Mądra głowa zna przysłowia - Renata Piątkowska - ebook + audiobook + książka

Mądra głowa zna przysłowia ebook i audiobook

Renata Piątkowska

4,7

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Wesołe opowiadania o sytuacjach z życia wziętych, które można zilustrować przysłowiem lub związkiem frazeologicznym o przenośnym znaczeniu. Dużo dobrej zabawy, a przy okazji sporo wiedzy! Czy wiesz, co to znaczy „przebierać jak w ulęgałkach” lub „wyświadczyć komuś niedźwiedzią przysługę” i dlaczego tak się mówi w pewnych sytuacjach? A dlaczego strach ma wielkie oczy? Czy naprawdę gdzie kucharek sześć, tam nie ma co jeść? I co wspólnego mają żarty z solą, a książki z oknami, a tym bardziej słowo z kobyłką?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 61

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 1 godz. 35 min

Oceny
4,7 (151 ocen)
126
9
10
1
5
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Nindzudzitsu

Nie oderwiesz się od lektury

super
00
cooltom

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam
00

Popularność




Copyright © Renata Piątkowska

Copyright © Wydawnictwo BIS 2012

ISBN 978-83-7551-353-0

Wydawnictwo BIS

ul. Lędzka 44a

01-446 Warszawa

Tel. (22) 877-27-05, fax (22) 837-10-84

e-mail: [email protected]

www.wydawnictwobis.com.pl

Skład wersji elektronicznej: Tomasz Szymański

konwersja.virtualo.pl

Magda przytrzymywała naleśniki widelcem i ostrożnie kroiła je nożem. Trzeba przyznać, że choć była jeszcze niezbyt dużą Madzią, całkiem nieźle jej szło. Pilnowała, by nie pobrudzić się dżemem, który zdradziecko wypływał z naleśników, i żeby nie poplamić obrusu kompotem. Nagle rzuciła widelec i odskoczyła od stołu z piskiem.

– Fuj, mucha! Wielka! Okropna! – wrzasnęła.

– Mucha? Mucha w naleśniku? – zdziwiła się mama i zajrzała na talerz Madzi.

To, co tam zobaczyła, każdemu mogło odebrać apetyt. Pod naleśnikiem czaiła się czarna mucha. Była podejrzanie duża, miała sztywne, plastikowe skrzydełka i patrzyła na mamę szklanym okiem. Z bliska było widać, że jest sztuczna, ale z pewnej odległości wyglądała jak prawdziwa i Madzia dała się nabrać. O to właśnie chodziło Szymkowi. Siedział przy stole uśmiechnięty od ucha do ucha i nic sobie nie robił z tego, że Magda się obraziła i pokazała mu język. Oczywiście musiał obiecać mamie, że nie będzie więcej straszył siostry i że w ogóle będzie grzeczny i da sobie spokój z żartami. I nie chodziło tu tylko o te niedojedzone naleśniki. Mama miała na myśli też to, co Szymek zrobił niedawno w autobusie. Od czasu tego zdarzenia mama dwa razy obejrzy krzesło, zanim usiądzie, i do dziś żałuje, że wtedy w autobusie nie przyszło jej to do głowy. Ale trudno się dziwić – była zmęczona, dźwigała dwie ciężkie torby z zakupami i z trudem utrzymywała równowagę. Zwłaszcza na zakrętach, gdy wszyscy pasażerowie napierali na siebie i przechylali się raz w jedną, raz w drugą stronę. Wtedy jakiś uprzejmy pan, który miał miejsce siedzące, wstał i ustąpił je mamie. Podziękowała i właśnie miała usiąść, gdy Szymek jednym szybkim ruchem położył na plastikowym krzesełku małą czarną poduszeczkę. To był ostatnio jego największy skarb. Na pierwszy rzut oka ta poduszeczka wydawała się całkiem zwyczajna, ale gdy się na niej usiadło, rozlegał się taki specyficzny dźwięk. Coś jakby stado słoni puściło serię przeokropnych bąków. Mama w ogóle nie zauważyła, na co siada, ale gdy już opadła na miejsce, autobusem wstrząsnęły bąki o niespotykanej sile. Nie było ani jednej osoby, która nie spojrzałaby na mamę ze zdziwieniem i oburzeniem. Niektórzy kręcili tylko głowami, a ci, co stali bliżej, mówili:

– O fuj – i mimo tłoku starali się odsunąć jak najdalej. Mama czerwona jak rzodkiewka próbowała się tłumaczyć:

– Ale ja nie. To znaczy, to nie ja…

Potem poderwała się na równe nogi, Szymek złapał poduszeczkę i wysiedli na najbliższym przystanku. Chłopiec nie miał wątpliwości, że to był bardzo dobry żart, i obiecał sobie, że jeszcze nie raz wykorzysta swoją czarną, czarodziejską poduszkę.

Z czasem figle Szymka nikogo już nie dziwiły, może dlatego, że rodzice do nich przywykli, a może dlatego, że mieli poczucie humoru. W końcu jednak Szymek przesadził i było tak, jak w tym przysłowiu: Z żartami jak z solą, nie przesadź, bo zabolą. Zabolało Madzię. Zaczęło się od tego, że poskarżyła się bratu: