Opowiadania do chichotania - Renata Piątkowska - ebook + książka

Opowiadania do chichotania ebook

Renata Piątkowska

4,9

Opis

Długo oczekiwana kolejna część przygód Tomka. Jak zwykle zabawne i pełne wdzięku opowiadania o codziennych sprawach , które widziane oczyma przedszkolaka nabierają nieoczekiwanych kolorów. Zakładanie butów, wyprawa na basen czy gra w piłkę bywają niezwykle emocjonujące, a rozważania o tym, co śni się psu, a co tacie, i jak ukryć słodycze przed kolegą łakomczuchem albo plamę na obrusie przed wzrokiem babci, prowadzą do wielu zabawnych sytuacji. Dla dzieci w wieku 3-7 lat. Inne przygody Tomka przedszkolaka poznasz czytając “Opowiadania z piaskownicy”, “Piegowate opowiadania”, “Opowiadania dla przedszkolaków”

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 49

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,9 (30 ocen)
27
2
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Monia0106

Nie oderwiesz się od lektury

świetna książka !
00
Markiz89

Nie oderwiesz się od lektury

Emilce nieziemsko się podobało i było bardzo śmiesznie. pozdrawiamy
00

Popularność




Projekt okładki i ilustracje: Iwona Cała

Copyright © Renata Piątkowska

Copyright © Wydawnictwo BIS 2018

ISBN 978-83-7551-609-8

Wydawnictwo BIS

ul. Lędzka 44a

01-446 Warszawa

tel. 22-877-27-05, 22-877-40-33

e-mail: [email protected]

www.wydawnictwobis.com.pl

Skład wersji elektronicznej: Marcin Kapusta

konwersja.virtualo.pl

Jak ja nie lubię, kiedy oczy naszej pani zamieniają się w dwie szparki, a dziurki w nosie robią się duże i okrągłe. To znak, że nasza pani się denerwuje. Jakby tego było mało, kiedy się złości, głośno oddycha i zmienia kolor na czerwony. Tak właśnie było wczoraj. Rano pani wyglądała jeszcze całkiem zwyczajnie, ale potem zobaczyła, że siedzę w szatni i nie radzę sobie z włożeniem butów.

– Tomek, co z tobą? – spytała. – Wszystkie dzieci są już ubrane i zaraz wyjdą do ogródka lepić bałwana.

– Ja też już jestem prawie gotowy. Tylko za nic nie mogę włożyć butów – poskarżyłem się.

Pani przykucnęła obok. Złapała za cholewki moich ciepłych, zimowych butów i zaczęła ciągnąć z całych sił. Namęczyła się przy tym, zasapała, ale w końcu zawołała:

– No, weszły!

Niby weszły, ale wyglądały jakoś dziwnie. Ja pierwszy wpadłem na to, co jest z nimi nie tak.

– Mam prawy but na lewej nodze, a lewy na prawej – powiedziałem. – Okropnie mi niewygodnie i nie mogę ruszać palcami – dodałem.

Pani spojrzała na moje nogi.

– Rzeczywiście. Włożyliśmy je odwrotnie – przyznała. – Musimy zdjąć – westchnęła.

Łatwiej było powiedzieć, niż zrobić. Pani przysiadła na podłodze i próbowała wyjąć mi stopę z buta. Ciągnęła zawzięcie, a ja kurczowo trzymałem się ławeczki. Myślałem, że urwie mi nogę. Ale jakoś poszło, najpierw z lewym, a później z prawym butem.

– Uff, udało się – sapnęła pani, a ja poczułem, że znowu mogę ruszać palcami i nic mnie nie gniecie.

Potem pani dwa razy się upewniła, czy wkładamy prawy but na prawą nogę, a lewy na lewą, i zaczęło się wpychanie. Pomagałem, jak mogłem, wykręcałem nogi na wszystkie strony, a pięta i tak ciągle grzęzła mi w cholewce. Mniej więcej po dziesięciu minutach pani zaczęła wciągać powietrze ustami i zrobiła się cała czerwona.

– Pchaj, Tomek, pchaj – powtarzała w kółko, tarmosząc cholewki.

A ja pchałem, ile wlezie, choć czułem, że podwijają mi się skarpetki. Trochę to trwało, ale w końcu znowu miałem buty na nogach. Pani wstała, odetchnęła z ulgą i otrzepała sobie spódnicę. Właśnie chciała coś powiedzieć, lecz byłem szybszy:

– Ale to nie są moje buciki – wyznałem.

Nasza pani na chwilę przestała się ruszać. Patrzyła na mnie, a jej oczy zwęziły się i wyglądały jak szparki. Zastanawiałem się, czy ona w ogóle mnie widzi. Za to dziurki w nosie zrobiły się duże i okrągłe. Śmiało zmieściłyby się w nich dwa całkiem spore kasztany. W końcu powiedziała coś do siebie, ale tak cicho, że nie dosłyszałem co. Znowu przykucnęła na podłodze, złapała za buty i ciągnęła z całych sił. I choć robiła to już po raz drugi, szło jej tak samo ciężko jak za pierwszym razem. Wreszcie nogi wyskoczyły mi z butów i pani o mało nie fiknęła kozła. Kiedy się pozbierała i stała nade mną, dysząc, postanowiłem jej wszystko dokładnie wyjaśnić:

– To nie są moje buty, tylko mojego kuzyna, ale mama kazała mi je nosić.

– I to w nich przyszedłeś dzisiaj do przedszkola? – upewniła się pani.

– No pewnie! Są bardzo fajne! Mają kolorowe paski i futerko w środku. Całą zimę będę w nich chodził – zapewniłem.

Nasza pani odczekała, aż przestaną jej się trząść ręce, a potem – nie wiem po co – policzyła do dziesięciu.

– To co, zakładamy? – zapytałem wesoło, patrząc na moje fajne buty w paski.

– Pchaj – poleciła i pociągnęła mocno za cholewki.

Mocowała się z nimi dłuższą chwilę, sapiąc i postękując. Wreszcie odgarnęła włosy z czoła i stwierdziła z ulgą: