Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Najwyższy czas, aby nasza formacja szła w głąb.
Romano Guardini dostrzegał w liturgii to, co II Sobór Watykański określił jako „fons et culmen” – „źródło i szczyt” życia Kościoła i każdego chrześcijanina. Liturgia i formacja liturgiczna to znamienite dzieło podsumowujące jego dorobek pisarski. Jako ceniony duszpasterz nie zatrzymuje się w nim jedynie na poziomie teoretycznych rozważań, ale daje praktyczne wskazówki istotne w procesie kształtowania liturgicznej wrażliwości wiernych. Wyraża także przekonanie, że w formowaniu do liturgii chodzi przede wszystkim o rzeczywistość, która powinna obejmować całego człowieka. Człowieka, który „z sercem i duchem, z ciałem i duszą staje przed Bogiem w czynności i modlitwie liturgicznej, i wielkie formy przeszłości wypełnia nowym życiem”.
Nie jest to książka o tym jak pojmować liturgię; nie jest to zapis konferencji na temat historii liturgii. To książka o tym, jak we współczesnym człowieku obudzić zdolności do wyobrażania i do widzenia tego, co niedotykalne i niewidzialne; to wołanie o przywrócenie aktom liturgicznym ich wewnętrznej zdolności i siły.
Ze wstępu Dominika Jurczaka OP
Romano Guardini (1885–1968) – niemiecki duchowny katolicki, teolog i filozof pochodzenia włoskiego. Joseph Ratzinger uważał go za jednego z prekursorów Vaticanum II. Pozostawił po sobie bogatą spuściznę naukową i popularyzatorską. W roku 2017 rozpoczął się jego proces beatyfikacyjny.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 276
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
I. Akt liturgiczny iobecne zadania formacji liturgicznej
List5
Drogi Przyjacielu,
bardzo chciałem uczestniczyć wIII Kongresie Liturgicznym wMoguncji iprzy tej okazji wskazać na sprawy, które wydają mi się istotne.
Niestety, nie mogę przybyć do Moguncji. Muszę więc zadowolić się przekazaniem Ci moich refleksji wformie listu; mam nadzieję, że dotrą one do szerszego grona osób. Praca związana zliturgią, co wiemy wszyscy, znajduje się wważnym momencie. Sobór położył fundament pod przyszły rozwój, ato, wjaki sposób się to dokonało ijak objawiła się prawda, pozostanie na zawsze ewidentnym przykładem działania Ducha Świętego wKościele. Teraz jednak pojawia się pytanie, gdzie rozpocząć pracę nad wcielaniem wżycie poznanej już prawdy.
Oczywiście jest wiele naglących kwestii dotyczących rytów itekstów, adoświadczenie uczy, jak wiele można tu zrobić dobrego bądź złego. Tym, oco jednak przede wszystkim chodzi, jest – jak myślę – coś innego: mianowicie kwestia aktu kultu, abardziej precyzyjnie – aktu liturgicznego. Oile dobrze to widzę, już dziewiętnastowieczny człowiek nie był zdolny do tego aktu, anawet onim nie wiedział. Dla niego religijność była czymś indywidualnym iwewnętrznym, co wówczas – jeszcze jako „liturgia” – przyjmowało charakter oficjalny ipubliczny. Wten sposób jednak zatracono sens liturgii, gdyż wierny nie dokonywał właściwego aktu liturgicznego, lecz akt prywatny iwewnętrzny wceremonialnej otoczce, którą do tego nierzadko odbierano jako przeszkodę. Ztego punktu widzenia wszelkie starania osób zatroskanych oliturgię musiały jawić się jako dziwactwa estetów, którym brakowało chrześcijańskiej powagi.
Intensywność dyskusji na II Soborze Watykańskim uświadomiła jednak wszystkim, dla których Kościół jest czymś ważnym ibliskim, że chodzi tu ocoś rzeczywiście istotnego. Kto nie skupił się wyłącznie na sprawach drugorzędnych – na przykład na kościelno-politycznym znaczeniu języków narodowych – musiał postawić sobie pytanie oto, czym jest ów element „liturgiczny”, którego ztakim trudem się poszukuje. Jeśli był konsekwentny, dochodził do wniosku, że liturgia jako religijne działanie jest nośnikiem czegoś bardzo szczególnego iważnego. Jeśli zaś doszukiwał się istoty tej szczelnej rzeczywistości, dostrzegał, że akt liturgiczny jest wprawdzie za każdym razem czymś indywidualnym, ale poszczególne osoby tworzą jednak socjologiczną całość, tworzą corpus, wspólnotę, innymi słowy: obecny wniej Kościół. Stąd też zewnętrzny czyn sam już jest „modlitwą”, aktem religijnym; włączane wto działanie czasy, miejsca, rzeczy nie są jedynie zewnętrznymi „dekoracjami”, ale są elementami całego aktu ijako takie muszą być przywoływane, realizowane, dokonywane.
Wprowadzonych zwykle dyskusjach dotyczących zasygnalizowanych powyżej kwestii najczęściej dochodzi do głosu przede wszystkim moment socjologiczno-etnologiczny: udział wliturgii całej wspólnoty iużycie języka narodowego. Wrzeczywistości chodzi owiele więcej: ocały akt liturgiczny, ocałość świata liturgii, który zmarniał iteraz powinien ożyć. Aby to się dokonało, musimy wogóle najpierw zobaczyć problem, rozpoznać, jak bardzo jest ważny ijak wielkie jest niebezpieczeństwo, że wszystko, co powiedziano już na ten temat, zostanie odrzucone jako „sztuczne zamieszanie” zwłaszcza przez tych, którzy mają skłonność do indywidualizmu, podkreślają racjonalizm i, przede wszystkim, są związani ztym, co wtym względzie odziedziczyli; należy przy tym zauważyć, że wtym przywiązaniu do dawnych form nie chodzi odawną tradycję, lecz ocałkiem nowożytne dziedzictwo, które wyparło to, co rzeczywiście stare iistotne dla życia Kościoła.
Dzisiaj ważne jest pytanie oto, co uda się zrealizować ztych tak cudownie otwartych liturgicznych możliwości. Czy wyczerpią się one wusuwaniu zniekształceń, wdostosowywaniu się do nowych sytuacji, wdawaniu lepszych objaśnień na temat poszczególnych czynności irzeczy, czy też na nowo nauczą zapomnianych działań ipomogą wodzyskaniu zagubionych postaw.
Pojawia się tu oczywiście także pytanie, czy obecna liturgia zawiera takie elementy, których współczesny człowiek nie jest już wstanie prawidłowo wcielać wżycie. Przypominam sobie rozmowę ze zmarłym już wielkim pionierem liturgicznej odnowy, opatem Ildefonsem Herwegenem zMaria Laach. Podsumowując swoje refleksje – także itutaj zawarte – stwierdziłem, że znakiem potrzeby ożywienia liturgii będzie „liturgiczny kryzys”, aopat, po zastanowieniu, przyznał mi rację. Jak długo działania liturgiczne są tylko obiektywnie „celebrowane”, teksty tylko należycie „recytowane”, tak długo wszystko idzie gładko, gdyż nic nie wchodzi wkontakt ztym, co istotne wakcie religijnym. Gdy tylko jednak przebieg liturgii nabierze powagi modlitwy, okaże się, czego nie można już ożywić. Przy tym jednak – ito jest decydujące – wszyscy, których zadaniem jest nauczanie iwychowywanie, muszą zapytać samych siebie, czy wogóle pragną aktu liturgicznego. Wyrażając to ostrzej: czy wogóle wiedzą, że taki akt istnieje, jak on działa, iże nie jest on ani „luksusem”, ani dziwactwem, lecz czymś konstytutywnie istotnym. Czy to, co rozumieją pod mianem liturgii, nie jest wgruncie rzeczy tym samym, co na przykład miał na myśli pewien duszpasterz zXIX wieku, mówiąc: „Musimy lepiej zorganizować procesję, zatroszczyć się, aby lepiej się modlono iśpiewano” – ale nie dostrzegał, że właściwe pytanie powinno brzmieć: „Jak kroczenie wprocesji może stać się aktem religijnym, towarzyszeniem Chrystusowi przemierzającemu swój kraj, wydarzającą się «Epifanią»”? Zasadnicze jest tu pytanie, na czym polega sam fundamentalny akt liturgiczny. Możemy wtym miejscu dać jedynie kilka wskazówek.
Specyfika tego aktu staje się najwyraźniejsza, gdy chodzi odziałanie, awięc na przykład – tam, gdzie taki obrzęd się praktykuje – wprocesji zdarami. Tu ważna jest różnica, czy wierny rozumie to podejście do ołtarza tylko jako ruch do osiągnięcia jakiegoś celu, który równie dobrze mógłby być zadaniem ministranta chodzącego po kościele zkoszykiem na dary, czy może jednak wie, że przyniesienie darów już samo jest „modlitwą”, gotowością służenia Bogu, współuczestnictwem wprzygotowaniu ofiary. Czynność może obejmować także rzecz, wtym przypadku pieniądze, zastępujące konkretne dary, albo chleb iwino błogosławione podczas przygotowywania darów przez kapłana. Wówczas „znaczenie” nie jest czymś co trzeba „do-powiedzieć” albo „do-myśleć”, lecz urzeczywistnia się już wsamej czynności. Analogicznie rzecz się ma zprzestrzenią liturgiczną izjej poszczególnymi przestrzeniami, zokresami liturgicznymi, zdniami igodzinami…
Akt liturgiczny urzeczywistnia się już wpatrzeniu. Nie oznacza to tylko, że zmysł wzroku dostrzega, co dzieje się na ołtarzu, ico objaśniane jest odpowiednim tekstem zksiążki, lecz że samo patrzenie jest żywym współuczestnictwem. Przeżyłem to kiedyś wPalermo, gdy odczułem przepełniającą katedrę koncentrację, zktórą wierni przez długie godziny śledzili przebieg liturgii Wielkiej Soboty, nie mając do dyspozycji książki czy innego „objaśniającego” słowa. Zpewnością wiele było wtym tylko zewnętrznego „obserwowania”; wswej istocie było to jednak coś więcej. Spojrzenie wiernych samo było już działaniem; wnim dokonywały się święte czynności.
Stąd więc liturgiczno-symboliczne działanie (na przykład obmycie rąk przez celebransa), ale również tak proste liturgiczne gesty (jak wyciągnięcie rąk nad kielichem) pozwalają dostrzec to, co wnim istotne. Nie przez dodane wyjaśnienia, co oznacza to czy tamto, lecz dzięki temu, że sprawujący liturgiczny akt „czyni” symboliczne działanie, aobserwujący je wanalogicznym akcie „czyta”, co prowadzi do odsłonięcia wewnętrznego sensu wzewnętrznych czynnościach. Wprzeciwnym razie wszystko jest jedynie marnotrawstwem czasu isił; lepiej byłoby po prostu „powiedzieć”, oco chodzi. Symbol jednak jest sam wsobie czymś cielesno-duchowym, zewnętrznym wyrazem tego, co wewnętrzne, i, aby otrzymał swoją całą siłę wyrazu, trzeba sprawować go zpowagą, skupieniem oraz wtaki sam sposób uczestnicząco obserwować6. Szczególne znaczenie dla aktu liturgicznego ma to, że celebruje go cała wspólnota. Bezpośrednim podmiotem jest poszczególny wierny, ale nie jako odosobniona jednostka, lecz jako członek „wspólnoty”, wktórej urzeczywistnia się Kościół. To wspólnota mówi wliturgii „my”. Ma ona odmienną strukturę niż każda inna grupa, która spotyka się lub razem realizuje jakiś cel. To jest corpus, obiektywna całość. Wakcie liturgicznym jednostka do niej dołącza; włącza stojących wokół ludzi (circumstantes) we własny sposób wyrazu. Nie jest to łatwe, jeśli ma być autentyczne iszczere. Trzeba przekroczyć wiele podziałów: przede wszystkim izolację nowożytnej jednostki, poza tym wewnętrzną niechęć iwrogość wobec tych, którzy są blisko, anastępnie obojętność wobec tak wielu, którzy „nic mnie nie obchodzą”, ale wrzeczywistości są członkami tej samej wspólnoty, jak również własną bezwładność itd. Tak oto ciągle na nowo we wnętrzu każdej osoby rodzi się to, co nazywa się „wspólnotą” i„Kościołem”7.
Aby zrealizować intencje Soboru, potrzebne jest właściwe nauczanie, ale również odpowiednie wychowanie – ćwiczenie, poprzez które przyswoi się liturgiczne działanie. Aktywna obecność wiernych wPalermo polegała nie na tym, że czytali wksiążeczkach, co „oznaczają” liturgiczne czynności, ale „czytali” przez obserwowanie – jest to przeciwne temu, co uczy współczesna szkoła. Dzisiaj problem polega na tym, aby – niezależnie od umiejętności czytania ipisania –ponownie nauczyć się patrzeć.
Uważam, że wtym kryje się dziś właściwe zadanie liturgicznej formacji. Jeśli nie pójdzie się tą drogą, to reformy rytów itekstów na niewiele się zdadzą. Może nawet dojść do tego, że właśnie poważni ludzie, którym chodzi oautentyczną pobożność, poczują, że dochodzi do nieszczęścia – jak stwierdził to pewien czcigodny stary proboszcz: „Zanim zaczęto majstrować przy liturgii, ludzie potrafili się modlić. Teraz tylko gadają ibiegają”.
Niewątpliwie trzeba będzie włożyć wiele wysiłku wmyślenie iwpodejmowanie prób, aby doprowadzić dzisiejszego człowieka do prawdziwego celebrowania aktu liturgicznego bez teatru ichaosu. Nie można przy tym zapominać, że wielu ztych, którzy musieli stać się nauczycielami iprzewodnikami, sami nie mają doświadczenia – być może nawet ich własna indywidualistyczna pobożność sprawia, że odrzucają nowe wymagania jako nieodpowiednie, wgłębi ducha myśląc, że trzeba przeczekać „modę” i„wszystko pozostanie po staremu”.
Ruch liturgiczny przeszedł różne fazy rozwoju. Dobre iprzydatne byłoby nakreślenie nie tylko jego historycznego wzrostu wnastępujących po sobie etapach, ale także wskazanie na ich sens. Jeśli mogę pozwolić tu sobie na pobieżne przedstawienie tego rozwoju, to chciałbym pierwszą fazę – której początkiem jest Solesmes – nazwać fazą restauracyjną, anawet – wniektórych kontekstach – polityczno-restauracyjną (wiązała się bowiem ze staraniem się oprzezwyciężenie gallikanizmu iszukała jedności zRzymem). Drugą fazę, ściśle akademicką, prowadzącą wiernych na nowo bezpośrednio do tekstów, zapoczątkowały opactwa benedyktyńskie wBelgii. Trzecia, której centrum był Klosterneuburg oraz ruch katolickiej młodzieży imłodzieżowe duszpasterstwo, miała charakter praktyczny, nakierowany na aktualne oddziaływanie. Chciano wniej dotrzeć do wspólnot wich codziennej rzeczywistości inapotykano przede wszystkim na problem języka narodowego8.
Teraz musi nastąpić czwarta faza, wspierana impulsem II Soboru Watykańskiego; ma zająć się żywą realizacją liturgii ipostawić kilka pytań: co jest specyfiką liturgii?; czym różni się ona od innych religijnych zjawisk, indywidualnych czy też spontanicznie tworzących się form wspólnotowych „nabożeństw ludowych”?; co jest jej fundamentem?; jakie formy przyjmuje?; co jej zagraża?; jak jej wymagania mają się do struktur imentalności współczesnych ludzi?; co musi się stać, aby ludzie mogli ją przyswoić wsposób autentyczny irzetelny?
Wiele przed nami problemów izadań. Być może dla jasności trzeba na początku postawić pytanie: czy akt liturgiczny iwraz znim wogóle wszystko, co nazywa się „liturgią”, nie jest tak mocno uwikłane whistorię – starożytną albo średniowieczną – że uczciwe byłoby jedynie całkowite porzucenie go? Być może powinniśmy dojść do wniosku, że człowiek epoki przemysłowej, człowiek techniki iprzez nią warunkowych struktur psychologiczno-socjologicznych nie jest już zdolny do aktu liturgicznego? Powinniśmy może, zamiast mówić oodnowie, zastanowić się raczej, wjaki sposób celebrować święte tajemnice, żeby współczesny człowiek mógł wnich prawdziwe uczestniczyć?
Niełatwe są te słowa. Są jednak tacy, być może nawet jest ich wielu, którzy tak właśnie myślą. Nie można ich po prostu skreślić jako „odmieńców”, lecz należy zadać pytanie – jeśli liturgia jest czymś istotnym – jak do nich dotrzeć9.
Wrzeczywistości jednak ukazują się także znaki niosące nadzieję. Nie jest przypadkiem chociażby to, że najnowsza faza liturgicznej odnowy przebiega prawie równolegle zobudzeniem sensu bycia wKościele10. Równocześnie mamy do czynienia znurtami wdziedzinie pedagogiki, które przywracają właściwy obraz człowieka jako istoty, wktórej ciało iduch, to, co zewnętrzne ito, co wewnętrzne, tworzą jedność. Jest więcej tego typu zjawisk. Pracując nad odnową liturgiczną, możemy się znich wiele nauczyć. Autorytety wdziedzinie wychowania wskazują na to, że dla edukacji współczesnego człowieka nie wystarczy samo mówienie, intelektualne wyjaśnianie, sformalizowana organizacja; że należy pobudzić oglądanie, działanie itworzenie, iwciągnąć się wproces kształcenia; że muzyka to nie tylko ornament, że wspólnota to więcej niż bycie razem, ale solidarność wakcie egzystencji itd. Wiele byłoby do powiedzenia także iotym; muszę jednak skończyć, by mój list nie stał się uroczystą epistołą. Wkażdym razie przesyłam najszczersze inajserdeczniejsze życzenia dla obradujących na Kongresie.
Twój Romano Guardini
5List ten powstał zokazji III Kongresu Liturgicznego w1964 roku wMoguncji. Dla potrzeb publikacji pierwotny kształt listu został nieco doprecyzowany irozwinięty (przyp. red. niem.). Zob. także R. Guardini, Akt kultu aaktualne zadania kształcenia liturgicznego (1964). List, [w:] R. Guardini, Bóg daleki, Bóg bliski, Poznań 1991, s. 169–176.
6Tutaj pojawia się poważny problem dla formacji liturgicznej: wyraźnie wdużym stopniu zaniknęła zdolność do obserwowania ido obserwującego uczestnictwa (pomimo albo właśnie zpowodu współczesnego zalewu „obrazów”). Pytanie, czy można to zmienić. Czy wtych okolicznościach nowego znaczenia wliturgii musi nabrać słowo izwiązane znim słuchanie? Tutaj jednak wszystko jest dopiero upoczątku: czy mamy tłumaczenie Pisma Świętego odpowiadające wymaganiom liturgii?
7Por. R. Guardini, Besinnung vor der Feier der heiligen Messe, Mainz 1965, s. 103–112 (przyp. red. niem.).
8Być może warto dodać: wraz zodkryciem znaczenia liturgii dla wspólnoty staje się ona Kościołem, który liturgię, jako akt całego Kościoła, odkrywa iurzeczywistnia. Tak jeden znajbardziej aktywnych ośrodków odnowy liturgicznej, Burg Rothenfels, nigdy nie rozumiał się jako „ezoteryczna grupa”, lecz zawsze jako „wspólnota”, chociaż wspólnota szczególnego rodzaju; jako wspólnota, wktórej zdobywa się teologiczno-liturgiczną wiedzę idoświadczenie, które później – myślę tu ocelebrowaniu Wielkiego Tygodnia iWigilii Wielkanocnej – przynoszą owoce dla całego Kościoła. Stąd też można powiedzieć, że ta wiedza idoświadczenia umożliwiały pracę oficjalnych instytucji.
9Mnisi zMaria Laach podjęli pytanie Romano Guardiniego iprzeprowadzili ankietę wśród świeckich, kapłanów izakonników. Wyniki ankiety opublikowano zważnym wstępem ojca Burkharda Neunhäusera OSB pod tytułem Ist der Mensch von heute noch liturgiefähig? (Verlag Ars Liturgica, Maria Laach) (przyp. red. niem.).
10J.A. Jungmann SJ wksiędze pamiątkowej dla Karla Rahnera (Gott in Welt, II,Freiburg im Breisgau 1964, s. 243) napisał: „Wnaszym stuleciu przeżywamy odnowienie pojęcia Kościoła itym samym odnowienie liturgii. Hasło «Kościół budzi się wduszach», którym Romano Guardini wroku 1922 rozpoczął serię publikacji wpiśmie «Hochland», powtarzano wielokrotnie ipotwierdzano. Guardini widział, jak to przebudzenie przygotowuje się wnowym sensie dla wiernych iwspólnoty wiernych, gdy zetknął się zrozwijającym się duszpasterstwem młodzieży lat dwudziestych. Jednak prawdziwe przebudzenie Kościoła już wówczas dostrzegł on wpoczątkach Ruchu liturgicznego. Ruch liturgiczny iwszystko, co było znim związane, był możliwy tylko na gruncie pojęcia Kościoła, któremu przywrócono dawny blask ipełnię” (przyp. red. niem.).