Mały Królewic - Antoine de Saint Exupery - ebook + audiobook

Mały Królewic ebook

Antoine de Saint-Exupery

4,0

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Spośród wydań w różnych językach i dialektach „Mały Książę” spod Tater wydaje się świecić światłem najbardziej własnym, oryginalnym. No bo gdzie są jeszcze prawdziwe łowiecki?

Niełatwego zadania przełożenia książki na gwarę podhalańską podjęła się Stanisława Trebunia-Staszel – góralka, etnolog, wiceprzewodnicząca Rady Naukowej Związku Podhalan, wieloletni dyrektor artystyczny Międzynarodowego Festiwalu Folkloru Ziem Górskich w Zakopanem. „Mały Królewic” w przekładzie nie stracił nic z filozoficznego charakteru oryginału. Książkę uzupełnia przydatny ceprom słowniczek gwary podhalańskiej

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 76

Oceny
4,0 (2 oceny)
0
2
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Tytuł oryginałuLe Petit Prince
Translation copyright © 2020 by Stanisława Trebunia-Staszel Copyright © 2020 for this edition by Media Rodzina Sp. z o.o. Ilustracje autora
Wszelkie prawa zastrzeżone. Przedruk lub kopiowanie całości albo fragmentów książki – z wyjątkiem cytatów w artykułach i przeglądach krytycznych – możliwe jest tylko na podstawie pisemnej zgody wydawcy.
Słowniczek gwary podhalańskiejStanisława Trebunia-Staszel
Korekta Artur Czesak
Projekt okładki Scriptor s.c. W projekcie okładki wykorzystano ilustrację autora.
ISBN 978-83-8008-806-1
Media Rodzina Sp. z o.o. ul. Pasieka 24, 61-657 Poznań tel. 61 827 08 [email protected]
Skład Scriptor s.c.
Konwersja: eLitera s.c.

LÉOnowi Werthowi

Oztomiéłe dzieci, piéknie Wos przepytujem, ze tom ksionzke ofertujem starsemu od Wos cłekowi. Som po temu trzý przýcýny: tyn duzý cłek jes mojim nolepsym kamaratem. Drugo przýcýna: tyn duzý cłek potrefi dorozumieć sie sýćkiego, nawet opowiostek lo dzieci. Mom tyz trzeciom przýcýne: tyn duzý cłek siedzi we Francýji i jes tam głodny i zmarzniony. I trza go końdek pociesýć. A jakby to całe tłumacenie nie starcyło, to rodbyk ofertować tom ksionzke dziecku, co wyrosło na duzego cłeka. Przecie wiycie, ze sýćka duzi ludzie tyz kiejsi byli dzieciami, choć nie sýćka to bocom. Temu tyz zmieniom moje ofertowanie.

Lo LÉONA WERTHA,

kie był małym chłopcem.

I

Kie mi było seś roków, uwidziołek ciekawy obrozek w ksionzce, co opowiadała o wielgim, nietykanym lesie. Ksionzka nosieła miano „Opowieści o zýwobyciu”. Na obrozku narysowany był hruby god dusiciel boa, i on połykoł dzikom dźwierzýne. A to jes widok rzeconego rysunku:

W ksionzce było napisane: „Gady boa połykajom całom ułapionom dźwierzýne. Pote ni mogom sie rusać i śpiom bez seś miesiency, pokiela sie im dźwierzýna w brzuchu nie ozpuści”.

Kiek obeźroł obrozek, ujonek ozmyślować o zýciu w dzikim lesie. I wpadła mi do głowy setno myśl, coby chycić za krydke i uzdajać mój piyrsý rysunek. Rysunek oznacony numerem 1 był taki:

Pokozołek moje dzieło duzým ludziom, bo mie ciekawiéło, cý tyn malunek ik wystrasý.

– Cemu niby kapelus miołby kogo wystrochać? – spytali sie duzi ludzie.

Ino ze jo nie narysowoł kapelusa. To był przecie boa, co połykoł i trowiéł słonia. Umyślołek pote, coby narysować otwartego, to znacý przekrojonego na pozdłuź gada, coby ludzie mogli sie dorozumieć, w cym jes rzec. Jim wse trza sýtko dokumentnie tłumacýć. Mój rysunek znacony numerem 2 pokazowoł taki widok:

Ludzie, patrzencý na tyn obrozek, dokwoléli mi, cobyk ostawiéł rysowanie gadów, tyk zawartyk i otwartyk, ino cobyk sie zabroł za nauki takie, jak geografijo, historyjo, rachunki i gramatyka. I tym sposobem, kiek mioł seś roków, poniechołek to moje rysowanie. Straciéłek chynci i wólom, kie duzi ludzie uznali, ze moje obrozki 1 i 2 som niewydarzone. Starsi ludzie nigda nie potrefiom sami sie dorozumieć. A dzieci méncom sie okrutnie, kie im trza bez ustanku sýćko dokumentnie tłumacýć. Tak to wej musiołek obrać lo sobie inse zajéncie: umyślołek, ze ostanem pilotem. Furgołek eroplanem po calućkim świecie i trza przýznać, ze w tej materyji śkolne nauki z geografije cýsto piéknie sie przýdały. Starcyło mi jedno kukniencie, coby odróźnić Chiny od Arizony. Te nauki dobrze słuzom cłekowi, a nobarzej wtej, kie w ciémnom noc moze sie stracić.

Profesýjo pilota dała mi sposobność, coby spotkać statecnyk ludzi. Przezéłek pośród duzýk ludzi moc casu. Pozierołek na nik z bliska, ale to spólne bytowanie nie zmieniéło mojego o nik myślenio. A kie spotkołek cłeka, co sie widzioł być barzej rozumny, tok go prógowoł z moim rysunkiem oznakowanym 1, cok se go nosieł przý sobie. Fciołek wiedzieć, cý prógujem sie z cłekiem rozumnym i rzetelnym. Nale coz, kie zawdy słysołek: „To jes kapelus”. Temu tyz nie gwarzyłek ś nim ani o hrubej gadzinie, ani o nietykanyk lasak, ani o gwiozdak. Wse starołek sie nazdajać do pomyślunku spotkanego cłeka. Ukwalowołek ś nim o wyśtuderowanyk, pańskik rzecak – o brydżu, golfie, polityce i o krawatkak. I duzý cłek był wtej rod, ze poznoł tak pojentnom i sýkownom osobe.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki