9,90 zł
Jedna z najsłynniejszych sztuk Williama Szekspira, charakteryzuje się niezwykłą wyobraźnia i teatralną widowiskowością oraz nowatorskimi jak na swoje czasy rozwiązaniami formalnymi. Osią utworu jest zbrodniczy czyn tytułowego bohatera, który uruchamia tkwiące w nim pokłady zła i doprowadza do samozniszczenia. „Makbet” to wirtuozowskie i ponadczasowe studium zbrodni, ambicji i strachu przeradzające się w analizę demonicznej strony ludzkiej natury.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 83
DUNKAN – król szkocki
MALKOLM i DONALBEIN – synowie Duncana
MAKBET i BANKO – wodzowie
MAKDUF, LENNOX, ROSSE, MENTEITH, ANGUS, CAITHNESS – panowie szkoccy
FLEANCE – syn Banka
SIWARD – hrabia Northumberland, dowódca wojsk angielskich
MŁODY SIWARD – jego syn
SEJTON – oficer pod rozkazami Makbeta
CHŁOPIEC – syn Makdufa
LEKARZ ANGIELSKI
LEKARZ SZKOCKI
ŻOŁNIERZ
ODŹWIERNY
STARZEC
LADY MAKBET
LADY MAKDUF
DAMA – na usługach Lady Makbet
HEKATE i TRZY CZAROWNICE
Lordowie, panowie, dowódcy wojsk, żołnierze, zbójcy, słudzy i gońcy. Duch Banka i wiele innych zjawisk.
Rzecz dzieje się przy końcu czwartego aktu w Anglii, przez wszystkie inne – w Szkocji.
Pusta okolica. Grzmoty i błyskawice. Wchodzą TRZY CZAROWNICE.
PIERWSZA CZAROWNICA
Rychłoż się zejdziem znów przy blasku
Błyskawic i piorunów trzasku?
DRUGA CZAROWNICA
Gdy bitwa owdzie wrząca
Dociągnie się do końca.
TRZECIA CZAROWNICA
Więc przed zachodem słońca.
PIERWSZA CZAROWNICA
Gdzież schadzka?
DRUGA CZAROWNICA
Jak ten chrust
Na wrzosach.
TRZECIA CZAROWNICA
Tam Makbet z naszych ust
Dowie się o swych losach.
PIERWSZA CZAROWNICA
Słyszę głos arcywiedźmy.
WSZYSTKIE TRZY
Ropucha skrzeczy. Jedźmy!
Szpetność upięknia, piękność szpeci;
Nuże przez mgły i par zamieci!
Znikają.
Obóz pod Forres. Wojenna wrzawa za sceną. Król DUNKAN, MALKOLM, DONALBEIN, LENNOX z orszakiem wchodzą i spotykają rannego ŻOŁNIERZA.
DUNKAN
Cóż to za człowiek krwią zbroczony?
Wnosząc z jego ran,
Będzie on mógł nam udzielić
Najświeższą wieść o bitwie.
MALKOLM
Jest to mężny
Wojownik, panie, którego odwadze
Winienem wolność. Witaj, przyjacielu!
Powiedz królowi, jaki był los bitwy,
Kiedyś jej pole opuszczał.
ŻOŁNIERZ
Wątpliwy,
Jak los dwóch burzą miotanych pływaków.
Którzy o siebie zwarci wysilają
Całą swą sztukę. Okrutny Makdonwald
(Godzien haniebnej nazwy buntownika,
Bo go natura mnóstwem wszelkich złości
Uposażyła), wsparty posiłkami
Kemów z zachodnich wysp i galloglasów.
Brał już nad nami górę i fortuna,
Jak nierządnica, zdała się uśmiechać
Przeklętej jego sprawie: gdy wtem Makbet,
Dzielny nasz Makbet, gardząc szalą szczęścia,
Mieczem, dymiącym się krwią jak kadzidłem,
Torując sobie drogę wśród zastępów,
Przedarł się aż do zdrajcy i dopóty
Nieubłagane zadawał mu cięcia,
Aż go rozrąbał od czaszki do szczęki
I głowę jego zatknął u blank naszych.
DUNKAN
O zacny mężu, waleczny Makbecie!
ŻOŁNIERZ
Jak gdy ze wschodu, skąd słońce zabłysło,
Wypada burza brzemienna gromami,
Tak z radosnego nam przed chwilą źródła
Wynikła nagle bieda. Uważ, królu:
Zaledwie słuszność, uzbrojona męstwem,
Zmusiła nędznych kemów do ucieczki.
Aliści szczęścia próbując na nowo,
Wzmocniony świeżym ludem i rynsztunkiem,
Natarł norweski władca.
DUNKAN
Nie strwożyłoż
To naszych wodzów, Makbeta i Banka?
ŻOŁNIERZ
Jak wróble orła albo lwa zające.
Zaprawdę, zdało się, że to dwa działa
Podwójnie ostrym ładunkiem nabite.
Z tak podwojoną uderzyli siłą
Na nieprzyjaciół. Czy chcieli się skąpać
W gorących ranach, czy też upamiętnić
Drugą Golgotę, tego już nie umiem
Powiedzieć. Siły już mnie opuszczają
I rany moje wzywają pomocy.
DUNKAN
Zdobią cię one tak samo jak wieści,
Które przyniosłeś: jak jedne, tak drugie
Tchną chwałą. Niech go opatrzą lekarze.
ŻOŁNIERZ wsparty na ramieniu dwóch innych wychodzi. Wchodzi Rosse.
Któż się to zbliża?
MALKOLM
Szlachetny tan Rosse.
LENNOX
Skwapliwy pośpiech widać w jego oczach.
Kto tak wygląda, ten bywa zwiastunem
Niezwykłych rzeczy.
ROSSE
Niech Bóg chroni króla!
DUNKAN
Witaj, szlachetny tanie! skąd przybywasz?
ROSSE
Z Fajf, miłościwy królu, gdzie norweski
Sztandar przed naszym pochylony wieje
I chłodzi nasze wojska. Dumny Norweg,
Sam przez się silny, a do tego jeszcze
Wsparty przez tego nikczemnego zdrajcę
Tana Kawdoru, srogi bój rozpoczął –
Gdy wtem Bellony szczęsny oblubieniec,
Makbet, okryty zbroją, jako skała
Stanął przeciwko niemu i samowtór
Ramię z ramieniem, ostrze z ostrzem starłszy,
Ukrócił hardy jego umysł: słowem,
Zwycięstwo przy nas.
DUNKAN
Szczęsny dniu!
ROSSE
Król Sweno
Prosi o pokój i nie wprzód mu wolno
Pogrzebać ludzi poległych w tej bitwie,
Aż nam do skarbca na wyspie Sankt Kolmes
Dziesięć tysięcy dolarów wypłaci.
DUNKAN
Nie będzie mi już bruździł ten tan Kawdor;
Już zdradom jego naznaczona meta.
Idź mu śmierć obwieść, tanie, i Makbeta
Powitaj jego mianem.
ROSSE
Śpieszę panie.
DUNKAN
Co on utracił, to Makbet dostanie.
Dzika okolica. Grzmi. Wchodzą TRZY CZAROWNICE.
PIERWSZA CZAROWNICA
Gdzieś była, siostro?
DRUGA CZAROWNICA
Wieprzem rżnęła.
TRZECIA CZAROWNICA
A ty gdzie? Opisz swoje dzieła.
PIERWSZA CZAROWNICA
Żona jednego kupca wełny
Kasztanów miała rańtuch pełny
I złote łuszczyła z nich jądro.
„Daj mi je”, rzekłam, a ta kukła
Ze wzgardą na mnie fukła:
„Precz, stary czopie, precz, ty flądro!”
Poczekaj no, pomyślałam, ptaszku,
Pokażę ja ci, czym ja czop!
Mąż jej popłynął do Damaszku,
Na sicie śmignę za nim w trop
I w spodzie okrętu skurczona
Przycupnę jak szczur bez ogona;
Za babę odpowie mi chłop.
DRUGA CZAROWNICA
Mój wiatr ci dam.
TRZECIA CZAROWNICA
I ja mój dam.
PIERWSZA CZAROWNICA
Dziękuję wam.
W mocy mej wszystkie inne mam;
Wszystkie porty, gdzie szaleją,
I przeciągi, kędy wieją
Zmienną róży swej koleją;
Kłuć go będę, szczypać, dręczyć,
Cherlać musi i kawęczyć;
Snu nie znajdzie w noc i we dnie.
Przez dni siedm, siedm razy siedm
Pastwą będzie wrażych wiedm;
A jeżeli z burz nawały
Okręt jego ma wyjść cały,
Trzeba, by go wichrów szały
Tęgo pierwej skołatały.
Patrzcie, co to ja mam.
DRUGA CZAROWNICA
Pokaż nam.
Jakiś skóry kawalec.
PIERWSZA CZAROWNICA
Sternika to jest palec,
Którego orkan mój pomacał,
Kiedy do domu wracał.
TRZECIA CZAROWNICA
Trąba brzmi, puzon dmie:
Makbet, Makbet zbliża się.
WSZYSTKIE TRZY
Dalej, dalej, siostry wiedźmy,
Czarodziejski krąg zawiedźmy
Ot tak, ot tak, ot tak;
Trzykroć tak i trzykroć wspak,
Trzykroć jeszcze do dziewięciu:
Pst! – już po zaklęciu.
Wchodzą MAKBET i BANKO.
MAKBET
Tak ponurego dnia i tak pięknego,
Jak żyję, nigdy jeszcze nie widziałem.
BANKO
Dalekoż jeszcze Forres? Ale któż są
Te tam postacie wywiędłe i szpetne?
Nie zdają się mieć nic wspólnego z ziemią,
Są jednak: na niej. Żyweż wy jesteście?
Zdolne na ludzką mowę odpowiedzieć?
Zdawałoby się, że mnie rozumiecie,
Bo wszystkie razem chude swoje palce
Do ust zapadłych przykładacie. Pozór
Niewieści macie, ale wasze brody
Nie pozwalają mi w tę płeć uwierzyć.
MAKBET
Jeśli możecie, mówcie – kto jesteście?
PIERWSZA CZAROWNICA
Cześć ci, Makbecie! Cześć ci, tanie Glamis!
DRUGA CZAROWNICA
Cześć ci, Makbecie! Cześć ci, tanie Kawdor!
TRZECIA CZAROWNICA
Cześć ci, Makbecie! Przyszły królu, cześć ci!
BANKO
Czego się wzdrygasz, zacny przyjacielu?
Zdajesz się jakby przerażony wróżbą
Tak mile brzmiącą? W imię prawdy! mówcie:
Czyście wy tylko łudzącymi mary,
Czy rzeczywiście tym, czym się rzekomo
Jawicie oku? Szlachetnego mego
Współtowarzysza broni pozdrawiacie
Rzędem tytułów, przechodzących wszelkie
Jego nadzieje, mnie nic nie mówicie.
Jeśli, świadome siejby czasu, wiecie,
Które się ziarno udać ma, a które
Zmarnieć, żadnego nie wydawszy plonu,
Przemówcie do mnie, który ani stoję
O wasze względy, ani się niełaski
Waszej obawiam.
CZAROWNICE
Cześć ci, Banko, cześć!
PIERWSZA CZAROWNICA
Mniej wielkim będziesz niż Makbet, a większym.
DRUGA CZAROWNICA
Nie tak szczęśliwym, a przecie szczęśliwszym.
TRZECIA CZAROWNICA
Nie będąc królem, królów płodzić będziesz:
Cześć wam więc obu, Makbecie i Banko!
PIERWSZA CZAROWNICA
Makbecie, Banko, cześć wam!
DRUGA CZAROWNICA
Cześć wam!
TRZECIA CZAROWNICA
Cześć wam!
MAKBET
Ciemne Sybille, więcej mi powiedzcie!
Przez śmierć Sinela jestem tanem Glamis,
O tym wiem; ale skądże tanem Kawdor?
Tan Kawdor żyje w szczęściu i dostatku.
Królem zaś zostać jest to dla mnie rzeczą
Mniej jeszcze mieścić się mogącą w sferze
Prawdopodobieństw niż być tanem Kawdor,
Mówcie, skąd macie tę dziwną wiadomość?
I w jakim celu nas tu na tych wrzosach
Zatrzymujecie tak dziwnym proroctwem?
Odpowiadajcie, rozkazuję wam.
CZAROWNICE znikają.
BANKO
Ziemia wydaje bańki tak jak woda:
Mieliśmy próbę ich. Gdzież one prysły?
MAKBET
W powietrze. Co się zdawało cielesne,
To się rozwiało jako z wiatrem oddech,
Gdyby się były jedną chwilę dłużej
Wstrzymały!
BANKO
Powiedz mi, czy rzeczywiście
Było tu coś takiego, o czym mówim,
Czy też, nie wiedząc o tym, spożyliśmy
Owej niezdrowej rośliny, od której
Zmysły durzeją?
MAKBET
Masz być ojcem królów.
BANKO
A ty sam królem.
MAKBET
I tanem Kawdoru.
Nie także brzmiało to, cośmy słyszeli?
BANKO
Tak, co do joty. Któż to ku nam zdąża?
Wchodzą ROSSE i ANGUS.
ROSSE
Król się z najwyższą radością dowiedział
O tym podwójnym zwycięstwie, Makbecie.
Kiedy mu twoje osobiste starcie
Z wodzem powstańczych wojsk opisywano,
Zdumienie wiodło w nim spór z uwielbieniem
I usta jego sypały pochwały;
Lecz słów mu na nie zbrakło, gdy usłyszał,
Jakeś to jeszcze w tym samym dniu, niczym
Nieustraszony, bo nawet widokiem
Własnego dzieła, na pobojowisku
Rozbił norweskie hufce. Lotem ptaka
Szła wieść za wieścią, a każdy jej goniec
Podnosił twoje zasługi w obronie
Praw majestatu i dodawał wątku
Do chwały twego imienia.
ANGUS
Jesteśmy
Przysłani, wodzu, żeby ci oznajmić
Królewskie dzięki, żeby cię przed króla
Powieść oblicze, nie żeby wypłacić
Dług waleczności twojej przynależny.
ROSSE
Na wstęp do większych zaszczytów, Makbecie,
Jakieć czekają, kazał mi król ciebie
Powitać tanem Kawdoru.
Cześć ci więc pod tym tytułem, cny tanie,
Bo od tej pory on jest twoim.
BANKO
do siebie
Przebóg!
Więc szatan mówi prawdę?
MAKBET
Kawdor żyje,
Dlaczegoż w cudze szaty mnie stroicie?
ROSSE
Ten, co tę nazwę nosił, żyje jeszcze;
Ale na życiu, którego niegodzien,
Surowy cięży wyrok! Czy on w zmowie
Był z Norweżczykiem, czy skrytą pomocą
Wspierał przywódcę buntu, czy nareszcie
Knuł z obydwoma zamach na kraj własny,
Tego ja nie wiem, tylko wiem, że zdrada
Stanu, wyznana i udowodniona,
Upadku jego stała się przyczyną.
MAKBET
do siebie
Glamis i Kawdor! Najważniejszej jeszcze
Brakuje rzeczy.
głośno
Dzięki wam, panowie;
na stronie do BANKA
Wątpiszże widzieć twe dzieci królami,
Gdy ci te same usta to przyrzekły,
Które nazwały mnie tanem Kawdoru?
BANKO
podobnież do niego
Wieszczba ta, jeśli wiarę w niej położysz,
Może zapalić w tobie niebezpieczną
Żądzę korony. Często, przyjacielu,
Narzędzia piekła prawdę nam podają,
Aby nas w zgubne potem sieci wplątać;
Łudzą nam duszę uczciwym pozorem,
Aby nas znęcić w przepaść następstw;
głośno
Słówko,
Mości panowie.
MAKBET
do siebie
Dwie wróżby, będące
Niby prologiem świetniejszej przyszłości,
Już się sprawdziły.
głośno
Za trud wasz, panowie,
Wdzięczny wam jestem.
znowu do siebie
To nadprzyrodzone
Proroctwo złym być nie może, nie może
Także być dobrym. Jestli złym, dlaczegóż
Zapowiedziało mi wiernie godziwy
Początek mego powodzenia? jestli,
Przeciwnie, dobrym, dlaczegóż mi skrycie
Nasuwa myśli, od których strasznego
Obrazu włos mi się jeży i serce
Moje hartowne w kontr naturze bije?
Obecna zgroza nie tyle jest straszna,
Ile okropne twory wyobraźni,
Mordercze widma, bytujące dotąd
Tylko w fantazji mojej, tak dalece
Wstrząsają moje jestestwo, że wszystkie
Męskie me władze w sen się ulatniają
I to jest tylko we mnie, czego nie ma,
BANKO
na stronie
Czy uważacie, jak się nasz przyjaciel
Zadumał?
MAKBET
wciąż do siebie
Chceli los, abym był królem,
Niech mię bez przyczynienia się mojego
Ukoronuje.
BANKO
jak wyżej
Nowe dostojeństwa
Są snadź dla niego jako nowa suknia,
Która czas jakiś noszona dopiero
Dobrze przystaje.
MAKBET
jak wyżej
Niech będzie, co będzie;
Czas wszystko równo w swym unosi pędzie.
BANKO
Szlachetny tanie, czekamy na ciebie.
MAKBET
Wybaczcie, umysł mój był zaprzątniony
Odgrzebywaniem zapomnianych rzeczy.
Trud wasz, panowie moi, zapisałem
Do księgi, którą co dzień odczytuję.
Idźmy do króla.
do BANKA
Nie zapomnij o tym,
Co zaszło, a gdy czas znajdziesz po temu
I bieg wypadków pokaże, o ile
Można do tego wagę przywiązywać,
Poufnie o tym pomówimy znowu.
BANKO
Najchętniej.
MAKBET
Teraz dość. Idźmy, panowie.
Wychodzą.
Forres. Pokój w pałacu. Odgłos trąb. Wchodzi DUNKAN, za nim MALKOLM, DONALBEIN, LENNOX i orszak.
DUNKAN
Czy wykonany wyrok na Kawdorze?
I ci, co byli w tym celu wysłani,
Sąli z powrotem już?
MALKOLM
Jeszcze ich nie ma,
Ale mówiłem z kimś, co był obecny
Przy jego śmierci; bez ogródki wyznał
On swoją zdradę, błagał przebaczenia
Waszej królewskiej mości i okazał
Szczery, głęboki żal; nic w ciągu życia
Nie odznaczyło go tak szlachetnością
Jak rozstawanie się z życiem. Umierał,
Jakby był w śmierci ćwiczony, i jako
Nikczemną fraszkę odrzucił od siebie
To, co mu było najdroższe.
DUNKAN
Nie sposób
Z oblicza dociec usposobień duszy.
Ja w tym człowieku pokładałem ufność
Najzupełniejszą, nieograniczoną. –
Witaj, przezacny kuzynie.
Wchodzą MAKBET, BANKO, ROSSE i ANGUS.
Niewdzięczność
Kamieniem właśnie tłoczyła mi serce.
Takeś daleko naprzód się posunął,
Ze najskwapliwszy pochop zawdzięczenia
Nie zdołałby cię doścignąć. Wolałbym,
Żebyś był zasług nie tyle położył,
Bobym mógł prędzej znaleźć odpowiedni
Stosunek podzięk i nagród. Przyjm chociaż
W ich niedostatku to szczere wyznanie,
Żem więcej dłużny, niżem oddać w stanie.
MAKBET
Służba i honor, którym życie święcę,
W wykonywaniu swoich obowiązków
Hojną znajdują już nagrodę. Waszej,
Królewskiej mości pozostaje tylko
Przyjmować owoc naszych usiłowań;
Boć siły nasze są dziećmi, sługami
Tronu i państwa i pełnią jedynie
Swoją powinność, ściśle wypełniając
To, co im miłość ku swemu monarsze
I dobro kraju nakazuje.
DUNKAN
Bądź mi
Pozdrowion na tym miejscu; jesteś drzewem
Mego szczepienia, które pielęgnować
Będę, ażeby bujnie się rozrosło.
Szlachetny Banko, tyś nie mniej położył
Zasług i nie mniej też będzie wiadomym,
Żeś je położył. Pójdź, niech cię przycisnę
Do mego serca.
BANKO
Będęli na takim
Rósł gruncie, żniwo twoim będzie, królu.
DUNKAN
Obecna moja radość w pełni swojej
Nie zapomina o troskach. Synowie,
Krewni, tanowie i wy zgoła wszyscy,
Którzy najbliżej nas stoicie, wiedzcie,
Żeśmy koronę naszą zamierzyli
Zdać najstarszemu z synów, Malkolmowi,
Który się odtąd księciem Kumberlandu
Nazywać będzie. Nie on jednak tylko
Sam jeden nową ma otrzymać godność;
Znaki szlachectwa jako gwiazdy błyszczeć
Będą na wszystkich, którzy tego warci.
Terazże dalej do Inverness! Sprawcie,
Bym wam i nadal był obowiązany.
MAKBET
Starać się o to będziem. Sam pośpieszę
Ucieszyć ucho mojej żony wieścią
O bliskim władcy naszego przybyciu.
Wybaczy wasza królewska mość przeto,
Ze się oddalę.
DUNKAN
Kochany Kawdorze!
MAKBET
do siebie
Książę Kumberland! Trzeba mi usunąć
Z drogi ten szkopuł, inaczej bym runąć
Musiał w pochodzie. Gwiazdy, skryjcie światło,
Czystych swych blasków nie rzucajcie na tło
Mych czarnych myśli; nie pozwólcie oku
Napotkać dłoni ukrytej w pomroku,
Aby się mogło przy spełnieniu zatrzeć
To, na co strach mam po spełnieniu patrzeć.
wychodzi
DUNKAN
W istocie dzielny to człowiek, mój Banku,
Nie mogę się dość jego zaletami
I oddawaniem mu pochwał nasycić:
To bankiet dla mnie. Udajmyż się za nim
Tam, gdzie nas jego troskliwość uprzedza.
Nieporównany to skarb taki krewny.
Odgłos trąb. Wychodzą.