jesiennym świetle, pociągający i zachęcający niczym piękna bogini. Od czasu do czasu zbaczałem ze szlaku, aby wytyczyć własną drogę przez pagórki i wzdłuż niewielkich wąwozów. Kiedy dotarłem na szczyt, od zachodniej strony kładła się nad horyzontem zasłona chmur, wyznaczająca granicę między ziemią a niebem. Im niżej opadała, tym bardziej dzień wymykał się z objęć słońca. Sam wierzchołek okazał się łatwy do zdobycia – była to wysoka na trzy lub cztery metry półka z czerwonego, wytartego granitu, wznosząca się nad resztą szczytu. Mogłem stamtąd obserwować krajobraz pełen fiordów, wzgórz, miasteczek i lasów. Łódki unoszące się na wodach fiordu były niczym nieruchome punkciki u stóp olbrzyma. Wszystko to w połączeniu z ciszą i jesiennym światłem tworzyło niezwykle podniosły nastrój. Jakbym był pierwszym człowiekiem na świecie, który ogląda krajobraz z tej perspektywy. Pierwszym, który go rozumie. Usiadłem na kamieniu. W czerwonym granicie dostrzegłem cienkie, rdzawe nitki. Taki rodzaj skały może się wydawać całkiem pospolity, ale dla łańcuchów górskich zarówno on, jak i jego bliski, blady krewniak, sjenit, ma absolutnie kluczowe znaczenie. Już w połowie XVIII wieku naukowcy odkryli bliski związek między kształtem gór a skałami, z jakich są zbudowane. Praktycznie wszędzie we wnętrzu łańcuchów górskich można odnaleźć skały magmowe, które są niezwykle twarde i najbardziej spektakularne pod względem morfologicznym, a niektóre z najwyższych szczytów zawdzięczają im istnienie: dumny Stetind w Norwegii, masyw Mont Blanc, pionowe wieże Trango Towers, ogromne K2 czy rozległe pasmo Sierra Nevada. Przykłady można by mnożyć bez końca. Masywy te zbudowane są z granitów lub sjenitów, które przed wieloma milionami lat zbierały się w wielkich komorach wulkanicznych w głębi skorupy ziemskiej. Miliony lat erozji i wietrzenia doprowadziły do powstania kotłów i iglic, grzbietów oraz pionowych wież, które swoje ekstremalne kształty zawdzięczają dużej twardości granitu.

Pokręciłem się trochę po wierzchołku, aż znalazłem pojemnik na listy zamontowany tam przez Turistforeningen (Norweskie Stowarzyszenie Turystyczne). Leżała w nim analogowa czarna skrzynka, czyli, innymi słowy, duży notatnik z ciemną, wytartą okładką. Rozejrzałem się dookoła, po czym wsunąłem zeszyt pod pachę i wróciłem na szczyt. Okazało się, że tego dnia, w październikowy poniedziałek, do notesu wpisało się już dziesięć osób. Poprzedniego dnia: 45 osób. Jakaś kobieta z północnej Norwegii zdobyła swój pierwszy w życiu szczyt w towarzystwie kogoś, kto był tu po raz dwudziesty. Wieczorem poprzedniego dnia po raz 94 był tutaj pewien Terje. Nie mam pojęcia, co robił tu po ciemku. Ale żeby było śmieszniej, tego dnia rano przyszedł tu ponownie. Jakiś Włoch wyznał miłość górom oraz dwóm różnym kobietom (nie zdradzę ich imion). Niektórzy zapisywali krótkie uwagi i ciekawostki dotyczące samej wspinaczki lub wrażenia ze szczytu: cudownie, imponujący widok, ciemno, przyjemnie, zimno, dobra pogoda do wędrowania, deszcz, wspaniały księżyc, nasza pierwsza wspólna wyprawa. Szczyt zdobywali głównie Norwegowie, ale przewijały się również wpisy osób z Islandii, Polski, Włoch, Danii, Niemiec czy USA. Ja również się wpisałem, po czym wróciłem do skrzynki i zostawiłem w niej notatnik. Zbliżała się godzina piętnasta, światło stopniowo nabierało coraz bardziej pomarańczowego odcienia i doszedłem do wniosku, że czas schodzić. Po raz ostatni popatrzyłem na fiord, starając się zapisać w myślach wrażenia z wyprawy.

* * *

Kiedy ponownie wybrałem się na tę górę, granit na szczycie i cały krajobraz wokół przykrywała cieniutka kołderka puszystego, świeżego śniegu. W ciągu ostatnich dziesięciu minut wspinaczki wiejący od południowego wschodu wiatr przybrał na sile. Zbliżała się godzina trzynasta. Po skrzynce z notatnikiem nie było śladu. Zapewne zabrali ją na dół ludzie z Turistforeningen, żeby zarejestrować liczbę odwiedzających w mijającym sezonie. Widać było tylko niewyraźne zarysy granitowych skał otulonych jedwabiście miękkim śniegiem. W zimie na pierwszy plan wysuwały się kształty i kontury, w odróżnieniu od października, kiedy w oczy rzucają się przede wszystkim takie rzeczy, jak rodzaje skał, ziarna mineralne i barwy. Góra wydaje się zupełnie inna, kiedy jej powierzchnia pokrywa się śniegiem lub szadzią. Wzdłuż skierowanych na południe urwisk i zboczy widoczny był wciąż nagi granit. Zdawał się całkiem bez życia niczym przykładny przedstawiciel pradawnych czasów. Przez niemal trzysta milionów lat granit zajmował to samo miejsce w skorupie ziemskiej, do czasu aż został w nim wyrzeźbiony obecny kształt gór. Ostatnie dwa miliony lat historii granitu wyznaczają również ramy czasowe historii gór w takiej postaci, jaką znamy dzisiaj. (Nie martw się – obiecuję, że cała książka nie będzie opowiadać o granitach. Pozwól tylko, że dokończę myśl.) Kiedy krajobraz uwolnił się od czapy lodowej, na powierzchni granitów nie było śladu roślinności ani życia, a skały znajdowały się mniej więcej na wysokości poziomu morza. Od tamtego czasu leżą tak wytarte, podatne na działanie pogody, mchu, korzeni, bakterii, fal, glonów i niszczenie przez tych wszystkich, którzy pragną wejść na szczyt.

Wokół mnie płatki śniegu spadały z gałęzi. Silny wiatr szarpał porastającymi zbocza drzewami, chaotycznie i niemal konwulsyjnie. Niebo zaczęło się zmieniać, a nisko zawieszona, cienka warstwa chmur, przez którą jeszcze chwilę wcześniej przebijały złote i pomarańczowe promienie słońca, stała się grubsza i pociemniała. Dopiero wtedy zauważyłem, że drzewa sięgają wyżej niż wierzchołek góry, unosząc się co najmniej cztery lub pięć metrów ponad miejscem, w którym stałem. Sądząc po odciskach butów, byli tu już dzisiaj inni. Mała ścieżka wydeptana w śniegu łączyła szczyt z miejscem, gdzie przedtem zamontowana była skrzynka. Zaczął mnie ogarniać niepokój i postanowiłem zejść z góry inną drogą, od południowej strony. Ale trudno było oderwać się od widoku. Musiałem patrzeć jeszcze przez chwilę, żeby uchwycić istotę tej góry i otaczającego ją krajobrazu. Pagórki, granitowe głazy, szczeliny w skałach, urwiska, ścieżki, oznakowane na niebiesko pnie drzew, jezioro pokryte warstwą lodu i śniegu, cichy poszum samochodów w oddali, ślady psich łap, widok na osiedla, domki jednorodzinne, parki przemysłowe, linie energetyczne, sklepy, szkoły. Czas zejść w dół. Z powrotem. Do nizin. Do ścisku.

Przypisy:

3 Oreskes (1999), s. 52.

4 Adams (1954), s. 398.

5 Gohau (1990), s. 52.

CZĘŚĆ PIERWSZA

BEZDROŻAGóry z zewnątrz i od środka

Zawsze musi być ten pierwszy raz. Tym razem chodziło o wycieczkę górską w towarzystwie mojej partnerki i dwunastoletniego wówczas syna, Augusta. Wsiedliśmy do białej toyoty corolli, wyruszyliśmy z Oslo i jechaliśmy dalej przez Valdres i Tyinkrysset aż do Eidsbugarden u stóp gór Jotunheimen. To jeden z najpopularniejszych celów wycieczkowych w południowej Norwegii, którego tradycje związane są z samymi początkami Norweskiego Stowarzyszenia Turystycznego. Pierwsze schronisko założył tam w 1868 roku poeta i miłośnik gór, Aasmund Olavsson Vinje. Doszliśmy do wniosku, że miło będzie wyruszyć z tak dobrze znanego turystom miejsca, zwłaszcza że nie byliśmy przygotowani na ekstremalne warunki pogodowe, a moja partnerka była w dosyć zaawansowanej ciąży. Planowaliśmy spędzić parę dni w wysokich górach, zrobić trochę zdjęć, zbadać podłoże skalne, łowić ryby i odpoczywać. Gdyby wydarzyło się coś niespodziewanego, szczególnie w związku z dość sporym brzuchem, moglibyśmy w razie czego liczyć na pomoc.

Pierwszy problem pojawił się już kilkaset metrów za parkingiem. August był zmęczony i marudził, że mu ciężko. Niósł tylko plecak (swój plecak) ze śpiworem, karimatą i odrobiną lżejszego sprzętu. A przecież obiecał, że będzie niósł swoje rzeczy, jako że moja dziewczyna miała wystarczająco duży kłopot ze swoim lekkim plecaczkiem. Pozwoliłem mu usiąść i odpocząć parę minut, po czym pomogłem mu wstać i wróciliśmy na szlak. Teren był wciąż płaski, ścieżka dobra, a my kierowaliśmy się na południowy wschód, mijając po drodze połyskujące w słońcu jezioro Bygdin. Wkrótce jednak znowu zaczęło się narzekanie. Dwie przerwy i jakieś pół kilometra później plecak Augusta był praktycznie pusty, nie licząc leciutkiej karimaty. Zaczęliśmy podejście wzdłuż strumyka prowadzącego do położonego na dużej wysokości jeziora. Zbocze doliny było strome, a ścieżka kręta. Chciałem dotrzeć jak najwyżej, na sam szczyt góry. Zapewniłem moją partnerkę, że to nie będzie trudna trasa. Przyrzekliśmy sobie, że będziemy się wzajemnie wspierać.

Pokonaliśmy ostatni kawałek drogi nad strumykiem, a kiedy ze słońcem za plecami dotarliśmy do górnego załomu doliny, zastaliśmy niezwykły widok. Tu na górze wciąż była zima. Jak mogłem zapomnieć, że koniec czerwca to zdecydowanie za wcześnie, żeby spodziewać się w górach lata? Cóż, udało nam się znaleźć nieośnieżony kawałek ziemi, na którym rozstawiliśmy namioty. Z wyprawy na ryby zrobiła się „wyprawa na ryby” i po prostu ugotowaliśmy na kuchence turystycznej makaron z sosem z torebki. Pogoda była przepiękna, a my rozsiedliśmy się na pokrytej miękkimi porostami ziemi. August wyjął aparat i zrobił zdjęcia pierwszych wiosennych kwiatów, podczas gdy ja cieszyłem się widokiem, a moja dziewczyna rozmawiała przez komórkę z rodziną. Na zachodzie widać było szczyty pokryte śniegiem, który skrzył się w słońcu. Cóż za widok! Co za góry! Jak okiem sięgnąć połacie czerni i bieli, jeziora, a w oddali droga gruntowa.

Po nocy spędzonej w namiocie postanowiliśmy wracać. Nie dlatego, że się nie wyspaliśmy albo nie podobała nam się okolica – najzwyczajniej nie wiedzieliśmy, co właściwie mamy robić tu na górze. Spakowaliśmy namioty i śpiwory, po czym ruszyliśmy na wznoszący się tuż ponad naszym obozowiskiem szczyt, żeby pożegnać się z tym miejscem. Na nieośnieżonym wierzchołku znaleźliśmy parę niewielkich, kamiennych kopców. Ach, jaki wspaniały widok. Tamta zamglona góra, o tam, to Falketid, a może Urdanosi? Czy tam z lewej nie widać przypadkiem gór Hurrungane? Zrobiłem parę fotek. Porzucaliśmy się śnieżkami. A później ruszyliśmy w drogę powrotną wzdłuż strumyka, stromą ścieżką w dół nad jezioro Bygdin i dalej do schroniska, żeby zamówić gofry.

Z perspektywy schroniska nasza góra nie wydawała się szczególnie wielka. Ale stojąc na szczycie, mieliśmy wrażenie, że wszystko na dnie doliny jest nie większe od ziarnka piasku. To na pewno jeden z powodów, dla których myśliwi w zamierzchłych czasach po ostatniej epoce lodowcowej wznosili na górskich szczytach ołtarze ofiarne. Były to znaczące miejsca, smagane wiatrem, w których rzadko zalegał śnieg. Kiedyś na pewnym szczycie położonym kawałek na północ od Hemsedal widziałem pozostałości po miejscu pochówku lub właśnie ołtarzu ofiarnym. Rytuały, które odprawiano w tych wysokich górach, miały niewątpliwie religijny charakter, choć trudno z całą pewnością stwierdzić, co dawni ludzie sądzili o górach i dlaczego odgrywały one rolę miejsca kultu. Nie wiadomo też zbyt wiele na temat przedchrześcijańskiego stosunku do gór w Norwegii. Pewna tajemnicza i niepotwierdzona opowieść podchwycona u schyłku XIX wieku przez wspinacza Cecila Slingsby na terenie zachodniej Norwegii mówi, że góry stworzył nie kto inny jak szatan, tymczasem Bóg uczynił ziemię urodzajną, rozsypując glebę pomiędzy wzniesieniami6. Z innych historii można się dowiedzieć, że góry nie były uważane wyłącznie za złowrogie i nieurodzajne – były także czczone i wielbione. W Sadze o mieszkańcach Eyri mówi się o świętej górze na Islandii w pobliżu miejscowości Stykkishólmur, około stu kilometrów na północny zachód od Rejkiawiku:

Na cyplu znajduje się góra tak święta, że nie wolno spoglądać na nią nieumytym. W jej pobliżu niedozwolone było zabijanie jakichkolwiek żywych istot, ludzi czy też zwierząt. Umrzeć można było tam wyłącznie śmiercią naturalną. Górę tę [Thorolf Mostarskegg] nazwał Helgafjell, czyli Świętą Górą, i wierzył, że po śmierci wstąpi do jej wnętrza wraz ze swoimi najbliższymi7.

Helgafjell to stosunkowo niskie wzniesienie, w przeciwieństwie do innych islandzkich świętych gór o tej samej nazwie (w tym wulkanu na wyspie Heimaey). U stóp góry Thorolf wzniósł świątynię ku czci Thora. Dzisiaj w tym miejscu stoi kościół.

Biblia zawiera wiele historii przybliżających nam stosunek ludzi do gór i łańcuchów górskich w pradawnych czasach. W Starym Testamencie Mojżeszowi na górze Synaj ukazał się anioł pod postacią płonącego krzewu i powierzył mu zadanie wyprowadzenia Izraelitów z niewoli egipskiej. Po wyjściu Mojżesza i Izraelitów z Egiptu Bóg objawił się ponownie na tej samej górze. Wreszcie po serii trzęsień ziemi Bóg w chmurze płomieni i dymu zstąpił na szczyt góry, aby przekazać ludzkości dziesięć przykazań. Nikt poza Mojżeszem nie dostąpił prawa wejścia na świętą górę, a ci, którzy ośmieliliby się sprzeciwić zakazowi, mieli przypłacić to śmiercią. Najmniejszy kontakt z podnóżem góry miał powodować natychmiastową śmierć, a zwierzętom nie wolno było paść się w jej pobliżu8. Mojżesz wspiął się zatem na szczyt, na którym pozostał przez czterdzieści dni i nocy. W tym czasie otrzymał przykazania mówiące, w jaki sposób ludzkość powinna żyć i czcić Boga. Po wszystkim u stóp góry został wzniesiony ołtarz do składania ofiar ze zwierząt.

Kiedy Bóg z powodu ludzkich grzechów postanowił unicestwić życie na Ziemi, zrobił to za pomocą powodzi tak potężnej, że jej wody „zakryły wszystkie góry wysokie, które były pod niebem”9. Siedem miesięcy później poziom wody zaczął opadać, a Noe ze swoją arką znalazł się u stóp góry Ararat – być może tej samej, która znajduje się w dzisiejszej Turcji i jest wysokim na 5137 metrów uśpionym wulkanem. Świat po potopie zmienił się na zawsze, podobnie jak rola gór w Nowym Testamencie. Święte góry takie jak Ararat czy Synaj przestały odgrywać główną rolę. Od tej pory kojarzyły się raczej z męką Chrystusa na Górze Oliwnej, a także wizją proroka Izajasza, w której Bóg karze wszystkich bałwochwalców, ogłaszając: „równiną niechaj się staną urwiska, a strome zbocza niziną gładką”10. Jednocześnie szczyty górskie traktowano wciąż jako miejsca święte. Otworzyło się w ten sposób pole do interpretacji. Czy góry były czymś wzniosłym i dobrym, czy też może powinny zostać zrównane z ziemią?

W starożytnej Grecji góry były czczone i uważane za miejsce przebywania bogów. Świątynie znajdowały się zarówno na szczycie Olimpu (2919 m n.p.m.), jak i Parnasu (2457 m n.p.m.) w Grecji. Olimp zamieszkiwał władca gromów, Zeus, a dostęp do góry miało dwanaście najważniejszych bóstw. To tam znajdowała się ich siedziba, wysoko ponad żyjącymi w dolinach ludźmi. W greckiej mitologii nie ma zbyt wielu opisów góry Olimp i prawdopodobnie była ona jedynie miejscem symbolicznym, dopiero później powiązanym ze szczytem, który obecnie znamy pod nazwą Olimpu11. Góry Atlas w północnej Afryce to miejsce, dokąd zesłany został przez Zeusa tytan Atlas. Z jego ramion powstały rozległe wzniesienia górskiego łańcucha, a głowa przemieniła się w najwyższy szczyt. Łańcuchy górskie były szkieletem Ziemi. Może tak samo było w pradawnej Norwegii? Taką przynajmniej miałem nadzieję, bo metafora ta brzmi nie tylko sensownie, ale i niezwykle poetycko. Z drugiej strony norweskie góry miały więcej cech wspólnych z tradycją rzymską.

W literaturze starożytnego Rzymu góry opisywane są jako nieprzyjazne, opuszczone i odcięte od komunikacji ze światem ludzi. Jedynie garstka rzymskich poetów wychwalała góry, które często stawały się wystylizowanym elementem krajobrazu, podczas gdy największą uwagę poeci poświęcali pogodzie i wiatrowi. Żaden z nich nie odnajdował radości w oferowanym przez nie odosobnieniu12. Jedną z przyczyn takiego stanu rzeczy mogło być to, że Rzymianie, w przeciwieństwie do Greków, nie wyznawali religii, której praktykowanie zakładałoby czczenie gór. Oprócz tego doskonale wiedzieli, jak trudno jest przeprawić się przez Alpy i jak nieprzystosowany do życia na wysokości jest człowiek. Wiemy, że przekraczali wysokogórskie przełęcze, ale nic nie wskazuje na to, że zdobywali również szczyty lub czerpali przyjemność z górskich wypraw. Z ich perspektywy góry stanowiły fizyczną przeszkodę dla ich podbojów i dlatego budowali drogi prowadzące przez przełęcze, żeby ułatwić i skrócić sobie przejście13. Ponadto Alpy były naturalną barierą oddzielającą Rzymian od ludów północnych, dlatego kojarzyły się z konfliktami i działaniami wojennymi.

Nie ulega wątpliwości, że obraz gór jako szkieletu świata jest o wiele bardziej natchniony. Również historyk Pliniusz Starszy wypowiadał się w taki sposób o górach, wyraźnie zainspirowany wierzeniami Greków i mitem o Atlasie. Uważał, że łańcuchy górskie trzymają kulę ziemską w miejscu i nie pozwalają, aby rozpadła się pod wpływem działania rzek i potężnych oceanów. Ich istnienie nie mogło więc być dziełem przypadku. Z perspektywy Pliniusza góry były tak ogromne, że szacował wysokość Alp na ponad 80 tysięcy metrów14. Jego rozważania na temat gór miały jednak również podtekst polityczny. W Alpach działało tak wiele kopalni marmuru, że zdaniem Pliniusza Ziemi groziła nieuchronna zagłada spowodowana działalnością ludzką. Kamieniołomy zasilały przemysł odpowiedzialny za produkcję zbędnych dóbr luksusowych. Czy na pewno warto wydobywać marmur, skoro może to doprowadzić do uszkodzenia kręgosłupa świata?15

* * *

Olaf Tryggvason wspiął się na szczyt potężnej góry Hornelen w Bremanger (860 m n.p.m.) prawdopodobnie zaciekawiony widokiem z jej szczytu. Poeta Snorri Sturluson opowiada w zbiorze Heimskringla o tym, jak Olaf wykazał się wielką siłą, najpierw zdobywając szczyt, a następnie sprowadzając z niego bezpiecznie jednego ze swoich ludzi:

Powiada się, że król Olaf był najsprawniejszym sportowcem w Norwegii, w różnych dziedzinach. [Był] silniejszy od większości ludzi i sprawniejszy i spisano na ten temat wiele przekazów. Jeden na przykład mówi o tym, że wspiął się na Smalsarhorn [Hornelen] i na samym szczycie zawiesił swoją tarczę, a inny o tym, jak pomógł jednemu ze swoich hirdmannów, który wspiął się na górę i nie mógł z niej zejść ani wejść wyżej, więc król do niego doszedł i zniósł go z góry pod pachą16.

W czasie kiedy Olaf Tryggvason dowodził swego męstwa na szczycie Hornelen, poeta Chia Tao wędrował po chińskich szczytach, rozmyślając o życiu, religii oraz o samych górach. Jak widać, zainteresowanie nimi nie zna granic politycznych ani kulturowych. Tao był niegdyś buddyjskim mnichem, a w góry powrócił już jako poeta. Żył w okresie rozkwitu dynastii Tang oraz buddyjskiej szkoły zen. Z wierszy Tao możemy dowiedzieć się o jego górskich wyprawach oraz o życiu w klasztorze w dawno minionych czasach. Opowiada o wspinaczce, widoku na szczyty na północy, drogach rozmywających się we mgle, spokoju w górach i marzeniach o dotarciu jak najwyżej, aby móc podziwiać dzieło stworzenia.

Dzielne wyczyny Olafa Tryggvasona oraz rozmyślania Chia Tao są doświadczeniami ponadczasowymi. W tym miejscu pokuszę się o mały przeskok do twórczości beatnikowskiego pisarza Jacka Kerouaca. Jakieś tysiąc dwieście lat po chińskim poecie Tao (a dokładniej w 1956 roku) spędził on sześćdziesiąt trzy dni jako stróż w Górach Kaskadowych, w chatce na szczycie Desolation Peak na wysokości 1860 m n.p.m. W opublikowanej trzy lata później powieści Włóczędzy Dharmy opisał swój pobyt w tamtym miejscu. Bohaterami książki są Ray Smith, alter ego autora, oraz jego żywiołowy przyjaciel buddysta Japhy Ryder. Głównym tematem powieści jest poszukiwanie prawdy i sensu życia przesiąknięte na wskroś buddyjskim światopoglądem Rydera. Podczas wycieczki w górach Sierra Nevada bohaterowie rozbijają pod wieczór obóz. Smith patrzy na postrzępione szczyty górskie i zwraca uwagę na panującą wokół ciszę. Ryder odpowiada mu: „Tak, człowieku! Czy wiesz, że dla mnie góra jest Buddą (…)” – co z dzisiejszej perspektywy trąci nieco filozofią newage’ową17. Ryder był ekscentryczną postacią i lubił chodzić samotnie po górach. „Trwało to wówczas całe tygodnie. Wspinałem się samotnie (…) wypatrując żył kwarcu w skałach, lub zbierałem kwiaty, by przystroić obozowisko, albo po prostu spacerowałem nago i śpiewałem, a potem przyrządzałem kolację, śmiejąc się głośno na tym pustkowiu”18. Kiedy Ryder wyjechał z San Francisco do Japonii, żeby pobierać tam nauki o buddyzmie, Smith poszedł za jego radą i wybrał się w Góry Kaskadowe, żeby poszukać wyciszenia na szczycie Desolation Peak. Zamieszkał w małej chatce, z której miał wypatrywać pożarów lasu. Pierwszej nocy ubrał się ciepło, narzucił na siebie poncho i wyszedł z domku, żeby medytować na wierzchołku świata. „W rzeczy samej, to tutaj znajdował się Wielki Obłok Prawdy – Dharmamega, ostatnia brama”19. Jego dni wypełniały widoki, chmury, jedzenie i medytowanie. Pod koniec sezonu, po pięćdziesięciu pięciu dniach, Smith/Kerouac spojrzał na swoje odbicie w lustrze, swoje długie włosy, opaloną skórę i niebieskie oczy. Był szczęśliwy. Życie na szczycie góry i widok z jej wierzchołka odmieniły go. „Wizja wiekuistej, bezgranicznej wolności zapadła w moim sercu na zawsze”20.

* * *

Zanim odkryto bezkresny wszechświat, Ziemia znajdowała się w centrum. Sfery niebieskie otaczały kulę ziemską niczym łupinki cebuli, a ponad nimi znajdował się Bóg. Niejeden próbował budować pomost między sferą ludzką a sferą boską, wyniesioną. Cóż bardziej naturalnego w takiej sytuacji, jeśli nie wyprawa w góry? Również dzisiaj szczyty górskie są naturalnym miejscem spotkań między światem ludzi a czymś nieskończenie wielkim i nawet najbardziej zatwardziałym ateistom udziela się nabożny nastrój, kiedy patrzą na świat z góry. Wysiłek włożony we wdrapanie się na szczyt jest niemal oczyszczający, jak walka, którą należy stoczyć, żeby udowodnić swoją wartość. Sam wierzchołek góry jest niczym raj, a wrażenia, które towarzyszą jego zdobyciu, zostają w naszej pamięci na długo – może nawet na zawsze. Melancholia związana z zejściem w dół wynika z niezaprzeczalności tego, że na szczycie góry jesteśmy tylko gościem. To nie jest nasz dom. Jednak na to, w jaki sposób postrzegamy góry, wpływa również aktualny etap naszej nieustającej wędrówki od wieku młodzieńczego, przez dojrzałość, aż po starość. Starzejący się wędrowiec, mierzący się z nieodwołalnością własnej śmierci, będzie patrzył na góry znacznie bardziej melancholijnym wzrokiem niż młody człowiek. Góra staje się miarą nieskończoności i symbolem Matki Ziemi. Miejscem, w którym człowiek pragnie się zjednoczyć z otoczeniem. Norweski poeta Aasmund Olavsson Vinje poczuł ogromny przypływ melancholii, kiedy na starość wspominał swoje życie i to, jak ważne miejsce zajmowały w nim przyroda oraz góry. Z rozrzewnieniem pomyślał o swoim nastawieniu do gór, o dzieciństwie i nieuchronnie zbliżającym się pożegnaniu z życiem. „Te myśli nachodzą mnie uparcie, aż z trudem łapię oddech”. Najważniejszą rolę w jego życiu odegrał szczyt Falketind i Vinje pragnął, żeby właśnie tam po śmierci znalazła spoczynek jego dusza. Za to norweski filozof Arne Næss traktował góry, zwłaszcza łańcuch Hallingskarvet, jako zastępstwo siły wyższej ze względu na ich niezmienność, i to tam chciał odejść po śmierci. Jednocześnie góry były dla niego żywym organizmem i nigdy nie miał dość patrzenia na nie.

Góry są niezmienne i nie ma dla mnie szczytu ważniejszego niż Hallingskarvet. Mój stosunek do niego nie opiera się na nabożności, raczej na bezgranicznym podziwie, bo potrafię stać i przyglądać się moim górom, nie patrzeć na nic konkretnego, po prostu chłonąć całą perspektywę. Vinje wyraził niegdyś pragnienie, żeby jego dusza spoczęła na górze Falketind, a mój duch, kiedy przyjdzie na mnie pora, osiądzie na jednej ze skalnych półek nad urwiskiem21.

W jednym z najważniejszych dzieł europejskiego średniowiecza, w Boskiej komedii Dantego Alighieri, główny bohater wspina się na szczyt góry symbolizującej czyściec. W tym opisie odnalazłby się podczas trudniejszych wędrówek niejeden wspinacz.

W Boskiej komedii poeta przeprawia się przez piekło, czyściec, aż do raju, do wiecznego zbawienia. Dante zaczyna swoją podróż w gęstym lesie w okolicach Wielkanocy w 1300 roku. Błądzenie po lesie symbolizuje grzeszne życie Dantego i jego duchowy kryzys. Dante pragnie powrócić na ścieżkę wyznaczoną przez Boga. Podróż jest bardzo długa. Z lasu Dante widzi w oddali górę skąpaną w promieniach słońca. Postanawia do niej dotrzeć. Kiedy już jednak gotuje się do drogi, na przeszkodzie stają mu dzikie zwierzęta i musi cofnąć się tam, „gdzie milczy słońce”. Zaczyna już całkiem tracić nadzieję, gdy niespodziewanie ukazuje mu się nieżyjący od dawna rzymski poeta Wergiliusz. Zostaje on przewodnikiem Dantego. Wergiliusz, któremu nie brakuje odwagi, prowadzi Dantego do wnętrza ziemi i piekła. Tam poeta widzi na własne oczy grzeszników cierpiących najrozmaitsze katusze. Następnie zaczynają wspinaczkę ku górze. Dante i Wergiliusz docierają na wyspę na południowej półkuli, nad którą wznosi się Góra Czyśćcowa. Ich celem jest dotarcie na sam jej szczyt. Fikcyjna wędrówka obejmuje dziewięć pięter, z których każde odzwierciedla inny etap duchowej pokuty. Z każdym krokiem góra staje się węższa, co oznacza, że grzechy człowieka w trakcie wędrówki przez czyściec stopniowo stają się lżejsze. U szczytu góry znajduje się Raj Ziemski, ogród rozkoszy, z którego człowiek został wygnany z powodu swoich grzechów. Tutaj Dante szykuje się na wyprawę do Nieba, które znajduje się jeszcze wyżej, ponad rajskim ogrodem i sferami niebieskimi22. W czasach Dantego wszechświat uporządkowany był według określonej hierarchii. Nad ludźmi wznoszą się góry, a w sferach niebieskich unoszą się zbawione dusze, anioły oraz sam Bóg. Dlatego dla Dantego szczyt nie był celem, ale punktem wyjścia do ostatniego etapu wędrówki duszy ku życiu wiecznemu.

Metaforyczny stosunek do gór i przyrody, który przenika na wskroś opowieść Dantego, obecny jest również w muzułmańskiej kosmologii. Mityczna góra Qaf jest zbudowana ze szmaragdów, a jej łańcuch wyznacza granicę między światem widzialnym i niewidzialnym. Qaf jest kręgosłupem świata i została stworzona przez Allaha, aby Ziemia nie błąkała się bez celu w przestrzeni kosmicznej23. Co ciekawe, prorok Mahomet otrzymał objawienia od Boga za pośrednictwem archanioła Gabriela w grocie na górze Jabal-al-Noor (Góra Światła) niedaleko Mekki.

* * *

Głęboko wierzę w sens powiedzenia „z kim przestajesz, takim się stajesz”. Nie mówię tu o partnerach życiowych, tylko o towarzyszach wędrówek. Rodzinne wyprawy rządzą się własnymi prawami. Uczestniczysz w nich jako członek rodziny. Mają one oczywiście swoje wspaniałe strony, ale i określone ograniczenia. Kogo więc najlepiej zabrać ze sobą, kiedy chce się przeżywać góry z bliska – do tego dłużej niż przez jedną lub dwie noce? Na pewno ważne jest obracanie się w odpowiednim środowisku. Na kolegów przecież nie ma co liczyć – są, podobnie jak ty, uwiązani obowiązkami rodzinnymi. Można jeszcze pohamować swoje ambicje, zostawić alpinizm alpinistom i zamiast tego podejść do sprawy od strony akademickiej: sięgnąć po książkę. Oto czego się dowiedziałem tym sposobem:

Pewnego kwietniowego dnia w 1336 roku Francesco Petrarka postanowił zrobić coś, o czym marzył od wielu lat: wspiąć się na szczyt Mont Ventoux24. Jego wyprawa zakończyła się sukcesem, a pierwszy nowożytny przypadek zdobycia góry stał się faktem. Mało tego, Petrarka przyczynił się do przejścia ze średniowiecza w okres renesansu w Europie. Między innymi za jego sprawą człowiek średniowieczny, dotychczas zajęty wyłącznie Bogiem i zaświatami, skupił uwagę na sprawach ludzkich, codzienności oraz przyrodzie. Z tej perspektywy Mont Ventoux jest być może najważniejszą pod względem kulturowo-historycznym górą na świecie – bardziej niż Hornelen, Mont Blanc, czy nawet Mount Everest.

Pochodzącego z Włoch Francesca Petrarkę od młodych lat fascynowali rzymscy pisarze i ich dzieła. Po śmierci ojca zrezygnował ze studiów prawniczych i zajął się kolekcjonowaniem oraz studiowaniem starych manuskryptów. Nie był największym zwolennikiem kultury średniowiecznej, a okres między 300 a 1300 rokiem uważał za czasy mroczne i barbarzyńskie25. Odwiedzał klasztory i katedry południowej Europy, niestrudzenie poszukując dawno zapomnianych tekstów. Z uwagi na swoje zainteresowanie okresem poprzedzającym średniowiecze uznawany jest za prekursora nowoczesnego myślenia humanistycznego, którym charakteryzował się renesans. Jego kluczowa rola w tym myślowym i kulturowym oświeceniu wyniosła go na pozycję jednego z pierwszych „prawdziwie nowoczesnych ludzi”26. Dzięki Petrarce i jego następcom możemy dzisiaj czytać dzieła twórców i myślicieli takich jak Homer, Herodot, Platon czy Cyceron. Nie powinno nas też dziwić, że do zdobycia szczytu góry, która od dawna przyciągała jego spojrzenie, skłoniła Petrarkę stara księga historyczna. W Dziejach od założenia miasta Rzymu, spisanych przez Tytusa Liwiusza na kilkadziesiąt lat przed naszą erą, Petrarka przeczytał o tym, jak Filip Macedoński zdobył szczyt greckiej góry Hemus. Z jej wierzchołka Filip, ojciec Aleksandra Wielkiego, mógł nacieszyć oczy pięknym widokiem. Petrarka wywnioskował, że skoro macedoński król zdołał wejść na górę, nie spotkawszy się z krytyką, także on jako osoba prywatna z pewnością mógł zdobyć się na odwagę i dokonać podobnego czynu. Z dzisiejszej perspektywy pewnie trudno nam wczuć się w te rozważania, ale w tamtych czasach chodzenie po górach było czymś praktycznie niespotykanym. A już na pewno w wypadku osób uczonych i zamożnych. W średniowieczu przyrodę demonizowano i nie pochwalano przebywania na jej łonie, chyba że szukało się zaginionych zwierząt domowych albo szło na polowanie. Wyzbywszy się wszelkich wątpliwości, Petrarka skoncentrował się na poszukiwaniu odpowiedniego towarzysza wspinaczki. Nie było to jednak proste. Zadufany w sobie poeta doszedł do wniosku, że większość jego znajomych nie nadaje się do tego zadania:

Ten gnuśniejszy, ów nazbyt czujny; ten powolny, ów za prędki; ten smutny, ów nadto wesoły; ten przygłupi, ów bardziej roztropny, niżbym tego pragnął; ten odstraszał milczeniem, ów gadatliwością; ten ciężarem i otyłością, ów chudością i niemocą; w tym raziła zimna ciekawość, w owym żarliwa gorliwość27.

Ostatecznie decydujące okazały się więzy krwi. Brat poety, Gherardo, otrzymał polecenie, aby się pakować (innymi słowy: wyprawa rodzinna). Wyruszyli z miasteczka Malaucène w Prowansji i do towarzystwa zabrali dwóch pasterzy, którzy mieli wskazywać im drogę. Lecz im bardziej strome stawało się zbocze góry, tym większe pojawiały się problemy. Petrarka był wykończony i, jak sam przyznał, dosyć leniwy. Podczas gdy młodszy brat wybrał bezpośrednią drogę ku szczytowi, on sam postanowił ruszyć dalej łagodniejszym podejściem. Dość naturalny wybór, mogłoby się wydawać. Aż cztery razy rozdrażniony poeta musiał zawracać, aby obejść trudniejsze, strome odcinki. Wreszcie doszedł do słusznego wniosku, że żadna sztuczka nie może zmienić naturalnej kolei rzeczy. Jeśli chce się zdobyć szczyt, trzeba iść w górę. Gherardo miał ubaw po pachy. Petrarka musiał przysiąść na ziemi, żeby złapać oddech i przestać choć na chwilę skupiać się na swoim zmęczeniu. Rozmyślał o biegu życia, osiąganiu celów i związkach między ciałem a duszą. Wydało mu się straszliwie niesprawiedliwe, że ciału tak okrutnie trudno jest dotrzeć do wierzchołka góry, skoro nieśmiertelna dusza potrafi tego dokonać w mgnieniu oka.

Już na szczycie Mont Ventoux nieprawdopodobny widok zaparł Petrarce dech w piersiach. Widział stamtąd swoje rodzinne Włochy, ośnieżone szczyty Alp, Morze Śródziemne, a także pofalowany bieg Rodanu na zachodzie. Oszołomiony tą niezwykłą panoramą zaczął rozmyślać intensywnie o sensie życia, aż niemal całkiem zapomniał, gdzie się znajduje. Wreszcie zapanował nad sobą i oderwał się od kotłujących się w jego głowie fragmentów starożytnych tekstów. Skupił całą uwagę na prowansalskim krajobrazie. Po chwili jednak zrodziła się w nim potrzeba, aby pobudzić swój intelekt w tych podniosłych okolicznościach. Petrarka otworzył na przypadkowej stronie przyniesione na szczyt Wyznania świętego Augustyna i zaczął czytać bratu na głos. W osłupienie i absolutne niedowierzanie wprawiły go pierwsze przeczytane słowa: „Oto ludzie wędrują, aby podziwiać szczyty gór, spiętrzone fale morza, szeroko rozlane rzeki, Ocean otaczający ziemię, obroty gwiazd. A siebie samych omijają, siebie nie podziwiają”28. Petrarka pospiesznie zatrzasnął książkę. Czyżby to był przypadek, czy może maczała w tym palce siła wyższa? To drugie wydało mu się bardziej prawdopodobne i zaraz dopadły go wyrzuty sumienia, bo sam dopiero co przyłapał się na podziwianiu przyrody. A przecież doskonale wiedział, że tylko dusza może być piękna i nie ma nic ważniejszego od niej. Książka powędrowała z powrotem do torby, a brat został upomniany, aby nie zadawać zbędnych pytań. W drodze powrotnej Petrarka nie odezwał się nawet słowem do Gherarda ani do pasterzy. Po dotarciu do Malaucène usiadł przy biurku, żeby napisać o wyprawie. W związku z tym, że Petrarka zapragnął wejść na szczyt, aby nacieszyć oczy widokiem, a nie z innych, bardziej praktycznych powodów, dzień 26 kwietnia 1336 roku często uważany jest za datę narodzin alpinizmu (pomimo wyczynu Olafa Tryggvasona, który na Hornelen wspiął się ponad trzysta lat wcześniej). Okazuje się, że bycie filologiem ma czasem niewątpliwe zalety.

Gdyby dokładnie wczytać się w listy Petrarki, można nabrać pewnych wątpliwości. W kręgach akademickich każde zdanie jego opowieści zostało dogłębnie przedyskutowane. Największy niepokój budzi pytanie, czy poeta w ogóle wszedł na Mont Ventoux. Niektórzy twierdzą, że treść listów Petrarki może być nieco myląca. Jego opowieść jest pełna ukrytych przekazów, tęsknoty za sławą, a także starannie skomponowanych zdań i porównań o wzlotach i upadkach życia. I dlaczego Petrarka twierdzi w tekście, że spisał go tuż po powrocie z wyprawy, skoro – jak się okazało – w rzeczywistości powstał on wiele lat później? Większość badaczy wierzy mimo wszystko, że Petrarka naprawdę stanął na szczycie, ale o tym, jak alegoryczna i symboliczna miała być w założeniu wyprawa ku wierzchołkowi góry oraz co tak naprawdę myślał poeta o Mont Ventoux podczas wspinaczki, nie dowiemy się prawdopodobnie nigdy. Pewne jest jednak, że Petrarka opisał spotkanie z przyrodą, które w średniowieczu było czymś niezwykłym, i zdawał sobie w pełni sprawę z rewolucyjności swojej wyprawy29. Mówi nam to, że Petrarka nie jest typowym reprezentantem średniowiecznego myślenia o górach. Był kimś wyjątkowym, także dlatego, że nie istnieje zbyt wiele równie szczegółowych opisów zdobycia innych szczytów górskich z tamtego okresu. Również w ówczesnym malarstwie góry odgrywały w istocie mało znaczącą rolę. Na średniowiecznych obrazach przedstawiano je raczej jako wystylizowane, mroczne, jednolite masywy pozbawione szczegółów i niuansów. Nieliczni spośród poetów, którzy o górach pisali, odnosili się do nich symbolicznie, jak wspomniany wcześniej Dante. Było tak pewnie dlatego, że w tamtym czasie góry uważano za dzikie tereny i mało kto miał potrzebę, aby się w nie zapuszczać. W końcu symbole wzniosłości i odosobnienia mają to do siebie, że powinny być wzniosłe i odosobnione. Taki światopogląd został zakwestionowany dopiero w XVI i XVII wieku, kiedy zainteresowanie górami i przyrodą stało się bardziej powszechne. Czyżby towarzysząca górom aura wyjątkowości miała stanąć pod znakiem zapytania?

* * *

Kiedy już zjedliśmy gofry i wyjechaliśmy z Eidsbugarden, udaliśmy się do miejscowości Øvre Årdal, a stamtąd przez góry w okolice schroniska Turtagrø. Zastanawialiśmy się nad tym, czy spróbować spędzić kolejną noc w górach, czy może poprzestać na jednej. Ostatecznie doszliśmy wspólnie do wniosku, że jedna w zupełności wystarczy. August był znudzony, a moja partnerka marzyła o jakiejś odmianie. Osobiście nie pogardziłbym, przynajmniej w teorii, wyprawą w ośnieżone i potężne szczyty Skagastølstind. Góry w Jotunheimen zbudowane są z ciemnoszarego gabra, czyli rodzaju skały, która stanowiła część skorupy ziemskiej pod powierzchnią oceanu oddzielającego około 500 milionów lat temu Europę od Ameryki Północnej. To właśnie twarde gabro przyczyniło się do tego, że potężne szczyty Skagastølstind znajdują się właśnie w tym miejscu. Tak, przyznaję, miałem wielką ochotę przyjrzeć im się z bliska. Ale też byłem trochę zmęczony i marzyłem o ciepłym prysznicu, więc daliśmy sobie spokój. Zatrzymaliśmy się w Turtagrø, gdzie każde z nas kupiło sobie po koszulce, a później przyglądaliśmy się przez jakiś czas przewodnikom górskim, którzy balansowali na rozwieszonej przed hotelem taśmie slackline. Wszystko w tym miejscu sprzyjało doskonałym górskim doznaniom, a wokół dało się słyszeć pełne zapału rozmowy: „chodźmy w góry”, „przynieś puchową kurtkę i linę do wspinaczki”, czy też: „nie będzie mnie przez parę dni, chcę pójść w głąb płaskowyżu, ale nie, dzięki, nie potrzebuję namiotu”. Siedziałem tam sobie w żałosnym samochodzie mieszczucha (który rozkraczał się przy najmniejszej nierówności na drodze i zdołał ugrzęznąć jeszcze na podjeździe w Torshov), z partnerką i dzieckiem, którzy koniecznie chcieli jechać dalej. Do tego czułem się strasznie nieswojo, bo miałem przetłuszczone włosy (które pozlepiały się ze sobą i zwisały jak sople). Człowiek gór udał się na przymusową drzemkę.

Przypisy:

6 Slingsby (2003), s. 15.

7 Steinsland (2005), s. 287.

8 Księga Wyjścia 19:1–25. (Cytaty z Pisma Świętego podaję według Biblii Tysiąclecia – przyp. tłum.).

9 Księga Rodzaju 7:19.

10 Księga Izajasza 40:4.

11 Bernbaum (1990) oferuje dobry przegląd informacji o górach w mitologii greckiej.

12 Kirchner (1950).

13 Ibidem.

14 Cyt. za przekładem angielskim: Pliny the Elder (1989), tom II, s. 297–299.

15 Ibidem, tom V, s. 3–4.

16 S. Sturluson, Heimskringla: Saga o Olafie Tryggvasonie, werset 85, tłum. J. Godek, http://www.e-sagi.pl/heimskringla/saga-olafa-tryggvasona/, dostęp: 9.01.2020.

17 Kerouac (2006).

18 Ibidem.

19 Ibidem.

20 Ibidem.

21 Dahle (2002).

22 Podstawowe informacje na temat Dantego i Boskiej komedii za: Eriksen (1998).

23 Owadally (1999).

24 Historia wyprawy opisana w liście Petrarki do przyjaciela Dionisioda Borgo San Sepolcro. Przytoczone tutaj przeżycia z wyprawy oparte są na angielskim tłumaczeniu listu dostępnym za pośrednictwem „The Medieval Sourcebook”, https://sourcebooks.fordham.edu/sbook.asp, dostęp: 20.05.2020.

25 Artz (1980), s. 437.

26 Wczesny przykład uznania dla Petrarki i jego roli w renesansie znajdziemy w Thecivilization of the Renaissance in Italy Jacoba Burckhardta z 1860 roku. Autor nazywa wyprawę na szczyt Mont Ventoux ważnym punktem zwrotnym w postrzeganiu przyrody w Europie.

27 Parandowski (1975).

28 Cyt. za: św. Augustyn, Wyznania, tłum. Z. Kubiak, Znak, Kraków 2018.

29 Informacja pochodzi z prywatnej korespondencji z filozofem Claude’em Evansem, który pracuje nad książką na temat Petrarki.