Legion - Elżbieta Cherezińska - ebook + audiobook + książka

Legion audiobook

Elżbieta Cherezińska

4,7

Opis

Mieli być wyklęci

Okazali się zwycięzcy

Walcząc z Sowietami i Niemcami, dawali dowody, że państwo polskie trwa – karze przestępców, likwiduje zdrajców, chroni ludność i przygotowuje kadry dla niepodległego kraju. Byli solą tej ziemi, wyrośli

w polskich lasach – liczyli tylko na siebie. Nie mieli broni ani z Londynu, ani z Moskwy. Ich jedynym orężem była odwaga. Kiedy wielu upadło na duchu i rozpoczęło pertraktacje z Sowietami, oni postanowili nie poddać się nikomu i przedrzeć do armii polskiej na Zachodzie. Ponad tysiąc karnych zdecydowanych na wszystko żołnierzy Brygady Świętokrzyskiej dotarło do Czech. W Holiszowie brawurowo oswobodzili zaminowany i przygotowany do spalenia niemiecki obóz koncentracyjny dla kobiet. Setki uratowanych od śmierci Polek, Żydówek i Francuzek w dowód wdzięczności podarowały im serduszka uszyte z pasiaków. Najwyższe odznaczenie, jakie dostali w życiu. Razem z Amerykanami wzięli do niewoli sztab XIII armii niemieckiej.

Generał Patton przywitał ich słowami:

„Na Boga, powinniśmy podrzeć te cholerne,

podłe porozumienia z Sowietami i ruszyć prosto na wschodnie granice”.

W tak fascynujący, emocjonalny i pełen humoru sposób, może pisać tylko Elżbieta Cherezińska. O patriotyzmie bez patosu, o prawdziwych bohaterach bez bohaterszczyzny. Powieść z iście filmowym nerwem.

Niczym Bękarty wojny i Złoto dla zuchwałych.

Powieść o tych, którzy nie poddali się nikomu

„Brygada Świętokrzyska – największy związek taktyczny NSZ, utworzony w sierpniu 1944 roku na Kielecczyźnie w celu realizacji programu polityczno-militarnego.

Dowódcą był płk Antoni Szacki «Bohun-Dąbrowski». Liczyła 800-1200 żołnierzy, walczyła równolegle z Niemcami (m.in. pod Brześciami, Zagnańskiem, Cacowem, Marcinkowicami) i bandami komunistycznymi (m.in. pod Fanisławicami i Rząbcem). W styczniu 1945 roku rozpoczęła marsz przez Śląsk i Protektorat Czech i Moraw, aby dotrzeć do PSZ na Zachodzie. Od 15 stycznia 1945 roku nie walczyła z Niemcami, ale nie została rozbrojona. Pod koniec wojny wznowiła walki z Niemcami, wyzwoliła obóz koncentracyjny dla kobiet w Holiszowie, została uznana za formację aliancką u boku Armii USA. W sierpniu 1945 roku, gdy Wlk. Brytania odmówiła jej wcielenia do PSZ, została zdemobilizowana i przekształcona w Kompanie Wartownicze w amerykańskiej strefie okupacyjnej Niemiec”.

Leszek Żebrowski

„Dzieje Brygady Świętokrzyskiej to w najlepszym razie domena literatury faktu, a najczęściej po prostu – badań historycznych. Pasjonujący temat lękliwie pomijany zarówno przez film, jak i tzw. literaturę piękną. Polacy nie cenią Realpolitik, wiadomo. A Elżbieta Cherezińska ma zwyczaj przyglądania się polskim sprawom w momencie kryzysu, w chwilach decydujących, w całej, bardzo ciekawej złożoności. Tak jest i tym razem”.

Łukasz Modelski, autor Dziewczyn wojennych

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 29 godz. 18 min

Lektor: Zbigniew Wróbel
Oceny
4,7 (239 ocen)
190
35
8
3
3
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Dziab72

Nie oderwiesz się od lektury

Powinien przeczytać to każdy Polak.
31
Renata2067x

Nie oderwiesz się od lektury

Książki tej autorki to klasa sama w sobie. Tym razem nie było inaczej. To one uczą mnie historii Polski. Polecam
20
kajko2015

Nie oderwiesz się od lektury

w przepiękny sposób połączona fabuła z prawdą historyczną polecam wszystkim kogo interesuje historia Polski okresu II wojny światowej
21
czarny13

Nie oderwiesz się od lektury

Rewelacja
21
Roana112

Nie oderwiesz się od lektury

Długo sko.plikowana historia Polski i Polaków z czasów wojny oraz po. Dobra pozycja.Kto się interesuje faktami z historii najnowszej, niezastąpiona pozycja.
11

Popularność




Dedykacja

Frankowi

Część I ROZWAŁKA

Stacja Zborna Oficerów, Pińsk. 20 września 1939 roku

– Tak się zastanawiam, panie kolego... – Mundur źle leży na wydatnym brzuchu emerytowanego oficera. – Panie kolego? A, przepraszam, pan śpisz. To może pan, panie kolego? Bo tak się zastanawiam, właściwie...

– Koniaczku, doktorze? – Z polowego łóżka naprzeciwko podnosi się szczupły, lecz za to całkiem siwy oficer rezerwy. Utyka.

– Nie odmówię, nie odmówię. Frontowe jedzenie mi nie służy.

– To po maluchu! Za wolną Polskę!

– Za aliantów!

– Za świętej pamięci Marszałka!

– To może po jeszcze jednym? Ja stawiam! – przyłącza się pięćdziesięciolatek z końca sali. Rozpiętą bluzę munduru nosi z elegancją tużurka. – Sawicki jestem. W cywilu botanik. A koniak dobry, francuski!

– To za Francuzów, żeby się pospieszyli!

– Za Anglików, niech nie piją herbaty, tylko idą z Hitlerem wojować!

– Tak się właśnie zastanawiam, tak chciałem się panów kolegów poradzić... – kontynuuje ten, który zaczął rozmowę. – Załuski jestem, z wojskowej komendy uzupełnień, no, już na emeryturze, ale wiadomo, wojna, nie wypadało się nie zgłosić...

– A ja się nie pchałem! – przerwał mu szczupły i siwy. – Gdyby nie wezwanie, bym nie poszedł. Wojna, panowie, jest dla młodych!

– No to ja w tej kwestii – odważył się emerytowany z komendy uzupełnień. – Jak się panom widzi, lepiej nam będzie poddać się Niemcom czy Sowietom?

Bocznica kolejowa w Złotnikach, poznańskie. 30 sierpnia 1939 roku

– Panie poruczniku! Mógłbym przymierzyć pański płaszcz?

Porucznik Jaxa – lat 33. Szczupły blondyn o trudnej do zapamiętania twarzy. W cywilu inżynier, współwłaściciel Zakładów Instalacyjnych Urządzeń Zdrowotnych Józef Kamler i S-ka i Wytwórni Maszyn Pralniczych DKM. Zaręczony.

– Przymierzaj, Wacek, jak ci nie gorąco.

Jaxa leży na plecach w mundurowych spodniach i podkoszulku. Słońce w ostatnim dniu sierpnia praży niemiłosiernie. Major Majewski, jego dowódca w Dywizjonie Pociągów Pancernych, podaje butelkę ciepłego piwa. Stukają się. Jaxa nie mruży oczu przed słońcem. Przeciwnie, patrzy w nie, a potem powoli przymyka powieki, jak jaszczurka.

– Opalimy się jak na wczasach. Żony nie uwierzą, że na wojnie byliśmy. No, pan, poruczniku, masz narzeczoną, to może ci jakoś ujdzie. Ale moja mnie wyspowiada jak nic – sennym głosem zagaja major.

– Panie poruczniku – Wacek, młodszy mechanik, okręca się w czarnym skórzanym płaszczu Jaxy. – Pasuje mi? Trochę jak niemiecki, co? Tylko okulary na motor by się jeszcze przydały... – Wacek zerka na Jaxę i Majewskiego, widząc, że oficerowie nie zwracają na niego uwagi i dalej opalają się z zamkniętymi oczami, pręży się pod pancerniackim płaszczem i robi sobie dla żartu Heil Hitler. Zawstydzony wkłada ręce do kieszeni, pyta: – To z przydziału oficerom takie płaszcze dają?

– Zamówiłem sobie na miarę, jak zaczęli gadać, że wojna będzie. Buty też...

– Panie majorze! – Jak spod ziemi wyrasta przy nich adiutant i trzaska obcasami nad opalającymi się. – Dzwonią ze sztabu z Poznania! Że nas znaleźli. To znaczy, że my się zgubiliśmy, chciałem powiedzieć! Strasznie klną, każą panu majorowi w te pędy się w dowództwie zameldować!

– O wojnie coś mówili? Będzie? – Major Majewski podnosi się z trawy powoli, leniwie otrzepując spodnie.

– Nie, nie mówili. Sztabowiec tak się darł, że radiotelegrafista odmeldować się zapomniał.

– To nieładnie. Nagana. – Majewski dopina guziki munduru.

– Tak jest, panie majorze! Tak właśnie mówili: nagana!

– Dla radiotelegrafisty nagana, gamoniu. Słuchaj, jak dowódca do ciebie mówi.

Adiutant stropił się.

– Tamten, co dzwonił, to też był dowódca, panie majorze...

– Ale nie twój, gamoniu, tylko mój. Z kim ja muszę pracować. – Wzdycha flegmatycznie major i prosi: – Jedź pan ze mną, poruczniku, dla podniesienia poziomu.

Po chwili Jaxa wskakiwał już do kosza motocykla. Majewski ruszył, pył wyschniętej drogi uniósł się tumanem i opadł za nimi.

– O rany! Prawdziwa wojna... – westchnął z podziwem major, kiedy zatrzymali się przed komendą w Poznaniu. Miasto było jednym wielkim obozem wojskowym. W parkach i na placach rozbite namioty. Żadnych rozpiętych mundurów, żadnych włóczących się żołnierzy. Pełna mobilizacja.

– Gdzieście się podziewali, do jasnej cholery! – wrzeszczał dowódca komendy. – Żeby pociąg pancerny się zgubił? Dziecinada, nie wojsko!

– Melduję, że po manewrach dostaliśmy rozkaz udania się na bocznicę – spokojnie odpowiedział niewzruszony major. – I rozkaz wykonaliśmy.

– Na most na Borownicy, dopływie Orli, przy granicy w Zdunach pociąg pancerny odprowadzić! Natychmiast!

– Tak jest, panie pułkowniku!

W drodze powrotnej z motocykla wycisnęli więcej. Pociąg pancerny do Zdun też jechał jakby szybciej. Maszynista w podkoszulku i wojskowej czapce. Pot po plecach. Z mijanych po drodze pól chłopi spędzają bydło.

– Zaminować most!

– Tak jest. Zaminować!

– Melduję, że po drugiej stronie rzeki widać zgromadzenie niemieckich ciężarówek.

– Wojsko?

– No tego nie widać, panie majorze!

– To czekamy.

– Poruczniku Jaxa! Poruczniku! Niech się pan zbudzi! Przyszedł rozkaz. Jest wojna!

– Wojna, Wacek?

– Tak jest! Wojna!

– No i z czego się cieszysz, głupi? – Jaxa oprzytomniał szybko.

– A, bo myślałem, że tak po próżnicy będziemy tu stali.

Potem poszło szybko. Artyleria pociągu pancernego ostrzelała ciężarówki po drugiej stronie Obry. W porannym słońcu okazało się, że wojska tam żadnego nie było, sam tabor. Dobre i to. Zaminowanego mostu wysadzić nie pozwolili.

Rozkaz: „Wycofać pociąg na Warszawę”. Krotoszyn, Jarocin, Września, Kutno.

Za Kutnem samoloty niemieckie bombardują stację. Lecą nisko, gubią bombę za bombą. Major Majewski ordynuje:

– Maszynista! Cała naprzód i cała wstecz! Będziemy się bujać w przód i w tył, to nas łajzy nie trafią!

Bomby spadają na tory, na nasypy, na pola po bokach pociągu. Gruba, pancerna gąsienica unika trafień. Samoloty znikają.

– Melduję, panie majorze, że nie pojedziemy. Tory zniszczone. Znajdują dróżnika, który klnąc Niemców, reperuje tory. Spluwa przy tym raz po raz, gwiżdże cicho i się modli. Udało się. Pancerny kolos wolno rusza po załatanych torach. Lokomotywa puszcza parę, dróżnik macha na pożegnanie.

– Panie majorze! Przed nami Sochaczew, ale dalej nie pojedziemy!

– Bo co?

– Bo zator na parę kilometrów. Pięć pociągów, w tym cztery pasażerskie utknęły, ich lokomotywom zabrakło wody.

– Daj mi się wykazać, majorze. – Jaxa zapiął pas. – Jestem inżynierem od pomp. To znaczy w cywilu byłem.

– Idź, poruczniku. A jak nas odkorkujesz, stawiam piwo. Zimne! Jaxa ze swoim plutonem ochrony pociągu wyskoczył ze składu.

– Co to jest? Wojna czy piknik? – Jęknął na widok pasażerów z pociągów osobowych, którzy wylegli z wagonów przed nimi i obsiedli pobliską łąkę z koszami pełnymi jedzenia. Pokręcił głową.

– Pompy ręczne! – krzyknął, zajmując się swoją robotą.

To nie było trudne. Wsadzili pompy do płynącej obok Bzury. Tendry pociągów napełniały się wodą. Jeden po drugim, pociąg po pociągu, ze świstem pary, ruszały.

Pasażerowie w pośpiechu zbierali manatki i dzieci, biegnąc z krzykiem do swoich wagonów.

– Pan poczeka chwilę! – krzyczała do maszynisty kobieta w kapeluszu, której uciekł synek.

Na łące zostały pojedyncze zagubione koce, garstka śmieci i klatka z zapomnianą przez kogoś papugą. Po uwolnionych torach toczyły się pociągi. Pancerny ruszył z basowym sygnałem lokomotywy.

– Jaxa, twoje piwo! – Major Majewski dotrzymał słowa. – Szkoda cię na wojnę, poruczniku. W rozładowywaniu zatorów jest pan nie do zastąpienia. Może powinieneś pan karierę robić w zarządzie kolei?

– Za co toast? – Jaxa stuknął się z majorem piwem.

– Za błyskawiczną wojnę, oczywiście! Pod Ożarowem pociąg pancerny stanął.

Tym razem są bez szans. Tory zapchane. Tunel trasy średnicowej uszkodzony, nie pojadą dalej. Gdzieś z Błonia dochodzą strzały, odległe odgłosy bitwy. Majewski bierze garść żołnierzy i spieszy na pomoc.

– Jaxa, jesteś dowódcą plutonu ochrony pociągu. Ty musisz zostać! Pilnuj tu wszystkiego, a ja biegnę wygrać wojnę!

Wieczorem porucznik Jaxa zakłada swój czarny skórzany płaszcz, bo ciągnie chłodem. O zmroku przybiega zdyszany oficer łącznikowy, mówiąc:

– Major Majewski rozkazał, by wziął pan ludzi i czekał na niego rano na rozwidleniu dróg, pod krzyżem.

– Walczycie? – z zazdrością pyta Jaxa.

– Walczymy! – śmieje się oficer i znika.

Rano ich nie ma, odgłosów bitwy też. Nawet pojedyncze strzały nie dochodzą od strony Błonia. Żołnierze leżą w rowie, pod krzyżem, na rozwidleniu dróg, podsypiają. W południe następnego dnia Jaxa wie, że Majewski nie przyjdzie.

– Idziemy do Warszawy! – podrywa chłopców. Z dziesięciu zostało dwóch.

– Gdzie reszta?

– Zwiali – kiwają głową w stronę krzaków.

Idą przez Młociny, bo na głównej drodze Niemcy.

Warszawa hałaśliwa, gwarna. Wszędzie grupki żołnierzy. Większość zmierza w tym samym kierunku, do Komendy Miasta Warszawy. Ewakuowana na Pragę. Tramwaje nie chodzą. Telefony nie działają. Dziewczyny ładne, jak miesiąc temu.

– Proszę meldować się w Mińsku Mazowieckim – tak mówią w Komendzie na Pradze.

– Do Mińska!

Drogi zapchane, bo ten sam rozkaz usłyszeli wszyscy zdolni nosić broń. Furmanki, bryczki. Pojedyncze samochody. Rowery. Jakaś dama konno. Wygląda, jakby jechała na polowanie. Pył. Skwar. Śmiechy.

– Pan porucznik do Mińska? – Szofer polskiego fiata zatrzymuje się przed Jaxą. – Chętnie podwiozę.

W Mińsku już po ewakuacji; meldować się trzeba w Siedlcach.

W Siedlcach bombardowanie, komenda w schronach, zgłoszeń nie przyjmuje.

– Do pułku piechoty się pan zgłosi – pobladła urzędniczka tylko uchyliła drzwi. – Stacjonują w lesie.

– W którym lesie? – Jaxa czuje, jak narasta w nim złość.

– Nie mogę powiedzieć, to tajemnica wojskowa. – Drzwi zamykają się szybko.

Bomba spada trzy ulice dalej. Szyby lecą z okien.

– Czy ktoś wie, w którym lesie stacjonuje pułk piechoty?! – wrzeszczy Jaxa na całą ulicę. I robi mu się niedobrze, bo pierwszy raz w życiu przeklął w myślach.

Spod murów kamienic odrywają się ludzie, patrzą w niebo. Nie widząc samolotu, ruszają w swoją stronę. Nikt mu nie odpowiada.

– Czy ktoś...

– Ja wiem, proszę pana oficera, i ja chętnie zawiozę. – Żyd dorożkarz cmoka na chudą kobyłkę, uchylając czapki. – I drogo nie wezmę – zastanawia się chwilę i uśmiecha szeroko – albo i nic nie wezmę, ku chwale Ojczyzny!

Jaxa wskakuje do dorożki, przeciera spocone czoło.

– Jedź! – mówi. – Byle szybko.

I myśli zdruzgotany: Przecież ja jestem antysemitą...

Mijają rogatki, Żyd zręcznie manewruje na pełnej ludzi drodze. Przerzedza się, powietrze chłodne od majaczącego w dali lasu. Przed nimi na drodze patrol. Mundury piechoty. To już? Uff, nareszcie wojsko.

Jaxa wyskakuje z dorożki, Żyd uchyla czapki, uśmiecha się i, jak obiecał, nie bierze zapłaty.

– Niech ta panu poruczniku będzie na zdrowie! Wio!...

Ale nos miał krzywy, bardzo krzywy – myśli Jaxa na pocieszenie.

– I uśmiechał się tak jakoś. Chytrze? Uhm. Chytrze. Może to szpieg? – przychodzi mu nagle do głowy. – Może szpieg, który wywiózł mnie niby do naszych, a prosto w ręce Ruskich?

– Stój, kto idzie? – zatrzymuje go ostro dowódca patrolu.

Podporucznik Jakub – lat 27. Blondyn o atletycznej sylwetce i nieodpornej na słońce karnacji. W cywilu nauczyciel matematyki. Teraz dowódca patrolu.

– Stój, kto idzie? – zatrzymuje Jaxę ostro dowódca patrolu.

– Swój – odpowiada Jaxa niepewnie i podejrzliwie patrzy na zbudowanego niczym bokser blondyna o czerwonej twarzy.

Legitymują go, dowódca patrzy na Jaxę spode łba.

– Szef ochrony pancernego pociągu? Tutaj? – pyta nieufnie blondyn. – Proszę poczekać.

– Na co? – stara się opanować Jaxa. – Na co mam czekać? Dowódca nie odpowiada, bo właśnie od strony zabudowań nadbiega goniec, drąc się:

– Alaaarm! Alaaarm! Nieeemce idą, Nieeemce! Będziemy się bić!

– No nareszcie! – uśmiecha się do żołnierzy Jaxa i mówi:

– Postrzelam sobie, bo wojna trwa w najlepsze, a jakoś nie było okazji... Co jest? Panowie, co jest?

W jego pierś wycelowane cztery karabiny.

– Żądam oddania broni – mówi dowódca patrolu, mrużąc bardzo niebieskie oczy w bardzo czerwonej twarzy. – Uwaga pana porucznika wydaje mi się podejrzana.

Jaxa nie wierzy, że to się dzieje naprawdę. Ale żołnierze nie opuszczają luf, a dowódca wyciąga rękę po jego rewolwer takim ruchem, jakby chciał wyprowadzić prawy sierpowy.

Zgodnie z regulaminem wojskowym ma tu władzę. Jaxa oddaje mu rewolwer, kręcąc głową.

– Alarm odwołany! Odwołaaany! Niemce nie idą! Nie idą! Nie będziemy się bić! – wrzeszczy nowy goniec, choć kto wie, może to ten sam?

– Odprowadzić tego szemranego porucznika do dowódcy, ale pod bronią – mówi blondyn, ściągając brwi z powagą.

Jaxa ubliża mu w myślach.

Całą noc trzech gamoni prowadza go po lesie. Zmylili drogę, tak się złożyło. I to nie raz, niestety. Ale do dowódcy trafiają w porze śniadania.

– Pan wybaczy, poruczniku, młode, gorące głowy – uśmiecha się kapitan znad jajecznicy. – Dużo dezerterów się kręci, mętów różnych. Ostrożności nigdy za wiele, wojna jest!

Oddaje Jaxie rewolwer. Wyciera usta.

– Panu trzeba się zameldować w Brześciu. Ale od nas w południe rusza ciężarówka, nie będzie pan z buta szedł, no i zawsze to jakieś towarzystwo. Oni też z pociągów pancernych, ino z Puszczy Niepołomickiej. Spod Siedlec się wymknęli, a dalej, jak i pan, tory mieli potrzaskane w drzazgi. Będziecie jechać wolno, za pułkiem. No, to z Bogiem! – Macha mu na pożegnanie pajdą chleba z masłem.

Wśród pancerniaków z ciężarówki Jaxa jest najwyższy stopniem. Dostaje miejsce w szoferce. Kierowca pali papierosa za papierosem, a szyby w oknach się zacięły. Silnik na wolnych obrotach rzęzi, ale jadą, jak przykazano, za pułkiem piechoty.

– Jedź i jakby co, mnie budź. – Jaxa wymyka się na tył wozu. Odespać noc spędzoną na błądzeniu w lesie, uciec od papierosowego smrodu. Układa się między śpiącymi pancernikami.

Ale budzi się sam. Cisza, śpiew ptaków. Słońce praży przez plandekę ciężarówki.

Co jest, u licha? – myśli i zimny pot zalewa mu czoło, bo nie słychać warkotu silnika. Wyskakuje.

Kierowca oparł głowę o okno. Śpi, czapkę zsunął na oczy. Rozpiął mundur. Na drodze pusto. Gdzie zniknął pułk piechoty? Jaxa budzi chłopaka waleniem w drzwi.

– Do Brześcia! Człowieku! Do Brześcia!...

Kierowca otwiera oczy, nieprzytomny i odpala silnik. Jaxa wskakuje w biegu.

W Białej nie ma wojska. Za to zostały magazyny wojskowe. Szturmuje je ludność. Potem bombardowanie szosy, skręcają w las, ostro, w ostatniej chwili chowając się przed lecącymi nisko samolotami.

– Stój! Hamuj! – krzyczy Jaxa, gdy nieprzytomny kierowca skaczącą na leśnej drodze ciężarówką omal nie najeżdża na śpiących ludzi.

Bo na polanie biwak. Cywile, mężczyźni z żonami.

– Idziemy do Brześcia – machają im wesoło. – Bo było wezwanie, by każdy zdolny do służby stawił się tam, w komendzie!

Samoloty ucichły, wracają na szosę.

W Brześciu tłum mężczyzn w różnym wieku i wszyscy stoją pod komendą miasta. Komenda ewakuowana.

– Trzeba się meldować w Pińsku! – krzyczy ochrypła już kobieta w granatowej garsonce i kapeluszu. – Takie było polecenie odjeżdżającego komendanta! Wszyscy do Pińska, proszę państwa! Do Pińska!

Po drodze Kobryń, komenda przejściowa. Pułkownik Epler prosi Jaxę.

– Pan porucznik ma ciężarówkę, wróci pan do Brześcia, bo psia jucha, w twierdzy mieli wielki zapas paliwa, a nic, psia jucha, nie wzięli i my tu uziemieni, psia...

– To rozkaz? – upewnia się Jaxa.

– A jakże, rozkaz! – pułkownik Epler gładzi wąsy. Wracają. Ale benzyny w twierdzy nie ma.

– Była, ino rozkradli, jak tylko wojsko wyjechało – kiwa głową stróż. Nie zna tych, co rozkradli.

Na opuszczonej stacji benzynowej Jaxa zdobywa jeden kanister. Wiozą ją do Kobrynia. Pułkownik Epler z komendy przejściowej gładzi wąsa.

– Nie, już mi nie trzeba, weźmie ją pan porucznik do Pińska. Bo porucznikowi teraz się trzeba odmeldować do Pińska. Do Piń-ska.

Kierowca prowadzi i śpi, jednocześnie.

– Bo jak nie palę, to zaraz zasypiam – tłumaczy się Jaxie. Jaxa kaszląc, mówi:

– To już lepiej pal, wieziemy galon benzyny.

Pińsk. 20 września 1939 roku

Dostępne w wersji pełnej

Część II UKŁADANKA

Część III KONSPIRA

Część IV. POLSKA WALCZĄCA

Część V POLSKA SIEDZĄCA

Część VI LAS

Część VII ZERWANI

Część VIII BRYGADA

Część IX. MARSZ

NAPISY KOŃCOWE

Dostępne w wersji pełnej

POSŁOWIE / OD AUTORKI

Dostępne w wersji pełnej

Copyright © Elżbieta Cherezińska, 2013

All rights reserved

Opieka redakcyjna Tadeusz Zysk Jan Grzegorczyk

Korekta Magdalena Wójcik

Projekt okładki Tobiasz Zysk

Ilustracja mapy Maciej Szajkowski

Tłumaczenie wiersza Lewą marsz Włodzimierza Majakowskiego – Antoni Słonimski

© Copyright for the Polish translation by Towarzystwo Opieki nad Ociemniałymi

ISBN 978-83-7785-268-2

Zysk i S-ka Wydawnictwo

ul. Wielka 10, 61-774 Poznań

tel. 61 853 27 51, 61 853 27 67, faks 61 852 63 26

Dział handlowy, tel./faks 61 855 06 90

[email protected]

www.zysk.com.pl

Plik opracował i przygotował Woblink

woblink.com