Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Wenecja, XVI wiek. Żydowski kupiec Shylock udziela lichwiarskich kredytów, a jego konkurent, Antonio, pożycza pieniądze bez dodatkowych kosztów. Bassanio, przyjaciel Antonia, pragnie poślubić Porcję. Aby zrealizować swój plan, zmuszony jest do wzięcia od Shylocka pożyczki z nietypowym oprocentowaniem. Wkrótce Shylock staje się ofiarą własnej chciwości…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 91
Wchodzą ANTONIO, SALERIO i SOLANIO.
Antonio
Doprawdy nie wiem, skąd się wziął mój smutek;
Dręczy mnie i was także, jak mówicie;
Lecz jak mnie schwytał, znalazł lub napotkał,
Gdzie się narodził i co nań się składa,
Pojąć nie mogę.
Tak bezrozumnym mnie ta smętność czyni,
Że z trudem tylko poznaję sam siebie.
Salerio
Myśl twa kołysze się na oceanie,
Gdzie twe okręty o wezbranych żaglach,
Niby panowie i bogacze głębin,
Podobne twierdzom płynącym po morzu,
Z wyżyn swych patrzą na drobny lud wodny,
Który się kłania im (cześć pragnąc oddać),
Gdy przelatują na utkanych skrzydłach.
Solanio
Uwierz mi, panie, gdybym przedsięwzięcie
Takie rozpoczął, wówczas me uczucia
W dal by pognały za moją nadzieją.
Trawki bym zrywał, by poznać bieg wiatru,
Zerkałbym w mapy, szukając przystani,
Portów i brzegów sposobnych: rzecz każda,
Mogąca mojej wyprawie zaszkodzić,
Smutek budziłaby.
Salerio
Tak, nawet tchnienie,
Którym bym zupę studził, dreszcz by niosło
Na myśl o grozie nawałnicy morskiej,
A widok piasku mknącego w klepsydrze
Pognałby myśli ku ławicom płycizn
I ku mieliznom, gdzie na piasku osiadł
Mój „Andrzej”, kładąc maszt niżej kadłuba,
By ucałować grób swój: A czy mógłbym
Wejść do kościoła i widząc kamienne
Mury tej świętej budowli, nie wspomnieć
O groźnych skałach, które raz dotknąwszy
Kruchych burt mego okrętu, rozsypią
Ładunek moich korzeni po nurcie
I grzmiące wody ustroją w jedwabie
Przed chwilą jeszcze tak wielkiej wartości,
A oto teraz wszelkiej pozbawione?
Czy rozmyślając, że tak się stać może,
Nie mam pomyśleć, że mnie ta myśl smuci?
Nie zaprzeczajcie, gdyż wiem, że Antonio
Smętny jest, myśląc o swoich towarach.
Antonio
Nie, nie, uwierzcie, sprawił los łaskawy,
Że niezłożone są wszystkie me dobra
W jednej ładowni ani w jednym miejscu;
I nie włożyłem mej całej fortuny
W to, co rzuciłem losom tego roku:
Więc nie towary moje tak mnie smucą.
Solanio
Cóż, może jesteś zakochany?
Antonio
Wstyd, wstyd!
Solanio
Niezakochany także? Więc powiedzmy,
Że jesteś smutny, bo nie jesteś wesół,
I równie łatwo śmiałbyś się i skakał,
Mówiąc, żeś wesół, bo nie jesteś smutny.
Na dwugłowego Janusa, Natura
Tworzyła dziwnych ludzi w ciągu dziejów:
Jednych przez szparki oczu zerkających
I roześmianych jak głupi do sera:
I innych, w których tyle wlano octu,
Że choćby Nestor żart uznał za śmieszny,
Oni w uśmiechu zębów nie obnażą.
Wchodzą BASSANIO, LORENZO i GRATIANO.
Oto szlachetny twój krewny, Bassanio,
Wiedzie Gratiana z sobą i Lorenza.
Żegnaj, zostaniesz tu w lepszej kompanii.
Salerio
Zostałbym jeszcze, aby cię rozchmurzyć,
Lecz przyjaciołom godniejszym ustąpię.
Antonio
Wysokie miejsce zajmujesz w mym sercu.
Naglą cię sprawy twoje, jak pojmuję,
I oto chwytasz sposobność, by odejść.
Salerio
Panowie, życzę dobrego poranka.
Bassanio
Dobrzy signorzy, powiedzcie mi, kiedy
Znów pośmiejemy się wspólnie? Co, kiedy?
Przyjaźń w was stygnie: lecz czy tak być musi?
Salerio
Znajdź wolną chwilę, będziemy jej czekać.
Wychodzą Salerio i Solanio.
Lorenzo
Panie Bassanio, znalazłeś Antonia,
Więc pożegnamy was obaj; pamiętaj
Jednak, że mamy wspólnie spożyć obiad.
Bassanio
Z pewnością was nie zawiodę.
Gratiano
Signor Antonio, widać, że marniejesz.
Nazbyt wysoko ważysz sprawy świata:
Traci ów, który troską je otacza –
Uwierz mi, jesteś bardzo odmieniony.
Antonio
Świat jest, Gratiano, dla mnie tylko światem:
Sceną, gdzie każdy musi grać swą rolę;
Moja jest smętna.
Gratiano
Dajcie mi grać błazna,
Niech śmiech i radość wcześnie mnie pomarszczą,
A raczej wino wątrobę zagrzewa,
Niżby żałosny jęk miał studzić serce.
Czemu to człowiek, mając krew gorącą,
Ma stać jak posąg przodka z alabastru?
Czemu na jawie ma śnić i pożółknąć
Od zgryzot? Otóż, powiem ci, Antonio
(Kocham cię, więc to miłość moja mówi):
Istnieją ludzie o twarzach pokrytych
Zgniłą bladością jak stojące stawy,
Umieją oni milczeć nieustannie,
Pragnąc się wydać odzianymi w mądrość,
Głębię umysłu i wielką rozwagę,
Jakby rzec chcieli: „Imię me Wyrocznia,
Więc gdy otworzę usta, niech pies żaden
Nie śmie zaszczekać”. O, miły Antonio,
Znam takich, których ludzie zwą mądrymi
Tylko dlatego, że milczą, bo gdyby
Chcieli przemówić, wówczas, pewien jestem,
Słuchaczy pchnęliby ku potępieniu
Za to, że bliźnich swoich zwą błaznami. –
Więcej ci powiem o tym kiedy indziej.
Nie łów na wędkę melancholii kiełbi,
Które widome są u błazna we łbie: –
Pójdź, mój Lorenzo miły – bądźcie zdrowi,
Ciąg egzorcyzmu dalszy, po obiedzie.
Lorenzo
Cóż, zostawiamy was więc, do obiadu.
Zapewne jestem i ja niemym mędrcem,
Gdyż Gratiano mówić mi nie daje.
Gratiano
Jeszcze dwa lata przebądź przy mym boku,
A brzmienia głosu własnego zapomnisz.
Antonio
Żegnajcie. Dla was zmienię się w gadułę.
Gratiano
Słusznie; gdyż milczeć jedynie ma w pysku
Wędzony ozór, leżąc na półmisku.
Wychodzą Gratiano i Lorenzo.
Antonio
Jest to byle co.
Bassanio
Gratiano wypowiada nieskończenie wiele byle czego (więcej niż jakikolwiek inny człowiek w Wenecji), a przyczyny tego są zwykle podobne do dwóch ziarenek pszenicy skrytych w dwóch korcach plew: musisz poszukiwać ich przez dzień cały, nim je odnajdziesz, a gdy będziesz je już miał, okaże się, że niewarte były poszukiwań.
Antonio
Cóż, powiedz teraz, kim jest owa dama,
Do której skrytą pielgrzymkę ślubujesz? –
Miałeś mi dzisiaj opowiedzieć o niej.
Bassanio
Nie jest ci obcym, Antonio, jak bardzo
Nadwerężyłem mój majątek, kiedy
Zacząłem z nazbyt wielką rozrzutnością
Trwonić me niezbyt rozległe zasoby:
Nie pragnę także wyrzekać, że muszę
Dziś ograniczyć życie wielkopańskie;
Troszczę się o to jedynie, by spłacić
Me wielkie długi, które zaciągnąłem
W młodości (nazbyt, jak widać, rozrzutnej):
Antonio, tyś mi użyczył najwięcej
Pieniędzy twoich i twojej miłości,
I właśnie miłość twoja jest poręką,
Że mogę plany ci wyjawić, których
Spełnienie zdejmie ze mnie jarzmo długów.
Antonio
Błagam cię, zdradź mi je, miły Bassanio,
A jeśli równie jak ty są uczciwe,
Wiedz, że sakiewka moja i osoba,
A także wszystko, co mam, będzie stało
Otworem dla twych potrzeb i zamierzeń.
Bassanio
Za czasów szkolnych, gdy zgubiłem strzałę,
Puszczałem drugą, by mknęła jej śladem
W tę samą stronę: śledziłem ją pilnie,
Chcąc znaleźć pierwszą. Narażając obie,
Często też obie znajdowałem. Mówię
O tych dziecięcych pomysłach, gdyż wszystko,
Co jeszcze dodam, jest podobnie czyste.
Wiele ci winien jestem i (jak młodzik)
Wraz z tym, co winien jestem, przepaść muszę,
Jeśli nie zechcesz wysłać drugiej strzały
Za ową, którą puściłeś; nie wątpię
(Gdyż celu z oka nie spuszczę), że znajdę
Obie te strzały, lub odniosę drugą
Z wdzięcznością, jednak nie spłaciwszy pierwszej.
Antonio
Znając mnie dobrze, czas tylko marnujesz,
Pragnąc mą miłość spowić w argumenty,
I bez wątpienia bardziej mnie skrzywdziłeś,
Nie chcąc uwierzyć w moje poświęcenie,
Niż gdybyś wszystkie me dobra przetrwonił:
Mów więc jedynie o tym, co, jak mniemasz,
Mogę uczynić, gdyż chcę działać. Mów więc.
Bassanio
W Belmont przebywa pewna piękna dama,
Sierota z wianem bogatym, a także
(Czego wysłowić się nie da) cnót pełna
Najprzedziwniejszych – był czas, że jej oczy
Słały mi wieści, choć nie rzekła słowa.
Imię jej Porcja, a córce Katona,
Porcji Brutusa można ją przyrównać;
Wartość jej znana jest jak świat szeroki
I cztery wiatry niosą z wszystkich brzegów
Rój zalotników możnych; na jej skroniach
Loki słoneczne lśnią jak złote runo,
I to przemienia jej siedzibę Belmont
W brzegi Kolchidy, gdzie wielu Jazonów
Przybywa, mając nadzieję ją zdobyć.
O, mój Antonio, gdybym zyskał środki,
By stanąć z nimi do współzawodnictwa,
Przeczucie mówi mi o takim zysku,
Który z łatwością losy me odmieni.
Antonio
Wiesz, że majątek cały mam na morzu,
Brak mi pieniędzy i towarów, aby
Dość gotowizny zebrać, a więc ruszaj
I próbuj, ile kredyt mój w Wenecji
Może uczynić – do dna go wyczerpię,
Abyś przed piękną Porcją stanął w Belmont.
Idź, nie zwlekając, i wywiedz się o tym,
Skąd wziąć pieniądze (ja także się dowiem)
I, bądź rewersem, bądź słowem, odpowiem.
Wychodzą.
Belmont.
Wchodzą PORCJA i jej służebna NERISSA.
Porcja
Na mą cześć, Nerisso, moje niewielkie ciało znużone jest tym wielkim światem.
Nerissa
Byłabyś znużona (słodka pani), gdyby twe troski były tak obfite jak twe dostatki: lecz dostrzegam, że równie chorzy są ci, którzy się przejadają, jak i ci, którzy głodują. Nie jest mierną radością znać miarę – nadmiar prędko siwieje, a umiar żyje dłużej.
Porcja
Słuszne to sentencje i dobrze ujęte.
Nerissa
Byłyby lepsze, gdyby ich słuchano.
Porcja
Gdyby można było tak łatwo dobrze postępować, jak łatwo dowiedzieć się, jak dobrze postępować, kaplice byłyby kościołami, a chatki biedaków pałacami książąt – dobry to duchowny, który słucha swych kazań – łatwiej mogę nauczyć dwudziestu ludzi, jak mają dobrze postępować, niż być jednym z tych dwudziestu i słuchać własnych nauk: mózg może obmyślać prawa dla krwi, lecz gorące usposobienie przeskakuje zimne dekrety – szalona młodość jest zającem, który przesadza sidła kulawych dobrych rad; lecz to rozumowanie nie pomoże mi wybrać męża. – O ja nieszczęsna, cóż za słowo „wybrać”! Nie mogę ani wybrać, kogo zapragnę, ani odmówić temu, którego nie zechcę; tak wola żywej córki okiełznana jest ostatnią wolą zmarłego ojca: czyż to nie twardy los, Nerisso, że nie wolno mi nikogo wybrać ani odrzucić?
Nerissa
Ojciec twój był człowiekiem o niezachwianej cnocie, a ludzie świątobliwi miewają w godzinie zgonu prorocze natchnienie – tak więc owa loteria, którą obmyślił z pomocą trzech szkatuł: złotej, srebrnej i ołowianej, aby ów, kto pojmie jego myśl, pojął i ciebie – z pewnością nie sprawi, by wybrał szczęśliwie ten, z którym nie byłabyś szczęśliwa. Lecz czy przyjmujesz cieplej jakiegokolwiek spośród owych książęcych zalotników, którzy pojawili się dotąd?
Porcja
Proszę cię, wymień ich kolejno, a gdy wypowiesz imię, ja opiszę człowieka, ty zaś, opierając się na mym opisie, odgadniesz me uczucia wobec niego.
Nerissa
Więc najpierw Książę Neapolu.
Porcja
Ach, to doprawdy źrebak, gdyż mówi jedynie o swym koniu i ma to za jeden ze swych najpiękniejszych przymiotów, że umie sam go podkuć. Obawiam się wielce, że księżna, jego matka, uwikłała się w cudzołóstwo z kowalem.
Nerissa
Dalej następuje Hrabia Palatynatu.
Porcja
Marszczy jedynie brwi (jakby chciał rzec: „Jeśli mnie nie zechcesz, to twoja sprawa”); słuchając wesołych opowieści, nie uśmiecha się (ogarnia mnie trwoga, że skoro w młodości tak pełen jest niemęskiego smutku, będzie jak ów zapłakany filozof, gdy się postarzeje). Wolałabym być zaślubiona trupiej czaszce trzymającej kość w zębach niż jednemu z tych dwu: niechaj mnie Bóg chroni przed nimi.
Nerissa
Cóż powiesz o francuskim panu, Monsieur Le Bon?
Porcja
Bóg go stworzył, dlatego trzeba go uznać za człowieka – wiem dobrze, że to grzech być szydercą, lecz on!, ach, ma konia doskonalszego niż Neapolitańczyk i doskonalej uprawia brzydki nałóg marszczenia brwi niż Hrabia Palatynatu; jest po trosze każdym i nikim: gdyby drozd zaśpiewał, zaraz poszedłby w taniec, a potykałby się z własnym cieniem. Gdybym poślubiła go, poślubiłabym dwudziestu mężów: gdyby mną gardził, wybaczyłabym mu, bo jeśli pokocha mnie jak szaleniec, nie będę nigdy mogła mu odpłacić.
Nerissa
A cóż byś rzekła do Falconbridge’a, młodego barona z Anglii?
Porcja
Wiesz przecież, że nic bym do niego nie rzekła, gdyż nie rozumie mnie on ani ja jego: nie zna łaciny, francuskiego ani włoskiego, a możesz przysiąc przed sądem, że angielszczyzna moja niewarta jest miedziaka. Jest on pięknym wizerunkiem człowieka, lecz, niestety, któż może rozmawiać z figurą pantomimy? A jak przedziwnie jest odziany! Mniemam, że kaftan zakupił w Italii, krągłe pantalony we Francji, czapkę w Niemczech, a zachowanie zgarnął zewsząd.
Nerissa
Cóż sądzisz o lordzie szkockim, jego bliźnim?
Porcja
Że ma wiele miłości bliźniego w sobie, gdyż otrzymał pięścią w ucho od Anglika i przysiągł, że odpłaci mu, gdy wydobrzeje: sądzę, że Francuz został jego poręczycielem i złożył swą pieczęć w jego imieniu.
Nerissa
A jaki wydaje ci się ów młody Niemiec, siostrzeniec Księcia Saksonii?
Porcja
Nieokrzesany rankiem, gdy jest trzeźwy, a wielce nieokrzesany po południu, gdy jest pijany: w najkorzystniejszych chwilach jest czymś nieco gorszym niż człowiek; w najmniej korzystnych, czymś nieco lepszym niż zwierzę – gdyby stało się najgorsze, mam nadzieję, że umiałabym uniknąć go podstępem.
Nerissa
Lecz jeśli zechce wybierać i wybierze właściwą szkatułę, wówczas odmawiając przyjęcia go, odmówisz spełnienia ostatniej woli ojca.
Porcja
A więc, w obawie przed najgorszym, błagam, byś ustawiła głęboki kielich reńskiego wina na przegrywającej szkatule, bo jeśli diabeł będzie we wnętrzu, a pokusa na zewnątrz, wiem, że ją wybierze. Wszystko uczynię, Nerisso, by nie być zaślubioną gąbce.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki