Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Reporterskie śledztwo podążające "ścieżką szczurów" znaną z "Akt Odessy". Autor poszukując związków pomiędzy III Rzeszą a dyktaturami południowoamerykańskimi, staje w progu bezpiecznej kryjówki jednego z najbardziej poszukiwanych i nigdy nieodnalezionych, niemieckich nazistów, Josefa Mengelego - zwanego "Aniołem Śmierci" lub "Mefisto z Auschwitz". Lekarz w mundurze SS przeprowadzający najbardziej zbrodnicze eksperymenty na więźniach, wiedzie spokojny żywot w rajskiej krainie, nie zmieniając nawet wyglądu ani tożsamości.
Ilu podobnych do niego, choć mniej znanych uniknęło sprawiedliwości po II wojnie światowej?
Ilu powróciło do Niemiec ze złotem zrabowanym ofiarom hitlerowskiego terroru?
Historia stanowiąca materiał na zapierający dech w piersiach serial telewizyjny.
Mirosław Olszycki Olsensis, znany podróżnik (członek elitarnego Explorers Club), autor filmów i książek o Ameryce Łacińskiej, opisuje działanie zorganizowanej siatki przerzucającej hitlerowskich zbrodniarzy do Ameryki Południowej. Tropy wiodą do Watykanu. A korzenie systemowej współpracy pomiędzy Niemcami a latynoskimi dyktaturami sięgają nawet kilkudziesięciu lat przed II wojną światową. Co łączy te wszystkie wątki?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 365
Projekt okładki i stron tytułowych Fahrenheit 451
Retusz zdjęć TEKST Projekt
Zdjęcia wewnątrz książki Mirosław Olszycki Olsensis ( 17, 26, 61, 98, 121, 128, 129, 137, 138, 142, 161, 163, 164, 169, 170, 174, 185, 325, 334, 332, 353, 354) Mirosław Olszycki Olsensis, 127 UkiNET, CC 2.0; 222 Bundesarchiv/wikimedia; 224 Bundesarchiv/wikimedia; 251 Jack Dawson 1970, CC 3.0; 266 Mister NO CC 3.0; 275 Rolf Bogaerts/Anefo CC 3.0; 281 Muenher Stadtmuseum CC 4.0; 93 Peter T CC 4.0; 380 Governo do Estado de Sao Paulo CC 2.0 oraz wikimedia commons
Korekta i redakcja Karolina Kuć Barbara Manińska
Skład i łamanie wersji do druku Gabriela Rzeszutek
Dyrektor wydawniczy Maciej Marchewicz
© Copyright by Mirosław Olszycki Olsensis © Copyright for Zona Zero Sp. z o.o., Warszawa 2024
ISBN 9788366814943
Wydawca Zona Zero Sp. z o.o. ul. Łopuszańska 32 02-220 Warszawa tel. 22 836 54 44, 22 877 37 35 faks: 22 877 37 34 e-mail: [email protected]
Przygotowanie wersji elektronicznejEpubeum
Ojca Zdzisława poznałem w domu moich znajomych w Asunción. Zajechał przed dom swoim wysłużonym, hałaśliwym land roverem i kiedy stanął przede mną w patio, tym charakterystycznym dla architektury hiszpańskiej, portugalskiej i iberoamerykańskiej pomieszczeniu, od razu przeszedł do rzeczy. Z typową dla członków zakonu salezjanów elegancką prozą, pełną krótkich i precyzyjnych zdań, tak bliską mentorskiemu sposobowi zachowań nauczycieli oratorium Valdocco na przedmieściach Turynu, oraz tendencją do bezpośredniego zadawania pytań, a także dużą dozą wiedzy historycznej i kluczowym aspektem budowy paragwajskiego ładu społecznego, który wcześniej zignorowałem, zapytał oschle o cel mojej wizyty. Odpowiedziałem z wylewnością i charakterystycznymi dla mnie emocjami. Z biegiem czasu na twarzy ojca Zdzisława pojawiły się uśmiech i zrozumienie, a kolejne wspólne śniadania i kolacje podczas mojej długiej wizyty w Paragwaju rozwinęły się stopniowo w nieukrywaną przyjaźń. Wówczas, jako absolwent łódzkiej szkoły filmowej i krystalizujący się filmowiec, poszukiwałem tematów do kolejnych wizualnych dzieł i nie ukrywałem, że problem przemytu nazistów do krajów Ameryki Łacińskiej mocno mnie zainspirował. Zagadnieniem zainteresował się również mój salezjański przewodnik, a podróż przez Paragwaj zakończyła się jego życzliwym, ale nieubłaganym przewodnictwem w realizacji moich zamierzeń, które stało się fundamentalnym epizodem.
Między prawie bezludnym i upalnym Gran Chaco a Encarnación, między niezwykłymi wykładami padre Zdzisława na temat historii Paragwaju i Ameryki Łacińskiej, wspólnymi wycieczkami po tych pampasach Boga i wizytami w miejscach niesamowitych, wypełnionych historią i ludźmi o ciekawych twarzach, rozwinął się dialog, który, jak wierzę i mam nadzieję, pogłębił i wzmocnił nasze postrzeganie paragwajskiej i nie tylko paragwajskiej rzeczywistości, bo rozmawialiśmy o całej Ameryce Łacińskiej. Punkt widzenia padre był tak interesujący, ponieważ miał on przeciwne zalety w stosunku do mnie. Po pierwsze, przestrzenne: dystans, który pozwalał mu obserwować ten kraj z perspektywy polskiej tradycji, która miała silne punkty styczne, ale była również bardzo zróżnicowana. Inna, czasowa: przewaga czasu historycznego. Właśnie dlatego, że nie był bezpośrednim aktorem dramatu i nie był historykiem, jego wizja naszych i paragwajskich nieszczęść miała długoterminową perspektywę, której mnie brakowało. Krótko mówiąc, starałem się zwrócić uwagę na oczywiste i dobrze znane fakty, ale niedoceniane lub niewidoczne przez przytłaczającą stroessnerowską stronniczość, która rządziła przez wiele lat paragwajskimi informacjami. Z drugiej strony, oczami padre dostrzegałem te wszystkie małe rzeczy, wcześniej dla mnie niezauważalne, przez pryzmat uniwersalnych procesów historycznych i z perspektywy nie tylko politycznej, ale przede wszystkim kulturowej.
Łączyło mnie z ojcem Zdzisławem również podobne pochodzenie. Będąc dziećmi kraju komunistycznego, gdzie rozdarte dusze obracały się między Bogiem a komunizmem, obraliśmy podobną drogę, która doprowadziła nas do racjonalnej krytyki katokomunistycznych religii infekujących sposoby rozumowania krajów, w których żyliśmy. Dyktatorskie tezy ogłaszane w rządowych gazetach Paragwaju, Argentyny, Brazylii, Chile i w innych latynoskich organizmach państwowych, a w okresie PRL również w Polsce, także już wystarczająco zademonstrowane przez rzeczywistość, powodowały narastanie apokaliptycznej demonstracji: tej, którą mógł zapewnić tylko polski papież. Po przybyciu do Rzymu przyjął on modele postępowania całkiem niezbliżone do tradycji Watykanu. Podróżując po świecie jako głowa Kościoła katolickiego, a właściwie jako mąż stanu, doskonały dyplomata i orędownik sprawiedliwości, spowodował upadek wielu reżimów w Ameryce Łacińskiej, a także w swojej ojczyźnie. To głównie dzięki polskiemu papieżowi dobiegła końca długa dyktatura Alfreda Stroessnera w Paragwaju lub Augusta Pinocheta w Chile.
Ta książka z przerażeniem i fascynacją potwierdza wszystkie tezy mówiące o odrodzeniu sojuszu między nazizmem a dyktaturą, narastaniu po zakończeniu II wojny światowej nazistowskich fal w świecie latynoskim, przychodzeniu i odchodzeniu „rodzinnych ludzi” Adolfa Hitlera, grupy bez oficjalnego oznaczenia, która przejęła trasę Tyrol-Rzym-Buenos Aires ku uciesze watykańskiego biskupa Aloisa Hudala i jego nazistowskich stronników.
Wspomniałem już o istocie wizji, którą ojciec Zdzisław zawsze wyrażał i doskonalił podczas rozmów: długoterminowej perspektywie niehistoryka, który obserwuje Amerykę Łacińską przez pryzmat duchowości, a jednocześnie człowieka o silnych tendencjach poznawczych polegających na wytwarzaniu wiedzy w procesie aktywnego działania. Ale to nie wszystko. Analiza padre – konstruktywisty przekonanego, że kultura odgrywa decydującą rolę w historii – śledzi dogłębnie związek między przekonaniami religijnymi i politycznymi a gospodarką, w stylu dziewiętnastowiecznego Ryszarda Wagnera, znanego niemieckiego kompozytora zaangażowanego w politykę. To właśnie Wagner brał udział w rewolucyjnych działaniach politycznych w Niemczech w 1848 roku. W swoich esejach, takich jak Żydzi w muzyce, wyrażał uprzedzenia wobec Żydów, oskarżając ich o dominację w dziedzinie sztuki i muzyki. Analiza padre, zdecydowanie skoncentrowana na Paragwaju i jego straszliwej porażce w wojnie trójprzymierza, nie omieszkała zrobić tego także w kontekście historii Polski. Nie omieszkuje umieścić jej w ramach regionalnych i kontynentalnych, oświetlając wiele sytuacji wspólnych dla naszej ojczyzny i Paragwaju i, w mniejszym stopniu, dla wszystkich krajów łacińskich, na które duży wpływ miało to, co wydarzyło się w latach 1939–1945 w Europie. Wśród nich dziwna okoliczność, że Ameryka Łacińska – kontynent o najwyższym odsetku katolików na świecie – jest również najbardziej nierównym, niesprawiedliwym, skorumpowanym i brutalnym regionem globu. Coś, nad czym wielcy przywódcy powinni się zastanowić.
Do szerokiego spojrzenia dodałem w tej książce wieloprzyczynowy i multidyscyplinarny wymiar własnych obserwacji i doświadczeń, bo przecież któregoś dnia miałem okazję stanąć niemal w ościeżach drzwi prowadzących do wnętrza bezpiecznej kryjówki jednego z najbardziej poszukiwanych i nigdy nieodnalezionych niemieckich nazistów, Josefa Mengelego, zwanego „Aniołem Śmierci” lub „Mefisto z Auschwitz”.
Watykański biskup, dając „Mefisto” ramiona krzyża i miecza do ucałowania, wręczając przepustkę do świata w stylu Goebbelsowskiego aparatu propagandy, który był niezwykle skuteczny w przekonywaniu ludzi, że najlepsze dni to te rządzone przez jego najwyższego przywódcę, przekazał zainteresowanemu idealny przepis na nędzę i degradację w świecie nieznanym. Aby rozwikłać związek między tym pyłem a błotem, między przyczynami a konsekwencjami, poświęciłem cały rozdział zdolnemu lekarzowi, jakim był Mengele, owładniętemu hitlerowską propagandą. Ci z Państwa, którzy przeczytają ten tekst z punktu widzenia historii, odkryją nowe spojrzenie na związek między przeszłością naznaczoną zasadami katolicyzmu i dorastaniem w rodzinie z zasadami a teraźniejszością najechaną przez zacofanie, nędzę i chęć zyskania sławy za wszelką cenę. Taką cenę zapłaciły niewinne istoty z powodu pseudomedycznych eksperymentów w jedynym takim miejscu na Ziemi, jakim było Auschwitz. Zainteresowani strukturalnymi powiązaniami między kulturą, gospodarką i polityką otrzymają dość klarowne opisy współwystępowania tych czynników. A ci, którzy szukają argumentów do debaty na temat powojennej rzeczywistości w krajach Ameryki Łacińskiej, pojawiających się i znikających dyktatur na tym obszarze, na temat nazizmu, który, zaraz po III Rzeszy, znalazł na południowoamerykańskim kontynencie najbardziej podatny grunt rozwoju, będą zapewne szczęśliwi, znajdując tak wiele dobrych argumentów. Wszystkim życzę owocnej lektury!
Mirosław Olszycki Olsensis, 15.10.2023 r.
Na skraju dzielnicy departamentu San Pedro w Paragwaju, przy granicy z „krainą łowów”, jednym z najbardziej gorących regionów Ameryki Południowej, czyli rozległej równiny rozciągającej się między rzeką Paraguay a łańcuchem Andów, usadowiło się miasteczko przypominające na pierwszy rzut oka wiejską zabudowę Bralitz, Hirnsberg lub Neuleiningen w Niemczech. Ulice w tym mieście noszą nazwy znanych niemieckich postaci, ponad dachami domów wybija się wieża luterańskiego kościoła i można zobaczyć blondwłose, niebieskookie dzieci mówiące po niemiecku. Niby nic nadzwyczajnego. Ale jeśli powiemy, że dzieci te mówią również po hiszpańsku i w języku guarani, i żyją w tropikalnym klimacie na obszarze znanym jako kolebka yerba mate, można się zastanowić. Napis przy wjeździe brzmi: „Witamy w Nowej Germanii, niemieckiej kolonii w środku dżungli Paragwaju”. Mieszka tam nieco ponad 6 tysięcy osób, a głównym zajęciem jest rolnictwo. Typowe, bo rolnictwem w Paragwaju zajmuje się prawie połowa ludności.
Napis przy wjeździe brzmi: „Witamy w Nowej Germanii, niemieckiej kolonii w środku dżungli Paragwaju”. Mieszka tam nieco ponad 6 tysięcy osób, a głównym zajęciem jest rolnictwo
Dziesiątki lat wcześniej pewne niemieckie małżeństwo zainspirowane ruchem narodowego socjalizmu udało się do Ameryki Południowej w poszukiwaniu dogodnego miejsca dla aryjskiej, niemieckiej kolonii z zamiarem spełnienia swoich antysemickich snów. Wybrali Paragwaj, wierząc, że jeśli Niemcy nie pozbędą się Żydów ze swojego terytorium, stworzą germańską utopię właśnie tam. Do dziś pozostaje niejasne, dlaczego uznali, że rezerwuar niemieckości znajdowałby się w paragwajskiej dżungli. Jedno jest pewne: Paragwaj, ponad dziesięć lat po klęsce militarnej, wciąż borykał się z konsekwencjami wojny trójprzymierza. Był zdziesiątkowany, stracił znaczną część swojej męskiej populacji i oddawał ziemię obcokrajowcom w celu wygenerowania obcej waluty mającej wpłynąć na ustabilizowanie sytuacji gospodarczej kraju.
Wybrana lokalizacja znajdowała się 250 kilometrów od Asunción, nad rzeką Aguaray-Guazú. Tam miała powstać kolonia, którą małżeństwo postanowiło nazwać Nową Germanią. Prezydent Bernardino Caballero zatwierdził projekt, wydzierżawił ziemię, mając nadzieję na sprowadzenie do Paragwaju przybyszów znad Renu, Mozeli i Odry. Czy właśnie w ten sposób dał do zrozumienia, że Paragwaj, a szerzej – cała Ameryka Łacińska jest doskonałym miejscem do zamieszkania, miejscem nadziei, a także schronieniem dla tych, którzy w Europie nie mieli czego szukać? Być może tak. Wszak w różnych okresach historii tysięczne, a nawet milionowe fale imigrantów napływające do Ameryki Łacińskiej od połowy XIX stulecia (między innymi z ziem polskich, z Niemiec, Włoch, Hiszpanii) wskazywały, że Nowy Świat może być atrakcyjnym punktem na Ziemi, gdzie warto inwestować, budować domy, prowadzić gospodarstwa rolne, zakładać przedsiębiorstwa, uczyć się.
Wielkie zainteresowanie i masę publikacji wywołała fala chłopskiej emigracji masowej do Brazylii, Argentyny, Paragwaju na początku lat dziewięćdziesiątych XIX wieku. Emigranci interesowali się przede wszystkim tym, co ich jako rolników najbardziej dotyczyło: ziemią, techniką upraw, przyrodą – w sumie najbliższym otoczeniem. Wśród społeczności emigranckiej znaleźli się również ludzie, którzy potrafili się wznieść na wyższy poziom analizy, zadawać pytania o miejsce imigranckich społeczności w kraju przyjmującym. Choć byli obcymi, to jednak bardzo szybko adaptowali się do zastanych warunków, czego przykładem są kolonie polskie i niemieckie „pod Krzyżem Południa”. Zwłaszcza polskie – w Misiones w Argentynie, w stanie Parana w Brazylii czy w departamencie Itapúa w Paragwaju. Wszyscy oni podejmowali trud gospodarzenia na nieznanej ziemi o zupełnie odmiennych od europejskich warunkach klimatycznych, krajobrazowych, społecznych i politycznych. Nie znali tutejszych zwyczajów i obyczajów, języka (hiszpańskiego, portugalskiego), miejscowych chorób, nie posiadali odpowiednich lekarstw, nie dysponowali narzędziami, które na początku ich pobytu w nowych ojczyznach pozwalały na skuteczne wylesianie olbrzymich połaci ziemi lub uprawę pól. Toczyli walkę z dżunglą, chorowali, a potem umierali. Zwłaszcza dzieci. Jednak większość poradziła sobie doskonale. Poradzili sobie Polacy, Hiszpanie, Włosi, Niemcy. Ci ostatni najlepiej. Nie ma się czemu dziwić, w okresie do wybuchu I wojny światowej Polacy nie mieli własnego państwa, a więc nie mogli liczyć na pomoc polskich placówek dyplomatycznych, ale pomagali sobie nawzajem.
Niemiecka migracja do Ameryki Południowej (szczególnie do Argentyny i Brazylii) jest często kojarzona przede wszystkim z falą emigracji narodowych socjalistów po II wojnie światowej. Jest to jednak zjawisko, którego nie można uznać za reprezentatywne dla całej niemieckiej emigracji na południowoamerykańskim kontynencie. W przeciwieństwie do Chile i Brazylii niemiecka imigracja do Argentyny w pierwszej połowie XIX wieku mogła się rozwijać tylko w ograniczonym zakresie ze względu na panującą tam niepewność polityczną. Jednak od 1853 roku, po wejściu w życie argentyńskiej konstytucji, niezwykle liberalnej w swojej polityce wobec cudzoziemców, niemiecka migracja do Argentyny znacznie wzrosła. Liczba Niemców w Argentynie powiększyła się z nieco mniej niż 5 tysięcy w 1871 roku do około 45 tysięcy lub 240 tysięcy osób niemieckojęzycznych w 1936 roku1. Około 40 tysięcy niemiecko-żydowskich imigrantów i stu wygnańców politycznych znalazło schronienie w Argentynie w czasach narodowego socjalizmu2.
Przed I wojną światową społeczność niemiecka charakteryzowała się niejednorodnością, z silną polaryzacją społeczną i stosunkowo luźnymi więziami. Pierwsza wojna światowa ożywiła patriotyzm, który zbliżył wszystkich Niemców, również tych w Ameryce Południowej. Chociaż większość państw latynoskich zadeklarowała neutralność podczas konfliktu, to jednak główne gazety (np. w Argentynie), takie jak „La Prensa” i „La Nación”, opowiadały się za aliantami, nawet liberalny „Argentinisches Tageblatt” walczył z antyniemiecką propagandą i „wrogością Niemców w Argentynie”3, która przejawiała się również w bojkotowaniu niemieckich firm na podstawie tzw. czarnych list. Uderzające jest to, że obie niemieckie gazety w Argentynie, „Deutsche La Plata Zeitung” i „Argentinisches Tageblatt”, promowały patriotyzm i usprawiedliwiały wojnę. Urodziny cesarza świętowały wszystkie stowarzyszenia. Stowarzyszenie Ochrony Imigrantów Germańskich mówiło o „cudownym patriotyzmie” Niemców w Ameryce Południowej, Volksbund für Argentinien mówił o „podziwie” i „dumie”. „Argentinisches Tageblatt” raz po raz podkreślał, że „niemiecka społeczność musi się zjednoczyć”, a nie dzielić.
Patriotyzm ten przejawiał się w postaci czterech elementów, które miały się pojawić ponownie podczas II wojny światowej. Po pierwsze, wszyscy chętni i zdolni do walki dla ojczyzny zostali poproszeni o zgłaszanie się do odpowiednich konsulatów. Trudno jest określić dokładną liczbę ochotników, ale według danych konsulatu Niemiec w Buenos Aires na froncie zginęło 156 Niemców z Argentyny. Po drugie, około 100 przedstawicieli 30 organizacji niemieckich spotkało się 7 sierpnia 1917 roku w Klubie Niemieckim i postanowiło utworzyć komitet, który zbierałby fundusze i wspierał Niemców poszkodowanych przez wojnę, zapewniając im mieszkania, pracę lub odzież. Po trzecie, aby przeciwstawić się antyniemieckiej propagandzie, zaczęto wydawać nową hiszpańskojęzyczną prasę. W listopadzie 1914 roku dyrektor niemieckiej „La Plata Zeitung” założył nową hiszpańskojęzyczną „La Unión”. Wreszcie, w odnowieniu niemieckich uczuć miało pomóc utworzenie w 1916 roku trzech niemieckich stowarzyszeń, z których dwa istnieją do dziś: 1. Deutsche Wohltätigkeitsgesellschaft (Niemieckie Towarzystwo Dobroczynności). DWG specjalizował się w problemach mieszkaniowych i pracowniczych podczas wojny; 2. Niemiecka Izba Handlowa, której celem była walka z ekonomicznymi konsekwencjami konfliktu. W 1918 roku stowarzyszenie liczyło 120 członków.
Najbardziej reprezentatywne w tym okresie było Niemieckie Stowarzyszenie Ludowe dla Argentyny założone 2 lipca 1916 roku przez dyrektorów dwóch niemieckich gazet, Theodora Alemanna i Emila Tjarksa, w celu pełnienia funkcji organizacji parasolowej dla wszystkich stowarzyszeń, które „uważają niemiecką ojczyznę za świętość, wspierają naród niemiecki w Ameryce Południowej, przywiązują wagę do języka niemieckiego i niemieckich zwyczajów”. Volksbund miał dążyć do stworzenia większej jedności i stanowić filar przeciwko otaczającemu „romanizmowi”, a jego główne motto brzmiało: „Pamiętaj, że jesteś Niemcem!”4. Charakterystyczny dla tego okresu był nowy duch, który miał na celu „utrzymać kontakt ze źródłami ojczyzny”. Nigdy więcej nie było tak silnej jedności wśród Niemców w Ameryce Południowej, a szczególnie w Argentynie.
Nieco inaczej przedstawiała się sytuacja imigracyjna w Brazylii. Warunki wjazdu do kraju były dość rygorystyczne, polityka restrykcyjna, a łączenie rodzin ściśle regulowane, wizy turystyczne i tranzytowe oferowały ograniczone możliwości wjazdu. Wyjątki dotyczyły pracowników kultury i naukowców. Zezwolenia na pracę były wydawane wyłącznie w przypadku zezwolenia na pobyt. Przybliżona łączna liczba uchodźców z krajów niemieckojęzycznych w latach 1933–1945 wahała się między 16 tysięcy a 19 tysięcy5, wśród których było wielu Żydów, często dysponujących jedynie tymczasowym zezwoleniem na pobyt. Wszyscy oni napotykali wiele trudności w uzyskaniu dobrze płatnej pracy. Rzemieślnicy, technicy, inżynierowie i doświadczeni w handlu emigranci mieli mniej trudności dostosowawczych; do 1940 roku od 6 tysięcy do 7 tysięcy uchodźców założyło 187 małych i średnich przedsiębiorstw, natomiast lekarze i prawnicy przez długi czas nie otrzymywali licencji na wykonywanie swojego zawodu. Brazylia była drugim po Argentynie najważniejszym krajem przyjmującym uchodźców niemieckich w Ameryce Łacińskiej. Emigracja koncentrowała się w miastach Rio de Janeiro, São Paulo i Porto Alegre, a także w niektórych osadach wiejskich na południu. Można tu wymienić takie kolonie jak Blumenau oraz Rolândia, gdzie intensywnie kultywowano kulturę niemiecką. Od początku 1938 roku w Brazylii zakazano publikacji obcojęzycznych. Po przystąpieniu tego kraju do wojny w 1941 roku zakazano używania języka niemieckiego w miejscach publicznych. Stanowiło to poważne ograniczenie i oznaczało, że uchodźcy musieli się przystosować do nowej kultury z większym zaangażowaniem.
Klęska w pierwszej, a zwłaszcza w drugiej wojnie światowej szczególnie mocno uderzyła w Niemców wszystkich tendencji politycznych w Ameryce Łacińskiej, ponieważ nie byli na taki rozwój wydarzeń przygotowani. Jak wyjaśnia Theodor Alemann, autor artykułu Der Zwist im Volksbund, Niemcy w krajach latynoskich śledzili wydarzenia w Europie z zewnątrz, nie znali trudności w starej ojczyźnie i byli znacznie bardziej zaskoczeni niż ci, którzy tam mieszkali6. Niemcy w Argentynie jednogłośnie potępili traktat wersalski jako „haniebny” i „niegodny” pokój narzucony siłą. Wraz z przegraną wojną została nadszarpnięta niemiecka jedność, której elementy obserwowaliśmy w czasie istnienia Republiki Weimarskiej. Pomimo poczucia przynależności do tej samej ojczyzny Niemcy w Argentynie spierali się, kto był za, a kto przeciw republice. Ten „uderzający kontrast” – jak podkreślał Alemann – był widoczny gołym okiem7. Większość niemieckich imigrantów sprzeciwiała się republice. Niemcy, tacy jak Werner Hofmann, mówili o „przytłaczającej większości”, niemogącej zaakceptować republiki, pragnącej jednocześnie „silnych i pewnych siebie Niemiec” wypełnionych „pacyfistycznymi ideałami”8.
Te różne postawy doprowadziły do silnych napięć w prasie i stowarzyszeniach. Podczas gdy „Argentinisches Tageblatt” wspierał republikę, „Deutsche La Plata Zeitung” stale powoływała się na monarchię. Oba tytuły atakowały się nawzajem: „Deutsche La Plata Zeitung” została oskarżona przez :Argentinisches Tageblatt” o bycie „organem monarchistycznym”, który współpracował z „prawicowymi bolszewikami” i „naturalnie służył zwykłej nacjonalistycznej propagandzie”. „Deutsche La Plata Zeitung” natomiast oskarżała „Argentinisches Tageblatt” o to, że „zgromadził małą grupę malkontentów i doktrynalnych teoretyków”. Podjęte próby zjednoczenia instancji emigracyjnych nie przynosiły rezultatów. Sytuacja taka trwała aż do wybuchu II wojny światowej. W Buenos Aires pod koniec 1942 roku utworzono wspólny organ, Comisión coordinadora de los Alemanes Democráticos en la Argentina (Komisję Koordynacyjną Demokratycznych Niemców w Argentynie), która w styczniu 1943 roku zorganizowała w Montevideo (Urugwaj) Kongres Niemieckich Antyfaszystów pod przewodnictwem Augusta Siemsena w celu ułatwienia zjednoczenia na całym kontynencie latynoamerykańskim. Niepublikowane propozycje rezolucji i listy rzucają nowe światło na postawy różnych uczestników. Prawdą jest, że wydano wspólną deklarację i utworzono Komitet Trzech jako organ centralny, ale już w maju 1943 roku próba osiągnięcia porozumienia nie powiodła się z powodu rywalizacji z organizacją Wolne Niemcy utworzoną w Meksyku w 1941 roku, która znajdowała się pod wpływem komunistów.
Zjednoczony front w Ameryce Łacińskiej nie zmaterializował się. Zarówno w XIX, jak i w XX wieku pełen zakres możliwych reakcji politycznych znalazł odzwierciedlenie w jednym i tym samym miejscu, co jest rzadkością na emigracji. Rozwój sytuacji politycznej w Niemczech w latach 1870–1945 miał przeciwne skutki. Podział spowodowany przez narodowy socjalizm do dziś pozostawia ślady, choć stają się one coraz bardziej rozmyte, jak pokazuje analiza.
Pod względem społeczno-kulturowym integracja dwóch typów imigrantów, tj. niemieckich emigrantów do 1933 roku i niemiecko-żydowskich emigrantów po 1933 roku, odbywała się w przeciwnych kręgach. W rzeczywistości różnica między „aryjskimi Niemcami” i „niemieckimi Żydami” była absolutna. Każdy krąg posiadał swoje własne instytucje, czy to kulturalne (Deutscher Klub/Jüdische Kulturgemeinschaft IKG), religijne (protestanckie, katolickie, kongregacje izraelskie), sportowe (kluby, różne stowarzyszenia) lub charytatywne (Deutscher Volksbund für Argentinien/Hilfsverein deutschsprechender Juden). Każda społeczność miała własne szkoły (Szkoła Goethego, Szkoła Pestalozziego, które zostały założone w 1934 roku dla dzieci imigrantów i przeciwników nazizmu), własne gazety („Deutsche La Plata Zeitung”, „Argentinisches Tageblatt” czy „Jüdische Wochenschau”)9. Członkowie poszczególnych kręgów nie mieszali się ze sobą, socjalizowali się w specjalnie utworzonych wspólnotach religijnych i kulturowych oraz czytali niemieckojęzyczną prasę. Zwyczaje kulinarne, takie jak wieczorny posiłek bardzo wcześnie wieczorem, co jest zupełnie nieznane w Ameryce Łacińskiej, oraz tradycje kulturowe, takie jak punktualność i etyka pracy, były częściami niemieckiej tożsamości i zarazem przeszkodą na drodze do pełnej asymilacji.
Niemiecka migracja do Ameryki Łacińskiej miała wpływ na wiele dziedzin życia w różnych krajach Nowego Świata. Najbardziej interesującą rzeczą w dziedzinie niemieckich wpływów na tym obszarze jest jej wszechstronność. Zgromadzono dane na temat różnych form tej imigracji (prywatnej, ekonomicznej, politycznej), dwóch podstawowych typów osadnictwa (imigracji indywidualnej lub imigracji grupowej w zamkniętych koloniach), rodzajów instytucji (kulturalnych, religijnych, edukacyjnych), a także na temat rodzajów reakcji mających wpływ na rozwój polityczny Niemiec. Imigracja niemiecka jawi się we wszystkich obszarach jako lustrzane odbicie rozwoju w kraju pochodzenia, który jednak zawsze zachowywał swoją specyfikę.
Po 1938 roku, kiedy nie można już było zaprzeczać agresji narodowych socjalistów i prawdopodobieństwu wojny z udziałem narodów zachodnich, zjednoczona reprezentacja Niemców żyjąca na obczyźnie mogłaby mieć wpływ na proces decyzyjny przyszłej koalicji przeciwko Hitlerowi, a przynajmniej na przedstawienie sugestii dotyczących odbudowy demokratycznych Niemiec po wojnie. Nie ma dowodów na poparcie tej sugestii w źródłach historycznych, ale wszystko wskazuje na to, że podczas II wojny światowej ani rząd brytyjski, ani amerykański nie przywiązywały szczególnej wagi do organizacji politycznej (lub jej braku) Niemców poza granicami Europy10.
Jeśli oceniać walkę niemieckich imigrantów z narodowym socjalizmem wyłącznie na podstawie działań partii politycznych i autorów rozlicznych publikacji, ich wysiłki wydają się niewystarczające. Z perspektywy dekonstrukcyjnej i postkolonialnej11.
Grupy na wygnaniu, które szybko porzuciły oczekiwania powrotu do Niemiec i zamiast tego dążyły do szybkiej integracji z krajami, które udzieliły im schronienia, miały zupełnie inne doświadczenia. Byli to przede wszystkim uczeni, ale także artyści, którzy nie uzależnili się od swojego języka ojczystego. Pokonali narodową mentalność zamkniętego kontenera. Ostatnio ich otwartość na te nowe doświadczenia coraz częściej nazywa się „hybrydowością” – termin ten ukuli sami uczeni na wygnaniu w latach trzydziestych XX wieku, gdy zastanawiali się i przetwarzali własne doświadczenia12.
Plaża w pobliżu Sao Paulo
Trzeba podkreślić, że nazizm w Ameryce Łacińskiej rozpoczął się jeszcze przed II wojną światową, kiedy NSDAP prowadziła w kraju propagandę polityczną, aby zyskać zwolenników wśród członków społeczności niemieckiej. Nie można powiedzieć, że większość społeczności niemieckiej w Argentynie, Brazylii lub innych krajach tego regionu wyznawała ideologię nazistowską, ale znaczna jej część została zinfiltrowana przez nazistów. Naziści w Brazylii skupiali się przede wszystkim na warstwach biznesowych i miejskich społeczności niemieckiej, a nie na regionach wiejskich. Nie wszyscy członkowie NSDAP w Brazylii byli zaangażowani ideologicznie; wielu zrobiło to w pogoni za korzyściami ekonomicznymi, jakie mogłoby zaoferować takie członkostwo. Z ogólnej liczby Niemców w Brazylii tylko 2822 należało do NSDAP, co stanowiło niecałe 5% społeczności niemieckiej. Naziści rozprzestrzenili się w 17 stanach Brazylii z północy na południe, większość w trzech głównych: São Paulo, Rio de Janeiro, Santa Catarina13.
W tym czasie w Brazylii mieszkało około 900 tysięcy Brazylijczyków niemieckiego pochodzenia, ale nie mogli dołączyć do partii, ponieważ była ona zarezerwowana dla rdzennych Niemców. Głosowanie w wyborach w Brazylii nie leżało więc w interesie nazistów, a ich partia nigdy nie została zarejestrowana w Najwyższym Sądzie Wyborczym Brazylii. Według ówczesnego ambasadora Niemiec w tym kraju, Karla Rittera, istniały wyraźne instrukcje, że partia nie powinna ingerować w wewnętrzne sprawy państwa. NSDAP działała w Brazylii od 1928 do 1938 roku bez ingerencji rządu brazylijskiego, na którego czele stanął Getúlio Vargas. W 1938 roku, po ustanowieniu dyktatury Estado Novo14, NSDAP i wszystkie inne zagraniczne stowarzyszenia polityczne uznano za nielegalne.
Po klęsce Niemiec w II wojnie światowej wielu nazistów poszukiwanych przez aliantów jako podejrzanych o zbrodnie wojenne uciekło z Europy i ukrywało się wśród społeczności krajów latynoskich. Niektóre badania wykazały, że po wojnie z Europy do krajów Ameryki Południowej uciekło nawet 9 tysięcy nazistów i współpracowników z innych krajów. Do samej Brazylii przybyło od 1,5 tysiąca do 2 tysięcy zbrodniarzy wojennych. Kolejne 500–1000 osiedliło się w Chile, a najwięcej – do 5 tysięcy – w Argentynie15. Nie można w tym zestawieniu zapomnieć o Paragwaju.
Większość nazistów, którzy uciekli do Ameryki Południowej, wjechała do krajów, do których wyemigrowali, korzystając z paszportów Czerwonego Krzyża. W ich uzyskaniu pomagał watykański biskup, Alois Hudal. Niewielu z nich stanęło przed sądem. Pułkownik SS Walter Rauff, twórca mobilnych komór gazowych, w których zginęło ponad 100 tysięcy ludzi, zmarł w Chile w 1984 roku. Eduard Roschmann, znany jako „Rzeźnik z Rygi”, zmarł w Paragwaju w 1977 roku. Gustav Wagner, znany oficer SS („Bestia”), zmarł w Brazylii w 1980 roku po tym, jak brazylijski Sąd Najwyższy odmówił jego ekstradycji. Najbardziej znanym przypadkiem był Josef Mengele, lekarz, który w obozie koncentracyjnym Auschwitz zasłynął jako „Anioł Śmierci”. Mengele przeprowadzał eksperymenty medyczne na ludziach, zawsze bez znieczulenia. Badał doskonałość rasy aryjskiej. Sporą część ofiar jego „eksperymentów naukowych” stanowiły karły i bliźnięta. Mengele ukrywał się najpierw w Argentynie, następnie w Paragwaju, a na końcu w Brazylii, w głębi stanu São Paulo (od 1970 do 1979 roku). Utonął w Bertiodze na wybrzeżu stanu São Paulo i nigdy nie został rozpoznany.
Możemy powiedzieć, że ostatecznie Ameryka Łacińska była rajem, którego szukała większość nie tylko niemieckich emigrantów. Także po zakończeniu II wojny światowej, po klęsce Hitlera. Znajdował się wśród nich Josef Mengele, który jeszcze na kilka tygodni przed wkroczeniem wojsk alianckich do Auschwitz, jakby nie zauważając tego, co się wydarzyło, wszedł na rutynową kontrolę do obozowego baraku. Jedna z więźniarek zanotowała: „Dzisiejszego poranka mieliśmy pobudkę wcześniej niż zwykle. Wszystko z powodu tego, że miał nas odwiedzić Lagerarzt Josef Mengele (…). Tak naprawdę oznaczało to selekcję osób, która miała wyłonić kolejnych uczestników nieznanych nam eksperymentów medycznych. Tak wtedy, jak i dzisiaj nazwisko Mengele zmuszało nas do wymiotów, powodowało palpitację serca i strach, którego żadna z nas nie była w stanie opisać (…). Pamiętam, że «Anioł Śmierci» zjawił się w nienagannym stroju. Jego buty lśniły do tego stopnia, że bez większego problemu można się było w nich przejrzeć. Miał ze sobą białe rękawiczki, pejcz i pistolet za paskiem. Wszystko szło z godnie z planem aż do czasu, gdy zapytał pewną Żydówkę o stan zdrowia. Ta, długo nie myśląc, powiedziała o dwa słowa za dużo. Zaczęła narzekać (…). Pokiwał głową i zapewnił, że jutro pojedzie do sanatorium. Następnego dnia kobieta została wyprowadzona i zapędzona wprost do komory gazowej”16.
Kilka lat później, w zupełnie innych okolicznościach, zapewne już w paragwajskiej rzeczywistości, Mengele zanotował w swoim pamiętniku: „Jeszcze w tym samym roku dostaję honorowe obywatelstwo Günzburga, czyli miasta, w którym przyszedłem na świat. Po wojnie moje medyczne eksperymenty zostają docenione przez naukowców z całego świata. Pochwały płyną zza oceanu. Nie mogę się opędzić od zaproszeń na konferencje naukowe. Nikt nie krytykuje moich poczynań, wręcz przeciwnie – niektórzy mają nawet pretensje, że nie zacząłem eksperymentów już wcześniej (…). Nie mogę tylko pojąć, co się stało z naszym naczelnym wodzem Adolfem Hitlerem. Niespodziewanie, po podpisaniu porozumienia o zakończeniu wojny, zapadł się pod ziemię…”17.
Czy słowa te napisał w swoim paragwajskim domu w Nowej Germanii lub Hohenau? Nie wiemy. Paragwaj zapewniał mu większe bezpieczeństwo życia niż Europa i mniejszą utratę tożsamości niż inne kraje emigracji. Ameryka Łacińska należała do faworytów nazistowskich szlaków ucieczki, jeśli chodzi o zabezpieczenie własnych interesów. Mimo niedogodności i obowiązku przestrzegania pewnych lokalnych zasad, biorąc pod uwagę społeczności niemieckie w Argentynie, Chile, Paragwaju, Brazylii i innych krajach, liczył się instynkt przetrwania, jak zanotował w swoim pamiętniku Josef Mengele: „To on jest sprawcą zaniku moralności”18.
1Schätzung für 1936 vom Deutschen Volksbund für Argentinien, [w:] Jahrbuch 1938, s. 35.
2 Tamże.
3Anfeindungen von Deutschen in Argentinien, [w:] „Argentinisches Tageblatt” 12.11.1914, nr XXVI, s. 2; Wo bleiben wir und was fangen wir an?, [w:] „Argentinisches Tageblatt”, 06.03.1915, nr XXVII, s. 3.
4Der Volksbund für Argentinien, seine Aufgaben, seine Gestaltung, [w:] „Argentinisches Tageblatt” 17.06.1916, nr XXVIII, s. 5.
5 C.D. Krohn, P. Mühlen, von zur, Handbuch der deutschsprachigen Emigration 1933–1945, wyd. 2, Darmstadt 2008, s. 45.
6 T. Alemann, Der Zwist im Volksbund, [w:] „Argentinisches Tageblatt”, 21.05.1919, nr XXXI, s. 2.
7 T. Alemann, Auslandsdeutsche Einheitsfront und Republik, [w:] „Argentinisches Tageblatt” 10.03.1923, nr XXXV (10263), s. 2.
8 W. Hoffmann, Neue Zeiten, neue Probleme, [w:] Geschichte der Goethe Schule, Buenos Aires 1972, s. 39.
9 „Argentinisches Tageblatt” 06.09.1922, nr XXXIV (10107), s. 3.
10 C. D. Krohn, Propaganda als Widerstand? Die Braunbuch -Kampagne zum Reichstagsbrand 1933, [w:] Exilforschung: Ein Internationales Jahrbuch, München 1997, t. 15: s. 10–32.
11 E. Matthias, Erich (red.), Mit dem Gesicht nach Deutschland: Eine Dokumentation über die sozialdemokratische Emigration: Aus dem Nachlaß von Friedrich Stampfer ergänzt durch andere Überlieferungen, Düsseldorf 1968.
12 S. Braese, Exil und Postkolonialismus, [w:] Exilforschung: Ein Internationales Jahrbuch, München 2009, t. 27, s. 1–19.
13Deutsche Emigranten in Lateinamerika, hier speziell in Argentinien und Brasilien, „Emigration und Exil von Wissenschaftlern und Ingenieuren 1930-1950”, https://www.hi.uni-stuttgart.de/gnt/exil/Lateinamerika.html (dostęp: 31.08.2023 r.).
14 Rząd Estado Novo promował przymusową integrację Niemców i ich potomków żyjących w odległych społecznościach południowej Brazylii. Rząd kilkakrotnie rozprawiał się ze zwykłymi imigrantami, którzy nie mieli żadnego związku z nazistowskimi Niemcami. W 1940 roku, odwiedzając Blumenau, miasto niemieckiej kolonizacji w stanie Santa Catarina, Vargas oświadczył: „Brazylia nie jest ani angielska, ani niemiecka. Jest suwerennym krajem, który zapewnia poszanowanie swojego prawa i reprezentuje swoje interesy. Brazylia to Brazylijczyk. (...) Jednak bycie Brazylijczykiem nie oznacza tylko szanowania brazylijskiego prawa i szanowania władz. Bycie Brazylijczykiem oznacza kochanie Brazylii. To uczucie pozwala nam powiedzieć: «Brazylia dała nam chleb; oddamy jej naszą krew»”. Prześladowani byli także imigranci z Włoch, ziem polskich i inni, zmuszani do przyznawania się do „Brazylii”. Zob. K. Kohut, P. von zur Mühlen, Alternative Lateinamerika. Das deutsche Exil in der Zeit des Nationalsozialismus, Frankfurt 1994.
15 S. Bujak: Visualisierung deutschsprachiger Emigration nach 1933 anhand geotemporaler Karten, Stuttgart, 2018, s. 45–62.
16 Ch. Macht, Spowiedź doktora Mengele. Szczera rozmowa z więźniarką z Auschwitz, Warszawa 2021, s. 109.
17 Tamże, s. 212.
18 Tamże, s. 210.