Lista Grundmanna - Jacek M. Kowalski, Robert J. Kudelski, Robert Sulik - ebook
57,00 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

W czasie drugiej wojny światowej Dolny Śląsk był miejscem szczególnym. Właśnie tam, z dala od linii frontu, rozpoczęto budowę największej kwatery Adolfa Hitlera, ulokowano liczne zakłady zbrojeniowe i tajne laboratoria badawcze.

Na Dolny Śląsk ewakuowano również ludność cywilną z obszarów zagrożonych alianckimi nalotami i sprowadzono olbrzymią ilość dóbr materialnych. Najcenniejszymi skarbami nie były jednak depozyty bankowe, złoto zrabowane w krajach okupowanych czy surowce niezbędne do prowadzenia wojny, ale dzieła sztuki. Wśród nich znajdowały się setki kolekcji prywatnych i publicznych, dziesiątki tysięcy obrazów, rzeźb, grafik, unikalne dokumenty archiwalne, cenne księgozbiory i numizmaty. Bezpieczne schronienie zapewniły im dolnośląskie pałace, zamki i kościoły, a opiekę nad nimi sprawował prof. Günther Grundmann, regionalny konserwator zabytków, który do dziś uchodzi za postać kontrowersyjną i zagadkową.

Dzięki unikalnym dokumentom odnalezionym w niemieckich archiwach powstała Lista Grundmanna – szczegółowa relacja z akcji zabezpieczania dzieł sztuki na Dolnym Śląsku. Jej przebieg i kulisy tworzenia ponad 100 składnic, w których przechowywano bezcenne skarby kultury, wzbogaca 300 niepowtarzalnych fotografii.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 485

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Wstęp

Na mocy ustaleń, jakie zapadły na konferencjach w Jałcie i Poczdamie w 1945 roku, powojenne granice Polski zmieniły się. W zamian za utracone (na rzecz Ukrainy, Litwy i Białorusi) ziemie wschodnie otrzymaliśmy Dolny Śląsk, Prusy Wschodnie i Pomorze Zachodnie – obszary należące wcześniej do Niemiec. Powojenna propaganda starała się dowieść, że dzięki porozumieniu aliantów do Polski powróciły „prastare ziemie piastowskie” – z tego powodu nazwano je Ziemiami Odzyskanymi. W rzeczywistości decyzje podjęte przez mocarstwa sprzymierzone miały dramatyczne następstwa – miliony ludzi musiały opuścić swoje domy i znaleźć nową ojczyznę. Polski rząd stanął zaś przed niezwykle trudnym wyzwaniem – gdy odbudowa kraju pochłaniała olbrzymie środki i angażowała całe społeczeństwo, zaistniała konieczność przejęcia administracji nad nowymi obszarami. W tym celu powołano specjalną jednostkę – Ministerstwo Ziem Odzyskanych – na czele której stanął wicepremier Władysław Gomułka. Zakres obowiązków nowego resortu był niezwykle szeroki – obejmował m.in. tworzenie lokalnego aparatu władzy cywilnej i służb bezpieczeństwa, zapewnienie dachu nad głową i miejsc pracy dla milionów przesiedleńców, a wreszcie aprowizację oraz dostęp do edukacji i kultury. Wszystkie te zadania realizowano w trakcie nieustającego napływu na Ziemie Odzyskane ludności wysiedlonej z Kresów Wschodnich. Sprawna organizacja struktur administracyjnych nie ułatwiła jednak tysiącom polskich rodzin rozstania z domem i podróży w nieznane. Na Dolnym Śląsku, Pomorzu Zachodnim i w Prusach Wschodnich czekały na nich obca kultura, odmienne warunki geograficzne i gospodarcze. Tylko niewielka część domów, w których zostali zakwaterowani, była opuszczona przez niemieckich właścicieli. Większość gospodarstw dzielono między nowych i starych mieszkańców, ludzi obcych sobie narodowości, którzy z powodu bariery językowej nie potrafili się nawet porozumieć. Późniejsze wysiedlenie milionów Niemców nie poprawiło sytuacji, w jakiej znaleźli się polscy osadnicy. Nowi właściciele Ziem Odzyskanych czuli się na nich obco, a ich niepewność pogłębiały „incydenty” z udziałem ukrywających się w lasach żołnierzy niemieckich i grup dywersyjnych. Musiały minąć miesiące, a nawet lata, by obszary, na których przyszło im żyć, stały się dla nich domem.

Zanim tworząca się polska administracja przeprowadziła gruntowne rozpoznanie zasobów materialnych „porzuconych” na Ziemiach Odzyskanych, w dużej części bogactwa tych terenów zostały już przetrzebione przez młode pokolenie przesiedleńców z Kresów Wschodnich. Wielu z nich bardzo szybko przekonało się, że dobra pozostawione przez Niemców mogą im zapewnić dobrobyt, o jakim nawet nie marzyli. Ci bardziej przedsiębiorczy w krótkim czasie zaczęli opływać w dostatki. Umożliwiał to handel z centralną Polską, do której wywożono m.in. meble, dywany, maszyny do szycia, zegary, zabytkowe wyposażenie zamków i pałaców. Ilość różnego rodzaju dóbr napływających z terenów zachodnich przyczyniła się do narodzin legend o bajecznych skarbach pozostawionych (często ukrytych) tam przez Niemców. Centralnym punktem tych opowieści był Dolny Śląsk – stając się dla osadników i szabrowników prawdziwym Eldorado. Dowodem bogactwa, jakim dysponował ten region, było powstanie we Wrocławiu – na placu św. Macieja, a później na placu Grunwaldzkim – olbrzymiego „szaberplacu”, na którym handlowano wszelkiego typu towarami. Nieprzypadkowo też we Wrocławiu swoją siedzibę znalazło państwowe Przedsiębiorstwo Poszukiwań Terenowych (utworzone w 1948 roku, z oddziałami w Olsztynie i Szczecinie). Jego zadaniem było poszukiwanie i zabezpieczenie ruchomych dóbr materialnych na terenie Ziem Odzyskanych. Majątek odnaleziony przez pracowników tej komórki był przekazywany „właściwym władzom, instytucjom i przedsiębiorstwom państwowym przy udziale przedstawicieli zainteresowanej władzy, instytucji lub przedsiębiorstwa”[1]. W ciągu kilku lat działalności Przedsiębiorstwo mogło się pochwalić wymiernymi wynikami swojej pracy. Inspektorzy terenowi odnaleźli dużą ilość surowców, maszyn i urządzeń przemysłowych, a także innego rodzaju mienie ruchome i dzieła sztuki o dużej wartości. W trakcie poszukiwań zgromadzono również wiele interesujących informacji, z których część nie doczekała się weryfikacji w terenie. Bardzo często przyczyną tej sytuacji był brak naocznych świadków – do 1948 roku z Ziem Odzyskanych wysiedlono większość Niemców – oraz dostatecznych środków finansowych i specjalistycznego sprzętu do badań.

Ważną częścią majątku odnajdowanego na Ziemiach Odzyskanych były dobra kultury. Dostęp do tego typu zasobów był bardzo łatwy – nawet kilka lat po wojnie. Duża ilość zabytkowych przedmiotów była przechowywana w majątkach niemieckiej arystokracji. Wiele z nich pod koniec wojny stało się składnicami dzieł sztuki, w których – w obawie przed skutkami wojny – zabezpieczono liczne zbiory muzealne, biblioteczne i archiwalne. Na Dolnym Śląsku tego typu magazyny tworzył regionalny konserwator zabytków, prof. Günther Grundmann. Dla wielu osób stał się postacią równie tajemniczą jak opowieści o ukrytych skarbach. Przyczyną takiego stanu był fakt, że w ostatnich miesiącach wojny konserwator wyjechał do Bawarii, zabierając ze sobą materiały dokumentujące tę działalność – co uznano za chęć ukrycia jej szczegółów. Duża część badaczy była przekonana, że to właśnie on „organizował”, „ewakuował”, „ukrywał”, a nawet „rabował” dzieła sztuki zdeponowane w licznych zamkach i pałacach. Rzeczywistość była jednak inna. Dowodzą tego zachowane w archiwach dokumenty biura dolnośląskiego konserwatora zabytków, jego wspomnienia i sprawozdania, jakie sporządził wkrótce po zakończeniu wojny. W świetle tych materiałów dotychczasowa wiedza na temat operacji zabezpieczania dóbr kultury na Dolnym Śląsku okazuje się niepełna i często błędna. W celu poznania jej kulis postanowiliśmy więc gruntownie przeanalizować materiał źródłowy – ograniczając bibliografię prac na ten temat do publikacji, które z racji swojego wspomnieniowego charakteru uzupełniają niemiecką dokumentację archiwalną. Do polskich opracowań – przede wszystkim powojennych prac Józefa Gębczaka, Stefana Styczyńskiego i prof. Witolda Kieszkowskiego – odnosiliśmy się sporadycznie. Mają one co prawda dużą wartość faktograficzną, obrazującą stan dziedzictwa kulturowego na Dolnym Śląsku po zakończeniu drugiej wojny światowej, ale część informacji zawartych w tych publikacjach obarczona jest błędami, które w dużej mierze wynikają z braku dostępu do niemieckiej dokumentacji.

Na efekt naszej dziesięcioletniej pracy nad niniejszą książką złożyły się wysiłki licznego grona osób, które wielokrotnie udzielały nam życzliwej pomocy. Wielu z nich należą się szczególne podziękowania. Dr. Stanisławowi J. Stulinowi dziękujemy za konsultacje merytoryczne, dr. Peterowi Wörsterowi i dr. Thomasowi Urbanowi z Herder-Institut w Marburgu za pomoc w dotarciu i możliwość skorzystania z zasobów archiwalnych tej instytucji, Lynn Nicholas za udostępnienie dokumentów poświęconych prof. Grundmannowi, dr. Robertowi Hesiowi z Muzeum Narodowego we Wrocławiu za pomoc w kwerendzie materiałów źródłowych, dr. Cayowi Friemuthowi za kopię dziennika prof. Grundmanna i informacje, jakie zdobył w trakcie swojej pracy badawczej, prof. Friedhelmowi Grundmannowi, synowi dolnośląskiego konserwatora zabytków, za dokumenty dotyczące jego ojca, Pawłowi Minakowskiemu za udział w poszukiwaniach materiałów źródłowych na terenie Niemiec, mł. insp. Renacie Radomskiej za umożliwienie dostępu do placówek służb mundurowych. Do przygotowania tej publikacji niezbędne było zebranie, wybór, przeanalizowanie i przełożenie tysięcy (dosłownie) dokumentów. Za pomoc w tej pracy dziękujemy Piotrowi Oleckiemu, Justynie Rodzim, Maciejowi Tybusowi i Sylwii Golonce. W gromadzeniu ikonografii wspierali nas pracownicy Wydziału ds. Strat Wojennych Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz grupa miłośników Dolnego Śląska, m.in. Piotr Frydrych, Marek Focht i Tomasz Bąk. Wyrazy wdzięczności należą się również innym osobom – historykom i pasjonatom wojennych tajemnic – za liczne dyskusje i wskazówki, które przyczyniły się do nadania tej książce zamierzonego kształtu.

1 M. Lubicz-Woyciechowski, Tajemnicza działalność Przedsiębiorstwa Poszukiwań Terenowych w świetle zasobów Archiwum Państwowego we Wrocławiu, Szczecin 2006, s. 59.

Przygotowania

Dla muzealników, historyków sztuki i konserwatorów zabytków zabezpieczenie dzieł sztuki na wypadek konfliktu zbrojnego było jednym z podstawowych obowiązków. Doświadczenia pierwszej wojny światowej stanowiły dla tej grupy wystarczająco bolesną i pouczającą lekcję, by przygotować się na podobną ewentualność w przyszłości. Szczególnie poważnie podeszli do tego zadania muzealnicy w Niemczech i Francji. Dobra kultury tych krajów ucierpiały najbardziej w trakcie pierwszej wojny światowej. Zastosowanie nowych technik walki, wprowadzenie do operacji militarnych czołgów i samolotów spowodowało zniszczenia o nieznanej dotychczas skali. Katastrofalne straty poniosła nie tylko ludność cywilna, zniszczenia objęły również obiekty o wartości historycznej – zabytkowe budowle, kościoły i muzea z ich bezcennymi zbiorami. Doświadczenia wojny uświadomiły muzealnikom konieczność przygotowania planów ochrony zabytków przed zagrożeniami związanymi z konfliktem zbrojnym. Przede wszystkim rozważano możliwość ewakuacji najcenniejszych zbiorów do miejsc oddalonych od celów potencjalnych operacji militarnych. Tego typu rozwiązania omawiano w środowisku niemieckich historyków sztuki, którzy mając w pamięci zniszczenia dokonane w czasie ostatniego konfliktu, z uwagą przyglądali się rozwojowi wydarzeń w Niemczech po objęciu władzy przez Adolfa Hitlera. Kanclerz III Rzeszy otwarcie mówił nie tylko o możliwym konflikcie na szeroką skalę. Niemcy miały zostać przebudowane w sensie ideologicznym i urbanistycznym. Chodziło nie tylko o zmianę stylu architektonicznego, który zaproponowali architekci Hitlera, ale również sposobu organizacji muzeów, wystaw, gromadzenia zbiorów i wreszcie ich ochrony. Decyzje podejmowane w Berlinie miały zasadniczy wpływ na działalność regionalnych konserwatorów w 12 prowincjach, na jakie podzielone były Niemcy. Planowano bowiem, że w przypadku wybuchu wojny dobra kultury zostaną wywiezione do składnic, które zostaną utworzone na południowych i wschodnich terenach Niemiec.

Minister nauki, wychowania i oświaty Rzeszy, dr Bernhard Rust (Bundesarchiv, Bild 119-1998).

Generalny dyrektor Muzeów Państwowych w Berlinie, dr Otto Kümmel (Bundesarchiv, Bild 183-L08363).

Niemieckie muzea rozpoczęły wdrażanie programu ochrony zabytków w sytuacji zagrożenia działaniami wojennymi na długo przed tym, jak ich zbiory znalazły się w niebezpieczeństwie. W 1934 roku szef Ministerstwa Nauki, Wychowania i Oświaty Rzeszy (Reichsministerium für Wissenschaft, Erziehung und Volksbildung – w skrócie Reichserziehungsministerium), dr Bernhard Rust, wezwał podległych sobie urzędników i polecił im sporządzić plany zabezpieczenia dzieł sztuki na wypadek konfliktu zbrojnego. Mimo że zagrożenie nie wydawało się realne, nawet w obliczu retoryki wystąpień Adolfa Hitlera, berlińscy muzealnicy przystąpili do skrupulatnego wykonania poleceń swojego przełożonego. Z raportu dr. Roberta Schmidta, jednego z ekspertów berlińskiego Muzeum Zamkowego (Schlossmuseum), wynika, że „już w grudniu 1934 r. Generalny Dyrektor Muzeów Państwowych w Berlinie [od 1933 do 1945 roku funkcję tę pełnił dr Otto Kümmel] polecił wykonać dwie listy eksponatów należących do Muzeum Zamkowego, zawierające wszystkie obiekty, które musiałyby zostać zabezpieczone przed ewentualnymi nalotami bombowymi”[2]. Plany i decyzje podjęte przez dr. Kümmela, bliskiego współpracownika nazistowskich elit władzy, okazały się trafne. Latem 1935 roku weszła w życie ustawa o obronie przeciwlotniczej ludności cywilnej. Jej zapisy dotyczyły również przygotowania pracowników galerii i muzeów do podjęcia działań zabezpieczających zbiory sztuki. W 1935 roku dr Kümmel stanął na czele zespołu odpowiedzialnego za przygotowanie projektów budowy podziemnego schronu w parku Hoher Fläming niedaleko Beelitz na południowy zachód od Berlina, w którym miały być – w razie niebezpieczeństwa – złożone m.in. zbiory Kaiser Friedrich Museum[3]. Mimo że ostatecznie zrezygnowano z zamiaru budowy schronu, dopracowywano strategię ochrony zabytków na wypadek konfliktu zbrojnego. W 1936 roku berliński konserwator (od 1942 roku Provinzialkonservator der Reichshauptstadt) dr Walter Peschke w opracowaniu Ochrona zabytków Berlina napisał, że oprócz sporządzania list najcenniejszych dzieł sztuki należało przygotować również spis obiektów architektury, które były uważane za ważne dla niemieckiego dziedzictwa kulturowego. W wyniku tej instrukcji, „jako rezultat dotychczas ukończonych pierwszych prac nad sporządzeniem list zawierających wykaz wszelkich wartościowych pomników, powstały ich wykazy dla dzielnic Tiergarten, Kreuzberg, Mitte, Köpenick, Zehlendorf und Alt-Spandau”[4]. W krótkim czasie planowano przygotować kolejne listy zbiorów znajdujących się w pozostałych dzielnicach i okręgach Berlina.

Berliński konserwator zabytków, dr Walter Peschke (Bundesarchiv, Bild 183-2008--0826-511).

Pruska Biblioteka Państwowa w Berlinie przed drugą wojną światową (Bundesarchiv, B 145 Bild-P016012).

16 października 1937 roku Bernhard Rust przesłał do dyrektora Pruskiej Biblioteki Państwowej (Preussische Staatsbibliothek) Hugona Andresa Krüssa oraz do instytucji uniwersyteckich zarządzenie „Środki ochronne na wypadek zagrożenia wybuchem wojny”. Zgodnie z tym dokumentem instytucje posiadające zbiory biblioteczne miały raportować o stanie przygotowań i środkach podjętych w celu zabezpieczenia najcenniejszych zbiorów. We wrześniu 1938 roku dział rękopisów Pruskiej Biblioteki Państwowej wyselekcjonował 166 rękopisów, które powinny się znaleźć w pierwszej kolejności na liście obiektów objętych szczególną ochroną. Kiedy kilka tygodni później wojska niemieckie – na mocy układu monachijskiego – zajęły część Sudetów, muzealnicy i kustosze, nie dowierzając „pokojowemu” przyjęciu niemieckich roszczeń, rozpoczęli nieformalne przygotowania do objęcia dzieł sztuki procedurami przygotowanymi na wypadek wojny. Część zbiorów berlińskich „złożono w suterenach, a kilka arcydzieł w skarbcu Banku Rzeszy, jednak nazistowski rząd nakazał ponowne ich wystawienie w celu uspokojenia opinii publicznej. Nieco urażeni kustosze wzmogli przygotowania wewnątrz muzeów”[5]. Pracownicy Muzeum Zamkowego, w obawie przed wybuchem wojny, postanowili przenieść najcenniejsze zbiory do piwnicy. Ich niepokój o cenne zabytki pogłębiał się w kolejnych miesiącach. W sierpniu 1939 roku większość niemieckich muzealników i bibliotekarzy miała pełną świadomość, że wojna jest nieunikniona. Ich przypuszczenia potwierdził minister finansów Johannes Popitz. W trakcie jednego ze spotkań z muzealnikami i przedstawicielami Pruskiej Biblioteki Państwowej poinformował zebranych, że powinni podjąć jak najszybsze przygotowania do zabezpieczenia zbiorów na wypadek wybuchu wojny. Obiecał, że Ministerstwo Finansów wesprze tego typu prace. Po tym spotkaniu dyrektor Pruskiej Biblioteki Państwowej odnotował w swoim dzienniku: „Przeniesienie najcenniejszych zbiorów biblioteki do piwnicy ówczesnego banku Disconto-Gesellschaft, a obecnie Ministerstwa Gospodarki Rzeszy”[6]. 26 sierpnia 1939 roku dr Krüss dokonał oględzin następnego budynku, w którym planował umieścić zbiory berlińskiej biblioteki. Po przeprowadzeniu wizji lokalnej stwierdził jednak, że pomieszczenia Preussische Staatsbank (Pruskiego Banku Państwowego), mieszczącego się przy Markgrafenstraβe, nie są odpowiednie do złożenia w nich cennych druków. Bibliotekarze rozważali również możliwość umieszczenia części kolekcji w sali wykładowej Uniwersytetu im. Fryderyka Wilhelma oraz w piwnicach budynków na Unter den Linden. Jak się później okazało, Berlin nie był bezpiecznym miejscem dla dóbr kultury i cenne rękopisy – podobnie jak wiele innych zabytków – trzeba było wysłać m.in. na Dolny Śląsk.

2 Raport dr. Roberta Schmidta z 15 października 1945 roku, National Archives and Records Administration (dalej NARA), Records Concerning the Central Collecting Points: Wiesbaden Central Collecting Point, 1945–1952, RG 260.

3 Ch. Norris, The Disaster at Flakturm Friedrichshain; a Chronicle and List of Paintings, „The Burlington Magazine”, nr 597, grudzień 1952.

4Von Baudenkmälern zu Baudenkmalen. Die Entwicklung des Denkmalrechts im Land Berlin von 1949 bis heute, Berlin 2009.

5 L.H. Nicholas, Grabież Europy. Losy dzieł sztuki w Trzeciej Rzeszy i podczas II wojny światowej, Kraków 1997, s. 296.

6 W. Schochow, Bucherschicksale: Die Verlagerungsgeschichte Der Preubischen Staatsbibliothek, Berlin–New York 2003, s. 16.

Niemieckie zbiory sztuki w czasie wojny

Mimo że wybuch drugiej wojny światowej wydawał się nieunikniony, wkroczenie wojsk niemieckich do Polski było spełnieniem najczarniejszych snów wielu mieszkańców Europy. We wrześniu 1939 roku świat z niedowierzaniem słuchał doniesień o postępach Wehrmachtu i zajęciu wschodnich obszarów naszego kraju przez Armię Czerwoną. Sukces „wojny błyskawicznej” (Blitzkrieg) uświadomił przywódcom państw szukających pokojowego rozwiązania kryzysu w Europie, że Adolf Hitler rozpoczął realizację swojego planu podboju kontynentu. Kolejne miesiące potwierdzały przypuszczenia, że większość krajów nie była gotowa na wojnę z Niemcami. Mimo bohaterskiej postawy żołnierzy i cywilów poddały się Polska, a w kolejnym roku Dania, Norwegia i wreszcie Belgia, Holandia i Francja. Zawieszenie broni – a w rzeczywistości kapitulacja – podpisane przez marszałka Philippe’a Pétaina było ciosem dla wszystkich, którzy mieli nadzieję na powstrzymanie Adolfa Hitlera. W tym czasie Niemcy triumfowali. Radość kolejnych zwycięstw udzieliła się nawet sceptykom. Muzealnicy zaś przestali z niepokojem obserwować bieg wydarzeń i planować zabezpieczenie swoich zbiorów. Większość z nich zamierzała wręcz skorzystać z dokonanych podbojów – dzięki nim uzyskali dostęp do olbrzymich zasobów dzieł sztuki, bibliotek i archiwów na terenach okupowanych. W trakcie licznych podróży do Polski, Belgii, Holandii i Francji dokonali wielu rabunków kolekcji, które zasiliły ich własne zbiory. Uwiedzeni doniesieniami propagandy przestali myśleć o przygotowaniu swoich placówek na wypadek działań wojennych. Głównodowodzący niemieckich sił powietrznych Hermann Göring zapewniał przecież, że żaden nieprzyjacielski samolot nie pojawi się nad Niemcami. Wiara w bezpieczeństwo legła w gruzach podobnie jak pierwsze budowle zbombardowane przez brytyjskie siły powietrzne, wspierane przez pilotów z Polski i Czechosłowacji. Mimo trudnej sytuacji spowodowanej zaangażowaniem lotnictwa w bitwie o Anglię premier Winston Churchill podjął decyzję o wysłaniu samolotów nad niemieckie miasta. W połowie maja 1940 roku rząd brytyjski zniósł zakaz bombardowania celów cywilnych. Wkrótce po tym samoloty Royal Air Force (RAF) nadleciały nad Mönchengladbach, a kilka dni później nad Münster. W połowie grudnia 1940 roku angielska eskadra pojawiła się nad Mannheim, koncentrując się na celach cywilnych – zaludnionym centrum miasta. 25 sierpnia 1940 roku miał miejsce pierwszy nalot na Berlin. Prawie sto samolotów RAF zrzuciło swoje ładunki na budynki w sercu Niemiec. Musiało to wywołać stosowne wrażenie na mieszkańcach stolicy. W następnych tygodniach miały miejsce dalsze bombardowania, które uszkodziły nie tylko infrastrukturę wojskową i transportową, ale też budynki mieszczące muzea. Wybuch jednej z bomb „zdmuchnął ochronę fryzu pergamońskiego, jakby była zrobiona z kartonu, a w konsekwencji skłonił władze muzeów do ponownego rozpatrzenia kwestii ochrony eksponatów”[7].

Skutkiem brytyjskich bombardowań z 1940 roku była decyzja Hitlera o budowie potężnych wież przeciwlotniczych (Flakturm), które miały pełnić funkcję punktu dowodzenia obroną przeciwlotniczą i schronu dla ludności cywilnej. Tego typu obiekty w błyskawicznym tempie wybudowano w Berlinie, Hamburgu, Bremie, Monachium i Wiedniu. Największe wieże pojawiły się w stolicy III Rzeszy – w dzielnicach Friedrichshain, Tiergarten i Humboldthain. Potężne konstrukcje z betonu, którego grubość przekraczała 3,5 m, uzbrojone w kilka dział kalibru 128 mm i kilkadziesiąt 20 mm, stanowiły prawie niezniszczalne punkty obrony przeciwlotniczej. Miały również zapewnić schronienie 30 tys. osób. Ze względu na bezpieczeństwo, jakie zapewniała betonowa konstrukcja, postanowiono zdeponować w nich również dzieła sztuki. Dzięki pomocy ministra Rusta władze wojskowe zgodziły się udostępnić muzealnikom część pomieszczeń wież przeciwlotniczych. „Chociaż wielu dyrektorom muzeów nie podobało się, że ich skarby znajdą się pod wojskową kontrolą, postanowiono, że najwspanialsze dzieła Berlina zostaną umieszczone w tych wieżach. Między wrześniem 1941 a wrześniem 1942 roku powoli przeprowadzano tę operację. W wieży w Friedrichshain złożono arcydzieła Kaiser Friedrich Museum, Gemaldegalerie, większość zbiorów grafik, kolekcję sztuki islamu i słynne popiersie Nefretete. Druga wieża, znajdująca się w pobliżu zoo, dała schronienie między innymi obrazom oczyszczonej [z dzieł uznanych przez nazistów za „sztukę zdegenerowaną”] Nationalgalerie i skarbowi z Troi”[8]. Późnym latem 1942 roku w wieży przeciwlotniczej w Tiergarten zgromadzono 1500 metrów sześciennych zbiorów muzealnych. 735 metrów sześciennych zabytków zajęło schron w podobnym obiekcie mieszczącym się w Friedrichshain. Dodatkowo 1050 metrów sześciennych przestrzeni magazynowej berlińskie muzea otrzymały w Mennicy Państwowej (Reichsmünze), która mieściła się w podziemiach nowego budynku Banku Rzeszy[9]. Powierzchnia, jaką przydzielono muzeom w wymienionych lokalizacjach, była jednak zbyt mała, by zabezpieczyć setki tysięcy eksponatów. Dlatego muzealnicy rozpoczęli poszukiwania innych lokalizacji, w których mogliby złożyć najcenniejsze zbiory. Dyrektorzy muzeów i galerii zaczęli rywalizować o pierwszeństwo w kolejce do zdeponowania swoich kolekcji w Friedrichshain i Tiergarten. Ilość zbiorów sztuki, jaką starano się ochronić przed skutkami bombardowań, była tak duża, że urzędnicy zaczęli zastanawiać się nad innym rozwiązaniem tego problemu. W konsekwencji część kolekcji wywieziono na prowincję. Jednak większość zabytków w dalszym ciągu pozostawała w swoich macierzystych placówkach.

Budowa jednej z berlińskich wież przeciwlotniczych (Bundesarchiv, Bild 183-J16840).

Muzeum Zamkowe w Berlinie przed drugą wojną światową.

Ze względu na coraz częstsze bombardowania niemieckich miast przez alianckie siły powietrzne władze w Berlinie zdecydowały o konieczności przeniesienia najcenniejszych zbiorów muzealnych na prowincję. Realizację tego rozwiązania przyspieszył okólnik wydany 5 maja 1942 roku przez szefa kancelarii NSDAP Martina Bormanna. „Podczas ciężkich ataków lotniczych na niemieckie miasta doszło niestety do zniszczenia cennych dóbr kultury (obrazy olejne, grafiki, meble, kosztowne akta i książki, nuty, rysunki architektoniczne itd.). Aby nie dopuścić do kolejnych strat, gauleiterzy muszą zadbać o umieszczenie wszystkich dóbr kultury w miejscach bezpiecznych od bomb i ognia. Przekazuję, że Führer uznał gauleiterów odpowiedzialnymi za podjęcie wszelkich możliwych działań w tym zakresie. Należy natychmiast informować o przypadkach powstania jakichkolwiek trudności”[10]. Ponieważ alianckie bombardowania skupiły się pierwotnie na stolicy III Rzeszy, jako pierwsze ewakuacji podlegały dobra kultury zgromadzone w tym mieście. Dyrektor generalny Muzeów Państwowych w Berlinie upoważnił dr. Roberta Schmidta z Muzeum Zamkowego do wyboru miejsc, które miały pełnić funkcję składnic dzieł sztuki. Muzealnik zeznał po wojnie, że w trakcie wykonywania tego zadania odwiedził kilka miejscowości, które jego współpracownicy zaproponowali jako właściwe do realizacji powierzonego zadania. Część lokalizacji nie spełniała jednak wymagań. Schmidt ostatecznie zdecydował się wybrać kilka miejsc na zachód od Odry. W następstwie tych przygotowań rozpoczęto ewakuację berlińskich zbiorów sztuki. „Począwszy od jesieni 1942 r. cyklicznie duże transporty ciężarówek z meblami i tkaninami były transportowane do różnych zamków i pałaców – zawsze przy jak najbardziej niekorzystnych warunkach transportowych i trudnościach związanych z benzyną. Listy przedstawione wcześniej pokazują szczegółowe informacje dotyczące transportów do Schloss Sonnewalde, Schloss Zützen, Sophiendorf, Oegeln, Paretz, Weissensee, Dobitschen”[11]. Ewakuacja niemieckich kolekcji muzealnych była kontynuowana w kolejnych latach. Ich kulminacja przypadła na rok 1943, kiedy to nastąpiły zmasowane ataki alianckiego lotnictwa i niemiecka armia zaczęła doznawać pierwszych porażek na wschodzie. Wspomniany już dr Schmidt relacjonował po wojnie, że na wieść o klęskach niezwyciężonego Wehrmachtu „wszystkim przyszła do głowy wcześniej niedopuszczalna myśl, że może dojść do walk na terenie Niemiec, i chociaż nie wyobrażano sobie, by Berlin stał się polem bitwy, ponownie zaczęto myśleć o ewakuacji zbiorów. Jednakże dopiero w marcu 1943 roku Weickert [dr Carl Weickert był dyrektorem berlińskich zbiorów sztuki starożytnej], opierając się na zaleceniach Ministerstwa Propagandy, by znaleźć absolutnie bezpieczne miejsce przechowania dla wszystkich zbiorów, zdołał nakłonić swoich kolegów do wysłania ich do głębokich kopalń rozsianych po Turyngii”[12]. Również inne regiony Niemiec, oddalone od rejonu koncentracji nalotów alianckich, stały się miejscem ewakuacji setek tysięcy dzieł sztuki. Urzędnicy bardzo szybko zdali sobie sprawę, że oprócz Saksonii, Turyngii i Bawarii również Dolny Śląsk spełnia wymogi bezpieczeństwa. Wkrótce rozpoczęły się przygotowania do ewakuacji w ten rejon Niemiec tysięcy cennych zabytków.

7 L.H. Nicholas, Grabież Europy…, s. 297.

8 Tamże, s. 297.

9 Ch. Norris, The Disaster at Flakturm Friedrichshain…

10 Okólnik szefa kancelarii NSDAP Martina Bormanna z 5 maja 1942 roku.

11 Raport dr. Roberta Schmidta z 15 października 1945 roku, National Archives and Records Administration (dalej NARA), Records Concerning the Central Collecting Points: Wiesbaden Central Collecting Point, 1945–1952, RG 260.

12 L.H. Nicholas, Grabież Europy…, s. 297.

Ewakuacja na Dolny Śląsk

Alianckie naloty na niemieckie miasta były głównym czynnikiem wpływającym na podjęcie decyzji o ewakuacji zbiorów sztuki z dużych miast na prowincję. Celem bombardowań nie były co prawda muzea, ale zniszczenia dokonane przez amerykańskie i brytyjskie bomby dotknęły również placówki i zasoby kulturalne. Mimo że po wojnie przyznano, że naloty nie miały rozstrzygającego wpływu na wyniki produkcji niemieckiego przemysłu zbrojeniowego, to odniosły efekt psychologiczny. Słyszane z coraz większą częstotliwością dźwięki syren alarmowych były zmorą dla mieszkańców dużych miast. Głównym celem alianckich ataków powietrznych był jednak Berlin. Z każdym rokiem trwania wojny bombardowania stolicy III Rzeszy nasilały się. 17 i 18 stycznia 1943 roku nad miasto nadleciała kolejna fala brytyjskich bombowców. Skutki tych nalotów nie pozostały bez echa. Mimo zabiegów niemieckiej propagandy i zapewnień Hermanna Göringa, że Luftwaffe dominuje w powietrzu, mieszkańcy Berlina przestali ufać w swoje bezpieczeństwo. Niemiecka stolica co prawda nie poniosła wtedy znaczących strat, jednak styczniowe bombardowanie mocno zapadło w pamięć mieszkańców i urzędników. Adiutant Adolfa Hitlera do spraw lotnictwa Nicolaus von Below przyznał, że „terror powietrzny nad obszarem Rzeszy przybrał wraz z nowym rokiem [1943] jeszcze bardziej na sile. 11 stycznia amerykańskie bombowce zaatakowały w dzień zakłady zbrojeniowe Luftwaffe w Halberstad, Oschersleben, Brunszwiku i Magdeburgu”[13]. W sytuacji, gdy prawidłowe funkcjonowanie przemysłu zbrojeniowego zaczęło być zależne od alianckich bombowców, niemieccy urzędnicy podjęli decyzję, by zakłady zbrojeniowe i komórki badawcze przenieść pod ziemię lub ewakuować na tereny niezagrożone nalotami. W tym celu Ministerstwo Uzbrojenia i Amunicji (Reichsminister für Bewaffnung und Munition) kierowane przez Alberta Speera powołało specjalne sztaby, których celem było wyszukiwanie miejsc stanowiących alternatywę dla macierzystych placówek produkcyjnych. Duży nacisk położono na możliwość wykorzystania do tego celu starych szybów kopalnianych, które stanowiły naturalne schronienie przed skutkami wybuchów coraz potężniejszych bomb lotniczych. Geolodzy, inżynierowie i urzędnicy Ministerstwa Uzbrojenia i Amunicji udali się w regiony, które wydawały się chwilowo oddalone od zasięgu alianckich bombowców, próbując znaleźć odpowiednie miejsca do ich przystosowania na potrzeby przemysłu zbrojeniowego. Wkrótce na terenie Niemiec i Austrii powstały obozy koncentracyjne, których więźniowie zaczęli wykuwać podziemne tunele, do których sprowadzono maszyny i sprzęt niezbędny do produkcji czołgów, samolotów, amunicji i innego rodzaju sprzętu wojennego. Wspomniany już adiutant Hitlera Nicolaus von Below zanotował w swoim pamiętniku, że niemieccy urzędnicy odpowiedzialni za ewakuację przemysłu podjęli decyzję o przenoszeniu „całych zakładów produkcyjnych lub ich części zwłaszcza na Dolny Śląsk”[14]. Powodem, dla którego wybrano ten region, było usytuowanie z dala od głównych celów alianckich bombardowań i dobrze rozwinięta infrastruktura kolejowa. Warto podkreślić, że do 1943 roku na zakłady zbrojeniowe i przemysł ciężki funkcjonujące na Śląsku nie spadła żadna aliancka bomba. Innym powodem takiego wyboru był bezpośredni dostęp do surowców naturalnych.

Amerykański bombowiec nad stolicą III Rzeszy (NARA).

Muzeum Zamkowe zniszczone w wyniku alianckich nalotów na Berlin (NARA).

Działania podjęte przez urzędników Ministerstwa Uzbrojenia i Amunicji pozwoliły Niemcom na utrzymanie wysokiego tempa produkcji, ale nie uchroniły miast przed skutkami coraz potężniejszych bombardowań aliantów. Alianci nie ograniczali zresztą swoich nalotów do obiektów przemysłowych i infrastruktury militarnej. Wiele ataków lotniczych miało charakter odwetu za zbombardowane miasta, szkoły, szpitale i zabytkowe gmachy. W konsekwencji kolejne naloty, szczególnie te, które dotknęły Berlin, stały się bezpośrednim zagrożeniem dla kolekcji zgromadzonych w licznych muzeach i galeriach sztuki. Mimo prób ignorowania alianckich bombardowań nawet wysocy urzędnicy nazistowscy nie mogli przejść obojętnie wobec ich skutków. Nic dziwnego zatem, że latem 1943 roku minister propagandy i oświecenia publicznego, pełniący równocześnie funkcję gauleitera Berlina, dr Joseph Goebbels, „zwrócił się w okólniku do społeczności berlińskiej o ochronę posiadanych przez nich dzieł sztuki i kontaktowanie się w tej sprawie z konserwatorem zabytków. Rozpoczęto przenoszenie obrazów, rzeźb, mebli, bibliotek, całych kolekcji głównie na Śląsk i do Kraju Warty [Warthegau, część Wielkopolski przyłączona do Niemiec]. Tysiące obrazów, jak i wcześniej wspomnianych przedmiotów zakupionych na zlecenie zarządu miasta dla przyszłej Galerii [decyzję o utworzeniu nowej Gemäldegalerie, poza istniejącą dotychczas w ramach Staatliche Museen zu Berlin, wydał w 1942 roku nadburmistrz Berlina Ludwig Steeg] zostało wywiezionych na prowincję”[15]. Oprócz dzieł sztuki gromadzonych na potrzeby powstającej Gemäldegalerie dr Walter Peschke zajął się przygotowaniami do ewakuacji zbiorów będących własnością niemuzealnych instytucji publicznych. Kolejnym zadaniem, jakiego się podjął, była próba zabezpieczenia dzieł sztuki znajdujących się w rękach prywatnych kolekcjonerów mieszkających w Berlinie. Miejscami ewakuacji tych zbiorów miały być Dolny Śląsk, Pomorze Zachodnie i Wielkopolska (Kraj Warty). W celu wybrania składnic, do których miały zostać przetransportowane tysiące dzieł sztuki z Berlina, dr Peschke nawiązał kontakt z konserwatorami we Wrocławiu i Poznaniu. Wkrótce ze stolicy Rzeszy do składnic położonych na wschód od Odry zaczęły napływać transporty zawierające obrazy, zabytkowe meble i cenne przedmioty użytkowe.

13 N. Below, Byłem adiutantem Hitlera 1937–45, Warszawa 1990, s. 348.

14 A. Konieczny, Śląsk a wojna powietrzna lat 1940–1944, Wrocław 1998, s. 48.

15 Informacja na temat berlińskich zbiorów sztuki przygotowana przez Alberta Köhlera w dniu 10 grudnia 1946 roku, NARA, Records Concerning the Central Collecting Points: Wiesbaden Central Collecting Point, 1945–1952, RG 260.

Zbiory prywatne

Berlińskie kolekcje sztuki, które planowano ewakuować na Dolny Śląsk i do Kraju Warty, nie stanowiły jedynie zasobów muzealnych, ale również zbiory znajdujące się w rękach prywatnych właścicieli. Ze względu na rozproszenie w różnych dzielnicach stolicy to one były przede wszystkim narażone na zniszczenia spowodowane alianckimi nalotami. Jak już wspomniano, najcenniejsze kolekcje muzealne zostały przeniesione do piwnic Mennicy Państwowej i schronów w wieżach przeciwlotniczych w Friedrichshain i Tiergarten. Zbiory prywatne były w zasadzie zdane na łaskę przypadku i alianckich bomb. Dr Walter Peschke, zdając sobie sprawę, jak duże straty mogą ponieść indywidualni właściciele dzieł sztuki, podjął zdecydowane działania, by również prywatne zbiory objąć ochroną przed skutkami wojny. Spośród olbrzymiej liczby zgłoszeń, jakie wpłynęły do niego po apelu Josepha Goebbelsa, wytypował kilkaset kolekcji, które miały zostać ewakuowane do bezpiecznych składnic. Ponieważ nie dysponował zbyt dużą ilością wolnej powierzchni, tylko znikoma część zbiorów prywatnych trafiła do schronów na terenie Berlina. Pozostałe należało wywieźć z miasta i umieścić w miejscach położonych z dala od celu alianckich nalotów. Dr Peschke wierzył, że oddalone od centrów przemysłowych i miejskich rezydencje lokalnych właścicieli ziemskich pozwolą bezpiecznie przechować cenne dzieła sztuki do czasu zakończenia wojny. Mając na celu ich zachowanie dla przyszłych pokoleń, zbiory jednej rodziny lub muzeum podzielił na kilka części, planując wysłać je do różnych składnic. W ten sposób dzieła sztuki stanowiące własność jednego deponenta trafiły do składnic znajdujących się w Kraju Warty, na Pomorzu lub Dolnym Śląsku.

Wieża przeciwlotnicza w berlińskiej dzielnicy Tiergarten (Bundesarchiv, Bild 183-1997-0923-505).

Fragmenty dokumentacji, jaka zachowała się mimo zniszczenia archiwum biura konserwatorskiego dr. Waltera Peschkego, dowodzą, że to właśnie Dolny Śląsk stał się głównym obszarem, na który ewakuowano prywatne kolekcje z Berlina. Listy transportowe zawierają informacje wskazujące, że zbiory sztuki umieszczono m.in. w pałacach w miejscowościach Eckersdorf (Bożków), Oberquell (Gaworzyce), Kuhna (Kunów koło Zgorzelca), Friedersdorf (Biedrzychowice), Carolath (Siedlisko), Lorzendorf (Woskowice Małe koło Namysłowa), Erdmannsdorf (Mysłakowice), Seitendorf (Mysłów) i Ullersdorf (Ołdrzychowice Kłodzkie). Funkcje składnicy dóbr kultury miały też pełnić wieża mieszkalna (dawna wieża rycerska) w Boberröhrsdorf (Siedlęcin) i zamek Kynau (Zagórze Śląskie). Przygotowania do ewakuacji berlińskich kolekcji sztuki rozpoczęły się w maju 1943 roku. Miesiąc później ze stolicy Niemiec systematycznie wyjeżdżały transporty wypełnione dobrami sztuki. Pierwsze partie zabytków trafiły do składnic w Kraju Warty. Od czerwca 1943 roku głównym kierunkiem ich ewakuacji był Dolny Śląsk[16].

Lista dzieł sztuki berlińskiego kolekcjonera przeznaczonych do ewakuacji na prowincję.

29 czerwca 1943 roku do Kynau (Zagórze Śląskie) trafił pierwszy transport prywatnych zbiorów sztuki wywiezionych z Berlina przez dr. Peschkego. Jego zawartość stanowiły m.in. prywatne zbiory sztuki należące do dr. Luza, dr. Stockhausena, Nielsa Kallmanna. Kolejne partie zabytków przywieziono do Zagórza Śląskiego w następnych miesiącach. W sierpniu trafiły tam zabytkowe meble stanowiące własność dr. Hartmanna, obrazy ze zbiorów Reinera Franza Herrigera, dr. Otto Kalckbrennera oraz rodzin Zieglerów, Wiese, Lesse, Antonowitzów, Böhme, Vonhoffów i wielu innych. W sierpniu 1943 roku do pałacu Ullersdorf (Ołdrzychowice Kłodzkie) przywieziono m.in. skrzynie ze zbiorami Hansa von Marwitza, dr. Hartmanna, dr. Magnusa, dr. Simona, dr. Lipperta, Gerdy Rosen oraz berlińskich rodzin Vonhoffów, Greinerów, Theissów, Bluncków. We wrześniu 1943 roku do tego samego majątku przywieziono zbiory dr. Fritza Heinsiusa, dr. Alberta Magnusa. Transport zawierał również obrazy należące do dr. Friedricha Schöne, Ruth Wild, dr. Alexandra Tichy, Gertrudy Agthe, rodzin Ehrlichów, Funke, Kruse, Frentzlów, Franke, Friedrichsów, von Gersdorffów, Isenburgów, Kaczke, Krügerów, Stumpfów, Pralle i innych. We wrześniu i październiku 1943 roku dużą część zbiorów berlińskich umieszczono w Siedlęcinie. Przeniesiono tu m.in. kolekcję obrazów dr. Köpkego, obrazy ze zbiorów Hansa von Marwitza, Ottona Arndta, grafiki z kolekcji dr. Reinharda Neuberta, dużą ilość skrzyń i obrazów należących do Jenny Geyer, dr. Alexandra Tichy, dr. Wernera Glöcknera, Henriette Gerdes, Williego Schmelzera, berlińskich rodzin von Bischoffshausenów, Beitnerów, Dalchowów, Dietzów, Gonterów, Frommów, Hartmannów, Hummelów, Jacobów, Kramerów, Lenzów, von Manteuffelów, Pfarrów, Rosnerów, Wanke, Weberów, Siehe i wielu innych. W listopadzie 1943 roku do Siedlęcina przywieziono duży transport zawierający m.in. obrazy należące do rodzin Cissarzów, Conradów, Krügerów, von Raumerów, von Schmettowów, Schrammów i innych. Pałac w miejscowości Kuhna (Kunów koło Zgorzelca) od października 1943 roku stał się miejscem schronienia kolekcji m.in. Paula Theodora Geyera i Jenny Geyer, dr. Fritza Heinsiusa i Gertrudy Agthe. Przywieziono tu również zabytkowe meble należące do Nielsa Kallmanna, obrazy ze zbiorów Helene Bolten-Beckers i Heinricha Fleischera. Kolejne transporty dostarczyły dużą ilość obrazów stanowiących własność rodzin Dalchowów, Faberów, Fischerów, Gerdesów, Grandke, Halanków, Heinze, Hummlów, Isenburgów, Kempfów, Kruse, Lenzów, Lindewów, von Manteuffelów, Pfarrów, Reinholdów, Reimannów, Schliwa, Siehe, von Trotha, i wielu innych. W listopadzie 1943 roku do Kunowa przywieziono skrzynię z obrazami ze zbiorów Hansa von Marwitza, Ottona Arndtsa, a także dzieła sztuki zdeponowane przez rodziny Trappów, von der Trencków, von Sydowów, Heinemannów, Kretschmannów, Helbingów, Bourjau, obrazy prof. Hermanna Schmidta, Herberta Heinzego, zabytkowe meble należące do rodzin Bollmannów, Lenzów i innych. Na początku 1944 roku trafiły tu jeszcze zbiory Kathariny Buchhorn zu Hofen, Erny Kemp, dr. Walthera Niemanna, część kolekcji Heinricha i Marii Vogelów, zbiory Elsy von Wilucki, dr Georga Schultzego, Fitza Beyera, obrazy należące do rodzin von Kemnitzów, von Ahlefeldtów, Kemperów, Pundtów, Schanzów, Hasse, Uthemannów, Voglów, Schmetzerów i innych. W czerwcu 1944 roku do Kunowa przeniesiono część prywatnych zbiorów ukrytych wcześniej w nowej Mennicy Państwowej. Wśród nich były m.in. obrazy należące do Gertrudy Agthe.

Spis zawartości transportu wysłanego w lipcu 1943 roku do składnicy w Zagórzu Śląskim.

W lipcu 1943 roku na Dolnym Śląsku utworzono kolejną składnicę dzieł sztuki ewakuowanych z Berlina. Stał się nią pałac Eckersdorf (Bożków). Latem przywieziono tu m.in. kolekcje należące do dr. Alfreda Gemminga, dr. Stockhausena, Nielsa Kallmanna oraz rodzin Beckmannów, Budzinskich i Rolandów. Między lipcem i wrześniem 1943 roku trafiły tu również zbiory Carla Brauna i skrzynie z dziełami sztuki należącymi do rodzin von Geyrów, Fleinerów, Freese, Schwanengelów. Do Bożkowa przywieziono także m.in. obrazy należące do podpułkownika Helmutha Grünewalda, Karla Haberstocka, dr. Ottona Kalckbrennera, Gertrudy Agthe, dr. Alberta Magnusa, dr. Simona, dr. Lipperta, dr. Ottona Müllera, dr. Alexandra Tichy, dr. Georga Schultzego oraz rodzin von Loebellów, Beckmannów, Kegelów, Krienerów, Bornkesselów, Voeglerów, von Trotha, Rückertów, von Gersdorffów, Troeltschów, Schwanengelów, Krentzlinów, Pralle’ów, Kucków i kilkunastu innych. W sierpniu 1943 roku dr Peschke skierował kolejne zasoby prywatnych kolekcjonerów z Berlina do pałacu w Friedersdorf (Biedrzychowice). Tam trafiły skrzynie ze zbiorami dr. Goedeckera, kolekcje rodziny Rückertów i prof. Mahlinga. We wrześniu 1943 roku przetransportowano tam skrzynie ze zbiorami Will Rabe, Kurta von Hoffmanna, Karla Haberstocka, prof. Mahlinga, Gertrudy Agthe, rodzin Welsów, Kruse, Wittnerów, Robitschów, Schwanengelów, Krügerów i innych. W październiku do Biedrzychowic przywieziono zbiory Heinricha Alberta, a w listopadzie 1943 roku obrazy należące do Arthura i Elli Heinholdów, meble z kolekcji Fitza Beyera, Helene Börne, Käte Plaschke i rodzin von Mandelslohów, von Trotha i innych. W tym samym miesiącu ewakuowano tu kolekcję obrazów należących do rodzin von Görtzów, Danielów, von Schmettowów, von Raumerów, Heilmannów, Halbe, Zachariae, Reinholdów, Flitnerów, Spindlerów, zbiory hrabiny von Pfeil-Mintoli oraz meble rodziny von Kemnitzów. Od lipca 1943 roku również pałac w Siedlisku stał się ważną składnicą berlińskich zbiorów sztuki. Do tej miejscowości przywieziono m.in. obrazy i inne dzieła sztuki dr. Friedricha Schönego, rodziny Beckmannów, dr Alfreda Gemminga, Nielsa Kallmanna, dr Stockhausena[17]. W sierpniu 1943 roku do Siedliska dostarczono kilka obrazów i zabytkowe meble z epoki Ludwika XV należące do Reinera Franza Herrigera, zbiory dr. Alberta Magnusa, Will Rabe, rodziny Krügerów, Gielenów, Lukaschików, Hartmannów, Bethge, von Schmettowów, Gierthów. Na początku 1944 roku do pałacu przywieziono porcelanę i zabytkowe meble należące do Käthe Jahn, dr. Ottona Schobera, kolekcję barokowych mebli prof. Eduarda Schellera, zbiory rodzin Schellerów, Peschlów, dr. Böhmego, von Wangenheimów. W marcu 1944 roku do Biedrzychowic trafiły również zasoby zdeponowane wcześniej w berlińskich schronach – kolekcje zabytkowych mebli dr. Kurta Schmidta, dr. Kressmanna i rodzin Peschlów, Greinerów, Klare, a także obrazy należące m.in. do dr. Franza Jahna, dr. Kressmanna, dr. Kellera i rodzin Peschlów, Bengenów i innych.

W cesarskim pałacu w Erdmannsdorf (Mysłakowice) dzieła sztuki zaczęto magazynować od lipca 1943 roku. Przywieziono tu m.in. berlińskie zbiory dr. Friedricha Schönego, dr. Stockhausena, Nielsa Kallmanna, rodziny Beckmannów, a w lutym 1944 roku kolekcje Elsy von Wilucki, Franza Kocha oraz własność rodzin von Rozynskich, Renzów, Peschlów, Merklów, Diesterów, Krebsów, Drenkmannów, Böhmów, Grossów, Curtiusów, Liepe i wielu innych. W marcu 1944 roku do Mysłakowic przeniesiono ze schronów w Berlinie kolekcję obrazów należących m.in. do Erwina Schüzego, Kurta Meyera, Rudolfa Kempfa, Margarete Riese, Ferdynanda Mantheya, Charlotte Schulze, Marty von Ammon, dr. Kurta Schmidta oraz rodzin Peschlów, Simonów, Martensów, von Braunschweigów, Thatenów, Himmelów, Kressmannów, Rau, Blumeyerów, Kleinów, von Hofe, Temorów i wielu innych. We wrześniu 1943 roku niewielką liczbę prywatnych dzieł sztuki przywieziono do pałacu w Seitendorf (Mysłów). Tam schronienie znalazły m.in. zbiory dr. Alexandra Tichy, dr. Riebela, rodzin Bierwesów, Antonowitzów, Rochlitzów, Zinnów, Stockhausenów, Bethge, Welsów, Braaschów. W październiku 1943 roku zdeponowano tam kolejną partię zbiorów sztuki należących do dr. Alexandra Tichy. Następna składnica dzieł sztuki powstała w pałacu w Lorzendorf (Woskowice Małe koło Namysłowa). Do niej przywieziono m.in. zbiory Nielsa Kallmanna, dr Stockhausena, meble będące własnością Ottona Arndtsa, Käthe Jahn, Albrechta Fischera i radcy Lellbacha, obraz należący do dr. Friedricha Schönego, część kolekcji Carla Brauna, zbiory dr. Alfreda Gemminga, rodzin Beckmannów i Budzinskich. Wkrótce całość tych ostatnich zasobów została przeniesiona do pałacu w Oberquell (Gaworzyce). Dodatkowo we wrześniu 1944 roku ewakuowano tam jeszcze obrazy należące m.in. do dr. Görgesa, dr. Pundta, dr. Lulvesa i rodziny Thoma. W październiku do Gaworzyc sprowadzono zabytkowe meble prof. Seecka, dr. Lulvesa, Nadii Schmidt, Leo Lenza oraz obrazy należące do Dietricha Pundta, Wandy Wolf i nadburmistrza Berlina Ludwiga Steega[18].

Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.

16 Dokumentacja ewakuacji zbiorów berlińskich prowadzonej przez dr. Waltera Peschkego, NARA, Records Concerning the Central Collecting Points: Wiesbaden Central Collecting Point, 1945–1952, RG 260.

17 Tamże.

18 Tamże.

O autorach

Jacek M. Kowalski, z wykształcenia archeolog, po latach pracy naukowej w Instytucie Archeologii UW realizuje swoje zainteresowania badawcze poszukiwawcze w formie hobbystycznej. Pasjonuje się Dolnym Śląskiem jako regionem przenikających się kultur, pełnym zabytków i związanych z nimi tajemnic. Ściśle współpracował z TVP i Discovery Historia przy produkcji filmów o tematyce ukrytych skarbów. Współautor popularnych książek: Tajemnica Riese (2 wydania), Lubiąż. Na tropach wojennych tajemnic, Złoto generałów. Polskie służby specjalne na tropach skarbów III Rzeszy i Wojenne sekrety Lubiąża.

Dr J. Robert Kudelski, badacz i autor licznych publikacji poświęconych eksploracji oraz stratom wojennym w zakresie dóbr materialnych i zbiorów sztuki. Współautor książek: Tajemnica Riese. Na tropach największej kwatery Hitlera (2002, 2009 – wydanie II), Lubiąż. Na tropach wojennych tajemnic (2003), Złoto generałów. Służby specjalne PRL na tropie skarbów III Rzeszy (2005, 2009 wydanie II) i Wojenne sekrety Lubiąża (2010). Autor książek: Tajemnice nazistowskiej grabieży polskich zbiorów sztuki (2004), Zaginiony konwój SS (2007), Merkers – skarbiec III Rzeszy (2011), Zrabowane skarby (2012), Zaginiony Rafael (2014). Twórca serwisu eksplorator.com.

Robert Sulik, politolog od ponad 20 lat fotografujący i dokumentujący historię zabytkowych nieruchomości Dolnego Śląska – przede wszystkim dworów, pałaców i zamków należących do przedstawicieli lokalnej arystokracji. Powstająca w ten sposób kolekcja liczy ponad 700 obiektów – część ze sfotografowanych nieruchomości dziś już nie istnieje, co czyni tworzony zbiór jeszcze bardziej unikalnym. Efekty swojej pracy prezentuje w serwisie internetowym slaskiezamki.pl.

Recenzencidr hab. Piotr Majewski prof. Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie dr hab. Piotr Rozwadowski prof. Społecznej Akademii Nauk w Łodzi

Projekt okładki Vavoq (Wojciech Wawoczny)

Zdjęcie wykorzystane na okładce ze zbiorów prof. Friedhelma Grundmanna

RedakcjaElżbieta Morawska

KorektaMarek Kowalik, Aleksandra Kiełczykowska

Skład i łamanieAkant&Pracownia Wydawnicza

Tekst © Copyright by Authors, Warszawa 2015 © Copyright for this edition by Melanż, Warszawa 2015

Wszystkie prawa zastrzeżone. Żadna część niniejszej publikacji nie może być reprodukowana, przechowywana jako źródło danych i przekazywana w jakiejkolwiek elektronicznej, mechanicznej, fotograficznej lub innej formie zapisu bez pisemnej zgody posiadacza praw.

ISBN 978-83-64378-52-2 Warszawa 2015 Wydanie I

Melanż ul. Rajskich Ptaków 50, 02-816 Warszawa +48 602 293 363 +48 602 630 508 [email protected]