Madame Blanche - Matwij Małgorzata - ebook

Madame Blanche ebook

Matwij Małgorzata

4,0

Opis

To, kim jesteś naprawdę, dostrzeżesz w oczach innego człowieka

45-letnia Anna czuje się kobietą pod wieloma względami spełnioną, a jednak coraz częściej towarzyszy jej myśl, że otacza ją emocjonalna próżnia. Odskocznią dla bezbarwnej codzienności są rozmowy, które prowadzi z poznanymi przez Internet mężczyznami. Kiedy los stawia na jej drodze Tomsy’ego, chłopaka z Wybrzeża Kości Słoniowej, Anna nie podejrzewa, że będzie to pierwszy impuls do zmiany poglądów i sposobu postrzegania siebie samej. Nigdy wcześniej bowiem kwestie rasizmu, imigrantów czy niesienia pomocy potrzebującym nie dotyczyły jej w tak bezpośredni sposób. By skonfrontować swoje wyobrażenia z rzeczywistością, kobieta postanawia ruszyć do Afryki. Ale wcześniej będzie musiała zmierzyć się z tkwiącymi od lat w jej głowie stereotypami…

– Dziękuję ci za pomoc. Dziękuję za wszystko, co dla mnie robisz. Jesteś wyjątkową kobietą. Zastanawiam się, co jest we mnie takiego, że ty chcesz mi pomagać.
– Nie wiem, nie potrafię ci tego wytłumaczyć. Jesteś dla mnie bardzo ważny, ale nie potrafię powiedzieć, dlaczego.
– Dlaczego jestem tak ważny? Ja, biedny Afrykańczyk, który nie pracuje i nie wie, co ma zrobić ze swoim życiem? Nie rozumiem, dlaczego jestem tak ważny dla twoich oczu? Często zastanawiam się i zadaję sobie to pytanie. Robię to za każdym razem, kiedy jestem sam, a nawet gdy jestem z innymi ludźmi. Cały czas zadaję sobie to pytanie, dlaczego mi pomagasz? Jestem nikim.
Anna czuła coś, czego nie można było wyjaśnić słowami. Ten ból gdzieś w głębi duszy, który towarzyszył jej od dawna, pustka i samotność pośród wielu ludzi, brakująca część… odnalazła to w tym chłopaku. To jednak trzeba czuć. Tego nie da się powiedzieć słowami.
Pytanie Tomsy pozostało bez odpowiedzi. [...]



Małgorzata Matwij

Urodziłam się w 1972 roku w Rzeszowie, tutaj też mieszkam i pracuję. Jestem dumną mamą czwórki wspaniałych dzieciaków. Ukończyłam pedagogikę na Uniwersytecie Rzeszowskim, pracuję jednak w zupełnie innym zawodzie. Od zawsze przelewałam swoje myśli na papier w nadziei, że kiedyś wydam książkę. Pierwszą próbą literacką było opowiadanie spisane w sześćdziesięciokartkowym zeszycie, które czytały koleżanki z licealnej ławy.
Wierzę, że każde spotkanie z drugim człowiekiem nie jest dziełem przypadku, a także w to, że życie to przygoda, której jesteśmy autorami. Mam jednak świadomość, że same chęci nie wystarczą, by osiągnąć wymarzony cel.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 243

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (2 oceny)
1
0
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
FascynacjaKsiazkami

Nie oderwiesz się od lektury

Historia warta przeczytania Polecam
00

Popularność




Wstęp

Nigdy nie uważałam się za rasistkę. Mam otwarty umysł i głęboko zakorzenioną chęć pomocy. Czy jednak na pewno? Przypadkowe poznanie młodego człowieka z drugiego końca świata rozpoczęło moją podróż wewnątrz siebie i doprowadziło do zadziwiających wniosków.

Jaka jestem naprawdę? Jakie są moje przekonania? Czy na pewno traktuję wszystkich równo i nie wywyższam się? Czy istnieje rasizm w wydaniu przeciętniej polskiej i uważającej się za tolerancyjną kobiety?

Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono – to znany cytat[1], który nie traci na ważności nie tylko w obliczu dokonywania wojennych wyborów, ale na każdym etapie życie, kiedy trzeba podejmować decyzje. A te niekoniecznie są trudne do zrealizowania.

Wszystko, jak się okazuje, wynika z dobrej woli. Zawsze jest wybór. Pytanie zasadnicze brzmi: co kieruje tym wyborem? Co skłania do „tak”, a co do „nie”? I choć życie ma wiele kolorów, które wzajemnie się uzupełniają, mieszają i tworzą niepowtarzalną barwę, skłonna jestem stwierdzić, że mimo tego bogactwa zazwyczaj wszystko sprowadza się do bieli i czerni, do tak albo nie.

Historia, którą chcę opowiedzieć i ubrać w fabułę, mówi o spotkaniu dwóch światów, dwóch rzeczywistości i przede wszystkim – dwojga ludzi. Jest próbą zrozumienia „innego”, ale również zrozumienia siebie.

Czasem interakcja z drugim człowiekiem inspiruje do wewnętrznej podróży, pozwala na przemyślenia i umożliwia spojrzenie na wiele spraw z innej perspektywy niż kulturowa czy regionalna.

Dla potrzeb opowiedzenia tej historii niektóre postacie i zdarzenia zostały wymyślone, ale czy wszystkie?

Prawda miesza się z literacką fikcją, a fikcja z prawdą zupełnie jak nasze wyobrażenia, gdy bywają nierealne i nijak się mają do rzeczywistości albo też odwrotnie.

Poglądów i przemyśleń głównej bohaterki nie uważam za osobiste, ale widzę je jako zbiór sposobów postrzegania niektórych problemów przez środowisko, w którym zostałam wychowana i w którym żyję. Nie należy doszukiwać się tutaj ogólnych tez, które miałyby dawać obraz całego polskiego społeczeństwa.

Czy ta historia mogła wydarzyć się naprawdę? Osądźcie sami. Czy miała takie zakończenie? Czy będzie ciąg dalszy?

Z tymi pytaniami pozostawiam Was, moi Czytelnicy, mając nadzieję, że za sprawą tej książki wyruszycie w podobn do mojej podróż – i to niezależnie od wieku, miejsca ani momentu, w którym się obecnie znajdujecie w swoim życiu.

Ta opowieść ma jeszcze jedną płaszczyznę, którą, mam nadzieję, dostrzeżecie. Rzecz o oszustwie, na które tak łatwo się dzisiaj natknąć czy stać się jego ofiarą. Gdzie zaczyna, a gdzie kończy się wiara w drugiego człowieka i naiwność, że jednak to, co mówi, jest prawdziwe? Czy nie jesteśmy ofiarami manipulacji i próby wyłudzenia? Czy, jeśli raz damy się oszukać, zawsze będziemy „dmuchać na zimne”? A może pomaganie innym to wyraz naiwności?

[1] Fragment wiersza Wisławy Szymborskiej pt. Minuta ciszy po Ludwice Wawrzyńskiej.

I

„Boże, nie wiem, jakie masz plany wobec mnie, nie wiem, dokąd zmierzam, ale proszę cię, aby to, co dzieje się teraz w moim życiu, przyniosło dobre owoce. Ofiaruję ci wszystkie moje sprzeczne uczucia, moje łzy, mój ból. Ty wiesz, w jaki sposób to wykorzystać. Tobie się zawierzam”. Jeszcze chwilę postała pod krzyżem, patrząc na zardzewiałą figurę Jezusa. W pewnej chwili zerwał się wyjątkowo ciepły wiatr i zza chmur wyjrzało słońce, które oświetliło krzyż i stojącą pod nim kobietę. Poczuła dziwny wewnętrzny spokój.

Odwróciła się i odeszła.

A Jezus, choć miał spuszczoną głowę, jakby patrzył z krzyża w ślad za nią.

***

Nieustannie kaszlała i coraz trudniej było jej złapać oddech. Płuca były coraz mniej wydolne i nie radziły sobie. Mocno zaawansowana astma, do tego długotrwałe przeziębienie, które przerodziło się w stan zapalny, brak środków na leczenie, bieda. Kolejny atak kaszlu niemal rozrywał jej płuca. Zsunęła się z łóżka i, zataczając się, poszła do kuchni, by napić się trochę wody. Nie miała sił.

Czuła na plecach oddech śmierci – nieprzyjemny i zimny. Miała zaledwie czterdzieści pięć lat. Syn, druga po mężu miłość jej życia, był prawie dorosły, ale potrzebował ich obojga. Młodemu człowiekowi bez wsparcia rodziny nie było łatwo, nie miał szans na wykształcenie ani zdobycie zawodu – skazany na biedę. Co z nim będzie, kiedy jej braknie? Czy mąż da sobie radę? – zastanawiała się ze smutkiem.

Sama nie bała się śmierci, ale, jak każdą matkę, również i ją ogarniał paniczny strach o jedynaka.

Znowu atak kaszlu. Zrobiło jej się ciemno przed oczami i poczuła, że traci przytomność.

– Boże, jeszcze nie teraz – szepnęła, nim zemdlała.

Kiedy otworzyła oczy, zobaczyła nad sobą twarz przerażonego syna. Jego piękne oczy były pełne łez i wydawały się przekrwione od płaczu. Chciała podnieść rękę, żeby go pogłaskać, ale ledwie mogła ruszyć dłonią, więc tylko odszukała jego dłoń i delikatnie uścisnęła.

– Nie płacz, wszystko będzie dobrze – szepnęła.

– Mamo, nie umieraj, proszę.

– Synu, śmierć jest tylko stanem przejściowym, wszyscy kiedyś umrzemy, ale pamiętaj, kiedy będę tam, po drugiej stronie, będę się tobą opiekować. Nie pozwolę, by coś ci się tutaj stało, nie będziesz sam.

Chłopak był przerażony, cały się trząsł, chociaż starał się ukryć to przed matką. Ona coraz częściej traciła przytomność, a jej ataki były coraz silniejsze. Nie mieli pieniędzy na lekarstwa ani na szpital. Tylko ojciec pracował.

– Bóg cię nie opuści, pamiętaj, mój synu. Zaufaj mu, módl się – szeptała matka.

Chłopak wziął Biblię obleczoną w czerwone sukno, z której bardzo często czytała mu psalmy.

– Otwórz mój psalm. Pomódlmy się – poprosiła.

Otworzył ten, który matka czytała najczęściej, i który niemal znał na pamięć. Zaczął czytać:

Wyzwoli bowiem wołającego biedaka i ubogiego, i bezbronnego.

Zmiłuje się nad nędzarzem i biedakiem i ocali życie ubogich:

uwolni ich życie od krzywdy i ucisku, a krew ich cenna będzie w jego oczach.

Przeto będzie żył i dadzą mu złoto z Saby, zawsze będą się modlić za niego,

nieustannie mu błogosławić[2].

Kiedy skończył czytać, matka odeszła. Odeszła na zawsze ze spokojnym wyrazem twarzy. Już nie chwytała łapczywie powietrza, już się nie dusiła. Zasnęła snem sprawiedliwej, zostawiając ból tego świata za sobą. Tylko jej sine palce zaciskały się jeszcze na dłoni syna, kontrastując z jej ciemną skórą.

„Pamiętaj, nie zostawię cię samego, zawsze będę się tobą opiekowała” – powtarzał sobie jej ostatnie słowa, a z jego oczu popłynęły łzy.

[2] PSALM 72 Królestwo Mesjasza.

II

Anna czuła, że przez jej życie przechodzi teraz totalne trzęsienie ziemi. Miała wrażenie, że stoi na zakręcie i za chwilę wydarzy się coś, co jej świat przewróci do góry nogami. W ostatnim czasie zaczęła analizować wszystkie swoje sukcesy i porażki, zastanawiała się, co udało jej się osiągnąć i w zderzeniu z rzeczywistością nie wyglądało to, według niej, najlepiej. Miała świadomość, że jest piękna i inteligentna, miała wielu przyjaciół i była ceniona w swoim środowisku. Wszystko zaplanowała i poukładała na kilka lat do przodu, realizowała się na wielu płaszczyznach, jednym słowem – prowadziła życie na poziomie, którego niejedna kobieta mogłaby jej pozazdrościć, a jednak… a jednak czuła pustkę, której nie mogła niczym wypełnić. Totalnie wypalona czterdziestka. No dobrze, ciut więcej, a dokładnie pięć. Potrzebowała iskry, która wznieci w niej pożar. Potrzebowała czegokolwiek, co zmotywuje ją do dalszego działania. Chyba bała się, że jeżeli osiądzie na laurach, to straci coś wyjątkowego i przestanie w pewien sposób „istnieć”.

Chwilami wydawało się jej, że jest jedyna w swoim rodzaju, zaraz potem dopadało ją zwątpienie i strach, że to, co myśli na swój temat, jest bardzo egoistyczne, więc odrzucała te refleksje i utwierdzała się w przekonaniu, że jest bardzo przeciętna.

Przecież takich kobiet jak ja są tysiące – myślała – jeśli nie miliony. Co takiego wyjątkowego jest we mnie, bym mogła mieć o sobie wysokie mniemanie? Mam wszystko, a kolejna niedziela upływa mi w samotności. Tyle planów, tyle możliwości do zrealizowania, a mimo to bezsensownie przełączam kanały w telewizji, szukając czegoś, co mnie wciągnie, zainteresuje…

Siedząc wygodnie w fotelu, Anna zniesmaczona wyłączyła telewizor. Jeden wielki polityczny bełkot i to tuż przed wyborami. Ciągle te same filmy krążące po wszystkich kanałach. Kabarety – tylko one jeszcze ją śmieszyły, zwłaszcza naprawdę dobre polityczne, obyczajowe teksty. Zawiesiła się na chwilę… A może by zacząć pisać książkę? Przecież zawsze o tym marzyłam – zastanawiała się. – Mam głowę pełną pomysłów, więc dlaczego tego nie robię? – ta myśl ją zelektryzowała, niemal wcisnęła w fotel, w którym siedziała. Jednak bardzo szybko przypomniała sobie o tym, jak bardzo brakuje jej konsekwencji. Ileż to razy siadała wieczorami przed komputerem z zamiarem pisania. Miała gotowy plan i tyle do powiedzenia, a w momencie próby przeniesienia tego na kartkę papieru, a raczej do pliku, przychodziła pustka. Doznawała amnezji… a może braku wiary we własne umiejętności i w to, że ktoś może zechcieć jej wysłuchać…? Tak bardzo bała się krytyki i tego, że zostanie uznana za głupią.

Koniec bajdurzenia. Zdecydowanym ruchem Anna wstała z fotela i siadła przed monitorem. Dzisiejszy świat stoi na głowie. Rozmowy z bliskimi zastąpił czat, władzę nad człowiekiem przejęły media społecznościowe. Spotkania, bliskie relacje zamieniły się w krótkie e-maile i jeszcze krótsze SMS-y. Czasem miała wrażenie, że nie może nadążyć za tą rzeczywistością. To, co za jej młodych lat obiegało świat drogą pantoflową, teraz płynie światłowodem, okrąża fanpage, zahacza o Twitter i kończy na portalach społecznościowych.

Nie ma rady, należy się przystosować – myślała często. Nie masz konta na którymkolwiek portalu – nie żyjesz. Uśmiechnęła się znacząco. Na szczęście ona żyła i to dosyć intensywnie. Pilnowała, żeby nie podawać o sobie zbyt dużo informacji, a jednak jej internetowe życie towarzyskie kwitło. Widziała, co się dzieje u przyjaciół oraz u bliższej i dalszej rodziny. Miała wielu znajomych, którzy tak naprawdę nie byli prawdziwymi znajomymi, bo jak można tak nazwać kogoś, kogo nigdy się nie spotkało osobiście?

Zalogowała się na Facebooku, żeby zobaczyć, co słychać w świecie. Miała cichą nadzieję, że dozna olśnienia albo znajdzie jakąś inspirację na spędzenie wolnego dnia. Uwielbiała godzinami rozmawiać na portalach społecznościowych. Na randkowe nie wchodziła. Bała się, że trafi na jakiegoś napalonego zboka. Bardziej ceniła sobie relacje na żywo, kiedy mogła zobaczyć uśmiech, gest. Tyle tylko, że nie miała ochoty nigdzie wychodzić sama. Większość przyjaciół pozakładała rodziny, a jak życie rodzinne wyglądało… nie trzeba długo tłumaczyć. Tymczasem priorytety znajomych zmieniły się o sto osiemdziesiąt stopni i, choć bardzo lubiła dzieci, miała już serdecznie dość ciągłych rozmów o nieprzespanych nocach albo problemach w szkole, z którymi borykały się jej koleżanki. No cóż, miała takie prawo. Jakoś nie wyobrażała sobie siebie w roli matki.

Wystarczająco dobrze zaspokajała swoje potrzeby, wędrując pomiędzy domami rodzeństwa, gdzie była uwielbiana jako cioteczka. Nie narzekała więc, mimo że od czasu do czasu budziły się w niej mocno podejrzane instynkty macierzyńskie. Obecny stan cywilny miał dużo zalet. Mogła robić, co chciała i kiedy chciała, bez oglądania się na opinię partnera.

***

Siedziały z Justyną w restauracji, popijając wino i obgadując facetów. Żadna z nich nie miała szczęścia do trwałych związków. Obie zastanawiały się, czy może były zbyt wymagające albo zbyt niezależne, a mężczyźni woleli raczej niezaradne księżniczki, przy których mogli się wykazać i ich męska duma rosła w siłę.

Nie pasowały do wzorca niezaradnej panienki i chyba to było powodem, że panowie, choć bardzo chcieli przebywać w ich towarzystwie, nie palili się do nawiązania głębszych relacji.

Różniły się od siebie. Anna kochała podróżować, Justyna była bardziej domatorką. Obie jednak potrafiły patrzeć nieco szerzej na świat i na ludzkie emocje.

Anna kochała eksperymenty, nowe sytuacje, zdarzenia, i mimo że w pewnym sensie przyzwyczaiła się do swojej samotności, ciężko jej było to wszystko realizować w pojedynkę. Justyna musiała mieć wszystko zaplanowane od A do Z. Była skrupulatna i bardzo trzeźwo patrzyła na życie i różne sytuacje. Stanowiło to swoistą przeciwwagę dla Anny, która potrafiła pod wpływem chwili zrobić coś szalonego, jak wtedy, gdy w licealnych czasach pojechały na wiejską potańcówkę. Niestety musiały wracać pieszo, a do domu znajomej koleżanki było ponad pięć kilometrów. W pewnym momencie zatrzymał się samochód, w którym siedzieli starsi chłopcy i zaproponowali podwiezienie. Anna w pierwszym odruchu pociągnęła Justynę za sobą gotowa wsiąść, by ulżyć swoim obolałym nogom, ale Justyna zdecydowanie ją powstrzymała. Do tej pory Anna zastanawia się, jak mogłaby się skończyć owa podwózka, gdyby nie rozwaga Justyny.

– Poznałam kogoś – powiedziała nagle Anna, patrząc w przestrzeń.

– To dobrze – zainteresowała się Justyna i czekała na ciąg dalszy.

– Przez Internet.

– Okej… bez komentarza.

– Straszny dupek, ale nie przeszkadza mi to, bo dobrze się bawię.

– Nie wolisz relacji na żywo?

– Dobrze wiesz, że na żywo to mam kogoś na oku, ale ja mu się nisko kłaniała nie będę. Trzeba przestrzegać jakichś zasad.

Justyna doskonale wiedziała, kogo przyjaciółka ma na myśli.

– To po co ci internetowa znajomość?

– Nie szukałam go, sam mnie znalazł, ale to naciągacz. Udaje kogoś, kim nie jest, więc tylko czekam, kiedy zacznie próbować wyciągnąć ode mnie kasę.

Justyna popatrzyła na Annę i nie wiedziała, co ma myśleć.

– Po co ci taka znajomość? Nie bardzo rozumiem – ponownie zapytała.

– Świetna zabawa psychologiczna. Jemu się wydaje, że ja nic nie wiem, a ja udaję, że się nie domyślam.

– Nie boisz się, że wpadniesz we własne sidła? Jesteś romantyczką, co prawda mocno stąpającą po ziemi, ale… ja bym na twoim miejscu uważała.

– Wiem, ale zawsze można kontakt zablokować. – Anna chyba nie do końca zrozumiała sugestię koleżanki. – Kiedy zacznę się za bardzo angażować w którąkolwiek stronę, wycofam się. Wiesz… intryguje mnie mechanizm wyłudzeń przez Internet. Że też są głupie i naiwne baby, które dają się zmanipulować. Przecież nie można ufać komuś, kogo nie można dotknąć.

– Myślę, że mechanizm psychologicznego uzależnienia ma tutaj duże znaczenie. Odnajdujesz jakieś wewnętrzne braki u siebie i… finito! Nawet się nie spostrzeżesz, a leżysz i kwiczysz, by potem lizać rany. Dobrze, jeśli to tylko serce i duma ucierpią. Gorzej, jak zostajesz z długami… To kim jest ten przystojniak? – Justyna próbowała wyciągnąć od koleżanki coś więcej. Bała się o nią, wiedząc, jak bardzo potrafi być impulsywna. Znała ją na tyle dobrze, że miała uzasadnione obawy, że może stać się ową „głupią babą”. Oczywiście Anna była pewna siebie. Nie chodziło jednak o jej naiwność, bo do takich przyjaciółka nie należała, ale Justyna wiedziała, że jest bardzo samotna i że bardzo potrzebuje bliskości, której nie zastąpi żadna koleżanka.

Anna tajemniczo uśmiechnęła się.

– Wierząc zdjęciu i temu, co mówi, to Francuz pochodzenia hiszpańskiego, to znaczy musi mieć coś wspólnego z Hiszpanami albo Turkami.

– A twoje przeczucia co mówią?

– Nie wiem, ale się dowiem. Myślę, że to ktoś ze Stanów Zjednoczonych, tam wszystko są w stanie wymyśleć. Nie dał mi jeszcze numeru telefonu, więc nie mogę potwierdzić kierunku świata.

– A jeżeli to nie jest oszust? – Justyna znacząco uśmiechnęła się. Chyba jej koleżanka mimo wszystko miała chrapkę na jakiś mały romansik. Nie znaczyło to, że pochwala tak nawiązaną znajomość, ale to było życie Anny, a nie jej.

– To będę mocno zdziwiona – roześmiała się kobieta.

III

Dalsza część dostępna w wersji pełnej

Spis treści:

Okładka
Karta tytułowa
Wstęp
Rozdział I
Rozdział II
Rozdział III
Rozdział IV
Rozdział V
Rozdział VI
Rozdział VII
Rozdział VIII
Rozdział IX
Rozdział X
Rozdział XI
Rozdział XII
Rozdział XIII
Rozdział XIV
Rozdział XV
Rozdział XVI
Rozdział XVIII
Rozdział XIX
Rozdział XX
Rozdział XXI
Rozdział XXII

Madame Blanche

Wydanie pierwsze

ISBN: 978-83-8219-612-2

© Małgorzata Matwij i Wydawnictwo Novae Res 2021

Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt

jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu

wymaga pisemnej zgody wydawnictwa Novae Res.

Redakcja: Kamila Recław

Korekta: Emilia Kapłan

Okładka: Izabela Surdykowska-Jurek

Wydawnictwo Novae Res należy do grupy wydawniczej Zaczytani.

ul. Świętojańska 9/4, 81-368 Gdynia

tel.: 58 716 78 59, e-mail: [email protected]

http://novaeres.pl

Publikacja dostępna jest w księgarni internetowej zaczytani.pl.

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotowała Katarzyna Rek