Manipulator. Tom 8 True Monsters - Agnieszka Pruska - ebook

Manipulator. Tom 8 True Monsters ebook

Agnieszka Pruska

4,0

Opis

Seryjni mordercy, psychopaci, szaleńcy. Prawdziwe potwory są wśród nas!

W wigilijny wieczór tysiąc dziewięćset siedemdziesiątego szóstego roku doszło do zamordowania trzech osób: młodej kobiety w ciąży, jej męża i brata, nastoletniego chłopca. Cała trójka została pod wiarygodnym pretekstem wywabiona z kościoła przed zakończeniem nabożeństwa, a następnie sprawcy tak pokierowali wydarzeniami, że przyszłe ofiary musiały iść do domu na piechotę. Nie doszli. Zostali zamordowani po drodze. Świadkami morderstwa było… kilkadziesiąt osób.

TRUE MONSTERS to seria opowiadań kryminalnych opartych na faktach. Jej bohaterami są wzbudzający grozę sprawcy zabójstw z całego świata, których motywacje i działania każą zadać pytanie, co sprawia, że człowiek staje się potworem.

Agnieszka Pruska – powieściopisarka i animatorka kultury. Specjalizuje się w policyjnych kryminałach, choć nie stroni od powieści czy opowiadań lżejszego kalibru.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 63

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (1 ocena)
0
1
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Copyright © Oficynka & Agnieszka Pruska, Gdańsk 2023

Wszystkie prawa zastrzeżone. Książka ani jej część nie może być przedrukowywana ani w żaden inny sposób reprodukowana lub odczytywana w środkach masowego przekazu bez pisemnej zgody Oficynki.

Wydanie pierwsze w języku polskim, Gdańsk 2023

Redakcja: Anna Grzeca

Korekta: Anna Marzec

Skład: Dariusz Piskulak

Projekt okładki: Magdalena Zawadzka

Zdjęcia na okładce: © Eky Studio/shutterstock

© Steve Collender/shutterstock

© OoddySmile /shutterstock

© elijah-o’donnell/pixeles

© caleb-oquendo/pixeles

ISBN 978-83-67875-20-2

www.oficynka.pl

e-mail:[email protected]

Na zaśnieżonej szosie kończącej się w leżącej nieopodal wsi leżała zakrwawiona i nieprzytomna kilkuletnia dziewczynka. Już na pierwszy rzut oka było widać, że jest ofiarą wypadku. Po chwili ocknęła się, zaczęła płakać i wzywać rodziców. Nikogo jednak nie było w pobliżu, nie widziała nawet samochodu, który ją potrącił. Nie mogła się ruszyć, więc tylko krzyczała i płakała. Nagle tuż obok pojawiła się postać z latarką. Ania Malinowska poznała mężczyznę i ufnie wyciągnęła do niego ręce.

– Boli – zaszlochała. – Chcę do mamy.

– Zaraz przestanie – zapewnił mężczyzna i wzniósł rękę do uderzenia.

Wystarczyły dwa ciosy.

– Teraz już nigdy więcej cię nie będzie bolało – krzywo uśmiechnął się oprawca.

Śnieg padał tak intensywnie, że od razu zaczął pokrywać leżące na szosie niewielkie ciało. Nie dał rady jednak zamaskować krwi, która tworzyła wokół Ani wielką kałużę. Mężczyzna stał i nasłuchiwał. Najwyraźniej czekał na coś. Po chwili odszedł kawałek szosą, a potem wszedł na zaśnieżone pole.

Było kilka minut po dwudziestej trzeciej siedemnastego stycznia tysiąc dziewięćset siedemdziesiątego szóstego roku.

Telefon obudził porucznika Zbigniewa Jaworka tuż po drugiej w nocy. Podniósł słuchawkę stojącego przy łóżku telefonu, przez chwilę słuchał, potem siadł rozbudzony.

– Za dziesięć minut na dole – rzucił do słuchawki i wstał.

– Co się stało? – dopytywała się żona.

– Trzy trupy, w tym jedno dziecko. Wypadek. Nie wiem, kiedy będę, śpij.

Jaworek pochylił się nad żoną, pocałował ją, ale był to raczej długoletni odruch niż tkliwe pożegnanie. Szybko umył się i ubrał, łyknął zimnej herbaty, która została z wczoraj, i zszedł na dół. Miał nadzieję, że zdąży zapalić, zanim podjedzie radiowóz. Był w połowie giewonta, gdy pojawił się samochód.

Na miejsce dotarli po czterdziestu minutach. Jaworek wysiadł z samochodu i spojrzał na scenę przed sobą. W świetle samochodów było widać trzy zaśnieżone postacie leżące na szosie, krzątających się pomiędzy nimi milicjantów i ludzi stojących trochę dalej. Świadkowie albo po prostu gapie. Jeden z milicjantów zauważył Jaworka i podszedł czym prędzej.

– No, jesteś już. – W głosie sierżanta było słychać ulgę.

– Nie mów, że nie wiesz, co robić.

– Nie bój się, wszystko gra. No może oprócz lekarza, bo mnie ma w dupie i mówi, że będzie z tobą gadał.

– Aktóry jest?

– Aktóry może być? Jaki u nas jest wybór? Karczewski, bo Orliński siedzi w sanatorium.

Jaworek skrzywił się i podszedł do medyka. Zakutany w krótki kożuszek, w futrzanej czapie na głowie i grubych skórzanych rękawicach był zdecydowanie cieplej ubrany niż policjanci. Tylko buty nie pasowały, bo zamiast czegoś ciepłego nałożył eleganckie półbuty. Ślizgał się po śniegu i usiłował jak najmniej chodzić.

– Co tu mamy? – spytał porucznik.

Odruchowo włożył rękę do kieszeni, wymacał papierosy, ale się powstrzymał.

– Ktoś ich rozjechał – skrzywił się Karczewski.

– Badał ich pan?

– Tu? W tym zimnie i śniegu? – Lekarz spojrzał na milicjanta, jakby ten oszalał. – Niech pan popatrzy, jak leżą, jak mają zgięte kończyny, to nie jest anatomiczne ułożenie. I krew. A pada tak, że kierowca pewnie ich nie zauważył i wjechał.

Jaworek przeniósł uwagę na techników krzątających się przy stojącej kawałek dalej nysce.

– Znamy właściciela? – spytał po krótkim przywitaniu.

– Tutejszy PGR, ale skradziona kilka godzin temu.

– Cholera, to mamy szukanie.

Podczas gdy porucznik rozmawiał z lekarzem i technikami, sierżant usiłował dowiedzieć się czegoś od gapiów.

– Niech to szlag trafi, śmierdzi od nich gorzałą na kilometr. Ani jednego trzeźwego. Na weselu byli.

– Gadaj, co wiesz.

– Wypadku nikt z nich nie widział, w każdym razie tak twierdzą. Część już poszła do domu, ale większość tu sterczy. W sąsiedniej wsi jest kościół i remiza i właśnie tam było wesele. A to są goście weselni.

– To nie dziwne, że pijani. Kto znalazł ciała?

Okazało się, że rodzice młodej pary wynajęli w PGR-ze dwie nyski, które miały wozić gości. Niestety, jedna z nich została skradziona i kierowca drugiej musiał zrobić kilka kursów, żeby zawieźć wszystkich weselników do domów. Ofiary potrącenia i skradziony samochód znaleziono za pierwszym kursem. Kierowca podwiózł kogoś do PGR-u, żeby zadzwonił na policję, a sam wrócił po kolejną partię gości. PGR był najbliżej, a w ogóle w całej wsi znajdował się tylko jeszcze jeden telefon, u najbogatszego gospodarza, Józefa Gąsiora.

– Ci weselni goście mieli pilnować, żeby nikt nie wjechał w ciała – wyjaśnił sierżant. – A kierowca następnych wracających do wsi też wysadzał, więc się ludzi sporo zebrało. Wszyscy byli ciekawi, co się stało.

– Sprawdzili, że nie żyją?

– Tak.

– Kto zginął?

– Małżeństwo z córką. Antoni, Hanna i Ania Malinowscy. Kurwa, mała miała sześć lat, jak mój syn.

– Co robili w nocy na szosie?

To akurat sierżant Karol Nowak już wiedział. Rodzina Malinowskich też była na weselu, ale około dziesiątej dziewczynka zaczęła być śpiąca i postanowili wrócić do domu. Mieli jechać nyską, ale jedną już skradziono i kierowca z innym gościem pojechali jego samochodem zgłosić to na policję. Druga nyska co prawda stała pod remizą, ale zamknięta, a kierowcy nie można było znaleźć. Malinowscy postanowili iść pieszo, nie było daleko, raptem trzy kilometry. Co prawda Ania marudziła i popłakiwała, ale nie mieli wyjścia. Więcej samochodów po prostu nie było.

DALSZA CZĘŚĆ DOSTĘPNA W WERSJI PEŁNEJ