Luka. Jak wstyd i lęk dziurawią nam język - Jagoda Ratajczak - ebook

Luka. Jak wstyd i lęk dziurawią nam język ebook

Ratajczak Jagoda

3,9

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Dlaczego tak chętnie oceniamy to, jak inni mówią po angielsku? Skąd bierze się wstyd i strach przed mówieniem w języku obcym? Jaką rolę w tworzeniu naszej relacji z nowym językiem odgrywają system edukacji, nierealistyczne oczekiwania oraz inni ludzie? Czy perfekcjonizm pomaga czy przeszkadza w nauce języka obcego?

W swojej drugiej książce – opowieści z pogranicza popularnonaukowego eseju i reportażu – Jagoda Ratajczak przygląda się temu, jak standardy poprawnościowe potrafią zmienić się w narzędzia, które służą segregacji i dyskryminacji. Pokazuje też, jak sami postrzegamy wszelkie odstępstwa od języka przyjętego jako normę. I czy takowa w ogóle istnieje?

Autorka rozmawia z nauczycielkami, poliglotami, psycholożkami, wreszcie zwykłymi użytkownikami języka - w tym przedstawicielami pokolenia, które pamięta powszechne wprowadzenie języka angielskiego do szkół, z osobami z jąkaniem i migrantkami piszącymi nowy rozdział swojej językowej historii. Zagląda do dzieł słynnych fonetyków i lingwistek, cytuje badania, wertuje słowniki, nie zapomina jednak o codziennych doświadczeniach. Ostatecznie bowiem to praca w angielskiej kancelarii albo wyprawa po pomidory do polskiego rolnika mogą stać się prawdziwym językowym poligonem.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 315

Oceny
3,9 (23 oceny)
7
8
7
0
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
PatrycjaPastusiak

Całkiem niezła

Ciekawa książka, porusza ważne tematy
00
prbiernacki

Nie polecam

Znacznie gorsza od poprzedniej, a dwa ostatnie rozdziały (dot. jąkania i wojny w Ukrainie) kompletnie nie pasują do tematów poruszanych w poprzednich rozdziałach. Do tego mamy tu więcej anegdot niż naukowych badań, a wiele wywiadów z niektórymi osobami, jak np. rozmowa z mężczyzną, który chciał ponarzekać na nauczycielkę od rosyjskiego z dzieciństwa, nic nie wnosi do treści.
00
nieanda

Nie oderwiesz się od lektury

Niesamowita książka. Ratajczak zawsze zachwyca ilością researchu jaki robi i jak solidnie jest przygotowana. Również fakt że wszystko o czym mówi opiera się mocno na rozmowach z osobami których dane zagadnienie dotyczy i uzupełnia / zderza to z badaniami w temacie sprawia że książka jest przyjemna, emocjonująca ale też mocno edukacyjna.
00
AleksandraFlo

Całkiem niezła

Przez całą książkę miałam wrażenie, że autorka nie może się zdecydować czy to reportaż, czy opowieść, czy praca naukowa.
00
Mirinda08

Dobrze spędzony czas

Ciekawa i nieoczywista lektura, polecam!
00

Popularność




2.

Lin­gwi­cyzm.

Dla­cze­go wsty­dzi­my się błę­dów w ję­zy­ku (ob­cym)

Po­my­li­łam się. A w za­sa­dzie my­li­łam się przez do­bre pół go­dzi­ny. Sta­łam na sce­nie obok pre­le­gen­ta – pre­zy­den­ta mia­sta opo­wia­da­ją­ce­go o tym, jak bar­dzo pra­gnie wes­przeć oko­licz­ne wsie, tar­ta­ki, sa­dy i ja­kie na rzecz owych wsi, tar­ta­ków i sa­dów po­dej­mie dzia­ła­nia. Sta­łam na­prze­ciw za­słu­cha­nej pu­blicz­no­ści i tłu­ma­czy­łam na an­giel­ski. Wsie na vil­la­ges, tar­ta­ki na saw­mills. I sa­dy na, nie wie­dzieć cze­mu, ostri­ches. Kon­se­kwent­nie, raz za ra­zem. Z or­chard po­wstał ostrich – struś,za­gu­bio­ny i za­krę­co­ny ni­czym Struś Pę­dzi­wiatr w oszo­ło­mie­niu gna­ją­cy przez ko­lej­ne zda­nia, tak szyb­ko, że pu­blicz­ność, być mo­że zbyt skon­fun­do­wa­na, by re­ago­wać uśmiesz­ka­mi czy szme­rem za­sko­cze­nia, zda­wa­ła się ni­cze­go nie za­uwa­żać. Z po­wie­lo­nej au­to­ma­tycz­nie w co trze­cim zda­niu wpad­ki zda­ję so­bie spra­wę do­pie­ro po spo­tka­niu. Wra­cam sa­mo­cho­dem do do­mu, za­do­wo­lo­na z wła­sne­go wy­stę­pu, jed­ne­go z pierw­szych w ka­rie­rze tłu­macz­ki kon­fe­ren­cyj­nej. Na świa­tłach prze­glą­dam się w sa­mo­cho­do­wym lu­ster­ku i na­gle wi­dzę prze­ra­żo­ny wzrok Ko­jo­ta, któ­ry wła­śnie uświa­do­mił so­bie, że sie­dzi na la­sce dy­na­mi­tu od­pa­lo­nej przez pę­dzą­ce­go stru­sia spry­cia­rza. Nie dość, że Ko­jo­to­wi nie uda­ło się go zła­pać, to jesz­cze la­da chwi­la eks­plo­du­je z za­że­no­wa­nia i po­czu­cia za­wo­do­wej klę­ski. Bo­że. Ca­ły czas mó­wi­łam ostrich za­miast or­chard. Wszy­scy to sły­sze­li. Wstyd. A mo­że wi­dząc mo­ją po­ke­ro­wą twarz, sa­mi za­czę­li wąt­pić w to, czy „sad” to or­chard (a mo­że to rze­czy­wi­ście ostrich)? Czy ra­czej kul­tu­ra oso­bi­sta ka­za­ła słu­cha­czom nie re­ago­wać, a li­to­ści­wie wy­cze­ki­wać koń­ca te­go wy­stę­pu?

Od­dy­cham odro­bi­nę, ale tyl­ko odro­bi­nę, spo­koj­niej, gdy do­cie­ra do mnie, że mo­gło być du­żo go­rzej. Prze­cież to tyl­ko kwe­stia pod­mia­ny sło­wa. Tak na­praw­dę nie prze­je­cha­łam wal­cem nie­dbal­stwa ani po po­praw­no­ści gra­ma­tycz­nej, ani sty­li­stycz­nej, nie za­li­czy­łam też żad­nej wpad­ki fo­ne­tycz­nej. Osta­tecz­nie za błę­dy naj­czę­ściej uwa­ża­my od­stęp­stwa od stan­dar­du gra­ma­tycz­ne­go, sty­li­stycz­ne­go i fo­ne­tycz­ne­go, a w pi­śmie – or­to­gra­ficz­ne­go. Te­go in­ni tłu­ma­cze spe­cja­li­ści czy se­nio­rzy pro­fe­sji, go­to­wi po­słać w dia­bły każ­de­go po­cząt­ku­ją­ce­go, nie wy­ba­czy­li­by mi na pew­no. Zbyt czę­sto wi­dzę, jak na fo­rach po­świę­co­nych sztu­ce prze­kła­du i słu­żą­cych zdo­by­wa­niu zle­ceń gru­pach w me­diach spo­łecz­no­ścio­wych roz­szar­pu­ją oni swo­je ofia­ry – zwy­kle oso­by, któ­re re­kla­mu­ją wła­sne usłu­gi tłu­ma­cze­nio­we po­sta­mi na­pi­sa­ny­mi ko­śla­wą pol­sz­czy­zną czy z błę­da­mi. I choć po­dzie­lam nie­zgo­dę na to, by za ję­zy­ko­we po­ra­dy i usłu­gi pie­nią­dze bra­li ci, któ­rzy sa­mi wciąż mu­szą się jesz­cze wie­le na­uczyć, to zja­dli­wość tych ko­men­ta­rzy zdra­dza coś wię­cej niż chęć obro­ny za­wo­du przed upad­kiem.

Prze­ści­ga­ją­cy się w wy­ty­ka­niu cu­dzych błę­dów, za­rów­no ci zaj­mu­ją­cy się ję­zy­kiem za­wo­do­wo, jak i po­zo­sta­li, zda­ją się strzec pew­nej świę­to­ści. Kto zaś strze­że świę­to­ści, ten, w mnie­ma­niu wła­snym i in­nych, ma pra­wo czuć wyż­szość i sa­mo­za­do­wo­le­nie, nie­odzow­ne do te­go, by swo­bod­nie po­uczać in­nych. Po­ucza­nie ja­ko na­rzę­dzie dys­cy­pli­ny, tak­że w sfe­rze ję­zy­ka, in­sta­lu­je w je­go użyt­kow­ni­kach spe­cy­ficz­ne opro­gra­mo­wa­nie. Rzad­ko jed­nak uspraw­nia ono pra­cę sys­te­mu, przy­po­mi­na ra­czej wi­rus za­sie­wa­ją­cy w nas wąt­pli­wo­ści i wstyd. Z nich z ko­lei kieł­ku­ją po­tem my­śli, że od­stęp­stwa od ję­zy­ko­we­go ide­ału naj­le­piej od­po­ku­to­wy­wać w ciem­nej piw­ni­cy, a na pew­no nie od­zy­wać się czę­ściej, niż jest to bez­względ­nie ko­niecz­ne. Po ja­kimś cza­sie wstyd ustę­pu­je miej­sca re­flek­sji nad tym, dla­cze­go z ta­ką ner­wo­wo­ścią re­agu­je­my na wła­sne po­mył­ki. Czy to na­sze prze­ko­na­nia, czy ra­czej cu­dze, któ­rym uda­ło się za­stą­pić na­sze wła­sne? Skąd ten zna­ny prze­cież nie tyl­ko za­wo­do­wym tłu­ma­czom i fi­lo­lo­gom – lu­dziom, któ­rym pła­ci się mię­dzy in­ny­mi za ję­zy­ko­wą po­praw­ność – pa­nicz­ny wręcz strach, że po­peł­nio­ny błąd po­zba­wi nas sza­cun­ku, pod­wa­ży na­sze kom­pe­ten­cje, zro­bi z nas idio­tów? Od­po­wie­dzi na­le­ża­ło­by szu­kać nie tyl­ko w za­wi­ło­ściach ludz­kiej psy­chi­ki, ale i w szcze­gól­nym ro­dza­ju ide­olo­gii zwa­nej stan­dar­dy­zmem ję­zy­ko­wym.

Po­ję­cie stan­dar­dy­zmu ję­zy­ko­we­go wpro­wa­dzi­ła do ję­zy­ko­znaw­stwa pa­ra bry­tyj­skich so­cjo­lin­gwi­stów, Le­sley i Ja­mes Mil­roy­owie1. W świe­cie ję­zy­ko­znaw­stwa za­sły­nę­li pro­wa­dzo­ny­mi w la­tach sie­dem­dzie­sią­tych ba­da­nia­mi nad sie­cia­mi spo­łecz­ny­mi oraz zmien­no­ścią ję­zy­ko­wą w Bel­fa­ście, a tak­że bar­dzo traf­ny­mi i na­dal ak­tu­al­ny­mi re­flek­sja­mi na te­mat te­go, jak po­strze­ga­my ję­zy­ko­wy stan­dard i od­stęp­stwa od nie­go. W swo­jej pra­cy na­uko­wej zwró­ci­li uwa­gę na in­te­re­su­ją­cą dwo­istość fun­da­men­tu, na któ­rym wzno­si się stan­dar­dyzm ję­zy­ko­wy. Z jed­nej stro­ny opie­ra się on bo­wiem na prze­ko­na­niu, że ist­nie­je coś ta­kie­go jak po­praw­ność ję­zy­ko­wa, czy­li ze­staw, naj­czę­ściej wy­ide­ali­zo­wa­nych, pra­wi­deł rzą­dzą­cych ję­zy­kiem, z dru­giej zaś na wie­rze w ist­nie­nie je­go jed­nej, naj­bar­dziej po­żą­da­nej, lep­szej od in­nych od­mia­ny. To wła­śnie ta od­mia­na ma być stan­dar­dem – wer­sją ję­zy­ka, z któ­rą nie po­le­mi­zu­je­my w imię za­ło­że­nia, że po to two­rzy się nor­my, po to prze­strze­ga się umow­nych za­sad, by uła­twić so­bie ży­cie i uspraw­nić ko­mu­ni­ka­cję. Szla­chet­ność ta­kie­go za­ło­że­nia pod­szy­ta jest jed­nak nie­chę­cią do wszel­kich od­stępstw. You can’t sit with us! (Z na­mi nie sie­dzisz!) – tak w świe­cie stan­dar­dy­zmu ję­zy­ko­we­go zda­je się zwra­cać stan­dard do wszel­kich form od­ręb­nych, w tym wa­rian­tów ję­zy­ko­wych i dia­lek­tów. W jed­nej ław­ce wzo­ro­wi ucznio­wie – for­my usank­cjo­no­wa­ne przez ko­dy­fi­ku­ją­ce stan­dard au­to­ry­te­ty, za ni­mi, naj­pew­niej na sza­rym koń­cu kla­sy, ca­ła resz­ta, resz­ta w isto­cie współ­two­rzą­ca praw­dzi­wy ob­raz ję­zy­ko­wej zło­żo­no­ści i bo­gac­twa. I gdy­by rze­czy­wi­stość ję­zy­ko­wa fak­tycz­nie by­ła szkol­ną kla­są, to zja­wi­ska uzna­ne za przy­na­leż­ne do ję­zy­ko­we­go stan­dar­du by­ły­by gru­pą dzie­cia­ków wy­wo­dzą­cych się z bo­ga­tych, wy­kształ­co­nych ro­dzin, o zna­nych na­zwi­skach i ko­nek­sjach, dzię­ki któ­rym od­naj­dą się wszę­dzie, nie­mal ni­g­dy nie za­zna­jąc kpin ani od­rzu­ce­nia. Zda­niem nie­któ­rych stan­dard nie mu­si ni­cze­go udo­wad­niać, nie mu­si się ni­cze­go oba­wiać, na­wet je­śli je­go po­zy­cją pró­bu­ją za­chwiać przy­by­sze z re­gio­nal­nych wa­rian­tów ję­zy­ka, a cza­sem wręcz z ję­zy­ków ob­cych. I choć ich wpływ i sa­ma obec­ność w ję­zy­ku tak na­praw­dę wca­le nie „chwie­ją” stan­dar­dem, ale są na­tu­ral­ny­mi ele­men­ta­mi ży­we­go ję­zy­ka, bo­ga­te dzie­cia­ki od stan­dar­du ma­ją z tym wy­raź­ny pro­blem, któ­ry cza­sem prze­ra­dza się w agre­sję. Agre­sję miesz­czą­cą się w ra­mach pew­nej po­sta­wy wo­bec ję­zy­ka i dru­gie­go czło­wie­ka – lin­gwi­cy­zmu.

Lin­gwi­cyzm, po­dob­nie jak ra­sizm czy sek­sizm2, jest ro­dza­jem dys­kry­mi­na­cji i opre­sji. To zja­wi­sko, w któ­rym na­rzę­dzie dys­cy­pli­ny – po­ucza­nie, a tak­że ośmie­sza­nie – słu­ży pro­mo­wa­niu „ide­al­nej” od­mia­ny ję­zy­ka i ka­ra­niu za uży­wa­nie in­nych je­go wa­rian­tów3. Na czym ta ka­ra po­le­ga? Na tym, że in­te­li­gen­cja, sta­tus, wy­kształ­ce­nie czy na­wet stan zdro­wia da­nej oso­by oce­nia­ne są przez pry­zmat ję­zy­ka, ja­kim się po­słu­gu­je. Sta­nie na stra­ży „świę­to­ści” ję­zy­ko­we­go wzor­ca to jed­nak za­ję­cie, któ­rym pa­ra­ją się nie tyl­ko sa­mo­zwań­czy ka­pła­ni i ka­płan­ki Ko­ścio­ła Naj­święt­szej Po­praw­no­ści. O ile sek­sizm i ra­sizm co­raz czę­ściej spo­ty­ka­ją się z po­tę­pie­niem, o ty­le lin­gwi­cyzm nie bu­dzi po­wszech­ne­go spo­łecz­ne­go sprze­ci­wu. Ak­cep­tu­je się go, na­wet je­śli przy­bie­ra po­stać w isto­cie dość że­nu­ją­ce­go, sprzecz­ne­go z pod­sta­wo­wy­mi za­sa­da­mi kul­tu­ry oso­bi­stej, pu­blicz­ne­go po­pra­wia­nia cu­dzych błę­dów, w tym w in­ter­ne­cie. Przy czym, jak pi­sze Ka­ta­rzy­na Li­ber-Kwie­ciń­ska w swo­im ra­por­cie po­świę­co­nym mo­ty­wa­cji do po­pra­wia­nia cu­dzych błę­dów, „sa­mi użyt­kow­ni­cy ję­zy­ka nie są świa­do­mi wpły­wu ide­olo­gii ję­zy­ko­wych i ży­ją w prze­świad­cze­niu, że ich sto­su­nek do ję­zy­ka ma cha­rak­ter czy­sto lin­gwi­stycz­ny, a nie ide­olo­gicz­ny”4.

Co cie­ka­we, sta­nie na stra­ży po­praw­no­ści słu­ży cze­muś wię­cej niż te­mu, co do­strze­ga­my, wie­dze­ni spo­łecz­ną in­tu­icją, czy­li pod­wyż­sze­niu sa­mo­oce­ny, naj­czę­ściej kosz­tem po­pra­wia­ne­go. Dla po­pra­wia­ją­cych po­ucza­nie in­nych jest rów­nież wy­ra­zem dba­ło­ści o rze­czy­wi­ste do­bro, nie tyl­ko uro­je­niem ję­zy­ko­we­go pu­ry­sty. Do­wo­dzą te­go ba­da­nia prze­pro­wa­dzo­ne mię­dzy in­ny­mi w Pol­sce. Z od­po­wie­dzi uczest­ni­ków an­kie­ty prze­pro­wa­dzo­nej przez Li­ber-Kwie­ciń­ską, do­ty­czą­cej sto­sun­ku do błę­dów w ję­zy­ku pol­skim, wy­ni­ka, że po­peł­nia­nie oraz igno­ro­wa­nie błę­dów ję­zy­ko­wych jest we­dle po­pra­wia­ją­cych za­ma­chem na ję­zyk pol­ski, a w kon­se­kwen­cji na pol­skie dzie­dzic­two kul­tu­ro­we. „Nie mów mi tu o pa­trio­ty­zmie, jak nie po­tra­fisz pi­sać po­praw­nie po pol­sku” – oto zwy­cza­jo­wy szach-mat w wy­ko­na­niu pie­lę­gnu­ją­cych pol­sz­czy­znę in­ter­nau­tów, któ­rym przy­cho­dzi dys­ku­to­wać z de­kla­ru­ją­cy­mi pra­wi­co­wo-kon­ser­wa­tyw­ne po­glą­dy ad­wer­sa­rza­mi, któ­rym, jak ma­wia­ją, wszyst­ko, co pol­skie, jest dro­gie i mi­łe. Po­peł­niasz błę­dy we wła­snym ję­zy­ku, że­gnam. Mó­wisz o Pol­sce, pol­sz­czyź­nie, a nie po­tra­fisz się skład­nie wy­po­wie­dzieć, gar­dzę to­bą. Po­gar­dą za po­gar­dę – zda­niem czę­ści re­spon­den­tów błę­dy ję­zy­ko­we świad­czą o bra­ku sza­cun­ku dla roz­mów­cy i lek­ce­wa­że­niu war­to­ści, za ja­ką uwa­ża­ją po­praw­ną pol­sz­czy­znę. W ran­kin­gu przy­czyn, dla któ­rych re­spon­den­ci mie­li po­trze­bę zwra­ca­nia in­nym uwa­gi na błąd ję­zy­ko­wy, chęć za­ma­ni­fe­sto­wa­nia swo­jej wyż­szo­ści wo­bec roz­mów­cy oraz zło­śli­wość tyl­ko nie­znacz­nie ustę­pu­ją tro­sce o pol­sz­czy­znę5. Być mo­że tak­że dla­te­go, że do tro­ski o ję­zyk ła­twiej się przy­znać niż do ma­łost­ko­wej chę­ci do­ku­cze­nia roz­mów­cy. Od­bior­cy ta­kich ko­men­ta­rzy naj­czę­ściej zaś uwa­ża­ją, że słu­żą one po­ni­ża­niu; wspo­mi­na­ją też, że czę­sto przy­bie­ra­ją one po­stać ko­men­ta­rzy ad per­so­nam, nie­ma­ją­cych nic wspól­ne­go z te­ma­tem dys­ku­sji ja­ko ta­kim6.

„Wal­ka z za­ra­zą” i „pla­gą”, bo tak ob­ra­zo­wo okre­śla się wska­zy­wa­nie cu­dzych błę­dów, jest chęt­nie okla­ski­wa­na, zwłasz­cza gdy to­czy się w prze­strze­ni me­dial­nej. Kie­dy sły­ną­cy z nie­for­tun­nych wy­po­wie­dzi, bę­dą­cy czę­stym obiek­tem żar­tów, kon­ser­wa­tyw­ny po­li­tyk Ja­nusz Ko­wal­ski zo­stał „przy­ła­pa­ny” przez dzien­ni­kar­kę na uży­ciu wy­kpio­ne­go przez nią re­gio­na­li­zmu przy­gląd­nąć się, w in­ter­ne­cie wy­bu­chła eu­fo­ria. Do jej tłu­mie­nia dość szyb­ko przy­stą­pi­li ję­zy­ko­znaw­cy, zwra­ca­jąc uwa­gę, że uży­cie re­gio­na­li­zmu nie mu­si być uzna­wa­ne za błąd, a sa­mo wy­tknię­cie uży­cia for­my nie­stan­dar­do­wej nie jest ani uza­sad­nio­ne, ani kul­tu­ral­ne. In­ter­net w więk­szo­ści jed­nak roz­brzmiał za­chwy­tem nad, jak to uję­to, bez­kom­pro­mi­so­wo­ścią dzien­ni­kar­ki. Ta uzna­ła, że po­peł­nia­jąc błąd, Ko­wal­ski za­rów­no jej, jak i wro­go na­sta­wio­nej pu­blicz­no­ści, po­dał na ta­cy do­wód na to, że nie tyl­ko jest nie­kom­pe­tent­nym po­li­ty­kiem, ale i głup­cem. Roz­le­gły się okla­ski, lin­gwi­cyzm pod­la­no, aby rósł w si­łę, a lu­dziom ży­ło się… trud­niej.

Przy­pi­sy

2. Lin­gwi­cyzm. Dla­cze­go wsty­dzi­my się błę­dów w ję­zy­ku (ob­cym)

1 J. Mil­roy, L. Mil­roy, Au­tho­ri­ty in lan­gu­age. In­ve­sti­ga­ting Stan­dard En­glish, Lon­don: Ro­utled­ge, 2012.

2 E. Biel­ska, Teo­ria em­po­wer­ment, kry­tycz­na teo­ria ra­so­wa, la­ty­no­ska kry­tycz­na teo­ria ra­so­wa i teo­ria LGBT ja­ko od­po­wiedź na ry­zy­ko mar­gi­na­li­za­cji spo­łecz­nej, „Cho­wan­na” 2012, 1, 38, s. 133–142.

3 P. To­ma­szew­ski, E. Mo­roń, W po­szu­ki­wa­niu eklek­tycz­ne­go pa­ra­dyg­ma­tu edu­ka­cji głu­chych, „Stu­dia Edu­ka­cyj­ne” 2018, 49, s. 281–297.

4 J. Mil­roy, The ide­olo­gy of the stan­dard lan­gu­age, w: The Ro­utled­ge com­pa­nion to so­cio­lin­gu­istics, eds. C. Lla­mas, L. Mul­la­ny, P. Stoc­kwell, Lon­don: Ro­utled­ge Chap­man Hall, 2007, s. 133–139, w: K. Li­ber-Kwie­ciń­ska, Lin­gwi­cyzm, gra­ma­tycz­ny na­zizm i or­to­ter­ro­ryzm w sie­ci – ko­men­to­wa­nie błę­dów ję­zy­ko­wych w dys­ku­sjach in­ter­ne­to­wych, „Ję­zyk Pol­ski” 2022, 3, s. 108–127.

5 Ba­da­ni po­strze­ga­ją wy­ty­ka­nie błę­dów przede wszyst­kim ja­ko prze­jaw tro­ski o ję­zyk pol­ski (47,28%), ja­ko chęć za­ma­ni­fe­sto­wa­nia swo­jej wyż­szo­ści wo­bec roz­mów­cy (39%) oraz ja­ko zło­śli­wość ko­men­tu­ją­ce­go (38,24%), za: K. Li­ber-Kwie­ciń­ska, Lin­gwi­cyzm, gra­ma­tycz­ny na­zizm i or­to­ter­ro­ryzm w sie­ci – ko­men­to­wa­nie błę­dów ję­zy­ko­wych w dys­ku­sjach in­ter­ne­to­wych, „Ję­zyk Pol­ski” 2022, 3, s. 108–127.

6 Z ko­lei 32% ba­da­nych od­bie­ra ta­kie ko­men­ta­rze ja­ko chęć po­ni­że­nia roz­mów­cy, a zda­niem 28,16% wy­tknię­cie błę­du jest ar­gu­men­tem nie­me­ry­to­rycz­nym, ad per­so­nam. K. Li­ber-Kwie­ciń­ska, Lin­gwi­cyzm, gra­ma­tycz­ny na­zizm i or­to­ter­ro­ryzm w sie­ci – ko­men­to­wa­nie błę­dów ję­zy­ko­wych w dys­ku­sjach in­ter­ne­to­wych, „Ję­zyk Pol­ski” 2022, 3, s. 108–127.

Re­dak­cja: Ma­ja Gań­czar­czyk, Mał­go­rza­ta Szczu­rek

Opie­ka re­dak­cyj­na: Ewa Ślu­sar­czyk

Kon­sul­ta­cja me­ry­to­rycz­na: Ma­te­usz Adam­czyk

Ko­rek­ta: Alek­san­dra Klecz­ka, Ma­ciej Olek­sy

Współ­pra­ca re­dak­cyj­na: Fran­ci­szek Szcza­wiń­ski

Pro­jekt gra­ficz­ny: Prze­mek Dę­bow­ski

Kon­wer­sja do for­ma­tów EPUB i MO­BI: Mał­go­rza­ta Wi­dła

Co­py­ri­ght for the Text © by Ja­go­da Ra­taj­czak, 2023

Co­py­ri­ght for this Edi­tion © by Wy­daw­nic­two Ka­rak­ter, 2023

187. książ­ka wy­daw­nic­twa Ka­rak­ter

ISBN 978-83-67016-81-0

Wy­daw­nic­two Ka­rak­ter

ul. Gra­bow­skie­go 13/1, 31-126 Kra­ków

ka­rak­ter.pl

Za­pra­sza­my in­sty­tu­cje, or­ga­ni­za­cje oraz bi­blio­te­ki do skła­da­nia za­mó­wień hur­to­wych z atrak­cyj­ny­mi ra­ba­ta­mi.

Do­dat­ko­we in­for­ma­cje do­stęp­ne pod ad­re­sem sprze­daz@ka­rak­ter.pl oraz pod nu­me­rem te­le­fo­nu 511 630 317