Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Jak niszczycielskie wirusy, pandemie i inne katastrofy naturalne przetoczyły się przez rozległe Cesarstwo Rzymskie i pomogły obalić jedną z najpotężniejszych cywilizacji starożytnego świata
Oto monumentalna opowieść o jednym z najważniejszych rozdziałów historii ludzkości: upadku Cesarstwa Rzymskiego. Los Rzymu to pierwsza książka, która analizuje katastrofalną rolę, jaką zmiany klimatyczne i choroby zakaźne odegrały w procesie upadku jego potęgi, i przedstawia zwycięstwo natury nad ludzkimi ambicjami.
Łącząc wielką historyczną narrację z najnowszymi danymi naukowymi dotyczącymi klimatu i odkryciami genetycznymi, Kyle Harper pokazuje, że o losie Rzymu zadecydowali nie tylko cesarze, żołnierze i barbarzyńcy, ale także erupcje wulkanów, cykle słoneczne, niestabilność klimatu oraz niszczycielskie wirusy i bakterie. Zabiera czytelników w podróż od szczytowego momentu w dziejach Rzymu, w II wieku, kiedy imperium wydawało się niezwyciężonym supermocarstwem, do jego rozpadu w VII wieku, kiedy Rzym był politycznie podzielony i wyczerpany materialnie. Harper opisuje, jak Rzymianie bronili się przed ogromnym naporem przyrody, dopóki oblężone imperium nie było już w stanie wytrzymać połączonych wyzwań „małej epoki lodowcowej” i nawracających epidemii dżumy.
Los Rzymu, przejmująca refleksja na temat relacji ludzkości ze środowiskiem, zawiera obszerny opis tego, jak jedna z największych cywilizacji w historii ostatecznie po długiej walce uległa przemocy natury. Przykład Rzymu przypomina, że świat, w którym żyjemy, kształtują zmiany klimatyczne i ewolucja drobnoustrojów – i mogą to zrobić w sposób zaskakujący i naprawdę intensywny.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 764
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
© Copyright
Kyle Harper, 2017
Tytuł oryginału:
The Fate of Rome: Climate, Disease, and the End of an Empire
© Copyright Polish edition:
Wydawnictwo Napoleon V
Oświęcim 2021
Wszelkie Prawa Zastrzeżone
© All Rights Reserved
Tłumaczenie:
Grzegorz Smółka
Redakcja:
Rafał Mazur
Redakcja techniczna:
Mateusz Bartel
Strona internetowa wydawnictwa:
www.napoleonv.pl
Kontakt: [email protected]
Numer ISBN: 978-83-8178-592-1
Dla Sylvie, Augusta i Blaise’a
W moim początku jest mój kres. Jeden po drugim
Domy rosną i upadają, rozsypują się i powiększają,
Przenoszone, burzone, odbudowywane, ustępują pola
Szczerej pustce albo fabryce, albo obwodnicy.
Nowa budowa z dawnego kamienia, ogniska z dawnych węgarów,
Popioły z dawnych ognisk, a z popiołów ziemia,
Co już jest mięsem, sierścią, kałem,
Kością zwierzęcą bądź ludzką, źdźbłem zboża bądź liściem.
T.S. Eliot, East Coker1
Na początku 400 roku cesarz i jego konsul przybyli do Rzymu. Nikt z żyjących nie pamiętał czasów, w których cesarze mieszkali w starożytnej stolicy. Przez ponad sto lat władcy cesarstwa spędzali swe dni w miastach znajdujących się bliżej północnej granicy, gdzie legiony obsadzały linię, która według Rzymian oddzielała cywilizację od barbarzyństwa.
Oficjalna wizyta cesarza w stolicy była pretekstem do wielkiej pompy. Nawet bez jego obecności Rzym i jego lud pozostawały potężnymi symbolami cesarstwa. Około 700 000 dusz wciąż nazywało stolicę swym domem. Korzystały ze wszystkich udogodnień starożytnego miasta na cesarską skalę. Według dumnego spisu z IV wieku w Rzymie znajdowało się 28 bibliotek, 19 akweduktów, 2 cyrki, 37 bram, 423 dzielnice, 46 602 insule, 1790 wielkich domów, 290 spichlerzy, 856 łaźni, 1352 cysterny, 254 piekarnie, 46 domów publicznych i 144 publiczne latryny. Pod każdym względem było to niezwykłe miejsce2.
Przybycie cesarza zainicjowało szereg starannie zainscenizowanych miejskich ceremonii, które miały upewnić miasto, że dzierży prymat w cesarstwie i zarazem upewnić cesarstwo, że dzierży prymat wśród wszystkich państw świata. Jako dumny strażnik cesarskiej tradycji, lud był przenikliwym sędzią tego rodzaju ceremonii. Odczuwał przyjemność, kiedy przypominano mu, że Rzym był miastem, „któremu żadne pod sklepieniem obłoków nie dorówna. Wzrok na próżno śledzi rozległe jego dale, natchnienie darmo się biedzi, aby urok wysławić”3.
Wielka procesja cesarska wiła się w kierunku forum. Było to miejsce, w którym polityczny kapitał zbijali Katon i Grakchus, Cyceron i Cezar. Duchy historii były mile widzianymi towarzyszami, kiedy tego dnia tłum zebrał się, aby wysłuchać mowy pochwalnej na cześć konsula Stylichona. Stylichon był wielką postacią, naczelnym wodzem u szczytu potęgi. Jego imponująca prezencja potwierdzała, że w cesarstwie ponownie zapanował pokój i porządek. Demonstracja pewności siebie była pokrzepiająca. Zaledwie w poprzednim pokoleniu, w roku 378, pod Adrianopolem cesarskie legiony poniosły największą klęskę w swojej dumnej historii. Od tego czasu świat zdawał się chwiać w posadach. Goci wkroczyli do cesarstwa en masse [tłumnie – dop. tłum.] i byli enigmatycznym połączeniem sojuszników i wrogów. Śmierć cesarza Teodozjusza I w roku 395 pokazała, że wschodnia i zachodnia połowa cesarstwa oddaliły się od siebie. Odbyło się to bez hałasu, lecz było brzemienne w skutki, tak jak wędrówka kontynentów. Prowincje afrykańskie były nękane walkami wewnętrznymi, które zagrażały dostawom żywności. Chwilowo konsul uspokoił jednak te wzburzone wody. Przywrócił „świat w równowadze”4.
Poeta, który wygłosił mowę na cześć konsula, miał na imię Klaudian. Urodził się w Egipcie, a choć jego ojczystym językiem była greka, stał się ostatnim prawdziwym gigantem starożytnej poezji łacińskiej. Jego słowa świadczą o szczerym podziwie, jaki budziła u gościa stolica, która „zrazu szczupłe dziedzicząc obszary, wnet po obu biegunów sięgnęła zenity. Ta sama, co z lichego gniazda, tam gdzie świty i zmierzchy słońca lotne pułki rozesłała”. „To praw macierz i zbroi”.„Stokroć szła do boju” i „ludom przewodzi coraz szerzej”. „Ta sama, co niewolnych garnie w swe ramiona, przez którą wspólnie zyskał ród ludzki imiona, jak nakazuje matki, nie władczyń postawa. Obywatelskie daje pokonanym prawa”5.
Nie był to poetycki wymysł. W czasach Klaudiana można było spotkać dumnych Rzymian na obszarze od Syrii po Hiszpanię, od piasków Górnego Egiptu po zamarznięte granice północnej Brytanii. Niewiele imperiów w dziejach osiągnęło geograficzny rozmiar lub możliwości integracyjne wspólnoty rzymskiej. Żadne nie łączyło w sobie ogromu i jedności tak, jak Rzymianie – nie wspominając o długowieczności. Żadne imperium nie mogło spoglądać wstecz na tak wiele stuleci nieprzerwanej wielkości, której ślady były widoczne na całym forum.
Przez niemal tysiąc lat Rzymianie oznaczali lata imionami konsulów: imię Stylichona zostało „zapisane w niebiańskich annałach”. Oczekiwano, że w podzięce za ten nieprzemijający zaszczyt konsul dostarczy ludowi rozrywki w tradycyjnym rzymskim stylu, czyli w formie kosztownych i krwawych igrzysk.
Dzięki przemówieniu Klaudiana wiemy, że lud otrzymał w prezencie egzotyczną menażerię, godną imperium aspirującego do władzy nad światem. Z Europy sprowadzono dziki i niedźwiedzie, Afryka przysłała lamparty i lwy, z Indii dostarczono kły słoni, aczkolwiek bez samych zwierząt. Klaudian wyobraził sobie statki płynące przez morza i rzeki ze swoim dzikim ładunkiem (zamieścił też niespodziewany, lecz cudowny szczegół: żeglarze byli przerażeni perspektywą dzielenia statku z afrykańskim lwem). Kiedy nadejdzie pora, miano w sportowym duchu zmasakrować „chwałę lasów” i „dziwy południa”. Przelewanie krwi najdzikszych zwierząt występujących w przyrodzie na arenie było wyrazem władzy Rzymu nad światem i wszystkimi jego stworzeniami. Takie krwawe widowiska były pokrzepiająco znajome, stanowiły ogniwo łączące ówczesnych mieszkańców Rzymu z niezliczonymi pokoleniami, które zbudowały i podtrzymały cesarstwo6.
Mowa Klaudiana spodobała się
Mapa 1. Cesarstwo rzymskie i jego największe miasta w IV wieku
słuchaczom. Senat postanowił uhonorować go pomnikiem. Przepełnione pewnością siebie tony jego oracji zostały jednak wkrótce zagłuszone, najpierw przez brutalne oblężenie, a potem coś, co nie mieściło się w głowie. 24 sierpnia 410 roku po raz pierwszy od prawie ośmiuset lat Wieczne Miasto zostało złupione przez armię Gotów. Był to najbardziej dramatyczny moment długiego ciągu wydarzeń znanego jako upadek cesarstwa rzymskiego. „W jednym mieście zginął cały świat”7.
Ilustracja P.1. Relief przedstawiający lwy w klatkach na statku, III w. (DEA PICTURE LIBRARY/Getty Images)
Jak mogło do tego dojść? Odpowiedzi, których możemy udzielić na to pytanie, zależą w dużej mierze od tego, na czym się skupiamy. Na małą skalę dużą rolę odegrały ludzkie wybory. Kanapowi generałowie nieustannie roztrząsają strategiczne decyzje Rzymian w latach poprzedzających nieszczęście. Patrząc szerzej, możemy zidentyfikować wady strukturalne cesarskiej maszynerii, takie jak wyczerpujące wojny domowe lub wygórowane żądania aparatu fiskalnego. Jeśli spojrzeć jeszcze szerzej, możemy uznać wzrost potęgi i upadek Rzymu po prostu za nieuchronny los wszystkich imperiów. W przybliżeniu właśnie taki był werdykt wybitnego angielskiego historyka jego upadku, Edwarda Gibbona.
Przytaczając jego słynne słowa: „zmierzch Rzymu był jednak naturalnym i nieuniknionym skutkiem nadmiernej jego potęgi. Dobrobyt przyspieszył rozkład; przyczyny schyłku mnożyły się w miarę wzrostu zasięgu podbojów i kiedy czas lub przypadek usunął sztuczne podpory, olbrzymi gmach natychmiast runął pod własnym ciężarem”. Ruina Rzymu była tylko jednym z wielu przykładów nietrwałości wszystkich ludzkich tworów. Sic transit gloria mundi8.
Wszystkie powyższe odpowiedzi mogą być poprawne. Na tych stronach przedstawiono jednak tezę, zgodnie z którą w celu zrozumienia długiego epizodu, znanego jako upadek cesarstwa rzymskiego, musimy się bliżej przyjrzeć wielkiemu aktowi samooszustwa w samym środku triumfalnych ceremonii: przesadnemu przekonaniu, że Rzymianie okiełznali siły dzikiej przyrody, wyrażanemu w formie krwawego rytuału zainscenizowanego polowania na zwierzęta. W skali, której sami Rzymianie nie byli w stanie zrozumieć i którą ledwo potrafili sobie wyobrazić – od poziomu mikroskopijnego do globalnego – upadek ich cesarstwa był zwycięstwem przyrody nad ludzkimi ambicjami. Los Rzymu rozstrzygnęli cesarze i barbarzyńcy, senatorowie i wodzowie, żołnierze i niewolnicy. Jednakże w równym stopniu zadecydowały o nim bakterie i wirusy, wulkany i cykle słoneczne. Dopiero niedawno zdobyliśmy narzędzia naukowe, dzięki którym możemy uzyskać wgląd, często przelotny, w wielki dramat zmian środowiskowych, którego nieświadomymi aktorami byli Rzymianie.
Wielki epos narodowy na temat początków Rzymu, Eneida, głosi, że jest pieśnią o „orężu i człowieku”. Historia upadku Rzymu jest również historią ludzi. Zdarzały się pełne napięcia chwile, w których to ich działania decydowały o zwycięstwie i porażce. Istniała też głębsza, materialna dynamika produkcji rolnej i ściągania podatków, zmagań demograficznych i ewolucji społecznej, która decydowała o zakresie i sukcesie władzy Rzymu. Jednak już w pierwszych scenach Eneidy bohater zostaje rzucony na pastwę mściwych wiatrów gwałtownej burzy, staje się igraszką naturalnych żywiołów. Wiedza, jaką uzyskaliśmy w ostatnich latach, sprawia, że żywioły, które wielokrotnie wstrząsały cesarstwem rzymskim, stały się widoczne jak nigdy dotąd. Rzymianie zbudowali ogromne imperium śródziemnomorskie w konkretnym momencie w dziejach, w epoce klimatycznej znanej jako holocen – w przededniu wielkich zmian klimatycznych. Co istotniejsze, zbudowali połączone, zurbanizowane imperium na obrzeżach tropików, a jego macki oplatały znany świat. W niezamierzonej współpracy z przyrodą Rzymianie stworzyli ekologię chorób, która uwolniła ukrytą potęgę ewolucji patogenów. Wkrótce ulegli pod naporem przytłaczającej siły czegoś, co nazwalibyśmy dzisiaj pojawiającymi się chorobami zakaźnymi. Upadek cesarstwa rzymskiego jest zatem historią, w której nie można oddzielić ludzkości od środowiska, czy też raczej jednym z rozdziałów w trwającej historii naszych związków ze środowiskiem. Los Rzymu może nam przypomnieć, że przyroda jest przebiegła i kapryśna. Głęboka moc ewolucji może zmienić świat w jednej chwili. W sercu postępu czai się zaskoczenie i paradoks.
Oto opowieść o tym, jak jedna z najniezwyklejszych cywilizacji w dziejach przekonała się, że jej władza nad przyrodą jest słabsza niż sądziła.
KSZTAŁT CESARSTWA RZYMSKIEGO
Historia wzrostu potęgi Rzymu może nas zadziwić, tym bardziej, że Rzymianie stosunkowo późno zaczęli prowadzić politykę mocarstwową nad Morzem Śródziemnym. Zgodnie z przyjętą konwencją historię starożytnego Rzymu dzieli się na trzy epoki: monarchię, republikę i cesarstwo. Stulecia monarchii giną w pomroce dziejów i zapamiętano je jedynie w formie baśniowych mitów założycielskich, które wyjaśniały późniejszym Rzymianom, skąd się wzięli. Archeolodzy odkryli pozostałości po przynajmniej chwilowej obecności człowieka w rejonie Rzymu w epoce brązu, z drugiego tysiąclecia przed naszą erą. Sami Rzymianie datowali założenie swojego miasta i panowanie swego pierwszego króla Romulusa na połowę VIII wieku p.n.e. W istocie nieopodal miejsca, w którym stał Klaudian na forum, pod wszystkimi cegłami i marmurem, znajdowała się niegdyś jedynie skromna aglomeracja złożona z drewnianych chat. W tym czasie owo sioło nie mogło się wydawać zbyt obiecujące9.
Przez setki lat Rzym istniał w cieniu swoich etruskich sąsiadów. Samych Etrusków przyćmiły eksperymenty polityczne, które przeprowadzano na wschodzie i południu. We wczesnej starożytności Morze Śródziemne należało do Greków i Fenicjan. Kiedy Rzym był jeszcze wioską niepiśmiennych złodziei bydła, Grecy pisali poezję epicką i liryczną, eksperymentowali z demokracją, wymyślili dramat, filozofię i historię, jakie znamy. Na mniej odległym wybrzeżu punickie ludy Kartaginy zbudowały ambitne imperium, zanim Rzymianie nauczyli się zakładania żagli. Leżący w odległości 24 km w głębi lądu, nad grząskimi brzegami Tybru, Rzym był zaściankiem, obserwatorem kreatywności wczesnostarożytnego świata10.
Około 509 r. p.n.e. Rzymianie obalili swoich królów i zapoczątkowali republikę. Od tego momentu stopniowo wkraczali na karty historii. Od czasu, w którym zaczynamy je poznawać, instytucje polityczne i religijne Rzymu były połączeniem elementów rodzimych i zaadaptowanych. Rzymianie byli bezwstydnymi kopistami. Z dumą przyznano, że nawet pierwszy kodeks ich prawa, dwanaście tablic, został przepisany od Ateńczyków. Republika rzymska jest jednym z wielu eksperymentów politycznych opartych na obywatelstwie, jakie przeprowadzono w starożytności nad Morzem Śródziemnym. Rzymianie zaakcentowali jednak ideę quasi-egalitarnej wspólnoty politycznej na swój własny sposób: wyjątkowa pobożność; radykalne ideologie obywatelskiej ofiarności; fanatyczny militaryzm; mechanizmy prawne i kulturalne mające na celu wchłonięcie dawnych wrogów jako sojuszników i obywateli. Chociaż sami wierzyli, że bogowie obiecali im imperium sine fine [imperium bez granic – dop. tłum.], przeznaczenie Rzymu nie miało w sobie niczego nieuniknionego, żadnego geograficznego lub technologicznego sekretu wyższości. Miasto stało się stolicą wielkiego imperium tylko jeden raz w dziejach.
Wzrost potęgi Rzymu przypada na okres chaosu geopolitycznego w całym świecie śródziemnomorskim w ostatnich stuleciach przed naszą erą. Republikańskie instytucje i militarystyczne wartości umożliwiły Rzymianom bezprecedensową koncentrację państwowej przemocy w sprzyjającym okresie dziejów. Ich legiony po kolei niszczyły swoich rywali. Budowa imperium była krwawym przedsięwzięciem, a machina wojenna stale zaostrzała swój apetyt. Żołnierzy osiedlano w rzymskich koloniach na planie prostokąta, narzuconych siłą całemu obszarowi śródziemnomorskiemu. W ostatnim stuleciu tej epoki niepohamowanych podbojów na scenę historii wkroczyły wielkie postacie szekspirowskie. Zachodnia świadomość historyczna nieprzypadkowo skupia się tak nieproporcjonalnie na paru ostatnich pokoleniach republiki. Powstanie imperium rzymskiego nie przypominało bowiem niczego, co wydarzyło się wcześniej. Nagle poziom bogactwa i rozwoju wystrzelił w kierunku nowoczesności, przewyższając wszystkie poprzednie doświadczenia naszego gatunku. Chwiejący się ustrój republikański doprowadził do głębokiej refleksji nad znaczeniem wolności, cnoty, wspólnoty. Zdobycie władzy cesarskiej stało się inspiracją do niekończących się rozmów na temat jej właściwego sprawowania. Prawo rzymskie przyczyniło się do powstania norm sprawowania rządów, w oparciu o które można było pociągnąć do odpowiedzialności nawet władców imperium. Jednakże wzrost potęgi napędzał również katastrofalną przemoc wśród obywateli, co zapoczątkowało epokę autokracji. Przytaczając trafne słowa Mary Beard, „cesarstwo stworzyło cesarzy, a nie na odwrót”11.
Kiedy August (27 p.n.e.-14 n.e.) rozciągnął władzę Rzymu na ostatnie znaczące odcinki wybrzeża, określanie Morza Śródziemnego mianem „naszego morza”, mare nostrum,nie było próżną przechwałką. Aby w pełni ocenić dokonania Rzymian i zrozumieć mechanikę starożytnego imperializmu, musimy znać pewne podstawowe fakty dotyczące życia w starożytnym społeczeństwie. Było ono powolne, organiczne, kruche i ograniczone. Czas płynął przy głuchym akompaniamencie kroków i stukania kopyt. Szlaki wodne stanowiły prawdziwy układ krwionośny cesarstwa, lecz w porze mrozów i sztormów pozostawały zamknięte, a każde miasto stawało się wyspą. Odczuwano złowrogi brak energii – ludzkiej i zwierzęcej siły roboczej, drewna i chrustu na opał.Życie było związane z ziemią.Ośmiu na dziesięciu ludzi żyło poza miastami. Nawet miasteczka miały bardziej wiejski charakter niż możemy sobie wyobrazić, ożywiało je beczenie i ryczenie – oraz ostra woń – ich czworonożnych mieszkańców. Przetrwanie zależało od opadów deszczu w zmiennym środowisku. Dla większości mieszkańców głównym składnikiem diety było zboże. „Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj” było szczerą prośbą. Śmierć zawsze wisiała w powietrzu. W świecie, w którym szalały różnorodne choroby zakaźne, w chwili narodzin przewidywana długość życia wynosiła dwadzieścia parę lat, być może około 25. Te wszystkie niewidzialne ograniczenia były równie realne, jak grawitacja, określając zasady dynamiki w świecie, który znali Rzymianie12.
Ograniczenia te uwypuklają dokonania cesarstwa rzymskiego na płaszczyźnie przestrzennej. Bez telekomunikacji ani transportu zmotoryzowanego zbudowano imperium łączące bardzo różne części świata. Na północy przekroczyło ono 56 równoleżnik, a jego południowe obrzeża znajdowały się poniżej 24 stopni szerokości geograficznej północnej. „Spośród wszystkich zwartych imperiów w przednowożytnej historii jedynie imperia Mongołów, Inków i rosyjskich carów dorównywały zasięgowi władzy Rzymian z północy na południe lub go przewyższały”13. Niewiele imperiów obejmowało części świata rozciągające się od górnych środkowych szerokości geograficznych do obrzeży tropików, a żadne nie przetrwało tak długo.
W północnych i zachodnich rejonach cesarstwa panował klimat atlantycki. Morze Śródziemne stanowiło ekologiczne centrum państwa. Delikatne, chimeryczne cechy klimatu śródziemnomorskiego – suche lata i wilgotne zimy na stosunkowo umiarkowanym tle – czynią z niego charakterystyczną odmianę. Dynamika ogromnego morza otoczonego lądem z pofałdowaną rzeźbą terenu w jego głębi jest przyczyną ogromnej różnorodności w miniaturowej skali. Na południowych i wschodnich rubieżach cesarstwa wzięła górę wielka presja klimatu subtropikalnego, przemieniając ziemię w obszar półpustynny, a następnie w prawdziwą pustynię. Z kolei w Egipcie, spichlerzu cesarstwa, Rzymianie znaleźli się w zupełnie innych warunkach klimatycznych: wylewy życiodajnego Nilu zaczynały się w etiopskich górach nawadnianych przez monsuny.
Mapa 2. Strefy ekologiczne cesarstwa rzymskiego
Wszystko znajdowało się pod władzą Rzymian14.
Nie mogli oni narzucić swej woli tak wielkiemu obszarowi jedynie przy użyciu siły. Utrzymanie cesarstwa wymagało oszczędzania sił i nieustannego targowania się z tymi, którzy znajdowali się w jego granicach i poza nimi. Przez długi okres istnienia państwa wewnętrzna logika władzy cesarskiej, owej oszczędności i targów, wielokrotnie się zmieniała.
August nadał ład reżimowi, który uznajemy za dojrzałe imperium rzymskie. Był genialnym politykiem, niezwykle długowiecznym, który nadzorował agonię ustroju republikańskiego. Za jego panowania kampanie zaborcze, które w schyłkowym okresie istnienia reżimu republikańskiego napędzała rywalizacja elity o władzę, zaczęły tracić impet. Jego rządy ogłoszono czasem pokoju. Dotąd bramy świątyni Janusa, które Rzymianie zostawiali otwarte w czasie wojny, zostały zamknięte dwukrotnie w ciągu siedmiuset lat. August demonstracyjnie zamknął je trzy razy. Zdemobilizował stałe legiony obywatelskie i zastąpił je armiami zawodowymi.
Schyłek republiki nadal był okresem nieuzasadnionej grabieży. Powoli, lecz pewnie na podbitych terenach zaczęły jednak obowiązywać normy sprawowania rządów i wymierzania sprawiedliwości. Zrutynizowano grabież, przekształcając ją w opodatkowanie. Kiedy natrafiano na opór, spektakularnie tłumiono go przy użyciu siły, tak jak w Judei i Brytanii. W prowincjach kreowano nowych obywateli, początkowo w żółwim tempie, lecz potem coraz szybciej.
Wielkim i decydującym układem zawartym przez cesarstwo, który określił kształt reżimu cesarskiego w pierwszych dwóch wiekach, było ciche porozumienie z „miastami”. Rzymianie sprawowali władzę za pośrednictwem miast i ich możnych rodów. Namówili miejską arystokrację świata śródziemnomorskiego do udziału w swoim imperialnym projekcie. Pozostawiając ściąganie podatków w rękach miejscowych ziemian i hojnie przyznając obywatelstwo, włączyli elity z trzech kontynentów do klasy rządzącej, dzięki czemu kilkuset wysoko postawionych rzymskich urzędników mogło rządzić ogromnym imperium. Z perspektywy czasu to zadziwiające, jak szybko cesarstwo przestało być machiną służącą do dokonywania jawnych wymuszeń i stało się swego rodzaju wspólnotą15.
Od tego wielkiego układu zależało jego przetrwanie. Było to ryzyko, które się opłaciło. W okresie pax Romana, kiedy drapieżnictwo przemieniło się w sprawowanie rządów, nastąpił rozkwit cesarstwa i jego licznych ludów. Zaczął się od populacji. Najprościej rzecz ujmując, doszło do wzrostu liczby ludności. Nigdy nie było tak wielu ludzi. Miasta rozrosły się poza swoje zwyczajowe granice. Wzrosło zagęszczenie osadnictwa. W miejsce wykarczowanych lasów powstawały nowe pola. Gospodarstwa powoli zajmowały niewykorzystywane dotąd zbocza. Wszystkie istoty organiczne zdawały się dobrze rozwijać w blasku słońca cesarstwa rzymskiego. Około I wieku naszej ery ludność samego Rzymu prawdopodobnie przekroczyła milion mieszkańców. Było to pierwsze miasto, w którym tak się stało, i jedyne na zachodzie przed Londynem z około 1800 roku. W szczytowym momencie w połowie II wieku pod władzą Rzymu znajdowało się łącznie około siedemdziesięciu pięciu milionów ludzi, jedna czwarta całej ludności świata16.
W rozwijającym się powoli społeczeństwietaki ciągły wzrost – na taką skalę, w takim przedziale czasowym – może z łatwością zwiastować zagładę. Ziemia jest najważniejszym czynnikiem w produkcji, a jej ilość jest niezmiennie ograniczona. Dlatego kiedy nastąpił wzrost liczby ludności, powinno dojść do spychania części populacji na coraz mniej urodzajne grunty, a czerpanie energii ze środowiska powinno jej przychodzić z coraz większym trudem. Thomas Malthus dobrze rozumiał wewnętrzny i paradoksalny związek pomiędzy ludzkimi społeczeństwami a ich zapasami żywności. „Siła wzrostu ludności jest o tyle większa od siły produkcyjnej ziemi, że przedwczesna śmierć musi w pewnej mierze w jakiś sposób dotknąć rasę ludzką. Występki ludzkie są czynnymi i skutecznymi środkami depopulacji. One jakby wyprzedzają całą tę wielką armię, niosącą zniszczenie, a często one kończą dzieło. Jeśli nie dopisują choroby, epidemie, zarazy i plagi posuwają się w strasznym pochodzie i sieją zniszczenie. Jeśliby zniszczenie było jeszcze niewystarczające, wówczas wkracza można i nieuchronna klęska głodu. Swym potężnym naciskiem utrzymuje w równowadze ilość ludności z ilością żywności na świecie”17.
Jednakże… Rzymianie nie cierpieli głodu na masową skalę. Można się w tym dopatrzyć ukrytej logiki sukcesu cesarstwa. Rzymianie, którzy nie pogrążyli się w nędzy, osiągnęli wzrost gospodarczy per capita w obliczu nagłego wzrostu demograficznego. Cesarstwo zdołało powstrzymać lub przynajmniej spowolnić ponurą logikę maltuzjańskiej presji.
We współczesnym świecie jesteśmy przyzwyczajeni do rocznego wzrostu w wysokości 2-3 procent, od którego zależą nasze nadzieje i plany emerytalne. W starożytności było inaczej. Natura preindustrialnych gospodarek sprawiała, że miały do dyspozycji niewiele energii, a ich zdolność do jej wydajniejszego czerpania i wymiany w sposób trwały była ograniczona. Wykres przedstawiający rozwój przednowożytnej historii nie był jednak ani powolną, stopniową wspinaczką w kierunku nowożytności, ani nie przypominał kształtem przysłowiowego kija hokejowego – smętnego utrzymywania się przy życiu na niskim poziomie, dopóki rewolucja przemysłowa nie doprowadziła do osobliwego przełomu energetycznego. Charakteryzował się raczej impulsami ekspansji, a następnie rozpadu. Jack Goldstone jako nazwę owych faz ekspansji zaproponował termin „rozkwit”, kiedy warunki środowiskowe sprzyjają prawdziwemu wzrostowi przez pewien szczęśliwy okres. Wzrost ten może być ekstensywny w sytuacji, gdy następuje wzrost liczby ludności, a większa ilość zasobów jest wykorzystywana w produktywny sposób, lecz jak napisał Malthus, ostatecznie taki wzrost musi dobiec końca; co bardziej obiecujące, może być również intensywny, kiedy handel i technologia są wykorzystywane do skuteczniejszego czerpania energii ze środowiska18.
Cesarstwo rzymskie przygotowało grunt pod rozkwit o historycznych proporcjach. Już u schyłku republiki w Italii poczyniono przedwczesne postępy w rozwoju społecznym. Do pewnego stopnia można uznać dobrobyt Italii za rezultat ekspansji i korzyści politycznych czerpanych ze zwycięstw. Pod fasadą tego bogactwa zdobytego na drodze wymuszeń krył się jednak prawdziwy wzrost. Nie dość, że trwał on nadal po tym, jak ekspansja militarna osiągnęła swoje granice, to jeszcze objął podbite krainy. Rzymianie nie sprawowali rządów jedynie nad terytorium, aby wysyłać nadwyżki z peryferii do centrum. Integracja cesarstwa miała charakter katalityczny. Powoli, lecz nieprzerwanie rządy Rzymian przeobraziły społeczeństwa znajdujące się pod ich władzą. Handel, targi, technologia, urbanizacja: cesarstwo i jego liczne ludy napędzały rozwój. Na wielkiej płaszczyźnie geograficznej przez ponad półtora wieku trwał zarówno intensywny, jak i ekstensywny rozrost imperium. Cesarstwo rzymskie uciekło spod maltuzjańskiego topora i zyskało niemożliwy do oszacowania kapitał polityczny19.
Dobrobyt ten był warunkiem i konsekwencją wielkości państwa. Był to zaklęty krąg. Stabilność cesarstwa umożliwiła wzrost demograficzny i gospodarczy; ludność i dobrobyt były z kolei źródłem siły imperium. Żołnierzy nie brakowało. Podatki były umiarkowane, lecz obficie ściągane. Cesarze byli hojni. Wielki układ z elitami obywatelskimi opłacił się obu stronom. Wydawało się, że nigdzie nie brakuje bogactwa. Rzymskie armie górowały nad wrogami pod względem taktycznym, strategicznym i logistycznym na wszystkich frontach. Rzymianie osiągnęli korzystną równowagę, aczkolwiek bardziej kruchą niż sądzili. Monumentalny Zmierzch Cesarstwa Rzymskiego Gibbona zaczyna się od pogodnych dni II wieku. Słynny stał się jego werdykt: „Gdyby ktoś musiał wskazać w historii świata okres, w którym ludzkość cieszyła się największą szczęśliwością i dobrobytem, bez wahania wymieniłby okres od śmierci Domicjana [rok 96] do wstąpienia na tron Kommodusa [rok 180]”20.
Rzymianie osiągnęli granice swoich możliwości w organicznych warunkach panujących w przednowożytnym społeczeństwie. Nic dziwnego, że upadek takiego kolosa, który Gibbon nazwał „ową okropną rewolucją”, budzi nieprzemijającą fascynację.
NASZA ZMIENNA PLANETA
W roku 650 cesarstwo rzymskie było cieniem samego siebie, skurczonym do bizantyjskiego państwa kadłubowego w Konstantynopolu, Anatolii i paru rozproszonych posiadłościach za morzem. Europa Zachodnia podzieliła się na niesforne królestwa germańskie. Połowa dawnego cesarstwa została szybko zagarnięta przez armie wyznawców Allaha z Arabii. Ludność basenu Morza Śródziemnego, licząca niegdyś siedemdziesiąt pięć milionów ludzi, ustabilizowała się na poziomie, który mógł być o połowę mniejszy. W Rzymie mieszkało około 20 000 dusz. Jego mieszkańcy nie stali się przez to bogatsi. W VII wieku wschód z zachodem nadal łączył jeden nędzny szlak morski. Systemy walutowe były rozdrobnione tak samo, jak polityczna mozaika we wczesnym średniowieczu. Zniknęły wszystkie instytucje finansowe, oprócz tych najbardziej prymitywnych. Wszędzie panował apokaliptyczny strach, zarówno w świecie chrześcijańskim, jak i w kształtującym się islamie. Koniec świata wydawał się bliski.
Nazywano te czasy wiekami ciemnymi. Najlepiej będzie zrezygnować z tej nazwy. Budzi beznadziejne skojarzenia z renesansowymi i oświeceniowymi uprzedzeniami. Nie docenia imponującej żywotności kulturowej i trwałej spuścizny duchowej całego okresu znanego jako „późna starożytność”. Jednocześnie nie musimy się posługiwać eufemizmami w odniesieniu do realiów rozpadu cesarstwa, załamania gospodarki i spłycenia społeczeństwa. Są to brutalne fakty, które wymagają wyjaśnienia, obiektywnego niczym rachunek za prąd i mierzonego w podobnych jednostkach. Pod względem materialnym podczas upadku cesarstwa rzymskiego doszło do odwrócenia procesu rozkwitu w kierunku dolnych poziomów pozyskiwania i wymiany energii. Przedmiotem naszych rozmyślań jest monumentalny epizod klęski i stagnacji państwa. W odważnej próbie stworzenia uniwersalnej skali rozwoju społecznego podjętej przez Iana Morrisa upadek cesarstwa rzymskiego stanowi największy regres wcałej historii ludzkości21.
Nigdy nie brakowało wyjaśnień upadku Rzymu. Istnieje wręcz natłok konkurencyjnych teorii. Pewien niemiecki filolog klasyczny skatalogował 210 hipotez. Niektóre z nich wytrzymały krytykę lepiej od innych, a dwie, które zajmują zaszczytne miejsce głównych konkurentów do wyjaśnienia problemu na wielką skalę, kładą nacisk na nietrwałą mechanikę systemu cesarskiego i narastającą presję z zewnątrz na granicach cesarstwa. Otóż pierwszy cesarz August wyznaczył ramy ustrojowe monarchii; natomiast zasady sukcesji celowo nie zostały określone, a zrządzenia losu odgrywały niebezpiecznie dużą rolę. W miarę upływu czasu walka o władzę i jej legitymizację przybrała postać samobójczych wojen o dowództwo nad armiami. Jednocześnie coraz liczniejszy zawodowy korpus cesarskich administratorów przejął kierowanie imperium od sieci lokalnych elit, wskutek czego państwo stało się bardziej zbiurokratyzowane i kruche. Stopniowo system załamywał się pod narastającą presją fiskalną22.
Tymczasem granice cesarstwa biegły przez północną Brytanię, wzdłuż Renu, Dunaju i Eufratu, obok obrzeży Sahary. Za nimi zazdrosne i głodne ludy marzyły o własnym przeznaczeniu. Czas im sprzyjał; w trakcie procesu, który obecnie nazywamy formowaniem państw drugorzędnych, przeciwnicy Rzymu na przestrzeni wieków stawali się coraz bardziej skomplikowani i groźniejsi. Owe zagrożenia nieubłaganie drenowały zasoby stref granicznych i centrum. W połączeniu z walkami dynastycznymi okazały się zgubne dla cesarstwa.
Wiele przemawia na korzyść tych znajomych teorii i pozostają one integralną częścią opowieści przedstawionej na tych stronach. W ostatnich latach badacze przeszłości w coraz większym stopniu mają jednak do czynienia z czymś, co można nazwać archiwami naturalnymi.Archiwa naturalne występują w wielu formach. Rdzenie lodowe, kamienie w jaskiniach, osady jeziorne i morskie zachowują dane dotyczące zmian klimatycznych, zapisane w języku geochemii. Słoje roczne i lodowce dokumentują historię środowiska. W tych wskaźnikach fizycznych zachowała się zaszyfrowana historia przeszłości Ziemi. Historia ewolucji i biologii również pozostawiła nam trop, za którym możemy podążyć. Ludzkie kości, ich rozmiar, kształt i blizny subtelnie dokumentują stan zdrowia i choroby. Chemia izotopowa kości i zębów może snuć opowieści o diecie i migracji, przedstawiając biologiczne biografie milczącej większości. Największym spośród wszystkich archiwów naturalnych mogą być długie nici kwasów nukleinowych, które nazywamy genami. Świadectwa genomowe mogą rzucić światło na historię naszego gatunku oraz sojuszników i przeciwników, z którymi dzieliliśmy się planetą. Żywe DNA jest organicznym zapisem historii ewolucji. Zdolność do pobierania i sekwencjonowania starożytnego DNA z kontekstów archeologicznych umożliwia nam zrekonstruowanie drzewa życia sięgającego zamierzchłej przeszłości. Czasami pozwala nam na wskazanie niektórych mikrobowych, masowych morderców w historii poprzez identyfikację kryminalistyczną, która jest równie dramatyczna i rozstrzygająca, jak wszelkie dowody przedstawione na sali sądowej. Technologia rewolucjonizuje naszą wiedzę na temat ewolucyjnej historii mikrobów i ludzi23.
Większość opracowań historycznych poświęconych upadkowi Rzymu opiera się na wielkim, niewypowiedzianym założeniu, że środowisko było stabilnym, bezwładnym tłem, na którym rozgrywała się historia. Dzięki oszałamiającym postępom w odzyskiwaniu danych dotyczących paleoklimatu i historii genetycznej oraz naszej pilnej potrzebie zrozumienia historii ziemskich systemów wiemy, że jest to założenie błędne. Jest przy tym nie tylko błędne, ale również nieskromne i irytujące. Ziemia była i jest buzującą platformą ludzkich spraw, niestabilną niczym pokład statku podczas gwałtownego szkwału. Jej systemy fizyczne i biologiczne nieustannie się zmieniają i, przytaczając słowa Johna Brooke’a, zapewniają nam „wyboistą podróż”, odkąd jesteśmy ludźmi24.
Co zrozumiałe, nasza świadomość zmian klimatycznych skupia się na fakcie, że emisja gazów cieplarnianych w zastraszającym i bezprecedensowym tempie zmienia atmosferę Ziemi. Antropogeniczne zmiany klimatyczne są jednak nowym problemem – szczerze mówiąc, stanowią jedynie część obrazu. Na długo zanim ludzie zaczęli faszerować atmosferę chemikaliami, które zatrzymują ciepło, system klimatyczny był już chwiejny i zróżnicowany z przyczyn naturalnych. Przez większość historii ludzkości, trwającej od około dwustu tysięcy lat, nasi przodkowie żyli w plejstocenie, epoce nieregularnych wahań klimatycznych. Drobne odchylenia w ruchu obiegowym Ziemi i niewielkie zmiany jej nachylenia i obrotu wokół własnej osi nieustannie zmieniają ilość i dystrybucję energii otrzymywanej od naszej najbliższej gwiazdy. W epoce plejstocenu owe mechanizmy, znane jako wymuszanie orbitalne, powodowały tysiącletnie okresy zlodowacenia. Potem, około 12 000 lat temu, lód się załamał i klimat wkroczył w ciepły i stabilny interglacjał znany jako holocen. Holocen był niezbędnym tłem, na którym doszło do rozwoju rolnictwa i skomplikowanego ładu politycznego. Okazało się jednak, że jest też okresem ostrych zmian klimatycznych o ogromnym znaczeniu dla ludzkości25.
Podczas gdy mechanika orbitalna nadal wywołuje głębokie zmiany klimatyczne w epoce holocenu, energia słoneczna zmienia się pod innymi istotnymi względami w krótszym przedziale czasowym. Słońce jest zmienną gwiazdą. Jedenastoletni cykl plam słonecznych jest jedynie najbardziej znaną z całego szeregu okresowych zmian dynama słonecznego; niektóre z nich mają wielki wpływ na nasłonecznienie Ziemi. Nasza planeta również odgrywa pewną rolę w naturalnych zmianach klimatycznych: erupcje wulkanów wyrzucają w atmosferę aerozole siarczanowe, blokujące ciepło słoneczne. Nawet w przyjaznej epoce holocenu wymuszanie orbitalne, słoneczne i wulkaniczne wchodziło w interakcję ze zmiennymi systemami ziemskimi, wskutek czego klimat stawał się o wiele bardziej nieprzewidywalny i niepewny niż mogłoby się nam wydawać26.
Odkrycie szybkich zmian klimatycznych w epoce holocenu jest objawieniem. Dowiadujemy się, że z planetarnego punktu widzenia Rzymianie mieli szczęście. Imperium osiągnęło maksymalny rozmiar i dobrobyt w okresie klimatycznym późnego holocenu nazywanym rzymskim optimum klimatycznym. Jawi się ono jako faza ciepłego, wilgotnego i stabilnego klimatu w dużej części śródziemnomorskiego centrum cesarstwa. Był to zachęcający moment do zbudowania rolniczego imperium złożonego z piramidy układów politycznych i gospodarczych. Obok handlu i technologii reżim klimatyczny był cichą siłą, która przyczyniła się do powstania z pozoru doskonałego kręgu cesarstwa i dobrobytu. Kiedy Rzymianie rozszerzyli swoje imperium do granic możliwości, nie mieli pojęcia o przypadkowych i niepewnych fundamentach środowiskowych, na których opierało się to, co zbudowali.
Tabela 1.1. Rzymskie okresy klimatyczne
Rzymskie optimum klimatyczne
Ok. 200 p.n.e.-150 n.e.
Rzymski okres przejściowy
Ok. 150-450
Późnoantyczna mała epoka lodowcowa
Ok. 450-700
W połowie II wieku szczęście odwróciło się od Rzymian. W stuleciach, które są przedmiotem naszych badań, miała miejsce jedna z najdramatyczniejszych sekwencji zmian klimatycznych w całym holocenie. Najpierw nastał okres rozregulowania klimatu, który trwał przez trzysta lat (150-450) i który proponujemy nazwać rzymskim okresem przejściowym. W kluczowych momentach niestabilność klimatu wywierała presję na rezerwy siły cesarstwa i znacząco ingerowała w bieg wydarzeń. Później, od końca V wieku, wyczuwamy początki decydującej reorganizacji, której koniec stanowiła późnoantyczna mała epoka lodowcowa. Przypływ aktywności wulkanicznej w latach 30. i 40. VI wieku zapoczątkował najzimniejszy okres w całym późnym holocenie. Jednocześnie poziom energii emitowanej przez Słońce osiągnął najniższy poziom na przestrzeni kilku tysiącleci. Jak się przekonamy, pogorszenie klimatu zbiegło się w czasie z bezprecedensową katastrofą biologiczną, miażdżąc resztki państwa rzymskiego.
Niniejsza książka wykaże, że wpływ klimatu na historię Rzymu był subtelny i przytłaczający, raz konstruktywny, a raz destruktywny. Zmiany klimatyczne zawsze były jednak czynnikiem egzogenicznym, istną niewiadomą przewyższającą wszelkie pozostałe reguły gry. Przeobraziły od zewnątrz demograficzne i agrarne podstawy życia, od których zależne były bardziej rozbudowane struktury społeczne i państwowe. Starożytni nie bez powodu czcili groźną boginię Fortunę w przeświadczeniu, że w ostatecznym rozrachunku siły rządzące tym światem są kapryśne27.
Przyroda dysponowała jeszcze jednym straszliwym narzędziem, mogącym uderzyć w ludzkie społeczeństwa niczym armia pod osłoną nocy: chorobą zakaźną. Przemiany biologiczne zadecydowały o losie Rzymu w jeszcze większym stopniu niż klimat. Oczywiście były one i nadal są ze sobą powiązane. Zmiany klimatyczne i choroby zakaźne są siłami natury, które częściowo się ze sobą pokrywają, lecz nie występują w tym samym czasie. Czasami skutki zmian klimatycznych i pandemii były synergiczne. W innych przypadkach ich współwystępowanie nie było przejściowe, ponieważ perturbacje klimatyczne mogą wywoływać zmiany ekologiczne lub ewolucyjne,
które obejmują choroby. Na przestrzeni stuleci, którymi się zajmiemy, często ze sobą współdziałały, wpływając na los cesarstwa rzymskiego28.
Istnieje jedna zasadnicza różnica pomiędzy zmianami klimatycznymi a chorobami zakaźnymi. Do niedawna system klimatyczny wibrował w swoim własnym tempie i warunkach, wolny od wpływu człowieka. Natomiast historia chorób zakaźnych jest w o wiele większym stopniu kształtowana przez ludzką ingerencję. W praktyce to społeczeństwa tworzą ekologie, w obrębie których zabójcze mikroby żyją, poruszają się i istnieją. Pod wieloma względami niezamierzoną i paradoksalną konsekwencją ambitnego rozwoju społecznego cesarstwa rzymskiego było pielęgnowanie zabójczego środowiska mikrobowego. Rzymianie nieumyślnie przyczynili się do powstania ekologii chorób, które prześladowały ich reżim demograficzny.
Aby zrozumieć, jak Rzymianie żyli i umierali, a tym bardziej los ich cesarstwa, musimy podjąć próbę zrekonstruowania konkretnego momentu, w jakim znalazła się wtedy ludzka cywilizacja, i historii chorób, z którymi się zetknęli. Patogeny, które regulują ludzką śmiertelność, nie są identycznym szeregiem wrogów. Szczegóły biologiczne drobnoustrojów są niesfornymi i decydującymi czynnikami w historii. Historia drobnoustrojów została zdominowana przez wspaniały model opracowany w latach 70. XX wieku, którego najsłynniejszy opis znajduje się w klasycznej pracy Plagues and Peoples Williama McNeilla. Dla McNeilla wspólnym mianownikiem historii było powstawanie, a następnie gromadzenie się różnych neolitycznych pul drobnoustrojów. Rolnictwo sprawiło, że nawiązaliśmy bliski kontakt z udomowionymi zwierzętami; zagęszczenie ludności w miastach umożliwiło przenoszenie się drobnoustrojów; zaś rozprzestrzenianie się sieci handlowych doprowadziło do „skupienia się ucywilizowanych pul chorób”, kiedy patogeny, które były rozpowszechnione w jednym społeczeństwie, zachłannie przeniosły się na dziewicze tereny29.
W ostatnich latach klasyczny model zaczął tracić blask. Nastąpiła cicha, lecz zdecydowana zmiana poglądów. Lata 70. XX wieku były szczytowym momentem triumfu zachodniej medycyny. Zmory z przeszłości po kolei padały pod naporem nauki. Panowało przeświadczenie, że dojdzie do przemiany, w wyniku której choroby zakaźne odejdą do lamusa… Jednakże przerażająca lista pojawiających się chorób zakaźnych – HIV, wirus Ebola, gorączka Lassa, wirus Zachodniego Nilu, wirus Nipah, SARS, MERS, a teraz wirus Zika, wymieniając jedynie kilka z setek przykładów – świadczy o tym, że kreatywność przyrody w dziedzinie destrukcji bynajmniej się nie wyczerpała. Te wszystkie choroby zakaźne łączy coś zdradliwego: pochodzą od dzikich, a nie udomowionych gatunków. Rozwój patogenów i choroby pochodzące od dzikich zwierząt odgrywają większą rolę niż wcześniej w dynamice powstawania chorób zakaźnych30.
Owe spostrzeżenia nie zostały jeszcze w pełni i spójnie wykorzystane w badaniach nad przeszłością, lecz mają rewolucyjne implikacje dla naszego sposobu myślenia o miejscu cywilizacji rzymskiej w historii chorób. Powinniśmy spróbować sobie wyobrazić świat Rzymian dokładnie jako ekologiczny kontekst mikroorganizmów. Na początek w cesarstwie rzymskim nastąpiła przedwczesna urbanizacja. Imperium było wielką, tętniącą życiem łącznicą miast. Rzymskie miasto było cudem inżynierii cywilnej i nie ulega wątpliwości, że latryny, kanalizacja i systemy dostawy bieżącej wody łagodziły najstraszniejsze skutki produkowania odpadów. Owym czynnikom kontrolowania środowiska, stanowiącym cienką i dziurawą zaporę przeciwko oceanowi drobnoustrojów, zagrażały jednak przytłaczające siły. W mieście było pełno szczurów i roiło się w nim od much; małe zwierzęta wydawały różne odgłosy w alejkach i na dziedzińcach. Nie było żadnej teorii drobnoustrojów, rzadko myto ręce i nie można było zapobiec skażeniu żywności. Starożytne miasto było niezdrowym domem. Skromne choroby rozprzestrzeniające się drogą fekalno-oralną, sprzyjające fatalnym biegunkom, prawdopodobnie zbierały największe śmiertelne żniwo w cesarstwie rzymskim.
Poza obrębem miast przeobrażenie krajobrazu naraziło Rzymian na równie groźne niebezpieczeństwa. Nie ograniczyli się do zmodyfikowania krajobrazu; narzucili mu swoją wolę. Wycinali i palili lasy. Zmieniali bieg rzek, osuszali mokradła i budowali drogi przez najbardziej nieprzebyte bagna. Ingerencja człowieka w nowe środowiska jest niebezpieczną grą. Nie dość, że naraża nas na atak nieznanych pasożytów, to jeszcze może wywołać kaskadowe zmiany ekologiczne mające nieprzewidywalne konsekwencje. W cesarstwie rzymskim zemsta przyrody była nieubłagana. Podstawowym narzędziem odwetu była malaria. Rozprzestrzeniana poprzez ukąszenia komarów, była kulą u nogi cywilizacji rzymskiej. Sławne wzgórza Rzymu są guzami górującymi nad przesadnie opiewanym bagnem. Dolina rzeczna, nie wspominając o stawach i fontannach w mieście, była rajem dla komarów i czyniła z Wiecznego Miasta malaryczne bagno. Malaria była bezwzględnym zabójcą w mieście i na wsi, wszędzie tam, gdzie widliszki miały dobre warunki do życia31.
Do powstania rzymskiego środowiska chorobotwórczego przyczyniła się również łączność w cesarstwie. Imperium utworzyło wewnętrzną strefę handlu i migracji, która nigdy wcześniej nie istniała. Po jego drogach i szlakach morskich przemieszczali się nie tylko ludzie, idee i towary, ale również drobnoustroje. Możemy obserwować rozwój tego schematu z różną szybkością. Można prześledzić powolne rozprzestrzenianie się powolnych zabójców, takich jak gruźlica i trąd, na podobieństwo lawy. Kiedy szybko się rozpowszechniające choroby zakaźne w końcu wskoczyły na wielki przenośnik taśmowy, jakim była rzymska łączność, konsekwencje były elektryzujące.
Podkreślmy paradoksalny związek pomiędzy rozwojem rzymskiego społeczeństwa a ekologią chorób w cesarstwie. Pomimo korzyści wynikających z pokoju i dobrobytu jego mieszkańcy nie byli zdrowi, nawet jak na standardy przednowożytne. Jedną z oznak niskiego poziomu ich biologicznej pomyślności jest niski wzrost. Ktoś taki, jak Juliusz Cezar, który ponoć był wysoki, mógł się wyróżniać jedynie w społeczeństwie, w którym mężczyźni mieli średnio niespełna 1,65 m wzrostu. Choroby zakaźne odcisnęły zauważalne piętno na zdrowiu Rzymian. W tym miejscu musimy się jednak bliżej przypatrzeć specyficzności rzymskiej puli chorób. Jeśli przyjrzymy się uważnie wzorcom śmiertelności w czasie i przestrzeni, zauważymy pewien wymowny brak w świecie Rzymian. Nie było żadnych wielkich, interregionalnych epidemii. Większość pomorów występowała na ograniczonym obszarze, miała charakter lokalny lub regionalny. Powodem tego braku były ograniczenia biologiczne samych drobnoustrojów. Mikroby, które są zależne od przekazywania drogą fekalno-oralną lub są przenoszone przez stawonogi, mogą się przemieszczać w ograniczonej odległości i tempie. Jednakże poczynając od II wieku, połączenie ekologii i ewolucji patogenów w cesarstwie rzymskim doprowadziło do powstania nowej burzy, pandemii32.
Można uznać kilkaset lat schyłkowej historii Rzymu za epokę pandemii. Cesarstwem trzykrotnie wstrząsnęły pomory o zadziwiającym zasięgu geograficznym. W roku 165 miało miejsce wydarzenie znane jako zaraza Antoninów, prawdopodobnie wywołana przez ospę. W roku 249 niezidentyfikowany patogen rozprzestrzenił się na terenach rządzonych przez Rzymian, a w 541 wybuchła pierwsza wielka pandemia pałeczki dżumy, czynnika wywołującego dżumę, która trwała przez ponad dwieście lat. Ogrom tych katastrof biologicznych niemal nie mieści się w głowie. Sądząc po liczbie ofiar, najmniejszą z trzech pandemii był prawdopodobnie pomór znany jako zaraza Antoninów. Wykażemy, że mógł pochłonąć siedem milionów ofiar. Jest to liczba o wiele mniejsza od niektórych szacunków. Porównajmy to z najkrwawszą bitwą w historii cesarstwa, czyli pogromem pod Adrianopolem, kiedy zdesperowani goccy najeźdźcy zmiażdżyli główne siły wschodniej armii polowej. Owego fatalnego dnia życie straciło co najwyżej dwadzieścia tysięcy Rzymian i chociaż byli to żołnierze, przez co problem jest większy, wniosek płynący z porównania pozostaje niezmienny: drobnoustroje są o wiele bardziej zabójcze od Germanów.
Wielcy zabójcy cesarstwa rzymskiego byli tworami przyrody. Byli egzotycznymi, śmiercionośnymi intruzami spoza imperium. Z tego powodu historia cesarstwa rzymskiego skoncentrowana tylko na nim samym jest w pewnym sensie ograniczona. Opowieść o wzroście jego potęgi i upadku łączy się z historią globalnego środowiska. W czasach Rzymian dokonał się ogromny postęp pod względem światowej łączności. Ich zapotrzebowanie na jedwab i przyprawy, niewolników i kość słoniową napędzało ożywiony ruch transgraniczny. Kupcy przemierzali Saharę, jedwabny szlak, a przede wszystkim Ocean Indyjski, docierając do portów nad Morzem Czerwonym zbudowanych przez potężne imperium. Egzotyczne zwierzęta sprowadzane na rzeź podczas rzymskich widowisk są niczym wielkie znaczniki, ukazujące nam szlaki, poprzez które Rzymianie zetknęli się z niewyobrażalnymi, nowymi granicami chorób. Najbardziej podstawowym faktem globalnej bioróżnorodności jest równoleżnikowy gradient gatunkowy, większa obfitość wszelkiego życia w pobliżu równika. W regionach o klimacie umiarkowanym i polarnym powtarzające się epoki lodowcowe okresowo powodowały wymieranie eksperymentów ewolucji i w tych chłodniejszych strefach klimatycznych występuje po prostu mniej energii i mniej interakcji biotycznej. Natomiast tropiki to „muzeum” bioróżnorodności, gdzie czas i większe nasłonecznienie stworzyły niepoliczalnie większy jej kalejdoskop. Schemat ten dotyczy również mikroorganizmów, w tym patogenicznych. W cesarstwie rzymskim sieci łączności stworzone przez człowieka niefrasobliwie przebiegały przez strefy stworzone przez przyrodę. Rzymianie pomogli stworzyć świat, w którym iskry mogą wywołać pożar na międzykontynentalną skalę. Historia Rzymu jest krytycznym rozdziałem większych dziejów ludzkości33.
Istnieje ewolucyjna historia drobnoustrojów, którą dopiero zaczynamy dostrzegać, lecz w tym miejscu możemy z całą powagą postrzegać dzieje Rzymu jako jeden, być może niezwykle ważny rozdział o wiele większej, globalnej historii ewolucji patogenów. Rzymianie pomogli stworzyć środowisko mikrobowe, w którym odbywały się wymyślne eksperymenty polegające na losowych mutacjach genetycznych. Jeśli los cesarstwa rzymskiego został ukształtowany przez przytłaczającą siłę chorób zakaźnych, było to niezwykłe połączenie organizacji i przypadku.
Pilne zgłębianie nauki o Ziemi i ewolucji genomów uczy nas, że zmiany klimatyczne i pojawiające się choroby zakaźne od samego początku są integralną częścią dziejów ludzkości. Trudne pytanie brzmi nie czy, ale jak dopasować wpływ środowiska naturalnego do związku przyczynowo-skutkowego.
HISTORIA CZŁOWIEKA
Integrowanie wiedzy pochodzącej z tak różnych dziedzin, jak nauki przyrodnicze, społeczne i humanistyczne, jest nazywane konsyliencją. Integracja oznacza, że historycy nie są biernymi odbiorcami nowych danych naukowych. W istocie interpretacja przedstawiona w niniejszej książce opiera się na naszej pogłębiającej się znajomości owych czysto ludzkich części narracji. Setki lat badań humanistycznych pomogły nam zrozumieć naciski i obciążenia – prawdziwą naturę i wewnętrzne działanie – jakim podlegało cesarstwo rzymskie, na poziomie, który wzbudziłby zazdrość Gibbona. W niniejszej książce podjęto próbę oparcia się na owych spostrzeżeniach, które są równie świeże, pomysłowe i zaskakujące, jak najnowsze badania genomiczne lub archiwum paleoklimatyczne34.
Pytanie brzmi, jak wytłumaczyć długą sekwencję doniosłych zmian, które sprawiły, że zintegrowane, ludne, zamożne i skomplikowane cesarstwo z czasów Marka Aureliusza (161-180) zmieniło się nie do poznania pięćset lat później. Jest to opowieść o klęsce i stagnacji państwa. Imperium powstało w maltuzjańskim świecie ograniczeń energetycznych, lecz zdołało się z nich wyrwać dzięki mocnemu połączeniu handlu i postępu technologicznego. Potęga cesarstwa była zarówno przesłanką, jak i rezultatem wzrostu liczby ludności i rozwoju gospodarczego. Rozwojowi państwowemu towarzyszył rozwój społeczny. Zmiany klimatyczne i choroby zakaźne nieustannie oddziaływały na ten skomplikowany system poprzez szereg dwustronnych związków. Nawet w przypadku środowiska fizycznego, w którym działały siły znajdujące się poza kontrolą człowieka, efekty zmian klimatycznych zależały od konkretnych ustaleń pomiędzy gospodarką agrarną a maszynerią cesarstwa. Historia chorób zakaźnych zawsze jest całkowicie zależna od ekologii stworzonych przez ludzką cywilizację.
Nie będziemy się wzbraniać przed przypisywaniem wielkiego wpływu przyczynowego siłom przyrody, nawet pomimo tego, że staramy się unikać spłycenia wydarzeń na redukcjonistyczną modłę. Związki pomiędzy środowiskiem a ładem społecznym nigdy nie były uporządkowane i linearne. Nawet w obliczu najtrudniejszych wyzwań ludzie, których poznamy na tych stronach, zadziwiają nas głębią swojej reakcji na przeciwności. Miarą zdolności do przyswajania i przystosowywania się do stresu jest termin odporność. Można postrzegać imperium jako organizm wyposażony w baterie z magazynowaną energią i dodatkowe warstwy, dzięki którym mogło przetrwać i otrząsnąć się z szoku wywołanego przez środowisko. Odporność nie jest jednak nieskończona i poszukiwanie jej w starożytnych społeczeństwach oznacza również wyczulenie na oznaki utrzymującego się napięcia i progi wytrzymałości, po przekroczeniu których następuje kaskada zmian i reorganizacja systemu35.
Koniec cesarstwa rzymskiego, który stanowi przedmiot rozważań, nie był ciągłym upadkiem prowadzącym do nieuniknionej ruiny, lecz długą, zawiłą i przypadkową historią, w której odporny byt polityczny trwał i przechodził reorganizację, dopóki się nie rozpadł, najpierw na zachodzie, a potem na wschodzie. Schemat zmian zawsze będzie przedstawiany jako bardzo przypadkowe, wzajemne oddziaływanie pomiędzy przyrodą, demografią, gospodarką, polityką, a nawet, jak wykażemy, czymś tak eterycznym i donkiszotowskim, jak systemy wierzeń, które na przestrzeni owych stuleci wielokrotnie dezorganizowano i przeobrażano. Zadaniem historii jest połączenie tych wątków opowieści w odpowiedni sposób, z zachowaniem zdrowego szacunku dla wolności i przypadkowości oraz dużej dozy sympatii dla ludzi, którzy żyli w okolicznościach, w jakich się znaleźli.
Ponieważ przystępujemy do badania tak doniosłego wydarzenia historycznego, warto już na samym początku przedstawić kilka głównych konturów narracji. Jest to opowieść z czterema decydującymi zwrotami akcji, kiedy wydarzenia nabrały impetu, a tuż po nich następowały niszczycielskie zmiany. W każdym momencie transformacji w okresie przejściowym pomiędzy dojrzałym cesarstwem a wczesnym średniowieczem spróbujemy zidentyfikować konkretne i zawiłe związki między systemem naturalnym i ludzkim.
(1) Pierwszym z nich był wieloaspektowy kryzys w czasach Marka Aureliusza, spowodowany przez pandemię, który przerwał wzrost gospodarczy i demograficzny. Po jej wygaśnięciu cesarstwo nie upadło ani się nie rozpadło, lecz wróciło do dawnego kształtu, tracąc jednak imponującą dominację, którą wcześniej posiadało.
(2) Następnie, w połowie III wieku, splot suszy, zarazy i wyzwań politycznych doprowadził do nagłego rozpadu państwa. Samo przetrwanie zintegrowanego systemu cesarskiego podczas wydarzeń, które nazwano „pierwszym upadkiem” cesarstwa rzymskiego, było aktem świadomej rekonstrukcji i ledwie się powiodło. Imperium zostało odbudowane, lecz w nowej formie – z nowym cesarzem, nowym rządem, nową walutą, a w niedalekiej przyszłości również z nową religią.
(3) Nowe cesarstwo odrabiało straty. Jednakże w decydującym i dramatycznym okresie dwóch pokoleń na przełomie IV i V wieku jego spójność ostatecznie się załamała. Wydawało się, że na rzymską potęgę w nowy i niemożliwy do powstrzymania sposób zwalił się cały ciężar euroazjatyckich stepów i zachodnia połowa cesarstwa się ugięła. Kataklizm, któremu usiłował zapobiec Stylichon, jest prawdopodobnie najlepiej znaną wersją upadku Rzymu. W V wieku cesarstwo rzymskie na Zachodzie zostało rozczłonkowane. Nie był to jednak wielki koniec imperium rzymskiego.
(4) Na wschodzie odradzające się cesarstwo rzymskie czerpało korzyści z odzyskanej potęgi, dobrobytu i wzrostu liczby ludności. Renesans ten został gwałtownie zatrzymany przez jedną z najgorszych katastrof środowiskowych w odnotowanej historii – podwójny cios w postaci dżumy i małej epoki lodowcowej. Wstrząs demograficzny odegrał rolę w powolnym upadku imperium, którego kulminacyjnym punktem była rozstrzygająca utrata terenów na rzecz armii islamu. Nie dość, że resztki cesarstwa rzymskiego zostały zredukowane do bizantyjskiego państwa kadłubowego, to jeszcze ocalali mieszkali w świecie mniej ludnym i mniej zamożnym, w którym toczyła się ciągła walka pomiędzy konkurencyjnymi apokaliptycznymi religiami, do których zaliczały się chrześcijaństwo i islam.
Wzrost potęgi i upadek Rzymu przypomina nam, że historia ludzkiej cywilizacji jest dramatem środowiskowym: rozkwit cesarstwa w cudownym II wieku; przybycie nowego wirusa spoza rzymskiego świata; zerwanie wielkiego układu cesarskiego w wyniku pandemii; rozpad cesarstwa wśród splotu katastrof klimatycznych i zdrowotnych w III wieku; ożywienie cesarstwa przez nowego cesarza; rozprzestrzenianie się ogromnej migracji ludów na terenie Eurazji w IV wieku; rewitalizacja wschodnich społeczeństw u schyłku starożytności; bomba neutronowa w postaci dżumy; z pozoru nieszkodliwy początek nowej epoki lodowcowej; ostateczny upadek wszystkiego, co przypominało cesarstwo rzymskie, i błyskawiczne podboje armii dżihadu. Jeśli niniejsza książka osiągnie swój cel, nieco trudniej będzie usłyszeć w tych zawirowaniach z przeszłości cokolwiek innego niż ruchy ludzkości i środowiska naturalnego w kontrapunkcie, czasami zbieżne, a czasami sprzeczne, lecz absolutnie nierozłączne, niczym dźwięczne linie melodyczne barokowej fugi36.
Tempo, w jakim powiększa się nasza wiedza, wywołuje zarówno radość, jak i onieśmielenie. Zanim strony niniejszej książki zostaną pokryte tuszem, nauka pójdzie do przodu. Należy się jednak cieszyć z tego problemu i warto zaryzykować, jeśli możemy rozpocząć pracę nad prowizoryczną mapą, która będzie uzupełniana i poprawiana w miarę dokonywania nowych odkryć. Pora ponownie rozważyć straszliwy, niezwykły wpływ przyrody na los cywilizacji, która nie przestaje nas zaskakiwać i fascynować, i będziemy potrzebowali cierpliwości oraz pewnej wyobraźni, aby cofnąć się w czasie i udawać, że nie znamy zakończenia. Należy zacząć od najwybitniejszego lekarza Rzymu, wychowanego w okresie pokoju i dobrobytu, który raczej nie mógłby sobie wyobrazić, że dynamiczne cykle naszej najbliższej gwiazdy lub przypadkowe mutacje wirusa w odległym lesie mogą zachwiać w posadach tętniącym życiem imperium rządzącym światem, w którym szukał szczęścia.
WIELKI LEKARZ I WIELKIE MIASTO
Lekarz Galen z Pergamonu urodził się w połowie panowania cesarza Hadriana, we wrześniu 129 roku. Chociaż nie pochodził z wyższych sfer, należał do haute bourgeoisie [elit miejskich – dop. tłum.], którym cesarstwo zapewniało dobrobyt i szanse. Rodzinne miasto Galena, Pergamon, leżące nieopodal Morza Egejskiego na pofałdowanych wzniesieniach Azji Mniejszej, przeżywało rozkwit pod władzą Rzymian i było dobrą wylęgarnią dla medycznego geniusza, takiego jak on. Jako bastion tradycji greckiej, Pergamon umożliwiał mu niedościgłe zgłębienie greckiej literatury medycznej, w tym dużego zbioru hipokratesowskiego. Znajdująca się tam sławna świątynia boga uzdrawiania, Asklepiosa (syna Apolla, którego laska opleciona przez węża stała się najsłynniejszym symbolem medycyny), była niczym latarnia morska dla rekonwalescentów. W czasach Galena świątynia, która miała już ponad pół tysiąca lat, przeżywała swoje apogeum. „Cała Azja” garnęła się do sanktuarium i zaledwie pięć lat przed jego narodzinami swoją obecnością zaszczycił je sam Hadrian37.
Dzięki swoim wcześnie rozwiniętym talentom Galen otrzymał szanowane stanowisko lekarza gladiatorów w Pergamonie. Pokój cesarski umożliwił mu jednak poszerzenie horyzontów. Podróżował po wschodnim basenie Morza Śródziemnego, przemierzając Cypr, Syrię i Palestynę w poszukiwaniu lokalnej wiedzy na temat narkotyków i leków. Studiował w Aleksandrii, gdzie widok prawdziwych ludzkich kości wywarł na nim wrażenie: „tamtejsi lekarze uczą studentów osteologii za pomocą naocznych pokazów. Choćby z tego powodu, jeśli brakuje innego, spróbujcie się wybrać do Aleksandrii”. Jak by nie patrzeć, dzięki cesarstwu rzymskiemu Galen zdobył niezwykle duże doświadczenie w sztuce medycznej. Człowiek o tak wielkim talencie musiał spróbować szczęścia w wielkiej stolicy38.
Galen przybył do Rzymu w 162, pierwszym roku wspólnego panowania cesarzy Marka Aureliusza i Lucjusza Werusa. Lekarz lubił powtarzać, że „Rzym był uosobieniem całego świata”. Dla Galena rzadkie dolegliwości, których nigdy nie widział Hipokrates (fl. 400 r. p.n.e.), były na porządku dziennym„z powodu wielkiej liczby mieszkańców w mieście Rzymian”. „Każdego dnia można odkryć, że dziesięć tysięcy ludzi choruje na żółtaczkę, a drugie dziesięć tysięcy na puchlinę wodną”. Metropolia była laboratorium ludzkiego cierpienia i dla ambitnego intelektualisty, takiego jak Galen, stanowiła wielką scenę. Zrobił w niej oszałamiającą karierę39.
Wkrótce po przybyciu wyleczył pewnego filozofa z gorączki, „pomimo tego, że z niego szydzono”, ponieważ „ośmielił się leczyć starca” w zimie; zyskiwał coraz większą sławę.Flawiusz Boecjusz, rodowity Syryjczyk, który jako konsul sprawował najwyższy urząd w cesarstwie, pilnie obserwował Galena „demonstrującego, jak powstaje głos i oddech”. Na oczach zafascynowanej publiczności, posiadającej wyrafinowane zamiłowanie do widowisk, Galen przeprowadził wiwisekcję świni, wywołując i przerywając jej kwiki poprzez podwiązywanie nerwów, co było iście wirtuozerskim przedstawieniem. Wyleczył syna Boecjusza, a następnie jego żonę z poważnych chorób; potężny człowiek ofiarował Galenowi małą fortunę w złocie, a co istotniejsze, swój patronat. Galen obracał się w najmodniejszych kręgach. Odnosił jeden sensacyjny sukces za drugim. Kiedy niewolnik słynnego pisarza został ranny, pod jego mostkiem pojawił się zabójczy ropień. Galen wyciął zakażoną tkankę, przeprowadzając zabieg chirurgiczny, który odsłonił bijące serce; niewolnik przeżył, pomimo pesymistycznych prognoz samego lekarza40.
W wieku trzydziestu pięciu lat medyk był już żywą legendą. „Wielkie było imię Galena”41.
Nie przygotowało to lekarza na pomór, który nazywamy zarazą Antoninów. W 166, czwartym roku jego pobytu w stolicy, do miasta zbliżała się zaraza ze wschodu. W Rzymie epidemie nie należały do rzadkości. Początkowo można było uznać fale gorączki i wymiotów jedynie za początek znanego, ponurego sezonu zgonów. Jednak wkrótce stało się jasne, że dzieje się coś niezwykłego42.
W swoim arcydziele Methodus medendi Galen barwnie opisał leczenie młodzieńca, który nabawił się choroby, „kiedy pojawiła się po raz pierwszy”. Lekki kaszel stawał się coraz silniejszy, a z wrzodów na gardle pacjenta wypadały czarne strupy. Wkrótce pojawił się charakterystyczny objaw choroby: czarna wysypka, która pokrywała ciała ofiar od stóp do głów. Galen uważał, że istnieją leki osłabiające chorobę, lecz są jedynie przejawem czystej desperacji: mleko górskiego bydła, armeńska gleba, mocz chłopca. Pomór, którego stał się świadkiem, mógł być nie tylko pierwszą pandemią w historii ludzkości, lecz również przełomowym momentem w dziejach cesarstwa rzymskiego. Większość uznała, że bóg Apollo wymierzył jakąś nową, mroczną karę. Dla naukowca Galena była to po prostu „wielka zaraza”43.
Mapa 3. Świat Galena: prowincje, które z pewnością odwiedził
Celem niniejszego rozdziału jest przyjrzenie się cesarstwu, które wychowało Galena, do momentu wybuchu pandemii. Był to okres, który według Gibbona charakteryzował się „największą szczęśliwością i dobrobytem” w historii ludzkości. Oczywiście owa opinia wynikała po części z odległego zauroczenia władcami rzymskiego świata. Jednakże nazwanie połowy II wieku szczytowym momentem rzymskiej cywilizacji nie jest arbitralnym ani estetycznym osądem. Pod względem materialnym cesarstwo rzymskie przygotowało grunt pod zdumiewający rozkwit, jeden z tych okresów w historii, w których ekstensywny i intensywny wzrost popycha rozwój społeczny do przodu. Samo cesarstwo było koniecznym warunkiem tego rozwoju i się na nim opierało. Struktura polityczna imperium i jego maszyneria społeczna były od siebie zależne.
Jednocześnie podkreślimy, że pax Romana nie był bezproblemową dominacją; nie należy oceniać siły cesarstwa w oparciu o brak napięć lub wyzwań, lecz o zdolność do ich przezwyciężenia. Z tego punktu widzenia tym bardziej konieczne staje się ustalenie, dlaczego epoka Antoninów jest tak często postrzegana jako punkt zwrotny historii. Tradycyjne odpowiedzi, takie jak obecność groźniejszych wrogów za granicami i narastające napięcia fiskalno-polityczne, pozostają nieodzowne, lecz okazują się niewystarczające. Podkreślmy, że rzymski rozkwit opierał się na niepewnym i przejściowym układzie sprzyjających warunków klimatycznych. Co istotniejsze, struktury cesarstwa ukształtowały warunki ekologiczne sprzyjające pojawieniu się choroby zakaźnej o bezprecedensowej sile.
Siły natury w istotnym sensie zmieniły jego bieg historii od zewnątrz. Oczywiście nie musimy wierzyć, że bez tych zakłóceń cesarstwo trwałoby w nieskończoność. Jego los był jednak tak nierozerwalnie związany z końcem optimum klimatycznego i wstrząsem wywołanym przez pandemię, że w każdym opisie losu Rzymu zasługują one na to, aby umieścić je na pierwszym planie.
ROZMIARY CESARSTWA
Kiedy Galen spacerował po ulicach stolicy cesarstwa, wśród wielu kamieni i posągów rywalizujących o jego uwagę mógł zauważyć kolumnę zachowaną do naszych czasów, na której wymieniono trzydzieści rzymskich legionów. Owa lista, ułożona w kolejności geograficznej, zaczynając od północno-zachodniego rogu cesarstwa i biegnąca spiralnie zgodnie z ruchem wskazówek zegara, była pocieszającym obrazem potęgi Rzymu. Na zachodzie trzy legiony strzegły Brytanii, cztery Renu, a dziesięć prowincji naddunajskich między Alpami a Morzem Czarnym. Na wschodzie osiem legionów pełniło służbę garnizonową na obszarze od Kapadocji po Arabię, pilnując zarówno poddanych, jak i wrogów. Jedynie dwa kontrolowały wszystkie rzymskie pozycje w Afryce, jeden w Egipcie, a drugi w Numidii. Listę trzydziestu legionów uzupełniały jeden w Hiszpanii i dwa w Alpach. Jednakże nawet w tym momencie równowagi, przed wybuchem wojen i zaraz, imperium nie było ukończonym projektem. Cesarstwo rzymskie zawsze znajdowało się w rozkroku między pierwotną wolą podbijania nowych ludów poza jego granicami a utrzymywaniem bezpieczeństwa w jego centralnej strefie. Nigdy nie osiągnęło w pełni stabilnej równowagi pomiędzy tymi sprzecznymi dążeniami. Jednakże w II wieku w dużej części cesarstwa rozciągającego się na trzech kontynentach w krainach chronionych i patrolowanych przez rzymskie siły zbrojne panował pokój44.
Zasadniczo imperium rzymskie dało podstawę do stworzenia hegemonii militarnej, o której kształcie zadecydowało połączenie faktów geograficznych i technologii politycznych. Nie posiadało naturalnych ani z góry ustalonych granic. Nawet samo myślenie o wyraźnie wytyczonych liniach, takich jak te, które wyznaczają granice terytorialne współczesnych państw dokonujących zaawansowanych pomiarów gruntów, byłoby przesadną precyzją. W pierwszej kolejności Rzymianie rządzili „ludami” lub „nacjami”. Na samym początku swojej historii Rzymu Appian, grecki historyk, który był gubernatorem w czasach Hadriana, nakreślił „granice wszystkich tych ludów, nad którymi Rzymianie panują”. Potrafił w miarę rozsądnie wskazać główne elementy geograficzne na obrzeżach cesarstwa, takie jak Ren, Dunaj i Eufrat, lecz szybko zauważył, że Rzymianie rządzili ludami poza tymi granicami. Wielkie bazy legionów zostały założone w obrębie granic, jako rezerwy sił, lecz mogły tam również skutecznie pełnić funkcję czegoś pośredniego pomiędzy cesarskimi siłami policyjnymi a korpusem inżynieryjnym. Strefa graniczna była gęstą siecią mniejszych fortów, wież strażniczych i stacji sygnałowych, czasami sięgających daleko w głąb wrogiego terytorium. Podobno Kwadowie zamieszkujący tereny za Dunajem zbuntowali się, ponieważ „nie mogli znieść fortów, które wybudowano, aby ich obserwować”45.
Rzymianie z II wieku nie przyjęliby żadnego wielkiego planu wstrzymania ekspansji i podziwiania swego ukończonego dzieła. Za panowania Augusta doszło do spowolnienia ekspansji terytorialnej, której jednak nie przerwano. Sporadycznie powiększano cesarstwo, uciekając się do agresji i dyplomacji. Nawet z pozoru obronne struktury, takie jak Wał Hadriana, były systemami kontroli, a nie formą granic terytorialnych. Na przestrzeni stu lat po wybudowaniu Wału sporadycznie organizowano wypady w głąb Szkocji. Z kolei Marek Aureliusz miał poważne plany aneksji rozległych połaci środkowej Europy, a wysiłki podejmowane w celu kontrolowania regionów za Eufratem były wiecznym źródłem konfliktów.
Napięta ekspansja stopniowo zarysowała granice hegemonii terytorialnej, które nazywamy granicami cesarstwa. Owe granice wywodziły się od cech systemu, który stworzyli Rzymianie, wymagającego koordynowania przez cesarskie centrum potęgi militarnej w warunkach komunikacyjnych i transportowych, jakie panowały w epoce żelaza. Koordynacja politycznamachiny wojennej była nie mniej istotna niż jej brutalna koordynacja fizyczna. Cesarz był głównym reprezentantem stanu senatorskiego, wąskiej grupy społecznej, która sprawowała kontrolę nad armiami dzięki zmonopolizowaniu stanowisk dowódczych przysługujących jej członkom z racji pochodzenia. W czasach Marka Aureliusza każdego roku urzędy w cesarstwie sprawowało około 160 senatorów, których poczynania koordynował ośrodek decyzyjny w stolicy46.
Cesarze rzymscy mieli przynajmniej blade pojęcie o „marginalnych kosztach imperializmu”. „W ogóle mając w swym posiadaniu najlepsze kraje i wyspy dążą rozumnie do tego raczej, by je coraz więcej rozwijać, aniżeli do rozszerzania bez końca swego panowania na ludy barbarzyńskie, biedne i żadnej korzyści nie przynoszące. Sam widziałem w Rzymie posłów od takich ludów, które ofiarowały swoje poddaństwo, lecz władca nie chciał ich przyjąć, bo żadnego nie miałby z nich pożytku”. Podobno Rzymianie zagarnęli wszystkie ziemie Celtów, z wyjątkiem tych, gdzie było zbyt zimno lub gleba była zbyt marna: „Wartościowe posiadłości Celtów należą do Rzymu”47.
Trzydzieści legionów liczyło około 160 000 ludzi. Legiony składały się na armię obywatelską, teoretycznie rekrutowaną wyłącznie wśród obywateli rzymskich, którzy często przybywali z kolonii weteranów rozsianych po cesarstwie. Stanowiły one jednak niespełna połowę całego wojska. Uzupełniano je oddziałami pomocniczymi, rekrutowanymi wśród prowincjuszy, które zostały głęboko zintegrowane ze strukturą dowodzenia i ogólną strategią cesarstwa – długotrwała służba w nich była wydeptaną ścieżką prowadzącą do uzyskania przywilejów, jakie zapewniało obywatelstwo. Kiedy dodamy do tego flotę i oddziały nieregularne, machina wojenna cesarstwa rzymskiego będzie liczyć blisko pół miliona ludzi: „Była to nie tylko największa stała armia, jaką do tej pory widział świat, lecz również najlepiej wyszkolona i wyposażona”48.
Utrzymywanie najpotężniejszych sił zbrojnych w historii nie było tanie. Budżet obronny stanowił największą część wydatków państwa. Przeciętny legionista z II wieku pobierał przyzwoite, acz nie bajońskie dochody w wysokości 300 denarów; żołnierzom z oddziałów pomocniczych prawdopodobnie wypłacano 5/6 tej sumy. Wyższy żołd otrzymywali kawalerzyści i oczywiście oficerowie. Premie związane z przeniesieniem w stan spoczynku i nieregularne darowizny jeszcze bardziej zwiększały koszty. W sumie budżet płacowy armii w II wieku prawdopodobnie wynosił 150 milionów denarów, około 2-3 procent całego PKB cesarstwa (mniej więcej tyle samo na obronę wydają obecnie Stany Zjednoczone). Z historycznego punktu widzenia armia i jej budżety były ogromne49.
Jednocześnie, z czego zdawali sobie sprawę współcześni, struktura cesarstwa ustanowiona przez Augusta stanowiła ostre i świadome odejście od skrajnej mobilizacji wojskowej w republice rzymskiej, która była uzbrojonym społeczeństwem. Historyk z III wieku napisał: „Jak długo (…) państwo rzymskie rządziło się demokratycznie i senat wysyłał wodzów na wyprawy wojenne, wszyscy mieszkańcy Italii stali pod bronią”. W cesarstwie armia miała charakter zawodowy. August „ustalił stałe stawki żołdu dla oddziałów najemnych, aby pełniły funkcję barykady cesarstwa rzymskiego”. Pokój rzymski opierał się na dyscyplinie, męstwie i lojalności wielkiej, opłacanej armii. Maszyneria fiskalna, która leżała u podstaw hegemonii militarnej, stanowiła podstawowy system metaboliczny cesarstwa50.
O rozmiarze cesarstwa rzymskiego zadecydowały zatem realia geograficzne, w jakich koordynowano działania takiej armii na trzech kontynentach, sprawowanie klasowej kontroli nad wojskiem i koszt utrzymywania tak wielkich sił. W szczytowym momencie dominacja militarna Rzymian doprowadziła do długich okresów pokoju, co przynosiło korzyści zarówno poddanym, jak i obywatelom. W samym sercu cesarstwa można było zapomnieć o udrękach wojny. „Wiele prowincji nie wie, gdzie znajduje się ich garnizon; płacenie podatków sprawia wszystkim większą przyjemność, niż ich ściąganie niektórym ludziom”. „Miasta promieniują blaskiem i wdziękiem, a cała ziemia została przyozdobiona niczym ogród wypoczynkowy; dym unoszący się z pól i ognisk sygnałowych przyjaciół i wrogów znajduje się daleko za lądem i morzem”.
Owe przesadne peany pochodzą ze słynnej mowy wygłoszonej przez niezwykle uzdolnionego i bardzo młodego greckiego oratora Eliusza Arystydesa w obecności cesarza Antoninusa Piusa w roku 144. Jak wielkiej poprawki byśmy nie wzięli na pochlebstwo robiącego karierę prowincjusza, jego elokwentna ocena „największego cesarstwa i dominującej potęgi” daje pojęcie, jak wyglądało życie pod władzą cesarza. „Sprawiliście, że słowo Rzymianin nie jest przypisane jedynie do miasta, lecz oznacza swego rodzaju wspólną rasę”. Dokonując pozytywnej oceny epoki, Gibbon z pewnością opierał się na takich przymilnych hołdach. Nie wszystkie imperia zbierały takie radosne pochwały od swoich poddanych i jak wkrótce się przekonamy, nie brakuje materialnych dowodów na to, że cesarstwo roztaczało swój nieodparty urok na wielkim obszarze. Lojalność obywatelskich elit, do których zaliczał się Arystydes, z pewnością spajała państwo51.
Podczas pobytu w Rzymie Arystydes nabawił się poważnej choroby i otarł się o śmierć. Wyjechał do Pergamonu, aby wrócić do zdrowia w sanktuarium Asklepiosa. Kiedy Galen był młodym chłopcem, widział wielkiego oratora, który przez wiele lat poddawał się ekscentrycznym terapiom zaleconym przez boga. Spotkamy Arystydesa ponownie, jako pierwszą znaną ofiarę zarazy Antoninów.
LUDY I DOBROBYT
W sytuacji, gdy czynną służbę pełniło około pół miliona żołnierzy, głównym składnikiem potęgi militarnej Rzymu była liczebność. Jak się wydaje, zgromadzenie tak wielkiej armii nie było zbyt dużym obciążeniem w okresie dojrzałości cesarstwa, z pewnością jeśli weźmie się pod uwagę to, co nastąpiło potem. Cytując Arystydesa, cesarstwo „rekrutowało z każdego ludu żołnierzy w liczbie niestanowiącej obciążenia dla tych, którzy ich wystawiają, i niewystarczającej do sformowania ich własnej armii”. Zachęty w postaci żołdu i przywilejów były wystarczająco atrakcyjne, lecz na bardziej podstawowym poziomie łatwość, z jaką werbowano armię, była korzyścią wynikającą z dużego wzrostu liczby ludności. Rzymianie byli świadomi tych związków. Dla przykładu na łuku triumfalnym Trajana w Benewencie wspaniałe zwycięstwa armii wynikają bezpośrednio z naturalnej obfitości – płodów rolnych i ludzi – zapewnionej Rzymowi przez bogów52.
Współcześni dziwili się, że człowiek jest wszędzie. Wychwalając Rzym, Arystydes zastanawiał się, „czyje oczy zdołają wszystko ogarnąć w sytuacji, gdy zajęto tak wiele wzgórz i zurbanizowano tak wiele pastwisk w imię jednego miasta?”. Pozostałości wzrostu liczby ludności są widoczne w wykopaliskach archeologicznych w prowincjach, od Syrii po Hiszpanię, od Brytanii po Libię. Doliny były zatłoczone i zasiedlano zbocza. Zakładano miasta na nizinach, a uprawa roli przekroczyła wszelkie znane granice. Niczym fala wzbierająca z głębin, ludność trzech kontynentów znajdująca się pod władzą Rzymian pięła się w górę w wielkiej, zsynchronizowanej fali wzrostu, która osiągnęła maksymalny poziom w czasach cesarzy z dynastii Antoninów53.
Ustalanie liczby ludności w świecie starożytnym jest nieprecyzyjne. Zawsze takie było. Już w latach 50. XVIII wieku David Hume i szkocki duchowny Robert Wallace przedstawili argumenty na poparcie bardzo odmiennych wizji „liczebności starożytnych nacji”. Debata nie zawsze toczyła się tak łagodnie (Hume pomógł swojemu oponentowi w poprawieniu ostatecznego rękopisu), zaś na horyzoncie pojawiły się już zarysy sporu pomiędzy „szacującymi wysoko”, takimi jak Wallace, i „szacującymi nisko”, takimi jak Hume, który toczy się po dziś dzień. Jeszcze niedawno wiarygodne głosy opowiadały się za przyjęciem jako najwyższej liczby ludności cesarstwa rzymskiego ok. 44 do 100 milionów54.
Panuje konsensus co do tego, że jego populacja wzrosła w ciągu 150 lat po śmierci Augusta (14 r.) i osiągnęła maksymalny poziom w przededniu wybuchu zarazy Antoninów. Z konieczności liczby absolutne są jednak przedmiotem większych spekulacji. Chociaż debata pomiędzy Hume’em a Wallace’em jest kontynuowana przez współczesnych badaczy, najmocniejsze argumenty skłaniają nas do wniosku, że w chwili śmierci Augusta cesarstwo rzymskie miało około 60 milionów mieszkańców, a kiedy półtora wieku później Galen przybył do Rzymu, ich liczba zbliżała się do 75 milionów55.
Wzrost liczby ludności był niezamierzonym efektem niezliczonych, drobnych zmian w wąskiej strefie granicznej między życiem a śmiercią. Starożytne populacje były poddawane potężnym, równoważącym się naciskom. Śmiertelność była niezwykle wysoka, a życie w cesarstwie rzymskim krótkie i niepewne. Jak zobaczymy w następnym rozdziale, nawet zgodnie z niskimi standardami wszystkich nierozwiniętych społeczeństw tabele śmiertelności w świecie rzymskim wyglądały ponuro. W chwili narodzin średnia spodziewana długość życia mieściła się w przedziale od dwudziestu do trzydziestu lat. Siła chorób zakaźnych była przemożną determinantą śmiertelności, która miała wielki wpływ na rzymską demografię.