Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Makbet wraz z przyjacielem Bankiem są dowódcami wojsk Duncana, króla Szkocji. Podczas powrotu z bitwy ukazują im się wiedźmy i wieszczą, że Makbet będzie królem. Ten początkowo w to nie wierzy, jednak przepowiednia zaczyna się spełniać. Po tym, jak zostaje tanem Cawdoru, Makbet zaczyna myśleć o poszerzeniu władzy. Za namową żony zabija Duncana, który przybył na jego dwór, i obejmuje tron. Tuszowanie śladów skłania go do popełniania kolejnych zbrodni…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 80
Scena I
Otwarte pola. Błyskawice i gromy.
Wchodzą trzy CZAROWNICE.
Pierwsza Czarownica
Kiedy się tu spotkamy jeszcze?
Gdy błyśnie piorun, luną deszcze?
Druga Czarownica
Gdy wrzawa ciszy ulegnie,
Ktoś zwycięży, ktoś polegnie.
Trzecia Czarownica
Zanim słońce z niebios zbiegnie.
Pierwsza Czarownica
Gdzie?
Druga Czarownica
Na skraju wrzosowiska.
Trzecia Czarownica
By Macbetha ujrzeć z bliska.
Pierwsza Czarownica
Idę, Szarokocie!
Druga Czarownica
Ropucha woła.
Trzecia Czarownica
Naprzód!
Wszystkie
Pięknym jest brzydkie, brzydkim piękne.
Wzlećmy w mgłę i powietrze stęchłe.
Wychodzą.
Scena II
Obóz. Wrzawa bitewna na zewnątrz.
Wchodzą KRÓL DUNCAN, MALCOLM, DONALBAIN, LENOX i ich Towarzysze; napotykają krwawiącego KAPITANA.
Duncan
Cóż to za człowiek krwią ociekający?
Wnosząc ze stanu jego, ma on może
Najświeższe wieści o buncie.
Malcolm
To mężny
Oficer, który walczył, by uchronić
Mnie przed pojmaniem. – Witaj, dzielny druhu!
Powiedz królowi, jak ów bój przebiegał,
Gdy odchodziłeś.
Kapitan
Ważyły się szale;
Są jak pływacy dwaj zmęczeni, którzy
Tak się sczepili, że nie mogą płynąć.
Ów bezlitosny Macdonwald (jest godny
Być buntownikiem, bowiem go oblazły
Jak wszy rozliczne plugastwa Natury)
W pomoc z zachodnich wysp zawezwał pieszych
I konnych zbójów, a Fortuna patrzy
Z uśmiechem na tę zajadłość przeklętą
Jak buntownicza kurwa: lecz zbyt słaba,
Gdyż dzielny Macbeth (słuszne to nazwanie),
Gardząc Fortuną, z mieczem uniesionym,
Dymiącym krwawych mozołów oparem,
Jak dziecię Męstwa wycinał swą drogę,
Aż ujrzał łotra.
Ręki nie podał mu, nie rzekł mu „żegnaj”,
Aż go nie rozpruł od pępka po szczęki
I głowy jego nie zatknął na szańcu.
Duncan
Dzielny kuzynie! O godny szlachcicu!
Kapitan
Jak wiosną, kiedy słońce po zrównaniu
Dnia z nocą wschodzi, przywodząc straszliwe
Burze okrętom i łoskot piorunów,
Tak, miast pociechy, która miała nadejść,
Nabrzmiały nowe strapienia. Posłuchaj,
O królu Szkocji, posłuchaj: gdy tylko
Sprawiedliwości naszej dłoń waleczna
Kazała zbójom tym wziąć nogi za pas,
A już Norwegii pan, zwęszywszy korzyść,
Z świeżymi ludźmi, migocząc orężem,
Natarł ponownie.
Duncan
Czy nie przeraziło
To naszych wodzów, Macbetha i Banqua?
Kapitan
Jak orła wróbel albo lwa zajączek.
Jeśli mam prawdę rzec, muszę tu wyznać,
Że byli jak dwa działa obciążone
Podwójnym, grzmiącym ładunkiem. Dlatego
Obaj
W dwójnasób razić rozpoczęli wroga:
Jak gdyby chcieli się w krwi skąpać albo
Drugą Golgotę zapisać w pamięci;
Nie umiem tego rzec –
Lecz mdleję; rany proszą o ratunek.
Duncan
Twe słowa równie godne są jak rany:
Chwałę ci niosą. – Sprowadźcie lekarzy.
Wychodzi Kapitan, podtrzymywany.
Wchodzą ROSSE i ANGUS.
Kto tu nadchodzi?
Malcolm
Czcigodny tan Rosse.
Lenox
Jakiż to pośpiech z jego oczu bije!
Tak patrzeć winien ktoś, kto chce oznajmić
Rzeczy niezwykłe.
Rosse
Niech Bóg strzeże króla!
Duncan
Czcigodny tanie, skąd przybywasz?
Rosse
Wielki
Królu mój, z Fife, gdzie chorągwie norweskie
Szydzą z Niebiosów i łopotem mrożą
Naszych rodaków. Sam Norweg tam przybył
Z niezliczonymi wojskami
I wspomagany przez podłego zdrajcę,
Tana Cawdoru, rozpoczął bój straszny,
Aż oblubieniec Bellony, zakuty
W zbroję hartowną, zastąpił mu drogę
I przeciwstawił podobną waleczność,
Ostrze swe jego ostrzu, a ramieniu
Buntowniczemu ramię swe, by jego
Ducha zuchwalstwo poskromić. Zakończę:
Zwycięstwo nasze jest –
Duncan
Wielkie to szczęście!
Rosse
A teraz
Sweno, Norwegii król, błaga o pokój;
Nie damy jednak mu pogrzebać ludzi,
Póki nie złoży w Saint Colme’s Inch na nasze
Ręce dziesięciu tysięcy talarów.
Duncan
Już nigdy więcej się nie sprzeniewierzy
Najświętszym sprawom naszym tan Cawdoru –
Idźcie o śmierci jego wieść rozgłosić,
A godność jego Macbeth będzie nosie.
Rosse
Panie mój, tak będzie.
Duncan
Co stracił, Macbeth szlachetny zdobędzie.
Wychodzą.
Scena III
Wrzosowisko.
Grom. Wchodzą trzy CZAROWNICE.
Pierwsza Czarownica
Siostro, gdzie byłaś?
Druga Czarownica
Zabijałam świnie.
Trzecia Czarownica
A ty, siostro?
Pierwsza Czarownica
Żona żeglarza pewnego kasztany
Niosła w fartuchu; żarła, żarła, żarła;
„Daj mi jednego” – powiadam. – „Zejdź z drogi,
Ty czarownico!” – wrzeszczy tłusta zdzira.
Jej mąż, Kapitan, płynie na Tygrysie do Aleppo,
Lecz w sicie pożegluję tam
Jak bez ogona szczur, i dam,
Oj, dam mu, dam mu, dam.
Druga Czarownica
Dam ci wiatr.
Pierwsza Czarownica
Jesteś miła.
Trzecia Czarownica
Ja dodam drugi.
Pierwsza Czarownica
Resztę już mam na me usługi.
Tak dmą, że będą odegnani
Od każdej morskiej przystani
Na mapie żeglarza.
Uschnie przy mojej pomocy,
Nie uśnie za dnia ni w nocy,
Nie przymknie zmęczonych powiek,
Żyjąc jak wyklęty człowiek.
Siedem nocy udręczonych,
Dziewięć razy pomnożonych
Razy dziewięć, spędzi w męce,
Bólach, zwątpieniu, udręce.
Choć zatopić go nie mogę,
Będzie miał burzliwą drogę.
Spójrzcie, co tu mam.
Druga Czarownica
Pokaż mi, pokaż mi.
Pierwsza Czarownica
Jest to paluch okazały
Sternika, co wpadł na skały.
Trzecia Czarownica
Bębny! Bębny zagrzmiały!
Nadchodzi Macbeth śmiały.
Wszystkie
My, Siostry Losem Rządzące,
Nad lądem i morzem mknące,
Za ręce się pochwycimy
I trzy koła zatoczymy,
Trzy w twą stronę, trzy w mą stronę,
Dziewięć kół już zatoczone.
Stójcie! Działa czar.
Wchodzą MACBETH i BANQUO.
Macbeth
Cóż za dzień, brzydki i piękny zarazem.
Banquo
Jak stąd daleko do Forres? – A cóż to
Za stwory nędzne i dziko odziane?
Nie są podobne do mieszkańców ziemi,
Lecz stoją na niej. Czy jesteście żywe?
Czy człowiek może zadać wam pytanie?
Tak, pojmujecie, bowiem przykładacie
Kościste palce do warg wychudzonych.
Mógłbym was nazwać kobietami, jednak
Te brody wasze wzbraniają tak sądzić.
Macbeth
Jeśli możecie – mówcie, kim jesteście?
Pierwsza Czarownica
Cześć Macbethowi! Cześć ci, tanie Glamis!
Druga Czarownica
Cześć Macbethowi! Cześć ci, tanie Cawdor!
Trzecia Czarownica
Cześć Macbethowi, który będzie królem!
Banquo
Mój dobry panie, czemu dreszcz cię przebiegł
I zdajesz lękać się tych słów, tak pięknych? –
Zaklinam w imię prawdy: czy jesteście
Złudzeniem, czy też was tu rzeczywiście
Widzimy? Mego szlachetnego druha
Łaską obdarza wasze powitanie
I wielką wróżbą wspaniałego losu,
Połączonego z królewską nadzieją,
Która go wprawia w osłupienie; do mnie
Nie przemawiacie. Lecz jeśli umiecie
Zajrzeć w głąb nasion czasu, by powiedzieć,
Które z nich wzrośnie, a które uwiędnie,
Przemówcie do mnie, który was nie błagam
O łaski; nie dbam też wcale o waszą
Nienawiść.
Pierwsza Czarownica
Cześć ci!
Druga Czarownica
Cześć ci!
Trzecia Czarownica
Cześć ci!
Pierwsza Czarownica
Mniejszy niż Macbeth, lecz większy.
Druga Czarownica
Nie tak szczęśliwy, lecz szczęśliwszy.
Trzecia Czarownica
Spłodzisz królów, choć królem nie będziesz.
Więc cześć Macbethowi i Banquo!
Pierwsza Czarownica
Banquo i Macbethowi cześć!
Macbeth
Czekajcie, mówcy pokrętni, cóż więcej?
Wiem, że Sinela śmierć czyni mnie tanem
Glamis. Lecz skądże pojawił się Cawdor?
Ów tan Cawdoru żyje, to pan możny;
A zostać królem, nie, to się nie mieści
W granicach wiary bardziej niż nadzieja,
Że mogę zostać Cawdorem. Skąd macie
Wieści przedziwne tak? Mówcie, dlaczego
Na tym smaganym wichrem wrzosowisku
Zaszłyście drogę nam z tym powitaniem
Prorokującym? – Mówcie, rozkazuję.
Czarownice znikają.
Banquo
Z ziemi powstają bańki tak jak z wody;
To właśnie one. – Ale gdzie zniknęły?
Macbeth
W powietrzu. To, co zdało się cielesne,
Rozwiało się na wietrze niby tchnienie.
Gdyby zostały!
Banquo
Czy te, o których mówimy, tu były,
Czy też zjedliśmy to ziele szaleństwa,
Czyniące rozum więźniem?
Macbeth
Masz ojcem królów być.
Banquo
Ty masz być królem.
Macbeth
Tanem Cawdoru także. Tak to brzmiało?
Banquo
Te same słowa i piosenka. Któż to?
Wchodzą ROSSE i ANGUS.
Rosse
Nowiny o twym zwycięstwie, Macbecie,
Szczęśliwie doszły do króla; a kiedy
Słuchał, jak mężnie walczyłeś z rebelią,
Podziw z pochwałą zaczęły bój toczyć
O to, co jego tu ma być, co twoje.
Bój ustał na wieść, że jeszcze dnia tego
Wdarłeś się w krzepkie szeregi Norwegów,
Niezatrwożony nawet własnym dziełem:
Obrazem śmierci pomnożonym. Gońcy,
Jeden za drugim, spadali tam gradem;
Każdy wysławiał cię za tak niezłomną
Obronę jego królestwa i tryskał
Ulewą pochwał.
Angus
Jesteśmy wysłani,
Aby przekazać ci wdzięczność monarchy;
Potwierdzić mamy tylko, że przybędziesz,
A nie nagradzać cię.
Rosse
Lecz śle ci większych zaszczytów zadatek:
Kazał, bym nazwał cię tanem Cawdoru.
Więc tym tytułem, mój czcigodny tanie,
Zwę cię, bo twój jest.
Banquo
Co! Diabeł rzekł prawdę?
Macbeth
Żyje Cawdoru tan, więc czemu pragniesz
Stroić mnie w szaty pożyczone?
Angus
Jeszcze
Żyje ten, który był tanem, lecz groźny
Wyrok przygwoździł jego życie; pewnie
Straci je wkrótce, gdyż zasłużył na to.
Czy z Norwegami wszedł w zmowę, czy trzymał
Z buntownikami dla skrytej korzyści,
Czy też z oboma chciał zgubić ojczyznę,
Nie wiem; lecz przyznał się do zdrady głównej,
Której dowiedli mu, i to się stało
Jego ruiną.
Macbeth
na stronie
Glamis, tan Cawdoru.
Największe czeka.
do Rosse’a i Angusa
Dzięki wam za trudy.
do Banqua
Wierzysz, że dzieci twe będą królami,
Gdy obiecały im to owe, które
Tanem Cawdoru mnie nazwały?
Banquo
Jeśli
Uwierzysz temu w pełni, myśl ta może
Kazać ci pragnąć nie tylko godności
Tana Cawdoru, lecz także korony.
Dziwna to sprawa. Narzędzia Ciemności
Często, chcąc przywieść nas do zguby, mówią
Prawdę. A będąc uczciwe w drobnostkach,
Zdradę gotują w sprawach najważniejszych. –
Kuzyni, proszę na słowo.
Macbeth
na stronie
Dwie prawdy
Wypowiedziane w szczęśliwym prologu
Sztuki królewskiej, która ma nastąpić. –
Dzięki wam.
na stronie
Rada ta nadprzyrodzona
Nie może zła być; nie może być dobra: –
Jeśli zła, czemu przyniosła prawdziwą
Zapowiedź? Jestem już tanem Cawdoru.
A jeśli dobra, dlaczego uległem
Podszeptom, których straszliwe obrazy
Włosy mi jeżą i każą łomotać
Sercu o żebra, niezgodnie z naturą?
Lęk ten jest mniejszy niż owe straszliwe
Wyobrażenia. Myśl moja, dla której
Morderstwo nadal jest tylko złudzeniem,
Tak jednak wstrząsa całą mą istotą,
Że dusza moja gubi się w domysłach
I to dostrzega tylko, czego nie ma.
Banquo
Spójrzcie, jak zamyślony jest nasz towarzysz.
Macbeth
na stronie
Jeśli Traf pragnie, abym został królem,
Cóż, niechaj da mi koronę, nie każąc
Starać się o nią.
Banquo
Te nowe godności,
Które nań spadły, są jak nowe szaty:
Wygodne, kiedy nieco się zużyją.
Macbeth
na stronie
Co ma przyjść, przyjdzie, co ma minąć, minie;
W dni najburzliwsze czas jednako płynie.
Banquo
Godny Macbecie, czekamy.
Macbeth
Wybaczcie;
Mój otępiały umysł był zajęty
Sprawami, które uciekły z pamięci.
Mili panowie, wasz trud jest spisany
Tam, gdzie każdego dnia odwrócę kartę,
By o nim czytać. – Ruszajmy do króla. –
do Banqua
Pomyśl znów o tym, co się wydarzyło,
A kiedy będzie nieco więcej czasu
I rozważymy to, musimy szczerze,
Serca odkrywszy, pomówić.
Banquo
Najchętniej.
Macbeth
Więc dość, na razie. Pójdźmy, przyjaciele.
Wychodzą.
Scena IV
Forres. Komnata w pałacu. Głos trąb.
Wchodzą DUNCAN, MALCOLM, DONALBAIN, LENOX i Orszak.
Duncan
Czy już zgładzono Cawdora? Wrócili
Ci, którym rzecz tę zlecono?
Malcolm
Mój władco,
Nie powrócili jeszcze, lecz mówiłem
Z człowiekiem, który na śmierć jego patrzył;
Jak opowiedział, ów z całą szczerością
Wyznał swe zdrady i ze skruchą prosił
O wybaczenie waszej wysokości.
Nic w życiu jego nie było tak piękne
Jak pożegnanie życia: zmarł, jak gdyby
Uczył się śmierci, odrzucając z wzgardą
To, co najdroższe dlań było.
Duncan
Nie można
Wyczytać myśli ludzkich z rysów twarzy;
W szlachcicu owym zawsze pokładałem
Największą ufność.
Wchodzą MACBETH, BANQUO, ROSSE i ANGUS.
O, godny kuzynie!
Grzech niewdzięczności ciężko mnie przytłacza.
Pędzisz tak szybko, że żadna nagroda
Skrzydeł tak lotnych nie ma, by cię dognać.
Obyś zasłużył na mniej; gdybym pragnął
Nagrodzić ciebie tak, aby ma wdzięczność
Spłaciła dług mój, nic by nie zostało,
Gdyż dając wszystko, dałbym ci zbyt mało.
Macbeth
Wierność i służba, które ci winienem,
Same spłacają się przy wypełnianiu.
Wasza wysokość ma przyjąć jedynie
Naszą powinność; powinności nasze
Są dla twojego tronu i twych włości
Jak dzieci albo słudzy, którzy czynią
To, co powinni, jeśli czynią wszystko
Dla twej miłości i czci.
Duncan
Witam cię tu;
W sercu posiałem cię i będę czuwał,
Byś wyrósł pięknie. – Mój szlachetny Banquo,
Który zasługi oddałeś nie mniejsze
I nie mniej znane będą, niech do serca
Przycisnę ciebie.
Banquo
Lecz jeśli tam wzejdę,
Twym będzie żniwo.
Duncan
Moja wielka radość,
Przepełniająca mnie po brzegi, pragnie
Skryć się w maleńkich kroplach smutku. – Moi
Synowie, krewni, tanowie i wszyscy,
Którzy swe miejsca macie blisko tronu,
Wiedzcie, że oto składamy dziedzictwo
Na najstarszego naszego, Malcolma,
Któremu tytuł księcia Cumberlandu
Odtąd dajemy; godność ta nie może
Bez towarzystwa żadnego go zdobić,
Więc szlachetności oznaki jak gwiazdy
Zalśnią na wszystkich, którzy zasłużyli. –
Stąd do Inverness wyruszamy, aby
Dług wobec ciebie zwiększyć.
Macbeth
Pracą spoczynek jest, gdy nie w twej służbie.
Sam będę gońcem, który wieść szczęśliwą
O twym przybyciu przekaże mej żonie.
Żegnam z pokorą.
Duncan
Czcigodny Cawdorze!
Macbeth
na stronie
Książę Cumberland! – Stopień ów przeskoczę,
Lub runę z niego i na dno się stoczę.
Gwiazdy, zagaście swe ognie promienne!
Skryjcie pragnienie mroczne i bezdenne.
Niech oko na dłoń nie zerka, lecz widzi,
Co dłoń uczyni, choć się czynu wstydzi.
Wychodzi.
Duncan
Wierny mój, godny Banquo; jego męstwo
Wychwalać ucztą jest dla mnie prawdziwą.
Ruszajmy za tym, którego gna troska,
By nam wyprawić powitanie. Jest to
Nasz niezrównany krewniak.
Głos trąb.
Wychodzą.
Scena V
Inverness. Komnata w zamku Macbetha.
Wchodzi LADY MACBETH, czytając list.
Lady Macbeth
Napotkałem je w dniu zwycięstwa i mam najpewniejsze doniesienia, że wiedzą górują nad śmiertelnikami. Gdy płonąłem pragnieniem wypytania ich o więcej, przemieniły się w powietrze i rozpłynęły w nim. Gdy stałem oniemiały ze zdumienia, przybyli wysłannicy królewscy, którzy pozdrowili mnie „tanie Cawdoru”; a tak właśnie powitały mnie te Rządzące Losem Siostry i wskazując czas, który ma nadejść, rzekły: „Cześć temu, który będzie królem!”. Pomyślałem, że dobrze będzie, jeśli ci to przekażę (moja najdroższa współtowarzyszko w wielkości), abyś nie straciła sposobności weselenia się, nie wiedząc o wielkości, którą ci przyrzeczono. Złóż to w sercu i bądź zdrowa.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki